Legowisko Umhry
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Legowisko Umhry
Legowisko Umhry - rzecznego trolla raczej małych jak na tę rasę rozmiarów - mieści się w pomieszczeniu odchodzącym tuż od wejścia, za dwuskrzydłowymi, sztucznie poszerzonymi drzwiami; dnie najczęściej spędza na sienniku usypanym dla niego wewnątrz, lekkim snem czuwając jednak nad bezpieczeństwem lecznicy. Od samego pomieszczenia ciągnie się korytarz w dół, do piwnic, który Umhra wykopał sobie sam. Stąd - ciągnie się jednie pochyłą ziemią i wydaje się nieszczególnie stabilny. Na dnie leżą kości, pozostałości po posiłkach. Porozstawiane wzdłuż ścian kadzidła usilnie próbując zamaskować nieprzyjemny zapach - latem mniej, zimą bardziej skutecznie.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:03, w całości zmieniany 1 raz
Nienawidziła ludzi, którzy próbowali ustawiać ją do pionu. Zwłaszcza obcych, fałszywie uprzejmych, w lepszej od niej kondycji i pozycji, które mogli arogancko wykorzystywać. Chciała się kłócić, chciała tę babę poszarpać, ugryźć, kopnąć, ale miała świadomość, że jest w tej chwili jedynym ratunkiem, gdy za progiem czaiła się śmierć. Dała za wygraną i rozłożyła ramiona na obie strony z dziwacznym, prowokującym uśmieszkiem.
Nic nie wiesz, Alickina.
Niech sobie wierzy w co chce, stary skurwysyn. I ona też, ta obca anielica z piekła Nokturnu rodem. Kto w ogóle brał do domu znajdę dogorywającą na schodach? Kto był tak głupi, żeby zaufać umierającemu? Gdyby była bardziej zdesperowana... a zresztą. Nie była wcale zagrożeniem, nie dziś, gdy była tak słaba. Ale mogła tu jeszcze wrócić, kiedyś. A z czym, to się okaże, kiedy już obejrzy efekty pracy tej uzdrowicielki.
- Ty też, sko'o zga'niasz t'upy z ulicy - powiedziała, sepleniąc już nieco mniej, ale wciąż nie brzmiąc na tyle poważnie, na ile by chciała. W wyschniętym gardle ją paliło, ślina smakowała krwią. - A gdybym była złodziejem? Albo mo'de'cą? - Tylko jedna z tych odpowiedzi była prawidłowa, ale była ciekawa jej reakcji.
Nie żeby wyglądała szczególnie przerażająco, gdy tak dyszała ciężko, bez oka, nie będąc w stanie ustać na nogach z powodu upływu krwi i opuchlizny na ukąszonej łydce.
- Tylko wąż. - Pokręciła głową, zła, że nie została zrozumiana. Zmarszczyła czarne brwi, a potem jęknęła, gdy spotęgowało to ból pustego oczodołu. - Suczysko to baba, któ'a mnie zaatakowała. Bez powodu. Chuj z wami wszystkimi - Nokturnowymi szumowinami, które chciała okraść, bez najmniejszego powodzenia. - Może z tobą nie. Jesteś głupia, ale masz hono'. Honor - Z wysiłkiem położyła nacisk na słowo. - Kim jesteś? - spytała, zdając sobie nagle sprawę, że wciąż tego nie wie. - Ja jestem Elis - Wymyślanie imion na poczekaniu przychodziło jej tak naturalnie jak oddychanie, nawet gdy cierpiała.
Zwłaszcza, gdy cierpiała.
Spięła się w sobie, gdy kobieta, mniej lub bardziej litościwie, ostrzegła ją przed bólem. Zacisnęła zęby mocno, aż coś zaskrzypiało jej przy żuchwie, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku, poza pogłębionym sapaniem. Z czoła spłynęła jej kropla potu, ale zniosła ból dzielnie. Nie popłakała się. I nie popłacze.
- Co to znaczy "jeśli"? Muszę je mieć - zirytowała się, a potem otarła ze zmęczeniem czoło i na krótką chwilę zasłoniła oczy. - Zapłacę. Ale nie mam dziś nic p'zy sobie. Do końca miesiąca? - Miała nadzieję, że się zgodzi i nie rozjątrzy jej rany na nowo, gdy się o tym dowie. Pies by to jebał. - Mhm - Nie skupiała się szczególnie na mdłym pouczaniu, ale dała kobiecie się wygadać, zanim na powrót odsłoniła czoło. - No. Będę 'zygać - ostrzegła, przechylając głowę za łóżko.
Nic nie wiesz, Alickina.
Niech sobie wierzy w co chce, stary skurwysyn. I ona też, ta obca anielica z piekła Nokturnu rodem. Kto w ogóle brał do domu znajdę dogorywającą na schodach? Kto był tak głupi, żeby zaufać umierającemu? Gdyby była bardziej zdesperowana... a zresztą. Nie była wcale zagrożeniem, nie dziś, gdy była tak słaba. Ale mogła tu jeszcze wrócić, kiedyś. A z czym, to się okaże, kiedy już obejrzy efekty pracy tej uzdrowicielki.
- Ty też, sko'o zga'niasz t'upy z ulicy - powiedziała, sepleniąc już nieco mniej, ale wciąż nie brzmiąc na tyle poważnie, na ile by chciała. W wyschniętym gardle ją paliło, ślina smakowała krwią. - A gdybym była złodziejem? Albo mo'de'cą? - Tylko jedna z tych odpowiedzi była prawidłowa, ale była ciekawa jej reakcji.
Nie żeby wyglądała szczególnie przerażająco, gdy tak dyszała ciężko, bez oka, nie będąc w stanie ustać na nogach z powodu upływu krwi i opuchlizny na ukąszonej łydce.
- Tylko wąż. - Pokręciła głową, zła, że nie została zrozumiana. Zmarszczyła czarne brwi, a potem jęknęła, gdy spotęgowało to ból pustego oczodołu. - Suczysko to baba, któ'a mnie zaatakowała. Bez powodu. Chuj z wami wszystkimi - Nokturnowymi szumowinami, które chciała okraść, bez najmniejszego powodzenia. - Może z tobą nie. Jesteś głupia, ale masz hono'. Honor - Z wysiłkiem położyła nacisk na słowo. - Kim jesteś? - spytała, zdając sobie nagle sprawę, że wciąż tego nie wie. - Ja jestem Elis - Wymyślanie imion na poczekaniu przychodziło jej tak naturalnie jak oddychanie, nawet gdy cierpiała.
Zwłaszcza, gdy cierpiała.
Spięła się w sobie, gdy kobieta, mniej lub bardziej litościwie, ostrzegła ją przed bólem. Zacisnęła zęby mocno, aż coś zaskrzypiało jej przy żuchwie, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku, poza pogłębionym sapaniem. Z czoła spłynęła jej kropla potu, ale zniosła ból dzielnie. Nie popłakała się. I nie popłacze.
- Co to znaczy "jeśli"? Muszę je mieć - zirytowała się, a potem otarła ze zmęczeniem czoło i na krótką chwilę zasłoniła oczy. - Zapłacę. Ale nie mam dziś nic p'zy sobie. Do końca miesiąca? - Miała nadzieję, że się zgodzi i nie rozjątrzy jej rany na nowo, gdy się o tym dowie. Pies by to jebał. - Mhm - Nie skupiała się szczególnie na mdłym pouczaniu, ale dała kobiecie się wygadać, zanim na powrót odsłoniła czoło. - No. Będę 'zygać - ostrzegła, przechylając głowę za łóżko.
do not be afraid to bare your teeth
you were not brought into this world
covered in blood to become a gentle
tamed thing
you were not brought into this world
covered in blood to become a gentle
tamed thing
Zmarszczyła brew, jej dłoń drgnęła nad jej nogą; zaklęcie, które miało uleczyć jej ranę, nie odniosło właściwego skutku, być może przez rozproszenie wywołane jej słowem. Zdarzali jej się różni pacjenci, lecz takich, którzy nie zamierzali współpracować lub byli zbyt uciążliwi, nie miała zwyczaju przyjmować. Przyjmować, dziewczyna sama zjawiła się u jej progu. Już od dawna nie poszukiwała osób, na których mogłaby zarobić, nie musiała.
- Och - odpowiedziała z westchnieniem. - To by było naprawdę straszne - Trudno jej było uwierzyć, że ta dziewczyna sądziła, że Cassandra przyjmowała w swojej lecznicy na Nokturnie wielkich świata polityków i przeciętnych spokojnych czarodziejów wiodących równie przeciętny żywot zjadacza chleba. Nie, do jej lecznicy trafiali ci, którzy z różnych względów nie chcieli znaleźć się w Mungu. Złodziejów i morderców miała to bez liku, właśnie dlatego nie pozostawała bez ochrony. I właśnie dlatego tak bardzo ją tutaj ceniono, mogła liczyć na pomoc wielu. Cmoknęła cicho, ściągając trolla, który od razu zareagował na jej słowa - i przystanął w korytarzu, łypiąc okiem do środka. Cassandra spojrzała na niego porozumiewawczo, jeszcze wahając się, czy dziewczyna dostanie dziś pomoc, czy nauczkę. Odeszła od niej, pozostawiając świeżą ranę nienaruszoną. - Elis - powtórzyła, wrzucając brudny ręcznik do misy z wodą i zabierając naczynie, by je przemyć. Nie odpowiedziała, nie zamierzała jej się przedstawiać. Zwykle pomijała tu swoje nazwisko, zdradzała imię, gdy musiała. Teraz nie musiała. - Czy będę mądrzejsza, jeśli cię stąd wyrzucę? - zapytała, skinąwszy głową na trolla, który drgnął, spoglądając na Kinę. Gest Cassandry wstrzymał jego działanie. Na razie.
- Jeśli w oczodół wda się infekcja, już go nie odzyskasz - poinformowała ją krótko. Oczyściła ranę, ale Kina o tym nie wiedziała. To nawet uprzejme, że chuj nie był ukierunkowany do niej, ale mimo to nie zamierzała znosić obelg pod własnym adresem. Czy naprawdę nazywała głupią swoją jedyną szansę na przetrwanie? - 80 za pomoc, 20 za noc, 300 za oko - poprawiła się, podnosząc stawkę. Kina nie wyobrażała sobie nawet, jak wielu Cassandra miała przyjaciół - przyjaciół, którzy mogli wyegzekwować tę zapłatę. - Zapłacisz mi całość zanim zacznę pracować nad twoim okiem. - Ale mimo to nie zamierzała jej iść na rękę. Wyglądało na to, że lekcja pokory była tej kobiecie bardzo potrzebna. - Im szybciej przyniesiesz pieniądze, tym szybciej odzyskasz wzrok - odparła, spoglądając w jej zdrowy oczodół, gdy rozkładała się na jej łóżku, nad raną w dalszym ciągu nie pochyliła się po raz drugi. Nie zwróciła też uwagi na jej wymioty.
- Och - odpowiedziała z westchnieniem. - To by było naprawdę straszne - Trudno jej było uwierzyć, że ta dziewczyna sądziła, że Cassandra przyjmowała w swojej lecznicy na Nokturnie wielkich świata polityków i przeciętnych spokojnych czarodziejów wiodących równie przeciętny żywot zjadacza chleba. Nie, do jej lecznicy trafiali ci, którzy z różnych względów nie chcieli znaleźć się w Mungu. Złodziejów i morderców miała to bez liku, właśnie dlatego nie pozostawała bez ochrony. I właśnie dlatego tak bardzo ją tutaj ceniono, mogła liczyć na pomoc wielu. Cmoknęła cicho, ściągając trolla, który od razu zareagował na jej słowa - i przystanął w korytarzu, łypiąc okiem do środka. Cassandra spojrzała na niego porozumiewawczo, jeszcze wahając się, czy dziewczyna dostanie dziś pomoc, czy nauczkę. Odeszła od niej, pozostawiając świeżą ranę nienaruszoną. - Elis - powtórzyła, wrzucając brudny ręcznik do misy z wodą i zabierając naczynie, by je przemyć. Nie odpowiedziała, nie zamierzała jej się przedstawiać. Zwykle pomijała tu swoje nazwisko, zdradzała imię, gdy musiała. Teraz nie musiała. - Czy będę mądrzejsza, jeśli cię stąd wyrzucę? - zapytała, skinąwszy głową na trolla, który drgnął, spoglądając na Kinę. Gest Cassandry wstrzymał jego działanie. Na razie.
- Jeśli w oczodół wda się infekcja, już go nie odzyskasz - poinformowała ją krótko. Oczyściła ranę, ale Kina o tym nie wiedziała. To nawet uprzejme, że chuj nie był ukierunkowany do niej, ale mimo to nie zamierzała znosić obelg pod własnym adresem. Czy naprawdę nazywała głupią swoją jedyną szansę na przetrwanie? - 80 za pomoc, 20 za noc, 300 za oko - poprawiła się, podnosząc stawkę. Kina nie wyobrażała sobie nawet, jak wielu Cassandra miała przyjaciół - przyjaciół, którzy mogli wyegzekwować tę zapłatę. - Zapłacisz mi całość zanim zacznę pracować nad twoim okiem. - Ale mimo to nie zamierzała jej iść na rękę. Wyglądało na to, że lekcja pokory była tej kobiecie bardzo potrzebna. - Im szybciej przyniesiesz pieniądze, tym szybciej odzyskasz wzrok - odparła, spoglądając w jej zdrowy oczodół, gdy rozkładała się na jej łóżku, nad raną w dalszym ciągu nie pochyliła się po raz drugi. Nie zwróciła też uwagi na jej wymioty.
bo ty jesteś
prządką
prządką
Nie musiała być w pełni sił, by wyłapać szyderczą ironię, znała ją dobrze od dziecka, bo w rodzinnym domu rzadko odzywano się do siebie inaczej. Jeśli nie sarkazm, to zwykłe obelgi, groźby, manipulacje. Znalazła się chyba w swoim małym piekle, skoro w chwilach największej wrażliwości musiała znosić to babsko, które z każdą chwilą mniej przypominało jej matkę, a bardziej ojca, skurwysyna bez emocji. Mogłaby jej udowodnić jak bardzo się myliła, zbywając jej ostrzeżenia, ale powstrzymywał ją troll, śmierdzące, wielkie cielsko o przedramionach szerszych niż ona cała.
Nie patrzyła już prawie wcale na nią, tylko na to bydlę, nie dowierzając w to, że ktoś naprawdę chciałby trzymać coś tak brzydkiego pod swoim dachem. Trolle były nieprzewidywalne i w każdej chwili mogły się zwrócić przeciwko ludziom... chyba. Nie była najbystrzejszą uczennicą i mało pamiętała realnych faktów na temat stworzeń, ale co to miało za znaczenie. Wystarczyło na niego spojrzeć, żeby stać się ostrożnym. A kobieta prowadząca ten przysiółek dla mętów była, cóż, nawiedzona.
Bardziej wiedźma niż czarownica, brakowało jej tylko brzydoty, choć w duszy pewnie więcej w niej było z trolla niż z człowieka.
- Nie - mruknęła niechętnie w odpowiedzi na pytanie, łypiąc na trolla spode łba. Jednym okiem, nie mogła o tym zapomnieć, nie mogła, dopóki nie dostanie czego chce. Nie umrze z tak głupiego powodu, była w stanie zacisnąć zęby i jakoś przetrwać to upokorzenie, tak jak to robiła wielokrotnie w burdelu.
Myślała, że od wyjścia z tamtej nory pełnej dziwek nie będzie musiała się tak płaszczyć nigdy więcej, ale co innego mogła zrobić? Pójść do Munga? Za jakie pieniądze? Nie miała żadnego ubezpieczenia bo nie pracowała legalnie, poza tym jeszcze ktoś by ją rozpoznał i zamknął. Choćby za prostytucję, jak nie za rozboje. Uzdrowiciele też chadzali na dziwki.
- Nie, p'oszę, pomóż mi - Cienki głos bezradnej dziewczynki był bardziej głosem kurwy niż Kiny, ale zamykając to jedno oko, które jej zostało, mogła sobie wmówić, że jest teraz Elis, Elis słabą pipą, Elis bezradną, że to jest tylko rola, którą gra i którą wkrótce z siebie zrzuci. - Nap'awdę nie mam pieniędzy. - Nawet nie kłamała. - Ale zdobędę wszystkie. Mogę też zdobyć cokolwiek zechcesz. Znam Londyn lepiej niż najlepszy policjant. Nie ważne, czy chcesz 'zeczy, któ'a jest czyjaś, czy czyichś sek'etów, mogę ci je przynieść. - Wiedźmy chyba lubiły, gdy się je prosiło i oferowało cudze życia. Tak jej się wydawało, że niewiele się w tym różnią od mężczyzn.
Niedoleczona, rozpalona bólem noga wciąż była sztywna, w powietrzu unosił się smród krwi, trolla i ropy. Kiedy zwymiotowała, zrobiła to na podłogę, bo nie miała pod ręką niczego, a wiedźmy to nie obeszło. W żołądku miała więcej żółci niż jedzenia, ale torsje nią wstrząsnęły, dopóki nie opadła z powrotem na tapczan, z trudem chwytając powietrze. Usta otarła rękawem i nie próbowała już szukać wzrokiem wiedźmy. Świat był w połowie ciemnością, a w połowie bólem. Patrząc w sufit, zapragnęła zasnąć.
Pomyślała o trollu i zmusiła się do czuwania.
Nie patrzyła już prawie wcale na nią, tylko na to bydlę, nie dowierzając w to, że ktoś naprawdę chciałby trzymać coś tak brzydkiego pod swoim dachem. Trolle były nieprzewidywalne i w każdej chwili mogły się zwrócić przeciwko ludziom... chyba. Nie była najbystrzejszą uczennicą i mało pamiętała realnych faktów na temat stworzeń, ale co to miało za znaczenie. Wystarczyło na niego spojrzeć, żeby stać się ostrożnym. A kobieta prowadząca ten przysiółek dla mętów była, cóż, nawiedzona.
Bardziej wiedźma niż czarownica, brakowało jej tylko brzydoty, choć w duszy pewnie więcej w niej było z trolla niż z człowieka.
- Nie - mruknęła niechętnie w odpowiedzi na pytanie, łypiąc na trolla spode łba. Jednym okiem, nie mogła o tym zapomnieć, nie mogła, dopóki nie dostanie czego chce. Nie umrze z tak głupiego powodu, była w stanie zacisnąć zęby i jakoś przetrwać to upokorzenie, tak jak to robiła wielokrotnie w burdelu.
Myślała, że od wyjścia z tamtej nory pełnej dziwek nie będzie musiała się tak płaszczyć nigdy więcej, ale co innego mogła zrobić? Pójść do Munga? Za jakie pieniądze? Nie miała żadnego ubezpieczenia bo nie pracowała legalnie, poza tym jeszcze ktoś by ją rozpoznał i zamknął. Choćby za prostytucję, jak nie za rozboje. Uzdrowiciele też chadzali na dziwki.
- Nie, p'oszę, pomóż mi - Cienki głos bezradnej dziewczynki był bardziej głosem kurwy niż Kiny, ale zamykając to jedno oko, które jej zostało, mogła sobie wmówić, że jest teraz Elis, Elis słabą pipą, Elis bezradną, że to jest tylko rola, którą gra i którą wkrótce z siebie zrzuci. - Nap'awdę nie mam pieniędzy. - Nawet nie kłamała. - Ale zdobędę wszystkie. Mogę też zdobyć cokolwiek zechcesz. Znam Londyn lepiej niż najlepszy policjant. Nie ważne, czy chcesz 'zeczy, któ'a jest czyjaś, czy czyichś sek'etów, mogę ci je przynieść. - Wiedźmy chyba lubiły, gdy się je prosiło i oferowało cudze życia. Tak jej się wydawało, że niewiele się w tym różnią od mężczyzn.
Niedoleczona, rozpalona bólem noga wciąż była sztywna, w powietrzu unosił się smród krwi, trolla i ropy. Kiedy zwymiotowała, zrobiła to na podłogę, bo nie miała pod ręką niczego, a wiedźmy to nie obeszło. W żołądku miała więcej żółci niż jedzenia, ale torsje nią wstrząsnęły, dopóki nie opadła z powrotem na tapczan, z trudem chwytając powietrze. Usta otarła rękawem i nie próbowała już szukać wzrokiem wiedźmy. Świat był w połowie ciemnością, a w połowie bólem. Patrząc w sufit, zapragnęła zasnąć.
Pomyślała o trollu i zmusiła się do czuwania.
do not be afraid to bare your teeth
you were not brought into this world
covered in blood to become a gentle
tamed thing
you were not brought into this world
covered in blood to become a gentle
tamed thing
kości
Jej wzrok pomknął za wzrokiem kobiety na pysk Umhry. Nie potrafiła zliczyć już, jak wiele razy wdzięczna mu była za pomoc. Kiedy wszystko zawodziło - jej troll zawsze znajdował się w pobliżu, gotów stanąć za Cassandrą i ochronić ją przed każdym, kto w swojej arogancji sądził, że była na tyle głupia, by przyjmować na Nokturnie bez żadnej ochrony. Jej dzisiejsza problematyczna pacjentka była małą płotką wobec tych, którzy jej sprzyjali, lecz zachowanie Umhry nie miało wzbudzić w niej ani poczucia bezpieczeństwa ani sprawiedliwości, a sprawić czystą i nieco złośliwą satysfakcję. Z natury była mściwa. Do uzdrowicieli odnoszono się z szacunkiem zawsze wtedy, kiedy liczono na ich pomoc. Widocznie ta czarownica była za mało bystra, by wiedzieć, dlaczego, ale oto wkrótce miało się to zmienić: chciała wierzyć, że dzisiejsze nauki będą dla niej lekcją, którą zapamięta na długą. Przecież Cassandra mogłaby ją tutaj nawet zabić - i nikt by się nie dowiedział. Pewnie zresztą też by nikt nie spytał, nie wyglądała jak ktoś, kogo poszukiwano by szczególnie intensywnie, choć pozory czasem myliły.
- Doskonale - odparła, choć w tonie jej głosu na próżno można było szukać rzeczywistego zachwytu. Zdarzało jej się nie brać pieniędzy, zwłaszcza ostatnio, gdy tak wielu straciło już cały majątek życia. Zdarzało jej się pomagać, szczególnie błąkającym się samotnie kobietom, wiedząc, że rany na ich ciele i duszy mogła zadać silniejsza męska ręka. Dziś nie miała w sobie litości dla pyskatej Elis, lubiła być doceniana. A jej propozycja... wydawała się dość intersująca. Podeszła do niej bliżej, omijając krokiem kałużę rzygowin. Najchętniej kazałaby jej samej to posprzątać, ale nie zamierzała czekać z tym do rana. - Niech będzie - mruknęła. - Curatio vulnera horribilis - wypowiedziała lekko inkantację, gdy coś nagle poszło zupełnie nie tak jak powinno. Otoczyła ją ciemność, czarny dym kłębił się - skąd? - dlaczego? - złowieszczym cieniem, a dojrzawszy przyczajoną w tym mroku bestię - krzyknęła. - Nie! - Nie zdając sobie sprawy z tego, że dziwadło widoczne było tylko dla neij - tym bardziej, gdy dostrzegła przedartą koszulę splamioną jej własną krwią. - Curatio... vulnera... horribilis - powtórzyła, drżącym głosem, by przedziwne wydarzenie powtórzyło się po raz drugi. Ściągnęła brew i sięgnęła dłońmi skroni, czując, że jej czaszka mogła lada moment eksplodować, skąd dobiegały te szepty? Czy to rzeczywistość? Czy wizja? Co widziała, teraźniejszość czy przyszłość? Syknęła z bólu, gdy jej skóra została przetarta po raz drugi, nie wahając się ni chwili pochwyciła w dłonie czystą szmatkę, przecierając obie rany. Wydawały się płytkie, ale ich pochodzenie... To przecież niemożliwe, podobne ciemności napotkały ją, gdy... Czy to miało to wpływ na jej magię? Być nie mogło! A jednak, zaklęcia nie odnosiły właściwego efektu - jej przerażony wzrok spoczął na licu kobiety, przyglądając się jej w osłupieniu. Ona? To jej sprawka? Czy jednak - pozory myliły aż tak? - Curatio vulnera horribilis! - powtórzyła po raz trzeci, podniesionym głosem, a blask wreszcie rozżarzył jej różdżkę; łagodne światło pomknęło w kierunku otwartej rany, scalając razem skórę i pozostawiając po sobie tylko ledwie widoczny ślad. Cassandra przez chwilę stała w milczeniu, przyglądając się reakcji skóry całkowicie niemo - jakby znalazła się w tym pomieszczeniu całkiem sama. Pokręciła głową i bez słowa odeszła, w drzwiach beznamiętnie wymijając Umhrę.
- Wróć z pieniędzmi - rzuciła tylko, jak nieobecna, nie oglądając się za siebie. Musiała odpocząć.
/zt x2 ?
Jej wzrok pomknął za wzrokiem kobiety na pysk Umhry. Nie potrafiła zliczyć już, jak wiele razy wdzięczna mu była za pomoc. Kiedy wszystko zawodziło - jej troll zawsze znajdował się w pobliżu, gotów stanąć za Cassandrą i ochronić ją przed każdym, kto w swojej arogancji sądził, że była na tyle głupia, by przyjmować na Nokturnie bez żadnej ochrony. Jej dzisiejsza problematyczna pacjentka była małą płotką wobec tych, którzy jej sprzyjali, lecz zachowanie Umhry nie miało wzbudzić w niej ani poczucia bezpieczeństwa ani sprawiedliwości, a sprawić czystą i nieco złośliwą satysfakcję. Z natury była mściwa. Do uzdrowicieli odnoszono się z szacunkiem zawsze wtedy, kiedy liczono na ich pomoc. Widocznie ta czarownica była za mało bystra, by wiedzieć, dlaczego, ale oto wkrótce miało się to zmienić: chciała wierzyć, że dzisiejsze nauki będą dla niej lekcją, którą zapamięta na długą. Przecież Cassandra mogłaby ją tutaj nawet zabić - i nikt by się nie dowiedział. Pewnie zresztą też by nikt nie spytał, nie wyglądała jak ktoś, kogo poszukiwano by szczególnie intensywnie, choć pozory czasem myliły.
- Doskonale - odparła, choć w tonie jej głosu na próżno można było szukać rzeczywistego zachwytu. Zdarzało jej się nie brać pieniędzy, zwłaszcza ostatnio, gdy tak wielu straciło już cały majątek życia. Zdarzało jej się pomagać, szczególnie błąkającym się samotnie kobietom, wiedząc, że rany na ich ciele i duszy mogła zadać silniejsza męska ręka. Dziś nie miała w sobie litości dla pyskatej Elis, lubiła być doceniana. A jej propozycja... wydawała się dość intersująca. Podeszła do niej bliżej, omijając krokiem kałużę rzygowin. Najchętniej kazałaby jej samej to posprzątać, ale nie zamierzała czekać z tym do rana. - Niech będzie - mruknęła. - Curatio vulnera horribilis - wypowiedziała lekko inkantację, gdy coś nagle poszło zupełnie nie tak jak powinno. Otoczyła ją ciemność, czarny dym kłębił się - skąd? - dlaczego? - złowieszczym cieniem, a dojrzawszy przyczajoną w tym mroku bestię - krzyknęła. - Nie! - Nie zdając sobie sprawy z tego, że dziwadło widoczne było tylko dla neij - tym bardziej, gdy dostrzegła przedartą koszulę splamioną jej własną krwią. - Curatio... vulnera... horribilis - powtórzyła, drżącym głosem, by przedziwne wydarzenie powtórzyło się po raz drugi. Ściągnęła brew i sięgnęła dłońmi skroni, czując, że jej czaszka mogła lada moment eksplodować, skąd dobiegały te szepty? Czy to rzeczywistość? Czy wizja? Co widziała, teraźniejszość czy przyszłość? Syknęła z bólu, gdy jej skóra została przetarta po raz drugi, nie wahając się ni chwili pochwyciła w dłonie czystą szmatkę, przecierając obie rany. Wydawały się płytkie, ale ich pochodzenie... To przecież niemożliwe, podobne ciemności napotkały ją, gdy... Czy to miało to wpływ na jej magię? Być nie mogło! A jednak, zaklęcia nie odnosiły właściwego efektu - jej przerażony wzrok spoczął na licu kobiety, przyglądając się jej w osłupieniu. Ona? To jej sprawka? Czy jednak - pozory myliły aż tak? - Curatio vulnera horribilis! - powtórzyła po raz trzeci, podniesionym głosem, a blask wreszcie rozżarzył jej różdżkę; łagodne światło pomknęło w kierunku otwartej rany, scalając razem skórę i pozostawiając po sobie tylko ledwie widoczny ślad. Cassandra przez chwilę stała w milczeniu, przyglądając się reakcji skóry całkowicie niemo - jakby znalazła się w tym pomieszczeniu całkiem sama. Pokręciła głową i bez słowa odeszła, w drzwiach beznamiętnie wymijając Umhrę.
- Wróć z pieniędzmi - rzuciła tylko, jak nieobecna, nie oglądając się za siebie. Musiała odpocząć.
/zt x2 ?
bo ty jesteś
prządką
prządką
Nigdy nie spotkała uzdrowiciela tak surowego i zawistnego, ale z drugiej strony; przecież nie miała do czynienia z wieloma. Choć często odnosiła rany, jej noga nigdy nie postała w szpitalu, leczyła się niewprawnie na własną rękę, zyskując blizny albo korzystała z pomocy pomniejszych zielarzy. W burdelu był przynajmniej jakiś stary, obskurny uzdrowiciel śmierdzący mokrym tytoniem, który przychodził raz w miesiącu, by przebadać wszystkie dziewczyny pod kątem ich intymnego zdrowia, a potem, jeśli miał dobry humor, zaleczyć siniaki.
Niewiele było rzeczy, za którymi tęskniła z biznesu, a jego brodata morda na pewno nie była jedną z nich, ale przynajmniej miała zapewnione leczenie. Nic dziwnego, że tyle dziewcząt nie chciało z tego rezygnować; z dachu nad głową, z posiłków, z czułej opieki burdelmamy Vi. Zwłaszcza teraz, dzisiaj, wyobrażała sobie, że jest ich więcej.
Ale ona była już na to za stara, nie zamierzała nigdy wracać do obrzydliwej kamienicy i jeszcze obrzydliwszych mężczyzn. Teraz jej ciało należało tylko do niej, a z przeciwnościami sobie radziła. Z trudem, ale jakoś.
- Dziękuję - szepnęła z dławiącym uczuciem porażki, gdy wiedźma przystała na jej propozycję. Elis, nazywam się Elis. Zamknęła oko, szykując się na kolejną porcję piekącego, szczypiącego bólu w ranie, ale zamiast tego usłyszała jęknięcie, potem krzyk.
Poderwała się na tapczanie i wpiła plecy w ścianę, obnażając zęby jak zagoniony w kąt pies. Najpierw przyjrzała się kobiecie, potem łypnęła na trolla. Nie ruszył się, nie zareagował, choć kobieta ewidentnie odczuwała ból. Ale skąd, nic jej nie zrobiłam!
Ciemne spojrzenie oczu wiedźmy zdało się nagle mętne, pocierała rękę, która zaczęła przesiąkać krwią. Znamię? Może to była jednak prawda co mówili na Crimson, że kobiety z Nokturna pierdolą się z demonami?
- Wszystko okej? - spytała ostrożnie, ale kobieta nie zwracała na nią uwagi. Nagle przestało jej się podobać, że ta wariatka wisi nad nią z różdżką i już prawie zdecydowała się zerwać i uciec, pieprząc trolla, ale kobieta chyba odzyskała rezon, uniosła głos i podkrwawiającą rękę. Rana na nodze Kiny zapiekła, rozświetliła się krótkim światłem, wygładziła.
Co teraz, złoży mnie w ofierze?
- Supe' - mruknęła, gdy uzdrowicielka odwróciła się nagle, z ledwie rzuconym pożegnaniem i wypadła z pokoju, zostawiając ją tu samą z całą masą sprzętu, fiolek i kosztowności. Wykorzystałaby okazję, gdyby nie ten troll.
- Mogę iść? - spytała trolla, starannie cedząc słowa, żeby na pewno ją zrozumiał.
Wciąż pękała jej głowa, wzrok był słaby, trzęsła się na zgiętych nogach, ale nie zamierzała zostawać w tym wariatkowie ani chwili dłużej.
/zt <3
[bylobrzydkobedzieladnie]
Niewiele było rzeczy, za którymi tęskniła z biznesu, a jego brodata morda na pewno nie była jedną z nich, ale przynajmniej miała zapewnione leczenie. Nic dziwnego, że tyle dziewcząt nie chciało z tego rezygnować; z dachu nad głową, z posiłków, z czułej opieki burdelmamy Vi. Zwłaszcza teraz, dzisiaj, wyobrażała sobie, że jest ich więcej.
Ale ona była już na to za stara, nie zamierzała nigdy wracać do obrzydliwej kamienicy i jeszcze obrzydliwszych mężczyzn. Teraz jej ciało należało tylko do niej, a z przeciwnościami sobie radziła. Z trudem, ale jakoś.
- Dziękuję - szepnęła z dławiącym uczuciem porażki, gdy wiedźma przystała na jej propozycję. Elis, nazywam się Elis. Zamknęła oko, szykując się na kolejną porcję piekącego, szczypiącego bólu w ranie, ale zamiast tego usłyszała jęknięcie, potem krzyk.
Poderwała się na tapczanie i wpiła plecy w ścianę, obnażając zęby jak zagoniony w kąt pies. Najpierw przyjrzała się kobiecie, potem łypnęła na trolla. Nie ruszył się, nie zareagował, choć kobieta ewidentnie odczuwała ból. Ale skąd, nic jej nie zrobiłam!
Ciemne spojrzenie oczu wiedźmy zdało się nagle mętne, pocierała rękę, która zaczęła przesiąkać krwią. Znamię? Może to była jednak prawda co mówili na Crimson, że kobiety z Nokturna pierdolą się z demonami?
- Wszystko okej? - spytała ostrożnie, ale kobieta nie zwracała na nią uwagi. Nagle przestało jej się podobać, że ta wariatka wisi nad nią z różdżką i już prawie zdecydowała się zerwać i uciec, pieprząc trolla, ale kobieta chyba odzyskała rezon, uniosła głos i podkrwawiającą rękę. Rana na nodze Kiny zapiekła, rozświetliła się krótkim światłem, wygładziła.
Co teraz, złoży mnie w ofierze?
- Supe' - mruknęła, gdy uzdrowicielka odwróciła się nagle, z ledwie rzuconym pożegnaniem i wypadła z pokoju, zostawiając ją tu samą z całą masą sprzętu, fiolek i kosztowności. Wykorzystałaby okazję, gdyby nie ten troll.
- Mogę iść? - spytała trolla, starannie cedząc słowa, żeby na pewno ją zrozumiał.
Wciąż pękała jej głowa, wzrok był słaby, trzęsła się na zgiętych nogach, ale nie zamierzała zostawać w tym wariatkowie ani chwili dłużej.
/zt <3
[bylobrzydkobedzieladnie]
do not be afraid to bare your teeth
you were not brought into this world
covered in blood to become a gentle
tamed thing
you were not brought into this world
covered in blood to become a gentle
tamed thing
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Legowisko Umhry
Szybka odpowiedź