Wydarzenia


Ekipa forum
Chata starej pustelniczki
AutorWiadomość
Chata starej pustelniczki [odnośnik]20.09.20 17:32
First topic message reminder :

Chata starej pustelniczki

Boczna uliczka odchodząca od głównej ulicy w Dolinie Godryka  zdaje się prowadzić donikąd. Gasną błyski latarni, pod stopami nie widać już kamieni, jedynie piasek i suche patyki. Spomiędzy starych drzew wyłania się chata. Wiekowy, ciasny budynek mocno wrastający w ziemię. Jest szary i wydaje się kruszyć pod palcami tego, kto ośmieli się go dotknąć. Zatrzaśnięte mocno drzwi sprawiają wrażenie nieotwieranych od stu lat, a wyrastające wokoło domu krzaki ranią ciekawskie paluchy. Mówi się, że mieszka tam podła wiedźma. Dzieci boją się spojrzeć w popękane, szare okna, wyobrażając sobie wstrętny nos staruchy i pająki wypełzające spod poszarpanej szaty. Powiadają, że pustelnica winna jest największym nieszczęściom w Dolinie Godryka, że zna legendy mostu, że wie, co czai się katakumbach, a jej spojrzenie petrifkuje największego śmiałka. Niewielu ma odwagę, by zbliżyć się do chaty i zbadać tę tajemnicę. Nieliczni pamiętają, że wiele lat temu w tym miejscu mieszkała młodość i radość, a pod rdzą na bujającej się na wietrze tabliczce kryją się jakieś litery i symbol baśniowego wrzeciona.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Chata starej pustelniczki - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]22.06.21 23:25
Panicz był obserwatorem. Cóż czynić jednak można, kiedy jest się wtrąconym w świat obcych języków i liter całkiem różnych od tych rodzimych? To stąd jego wielka cisza. Nie przeszkadzało jej wcale to, że nie odpowiadał zbyt wylewnie. Gnała ze swoją słodką opowieścią, nie mając żadnej wiedzy o tym, że prędzej był trucizną, niż sympatycznym eliksirem wspomagającym kiełkowanie. Że był plugawy, że zielenił się krzywdą piołunu dorzuconego w nadmiarze albo też sokiem wyciśniętym z łodyg diabelskich sideł. Chciała czarować, uśmiechać się i zaznajamiać z tajemniczym jegomościem. Posłuchałaby o potężnej Rosji, obejrzałaby pierwszy, drugi i dwunasty balet w królewskim Petersburgu, bo choć obce jej były jego głoski, ceniła teatr i piękno jedwabiu ponad potrzebę pojmowania tej niesłychanej mowy. Zresztą nie jej potrzebowała, by podziwiać ich sztukę, by upatrywać w moskiewskich, surowych twarzach dumę i tak niesłychaną tradycję, o której… och, tak, przecież obce jej były te strony. Ledwie namiastki ich doświadczyła, studiując dość pilnie historie magii i wielkie bitwy w dziejach magów. Oni tam byli. Dojrzewająca jednak w Boreham lady nie kierowała swej fantazji w aż tak dalekie strony. Ożywiła się ona dopiero teraz, kiedy przyszło jej zmierzyć się tym chłopcem wyjętym prosto z tamtejszych krain. Chciałaby coś usłyszeć. Przyjęłaby jakąś drobnostkę, słówek kilka, ale podzieliły ich zupełnie różne barwy konwersacji. Bariera, granica. Czy wiedział, że istniało kadzidło, które kruszyło te mury i łączyło dwa języki w jeden wspólny? Może mogłaby mu je podarować, gdyby tylko okazał się przyjacielem. Póki co jednak wymagano od niej, i sama również wymagać chciała tego od siebie, by dmuchała na zimne i nie podgrzewała serdecznością swych płomyków zupełnie każdego obcego, który znajdzie się z nią pod jednym dachem. A chata ta jawiła jej się równie sekretna co sam panicz. Najbardziej podobało jej się, to po prostu słuchał. Podejrzewała, że niektóre jej zdania zlewały się w niezrozumiałe kupki dźwięków, ale mimo to... chciała otaczać go tym słowem. Cisza uczyniłaby to spotkanie jeszcze bardziej peszącym. Czy nie tak?
Zaalarmowana przez cwane pędy tak chętnie zbliżające się do chłopięcej dłoni, zdecydowanie nie wyobrażała sobie, aby ktokolwiek chciał czegoś takiego doświadczyć. Nie dla eksperymentu, nie dla pasji zielarskiej (chociaż akurat to mogłaby chociaż spróbować zaakceptować!), nie dla rozwiązania tej absurdalnej zagadki – bo przecież skądś ta jadowita tentakula się wynurzała, dokądś chciałaby go poprowadzić.  Czy jednak było mu niemiłe życie? Działa zgodnie z instynktem. Była damą, nie bohaterką, lecz jeśli tylko mogła podjąć się akcji, wykorzystać swą wiedzę i po prostu kogoś uratować, to zamierzała tak właśnie czynić. Z pewnością nie miał ochoty na to, by zielone pnącze podduszało go! Bo przecież to niemożliwe.
Odważnie i pewnie, zgodnie z energią wewnętrznego żaru, wypowiedziała zaklęcie. Magia odcięła roślinną mackę. Okaleczone, rozzłoszczona roślina prędko się wycofała, pozostałe pędy również opuściły najbliższe im otoczenie. Nie zniknęły całkiem, ale wyraźnie się oddaliły. Resztki tentakuli opadły na drewnianą podłogę werandy i drgnęły lekko, by po chwili całkiem martwo usnąć na tych próchniejących deskach. Rosyjski nadgarstek odzyskał wolność, a Isabella z ulgą i radością poszukała jego spojrzenia. Już po wszystkim, już nie musiał się lękać. Czy to niewspaniałe? Udało im się.
Nieco tylko zmartwiło ją jego spojrzenie, twarz wcale nie wyrażała wspólnego triumfu. Przystąpiła leciutko z nogi na nogę i wysunęła dłoń w jego stronę, jakby chciała ująć obce palce. Cofnęła się jednak nieco zawstydzona. Po jego pierwszych słowach jej niepewność nieco napęczniała. Spodziewała się podziękowania, wyrazu promienności, a… och, musiał być przestraszony i taki tym zadziwiony. – Już koniec! Roślina nie zrobi ci już krzywdy. Lecz, zdradź mi, czy twoja ręka… czy czujesz ból? Te pędy uczyniły ci krzywdę? – zapytała, kierując swoje zielonkawe tęczówki w stronę jego dłoni. Nie wiedziała tego, nie mogła mieć pewności bez faktycznych oględzin. – Jadowita tentakula jest groźną rośliną. Z pewnością złą, plugawą. Należy bardzo uważać. W tym domu może być ich jeszcze więcej. Nie znam tego miejsca, nie mam pewności, ale ta, która ciebie zaatakowała, jest dojrzała i mocno rozwinięta – wyjaśniła, odruchowo obracając głowę, by przyjrzeć się miejscu, w którym widniały jeszcze końcówki złośliwych łodyg. Kiedy ulokował spojrzenie na zaczerwienionej dłoni, jej uzdrowicielska dusza ponownie poczuła przypływ mocy. – Mogę wyleczyć – powiedziała powoli i prosto, łagodnie. Chciała, by chociaż to zrozumiał. Jej różdżka służyła każdemu, kto cierpiał i pozostawał w potrzebie. Ślady po nieprzyjemnych w dotyku pędach musiały przynajmniej podrażnić skórę.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Chata starej pustelniczki - Page 3 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]23.06.21 0:24
Dobrze wiedziałem, że powinienem jej podziękować, a jednak serdeczne słowa stawały mi w gardle, kiedy tylko pomyślałem o tym, jak poczuje się wspaniale z tą świadomością. Nagłe zastygnięcie, niepewność, czy w tych zielonych oczach pojawił się zawód? Pewnie myślała, że robi dobrze. Nie żal było mi wyprowadzać ją z błędu, za bardzo wtrącała się w nieswoje sprawy, jednakże znałem się na ludziach i ich reakcjach, nie pozwalałem emocjom brać góry jak Kiro, dlatego też nie powstrzymywałem cichego westchnienia pod nosem. Przychodziło mi to z trudnością, ona mogła myśleć, że chodziło o ból, który swoją drogą faktycznie był dotkliwy. Mimo to nie wyciągnąłem ręki z kieszeni, nie potrzebowałem litości i choć mogła ulżyć nadgarstkowi, nie ufałem jej zdolnościom. Mówiła do siebie, uspokajała się – co dopiero uświadomiłem sobie wraz z tym kilkusekundowym przeglądem minionych zdarzeń. Widziałem już zbyt dużo osób, które mówiły coś pod nosem, w rzeczywistości przeklinając daną osobę, że już lepsze wydawało się to wytrzymywanie bólu. Roślina faktycznie wycofała się gdzieś w kąt. Promieniujące pasma ściskającego gorąca wzdłuż ręki chyba odbierały mi część skupienia, które powinno przecież być aktywne dla każdego kąta.
- да – przytaknąłem, utrzymując tę samą, czujną pozę. Dopiero po chwili rozluźniłem nieco barki, wciąż jednak stojąc wyprostowanym. Nadgarstek piekł. – Dziękuję, спасибо. – wyjawiłem w końcu, starając się silić na neutralny ton, bez żadnych zaciśniętych zębów, które mogły być spowodowane zarówno bólem w nadgarstku, jak i tym, że musiałem jej podziękować. Nie musiała znać moich ograniczeń względem płci. Wystarczyło, że jej uroda nie parzyła w oczy, nie musiała potrafić niczego więcej. Tylko szczególnie uzdolnione kobiety powinny posiadać różdżkę, czy ona była jedną z nich? Faktycznie zdołała przeciąć łodygę, ale czy to cokolwiek znaczyło? Może pozwoliłem trochę zawierzyć tej otoczce ładniusiej względem ogólnie przyjętych norm dziewczyny, której głos kojarzył mi się z kanarkami, ale w żadnym stopniu nie podejrzewałbym jej o zdolności lecznicze. – Jadowita… jadowita tenta… jadowita tentaklula? Tentaklua… tentakula. – spróbowałem wypowiedzieć dziwaczną nazwę, która nie mówiła mi niczego, może poza tym pierwszym, które często przewijało się przy eliksirach, które Kiro zwykł przygotowywać. Zdarzało się, że zapominał o istnieniu kogokolwiek innego i gadał do siebie, zmieniając języki. Obserwowanie go przy pracy było czystą przyjemnością, miał wtedy zajęcie, wiedział gdzie podziać głowę, szkoda, że ja nie wiedziałem, szczególnie teraz, kiedy tak bolało. – где.. Gdzie mieszka? Tentaklu… tentakula? – byłem pojętnym uczniem i tego nikt nie był w stanie mi wyperswadować, oj nie. Chciałem znać ich środowisko, czym są, jak ich unikać, bo przecież największą głupotą byłoby ponownie wpaść w te sidła. Ewidentnie jasnowłosa była powodem, przez który pozwoliłem sobie na chwilę rozproszenia, bo przecież zwykle miałem dobry refleks! Mogła teraz na to odpracować opowieścią na temat rośliny. Wciąż ani myślałem przyjmować jej pomocy, choć posłała w kierunku ręki sugestywny wzrok. Zmarszczyłem brwi w zamyśleniu, rozważając wszystkie za i przeciw. Powoli wyciągnąłem rękę w jej stronę, przyglądając się każdemu jej ruchowi. – Bez magii. – stwierdziłem prostolinijnie, nawet nie dając jej szansy wypowiedzieć choćby początku inkantacji, bo nie znałem tych zaklęć, jeśli chciała obejrzeć, proszę bardzo, ale bez naruszania czegokolwiek. Tylko nieliczni mieli prawo podnosić na mnie różdżkę i chyba głównie dlatego zirytowałem się na jej ruch, choć wciąż grałem, wykorzystując sytuację. – Ty pięknie śpiewa, może zaśpiewa? Mniej boli. – zaproponowałem śmiało, bo przecież teraz jako pokrzywdzony mogłem wykorzystywać sytuację na swoją korzyść i tak nie mieliśmy gdzie odejść. Burza trwała w zaparte, choć gdzieś na horyzoncie z pewnością powoli zaczynało się przejaśniać. Idealnie na dwie piosenki.
Kostya Kalashnikov
Kostya Kalashnikov
Zawód : początkujący zaklinacz
Wiek : 19/20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
ваше движение
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9280-konstantyn-kalashnikov#282606 https://www.morsmordre.net/t9617-konstantyn#292314 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9857-pokoj-konstantyna#298469 https://www.morsmordre.net/t10432-skrytka-bankowa-2144#315296 https://www.morsmordre.net/t9539-konstantyn-kalashnikov#290089
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]23.06.21 18:58
Jako zielarka zawsze pamiętała o rękawicach ochronnych, ale nawet one nie potrafiły jej uchronić przed wszystkimi pędami, które jak ostre bicze, chętnie gryzły, kuły i więziły ciekawsko kręcące się wokół nich palce. Na szczęście równolegle pielęgnowała także magię leczniczą. Zamykała się na długie, nocne godziny w bibliotece i osłaniała grubymi tomami, które traktowały o sekretach anatomii człowieka. Tak udawało jej się skryć wysypkę, zadrapania, ranki czy inne niepokojące skazy, których nie mogła mieć dama. Niekiedy jednak skóra potrzebowała więcej czasu, więc smarowała ją grubą warstwą maści z wodnej gwiazdy, a następnie nosiła najdłuższe rękawiczki jedwabne, jakie tylko posiadała, snując przy tym kłamliwą opowiastkę o nadwrażliwości na światło. A przecież arystokratka nie powinna objawiać opalenizny. Nikt się więc nie dziwił. Jedynie czcigodna pani matka spoglądała z podejrzeniem. Bella prędzej jednak przyznałaby się kuzynowi niż jej. Roślin nie mogła jednak opuścić, od kociołka również nie odchodziła, a pozwolono jej przesiadywać w cieplarni tylko pod warunkiem, że zadba, by te praktyki nie naraziły jej jako damy. Dziś mogła już wszystko, dziś dawne zakazy nie istniały, a niepohamowana natura odważnie wychodziła naprzeciw niebezpieczeństwu, na które przecież mogła zaradzić. Kiedy zaś podziękował, poprzedzając słówko jakimś komunikatem w obcym języku, odpowiedziała promiennie i lekko pokiwała głową. Ten gest z pewnością był dla niego zrozumiały.
Isabella była bystra, szczególnie gdy obraz połączyć mogła z wiedzą i uzdrowicielskim doświadczeniem. Tentakula miała wyjątkowo silne łodygi, zaciskała się mocno, parzyła. Jeśli nawet nie czuł paraliżującego odrętwienia, to z pewnością przyjął na siebie namiastkę niewygodnego ból. Przecież to nic, przecież to było tylko jedno proste zaklęcie. Chociaż jej dłoń mimowolnie zwróciła się w jego kierunku, nie śmiała zrobić nic więcej. Nie wyglądał chyba na zbyt przestraszonego tym zdarzeniem. Był… nieufny? Czarami przenigdy nikogo nie zraniła, ale przecież o tym nie wiedział. A może  po prostu chciał niewygodne obrażenia dzielnie znosić? Widziała zaczerwienienie w miejscu, w którym  jadowite pnącze owinęło swoje ciemnozielone wstęgi. Nie musiał cierpieć! – Jadowita tentakula – powtórzyła, kiedy zaczął się mierzyć z trudną, naukową nazwą. To wcale nie było proste słowo. Tym bardziej, kiedy dopiero rozpoczynał przyswajanie angielskich słówek. Słyszała, że dzielnie próbował. Z uśmiechem, szczerze przyjaznym, pokiwała delikatnie brodą. – Może zamieszkać w różnych miejscach. Lubi wilgoć i dużą przestrzeń. Bardzo szybko rośnie. Na jej łodygach znajdują się kolce, w których kryje się bardzo niebezpieczny jad. Urasta do wielkich rozmiarów. To, co widzieliśmy, to ledwie jedna z gałązek. W piwnicy, we wnętrzu domu, albo na jego tyłach może się czaić ich całe mnóstwo. Rozrasta się bardzo szybko, jeśli tylko w otoczeniu jest odpowiednie… pożywienie. Potrafi gryźć – opowiedziała, na koniec wplatając w ton pewną przestrogę. – Mogła i ugryźć ciebie – zauważyła, chociaż nie widziała właściwych śladów. Roślina też dość szybko została okiełznana, a mężczyzna nie wydawał się aż tak cierpieć. – Gdyby tak się stało, potrzebowałbyś pilnie upić antidotum – powiedziała powoli, starając się kontrolować głos tak, by nie pędził i był dla niego bardziej zrozumiały. Jad z kolców prowadził przecież do śmierci, a ugryzienie… Och!  
Bez magii. – W porządku – zgodziła się prędko, choć nie rozumiała tej decyzji. Czy wciąż jej nie wierzył? Nie ufał? No tak, przecież była obca. – Pokaż, sprawdzę, czy to tylko obtarcie – zakomunikowała, mając dziwne wrażenie, że jeżeli będzie mu o wszystkim mówić, to jego ewentualny lęk związany z jej działaniami zmaleje. Przecież za nic w świecie nie chciała go skrzywdzić.  Ostrożnie ujęła wyciągnięta dłoń i podwinęła nieco mokry rękaw. Popatrzyła na pozostawione przez roślinę ślady. Ucisk był mocny, ale nie został pokłuty. – To nic złego, minie bez magii, nie zostałeś otruty – wyjawiła, ostrożnie wypuszczając tę dłoń. – Zimny okład, woda, powinna ukoić ból – dopowiedziała jeszcze. Louis, chłopiec, z którym mieszkała, bardzo bał się magii. Isabella podeszła więc do tego naprawdę ostrożnie. Starała się, chociaż… – Na pewno nie chcesz zaklęcia? Umiem leczyć – podpytała już ostatni raz. Kiedy zaś wspomniał o śpiewaniu, lekko rozchyliła usta. Prosił o piosenkę? Naprawdę? To oznaczało, że słyszał jej poprzednie refreny. Podarował nawet miłe słowo, które sprawiło, że po licu rozlały się różane barwy. – Dziękuję. Zaśpiewam dla ciebie, och, z radością! – obiecała, odchodząc kawałek od jego postaci, ale wciąż pozostając pod bezpieczną osłoną drewnianej werandy. Popatrzyła  na błyszczącą ścieżkę, w stronę drzew z trudem utrzymujących ciężar wody. Deszcz nie ustępował. Nie potrafiłby jednak wygasić ognia, który wypłynął z tych różowych warg. Jeszcze jedna piosenka, jeszcze jedna opowiastka o ogniu i czarownicy, którą próbowano ukarać i spalić na stosie. Jeszcze kilka słów o dzielnej kobiecie, o przerażający ogniu. Między melodiami obróciła ku niemu twarz i poszukała reakcji w nowych oczach. Śpiewała dalej, rozwijała historię, w której magia triumfowała, w której rodziły się kolejne światy. Z czasem deszcz złagodniał, ale czy zagoiły się rany?
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Chata starej pustelniczki - Page 3 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]26.06.21 2:34
Jasność pojawiła się na jej twarzy, oświetlając również krainę deszczem płynącą, która faktycznie zaczęła się przejaśniać. Ostatni dźwięk pioruna uderzającego o ziemię został zapomniany, a to oznaczało, że powoli nastawały chwile spokoju, który mógł przynieść zbawienny powrót do Londynu. Pytanie tylko… jak? Nigdy nie sądziłem, żebym cieszył się na myśl powrotu do miejsca śmierdzącego przepalonymi kominami i dziećmi walczącymi o kawałek starej bułki. Głównie chodziło o bibliotekę, dla której tego dnia miałem poświęcić swój czas. Będąc przeniesionym wraz z czknięciem, musiałem przystosować się do zaistniałych warunków, a te potraktowały mnie bardzo niegościnnie. Czerwona pręga faktycznie piekła, parzyła wręcz, trochę jakby ktoś próbował sprasować mi nadgarstek, choć w rzeczywistości nie wiedziałem jakie to uczucie. Bardzo niekomfortowo, a ta namiastka życzliwości, jaką okazywała mi śpiewająca nieznajoma, wcale tego nie polepszała. Wszystkie z jej czynów i słów sprawiały, że miałem ochotę wycofać się do tej ciemności, jak tantakula, o której zaczęła mówić. Wiedziałem, że chodziło o tę roślinę, która sięgnęła do mnie, próbując zrobić mi krzywdę. Słyszałem o wilgoci, czymś szybkim… poroście? Kolce i jad, ale co to wszystko miało znaczyć? Oczywiście niebezpieczeństwo również zostało wyłapane w tym nagłym słowotoku dziewczęcia, którego język pędził szybciej, niż zdołałem wszystko przyswoić. Chciałem znać przyczynę i powody, dlaczego roślina postanowiła tak nagle pozbawić mnie gładkiej i jednokolorowej skóry, ale wciąż granica językowa pozostawała dosyć spora. Mimo to mój niezmącony spokój pozostał na miejscu, pozwalając mi przekalkulować całą sytuację, która stawiała mnie w świetle jakiegoś męczennika. Wyprostowałem się i zacisnąłem zęby, powstrzymując kolejne nieprzyjemności związane z efektem pulsującego nadgarstka. Piwnica, znałem to słowo, wnętrze domu, tak samo! Później była tylko wielka plątanina sylab, które nic mi nie mówiły przez tempo nadane jak u katarynki. Koniec na szczęście był bardzo zrozumiały, a może wyczułem, że jest istotny i wyczuliłem się do granic możliwości? Mógłbym zostać do czegoś zmuszonym… picie antidotum nie brzmiało źle, jednakże świadomość tak żywego i bliskiego zagrożenia zmusiła moje brwi do ściągnięcia się ku sobie. Żaden uśmiech nie był w stanie rozświetlić dnia na tyle, abym pozostał bez wszelkich złudzeń co do bólu, zwykle te bodźce na mnie nie działały, tak było również teraz.
Zgodziła się na moje zasady, musiała, bo przecież to ja byłem tym poszkodowanym, nie ona! Zrozumiałem jej prośbę o dłoń i powolnym ruchem wyciągnąłem ją w stronę drobnego dziewczęcia. Nie czułem niczego specjalnego, kiedy podwijała rękaw, aby ujrzeć cały nadgarstek. Ciekawość wzięła górę i również zacząłem przyglądać się ręce z daleka. Bardzo interesujące, szczególnie te informacje o zimnym okładzie i wodzie. Tak proste wyrazy, które umilić mi mogły przeżywanie czasu schodzenia pręgi oplatającej się dookoła mojej kończyny. Ponownie prawa ręka, jak przy spotkaniu z Calebem, musiałem na nią bardziej zwracać uwagę. Schowałem wypuszczoną dłoń do kieszeni, szukając w niej jakiegoś ukojenia z zimnego zegarka kieszonkowego, który zamknąłem w ręku. Kilka wątłych słów o jej śpiewie sprawiły, że ponownie pojaśniała. Wydawała się strasznie głupiutka, jak te dziewczęta z salonów, tylko ona przecież była gdzieś w lesie, kompletnie poza wykwintnym życiem! Na myśl przyszedł mi od razu jej skłon z początku spotkania, kiedy wykazała się czymś dość niespodziewanym. Kim w rzeczywistości była? Zamiast odpowiedzi otrzymałem pieśń. Niezrozumiałą, wijącą się, mętną w całym przekazie formułę, którego autorka szukała w mojej twarzy reakcji. Dobierając odpowiednie uczucia pod błyski w jej oczach i intonację, posłałem w jej kierunku lekki uśmiech uznania, którego faktyczne zrozumienie mogłem posiąść tylko ja. Martwe oczy nie poruszały się zbyt często, jednak pozwalały na delikatne zmiany dające wrażenie ciągłej aktywności i uwagi skupionej na swoim celu. Zanim skończyła, deszcz już dawno ustąpił na częstotliwości. Mogliśmy odejść we własnych kierunkach i zrobiliśmy to, zaraz po kolejnym grzecznym ukłonie i podziękowaniu za towarzystwo oplecionym w kilka własnych, rosyjskich słów. Nie wszystko musiała wiedzieć. Nie wyglądała przecież na taką, która musi wiedzieć cokolwiek. Mój kierunek obrany został w stronę centrum, gdzie z pewnością ktoś zdołałby mi pomóc przedostać się do Londynu. Nienawidziłem prosić o pomoc. Na pewno tym razem również poradzę sobie sam, jednak pierwsze, to spojrzeć na magiczny zegarek i sprawdzić, gdzie jest Kiro.

| zt.x2
Kostya Kalashnikov
Kostya Kalashnikov
Zawód : początkujący zaklinacz
Wiek : 19/20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
ваше движение
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9280-konstantyn-kalashnikov#282606 https://www.morsmordre.net/t9617-konstantyn#292314 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9857-pokoj-konstantyna#298469 https://www.morsmordre.net/t10432-skrytka-bankowa-2144#315296 https://www.morsmordre.net/t9539-konstantyn-kalashnikov#290089
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]26.07.21 21:30
22.X

Dobrze czasem było odsunąć się, zejść na boczną dróżkę i sprawdzić, dokąd ta dróżka mogła nas doprowadzić, bo czasem można było napotkać inspirację na kolejną bajkę czy kłamstwo, albo zwyczajnie w świecie odpocząć w cieniu. Może nawet się zdrzemnąć na łonie natury?
Dziwne to było uczucie, kiedy odchodziło się gdzieś w las na moment, niby na kilka chwil i nagle zapominało się o całej tej absurdalnej wojnie, która toczyła się o jakieś krwi i nie krwi. Thomas chciałby, aby to wszystko po prostu się skończyło, choć głównie dlatego, że sam nie dbał o żadne z racji obydwu stron.
Szedł powolnym krokiem, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki i rozglądając się po otoczeniu - przyglądał się jak niektóre liście opadały z drzew, jak ptak siedział na gałęzi i ćwierkał doskonale znane sobie melodie. Czasami tęsknił za tymi spacerami z rodzeństwem, za spacerami z Jeanie do Hogsmeade, a później i w okolicach taboru… Tamte czasy były spokojne. To kwestia braku wojny? A może po prostu bycia dziećmi. Chociaż życia w Birmingham nie wspominał dobrze… Czy gdyby nie wynieśli się stamtąd wtedy, dzisiaj byliby szczęśliwsi? Może nigdy nie poszliby do Hogwartu… Może zginęliby szybko jak nie z rąk ojca, to z rąk czarodziejów, którzy po prostu nienawidzą mugoli. W końcu za takich by się uważali - za zwykłych mugoli.
Zamyślony, dotarł w końcu do chaty pustelniczki. Jak wiele historii to miejsce mogło mu opowiedzieć, jak wiele mógł odczytać? Czy był tu ogródek, czy żyły tu kiedyś zwierzęta? A może niegdyś żyjąca tu osoba była niespełna rozumu i dlatego wybrała życie na odludzie, bo było zwyczajnie w świecie łatwiejsze? Bo było przecież. Po tych dwóch latach stanowczo tak uważał, choć były momenty, gdzie pozostanie z własnymi myślami sam na sam było niepokojące i najgorsze, co mogło się tylko wydarzyć.
Chwila nieuwagi jednak kosztowała go w tym momencie dość wiele, bo zaraz został zaatakowany przez Niuchacza, wyskakującego na niego z nory nieopodal. Thomas stanowczo zaskoczony takim atakiem, zaraz zaczął uciekać przed stworzeniem ile tylko sił w nogach, nie będąc pewnym czy to go zaraz nie pogryzie czy podrapie. Nie potrzebował dzisiaj takich atrakcji! Jedyne, czego potrzebował i chciał to spokój!
Widząc jakiegoś mężczyznę w oddali, zaraz ruszył w jego stronę, mając wrażenie, że niuchacz zaraz go dogoni, ale zanim miało to miejsce, zdążył się schować za nieznajomym, a czarne i puchate stworzenie wskoczyło właśnie na obcego mu… kogoś.


Chata starej pustelniczki - Page 3 EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Chata starej pustelniczki - Page 3 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]07.08.21 4:14
Za każdym razem, kiedy odwiedzał Dolinę Godryka, za każdym razem odkrywał coś nowego. Tak było i tym razem, kiedy skręcił w boczną uliczkę. Zostawił za sobą wyłożoną kamieniami drogę i światła ulicznych latarni. Jego oczom ukazała się wiekowa chata pośród drzew. Wydawała się być całkowicie opuszczona i to od bardzo dawna.
Nie znał historii tego miejsca, ale chętnie ją pozna. Może uda mu się znaleźć jakiegoś starszego mieszkania tego miasteczka, który będzie na tyle uprzejmy i opowie mu tę historię. Póki co obszedł ten domek z każdej strony, starał się zajrzeć do środka przez szare i popękane szyby. Niewiele tam dojrzał, a do środka nie zamierzał próbować się dostać.
Planował w ostateczności oddać się swojej pasji i chociaż naszkicować ten dom na tle jesiennego lasu. Mogła to być jedna z tych niepowtarzalnych okazji do ujrzenia i zapamiętania miejsc zanim te przeminą wraz z upływem czasu albo zostaną zniszczone przez tę przeklętą wojnę, która w ogóle nie powinna mieć miejsca. Nie tak wyobrażał sobie ten świat i swoje w nim miejsce.
Wydawało mu się, że to miejsce nie jest tłumnie odwiedzane i dlatego spotkanie drugiego człowieka było raczej mało prawdopodobne. Okazało się, że był w błędzie. Na domiar ten człowiek robił zamieszanie nie z tej ziemi, najwyżej bojąc się własnego cienia do tego stopnia, że rzucił się do ucieczki. On również chciał spokoju, który teraz został zmącony przez jakiegoś tchórza. Biegał on po tym zakątku tam i nazad.
W tym całym zamieszaniu jego sprawca znalazł się za jego plecami, chowając się przed kimś lub czymś. Na domiar tego na jego barku siedział niuchacz. Uwielbiał te czarne i puchate stworzenia, które były naprawdę niegroźne. Miały jednak straszne skłonności do gromadzenia błyszczących przedmiotów. Dlatego nie powinno się trzymać ich w domu.
Skąd się tu wziąłeś? Czyżbyś to ty napędził nieziemskiego stracha temu młodzieńcowi? — Zwrócił się łagodnie, z uśmiechem do tego niuchacza, który teraz wczepił się łapkami w jego płaszcz. Nie wierzył w to, by niuchacz mógł kogokolwiek przestraszyć. Było to zbyt nieprawdopodobne i zarazem zabawne. — Mój zegarek nie jest dla ciebie — Kontynuował swój monolog do niuchacza, udaremniając mu kradzież zegarka. Puszyste stworzonko spoglądało na niego czarnymi ślepkami.
Kim jesteś i dlaczego chowasz się za moimi plecami? — Zapytał poważnie tego młodzieńca, odwracając się do niego twarzą. Nie zamierzał tolerować takich sytuacji, że ktoś nieznajomy czai mu się za plecami, dlatego zwiększył dystans między nimi.


I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone


Ostatnio zmieniony przez Volans Moore dnia 22.08.21 21:58, w całości zmieniany 1 raz
Volans Moore
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Chata starej pustelniczki - Page 3 Tumblr_myrxsem7AC1s8tqb9o1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9775-volans-moore-w-budowie#296523 https://www.morsmordre.net/t9914-sol#299801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f371-derbyshire-borrowash-pollards-oaks-11-8 https://www.morsmordre.net/t9921-szuflada-volansa#299859 https://www.morsmordre.net/t9913-volans-moore#299792
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]22.08.21 21:55
To nie tak, że chował się za nieznajomym mu mężczyzną, bo chciał mu coś zrobić. Jak raz nie miał żadnych zamiarów okradnięcia go! Po prostu… nie ufał leśnym stworzeniom, które zaczynały go gonić zbyt pewne siebie, że go dogonią. Nie mógł do tego przecież dopuścić!
Po prostu… Potrzebował uciec przed tym całym niuchaczem zanim go ugryzie, albo coś ukradnie, albo wymyśli coś jeszcze innego. Skąd mógł wiedzieć czego to stworzenie chciało od niego!? Nie czytał mu w myślach, nie potrafił z nim rozmawiać tym bardziej! Po prostu… nie chciał, żeby go ugryzło. I może było to z jego strony głupie i naiwne, ale naprawdę nie radził sobie z takimi stworzeniami nigdy. Konie, psy, koty, ptaki… Wszystkie zwierzęta zawsze w pewnym momencie miały go dość! I próbowały zrobić mu krzywdę.
Thomas dostrzegając, że nieznany mu mężczyzna wyraźnie nie jest zadowolony z tego, że znajdywał się za nim, odchrząknął nieco i skierował wzrok w kierunku niuchacza, którym ten się zaczął zajmować.
Odsunął się też na dwa czy trzy kroki w tył, mało się nie przewracając o jakiś wystający korzeń, zaraz łapiąc sprawnie równowagę.
- Em… Marcel się nazywam. Przepraszam pana za to… Em… Po prostu wyskoczył na mnie i… nie bardzo wiedziałem co mam zrobić - powiedział, posyłając obcemu mężczyźnie lekki i przyjazny uśmiech, zdradzający niepewność i zażenowanie daną sytuacją przez chłopaka. Thomas z pewnością nie sprawiał wrażenia niebezpiecznego jegomościa - raczej wyglądał przeciętnie jak ktoś, komu w życiu się niekoniecznie powodziło, ale na pewno nie niebezpiecznie. Można było się zastanawiać nad jego ciemniejszą karnacją czy czarnymi lokami, ale z drugiej strony - włosy to włosy, a karnacja mogła być zawsze opalenizną po fizycznej pracy.
- Chociaż teraz wygląda stanowczo niegroźnie… Przepraszam, nie chciałem się za panem czaić… To taki… trochę odruch? Jak konie się na mnie denerwowały to chowałem się za dziadkiem… Em… Mogę zapytać jak pan to zrobił? Mnie się zwierzęta nigdy tak nie słuchały. Nie rozumiem czego, zawsze mnie prędzej coś gryzło lub drapały… - rzucił, marszcząc brwi. Tyle lat wśród koni, tyle lat nauki na temat magicznych stworzeń w Hogwarcie - do tego dochodziło łapanie wszystkiego, co tylko było żywe. I mimo to, nigdy nie udało mu się zdobyć odpowiedniej wiedzy i umiejętności, żeby wiedzieć jak się zachować przy zwierzętach.


Chata starej pustelniczki - Page 3 EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Chata starej pustelniczki - Page 3 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]20.10.21 2:29
Odetchnął cicho z ulgą, kiedy ten młodzieniec przestał się czaić za jego plecami. Poza adekwatnym do sytuacji niezadowoleniem wciąż nie miał złych zamiarów względem tego młodzieńca. Nie atakował każdego, kto nawinie mu się pod różdżkę bez określenia ich intencji. Młodzieniec nie musiał się tego obawiać. Niemniej pewne rzeczy należało wyprostować, bo jakby nie patrzeć nie są to najlepsze okoliczności do poznawania kogoś. A chłopak sprawiał wrażenie miłego. Poprzez ten lekki, przyjazny uśmiech, okazywaną niepewność i odczuwane zażenowanie przypominał mu jego najmłodszego brata, Aidana. Na samo to skojarzenie uśmiechnął się pod nosem.
Jestem Volans. Miło mi cię poznać. Przyznam, że cała ta sytuacja zaskoczyła również i mnie. Napędził ci niezłego stracha, prawda? Na drugi raz zachowaj spokój i nie wykonuj gwałtownych ruchów. Niuchacze nie są groźne. Najwyżej co mogą zrobić to przetrząsnąć twoje kieszenie albo zdemolować dom w poszukiwaniu kosztowności — Przedstawił się z tym lekkim uśmiechem. Zaskoczyło go to wszystko, nawet zaniepokoiło. Postanowił trochę pomóc temu chłopakowi i dać mu kilka wskazówek odnośnie magicznych stworzeń.
Przedtem też nie wyglądał groźnie. Już dobrze. W gruncie rzeczy nic się nie stało. Większości zwierząt i magicznych stworzeń nie ma co się bać. Pracuję z magicznymi stworzeniami na co dzień, znam ich zachowania oraz nie boję się ich. Moi podopieczni są dużo więksi od tego niuchacza — Zapewnił go ze śmiechem. Znajomość świata magicznych stworzeń, ich zachowania to nie wszystko. Ważne było odpowiednie nastawienie. Potocznie to ręka do zwierząt. Trzeba było też być stanowczym.
Chcesz spróbować? — Zaproponował wyciągając ku niemu obie ręce, w których pod łapkami trzymał niuchacza. Stworzenie patrzyło na Marcela czarnymi ślepkami, jakby zainteresowane. Domyślał się, że Marcel nie będzie zainteresowany próbą kontaktu z niuchaczem, który zaczynał się trochę wiercić. Było to dzikie stworzenie, nieprzyzwyczajone do kontaktu z człowiekiem. Choć mogłoby być, że ten niuchać do kogoś należał.


I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone


Ostatnio zmieniony przez Volans Moore dnia 23.10.21 19:41, w całości zmieniany 1 raz
Volans Moore
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Chata starej pustelniczki - Page 3 Tumblr_myrxsem7AC1s8tqb9o1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9775-volans-moore-w-budowie#296523 https://www.morsmordre.net/t9914-sol#299801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f371-derbyshire-borrowash-pollards-oaks-11-8 https://www.morsmordre.net/t9921-szuflada-volansa#299859 https://www.morsmordre.net/t9913-volans-moore#299792
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]23.10.21 19:33
W tym momencie Thomas chyba stanowczo mógł żałować, że nigdy wcześniej nie słuchał z zafascynowaniem na temat różnych zwierząt i stworzeń. To nie tak, że nie wiedział komplet niczego na ich temat… Ale z drugiej strony to nie tak, że był pewny jak ma postępować w ich wypadku. Kiedy widział, że coś go atakuje to w prostym odruchu uciekał. Zresztą, zwierzęta były nieprzewidywalne! A raczej… on sam miał problemy z przewidzeniem ich reakcji.
Chociaż może to, że niuchacz do niego się kierował, wcale nie było taką złą opcją? Może… może w końcu rzeczywiście mogło to się okazać, że nie był wcale taki beznadziejny w kontaktach z obcymi stworzeniami? Z ludźmi sobie radził - zarówno z mugolami jak i z czarodziejami. Ale z resztą już za grosz nie potrafił.
- Nie są..? No to chyba znalazł zły obiekt, bo za wiele to przy sobie nie miał… - stwierdził, lekko się jednak uśmiechając. Często sprawiał wrażenie niepozornego i wciąż dzieciaka - w końcu do końca nie był dorosły. Wielu czarodziejów w jego wieku kończyło staże, kursy, rozpoczynało jakieś kariery po ukończeniu Hogwartu. A on co robił? Uciekał w środku lasu przed niuchaczem.
- Więksi? Ale tacy więksi, że jak konie czy abraxasy? Czy jeszcze większe? - zapytał nieco zainteresowany, bo w końcu też i nie na codzień miał okazję do kontaktów z ludźmi, od których mógłby coś wynieść z wiedzy. No i… trochę też żałował, że tak słabo przykładał się do nauk dziadka. Może dzisiaj skorzystałby o wiele więcej na nich? Może… może teraz radziłby sobie o wiele lepiej, gdyby bardziej się przykładał do nauki jak radzić sobie z hodowlą?
Spojrzał niepewnie na Volansa, a później na to stworzenie. Wydawało się być rzeczywiście niegroźne. I całkiem puchate… I już po chwili wyciągnął po nie ręce, biorąc go dość niezręcznie i pokracznie, a Niuchacz wyraźnie nie czuł się zachwycony podobnym chwytem. Thomas kilka razy poprawił ręce, jakby starając się utrzymać wagę niewielkiego stworzenia, które pierw niczym jak kot starało się na wszystkie strony uciec od rąk młodego czarodzieja, ale po dłuższej chwili rzeczywiście się poddało, dając się trzymać nieporęcznie cyganowi.
- Rzeczywiście chyba nie jest taki zły… w sensie, całkiem potulny. Nie są problematyczne? W sensie, wspominałeś o tych drogocennych rzeczach… to takie złodzieje? Sroki magicznych stworzeń? - dopytał, nie odrywając zafascynowanego wzroku od wyraźnie niezadowolonego niuchacza.


Chata starej pustelniczki - Page 3 EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Chata starej pustelniczki - Page 3 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]16.11.21 18:25
W kwestii wiedzy na temat magicznych stworzeń uważał się za doświadczonego magizoologa z powołania. Nie wybrał wszystkich stworzeń, tylko smoki. Jednocześnie w przyszłości chciał założyć hodowlę jakiś magicznych stworzeń. Początkowo hobbistyczną, a czasem profesjonalną, przynoszącą stały dochód. Aczkolwiek aby to miało miejsce to najpierw musi nabyć lub wybudować dom. Marzył mu się własny rezerwat smoków, ale to zbyt odległe plany przez ogromne koszty.
Nie są. Nie wyglądamy na bogatych, fakt — Wypowiadając te słowa po raz pierwszy posłał temu chłopakowi badawcze spojrzenie, zastanawiając się nad tym, czy on wiedział o kieszeni bez dna na brzuszku tego niuchacza. Raczej na to nic nie wskazywało, by to miało miejsce. Raczej tego nie można spodziewać się po kimś, kto uciekał gdzie pieprz rośnie przed zupełnie niegroźnym stworzeniem. Niemniej musiał brać to pod uwagę. Pozory mogą mylić.
Dużo większe od tych stworzeń. Na co dzień zajmuję się smokami — Przyznał z pewną dumą i błyskiem w oku. Nie wyobrażał sobie robić nic innego niż to, choć oczywiście musiał być na to gotowy. Podczas wojny nic tak naprawdę nie było pewne. Życie zawodowe jego braci jest tego najlepszym przykładem.
Uśmiechnął się zachęcająco do młodzieńca. Najtrudniejsze są początki. Nie dawał mu młodego smoka do potrzymania, tylko całkiem niegroźnego i przymilnego niuchacza. — Trzymaj go pod tylnymi łapkami, niczym kota. Będzie mu wygodniej — Poradził Marcelowi. — Po tym już go wypuść — Dodał. Niuchacz powinien wrócić na wolność. Nie zamierzał oswajać go dla Marcela.
Niuchacze są całkowicie niegroźne i potulne, ale nie są to zwierzęta domowe. Nie należy trzymać ich w domu. Sroka nie przeszuka domu na siódmą stronę w poszukiwaniu błyszczących przedmiotów, niuchacz i owszem — Wytłumaczył chłopakowi, posyłając mu kolejne wnikliwe spojrzenie. Mówił mu to w ramach ciekawostek na temat tego stworzenia, ale nie mógł przyznać, że to był łatwy sposób na wzbogacenie się. Niuchacz nie robi tego dla osobistych korzyści. Do tego zdolny jest tylko człowiek i goblin. Wszak gobliny wykorzystywały niuchacze w poszukiwaniu skarbów, jednak nie robiły tego w majątkach czarodziejów.
Tak jak każde zwierzę, wymagają odpowiednich warunków i właściwej opieki. Może się wydawać, że bycie opiekunem niuchacza to szansa na łatwe wzbogacenie się, ale to nieprawda. Bogactwa nie leżą gęsto w ziemi, a inne stanowią czyjąś własność — Poczuł się zobowiązany do tego by zapobiegawczo potępić okradanie innych czarodziejów.


I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Chata starej pustelniczki - Page 3 Tumblr_myrxsem7AC1s8tqb9o1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9775-volans-moore-w-budowie#296523 https://www.morsmordre.net/t9914-sol#299801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f371-derbyshire-borrowash-pollards-oaks-11-8 https://www.morsmordre.net/t9921-szuflada-volansa#299859 https://www.morsmordre.net/t9913-volans-moore#299792
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]29.11.21 16:46
- Co? Ale.. ale w sensie, że takimi na wolności? Nie zakazano ich hodowli? - zapytał zaskoczony, nie do końca rozumiejąc w jaki sposób ktoś mógł się zajmować smokami, zupełnie z pamięci wypierając istnienie chociażby rezerwatów. Chociaż jego idea zajmowania się stworzeniami była stricte o hodowlach, które przynosiły zyski - tak jak ich dziadek zajmował się końmi. Dokładnie na tej samej zasadzie!
Ale smok? Jak ktoś mógł się zajmować smokiem? Przecież były tak ogromne! I jak się do niego można było w ogóle zdziwić?
Wpatrywał się zaskoczony w mężczyznę, wyczekując wyjaśnień, bo po raz kolejny jego światopogląd był przez kogoś rujnowany.
- A, jak kota? Okej, a nie podrapie jak kot? - zapytał, rzeczywiście poprawiając lepiej chwyt niuchacza, w gruncie rzeczy też nie do końca mając doświadczenie z takimi stworzeniami. Ale im dłużej go trzymał, tym bardziej się przyzwyczajał. Choć niuchacz z pewnością wyglądał jak ktoś, kto nie do końca cieszy się z faktu trzymania na rękach przez kogoś.
Jednak niechętnie w końcu kucnął, wypuszczajac dzikie stworzenie na ziemię, które wręcz od razu wystrzeliło w przestrachu między drzewa i krzaki, a Thomas spojrzał za nim jedynie nie do końca zadowolony.
Zerknął nieco zasmucony tym faktem na stworzenie, ale nie gonił go, wiedząc doskonale, że jak ktoś uciekał to lepiej było go zostawić w spokoju - a przynajmniej chciałby również wierzyć w to, że niektózy ludzie, których znał, również by zaczęli wyznawać tę zasadę.
- Oh? Czyli to małe złodzieje z nich? - rzucił cicho, zastanawiając się nad tym przez moment. - To chyba trochę jak piekielne kurczaki - dodał po chwili, pamiętając nazwę z jednej z historii, któreś gdzieś zasłyszał. Chociaż widząc nietęgą minę Volansa, zaraz się poprawił. - Znaczy, takie stworzenia z opowieści... One kradły dla ciebie od sąsiadów, jeśli się z nimi kontrakt podpisało. Istnieją w sumie..? W sensie, no dużo bajek i historii znam i część jednak istnieje... Ale ze stworzeniami to w sumie nigdy nie wiem, bo nie znam się na nich tak bardzo... - wyjaśnił, kiwając lekko głową.
To nie tak, że nie słyszał co mówił Volans, ale... no stanowczo nie miał zamiaru brać sobie jego słów do serca.
- Nie no, taki niuchacz rzeczywiście byłby problematyczny... No i ja dużo podróżuję, nie mam stałego miejsca, więc tym bardziej. Myślę nad Londynem, ale to tam tym bardziej taki niuchacz mógłby być problematyczny, nie uważasz? Więc nie no, zresztą nie radzę sobie najlepiej ze zwierzakami... - dodał z wesołym uśmiechem, jakby chciał zapewnić, że nie planował żadnych niegodziwych rzeczy w związku z nowo nanbytą informacją. Chociaż kto go wiedział czy nie zmienią się jego zamiary za tydzień?


Chata starej pustelniczki - Page 3 EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Chata starej pustelniczki - Page 3 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]27.12.21 2:43
W pierwszej chwili uniósł brew za sprawą tego pytania i zaskoczenia na twarzy chłopaka. Po chwili roześmiał się krótko, bez wyraźnej drwiny..
Pracuję w smoczym rezerwacie. Żyją tam niemalże wolne i całkowicie bezpieczne. Zabronione jest posiadanie smoków przez osoby prywatne. Rezerwat to placówka badawcza — Wyjaśnił mu po chwili. Bycie opiekunem smoków nie oznaczało faktycznego ich posiadania. Nawet mały smok to duży kłopot. Odebrane osobom prywatnym smoki trafiały do rezerwatów. Było to doskonałe rozwiązanie dla bezpieczeństwa smoków, czarodziejów i mugoli.
Nigdy nie miałeś styczności z kotami? W moim domu rodzinnym był co najmniej jeden taki zwierzak. Nie podrapię cię. Chyba się nie boisz? — Zapytał z czymś na kształt niedowierzania. Mieli gospodarstwo to i zawsze jakiś kot pomieszkiwał w stodole. A nawet cała kocia rodzina. To nie było trudne, nie omawiali szczuroszczetów, które potrafiły zaatakować człowieka i dotkliwie go pogryźć.
Magiczne stworzenia nie powinny być wykorzystywane do zaspokajania ludzkiej chciwości. Posiadanie niuchacza pozwalało na łatwe wzbogacenie się cudzym kosztem. On również chciał żyć na znacznie wyższym poziomie, niż obecnie, jednak musiał na to zapracować.
W pewnym sensie, tak — Potwierdził ten fakt. Wzmianka o piekielnych kurczakach wydała mu się równie zaskakująca, co warta rozważenia. Przybliżył prawą dłoń do twarzy tak, że palec wskazujący dotykał jego warg, a kciuk policzka. — Z całą pewnością takie stworzenia nie istnieją — Stwierdził kierując się tym, że nigdy nie słyszał, nie czytał i nawet nie widział na własne oczy piekielnego kurczaka. Dirikraki są piekielnie szybkie, jednak nie zawierają paktów z ludźmi i nie okradają innych. Wydawało mu się to trochę niedorzeczne.
Podczas podróży również trzeba zapewnić zwierzętom odpowiednie warunki. Trzymanie ich nawet w jak największej klatce to nie są wskazane dla nich warunki. Dla podróżników bardziej odpowiedni będzie psidwak albo kuguchar. Nie wydaje mi się, by Londyn stanowił odpowiednie miejsce do życia dla kogokolwiek. Wyjątkowo problematyczny — Wypowiadając te słowa nie przestawał mu się bacznie przyglądać, nabierając jeszcze więcej podejrzliwości co do motywów Marcela. Nie mówił mu tego wszystkiego po to, by on zrobił coś głupiego, z potencjalną szkodą dla magicznego stworzenia z powodu tej czy innej ludzkiej przywary.


I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Chata starej pustelniczki - Page 3 Tumblr_myrxsem7AC1s8tqb9o1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9775-volans-moore-w-budowie#296523 https://www.morsmordre.net/t9914-sol#299801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f371-derbyshire-borrowash-pollards-oaks-11-8 https://www.morsmordre.net/t9921-szuflada-volansa#299859 https://www.morsmordre.net/t9913-volans-moore#299792
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]03.01.22 22:35
Pokiwał głową na słowa o rezerwacie. Oh, tak, to nabierało nieco więcej sensu niż samo hodowanie smoków prywatnie, skoro były nielegalne. I ogromne, i z pewnością niebezpieczne. A ile musiały jeść!
- Znaczy, nie biegały tam gdzieś. Też dużo psów łapałem dla siostry, bo je lubiła, ale babcia zawsze powtarzała, że wóz to nie miejsce dla psa, bo jest za mały, więc nigdy żadnego nie mieliśmy - odpowiedział, obserwując jeszcze jak niuchacz uciekał gdzieś w dal. Cóż, wzbogacenie się brzmiało całkiem dobrze.
- No ale taki niuchacz? One nie są bardziej podobne do psidwaków? Albo kugucharów? W sensie... nie potrzebują tyle miejsca? No może chyba więcej biegają? - rzucił, wiedząc doskonale jak wiele on sam potrzebował czasem wyjść, pobiegać, spożytkować energię, której najczęściej miał zbyt wiele. Może dlatego czasem tęsknił za pracą na stoczni w Szkocji? W końcu tam zawsze miał coś do pracy, i zawsze była to ciężka praca, po której zasypiał bez problemów - a może tęsknił za nią, że właśnie łatwiej było mu usnąć przez zmęczenie?
- Ale dziadek zajmował się końmi. Nie lubiły mnie za bardzo... i wolałem się do nich nie zbliżać. Znaczy, no... trochę przy nich pomagałem, ale raczej to robił mój brat, w sensie że w większym stopniu - doprecyzował, bo dziadek dość wcześnie zorientował się, że o ile Thomas nie miał zbyt wielu talentów, tak na pewno miał talent do rozmowy z innymi - do kłamania i przekonywania gadziów, i chodź w pewnych kwestiach go za to ganił, tak nigdy nie gniewał się za okłamywanie obcych, w szczególności kiedy Tomek robił to skutecznie.
- A nie wiem, wiesz? W sensie... To ludzie, szczególnie mugole o takich opowiadają. Mają różne legendy i bajki, czasem ich słucham, a czasem wymyślam. Ale są magiczne kurczaki, a też są niuchacze. Może w jakiejś wiosce było ich więcej? Znikały rzeczy skradzione przez niuchacze, ale ludzie widzieli koguty, więc to właśnie je o to oskarżyli? - rzucił, doskonale wiedząc jak podobnego rodzaju legendy i bajki się tworzyły przez lata wśród ludzi - słuchał ich wiele. Znał świetnie jak działa plotka! I jak można ją wykorzystać. Ludzie lubili słuchać słów, a jeszcze bardziej je wypowiadać, a najbardziej działała na nich kontrowersja i rzeczy niewyobrażalne - a piekielny kurczak był czymś, co zapadało w pamięć.
- Oh? Nie masz krwi? - rzucił, nawet nie bardzo przejęty, wzruszając ramionami. Słyszał co się działo w stolicy, ale jego dziadkowie byli czarodziejami - był względnie bezpieczny. - To rzeczywiście lepiej, żebyś się tam nie kręcił. Mi tam nic nie grozi, może też spotkam tam starych znajomych z Hogwartu? Nie wiem... chyba może być bezpieczniej gdzieś, gdzie nie biegają dementorzy na wolności, a w Londynie to nie ma miejsca... - rzucił, wzruszając lekko ramionami, wzdrygając się na wspomnienie tego stworzenia z początku miesiąca. Nie było to... przyjemne.
Rozejrzał się jednak po otoczeniu, dostrzegając, że powoli zabierało się na burzę.
- Będę się zbierał dalej... O, ale dzięki za to info. W sensie o niuchaczach! - rzucił zaraz, wyciągając różdżkę i zanim Volans zdążyłby jakkolwiek zareagować, teleportował się z tego miejsca. Miał jeszcze kilka planów na ten dzień, a stanowczo w lesie spędził nieco za dużo czasu.

| Zt.


Chata starej pustelniczki - Page 3 EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Chata starej pustelniczki - Page 3 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]04.01.22 19:54
Uniósł jedną z brwi za sprawą słów chłopaka, a konkretnie tego wtrącenia o wozie. Tylko jedna grupa etniczna słynęła z mieszkania w wozach. Miał z nią pośrednią styczność, gdy jeszcze mieszkał  w Rumunii. O ile jego podejrzenia okazywało się słuszne. Do Cyganów nie wykazywał otwartej wrogości. Wolał podchodzić do każdej jednostki indywidualnie. Tak było i teraz.
Przypominasz mojego młodszego brata, który do domu znosił rozmaite zwierzęta. Znajdował je w okolicy naszego domu, po lasach i polach. Wóz to nie tylko nie miejsce dla zwierząt, ale również dla człowieka — Pozwolił sobie na wspomnienie młodszego brata, uśmiechając się z pewną dozą nostalgii. Zdecydowanie tęsknił za tymi sielskimi czasami, beztroską, jaka je cechowała. Wyraził swoje zdanie na temat zamieszkiwania w wozie niczym w mieszkaniu. Owszem, czarodzieje potrafili powiększyć magią wnętrze danego pomieszczenia, ale to nie sprawi, że wóz stanie się domem czy mieszkaniem.
Jak już wspomniałem, żadne zwierzę nie powinno być trzymane w nieodpowiednich warunkach. I nie, nie są podobne do psidwaków ani kugucharów. Może nie potrzebują dużo miejsca, ale przez ich lepkie łapki i ruchliwość najczęściej są trzymane w klatkach — Zadziwiające było to, że praktycznie musiał się powtarzać i usilnie zwracać uwagę chłopaka na właściwe traktowanie istot żywych i cały ten czas tłumaczyć to, że niuchacze to nie zwierzęta domowe. Nie powinno się ich trzymać w niewoli, niezależnie od motywów kierujących osobami chcącymi je posiadać.
Nie każdy ma rękę do zwierząt. Zapewne masz inne talenty — Stwierdził z lekkim wzruszeniem ramion, ale również z pewnym optymizmem. Może ten chłopak był całkiem uzdolniony artystycznie albo manualnie, chociażby w ten sposób. Dobrze, że pozostawał nieświadomy w kwestii prawdy, inaczej straciłby zupełnie wiarę w ludzkość.
Jestem skłonny uwierzyć, że tak właśnie było. Dotąd ukrywaliśmy istnienie magii przed mugolami — Stwierdził z przekąsem. Z ukrywania istnienia magii i posługujących się nią czarodziejów nie wyniknęło nic dobrego. Mugole potrafili zaakceptować ich istnienie i dostrzec piękno cechujące magię, o ile ta była właściwie używana. Nie powinna służyć do krzywdzenia innych.
Tego nie powiedziałem — Stwierdził poważnie, unosząc jedną z brwi. W toku rozmowy nie wspomniał o tym, że jest mugolakiem. Równie dobrze mógł być czarodziejem półkrwi albo czystej krwi o poglądach promugolskich. Dla nich Londyn również nie był odpowiednim miejscem do życia. Nikt o promugolskich poglądach nie powinien pozwalać na wszystko, co się tam działo. W każdym razie rozsądek podpowiadał mu, by nie ujawniać swojej nieczystej krwi przypadkowo spotkanym czarodziejem. — Osoby o poglądach promogulskich również nie mają łatwo. Przed dementorami można się obronić — Zauważył całkiem słusznie. Zaklęcie Patronusa było trudnym czarem, ale bardzo przydatnym w tych czasach.
Do zobaczenia. Powiedziałem ci o tym w ramach ciekawostki. Na Merlina... mam złe przeczucia — Wymruczał bardziej do siebie niż do swojego rozmówcy. To nie skończy się dobrze. Po opuszczeniu tego terenu przez Marcela, on pozostał tutaj przez kilka chwil i teleportował się dopiero, gdy zaczęło kropić.

/zt


I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Chata starej pustelniczki - Page 3 Tumblr_myrxsem7AC1s8tqb9o1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9775-volans-moore-w-budowie#296523 https://www.morsmordre.net/t9914-sol#299801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f371-derbyshire-borrowash-pollards-oaks-11-8 https://www.morsmordre.net/t9921-szuflada-volansa#299859 https://www.morsmordre.net/t9913-volans-moore#299792
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]18.07.22 14:01
9 MAJA?

Maj przyniósł długo wyczekiwane wytchnienie, choć Celine musiała przyznać, że przepadała za porywistymi ulewami, które gościły w Walii niemal każdej nocy poprzedniego miesiąca. Orkiestra zimnych kropel ściekających do rynien i malujących mokre kształty na okiennych szybach, wyścigi kryształków mających osiąść na roślinności pod postacią rześkiej rosy o poranku, nawet błyskawice uderzające o taflę pobliskiego jeziora, to było jak kołysanka kusząca chwilą odpoczynku. Uspokajała na przekór ciału zapierającemu się w postanowieniu, że będzie czuwać, pozostawione w lękliwej gotowości - jednak z różnym skutkiem, bo myślała wtedy o nocach spędzanych na stryszku u dziadków Susie i tym, jak obie były wówczas szczęśliwe... I nawet nie wiedziała, kiedy w końcu zasypiała na kilka godzin.
Wtedy, w Walii, trudno było uwierzyć, że jeszcze kiedyś wróci do Doliny - postawi stopę na ziemi, z której powstała, i spojrzy w górę, na błękitniejące niebo i chmury przypominające cyrkową watę cukrową; że w progu rodzinnego miasta przywita ją już nie ojciec, a brat. Czy gdyby znali prawdę od początku - coś by to zmieniło? Jak inne byłoby życie? Los przecież zbyt nagle zadecydował, że mieli tylko siebie, splótłszy ich kapryśną, czerwoną wstęgą wspólnego pochodzenia łączącą ze sobą nadgarstki jak kajdany założone na parze więźniów i nic nie można było na to poradzić. Matka zdradziła. Tatko nie wiedział. Wuj zataił. A ją - to gryzło. Półwila zostawiła więc za sobą Syrenią Lagunę i ukochaną Yvette, wiedziona, być może, masochistycznym pragnieniem spoglądania na twarz Elrica i przypominania sobie o kłamstwie, które pęczniało przez ponad dwadzieścia długich lat. Ostatnio uwielbiała gnębić się w ten sposób; nie, nie tylko, gnębiła się na milion różnych sposobów, a im ból był większy, tym w przedziwnej perwersji była spokojniejsza.
Jakby z żył upuszczono trochę złej krwi.
Za każdym rogiem godrykowych stron znajdowały się wspomnienia, które kolekcjonowała do butelki, żeby rzucić je w liście do wody. Dosłownie. W liście, którego słów nigdy na głos nie przeczyta żywej duszy; niosła przy sobie przezroczyste, zielone naczynie, w którym tkwił zwinięty w rulon pergamin, a gdy dotarła w okolice starej chatki, do której dawno, dawno temu ojciec zabronił jej się zapuszczać, skręciła w prawo, nie w lewo; od zawsze słuchała tatka, nawet gdy nie żył (przez ciebie, ty go zabiłaś, głupia dziewucho) - a jeziorko w pobliżu pustelniczej kniei mogło posłużyć za grób pergaminowych wyznań. Dotarłszy na skrawek zielonej polany Celine zatrzymała się i popatrzyła w dół, na źdźbła trawy prężące się w długo wyczekiwanym słońcu; były takie piękne, wreszcie zdrowe, odzyskujące wiosenny blask. Czy może już letni? Nie była pewna, ale sięgnęła niżej, zwinnie unosząc najpierw jedną, potem drugą nogę, by ściągnąć z nich trzewiki, które ujęła w dłoni. Bose stopy osiadły na ziemi. Pod nimi spoczywała miękkość bijącej stamtąd harmonii, wręcz terapeutyczne ciepło, jedność, której brakowało jej od tak długiego czasu, i nie mogła zdusić w sobie błogiego westchnienia.
Dolina. Moja Dolina, moja najukochańsza Dolina.
Dopiero teraz poczuła ducha tego miejsca, wydzierał się spod warstw gleby, śpiewał, wdzięczył jak kot, któremu zbyt długo odmówiono pieszczot. Kiedyś biegała tu boso każdego dnia, śmiejąc się dźwięcznie, gdy starowinki siedzące na ławkach przy głównym placu mówiły, że wyglądała jak najprawdziwsza rusałka; a liście szumiące dziś na koronach drzew zdawały się przemawiać ich głosem. Warto było pamiętać. Przeszłość nie wróci, ale zostanie gdzieś tu na zawsze.
Celine przycisnęła butelkę do piersi i ruszyła przed siebie, wciąż z przymkniętymi oczyma, wiedziona zmysłem dotyku, przeczuciem i tęsknotą, jej krok stawał się jeszcze lżejszy, stopy wyginały jakby zamierzała zaraz zatańczyć. Ale tego nie zrobi, o nie. Nie była w stanie przebrnąć przez kręte poczucie, że utraciła do niego prawo, do libretto duszy odebranej w Tower, do baletu, do siebie; mogła więc tylko iść, marzyć, z sennym uśmiechem i fioletową sukienką bawiącą się z ciepłym wiatrem.
- Możesz już wyjść - mięciutko zawołała do ducha Doliny, do esencji swojej tęsknoty, do wyobraźni, która w ciemności zamkniętych powiek namalowałaby strażnika sprawującego pieczę nad tym miejscem; może wodnika wypełzającego leniwie na brzeg, a może sarnę z błyszczącymi oczyma, porośniętą kwiatami, jakby były jej sierścią. Po części była ciekawa, czy jej głos zwabi takie bóstwo - czy może jednak duchy pozostaną na nią głuche, bo nie zasługiwała na ich uwagę. Już nie. Ale przecież to wydawało się takie realne, te cichutkie odgłosy, ledwie oddzielające się od trzepotu liści i trelu ptaków; ktoś był niedaleko. Niewykluczone, że prawdziwy duch, już nie raz bywało, że wieczne dusze błądziły po tych okolicach, pamiętała to. - Słyszę cię gdzieś tutaj. Pokażesz się? - dopiero wówczas uniosła powieki z naiwną ekscytacją.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Chata starej pustelniczki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach