Wydarzenia


Ekipa forum
Chata starej pustelniczki
AutorWiadomość
Chata starej pustelniczki [odnośnik]20.09.20 17:32
First topic message reminder :

Chata starej pustelniczki

Boczna uliczka odchodząca od głównej ulicy w Dolinie Godryka  zdaje się prowadzić donikąd. Gasną błyski latarni, pod stopami nie widać już kamieni, jedynie piasek i suche patyki. Spomiędzy starych drzew wyłania się chata. Wiekowy, ciasny budynek mocno wrastający w ziemię. Jest szary i wydaje się kruszyć pod palcami tego, kto ośmieli się go dotknąć. Zatrzaśnięte mocno drzwi sprawiają wrażenie nieotwieranych od stu lat, a wyrastające wokoło domu krzaki ranią ciekawskie paluchy. Mówi się, że mieszka tam podła wiedźma. Dzieci boją się spojrzeć w popękane, szare okna, wyobrażając sobie wstrętny nos staruchy i pająki wypełzające spod poszarpanej szaty. Powiadają, że pustelnica winna jest największym nieszczęściom w Dolinie Godryka, że zna legendy mostu, że wie, co czai się katakumbach, a jej spojrzenie petrifkuje największego śmiałka. Niewielu ma odwagę, by zbliżyć się do chaty i zbadać tę tajemnicę. Nieliczni pamiętają, że wiele lat temu w tym miejscu mieszkała młodość i radość, a pod rdzą na bujającej się na wietrze tabliczce kryją się jakieś litery i symbol baśniowego wrzeciona.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Chata starej pustelniczki - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]01.08.22 14:26
Maj przynosi upragnione ciepło, za którym tęskni od początku jesieni, choć zwykle powtarza, że każda pora roku jest dobra - na szybowanie w przestworzach, przemykanie między koronami drzew, spacer po leśnych ostępach, a przede wszystkim dobrą zabawę! Z tego ostatniego najtrudniej mu zrezygnować w trudnych, wojennych chwilach, nie potrafiąc przejść do dramatycznej skrajności, do malującego się na twarzy smutku i poważnego tonu, którego zewsząd się od niego wymaga. Tragedię trzyma w sobie, tłamsi dogłębnie, nie chcąc by ktokolwiek w jego towarzystwie smucił się i przygasał. Od dłuższego już czasu boryka się ze strachem, ale przede wszystkim złością i zawodem. To dlatego dołącza do oddziału łączności, to dlatego chce brać sprawy we własne ręce - by przerwać bezczynność, by wreszcie przestać się bać.
Nawet nie orientuje się w którym momencie Dolina Godryka staje się jego drugim domem. Spędza tu wiele czasu, zawiązuje nowe przyjaźnie, utrwala stare, a także z zachwytem odkrywa okoliczne tereny, nie mogąc się nadziwić temu całemu bogactwu. Nie uważa się za wielkiego znawcę czy wielbiciela natury, a mimo to widzi coś niezwykłego w szemrzącym strumieniu czy gęstwinie drzew. To one najczęściej pozują mu przy ćwiczeniach, mało wprawnym wciąż ruchem próbuje uwiecznić ich piękno, a jakie nigdy ma nie wyjść poza karty notatnika. Dziś ląduje przy skraju lasu, gdzie blisko do zielonej polany i do jeziora, które dostrzega z wysokości, a które kusi go błyszczącą taflą, zachęca do przecięcia powierzchni, zwłaszcza teraz, kiedy unoszące się wysoko słońce przygrzewa mocniej, w prawdziwie majowym guście.
Opiera miotłę o pobliskie drzewo, tuż obok rzuca torbę wypełnioną najpotrzebniejszymi przedmiotami - od koszulki na zmianę, przez szczoteczkę do zębów, po ołówek i notatnik, którego strony stale uzupełnia o kolejne szkice. Sięga wzrokiem tafli wody, spodziewając się że jest lodowata, jednak nie powstrzymuje go to przed podjęciem ryzyka i spróbowaniem. Rozpina zamek skórzanej, lotniczej kurtki, która choć nosi na sobie wyraźne znaki używalności, tak wciąż świetnie pełni swoją funkcję. Rzuca ją na torbę i chwyta za brzeg białego, nieco startego już t-shirtu, wysuwa jedną rękę i…
Wtem słyszy wołanie. Zastyga nagle z wpół zdjętą koszulką. Wyściubia głowę, by odsłonić uszy, nasłuchuje kroków i kolejnych głosów. Matko, czy znowu coś mi się wydaje?, przemyka mu przez myśl, gdy osiąga nieodparte wrażenie deja vous. Nie dalej jak przed kilkoma dniami napotyka w głuchej puszczy postać, czy i tym razem ktoś kręci się w okolicy, a może wreszcie ma omamy i tylko wydaje mu się, że nie jest sam?
- Eem… że ja? - mruczy do siebie zdziwiony i mocuje się z t-shirtem, by założyć go z powrotem. Nie wie skąd dochodzi głos; drepcząc w miejscu i z twarzą przysłoniętą materiałem prędko wpada w panikę, plączą mu się ręce. Pluje sobie w brodę, że nie sprawdził i nie zabezpieczył terenu przed zakosztowaniem jeziora.
Ale czy Dolina Godryka nie jest zamieszkana przez samych sojuszników, czy nie powinien czuć się tu bezpiecznie? Nigdzie nie jest bezpiecznie!, dźwięczą mu w głowie powtarzane przez wielu słowa. Zawsze przedrzeźnia je prześmiewczo, bagatelizując i ignorując, teraz unika drażniącego szeptu, który gdzieś z tyłu powtarza - a nie mówiłem?
Znów słyszy ten głos, śpiewny i delikatny, mąci mu w głowie, potęgując napięcie. Zna go skądś i kojarzy, lecz nie na tyle, by rozpoznać w pierwszej chwili - czy to wyobraźnia płata mu figle, a może to leśny duch, albo ta pustelniczka z pobliskiej chaty?!
Wreszcie wciska koszulkę z powrotem i z łomoczącym w sercu piersi orientuje się, że postać jest tuż obok. Nieopatrznie robi krok w tył, odwraca się i…
- C-Celina? - duka od razu z wytrzeszczonymi oczami, a policzki oblewają się mocnym rumieńcem, kiedy zupełnym przypadkiem wpada na jasnowłosą. - Przepraszam, bardzo przepraszam! Nic ci nie jest?! - Na widok Lovegood tętno wcale nie zwalnia, a gna innym rytmem, napędzane paniką, jak i radością. Unosi ręce, kładąc je na ramionach dziewczyny, chcąc upewnić się, że swoją wybitną dziś niezgrabnością nie zrobił jej krzywdy, by zaraz zabrać je i przykleić do ciała - znów zawstydzony gorączkowością.
Ian Smith
Ian Smith
Zawód : stolarz, lotnik w oddziale łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
and the only solution
is to stand and fight
OPCM : 10 +2
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11168-ian-smith#343705 https://www.morsmordre.net/t11207-oisin#344724 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f422-irlandia-cork-maryborough-woods https://www.morsmordre.net/t11208-skrytka-bankowa-nr-2441#344725 https://www.morsmordre.net/t11209-ian-smith#344726
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]01.08.22 14:26
The member 'Ian Smith' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
Chata starej pustelniczki - Page 4 DkueKwD
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Chata starej pustelniczki - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]01.08.22 20:03
Od zawsze uwielbiała tańczyć z duchami, podatna na romantyzm zaklęty w ich wiecznie trwającej śmierci, w zamrożeniu między dwoma światami; w Beauxbatons ryzykowała szlabanami, byle tylko wziąć udział w wieczerzy nieumarłych i zatańczyć ku ich uciesze. Los chciał, że rozkochane w kulturze oczy często goręcej doceniały baletniczy talent dziewczęcia niż wiele rówieśniczek patrzących na nią z ukosa, spychających Celine w ramiona innych towarzyszek, tych niematerialnych, będących ponad zazdrość wyłapywaną z cząsteczek okalającej ją aury.
Kochała je, tamte dusze z francuskiego zamku, kochała całą sobą.
I dlatego tak bardzo zapragnęła spotkać ducha Doliny.
Dlatego wmawiała sobie, że enigmatyczne odgłosy szamotaniny i skonsternowanych stęknięć cudzego zagubienia w ubraniu były śpiewem roślin kłaniających się przed kopytami lub łapami, dziwnym trelem ptaków porozumiewających się ze stworzeniem w swoim własnym języku; że były czymś niepodchodzącym z ludzkiego padołu. To byłoby piękne, natrafić na czysty, niezmącony wojenną toksyną byt - a potem przypominała sobie, że owa istota z pewnością nie chciałaby mieć z nią do czynienia i entuzjazm słabł, nadgryzany zębem pełnego goryczy rozczarowania, za które winić mogła tylko i wyłącznie siebie samą. Nieważne, co mówiła Yvette, co mówił Hector, co mówił ktokolwiek, jej sumienie sczerniało przez nierozrzedzone winy. Teraz jednak usiłowała o tym nie myśleć, skupiona na ekscytacji i oczekiwaniu, bo dźwięki uzmysławiały, że duch nie uciekł, a był skłonny się z nią przywitać, wykorzystał jedną ze swoich mocy, by zaalarmować o bliskości, więc gdy na nowo otworzyła oczy...
Z dezorientacją odkryła przed sobą bardzo cielesnego Iana. W pomiętej bluzce, cienkiej i letniej, z twarzą zastygłą w zdumieniu, z oczyma szeroko otwartymi, przypominającymi kafle (kufle? nie była pewna) quidditcha. Nawet barwę miały podobną, jak opalająca się w słońcu skóra potraktowana ciepłym pigmentem. Ciepłe były również jego dłonie - choć wcale nie zachwiała się przy niespodziewanym zderzeniu, zręcznie balansując na stopach, młodzieniec już podtrzymywał ją przed potencjalnym upadkiem, a jednocześnie pokazał, że naprawdę tu jest. Że to on. Z krwi i kości, wydarty ze szponów niby utraconej historii. Półwila zamrugała, jeszcze przez chwilę zbyt oszołomiona jego widokiem, by odpowiednio zareagować, a gdy już to zrobiła, zareagowała prawdopodobnie nieodpowiednio; jedna z rąk uniosła się ku górze i palce musnęły jego twarz. Uważała, by nie drasnąć paznokciem miękkiego policzka; może i nie zrobiłaby mu w ten sposób krzywdy, ale lepiej dmuchać na zimne. A ona od zawsze była uważna, łagodna.
- Ian... - jego imię zabrzmiało egzotycznie, jakby wypowiadała je po raz pierwszy w życiu, z kolei oczy zabłysły radością, gdy tylko Celine odepchnęła od siebie lęk przed tym, że mógł być po prostu bardzo kolorowym duchem. Iluzją. Nie, on istnieje, ma w sobie stabilną formę, budowało go ciało, które od czasu ich ostatniego spotkania zdawało się zmężnieć. Niegdyś był ulepiony z gliny, ale dzisiaj wyglądał na wykutego z kamienia. - Ian Smith! - tym razem dotknęła jego drugiego policzka, pozwoliwszy ustom ułożyć się w uśmiechu; chyba tylko odrętwienie (czy może strach przed odpowiedzią?) sprawiło, że nie spytała od razu, czy w jego życiu nie stało się coś złego. Irlandia leżała daleko, zbyt daleko.
- Skąd się tu wziąłeś? Też szedłeś z zamkniętymi oczami? Myślałam, że jesteś... Och, nieważne - rumieniec zażenowania musnął bledziutką twarz, wreszcie odsunęła od niego dłonie, obie z nich układając na butelce, którą przycisnęła do piersi, uśmiechnięta jaśniej, pełniej. Kiedy zachwycała się powrotem do Doliny (który przerażał ją chyba tak bardzo, jak radował), Celine nie spodziewała się, że miasteczko okaże się dla niej tak gościnne. Że odda jeszcze jednego znajomego. Przyjaciela? - Nic mi się nie stało, nic a nic, a tobie? Chyba nie uderzyliśmy się zbyt mocno - ale jej serce niemal zabolało, gdy buchnęła w nią beztroska wspomnień tamtego irlandzkiego popołudnia, widok chłopca spadającego z miotły, jego zakłopotanego uśmiechu; wtedy żadne z nich nie myślało o wojnie, dzisiaj nie myśleć o niej po prostu się nie dało, choć półwila unikała tej konfrontacji, zamknięta w bezpieczniejszym, miniaturowym świecie. Co w tym czasie spotkało Iana? Ile złego, ile dobrego? Czym się zajmował? Dalej tworzył sztukę z drewna, sztukę użytkową? W jak dalekie niebiosa zdołał się wzbić? Zerknęła przez jego ramię na rzeczy pozostawione na trawie, miotłę opartą o drzewo; a więc nieustannie nosił w sobie miłość do latania. - Przeszkadzam ci? - zapytała niepewnie, miękkim ruchem głowy wskazawszy na jego własności.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]18.08.22 9:46
Zastyga w nagłym bezruchu, nie drgając ani o cal na muśnięcie policzka; wstrzymuje nawet oddech, próbując oswoić się z jej obecnością. Pamięta jego imię, naprawdę?! On sam dobrze pamięta tamten upadek i szybko gojącego się na udzie siniaka. W tłumie kibiców wyłapał jej spojrzenie, przepełnione nadzieją i radością, gorący doping jest przecież tym, co uwielbia i co napędza go do dalszego działania. Wtedy okazało się, że przynieść może także zgubę, bo zapatrzony w piękno półwilego lica traci na uwadze, prędko rozkojarza się i spada z wysokości, gruchocząc się niemal niebezpiecznie. Jej pocieszający uśmiech jest jednak tym, co odgania wszelkie obawy i błyskawicznie łagodzi pulsujący w ranie ból.
To przez oszołomienie nie rozpogadza się od razu, tylko tkwi tam jak kołek w ściance kufra, pozwalając by słodycz dziewczęcego zapachu otuliła go swoją miękkością. Z trudem przychodzi mu zrozumienie jej słów, a nieśmiałość wychodzi naprzeciw rumieńcom.
- Z zamkniętymi ocz-... - urywa wpół zdania, bezwiednie do siebie mamrocząc, kiedy ułożona na policzku dłoń momentalnie rozgrzewa jego skórę. Kto normalny wędruje z zamkniętymi oczami i to bez żadnego przymusu? Chce dopytać, dowiedzieć się o tym czegoś więcej - z kim go pomyliła, kogo oczekiwała? Słyszał przecież cichutkie nawoływanie, zachęcające do porzucenia tajemnicy i wyjścia z ukrycia. Dostrzega malujące się na dziewczęcej twarzy zażenowanie i już mu głupio, że doprowadza ją do takich emocji - bo to jego wina, prawda? Lubi się droczyć, czasem trochę pokłócić, zwłaszcza kiedy ktoś naprawdę go zdenerwuje, ale żeby tak dziewczyny peszyć? I to takie, jak Celina? Nie, żeby jakieś inne można było, wszak z domu rodzinnego wynosi dobre wychowanie, a matka sprałaby go, gdyby tylko na moment zapomniał czym jest szacunek. Celina wydaje mu się jednak bardziej delikatna i eteryczna, niż wszystkie inne dziewczęta razem wzięte. W rozmarzonym spojrzeniu rozpoznaje łagodność, a w jej ruchach miękkość i kruchość. Nie budzą one współczucia czy żalu, a coś na kształt speszenia, chęć wycofania, byleby zapobiec potencjalnemu roztrzaskaniu. Bo choć uważa się za wielce zwinnego, wielkiego mistrza lokalnych zawodów Aingingein, któremu żaden płomień niestraszny, tak w stosunku do panien gubi się i traci zwykle rezon, klucząc po omacku. I kiedy myśli już, że nagły dotyk wybija go z rytmu, to z pewnym rozżaleniem żegna się z nim, ze świstem wypuszcza powietrze z płuc. - Czy mnie coś się stało? Gdzie tam! Ja jestem ze stali - śmieje się nieco głupkowato, obierając żartobliwy ton, by nie było, że to wszystko na poważnie. Zdarza mu się przechwalać, zwłaszcza kiedy po raz kolejny opowiada o sukcesach, dla jej uświetnienia nieco podkolorowując i zmieniając pojedyncze szczegóły historii. Nie widzi tego w barwach kłamstwa, nie ma w tym przecież niczego złego. Mruga kilkakrotnie, ręka wędruje już na kark, gdzie w charakterystycznym dla siebie zakłopotaniu czochra tył głowy. - Wchodzę do jeziora! Chcesz też popływać? - pyta od razu, wskazując głową na znajdujący się nieopodal brzeg. - Woda jest pewnie zimna, ale może nie aż tak? - Liczy się z niską temperaturą, ale też łudzi się, że tu w Somerset nie będzie tak strasznie, jak w Irlandii, gdzie gęsia skóra stroszy całe ciało, a zęby szczękają jak klucze zwisające przy pasie hogwarckiego woźnego. - Chodź! - Przestępuje już krok w stronę swoich pozostawionych na trawie rzeczy, kiedy zatrzymuje się gwałtownie i nad wyraz przerażoną miną spogląda na Lovegood. - No chyba że masz ważniejsze rzeczy do zrobienia. Wiesz, ja zrozumiem, jeśli nie chcesz - zaznacza od razu. Bardziej obawia się, że odciąga ją od czegoś ciekawszego, niż dostrzega jakąkolwiek niestosowność propozycji. Dostrzega dzierżoną w jej dłoniach butelkę i pozwala sobie na zakłopotany uśmiech. Oczywiście, że ma ważniejsze rzeczy, niż jakieś tam pływanie, co ty sobie myślisz, ruga się od razu, lecz nie wycofuje o kolejny krok. Czeka na jej odpowiedź i decyzję, bo przecież zawsze może zmienić zdanie - tak…?
Ian Smith
Ian Smith
Zawód : stolarz, lotnik w oddziale łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
and the only solution
is to stand and fight
OPCM : 10 +2
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11168-ian-smith#343705 https://www.morsmordre.net/t11207-oisin#344724 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f422-irlandia-cork-maryborough-woods https://www.morsmordre.net/t11208-skrytka-bankowa-nr-2441#344725 https://www.morsmordre.net/t11209-ian-smith#344726
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]19.08.22 14:52
Przechyliła lekko głowę, obserwując jego twarz, te rumieniące się policzki, ogniki speszenia tańczące z nitkami brązu błyszczącymi w oczach, gdy nie wiedział, gdzie podziać wzrok; każda reakcja była dowodem jego istnienia i Celine złapała się na tym, że w pewnym momencie zaczęła muskać skórę młodzieńca z premedytacją, jakby to była gra. Chyba tak samo było w quidditchu: członkowie drużyny przerzucali między sobą kafla tak, jak oni igrali gestem i odruchem, ale na końcu nie było bramkarza przeciwnej drużyny, który stanąłby wobec nich okoniem. Gdyby miała do czegoś przyrównać tę zabawę (nieodpowiednią, przecież w ogóle nie powinna go dotykać), to do koleżeńskiego treningu, może rozgrzewki przed prawidłową częścią meczu.
- Mhm - co prawda nie dokończył, ale ona i tak potwierdziła; z zamkniętymi oczyma chadzało się najlepiej, bo wtedy powietrze smakowało słodziej, a trawa pod bosymi stopami łaskotała jeszcze intensywniej. Każde doznanie było spotęgowane, wystarczyło tylko odebrać sobie wzrok... - Nie próbowałeś? - tym razem to Celine wydała się zdziwiona, na końcu języka zatrzymując pytanie, czy Irlandia wychowywała swoje dzieci inaczej, nie zachęcając ich do pielęgnowania wyobraźni. Pewnie by się obraził. Zresztą: Ian nie raz udowodnił, że wyobraźni miał w sobie na pęczki, pamiętała sekretne projekty, którymi czasem dzielił się z nią konspiracyjnym szeptem, chociaż powinien raczej wykrzyczeć światu, że stworzył - lub planował stworzyć - coś pięknego. Półwila potrafiła docenić kunszt jego rzemieślniczej sztuki; właściwie to on nauczył ją, że w czymś tak prozaicznym jak mebel może czaić się tyle przemyślanych prób, tyle elementów solidnej układanki, dekorującej codzienność inaczej niż taniec.
Cofnęła dłoń i zachichotała, skinąwszy głową; dobrze, że tak naprawdę wcale nie był ze stali, inaczej wyszłaby z tego spotkania z siniakiem.
- Właściwie też chciałam popływać - przyznała i spojrzała w kierunku leniwego jeziora malującego się nieopodal, wręcz zapraszającego ich spokojem fal, które sugerowały, że przy odrobinie szczęścia może nie utoną. - Tylko wiesz, nie umiem... - wyznanie nadeszło już trochę ciszej, z tętniącą w głosie nutą wstydu, bo przecież pływać potrafił chyba każdy i mylnie zakładała, że dla Iana również nie było to problemem. Pamięć o tym, jak świetnie radził sobie na miotle musiała zabarwić każdą inną dyscyplinę sportu; była przekonana, że chłopak zaraz zaśmieje się wesoło (prześmiewczo?) i zadeklaruje, że na świecie nie istniało nic prostszego jak brodzenie w wodzie na osiem różnych sposobów, a on znał je wszystkie i jeszcze przynajmniej dwa nowe wymyślił samodzielnie. - Och, a to nie dobrze, że jest zimna? Słyszałam, że tak jest zdrowiej. I lepiej dla kondycji - zastanowiła się jeszcze i już postawiła pierwszy krok za młodzieńcem, nim ten zatrzymał ich nagłym zmitygowaniem się w zaproszeniu.
Jeśli nie chcesz. Coś w jego spłoszonym głosie zabolało, wyjątkowo jednak nie zakiełkowało poczucie winy, a obawa, że wielu ludzi, dawnych przyjaciół, już nie chciało. Że został sam, przyzwyczaił się do jednoosobowych przygód, w których jedynym towarzystwem były miotła i plecak, i momentalnie zapragnęła po prostu go przytulić - zamknąć w objęciach, powiedzieć, że przecież chce i wszystko będzie dobrze, że już zawsze wszystko będzie dobrze, chociaż oboje wiedzieliby, ze to kłamstwo.
- To może poczekać - wskazała ruchem głowy na swoją małą tajemnicę, po czym ruszyła w kierunku jeziora, lekko, z gracją, ciesząc się każdym krokiem na podłożu, które z trawy przeradzało się w rozmiękły od wody, drobny piasek. - Zresztą - Celine ułożyła butelkę przy konarze ściętego drzewa, sięgnęła do połów sukienki i przeciągnęła je ostrożnie przez głowę; pod nią miała błękitną sukienkę kąpielową, którą za grosze kupiła od krawcowej w Dolinie, gdy kobieta próbowała szybko zarobić. - To list w butelce i musi trafić na dno. Na początku chciałam go rzucić, jeszcze nad ranem, ale potem tak się rozpogodziło, że pomyślałam, że spróbuję... popływać - rumieniec wstydu znów liznął policzki; och, Merlinie, nie lubiła czegoś nie potrafić. Jasne włosy zakołysały się, gdy odkładała na bok ubranie, a potem spojrzała na Iana przez ramię, z uśmiechem. - A ty? Czemu akurat tutaj? - w Dolinie, ale też na niedużej, dzikiej plaży przy chacie pustelniczki, o której podobno wiedziało niewielu niemiejscowych.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]19.08.22 16:08
W zachowaniu Celine nie dostrzega żadnej zabawy ani gry, nie dziwi się ani nie zadaje pytań. Pozwala jej na swobodne przesuwanie palcami, czując jak policzki płoną gwałtowną czerwienią, ale na to nie ma już ratunku innego niż wskoczenie do zimnej wody.
- Hmm? - mruczy tylko wpół przytomnie, a z każdym kolejnym muśnięciem delikatnego opuszka umysł Smitha zdaje się zwalniać, coraz mniej rozumiejąc i coraz gorzej kojarząc oraz składając wypowiadane przez półwilę litery w całość. - A co, jeśli się potknę? - udaje mu się wymamrotać, dość bezwiednie, bo w każdych innych okolicznościach nie przyznałby się do obawy przed upadkiem.
Ściąga brwi i słucha uważnie, gdy dziewczęcy głos traci na sile i wybrzmiewa powątpiewaniem, przyznaniem do niewygodnej prawdy. Bije się z myślami, zastanawiając czy przyznać się do swojej, kiedy ta podąża za nim z niepodważalnym argumentem o zdrowotności zimnej wody. Kiwa wtedy głową z uznaniem, przyjmując ten fakt za godny rozwagi, jak i używania w przyszłości, gdyby ktoś chciał się wymigać.
Czy ogarnia go wstyd? To tylko jego cień wkrada się znów gdzieś na policzki, gdy widzi jak półwila prędko i ochoczo przechodzi do realizacji planu, zrzucając z siebie sukienkę. Nie chcąc pozostać w tyle, ponownie już w ciągu tych kilku minut zdejmuje koszulkę, a później buty.
- Dlaczego akurat na dno? Myślisz, że są tu syreny, do nich jest ten list? - pyta głupio, bo zapomina, że syreny do życia potrzebują przestrzeni, nie zamkniętego akwenu. Kojarzy je sobie z wodą i one jako pierwsze przychodzą mu na myśl, kiedy słyszy o liście. Jakie inne wodne stworzenie potrafiłoby przeczytać zapisany na pergaminie tekst?
- Uśmiejesz się jak ci powiem - stwierdza z pewnym zakłopotaniem na brzmienie pytania. Tylko krótką chwilę nosi się z wyjawieniem tajemnicy, nie widzi większego sensu w jej utrzymywaniu, zwłaszcza gdy prawda zaraz i tak ma wyjść na jaw. - Nad leśnym stawem pojawia się więcej ludzi, jak nie pływają, to łowią ryby, a tutaj rzadko kto przychodzi przez tą staruszkę, co to gdzieś tutaj mieszka. - Macha ręką w kierunku, gdzie mieści się chata starej pustelniczki. - A ja wolałem nie mieć towarzystwa, bo w sumie… też nie umiem pływać - przyznaje się do tego szczerze, choć pewnie nie przyszłoby mu to tak łatwo, gdyby ona pierwsza nie zdradziła swej tajemnicy. - Ale wobec tego razem możemy się nauczyć, nie? - zmienia naraz ton na bardziej optymistyczny i pozbywa się spodni, które rzuca niedbale na stos reszty ubrań. Pozostaje w bieliźnianych gatkach, bo wypad nad jezioro jest spontaniczny, nie jest przygotowany na kąpiel, ale nie widzi w tym żadnego problemu. Żyje w wiecznym chaosie, jest bałaganiarzem, wiecznie spóźnionym i zabieganym, a wszystko przez własne gapiostwo. Nieraz słyszy ciężkie, rozczarowane westchnienia matki, która czasem jeszcze go wyręcza, mamrocząc pod nosem zaklęcie. ”To przecież takie proste”, powtarza, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Tutejsze wody już zna, wie gdzie jest jeszcze płytko, a gdzie zaczyna się większa głębokość. Bywa tu przecież kilka razy, jednak dotąd wszelkie próby pływania spełzają na niczym. Postęp jest zauważalny, to oczywiste, jednak dla Iana, który w locie na miotle nie ma sobie równych, z pewnym niezadowoleniem obserwuje niesatysfakcjonujący go progres. Delikatności czy ostrożności ma w sobie niewiele, więc gdy tylko jest gotów i wymienia z Celine porozumiewawcze spojrzenie, wbiega do jeziora, nie bacząc na temperaturę. Niczym ogromny, ciśnięty na błyszczącą powierzchnię kamień, rozbryzguje wokół siebie wodę, a przezroczyste krople tańczą w powietrzu, odbijając przebijające się przez wysokie korony drzew słońce. Setki migoczących tęczą punktów unoszą się i zawieszają na jedno uderzenie serca, by zaraz opaść z gracją i cichym, lekkim pluskiem. Zszokowane zimnem ciało nie ma chwili, by zareagować sprzeciwem czy się wycofać, natychmiast ogarnia go dreszcz, gdy tylko znika na kilka krótkich sekund pod powierzchnią wody i wynurza się gwałtownie, potrząsając głową. Ciemne włosy układają się w absolutnym nieładzie, utrzymują jednak swój skręcony kształt i klapią od ciężaru wilgoci.
- Wskakuj, jest idealnie lodowata! - śmieje się w głos, machając do Celine wyciągniętą wysoko ręką. W tym miejscu woda sięga mu ledwie pasa, ciepło powietrza nie stanowi jeszcze przeszkody, nie przynosi dyskomfortu. Nie chcąc ryzykować, ugina kolana i zanurza się znów, ponad powierzchnią zostawiając wyłącznie szeroko uśmiechniętą głowę.
Ian Smith
Ian Smith
Zawód : stolarz, lotnik w oddziale łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
and the only solution
is to stand and fight
OPCM : 10 +2
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11168-ian-smith#343705 https://www.morsmordre.net/t11207-oisin#344724 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f422-irlandia-cork-maryborough-woods https://www.morsmordre.net/t11208-skrytka-bankowa-nr-2441#344725 https://www.morsmordre.net/t11209-ian-smith#344726
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]20.08.22 20:34
Próbowała stłumić błysk rozczulenia, byle tylko nie płoszyć młodzieńca, jeśli potknięcie się przy wędrowaniu z zamkniętymi oczyma naprawdę napawało go zdenerwowaniem. Męska duma nie była przecież żartem, mogłaby ucierpieć, gdyby przytrafiło mu się to w obecności dziewczyny, i Celine dobrze to rozumiała - nie z autopsji, rzecz jasna, ale przynajmniej z obserwacji.
- To udasz, że właśnie tak miało być - podkreśliła, cały czas leniwie sunąc opuszkami palców po niewidzialnych ścieżkach na jego policzkach, raz ledwie go dotykając, by potem odrobinę mocniej nacisnąć na ciepłą skórę, czując śpiące pod nią kości. Chciała się ich nauczyć, przypomnieć sobie strukturę, która tworzyła go od środka; z każdym dotykiem stawał się prawdziwszy. - Że chciałeś pokazać, że potrafisz się podnieść, i że żadne potknięcie nie jest ci straszne - łatwo było doradzać, gdy samemu nie stosowało się do własnych mądrości; życie byłoby prostsze, gdyby zamknięcie w więzieniu potraktowała jako lekcję, jako potknięcie, które miało umocnić kręgosłup i nauczyć przezornej odpowiedzialności, w zastaw biorąc dyktującą wcześniejsze wybory naiwność.
Nie, ono wciąż było koszmarem, nie przestrogą.
Choć pytanie Iana było piękne i skierowało myśli ku czczym pragnieniom, żeby odnaleźć w głębinach syrenę (nie dopłynęłaby do nich, chyba że wodne stworzenie porwałoby ją za sobą za kostkę i zaciągnęło do mistycznego królestwa gasnącego światła i kolorowych żyjątek), to Celine mimowolnie zmarkotniała, sama przygasła jak owe światło.
- Niestety nie do nich - odpowiedź wydawała się być opatrzona kolcami, które od wewnątrz drapały ją w gardło, rozrywając tkankę. - Ale do kogoś, kto już... Kto go nie przeczyta. Znasz to uczucie? Kiedy nie zdążyłeś wypowiedzieć pewnych słów i wiesz, że nie będziesz mieć do tego okazji? Pomyślałam, żeby spróbować... je napisać. Do ducha. Duszy - wyjaśniła; nie miała pojęcia o tym, co spotkało jego brata, o tragedii bezprawnego wymierzania sprawiedliwości wedle czyjejś zachcianki i stworzenia ofiary ku przestrodze innych rebeliantów. Roderick Smith był dla niej anonimową gwiazdą, która czasem spoglądała na półwilę z okładek czasopism czytanych przez kolegów z akademii, zachwycała się wtedy jego urodą i zawadiackim uśmiechem, a teraz ten piękny człowiek już nie żył, pozostawiając na świecie młodszego Smitha z krwawiącym, przytłoczonym tęsknotą sercem. To jego stracił. Jego pochował, choć pewnie rodzina nigdy nie odzyskała ciała.
Wyznanie Iana pozwoliło jej jednak rozpogodzić się na nowo, spojrzała na niego z przebłyskiem nadziei, gdy wspomniał, że także nie potrafił pływać, on, ten dzielny, uzdolniony atleta; to możliwe? Czy próbował jedynie dodać jej otuchy? Uśmiech, którym mu tym razem odpowiedziała, miał w sobie wiele z promienności obmywających ich refleksów słońca.
- Bardzo chętnie! - zaszczebiotała, prawie wchodząc mu w słowo, jakby obawiała się, że chłopiec zaraz zmieni zdanie i dojdzie do wniosku, że nauka łatwiej przychodziła mu w pojedynkę, gdy nie miał u swojego boku dodatkowego balastu. Zerknęła też na niego, gdy biegł w kierunku wody: nigdy wcześniej nie widziała go bez ubrań, a czy on, och, czy on był w bieliźnie? Tej co prawda nie było wcale daleko do męskiego kostiumu, a mimo to Celine zarumieniła się blado; jego ciało było inne niż te, które pamiętała z Tower, i poczuła, że wcale nie miała prawa mu się przyglądać - dlatego po prostu zdecydowanie wolniej niż on podeszła do jeziora, wkroczyła w nie, a ono przy każdym kroku coraz mocniej otulało ją chłodnymi językami.
Kilka wzburzonych kropel opadło na jej włosy, inne na ramiona, dotykały rozpalonej skóry, na co półwila drżała i wydawała z siebie wesołe, zziębnięte jęknięcia; co rusz uderzały w nią dreszcze, a gdy znalazła się na tej samej odległości, na której on zwrócił się do niej wcześniej w zaproszeniu, uśmiechnęła się, walcząc z temperaturowym szokiem.
- No, nie przesadzałeś... - szczęknęła zębami, aż w końcu - kucnęła, idąc jego śladem, górę korpusu zderzając z nagłym tchnieniem wody, wyduszającym z jej gardła piskliwy okrzyk. Mokre włosy kleiły się do ciała, gdy próbowała odbić się nogami od podłoża i kawałek przepłynąć - a kończyny, choć pełne wdzięku, poruszyły się nieporadnie, i zamiast unosić się na wodzie, to zaczęła w niej opadać. Beznadziejnie, mimo szczerych chęci i coraz raptowniejszych prób utrzymania się blisko powierzchni; przecież nie ważyła tak dużo, czemu nie dryfowała jak łabędź, tylko szła na dno jak kamień? - To powinno być łatwiejsze! - stwierdziła dramatycznie, dłonią uderzając w taflę, gdy znów oparła się na obu stopach: ochlapała nią Iana z błyskiem niewinnego kaprysu w oku, do tego nie potrzeba było mieć pływackich umiejętności.

Rzucasz?
k1 - o twoją łydkę ociera się duża, przepływająca tuż obok ryba
k2 - wokół twojej kostki tańczą glony, z których trudno będzie się wyplątać
k3 - pod powierzchnią wody dostrzegasz muszlę błyszczącą kolorem na tle brązowego dna; może spodobałaby się twojej mamie?


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]09.10.22 14:11
Delikatny dotyk sunie po spąsowiałej twarzy. Smith stara się zapamiętać tę trasę kreśloną wzdłuż policzka, prowadzoną spontanicznie, acz z ostrożnością. W jednej chwili zasycha mu w ustach, w życiu nie przyzna się do targających nim właśnie uczuć; łudzi się, że pozostanie to jego tajemnicą, jaką zabierze do samego grobu.
- Udawać? Bez sensu… - mruczy pod nosem, znacznie uspokajając się nagle, kiedy melodyjność głosu Celine zamiast przyprawiać o dalsze zdenerwowanie, impulsywność ruchów i rozbiegany wzrok wywołuje rozlewające się po całym ciele ciepło. - Po co miałbym cię oszukiwać - mówi wpół świadomie własnych słów, szczerze zdradzając niechęć wobec kłamstw, mimo iż rzeczywiście zachowałby się dokładnie w ten sposób. Nie mógłby stracić twarzy, swojego honoru i dumy, przyznając się do ślamazarności i braku uważności, zwłaszcza przed dziewczyną. Nawet jeśli dobrze wie, że wobec dziewczyny takiej, jak Celine Lovegood nie ma żadnych szans, ma ona przecież liczne koleżanki, z którymi wymienia się plotkami i spostrzeżeniami. Co, jeśli się przed nią wygłupi, a ta zwierzy się jednej z przyjaciółek, do której Ian chciałby kiedyś smalić cholewki? Co, jeśli wyśmieją go w tym swoim babskim gronie i uznają za największą ofiarę losu, i wtedy to już nigdy nie umówi się z nikim na żadną randkę?!
Wstrzymuje oddech, czując jak niepokój ściska mu gardło. Doskonale wie, jak to jest nie zdążyć ze zdradzeniem swoich myśli komuś, kto już nigdy ich nie wysłucha. Ileż to słów ma do powiedzenia zarówno bratu, jak i wcześniej ojcu? Odpowiedzialność za rodzinę spada na niego gwałtownie, bez żadnej zapowiedzi. Kto mógłby przewidzieć, że fanatyczni czarodzieje posuną się do skrajności i w swych metodach sięgną do tak drastycznych środków? Kto ma go nauczyć jak kierować rodziną, stać się jej żywicielem, zapewnić byt, podczas gdy stale odsuwany jest od zmartwień, spychany do nic nieznaczących już dzisiaj książek? Postawiony nad przepaścią z jednej strony stale nazywany jest dzieckiem, jakie trzymać się powinno maminej spódnicy i nigdzie nie wychylać, z drugiej zaś mianują dorosłym mężczyzną i stawiają oczekiwania, nie dając żadnych narzędzi. Wdzierają się bezradność, niechęć oraz złość, wywołuje sprzeciw wobec wszystkich i wszystkiego, co daje ograniczenia, bądź próbuje dyktować warunki. Jak sobie z nimi radzić, będąc rzuconym na głęboką wodę? Spuszcza wzrok, próbując unieść kącik ust w pochmurnym, acz przecież pocieszającym uśmiechu.
- Sądzę, że jest w tym sens - przytakuje, wskazując na butelkę. - Znajdziemy jakieś miejsce i zakopiemy - proponuje, unosząc wzrok na jasne tęczówki półwili. Na krótkie uderzenie serca przemyka mu przez myśl, że może sam powinien napisać podobny list, zamknąć w butelce. Do Duszy. Prędko jednak wyrzuca te bzdury z głowy, przecież z zapisanych na skrawku papieru słów, jakich nikt ma nie odczytać, nic już nie wyniknie. Na co to komu, tak marnować czas? Nie do końca rozumie, a jednak przytakuje. Skoro Celine ma to pomóc, zrobi to dla niej.
Chłód wody momentalnie gasi wykwitłe na twarzy rumieńce. Obserwuje niepewność dziewczyny, która wolnym krokiem dołącza do niego najpierw nad brzegiem, a następnie i na głębokiej wodzie.
- Zaraz się przyzwyczaisz! - zapewnia i sam stara się powstrzymywać szczękanie zębami. - Trzeba się po prostu ruszać i… ej! - Zasłania twarz ręką, kiedy uderzenie o taflę rozbryzguje krople w jego kierunku. - Tak, sądzisz, że to łatwiejsze?! Spróbuj tego! - śmieje się zaraz, traktując jej słowa jak wyzwanie i odpowiada jej tym samym, jednocześnie wycofując się o dwa kroki. Odwracając twarz przed lecącym deszczem, jego wzrok pada na okoliczne podłoże, gdzie pod taflą wody, pomiędzy ziarenkami piasku, dostrzega mieniący się jasną barwą kształt. W przypływie impulsu nurkuje więc, chowając się ponownie w lodowatej przestrzeni, sięgając dłonią po zakopany przedmiot. Wynurza się zaraz na powierzchnię, odgarniając opadające na czoło włosy.
- Oh, to muszla - stwierdza niby z uśmiechem, a jednak trochę zawiedziony, kiedy osadza spojrzenie na dzierżonej w dłoni błękitno-perłowej muszli. - Myślałem, że to zaginiony skarb. Sądzisz, że nadaje się na coś? Może jako elementu biżuterii? O, albo ozdobę jakiegoś kuferka czy szkatułki? - zastanawia się na głos, podsuwając muszlę Celine, by oceniła ją swoim fachowym okiem.
Ian Smith
Ian Smith
Zawód : stolarz, lotnik w oddziale łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
and the only solution
is to stand and fight
OPCM : 10 +2
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11168-ian-smith#343705 https://www.morsmordre.net/t11207-oisin#344724 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f422-irlandia-cork-maryborough-woods https://www.morsmordre.net/t11208-skrytka-bankowa-nr-2441#344725 https://www.morsmordre.net/t11209-ian-smith#344726
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]18.10.22 14:51
Rumieniec, choć identyczny w różanej tonacji, nabrał nagle zupełnie innego znaczenia, cierpkości wstydu, kiełkującego nasiona sprzeciwu, że przecież nie o to jej chodziło - bo czasem zapominała, że w sztuce każdej rozmowy istniało tyle interpretacji, ile wypowiedzianych słów. Uraziła go? Jeśli tak, chyba nigdy nie wybaczyłaby sobie zaprzepaszczenia miłej atmosfery tuż po odzyskaniu kontaktu, który wydawał się nie do odzyskania w tak przypadkowych okolicznościach, patrzyła więc na Iana przez chwilę w niewygodnej ciszy, zanim spuściła wzrok na zieleń traw uginających się pod ciężarem poruszanej stopy i westchnęła z drobnym, przepraszającym uśmiechem, malującym na ustach kredą zawstydzenia.
- Masz rację - Smith od zawsze przypominał mebel wyciosany z solidnej beli drewna, sękaty doświadczeniami młodości pełnej błędów i małych zwycięstw, stabilny, zaprojektowany w miłości i szacunku do świata, najwyraźniej wcale się nie zmienił. Otaczający ich koszmar musiał jakoś go dotknąć, jednak nie złamał twardego kręgosłupa, na którym spoczywała rozsądna, pogodna i życzliwa głowa. - Zapominam, że ludzie tego nie robią. Że... nie trzeba tego robić. Więc nie oszukujmy się nawzajem, dobrze? Nigdy - poderwała wzrok na twarz młodzieńca, niepewnie, ale ufnie poszukując w jego oczach pierwszych poszlak zgody. W Tower oszukiwała, żeby przeżyć. Kłamała emocją, dotykiem i ciszą, kłamała każdym atomem swojego istnienia, aż w końcu zabrakło jej sił i nadeszła katatonia od środka zalewająca przerażeniem, już nie na zewnątrz. On, oczywiście, o tym nie wiedział i nigdy dowiedzieć się nie powinien. Pomyślałby pewnie, że sama była sobie winna - i chyba miałby rację.
W tych oczach znalazła więcej, niż zamierzała: pozbawione słów zrozumienie, błysk smutku, spowiedź strat, które żadne z nich nie chce, lub nie może jeszcze nazwać na głos. Zupełnie jakby patrzyła w lustro rozłamane w pajęczynie identycznych uderzeń; czyli jednak zmienił go ten świat. Naznaczył, boleśnie, bezlitośnie. Przez moment pragnęła po prostu go przytulić, ale półwila nie ruszyła się z miejsca, spoglądając za to w dół, na trzymaną przez siebie butelkę.
- Zakopać? Nie, nie, chodziło mi o - uniosła wolną rękę w kierunku jeziora - zostawienie go na dnie. W piasku, pośród roślin, niby głęboko, ale w miejscu, gdzie wciąż docierają refleksy słońca. W ziemi... byłaby tylko ciemność. I zimno - zaznaczyła szeptem; między innymi dlatego perspektywa złożenia ciała tatka do ziemi tak bardzo ją przejęła. Mama już w niej spoczywała, on znajdzie się obok; obok kobiety, która go oszukała, obok kobiety, która go zdradziła, karmiąc robactwo spęczniałym ciałem pogrążonym w rozkładzie. Wyobrażała sobie jego zapadniętą twarz i płakała do poduszki. Czy Ian robił to samo? Płakał, gdy wspominał osobę, którą stracił? Bo z pewnością kogoś stracił.
Chłód wody oczyścił ją z posępnych myśli, koncentrując uwagę dziewczyny na dreszczach wspinających się po kończynach, na glonach, które łaskotały ją w stopy, i na nagłym strachu przed tym, że mogłaby nastąpić na raka i jakoś go uszkodzić.
- Nie gramy na oddawane! - upomniała go ze śmiechem, jednocześnie próbując uchylić się przed rozbryzganymi kroplami jeziora, w efekcie tylko mocniej zapadnąwszy się w jego zimną toń. W powietrzu unosiło się echo pisków, zarówno wesołych, jak i cierpiętniczych, bo temperatura naprawdę pozostawiała im wiele do życzenia; Celine natychmiast obróciła się na pięcie i złamała własną zasadę, zgarnęła rękoma wodę i ochlapała nią Iana, tuż przed tym, jak znów odepchnęła się stopami od podłoża i tym razem popłynęła kawałek, bliżej niego, żeby przyjrzeć się wyłowionej muszli. - To trochę taki skarb - stwierdziła z uśmiechem. - Hm... A może by tak przymocować ją do jakiejś szkatułki, na wierzch? I pomalować całość na biało? Moglibyśmy poszukać jeszcze kilku mniejszych muszelek, wiesz, żeby ozdobić wieczko. Co myślisz? - zaproponowała, stuknąwszy palcem wskazującym w swoją brodę. - Pasowałoby chyba każdej kobiecie. Takie pudełeczko na biżuterię właśnie, pamiątki albo inne bibeloty. Byłoby śliczne - ciekawa jego opinii, pozwoliła uśmiechowi stać się jeszcze weselszym, pełnym ekscytacji. Ian miał w swoich dłoniach niebywały talent w tworzeniu mebli, na pewno wpadłby na coś wspaniałego.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]01.11.22 12:09
Ciemne brwi nieznacznie ściągają się w zastanowieniu, kiedy słowa Celine budzą niepokojące zwątpienie. Jak to zapomniała, że nie trzeba kłamać? Naraz zalewa go fala myśli, którymi chce podsumować i wytłumaczyć sobie myśli dziewczęcia, jednak nie ma świadomości jak daleki jest od prawdziwych powodów. Spodziewa się utraty kogoś bliskiego, rodziny, może domu, przyjaciela, ale nie zamknięcia w zimnej, więziennej celi. Kto chciałby ukrócać wolność kogoś tak dobrego, jak Celine? W jego oczach nie istnieje inna postać, równie mocno przepełniona ciepłem i miłością, współczuciem, empatią oraz radością z życia - to oczywiste, że przytrafić się jej musiało coś straszliwego, ale pojmanie? Kiwa głową potakująco, przystając na propozycję bez żadnego zawahania.
Wodzi wzrokiem we wskazanym kierunku, dopiero teraz rozumiejąc co dziewczyna ma na myśli, przychodząc z zamkniętą w butelce wiadomością nad brzeg jeziora. Unosi lekko kącik ust, nie dając się jednak ponieść emocjonalności związanej z zimnem grzebania w ziemi, bo nie kojarzy sobie podobieństwa związanego ze śmiercią bliskich. Pogrzeb ojca ma miejsce kilka lat temu i choć nadal trzyma w sercu krwawiącą boleśnie zadrę, nie wraca do niego myślami, nie tak często jak do starszego brata. Rodericka nie mają możliwości pogrzebać, pozbawiony żywota na londyńskim placu mężczyzna zostaje zabrany, a losy jego ciała pozostają nieznane. Symboliczne pożegnanie w gronie najbliższych przypomina bardziej przykry obowiązek, z którym Ian nie chce zgadzać się w żadnym momencie. Napędza go wtedy złość, targa gwałtownie, budząc sprzeciw i niechęć - do rodziny, przyjaciół, systemu i całego świata, który odbiera mu nadzieję, skrawek po skrawku rozdziera coraz bardziej, pozbawia poczucia sprawiedliwości.
- Wobec tego trzeba będzie zanurkować - stwierdza z miną znawcy, nie wyłapując czającego się w ściszonym tonie dziewczęcego głosu smutku. - Damy radę, kto jak nie my, co? - Bije od niego entuzjazm, kiedy dostrzega w tym pomyśle szansę na wykazanie się i pomoc Celine w zamierzonym planie.
Sypiące się wokół lodowate krople z każdą chwilą zdawały się być coraz mniej drażniące. Nie sposób tak prędko przyzwyczaić się do różnic temperatur, zwłaszcza gdy na lądzie przygrzewające promienie słoneczne otulają ciepłem, zacierając granice, cichym szeptem podpowiadając, jakoby było już pełne lato. Teraz to dzięki towarzystwu uśmiecha się szeroko, bo dźwięczny śmiech przywodzi na myśl beztroskę, jakiej Smith oddać się chce bez reszty, uświadamiając sobie jak bardzo za nią tęskni i jak wiele by oddał, byleby tylko na powrót stała się codziennością.
- A kto to widział, żeby w trakcie zmieniać zasady?! - odpowiada na zarzut, również się śmiejąc i przyjmując kolejne ciosy, będące jawnym pogwałceniem wszelkich ustaleń. Tylko czy ktokolwiek by się nimi przejmował? Wysuwa dłonie z muszlą bliżej półwili, coby mogła lepiej obejrzeć ją pod każdym kątem.
- O, to to, tak właśnie myślę - przytakuje, bo podobna myśl chodzi mu po głowie. Dotąd mało ma swoich własnych projektów, w których daje upust kreatywności, ograniczając się do zleceń, jakie otrzymują Sheridanowie. - Każdej? Tobie też? - pyta od razu, nie gryząc się w język, jakby opinia Celine była tu najważniejszą. To ona ma przecież niezwykłą wrażliwość na sztukę i piękno, jakiego jemu samemu czasem zwyczajnie brak. Może i uczy się zasad rysunku oraz równowagi, coby w żadnym projekcie ozdobami nie przedobrzyć. - Tak w ogóle, to bardzo ciekawe, że są tutaj muszle. To miejsce chyba nie jest połączone z morzem, co nie? - zastanawia się na głos, bo z nauki o przyrodzie jest po prostu nogą; zaraz potrząsa głową, na powrót szczerząc się szeroko. - Może przy szukaniu muszli znajdziemy miejsce na twoją butelkę dla ducha? Dla duszy? - poprawia się niemal od razu, wysuwając propozycję.
Ian Smith
Ian Smith
Zawód : stolarz, lotnik w oddziale łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
and the only solution
is to stand and fight
OPCM : 10 +2
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11168-ian-smith#343705 https://www.morsmordre.net/t11207-oisin#344724 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f422-irlandia-cork-maryborough-woods https://www.morsmordre.net/t11208-skrytka-bankowa-nr-2441#344725 https://www.morsmordre.net/t11209-ian-smith#344726
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]04.11.22 20:44
Entuzjastyczne przekonanie co do tego, że sobie poradzą i jeszcze kiedyś wypłyną na powierzchnię, zamiast zalać płuca słodką wodą jeziora wydobyło z jej gardła rozbawiony chichot. Tęskniła do takiej normalności, przypadkowości nieprzypadkowych spotkań, łatwości, z jaką wchodziło się w pewne relacje i strząsało z nich warstewkę wymuszonego kurzu - a Ian zawsze miał dar rozpraszania swoim uśmiechem wszystkich smutków i trosk. Nawet teraz, gdy na dnie serca nosił tyle własnych, ścielących się do snu jak meduzy o trujących parzydełkach, albo obnażających kły jak bestie wychylające się zza krzewów. Wydawało się jej, że widziała ich cienie przemykające po włóknach jego tęczówek i nie mogła o nich zapomnieć, żałując, że ktoś tak dobry, ciepły i otwarty jak on nie zdołał uniknąć trwogi nowej codzienności, jaką starsze pokolenia ściągnęły na niebo Wielkiej Brytanii. Nie mogła też przestać zastanawiać się nad tym, co tak właściwie go spotkało, ile i jakich potworności, ale wiedziała, że nie zdoła zapytać, choćby dlatego, by nie zaprószać iskier na palenisku wciąż żarzących się cierpień. Może pewnego dnia oboje podzielą się skrawkami noszonych w sercach sekretów, ale ten czas jeszcze nie nastąpił.
A niektórych tajemnic nigdy nie należało nazywać.
- Och, nie wiem. Może... wszyscy inni ludzie na świecie? - odbiła piłeczkę jego ekscytacji i zaniosła się śmiechem perlistym jak drobinki wody rozbryzgiwanej przy każdym ruchu w jeziornej kipieli. Tak jest łatwiej, niż gdyby miała rozpamiętywać powód, dla którego zjawiła się przy chacie pustelniczki z Somerset, jego podniosłej dekadencji, bezpowrotności pewnych pożegnań, których wcale nie chciała jeszcze mieć za sobą, bo w mniemaniu półwili oznaczało to tyle, co pozwolić komuś odejść. Jak mogła rozstać się z ojcem? Nie wrócił jako duch, choć wciąż szukała jego jarzącej się lunarnym błyskiem poświaty w wieczornych ciemnościach; miała tylko to, niewypowiedziane pożegnanie i nadzieję, że to jeszcze nie koniec.
W odpowiedzi na kwestię zasad uśmiechnęła się szeroko, figlarnie, choć serce ścisnęło nachalne poczucie skonsternowania, że mógł wcale nie żartować, a ona przekroczyła granicę pewnego dobrego zachowania i od teraz Ian znienawidzi ją na zawsze. Demony w jej głowie panoszyły się właśnie w taki sposób: rozsiewały dookoła ziarna strachu i zbierały jego plony, kiedy podążała nurtem wytyczonej ścieżki prowadzącej w stronę nienawiści do siebie samej. Tylko czy Ian byłby w stanie tak po prostu zmienić o niej zdanie? Znielubić za oblanie go kropelkami ziębiącej wody? Gdyby go nie znała, mogłaby pomyśleć, że tak - ale na Merlina, to był Ian Smith.
Więc demony musiały dziś obejść się smakiem.
Celine skinęła lekko głową, brodząc w wodzie; wzbijała się w niej w górę i, próbując rytmicznie ruszać rękoma i nogami, usiłowała utrzymać równowagę bez dotykania dna jak najdłużej. Obserwowanie iskierek inspiracji w oczach kolegi wcale w tym jednak nie pomagało. Wydawał się jeszcze bardziej niewinny i ładny, kiedy nosił w sercu dojrzewające pomysły.
- A czemu morze miałoby trzymać muszle na wyłączność? - zdziwiła się. - Nie jest tak egoistyczne, jeziorom i rzekom też się coś należy. Muszle chyba można znaleźć wszędzie. Tylko pewnie różne? Różnych gatunków? - półwila lekko zastukała palcem w podbródek, po czym przesunęła spojrzenie na taflę, na której kładły się leniwe promienie majowego słońca, a potem też pod nią. Tumany piasku wirowały pomiędzy ich nogami, wzburzone gonitwami i próbami pływania. - Woda musi się trochę uspokoić - zauważyła, wróciwszy wzrokiem do Iana. - Ile takich muszelek byś potrzebował? Pięć, więcej? - zapytała, ciekawa, czy jezioro odda im swoje skarby bez wymuszania nurkowania, czy jednak będą musieli zaryzykować... Zerknęła też przez swoje ramię na linię brzegową, a z zarumienionej twarzy zniknął uśmiech pod naporem cichego westchnienia. - Pójdę po nią - po butelkę, która zniknie wraz z duchem i duszą, po kropkę stawianą na relacji, po ubrane w zdania pogodzenie się ze stratą, z którą przecież nie pogodzi się nigdy.
Powłócząc nogami Celine wydostała się z jeziora, a gdy do niego wróciła, przyciskała do piersi zielone szkło, ostrożnie brodząc w drodze do młodego lotnika. Wyraz jej twarzy był inny, przytłoczony nienazwanym ciężarem, markotny, lecz znalazła w sobie siły, by zapytać, - Czy jak skończysz szkatułkę, będę mogła ją zobaczyć?
Nie była pewna ile czasu minęło od tych słów, do chwili, gdy flakon wydostał się z dłoni i chlupnął cicho w odmęty niczyich wód, zabierając ze sobą nadzieję na to, że pewnego dnia zobaczy się z ojcem i wszystko opowie mu własnymi słowami. On nie wróci, Celine.

zt x2? fluffy


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Chata starej pustelniczki [odnośnik]10.12.23 11:44
15 lipca 1958
po czkawce w sypialni Neny


HEP!
Nie zdążył nawet dokończyć zdania, ale za to zdążył przynajmniej złapać swoją różdżkę, dzięki czemu następna przymusowa teleportacja nie zakończyła się zupełnie tragicznie. Tragedią bowiem było potencjalne rozbrojenie, pozbawienie się, przede wszystkim w głupi sposób, jedynej możliwości obrony. Na całe szczęście wiedział już, że jego przypadłość była tylko, choć może powinien uznać, że magiczną przypadłością. Okropnie irytującą, przychodzącą wyłącznie w momentach, które nie były dla niego szczególnie mile widziane i komfortowe, niemniej jednak nie była to klątwa. Wystarczyło tylko przeżyć cokolwiek, co miał mu dziś do pokazania i doświadczenia los, życzyć sobie wyrzucenia już nie w Londynie, nie gdzieś na drugim końcu kraju, ale przynajmniej w okolicy domu.
Gdy magia wypluła go pomiędzy przestrzeniami po raz kolejny, gdy zmaterializował się w trzecim już miejscu tego dnia, wciąż jeszcze nie był w stanie utrzymać równowagi. Zachwiał się na chudych patykach nóg, wciągnął łapczywie świeże, znajome powietrze i próbując utrzymać się w pionie, zamanewrował gwałtownie rękami, licząc, że może znajdzie jeszcze jakieś oparcie, że może nie będzie tak zupełnie źle. Niestety, jedyne co udało mu się wyczuć w swoim otoczeniu, to marne gałązki pobliskich krzewów, które zamiast być pokryte liśćmi i dawać jakiekolwiek, może nawet najbardziej liche oparcie, pokłuły go tylko w palce, jakby wariatka z nożem, którą napotkał przy pierwszej teleportacji i która (zapewne z dziwnie zrozumianej potrzeby serca) narobiła mu na twarzy kilku ranek, nie była wystarczająca.
Syknął cicho, napiął mięśnie twarzy i choć Nena naprawdę zrobiła dobrą robotę, zasklepiając rany, wciąż czuł spory dyskomfort. Ostatecznie jednak przegrał walkę z grawitacją, przede wszystkim dlatego, że musiał. Padł więc plecami w krzaki, mamrocząc pod nosem słowa, które nie przystawały do młodego mężczyzny, który według większości starszych pań w Dolinie Godryka i okolicach stanowił najlepszego kandydata na męża dla każdej wnuczki. Mógł mieć tylko wrażenie, że ta wpadka, nie tyle nawet irytująca, co po prostu żałosna i przez to też wstydliwa, działa się bez udziału osób trzecich, że nikt nie da rady dostrzec go, gdy w pozycji półleżącej utrzymywał się na powierzchni ciernistych krzaków, z włosami i ubraniami w skrajnym nieładzie.
Dopiero po czasie, gdy uspokoił oddech i myśli oceniające swe własne zachowanie skrajnie rygorystycznie — musiał być przecież w jakiś sposób głupi; wiedział coś niecoś o magii leczniczej, znał nawet lekarstwo na swoją przypadłość, tylko wciąż nie miał tyle czasu, aby je przygotować lub chociaż uzyskać składniki do jego przygotowania — obrócił powoli głowę w bok, odciągając wzrok od pogodnego nieba, upstrzonego gdzieniegdzie bielą chmur.
Znajdował się niedaleko jakiejś starej chaty. Chaty, której nigdy nie widział z aż takiego bliska, a która wydawała mu się dziwnie znajoma. Zacisnąwszy wargi w wąską kreskę, próbował przypomnieć sobie, skąd może kojarzyć to miejsce i wtedy dopiero dotarło do niego, jak bardzo blisko domu był.
Zerwałby się właściwie na równe nogi, w tym jednym momencie, gdyby nie fakt, że gdy próbował, poczuł, że krzaki, w które wpadł, zaczęły go niemal oplątywać, skutecznie krępując ruchy. Sam mógłby się co prawda wyrwać z tej pułapki, musiałby tylko poświęcić swoje ubrania, rozrywając je w trakcie ucieczki. Krótka analiza za i przeciw sprawiła jednak, że wolał chyba spędzić najbliższe nie wiadomo ile czasu w krzakach, bez możliwości ruchu, niż pozwolić czkawce na czknięcie się gdzieś w niekompletnej lub porwanej garderobie.


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Chata starej pustelniczki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach