Brama
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brama
Niewielu zdawało sobie sprawę z istnienia wielkiej kamiennej bramy, która obłożona wieloma zabezpieczeniami chroniła wejście do Locus Nihil. Potężnego, magicznego artefaktu, na który przed wieloma latami odnalazły gobliny i które po tym, co wydarzyło się z całą rasą olbrzymów postanowiły na zawsze zamknąć znalezisko i skryć sekret przed czarodziejskim światem. Mawia się, że ci, którzy nałożyli zabezpieczenia zostali pozbawieni wspomnień, że rzeczywiście się tego podjęli. Wejście znajduje się głęboko, głęboko pod ziemią w miejscu skrytym za jedną z kamiennych ścian obleczonej iluzją. W przestrzennej, komnacie wyciosane zostały złote wrota, które ostrzegają w runicznym języku każdego, kto jest w stanie je zrozumieć. Napis na nich głosi: strzeżcie się wszyscy, którzy tu wejdziecie
Obserwował przez moment działania Caelana, kiwając jedynie głową w odpowiedzi na jego podziękowania – nie były potrzebne, tkwili w tym razem – a jeśli chcieli wyjść z misji cało (i do tego zwycięsko), Goyle potrzebował wszystkich czterech kończyn. – Uważaj przez chwilę, zanim nie zadziała do końca – powiedział cicho, podejrzewając, że eliksir mógł potrzebować paru minut, żeby na dobre zasklepić ranę; źle by się stało, gdyby otworzyła się ponownie.
Drżenie posadzki zmusiło go do szybszego powstania, wyciągnął też rękę w kierunku kuzyna, żeby pomóc mu dźwignąć się z ziemi. Wzrok na kielichu zatrzymał jedynie na chwilę – wierzył, że jeśli w istocie była to część artefaktu, którego poszukiwali, to i tak powinna znaleźć się w rękach Craiga; w ich grupie był dowódcą, Śmierciożercą, zdawał się też najbardziej z podobnymi przedmiotami obeznany. Po chwili bursztyn w istocie znalazł się w kieszeni Burke’a, na którego czole… znów zaczęły wyrastać rogi? Theodore znieruchomiał na ułamek sekundy, nie potrafiąc powstrzymać się przed wpatrywaniem się z niepokojem w czoło mężczyzny – pamiętał, co stało się ostatnim razem – ale wyglądało na to, że transmutacja nie postąpiła teraz tak daleko, a sam Craig zachował nad sobą kontrolę, potwierdzając, że w istocie nie czuł się źle.
Ruszyli więc dalej, przez korytarz tak wąski, że musieli iść gęsiego, i przez ślepy zaułek, który okazał się przejściem do komnaty, w której znaleźli…
Zatrzymał się nagle, przez pełną sekundę wpatrując się bez zrozumienia w rozgrywającą się przed jego oczami scenę, podczas gdy jego umysł nie potrafił się zdecydować, czy zaklasyfikować ją do kategorii rzeczywistości, czy kolejnej iluzji. Znajdowali się w odosobnieniu i otoczeniu odrealnionych istot już tak długo, że chyba zdążył już zapomnieć, że nie pojawili się w podziemiach sami; zamiast jednak ucieszyć się na widok Francisa, poczuł konsternację – związaną głównie z faktem, że naprzeciw niego stał zakrwawiony Tristan Rosier. Którego Theodore co prawda nie znał osobiście, ale wiedział o panującej w szeregach Rycerzy Walpurgii hierarchii wystarczająco wiele, by rozumieć, że to, co się działo, zakrawało o zdradę. Czy Lestrange postradał zmysły? W zasadzie – nie było to aż takie nieprawdopodobne, to miejsce czyniło z nimi wszak rzeczy trudne do opisania; sam wciąż pamiętał moment, krótki, gdy coś podpowiadało mu, by kopnął leżącego na ziemi Craiga; czy mieli do czynienia z tym samym?
Jedno było pewne – nie mogli pozwolić mu zatłuc Śmierciożercy. – Avenue – wypowiedział, reagując instynktownie, próbując ściągnąć na siebie zaklęcie, które Francis posłał w stronę Rosiera; inaczej obronić go nie był w stanie, znajdował się zbyt daleko – nie zdążyłby dobiec i wznieść tarczy pomiędzy mężczyznami. – Odbiło ci? – warknął zaraz potem, szykując się na uderzenie świetlistej włóczni; gdzieś obok usłyszał pytanie Caelana oraz rozbrajającą inkantację; sam również skierował więc różdżkę w stronę Francisa. – Esposas – wypowiedział, chcąc, by jego zaklęcie uderzyło w cel tuż po zaklęciu Goyle’a; jeśli to wszystko okaże się nieporozumieniem, będzie mógł je zdjąć – ale póki co nie mógł pozwolić Francisowi na wymierzenie kolejnego ciosu. Być może – dla jego własnego dobra.
Drżenie posadzki zmusiło go do szybszego powstania, wyciągnął też rękę w kierunku kuzyna, żeby pomóc mu dźwignąć się z ziemi. Wzrok na kielichu zatrzymał jedynie na chwilę – wierzył, że jeśli w istocie była to część artefaktu, którego poszukiwali, to i tak powinna znaleźć się w rękach Craiga; w ich grupie był dowódcą, Śmierciożercą, zdawał się też najbardziej z podobnymi przedmiotami obeznany. Po chwili bursztyn w istocie znalazł się w kieszeni Burke’a, na którego czole… znów zaczęły wyrastać rogi? Theodore znieruchomiał na ułamek sekundy, nie potrafiąc powstrzymać się przed wpatrywaniem się z niepokojem w czoło mężczyzny – pamiętał, co stało się ostatnim razem – ale wyglądało na to, że transmutacja nie postąpiła teraz tak daleko, a sam Craig zachował nad sobą kontrolę, potwierdzając, że w istocie nie czuł się źle.
Ruszyli więc dalej, przez korytarz tak wąski, że musieli iść gęsiego, i przez ślepy zaułek, który okazał się przejściem do komnaty, w której znaleźli…
Zatrzymał się nagle, przez pełną sekundę wpatrując się bez zrozumienia w rozgrywającą się przed jego oczami scenę, podczas gdy jego umysł nie potrafił się zdecydować, czy zaklasyfikować ją do kategorii rzeczywistości, czy kolejnej iluzji. Znajdowali się w odosobnieniu i otoczeniu odrealnionych istot już tak długo, że chyba zdążył już zapomnieć, że nie pojawili się w podziemiach sami; zamiast jednak ucieszyć się na widok Francisa, poczuł konsternację – związaną głównie z faktem, że naprzeciw niego stał zakrwawiony Tristan Rosier. Którego Theodore co prawda nie znał osobiście, ale wiedział o panującej w szeregach Rycerzy Walpurgii hierarchii wystarczająco wiele, by rozumieć, że to, co się działo, zakrawało o zdradę. Czy Lestrange postradał zmysły? W zasadzie – nie było to aż takie nieprawdopodobne, to miejsce czyniło z nimi wszak rzeczy trudne do opisania; sam wciąż pamiętał moment, krótki, gdy coś podpowiadało mu, by kopnął leżącego na ziemi Craiga; czy mieli do czynienia z tym samym?
Jedno było pewne – nie mogli pozwolić mu zatłuc Śmierciożercy. – Avenue – wypowiedział, reagując instynktownie, próbując ściągnąć na siebie zaklęcie, które Francis posłał w stronę Rosiera; inaczej obronić go nie był w stanie, znajdował się zbyt daleko – nie zdążyłby dobiec i wznieść tarczy pomiędzy mężczyznami. – Odbiło ci? – warknął zaraz potem, szykując się na uderzenie świetlistej włóczni; gdzieś obok usłyszał pytanie Caelana oraz rozbrajającą inkantację; sam również skierował więc różdżkę w stronę Francisa. – Esposas – wypowiedział, chcąc, by jego zaklęcie uderzyło w cel tuż po zaklęciu Goyle’a; jeśli to wszystko okaże się nieporozumieniem, będzie mógł je zdjąć – ale póki co nie mógł pozwolić Francisowi na wymierzenie kolejnego ciosu. Być może – dla jego własnego dobra.
it's a small crime
and i've got no excuse
and i've got no excuse
Theodore Wilkes
Zawód : wiedźmi strażnik; podróżnik; przemytnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Theodore Wilkes' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 36
--------------------------------
#2 'k100' : 10
#1 'k100' : 36
--------------------------------
#2 'k100' : 10
Tristan z sukcesem ściągnął z szalki wagi kamień. Ta powędrowała znów w górę na swoje wcześniejsze miejsce. Z jego różdżki wydobyło się zaklęcie, jednak ból, który nadal odczuwał sprawił, że promień zaklęcia nie skierował się w stronę piersi zbroi. Szczęśliwie - lub nie - zahaczył o jej lewą rękę, odrywając ją od reszty. Zawiasy puściły, a ciężki, ciemny metal uderzył o posadzkę. Choć Lyanna próbowała powtórzyć działanie, którego podjął się Tristan, jej urok był niecelny, przeleciał obok czarnej zbroi, uderzając w ścianę za nią odłupując jej kawałki. Podjęcie ataków sprawiło, że stojące wcześniej i najdalej zbroje powoli zaczęły przesuwać się w kierunku w którym stał śmierciożerca z kobietą. Zbroja w którą celowała Lyanna podniosła swój miecz, by wystosować swój atak w jej kierunku. Zaś ta w którą celował Tristan zaatakowała jego. Pozostałe zaczęły przesuwać się po pomieszczeniu. Prawie wszystkie zdawały się za swój cel obrać w tym momencie Lyanne.
Tristan moc ataku zbroi nr 5 - 82
Lyanna moc ataku zbroi nr 6 -15
rzuty
Dwie akcje
- bardzo poglądowa mapka :
Francis tym razem pozostawał bezlitosny i niezłomny w swoim działaniu. Okładał Tristana pięściami raz za razem z opóźnieniem dostrzegając pojawienie się w pomieszczeniu kolejnych osób. Te za to doskonale widziały sylwetkę Rosiera, który choć potężny w tej chwili nie posiadał w dłoni różdżki. Miał ją za to Francis, który skierował jej koniec ku klatce piersiowej śmierciożercy. I choć pozostali rycerze zareagowali, nie zdążyli. Najpierw z różdżki Francisa wymknął się promień zaklęcia, które pomknął w stronę Tristana. Theodore spróbował przejąć je na siebie, magia jednak go zawiodła, a wiązka zaklęcia mknęła niezmiennie wyznaczonym wcześniej torem. Drugi z czarów był również nieudany. Z różdżek Caelana i Craiga wydostały się poprawnie rzucone zaklęcia. Oba pomknęły w stronę Francisa. Dodatkowy, kolejny urok wybrany przez Goyla, zadziałał od razu, wspomagając jego sojuszników dodatkową siłą. Craig czuł moc, która pulsowała od znajdującej się w pomieszczeniu kobiety i Tristana. Lancea dotarła do Rosiera. Przebiła się przez jego pierś, sprawiając, że mimowolnie zatoczył się do tyłu. Z jego ust trysnęła krew. A ciało padło na posadzkę. Drgało, wydając ostatnie tchnienie, kiedy krew sączyła się zarówno z ust, jak i rany na piersi, znajdującej się zaraz obok serca. Dostatecznie dużej, by można było wsadzić tam dłoń. Stojąca w boku kobieta drżała, łkając cicho, pociągając nosem, starała się jednak zachowywać jak najciszej, by nie zwracać na siebie uwagi osób znajdujących się w komnacie.
Zgodnie z przewidywaniami Francisa, nikt mu nie odpowiedział. Ze swojego miejsca widział, jak z dziury w klatce Rosiera przebija się oblany krwią kamień. Bardzo podobny do tego, który wcześniej znaleźli w sali z posągami.
Francis leci w ciebie. Expelliarmus (78) i Levicorpus (88)
- bardzo poglądowa mapka :
pozostali jednak akcja
jeśli potrzebować będziecie uzupełnienia, to wołajcie mnie inaczej niż przez powiadomienia, nie radzę sobie z nimi
jak zbierzecie komplet wcześniej też dajcie znać <3
działające:
fortuna 2/3
magicus extremoss (Theo, Craig) +15
Caelan, daje Mistrzowi Gry znać, czy Francisa za sojusznika uznaje
Żywotność:
Tristan 160/220 -10 (-60 kłute, trzy ślady na plecach)
Lyanna 187/202 (10 psychiczne, 5 obita kostka)
Francis 180/215 -5, (-20 kłute lewa ręka, 15 psychiczne)
Craig 173/248; -10 (15 psychiczne, 60, cztery szramy na lewej ręce, dodatkowe złamania)
Caelan 167/240; -15 (15 psychiczne, 28 rany szarpane - pociągła na piersi i lewej ręce, 30 tłuczone kostka, pachwina, tył głowy, 30 cięte - lewy bark utrudniający poruszanie ręką (wyleczone)
Theodore 210/220 (10, obity bark) 187/240; -10 ⅓ tura
- Ekwipunek:
- Żywotność:
Tristan:
1. Eliksir kociego wzroku
2. Kryształ
3. Eliksir siły
4. Brzękadło
+ Rękawice
Lyanna:
Różdżka, Oko Ślepego jako biżuteria na palcu, nakładka na pas z sakwami, a w niej eliksiry:
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 32)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 21)
- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21)
- Eliksir przeciwbólowy x1
- Antidotum podstawowe x1
- Pasta na oparzenia x1 (+39)
Francis:
magiczny dywan (pomniejszony)
różdżkaeliksir siły (+31)
marynowaną narośl ze szczuroszczeta
maść z wodnej gwiazdy (+31)
petki i skręcik
Criag:
Różdżka, fluoryt, pazur gryfa w bursztynie, kamień runiczny
- Wywar wzmacniający x1
- Mieszanka antydepresyjna x1
- Wywar ze szczuroszczeta x1
Claean:
- miotła (pomniejszona, w kieszeni)
- Mieszanka antydepresyjna x1
- Czuwający Strażnik x1 (+28)
- Mikstura buchorożca (1 porcja, stat. 32, z mocą 130 oczek)
[/url]ten kryształ (+10 do transmutacji).
Theodore:
-wywar ze szczuroszczeta
- eliksir banshee
- eliksir kociego wzroku (+30)- czuwający strażnik (+28)
+ kryształ[/size]
Okładam go pięściami tak długo, że w końcu mam, czego chciałem. Czego chce ta widmowa kusicielka, proszę bardzo, oto me dłonie skrwawione i on na ołtarzu. Franek-baranek już nie taki wcale niewinny, kiedy kończę z Rosierem. Krew z wierzchu rąk ocieram o koszulę, a potem pada ostateczne zaklęcie i Tristan chyba umiera. O boże, o kurwa. Zabiłem Rosiera.
Tysiąc myśli przelatuje mi przez głowę, bo przecież, nie, to niemożliwe i w ogóle jakim cudem. Spodziewam się czegoś innego, że jego ciało się rozmyje, pryśnie, przestanie być tak materialne. Tymczasem leży na ziemi, twarz ma pustą, a z piersi wieje dziura. Zaczynam mieć wątpliwości i to najgorszy na nie moment, bo trzech chłopa podnosi na mnie różdżki i choć każdego z nich znam, to ta sytuacja spycha mnie do ściany.
-Protego - warczę, gdy wiązki uroków pomykają w moją stronę - co spokojnie, jak spokojnie, skoro wy mnie tak - pruję się, ale dobra, okażę wyrozumiałość, to faktycznie wygląda dziwnie - rozdzieliliśmy się, ona, ta cycata kobieta, jakaś demonica najpewniej - może też ją spotkaliście? Najpierw była tylko głosem w mojej głowie, później zawładnęła Lyanną, mówiła do nas przez nią, a potem zjawiła się tutaj, materialna i kazała mi go zajebać. Wiedziałem, że nie może być prawdziwy, na własne oczy widziałem, jak Tristan idzie z Zabini tamtym korytarzem, więc zacząłem go okładać. A co do niej - macham ręką w stronę dziewczyny - to pewnie miała mnie rozpraszać, ale nie przeszkadzała - trochę kłamię, bo cykam się, że mi ją spacyfikują. A skoro już poświęciłem Rosiera, to oprócz kamienia, mam chrapkę na swoją nagrodę.
Tysiąc myśli przelatuje mi przez głowę, bo przecież, nie, to niemożliwe i w ogóle jakim cudem. Spodziewam się czegoś innego, że jego ciało się rozmyje, pryśnie, przestanie być tak materialne. Tymczasem leży na ziemi, twarz ma pustą, a z piersi wieje dziura. Zaczynam mieć wątpliwości i to najgorszy na nie moment, bo trzech chłopa podnosi na mnie różdżki i choć każdego z nich znam, to ta sytuacja spycha mnie do ściany.
-Protego - warczę, gdy wiązki uroków pomykają w moją stronę - co spokojnie, jak spokojnie, skoro wy mnie tak - pruję się, ale dobra, okażę wyrozumiałość, to faktycznie wygląda dziwnie - rozdzieliliśmy się, ona, ta cycata kobieta, jakaś demonica najpewniej - może też ją spotkaliście? Najpierw była tylko głosem w mojej głowie, później zawładnęła Lyanną, mówiła do nas przez nią, a potem zjawiła się tutaj, materialna i kazała mi go zajebać. Wiedziałem, że nie może być prawdziwy, na własne oczy widziałem, jak Tristan idzie z Zabini tamtym korytarzem, więc zacząłem go okładać. A co do niej - macham ręką w stronę dziewczyny - to pewnie miała mnie rozpraszać, ale nie przeszkadzała - trochę kłamię, bo cykam się, że mi ją spacyfikują. A skoro już poświęciłem Rosiera, to oprócz kamienia, mam chrapkę na swoją nagrodę.
Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
The member 'Francis Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
No i elegancko, tarcza formuje się przede mną na czas i wciąga pikujące na mnie zaklęcia. Łyso im musi teraz być, ciemno tu trochę i po ich mordach ocenić nie potrafię, czy mi wierzą, czy może już powinienem wybierać buty do trumny. W każdym razie, póki posiadam różdżkę, stoję na własnych nogach i kontroluję swój umysł, rączo jak sarenka (boję się, że ktoś mnie uprzedzi), doskakuję do ciała Tristana. Z obrzydzeniem, bo to ohydne, zanurzam rękę w jego rozoranej klatce piersiowej, głowę odwracając w przeciwnym kierunku, żeby tu zaraz nie puścić pawia i tak na oślep macam, próbując wyciągnąć kamień.
-Patrzcie, co znalazłem - chwalę się, wyciągając zakrwawioną rękę ze środka Tristana - wychodzi na to, że ta lala cały czas mówiła prawdę - dumam na głos, machając im przed nosami magicznym kamieniem. Konsekwencje za trzy, dwa, jeden...
|zabieram kamień
-Patrzcie, co znalazłem - chwalę się, wyciągając zakrwawioną rękę ze środka Tristana - wychodzi na to, że ta lala cały czas mówiła prawdę - dumam na głos, machając im przed nosami magicznym kamieniem. Konsekwencje za trzy, dwa, jeden...
|zabieram kamień
Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Udało się, zaklęcie, choć nie do końca celne, strąciło ramię figury; nie mógł wiedzieć, czy jego myśli płynęły słusznym torem, nie mógł też wiedzieć, ile żelastwa - ani jakiego rodzaju żelastwo - mogło przeważyć szalę, ale to, co odpadło z posągu, mogło stanowić... przynajmniej podpowiedź. Ataki figur skupiły się na jego towarzyszce, na ten moment nie potrzebował jej pomocy, dzięki temu - mógł działać. Wyciągnął różdżkę przed siebie, zamierzając zablokować uderzenie skierowane ku niemu:
- Protego! - wywołując zaklęcie tarczy, które miało zatrzymać siłę ciosu; niezależnie od jego efektu, ledwie moment później wypowiedział inkantację:
- Wingardium leviosa - zamierzając przemieścić ramię, które opadło, na wagę, nie dbając, czy strąci przy tym powielone monety; ich ciężar zdawał się nie mieć na szalce żadnego znaczenia.
- Protego! - wywołując zaklęcie tarczy, które miało zatrzymać siłę ciosu; niezależnie od jego efektu, ledwie moment później wypowiedział inkantację:
- Wingardium leviosa - zamierzając przemieścić ramię, które opadło, na wagę, nie dbając, czy strąci przy tym powielone monety; ich ciężar zdawał się nie mieć na szalce żadnego znaczenia.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 100, 24
'k100' : 100, 24
Wciąż był wstrząśnięty. Nie ma co ukrywać. Nawet jeśli rozum usilnie podpowiadał mu, że to nie mógł być prawdziwy Tristan, ciężko było się pozbyć z głowy widoku śmierciożercy zamordowanego w tak bestialski sposób. Czuł z resztą przecież pulsującą energię - pochodzącą z ciała leżącego na zimnej podłodze. To również było jasną wskazówką, że coś było z nim po prostu nie tak. Podobną energię czuł także od łkającej w kacie kobiety, która za wszelką cenę starała się wtopić w ścianę i nie zwracać ich uwagi. Z dużym niezadowoleniem Craig przyjął także fakt, że Francis-morderca zdołał się osłonić przed oboma zaklęciami, które w niego posłano. Niemniej, to również stanowiło do pewnego stopnia podpowiedź - gdyby to znów był ten przeklęty Rogacz, ich zaklęcia prawdopodobnie po prostu by nie zadziałały. Ale tego nie mógł być pewien, po prostu zgadywał, że ich jeleniowaty koleżka zwyczajnie nie dałby się zaatakować.
- Nie spotkaliśmy żadnej kobiety - uciął krótko paplaninę Francisa. To co mówiło było jednak zdecydowanie zbyt znajome. Głos w głowie, który zawładnął jego ciałem. Był także taki moment, że odezwał się do Caelana i Theo przez Craiga. Burke nie zamierzał się jednak dzielić tymi rewelacjami z Francisem. Wiele wskazywało na to, że Lestrange faktycznie po prostu zabił jakąś iluzję, która stała mu na przeszkodzie. Tego to mu Craig nawet przez chwilę pozazdrościł - też chętnie skopałby i podziurawił Rogatego.
W momencie gdy Francis wygrzebał z dziury na piersi zwłok kryształ, Burke schował swoją różdżkę do kieszeni. Wciąż posługiwał się tylko jedną ręką, ale miał pewność, że pozostali nadal celują w mężczyznę, dlatego się nie obawiał. Pokonał tę krótką odległość, dzielącą go od Lestrange'a i zabrał z jego wyciągniętej dłoni zakrwawiony kryształ. Czy to mógł być drugi z artefaktów, po który tu przyszli? Dla pewności Craig wsadził kamień do drugiej kieszeni - podświadomie wolał, aby nie znalazł się obok bursztynu, który zgarnęli.
- Oboje są fałszywi. Ten Tristan i ta kobieta. Czuję od nich czarnomagiczną aurę. Kazano ci zabić tylko jedno z nich? - ostatnie słowa skierował do zakrwawionego lorda. Swój wzrok przeniósł jednak na kulącą się żeńską postać. Czy powinni ją tu zwyczajnie zostawić czy może też ona także nosiła w piersi jakiś kamień?
Zabieram kryształ Frankowi
- Nie spotkaliśmy żadnej kobiety - uciął krótko paplaninę Francisa. To co mówiło było jednak zdecydowanie zbyt znajome. Głos w głowie, który zawładnął jego ciałem. Był także taki moment, że odezwał się do Caelana i Theo przez Craiga. Burke nie zamierzał się jednak dzielić tymi rewelacjami z Francisem. Wiele wskazywało na to, że Lestrange faktycznie po prostu zabił jakąś iluzję, która stała mu na przeszkodzie. Tego to mu Craig nawet przez chwilę pozazdrościł - też chętnie skopałby i podziurawił Rogatego.
W momencie gdy Francis wygrzebał z dziury na piersi zwłok kryształ, Burke schował swoją różdżkę do kieszeni. Wciąż posługiwał się tylko jedną ręką, ale miał pewność, że pozostali nadal celują w mężczyznę, dlatego się nie obawiał. Pokonał tę krótką odległość, dzielącą go od Lestrange'a i zabrał z jego wyciągniętej dłoni zakrwawiony kryształ. Czy to mógł być drugi z artefaktów, po który tu przyszli? Dla pewności Craig wsadził kamień do drugiej kieszeni - podświadomie wolał, aby nie znalazł się obok bursztynu, który zgarnęli.
- Oboje są fałszywi. Ten Tristan i ta kobieta. Czuję od nich czarnomagiczną aurę. Kazano ci zabić tylko jedno z nich? - ostatnie słowa skierował do zakrwawionego lorda. Swój wzrok przeniósł jednak na kulącą się żeńską postać. Czy powinni ją tu zwyczajnie zostawić czy może też ona także nosiła w piersi jakiś kamień?
Zabieram kryształ Frankowi
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Niestety jej urok chybił celu, prawdopodobnie rzuciła go zbyt szybko i raptownie, chcąc jak najszybciej sprawdzić, czy z jego pomocą można zniszczyć zbroję. Zaraz musiała się bronić przed kolejnym atakiem wielkiego miecza.
- Protego! – rzuciła, by osłonić się przed orężem zbroi. Teraz każde z nich walczyło o siebie, Zabini zdawała sobie sprawę z tego, że dla Rosiera ważna była tylko jej wiedza z zakresu run, bo sam najwyraźniej jej nie posiadał. Sama musiała zatroszczyć się o swoje bezpieczeństwo, jak robiła przez większość życia. Niemniej jednak musieli pokonać wszystkie zbroje, których było sześć, a ich tylko dwójka. Dopóki tego nie zrobią nie było mowy o dalszych próbach przeważenia szali magicznej wagi, bo nic nie wskazywało na to, by zbroje miały zaniechać atakowania ich. Musiały zostać zniszczone.
- Deprimo! – spróbowała ponownie kierując różdżkę w pierś zbroi, która atakowała ją.
| 1 – protego, 2 – deprimo w zbroję nr 6
- Protego! – rzuciła, by osłonić się przed orężem zbroi. Teraz każde z nich walczyło o siebie, Zabini zdawała sobie sprawę z tego, że dla Rosiera ważna była tylko jej wiedza z zakresu run, bo sam najwyraźniej jej nie posiadał. Sama musiała zatroszczyć się o swoje bezpieczeństwo, jak robiła przez większość życia. Niemniej jednak musieli pokonać wszystkie zbroje, których było sześć, a ich tylko dwójka. Dopóki tego nie zrobią nie było mowy o dalszych próbach przeważenia szali magicznej wagi, bo nic nie wskazywało na to, by zbroje miały zaniechać atakowania ich. Musiały zostać zniszczone.
- Deprimo! – spróbowała ponownie kierując różdżkę w pierś zbroi, która atakowała ją.
| 1 – protego, 2 – deprimo w zbroję nr 6
The member 'Lyanna Zabini' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 7, 77
'k100' : 7, 77
Dysonans poznawczy, którego nagle doznał, tylko podsycał odczuwaną od dłuższego czasu irytację, potęgował wzburzenie; był obolały, zmęczony, a kiedy już trafili na jednego z pozostałych członków wyprawy, mordował on z zimną krwią Tristana Rosiera. Nie mógł uwierzyć, że to naprawdę lord nestor, potężny Śmierciożerca, wydaje ostatnie tchnienie z powodu Francisa; rozum uparcie walczył z tym, co rozgrywało się na ich oczach. Ale co jeśli podziemia, a raczej ich upiorni lokatorzy, namieszali mu w głowie…? Granice powoli się zacierały, sam już nie wiedział, co jest prawdą, a co jedynie ułudą. Skrzywił się w reakcji na tarczę, która zatrzymała oba mknące w stronę Lestrange’a – czy na pewno? – promienie zaklęć. Nie próbował ich jednak atakować, tłumaczył całą sytuację, dobrze, niech mówi, niech znajdzie dla siebie jak najlepsze wytłumaczenie. Mimo to Caelan nie opuszczał różdżki, wciąż celując nią w dopiero co spotkanego lorda, nie spuszczając go z oka. – Jak dawno temu się rozdzieliliście? Pewnie powinniśmy ich znaleźć i to jak najszybciej – dodał, kiedy już Craig przejął inicjatywę, spróbował zabrać dopiero co wcielonemu do organizacji czarodziejowi wyjęty z piersi trupa kamień. Fy faen. Ile dałby za to, by móc się teraz czegoś napić, zapomnieć o tym labiryncie niekończących się korytarzy. Może Drew miał trochę racji, że zawsze i wszędzie zabierał ze sobą piersiówkę…? Wzrokiem próbował przekazać Francisowi, by nie próbował sztuczek; ani nie mieli na to czasu, ani nie powinien podsycać ich – w pełni uzasadnionej – podejrzliwości. – Jeśli kamień był w… tym trupie – bo przecież nie w Rosierze, nie chciał tak myśleć – to pewnie nie będzie drugiego w tej kobiecie. Inna sprawa, że nie wiem, czy powinniśmy ją tak zostawiać. Nie zdziwiłbym się, gdyby nas zaatakowała, kiedy tylko ruszymy dalej. – Wodził wzrokiem od jednego towarzysza do drugiego, nieufnie spoglądając w kierunku odwróconej plecami czarownicy. Próbował doszukiwać się w tym wszystkim logiki, sensu – może błędnie. – Powiedz, w którą stronę poszli. I czyń honory – zwrócił się znów do Francisa, machając na niego różdżką; skoro był taki rozeznany w temacie, to niech prowadzi. – Mico – mruknął pod nosem, próbował naszykować się na cokolwiek, co mogło ich jeszcze spotkać.
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 46
'k100' : 46
bożenietokonto
Nie miał pojęcia, co było prawdą, a co fałszem – i już sama świadomość tego zagubienia sprawiała, że czuł się, jakby grunt osuwał mu się spod nóg. To było to, czego nienawidził najbardziej; zaplątania się w sieć kłamstw, nad którymi nie miał kontroli. Może paradoksalnie, wszak sam od lat nimi oddychał i żył, czym innym były jednak te stworzone przez niego, a czymś zupełnie odmiennym takie, w których odmęty wpychała go siła nieznana i obca, potężna, niezrozumiała. Wodził spojrzeniem pomiędzy obecnymi w pomieszczeniu sylwetkami, od krwawiących zwłok kogoś, kto do złudzenia przypominał Tristana Rosiera, ale według Francisa nim nie był; do samego Francisa, który Francisem mógł być lub nie. Komu powinni wierzyć? I kim była łkająca kobieta? Trzymał się nieco z tyłu, pozwalając Craigowi i Caelanowi grać pierwsze skrzypce, po raz pierwszy ciesząc się, że podejmowanie jakichkolwiek decyzji nie należało tu do niego; drgając jedynie mocniej, gdy padło nazwisko Lyanny. A więc była tutaj – i żyła, przynajmniej jeszcze przed chwilą. Bezwiednie przeniósł spojrzenie w tamtym kierunku, zaraz potem obserwując, jak Śmierciożerca próbuje odebrać kamień Francisowi. Wydawało mu się to rozsądną decyzją – zwłaszcza biorąc pod uwagę łamane wyjaśnienia czynione przez lorda. – Nie mamy na nią czasu – mruknął, odzywając się po raz pierwszy od dłuższego czasu, spoglądając w stronę łkającej kobiety; nie był pewien własnych słów – coś mu podpowiadało, że powinni się jej pozbyć – ale coś innego, silniejszego, pchało go dalej.
Ruszył za pozostałymi, zamykając pochód, pilnując tyłów; różdżkę kierując na siebie, żeby przygotować się na to, co miało czekać na nich za zakrętem – wątpił, by było to wyjście z podziemi. – Cito Horribilis – wypowiedział, starając się wykorzystać wzmacniającą go magię i ukształtować ją na własny sposób.
przepraszam za spóźnienie, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie :<
Nie miał pojęcia, co było prawdą, a co fałszem – i już sama świadomość tego zagubienia sprawiała, że czuł się, jakby grunt osuwał mu się spod nóg. To było to, czego nienawidził najbardziej; zaplątania się w sieć kłamstw, nad którymi nie miał kontroli. Może paradoksalnie, wszak sam od lat nimi oddychał i żył, czym innym były jednak te stworzone przez niego, a czymś zupełnie odmiennym takie, w których odmęty wpychała go siła nieznana i obca, potężna, niezrozumiała. Wodził spojrzeniem pomiędzy obecnymi w pomieszczeniu sylwetkami, od krwawiących zwłok kogoś, kto do złudzenia przypominał Tristana Rosiera, ale według Francisa nim nie był; do samego Francisa, który Francisem mógł być lub nie. Komu powinni wierzyć? I kim była łkająca kobieta? Trzymał się nieco z tyłu, pozwalając Craigowi i Caelanowi grać pierwsze skrzypce, po raz pierwszy ciesząc się, że podejmowanie jakichkolwiek decyzji nie należało tu do niego; drgając jedynie mocniej, gdy padło nazwisko Lyanny. A więc była tutaj – i żyła, przynajmniej jeszcze przed chwilą. Bezwiednie przeniósł spojrzenie w tamtym kierunku, zaraz potem obserwując, jak Śmierciożerca próbuje odebrać kamień Francisowi. Wydawało mu się to rozsądną decyzją – zwłaszcza biorąc pod uwagę łamane wyjaśnienia czynione przez lorda. – Nie mamy na nią czasu – mruknął, odzywając się po raz pierwszy od dłuższego czasu, spoglądając w stronę łkającej kobiety; nie był pewien własnych słów – coś mu podpowiadało, że powinni się jej pozbyć – ale coś innego, silniejszego, pchało go dalej.
Ruszył za pozostałymi, zamykając pochód, pilnując tyłów; różdżkę kierując na siebie, żeby przygotować się na to, co miało czekać na nich za zakrętem – wątpił, by było to wyjście z podziemi. – Cito Horribilis – wypowiedział, starając się wykorzystać wzmacniającą go magię i ukształtować ją na własny sposób.
przepraszam za spóźnienie, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie :<
it's a small crime
and i've got no excuse
and i've got no excuse
Theodore Wilkes
Zawód : wiedźmi strażnik; podróżnik; przemytnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Theodore Wilkes' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 40
'k100' : 40
Brama
Szybka odpowiedź