Korytarz zachodni
Strona 16 z 16 • 1 ... 9 ... 14, 15, 16
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Korytarz zachodni
Jeden z krętych, kamiennych korytarzy w którym dokładnie widoczne jest, że został on porzucony, zanim został przez gobliny właściwie wykończony, brak tutaj wygładzeń, czy zdobień, wydaje się prosty, zwyczajny, roboczy, jakby pozostawiony w połowie prac. Tumany kurzu osiadają na skalnych pólkach, a niektóre ze schodków są ukruszone. Ścieżki rozchodzą się czasem na kilka stron i tylko osoby zaznajomione z terenem są w stanie wybrać właściwą ścieżkę.
Nie próbował ani przez moment działać wbrew poleceniom, dziś wyjątkowo słuchając, aby za moment nie wpakować się w kłopoty, przez niezrozumienie czy głupi błąd, bo takowych kilka już popełnił, co na całe szczęście kończyło się tylko dla niego konsekwencjami. Gdy po włożeniu odłamku do otworu, dotarł do niego dziwny dźwięk, spojrzał na fragment golema wprawiony w delikatny ruch. Zachwiał się minimalnie, kiedy tylko ciężar, którego fizycznie nie było, zdawał się zderzyć z jego ciałem. Rzucił szybkie spojrzenie pozostałym, czy przedmioty, które i oni umieścili w otworach, zachowały się równie niepokojąco oddziałowując bezpośredni na nich, ale wychodziło na to, że tak. Tak miało być? Nie wiedział, ale odpowiedź miała przyjść sama, bo czas było tchnąć sporo własnej magii w taflę. Nie próbował nawet cofnąć ręki, gdy koniec różdżki zalśnił, a podłoga ponownie opadła niżej, zamiast tego starał się usilnie ignorować zmiany w otoczeniu, skupiając się jedynie na przepływie mocy do tafli. Widział parę, gdy powietrze opuszczało płuca, co tylko potwierdzało, że uciążliwe zimno wkradające się pod ubranie i otulające skórę, a tym samym wywołując nieprzyjemny dreszcz, nie jest wytworem zmęczonego umysłu. Czyżby to miejsce nadal chciało ich zniechęcić?
Wzdrygnął się i wzmocnił chwyt na różdżce, aby impulsywnie nie wypuścić jej z dłoni, kiedy poczuł obce palce na nadgarstku. Okrutny strach rozlał się jak trucizna po ciele, przyspieszając oddech, gdy spoglądał na przytrzymują go dłoń. Nienawidził takiego stanu, tak silnego strachu, który raz w życiu przeżył w podobnym natężeniu i dziś najwyraźniej miał powtórkę, równie paraliżującą w pierwszej chwili. Poddał się temu, co się działo, gdy jego ręką była kierowana według czyjejś woli i z nieznanym jeszcze celem. Uniósł wzrok na formującą się postać, błądząc spojrzeniem za każdym przemieszczającym się ramieniem, ale tym razem najwyraźniej nie był to przeciwnik. Cofnął rękę, gdy tylko nieustępliwe palce, rozluźniły chwyt i puściły. Wyprostował się, by jeszcze raz przyjrzeć się postaci, teraz pochylonej w ich kierunku. Skupił błękitne tęczówki na granatowym kamieniu, ale nie ruszył w jego kierunku, obserwując za to drugiego Macnaira, który już po chwili zabrał przedmiot. Nie potrzebował wyjątkowej zachęty, by opuścić to miejsce, dlatego podążył za kuzynem, by po kilku krokach zawahać się i obejrzeć na Mathieu, dla pewności, że ten nagle nie zamierza tutaj zostać.
Wzdrygnął się i wzmocnił chwyt na różdżce, aby impulsywnie nie wypuścić jej z dłoni, kiedy poczuł obce palce na nadgarstku. Okrutny strach rozlał się jak trucizna po ciele, przyspieszając oddech, gdy spoglądał na przytrzymują go dłoń. Nienawidził takiego stanu, tak silnego strachu, który raz w życiu przeżył w podobnym natężeniu i dziś najwyraźniej miał powtórkę, równie paraliżującą w pierwszej chwili. Poddał się temu, co się działo, gdy jego ręką była kierowana według czyjejś woli i z nieznanym jeszcze celem. Uniósł wzrok na formującą się postać, błądząc spojrzeniem za każdym przemieszczającym się ramieniem, ale tym razem najwyraźniej nie był to przeciwnik. Cofnął rękę, gdy tylko nieustępliwe palce, rozluźniły chwyt i puściły. Wyprostował się, by jeszcze raz przyjrzeć się postaci, teraz pochylonej w ich kierunku. Skupił błękitne tęczówki na granatowym kamieniu, ale nie ruszył w jego kierunku, obserwując za to drugiego Macnaira, który już po chwili zabrał przedmiot. Nie potrzebował wyjątkowej zachęty, by opuścić to miejsce, dlatego podążył za kuzynem, by po kilku krokach zawahać się i obejrzeć na Mathieu, dla pewności, że ten nagle nie zamierza tutaj zostać.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Droga, którą podążali nie była łatwa. Wymagała od nich poświęcenia, a ciągła niepewność towarzyszyła im od samego początku. Nie wiedzieli co czekało ich za kolejnym zakrętem, nie wiedzieli też czy przyjdzie im się zmierzyć z czymś jeszcze, co może oznaczać ich kres albo zwycięstwo. Jakże przyjemnym byłoby zaznać zadowolenia ze strony Czarnego Pana, kiedy wykonane przez nich zadanie przyniesie zadowalające go efekty. To jednak nie była pora na triumfy i winszowanie, jeśli wciąż nie wiedzieli co ich czeka. To jedynie płonne marzenia, myśli wybiegające w przyszłość, które... każdy z nich chciałby urzeczywistnić.
Skupieni na zadaniu wiedzieli, że postępują dobrze. Pierwszy krok został postawiony, a on poczuł jak kamień boleśnie rozpala się wraz z blizną na jego dłoni. Nie pierwszą i nie ostatnią. Te były... można rzecz jego specjalnością, ognia się nie obawiał, wychowany w towarzystwie smoków przywykł do niego aż nadmiernie. Ta blizna zaś dawała mu świadomość czynnego przyczynienia się dla sprawy, o którą walczyli w imieniu Czarnego Pana. Zupełnie jak nagroda za poświęcenia i trud pracy włożony w dotarcie do tego miejsca. Czarna Magia popłynęła przez ich różdżki, a rzeczywistość wokół nich zaczęła się zmieniać. Przerażający chłód dotykający kości do samej głębi, później pojawiło się przerażenie... Nikt nie lubił tego uczucia, kiedy ciężko było zapanować nad własnymi odruchami i paraliżowało gdzieś od wewnątrz. Tak jak w momencie, kiedy materializowały się dłonie, sięgały ich ciał, odbierały magię, siłę i energię. Już w tym momencie nie wiedział czy to jego kres, czy może zapamięta na długi czas wydarzenia, które dziś miały miejsce. Wszystko ustało, w momencie, zakręciło się w głowie, nawet zrobiło się niedobrze z wysiłku, który przed chwilą zaznał. Postać była przerażająca, ale... miał dziwne wrażenie, że zbliżali się do końca swej podróży. Czy to właśnie ten moment? Czy właśnie dotarli na miejsce?
Drew potwierdził te przypuszczenia, sięgnął po kamień i powiedział, że już czas. Nie zamierzał zostawać w tym miejscu, przenikliwy chłód nie był dobry dla zdrowia, a skoro już udało im się zajść tak daleko... Musiał wiedzieć co czaiło się za łukiem, którego kierunek wskazała im postać. Ruszył za Drew i Cillianem, bez wahania, bez zastanowienia. To wszystko było zbyt intrygujące, aby tak po prostu, gdzieś w połowie odpuścić.
Skupieni na zadaniu wiedzieli, że postępują dobrze. Pierwszy krok został postawiony, a on poczuł jak kamień boleśnie rozpala się wraz z blizną na jego dłoni. Nie pierwszą i nie ostatnią. Te były... można rzecz jego specjalnością, ognia się nie obawiał, wychowany w towarzystwie smoków przywykł do niego aż nadmiernie. Ta blizna zaś dawała mu świadomość czynnego przyczynienia się dla sprawy, o którą walczyli w imieniu Czarnego Pana. Zupełnie jak nagroda za poświęcenia i trud pracy włożony w dotarcie do tego miejsca. Czarna Magia popłynęła przez ich różdżki, a rzeczywistość wokół nich zaczęła się zmieniać. Przerażający chłód dotykający kości do samej głębi, później pojawiło się przerażenie... Nikt nie lubił tego uczucia, kiedy ciężko było zapanować nad własnymi odruchami i paraliżowało gdzieś od wewnątrz. Tak jak w momencie, kiedy materializowały się dłonie, sięgały ich ciał, odbierały magię, siłę i energię. Już w tym momencie nie wiedział czy to jego kres, czy może zapamięta na długi czas wydarzenia, które dziś miały miejsce. Wszystko ustało, w momencie, zakręciło się w głowie, nawet zrobiło się niedobrze z wysiłku, który przed chwilą zaznał. Postać była przerażająca, ale... miał dziwne wrażenie, że zbliżali się do końca swej podróży. Czy to właśnie ten moment? Czy właśnie dotarli na miejsce?
Drew potwierdził te przypuszczenia, sięgnął po kamień i powiedział, że już czas. Nie zamierzał zostawać w tym miejscu, przenikliwy chłód nie był dobry dla zdrowia, a skoro już udało im się zajść tak daleko... Musiał wiedzieć co czaiło się za łukiem, którego kierunek wskazała im postać. Ruszył za Drew i Cillianem, bez wahania, bez zastanowienia. To wszystko było zbyt intrygujące, aby tak po prostu, gdzieś w połowie odpuścić.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Jego zaklęcie skruszyło jeden z kamieni, nieznacznie udrożniając przejście. To było jednak ciągle za mało. Sir Black jednak dołożył i swojej różdżki, sprawiając, że wszyscy mogli podążyć korytarzem unikając pogrzebania żywcem. Kiedy jego stopy napotkały równy grunt, dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak nierówny był jego oddech, jak brakowało mu tchu. Powstrzymał chęć otarcia przedramieniem spotniałego, jak i zakurzonego czoła. Mając przygarbioną sylwetkę skontrolował, czy znajdują się w pełnym składzie. Skinął do wszystkich głową i zaczął przewodzić im w wąskim tunelu. Odnosił wrażenie, że kroki, które stawiał były powolne, lecz nie mógł ich pośpieszyć - korytarz był ciemny i to na nim wymuszał.
Claude poruszał spojrzeniem po ścianach, ostrzegał o zawiłościach i przeszkodach.
- Czuję przeciąg... - zakomunikował, gdy tylko świeże powietrze owiało jego lico, a gdy znaleźli się na rozwidleniu - W prawo - stwierdził z niezwykłą pewnością siebie - Te wszystkie znaki na ścianach... To musi być w prawo - wyjaśnił, choć nie potrafił do końca powiedzieć dlaczego tak uważał. Po prostu to czuł.
Kiedy znaleźli się przed wrotami wypowiedział zaklęcie - Lumos maxima - tak, by rzucić więcej światła na tajemniczą bramę z której biła magia - Też nic nie doszło do moich uszu, Ma'am.
Claude poruszał spojrzeniem po ścianach, ostrzegał o zawiłościach i przeszkodach.
- Czuję przeciąg... - zakomunikował, gdy tylko świeże powietrze owiało jego lico, a gdy znaleźli się na rozwidleniu - W prawo - stwierdził z niezwykłą pewnością siebie - Te wszystkie znaki na ścianach... To musi być w prawo - wyjaśnił, choć nie potrafił do końca powiedzieć dlaczego tak uważał. Po prostu to czuł.
Kiedy znaleźli się przed wrotami wypowiedział zaklęcie - Lumos maxima - tak, by rzucić więcej światła na tajemniczą bramę z której biła magia - Też nic nie doszło do moich uszu, Ma'am.
The member 'Claude Cunningham' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 30
'k100' : 30
Cisza towarzyszyła zbyt długo. Ciemność stała niemal na każdym ich kroku, a teraz wyraźnie epatowała wprost z wrót, przed którymi się znaleźli w komplecie. Zmagająca się z pokusami kamienia Deirdre podjęła decyzję o schowaniu zdobyczy w kieszeni. Czyniąc to, czuła niewyobrażalny ból płynący wprost z potężnej magii, odzierający ją z emocji brutalnie do gołej kości. Dziwne wrażenie trwało jednak kilka chwil, zaraz po tym nastąpił spokój i przedziwna pustka. Nie musiała długo szukać jej źródła, choć sporo czasu zajęło Śmierciożerczyni zrozumienie, że ofiara poczyniona przy otwieraniu mechanizmu chroniącego kryształ dopiero zaczynała zbierać swoje żniwo. Emocje czarownicy z każdym kolejnym krokiem ulegały coraz większemu wyciszeniu, czyniąc z niej statuę nieczułą na jakikolwiek miły, czuły gest jak i obrazę. Zachowanie chłodnej maski nie było wprawdzie niczym wyjątkowym w jej doświadczeniach, lecz teraz wywołało zastanowienie, czy w komnacie Aongusa nie zostawiła czegoś jeszcze, pomimo zdecydowanego pragnienia pójścia naprzód, wypełnienia woli Czarnego Pana i odnalezienia pozostałych uczestników wyprawy. Blade palce zacisnęła na różdżce, wykonując nią gest wraz z wprawną inkantacją na ustach. Magia zadziałała, tego była pewna, lecz nie od razu dostrzegła poświaty majaczące przez ściany. Dopiero po kilku chwilach ujrzała trzy rozświetlone sylwetki i w tym samym momencie wrota bramy otwarły się, ukazując ciemność zionącą z przedłużenia korytarza. Wizerunki postaci z każdą sekundą stawały się coraz większe, pokonywały dzielącą ich odległość, dając czarownicy szansę na przyjrzenie się przejściu, stając u jego progu. Nic szczególnego nie odnalazła ani w kamieniach, ani w podniszczonym, nieco przygniłych deskach połączonych żelaznymi okuciami, na które Alphard skierował własną różdżkę. Inkantacja zaklęcia oznaczającego pułapki poniosła się niebywałym echem oraz mocą odczuwalną jedynie dla niego samego – miał absolutną pewność, że wykonał je poprawnie, lecz w zakreślonej przestrzeni nie zalśniła żadna oznaka niebezpieczeństwa. Mogli bezpiecznie przejść przez wrota, co też Deirdre uczyniła, niewerbalnie posyłając stosowny rozkaz, jednocześnie zbliżając się do postaci uwidocznionych rzuconym zaklęciem. Lumos maxima zaintonowane przez Claude'a oświetliło jedynie sylwetkę czarownicy wkraczającej w mroczny korytarz rzucający długi, ostry cień przez bramę.
Palce Drew prześlizgnęły się przez uformowane z płynu dłonie i pochwyciły kamień z łatwością, w jednej chwili przyprawiając go o potworne uczucie, że odniósł niebywały sukces, lecz z drugiej strony wywołując szereg reakcji, gdy wzięty odłamek zalał go potężną, czarnomagiczną energią. Cudza obecność wdarła się do jego umysłu z zaskakującą łatwością, zupełnie jakby świadomie pozwolił na tego rodzaju ingerencję. Umysł Śmierciożercy nawiedziła fala wiedzy. Malowidła widziane na ścianach stały się na krótką chwilę rzeczywistością, w której ujrzał trzy postaci z ostatniego segmentu ofiarowujące swoje życie, by ochronić kamień. Ich wątłe ciała przemieniły się w przezroczysty płyn pokryty żyłkami, który spętał połyskujący kamień na ołtarzu. Wiedział, że podjęte przez nich działania były czynem uwielbienia, oddania, choć zostały podyktowane pośpiechem i błędem w ocenie. Labirynt run wyrytych w podłodze był wystarczający, niemal krzyczało wspomnienie, dostrzegając w rycinie nie tylko ogromny kunszt i szacunek dla kamienia, ale także wiedzę, której dzisiaj nie dało się w żaden sposób posiąść i urzeczywistnić. Była to ostatnia myśl, którą mu odebrano, nim wizja ustała, pozostawiając go w beznadziejnym poczuciu straty oraz braku przekonania w tym, co należało zrobić dalej: wyprowadzić Cilliana oraz Mathieu przez jedyne możliwe przejście. Obaj wyglądali na dotkniętych tym, co wydarzyło się przy ołtarzu, nieco skołowanych brakiem zrozumienia całego procesu, lecz równie zaintrygowanych kierunkiem, w którym mieli podążać. Kroki stawiane w kierunku łuku prowadzącego do wyjścia były jednak dziwnie ciężkie, jakby ospałe. Opuszczenie miejsca stało się trudnością, z którą każdy z nich walczył, opierając się pragnieniu pozostania i porzucenia wykonywanego zadania, tym silniejszą im bliżej do postawienia kroku przez przejście. Drew jako pierwszy odczuł zimną, lodowatą kurtynę całym sobą, gdy pokonał łuk portalu i spostrzegł, że tuż za nim znajdowała się pusta ściana. Po chwili wyłonił się zza niej Cillian zlany potem, jakby dokonywał wielkiego wysiłku przekraczając granice komnaty. Mathieu dołączył do nich po krótkim czasie nerwowego oczekiwania, jednak w przeciwieństwie do swojego poprzednika nie wyglądał tak źle. We troje znaleźli się w pustym, dość obszernym ślepym zaułku korytarza. Nie mieli wyboru; musieli iść dalej.
Ciemny korytarz zdawał ciągnąć się w nieskończoność. Ściany błyszczały, poruszały się wraz z nimi, oświetlając ich sylwetki delikatnym światłem. Cienie rzucane na kamienne mury były ostre, a wzrok mimowolnie wędrował ku nim bez większego zaangażowania tylko po to, by gwałtownie uniknąć niechcianej konfrontacji. Przedziwne uczucie w trakcie wędrówki towarzyszyło każdemu, nawet Deirdre, którą prowadziły trzy poświaty coraz wyraźniejsze, lecz jednocześnie coraz bledsze. Moc rzuconego zaklęcia nie trwała wiecznie, lecz czarownica wiedziała, że odpowiednio nadane tempo pozwoliło dotrzeć do nich w porę.
Trzech czarodziejów tkwiło w poczuciu, że zgubili drogę. Opuściwszy komnatę z kamieniem w ręku, pokonywali prosty, pozbawiony szczególnych zdobień czy symboli korytarz. Ledwo widzieli samych siebie; musieli trzymać się blisko, choć prawdopodobieństwo zgubienia się graniczyło z cudem. Nic nie wskazywało na to, by wędrówka miała szybko dobiec końca. Stukot butów o posadzkę niósł się cichym echem przez dłuższy czas. Z czasem pojawiły się pierwsze odgłosy żołądków domagających się jedzenia, jednak nie przybierały na sile. Cicho sygnalizowały potrzebę, przez którą przebijała się determinacja oraz nagłe odgłosy kolejnych par nóg. Przekraczając główne wrota w dużej grupie, nie mieli pojęcia na kogo mogli trafić po rozdzieleniu. Równie dobrze mógł być to ktoś z nich, jak i kolejna pułapka postawiona na drodze do Locus Nihil. Zatrzymanie grupy przez Drew sprawiło, że odgłosy dobiegające z korytarza przed nimi stały się jeszcze głośniejsze, a nieskazitelna ciemność zaczęła nabierać kształtów trzech sylwetek, które po chwili przybrały postać Deirdre, Alpharda i Claude'a. Spotkali się w korytarzu, który najwyraźniej łączył dwie komnaty, choć cel nie był nikomu wiadomy, a po jednej ze stron tkwił kunsztownie zdobiony łuk, który zazwyczaj okalał drzwi. Tych nie było – zamiast tego objawiła się pusta przestrzeń, gdy tylko Drew i Deirdre wyczuli wzajemnie posiadane przez nich kamienie, którą równie prędko zalało światło odsłaniające krótki korytarz zwieńczony żelaznymi wrotami. Śmierciożerca dostrzegł runy wyryte w metalu. Bez problemu odczytał z nich Locus Nihil, a kamień drżący w jego dłoni zdawał tylko to potwierdzać. Dotarli na miejsce. Całą szóstką ruszyli ku drzwiom, trzymając się blisko, lecz każdy z nich w pewien sposób dostrzegał dystans, który wobec siebie zachowywali. Nie potrafili wytłumaczyć kierującego nimi impulsu ostrożności, choć Śmierciożercom z każdym kolejnym, ostrożnym krokiem doskwierało coraz śmielsze wrażenie, iż lada moment nóż zostanie wbity w ich plecy. Będąc w posiadaniu dwóch potężnych kamieni, znajdujących się tak blisko siebie, nie mogli oprzeć się wizji buntu oraz zdrady. Deirdre, wiedząc, że przedmiot spoczywał bezpiecznie w kieszeni, znalazła się w ogromnym pragnieniu pochwycenia go we własne palce, ostrożnym, wyważonym ruchem sięgając do miejsca spoczynku. Ledwie skóra dotknęła chłodnego kamienia, a dziwny, ostrzegawczy prąd przeszył czarownicę, powstrzymując przed dopełnieniem czynności. Skrzypnięcie starych, wysłużonych zawiasów oderwało ją ametystowego odłamka oraz cienia emocji, skupiając wzrok na grze świateł wydobywającej się spoza wrót otwartych przez Alpharda i Cilliana.
Oczom całej grupy ukazało się w sześciu barwach, które rozpoznali w zdobytych kamieniach, surowe, kamienne pomieszczenie. Wysoko nad nimi lśnił potężny, emanujący wyczuwalną dla wszystkich czarnomagiczną aurą wir mieniący się kolejnymi kolorami. Ściany wokół zdobiły różnobarwne żyłki, pulsujące mocą, przynoszące wrażenie, jakby cała komnata żyła, oddychała. Ogarnięci niespotykanym dotąd odczuciem, kolejno przekroczyli wrota Locus Nihil. Dopiero za nimi, wiedzeni uwagą dostrzegli sześć, znacznie większych kamieni otaczających główny ołtarz. Mieli niespotykaną dotąd pewność, że wszystkie podjęte trudy doprowadziły ich do właściwego miejsca. Szczególnie mocno odczuł to Drew, jako jedyny z całej szóstki trzymający kamień na wyciągniętej dłoni. Śmierciożerca zdołał postawić ledwie kilka kroków w komnacie, gdy kolana ugięły się pod nim wbrew jego woli. Niebieski blask w pełni zalał pole widzenia, a przedziwna obecność wdarła się do świadomości. Nim zdołał w jakikolwiek sposób zareagować, sieć granatowych żyłek oplotła go od stóp do głów i poczęła karmić się jego energią. Jednocześnie umysł stał się kruchy, wyjątkowo podatny na jakąkolwiek sugestię, wprawiając usta w drżenie i nieskładny potok słów niezrozumiałych nawet dla niego. Czuł, jak wszystkie siły są mu odbierane, jak wielką trudność sprawiało utrzymanie kamienia, który nagle wypadł ze słabych palców, tracąc swój blask. Razem z granatowym odłamkiem ciało głucho uderzyło o podłogę – władza we wszystkich kończynach została odebrana brutalnie, pozostawiając jedynie świadomość tego, gdzie był i czego nie mógł zrobić. Kamień musiał zostać przekazany kolejnej osobie, tylko tyle dotarło pośród roztrzaskanych myśli i wspomnień, nim zaczęły oddzielać się i kreować zupełnie nową obecność: jedną pełną okrutnego racjonalizmu, łatwo argumentującą wszystkie błędy, które popełnił; drugą, będącą istnym kłębkiem wszystkich porywczych emocji, atakującą w znany Macnairowi sposób. Wystawiona na działanie dwóch skrajnych, odarta z muru prawdziwa osobowość Drew stała przed wyborem, której części siebie ulec i rozpaść niczym domek z kart. Nie zdołał podjąć decyzji, czując jak resztki posiadanych sił wydzierała z niego ziemia, na której bezwładnie leżał, chcąc tego czy nie, składając ofiarę z samego siebie. Był zbyt słaby, by temu zapobiec i, tak naprawdę, nawet nie chciał tego przerywać. Poczucie zrezygnowania w niedopełnionym obowiązku było ostatnią świadomą myślą, nim stracił resztki posiadanej przytomności.
Pozostali z obecnych nie zdołali w porę zareagować na to, co działo się z Drew. Gdyby nie odgłos ciała uderzającego o ziemię, nie zorientowaliby się, że coś nagłego przydarzyło się jednemu z nich. Ich uwagę w całości skupił granatowy odłamek, w którym jedynie odbijała się gra świateł w komnacie. Ktoś z nich musiał ponieść ryzyko.
Mistrz Gry serdecznie dziękuje wszystkim za udział w wydarzeniu. Rozgrywkę kontynuujecie tutaj.
Czas na odpis do 11.12 godzina 23:59.
Drew, możesz napisać post podsumowujący, nie jesteś w stanie podjąć żadnej akcji. Potrzebujesz pomocy uzdrowiciela.
- Ekwipunek i Żywotność:
Żywotność
Alphard 190/220 (30 psychiczne); -5 do kości
Claude 186/206 (20 tłuczone - plecy, pośladki);
Deirdre 200/200
Cillian 182/232 (10 cięte, 10 osłabienie; 10 duszenie się; 20 oparzenia (dłonie)); -10 do kości
Drew 0/215 (10 cięte, 40 osłabienie; 5 duszenie się; 160 psychiczne); -10 do kości
Mathieu 187/222 (10 cięte, 15 osłabienie, 10 oparzenia); -5 do kości; blizna po oparzeniu na wewnętrznej stronie niewiodącej ręki w kształcie runy ognia
Ekwipunek
Alphard:
różdżka w dłoni, amulet z jeleniego poroża na szyi i zaczarowana torba, w której znajdują się takie przedmioty:
1. miotła (zwykła);
2. szczurza czaszka;
3. Smocza łza (1 porcja);
4. Eliksir ochrony (1 porcja);
5. Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 17);
6. Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 30, 103 oczka);
7. Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek);
8. pierwszy kryształ (https://www.morsmordre.net/t7607p75-bialy-deszcz#211475);
9. drugi kryształ (https://www.morsmordre.net/t8125p180-komponenty-magiczne#257759);
10. Wywar wzmacniający (1 porcja, od Cassandry);
11. Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, od Cassandry);
12. Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, od Cassandry);
13. Antidotum podstawowe (1 porcja, Cassandry).
Eliksiry od Cassandry wzięte w tym poście (https://www.morsmordre.net/t1422p240-wieksza-sala-boczna#262236)
Claude:
- Eliksir siły x1 (+31) - z zebrania od Cass [zużyty]
- Antidotum podstawowe x1 - z zebrania od Cass
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 5) - z KP
- Pasta na oparzenia (1 porcje, stat. 20) - z KP
Deidre:
od Cass wywar wzmacniający x1 i eliksir uspokajający x1 (+43), sztylet za pasem pończoch, wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek)
Cillian:
- różdżka
- Pasta na oparzenia x1 (+39)
- Eliksir kociego wzroku x1 (+30)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 40)
- Kryształ (od Elviry)
Drew:
Różdżka, maska śmierciożercy, nakładka na pas z eliksirami:
-Wywar Żywej Śmierci (1 porcja, stat. 40 )
-Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 15)
-Eliksir niezłomności (1 porcje, stat. 40)
-Kameleon (1 porcja, stat. 29)
-Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 21)
-Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 20)
-Baza ze szpiku kostnego
-[?] Felix Felicis (1 porcja, stat. 40)
Mathieu:
Różdżka
Wywar wzmacniający
Mieszanka antydepresyjna
Wywar ze szczuroszczeta
Antidotum podstawowe
[Eliksiry wzięte w Białej Wywernie od Cassandry]
Post edytowany 11:31 10.12.2020
Strona 16 z 16 • 1 ... 9 ... 14, 15, 16
Korytarz zachodni
Szybka odpowiedź