Piwnica
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
Piwnica i szczurze królestwo
Królestwo dla szczura Pimpusia, jadłodajnia Pimpusia i Steffka w szczurzej postaci, miejsce na książki, które nie mieszczą się już w salonie, oraz duży, stary stół odziedziczony po poprzednich właścicielach. Johnatan Bojczuk nauczył kiedyś Steffena jak przystosować to pomieszczenie (magią) do prowizorycznej fotograficznej ciemni, w razie potrzeby - ale Cattermole woli wpuszczać tu trochę światła z piwnicznych okienek.
Pułapki: Cave Inimicum (cała posesja) Duna (przed domem), Lepkie Ręce (wejście), Zemsta Płomyka (za drzwiami wejściowymi, na ciężkie słowniki run), Abscondens (ściana w salonie i w kuchni), Nigdziebądź (na cały parter)
Pułapki: Cave Inimicum (cała posesja) Duna (przed domem), Lepkie Ręce (wejście), Zemsta Płomyka (za drzwiami wejściowymi, na ciężkie słowniki run), Abscondens (ściana w salonie i w kuchni), Nigdziebądź (na cały parter)
intellectual, journalist
little spy
little spy
Ostatnio zmieniony przez Steffen Cattermole dnia 27.07.22 0:14, w całości zmieniany 5 razy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
2.07
Steffen obracał nerwowo aparat w dłoniach, czekając aż nastanie pora odwiedzin Bojczuka. Johnny obiecał, że wpadnie w odwiedziny na jego dramatyczne wezwanie. Nie był pewien, czy dopuszczanie kogoś spoza Zakonu do zdjęcia z listem Morgany jest arcy-rozsądne, ale z drugiej strony ufał Bojczukowi jak własnemu bra...
(...bardziej niż własnemu bratu, Will bywał nieprzewidywalny)
...jak najlepszemu kumplowi, Gwen była zajęta, a Steffen działał pod presją czasu. Ta sprawa zwlekała zbyt długo, lord Sorphon powinien wiedzieć, a Prorok opublikować prawdę o tym, jak plugawą wiedźmą jest Morgana Selwyn.
Zresztą, może uda się nie pokazać Johnny'emu efektu ich eksperymentów i dowie się o wszystkim już z Proroka! Stefffen nie miał pojęcia, jak działa ciemnia i proces wywoływania zdjęć. Już samo zrobienie zdjęcia w bibliotece lorda Archibalda było wystarczająco trudne i nie wiedział, czy w ogóle zrobił to dobrze.
W końcu wskazówki zegara zaczęły zbliżać się do południa, a Steff wyszedł (wciąż z aparatem, może Johnny pokaże mu coś po drodze?) na główny plac Doliny Godryka, gdzie umówili się z Bojczukiem. Nie mógł mu podać dokładnej lokalizacji domu w liście, podczas wojny było to zbyt ryzykowne, a mała sówka Steffena była jeszcze zbyt niedoświadczona by uniknąć wścibskich i niepowołanych rąk. Bojczuk zresztą wiedział coś o ostrożności, po napadzie na Rude...
Nie, dziś Steffen nie może myśleć o Bertiem ani się rozklejać. Miał zadanie do wykonania.
-Siemaaaa, stary! - powitał Bojczuka wylewnie, jak zawsze, a potem pokazał mu aparat. -Słuchaj, umiem niszczyć te rzeczy urokami - ostatnio w Londynie rozwalił taki sprzęt jakiemuś dziennikarzynie z Walczącego Maga, hehe -ale trochę nie idzie mi robienie zdjęć. Czy w ogóle kupiłem dobry sprzęt? Chodź, do domu jest stąd dziesięć minut spaceru, urządziłem ciemnię w piwnicy... - paplał, prowadząc Johnatana do Szczurzej Jamy przez Dolinę i niewielki las.
-I jak wrażenia? - pokazał mu dom z zewnątrz, a potem weszli do środka. -Londyn to nie jest, daleko stąd do... wszędzie w sumie stąd daleko, ale za to mam dużo miejsca! - pochwalił się. -Jakbyś kiedyś potrzebował gdzieś przekimać to pokój Willa jest wolny. - dodał z lekkim przekąsem. Brat siedział we Francji i widział jego piękny, nowy dom tylko na... no właśnie, nawet nie na zdjęciach, bo Steffen jeszcze nie umiał ich robić. Widział go więc tylko we własnej wyobraźni, dzięki kwiecistym opisom Cattermole'a.
-Mam jeszcze wolnych kilka klatek na filmie, więc zanim pójdziemy do piwnico-ciemni to możesz w sumie pokazać mi jak się robi dobre i ostre fotografie... - zaproponował nieśmiało, gdy znaleźli się już pod progiem domu. Nie wiedział, czy powinni poćwiczyć w świetle dziennym, na zewnątrz? Czy w jasno oświetlonym salonie?
Steffen obracał nerwowo aparat w dłoniach, czekając aż nastanie pora odwiedzin Bojczuka. Johnny obiecał, że wpadnie w odwiedziny na jego dramatyczne wezwanie. Nie był pewien, czy dopuszczanie kogoś spoza Zakonu do zdjęcia z listem Morgany jest arcy-rozsądne, ale z drugiej strony ufał Bojczukowi jak własnemu bra...
(...bardziej niż własnemu bratu, Will bywał nieprzewidywalny)
...jak najlepszemu kumplowi, Gwen była zajęta, a Steffen działał pod presją czasu. Ta sprawa zwlekała zbyt długo, lord Sorphon powinien wiedzieć, a Prorok opublikować prawdę o tym, jak plugawą wiedźmą jest Morgana Selwyn.
Zresztą, może uda się nie pokazać Johnny'emu efektu ich eksperymentów i dowie się o wszystkim już z Proroka! Stefffen nie miał pojęcia, jak działa ciemnia i proces wywoływania zdjęć. Już samo zrobienie zdjęcia w bibliotece lorda Archibalda było wystarczająco trudne i nie wiedział, czy w ogóle zrobił to dobrze.
W końcu wskazówki zegara zaczęły zbliżać się do południa, a Steff wyszedł (wciąż z aparatem, może Johnny pokaże mu coś po drodze?) na główny plac Doliny Godryka, gdzie umówili się z Bojczukiem. Nie mógł mu podać dokładnej lokalizacji domu w liście, podczas wojny było to zbyt ryzykowne, a mała sówka Steffena była jeszcze zbyt niedoświadczona by uniknąć wścibskich i niepowołanych rąk. Bojczuk zresztą wiedział coś o ostrożności, po napadzie na Rude...
Nie, dziś Steffen nie może myśleć o Bertiem ani się rozklejać. Miał zadanie do wykonania.
-Siemaaaa, stary! - powitał Bojczuka wylewnie, jak zawsze, a potem pokazał mu aparat. -Słuchaj, umiem niszczyć te rzeczy urokami - ostatnio w Londynie rozwalił taki sprzęt jakiemuś dziennikarzynie z Walczącego Maga, hehe -ale trochę nie idzie mi robienie zdjęć. Czy w ogóle kupiłem dobry sprzęt? Chodź, do domu jest stąd dziesięć minut spaceru, urządziłem ciemnię w piwnicy... - paplał, prowadząc Johnatana do Szczurzej Jamy przez Dolinę i niewielki las.
-I jak wrażenia? - pokazał mu dom z zewnątrz, a potem weszli do środka. -Londyn to nie jest, daleko stąd do... wszędzie w sumie stąd daleko, ale za to mam dużo miejsca! - pochwalił się. -Jakbyś kiedyś potrzebował gdzieś przekimać to pokój Willa jest wolny. - dodał z lekkim przekąsem. Brat siedział we Francji i widział jego piękny, nowy dom tylko na... no właśnie, nawet nie na zdjęciach, bo Steffen jeszcze nie umiał ich robić. Widział go więc tylko we własnej wyobraźni, dzięki kwiecistym opisom Cattermole'a.
-Mam jeszcze wolnych kilka klatek na filmie, więc zanim pójdziemy do piwnico-ciemni to możesz w sumie pokazać mi jak się robi dobre i ostre fotografie... - zaproponował nieśmiało, gdy znaleźli się już pod progiem domu. Nie wiedział, czy powinni poćwiczyć w świetle dziennym, na zewnątrz? Czy w jasno oświetlonym salonie?
intellectual, journalist
little spy
little spy
Ostatnio zmieniony przez Steffen Cattermole dnia 28.10.20 16:12, w całości zmieniany 1 raz
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jeśli Steffen potrzebował pomocy to przecież nie mogłem mu odmówić, a jeśli potrzebował pomocy w sferze Sztuk Pięknych (do których z pewnością zaliczała się fotografia, nawet jeśli niektórzy wciąż nie chcieli tego przyznać), to już w ogóle byłem wręcz zachwycony. Zresztą nie widzieliśmy się dosyć... długo, więc na samo spotkanie cieszyłem się jak dziecko na wizytę w Miodowym Królestwie; no i wreszcie zobaczę nową melinkę Cattermole'a, może pochwalę mu się, że sam w końcu znalazłem nowe lokum (chociaż może powinienem powiedzieć, że to ono znalazło mnie?). Uśmiecham się szeroko na widok przyjaciela i witam go mocnym, braterskim uściskiem. Czasem mnie denerwował, ale generalnie skoczyłbym za nim w pożogę, więc miło było widzieć, że jest cały i zdrowy.
- No witam - szczerzę się jeszcze mocniej, przez ramię mam przewieszoną swoją magiczną torbę, a w niej różne pierdolety do wywoływania zdjęć - Elfy mi powiedziały, że miałeś niedawno urodziny, prawda to? Wybacz, że spóźnione, ale szczere, wszystkiego najlepszego - kiwam lekko głową, wciskając mu w dłonie niewielki pakunek owinięty w szary papier; ot, pakiet słodyczy z Miodowego Królestwa (gdzie aż do końca roku mogłem buszować za darmo), tak na osłodę tych ciężkich dni oraz własnoręcznie zrobiona kartka, zaklęta w taki sposób by śpiewała sto lat za każdym razem gdy się ją otworzy. W zamian odbieram aparat i oglądam go marszcząc brwi - Hmmmm - mruczę przez chwilę, przykładając sprzęt do twarzy i zaglądając w wizjer - Wiesz no, ekspertem nie jestem, aleeee... - przeciągam, kiedy tak idziemy drogą prowadzącą do nowego domostwa Steffena - Nada się - kiwam łbem, a później trochę się dziwię, bo się raczej nie spodziewałem, że Cattermole podejdzie do nauk na tyle poważnie, żeby urządzać sobie w piwnicy ciemnię - Serio? Skąd u ciebie nagle takie zainteresowanie fotografią? - pytam, wbijając w niego spojrzenie. A potem przenoszę je na chatę, która nagle przed nami wyrasta. Szczurza Jama pierwsza klasa, więc z uznaniem kiwam łbem - No no, ładnie się tu urządziłeś - przyznaję, chociaż dla mnie ładnie było wszędzie tam, gdzie grzyb nie atakował ścian i dało się jakoś żyć (nawet w nędznym salonie Philippy) - Londyn jest teraz maksymalnie chujowy, więc właściwie to całkiem dobrze, że to nie on. I wiesz co? Może skorzystam z zaproszenia, sam tu jesteś? - dopytuję, kiedy podchodzimy pod próg i znowu potrząsam łepetyną na znak, że nie ma problemu - Okej, w sumie czemu nie? Najważniejsze żebyś nie pchał paluchów przed obiektyw - śmieję się, po czym zaczynam mu tłumaczyć do czego służą te różne dzyndzle i jak dobrze wszystko poustawiać, żeby nie zjebać już na samym początku. Może i brzmiało skomplikowanie, ale jak się spróbuje kilka razy to człowiek dochodzi do wniosku, że to wcale nie takie trudne - ...czaisz? - kończę. Mam nadzieję, że jego mózg nie dostał nadmiaru informacji i nie muszę powtarzać wszystkiego od początku, więc wbijam w Steffena badawcze spojrzenie, starając się wyczytać cokolwiek z wyrazu jego twarzy - A zresztą ogarniesz w praktyce, trzymaj, zapozuję ci - wciskam mu aparat w ręce i się ustawiam specjalnie pod światło, żeby sprawdzić czy mnie w ogóle słuchał jak mu mówiłem z czym to się je czy myślami był już gdzieś całkiem indziej.
- No witam - szczerzę się jeszcze mocniej, przez ramię mam przewieszoną swoją magiczną torbę, a w niej różne pierdolety do wywoływania zdjęć - Elfy mi powiedziały, że miałeś niedawno urodziny, prawda to? Wybacz, że spóźnione, ale szczere, wszystkiego najlepszego - kiwam lekko głową, wciskając mu w dłonie niewielki pakunek owinięty w szary papier; ot, pakiet słodyczy z Miodowego Królestwa (gdzie aż do końca roku mogłem buszować za darmo), tak na osłodę tych ciężkich dni oraz własnoręcznie zrobiona kartka, zaklęta w taki sposób by śpiewała sto lat za każdym razem gdy się ją otworzy. W zamian odbieram aparat i oglądam go marszcząc brwi - Hmmmm - mruczę przez chwilę, przykładając sprzęt do twarzy i zaglądając w wizjer - Wiesz no, ekspertem nie jestem, aleeee... - przeciągam, kiedy tak idziemy drogą prowadzącą do nowego domostwa Steffena - Nada się - kiwam łbem, a później trochę się dziwię, bo się raczej nie spodziewałem, że Cattermole podejdzie do nauk na tyle poważnie, żeby urządzać sobie w piwnicy ciemnię - Serio? Skąd u ciebie nagle takie zainteresowanie fotografią? - pytam, wbijając w niego spojrzenie. A potem przenoszę je na chatę, która nagle przed nami wyrasta. Szczurza Jama pierwsza klasa, więc z uznaniem kiwam łbem - No no, ładnie się tu urządziłeś - przyznaję, chociaż dla mnie ładnie było wszędzie tam, gdzie grzyb nie atakował ścian i dało się jakoś żyć (nawet w nędznym salonie Philippy) - Londyn jest teraz maksymalnie chujowy, więc właściwie to całkiem dobrze, że to nie on. I wiesz co? Może skorzystam z zaproszenia, sam tu jesteś? - dopytuję, kiedy podchodzimy pod próg i znowu potrząsam łepetyną na znak, że nie ma problemu - Okej, w sumie czemu nie? Najważniejsze żebyś nie pchał paluchów przed obiektyw - śmieję się, po czym zaczynam mu tłumaczyć do czego służą te różne dzyndzle i jak dobrze wszystko poustawiać, żeby nie zjebać już na samym początku. Może i brzmiało skomplikowanie, ale jak się spróbuje kilka razy to człowiek dochodzi do wniosku, że to wcale nie takie trudne - ...czaisz? - kończę. Mam nadzieję, że jego mózg nie dostał nadmiaru informacji i nie muszę powtarzać wszystkiego od początku, więc wbijam w Steffena badawcze spojrzenie, starając się wyczytać cokolwiek z wyrazu jego twarzy - A zresztą ogarniesz w praktyce, trzymaj, zapozuję ci - wciskam mu aparat w ręce i się ustawiam specjalnie pod światło, żeby sprawdzić czy mnie w ogóle słuchał jak mu mówiłem z czym to się je czy myślami był już gdzieś całkiem indziej.
-Ojaaaa, dziękuję!!! - wypalił Steff, przyjmując pakunek i aż rumieniąc się z zażenowania i entuzjazmu. Entuzjazmu, bo od razu otworzył paczkę i OJEJU SŁODYCZE! A zażenowania, bo zazwyczaj urządzał wielką, spontaniczną imprezę dla wszystkich swoich kolegów, ale w tym roku... no... jakoś Bella porwała jego myśli ku innym planom, a potem porwała go (dosłownie) na piknik i większe zgromadzenie wyleciało mu z głowy. Naiwnie łudził się, że wyprawi imprezę parę dni później, ale poszedł z Hanią Wright wojować z trollem, został pobity przez trolla i oszalałego arystokratę z może-kochanką (jakże żałował, że nie może opisać w "Czarownicy" z kim prowadza się nocą lord Black!), Hania o mało nie umarła, Bella zrobiła się (ir)racjonalnie zazdrosna, no i wszystko się posypało.
Dobrze było znów spotkać się z Johnnym i poczuć choć odrobinę normalnie. Cattermole szybko zdławił wyrzuty sumienia, że pretekstem do zaproszenia były nierozwiązane sprawy Zakonu.
Zmiana planu! - postanowił sobie. Spędzi z Johnnym prawdziwie kumpelskie popołudnie, tak jak zawsze, porobią trochę dobrych zdjęć, a konkretnym zdjęciem zajmie się później sam Steff. Pewnie zostanie wywołane wraz z całą ich sesją fotograficzną, ale Cattermole liczył, że Bojczuk nie zauważy. Sam list Morgany był zresztą z pozoru niewinny, to runy - możliwe do odczytania dla specjalistów - nadawały mu całą grozę i element skandalu.
-Zainteresowanie fotografią? - powtórzył za Bojczukiem, zastanawiając się skąd. W końcu wziął głęboki wdech i uśmiechnął się beztrosko, postanawiając zdradzić Johnatanowi swoją pilnie strzeżoną tajemnicę.
No, jedną z wielu.
-Dorabiam dla "Czarownicy" po godzinach i jak będę mógł robić zdjęcia lordom i damulkom to będę bardziej konkurencyjny! Nie żeby sekretnie, ani nic, nie czuję się jeszcze z aparatem na tyle dobrze aby chować się w krzakach. Ale już ktoś poprosił redakcję o sesję. - pochwalił się, prostując się dumnie i mając nadzieję, że Bojczuk nie parsknie śmiechem na wieść o tym, czym się zajmuje. Artyści chyba podchodzili do tego z większym zrozumieniem, taka Gwen na przykład! Najpierw strasznie wstydził się jej przyznać, a potem sam załatwił jej pracę przy ilustracjach...
-Dzięki! Aaaa... właściwie czemu nadal siedzisz w Londynie? Zarejestrowałeś różdżkę? Uważasz na siebie? - jego ego zostało mile podłechtane komplementem na temat Szczurzej Jamy, ale Steff szybko wpadł w cykl rozumowania własnej mamy (i zapewne pani Bojczuk), nieco nerwowo zarzucając Bojczuka gradem pytań.
-Przeważnie sam! Moja dziewczyna mnie odwiedza, ale nigdy do późna... no, jej rodzina jej pilnuje. - przyznał, oblewając się lekkim rumieńcem.
Wysłuchał fotograficznego wywodu Bojczuka w nietypowym dla siebie skupieniu - ani nie przerywając własnym słowotokiem, ani nie myśląc o Belli albo o słodyczach.
Choć o słodyczach właściwie pomyślał, ale tylko przez sekundkę - że Bojczuk musi je potrzymać do zdjęcia!
-Ojej, dobra, to trzymaj i możesz się czymś poczęstować... i zapozuj mi jak... nie wiem, jakiś lord dla swojej francuskiej kochanki! A jak zrobić zbliżenie na Twoją twarz, żeby ostrość nie wyszła na tabliczkę czekolady? - upewnił się, odbierając od Bojczuka aparat i przymierzając się do zdjęcia. Wyobraził sobie, że Johnatan to Francis Lestrange i od razu zrobiło mu się jakoś weselej. Może jeszcze zdoła zrealizować to tajemnicze zlecenie dla Wenus-lorda!
Dobrze było znów spotkać się z Johnnym i poczuć choć odrobinę normalnie. Cattermole szybko zdławił wyrzuty sumienia, że pretekstem do zaproszenia były nierozwiązane sprawy Zakonu.
Zmiana planu! - postanowił sobie. Spędzi z Johnnym prawdziwie kumpelskie popołudnie, tak jak zawsze, porobią trochę dobrych zdjęć, a konkretnym zdjęciem zajmie się później sam Steff. Pewnie zostanie wywołane wraz z całą ich sesją fotograficzną, ale Cattermole liczył, że Bojczuk nie zauważy. Sam list Morgany był zresztą z pozoru niewinny, to runy - możliwe do odczytania dla specjalistów - nadawały mu całą grozę i element skandalu.
-Zainteresowanie fotografią? - powtórzył za Bojczukiem, zastanawiając się skąd. W końcu wziął głęboki wdech i uśmiechnął się beztrosko, postanawiając zdradzić Johnatanowi swoją pilnie strzeżoną tajemnicę.
No, jedną z wielu.
-Dorabiam dla "Czarownicy" po godzinach i jak będę mógł robić zdjęcia lordom i damulkom to będę bardziej konkurencyjny! Nie żeby sekretnie, ani nic, nie czuję się jeszcze z aparatem na tyle dobrze aby chować się w krzakach. Ale już ktoś poprosił redakcję o sesję. - pochwalił się, prostując się dumnie i mając nadzieję, że Bojczuk nie parsknie śmiechem na wieść o tym, czym się zajmuje. Artyści chyba podchodzili do tego z większym zrozumieniem, taka Gwen na przykład! Najpierw strasznie wstydził się jej przyznać, a potem sam załatwił jej pracę przy ilustracjach...
-Dzięki! Aaaa... właściwie czemu nadal siedzisz w Londynie? Zarejestrowałeś różdżkę? Uważasz na siebie? - jego ego zostało mile podłechtane komplementem na temat Szczurzej Jamy, ale Steff szybko wpadł w cykl rozumowania własnej mamy (i zapewne pani Bojczuk), nieco nerwowo zarzucając Bojczuka gradem pytań.
-Przeważnie sam! Moja dziewczyna mnie odwiedza, ale nigdy do późna... no, jej rodzina jej pilnuje. - przyznał, oblewając się lekkim rumieńcem.
Wysłuchał fotograficznego wywodu Bojczuka w nietypowym dla siebie skupieniu - ani nie przerywając własnym słowotokiem, ani nie myśląc o Belli albo o słodyczach.
Choć o słodyczach właściwie pomyślał, ale tylko przez sekundkę - że Bojczuk musi je potrzymać do zdjęcia!
-Ojej, dobra, to trzymaj i możesz się czymś poczęstować... i zapozuj mi jak... nie wiem, jakiś lord dla swojej francuskiej kochanki! A jak zrobić zbliżenie na Twoją twarz, żeby ostrość nie wyszła na tabliczkę czekolady? - upewnił się, odbierając od Bojczuka aparat i przymierzając się do zdjęcia. Wyobraził sobie, że Johnatan to Francis Lestrange i od razu zrobiło mu się jakoś weselej. Może jeszcze zdoła zrealizować to tajemnicze zlecenie dla Wenus-lorda!
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jego radość cieszy mnie równie mocno, no bo halo, jak widzisz taką uśmiechniętą buziuńkę przyjaciela to aż się ciepło robi na sercu. Może powinienem był sprawić mu jakiś lepszy prezent, ale szczerze powiedziawszy przypomniałem sobie o tym w ostatniej chwili i na szybkości kombinowałem żeby nie wpadać tu z pustymi rękami; podobno liczy się gest, nie? A gest był chyba całkiem miły. Później słucham z uwagą i w pierwszej chwili nie wiem czy się śmiać czy gratulować, więc ostatecznie... robię i to i to - najpierw parskam śmiechem, a potem klepię go po ramieniu - Niezła fucha - kiwam głową - No, ale najważniejsze, że się spełniasz - jeszcze trochę podśmiechujek i już nic więcej nie mówię na ten temat, SŁOWO GRYFONA - To znaczy, że wiesz co się dzieje na salonach? Jakieś soczyste ploteczki, którymi chcesz się podzielić? - wyciągam usta w uśmiechu; nie to, żeby mnie jakoś specjalnie interesowało życie elit, no ale zawsze to fajnie dowiedzieć się czegoś nowego, czegoś... pikantnego - Weź nie gadaj jak moja matka; zapytaj jeszcze czy noszę czapkę żeby nie dostać udaru i czy się olejkiem smaruję - wywracam oczami, ale w gruncie rzeczy to miło słyszeć, że ktoś jednak się o ciebie martwi - Mam tam robotę do zrobienia, spore zlecenie na koniec września, no i zatrzymuję się u Philippy, kojarzysz ją? Drinki robi w Parszywym - nie dodaję, że to moje zlecenie to z baletu Rosierów, bo jakoś nie wydaje mi się, żeby Steffen był zadowolony z takiego obrotu spraw, skoro szlachetny ród jawnie stawał przeciwko wszystkim brudnym szlamom, a ja... no wiadomo co - Zarejestrowałem, zarejestrowałem, oficjalnie jestem czarodziejem czystej krwi - kiwam głową, no bo tego to się chyba nikt nie spodziewał (nawet ja sam), ale jak się powiedziało a i wlazłem do Fantasmagorii udając, że nie jestem plebsem, to teraz trzeba było powiedzieć również b i wtargnąć do Ministerstwa (na szczęście oszukanie tamtejszych urzędasów okazało się prostsze niż oszukanie madame Mericourt) - A ty uważasz na siebie? - odbijam pytanie, bo jakbym miał być szczery no to totalnie nie uważałem, dobrze, że zwykle był przy mnie Łapserdak, który chyba prędzej dałby się pociąć niż dopuścić do tego, żeby coś mi się stało. To niesamowite jak te skrzaty domowe potrafiły być oddane, a zresztą ja również zdążyłem go polubić; bardziej niż sługą był po prostu przyjacielem - COOOO?!?!?!?! - wytrzeszczam na Steffena oczy, zaś kopara to mi opada chyba po same kolana - Od kiedy ty masz dziewczynę? Co to za panna? Ładna? Znam ją? - dopytuję, bo kurwa, o tym chyba nic nie wspominał, a to w sumie całkiem poważna zmiana w życiu. Czy mam już odkładać hajs na prezent ślubny? Wojnę mieliśmy, takie decyzje trzeba podejmować szybko, bo nie wiadomo ile jeszcze pochodzimy po tym świecie. Znowu robimy wymianę, ale póki co niczym się nie częstuję, bo obżarłem się jak jakiś zjeb w Miodowym Królestwie i do tej pory czułem smak czekolady na języku - Dobra - kiwam łbem, przez chwilę zastanawiając się jak lordowie pozują dla swoich francuskich kochanek, ale jakoś to będzie; najwyżej będę wyglądał jak ostatni debil - No tym tam, o tym - pokazuję mu co i jak i wreszcie przyjmuję pozę godną Romeo, który właśnie próbuje przekupić swoją Julię cuksami, żeby zlazła ze swojego balkonu i dała się poprzytulać do białej piersi. No, jak lord, powiedzmy.
-Czy mam jakieś soczyste plotki...? - powtórzył Steffen, bardzo, bardzo starając się zachować pokerową i profesjonalną twarz. Nic z tego! Zaczął się szczerzyć od ucha do ucha, wybitnie zadowolony z faktu, że Johnatan taktownie powstrzymał swój wybuch śmiechu po kilku sekundach i że wreszcie mógł mu się pochwalić.
-Tylko wiesz, to tajemnica! Jak pozostanę sekretnym reporterem to będę mógł nawet kiedyś napisać o Tobie, albo rozreklamować Cię szlachciankom... zresztą, już raz to niechcący zrobiłem! Accio kwietniowy numer "Czarownicy"! - pouczył Bojczuka, a potem wyciągnął różdżkę w kierunku otwartych drzwi do biblioteczki. Odpowiedni numer, ze specjalnego honorowego regału Steffena (w nowym domu nie zamierzał ograniczać miejsca na swoje pasje!), przyleciał posłusznie do ręki Cattermole'a.
-O, tutaj gdy napisałem, że "lady Elise Nott widziano w galerii Averych" to naprawdę to ja z nią rozmawiałem! Chciałem wyciągnąć z niej jakieś plotki o Sabacie, ale była trochę wyniosła i zamknięta w sobie, więc powiedziałem jej że jestem wykształconym we Francji malarzem i wtedy trochę się otworzyła! Ale zaczęła nawijać o portretach i pytała czy umiem je malować, więc poleciłem jej Ciebie! Ale chyba się nie odezwała, nie? - rozgadał się, a potem wskazał palcem na archiwalne zdjęcie lorda Francisa Lestrange.
-A ten typ, o - przestawiałem mu kanapę, bo on widać uznaje każdego przedstawiciela klasy nieszlacheckiej za darmową siłę roboczą! Wyobraź sobie, że go śledziłem, ale nie jest taki tępy jak niektórzy bogacze, bo się zorientował i zaczął mi grozić! Teraz wygląda trochę lepiej, to zdjęcie jest z Hogwartu, jakbym umiał fotografować to zrobiłbym lepsze... a cytat jest bezpośrednio od niego, zaczął mi się trochę zwierzać pod koniec! - pochwalił się Steff z nieskrywaną dumą, umiejętnie zatajając fakt, że zwierzenia były jedynie reakcją na jego trochę-wykalkulowany i trochę-spontaniczny wybuch płaczu. Ale chyba każdy by się rozpłakał, gdyby jakiś gburowaty lord straszył go rosyjską mafią, a potem kazał mu przesuwać z miejsca na miejsce jakieś ciężkie meble w ramach wymyślnej kary, nie?!
-Kto by nosił czapkę w lecie? Wystarczy zapuścić włosy. - zmarszczył lekko brwi, zupełnie nie rozumiejąc trosk pani Bojczuk. On sam nigdy nie dostał udaru, dzięki swojej gęstej czuprynie, a i Bojczuk miał fajny fryz, więc chyba mu to nie groziło.
-Ooo, jakie zlecenie i jak to jesteś czystej krwi? Zauroczyłeś urzędniczkę w Ministerstwie? Ja też tam musiałem trochę nagiąć prawdę, no ale nie aż tak! - roześmiał się Steffen z nieskrywaną dumą. No proszę, ma przyjaciela czystej krwi! -Podałem, że mój pradziadek był szlachcicem, niczego to niby nie zmienia, ale satysfakcja pozostała, hehe! I jasne, że znam Filipkę! No to jesteś w dobrych rękach, ale odezwij się pod koniec września, jakby Londyn ci zbrzydł. - zaproponował dobrodusznie.
-Eeeee...jasne, że na siebie uważam! - skłamał, ale nieudolnie. Normalnie potrafił kłamać jak z nut, ale nie spodziewał się odbicia pałeczki i nie doszedł jeszcze w pełni do siebie po dzisiejszym koszmarze z trollem w roli głównej.
-Aaaaa... - zarumienił się płomiennie, bo choć chętnie szafował sekretami nieznanych sobie arystokratów, to nie był pewien na ile tajemnicą powinno pozostać jego zadawanie się ze zdrajczynią krwi. Po namyśle postanowił nic konkretnego nie mówić, jeszcze nie. -...jakoś tak wyszło, że w maju ją pocałowałem, no i... no wiesz, nie nazywamy tego jeszcze oficjalnie, ale to moja... dziewczyna! Isabella! Wiesz, ona jest bardzo... tradycyjna, więc nie wiem czy jej mówić że jest moją dziewczyną, czy po prostu... wiesz, słuchaj, a ty znasz się też na biżuterii? - wypalił nagle, rumieniąc się jak dorodny buraczek.
Nieco roztrzęsiony samymi myślami o biżuterii, skupił się wreszcie na pozie Johnatana i spróbował zrobić mu kilka zdjęć.
jak wyjdą zdjęcia?
1 - skąd się tam wzięły moje palce?!
2-39 - rozmazany Bojczuk z obciętą głową i zbliżeniem na kolana
40-60 - wygląda przeciętnie, trochę nieostre, ale da się rozpoznać Bojczuka z czymś w ręce
61-80 - poprawne zdjęcie Bojczuka z cukierkami, ostrość jest na cukierkach
81-99 - piękny profil Bojczuka
100 - jestem geniuszem-samoukiem, miejsce tego zdjęcia jest w galerii sztuki lub na okładce Czarownicy!
-Tylko wiesz, to tajemnica! Jak pozostanę sekretnym reporterem to będę mógł nawet kiedyś napisać o Tobie, albo rozreklamować Cię szlachciankom... zresztą, już raz to niechcący zrobiłem! Accio kwietniowy numer "Czarownicy"! - pouczył Bojczuka, a potem wyciągnął różdżkę w kierunku otwartych drzwi do biblioteczki. Odpowiedni numer, ze specjalnego honorowego regału Steffena (w nowym domu nie zamierzał ograniczać miejsca na swoje pasje!), przyleciał posłusznie do ręki Cattermole'a.
-O, tutaj gdy napisałem, że "lady Elise Nott widziano w galerii Averych" to naprawdę to ja z nią rozmawiałem! Chciałem wyciągnąć z niej jakieś plotki o Sabacie, ale była trochę wyniosła i zamknięta w sobie, więc powiedziałem jej że jestem wykształconym we Francji malarzem i wtedy trochę się otworzyła! Ale zaczęła nawijać o portretach i pytała czy umiem je malować, więc poleciłem jej Ciebie! Ale chyba się nie odezwała, nie? - rozgadał się, a potem wskazał palcem na archiwalne zdjęcie lorda Francisa Lestrange.
-A ten typ, o - przestawiałem mu kanapę, bo on widać uznaje każdego przedstawiciela klasy nieszlacheckiej za darmową siłę roboczą! Wyobraź sobie, że go śledziłem, ale nie jest taki tępy jak niektórzy bogacze, bo się zorientował i zaczął mi grozić! Teraz wygląda trochę lepiej, to zdjęcie jest z Hogwartu, jakbym umiał fotografować to zrobiłbym lepsze... a cytat jest bezpośrednio od niego, zaczął mi się trochę zwierzać pod koniec! - pochwalił się Steff z nieskrywaną dumą, umiejętnie zatajając fakt, że zwierzenia były jedynie reakcją na jego trochę-wykalkulowany i trochę-spontaniczny wybuch płaczu. Ale chyba każdy by się rozpłakał, gdyby jakiś gburowaty lord straszył go rosyjską mafią, a potem kazał mu przesuwać z miejsca na miejsce jakieś ciężkie meble w ramach wymyślnej kary, nie?!
-Kto by nosił czapkę w lecie? Wystarczy zapuścić włosy. - zmarszczył lekko brwi, zupełnie nie rozumiejąc trosk pani Bojczuk. On sam nigdy nie dostał udaru, dzięki swojej gęstej czuprynie, a i Bojczuk miał fajny fryz, więc chyba mu to nie groziło.
-Ooo, jakie zlecenie i jak to jesteś czystej krwi? Zauroczyłeś urzędniczkę w Ministerstwie? Ja też tam musiałem trochę nagiąć prawdę, no ale nie aż tak! - roześmiał się Steffen z nieskrywaną dumą. No proszę, ma przyjaciela czystej krwi! -Podałem, że mój pradziadek był szlachcicem, niczego to niby nie zmienia, ale satysfakcja pozostała, hehe! I jasne, że znam Filipkę! No to jesteś w dobrych rękach, ale odezwij się pod koniec września, jakby Londyn ci zbrzydł. - zaproponował dobrodusznie.
-Eeeee...jasne, że na siebie uważam! - skłamał, ale nieudolnie. Normalnie potrafił kłamać jak z nut, ale nie spodziewał się odbicia pałeczki i nie doszedł jeszcze w pełni do siebie po dzisiejszym koszmarze z trollem w roli głównej.
-Aaaaa... - zarumienił się płomiennie, bo choć chętnie szafował sekretami nieznanych sobie arystokratów, to nie był pewien na ile tajemnicą powinno pozostać jego zadawanie się ze zdrajczynią krwi. Po namyśle postanowił nic konkretnego nie mówić, jeszcze nie. -...jakoś tak wyszło, że w maju ją pocałowałem, no i... no wiesz, nie nazywamy tego jeszcze oficjalnie, ale to moja... dziewczyna! Isabella! Wiesz, ona jest bardzo... tradycyjna, więc nie wiem czy jej mówić że jest moją dziewczyną, czy po prostu... wiesz, słuchaj, a ty znasz się też na biżuterii? - wypalił nagle, rumieniąc się jak dorodny buraczek.
Nieco roztrzęsiony samymi myślami o biżuterii, skupił się wreszcie na pozie Johnatana i spróbował zrobić mu kilka zdjęć.
jak wyjdą zdjęcia?
1 - skąd się tam wzięły moje palce?!
2-39 - rozmazany Bojczuk z obciętą głową i zbliżeniem na kolana
40-60 - wygląda przeciętnie, trochę nieostre, ale da się rozpoznać Bojczuka z czymś w ręce
61-80 - poprawne zdjęcie Bojczuka z cukierkami, ostrość jest na cukierkach
81-99 - piękny profil Bojczuka
100 - jestem geniuszem-samoukiem, miejsce tego zdjęcia jest w galerii sztuki lub na okładce Czarownicy!
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
- Nooo totalnie, napisz, że mam wielki talent i że jestem wolny - kiwam głową. W sumie to bym nawet obrócił jakąś szlachciankę, tak żeby się na własnej skórze przekonać jak to jest, tylko z takimi się chyba trzeba było najpierw żenić, a raz - nikt by mi nie oddał swojej szlachetnej córki nawet jakbym się dorobił trzech zapełnionych skrytek w banku Gringotta (ile właściwie takich skrytek posiadały arystokratyczne familie?) i dwa - nie chciałbym się żenić; miałem zbyt pojemne serce żeby trzymać tam tylko jedną osobę. Potem patrzę na Cattermole'a ze zdziwieniem i słucham dokładnie co tam papla o młodej Nottównie; kręcę energicznie głową - Nie odezwała się - parskam śmiechem, bo niekoniecznie mnie to dziwi. Może jak zobaczy jakie arcydzieła wymalowałem do baletu to jednak zmieni zdanie? No, czas pokaże. Zerkam na kolejne zdjęcie i oczom własnym nie mogę uwierzyć - Pokaż no to! - łapię za gazetę coby się lepiej przyjrzeć, mrużę ślepia i wydaję z siebie ciche HMMMM - Znam tę mordę - wypisz wymaluj Morgan tylko bez kretyńskiego wąsa i zmarszczek; że też wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, przecież przeglądałem Czarownicę... ale właśnie, przeglądałem, może to jest kluczowe, jumałem świeże numery z kawiarnianych stolików, czytałem Horoskopy i porady Wilhelminy, ale jakoś ploteczki z salonów interesowały mnie najmniej, za dużo mieliśmy w porcie swoich własnych, żeby to wszystko spamiętać. Później oddawałem gazetę innemu chętnemu, albo zostawiałem ją na ławce w parku, tak to się właśnie kręciło. Na własność miałem tylko jeden numer, ten ze mną i tamtą blondyną na okładce, czasem pokazywałem go gówniarzom w porcie i wciskałem im, że naprawdę była moją dziewczyną, spędziliśmy ze sobą słodkie trzy tygodnie, a ostatecznie rzuciła mnie dla jakiegoś większego bydlaka; nie uwierzyliby gdybym powiedział, że to ja ją rzuciłem. W każdym razie przebiegam wzrokiem po tekście - jakieś pierdoły, bla bla bla, lord Francis Lestrange... Francis Lestrange, a to sobie zapamiętam - Aaaa w sumie, może mi się wydawało - może podobny po prostu z ryja. Niemniej zapytam przy najbliższej okazji, prosto z mostu, jak się zepnie to wszystko jasne. Teraz macham na to ręką, chociaż mógłbym Stefkowi sprzedać takie ploteczki na temat sir Francisa, że by mu chyba uszy uschły zanim bym skończył... Nie, tak serio to nie umiałbym zrobić tego ziomeczkowi, a za takiego miałem Morgana, kimkolwiek by nie był - No projekt artystyczny, obrazy maluję, kilka dużych płócien, ale nie mogę ci powiedzieć nic więcej bo to tajemnica, w sensie, że nikomu ich nie pokazuję, nawet Phillie, a cisnę je przecież u niej na chacie, chowam jak ma wrócić - pokażę dopiero jak skończę; proszę jak zręcznie omijam szczegóły, Cattermole nie powinien drążyć tematu, ale na wszelki wypadek kontynuuję zanim zdąży wciąć mi się w słowo - No z tym ministerstwem to w sumie śmieszna sprawa, jak tam przylazłem to mieli taki pierdolnik, że se nie wyobrażasz, więc wszystko poszło gładko i bezboleśnie. Zresztą moja "mama" - to jedno słowo zamykam palcami w cudzysłów - jest przecież czystej krwi, a ojciec... taki typ, przyjaciel mojej mamy, zgodził się za niego robić. Wiesz, ona go o to poprosiła, a on zawsze się trochę w niej bujał, więc nie mógł odmówić, jak tam szedłem z tymi papierami to ubrałem się w szaty, wziąłem ze sobą skrzata, kurwa, sam byś mi uwierzył - co jak co, ale akurat kłamstwo przychodziło mi bardzo gładko, miało się tę smykałkę do oszustw wszelakich, nie? - Szlachcicem, serio? - śmieję się. Że też sam na to nie wpadłem! Naprawdę, wyborny przekręt godny podziwu i pochwały. Ech Merlinie, i niech ktoś teraz spróbuje mi powiedzieć, że można jeszcze poważnie traktować urzędasów z Ministerstwa, skoro każdy mógł im wcisnąć cokolwiek. Ciekawe czy jakbym zechciał zarejestrować Łapserdaka mówiąc, że to mój młodszy brat dotknięty jakąś dziwną klątwą to też by uwierzyli. Kiwam głową na znak, że jeśli Bóg da to na pewno się odezwę - Pocałowałeś, tak? TYLKO pocałowałeś, czy robiliście też coś innego? Wiesz, to dosyć ważne pytanie jeśli mam ci powiedzieć co o tym sądzę - kiwam głową, chociaż tak serio to pytam z czystej ciekawości. Jak już tak sobie gadamy o babach, całkiem szczerze, to może się dowiem jakiś pikantnych szczegółów; moja zboczona strona już zaciera ręce - To zależy w jakim sensie - jak się pytał czy umiem odróżnić podróbę od autentyku to nie, ale jak potrzebował żeby mu skombinować jakąś błyskotkę to się jak najbardziej znałem - Po co ci właściwie biżuteria, co? CO? - wbijam w niego spojrzenie, bo zaraz mi autentycznie wyskoczy z tekstem, że się zamierza oświadczać, a wtedy to mu nie przepuszczę - robimy szybko te foty i walimy alkohol do białego rana. Trochę się rozpraszam w pozowaniu przez to wszystko, ale w końcu flesz bije mi po gałach, więc mrugam kilka razy i dodaję - Dobra, chodźmy do tej piwnicy, zobaczymy co z tego wyszło. Co właściwie znajduje się na reszcie kliszy?
-Ha, napiszę! Ej, a może zrobiłbym do gazety zdjęcie jakiejś Twojej pracy, czy to tajne? Albo sam byś sobie zrobił, dopóki nie opanuję jeszcze lepiej tego robienia zdjęć... I takich obrazów bez cycków, naczelna bywa dość pruderyjna! - nakręcił się Steffen. Niedawno przeżywał kryzys pracy dla "Czarownicy", oburzony artykułem o krwi mugolskich dziewic, ale Bojczuk przypomniał mu, że ta fucha była całkiem fajna. Może udałoby się przepakować kolejny numer ciekawymi i niezwiązanymi z ministerialną propagandą informacjami?! W dodatku, Johnny (nieświadomie) pomoże Steffkowi zdekonspirować okropną Morganę Selwyn, co osłodzi nieco gorycz i poczucie bezsilności Cattermole'a.
-Ooooo, skąd go znasz? - spytał Steffen z nieukrywanym zdziwieniem, bacznie obserwując zamyślonego Bojczuka. Oczy aż mu się zaświeciły na myśl o pikantnych ploteczkach, ale potem Johnny uznał, że to jednak pomyłka i mina Steffkowi zrzedła mina. Szkoda!
-Bardzo jesteś dzisiaj tajemniczy. - mruknął odnośnie sekretnych obrazów Bojczuka, ale w sumie coś jeszcze nie grało mu z tą reakcją na twarz lorda Lestrange. Chyba, że był jakiś nadwrażliwy? Chciał przecież wierzyć, że ziomeczek nie zataja przed nim ploteczek bez wyraźnego powodu.
Roześmiał się szczerze na wzmiankę o przygodach Bojczuka w Ministerstwie i momentalnie poweselał.
-No, no, do "Czarownicy" to powinienem ci zrobić sesję z tym skrzatem i w szacie! Moich pradziadków to już nikt tam nie sprawdzał, ale za twój przekręt to szacun! Ja jednak cykorowałem z graniem kogoś całkowicie czystej krwi. - pochwalił przyjaciela. Już, już, zapadł beztroski nastrój, ale nagle Bojczuk zaczął zadawać kłopotliwe pytania i Steffen spąsowiał jeszcze bardziej.
-E... no... ale co masz na myśli mówiąc tylko pocałunki? - speszył się, nerwowo przestępując z nogi na nogę. -Bo przecież...są różne rodzaje pocałunków, i te delikatne i te normalne i te...namiętniejsze - wyszeptał, rumieniąc się aż po czubki uszu -...i buziaczki w policzek i w czoło i w usta, więc wiesz, skąd mam wiedzieć co jest w twojej definicji "tylko", no i... co o tym sądzisz? - zapytał niecierpliwie, a na wzmiankę o biżuterii szybko wbił wzrok w swoje buty. -No... po to, bo ją szanuję i już wcześniej była zaręczona, więc pewnie oczekuje właśnie tego, ale jest zbyt cudowna i delikatna żeby mi to zasugerować... - bąknął, a potem nagle coś sobie uświadomił i poderwał głowę.
-A może ODWROTNIE, może właśnie powinienem jej dać czas i nie wywierać presji?! Bojczuk, NIE WIEM, co ty byś zrobił na moim miejscu?!?!? - jęknął, na moment zapominając, że pyta o zdanie człowieka, który nawet nie zdążył jeszcze poznać Belli.
-Chodźmy do tej piwnicy. - wychrypiał słabo, czując, że w przeciwnym wypadku skończy się na piciu i czarnej rozpaczy. A zdjęcia czekały!
-No wiesz, mam tam takie głównie moje eksperymenty, na razie się uczę! Zbliżenia, trochę domu, trochę Pimpusia, ale szczury strasznie się wiercą... i takie tam...o, i próbowałem sobie jeszcze zrobić zdjęcie na wyciągniętej ręce, więc pewnie jest tam moje ucho! - wzruszył ramionami, wygodnie zaliczając list od Morgany pod kategorię "zbliżeń."
-Ooooo, skąd go znasz? - spytał Steffen z nieukrywanym zdziwieniem, bacznie obserwując zamyślonego Bojczuka. Oczy aż mu się zaświeciły na myśl o pikantnych ploteczkach, ale potem Johnny uznał, że to jednak pomyłka i mina Steffkowi zrzedła mina. Szkoda!
-Bardzo jesteś dzisiaj tajemniczy. - mruknął odnośnie sekretnych obrazów Bojczuka, ale w sumie coś jeszcze nie grało mu z tą reakcją na twarz lorda Lestrange. Chyba, że był jakiś nadwrażliwy? Chciał przecież wierzyć, że ziomeczek nie zataja przed nim ploteczek bez wyraźnego powodu.
Roześmiał się szczerze na wzmiankę o przygodach Bojczuka w Ministerstwie i momentalnie poweselał.
-No, no, do "Czarownicy" to powinienem ci zrobić sesję z tym skrzatem i w szacie! Moich pradziadków to już nikt tam nie sprawdzał, ale za twój przekręt to szacun! Ja jednak cykorowałem z graniem kogoś całkowicie czystej krwi. - pochwalił przyjaciela. Już, już, zapadł beztroski nastrój, ale nagle Bojczuk zaczął zadawać kłopotliwe pytania i Steffen spąsowiał jeszcze bardziej.
-E... no... ale co masz na myśli mówiąc tylko pocałunki? - speszył się, nerwowo przestępując z nogi na nogę. -Bo przecież...są różne rodzaje pocałunków, i te delikatne i te normalne i te...namiętniejsze - wyszeptał, rumieniąc się aż po czubki uszu -...i buziaczki w policzek i w czoło i w usta, więc wiesz, skąd mam wiedzieć co jest w twojej definicji "tylko", no i... co o tym sądzisz? - zapytał niecierpliwie, a na wzmiankę o biżuterii szybko wbił wzrok w swoje buty. -No... po to, bo ją szanuję i już wcześniej była zaręczona, więc pewnie oczekuje właśnie tego, ale jest zbyt cudowna i delikatna żeby mi to zasugerować... - bąknął, a potem nagle coś sobie uświadomił i poderwał głowę.
-A może ODWROTNIE, może właśnie powinienem jej dać czas i nie wywierać presji?! Bojczuk, NIE WIEM, co ty byś zrobił na moim miejscu?!?!? - jęknął, na moment zapominając, że pyta o zdanie człowieka, który nawet nie zdążył jeszcze poznać Belli.
-Chodźmy do tej piwnicy. - wychrypiał słabo, czując, że w przeciwnym wypadku skończy się na piciu i czarnej rozpaczy. A zdjęcia czekały!
-No wiesz, mam tam takie głównie moje eksperymenty, na razie się uczę! Zbliżenia, trochę domu, trochę Pimpusia, ale szczury strasznie się wiercą... i takie tam...o, i próbowałem sobie jeszcze zrobić zdjęcie na wyciągniętej ręce, więc pewnie jest tam moje ucho! - wzruszył ramionami, wygodnie zaliczając list od Morgany pod kategorię "zbliżeń."
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Bez cycków? Te bez cycków są nudne - śmieję się, ale może to nie był taki zły pomysł? Może by mi wpadły jakieś nowe zlecenia, albo uczniowie? Zarobiłbym jeszcze trochę hajsu i kupiłbym se jakiś uroczy dom na wsi, a później to już tylko szukać żony, zakładać rodzinę i wychowywać stado rozwrzeszczanych, pokręconych dzieciaków... TA JASNE, zobaczyłem to oczami wyobraźni i aż mi dreszcz przebiegł po kręgosłupie; niemniej - Wiesz co, no popatrzę co tam mam ciekawego i się w razie wu odezwę, dobra? - jeszcze to przemyślę, mógłbym podrzucić mu kilka grzeczniejszych portretów, a nagłówek głosiłby - Firma portretowa mistrza Bojczuka zaprasza do współpracy, no kurwa. Wzruszam ramionami, w tej chwili nie mam ochoty gadać o sir Francisie, szczególnie, że moje podejrzenia nie były poparte żadnymi dowodami - Jak zwykle - śmieję się, chociaż obydwoje wiemy, że tajemniczy to ja zwykle nie bywam, ba! Wręcz przeciwnie, paplam na prawo i lewo co mi ślina na język przyniesie, a dopiero później do mnie przychodzi, że właściwie powinienem zachować niektóre szczegóły dla siebie - No ta, najlepiej jeszcze w moim dworze, który nie istnieje - śmieję się. Może jak wreszcie odjebię Philippie salon to się nada? Zrobi się jakąś elegancka ściankę w stylu rokoko i będziemy utrzymywać, że to mała sala na moich włościach. Potem wywracam oczami, bo co on mi tu będzie pierdolił o jakiś rodzajach pocałunków, kiedy ja pytam o coś zupełnie innego. Może i nie powinienem być aż tak bezpośredni, ale znamy się przecież nie od wczoraj, więc Steffen nie powinien mieć mi tego za złe; wywracam oczami i wzdycham cicho, po czym rzucam prosto z mostu - Pytam czy zaruchałeś - znowu wbijam w niego badawcze spojrzenie, jakbym z samej miny chciał wyczytać odpowiedź. Mi przecież może powiedzieć (i opowiedzieć) - Słuchaj no jeśli to konserwatywka to ja na twoim miejscu... - bym se dał spokój i wiał zanim zrobi się naprawdę poważnie; myślę sobie, ale nie kończę tej myśli, szczególnie, że mój przyjaciel chyba faktycznie wpadł jak śliwka w kompot - COOOOO?!?! - łapię go za wszarz i przyciągam do siebie, zaglądając mu głęboko w oczy - Ty serio się chcesz oświadczać? Babie, która była zaręczona i już nie jest? Dlaczego ona już nie jest zaręczona, co? - pytam, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że moja reakcja mogła być trochę... eee... nie na miejscu; ale kogo on pytał o sprawy sercowe? Ja, na przykład, nie rozumiałem na chuj ludzie brali śluby, jeśli naprawdę się kochali to po co dodatkowo coś sobie udowadniać takim bezsensownym aktem? - To znaczy, eeemm... Poczekaj, spójrz mi w oczy i powiedz - naprawdę ją kochasz? Tak mocno, że jak tylko o niej pomyślisz, to czujesz te legendarne motyle w brzuchu? Że wszystkie inne kobiety przestają cię obchodzić, kiedy tamta jest w pobliżu? Albo, że w ogóle nie myślisz o innych, nawet jak jej nie ma? Tak mocno, że jej uśmiech śni ci się po nocach, a jak nagle sobie o niej przypomnisz to sam się uśmiechasz? Ufasz jej? Oddałbyś jej wszystko co masz i nie pytał co zamierza z tym zrobić?... - mrużę nieznacznie ślepia, a potem luzuję uścisk i wygładzam ubranie przyjaciela - Mhm - kiwam głową, chociaż te jego eksperymenty jakby w ogóle przestały mnie interesować, kiedy wciąż miałem w głowie poprzednie słowa - Zróbmy to szybko - macham ręką, poprawiając na ramieniu swoją torbę. No, niech prowadzi, bo ja się nie orientuję w jego nowej chacie (jeszcze).
-No tak - przyznał Steffen, no bo faktycznie przyjemnie patrzyło się na te... gołe obrazy -...ale to gazeta dla kobiet! Pomyśl o bogatych żonach, które się nudzą i chcą kupić sobie obrazy, albo o paniach domu, które marzą o rysunku na zamówienie! To jest Twoja publiczność w "Czarownicy"! - pouczył, próbując wytłumaczyć Bojczukowi, że wzbudzanie zazdrości w potencjalnych klientkach nie jest dobrym pomysłem.
-Masz już skrzata, dorobisz się i dworu! Nawet ja dorobiłem się domku prawie-na-wsi, a myślałem, że jestem typowym mieszczuchem. - roześmiał się Steff, wyobrażając sobie lorda Bojczuka. Zresztą, człowiek wyjeżdża ze wsi, a wieś nie opuszcza człowieka - Steff uwielbiał Londyn, tak inny od jego rodzinnego miasteczka, a tymczasem trafił do czarodziejskiej Doliny spokojnej, Doliny wesołej...
-A wiesz, śniło mi się kiedyś, że dostaliśmy oboje szlachectwo i tańczyliśmy twista na Sabacie arystokracji. - podzielił się z lekkim rumieńcem, przypominając sobie jak całował w tym śnie Isabellę.
A potem Bojczuk z impetem zgruchotał romantyczne fantazje Steffena, pełne motylków i kwiatuszków i delikatnej finezji.
-Czy... co?! - dobrze, że niczego jeszcze nie pili, bo Steff by się popluł ze zgorszenia. -Johnny, świnio, jak ty mówisz o mojej dziewczynie, ona nie jest... taka! Ona wciąż ma... no wiesz, wianek, ale faktycznie na jej widok w brzuchu lata mi motylek... stado motylków... - wybełkotał, ale bardziej zszokowany niż oburzony. To znaczy, nie powinno go dziwić, że rozmawiają z Johnnym o takich rzeczach, ale jakoś... nie mógł myśleć w ten sposób o nadobnej Belli! Prędzej śpiewałby o niej poezję, ale to już jak się napiją.
Potem został chwycony za koszulę i zmuszony do konfrontacji z przenikliwym spojrzeniem Johnny'ego. Spostrzegawczy i przejęty Bojczuk wydobyłby ze Steffa całą prawdę, ale nie musiał. Na twarzy Cattermole'a i tak było widać szczeniackie, naiwne rozmarzenie typowe dla nieszczęśników, którzy na zawsze są gotowi zrezygnować z uciech stanu kawalerskiego (prawdę mówiąc, flirciarz Bojczuk korzystał z tych uciech o wiele bardziej niż kujoński Steffek).
-Mhmmmm.... - mruknął, a potem otworzył szeroko oczy i zaczął się głupio uśmiechać, słuchając przemowy Bojczuka. -Johnny, jak ty romantycznie mówisz! Prawdziwy z ciebie artysta!!! Czekaj, spisuję sobie przemowę romantyczną dla Belli, mogę sobie trochę zapisać?! - upewnił się, próbując wyswobodzić się z uścisku Bojczuka. Oświadczyny należy przecież przygotować, a pomysły na odpowiednią oprawę ważnego pytania były dobrą podstawą! Prawdę mówiąc, Steff okropnie się tym stresował. Lord Rosier na pewno deklamował Belli wiersze po francusku czy coś, a przecież nie mógł być od niego gorszy!
-Aaaa... nie jest zaręczona, bo uciekła! Od narzeczonego i z domu i w ogóle! Mówię ci stary, ona jest odważna i szalona i płomienna - to kobieta dla mnie! Nawet scenę zazdrości mi już zrobiła, a nikt w życiu nie robił mi takich scen. - odpowiedział na pytanie Johnny'ego z pewnym opóźnieniem, wypinając z dumą pierś i uśmiechając się głupkowato. Najwyraźniej perspektywa takiej opresji była dla niego zachwycająca!
Pognał do szuflady, w której przechowywał notatki do romantycznych przemów dla Belli, wziął czystą kartkę i pióro, a potem poprowadził Johnny'ego do piwnicy.
-To pokaż mi ten proces wywoływania zdjęć, a potem się napijemy! Jak mam bezpiecznie wyjąć film?
-Masz już skrzata, dorobisz się i dworu! Nawet ja dorobiłem się domku prawie-na-wsi, a myślałem, że jestem typowym mieszczuchem. - roześmiał się Steff, wyobrażając sobie lorda Bojczuka. Zresztą, człowiek wyjeżdża ze wsi, a wieś nie opuszcza człowieka - Steff uwielbiał Londyn, tak inny od jego rodzinnego miasteczka, a tymczasem trafił do czarodziejskiej Doliny spokojnej, Doliny wesołej...
-A wiesz, śniło mi się kiedyś, że dostaliśmy oboje szlachectwo i tańczyliśmy twista na Sabacie arystokracji. - podzielił się z lekkim rumieńcem, przypominając sobie jak całował w tym śnie Isabellę.
A potem Bojczuk z impetem zgruchotał romantyczne fantazje Steffena, pełne motylków i kwiatuszków i delikatnej finezji.
-Czy... co?! - dobrze, że niczego jeszcze nie pili, bo Steff by się popluł ze zgorszenia. -Johnny, świnio, jak ty mówisz o mojej dziewczynie, ona nie jest... taka! Ona wciąż ma... no wiesz, wianek, ale faktycznie na jej widok w brzuchu lata mi motylek... stado motylków... - wybełkotał, ale bardziej zszokowany niż oburzony. To znaczy, nie powinno go dziwić, że rozmawiają z Johnnym o takich rzeczach, ale jakoś... nie mógł myśleć w ten sposób o nadobnej Belli! Prędzej śpiewałby o niej poezję, ale to już jak się napiją.
Potem został chwycony za koszulę i zmuszony do konfrontacji z przenikliwym spojrzeniem Johnny'ego. Spostrzegawczy i przejęty Bojczuk wydobyłby ze Steffa całą prawdę, ale nie musiał. Na twarzy Cattermole'a i tak było widać szczeniackie, naiwne rozmarzenie typowe dla nieszczęśników, którzy na zawsze są gotowi zrezygnować z uciech stanu kawalerskiego (prawdę mówiąc, flirciarz Bojczuk korzystał z tych uciech o wiele bardziej niż kujoński Steffek).
-Mhmmmm.... - mruknął, a potem otworzył szeroko oczy i zaczął się głupio uśmiechać, słuchając przemowy Bojczuka. -Johnny, jak ty romantycznie mówisz! Prawdziwy z ciebie artysta!!! Czekaj, spisuję sobie przemowę romantyczną dla Belli, mogę sobie trochę zapisać?! - upewnił się, próbując wyswobodzić się z uścisku Bojczuka. Oświadczyny należy przecież przygotować, a pomysły na odpowiednią oprawę ważnego pytania były dobrą podstawą! Prawdę mówiąc, Steff okropnie się tym stresował. Lord Rosier na pewno deklamował Belli wiersze po francusku czy coś, a przecież nie mógł być od niego gorszy!
-Aaaa... nie jest zaręczona, bo uciekła! Od narzeczonego i z domu i w ogóle! Mówię ci stary, ona jest odważna i szalona i płomienna - to kobieta dla mnie! Nawet scenę zazdrości mi już zrobiła, a nikt w życiu nie robił mi takich scen. - odpowiedział na pytanie Johnny'ego z pewnym opóźnieniem, wypinając z dumą pierś i uśmiechając się głupkowato. Najwyraźniej perspektywa takiej opresji była dla niego zachwycająca!
Pognał do szuflady, w której przechowywał notatki do romantycznych przemów dla Belli, wziął czystą kartkę i pióro, a potem poprowadził Johnny'ego do piwnicy.
-To pokaż mi ten proces wywoływania zdjęć, a potem się napijemy! Jak mam bezpiecznie wyjąć film?
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W sumie to miało sens, więc ściągam brwi i z powagą kiwam łbem. Jeszcze to przemyślę, ostatecznie miałem wiele obrazów, które malowałem kiedyś, gdzieś i nie wiedziałem co z nimi zrobić, teraz kurzyły się w różnych kątach, a być może mogłyby dostać kolejną szansę? Nowe życie na czyjejś ścianie? Nawet... kusząca opcja - W sumie racja - stwierdzam w końcu - Wolałbym dorobić się własnego statku niż dworu - śmieję się, chociaż to trochę śmiech przez łzy; ech, niespełnione marzenia. Chciałbym być kapitanem, kapitan Johnatan Bojczuk, brzmi godnie, nie? We dworze bym się nudził, albo gubił w labiryntach zbyt wielu pomieszczeń; wystarczyłaby mi jedna kajuta i morska bryza każdego poranka targająca włosy - Co? Serio? - unoszę w zdziwieniu obie brwi, po czym parskam szczerym śmiechem - I co? Podobało się szlachciankom? - dopytuję - Mi się kiedyś śniło, że jestem kowbojem na Dzikim Zachodzie i wyciągam z pierdla jedną żyletę, a jakiś czas później wylądowaliśmy razem na okładce Czarownicy, pojebane - no to było dziwne; niezbadane są ścieżki ludzkiego umysłu, szczególnie jeśli w grę wchodziły sny - Czy... - już mam powtórzyć pytanie, ale Steffen jasno daje mi do zrozumienia, że doskonale słyszał. Łączę wargi i ponownie się dziwię - no co? To przecież było całkiem istotne, a my byliśmy już dorośli. Wywracam oczami - Ło matko, no przecież normalnie się pytam - w moim mniemaniu nie powiedziałem niczego złego, nie rozumiem skąd to zdziwienie; przecież chyba lepiej jak baba wiedziała jak się zachować w sypialni, nie? Z drugiej strony jeśli wciąż miała wianek (i Steffen chyba też go miał sądząc po jego reakcji) to nawet słodkie, że wspólnie będą poznawać rozkosze łóżkowych igraszek. Widzę ten wyraz twarzy; czyli to prawda, przeżywał właśnie piękną, niewinną, być może jedną z pierwszych, miłość i nie potrzebowałem żadnych słów potwierdzenia. Sam też się uśmiecham, być może równie głupkowato, ale w tych beznadziejnych czasach miło było słuchać dobrych wieści. Przez chwilę czułem się tak, jakby to mój rodzony młodszy brat (którego nigdy nie miałem) dorastał i stawał się mężczyzną - Możesz - kiwam głową, jeszcze raz wygładzając jego odzienie. Może jak się nawalimy to podsunę mu jeszcze kilka takich tekstów? - Uciekła? Od narzeczonego i rodziny? Dla ciebie? Jeszcze powiedz, że to jakaś upadła szlachcianka - no łacha trochę drę, bo jakoś... no nie wiem, nie ubliżając Steffenowi, był świetnym kolesiem, ale fakt, że bogata dama porzuciła swoje dawne życie żeby móc budzić się każdego dnia w jego ramionach wydawał mi się po prostu... absurdalny - Scenę zazdrości, tak? I ty się z tego cieszysz? - a więc był stracony, oszalał - Dobra, już jesteś na ziemi? To teraz pełne skupienie, bo to się wydaje na początku trochę skomplikowane, ale luz, ogarniesz w praktyce - kiwam głową, kiedy wchodzimy do piwnicy. Wokół jest całkowicie ciemno, więc mrugam kilka razy, żeby chociaż pobieżnie przyzwyczaić do tego wzrok; i tak dostrzegam tylko kontur jego sylwetki. Macham różdżką, a z jej końca wylatuje niewielkie, czerwone światełko, które zaczyna krążyć wokół nas - Daj, pokażę ci - robię to powoli, żeby widział wszystko w słabym świetle. W końcu wciskam kliszę w jego dłonie, a sam sięgam do swojej torby wyjmując z niej różne specyfiki i pokrótce tłumaczę przyjacielowi co będziemy z nimi robić - to do tego, to do tamtego, a to jeszcze czegoś innego. Reszta to już sprawa magii - To co, ogarniasz mniej więcej? Próbujemy? - pytam, kiedy kolejne pojemniki pełne dziwacznych substancji opadają miękko na szafki; chyba jesteśmy gotowi.
-Na pewno istnieją jakieś pływające dwory - może Traversowie już je mają, tylko się z tym kryją? - od razu wyobraził sobie Steffen, albowiem jego fantazja nie znała granic. -Haha, jasne, że się podobało! To w końcu był mój sen i sam byłem w nim szlachcicem! Ale na okładce "Czarownicy" może jeszcze wylądujesz, spróbuję przekonać naczelną. - uśmiechnął się łobuzersko.
Potem przewrócił oczami, no bo to nie było normalne pytanie, to... to wchodzenie z butami w prywatne życie nadobnej i niewinnej szlachcianki! Zacisnął usta, nie mając serca ofuknąć Johnny'ego, ale nie mając też zamiaru odpowiadać. Na szczęście, Bojczuk uśmiechnął się równiegłupio marzycielsko jak sam Steffen i szybko zmienił temat. Cattermole zaś znowu się zaczerwienił, choć tym razem z emocji, a nie z oburzenia.
-Nooo... - podrapał się po głowie, a potem skromnie wzruszył ramionami. -Nie wiem, czy uciekła dla mnie. - przyznał, rumieniąc się jeszcze bardziej, bo chociaż był romantykiem, to chyba jednak nie aż takim. -Uciekła chyba tak bardziej... nie wiem, światopoglądowo, od niechcianego małżeństwa i do swojego kuzyna, a że akurat go trochę znam to ten... no... bo uciekła od szlachty, no! Od jakiej innej rodziny miałaby uciec? Ale cicho, teraz pewnie mogą ją nawet za to zabić, czy coś, bo szlachcice tak robią, więc wiesz, nic nie wiesz. - spoważniał, zniżając głos do konspiracyjnego szeptu i spoglądając na Bojczuka wymownie i groźnie.
Gdy już te rewelacje odniosły pożądany efekt zaskoczenia, Steff znowu uśmiechnął się błogo.
-No wiesz, skoro robi mi sceny zazdrości, to znaczy, że jest zazdrosna i jej zależy! - stwierdził filozoficznie. -Nie jestem tobą ani Willem, nikt nigdy nie robił mi scen zazdrości. - to on zawsze zazdrościł Johnny'emu i swojemu bratu łatwości, z jaką wyrywali panienki.
Przynajmniej teraz nie musiał już nikogo nigdy wyrywać - znalazł tą jedyną! I oświadczy się jej, zanim Bella zdąży się namyślić i uciec, albo poznać jakiegoś lowelasowatego poskramiacza smoków. Choć na szczęście to chyba nie jej typ, inaczej zostałaby z Rosierem.
Usiłując skupić się na zdjęciach, a nie Belli, bacznie obserwował Bojczuka. W końcu na szali wisiała sprawa klątwy lorda Archibalda!
-No dobra, gotowy! Nie zepsujemy tego filmu jak zrobię dokładnie tak jak ty, nie? - zapowiedział. Zakasał rękawy i starannie naśladował ruchy Johnny'ego, stosując się do jego instrukcji.
-To... ile teraz potrwa zanim te zdjęcia się wywołają? Zdążymy się napić w tym czasie? Już pociągnąłeś mnie za język w sprawach sercowych, opowiedz, co u CIEBIE! Kręcą się wokół ciebie jakieś fajne panienki? - zaproponował, a oczy rozbłysły mu ciekawością. Głupio gadać o kobietach na trzeźwo, a podchmielony Johnny może nie zainteresuje się runami na zdjęciach!
Potem przewrócił oczami, no bo to nie było normalne pytanie, to... to wchodzenie z butami w prywatne życie nadobnej i niewinnej szlachcianki! Zacisnął usta, nie mając serca ofuknąć Johnny'ego, ale nie mając też zamiaru odpowiadać. Na szczęście, Bojczuk uśmiechnął się równie
-Nooo... - podrapał się po głowie, a potem skromnie wzruszył ramionami. -Nie wiem, czy uciekła dla mnie. - przyznał, rumieniąc się jeszcze bardziej, bo chociaż był romantykiem, to chyba jednak nie aż takim. -Uciekła chyba tak bardziej... nie wiem, światopoglądowo, od niechcianego małżeństwa i do swojego kuzyna, a że akurat go trochę znam to ten... no... bo uciekła od szlachty, no! Od jakiej innej rodziny miałaby uciec? Ale cicho, teraz pewnie mogą ją nawet za to zabić, czy coś, bo szlachcice tak robią, więc wiesz, nic nie wiesz. - spoważniał, zniżając głos do konspiracyjnego szeptu i spoglądając na Bojczuka wymownie i groźnie.
Gdy już te rewelacje odniosły pożądany efekt zaskoczenia, Steff znowu uśmiechnął się błogo.
-No wiesz, skoro robi mi sceny zazdrości, to znaczy, że jest zazdrosna i jej zależy! - stwierdził filozoficznie. -Nie jestem tobą ani Willem, nikt nigdy nie robił mi scen zazdrości. - to on zawsze zazdrościł Johnny'emu i swojemu bratu łatwości, z jaką wyrywali panienki.
Przynajmniej teraz nie musiał już nikogo nigdy wyrywać - znalazł tą jedyną! I oświadczy się jej, zanim Bella zdąży się namyślić i uciec, albo poznać jakiegoś lowelasowatego poskramiacza smoków. Choć na szczęście to chyba nie jej typ, inaczej zostałaby z Rosierem.
Usiłując skupić się na zdjęciach, a nie Belli, bacznie obserwował Bojczuka. W końcu na szali wisiała sprawa klątwy lorda Archibalda!
-No dobra, gotowy! Nie zepsujemy tego filmu jak zrobię dokładnie tak jak ty, nie? - zapowiedział. Zakasał rękawy i starannie naśladował ruchy Johnny'ego, stosując się do jego instrukcji.
-To... ile teraz potrwa zanim te zdjęcia się wywołają? Zdążymy się napić w tym czasie? Już pociągnąłeś mnie za język w sprawach sercowych, opowiedz, co u CIEBIE! Kręcą się wokół ciebie jakieś fajne panienki? - zaproponował, a oczy rozbłysły mu ciekawością. Głupio gadać o kobietach na trzeźwo, a podchmielony Johnny może nie zainteresuje się runami na zdjęciach!
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pływające dwory, też se wymyślił. Służyłem u Traversa i jego statek zdecydowanie nie przypominał dworu, znaczy, jasne, był ogromny i całkiem luksusowy jak na takie łajby, ale bez przesady; niemniej, wzruszam tylko ramionami, nie chcąc niszczyć jego fantazji - Już daj se z tym lepiej spokój, wystarczy mi - macham ręką, bo jak moja morda znowu się tam znajdzie to jeszcze mnie ludzie zaczną o autografy prosić, a wtedy się nawet spokojnie człowiek upić nie będzie mógł, bo gdzie nie pójdzie tam stado fanek; mimo tego, że kurwy, wino i pianino były mniej więcej na tym samym poziomie mojego uwielbienia, to alkohol troszeczkę jednak wygrywał. Wytrzeszczam na Steffena oczy, bo ta historia robi się jeszcze ciekawsza, wręcz inspirująca! A jego laska - intrygująca - Ale czad! To znaczy... nie, że mogą ją zabić czy coś, ale że wyrwałeś szlachciankę, kurwa, normalnie gratulacje. Koniecznie muszę ją poznać - kiwam energicznie głową, bo teraz to już nie przepuszczę okazji; wybierzemy jakieś ustronne miejsce z dala od wszystkiego, może gdzieś w Dolinie Godryka? Albo nawet tutaj, u Cattermole'a w szczurzej jamie, właściwie gdziekolwiek! - No niby racja, ciekawe kiedy ci się to znudzi - albo zacznie go wkurzać. Pierwsza taka scenka mogła być ekscytująca, to prawda, ale później było tylko gorzej - jak to się mówi? Im dalej w las, tym więcej komarów?... - Nie zepsujemy, wyluzuj - macham ręką, to wbrew pozorom nie było aż takie delikatne. Przyglądam się dokładnie temu co robi i nagle - O NIE! - krzyczę, chcąc mu po prostu napędzić stracha, ot tak, dla zabawy. Zanim jednak zdąży zejść na zawał klepię go po ramieniu, głośno się przy tym zacieszając - Nie no, zbijam się, jest git - kiwam łbem - Co? No oszalałeś? Teraz patrz, bo to druga tura - macham różdżką żeby zrobić przebitki na większy format i wszystkie powoli lądują w kolejnych misach - Dosłownie po kilka minut, zresztą będziesz widział kiedy jest gotowe, o patrz, pojawia się - macham łbem w kierunku fotografii, które z wolna zaczynają kwitnąć na pustych kartkach - A to, utrwali efekt - kolejne machnięcie i jedna po drugiej przenoszą się do następnego pojemnika - Też tylko kilka minut - zastrzegam, machając na niego palcem - Wypłukać, delikatnie osuszyć i gotowe - ma już za sobą przyspieszony kurs wywoływania zdjęć, teraz czeka go praktyka, bo bez niej fotografem nie zostanie. Fotki lewitują wokół nas, a ja sięgam po tę, na której jestem, przyglądając się jej z bliska - Ej, całkiem nieźle to wyszło, chyba masz talent - kiwam głową, zbierając z powietrza także inne, na które rzucam tylko okiem, niekoniecznie interesując się co na nich jest - Zobaczymy jak to wygląda w świetle? Zostawię ci te rzeczy, będziesz miał do ćwiczeń - tylko pochować trzeba, więc podaję mu zdjęcia, a sam ostatni raz macham różdżką, żeby doprowadzić piwnicę do względnego porządku. No, teraz mogliśmy iść się najebać - A wiesz co, nie kręcą raczej, stara bieda, nadal wolny i opalony, hehe. Jakoś nie wiem, ostatnio niekoniecznie chciało mi się starać, skoro równie dobrze mogę zapłacić i też mi ktoś obciągnie, a przynajmniej nie trzeba udawać, że ci zależy czy coś - mówię, kiedy zmierzamy na górę, zerkając na Steffena przez ramię - Miałem trochę ciężki okres, ale już jest okej
Rozumiał chyba pragnienie zachowania anonimowości, w końcu on zachowywał ją cały czas. A szczególnie teraz, gdy był nie tylko nielegalnym animagiem i sekretnym reporterem, ale i buntownikiem i chłopakiem wyklętej szlachcianki. Nie wiedział nawet, jakie inspirujące było to wszystko dla Bojczuka - ale gdyby wiedział, to miałby nadzieję, że jego historia zainspiruje Johnny'ego do poszukania własnej, stałej dziewczyny. A nie, na przykład, do malowania dwuznacznych obrazów...
W normalnej sytuacji byłby zazdrosny o to, że Bojczuk chce poznać jego dziewczynę, ale zrobiło mu się jakoś tak... miło. To pewnie przez ten podziw i czad i wszystko.
-Jasne, muszę ją ci przedstawić! Może zrobię parapetówkę, w sumie jeszcze nie chwaliłem się tym domem! - zaproponował, choć parapetówka będzie musiała być mała. Grono jego zaufanych osób znacząco się zwężało odkąd opuścił Londyn, no ale Johnny zawsze będzie równym gościem.
-Bella nigdy mi się nie znudzi! - zaprotestował, ale nie miał siły się o to kłócić. Czas na zdjęcia!
O mało nie podskoczył, gdy Bojczuk go nastraszył, ale na szczęście zdołał nie wypuścić odczynników z rąk.
-Bardzo śmieszne! - prychnął, ale podejrzanie szybko spoważniał. Przypomniał sobie jak sam straszył tak w Ruderze Bertiego, przemieniając się z człowieka w szczura. Bott upuścił wtedy aż ciasto, a teraz już nigdy nie upu... Mniejsza o to. Nie mógł się teraz rozklejać. Skupił się więc na odczynnikach i na osuszaniu zdjęć, aż...
-Naprawdę nieźle? - ulżyło mu, i to jak! -I teraz dam już radę wywoływać zdjęcia sam? - upewnił się. -Ee...tak, zobaczmy, na spokojnie! - albo już sam sobie zobaczy, bo wśród zdjęć znajdowały się w końcu poufne informacje. -Napijemy się? - zaproponował, żeby odwrócić uwagę Johnny'ego od zdjęć. Może i będzie miał potem kaca, ale przynajmniej obejrzy je sam i w spokoju. Nalał im trochę wódki, bo to mimo wszystko lepsze niż ognista, a potem rozsiadł się wygodnie w fotelu i uważnie wysłuchał Johnny'ego. Zmarszczył lekko brwi na wspomnienie o prostytutkach.
-Johnny, szkoda na to kasy! Przecież zawsze podrywałeś lepiej ode mnie, nie możesz... no, za darmo? - wymamrotał, starając się nie zarumienić, bo samemu daleko mu było do podobnych... doświadczeń. Johnny był jednak barwnym gawędziarzem, więc Steff szybko wsiąkł w jego opowieści - panowie zagadali się aż do wieczora i chwiejący się Bojczuk opuścił Szczurzą Jamę dopiero po kilku godzinach.
/zt x 2
W normalnej sytuacji byłby zazdrosny o to, że Bojczuk chce poznać jego dziewczynę, ale zrobiło mu się jakoś tak... miło. To pewnie przez ten podziw i czad i wszystko.
-Jasne, muszę ją ci przedstawić! Może zrobię parapetówkę, w sumie jeszcze nie chwaliłem się tym domem! - zaproponował, choć parapetówka będzie musiała być mała. Grono jego zaufanych osób znacząco się zwężało odkąd opuścił Londyn, no ale Johnny zawsze będzie równym gościem.
-Bella nigdy mi się nie znudzi! - zaprotestował, ale nie miał siły się o to kłócić. Czas na zdjęcia!
O mało nie podskoczył, gdy Bojczuk go nastraszył, ale na szczęście zdołał nie wypuścić odczynników z rąk.
-Bardzo śmieszne! - prychnął, ale podejrzanie szybko spoważniał. Przypomniał sobie jak sam straszył tak w Ruderze Bertiego, przemieniając się z człowieka w szczura. Bott upuścił wtedy aż ciasto, a teraz już nigdy nie upu... Mniejsza o to. Nie mógł się teraz rozklejać. Skupił się więc na odczynnikach i na osuszaniu zdjęć, aż...
-Naprawdę nieźle? - ulżyło mu, i to jak! -I teraz dam już radę wywoływać zdjęcia sam? - upewnił się. -Ee...tak, zobaczmy, na spokojnie! - albo już sam sobie zobaczy, bo wśród zdjęć znajdowały się w końcu poufne informacje. -Napijemy się? - zaproponował, żeby odwrócić uwagę Johnny'ego od zdjęć. Może i będzie miał potem kaca, ale przynajmniej obejrzy je sam i w spokoju. Nalał im trochę wódki, bo to mimo wszystko lepsze niż ognista, a potem rozsiadł się wygodnie w fotelu i uważnie wysłuchał Johnny'ego. Zmarszczył lekko brwi na wspomnienie o prostytutkach.
-Johnny, szkoda na to kasy! Przecież zawsze podrywałeś lepiej ode mnie, nie możesz... no, za darmo? - wymamrotał, starając się nie zarumienić, bo samemu daleko mu było do podobnych... doświadczeń. Johnny był jednak barwnym gawędziarzem, więc Steff szybko wsiąkł w jego opowieści - panowie zagadali się aż do wieczora i chwiejący się Bojczuk opuścił Szczurzą Jamę dopiero po kilku godzinach.
/zt x 2
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Piwnica
Szybka odpowiedź