Wydarzenia


Ekipa forum
Dom Pogrzebowy Macnair
AutorWiadomość
Dom Pogrzebowy Macnair [odnośnik]04.10.20 19:41
First topic message reminder :

Dom Pogrzebowy Macnair

★★
Macnairowie stoją na straży śmierci. Ulokowany w kamienicy na końcu uliczki lokal, przyjmuje zatroskane dusze, obiecując godny pochówek ich bliskich. Szeroki wybór wyściełanych atłasami trumien, znakomici rzeźbiarze, klimatyczna oprawa muzyczna, doskonale ponure płaczki, malowane ręcznie urny, kwiaty sprowadzane z najsłynniejszych angielskich cieplarni i silne ramię gotowe być podporą w chwili przykrego pożegnania. Dom oferuje solidne usługi, dopełnia formalności i wychodzi naprzeciw wszelkim potrzebom, pozwalając krewnym przeżyć smutek bez troski o organizację ceremonii. W chłodnych piwniczkach oczekują zwłoki, którymi opiekują się mistrzowie fachu. Na parterze znajduje się duża sala, pozwalająca żałobnikom pożegnać się ze zmarłym przed dniem pochówku. Dom posiada również salę z ekspozycją imponujących cmentarnych rzeźb i najnowszych modeli trumien. Cichy, mroczny lokal szanuje każde wspomnienie, oswaja ze śmiercią i wspiera żywych w chwili tak bolesnej straty.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:21, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dom Pogrzebowy Macnair - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Dom Pogrzebowy Macnair [odnośnik]19.01.24 15:23
Suche powitanie, a raczej jego brak, nie zraziło jej, wręcz przeciwnie. Ostatnio zbyt wiele osób traktowało ją w fałszywy, przesłodzony sposób, uznając wizytę namiestniczki w swym sklepie jako szansę na rozwój biznesu i nawiązanie intratnej przyjaźni. Rozumiała przedsiębiorców i ich uprzejmości, ale inwazyjne okazywanie sympatii niezwykle ją mierziło. Młodzieniec, w którego stronę w końcu się odwróciła, porzucając podziwianie absurdalnie umięśnionego pomnika, nie naskakiwał jej, nie szczerzył zębów w przymilnym uśmiechu. Rozpoznał ją, to oczywiste - orientalna uroda łączyła w sobie tyle samo korzyści, co zagrożeń - ale nie wydawał się przejęty. I dobrze. Ona także zrezygnowała z uśmiechów, przyglądając się twarzy czarodzieja niemal bez mrugnięcia, spod lekko przymrużonych powiek. Miły dla oka, postawny, nieskażony zmanierowaniem, tak oszpecającym wielu ludzi w jego wieku. Test pierwszego wrażenia przeszedł pomyślnie, nie bez znaczenia było też podkreślenie pokrewieństwa z samą Iriną. A więc miała do czynienia z jej dzieckiem, dość wyrośniętym, przyjemnym dla oka - próbowała doszukać się w jego rysach wyrazistych podobieństw, ale na razie ich nie dostrzegła. Półmrok domu pogrzebowego nie sprzyjał wnikliwości.
- Byłoby wspaniale, ale nie chciałabym się narzucać - oczywiście, że nie, nie lubiła robić problemów, lecz jeszcze bardziej: nie lubiła zwracać na siebie uwagi. Przynajmniej w kwestiach, które stały się dla prywatności namiestniczki Londynu kluczowe. Działanie Iriny z pewnością zasługiwało na miano w pełni profesjonalnego, mogło jednak zwrócić zbyt wiele uwagi, sama właścicielka znanego w coraz szerszych kręgach przedsiębiorstwa zazwyczaj nie zajmowała się kwestiami, za jakie zamierzała zapłacić Deirdre. Nie zakładała jednak z góry, była otwarta na doradztwo, chociaż chłopiec, który właśnie mocował się z zamkiem biura, mógł ledwie wyrosnąć z gry w gargulki, nie wyglądał na specjalistę z wieloletnim doświadczeniem. Pozory mogły jednak mylić.
- Biznes rozwija się w ostatnich tygodniach prężnie, jak mniemam? - zagadnęła z miękką uprzejmością - ironizowała czy nie - nie sposób było ocenić. Przekroczyła próg biura, do którego ją zaprosił, pomieszczenia ciemnego, pachnącego kurzem, pogrzebowymi kwiatami - czyżby lilie? - podkreślonymi tylko nutką formaliny. - Nie, dziękuję, przejdźmy od razu do konkretów - odmówiła równie gładko napitkowi, przystając przed krzesłem, na razie nie zajmując na nim miejsca. Rozejrzała się po pomieszczeniu, odruch, wyuczony miesiącami wojennych działań, oceniania sytuacji, potencjalnych zagrożeń i wyjść ewakuacyjnych. - Mam nadzieję, że mogę liczyć w tym miejscu na całkowitą dyskrecję? A mówiąc całkowitą mam na myśli taką, której złamanie może skończyć się bardzo - urwała na moment, znów obracając się przodem do Igora, by obdarzyć go ujmującym uśmiechem, czułym i przeszywająco chłodnym jednocześnie - nieprzyjemnie? - nie musiała ubierać tego w dokładniejsze słowa. Młodzieniec mógł niewiele wiedzieć o świecie, ale wątpiła, by Irina zatrudniła tu kogoś, kto nie wykazywałby się choć względnie imponującą inteligencją. Pozwalającą nadążyć za politycznymi zmianami w czarodziejskim społeczeństwie - i zrozumieć, że igranie z zaufaniem Śmierciożerczyni nie byłoby najłagodniejszym sposobem odejścia z tego świata. - Chciałabym zlecić przenosiny zwłok z zagranicy. Z jak najmniejszą liczbą formalności. I zorganizowanie odpowiedniego pochówku tutaj, w Londynie - streściła swoje potrzeby dość zdawkowo, ciągle jednak czekała na zapewnienia dotyczące zachowania najwyższej staranności i dyskrecji. Słowa pozostawały tylko słowami, nie wymagała złożenia Wieczystej Przysięgi ani potwierdzenia na piśmie troski o sekrety Klientów, ale chciała zobaczyć, jak zmienią się oczy rozmówcy. Była go ciekawa, nie tylko ze względu na pokrewieństwo z Iriną.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Dom Pogrzebowy Macnair [odnośnik]20.02.24 18:04
Wyuczone formuły grzecznościowej kurtuazji sprawdzać się miały pośród konwencjonalnych babillage, prowadzonych na tafli parkietu salonowych podrygów, albo tych owleczonych w czerń nieszczerych wyrazów współczucia, raz po raz przetykanych manierycznym dygnięciem zobojętnienia. Tutaj zaś, w mroku przestronnego gabinetu, zduszonego zapachem natrętnej lilii i wibrującego w powietrzu kurzu, zwykło się jednak rozmawiać smugami konkretów, przy najwybredniejszych tylko klientach oddając się fantazjom niewiele znaczących niuansów. Jakie były wymagania samej namiestniczki? Pozornie błahe i niewykraczające poza fasadę snobistycznej przesady, przy tym słodkawo enigmatyczne, skąpane w osobliwej porze późnego wieczora oraz nieobecności cudzych, ciekawskich par oczu i uszu, którym w smak byłoby poznać szczegóły rozgrywających się tu dywagacji. W bladym blasku dopalających się świec wystarczały przecież wyłącznie te dwie pary, ponuro szarych i czarnych jak noc spojrzeń, wreszcie też męskiego słyszenia gospodarza i kobiecych żądań nietypowego gościa. A nich właśnie, kształtu tych kilku potrzeb lichej usługi, niesfornie był ciekawe, nawet w swej pozornie statecznej ignorancji. Nie rozłożył przed jej długimi nogami stosownego dywanu jawnie wyróżniającego gwiazdę, nie zaszczycił również wykwintnym słowem skrupulatnego powitania oznajmiającego o dzierżonych tytułach; zwyczajowo odbierano podobną oszczędność za niedopuszczalne faux pas, albo przynajmniej za żałosne niedbalstwo o własne interesy, ale jej ta nieobecność lizusostwa zdawała się chyba odpowiadać. Zupełnie jakby, chwilowe bodaj, wyrwanie się z macek obrazka, w którym jej przychylność ceniła się kosztowną korzyścią, nabierało kolorów przyjemnej swobody. Bo pewnie dobrze było, choćby przez chwilę, być człowiekiem i jego wartością właśnie się nosić; bo pewnie dobrze było wiedzieć, że w czyichś, przy tym zupełnie obcych, ramach, pozostawała przede wszystkim kobietą, nie przedmiotowym kawałkiem mięsa wybrzmiewającym rytmem łaskawości.
Na pewno z przyjemnością podejmie się tego zlecenia ― zapewnił lapidarnie, otwarłszy przed nią wreszcie ciężkie drzwi gabinetu; wpuścił ją do środka, samemu już zaraz dopilnowując dźwięku szczęknięcia zamka, w końcu ― zasiadając w miękkim fotelu za masywnym biurkiem. ― Istotnie, wychodzimy naprzeciw rosnącym potrzebom społeczeństwa, choć ta jedna wydaje się akurat wyjątkowo uniwersalna ― dodał wkrótce, nie pozwalając sobie na wkraczanie w sferę cynicznego ironizowania. Śmierć miała wszakże zabrać kiedyś, prędzej lub później, zarówno ją i jego, a bywała w swej bezwzględności niezwykle okrutna. A on, pomimo osobistych zrywów cierpkiego wyrachowania, z dozą współczucia spoglądał na ofiary niedawnego kataklizmu. Zwłaszcza, gdy przyszło mu doraźnie zasklepiać ich rany, wsłuchując się w lament odmienny od żałobnej rozpaczy; lament rozrywający tkanki na pomniejsze części, dobierający się do każdej komórki jego ciała i jakże żałośnie uświadamiający, jak wiele szczęścia przynosiło bezpieczeństwo niedotkniętych katastrofą bliskich. Ze środkowej szuflady wyciągnął wysłużony notes, prędko oderwał jednak wzrok od zapisanych dotąd stronic pergaminu, jakby porażony zasłyszaną sugestią, wtrąconą pomiędzy grzecznościową wymianę myśli. Dyskretny uśmiech wstąpił w kąty jego twarzy, wymowna deklaracja spłynęła zaś spomiędzy młodzieńczych warg:
Przechowujemy sekrety zmarłych... i tajemnice żywych, którzy za nich odpowiadają. Nawet pomimo tego, iż ustawa nie uwzględnia naszego zawodu na liście tych, które określa się mianem publicznego zaufania. ― Smukłe palce na powrót zatrzasnęły okładkę starego kalendarza, dobitniej jeszcze wyrażając oczekiwaną obietnicę. Chyba jego młody wiek nie urągał wrażeniu inteligencji? Miał co do tego szczere nadzieje, nie bez powodu pozwolił sobie bowiem, w upływie kilku miesięcy, obyć się z tutejszą koniecznością dyskrecji, ze swoistym wrażeniem podążania naprzód z oczyma szeroko zamkniętymi. Czy jego gwarancję uznała za wystarczającą? ― Nie będzie z tym większego problemu, jesteśmy w stanie to zorganizować, jednak szczegóły dotyczące przenosin i pochówku mogą zadecydować o ostatecznym terminie tego przedsięwzięcia. Skąd miałby miejsce transfer? ― dopytał nienachalnie, ciekaw tego na ile nagląca była to dla niej sprawa, a zarazem po to, by oszacować, jak wielkim wyzwaniem miałoby być samo przemieszczenie.
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Dom Pogrzebowy Macnair [odnośnik]22.02.24 15:29
Podobała się jej ponura atmosfera domu pogrzebowego - trafiała idealnie w poczucie estetyki Śmierciożerczyni, chociaż preferowała zapach róż niż lilli czy kamelii. Półmrok i przyjemnie miękka cisza, opływająca każdy kamienny detal wnętrza, sprzyjała relaksowi: doprawdy, jak w tak przemiłych okolicznościach można było przeżywać żałobę? Deirdre była jednak świadoma, że niewielu czarodziejów ceni tak specyficzną aurę, a wszystko, co związane ze śmiercią, powoduje wybuch niezwykle gwałtownych i bolesnych emocji. Przedziwne, ostatnia przyjaciółka łączyła ich wszystkich - niemal wszystkich. Słysząc o uniwersalności kresu życia, uśmiechnęła się lekko, w zamyśleniu, a jej oczy stały się jeszcze chłodniejsze. Znała dwie osoby, które oszukały śmierć, dokonując z nią wyjątkowego targu, sama zamierzała dołączyć do tego grona. Na razie czuła się zbyt słaba, by sięgnąć po ostateczne wypaczenie duszy.
- Obsługujecie większość londyńskich pogrzebów? Jakie przedsiębiorstwa należą do waszej najbardziej zaciekłej konkurencji? - spytała, nagle rzeczowo; kataklizm zebrał okrutne żniwo, według ustatnich ustaleń magiczny Londyn stracił niemal półtora tysiąca swych obywateli, była jednak ciekawa konkretnych danych. Ufała tym, prezentowanym przez Szpital Świętego Munga, ale często to organizatorzy pogrzebów znali szerszą perspektywę - wiele z ofiar końca świata nie dotarło przecież nawet do uzdrowicieli, ginąc pod gruzami budynków, paląc się żywcem po kontakcie z ognistymi odłamkami, czy znikając w głębokich rozpadlinach. Chętnie rozpytałaby wśród biznesowych rywali Macnairów, zbierając niezależne informacje. - Myślę, że ludzie ufają wam niezwykle mocno nawet bez zapisania prerogatyw w jakimś długim dekrecie - nie negowała potrzeb tego środowiska, ale z doświadczenia wiedziała, że większe zaufanie okazuje się tym pozbawionym oficjalnego błogosławieństwa. Więcej też można było ugrać poruszając się w półcieniu, a nie wątpiła, że wielkie zyski łączą się często właśnie z działaniami niezbyt legalnymi, umykającymi przed blaskiem prawa.
Przekrzywiła głowę, przyglądając się wyciągniętemu notatnikowi - dobrze, chwaliło się przezorność i chęć skrupulatnego zapisania każdego jej życzenia, ale w tych okolicznościach wolała, by żadne konkrety nie zaistniały na papierze. - Myślę, że obędzie się bez notatek - dalej się uśmiechała, uroczo, ujmująco, ale uśmiech ten nie sięgał oczu. Sugestia była jasna. - Jest pan młody, z pewnością pańska pamięć należy do doskonałych - dodała tak, jakby sama chyliła się już nad grobem, celebrując finał swego długiego życia. Ile lat mogło ją dzielić od Igora? Zawsze miała z tym problem, orientalne pochodzenie sprawiało, że większość ludzi brała ją za dużo młodszą niż była w rzeczywistości. Młoda a tak doświadczona przez los, wdowa uginająca się pod ciężarem tęsknoty za utraconą miłością. Musiała przypomnieć sobie scenariusz, według którego grała od dwóch lat - potwierdzenie jego fundamentalnych elementów wchodziło właśnie w ostatnią fazę.
Milczała jeszcze przez dłuższą chwilę, do momentu, w którym stało się to zapewne nieprzyjemne, po czym poprawiła się na fotelu i splotła dłonie przed sobą, na podołku sukni. - Z Francji, z Neuilly-sur-Seine. Cmetière Municipal des Familles Sorcières. Kwatery rodziny Mericourt - mówiła nienaganną francuszczyzną, ale nie było w tym nic dziwnego; jej mąż pochodził przecież stamtąd. - Pewnym wyzwaniem będzie dla Was zapewne fakt, że zwłok tam nie ma. Ani żadnej wzmianki o tymże konkretnie Bastienie Mericourcie w tamtejszych księgach - wypowiedzenie clou tej rozmowy przyszło jej łatwo, bacznie jednak obserwowała wyraz twarzy Igora. - Będziecie więc potrzebowali ciała. Około stu osiemdziesięciu ośmiu centymetrów wzrostu, średnia budowa, wiek...Powiedzmy, około czterdziestki. Ciemne włosy, jasna karnacja - Czy tak wyobrażała sobie ojca bliźniąt? Swojego męża, największą miłość całego życia, protektora, kochanka i opiekuna? - Przyczyna śmierci... - zawiesiła głos, marszcząc lekko brwi; ciągle zapominała, co oficjalnie stało się z jej mężem. Choroba? Śmierć w wyniku anomalii? Na Merlina, powinna to dopracować. - Sprawcie, by nie dało się jej jednoznacznie stwierdzić. Może coś pójdzie nie tak w czasie transportu. Ale nie informujcie mnie o tym, byłabym naprawdę wściekła - zamilkła na moment, dając czas Igorowi na ewentualne pytania, zaprzeczenia lub wyartykułowanie wątpliwości. Niezbyt chętnie widzianych, rzecz jasna. - Wszystko ma jednak wyglądać absolutnie legalnie. Za stworzenie dodatkowej historii w księgach tamtejszego cmentarza i gminy zapłacę jeszcze hojniej - okręciła wokół palca ciężką obrączkę, symbol wdowieństwa, dalej nie spuszczając wzroku z Igora. Może powinna pewne rzeczy wypowiedzieć bardziej wprost, ale wierzyła w spryt syna Iriny. I w to, że podejdzie do sprawy z należytą powagą - i jeszcze bardziej rozwiniętą dyskrecją.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Dom Pogrzebowy Macnair [odnośnik]27.03.24 19:31
Ponure ściany chowały się w narastającym mroku wieczora, sekret niewątpliwej przyjemności goszczenia w swych progach samej namiestniczki nie wybrzmiał jednak jeszcze w werbalnej sieci komplementów. I wybrzmieć chyba już nie miał, jakby wbrew kobiecemu przyzwyczajeniu do wsłuchiwania się w słodko-gorzkie peany o własnej wspaniałości, jakby na przekór powszedniości towarzyszącego jej serwilizmu. Urodę, w zgodzie z krążącymi tu i ówdzie półsłówkami oceny, miała istotnie egzotyczną, nęcącą swoim kształtem przeciętne oko europejskiego mężczyzny; spore zasoby ostrej zadziorności dodawały jej osobliwego charakteru, w połączeniu z dominującym temperamentem rysy te stawały się ostatecznie przenikliwie wyraziste, może nawet onieśmielająco władcze. Aż za dobrze znał swoje miejsce w zastałym układzie, przez myśli przebiegła jednak blada, poniekąd może też satysfakcjonująca, świadomość, że w całym dobrodziejstwie tychże okoliczności nie był zaledwie marionetkowym, pokornie służalczym wysłannikiem jej woli. Interes przebiegał wszakże na zasadzie barterowego handlu, w którym zasobność jej skarbca okazać się miała najmniej istotnym niuansem transakcji; lojalność za tajemnicę, życzenie w zamian za dobre imię, rodziny czy samego zakładu, wreszcie ― hipotetyczne, i zupełnie potencjalne, zobowiązanie w odpowiedzi na ichniejszą przysługę.
Wraz z początkiem wojny wszelkie zakłady kojarzone ze szlamem konsekwentnie zamykano ― poinformował we wstępie, głosem ni to przejętym, ni wyrażającym aprobatę; polityka obecnego rządu była mu w smak pod każdym względem, choć nachodziło go niekiedy nieodparte wrażenie, że widmo czystokrwistego nadczłowieka nosiło w sobie wiele obarczonych błędem tez. Sprawy etyki i moralności nie leżały jednak u podstaw jego priorytetów, bezzasadnym byłoby więc pozwalać sobie głośno na analogiczne dywagacje. Kiedykolwiek, gdziekolwiek. ― Nazwisko naszego szyldu budzi jednak stosowne odczucia. Zwłaszcza wśród prawdziwych czarodziejów ― dodał, wymownie ucinając temat ostałej w Londynie konkurencji, choć nadal zagrażał im przecież niemożliwy do zlekceważenia gracz. Blishwickowie nie spoczywali na laurach, ale o nich na pewno miała już sposobność niegdyś usłyszeć? ― Na rzeczone zaufanie, jednakowoż, musieliśmy sami sobie zapracować ― skwitował, lustrując spojrzeniem atrakcyjne, choć jakże niepokojące, kontury jej mimiki. Jakość usług szła w parze z oczekiwaniami, wraz z nimi poprzeczka wzrastała w niebotycznym tempie, czyniąc z matczynego biznesu niezwykle intratną perspektywę. Niewielu znało jednak zaplecze tej współpracy; nierzadko służył wszakże za kukiełkę jej potrzeb, w sprzedajnej wręcz postawie dygającą manierycznie przed tym, kogo akurat wskazano na rozlazłym horyzoncie. Jednego dnia był to zawodowy popis empatii i zawiłych kondolencji, składanych grzecznościowo wdowie tej czy tamtej, innego zaś, w formule niebrzydkiej przecież maskotki, przykazywano mu czarować przygłupią córkę możliwego kontrahenta. Dla atłasowej wyściółki trumny, nowego rodzaju drewna albo brzmienia żałobnej orkiestry.
Na dźwięk prostej sugestii odpowiedział milczącym gestem, z zasadniczą ostentacją zamykając wysłużony notes prostym ruchem ręki. Wraz z tym oderwał łokcie od twardości biurka, w niemile, najpewniej, widzianej swobodzie zapadając się w miękkim oparciu własnego siedziska. I tylko już słuchał, uparcie zapisując w pamięci szereg podjętych przez nią wymagań. Leciwy uśmiech cisnął się na twarz, jakby w cynicznej wręcz potrzebie niemego skomentowania całego procederu, w pełnej powadze przyjął jednak jej uwagi.
Jeśli więc życzy sobie pani pełnej zgodności w dokumentacji, koniecznym będzie sporządzenie umowy dotyczącej dokładnego miejsca pochówku oraz uiszczenie za nie opłaty... ― Powstał z miejsca, kierując się w stronę stojącej w pobliskim kącie komódki. ― Wówczas skierujemy ją do zarządcy wybranego przez panią cmentarza i na jej podstawie będzie pani mogła wystosować wniosek. ― Wzór formularza położył przed nią na ciemnym blacie mebla. ― Ponieważ, jak mniemam, potrzebne będzie też pisemne zaświadczenie kierownika Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, wydawane wyłącznie na żądanie członka rodziny. Poza nim pozwolenie z Departamentu Transportu Magicznego, skoro życzy sobie pani ciała nieskremowanego, w pełnej okazałości... ― kontynuował, porządkując wszystko w toku głośnej wymiany myśli. ― I to właściwie byłoby wszystko. Całą resztą możemy zająć się już bez pani udziału.
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Dom Pogrzebowy Macnair [odnośnik]03.04.24 19:21
Subtelna zaborczość, z jaką Igor opowiadał - bronił? - o wyjątkowości zakładu pogrzebowego Macnairów, lekko ją rozczuliła. Spodziewała się po synu Iriny wszystkiego, co najlepsze, i właściwie to właśnie otrzymywała. Młodzieńca inteligentnego, uprzejmego, czujnego, gotowego spełnić oczekiwania Klienta. Prawdziwego klienta, prawdziwego czarodzieja; stanowcze odcięcie się od szlamowatego pospólstwa, rozpościerającego macki w tym ponurym biznesie, nie umknęło jej uwadze. Nie oceniała, czy podkreślił wyższość swego zakładu z ideologiczną szczerością czy pragnąc po prostu ugrać nieco więcej sympatii Śmierciożerczyni - to nie było istotne, liczył się efekt, którego oczekiwała. Zwróciła się do Macnairów nie bez powodu, ufała tej rodzinie, pewna ich lojalności oraz profesjonalizmowi, który reprezentowali. Stali po jednej stronie barykady, za umocnionymi fortyfikacjami, nie obawiała się więc zdrady. Kara za okazję ku takowej, nawet poczynioną przypadkiem, byłaby tak okrutna - i udzielona nie jej ręką, nie wątpiła, że to Drew odpowiadałby za jej wymierzenie - że jakiekolwiek wątpliwości niemal nie pojawiły się w tyle głowy Deirdre. Ufała siedzącemu po drugiej stronie biurka czarodziejowi niemal bezgranicznie, zabezpieczona jednakże wieloma zapewnieniami, o których istnieniu Igor mógł nie mieć nawet pojęcia.
- Bez wątpienia, Macnair to renoma sama w sobie. Wręcz uwielbiam twojego... - zawiesiła głos, nie znała dokładnego drzewa genealogicznego Macnairów - wujka Drew. Wspaniały czarodziej. Także zapracował niezwykle ciężko na swój sukces - zakończyła z uprzejmym uśmiechem, niepokojącym jednak mocniej od nawet najśmielszych groźnych grymasów. Gdy madame Mericourt się uśmiechała, nigdy nie wróżyło to niczego dobrego. - Jesteście ze sobą blisko? - zagadnęła jeszcze niemal niefrasobliwie, przyjacielsko; czarne oczy pozostały jednak puste i bez wyrazu. Czy naprawdę interesowały ją relacje wewnątrz klanu innego Śmierciożercy - nie sposób było przewidzieć, nie po wystudiowanym uśmiechu i całej pozornie przyjacielskiej aurze. Szybko zmieniającej się na tą pełną skupienia, prezentowała swe wymagania rzeczowo, beznamiętnie, dłuższym spojrzeniem kwitując jedynie zdecydowanie zamknięcie notatnika przez Igora. A więc miał dobrą pamięć, doskonale; nie chciała, by po tym spotkaniu został jakikolwiek pisany ślad. Niezbyt więc spodobała się jej wizja uzupełniania czegokolwiek; zmarszczyła lekko brwi, obserwując podchodzącego do komódki młodzieńca. Natrafiła na równego sobie, miłującego formularze, pracoholika? - Naprawdę muszę uzupełnić to sama? Nie może się tym zająć w pełni wykwalifikowany pracownik służb pogrzebowych? - spojrzała niechętnie na ułożony na blacie plik kartek; lubiła zajmować się żmudnymi formalnościami w czasie stażu, przed wieloma dekadami; teraz miała od tego ludzi. - Wierzę, że uzupełni pan to znacznie szybciej i sprawniej ode mnie. Ufam panu - uśmiechnęła się uroczo, ujmująco, wiedząc, że potrafi oczarować nawet najtwardsze męskie serca. Zwłaszcza oferując walutę tak cenną, jak zaufanie; tym nie szafowała bezpodstawnie. Ani na darmo; oczekiwała, że dom pogrzebowy Macnairów zajmie się wszystkimi przykrymi detalami, a ona po prostu pojawi się za jakiś czas na magicznym cmentarzu z dwójką zasmuconych dzieci, gotowa do udzielenia wywiadu o ciężkim życiu wdowy. I umocnienia swej historii, tak wiarygodnej, jak dokumenty za nią stojące. - Oczywiście złożę swój podpis. Na formularzu - i na czeku - nie zamierzała oszczędzać na prawdzie, o to Igor nie musiał się martwić. Liczyła, że szybko wychwyci niewerbalne zapewnienie; galeony nie miały znaczenia, gotowa była wysypać na biurko tuż przed twarzą przystojnego młodzieńca trzy sakwy złota, byleby tylko przeprowadzić całą procedurę jak najszybciej - i jak najmniejszym kosztem jej czasu. Jako Namiestniczka i Śmierciożerczyni miała na głowie wiele obowiązków. - Zaświadczenia z Departamentów nie będą problemem. Wypiszę panu upoważnienie, wszystko może załatwić pan w moim imieniu. Na wypadek jakichkolwiek problemów, proszę powołać się na mnie lub Corneliusa Sallowa. Powinno to przyspieszyć wszelkie procedury - znajomości pozwalały na szybkie załatwianie nawet trudniejszych spraw. Wykorzystywała postać byłego narzeczonego niezwykle śmiało, ale wiedziała, że jego nazwisko otwierało równie wiele drzwi, co to należące do Namiestniczki - jeśli nie więcej. Rządy Cronusa Malfoya pozwoliły na rozkwit kariery Cornela, Igor nie powinien mieć więc żadnych problemów z uzyskaniem niezbędnych kwitków. Zrzucała na barki Karkaroffa sporo, ale wierzyła, że uniesie tę odpowiedzialność bez większych problemów. Na zdradzenie dość szokującego sekretu madame Mericourt zareagował bez mrugnięcia okiem, wykazując się skrajnym profesjonalizmem - na razie więc zasługiwał na pochwałę. Niewerbalną, spoglądała na niego wyczekująco, spodziewając się potwierdzenia swych przepuszczeń i obietnicy zajęcia się całościowo problemem pochówku. Nie popędzała go, nie próbowała siłą przekupywać - jeśli był równie rozsądny, co Irina, z pewnością zrozumie powagę sytuacji oraz możliwości, które właśnie się przed nim otwierały.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Dom Pogrzebowy Macnair [odnośnik]14.05.24 0:52
Niejako machinalnie wylewał z siebie te stosowne formuły, wyuczone już do perfekcji zapewnienia o tym i tamtym, zgoła chyba patetycznie sygnujące angielskie, choć wprawdzie bynajmniej doń nienależące, nazwisko z szyldu zakładu. Nie dało się dojrzeć w nich choćby cienia sceptycyzmu czy niechęci, nawet jeśli takowe pierwotnie tkwić mogły w jego wrażeniach; zbyt wiele wyrzeczeń kosztowało ― walczącą o utracone dziedzictwo matkę ― wdrażanie się na nowo w rzeczywistość zmienionej przez wojnę ojczyzny, również zbyt wiele prób on sam poczynił w usuwaniu niepokojąco obcych zgłosek z przyjętej tu mowy, w eliminowaniu naleciałości zdziczenia na rzecz oczekiwanego taktu, by z nienależytą ignorancją odpowiadał pytającym o sedno całości. Teraz istotnie zasiadał już za ciężkim biurkiem zarządcy, teraz całkiem na serio sygnował swoją obecnością bardziej znaczące przedsięwzięcia, ale jeszcze przed rokiem, gdy wszystko rysowało się jeszcze kreską mniejszej skali, a on niechętnie dukał angielszczyzną, uczył się dopiero znosić tutejszy fetor formaliny i duszących lilii, uczył się stonowania w cisnącym materiale garnituru, uczył się znoszenia grymasu przy ciężarze trumny ciążącej na prawym barku. Wartości pokonanej drogi ― niekiedy ponuro przypominającej wręcz tory pogrzebowego konduktu ― nie pozwoliłby, tak po prostu, zredukować.
Kuzyna ― poprawił ją nienachalnie, bez tonu niewygodnej pretensji, nie musiała wszakże znać zawiłości ich rodzinnych koligacji. Status wujka nie był zresztą taki zupełnie nietrafiony, nierzadko bowiem z zalegającej pomiędzy nimi różnicy wieku czynili przedmiot niewybrednych żartów. Dalsze słowa potraktował już tylko milczącym skinieniem głowy, w niemym potwierdzeniu dla pochwał, którymi okraszała staturę krewnego namiestnika. On sam, jakby w skromności dla własnych osiągnięć, nie zwykł specjalnie często obnosić się sukcesami spod własnej ręki, inni zwykli jednak mówić o nich chętnie i wystarczająco donośnie. Karkaroff, zgodnie z pozostałymi, ubierał sylwetę Drew w zasługi dumy i szacunku, z większym jeszcze urokiem oceniając choćby i te pomniejsze decyzje. Zupełnie zresztą niedawno dostąpił swoistego wyrazu zaufania, przejąwszy pałeczkę nad nokturnowską karczmą. ― Owszem, jak to rodzina ma w zwyczaju ― odparł równie niezobowiązująco, co i nieprecyzyjnie, z lekkością zastaną najsampierw w zastygłym z jej ust pytaniu. Zdolność do interpretacji dawała niemałe pole do refleksji, jego ton równie dobrze ocenić można było jako ugrzecznioną konstatację, jak i krnąbrną ironię, ale najpewniej nie była to sprawa, nad którą w znaczniejszej mierze miałaby się pochylać. Rodzina wszakże nosiła najszerszy uśmiech zgromadziwszy się dopiero w migawce zdjęcia; chociaż u nich tajemnice skrywała zazwyczaj gruba zasłona jakiejś osobniczej dyskrecji, rozdzielając zgoła nici wiążących sympatii, tak też braterstwo jednoczyło na powrót, łącząc w spójny pęk celów i obietnic. Nie byli zatem, być może, zupełnie konwencjonalnym zestawem przyjaciół, ale zasada wzajemności wzmacniała sojusz zobowiązań.
Jak pani sobie życzy ― stwierdził drogą uprzejmego zapewnienia, niesubtelnym ruchem dłoni przejmując podetknięty pod nos formularz we własne ręce. Najwyraźniej nie interesowały ją niuanse, a ciężar koniecznych do wychwycenia wyborów bezwstydnie postanowiła zepchnąć na jego barki. Co jednak było pewne, to zbiór sugestywnych życzeń, które meandrami poczęły spływać na sam choćby widok gotowych do uzupełnienia luk. ― Miejsce podwójne, może nawet potrójne? Coby mogiła prezentowała się z należytym dostojeństwem... ― zastanawiał się cicho, stalówką zmoczoną przedtem w atramencie kreśląc na pergaminie zgrabne uwagi. ― Na cmentarzu... w centrum? Gdzieś nieopodal... grobu znamienitej Margaret Blicks, tak dla przykładu ― dodawał, niby pytająco, choć w głosie nie wybrzmiewała ani jedna nuta zwątpienia, które madame Mericourt miałaby rozwiać. Podobno ufała zresztą jego doświadczeniu. ― Prosiłbym o podpis, tutaj, z jutrzejszą datą ― wskazał po chwili, obróciwszy dokument w jej stronę, pióro wolno pozostawiając zaś w eleganckim kałamarzu. Z dolnej szuflady pobliskiego pulpitu wyciągnął z kolei dwa czyste arkusze, bez zwłoki przystępując do wypełniania formalności.
Jeszcze upoważnienia. Do sporządzenia wiarygodnych akt zmarłego potrzebuję też jego danych osobowych, dokładną datę urodzenia i śmierci... ― napomknął w międzyczasie, urzędowym językiem utrwalonych kryteriów samemu sobie zezwalając na piśmie na podjęcie działań w tym zakresie; po niedługim oczekiwaniu i spalonym połowicznie papierosie dwa egzemplarze analogicznych w brzmieniu dokumentów, dla kolejno wymienionych przedtem departamentów, oddał jej do przypieczętowania sygnaturą. Strzepnąwszy popiół do majaczącego na skraju blatu naczynia, podniósł w końcu wzrok na kobietę. I szczerze chciał wierzyć, że papierkowa robota nie znużyła jej jeszcze zanadto.
Czy ma pani jeszcze jakieś uwagi? ― podpytał przezornie, wielu szczegółów nie mieli tu wszakże okazji ustalić. Dbała o nie? ― Co do samego pomnika, zaproponowałbym nowoczesny, minimalistyczny granit z elementami piaskowca, ostatnio często wybierany przez najbardziej wymagających klientów. ― Opis podparł wysłużonym już nieco katalogiem z rycinami, udostępnionym przez zaznajomioną firmę kamieniarską. ― Albo przeciwnie, coś bardziej klasycznego i pompatycznego, z tych samych surowców, ale w stylu barokowym ― dodał dla zróżnicowania, uważnym ruchem dłoni przekartkowując projekty z niewielkiej książeczki. ― Na tym pierwszym łatwiej wyeksponować epitafium, drugi pasowałby chyba jednak bardziej do rzeźby, o której rozmawialiśmy wcześniej ― skwitował w zwyczajowym doradztwie, choć esteta był z niego przecież żaden. Ale klient nasz pan, a ona skłonna była suto zapłacić za parę sennych, zarazem jakże istotnych, przedstawień miałkiej fikcji. Ten kawałek skalnego bloku miał być chyba jedyną prawdziwą reprezentacją dzisiejszej umowy, niech więc zdecyduje sama. W marginaliach tego pokroju skrywało się zresztą wiele ważnych dygresji ― przede wszystkim ta, którą mimowolnie wyznaczać miała kontury własnego wizerunku.
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Dom Pogrzebowy Macnair [odnośnik]19.05.24 19:43
Igor nie dał się pociągnąć za język, nie skomentowała jednak wstrzemięźliwości w żaden sposób. Może taki był jego egzotyczny urok - a może został doskonale wyszkolony przez Irinę, nie wdając się w nawet pozornie niegroźne plotki. Chętnie dowiedziałaby się więcej o Drew z postronnego źródła, lecz nie była to paląca potrzeba, raczej znudzny kaprys. A to nie motywowana nimi przybyła tego wieczoru do domu pogrzebowego. Oczekiwała profesjonalizmu i właśnie to dostała, nie czuła się więc zawiedziona. Milczała tylko przez dłuższą chwilę, wpatrując się w siedzącego za biurkiem młodzieńca niemal bez mrugnięcia, z twarzą niemal idealnie bez wyrazu, z uprzejmym, ale chłodnym uśmiechem przyklejonym na wargach. Mogli płynnie przejść do konkretów, które - co zaskakujące - sprawiły jej nieco...przyjemności? Nie sądziła, że rozważania na temat pochówku mogą być tak zajmujące. Nie na tyle, by zamierzała poświęcić sprawie Bastiena zbyt wiele wolnego czasu - dlatego przecież zwracała się z prośbą o eksperckie wsparcie do Macnairów - ale wcześniej nie zastanawiała się nad śmiercią w tak praktycznym kontekście. Wymierzała ją sprawiedliwie, czasem dla własnej rozrywki; obserwowała ją z bliska i daleka, widziała, jak giną tysiące ludzi i jednostki; syciła się każdą jej wersją. Lecz ta fałszywa, utkana z kłamstw, smakowała inaczej. Kwaśniej. - Takie mini-mauzoleum - uzupełniła w udawanym zamyśleniu, jakby perspektywa kilku kolumienek i kamiennego budyneczku naprawdę w pewien sposób ją frasowała.
- Potrójne. Może - poczwórne? - potwierdziła krótko, nie zamierzając dodawać, że nikt inny nie spocznie obok Bastiena. Sama nie zamierzała ginąć, chociaż wiedziała, że z każdym dniem ryzyko przekroczenia granicy śmierci rośnie coraz szybciej. Nie bała się tego. Igrała z szatańską pożogą, zaprosiła ostateczność do swego życia, poskromiła ją, karmiła się cierpieniem, bólem i krwią - i wiedziała, że zapewne przyjdzie jej zapłacić za uzyskaną w ten sposób potęgę ostateczną cenę. Kiedyś. A gdy ta pora nadejdzie - nie odzyskają ciała, w pokręcony, niemal jasnowidzki sposób wiedziała, że nie zostanie po niej nic materialnego. Rozszarpana na strzępy, złożona w ofierze przez Czarnego Pana, rozmyta w mrocznej mgle, uduszona przez Rosiera a potem zrzucona z białych klifów Dover - jej ciało nie miało zaznać spokoju i doczekać się wiecznego odpoczynku pod marmurowym nagrobkiem. - Istnieje szansa na kwaterę nieopodal kogoś zasłużonego dla nowego porządku? - nie zamierzała przesadnie grymasić, nie wiedziała jednak, kim jest wspomniana Margaret Blicks. Jeśli profesorką magicznego uniwersytetu, zasłużoną w walce z terroryzmem - doskonale. Potrzebowała takiego towarzystwa, takiej konotacji. Alei gwiazd, ale z rycerskim twistem. Jeśli było to niemożliwe, trudno, nie szkodziło jednak dopytać. Ufała mu jako profesjonaliście; bez zawahania przyjęła pergamin i chwyciła pióro, składając równy, czytelny podpis. Pewna, że Karkaroff wykorzysta go tak, jak należy. Nie był głupcem, a nawet jeśli - głupią nie była Irina. Po dokonaniu formalności przesunęła dokumenty z powrotem, prostując się na fotelu. Dokładne formalności i daty; zmarszczyła brwi. Kwestią wiarygodnej przemiany w madame Mericourt zajmował się Tristan: nigdy nie poświęcała temu większej uwagi. - Zmarł dwudziestego czerwca tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego piątego roku - miała nadzieję, że podała sensowną datę, opartą na skomplikowanej matematyce. Bliźnięta urodziły się w styczniu, różncia między ich poczęciem a zgonem musiała wydawać się prawdopodobna. Zmarszczyła lekko brwi. Ile lat mógł mieć jej umiłowany mąż? Starszy, sporo starszy - tak było wiarygodniej. - Urodził się dwunastego lutego tysiąc dziewięćset piętnastego - czterdzieści lat, piękny wiek, rozsądna różnica. Data bliska jej urodzinom Tristana, łatwiej będzie zapamiętać. Wszystko układało się w rzetelny, pełen drobiazgów obrazek, odmalowywany oficjalnymi zgłoszeniami, przychodzącymi na świat spod pióra Igora. Obserwowała go nienachalnie, cierpliwie, jakby od niechcenia przeglądając katalog z pomnikami, barwami marmuru i innymi wizualnymi detalami. - Zostawiam decyzję w rękach specjalisty - odpowiedziała na wszelkie wątpliwości, wierząc, że Macnairowie - i sam Karkaroff - sprawdzą się w stu procentach. Żadnego kiczu, ale i dramatycznej przesady. Złoty środek powinien obowiązywać także w kwestii śmierci. - Ale skłaniam się ku opcji minimalistycznej. Z epitafium w języku francuskim. Coś krótkiego, ale celnego. Z wspomnieniem o dokonaniach w dziedzinie magicznych sztuk - nie zamierzała podawać rozwiązania na tacy, nie znała się aż tak na poezji. Karkafoff natomiast wyglądał na kogoś, kto posiada osobny katalog poświęcony pięknym ostatnim słowom oraz wspomnieniom tragicznie zmarłych osób. - Może obędzie się bez rzeźby. Obraz Bastiena będzie na zawsze żywy w naszych wspomnieniach - zadeklamowała beznamiętnie, nie siląc się na udawane wzruszenie. Nie musiała przywdziewać kłamliwej maski, skupiali się na konkretach, co niezmiennie doceniała. - Czy mamy już wszystko? - upewniła się, gotowa postawić kilka dodatkowych podpisów, gdyby wymagały tego formalności. - Gdyby czegoś brakowało, proszę o sowę. Odpiszę w pierwszej kolejności. Będę też wdzięczna za list, gdy pomnik i wszystkie dokumenty będą już gotowe - dodała swobodnie, choć poważnie, powoli wstając z krzesła. Nie chciała zawracać głowy Igorowi - i tak postawiła przed nim wiele trudnych wyzwań. Wierzyła, że im podoła; w innym wypadku nie powierzyłaby temu przedsiębiorstwu tak wrażliwych tajemnic. - Liczę, że niedługo ponownie się spotkamy - uśmiechnęła się ostatni raz, chłodno, kładąc na biurku ciężką od złota sakiewkę. Zadatek; gwarancja owocnej współpracy, wspomożenie w utrzymaniu dyskrecji, a także sugestywne przypieczętowanie ich współpracy.

| zt? :pwease:


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Dom Pogrzebowy Macnair [odnośnik]06.06.24 16:54
9 września 1958 r.

- Powtórz raz jeszcze. Co takiego zrobiła dziewczyna? – zapytałam, wznosząc się nieco w stronę pracownika znad eleganckiego biurka w gabinecie. Franklin, zwykle idealnie posępny i zupełnie beznamiętny, tym razem zaskoczył mnie i nie potrafił zapanować nad drżeniem głosu. Jego reakcje już same w sobie wydawały się być zwiastunem katastrofy. Pracował u mnie od samego początku, ceniłam temperament i niezwykłą organizację. Czuwał nad sprawami, gdy znajdowałam się poza domem pogrzebowym. Był moimi oczami i uszami, a do tego wszystkiego nie musiałam go niczego uczyć i niczego tłumaczyć. Sprawdzał się. Dziś jednak pierwszy raz widziałam go tak zlęknionego. Z trudem wypuszczał słowa, a zwykle idealnie skryte za plecami dłonie, tym razem drżały pięć cali przed krawędzią drewnianego blatu. – Jeżeli potrzebujesz, usiądź i odetchnij. Chcę usłyszeć dokładnie i powoli, co się właściwie wydarzyło. Nie poznaję cię, Franklinie – odparłam, przyglądając mu się spod długi rzęs i jednocześnie nieco odchylając się w skórzanym fotelu. Być może powinnam zaproponować mu szklankę ogniste whisky dla rozluźnienia, ale należało pamiętać, że znajdował się w pracy i miał przed sobą dzisiaj jeszcze garść obowiązków. Jednakże sprawa, z którą przyszedł, i tak skutecznie zburzyć miała cały harmonogram na najbliższe godziny.
- Musiała być czymś odurzona, madame Macnair – wyraził nie bez goryczy. – Jej wygląd, jej strój były nienaganne podczas weryfikacji. Ręczę za to. Na cmentarzu pojawiła się punktualnie, niczego nie mogliśmy podejrzewać. Merlinie, gdybym tylko mógł cofnąć czas… Niemniej wszystko przebiegało zgodnie z planem, pochód ruszył aleją, dziewczęta zmierzały tuż za rodziną, łzawiły regulaminowo, poruszały się powoli, zgodnie z procedurą. Żałobnicy przeszli może trzydzieści metrów, nie więcej… A wtedy panienka Bones, nie wiedzieć czemu, wpadła w histeryczny śmiech. Nie zachowała odpowiedniej pozy – przerwał, by wziąć głęboki wdech i opuścił na moment powieki. – Wszystko stało się szybko, członkowie rodziny nerwowo spoglądali za siebie, niektórzy zatrzymali się oburzeni… Potem wpadła wprost na brata zmarłej, a ten poleciał do przodu i pchnął seniora – kontynuował, a ja wreszcie mogłam jakoś rozpracować przebieg skandalicznego wydarzenia. Przy czym wiedziałam, że badał dyskretnie moją reakcję, a stres pętał go całego pod żebrami. O tak, umiałam doskonale wywęszyć czyjś strach. Jego jednak widziałam w tym stanie pierwszy raz. Być może nawet nie sądziłam ,że był zdolny do podobnego obnażania się. Wiedział jednak, że przede mną nie warto było niczego ukrywać. – Musieliśmy zatrzymać orszak. Stary czarodziej upadł wprost na kamienną ścieżkę, zdarł ubranie i potłukł się, na szczęście nieznacznie. Ruszyliśmy na ratunek, sama panie wie, że…
- Dość, Franklinie – przerwałam, sięgając do szuflady po srebrną papierośnicę z sępim herbem. Paznokieć wbił się w szczelinę. Milczałam, gdy palce wyłaniały fajkę, a starszy pracownik już po chwili ujrzeć mógł błysk płomienia tuż przy tytoniowej końcówce. Mlecznobiały dym łakomie obtoczył moją nierozszyfrowaną twarz. Lecz Franklin wiedział, wiedział aż za dobrze, co się teraz stanie. – Sprowadź ją. Natychmiast – nakazałam, strzepując popiół wprost do zdobnej popielnicy. Patrzyłam, jak kiwa z szacunkiem głową i pospiesznie opuszcza gabinet. Gdy drzwi za nim zatrzasnęły  się, odsunęłam się od biurka i wstałam, pociągając za sobą bladą smugę wonnych oparów.
Czasami bycie szefem zmuszało do brutalnych decyzji, ostatnio nawet coraz częściej. Każdy z nich, każdy jeden codziennie pracował na dobre imię moje i mojej rodziny, na powodzenie całego zakładu. Jeden błąd skończyć się mógł skandalem i raz na zawsze pogrzebać mógł cały biznes. Do tego nie można było dopuścić. Dziewczyna pożałuje dnia, w którym stawiła się do pracy otumaniona niewiadomym świństwem.
Ani drgnęłam, kiedy drzwi zaskrzypiały, a krótko później niesłychanie cichy stukot pantofli wypełnił pomieszczenie. Płaczki nauczone były chodzenia niemal bezszelestnego. Wiedziałam, że to ona. Stałam jednak wpatrzona w ulicę, obrócona tyłem i niestety zmuszona do zrobienia czegoś, na co nie miałam większej ochoty. Ona jednak nie dawała mi wyboru. Zasady panujące w naszym zakładzie były jasne, rzadko zdarzało się, by ktoś dopuścił się tak rażącej niekompetencji, tak zdziecinniałego zachowania. Tuszowanie tej sprawy będzie pracochłonne i kosztowne. Obym dziś ostatni raz widziała ją na oczy. No, prawie ostatni.
- Nie jestem rozczarowana, Bones – wybrzmiałam najpierw spokojnie, obracając się w stronę dziewczyny. Stała ledwie dwa metry od drzwi, bała się podejść bliżej. A jakże, wszystkie są takie same. Najpierw zawinią, a potem nie potrafią spojrzeć mi w oczy i zmierzyć  się z konsekwencjami. Czułam zażenowanie. – Jestem wściekła, nie spodziewaj się litości, głupia dziewczyno – podkreśliłam, wgniatając resztkę papierosa w metalową popielniczkę. Nie usiadłam, wolałam przemawiać na stojąco i nie silić się na ciągłe wznoszenie głowy. Tak było dosadniej. – Twoja pensja pokryje koszty pogrzebu, resztę doniesiesz. Najpóźniej jutro. Nie obchodzi mnie, skąd weźmiesz te pieniądze. Rodzina Fenwick nie zapłaci ani knuta za ceremonię, która przez ciebie przypominała cyrk. Pogwałciłaś szacunek zmarłego, pogwałciłaś profesjonalizm, jakim od samego początku szczyci się dom pogrzebowy Macnair – wygrzmiałam, pozwalając sobie tym razem na nieco bardziej gniewną demonstrację. – Masz szczęście, że nie wezwali służb i nie zamknęli cię za obrazę obyczajów. Uwierz mi, odsiedziałabyś swoje. Choć może… ja i mój gniew jesteśmy o wiele gorsi od tego, co mogłoby cię spotkać w celi, Bones – przyznałam wzniośle, uśmiechając się wyjątkowo srogo i podchodząc bliżej przeklętej dziewuchy. – Jesteś zwolniona. Zdasz uniform, spakujesz rzeczy, a jutro widzę pozostałe pieniądze na biurku. Jeżeli ich nie dostarczysz, to wierz mi, zajmę się tobą odpowiednio – obiecałam, czyniąc subtelną wycieczkę po gabinecie. Mogłam ją łatwo zmusić do tego, by ukorzyła się przed rodziną, przeprosiła i pożałowała swego karygodnego zachowania. Mogłam już teraz wyciągnąć różdżkę i pozostawić krwisty ślad na tym marnym istnieniu, lecz nie miałam ochoty na to przedstawienie. Nie w tych okolicznościach. Z krewnymi zamierzałam porozmawiać osobiście, w myśl zasady, że jeżeli masz coś zrobić dobrze, musisz zrobić to samemu. A jakże. Ta pracownica była nikim, liczyło się tylko to, by szczelnie nałożony na rodzinę plaster nie pozwolił zatruć całej firmy przez jeden bezmyślny wybryk łzawicy. Swoją droga ta wciąż stała niezdolna choćby otworzyć ust, niezdolna spojrzeć mi w oczy. Niczego innego nie spodziewałam się po kimś takim. – Odejdź – wymówiłam z odrazą i pozwoliłam sobie na charakterystyczny gest dłoni. Szkoda było poświęcać na nią więcej czasu.
Gdy wróci Franklin, powinnam przekazać mu instrukcję, choć on i tak doskonale wiedział, jak się skończy ta rozmowa. Szybko trzeba było ruszyć się stąd i zacząć płaszczenie się przed pohańbioną przez moje nazwisko rodziną. Absurdem było posyłanie sowy z listem przepraszającym. Nieco pocieszający w tych okolicznościach wydawał się fakt, że to nie był pierwszy pogrzeb szykowany przez nas dla tej rodziny i do tej pory czarodzieje ci zadowoleni byli z oferowanej usługi. Nie robiłam sobie jednak większych nadziei i zamierzałam natychmiast przystąpić do działania. Należało zbadać, jak wiele osób uczestniczyło w ceremoniale. Każda jedna to tuzin dodatkowych niepochlebnych opinii, a w miesiącach kryzysu nasza konkurencja walczyła wyjątkowo zaciekle. Nie ustępowałam im jednak, nie od dziś ciesząc się mianem brutalnego gracza. Zmyślne zagrywki mogły wspomóc nas w wymazaniu żenującego śladu. Darmowa usługa oraz zapewnienie wspaniałej rzeźby nagrobnej na koszt panny Bones powinny przyciszyć oburzonych krewnych. Niechwalebna wieść rozniesie się, bez wątpienia, ale być może zdoła wzbudzić mniejsze zainteresowanie, jeżeli tylko znajdzie się w morzu innych hańbiących plotek o pozostałych zakładach funeralnych. Podniecony szept podrzucony do zakamarków stolicy powinien załatwić sprawę. I jeszcze grabarz, opiekun tamtejszego cmentarza. Musiałam koniecznie zadbać, by odpowiednio reagował na docierającego do niego zapytania. Powinno wystarczyć, przynajmniej na razie.
 
zt
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Dom Pogrzebowy Macnair [odnośnik]21.09.24 23:26
Dywagacje o rodzinnych powiązaniach i pomnikowych surowcach raz po raz przetykały ciszę, włącznie z cichymi dźwiękami pióra skrobiącego o wierzch pergaminu; świeca dogasała już w widmie postępującego wieczora, powieki przymykały błądzące bez wyrazu oczy, by wreszcie skupić się na ostatniej kropce atramentu, by wreszcie uchwycić stosowną propozycję nagrobka na katalogowej stronie numer dwieście dwadzieścia dziewięć.
Rzadki projekt, w nieco patetycznym, choć uwspółcześnionym tonie. Minimalistyczny i kanciasty, jak pusty plac czekający na manifestacje ― podsuwał rycinę tę i tamtą, bo zaraz palce wyłapały ekspozycję strony sto siedemdziesiątej drugiej i opisywały go w krótkim podsumowaniu: ― To zaś swoiste rokoko, wytworne a przy tym zgoła przesadzone, ale wyraźnie podkreślające społeczny status zmarłego... ― kontynuował, wysłuchując dalej wszystkich jej uwag, a przy tym malując rzeczywistość urokliwą barwą prostych historyjek o tym, jak kawałek marmuru ukształtować miał majestat szanownego Bastiena Mericourta. Który z truposzy dostąpi triumfu teatralnego spoczywania w jego trumnie? A może pod ziemią na jego miejscu skończy ostatecznie bezkształtny wór piachu? ― Nie mogę pani niczego obiecać, ale zorientuję się, czy byłaby taka możliwość ― przyznał jeszcze szczerze, coby nie nastawiała się przesadnie na miejsce w cmentarnej alei zasłużonych dla nowego ładu polityków. Takowa wciąż nie istniała, bo wielcy bohaterowie zwykli raczej wygodnie spoczywać w miękkości ministerialnych foteli. ― Przed realizacją projektu listownie wyślę jego szczegóły do zatwierdzenia. Fakturę ― po zatwierdzeniu i przy finalizacji zlecenia ― stwierdził na koniec, suchym tonem urzędniczej paplaniny, bardziej jednak z przyzwyczajenia, niźli znudzenia. Już zaraz wszakże opuszczała milczące ściany gabinetu, pozostawiwszy go samego z sekretem, który obnażał mroki sprytnie wymazanej z życiorysu przeszłości.
Czy swoistą ironią było wystosowanie już dnia następnego banalnej prośby o pomoc do zaprzyjaźnionego lorda Croucha, najgłośniejszego chyba przeciwnika nowej namiestniczki Londynu?
Czy swoistą ironią było to, że leciwe zerknięcie w treść wniosku ― tamto nieskomplikowane, urzędowe biadolenie o pozwoleniu na przewóz ciała z Francji ― zainspirowało młodego szlachcica do złośliwie natrętnego przyjrzenia się sprawie?
To miało się jeszcze okazać.

ztx2 :pwease:
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Dom Pogrzebowy Macnair [odnośnik]09.11.24 19:14
| 2 października

Zasiadłszy przy ciężkim, drewnianym biurku mętnym wzrokiem przebiegł wzdłuż przestrzennego gabinetu, prędko wyłapując majaczącą w kącie trumnę z wielorakimi próbkami materiałowych wyściółek, zakurzony liliowy wieniec, leciwą komódkę upstrzoną osobliwymi szpargałami. Ciężki zapach tego miejsca zwyczajowo zastygł w nozdrzach, nieprzyjemnie mącąc jasnością umysłu; ostatnie dni, z uwagi na nadszarpnięte nieodpowiedzialnością zdrowie, spędził na oszczędzających go raczej zajęciach, rzadko wyściubiając nos zza stabilnych drzwi rzeczonego pokoiku. Ale nie próżnował, z należytą precyzją przymierzając się do zadania, które przed kilkoma tygodniami zleciła mu urocza namiestniczka Londynu. Z uwagi na natłok spraw bieżących, odłożył nieco w czasie jej życzenie; te wszakże i tak wymagało odeń wielu poprawnie skontrolowanych przymiarek, począwszy od zgromadzenia liczniejszej — niż mu się pierwotnie zdawało — dokumentacji, po formalności, których nie sposób było potraktować bez należytej uwagi. Zgromadzenie zezwoleń, z pomocą serdecznego przyjaciela Bartemiusa, okazało się procesem niespecjalnie skomplikowanym, choć wymagającym, iście urzędowej, czternastodniowej zwłoki. Znacznie większym wyzwaniem zdawało się jednak znalezienie odpowiadającego rysopisowi, pozbawionego tożsamości ciała; bo choć najprościej byłoby wrzucić do trumny nieforemny wór piachu, później ryglując ją szczelnie na przysłowiowe cztery spusty, klientka zażądała prawdziwej, godnej wydumanego Bastiena Mericourta, marionetki. Kukły, której przecież i tak nie mieli pokazywać światu, ograniczając pompatyczność wydarzenia do szumnych przenosin figury z samej Francji; rozkładających się zwłok nikt nie chciał i nie winien oglądać, zwłaszcza że mówiono tu o mitycznej sylwecie nieszczęśliwie upadłego męża znanej Śmierciożerczyni, obecnej głowy wyspiarskiej stolicy. Mitycznej sensu stricto, bo poza zmyślonym ideałem, rzeczywisty obraz tego dostojnego człeka istniał równie mgliście, nasuwając myślom wiele wymownych pytań. Zdawały się pozbawione rzeczowych, merytorycznych odpowiedzi, ale tych — gdzieś pomiędzy wierszami — kobieta zdołała udzielić mu przed niecałym miesiącem, hojnie płacąc mu za przechowanie tajemnicy, której brzmienie dość nęcąco pozostawiło w duchu rys wścibskiej ciekawości. Nie znał dobrze politycznej historii tutejszych prominentów, nie był także świadom większości sekretów podszeptywanych przez usta socjety, ale teraz dysponował tym jednym; niebezpieczeństwo zdrady widniało mu nad karkiem świadectwem natychmiastowej kary, od której nawet matczyne koneksje czy połowicznie doń przynależna krew Macnairów nie miały go wyratować, więc z wykalkulowaną dyskrecją spełniał punkt po punkcie, w szczegóły nie wprowadzając nawet głównej zarządczyni tego przybytku. Lekkomyślnością było angażowanie w całość znajomości z lordem Crouchem, bo tamten — samoistnie, bez wiedzy Igora — bez słowa podłapał enigmatyczną informację o Cmetière Municipal des Familles Sorcières; i gotów był, najpewniej, drążyć w tej sprawie dalej i głębiej, podczas gdy Karkaroff dwoił się i troił, by przedsięwzięcie spełniało formalne wymogi, a przy tym nie wzbudzało niczyich wątpliwości.
Cichy stukot kroków w korytarzu oznajmił o obecności zaufanego pracownika; trzy regularne stuknięcia zgiętym palcem w drewno wejścia, zaraz potem wychylająca się zza niego głowa, a Igor podnosił się ciężko z miękkiego siedziska, za plecami pozostawiając powidok ponurego pomieszczenia. Kilka sprężystych kroków w towarzystwie rześkiego, krępego mężczyzny, pokonane schody prowadzące do zimnej kostnicy, na końcu ciche Lumos, by oczom ukazały się dwie, nagie i pozbawione życia, sylwetki.
Panie Franklinie, czy my się dobrze zrozumieliśmy? — zaczął nieco sfrustrowany, pochylając się nad pierwszym z truposzy; zapach zdradzał początki gnicia, ale na jego twarzy nie wyrósł nawet pojedynczy grymas. — Przecież na pierwszy rzut oka widać, że to dwudziestoparolatek — tu przerwał, uważnie przyglądając się nienaturalnie wzdętemu torsowi; dla pewności kciukiem nacisnął jeszcze na gładko ogolony podbródek, otwierając denatowi usta. W gardle, tuż za widocznymi brakami w uzębieniu, stanęło kilka liści. — Na dodatek topielec. Mówiłem przecież, że przyczyna zgonu ma być nie do wykrycia. Ten się na pewno nie nada — skwitował z przekąsem, okrążając portowego młodzika, z licznymi bliznami na nogach, których wcześniej nawet nie zauważył.
Panie Karkaroff, ale co ja mam z nim teraz począć? — skonfundowany Franklin podrapał się tylko po karku, wyczekująco patrząc na rozmówcę; jego parujący oddech zdawał się być jedyną oznaką tlącego się w nim życia, bo ziemista cera i zamglone spojrzenie przypominały to trupie.
Trzeba było o tym myśleć wcześniej i wcale mi tu go nie przyprowadzać. Nie będziemy marnować na niego miejsca w kostnicy — rzucił najpierw, niby niezainteresowany problemem, który nieoczekiwanie wyrósł z pozornie prostego zadania, które mu zlecił. — Gdzie Pan go znalazł? Wiadomo kto to jest? — dopytał jednak zaraz, w ostateczności stwierdzając, że pozostawianie decyzyjności mężczyźnie nie będzie najrozsądniejszym rozwiązaniem.
Z kostnicy czarodziejskiej policji... Powiedziałem, że któryś z naszych klientów rozpoznał w nim swojego syna... — przyznał nieśmiało, rozglądając się tu i ówdzie, jakby usilnie powstrzymywał się przed piorunującym kontaktem wzrokowym.
No to tam go zwróć. Powiedz, że zaszła pomyłka i... zasugeruj sekcję, bo to — przerwał, wskazując palcem na liczne rany na nogach — może świadczyć o popełnionym morderstwie. — I tak uwagę zdecydował się poświęcić drugim zwłokom; westchnienie zmęczenia rozległo się echem, zaś zimno prosektorium powoli dobierało się już do palców, nieprzyjemnie usztywniając je na koniuszkach. — Ten jest za stary. Zaczął już siwieć — napomknął na pierwszy rzut oka; dalej sięgał spojrzeniem do torsu i kończyn dolnych, milcząco oceniając trupka, któremu wiele brakowało do ideału.
Trochę za niski, zbyt przysadzisty... — kontynuował, chyba bardziej do siebie, niż stojącego nieopodal Franklina. — Przyczyna śmierci? — podpytał jeszcze, bo na pierwszy rzut oka nie potrafił stwierdzić, co zabiło jegomościa.
Miał jakiegoś grzyba i dostał zawału, czy jakoś tak...
Niech będzie. Jutro z rana się nim zajmiesz, standardowa procedura. Dobrze zakamufluj zmarszczki, siwe włosy zafarbuj na czarno... Do butów włóż specjalne wkładki, żeby wydawał się wyższy. Garnitur o rozmiar większy, żeby go trochę wyszczuplić. Do dziewiątej ma być gotowy — zapowiedział tylko, odwróciwszy się od starca w stronę klatki schodowej. — Na dzisiaj to wszystko, niech pan już idzie do domu — dodał pospiesznie, mamrocząc ciche Nox. I niemalże zdążył już zniknąć z powrotem za drzwiami gabinetu, gdy w korytarzu ponownie rozległ się znajomy głos:
Panie Karkaroff, a co do tej premii...
Proszę się nie martwić, uwzględnię ją przy wypłacie.
Tyle że żona ma pojutrze urodziny, no i wie pan...
No dobrze, proszę za mną — stwierdził sucho, wpuszczając go w mury dusznego biura; z dolnej szuflady wyciągnął mieszek złota, by zaraz przekazać go w masywne ręce. Przed miesiącem dopuścił do nadwyrężenia zaufania Iriny, tym razem jednak w dyskrecji podjął się zadania z ust Igora i wykonał je tak, jak należało; słowność szła w parze z lojalnością, więc zgodnie z umową, miał otrzymać obiecany dodatek. — Proszę tylko nikomu o tym nie wspominać. Nawet mojej matce — zwieńczył, na pozór żartobliwie, choć twarz zdradzała się całkowitą powagą; porozumiewawcze spojrzenia spotkały się przed ostatnimi uprzejmymi pożegnaniami, a młodzieniec na powrót został całkiem sam. Dogasająca z wolna świeca migotliwie oświecała stronice pokaźnego katalogu, późny wieczór rzucał zaś cień na smukłą sylwetę, leniwie gromadzącą papiery w przeciętnej teczce z aktami; papieros spalał się wolno pomiędzy męskimi wargami, od czasu do czasu wędrując do spoczywającej pod ręką popielnicy, zaś eleganckie pióro czyniło podobny ruch od inkaustu do pomarszczonego kawałka pergaminu, uprzejmie podsumowującego koszty i finalizację zlecone zadania. Błaho opowiadał w nim o ostatecznym wyglądzie nagrobka, drewnie zamówionej trumny i innych niuansach, które bynajmniej jej nie interesowały, bo innymi szczegółami na łamach korespondencji nie należało się przecież dzielić.
A ona sama najlepiej wiedziała, jak długą drogę szanowny pan Mericourt przebył z rzeczonej Francji aż tutaj.

| zt
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Dom Pogrzebowy Macnair
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach