Wydarzenia


Ekipa forum
Schody na zaplecze
AutorWiadomość
Schody na zaplecze [odnośnik]13.10.20 19:21

Schody na zaplecze

Zestaw nierównych i wydeptanych schodków prowadzących do zaplecza lecznicy, które mieści się na strychu chatki. Wejść na nie można z przedsionka, jednak nie tak łatwo jest się po nich wspiąć. Schody są bowiem zaczarowane: w przypadku gdy na zaplecze próbuje dostać się osoba nieupoważniona schodki chowają się w ścianę, pozostawiając jedynie wąski szyb między parterem a piętrem.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:40, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Schody na zaplecze Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Schody na zaplecze [odnośnik]27.05.21 21:23
9. grudnia 1957 r.
Przymusowe zwolnienie tempa, jakie na Alexandrze zostało wymuszone po potyczce w Niebieskim Lesie, powoli dobiegało końca. Poparzenie obu dłoni było zdarzeniem niezwykle niefortunnym i utrudniającym codzienne życie – zwłaszcza, że rutyna każdego dnia wymagała od Alexandra dzierżenia w dłoniach różdżki. Farley nie zamierzał jednak czekać aż jego dolegliwości ustąpią, nie miał na to czasu. Starał się leczyć swoje dolegliwości objawowo, a że te składały się z bólu kiedy tylko brał coś do poparzonych rąk to po prostu gdy nie mógł już wytrzymać zalewał się eliksirem przeciwbólowym i tak funkcjonował. Może nie był to sposób idealny, ale skuteczny: tak długo jak miał dawki pod kontrolą wszystko było w porządku. Nie zależało mu na tym, by uzależnić się od medykamentów i lepiej aby tak właśnie porządek rzeczy się przedstawiał.
A jeśli o porządku rzeczy mowa to Farley miał jedną sprawę, którą odwlekał w czasie zbyt długo. Wcześniej pomagał mu Bertie, lecz od jego śmierci, od lipca, rachunki lecznicy pozostawały w lekkim nieładzie. Alexander nie do końca pilnował na co wydawał i kiedy. Było czegoś trzeba? Farley stawał na głowie i nie szczędził środków, by to zdobyć. Teraz jednak rozkwitała przed nimi zima: ciemna, chłodna i uboga, a na rozrzutność wszelaką nie było w niej miejsca. Musiał zacząć planować swoje wydatki i uważniej monitorować przychody, a żeby to zrobić potrzebował wiedzieć jak się za to zabrać. Nigdy nie usiedli z Bottem i nie wyjaśnili tych kwestii, nie naprostowali znaków zapytania. Po Botcie pozostało wiele śladów i niedomkniętych spraw, historii bez zakończenia. Choć może właśnie takie miało ono być: przedwczesne i boleśnie milczące.
Zaciskając zęby z bólu i od walki z własnymi myślami Alexander zaszył się wieczorem na zapleczu lecznicy, na oświetlony trzema świecami stół wyciągając wszelkie rachunki, umowy i zapiski, które dotyczyły wszelkich przepływów pieniędzy w tym przybytku, który jakimś cudem – i własnymi oszczędnościami – prowadził już od końca kwietnia. Oprócz tego naszykował dwa talerze, przyniósł bochenek razowego chleba, kawałek masła, pomidora i słoiczek z ziołowymi przyprawami, jako dopełnienie mając trochę sztućców i dwie szklanki w akompaniamencie kremowego piwa. Nie było to wiele, ale jako kolacja mogło jak najbardziej ujść. Od smętnych myśli nad tym, ze całkiem nie panował nad swoimi wydatkami oderwał go dźwięk dzwoneczka przy drzwiach. To mógł być pacjent, lecz istniały też spore szanse, że była to panna Wright: i to właśnie Hannah zastał, kiedy zszedł po schodkach do przedsionka.
Witaj – powiedział, uśmiechając się. W jasnej koszuli z podwiniętymi rękawami i prostych, beżowych spodniach wydawał się w skromnej chatce bardzo na miejscu, tak, że nikt by go raczej nie posądził o to, że wychował się w pałacu. – Chodź na górę. Mam jedzenie – wyszczerzył się trochę bardziej, po daniu czasu Hani na ściągnięcie palta gestem czerwonej, oparzonej dłoni zachęcając ją do podążenia za nim, krzywymi schodkami na stryszek. – Jestem naprawdę wdzięczny, że chciałaś mi pomóc ogarnąć ten chaos. Nie do końca mam pojęcie, co tak właściwie robię – przyznał z westchnięciem, gestykulując w stronę pokrytego papierami – i częściowo jedzeniem – stołu.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Schody na zaplecze 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Schody na zaplecze [odnośnik]03.07.22 17:40
Tu będzie data

Szuranie skrzyni zapowiadało jej przybycie o wiele wcześniej, niż można było ją dostrzec. Chociaż na miejscu mogła dostarczyć wszystko za pomocą zaklęć, prawda była jednak taka, że lubiła też sobie nieco poćwiczyć przy przenoszeniu. W takich wypadkach łatwo było jej ćwiczyć kiedy nie była na statku, a kiedy ćwiczyła, jej ciało nie więdło i nie miała też problemów z powrotem do cięższych zadań. Mimo wszystko ostrożnie też postępowała ze wszystkim, co znajdowało się w skrzyniach, bo mimo tego, że były to głównie bandaże i leki, nie rzucała towarem jak ziołami w lokalnym sklepie gdzie właściciel patrzy na ciebie jakby robił wielką łaskę że cokolwiek ci sprzedaje.
Weszła oczywiście od zaplecza, nie uznając aby potrzeba było zwracać na siebie uwagę albo jakkolwiek przeszkadzać pacjentom. Jedna na druga, skrzynie ostrożnie trafiały gdzieś pod ścianę zaplecza, tak aby nie przeszkadzały też nikomu w poruszaniu się…i w ogóle można by nawet przesunąć je nieco dalej. Tak, tak właśnie powinna zrobić, dlatego ostrożnie złapała też krawędź ostatniej skrzyni, na nowo przesuwając wszystko, tym razem dalej. Wyprostował się lekko, mocniej oddychając i potrzebowała też mieć jakąś kontrolę. Albo uspokoić się, to też była opcja. Dopiero kiedy wszystko trafiło na swoje miejsce, wyprostowała się, oddychając nieco ciężej i poprawiając swoje włosy. Oddychając lekko, spoglądała przed siebie, a przynajmniej dopóki nie zwróciła uwagę na kroki w okolicy, a złociste włosy mignęły jej w drzwiach.
- Kerstin. – Od razu uśmiechnęła się na widok panny Tonks, machając do niej dłonią aby mogła podejść do nich, zaraz potem wskazując w kierunku skrzyń. – Przyniosłam teraz. Jeżeli ktoś ma czas, mogę pomóc to rozpakować i poprzenosić, a jeżeli nie…to nie wiem, mogę to zostawić? W razie czego to też wiesz, przepraszam jak to nie jest wybitna jakość, ale starałam się złapać cokolwiek mogło się nadawać. Jeżeli to kiepskie to przepraszam. – W tych czasach niestety porządne ciężko było dostać od tak, a już wtedy kiedy się kradło. Spojrzała jeszcze na Kerstin zanim nie przypomniała sobie o jeszcze jednej rzeczy.
- A właśnie, wiem, że to niewiele, ale chciałam to dla ciebie zostawić. Jakby jednak było potrzeba więcej to pisz, szczerze i otwarcie. – Ostrożnie wyciągnęła z torby paczkę w którą włożyła bochenek jasnego chleba, nieco tuńczyka i pasztet mięsny. – Masz, na pewno przygotujesz z tego coś świetnego.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Schody na zaplecze [odnośnik]13.07.22 20:46
14.04?

And I'm shaking like a leaf
And they call me under
And I wither underneath in this storm


Starała się topić smutki w pracy, ale praca nie przynosiła już takiego ukojenia jak zwykła robić to, gdy jedynym problemem Kerstin była wojna. I jak niewdzięcznie to w ogóle brzmiało! Nie chciała nawet myśleć co pomyślałaby mama, gdyby ją teraz taką zobaczyła; nie potrafiącą dogadać się ze starszym rodzeństwem, choć winni się o siebie troszczyć w trudnych czasach, zmartwiałą z powodu chłopca, który ją zostawił, a któremu Justine nie ufała i... ogólnie taką wymiętą i szarą niczym chodząca kupka nieszczęścia.
Dzisiaj od wczesnego ranka dreptała po sali chorych, rozdając leki i eliksiry z tacki, mierząc parametry pacjentom i poprawiając pościele, gotowa do tego, by przed południem pomóc w kuchni z przygotowaniem posiłku, a potem przesortować paczki na zapleczu. Spodziewali się dzisiaj dostawy potrzebnych środków opatrunkowych, w ostatnim czasie były one coraz rzadsze, więc każdy taki dzień był wielkim szczęściem. Wystarczająco już musieli oszczędzać na chorych; leśna lecznica nigdy nie była szpitalem z prawdziwego zdarzenia, ale pacjenci chwalili sobie ich pomoc mimo iście lazaretowych warunków.
Przechodząc korytarzem zajrzała do zaplecza, nie spodziewając się po prawdzie ujrzeć jeszcze paczek. Jakie więc było jej zaskoczenie, gdy zetknęła się spojrzeniem z koleżanką.
- Och, Thalio, jak dobrze cię widzieć - wydusiła ze ściśniętym gardłem, bo ciężkie emocje ostatnich dni uczyniły ją wyjątkowo wrażliwą na drobne przejawy dobra i naprawdę się wzruszyła; nie widziała pani marynarz od wieków! - Wyglądasz nawet lepiej niż zapamiętałam, morze ci służy - Po krótkiej chwili zawahania zeskoczyła ze schodka i podeszła do dziewczyny, by zagarnąć ją w ciepły uścisk. Thalia była wyższa, ale to nic, bo Kerstin nadrabiała wysokość życzliwością. - Dziękuję, jesteś niezastąpiona.
Odsunęła się i otarła skrawkiem fartuszka pojedynczą łezkę, która połaskotała ją pod powieką, ale nie zdążyła wypłynąć. Rozejrzała się po pudłach; było ich mniej niż ostatnim razem, co przyjęła ze smutkiem, ale bez zaskoczenia.
- Wszystko się przyda. Ze wszystkiego wyciśniemy co się da - powiedziała bez wahania, wciąż mając w pamięci jak przygotowywała szpital w jaskini, gdy do Oazy trafili ranni. - O. - Chwyciła w dłonie paczkę, którą przyniosła jej Thalia, dyskretnie zajrzała do środka i zaczerwieniła się, nie powstrzymując żywszego niż dotąd uśmiechu. - Bardzo ci dziękuję! Naprawdę nie musiałaś, choć dawno nie miałam okazji zjeść ryby. To chcesz mi pomóc z paczkami? Pokażę ci co gdzie leży. We dwie skończymy szybko. - Jeszcze zanim będzie musiała podejść do kuchni, co zapewni jej przerwę po obiedzie; przerwę, którą bez wątpienia wykorzysta na jakąś dodatkową pracę. - A powiedz mi jeszcze, czy moje... wiesz, wskazówki... przydały się na coś? - Ściszyła głos do szeptu, by zachować dyskrecję należną kobiecym sprawom.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Schody na zaplecze [odnośnik]16.07.22 21:27
Palce delikatnie poruszały się kiedy ich opuszkami przesuwała po znajdującej się w kąciku ust bliźnie. Robiła to już odruchowo, wszystkie lata temu skupiając się na jej badaniu zaraz po tym, kiedy ją otrzymała. Postąpiła wtedy głupio, rzucając się na pomoc chociaż sama niewiele mogła, a gdy w końcu ją wyciągnięto z tego zaułka, wcale nie umiała nawet utrzymać swojej „męskiej” formy. Gdyby nie Michael, skończyła by pewnie martwa albo uziemiona na resztę życia. Przez przestrzeń lat wcale nie zmądrzała tak bardzo, ale w tym momencie przynajmniej umiała się chociaż trochę wyciszyć. Na tyle, aby teraz bez szemrania i bez problemów metodycznie ustawiać pudełka, robiąc porządek w dostawie. Żałowała, że nie mogła dać więcej nikomu, naprawdę żałowała. Ale jeżeli tylko coś medycznego udawało jej się dostać, starała się to dystrybuować pomiędzy wszystkimi potrzebującymi. A tych było sporo.
Dopiero kiedy delikatny i dźwięczny glos zwrócił jej uwagę, uniosła głowę i uśmiechnęła się w stronę Kerstin. Momentami zastanawiała się, co ta o niej myślała – wysyłała jej czasem prezenty kiedy pisała listy, ale czy do niej już doszło, że była u Vincenta? Czy tak jak Justine już myślała o niej jako o dziwce która ląduje w łóżkach swoich przyjaciół, odbijając komuś chłopaka? Spoglądała na Kerstin, ale jej radość wydawała się szczera…a pod radością znajdował się jednak smutek.
- Ciebie też bardzo dobrze widzieć. – Przysunęła się bliżej i bez wątpliwości przytuliła Kerstin, delikatnie głaszcząc ją po plecach zanim nie odsunęła się, pozostawiając jej przestrzeń. Chciałaby jakoś zetrzeć ten smutek – panna Tonks miała już wystarczająco problemów w obecnym świecie aby być jeszcze przytłoczona sprawami prywatnymi. – Ty za to wyglądasz na smutną. Coś się stało? Mogę jakoś pomóc? – Chciałaby, ale jeżeli nie da rady, po prostu była tutaj i mogła zostać.
Uśmiechnęła się, tym razem smutniej kiedy Kerstin wspomniała, że zrobi co może z tym, co przyniosła, ale wiedziała, że sama chciała wierzyć, że da się coś robić. Można było transmutować gałęzie w bandaże, ale nie na wieki i kiedyś musiały one się odmienić.
- Jeżeli kiedyś będziesz potrzebowała czegokolwiek, wiesz że musisz po prostu napisać, prawda? – Spojrzała jeszcze na paczkę, machając dłonią, tym razem z o wiele lżejszym uśmiechem. – Czasem trzeba zjeść lepiej. Wiem, że….ciężko teraz o dobrą wypłatę a tym bardziej o dobre produkty. – W końcu ile płacono pracownikom Ministerstwa, które musiało się chować pod ziemią? Znaczy chyba miało się chować, znaczy nie pod ziemią, bo była Oaza. Ale tak generalnie.
- Jasne, możemy zabrać się do pracy od razu. A…przy okazji tak…wiem, że to dziwne, ale mogłabyś powiedzieć mi nieco…więcej o ludzkim ciele? Ostatni kiedy miałam kogoś bandażować nawet nie wiedziałam, jak się do tego zabrać, chociaż od tej pory starałam się nieco czytać z książek Yvette… - Nie była to jednak prosta wiedza, więc zgarniała co tylko mogła i udawało jej się zrozumieć.
- Tak, dziękuję. Na pewno były sporą ulgą, chociaż wiesz, przydałoby się to jakoś…no starać się nie plamić ubrań jakoś lepiej. Wiesz, ciężko robić pranie tak, aby zachować przy tym dyskrecję, chyba, że wracam do domu.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Schody na zaplecze [odnośnik]01.08.22 17:32
Choć spędziła w otoczeniu czarodziejów większą część całego poprzedniego roku, wciąż zdawać by się mogło, że znajduje się gdzieś pomiędzy tymi światami, niezależnie od tego jak bardzo w czasie wojny się one przeplatały. Mało kto zwierzał jej się z przebiegu działań wojennych, wiedziała tyle, ile podsłuchała albo przeczytała ukradkiem w zwiniętej Michaelowi gazecie. Podobnie było z przypadkami prywatnymi, bo Justine nie chciała, by wiedziała zbyt wiele o tym, gdzie aktualnie znajdują się ich magiczni przyjaciele, nie była też typem siostry, która przychodziła plotkować pod kocem - obie były chyba na to za stare, a może zwyczajnie w biegu codziennych tragedii zatraciły gdzieś tę potrzebę zwierzania się sobie nawzajem. W ostatnim czasie nie rozmawiały prawie wcale, Kerstin skupiała się na opiece nad siostrą, która straciła dziecko, a Justine była zamknięta w świecie własnych koszmarów.
Przywoływało to najgorsze wspomnienia z października, z czasu, gdy Just dopiero co wróciła do domu po zbyt długim pobycie w więzieniu.
Nie miała więc pojęcia o żadnych sprzeczkach, zadrach ani oskarżeniach, szczerze lubiła Thalię i chyba by nawet nie uwierzyła, gdyby doszły do niej podobne plotki. Chyba, że pojawiłby się dowód. Wtedy na pewno byłaby bardzo zawiedziona.
W błogiej nieświadomości jednak z ochotą wtuliła się w Thalię, by potem sprawnie zabrać się do pracy. Im bardziej się zmęczy dzisiaj, tym lepiej - może nawet w nocy nie będzie mieć żadnych snów.
- Ja? No, może... - zaczerwieniła się nieco i ponuro odwróciła wzrok, bo ciężko jej było ubrać w słowa swoje ostatnie tygodnie, a nieczęsto spotykała się z tak otwarcie zadanym pytaniem; sporo osób chyba krępowało się wyciągać z niej prawdę, nawet jeśli ją dostrzegało. Thalia była bezpośrednia i odważna. - Bardzo ci dziękuję, kochana, ale wydaje mi się, że niewiele da się zdziałać przy... złamanym sercu - wydusiła przez ściśnięte gardło, ukradkiem ocierając oko wierzchem dłoni, bo wydało się trochę wilgotne.
Nie zamierzała płakać przy Thalii, więc szybko wzięła się w garść i odetchnęła głęboko dwa razy, pochylając się do skrzyń i wyciągając z nich rolki z cienkimi bandażami, które dałoby się owinąć na parę razy albo przerobić na chusty opatrunkowe. Wyobrażała sobie różne rozwiązania, bo myśląc praktycznie nie mogła myśleć romantycznie.
- Prezenty od ciebie to prawdziwy skarb, ale Thalio, czy sama też odżywiasz się dobrze? Musisz jeść dużo, żeby mieć siłę na statku - spojrzała na nią nieco poważniej, bo walka z głodem nie była tematem do żartów. Tak samo jak zdrowie przyjaciół. - Dużo i w miarę możliwości pożywnie. Nie ma za dużo warzyw i owoców po zimie, ale jak tylko będą, dietę trzeba urozmaicać. Nie samym mięsem człowiek żyje. - Humor nieco jej się poprawił dopiero, gdy Thalia wyraziła zainteresowanie medycyną. Kto by pomyślał! Ale w czasie takich podróży przez rzeki i morza na pewno było mądrze, żeby ktoś się znał na pierwszej pomocy. - Oczywiście, że tak. Może jednak zostaniesz dzisiaj ze mną na jakiś czas na wachcie? Nie mówię, że do wieczora, ale nawet godzinkę czy dwie. Pokazałabym ci co nieco. - Sięgnęła do mniejszych pudełek w skrzyniach, żeby ostrożnie poukładać fiolki w szkatułach wyłożonych tkaninami. Wata była już zbyt cenna. - A właśnie, jest w tych skrzyniach jakaś wata? - spytała od razu, zamyślona, zanim znów zwróciła się twarzą do przyjaciółki, kucając bliżej, żeby mogły porozmawiać dyskretnie. - Wiesz, od tamtej naszej rozmowy poczytałam o tym więcej w swoich starych podręcznikach i sobie przypomniałam, że chirurdzy, tacy mugolscy uzdrowiciele, używali wiek temu gąbek morskich do tamowania krwotoków w ciele. Ale takich prawdziwych gąbek morskich - podkreśliła z ekscytacją, nie unosząc jednak głosu. - Trzeba je tylko dobrze oczyścić z całego piasku, drobin, wszystkiego, porządnie wymoczyć kilka razy w letniej wodzie, a potem wycisnąć. Podobno są bardzo chłonne, no i chyba łatwiej ci je będzie zdobyć niż opatrunki czy wkładki.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Schody na zaplecze [odnośnik]02.08.22 12:04
Gdyby wiedziała przez co przechodzi Kerstin, pewnie chciałaby jej jakoś pomóc, ale prawda była taka, że nie była ona pod jej opieką. Thalia jednak nie lubiła kłamać najbliższym – były rzeczy wstydliwe, jak klątwa, o której mimo wszystko jej bliscy wiedzieli, a która nie stanowiła zagrożenia. Ale ukrywanie kogoś w bańce niewiedzy nie dawało mu bezpieczeństwa, a informowanie panny Tonks o wydarzeniach nie oznaczało nagle podawania jej na tacy wszystkich sekretów.. Nie była jednak pewna tego, co dalej miało być z Kerstin, przerzucaną pomiędzy różnymi jej losami niczym kaflem pomiędzy zawodnikami, więc jedynie mogła ją wspierać tak, jak pozwalał jej los, gładząc ją teraz po plecach i ciesząc się, że entuzjazm oznaczał, że ta nie straciła pokładanej w niej wiary. Miała ochotę rzeczywiście wybrać się z nią nad walijskie jeziora, gdzieś dalej, nie w okolice gdzie mieszkała ze względu na miasto, ale nad jakieś inne, gdzie mogłyby cały dzień spędzić na wspólnym pływaniu.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak, mi reina. – Uśmiechnęła się lekko, pokazując swoje wsparcie w drobnym słodkim stwierdzeniu. Widziała, że sprawa o której teraz rozmyślała Kerstin nie była łatwa, ale nie chciała nalegać, jeżeli jednak mogła pomóc, właśnie na to liczyła. Zmarszczyła lekko brwi, kiedy wspomniano o złamanym sercu, dlatego zaraz też na nowo poklepując Kerstin. – Powiedz mi, co się stało. Może jakoś razem znajdziemy rozwiązanie? – Wolała rzeczywiście skupiać się na rozmyślaniu, jak można by pomóc, nie zaś na zmartwieniu się co się stało i pogrążaniu się w smutku.
- Nie martw się, naprawdę. – Mrugnęła do niej, odrzucając włosy zalotnym gestem i poruszając znacząco brwiami. – Jak widzisz, rozkwitam niczym eeee ukwiał na dnie morza. Więc nie ma się co przejmować, nie zaniedbałabym czegoś związanego z moją pracą. Upuszczanie sobie skrzyń na stopy nie jest moim wielkim marzeniem. A jeżeli znasz kogoś, kto miałby możliwość przygotowania sieci, mogłabym wypłynąć na morze i spróbować zająć się łowieniem. – Nie oznaczało to, że na pewno się uda, ale chciała spróbować. Parę kilogramów ryb robiło już dla kogoś różnicę.
- Zostanę, ale zostanę tyle, ile będzie ci potrzeba, Kerstin. – Skinęła do niej głową, zaraz też stając obok niej aby podawać jej fiolki, przyglądając się jak je ustawiała i próbując też zgadywać, co mogło się w nich znajdować. – Wata? W tej jednej, gdzieś na dole pewnie. – Wiedziała, że braki były przerażające, ale starała się pomagać w takich wypadkach.
Nie spodziewała się większego powrotu do tematu który kiedyś poruszyła w listach, ale wydawało się to jednak na tyle ciekawe, że sama zastygła, głęboko rozważając nad poruszonym tematem. Wiedziała, że to nie był zły pomysł, wręcz przeciwnie – w tych czasach gdy o rzeczy było ciężko, wyłowienie gąbek nie było aż takim problemem, a jeżeli dzięki nim dawało się zatamować krew…może to był jakiś sposób nie tylko dla niej.
- Myślisz, że gdybym je tutaj przywoziła to mogłabyś też skorzystać na tym tutaj? Ty i inni opiekujący się tym miejscem, rzecz jasna? – Potarła lekko brwi, już nad wszystkim rozmyślając jakby nagle miały wielki plan.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Schody na zaplecze [odnośnik]07.08.22 18:38
Kerstin nawet sobie w pełni nie zdawała sprawy z tego jak bardzo potrzebowała przerwy - przerwy od pracy, której pozwalała wydzierać z siebie ostatki sił, miłosnych perypetii, z którymi w swoim niedoświadczeniu nie umiała sobie radzić, nawet od rodziny. Od tak dawna nie byli w stanie ze sobą szczerze rozmawiać, że chyba najlepiej by im zrobiło, gdyby na jakiś czas odetchnęli i pozwolili sobie na zebranie myśli w samotności, dali okazję zatęsknić... tylko kto mógłby im zapewnić taki przywilej w trakcie wojny? Każda dłuższa nieobecność Justine i Michaela powodowałaby w głowie Kerry najczarniejsze wizje, podejrzewała też, że i oni nie chcieliby za bardzo spuścić jej z oczu.
Odejście na stałe nie wchodziło w grę, bo wtedy nie mogłaby wrócić, nie mogłaby też pomóc - była więc uwięziona w impasie i musiała jakoś sobie radzić, by zupełnie nie rozpaść się na kawałki. Nie mogła wszak pozwalać egoizmowi przejmować nad sobą kontroli, rodzina jej potrzebowała, tutaj, na miejscu. Zwłaszcza teraz, dzisiaj.
Parsknęła wilgotnym śmiechem, gdy Thalia nazwała ją tą dziwną nazwą, której nie umiała rozszyfrować, ale brzmiała bardzo miękko i ładnie. Musiała oznaczać coś pięknego. Kojarzyła się ze spienionymi falami, zielonymi klifami Irlandii i śpiewem syren, tych z baśni, nie prawdziwych, o jakich czytała w książkach Michaela.
- Zauroczy... zakochałam się. Chyba. Na to by wychodziło - powiedziała z trudem, szukając właściwych słów, by sięgnąć po tak potrzebne wsparcie, a równocześnie nie zdradzić zbyt wiele. - Nic sobie niby naprawdę nie obiecaliśmy, może to i lepiej. Nasze rodziny się chyba nie polubiły, nie jestem pewna. Chociaż ja naprawdę lubię jego siostrę. - Westchnęła, ocierając czoło i chowając twarz za złotymi strąkami, gdy tylko miała okazję nachylić się do skrzyń. - Tyle że on odszedł bez słowa, więc to chyba nie ma już znaczenia. Po prostu zniknął. Chyba nie chce mnie już znać. - To tak strasznie bolało, że protest wzbierał i ściskał jej gardło, ale usilnie próbowała nie dopuszczać do siebie naiwnej pewności, że to wcale nie było takie proste i że Thomas na pewno nadal ją kochał.
No bo skąd mogła o tym wiedzieć?
Wszystko co o nim słyszała w przeciągu ostatniego miesiąca pochodziło z drugiej ręki. Rozpłynął się tak, że czasami, wczesnym rankiem, gdy wciąż jeszcze całkiem się nie dobudziła, zastanawiała się, czy on naprawdę istniał, czy był tylko ucieleśnieniem dziewczęcych marzeń.
Chciałaby umieć tak twardo trzymać się ziemi i nie przejmować jak Thalia. W każdym geście rudej kobiety, każdym słowie i uśmiechu kryła się jakaś pociągająca pewność siebie; tak jakby człowiek naprawdę mógł żyć zgodnie z własnymi pragnieniami, czynić dobro i przy tym niczego nie potrzebować. To pewnie była tylko ułuda, każdy miał jakieś problemy, ale sama myśl była miła. Życzyłaby tego Thalii, żeby zawsze była tak wesoła jak dzisiaj i żeby nic jej nie zatrzymywało na drodze do marzeń.
- Nigdy nie widziałam ukwiału, ale wyobrażam sobie, że jest piękny, jak podmorskie kwiaty - mruknęła z zamyśleniem. - Wiesz, ja szyję. Co prawda to chyba nie to samo co plecenie sieci, ale gdybym dobrała się do jakichś instrukcji, książek na ten temat, może umiałabym wykorzystać tę wiedzę do wyplecenia kilku na próbę. Podstawy już mam. - Sięgnęła do jutowych worków upchanych watą jak poduszki i uśmiechnęła się do Thalii kącikiem ust. - Jasne, twoje towarzystwo jest zawsze pomocne, kochana. - Nic nie wydawało się niemożliwe, kiedy rozmawiała z panną Wellers, z nawet najbardziej spontanicznych pomysłów dało się wyłuskać coś cennego. - Wiesz, to nie jest głupie. Mogłabym znaleźć w podręczniku jak się przygotowywało takie morskie gąbki do zabiegów. Są bardzo chłonne, więc przydałyby się nie tylko przy krwawieniach, ale nawet jakby trzeba było ropę odsączyć. W morzu jest dużo takich gąbek? W Północnym też? - spytała z ciekawością, bo o morskim życiu wiedziała naprawdę mało i po prawdzie dotąd widywała jedynie już przygotowane gąbki w czystych pojemnikach, a i te sporadycznie. Nawet sobie nie wyobrażała, że gąbka to tak naprawdę żywe stworzenie.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Schody na zaplecze [odnośnik]24.08.22 11:08
Czasem właśnie tak było, że gdy sztorm rzucał się po statku, jedyne, na czym człowiek się skupiał to przetrwanie, to, by przez wodę zalewającą wszystko móc dostrzec nawet najmniejsze rzeczy, to, by dopiero po wysiłku poczuć jak niezwykle palą cię ramiona i jak boleśnie czujesz, że coś wysysa z ciebie wszystkie siły – kładła się wtedy na mokrych deskach, nie przejmując się tym, że była całkowicie przemoczona, pozwalając aby bycie serca uspokoiło się i aby z jej ust nie uciekał ten szaleńczy świst kogoś, kto ledwo wyszedł ze wszystkiego obronną ręką. Czy Kerstin była jak statek na morzu? Każdy chyba był, niezależnie od tego, czy ciągnęło go na morze czy nie.
Nie była w tej samej sytuacji i mogła jedynie jakoś wspierać, chociaż doświadczenie w relacjach rodzinnych nie było jej mocną stroną, w damsko-męskich również. Mimo to, delikatnie przysunęła się bliżej, dając Kerstin każdą okazję na odsunięcie się gdyby to nie było dla niej komfortowe, zamykając ją w ramionach. Przez chwilę tak trwała, delikatnie muskając ją po złotych włosach, ostatecznie też unosząc ją lekko nad ziemię aby okręcić ją dookoła siebie, zupełnie jakby trzymała w ramionach młodszą siostrę a nie przyjaciółkę. Dopiero po ostrożnym odstawieniu i znaczącym mrugnięciu spoważniała, zaraz też wracając do jej słów. Nie chciała pomijać jej obecności.
- Wiesz, ekspert a nawet prawie ekspert ze mnie żaden… - Może to zaczęcie nie było potrzebne, nie chciała jednak nagle twierdzić, że wie wszystko, zwłaszcza jeżeli porada mogła okazać się mało skuteczna. - …ale mamy w końcu wojnę, mógł zniknąć nie z własnej woli. W takich wypadkach chyba nic dziwnego, że się nie kontaktuje, w końcu nie chce narażać cię na niebezpieczeństwo. Gdyby mnie ktoś ścigał, to też nie wysyłałabym listów, bo przecież mogę narazić tym kogoś, do kogo te listy wysyłam. – Odsunęła się, spoglądając na pannę Tonks jakby coś jej chodziło po głowie i zastanawiała się, czy warto w ogóle wyjść z tą propozycją. Ostatecznie jednak, sama oferta szkodliwa w sobie nie była.
- Jeżeli chcesz, mogę go poszukać, upewnić się, gdzie jest i w razie czego mu pomóc. – Może to dość spora deklaracja, ale przecież to nie tak, że nie zrobiłaby tego dla Kerstin. Ta w końcu zawsze starała się robić dla niej wszystko, co najlepsze i nigdy nie omijała jej, kiedy ta starała się zwrócić do niej z problemem, dlatego dla niej mogła wybrać się w poszukiwania.
- W sumie to trochę też nie widziałam, ale słyszałam, że kwitną ładnie. Znaczy żyjątka widziałam, ale nie ich kwiaty, o. – Nie była świadoma tego, że chodziło o inne ukwiały, nazwane od morskich żyjątek, będące jednak roślinami a nie zwierzętami. – Jeżeli chcesz, mogę ci opowiedzieć co i jak, sama kiedyś uplotłam jedną sieć, ale prawda jest taka, że mi ta precyzja nie wychodzi. – Uniosła swoje poharatane przez życie ręce, czując się czasem, jakby miała serdelki zamiast palców. – Dlatego mogę ci opowiedzieć, nie potrzeba nic wielkiego, ale zręczność twoja na pewno pomoże. – Nie słodziła jej specjalnie, ale doceniała czyjś talent, zwłaszcza w czymś, czego sama nie umiała.
- W Morzu Północnym też, chociaż to najbardziej zależy akurat od umiejscowienia. Lubią głębokie wody ale nawet zdarza się je spotkać w czystych jeziorach. Wydaje mi się, że mogłabyś przygotować tutaj miejsce na takie przygotowanie, ale do tego potrzeba będzie sporo wody, trzeba je też wyczyścić z kamieni i drobnych rzeczy, dlatego zdecydowanie przyda ci się z tym jakaś pomoc. – Nie chciała mówić, co konkretnie Kerstin potrzebowała, wolała jednak od razu służyć informacjami.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Schody na zaplecze [odnośnik]07.09.22 17:03
Chyba nie spodziewała się tego uścisku, nie po Thalii. Chociaż darzyła swoją rudowłosą przyjaciółkę-przemytniczkę dużą sympatią, rzadko miały okazję rozmawiać tak po prostu, widywały się przede wszystkim w lecznicy, gdzie ciągle była do zrobienia jakaś ważna praca. Poza tym, niezależnie od tego, czy chciałaby się do tego przyznawać czy nie, Thalia zawsze jej się kojarzyła z kimś męskim i surowym, odważnym, niemożliwym do złamania. A w takim przyjacielskim przytuleniu tyle było niewypowiedzianych smutków, tyle ciepła i pocieszenia, na które w ostatnim czasie rzadko mogła liczyć, że momentalnie mu się poddała, plując sobie w brodę, że kiedykolwiek podejrzewała, że Thalia może nie potrzebować czułości.
Przemytniczka była wyższa od niej i miała dłuższe ręce, toteż mogła poczuć się na moment całkiem bezpiecznie, dopóki jej stopy nie straciły nagle kontaktu z podłogą, a w głowie nie zawirowało. Pisnęła instynktownie i wczepiła w ramiona Thalii paznokcie na tyle mocno, że mogło ją to zaboleć, ale kiedy zaplecze przestało już niebezpiecznie się kołysać, musiała wybuchnąć szczerym śmiechem. Chyba od czasów gdy była dziewczynką, a Michael był spokojniejszy i bardziej skory do żartów, nikt jej nie próbował brać na ręce.
Uśmiech skończył się jednak równie szybko co się zaczął i zaraz Kerstin znowu czuła w piersi ciężar zmartwień, strachu i żalu. Pobladła i zacisnęła mocno usta, gdy Thalia zasugerowała porwanie Tomka. Nie pomyślała o tym nawet, nie po tym o czym rozmawiały z Justine. Bała się chyba w ogóle brać pod uwagę to, że Thomas może już nie żyć, teraz też nie zamierzała w to wierzyć. Przed kim mógłby uciekać Thomas? Przed prawem, przed czarnoksiężnikami... a może przed jej własnym rodzeństwem? Łzy napłynęły jej do oczu, gdy Thalia tak bezinteresownie zaproponowała pomoc. Musiała mocno otrzeć twarz rękawem, żeby wziąć się w garść, bo wiedziała, że jak już pozwoli sobie na płacz, to znowu rozboli ją głowa i nie zdoła się skupić. Nie mogła tego zrobić w pracy.
- Byłabym bardzo... bardzo wdzięczna. Naprawdę możesz to zrobić? Nie narazisz się tak sama? - spytała z nadzieją i lękiem, tak jakby Thalia nie narażała się ciągle na morzu. Czym innym byłoby jednak, gdyby coś jej się stało ze względu na Kerstin. Dość miała tej parszywej odpowiedzialności. - Bardzo bym chciała wiedzieć, że przynajmniej jest bezpieczny, nawet gdyby... nawet gdyby to oznaczało, że odszedł, bo nie chce mnie już znać - wyznała z trudem, bo gardło jej się ścisnęło, ale mimo to wiedziała, że mówi prawdę. Naprawdę wolałaby żeby po prostu się nią znudził niż umarł, bez względu na to jak bardzo by to było upokarzające i bolesne.
Wzięła się w garść i wróciła do pracy, bo tak się łatwiej oddychało. Przyjrzała się jednak uważnie podrapanym dłoniom Thalii, gdy ta wyciągnęła je do przodu.
- Możemy spróbować coś wykombinować razem. Ty masz wiedzę jak robić sieci, a ja mam doświadczenie w szyciu, dobrze sobie radzę i na drutach i na szydełku i z haftem, myślę, że robienie sieci nie będzie wiele trudniejsze. - Na pewno nie powinno być równie precyzyjne, tak przynajmniej sądziła przy swojej skąpej wiedzy. - Hmmm, skoro rosną głęboko, nurkujecie po nie? - spytała z nutą podziwu. Ją sama myśl o ciemnych głębinach pełnych tajemniczych żyjątek i chłodu napełniała niepokojem. - Możesz przywieźć ich trochę na próbę, choćby taką małą skrzyneczkę. Zobaczyłabym, czy dałoby się w naszych warunkach je odpowiednio przygotować. Ale tak naprawdę parę na początek, nie chciałabym mieć całych beczek gąbek, z którymi nie umiem nic zrobić - zastanowiła się. Można by je było co najwyżej porozdawać ludziom do kąpieli i porządków. Od tego chyba były prawdziwe gąbki?


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Schody na zaplecze [odnośnik]05.10.22 1:15
Całe jej życie siedziało gdzieś w niej głęboko zakorzenione pragnienie bycia normalną. W końcu jeżeli by była normalna, może by ją ktoś adoptował, jeżeli by była normalna, miałaby więcej przyjaciół w szkole, jeżeli by była normalna, teraz nikt by się nie patrzył na nią. Czasem żałowała życiowych decyzji, tego, że wyruszyła w ogóle na morze, że nie pływała jako mężczyzna. Nie cierpiała tego, że nie zdecydowała się żyć wiecznie jako Ollivier. Że zamiast metamorfomagii nie miała innego talentu, że od urodzenia miała tę bliznę której nie mogła się pozbyć. Że to wszystko było koszmarnie trudne, jeżeli miała nie być sobą. Gdyby była normalna, byłoby przecież lepiej. I może po prostu miałaby chwilę czułości, tak po prostu.
Nie cierpiała, gdy ktoś chwalił ją za bycie silną, bo nigdy taka być nie chciała. Ale musiała zacisnąć zęby i przeć przed siebie, albo odpuścić – i najpewniej umrzeć.
Wypuściła Kerstin z objęć, przyglądając jej się aby ostatecznie uciec wzrokiem. Nie chciała jej przytłaczać, nawet jeżeli widziała, co się dzieje, ale nawet w towarzystwie kogoś zaufanego uczucia dalej okazywały się czasem czymś zbyt intymnym jak na sytuację. Nawet jeżeli płacz i frustracja mogły być zdrowe, sama Wellers wolałaby się z nimi kryć niż pokazywać je komuś. Okazywanie słabości mogło się skończyć fatalnie, nawet w gronie „najbliższych”. A zwłaszcza w gronie najbliższych.
- Nie wiem, czy się narażę. – Nie zamierzała traktować Kerstin jak dziecka, które miało parę lat, nie będące świadome świata. Magia czy bez magii, Kerstin była dorosłą kobietą i nie było żadnego powodu aby traktować ją jak kogoś kto nie umie o sobie decydować albo nie ma świadomości, dlatego wolała z nią być od razu szczera. – Ale jesteś osobą dla której nie warto się wstrzymywać bo coś się może stać. Teraz ciągle może się stać, dlatego nie wiem czy ryzyko byłoby inne. Ale to nie znaczy, że zamierzam odpuszczać. W końcu to ważne dla ciebie. – A skoro to było ważne…to znaczy, że należało się postarać.
- Opowiesz mi o nim po tym. Najpierw popracujemy. – Wiedziała, że dla Tonks temat nie był łatwy, dlatego nie chciała na nią naciskać, już teraz wymuszając jakieś wyznania albo szczegóły. Ruszyła więc za Kerstin, obserwując uważnie to, co robiła i działając razem z nią, teraz będąc skupioną wyłącznie na pomocy młodszej kobiecie. Im prędzej to wykonają, tym prędzej Kerstin będzie mogła, jak liczyła skrycie Thalia, odpocząć.
- Skoro taka lebiega jak ja zdołała to zrobić, to dla utalentowanej panny krawcowej nie będzie to problemem. – Skłoniła się, nieco pompatycznie, ale brakowało tu humoru w ostatnich chwilach. – Czasem tak, a czasem prosimy trytony jeżeli wydają się chętne do współpracy, a winnych wypadkach nawet używamy zaklęcia. Rożne są opcje. Czasem wyławiamy perły, ale jest ich tak mało że to raczej, wiesz, tak dla siebie… - No i nie w każdym miejscu.
- Co ty na to, przyniosę ci na próbę, a jeżeli się nadadzą, podziałamy bardziej w tym kierunku? Jeżeli się uda to zawsze będą dodatkowe opatrunki… - Nie chciała wciskać nic na siłę, ale jeżeli była szansa, że coś mogło pomóc…



So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Schody na zaplecze [odnośnik]20.10.22 17:09
Kerry nie wierzyła już chyba w bycie normalną. Może nawet przestała w nie wierzyć przed laty, gdy jako maleńka dziewczynka machała bratu na dworcu, na magicznym peronie, do którego trzeba się było dostać przechodząc przez ścianę. Gdzieś tam istniał inny świat, którego Kerstin jako jedyna nie była częścią - nawet dzisiaj, gdy obcowała z czarodziejami każdego dnia, miała świadomość, że wciąż wie bardzo mało i prawdopodobnie nigdy nie dowie się więcej. Nawet gdy wojna się skończy, ona znowu stanie się taka jak ich tata - przypadkowy świadek nieprawdopodobnych zdarzeń, które tylko utwierdzają w poczuciu, że twoje własne życie jest zaledwie czubkiem góry lodowej tego co ma do zaoferowania świat. Co miałby do zaoferowania, gdyby urodziła się taka jak jej rodzeństwo. Ale była najmłodsza i magii może już zwyczajnie nie wystarczyło.
Uśmiechnęła się delikatnie do Thalii ze słabą i na wpół skrytą wdzięcznością. Mało było takich co chcieliby Kerstin otwarcie przyznać na co się porywają. W oczach wielu magów wciąż była dzieckiem i może zostanie nim na zawsze - kimś, kogo trzeba chronić. Thalia była inna i niegdyś wierzyła też, że inny jest Thomas. Dzisiaj nie miała już żadnej pewności.
- Jesteś niesamowita, Thalio - przyznała półgłosem. Widziała w Thalii wiele ze swojej siostry Justine, z tym tylko, że jej przyjaciółka podróżniczka nigdy nie złożyła przysiąg, które mogłyby skrzywdzić ją na resztę życia. Taką miała przynajmniej nadzieję, bo ile jeszcze silnych osobowości mogłoby na jej oczach obrócić się w proch? - Mhm, to chyba dobry pomysł. - Skryła rumieniec za puklami złotych włosów, niepewna, czy w ogóle chce rozmawiać o Thomasie z kimkolwiek, czy jest na to gotowa.
Thalia była jednak gotowa ryzykować dla niej, nie zdawała się też kimś, kto nie wziąłby obaw Kerstin na serio. No i tych uczuć, uczuć, które dla wszystkich innych zdawały się głupie, naiwne i niebezpieczne.
Pracowały długo i sumiennie, by zapewnić na zapleczu porządek, układały pudełka na szafkach i wynosiły to co natychmiast trzeba było rozłożyć na salach. Mruknięciami potwierdzała, że rozumie o co chodzi w pomocy syren i przywoływaniu czegoś zaklęciem z dna morza, prawdziwy zachwyt okazując dopiero przy perłach.
- Och, jesteś poławiaczką? Mogłabym chociaż zobaczyć? - Nie śmiałaby nawet prosić o coś tak cennego dla siebie, ale nigdy nie widziała prawdziwej perły, takiej surowej, z oceanu. Wszystkie perły mamy zawsze były sztuczne, a w dłoniach trzymała dotąd chyba tylko wygładzone kamienie pomalowane perłową farbą. - Oczywiście! To wspaniały pomysł. - Planowanie pracy i obowiązków zawsze nieco ją ożywiało. Przez najkrótszą z chwil mogła nawet zdawać się szczęśliwa.
Co z tego, że szczęście to było wyłącznie cienką chustą, od czasu do czasu zarzucaną na ramiona?

/zt mompls


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Schody na zaplecze [odnośnik]21.02.23 1:16

16 VII 1958

Pierwszą noc w Dolinie Godryka Argus wyobrażał sobie inaczej, ale tak już bywa z wyobrażeniami - rzadko kiedy stają obok rzeczywistości. Nie minęła doba od przybycia do Łupinki, a już tęsknił za chatką nieopodal Hogsmeade - w porównaniu do tej kupy gruzu przedstawiała się jak prawdziwie luksusowe lokum. Tutaj nie mógł liczyć nawet na wodę, a po zmroku źródłem światła były cholerne świeczki, których nie miał wiele. Mimo tego próbował przywrócić stary dom do stanu jak najbliższego używalności, idiotycznie nie tracąc wiary, dlatego większość zeszłego popołudnia spędził na pozbywaniu się największych przeszkód. Penny uparła się, że musi pomóc, chciała uczestniczyć w całym zamieszaniu - nie odwodził dziewczynki od tego planu, lecz wyrzuty sumienia żerowały na nim w najlepsze, przecież nie w ten sposób powinni się witać po paromiesięcznej rozłące. Ktoś mógłby powiedzieć, że ta sprawa mogła poczekać, że dom nie ucieknie, ale niestety  - dach nad głową był zbyt istotną kwestią, przy której nie dało się iść na ustępstwa - dokładnie tak, jak w przypadku pewnego zatrudnienia.
Poranek był ciężki, lecz te przyszłe również nie zapowiadały się lekko. Na wstępie Argus poddenerwował się brakiem kawy, której w Hogwarcie mu nie brakowało, ale odetchnął głęboko parę razy, by nie rzucać gniewnym spojrzeniem na prawo i lewo, gdy obok miał stęsknione dziecko. Wspaniale, Penelopę tez musiał odstawić pod znajome skrzydła, przecież nie zabierze jej do roboty, nie do lecznicy, gdzie na wstępie mogła stanąć naprzeciw krwawiącego pacjenta. Traum jej wystarczy. Skubana wymusiła na nim parę obietnic, inaczej nie odczepiłaby się od nogawki, na której kurczowo zaciskała palce. Pomachał jej na pożegnanie, siląc się na uśmiech - do zadowolenia było mu bardzo daleko, usta zatrzymały się gdzieś bliżej grymasu. Może nie zauważyła...
Drzwi były zamknięte, w leśnym budynku nie zastał nikogo, co skwitował krótkim skinieniem głową w manifestacji ulgi. Jego jedynym towarzystwem była teraz Pani Norris, która od razu zaczęła oględziny całego przybytku. Nie powstrzymywał jej. Sam pochylił się nad pergaminem, by stworzyć krótki plan działania, mając w pamięci wszystko, czego dowiedział się od lorda Prewetta. Szybko zdecydował się na poznanie zaplecza, mieszczącego się na górze - usiłował nie skupiać się na frustracji, rosnącej od rana w każdej sekundzie. Cały czas przyglądając się kartce ze swoimi zapiskami podniósł nogę, by postawić pierwszy krok na schodku, ale ten uskoczył zgrabnie - mężczyzna zachwiał się nieco, gdy stopa niespodziewanie wylądowała na tym samym poziomie, z którego startowała.
- Co u licha - burknął cicho pod nosem, przyjmując to niepowodzenie dosyć łagodnie. Dopiero teraz oderwał spojrzenie od planu, zdążył nawet uchwycić ucieczkę niesfornego schodka. Zmarszczył brwi, prowokacyjnie stawiając kolejny krok, ale schody brnęły w zaparte - no to się z nimi rozprawi! Przyspieszył, próbując wskoczyć na uciekający stopień, niestety ten był od niego szybszy. - Tak se pogrywasz? - wymamrotał, czując jak irytacja zaczyna wywalać poza skalę. Kopnął drewnianego uciekiniera, a wtedy, jak na zawołanie, cały pion wsunął się w ścianę, co może i zaskoczyłoby Filcha, gdyby wcześniej nie poznał Hogwartu na własnej skórze. Mądrzej z jego strony byłoby nie biec za chowającymi się schodami, ale był człowiekiem zdeterminowanym, z nadzieją na wspinaczkę z rozbiegu.
Skrzyp raz, skrzyp dwa, trzy, cztery skrzypy rozległy się tuż nad nim, jakby ktoś torturował drzwi - czoło zmarszczyło się w zastanowieniu, gdy podrywał głowę do góry. - Kurwa - nic więcej powiedzieć nie zdążył, a ostatnim co widział była podeszwa buta, obierająca za cel jego twarz. Desperacka próba uskoczenia była... połowicznie udana. Łupnął zdrowo o posadzkę, przygnieciony ciężarem nieznajomego osobnika gatunku ludzkiego o płci męskiej. Łypnął groźnie w oczy tajemniczo zmaterializowanej człowieczej masy, jeszcze nie potrafiąc docenić, że nie złamano mu właśnie nosa. Spróbował się ruszyć, zepchnąć z siebie niespodziewane towarzystwo, w szoku nie czując bólu. Jeszcze. Już otwierał usta żeby wycedzić kąśliwą uwagę, ale przerwał mu złowieszczy syk, rozlegający się tuż przy głowie, zanim Pani Norris rzuciła się z pazurami na nieznajomego jegomościa.[bylobrzydkobedzieladnie]


note by note
bruise by bruise






Ostatnio zmieniony przez Argus Filch dnia 06.10.23 20:49, w całości zmieniany 1 raz
Argus Filch
Argus Filch
Zawód : strażnik porządku w lecznicy, pianista
Wiek : 29
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler

I crossed a line a life ago

OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8 + 3
Genetyka : Charłak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11606-argus-morpheus-filch https://www.morsmordre.net/t11618-panie-filch#359353 https://www.morsmordre.net/t12161-argus-filch#374483 https://www.morsmordre.net/f223-somerset-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t11619-szuflada-filcha#359354 https://www.morsmordre.net/t11617-argus-filch#359351
Re: Schody na zaplecze [odnośnik]21.02.23 13:08
Od zaginięcia Alexa minęło już pięć miesięcy i jedenaście dni.
Liczyłem.
Na początku było ciężko, bardzo ciężko, nie będę owijał w bawełnę, ale teraz po takim czasie... nie chciałem, ale przyzwyczaiłem się do myśli, że go nie ma. Chociaż wciąż tliła się we mnie nadzieja, że jakimś cudem pewnego dnia pojawi się w drzwiach Kurnika, i nie miałem zamiaru pozwolić, żeby zgasła. Wyrwałem się jednak z tej czarnej dziury rozpaczy(?), apatii(?) sam nie wiem jak to nazwać, która wciągnęła mnie na początku i nie chciała wypuścić. Pierwsze trzy miesiące były najgorsze, nawet nie przypominałem siebie, choć pamiętam ten okres jak przez mgłę. Nie spałem, a jeśli już to nie był to taki sen podczas którego człowiek odpoczywa, niewiele jadłem, pracowałem prawie cały czas... byłem jak robot z jednej z moich książek science fiction. Nie czułem emocji, byłem z nich zupełnie wyprany. Nawet nie zauważyłem kiedy Bella zniknęła z Doliny, Ida też wyjechała nie będąc w stanie dłużej wytrzymać w Kurniku pełnym wspomnień. Nie powiem, też o tym myślałem, wiele razy nawet, ale... co gdyby Alex jednak wrócił? Miałby zastać opustoszały, zniszczony dom? Nie mogłem na to pozwolić. Zresztą Dolina Godryka była mi jak dom. Miałem ją tak po prostu porzucić? Tych wszystkich ludzi, z którymi się już lepiej lub gorzej znałem? Którym pomagałem i którzy mi pomagali? Nie, chciałem z nimi zostać.
Wraz z latem i słonecznymi dniami wracała mi pogoda ducha i nadzieja, że jeszcze wszystko dam radę poukładać jak trzeba. Zacząłem od generalnych porządków w Kurniku, choć rzeczy Lexa zostawiłem wszystkie na swoich miejscach, a... po długiej batalii z własnymi myślami na początku lipca rozwiesiłem ogłoszenia, że mam pokoje do wynajęcia. Trzy - po Idzie, Lotcie i Belli... Bezsensu, żeby tak wielki dom stał pusty, tym bardziej jeśli ktoś był w potrzebie. A sam też byłem - samotność źle na mnie działała, cisza doprowadzała mnie do szału i wiedziałem, że wystarczyłaby mi chociażby sama świadomości, że ktoś jest pod tym samym dachem.
Póki co nikt się nie zgłosił, ale to nic. Byłem spokojniejszy już po samym rozwieszeniu ogłoszenia, a to mnie utwierdziło w przekonaniu, że dobrze zrobiłem.
W Lecznicy... bywałem. A może to też za dużo powiedziane. Po zaginięciu Lexa z początku miałem jakiś opór, żeby w niej przebywać i tylko do niej wpadałem i wypadałem. Szybka przebieżka z miotłą i już mnie nie było. Później było trochę lepiej, ale miałem świadomość, że nie zajmowałem się tym przybytkiem tak sumiennie jak powinienem. Raczej sprawowałem pieczę nad lecznicą z technicznego punktu widzenia i nie przebywałem tam dłużej niż to było konieczne. Takie... spaczenie, choć wiedziałem, że to głupie.
Ostatnio znów bardziej skupiłem się na pracach w Dolinie i... szukaniem jakichś informacji o komecie, która się pojawiła prawie dwa tygodnie temu na niebie i nie zaglądałem do Lecznicy przez kilka dni, dziś jednak uznałem, że najwyższy czas się tam zjawić i posprzątać. Było gorąco, ale nie przeszkadzało mi to w dziarskim marszu w skórzanej kurce i długich (choć na mnie i tak przykrótkich) spodniach. Nigdy tak naprawdę nie zwracałem uwagi na coś takiego jak pogoda. Skrzynki z narzędziami nie wziąłem ze sobą, bo te podstawowe narzędzia zdążyłem już skompletować i zostawić w Lecznicy na wszelki wypadek. Nie wiedziałem czy kogoś zastanę na miejscu, czy w ostatnich dniach trafili tam jacyś ciężej chorzy pacjenci albo czy Kerstin była na dyżurze albo czy Castor Oliver zaglądnął... ale szybko się okazało, że Leśna lecznica dzisiejszego ranka (przynajmniej póki co) była ostoją spokoju. To nawet lepiej, bo mogłem się zająć naprawami i sprzątaniem nikomu przy tym nie przeszkadzając.
Właściwie dopiero zaczynałem - zrobiłem szybki obchód, ale kiedy próbowałem wyjść z zaplecza... drzwi odmówiły posłuszeństwa i wtedy przypomniałem sobie, że Kerstin wspominała o zacinającej się klamce. Kilka... tygodni... temu. Szlag. Byłem beznadziejny, naprawdę.
Skupiony na pracy na zapleczu nie słyszałem, żeby ktoś wchodził. Przynajmniej do czasu. Ruch na dole i jakieś stłumione przez zamknięte drzwi głosy przykuły moją uwagę. Jednak przyszedł jakiś pacjent? A może to Oliver?
Pokręciłem śrubokrętem i nacisnąłem na klamkę. Nic. Ok, to poluzowałem odrobinę. Lepiej. Szarpnąłem raz, drugi, trzeci. Za czwartym puściły, ha!
- Oli... - zacząłem ruszając z automatu na dół zupełnie nie spodziewając się zastawionej na mnie pułapki. Zorientowałem się dopiero kiedy moja stopa nie trafiła na stopień. - AaaaAAA!
Runąłem z piętra na łeb na szyję... chociaż nie do końca na swoje. Nim jednak zdążyłem się ogarnąć i rozeznać w sytuacji, to złowieszczy syk przeciął ciszę zdezorientowania.
- C-co... - jęknąłem zanim coś niezidentyfikowanego jeszcze przeze mnie rzuciło mi się na głowę. - Ała, ała! AŁA! - wrzasnąłem próbując odepchnąć od siebie tą wściekłą bestię, ale ta tylko wpiła się we mnie pazurami, zębami, sam nie wiem czym, jeszcze mocniej. - Weź to ze mnie! WEŹ TO ZE MNIEEEE!!! - rozwrzeszczałem się na dobre, teraz już tylko próbując zasłonić twarz, a przede wszystkim oczy! Przeszywający ból w okolicach prawego ucha (niebezpiecznie blisko oka!) tylko wzmógł moją panikę i dzikie wierzganie na oślep, które w teorii miało mi pomóc w pozbyciu się agresora z mojej głowy. W teorii pewnie tak...


Make love music
Not war.


Ostatnio zmieniony przez Louis Bott dnia 23.02.23 9:42, w całości zmieniany 1 raz
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Schody na zaplecze [odnośnik]23.02.23 1:08
Dzielna obrończyni miauczała donośnie, nie przerywając szarży - Argus już dawno nie miał okazji oglądać kugucharzycy w tak zaciekłej walce. Pewnie dlatego, że atakowanie Irytka mijało się z celem, zważywszy na jego niematerialność, a to właśnie on zapisał się jako wróg numer jeden na obszernej liście Filcha. Determinacja kotki była godna podziwu, aż się rozczulił na ten widok, no takie wsparcie, taka stanowcza i szybka akcja! Uczyła się od najlepszych! Wiedział, że jego towarzyszka jest domyślna, ale tym razem przeszła samą siebie... gorzej, że tuż nad jego głową, na grzbiecie człowieka praktykującego mocno niekontrolowane wierzgi, zanim zdążył podnieść się do pionu. Wściekłość krążyła energicznie w krwioobiegu mężczyzny, uderzając do łba adrenaliną.
- TO ZE MNIE, KURWA, ZEJDŹ - ryknął gwałtownie w odpowiedzi, usilnie próbując manewrować w każdą stronę, w rozpaczliwym poszukiwaniu wolnej przestrzeni na wymknięcie się spod ciała nieznajomego, ale w tak ciasnej wnęce ciężko było znaleźć przestrzeń na cokolwiek, nie mówiąc o jakichkolwiek manewrach. Minęła chwila nim osiągnął sukces, wyswobadzając spod jegomościa przynajmniej ramiona - no klasa, teraz mógł zrobić cokolwiek poza leżeniem! Najpierw osłonił twarz przed łokciami, odpychając je z jak największą mocą, jakby liczył na to, że wywróci napastnika. Nie zdążył nawet poczuć zażenowania niefortunną pozycją ciał, złość napływała zbyt gwałtownie, lecz w pewnym momencie znieruchomiał na chwilę, dostrzegając przydatny rekwizyt. - Auri furo - warknął nieprzyjemnie, rozkazującym tonem, chcąc zmusić swoją wątłą magię do współpracy. Jeszcze nie wiedział, co zrobi ze śrubokrętem, ale inne możliwości były ograniczone. Tak bardzo wytężał umysł, skupiając się na celu, lecz nic z tego, magia ani drgnęła, narzędzie kpiło z niego - słyszał to uszami wyobraźni, jak zwykle bardzo dotkliwie, a to tylko dokładało do ognia.
- PRZESTAŃ NIĄ WIERZGAĆ! - wydarł się znowu, służąc dobrą radą i próbując przekrzyczeć nieznajomego, gdy Pani Norris miauknęła z wyjątkową dramaturgią, teraz już tylko usiłując utrzymać się na ramieniu swojej ofiary. Jeszcze moment i wyrżnie nią gwałtownie, niegodziwe bydlę! Wizja rozpłaszczonej na ścianie kugucharzycy przerastała Argusa, musiał ją natychmiast, bezwzględnie uwolnić! Zaciśnięcie lewej pięści przyszło mu bardzo naturalnie - pamiętał aż za dobrze, jak się jej używa i jakie były efekty zawahania. Pewnym ruchem przyłożył intruzowi w szczękę i choć cios nie mógł być w tych warunkach zbyt silny, z pewnością okazał się odczuwalny.
- Uciekaj - zawołał do kotki z wyraźną nutą nieszczęśliwej desperacji, podpartej troską. - Tylko ją tknij, będziesz szukał zębów po całej Dolinie - groźny ton znów na swoim miejscu, wszystko w normie. Szarpnął się gwałtownie, próbując dać pupilce czas na odskoczenie, sam zresztą usiłował zepchnąć z siebie mężczyznę, wkładając w ten proces wszystkie siły. Pierwsze minuty nowej pracy mijały mu, jak widać, bardzo towarzysko.

| rzucałem tu, ale nie wyszło Sad energia magiczna spada z 2 na 1


note by note
bruise by bruise




Argus Filch
Argus Filch
Zawód : strażnik porządku w lecznicy, pianista
Wiek : 29
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler

I crossed a line a life ago

OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8 + 3
Genetyka : Charłak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11606-argus-morpheus-filch https://www.morsmordre.net/t11618-panie-filch#359353 https://www.morsmordre.net/t12161-argus-filch#374483 https://www.morsmordre.net/f223-somerset-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t11619-szuflada-filcha#359354 https://www.morsmordre.net/t11617-argus-filch#359351

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Schody na zaplecze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach