Komnata Primrose
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Komnata Primrose
Pokój Primrose znajduje się we wschodnim skrzydle z oknem wychodzącym na wzgórza hrabstwa. Jego właścicielka wprowadziła kolor niebieski do wystroju, który przełamywał półmrok i kontrastował z ciemnymi meblami. W samym centrum pyszni się łoże z baldachimem, zaś przy oknie ustawiono stolik, na którym codziennie wymieniane są świeże kwiaty. W pomieszczeniu nie brakuje również biurka z sekretarzykiem, pokaźnej szafy i komody gdzie trzymane są ubrania panny Burke. Pod jedną ścianą stoi biblioteczka z książkami i notatkami, zaś zaraz obok fotel "uszak", w którym kobieta lubi usiąść i zatopić się w lekturze. Oczywiście miejsce znalazło się też dla stylowej toaletki z owalnym lustrem, na której blacie stoją puzderka wypełnione biżuterią i kryształowe flakoniki perfum. A wszystko skąpane w delikatnej poświacie promieni słonecznych tłumionych przez ciężkie kotary.
2 październik 1957
Primrose siedziała w swojej komnacie starając się poukładać wszystko w głowie, ale nie było to łatwe. Nie tego się spodziewała, a rozmowa z bratem poprzedniego dnia wcale młodej kobiecie nie pomogła. Sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Wiedziała, że ten dzień nadejdzie, przecież nie uszło jej uwadze to co się działo w Durham, a jednak została zaskoczona doborem kandydata na męża. Kiedy obudziła się dnia następnego miała nadzieję, że był to tylko sen, złudzenie ale rzeczywistość szybko jej przypomniała, że rozmowa miała miejsce. Na szczęście zważywszy na sytuację Edgar uznał, że ogłoszenie tejże nowiny odbędzie się z końcem miesiąca, a teraz narzeczeni mieli czas aby się oswoić z tą sytuacją, a chyba najbardziej ona. Jednak nie miała luksusu roztrząsania tego wszystkiego, ponieważ za parę dni miał się odbyć pogrzeb Alpharda Blacka i należało się odpowiedniego do tego przygotowa. Primrose musiała zaopatrzyć się w odpowiednie ubranie by nie przynieść wstydu rodzinie Burke. Mogła skorzystać z katalogów Parkinsonów, ale uznała, że w ich ofercie nie było niczego co by ją zachwyciło. Byli klasyczni, ale też trochę nudni. Mieli swój styl i wizerunek, który kiedyś lady Burke pasował, ale ostatnio pracowała nad zmianą swojego wizerunku. Zaczynała być bardziej świadoma siebie i grzeczne, tweedowe spódnice oraz kamizelki zaczynały odchodzić w niepamięć. Oczywiście nie zrezygnowała z nich całkowicie, były niezwykle wygodne i pasowały do Durham, ale brakowało im tego czegoś. Rigel nazwał to “pazurem” i “charakterem”. Zaś o madam Malkin ostatnio mówiło się coraz więcej, a jej stroje i kunszt odbiły się echem dlatego też lady Burke postanowiła skorzystać z jej usług. Wcześniej wysłała sowę z prośbą i zapytaniem, otrzymawszy pozytywną odpowiedź zaprosiła kobietę do Durham. Widząc co się dzieje postanowiła, jeżeli nie musiała, zbyt często pokazywać się w Londynie. Bezpieczniejszą opcją dla arystokratki było zaproszenie modystki do siebie, choć gdyby nie okoliczności pojawiłaby się w jej pracowni osobiście. Teraz jednak czekała na jej przybycie u siebie, zaś kobiety wypatrywał Smark, jeden ze skrzatów lordów Durham. Gdy tylko pojawiła się na dziedzińcu zamku oznajmił iż lady Burke oczekuje jej w swojej komnacie i poprowadził gościa przez długie i ponure korytarze posiadłości. Na ścianach wisiały pokaźne obrazy przodków oraz zdobne gobeliny, nie brakowało rzeźb i innych dzieł sztuki, które świadczyły o bogactwie rodziny, jednocześnie bił od nich chłód, który mógł odstraszać, ale było w nich coś majestatycznego i dworskiego. Na kamiennej posadzce leżały grubo tkane dywany, które wygłuszały kroki i nadawały lekkiej przytulności. W końcu skrzat zatrzymał się przed ciężkimi i drewnianymi drzwiami prowadzącymi do komnaty młodej czarownicy. Ta na widok modystki podeszła do niej z delikatnym uśmiechem na twarzy.
-Madam Malkin niezmiernie miło mi panią poznać, zapraszam. - Zachęciła gestem kobietę aby weszła do środka i zamknęła za nią drzwi. Na okrągłym stoliczku umiejscowionym pod oknem stała taca z dzbankiem z herbatą i dwie filiżanki oraz słodki poczęstunek.- Dziękuję że zgodziła się pani przybyć do Durham.
Zdawała sobie sprawę, że mogło to być niezbyt korzystna sytuacja dla samej Malkin, która na pewno miała wiele klientek.
-Jak wspominałam w liście potrzebuję stroju na pogrzeb, ale jednocześnie liczę na jego w miarę uniwersalność, że mogłabym ten sam strój nałożyć na inną okazję. - Powiedziała rozlewając jaśminową herbatę do jasnych filiżanek i jedną podała kobiecie.
Primrose siedziała w swojej komnacie starając się poukładać wszystko w głowie, ale nie było to łatwe. Nie tego się spodziewała, a rozmowa z bratem poprzedniego dnia wcale młodej kobiecie nie pomogła. Sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Wiedziała, że ten dzień nadejdzie, przecież nie uszło jej uwadze to co się działo w Durham, a jednak została zaskoczona doborem kandydata na męża. Kiedy obudziła się dnia następnego miała nadzieję, że był to tylko sen, złudzenie ale rzeczywistość szybko jej przypomniała, że rozmowa miała miejsce. Na szczęście zważywszy na sytuację Edgar uznał, że ogłoszenie tejże nowiny odbędzie się z końcem miesiąca, a teraz narzeczeni mieli czas aby się oswoić z tą sytuacją, a chyba najbardziej ona. Jednak nie miała luksusu roztrząsania tego wszystkiego, ponieważ za parę dni miał się odbyć pogrzeb Alpharda Blacka i należało się odpowiedniego do tego przygotowa. Primrose musiała zaopatrzyć się w odpowiednie ubranie by nie przynieść wstydu rodzinie Burke. Mogła skorzystać z katalogów Parkinsonów, ale uznała, że w ich ofercie nie było niczego co by ją zachwyciło. Byli klasyczni, ale też trochę nudni. Mieli swój styl i wizerunek, który kiedyś lady Burke pasował, ale ostatnio pracowała nad zmianą swojego wizerunku. Zaczynała być bardziej świadoma siebie i grzeczne, tweedowe spódnice oraz kamizelki zaczynały odchodzić w niepamięć. Oczywiście nie zrezygnowała z nich całkowicie, były niezwykle wygodne i pasowały do Durham, ale brakowało im tego czegoś. Rigel nazwał to “pazurem” i “charakterem”. Zaś o madam Malkin ostatnio mówiło się coraz więcej, a jej stroje i kunszt odbiły się echem dlatego też lady Burke postanowiła skorzystać z jej usług. Wcześniej wysłała sowę z prośbą i zapytaniem, otrzymawszy pozytywną odpowiedź zaprosiła kobietę do Durham. Widząc co się dzieje postanowiła, jeżeli nie musiała, zbyt często pokazywać się w Londynie. Bezpieczniejszą opcją dla arystokratki było zaproszenie modystki do siebie, choć gdyby nie okoliczności pojawiłaby się w jej pracowni osobiście. Teraz jednak czekała na jej przybycie u siebie, zaś kobiety wypatrywał Smark, jeden ze skrzatów lordów Durham. Gdy tylko pojawiła się na dziedzińcu zamku oznajmił iż lady Burke oczekuje jej w swojej komnacie i poprowadził gościa przez długie i ponure korytarze posiadłości. Na ścianach wisiały pokaźne obrazy przodków oraz zdobne gobeliny, nie brakowało rzeźb i innych dzieł sztuki, które świadczyły o bogactwie rodziny, jednocześnie bił od nich chłód, który mógł odstraszać, ale było w nich coś majestatycznego i dworskiego. Na kamiennej posadzce leżały grubo tkane dywany, które wygłuszały kroki i nadawały lekkiej przytulności. W końcu skrzat zatrzymał się przed ciężkimi i drewnianymi drzwiami prowadzącymi do komnaty młodej czarownicy. Ta na widok modystki podeszła do niej z delikatnym uśmiechem na twarzy.
-Madam Malkin niezmiernie miło mi panią poznać, zapraszam. - Zachęciła gestem kobietę aby weszła do środka i zamknęła za nią drzwi. Na okrągłym stoliczku umiejscowionym pod oknem stała taca z dzbankiem z herbatą i dwie filiżanki oraz słodki poczęstunek.- Dziękuję że zgodziła się pani przybyć do Durham.
Zdawała sobie sprawę, że mogło to być niezbyt korzystna sytuacja dla samej Malkin, która na pewno miała wiele klientek.
-Jak wspominałam w liście potrzebuję stroju na pogrzeb, ale jednocześnie liczę na jego w miarę uniwersalność, że mogłabym ten sam strój nałożyć na inną okazję. - Powiedziała rozlewając jaśminową herbatę do jasnych filiżanek i jedną podała kobiecie.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
To był jeden z tych dni, dla których warto było żyć. Może nie było to stosowne porównanie, zważywszy na okoliczności ale jednak. Andrea odbijała się od ścian małego mieszkania w Dorset niczym wesoła piłka i można było się niemal zakładać, że za parę sekund wystrzeli w kosmos. Wszystko za sprawą listu z Durham i zawartym w nim zleceniu. Stworzenie sukni dla przedstawicielki szlachty miało być milowym krokiem w jej karierze. Jeśli wszystko poszłoby dobrze, mogło oznacza to kolejne zlecenie, więcej pracy i przede wszystkim podniesienie renomy zakładu. Tak, dla takich dni warto było żyć. Nawet Evan stanął na wysokości zadania i w końcu nakłonił żonę do tego by usiadła na miejscu i odpisała na list lady Burke. Choć Andrea nie miała najmniejszego zamiaru tego przyznawać, bez niego nie byłaby wstanie wówczas sklecić nawet dwóch zdań. Gdy wszystko odnośnie do spotkania zostało już ustalone młodą krawcową zaczęła ponosić wyobraźnia. Niemal całe Plymouth zdążyła się już pogrążyć w głębokim śnie, a blondynka wciąż siedziała przy swoim biurku tworząc kolejne projekty. Gdy na morskiej tafli zaczęły pojawiać się już pierwsze promienie słońca, w końcu czyjeś silne ręce zdołały zaprowadzić kobietę do łóżka. Mruczała coś pod nosem o konieczności poprawy mankietów, ale gdy tylko poczuła pod głową poduszkę niemal od razu uciekła do krainy Morfeusza.
Gdy nadszedł ten dzień całą dotychczasową euforię zastąpił strach graniczący z paniką. W końcu pierwszy raz została zaproszona do szlacheckiego domu. Powtarzała w duchu wszystkie motywujące formułki, a gdy w końcu stanęła przed lustrem uznała, że je gotowa. Była ubrana w jeden ze swoich reprezentacyjnych strojów jednak na tyle skromnym by było jasne, że dobrze zna swoją pozycję. Włosy idealnie uczesane lekki makijaż, torebka z kilkoma obiecującymi projektami i mogła iść. Gdy wychodziła do drzwi odprowadził ją wzrok męża, który pewnie próbował jej dodać otuchy, ale ona słyszała jedynie bicie własnego serca.
W końcu znalazła się przed zamkiem a wewnętrzy głos w jej głowie kazał natychmiast uciekać. To nie było miejsce dla niej ani dla nikogo jej pokroju. Trzeba było wrócić na Pokątną i zająć się szyciem dla mieszczan. Jednak gdy na jej powitanie wyszedł jeden ze skrzatów nie było już odwrotu. Andrea wzięła głęboki wdech i ruszyła za stworzeniem. Starała się nie rozglądać na boki. Wiedziała, że widok rodowego bogactwa Burkeów jedynie bardziej ją onieśmieli. Przyszła tu by wykonać bardzo konkretne zadanie i jedynie na tym należało się skupić. Ta myśl dodała jej pewności siebie. Wchodząc do komnaty młodej lady niemal od razu skupiła się tylko na kobiecie. Brązowe oczy w trochę nietaktowny sposób przesuwały się po jej sylwetce zapamiętując możliwie jak najwięcej. - Lady Burke- skłoniła się lekko jednocześnie odwzajemniając uśmiech dziewczyny. - Cała przyjemność po mojej stronie. To dla mnie zaszczyt, że zdecydowała się pani na moje usługi - odpowiedziała spokojnie siadając na wskazanym miejscu. Słuchając dalszych słów młodej arystokratki Andrea kiwnęła potakująco głową. - Pewna doza uniwersalności to obecnie podstawa - przyznała szczerze. Chodziło jej o reguły rządzące światem mody, choć biorąc pod uwagę sytuację polityczną można było to różnie rozumieć. - Pozwoliłam sobie przygotować kilka propozycji. Jeśli, któraś przypadnie pani do gustu możemy na niej pracować lub stworzyć coś od podstaw. - położyła na stoliku teczkę z najlepszymi jej zdaniem pomysłami. Co prawda przedstawione suknie odbiegały od przyjętych standardów angielskiej mody, ale była na tyle wyważone, by uniknąć miana ekstrawaganckich. W końcu mowa była o pogrzebie.
Gdy nadszedł ten dzień całą dotychczasową euforię zastąpił strach graniczący z paniką. W końcu pierwszy raz została zaproszona do szlacheckiego domu. Powtarzała w duchu wszystkie motywujące formułki, a gdy w końcu stanęła przed lustrem uznała, że je gotowa. Była ubrana w jeden ze swoich reprezentacyjnych strojów jednak na tyle skromnym by było jasne, że dobrze zna swoją pozycję. Włosy idealnie uczesane lekki makijaż, torebka z kilkoma obiecującymi projektami i mogła iść. Gdy wychodziła do drzwi odprowadził ją wzrok męża, który pewnie próbował jej dodać otuchy, ale ona słyszała jedynie bicie własnego serca.
W końcu znalazła się przed zamkiem a wewnętrzy głos w jej głowie kazał natychmiast uciekać. To nie było miejsce dla niej ani dla nikogo jej pokroju. Trzeba było wrócić na Pokątną i zająć się szyciem dla mieszczan. Jednak gdy na jej powitanie wyszedł jeden ze skrzatów nie było już odwrotu. Andrea wzięła głęboki wdech i ruszyła za stworzeniem. Starała się nie rozglądać na boki. Wiedziała, że widok rodowego bogactwa Burkeów jedynie bardziej ją onieśmieli. Przyszła tu by wykonać bardzo konkretne zadanie i jedynie na tym należało się skupić. Ta myśl dodała jej pewności siebie. Wchodząc do komnaty młodej lady niemal od razu skupiła się tylko na kobiecie. Brązowe oczy w trochę nietaktowny sposób przesuwały się po jej sylwetce zapamiętując możliwie jak najwięcej. - Lady Burke- skłoniła się lekko jednocześnie odwzajemniając uśmiech dziewczyny. - Cała przyjemność po mojej stronie. To dla mnie zaszczyt, że zdecydowała się pani na moje usługi - odpowiedziała spokojnie siadając na wskazanym miejscu. Słuchając dalszych słów młodej arystokratki Andrea kiwnęła potakująco głową. - Pewna doza uniwersalności to obecnie podstawa - przyznała szczerze. Chodziło jej o reguły rządzące światem mody, choć biorąc pod uwagę sytuację polityczną można było to różnie rozumieć. - Pozwoliłam sobie przygotować kilka propozycji. Jeśli, któraś przypadnie pani do gustu możemy na niej pracować lub stworzyć coś od podstaw. - położyła na stoliku teczkę z najlepszymi jej zdaniem pomysłami. Co prawda przedstawione suknie odbiegały od przyjętych standardów angielskiej mody, ale była na tyle wyważone, by uniknąć miana ekstrawaganckich. W końcu mowa była o pogrzebie.
Gość
Gość
Przybycie modystki było czymś odrywającym od problemów i trosk jakie zbierały się nad głową lady Burke. Sięgnęła po szkice jakie przygotowała kobieta i siadając w miękkim fotelu zaczęła je przeglądać. Z każdym kolejnym projektem utwierdzała się w swojej decyzji, że dobrze zrobiła zwracając się właśnie do niej. Zachwycały ją detale, na których się skupiła, marszczenia materiału i upięciach. Niezwykle spodobały się jej propozycje dwóch sukni, z lejącego się materiału, położyła obydwie przed Madam Malkin.
-Te wyglądają wspaniale, zastanawiałam się czy da się połączyć dekolt tej - wskazała jedną suknię - w tym modelu.
Dekolt w łódkę był elegancki, ale jednocześnie nie do końca klasyczny. Sam krój sukni przy zmianie dodatków będzie również świetnie się prezentował w teatrze jak i na pogrzebie. Sporo arystokratek uważało, że daną suknię może nałożyć jedynie raz, gdyż ponowne jej ubranie będzie traktowane jako skąpstwo. Primrose zaś sądziła, że takie zachowanie było zbytnią rozrzutnością i okazaniem braku szacunku dla osoby, która dany strój wykonała. Teraz lady Burke podniosła szaro niebieskie spojrzenie na modystkę.
-Ostatnie pani stroje wpadły mi w oko. Widziałam, że łączy pani różne materiały i pozwala sobie na fantazyjne wzory. - Zagadnęła jeszcze kobietę uśmiechając się uprzejmie. Problemy młodej lady nie powinny wychodzić na wierzch kiedy rozmawia z obcą osobą. Jakkolwiek była przekonana, że jeżeli suknia, która zostanie dla niej uszyta spełni jej oczekiwania zapewne Madam Malkin zyska kolejną klientkę.
-Jaki materiał pani proponuje do tego? - Zapytała jeszcze znów skupiając wzrok na szkicach jakie leżały na stoliku. Primrose potrafiła łączyć materiały na talizmany, wiedziała jaki metal współpracuje z jakim kamieniem, ale na szyciu i doborze tkanin się kompletnie nie znała i nie miała zamiaru się wymądrzać w tej kwestii. Poza tym była przekonana, że ma przed sobą profesjonalistkę, która jest obeznana ze swoim fachem i poprowadzić Primrose przez cały proces przygotowania stroju. W normalnej sytuacji byłaby zachwycona z przymiarek i nowego ubrania, ale było ono tworzone z myślą o tak przykrym wydarzeniu jak pogrzeb brata przyjaciółki.
-Te wyglądają wspaniale, zastanawiałam się czy da się połączyć dekolt tej - wskazała jedną suknię - w tym modelu.
Dekolt w łódkę był elegancki, ale jednocześnie nie do końca klasyczny. Sam krój sukni przy zmianie dodatków będzie również świetnie się prezentował w teatrze jak i na pogrzebie. Sporo arystokratek uważało, że daną suknię może nałożyć jedynie raz, gdyż ponowne jej ubranie będzie traktowane jako skąpstwo. Primrose zaś sądziła, że takie zachowanie było zbytnią rozrzutnością i okazaniem braku szacunku dla osoby, która dany strój wykonała. Teraz lady Burke podniosła szaro niebieskie spojrzenie na modystkę.
-Ostatnie pani stroje wpadły mi w oko. Widziałam, że łączy pani różne materiały i pozwala sobie na fantazyjne wzory. - Zagadnęła jeszcze kobietę uśmiechając się uprzejmie. Problemy młodej lady nie powinny wychodzić na wierzch kiedy rozmawia z obcą osobą. Jakkolwiek była przekonana, że jeżeli suknia, która zostanie dla niej uszyta spełni jej oczekiwania zapewne Madam Malkin zyska kolejną klientkę.
-Jaki materiał pani proponuje do tego? - Zapytała jeszcze znów skupiając wzrok na szkicach jakie leżały na stoliku. Primrose potrafiła łączyć materiały na talizmany, wiedziała jaki metal współpracuje z jakim kamieniem, ale na szyciu i doborze tkanin się kompletnie nie znała i nie miała zamiaru się wymądrzać w tej kwestii. Poza tym była przekonana, że ma przed sobą profesjonalistkę, która jest obeznana ze swoim fachem i poprowadzić Primrose przez cały proces przygotowania stroju. W normalnej sytuacji byłaby zachwycona z przymiarek i nowego ubrania, ale było ono tworzone z myślą o tak przykrym wydarzeniu jak pogrzeb brata przyjaciółki.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Wraz z madame Malkin do zamczyska Durham przybyła jej asystentka. Drobna, niepozorna dziewczyna o pucułowatej buzi przez początek spotkania trzymała się gdzieś z boku, kilka razy niknąc za drzwiami komnaty Lady Burke by donieść brakujące do prezentacji przedmioty. Nie ona była tu mistrzemni mimo iż niezmiernie chciała okazać lady Burke niektóre ze swoich projektów, doskonale znała swoje miejsce, w ciszy więc wodziła spojrzeniem między dwójką głównych aktorów na tej scenie życia. Starając się działać jak najciszej wypakowywała kolejne próbki tkanin z wielkiego kufra, uważnie przysłuchując się rozmowie. Cichutko podeszła do madame Malkin, by nieśmiało zerknąć przez jej ramię na projekty, wskazane przez jaśne lady Burke, a poczucie dziwnej dumy przepełniło jej ciało gdy zauważyła między nimi szkicowany przez siebie projekt. Uważniej wsłuchała się w słowa szlachetnienurodzonej czarownicy, marszcząc przy tym delikatnie brwi.
- Jeśli mogłabym coś… - Zaczęła cichutko, nieśmiało, z niepewnością zerkając w kierunku swojej mentorki. Nie powinna się odzywać, lecz czy kiedyś nie nadszedłby ten dzień? Dzień w którym mogłaby się wykazać, zabłysnąc wiedzą, jaką pozyskała od swojej mentorki…I chyba ta dawała jej szansę, a przynajmniej za taką odebrała jej zachęcające spojrzenie. - Ja… Nazywam się Millicenta Quit, ten dekolt… To… to mój projekt… - Zaczęła niezwykle nieśmiało, a pucułowate policzki przykryły się rumieńcem. - Ten krój nie będzie odpowiednio komplementował figury szanownej Lady… Mamy ze sobą suknię z tym dekoltem, jeśli jaśnie lady byłaby taka miła i ją przymierzyła, z przyjemnością wyjaśnię, czemu nie jest dobrym wyborem… - Zaproponowała nieśmiało, z odrobiną ciekawości w oczach zerknając w kierunku lady Burke. Niepewnie podążyła w kierunku jednej ze skrzyń by wyjąć błękitną suknię z dekoltem w łódkę by podać ją lady Burke z nadzieją, iż ta zdecyduje się przymierzyć wspomonaną wcześniej suknię.
- A jakie materiały lady lubi? Dokładną propozycję złożę gdy dobierzemy krój, lecz preferencje Lady są niezwykle istotne. Woli lady delikatne, mękkie materiały? Czy może ciężkie, charakterystyczne sukna? Jak patrzy lady na koronki? Falbany? Marszczenia? - Kolejne pytania uciekały odrobinę śmielej z ust asystentki pani Malkin, gdy ta zachęcająco wyciągała suknię w kierunku lady. Powinna zobaczyć. Musiała zobaczyć na własne oczy czemu piękny dekolt nie pasuje do jej urody - tylko wtedy Milicencie uda się namówić ją na obranie innego kierunku oraz kroju, w którym Lady Burke będzie wyglądała niezwykle olśniewająco.
- Czy zależy lady na tym by byla to suknia na jedną okazję czy winna być funkcjonalna? Bo… jeśli zależy lady na fukncjonalności… ja mogłabym mieć pewien pomysł… -Zaproponowała nieśmiało, zerkając ku ciemnowłosej lady z wyraźnym zaciekawieniem oraz zastanowieniem wypisanym na pucułowatej buzi. Proszę, proszę daj mi szansę - powtarzała ciągle w myślach niczym mantrę dodającą jej odwagi.
- Jeśli mogłabym coś… - Zaczęła cichutko, nieśmiało, z niepewnością zerkając w kierunku swojej mentorki. Nie powinna się odzywać, lecz czy kiedyś nie nadszedłby ten dzień? Dzień w którym mogłaby się wykazać, zabłysnąc wiedzą, jaką pozyskała od swojej mentorki…I chyba ta dawała jej szansę, a przynajmniej za taką odebrała jej zachęcające spojrzenie. - Ja… Nazywam się Millicenta Quit, ten dekolt… To… to mój projekt… - Zaczęła niezwykle nieśmiało, a pucułowate policzki przykryły się rumieńcem. - Ten krój nie będzie odpowiednio komplementował figury szanownej Lady… Mamy ze sobą suknię z tym dekoltem, jeśli jaśnie lady byłaby taka miła i ją przymierzyła, z przyjemnością wyjaśnię, czemu nie jest dobrym wyborem… - Zaproponowała nieśmiało, z odrobiną ciekawości w oczach zerknając w kierunku lady Burke. Niepewnie podążyła w kierunku jednej ze skrzyń by wyjąć błękitną suknię z dekoltem w łódkę by podać ją lady Burke z nadzieją, iż ta zdecyduje się przymierzyć wspomonaną wcześniej suknię.
- A jakie materiały lady lubi? Dokładną propozycję złożę gdy dobierzemy krój, lecz preferencje Lady są niezwykle istotne. Woli lady delikatne, mękkie materiały? Czy może ciężkie, charakterystyczne sukna? Jak patrzy lady na koronki? Falbany? Marszczenia? - Kolejne pytania uciekały odrobinę śmielej z ust asystentki pani Malkin, gdy ta zachęcająco wyciągała suknię w kierunku lady. Powinna zobaczyć. Musiała zobaczyć na własne oczy czemu piękny dekolt nie pasuje do jej urody - tylko wtedy Milicencie uda się namówić ją na obranie innego kierunku oraz kroju, w którym Lady Burke będzie wyglądała niezwykle olśniewająco.
- Czy zależy lady na tym by byla to suknia na jedną okazję czy winna być funkcjonalna? Bo… jeśli zależy lady na fukncjonalności… ja mogłabym mieć pewien pomysł… -Zaproponowała nieśmiało, zerkając ku ciemnowłosej lady z wyraźnym zaciekawieniem oraz zastanowieniem wypisanym na pucułowatej buzi. Proszę, proszę daj mi szansę - powtarzała ciągle w myślach niczym mantrę dodającą jej odwagi.
I show not your face but your heart's desire
Asystentka modystki nie była osobą, której nie zauważyła, ale ta była na tyle dyskretna, że nie czuło się jej obecności. Nie uszło uwadze lady Burke, że ta wykonuje swoją pracę z pełną powagą na twarzy i skupieniem. Znała to spojrzenie pełne determinacji, które świadczyło o tym, że osoba je nosząca pragnie się wykazać. To sprawiło, że Primrose poczuła nić sympatii do tej osóbki. Przeglądając szkice przyznawała sama przed sobą, że co kolejny były one coraz ciekawsze i przyciągające wzrok. Przez chwilę przemknęła jej myśl aby nakłonić Rigela by odwiedził butik Madam Malkin. Teraz jednak podniosła wzrok na asystentkę, która ośmieliła się zwrócić uwagę, że dobór kształtów dekoltu nie jest korzystny. Odprowadziła dziewczę wzrokiem kiedy ta wyciągnęła jeden z modeli sukni.
-Piękna - powiedziała cicho Primrose, który nigdy zbytnio się nie stroiła zachowując swój stary styl, ale coraz częściej przykładała do ubrań wagę. Coraz częściej wybierała proste linie, czasami zbyt ostre, ale jakże piękne w swojej surowości. - Dobrze, przymierzę.
Zgodziła się odbierając suknię od Millicenty i zniknęła z nią za parawanem. Chwilę jej zajęło przebranie, ale po chwili wyszła aby stanąć przed lustrem. Nie wiedziała nic złego w dekolcie, który wybrała. Może odrobinę za bardzo odsłaniał ramiona co nie było wskazane przy sukni na pogrzeb, ale już wieczorowa jak najbardziej. Wystarczyło narzucić szal na ramion lub pelerynę i już ubranie nabierało innego charakteru. Stanęła bokiem aby zobaczyć jak dekolt prezentuje się z profilu. Trochę odstawał, ale być może była to wina tego, że suknia nie była szyta na nią. Była też trochę przy długa więc Prim musiała ująć ją w dłonie aby nie zadeptać rąbka. Spojrzała wyczekująco na asystentkę, w końcu ta miała wyrazić swoją opinię. Madam Malkin zaś stała z boku najwidoczniej sama zaciekawiona tym jak to wszystko ujmie jej podopieczna.
-Zdecydowanie wolę cięższe materiały, nie chcę się martwić tym, że zwiewny materiał ułoży się tam gdzie nie trzeba. - Odpowiedziała na zadane jej pytanie. - Nie ma nic gorszego jak ciągłe martwienie się tym czy jakiś element ubrania się nie podniósł. Ograniczmy koronki i falbany do niezbędnego minimum. Nie przepadam jak jest ich za dużo. Podkreślenie, uwypuklenie jak najbardziej, ale niech nie będą dominujące.
Nienawidziła kiedy wyglądała jak porcelanowa lalka. Zdawała sobie sprawę, że miała jasną cerę, duże oczy oraz ogromną ilość piegów, które zdobiły nie tylko jej twarz ale również ramiona i dekolt. Matka natura postanowiła sobie z niej zakpić i obdarzyła małymi kropeczkami kiedy reszta kobiet w rodzinie miała nieskazitelną skórę. Jedna z prababek miała ten typ urody i to właśnie jej prawnuczka musiała go odziedziczyć.
-Pragnę aby suknia była w miarę uniwersalna - Dodała jeszcze i spojrzała z nieukrywanym zaciekawieniem na dziewczynę. - Co to za pomysł?
Zachęciła ją aby mówiła dalej.
-Piękna - powiedziała cicho Primrose, który nigdy zbytnio się nie stroiła zachowując swój stary styl, ale coraz częściej przykładała do ubrań wagę. Coraz częściej wybierała proste linie, czasami zbyt ostre, ale jakże piękne w swojej surowości. - Dobrze, przymierzę.
Zgodziła się odbierając suknię od Millicenty i zniknęła z nią za parawanem. Chwilę jej zajęło przebranie, ale po chwili wyszła aby stanąć przed lustrem. Nie wiedziała nic złego w dekolcie, który wybrała. Może odrobinę za bardzo odsłaniał ramiona co nie było wskazane przy sukni na pogrzeb, ale już wieczorowa jak najbardziej. Wystarczyło narzucić szal na ramion lub pelerynę i już ubranie nabierało innego charakteru. Stanęła bokiem aby zobaczyć jak dekolt prezentuje się z profilu. Trochę odstawał, ale być może była to wina tego, że suknia nie była szyta na nią. Była też trochę przy długa więc Prim musiała ująć ją w dłonie aby nie zadeptać rąbka. Spojrzała wyczekująco na asystentkę, w końcu ta miała wyrazić swoją opinię. Madam Malkin zaś stała z boku najwidoczniej sama zaciekawiona tym jak to wszystko ujmie jej podopieczna.
-Zdecydowanie wolę cięższe materiały, nie chcę się martwić tym, że zwiewny materiał ułoży się tam gdzie nie trzeba. - Odpowiedziała na zadane jej pytanie. - Nie ma nic gorszego jak ciągłe martwienie się tym czy jakiś element ubrania się nie podniósł. Ograniczmy koronki i falbany do niezbędnego minimum. Nie przepadam jak jest ich za dużo. Podkreślenie, uwypuklenie jak najbardziej, ale niech nie będą dominujące.
Nienawidziła kiedy wyglądała jak porcelanowa lalka. Zdawała sobie sprawę, że miała jasną cerę, duże oczy oraz ogromną ilość piegów, które zdobiły nie tylko jej twarz ale również ramiona i dekolt. Matka natura postanowiła sobie z niej zakpić i obdarzyła małymi kropeczkami kiedy reszta kobiet w rodzinie miała nieskazitelną skórę. Jedna z prababek miała ten typ urody i to właśnie jej prawnuczka musiała go odziedziczyć.
-Pragnę aby suknia była w miarę uniwersalna - Dodała jeszcze i spojrzała z nieukrywanym zaciekawieniem na dziewczynę. - Co to za pomysł?
Zachęciła ją aby mówiła dalej.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Nieśmiały uśmiech pojawił się na twarzy asystentki pani Malkin, gdy pochwała doleciała do jej uszu ze strony lady Burke. Uznanie szlachetnej głowy wydawało jej się niezwykle wielkim zaszczytem, o którym zapewne nie zapomni przez kilka kolejnych tygodni, czując kolejny przypływ chęci, by projektować kolejne suknie. A nóż uda jej się zyskać stałą klientelę i kiedyś, za kilkanaście lat będzie mogła pozwolić sobie na otwarcie własnego butiku? Nie chciała robić konkurencji madame Malkin, marzyła jednak o własnym kawałku modowego świata. Z napięciem oczekiwała, aż lady Burke przymierzy suknię, a gdy wyszła zza parawanu, Milicenta podeszła do niej nieśmiało.
- Jak Lady widzi, ten dekolt optycznie powiększa lady ramiona sprawiając, iż wyglądają jakby były niezwykle szerokie. Z tego powodu zaproponowałabym odrobinę inny... Proszę dać mi chwilkę... - Mówiła spokojnie, cicho z licem pokrytym rumieńcem oraz ekscytacją w brązowych oczach. Ostrożnie wyjęła ciemne drewno swojej różdżki, by paroma prostymi gestami przywołać iluzję. Materiał zdawał się przesuwać, by utworzyć dekolt w kształcie kwadratu.
- To moja pierwsza propozycja. Dekolt w kształcie kwadratu jest gustowny oraz elegancki, optycznie wysmukla sylwetkę. - Przedstawiła pierwszy pomysł, by ponownie wykonać kolejny ruch różdżką. Tym razem dekolt ułożył się dwa półokręgi, jednocześnie dalej okrywając ramiona. - A to dekolt w typie sweetheart, jest mało spotykany w sukniach gdyż dopiero wchodzi do mody oraz na salony. Tę cześć... - Tu kobieta wskazała na materiał, okalający ramiona nadobnej lady Burke. - Możemy zrobić odpinany, jeśli lady chciałaby później użyć sukni jako balowej, nie posiadającej ramiączek. - Zaproponowała, zaciekawione spojrzenie przenosząc na buzię lady Burke. Była ciekawa, czy Primrose była otwarta na podobne koncepty. Kolejny ruch różdżki zdjął iluzję, a Milicenta oczekiwała na odpowiedź kobiety, niezwykle ciekawa jej wyboru.
Uważnie wsłuchiwała się w słowa lady tyczące materiałów, by pokiwać z głową.
- Dobrze, będę mieć to na uwadze. W jakich kolorach lady lubi chodzić? Czy są jakieś, za którymi lady nie przepada? - Dopytała, uważając tę kwestię za równie bardzo istotną w kwestii doboru odpowiedniego materiału na suknię.
Zachęcona słowami lady, Milicenta chwyciła za ołówek oraz kawałek pergaminu, by począć szybko szkicować suknię. - Mogłybyśmy zrobić dwie suknie w jednej, zależnie od wybranego przez lady dekoltu. Część spódnicy mogłaby być odpinana, tak samo jak część zdobień, które dobierzemy do lady gustu. Wtedy zyskałaby lady suknię na przykład codzienną oraz jednocześnie wyjściową, jedynie co trzeba byłoby wtedy zrobić to dopiąć dodatki. Mogłaby lady również dowolnie je zestawiać, by suknie nigdy nie wyglądały tak samo... - Mówiła z ekscytacją oraz przejęciem w głosie, mając nadzieję, iż lady zgodzi się na podobny twór który ona, z największą przyjemnością by przygotowała. Milicenta nieśmiało podsunęła lady Primrose poglądowe szkice, jak taka suknia mogłaby wyglądać, z napięciem oczekując na werdykt.
- Jak Lady widzi, ten dekolt optycznie powiększa lady ramiona sprawiając, iż wyglądają jakby były niezwykle szerokie. Z tego powodu zaproponowałabym odrobinę inny... Proszę dać mi chwilkę... - Mówiła spokojnie, cicho z licem pokrytym rumieńcem oraz ekscytacją w brązowych oczach. Ostrożnie wyjęła ciemne drewno swojej różdżki, by paroma prostymi gestami przywołać iluzję. Materiał zdawał się przesuwać, by utworzyć dekolt w kształcie kwadratu.
- To moja pierwsza propozycja. Dekolt w kształcie kwadratu jest gustowny oraz elegancki, optycznie wysmukla sylwetkę. - Przedstawiła pierwszy pomysł, by ponownie wykonać kolejny ruch różdżką. Tym razem dekolt ułożył się dwa półokręgi, jednocześnie dalej okrywając ramiona. - A to dekolt w typie sweetheart, jest mało spotykany w sukniach gdyż dopiero wchodzi do mody oraz na salony. Tę cześć... - Tu kobieta wskazała na materiał, okalający ramiona nadobnej lady Burke. - Możemy zrobić odpinany, jeśli lady chciałaby później użyć sukni jako balowej, nie posiadającej ramiączek. - Zaproponowała, zaciekawione spojrzenie przenosząc na buzię lady Burke. Była ciekawa, czy Primrose była otwarta na podobne koncepty. Kolejny ruch różdżki zdjął iluzję, a Milicenta oczekiwała na odpowiedź kobiety, niezwykle ciekawa jej wyboru.
Uważnie wsłuchiwała się w słowa lady tyczące materiałów, by pokiwać z głową.
- Dobrze, będę mieć to na uwadze. W jakich kolorach lady lubi chodzić? Czy są jakieś, za którymi lady nie przepada? - Dopytała, uważając tę kwestię za równie bardzo istotną w kwestii doboru odpowiedniego materiału na suknię.
Zachęcona słowami lady, Milicenta chwyciła za ołówek oraz kawałek pergaminu, by począć szybko szkicować suknię. - Mogłybyśmy zrobić dwie suknie w jednej, zależnie od wybranego przez lady dekoltu. Część spódnicy mogłaby być odpinana, tak samo jak część zdobień, które dobierzemy do lady gustu. Wtedy zyskałaby lady suknię na przykład codzienną oraz jednocześnie wyjściową, jedynie co trzeba byłoby wtedy zrobić to dopiąć dodatki. Mogłaby lady również dowolnie je zestawiać, by suknie nigdy nie wyglądały tak samo... - Mówiła z ekscytacją oraz przejęciem w głosie, mając nadzieję, iż lady zgodzi się na podobny twór który ona, z największą przyjemnością by przygotowała. Milicenta nieśmiało podsunęła lady Primrose poglądowe szkice, jak taka suknia mogłaby wyglądać, z napięciem oczekując na werdykt.
I show not your face but your heart's desire
Przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze kiedy młoda asystentka madam Malkin przedstawiała swoje koncepcje. Dekolt kwadratowy zdawało się też, że wydłużał optycznie jej szyję. Przechyliła lekko głowę na bok patrząc na swoje odbicie. Zaraz jednak skupiła się na nowej propozycji. Dekolt typu sweetheart był kuszący, ale raczej nie odpowiedni na pogrzeb. Miała być na nim elegancka i gustowna, a nie uwodząca, a tego typu dekolt mógł zostać tak właśnie odebrany. Suknia z takim dekoltem nie będzie jednak uniwersalną też na inne okazje. Z ciężkim sercem zwróciła się do dziewczyny.
-Wybór dekoltu kwadratowego wydaje się być bardziej odpowiedni na pogrzeb - odparła w końcu widząc wpatrzone w nią brązowe oczy i rozpalone policzki. - Dlatego też nie będzie służyć jako balowa suknia. Czerń ubierają jedynie wdowy i kobiety w żałobie i nie odkrywają wtedy ramion.
Odparła spokojnie, gdyż nie karciła swej rozmówczyni, mogła tego nie wiedzieć i nie było to jej winą, ale przy okazji zdobyła trochę nowej wiedzy na przyszłość. Jeżeli miała ambicje wybić się wyżej i kiedyś zaistnieć, a tak zakładała Primrose mierząc większość ludzi swoją miarą, to dobrze aby znała takie drobne niuanse.
-Podoba mi się pomysł aby suknia miała odpinane elementy, wydaje się być to ciekawe, kiedy można stworzyć coś nowego. - uśmiechnęła się delikatnie aby zapewnić, że jej słowa nie są tylko czczą pochwałą, a realnie pomysł ją zaintrygował. - Wolałabym aby była to suknia wyjściowa właśnie jak na pogrzeb czy do teatru lub wystawną kolację niż bal. Wobec tego wszelkie balowe wstawki będą zbędne. Możemy pomyśleć nad połączeniem czerni z granatem, zielenią, szarością lub ostatecznie czerwienią, ale nie taką ostrą, tylko jak dobre wino… bardziej nawet bordo.
Dziękowała w myślach za wykłady Rigela odnośnie łączenia kolorów i ich nazewnictwa. Lord Black odnajdywał w tym czystą pasję i chętnie się nią dzielił z przyjaciółmi. Jego zainteresowania sprawiły, że rozmawiało się jej o wiele łatwiej z modystkami. Przyjęła szkice od Milicenty by przyjrzeć się propozycjom jakie oferowała. Spodobała się jej wstawka z kokardą i trenem, więc odłożyła ten szkic na bok i przeglądała dalej widząc wiele wariantów. Wybrała kolejne i podała je dziewczynie gestem tym wskazując, że te jej się spodobały.
-O jakim materiale myślały panie? - Zapytała kierują się za parawan by przebrać się z sukni, którą przymierzyła.
-Wybór dekoltu kwadratowego wydaje się być bardziej odpowiedni na pogrzeb - odparła w końcu widząc wpatrzone w nią brązowe oczy i rozpalone policzki. - Dlatego też nie będzie służyć jako balowa suknia. Czerń ubierają jedynie wdowy i kobiety w żałobie i nie odkrywają wtedy ramion.
Odparła spokojnie, gdyż nie karciła swej rozmówczyni, mogła tego nie wiedzieć i nie było to jej winą, ale przy okazji zdobyła trochę nowej wiedzy na przyszłość. Jeżeli miała ambicje wybić się wyżej i kiedyś zaistnieć, a tak zakładała Primrose mierząc większość ludzi swoją miarą, to dobrze aby znała takie drobne niuanse.
-Podoba mi się pomysł aby suknia miała odpinane elementy, wydaje się być to ciekawe, kiedy można stworzyć coś nowego. - uśmiechnęła się delikatnie aby zapewnić, że jej słowa nie są tylko czczą pochwałą, a realnie pomysł ją zaintrygował. - Wolałabym aby była to suknia wyjściowa właśnie jak na pogrzeb czy do teatru lub wystawną kolację niż bal. Wobec tego wszelkie balowe wstawki będą zbędne. Możemy pomyśleć nad połączeniem czerni z granatem, zielenią, szarością lub ostatecznie czerwienią, ale nie taką ostrą, tylko jak dobre wino… bardziej nawet bordo.
Dziękowała w myślach za wykłady Rigela odnośnie łączenia kolorów i ich nazewnictwa. Lord Black odnajdywał w tym czystą pasję i chętnie się nią dzielił z przyjaciółmi. Jego zainteresowania sprawiły, że rozmawiało się jej o wiele łatwiej z modystkami. Przyjęła szkice od Milicenty by przyjrzeć się propozycjom jakie oferowała. Spodobała się jej wstawka z kokardą i trenem, więc odłożyła ten szkic na bok i przeglądała dalej widząc wiele wariantów. Wybrała kolejne i podała je dziewczynie gestem tym wskazując, że te jej się spodobały.
-O jakim materiale myślały panie? - Zapytała kierują się za parawan by przebrać się z sukni, którą przymierzyła.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Milicenta ujęła w zwinne dłonie kawałek pergaminu, by wynotować wszystkie spostrzeżenia lady Burke, niezwykle istotne przy tym projekcie. Co jakiś czas kiwała główką, dając tym samym znać, iż przyjęła wszystkie uwagi ciemnowłosej lady. Szyła suknię dla niej, a to sprawiało iż jej spostrzeżenia oraz upodobania były na wagę złota. To ona musiała być zadowolona, a rolą krawcowej było zrobić wszystko, by projekt zakończył się właśnie w taki sposób.
- Oczywiście. - Wypowiedziała w końcu, nie mając nawet zamiaru dyskutować z lady Burke. Milicenta nie była częścią angielskiej arystokracji i mimo iż starała się nadrobić wszystkie wymogi ich strojów, nie wiedziała jeszcze wszystkiego, tym samym uznając jej słowa za niezwykle cenne oraz przydatne.
Uśmiech pojawił się na pulchnej buzi, gdy lady Burke przyznała się do zainteresowania projektem. Czarownica ponownie ujęła ołówek między palce, by wypisać wszystkie słowa ciemnowłosej czarownicy, nie chcąc przegapić choćby jednego, niewielkiego aspektu tego zamówienia. - Oczywiście, przygotuję odpowiedni projekt zgodnie z lady życzeniami, potrzebuję do tego kilku godzin, lecz jeszcze dziś wieczorem przyślę lady sowę z odpowiednim projektem. Jeśli lady go zaakceptuje, wykonam suknię w przeciągu dwóch dni. - Odpowiedziała z odrobiną nieśmiałości w głosie mając nadzieję, iż podane terminy będą lady pasować - mogłaby wykonać suknię nawet w jeden dzień, nie chciała jednak ryzykować projektem nie dopiętym na ostatni guzik oraz nie wykończonym najlepiej jak tylko potrafiła. - Wyglądałaby lady olśniewająco w połączeniu czerni oraz granatu, ewentualnie czerni z zielenią. Ku której wersji by się lady skłaniała bardziej? - Dopytała, mając zamiar wziąć pod uwagę preferencje szlachetnej czarownicy. Milicenta doskonale wiedziała iż suknia w kolorach których się nie lubiło z pewnością pozostanie zepchnięta na dół szafy. Uśmiech ponownie pojawił się na jej ustach, gdy lady Burke wręczyła jej szkice, które przypadły jej do gustu.
- Jedwab połączony z aksamitem, wełną, zamszem lub kaszmir. W pierwszej opcji użyłabym jedwabiu do elementów dekoracyjnych, dopinanych oraz podszewki, by suknia nie była niewygodna. Zaraz lady pokażę, jakby to wyglądało... - Powiedziała, po czym zabrała się za przygotowywanie odpowiednich próbek, by zaprezentować lady Burke jak wyglądałby dane materiały. A gdy ta wyszła zza parawanu, Milicenta wytłumaczyła jej dokładnie wszelkie zalety oraz wady każdego z materiałów oraz połączeń materiałów, które mogłyby okazać się znaczącymi, podczas projektu.
Gdy tylko otrzymała odpowiedź od zacnej lady Burke wynotowała wszystko na kartce pergaminu, raz po raz wyrzucając z siebie na przemian podziękowania oraz zapewnienia, iż z pewnością będzie zadowolona z projektu. Czuła presję, była jednak pewna, że uda jej się zadowolić nową klientkę która dała jej coś, czego nie dał jej nikt inny - szansę by zaistnieć.
| zt. dla lusterka
- Oczywiście. - Wypowiedziała w końcu, nie mając nawet zamiaru dyskutować z lady Burke. Milicenta nie była częścią angielskiej arystokracji i mimo iż starała się nadrobić wszystkie wymogi ich strojów, nie wiedziała jeszcze wszystkiego, tym samym uznając jej słowa za niezwykle cenne oraz przydatne.
Uśmiech pojawił się na pulchnej buzi, gdy lady Burke przyznała się do zainteresowania projektem. Czarownica ponownie ujęła ołówek między palce, by wypisać wszystkie słowa ciemnowłosej czarownicy, nie chcąc przegapić choćby jednego, niewielkiego aspektu tego zamówienia. - Oczywiście, przygotuję odpowiedni projekt zgodnie z lady życzeniami, potrzebuję do tego kilku godzin, lecz jeszcze dziś wieczorem przyślę lady sowę z odpowiednim projektem. Jeśli lady go zaakceptuje, wykonam suknię w przeciągu dwóch dni. - Odpowiedziała z odrobiną nieśmiałości w głosie mając nadzieję, iż podane terminy będą lady pasować - mogłaby wykonać suknię nawet w jeden dzień, nie chciała jednak ryzykować projektem nie dopiętym na ostatni guzik oraz nie wykończonym najlepiej jak tylko potrafiła. - Wyglądałaby lady olśniewająco w połączeniu czerni oraz granatu, ewentualnie czerni z zielenią. Ku której wersji by się lady skłaniała bardziej? - Dopytała, mając zamiar wziąć pod uwagę preferencje szlachetnej czarownicy. Milicenta doskonale wiedziała iż suknia w kolorach których się nie lubiło z pewnością pozostanie zepchnięta na dół szafy. Uśmiech ponownie pojawił się na jej ustach, gdy lady Burke wręczyła jej szkice, które przypadły jej do gustu.
- Jedwab połączony z aksamitem, wełną, zamszem lub kaszmir. W pierwszej opcji użyłabym jedwabiu do elementów dekoracyjnych, dopinanych oraz podszewki, by suknia nie była niewygodna. Zaraz lady pokażę, jakby to wyglądało... - Powiedziała, po czym zabrała się za przygotowywanie odpowiednich próbek, by zaprezentować lady Burke jak wyglądałby dane materiały. A gdy ta wyszła zza parawanu, Milicenta wytłumaczyła jej dokładnie wszelkie zalety oraz wady każdego z materiałów oraz połączeń materiałów, które mogłyby okazać się znaczącymi, podczas projektu.
Gdy tylko otrzymała odpowiedź od zacnej lady Burke wynotowała wszystko na kartce pergaminu, raz po raz wyrzucając z siebie na przemian podziękowania oraz zapewnienia, iż z pewnością będzie zadowolona z projektu. Czuła presję, była jednak pewna, że uda jej się zadowolić nową klientkę która dała jej coś, czego nie dał jej nikt inny - szansę by zaistnieć.
| zt. dla lusterka
I show not your face but your heart's desire
Spotkanie z Madam Malkin i jej uroczą asystentką uważała za bardzo udany. Nie spodziewała się tego, ale przymiary oraz rozmawianie o sukniach sprawiło jej wiele przyjemności. Zawsze uważała, że to domena jej matki lub bratowej. To właśnie Adeline pozwalała wybierać dla siebie suknie, ale tym razem chciała wybrać coś sama. Myśl ta zakiełkowała w momencie kiedy spotkała się z Rigelem, a ten przedstawił jej różne opcje oraz możliwości. Mówił o łączeniu kolorów i tekstury oraz podobnie jak przyszła modystka nie miał obaw aby powiedzieć w czym lady Burke wygląda najlepiej. A gdy wybrała swój strój na spotkanie z Evandrą na pomoście czy z Wren, czuła się świetnie w swojej własnej skórze. Były momenty kiedy idealnie spięty kok, toczek oraz odpowiednia spódnica robiła robotę, a były sytuacje kiedy mogła pozwolić sobie na założenie spodni i kaszkietu niczym starsi bracia gdy szli na polowanie. Widziała wtedy ten karcący wzrok Adeline, ale Primrose nie była delikatnym kwiatem, była nocnym motylem, ćmą równie kruchą niczym pierwiosnek, ale silną tak jak roślina, która przebija się przez zmarzniętą ziemię po zimie. Koronki, wstążki, pufki, tiule - z tego dawno już wyrosła, a czas kraty i szkolnych sweterków też odchodził w niepamięć, powoli coraz rzadziej je nakładała, choć na spacery po wzgórzach Durham nadawał się głównie tweed. Jednak w towarzystwie nosiła już jedwabie, atłasy, żakardy i batyst. Jej pozycja i wiek oraz fakt, że niedługo zostanie żoną wymagał od niej odpowiedniej prezencji. Tak ja ta suknia, którą dzisiaj zamówiła.
-Będę wyczekiwać w takim razie sowy od pani - zapewniła dziewczynę, której oczy błyszczały jak dwa wypolerowane szkiełka. Gdyby miała młodszą siostrę zapewne by poczuła to miłe ciepło gdzieś na dnie serca. Widziała w buzi, jeszcze dziecięcej, samą siebie. Ten upór i zawziętość oraz pragnienie spełnienia marzeń. Lady Burke wiedziała, że będzie obserwować rozwój kariery tej dziewczyny. Kto wie, być może właśnie wraz ze swoją mistrzynią zyskają nową, stałą klientkę. Kiedy już wszystko ustaliły oraz omówiły kwestię ceny poleciła aby skrzat odprowadził kobiety do wyjścia, a sama Primrose zabrała się za przygotowywanie wiązanki na pogrzeb Alpharda.
|zt dla Prim
-Będę wyczekiwać w takim razie sowy od pani - zapewniła dziewczynę, której oczy błyszczały jak dwa wypolerowane szkiełka. Gdyby miała młodszą siostrę zapewne by poczuła to miłe ciepło gdzieś na dnie serca. Widziała w buzi, jeszcze dziecięcej, samą siebie. Ten upór i zawziętość oraz pragnienie spełnienia marzeń. Lady Burke wiedziała, że będzie obserwować rozwój kariery tej dziewczyny. Kto wie, być może właśnie wraz ze swoją mistrzynią zyskają nową, stałą klientkę. Kiedy już wszystko ustaliły oraz omówiły kwestię ceny poleciła aby skrzat odprowadził kobiety do wyjścia, a sama Primrose zabrała się za przygotowywanie wiązanki na pogrzeb Alpharda.
|zt dla Prim
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
10.10.1957
Nim wyszła na spotkanie z Aquilą i Evandrą musiała przygotować talizman do odbioru przez jego klienta. Nadal pozostawał dla niej anonimowy i nie miała pojęcia kim jest, ale nie drążyła temu bowiem wiedziała, że czasami ludzie nie chcieli zdradzać swojej tożsamości. Była zadowolona z wykonanej pracy. Talizman kwitnącego życia nie był łatwy w wykonaniu więc kiedy przyszła rano do pracowni celem sprawdzenia po całej nocy jak wygląda jej dzieło była zadowolona ze swojej pracy. Udało się jej bardzo dokładnie połączyć składniki i amulet pięknie mienił się w świetle słonecznym. Runa również była widoczna i czytelna, a do samego kamienia biła dość mocna moc magiczna. Sięgnęła po arkusz papeterii aby nakreślić kilka słów:
Szanowny Kliencie,
przekazuję talizman runy kwitnącego życia. Jest on dość kruchy więc zalecam noszenie go w jedwabnem woreczku, który załączam wraz z zamówieniem. Najlepiej nosić go na szyi gdyż wtedy jest najbliższej serca i płuc. Opatrzony runą ingwaz zwiększa jego wydajność oraz moc. Kiedy jego energia się wyczerpie w woreczku znajdzie się jedynie popiół.
Oby służył jak najdłużej.
Z wyrazami szacunku
Lady Primrose E. Burke
Teraz ostrożnie pakowała go w jedwabny woreczek i dokładnie zawiązała, a następnie zapakowała do małego pudełeczka i obwiązała szarym papierem. Klient prosił aby zaadresowała sowę do sklepiku, w którym odbierze zamówienie. Być może był jego pracownikiem albo zwyczajnie tam chciał odebrać paczkę. Kształtnymi literami zaadresowała paczkę i przywiązała do nóżki sowy mając nadzieję, że ta nie zgubi drogi. Talizmany były kosztowne w wykonaniu, składniki nie należały do najtańszych więc chciała aby trafił nieuszkodzony do nowego właściciela. Upewniła się, że wszystko dobrze przymocowała do nóżki sowy i wypuściła ją. Nie korzystała z usługi FitzRoya nie znając odbiory, zbytnio się bała o swojego pierzastego przyjaciela, który okazał się niezastąpiony w swojej pracy. Na szczęście w Durham mieli parę innych sów, które były potrzebne przy większej ilości korespondencji. Przez chwilę patrzyła za sową, a kiedy ta zniknęła jej z oczu ruszyła na spotkanie z przyjaciółkami.
|zt
|Przekazanie talizmany kwitnącego życia dla Reggiego Weasleya. Przekazanie mechaniczne tutaj.
Nim wyszła na spotkanie z Aquilą i Evandrą musiała przygotować talizman do odbioru przez jego klienta. Nadal pozostawał dla niej anonimowy i nie miała pojęcia kim jest, ale nie drążyła temu bowiem wiedziała, że czasami ludzie nie chcieli zdradzać swojej tożsamości. Była zadowolona z wykonanej pracy. Talizman kwitnącego życia nie był łatwy w wykonaniu więc kiedy przyszła rano do pracowni celem sprawdzenia po całej nocy jak wygląda jej dzieło była zadowolona ze swojej pracy. Udało się jej bardzo dokładnie połączyć składniki i amulet pięknie mienił się w świetle słonecznym. Runa również była widoczna i czytelna, a do samego kamienia biła dość mocna moc magiczna. Sięgnęła po arkusz papeterii aby nakreślić kilka słów:
Szanowny Kliencie,
przekazuję talizman runy kwitnącego życia. Jest on dość kruchy więc zalecam noszenie go w jedwabnem woreczku, który załączam wraz z zamówieniem. Najlepiej nosić go na szyi gdyż wtedy jest najbliższej serca i płuc. Opatrzony runą ingwaz zwiększa jego wydajność oraz moc. Kiedy jego energia się wyczerpie w woreczku znajdzie się jedynie popiół.
Oby służył jak najdłużej.
Z wyrazami szacunku
Lady Primrose E. Burke
Teraz ostrożnie pakowała go w jedwabny woreczek i dokładnie zawiązała, a następnie zapakowała do małego pudełeczka i obwiązała szarym papierem. Klient prosił aby zaadresowała sowę do sklepiku, w którym odbierze zamówienie. Być może był jego pracownikiem albo zwyczajnie tam chciał odebrać paczkę. Kształtnymi literami zaadresowała paczkę i przywiązała do nóżki sowy mając nadzieję, że ta nie zgubi drogi. Talizmany były kosztowne w wykonaniu, składniki nie należały do najtańszych więc chciała aby trafił nieuszkodzony do nowego właściciela. Upewniła się, że wszystko dobrze przymocowała do nóżki sowy i wypuściła ją. Nie korzystała z usługi FitzRoya nie znając odbiory, zbytnio się bała o swojego pierzastego przyjaciela, który okazał się niezastąpiony w swojej pracy. Na szczęście w Durham mieli parę innych sów, które były potrzebne przy większej ilości korespondencji. Przez chwilę patrzyła za sową, a kiedy ta zniknęła jej z oczu ruszyła na spotkanie z przyjaciółkami.
|zt
|Przekazanie talizmany kwitnącego życia dla Reggiego Weasleya. Przekazanie mechaniczne tutaj.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Hep!
Jeszcze kilka dni wcześniej była święcie przekonana, że do tego momentu nigdy nie dojdzie. Skryta bezpiecznie pod płaszczykiem kłamstw i iluzji, jaką wokół siebie roztaczała, nie zamierzała wyściubiać zeń nosa teraz, ani nigdy później. Mimo to zaryzykowała, sięgnęła po jedyną z broni, jakiej w ostatnich miesiącach poszukiwała, a jakiej jej oszczędzono - prawdy. Jak to się odbije na jej relacji z Aquilą? Czy po dzisiejszym spotkaniu dojdzie do nowych wniosków i już za kilka dni zupełnie zmieni swoje zachowanie? Nie chciała spodziewać się listu, przekreślającego wszystko to, co dziś padło, ale też nie mogła od niej wymagać zwykłego, neutralnego zachowania.
Szybko złapała równowagę, tłumiąc nudności. Z umieszczonych wysoko pod sufitem okien nie wpadało do środka żadne światło. Wszechogarniający półmrok rozproszył się, gdy zawieszone na ścianach kinkiety rozbłysnęły bladym blaskiem, zmuszając Evandrę do zmrużenia oczu i przesłonięcia ich dłonią. Dopiero wtedy miała okazję, by rozejrzeć się po korytarzu utrzymanym w nienachalnym, surowym przepychu. Usadowione w olejnych fotelach sylwetki śpiących postaci poruszyły się nieznacznie. Nie chcąc doprowadzić do konfrontacji, półwila ruszyła przed siebie rzeźbionymi schodami. Nie rozpoznała miejsca, w jakim się znalazła, dopóki nie szarpnęła za klamkę jednych z drzwi i nie weszła do środka.
- Prim - westchnęła cicho, łapiąc oddech ulgi na widok przyjaciółki zatopionej w wieczornej lekturze. Podrapany krzewem czarnej róży policzek palił rumieńcem. - Jak dobrze, że to ty. - Czy i do niej dotarł już list, jaki wysłała wcześniej, zawiadamiający o śmierci Francisa? Czy ponownie będzie musiała przechodzić przez słowa wyjaśnienia? Jej także należała się szczerość.
Zamek w drzwiach zatrzasnął się z cichym kliknięciem, kiedy przestąpiła kilka kroków w swojej rozkloszowanej, grafitowej spódnicy. Z pantofli osypywał się jeszcze piasek z kornwalijskich plaż, a brzeg zdobionego mankietu delikatnej bluzki nosił ślad walki z różanymi kolcami. - Wybacz mi to nagłe najście, dopadła mnie czkawka. To nic groźnego, zapewniam, wkrótce samo przejdzie. - Czy aby napewno? Tak słyszała od Safii, tak wyczytała z późniejszych ksiąg, do których sięgnęła z czystej ciekawości. Nie sądziła, że kiedykolwiek przyjdzie jej wykorzystać tę wiedzę w praktyce. Gdyby coś złego stało się lady Shacklebolt, wszyscy już by o tym wiedzieli, czy tak?
Z jej zranionego serca wciąż sączyła się czerń. Rozdrapane rany prędko się nie zagoją, wymagały cierpliwości, jaką Evandra znów zaczynała gromadzić. Weszła w snop światła i przyklękła obok fotela, w którym siedziała jej przyjaciółka. Nie wiedziała ile czasu dzieliło ją od kolejnej teleportacji i czy może na tej poprzestanie. Oparła brodę na dłoni, a tę na oparciu uszaka, unosząc lekko kąciki ust w uśmiechu. Marne to było połączenie, bo mimo starań jej opuchnięte wciąż od płaczu oczy zdradzały cały ból, z którym przed nią stanęła.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Wiedziała, że tej nocy szybko nie zaśnie. Wiadomość od Evandry sprawiła, że zamarła wpatrując się w list przez dobrych parę minut jakby nie rozumiała słów jakie właśnie przeczytała. Francis nie żyje, takich wieści się nie spodziewała. Jeszcze jakiś czas temu żył, rozmawiała z nim. Owe spotkanie nie należało do przyjemnych, wspomnienie wbiło się w umysł lady Burke niczym ostra igła, która nie aż tak bardzo ale drażni, irytuje i nie pozwala o sobie zapomnieć. Ukłucie jest szybkie, krótkie ale pojawia się w najmniej spodziewanych momentach. Nie wiedziała jak zginął, przyjaciółka nic nie na ten temat nie pisała. Co się wydarzyło, co się stało i dlaczego. Kolejna bliska jej osoba doznała utraty, takiej, która wyrywa serce z piersi i każe patrzeć jak bije. Najpierw Aquila i Rigel, teraz Wanda. Doskonale znała uczucie straty brata, zwłaszcza jeżeli było się z nim blisko. To jak wyrwanie kawałka samego siebie. Czegoś zawsze będzie brakować. Ta myśl sprawiła, że odruchowo sięgnęła do małej skrzyneczki na toaletce, a w niej skrywał się jedwabny woreczek z pyłkiem i zasuszonymi kwiatami. Nic specjalnego, ale wiązało się z tym wiele ciepłych wspomnień o Everardzie. Śmierć po niego też przyszła nagle i gwałtownie, zabierając młode życie ze sobą. Odpisanie na list nie przyszło jej łatwo. Chciała aby przyjaciółka wiedziała, że może na niej polegać zawsze i wszędzie. Nie były aż tak blisko, jak to było w przypadku Evadry i Aquili. Nawet w czasach szkolnych wiedziała, że Black i Lestrange są ze sobą bardziej zżyte, a ona choć nie była odstawiona na boczny tor, to do pewnych drzwi nie miała prawa wstępu. Nie miała o to żalu, nie była rozdrażniona, taka była już jej natura - stać z boku i interweniować kiedy przychodziła taka potrzeba.
Siedząc w fotelu uszaku w swojej batystowej koszuli nocnej oraz jedwabnym peniuarze starła się skupić na treści książki jaką czytała, ale nie było to łatwe bo myślami wracała cały czas do ostatniej rozmowy z Francisem, czy zdążył powiedzieć Wandzie? Czy zabrał tajemnicę ze sobą? Kiedy po raz kolejny przeczytała to samo zdanie i potarła oczy, w tym momencie drzwi do jej komnaty się otworzyły i w progu stanęła - Wanda? - wyrwało się z jej ust, gdyż tego widoku się nie spodziewała.-Dobrze się czujesz? - Zapytała od razu kiedy przyjaciółka przysiadła obok jej fotela. Złożyła książkę i odłożyła na stolik, który znajdował się obok kominka. Biło od niego przyjemne ciepło. Nie uszło jej uwadze zadrapanie na policzku lady Rosier oraz widziała te zapłakane i opuchnięte oczy. -Trzeba to przemyć.
Zauważyła ze spokojem. Nie zadawała zbędnych pytań. Podobnie jak sama Evandra uważała, że kiedy nadejdzie odpowiednia pora przyjaciółka do niej przyjdzie, choć to nie przeszkadzało w tym aby wcześniej starać się wybadać teren czy zasiać ziarno niepewności. Jednak jak inaczej zmusić druga osobę do refleksji jak nie zadając pytań, które z natury nie miały należeć do prostych. Wstała powoli ze swojego miejsca by podejść do gotowalni i zwilżyć chusteczkę w wodzie lawendowej. Wzięła też ze sobą suchą i czystą. Usiadła obok przyjaciółki i delikatnie zaczęła przemywać zadrapanie na policzku.-Tutaj jesteś bezpieczna. - Zapewniła półwillę doskonale zdając sobie sprawę, że to właśnie poczucie bezpieczeństwa koi i dodaje siły. Podała przyjaciółce drugą chusteczkę. - Może ci się przydać.
Siedząc w fotelu uszaku w swojej batystowej koszuli nocnej oraz jedwabnym peniuarze starła się skupić na treści książki jaką czytała, ale nie było to łatwe bo myślami wracała cały czas do ostatniej rozmowy z Francisem, czy zdążył powiedzieć Wandzie? Czy zabrał tajemnicę ze sobą? Kiedy po raz kolejny przeczytała to samo zdanie i potarła oczy, w tym momencie drzwi do jej komnaty się otworzyły i w progu stanęła - Wanda? - wyrwało się z jej ust, gdyż tego widoku się nie spodziewała.-Dobrze się czujesz? - Zapytała od razu kiedy przyjaciółka przysiadła obok jej fotela. Złożyła książkę i odłożyła na stolik, który znajdował się obok kominka. Biło od niego przyjemne ciepło. Nie uszło jej uwadze zadrapanie na policzku lady Rosier oraz widziała te zapłakane i opuchnięte oczy. -Trzeba to przemyć.
Zauważyła ze spokojem. Nie zadawała zbędnych pytań. Podobnie jak sama Evandra uważała, że kiedy nadejdzie odpowiednia pora przyjaciółka do niej przyjdzie, choć to nie przeszkadzało w tym aby wcześniej starać się wybadać teren czy zasiać ziarno niepewności. Jednak jak inaczej zmusić druga osobę do refleksji jak nie zadając pytań, które z natury nie miały należeć do prostych. Wstała powoli ze swojego miejsca by podejść do gotowalni i zwilżyć chusteczkę w wodzie lawendowej. Wzięła też ze sobą suchą i czystą. Usiadła obok przyjaciółki i delikatnie zaczęła przemywać zadrapanie na policzku.-Tutaj jesteś bezpieczna. - Zapewniła półwillę doskonale zdając sobie sprawę, że to właśnie poczucie bezpieczeństwa koi i dodaje siły. Podała przyjaciółce drugą chusteczkę. - Może ci się przydać.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Spokojne zachowanie Primrose było dokładnie tym, czego potrzebowała. Stabilności, pewności, braku nagłych, zaskakujących wieści, jakie wstrząsnęłyby jej małym światem. Tym razem to ona zachwiała równowagą życia panny Burke, bezceremonialnie się wpraszając. Nie liczyła na to, że przyjaciółka wybaczy jej nagłe najście, zwyczajnie o tym wiedziała. Od zawsze były sobie bliskie, choć to z Aquilą stworzyły więź, jaką wciąż wystawiała na próby, czego dowodem było dzisiejsze niespodziewane spotkanie.
- Tak, wszystko w porządku. - W ustach Evandry wypowiadane z lekkim uśmiechem słowa nie brzmiały zbyt przekonująco. Nie zatrzymała jej i nie zaprotestowała, gdy Primrose podniosła się z miejsca, wiedząc że nie zostawi jej tu samej.
Woda lawendowa, zapach, który niedawno zaczął przywodzić na myśl skojarzenia. Czy gdyby to był sen, znalazłaby następnego dnia nad ranem tą samą, lekko ususzoną gałązkę kwiatów? Wzdrygnęła się na mętnie wspomnienie sprzed kilku dni, wciąż nie wiedząc co o nim sądzić. Z otrzeźwieniem przyszła do niej Prim, która od razu zabrała się do pracy.
W pierwszym odruchu syknęła cicho, odsuwając się nieznacznie od dłoni przyjaciółki, kiedy ta dotknęła jej zranionego policzka. Zadrapania nie były rozległe ani poważne, wkrótce miało nie być po nich śladu, dziś nadawały pięknej półwili zupełnie innego, bardziej ludzkiego charakteru. Olśniewające, nadnaturalne piękno przygaszone smutkiem nie wprawiało w zachwyt, a konsternację. Mogło wywołać skrępowanie i wstyd przed obnażeniem własnych przywar i myśli, jakie podsuwały dotychczas wyłącznie skojarzenia z ideałem radości i szczęścia; wszak niemożliwym było, by kobieta prowadząca tak dostatnie życie jakkolwiek cierpiała. Uwielbiana i doceniana, zawsze miała łatwiej, niczym nie musiała się przejmować. To ona przyjmowała uśmiech na twarz, kiedy przyjaźnie otaczała ramieniem, by podnieść na duchu. Służyła ciepłym słowem, lub towarzyszyła w milczeniu, nie chcąc by ktokolwiek z jej bliskich tkwił w cierpieniu samotnie. Mało kto oglądał ją w stanie podobnym do dzisiejszego. Mało kto był w stanie unieść wzrok, dźwigając ciężar własnych przekonań i uprzedzeń.
”Może ci się przydać”. Opuściła wzrok na drugą, wręczoną jej w dłoń chusteczkę i zaraz wezbrały się w niej znów fale gorąca, za którymi przychodziły słone łzy. Cisnęły się do pochmurnych oczu, piekąc niemiłosiernie, drażniąc przykrą torturą, jakby ostatnie wydarzenia były według losu niedostateczną karą. Zamrugała kilkakrotnie, lecz to nie powstrzymało kolejnych, spływających po policzkach kropel, tym samym utrudniając Prim oczyszczenie rany. Kobieta potrząsnęła głową, a jej broda zadrżała. Spomiędzy spierzchniętych warg wydobywał się płytki, acz równomierny oddech.
- N-nie, Prim. N-nic nie jest w porządku. - Ściszony ton Evandry wybrzmiewał teraz nową, gorzką melodią. Obróciła głowę w jej stronę, zawieszając przekrwione spojrzenie na zmartwionej twarzy przyjaciółki. Szczupłe palce zmięły materiał białej chusteczki. - N-nie chcę tego p-przed tobą ukrywać. Jestem w absolutnej ro-rozsypce, starając się zebrać wszystkie po-pokruszone odłamki na raz, kiedy one... n-nie chcą się skleić… - szeptała ledwie słyszalnie w obawie przed kolejnym wybuchem płaczu. Z trudem oczyściła gardło, przełykając ślinę; krótki, nieokreślony gest wykonany ręką miał poprowadzić jej dłoń ku oku, lecz kiedy tylko Evandra zyskała pewność, że trafiła w bezpieczne miejsce, spinające się dotychczas ciało zaczęło tracić na sile. Docierające z kominka ciepło było miłą odskocznią od kornwalijskiej plaży wieczorową porą, drżenie kobiecego ciała ustało.
- Tak, wszystko w porządku. - W ustach Evandry wypowiadane z lekkim uśmiechem słowa nie brzmiały zbyt przekonująco. Nie zatrzymała jej i nie zaprotestowała, gdy Primrose podniosła się z miejsca, wiedząc że nie zostawi jej tu samej.
Woda lawendowa, zapach, który niedawno zaczął przywodzić na myśl skojarzenia. Czy gdyby to był sen, znalazłaby następnego dnia nad ranem tą samą, lekko ususzoną gałązkę kwiatów? Wzdrygnęła się na mętnie wspomnienie sprzed kilku dni, wciąż nie wiedząc co o nim sądzić. Z otrzeźwieniem przyszła do niej Prim, która od razu zabrała się do pracy.
W pierwszym odruchu syknęła cicho, odsuwając się nieznacznie od dłoni przyjaciółki, kiedy ta dotknęła jej zranionego policzka. Zadrapania nie były rozległe ani poważne, wkrótce miało nie być po nich śladu, dziś nadawały pięknej półwili zupełnie innego, bardziej ludzkiego charakteru. Olśniewające, nadnaturalne piękno przygaszone smutkiem nie wprawiało w zachwyt, a konsternację. Mogło wywołać skrępowanie i wstyd przed obnażeniem własnych przywar i myśli, jakie podsuwały dotychczas wyłącznie skojarzenia z ideałem radości i szczęścia; wszak niemożliwym było, by kobieta prowadząca tak dostatnie życie jakkolwiek cierpiała. Uwielbiana i doceniana, zawsze miała łatwiej, niczym nie musiała się przejmować. To ona przyjmowała uśmiech na twarz, kiedy przyjaźnie otaczała ramieniem, by podnieść na duchu. Służyła ciepłym słowem, lub towarzyszyła w milczeniu, nie chcąc by ktokolwiek z jej bliskich tkwił w cierpieniu samotnie. Mało kto oglądał ją w stanie podobnym do dzisiejszego. Mało kto był w stanie unieść wzrok, dźwigając ciężar własnych przekonań i uprzedzeń.
”Może ci się przydać”. Opuściła wzrok na drugą, wręczoną jej w dłoń chusteczkę i zaraz wezbrały się w niej znów fale gorąca, za którymi przychodziły słone łzy. Cisnęły się do pochmurnych oczu, piekąc niemiłosiernie, drażniąc przykrą torturą, jakby ostatnie wydarzenia były według losu niedostateczną karą. Zamrugała kilkakrotnie, lecz to nie powstrzymało kolejnych, spływających po policzkach kropel, tym samym utrudniając Prim oczyszczenie rany. Kobieta potrząsnęła głową, a jej broda zadrżała. Spomiędzy spierzchniętych warg wydobywał się płytki, acz równomierny oddech.
- N-nie, Prim. N-nic nie jest w porządku. - Ściszony ton Evandry wybrzmiewał teraz nową, gorzką melodią. Obróciła głowę w jej stronę, zawieszając przekrwione spojrzenie na zmartwionej twarzy przyjaciółki. Szczupłe palce zmięły materiał białej chusteczki. - N-nie chcę tego p-przed tobą ukrywać. Jestem w absolutnej ro-rozsypce, starając się zebrać wszystkie po-pokruszone odłamki na raz, kiedy one... n-nie chcą się skleić… - szeptała ledwie słyszalnie w obawie przed kolejnym wybuchem płaczu. Z trudem oczyściła gardło, przełykając ślinę; krótki, nieokreślony gest wykonany ręką miał poprowadzić jej dłoń ku oku, lecz kiedy tylko Evandra zyskała pewność, że trafiła w bezpieczne miejsce, spinające się dotychczas ciało zaczęło tracić na sile. Docierające z kominka ciepło było miłą odskocznią od kornwalijskiej plaży wieczorową porą, drżenie kobiecego ciała ustało.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Życie w pałacu, za pięknymi murami, w dostatku i przepychu zaprzeczało temu, że każdy przeżywał własne tragedie, choć wielu by wyśmiało problemy dwóch kobiet, które teraz nieoczekiwanie się spotkały. Zrządzenie losu sprawiło, że lady Rosier trafiła do komnaty lady Burke, która teraz delikatnie i z troską przemywała jej zadrapany policzek. Pod fasadą piękna i spokoju wzbierała woda, a gdy tama puściła patrzyła jak przyjaciółka się przed nią rozsypuje niczym waza, która spadła ze swojego piedestału i rozbiła się na zimnej i twardej ziemi.
-Wiem – pogładziła czułym gestem jasne włosy czarownicy. –Nie masz zwyczajnie dobrego kleju.
Kiepską była pocieszycielką, nie potrafiła używać pięknych słów, kształtować ich jak panna Nott czy używać niczym oręża jak Aquila. Nauczona przez lata, ze to gesty świadczą o intencjach, a słowa, nawet piękne, potrafią kłamać i mamić niczym wspaniały obraz, który choć namacalny jest iluzją. –Pozbieram z Tobą te kawałki i pomogę ci je skleić – Zapewniła jeszcze miękko Evandrę, gdyż wiedziała, że czasami należy się rozsypać całkowicie, rozpaść się, by móc ponownie żyć i trwać. Każda, nie ważne jak silna jednostka, ma momenty kiedy wszystko wydaje się być beznadziejne, skazane na stracenie. Siedząca na ziemi przed nią przyjaciółka była właśnie na czarnym dnie albo się do niego zbliżała bardzo szybko. Spojrzała na ranę na policzku. –Zagoi się w mgnieniu okna. Ślad nawet nie zostanie. – Podejrzewała, że podobnych śladów kobieta nosiła w swoim wnętrzu dwa razy więcej. Ujęła dłonie przyjaciółki w swoje i uścisnęła je lekko. Mogły tak siedzieć, milczeć, Evandra nie musiała zbyt wiele mówić. Primrose znała ten stan rozedrgania, rozpaczy; doświadczyła pęknięć niczym na porcelanie, która sklejona złotem choć nadal piękna swych ran nie zdoła ukryć, ale mogła przekuć w siłę. Czuła, że wraz ze śmiercią brata coś w Wandzie pękło, sprawiło, że nie była w stanie powstrzymać fali uczuć i leków jaka ją ogarnęła. Syreny też czasami gubią się wśród fal morskich, tracą poczucie kierunku, a nie raz morze, okrutne i piękne wyrzuca je na brzeg, rozbijając swoje córy, niczym statki, o ostre skały.
Evandra była właśnie jedną z tych syren, które zawierzyły morzu, a teraz otrzymywały nauczkę, a może była jedną z tych, która dla miłości oddała swój ogon i głos by być blisko tych, których pokochała i właśnie ta miłość ją raniła niczym kolce róż ranią palce? Nie chciała zmuszać przyjaciółki do mówienia, choć być może tym razem, było to jedyne i słuszne wyjście?
-Evandro Lestrange – Specjalnie użyła jej panieńskiego nazwiska, bowiem to była Evandra. Mogła przyjąć nazwisko męża, nosić czerwień róż, przyjąć ich zasady i tradycje, ale nadal była Lestrange i to się nigdy nie zmieni. Spojrzała szarozielonymi oczami w oczy przyjaciółki. – Tu możesz płakać. Syreny też płaczą. – A najpiękniej śpiewają kiedy są smutne.
-Wiem – pogładziła czułym gestem jasne włosy czarownicy. –Nie masz zwyczajnie dobrego kleju.
Kiepską była pocieszycielką, nie potrafiła używać pięknych słów, kształtować ich jak panna Nott czy używać niczym oręża jak Aquila. Nauczona przez lata, ze to gesty świadczą o intencjach, a słowa, nawet piękne, potrafią kłamać i mamić niczym wspaniały obraz, który choć namacalny jest iluzją. –Pozbieram z Tobą te kawałki i pomogę ci je skleić – Zapewniła jeszcze miękko Evandrę, gdyż wiedziała, że czasami należy się rozsypać całkowicie, rozpaść się, by móc ponownie żyć i trwać. Każda, nie ważne jak silna jednostka, ma momenty kiedy wszystko wydaje się być beznadziejne, skazane na stracenie. Siedząca na ziemi przed nią przyjaciółka była właśnie na czarnym dnie albo się do niego zbliżała bardzo szybko. Spojrzała na ranę na policzku. –Zagoi się w mgnieniu okna. Ślad nawet nie zostanie. – Podejrzewała, że podobnych śladów kobieta nosiła w swoim wnętrzu dwa razy więcej. Ujęła dłonie przyjaciółki w swoje i uścisnęła je lekko. Mogły tak siedzieć, milczeć, Evandra nie musiała zbyt wiele mówić. Primrose znała ten stan rozedrgania, rozpaczy; doświadczyła pęknięć niczym na porcelanie, która sklejona złotem choć nadal piękna swych ran nie zdoła ukryć, ale mogła przekuć w siłę. Czuła, że wraz ze śmiercią brata coś w Wandzie pękło, sprawiło, że nie była w stanie powstrzymać fali uczuć i leków jaka ją ogarnęła. Syreny też czasami gubią się wśród fal morskich, tracą poczucie kierunku, a nie raz morze, okrutne i piękne wyrzuca je na brzeg, rozbijając swoje córy, niczym statki, o ostre skały.
Evandra była właśnie jedną z tych syren, które zawierzyły morzu, a teraz otrzymywały nauczkę, a może była jedną z tych, która dla miłości oddała swój ogon i głos by być blisko tych, których pokochała i właśnie ta miłość ją raniła niczym kolce róż ranią palce? Nie chciała zmuszać przyjaciółki do mówienia, choć być może tym razem, było to jedyne i słuszne wyjście?
-Evandro Lestrange – Specjalnie użyła jej panieńskiego nazwiska, bowiem to była Evandra. Mogła przyjąć nazwisko męża, nosić czerwień róż, przyjąć ich zasady i tradycje, ale nadal była Lestrange i to się nigdy nie zmieni. Spojrzała szarozielonymi oczami w oczy przyjaciółki. – Tu możesz płakać. Syreny też płaczą. – A najpiękniej śpiewają kiedy są smutne.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Primrose nie pytała, nie drążyła; list z wieścią o śmierci Francisa musiał już trafić do jej rąk. Nie zdawała sobie jeszcze sprawy z powagi sprawy, wobec której zadeklarowała szczerą chęć pomocy. Słowa Prim wzruszyły Evandrę, nie raz potwierdziła, że we wspólnym milczeniu mogą odnaleźć ukojenie.
Od dawna już była syreną zagubioną wśród fal, do czego niechętnie się przyznawała. Oznaczało słabość, nieumiejętność radzenia sobie z własnymi problemami, jak i przemyśleniami. Dopiero rozmowa z Tatianą i otwarte przyznanie się do porażki sprawiło, że nabrała rzeczywistej motywacji do podjęcia zmian. Miała już dosyć niezliczonych pęknięć, jakie stale kruszyły stworzoną fasadę. Przestała bronić się przed jej ostatecznym upadkiem.
Przyjęła opiekuńcze gesty przyjaciółki, mając świadomość, że ta dobrze zna jej rozterki. Primrose znosiła swój trud w milczeniu, każdego dnia prąc ku wyznaczonemu sobie celowi. Cechowały ją upór i wytrwałość, można było mieć pewność, że składane przez nią deklaracje nie są słowami rzucanymi na wiatr.
- Nie, proszę - jęknęła cicho, zamykając powieki. - Nie mów tak do mnie. Ona też tak robi. - Primrose nie była jedna, wraz z Aquilą wciąż nie godziły się z myślą, że ich przyjaciółka nie tylko przyjęła nazwisko męża, ale była też najważniejszą kobietą w rodzie Rosier. Odbyta przed momentem rozmowa z Aquilą utrzymała ją przeświadczeniu, że szczerość nie popłaca, a bynajmniej nie wobec panny Black. Czy powinna ufać jej mniej, niż Primrose? To z Aquilą czuła się zawsze bardziej związana, przez wspólny dom, dzielone dormitorium, powierzone sekrety. Czy to przez niegdysiejszą nadmierną poufałość dziś czuła na sobie niepewne spojrzenie, mimo iż usłyszane zapewnienia zdawały się trzymać je wciąż w dawnej więzi? Traktowanie obu przyjaciółek w ten sam sposób nie było dobrym rozwiązaniem, należało podjąć kolejną próbę.
- Myślałam o naszej ostatniej rozmowie. - Palce jasnowłosej czarownicy zacisnęły się mocniej na lawendowej chusteczce, na jej czole pojawiła się pionowa zmarszczka. Spojrzeniem odnalazła szarozielone oczy przyjaciółki. - Wtedy, podczas wspólnej lekcji muzyki, nie byłam z tobą do końca szczera. - Kluczenie wokół tematu, celowe zatajenie szczegółów. Evandra miała wiele okazji, by zastanowić się kim tak naprawdę chce być, a także co sobą reprezentować. Stale powtarzała jak ważna jest dla niej szczerość oraz świadomość, że może komuś zawierzyć. Chciała być potrzebną, zdobywać serca, być zawsze tą, do której zwracać się będą z ufnością. Tymczasem po raz kolejny spostrzegła, że wyznaczone sobie ideały nie mają przełożenia na tych, na których zależało je najbardziej.
- Prosiłaś o poradę, cień nadziei, a ja potraktowałam cię tak oschle, jakbyś nie była mi bliska. - Przykryła dłoń Primrose własną. Lodowate palce wolno przyzwyczajały się do nowych warunków, lecz siła złączonego spojrzenia odciągała uwagę od wszelkich innych bodźców. - Próbowałam dodać ci otuchy mówiąc, że z biegiem czasu wszystko zmienia się na lepsze, że cierpliwość popłaca, a wszelki trud zostaje wynagrodzony. Jednak prawda jest taka, że bez odpowiedniego fundamentu każdy, największy nawet zamek, może się zawalić. - Urwała na krótką chwilę, czując że zaczyna tracić dech. - Jeśli nie masz pewności, że razem idziecie w jednym kierunku, niemożliwym jest, by w pełni zaufać i aby oddać się całą sobą.
Od dawna już była syreną zagubioną wśród fal, do czego niechętnie się przyznawała. Oznaczało słabość, nieumiejętność radzenia sobie z własnymi problemami, jak i przemyśleniami. Dopiero rozmowa z Tatianą i otwarte przyznanie się do porażki sprawiło, że nabrała rzeczywistej motywacji do podjęcia zmian. Miała już dosyć niezliczonych pęknięć, jakie stale kruszyły stworzoną fasadę. Przestała bronić się przed jej ostatecznym upadkiem.
Przyjęła opiekuńcze gesty przyjaciółki, mając świadomość, że ta dobrze zna jej rozterki. Primrose znosiła swój trud w milczeniu, każdego dnia prąc ku wyznaczonemu sobie celowi. Cechowały ją upór i wytrwałość, można było mieć pewność, że składane przez nią deklaracje nie są słowami rzucanymi na wiatr.
- Nie, proszę - jęknęła cicho, zamykając powieki. - Nie mów tak do mnie. Ona też tak robi. - Primrose nie była jedna, wraz z Aquilą wciąż nie godziły się z myślą, że ich przyjaciółka nie tylko przyjęła nazwisko męża, ale była też najważniejszą kobietą w rodzie Rosier. Odbyta przed momentem rozmowa z Aquilą utrzymała ją przeświadczeniu, że szczerość nie popłaca, a bynajmniej nie wobec panny Black. Czy powinna ufać jej mniej, niż Primrose? To z Aquilą czuła się zawsze bardziej związana, przez wspólny dom, dzielone dormitorium, powierzone sekrety. Czy to przez niegdysiejszą nadmierną poufałość dziś czuła na sobie niepewne spojrzenie, mimo iż usłyszane zapewnienia zdawały się trzymać je wciąż w dawnej więzi? Traktowanie obu przyjaciółek w ten sam sposób nie było dobrym rozwiązaniem, należało podjąć kolejną próbę.
- Myślałam o naszej ostatniej rozmowie. - Palce jasnowłosej czarownicy zacisnęły się mocniej na lawendowej chusteczce, na jej czole pojawiła się pionowa zmarszczka. Spojrzeniem odnalazła szarozielone oczy przyjaciółki. - Wtedy, podczas wspólnej lekcji muzyki, nie byłam z tobą do końca szczera. - Kluczenie wokół tematu, celowe zatajenie szczegółów. Evandra miała wiele okazji, by zastanowić się kim tak naprawdę chce być, a także co sobą reprezentować. Stale powtarzała jak ważna jest dla niej szczerość oraz świadomość, że może komuś zawierzyć. Chciała być potrzebną, zdobywać serca, być zawsze tą, do której zwracać się będą z ufnością. Tymczasem po raz kolejny spostrzegła, że wyznaczone sobie ideały nie mają przełożenia na tych, na których zależało je najbardziej.
- Prosiłaś o poradę, cień nadziei, a ja potraktowałam cię tak oschle, jakbyś nie była mi bliska. - Przykryła dłoń Primrose własną. Lodowate palce wolno przyzwyczajały się do nowych warunków, lecz siła złączonego spojrzenia odciągała uwagę od wszelkich innych bodźców. - Próbowałam dodać ci otuchy mówiąc, że z biegiem czasu wszystko zmienia się na lepsze, że cierpliwość popłaca, a wszelki trud zostaje wynagrodzony. Jednak prawda jest taka, że bez odpowiedniego fundamentu każdy, największy nawet zamek, może się zawalić. - Urwała na krótką chwilę, czując że zaczyna tracić dech. - Jeśli nie masz pewności, że razem idziecie w jednym kierunku, niemożliwym jest, by w pełni zaufać i aby oddać się całą sobą.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Komnata Primrose
Szybka odpowiedź