Komnata Primrose
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Komnata Primrose
Pokój Primrose znajduje się we wschodnim skrzydle z oknem wychodzącym na wzgórza hrabstwa. Jego właścicielka wprowadziła kolor niebieski do wystroju, który przełamywał półmrok i kontrastował z ciemnymi meblami. W samym centrum pyszni się łoże z baldachimem, zaś przy oknie ustawiono stolik, na którym codziennie wymieniane są świeże kwiaty. W pomieszczeniu nie brakuje również biurka z sekretarzykiem, pokaźnej szafy i komody gdzie trzymane są ubrania panny Burke. Pod jedną ścianą stoi biblioteczka z książkami i notatkami, zaś zaraz obok fotel "uszak", w którym kobieta lubi usiąść i zatopić się w lekturze. Oczywiście miejsce znalazło się też dla stylowej toaletki z owalnym lustrem, na której blacie stoją puzderka wypełnione biżuterią i kryształowe flakoniki perfum. A wszystko skąpane w delikatnej poświacie promieni słonecznych tłumionych przez ciężkie kotary.
Szczerze wątpiła, aby ktokolwiek inny o zdrowych zmysłach podjął się zaprojektowania i uszycia spodni dla damy, być może to była jedna z rzeczy, które wyróżniały ją na tle pozostałych projektantów Anglii, być może rzeczywiście postradała rozum i poczuła się aż nadto pewna siebie. Niezależnie od przyczyny, każdorazowo cieszyła się z podobnego zlecenia i widać to było w jej postawie, tonie głosu, zainteresowaniu klientem.
– Wyśmienicie – zanotowała każdą uwagę Primrose, uznając w myślach, że w rankingu swoich ulubienic ta właśnie stanęła na podium; konkretna, wiedziała czego chce, wiedziała jaki kolor, nie wypowiedziała sakramentalnego zdaję się na ciebie, poza doborem materiału, co niespecjalnie ją zaskoczyło. Spotykała się z tym, że mało kto miał pojęcie o materiałach, nazewnictwie i najczęściej brano to, co znane, niż nowe. Zresztą w zaistniałych okolicznościach ciężko było o nowe, dlatego cieszyła się, że duża część materiałów została u wujostwa w pracowni, nie wywędrowała wraz z nią do Francji, bo przynajmniej miała na czym teraz pracować. – Muszę zebrać miarę, lady – powiedziała z uśmiechem, wyciągając z torby metr krawiecki i czekając, aż lady wstanie pierwsza, ustawi się, choć o zdjęcie niepotrzebnej warstwy materiału nie prosiła, uznając, że odejmie te jeden czy dwa centymetry z projektu, a zresztą gdyby to nic nie dało, to zawsze łatwiej było zwęzić niż poszerzyć – chociaż i na to już miała wypracowany sposób.
Z namaszczeniem, lecz sprawnie, zebrała miarę z talii, pasa i bioder, i po zanotowaniu ich w notesie tuż obok życzeń lady, zadecydowała się zadać pytanie, które czasem ją nurtowało w takich sytuacjach.
– Jeśli lady pozwoli, nie obawia się panienka konsekwencji, krzywych spojrzeń i reakcji otoczenia? – nie musiała odpowiadać, nie kazała jej; równie dobrze mogła zganić ją wzrokiem, czy powiedzieć, że to nie jej sprawa, a ona tym nie zamierzała się specjalnie przejąć, chociaż niezaspokojona ciekawość gryzłaby wtedy blondynkę aż do wieczora, bo wiedziała, że to nie była ani jej sprawa ani interes. Wiedziała jednak jak otoczenie może zareagować, w tym rodzina, wszak sama to przechodziła, ale na pewno nie miała tak źle, jak potencjalnie może mieć siedząca naprzeciwko niej dama.
– Wyśmienicie – zanotowała każdą uwagę Primrose, uznając w myślach, że w rankingu swoich ulubienic ta właśnie stanęła na podium; konkretna, wiedziała czego chce, wiedziała jaki kolor, nie wypowiedziała sakramentalnego zdaję się na ciebie, poza doborem materiału, co niespecjalnie ją zaskoczyło. Spotykała się z tym, że mało kto miał pojęcie o materiałach, nazewnictwie i najczęściej brano to, co znane, niż nowe. Zresztą w zaistniałych okolicznościach ciężko było o nowe, dlatego cieszyła się, że duża część materiałów została u wujostwa w pracowni, nie wywędrowała wraz z nią do Francji, bo przynajmniej miała na czym teraz pracować. – Muszę zebrać miarę, lady – powiedziała z uśmiechem, wyciągając z torby metr krawiecki i czekając, aż lady wstanie pierwsza, ustawi się, choć o zdjęcie niepotrzebnej warstwy materiału nie prosiła, uznając, że odejmie te jeden czy dwa centymetry z projektu, a zresztą gdyby to nic nie dało, to zawsze łatwiej było zwęzić niż poszerzyć – chociaż i na to już miała wypracowany sposób.
Z namaszczeniem, lecz sprawnie, zebrała miarę z talii, pasa i bioder, i po zanotowaniu ich w notesie tuż obok życzeń lady, zadecydowała się zadać pytanie, które czasem ją nurtowało w takich sytuacjach.
– Jeśli lady pozwoli, nie obawia się panienka konsekwencji, krzywych spojrzeń i reakcji otoczenia? – nie musiała odpowiadać, nie kazała jej; równie dobrze mogła zganić ją wzrokiem, czy powiedzieć, że to nie jej sprawa, a ona tym nie zamierzała się specjalnie przejąć, chociaż niezaspokojona ciekawość gryzłaby wtedy blondynkę aż do wieczora, bo wiedziała, że to nie była ani jej sprawa ani interes. Wiedziała jednak jak otoczenie może zareagować, w tym rodzina, wszak sama to przechodziła, ale na pewno nie miała tak źle, jak potencjalnie może mieć siedząca naprzeciwko niej dama.
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Podejmowała wielkie ryzyko, ale wiedziała, że czasami terapia szokowa choć na początku zdawać się mogła zbyt brutalna to ostatecznie może przynieść wymierne efekty. Poczekała aż modystka zanotuje wszystkie jej uwagi lub sugestie, będąc wiele ciekawą jak to wszystko wyjdzie i jak na wiosnę zareaguje towarzystwo. Była świadoma, że stanie się obiektem powszechnych plotek, ale przecież rewolucjoniści wprowadzali nowe, choć na początku byli wyśmiewani lub krytykowani.
Wstała by stanąć na środku pomieszczenia i pozwolić kobiecie zdjąć z niej miarę. Trwała nieruchomo podnosząc ramiona lub je opuszczając kiedy otrzymała takie zalecenie. Wiedziała czego oczekuje i co chce nałożyć, strategia była przemyślana i dobrze zaplanowana, w każdym szczególe. Nie mogła tu się całkowicie zdać na modystkę, ponieważ Primrose musiała zachować pewne zasady, chociażby w doborze koloru ubrania do spotkania na jakie się wybiera.
Odwróciłą się powoli słysząc pytanie czarownicy, w jej spojrzeniu nie było oburzenia ani pogardy. Doskonale rozumiała skąd się wzięło to pytanie, sama je sobie wielokrotnie zadawała.
-Jestem świadoma tych konsekwencji. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą. -Więc nie obawiam się ich, wręcz wiem, że będą. Bardziej się obawiam, czy starczy mi sił i determinacji aby w swojej decyzji wytrwać. - Wyprostowała się czując w sobie dumę i upór rodu Burke. W szarozielonych oczach pojawił się błysk świadczący o niezłomnym duchu, który w niej drzemał. -Każda rewolucja ma swoich przeciwników. O dziwo, ta modowa jest bardzo zajadła i krwawa.
Wojna o to co mogły nosić, a czego nie mogły zawsze ją zadziwiała. I żeby było zabawniej w tej kwestii zawsze najwięcej do powiedzenia mieli mężczyźni. Co dziwne, to zwykle oni gromko krzyczeli gdy chodziło o sprawy kobiet. Swoje pragnienie kontroli i dominacji skrywali pod płaszczem troski i opieki, co sprowadzało się prawie do ograniczania i zniewalania czarownic. Czy się ich bali? Obawiali się, że kobieta, która może sama o siebie decydować jest groźna i niebezpieczna? Dość zabawne, jeżeli rzeczywiście tak sądzili. Nie miała jednak zamiaru dać się takim działaniom. Czarownice były mądre i silne, ale mówiono, że są słabe i należy je chronić. Ochrona ta miała jednak swoją cenę: brak wolności.
Wstała by stanąć na środku pomieszczenia i pozwolić kobiecie zdjąć z niej miarę. Trwała nieruchomo podnosząc ramiona lub je opuszczając kiedy otrzymała takie zalecenie. Wiedziała czego oczekuje i co chce nałożyć, strategia była przemyślana i dobrze zaplanowana, w każdym szczególe. Nie mogła tu się całkowicie zdać na modystkę, ponieważ Primrose musiała zachować pewne zasady, chociażby w doborze koloru ubrania do spotkania na jakie się wybiera.
Odwróciłą się powoli słysząc pytanie czarownicy, w jej spojrzeniu nie było oburzenia ani pogardy. Doskonale rozumiała skąd się wzięło to pytanie, sama je sobie wielokrotnie zadawała.
-Jestem świadoma tych konsekwencji. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą. -Więc nie obawiam się ich, wręcz wiem, że będą. Bardziej się obawiam, czy starczy mi sił i determinacji aby w swojej decyzji wytrwać. - Wyprostowała się czując w sobie dumę i upór rodu Burke. W szarozielonych oczach pojawił się błysk świadczący o niezłomnym duchu, który w niej drzemał. -Każda rewolucja ma swoich przeciwników. O dziwo, ta modowa jest bardzo zajadła i krwawa.
Wojna o to co mogły nosić, a czego nie mogły zawsze ją zadziwiała. I żeby było zabawniej w tej kwestii zawsze najwięcej do powiedzenia mieli mężczyźni. Co dziwne, to zwykle oni gromko krzyczeli gdy chodziło o sprawy kobiet. Swoje pragnienie kontroli i dominacji skrywali pod płaszczem troski i opieki, co sprowadzało się prawie do ograniczania i zniewalania czarownic. Czy się ich bali? Obawiali się, że kobieta, która może sama o siebie decydować jest groźna i niebezpieczna? Dość zabawne, jeżeli rzeczywiście tak sądzili. Nie miała jednak zamiaru dać się takim działaniom. Czarownice były mądre i silne, ale mówiono, że są słabe i należy je chronić. Ochrona ta miała jednak swoją cenę: brak wolności.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Nie mogła się nie zgodzić z lady Burke – rewolucja modowa była zajadła i krwawa, ale nie dostrzegła podobnego zjawiska pośród ludzi we Francji. Tam raczej większość była otwarta na eksperymenty, nowości, lekką ekstrawagancję, a tu w dalszym ciągu widok kobiety w spodniach budził szok. Nie rozumiała dlaczego. Nie powiedziałaby też, że było to odbieranie pierwiastka męskiego mężczyznom, wszak aktualnie kobiety wykonywały męskie zawody, pobierały naukę, zarządzały majątkami i funduszami, piastowały czasem wysokie stanowiska, a więc w czym przeszkadzało zatarcie podziału damskiej i męskiej mody? Spodnie również nie odbierały kobiecości, ba, była skłonna przyznać, że kobieta w prostych, szerokich z pozoru męskich spodniach z odpowiednimi dodatkami i resztą garderoby potrafiła wyglądać elegancko, szykownie i pociągająco. Poza tym o wiele lepiej uprawiało się niektóre sporty i zawody w spodniach, nie w sukienkach, które mogły nastawiać z marszu odbiorcę protekcjonalnie. Nie bojkotowała jednak spódnic i sukienek, sama najczęściej się w nich nosiła, ale... chętnie poradziłaby tym najgłośniej krzyczącym mężczyznom założenie sukni i próbę funkcjonowania w niej przez cały dzień.
– Co prawda to prawda – przytaknęła – ale to dyskusja na dłuższą wizytę, natomiast nie próbowałabym się zastanawiać nad przyczyną; w dużej mierze postrzeganie kobiety w spodniach to głęboko zakorzenione przekonania, szczególnie u konserwatywnych rodów – i nie tylko to, dopowiedziała w myślach, spoglądając z lekką ulgą na Primrose. Nie podejrzewała, że uzyska odpowiedź na zadane pytanie a z pewnością nie odpowiedź, z której mogła wywiązać się dyskusja, ale nie zamierzała z tego powodu narzekać.
– Mam przeczucie, że panienka wytrwa – dodała z uśmiechem – najistotniejsze to bycie odpornym na krytykę i plotki, to społeczeństwo potrafi być jadowite – z punktu widzenia obserwatora czasami to było nawet zabawne, z punktu osoby, która stawała się celem: nie do końca. Widywała różne przypadki: strony atakujące i strony atakowane, broniące się i te, po których to spływało, i musiała przyznać, że życie osób powiązanych z salonami bywało niezmiernie fascynujące. Nie mogła narzekać na nudę, choć czuła się czasami zmęczona i przytłoczona. – Czy jest konkretny termin, do kiedy chciałaby lady dostać zamówienie? – spytała, przeglądając zapiski w notesie.
– Co prawda to prawda – przytaknęła – ale to dyskusja na dłuższą wizytę, natomiast nie próbowałabym się zastanawiać nad przyczyną; w dużej mierze postrzeganie kobiety w spodniach to głęboko zakorzenione przekonania, szczególnie u konserwatywnych rodów – i nie tylko to, dopowiedziała w myślach, spoglądając z lekką ulgą na Primrose. Nie podejrzewała, że uzyska odpowiedź na zadane pytanie a z pewnością nie odpowiedź, z której mogła wywiązać się dyskusja, ale nie zamierzała z tego powodu narzekać.
– Mam przeczucie, że panienka wytrwa – dodała z uśmiechem – najistotniejsze to bycie odpornym na krytykę i plotki, to społeczeństwo potrafi być jadowite – z punktu widzenia obserwatora czasami to było nawet zabawne, z punktu osoby, która stawała się celem: nie do końca. Widywała różne przypadki: strony atakujące i strony atakowane, broniące się i te, po których to spływało, i musiała przyznać, że życie osób powiązanych z salonami bywało niezmiernie fascynujące. Nie mogła narzekać na nudę, choć czuła się czasami zmęczona i przytłoczona. – Czy jest konkretny termin, do kiedy chciałaby lady dostać zamówienie? – spytała, przeglądając zapiski w notesie.
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Dziwny był to świat, w którym przyszło jej żyć. Z jednej strony kobiety silne, które potrafiły wstrząsnąć światem i wpisały się na kartach historii, a z drugiej mężczyźni, którzy uważali, że ubiór definiował to kim jest kobieta. Miała ochotę zaproponować im aby sami nałożyli suknię i w niej pochodzili przez tydzień. Większość z nich wytrwałaby do końca i nie przyznała się na głos, że przyjęła z ulgą możliwość jej zdjęcia. Męska duma nie pozwoliłaby im na to aby zgodzili się ze zdaniem kobiet. Śmieszyło ją to wielce, uważając, że zwyczajnie pewna część męskiego społeczeństwa zwyczajnie bała się kobiet. Z czego wynikał taki stan rzeczy, na to jeszcze odpowiedzi nie poznała. Możliwe, że jej teoria była zbyt śmiała i wybrzmiewał w niej młody wiek czarownicy; lekka nuta buntu. Liczyła na to, że pewnego dnia zrozumie cały ten mechanizm i okaże się, że jest on bardzo prosty. Nic nie znaczący.
Primrose lubiła spódnice, bardzo sobie je ceniła i nie miała zamiaru porzucać tej części garderoby. Chciała jednak ją odmienić, wprowadzić coś całkowicie nowego i innego.
Nie było w tym nic złego i nikt nawet by nie zwrócił na to uwagi gdyby nie fakt, że to otoczenie widziało w tym zgrozę. I nadal nie rozumiała podłoża rzeczonego oburzenia.
-Warto kiedyś poznać przyczynę. Zrozumieć jej podłoże. - Uśmiechnęła się delikatnie. Kto jak kto ale modystka, kobieta, która tworzyła przeróżne projekty na pewno wiedziała jak moda była odbierana przez innych jej klientów. -Dziękuję za pani słowa.
Nie wiedziała czy wytrwa, czy jest na tyle silna aby stawić opór powszechnemu oburzeniu z jakim się spotka, ale liczyła, że znajdzie też sojuszników nawet wśród własnej klasy. Możliwe, że znajdzie się parę kobiet, które pójdą jej śladem, a może nawet paru mężczyzn, którzy uznają, że to przecież nic gorszego, że kobieta ma na sobie spodnie. Primrose miała zamiar wyglądać w tej części garderoby równie szykownie i elegancko co w spódnicy czy sukni.
-Zależy mi aby projekty były gotowe najpóźniej w maju. - Odpowiedziała na zadane wcześniej pytanie. Chciała w dniu urodzin nałożyć spodnie i wyjść w nich publicznie do towarzystwa. Szokowanie nie leżało w naturze lady Burke, ale przecież już czyni pewne działania, które mogą zaskakiwać i wzbudzać zdumienie. -Proszę przesłać wycenę projektów i zostanie uiszczona odpowiednia opłata na wskazany rachunek. Gdyby były potrzebne przymiarki proszę pisać, znajdziemy dogodny termin.
Wizyta powoli zbliżała się ku końcowi więc lady Burke powoli wstała chcąc odprowadzić gościa do drzwi gdzie czekał już skrzat domowy.
|zt dla Prim
Primrose lubiła spódnice, bardzo sobie je ceniła i nie miała zamiaru porzucać tej części garderoby. Chciała jednak ją odmienić, wprowadzić coś całkowicie nowego i innego.
Nie było w tym nic złego i nikt nawet by nie zwrócił na to uwagi gdyby nie fakt, że to otoczenie widziało w tym zgrozę. I nadal nie rozumiała podłoża rzeczonego oburzenia.
-Warto kiedyś poznać przyczynę. Zrozumieć jej podłoże. - Uśmiechnęła się delikatnie. Kto jak kto ale modystka, kobieta, która tworzyła przeróżne projekty na pewno wiedziała jak moda była odbierana przez innych jej klientów. -Dziękuję za pani słowa.
Nie wiedziała czy wytrwa, czy jest na tyle silna aby stawić opór powszechnemu oburzeniu z jakim się spotka, ale liczyła, że znajdzie też sojuszników nawet wśród własnej klasy. Możliwe, że znajdzie się parę kobiet, które pójdą jej śladem, a może nawet paru mężczyzn, którzy uznają, że to przecież nic gorszego, że kobieta ma na sobie spodnie. Primrose miała zamiar wyglądać w tej części garderoby równie szykownie i elegancko co w spódnicy czy sukni.
-Zależy mi aby projekty były gotowe najpóźniej w maju. - Odpowiedziała na zadane wcześniej pytanie. Chciała w dniu urodzin nałożyć spodnie i wyjść w nich publicznie do towarzystwa. Szokowanie nie leżało w naturze lady Burke, ale przecież już czyni pewne działania, które mogą zaskakiwać i wzbudzać zdumienie. -Proszę przesłać wycenę projektów i zostanie uiszczona odpowiednia opłata na wskazany rachunek. Gdyby były potrzebne przymiarki proszę pisać, znajdziemy dogodny termin.
Wizyta powoli zbliżała się ku końcowi więc lady Burke powoli wstała chcąc odprowadzić gościa do drzwi gdzie czekał już skrzat domowy.
|zt dla Prim
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Nie musiała dziękować, bowiem słowa Francuzki były szczere. Może i nie miała wcześniej okazji współpracować bliżej z lady Burke, natomiast widziała w niej siłę i mocny charakter, przeczuwała, że próba zmierzenia się z kolejną barierą w przekonaniach nie była próbą zwrócenia na siebie uwagi, chęci zszokowania, czy manifestacji czegoś dla kaprysu, lecz raczej chciała rzeczywistej zmiany dla siebie – potrafiła to odróżnić. A jeśli się myliła, cóż, wtedy przyzna, że jej nos najwidoczniej nie był tak niezawodny.
– Oczywiście – uśmiechnęła się – do tego jednak trzeba mieć odpowiednich rozmówców; nie każdy jest chętny na otwarte dyskusje i sprowadzenie swojej odpowiedzi bo tak nie wypada – kiedyś, na początku, jeszcze chętniej podejmowała tego typu tematy z w miarę zaufanymi klientami, z czasem jednak uznała, że szkoda było strzępienia języka, skoro otrzymywała niemalże te same – lub bardzo podobne – odpowiedzi. Bo tak nie wypada, kobieta w spodniach się ośmieszy, któż to widział, żeby kobieta nosiła spodnie?
Wizyta dobiegała powoli końca. Miała wszystko co potrzebne; projekty, miarę, kolory i kroje oraz termin, na szczęście na tyle odległy, że nie martwiła się właściwie o nic. Kwintesencją jej pracy była umiejętność planowania i zarządzania czasem, chociaż przeczuwała, że to zlecenie będzie priorytetem pośród innych sukien, szat i garniturów. – W porządku – przejrzała na szybko swój notes i pozbierała projekty – jeśli zmieniłaby lady zdanie co do koloru, czy kroju, lub chciała poszerzyć garderobę o inny element, proszę o informację – nie podejrzewała, że będzie zajdzie tu jakakolwiek zmiana, wolała jednak poinformować o tym w razie czego. Mimo wszystko musiała liczyć się ze ilościami materiałów, które posiadała a więc z marnowaniem ich na coś, co ostatecznie zostanie spisane na straty, nie było jej szczególnie po drodze. Wiedziała, że sobie poradzi i coś wymyśli; być może znajdzie nowego dostawcę lub pomoc od któregoś zleceniodawcy z możliwościami, lec zo tym na razie nie myślała. Nim opuściła komnaty lady, podsumowała krótko zlecenie, potwierdziła jego zgodność i pożegnała się, wracając do pracowni.
zt
– Oczywiście – uśmiechnęła się – do tego jednak trzeba mieć odpowiednich rozmówców; nie każdy jest chętny na otwarte dyskusje i sprowadzenie swojej odpowiedzi bo tak nie wypada – kiedyś, na początku, jeszcze chętniej podejmowała tego typu tematy z w miarę zaufanymi klientami, z czasem jednak uznała, że szkoda było strzępienia języka, skoro otrzymywała niemalże te same – lub bardzo podobne – odpowiedzi. Bo tak nie wypada, kobieta w spodniach się ośmieszy, któż to widział, żeby kobieta nosiła spodnie?
Wizyta dobiegała powoli końca. Miała wszystko co potrzebne; projekty, miarę, kolory i kroje oraz termin, na szczęście na tyle odległy, że nie martwiła się właściwie o nic. Kwintesencją jej pracy była umiejętność planowania i zarządzania czasem, chociaż przeczuwała, że to zlecenie będzie priorytetem pośród innych sukien, szat i garniturów. – W porządku – przejrzała na szybko swój notes i pozbierała projekty – jeśli zmieniłaby lady zdanie co do koloru, czy kroju, lub chciała poszerzyć garderobę o inny element, proszę o informację – nie podejrzewała, że będzie zajdzie tu jakakolwiek zmiana, wolała jednak poinformować o tym w razie czego. Mimo wszystko musiała liczyć się ze ilościami materiałów, które posiadała a więc z marnowaniem ich na coś, co ostatecznie zostanie spisane na straty, nie było jej szczególnie po drodze. Wiedziała, że sobie poradzi i coś wymyśli; być może znajdzie nowego dostawcę lub pomoc od któregoś zleceniodawcy z możliwościami, lec zo tym na razie nie myślała. Nim opuściła komnaty lady, podsumowała krótko zlecenie, potwierdziła jego zgodność i pożegnała się, wracając do pracowni.
zt
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Otrzymawszy list od Primrose, nie zwlekała długo, od razu przystępując do przygotowania odpowiedniego lekarstwa. Od końca magicznego kataklizmu przypadki zachorowań na tę dolegliwość był już znacznie rzadsze, niż kiedy nad nią pracowała; wielość dostępnych wtedy obiektów badawczych, ale i zmiany w sposobie zachorowań, otworzyły nowe ścieżki, dzięki którym wszystkiemu mogła się przyjrzeć od zupełnie nowej perspektywy: i przezwyciężyć to, co dotąd wydawało się nieprzezwyciężalne. Nie samodzielnie, nałożył się na to szereg badań wykonanych przez grupę wybitnych umysłów zgromadzonych pod wezwaniem Czarnego Pana oraz sporządzona przez nich dokumentacja badająca powstałe wówczas przedziwne anomalie: jakie to szczęście, że odeszły już w ciemne i ponure odmęty historii. Zamiłowanie młodej damy do klątw było w zamku Durham powszechnie znane, nie miała wątpliwości, że to właśnie te specyficzne w efekcie wywołały chorobę. Choć w liście zapewniała ją, że zdawała sobie sprawę z tego, jak trudne jest leczenie, zaopatrzyła się w lecznicze specyfiki, które pozwolą jej choć trochę uśmierzyć ból Primrose. Co najmniej przez kilkanaście dni będzie musiała odciąć się od życia publicznego, ale Cassandra żywiła nadzieję, że terapia zostanie przeprowadzona z sukcesem.
Wystarczająco często pojawiała się w tym zamku, by znać rozkład labiryntu, lecz do komnat damy doprowadziła ją służba. Pozostawiony przy wejściu płaszcz odsłonił białą haftowaną koszulę o szerokich rękawach, wpuszczoną długą spódnicę o szerokim kroju, przewieszona przez ramię skórzana torba zawierała akcesoria niezbędne medykowi. Z dłońmi złożonymi razem z przodu przy podołku wyminęła próg komnat, skinięciem głowy dziękując za asystę. Pozwoliła sobie zamknąć drzwi, przed nimi trudne chwile, w których nikt więcej nie powinien uczestniczyć.
- Lady Burke - przywitała się z nią, lecz gdy oczy odnalazły jej spojrzenie, użyła formy, na którą przeszły u Elviry. - Primrose - Ostrożnie zdjęła z ramienia torbę, rzucając gospodyni pytające spojrzenie, gdzie może ją pozostawić. - Chciałabym cię najpierw zbadać i upewnić się, że leczenie jest konieczne. Powiesz, jak się czujesz? - poprosiła, podchodząc do niej bliżej.
bo ty jesteś
prządką
prządką
Ostatnio zmieniony przez Cassandra Vablatsky dnia 29.08.22 12:50, w całości zmieniany 1 raz
Sine palce, później całe ramię, które zwiastowało, że może nabawić się dość uciążliwej choroby. Nie mogła dopuścić do jej rozwoju w pełni świadoma konsekwencji jakie ta ze sobą niesie. Gdy tylko pojawiły się jej oznaki pierwszą osobą do której napisała była Cassandra. Czarownica ta posiadała ogromną wiedzę i lady Burke mogła w pełni jej zaufać. Oddając się w ręce uzdrowicielka mogła być pewna sukcesów choć okupionych bólem. Nic co by zniechęciło lady do podjęcia stosownego leczenia.
Przez okres zimowy ukrywała dolegliwość pod rękawiczkami, a w towarzystwie umiejętnie zakrywała dłoń aby ta nie rzucała się w oczy. W skrajnych przypadkach mogła powiedzieć, że zwyczajnie przemarzła. Nadchodzące ciepłe dni nie będą sprzyjać takim kłamstwom. Oczekiwała czarownicy w swojej komnacie domyślając się, że mogą być potrzebne oględziny więc ubrana w suknię w kolorze głębokiego granatu zapinana na srebrne guziki siedziała w wysokim fotelu oddając się lekturze, tym razem nie naukowej. Pozwoliła sobie na chwilę wytchnienia i spokoju ciesząc się historią przygodową, iście awanturniczą, która przywodziła jej na myśl dzieci Xaviera. Cornel i Melody mocno przeżyli śmierć Lotty więc Primrose od tego czasu im matkowała starając się dać urwisom jak najwięcej ciepła. Uniosła szaro zielone spojrzenie gdy drzwi się uchyliły, a w progu stanęła uzdrowiciela.
-Proszę wejść. - Uśmiechnęła się nieznacznie zamykając książkę, po czym wstała ze swojego miejsca i wskazała aby Cassandra nie krępowała się i czuła się swobodnie w pomieszczeniu. -Oczywiście - Odpięła guziki przy mankietach aby móc podwinąć rękaw sukni i ukazać nie tylko siną dłoń, ale również całe przedramię. -Nie jest to rozległe, ale na tyle niepokojące, że nie chciałam tego zostawiać.
Nie bolało, nie sprawiało dyskomfortu, ale sprawiało wrażenie zapowiedzi czegoś groźniejszego.
-Zaczęło się pojawiać gdy zdejmowałam klątwy, a spotęgowane zostało gdy inne nakładałam. Wtedy zaczęło się rozprzestrzeniać. - Wyjaśniła jeszcze pokrótce aby dokładniej przedstawić od czego zaczęła się przypadłość. Lady Burke miała świadomość, że jej zainteresowania wychodzą poza przyjęte standardy w socjecie, ale to nie zatrzymywało jej ambicji i chęci rozwoju. Nawet jeżeli ceną była rozwijająca się sinica.
Przez okres zimowy ukrywała dolegliwość pod rękawiczkami, a w towarzystwie umiejętnie zakrywała dłoń aby ta nie rzucała się w oczy. W skrajnych przypadkach mogła powiedzieć, że zwyczajnie przemarzła. Nadchodzące ciepłe dni nie będą sprzyjać takim kłamstwom. Oczekiwała czarownicy w swojej komnacie domyślając się, że mogą być potrzebne oględziny więc ubrana w suknię w kolorze głębokiego granatu zapinana na srebrne guziki siedziała w wysokim fotelu oddając się lekturze, tym razem nie naukowej. Pozwoliła sobie na chwilę wytchnienia i spokoju ciesząc się historią przygodową, iście awanturniczą, która przywodziła jej na myśl dzieci Xaviera. Cornel i Melody mocno przeżyli śmierć Lotty więc Primrose od tego czasu im matkowała starając się dać urwisom jak najwięcej ciepła. Uniosła szaro zielone spojrzenie gdy drzwi się uchyliły, a w progu stanęła uzdrowiciela.
-Proszę wejść. - Uśmiechnęła się nieznacznie zamykając książkę, po czym wstała ze swojego miejsca i wskazała aby Cassandra nie krępowała się i czuła się swobodnie w pomieszczeniu. -Oczywiście - Odpięła guziki przy mankietach aby móc podwinąć rękaw sukni i ukazać nie tylko siną dłoń, ale również całe przedramię. -Nie jest to rozległe, ale na tyle niepokojące, że nie chciałam tego zostawiać.
Nie bolało, nie sprawiało dyskomfortu, ale sprawiało wrażenie zapowiedzi czegoś groźniejszego.
-Zaczęło się pojawiać gdy zdejmowałam klątwy, a spotęgowane zostało gdy inne nakładałam. Wtedy zaczęło się rozprzestrzeniać. - Wyjaśniła jeszcze pokrótce aby dokładniej przedstawić od czego zaczęła się przypadłość. Lady Burke miała świadomość, że jej zainteresowania wychodzą poza przyjęte standardy w socjecie, ale to nie zatrzymywało jej ambicji i chęci rozwoju. Nawet jeżeli ceną była rozwijająca się sinica.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Skinęła głową na jej gest, rozkładając swoją torbę na pobliskiej komódce; na razie jej nie otworzyła, nie było takiej potrzeby, ale rzeczywiście dobrze było pozbyć się tego ciężaru. Rzuciła okiem na okładkę książki odłożoną przez Primrose.
- Przerwałam lekturę? - zapytała, gestem zapraszając ją z powrotem na fotel. - Usiądź, proszę, tak będzie łatwiej - zapewniła ją, podtrzymując jej ramię własnym i uważnym spojrzeniem przyglądając się barwom i kształtom prześwitujących żył. Były sine, jak cała skóra, ręka z całą pewnością miała obniżoną temperaturę i w istocie przypominało to pierwsze symptomy choroby. - Jak się czujesz w ostatnim czasie? - zapytała, wyciągając dłoń po drugie ramię. Chciała je obejrzeć, na wszelki wypadek, ostrożnym gestem pomogła jej podwinąć rękaw, przykładając po dwa złożone palce do skóry co parę cali, sprawdzając przebarwienia, ciepło i prawidłowe ukrwienie. Nie wykryła nic niepokojącego. - Doskwiera ci znużenie? Senność? Bóle mięśni, stawów? - wymieniała kolejno, zwalniając drugie ramię arystokratki. Skinęła głową, gdy wyjaśniła okoliczności; wydawały się nader ryzykowne jak na kobietę z jej tytułem, lecz na przyjęciu Elviry pokazała, że chciała od życia czegoś więcej niż to, co już miała. Cassandra była przede wszystkim zmartwiona, żywiła do niej sympatię. - Pierwsze objawy sinicy najczęściej są powiązane z samoistnym krwawieniem z dziąseł i przegrody nosowej. Pojawiły się? Na ramionach nie widzę krwawych wybroczyn, choć ślady rzeczywiście wydają się zalążkami choroby. - Założyła ręce na piersi, zastanawiając się nad kolejnymi krokami. Słowa Primrose mogły objaśnić jej sytuację, wywiad w tej sytuacji wydawał się kluczowy. Oznaki ciała wydawały się skąpe, ale nie wykluczały zakażenia. - Jeśli to zdarza się częściej - zaczęła ostrożnie, szukając aprobaty na jej twarzy. - Musisz bacznie obserwować swoje ciało. Drobne pęknięcia żył jeszcze nie są groźne, ale sinica potrafi uszkodzić cały układ krwionośny. Niekiedy atakuje tętnice i może prowadzić nawet do ich przerwania. A przerwana tętnica do śmierci. Miałaś już kiedyś wcześniej podobne problemy? - Zlustrowała ją uważnym spojrzeniem, miały podobną barwę tęczówek.
- Przerwałam lekturę? - zapytała, gestem zapraszając ją z powrotem na fotel. - Usiądź, proszę, tak będzie łatwiej - zapewniła ją, podtrzymując jej ramię własnym i uważnym spojrzeniem przyglądając się barwom i kształtom prześwitujących żył. Były sine, jak cała skóra, ręka z całą pewnością miała obniżoną temperaturę i w istocie przypominało to pierwsze symptomy choroby. - Jak się czujesz w ostatnim czasie? - zapytała, wyciągając dłoń po drugie ramię. Chciała je obejrzeć, na wszelki wypadek, ostrożnym gestem pomogła jej podwinąć rękaw, przykładając po dwa złożone palce do skóry co parę cali, sprawdzając przebarwienia, ciepło i prawidłowe ukrwienie. Nie wykryła nic niepokojącego. - Doskwiera ci znużenie? Senność? Bóle mięśni, stawów? - wymieniała kolejno, zwalniając drugie ramię arystokratki. Skinęła głową, gdy wyjaśniła okoliczności; wydawały się nader ryzykowne jak na kobietę z jej tytułem, lecz na przyjęciu Elviry pokazała, że chciała od życia czegoś więcej niż to, co już miała. Cassandra była przede wszystkim zmartwiona, żywiła do niej sympatię. - Pierwsze objawy sinicy najczęściej są powiązane z samoistnym krwawieniem z dziąseł i przegrody nosowej. Pojawiły się? Na ramionach nie widzę krwawych wybroczyn, choć ślady rzeczywiście wydają się zalążkami choroby. - Założyła ręce na piersi, zastanawiając się nad kolejnymi krokami. Słowa Primrose mogły objaśnić jej sytuację, wywiad w tej sytuacji wydawał się kluczowy. Oznaki ciała wydawały się skąpe, ale nie wykluczały zakażenia. - Jeśli to zdarza się częściej - zaczęła ostrożnie, szukając aprobaty na jej twarzy. - Musisz bacznie obserwować swoje ciało. Drobne pęknięcia żył jeszcze nie są groźne, ale sinica potrafi uszkodzić cały układ krwionośny. Niekiedy atakuje tętnice i może prowadzić nawet do ich przerwania. A przerwana tętnica do śmierci. Miałaś już kiedyś wcześniej podobne problemy? - Zlustrowała ją uważnym spojrzeniem, miały podobną barwę tęczówek.
bo ty jesteś
prządką
prządką
-To nic takiego, bowiem czekałam na Twoją wizytę. - Zapewniła czarownicę nie chcąc aby czuła się źle z powodu przerwanej lektury. Czekała w spokoju aż Cassandra dokona oględzin dłoni oraz ramienia. -Czuję się dobrze, bywam zmęczona ale przyznaję, że się nie oszczędzam. - Każdy dzień lady Burke był zapełniony zadaniami i obowiązkami, którym oddawała się bez reszty. Nie mając męża ani dzieci energię wkładać w aktywności społeczne oraz naukowe nie chcąc się zatrzymać, ponieważ wiedziała, że w momencie wyjścia za mąż pewne rzeczy i sprawy będzie musiała odłożyć na półkę licząc, że pewnego dnia po nie sięgnie. Choć to raczej mało prawdopodobne, ponieważ stanie się żoną innego lorda kładło na kobietę nowe obowiązki związane z nowym nazwiskiem. -Ostatnio leciała krew z nosa, ale kładłam to na karb zmęczenia i ogólnego braku dobrego snu. - Koszmary czasami wracała, zwłaszcza wtedy kiedy zbyt długo obcowała z czarną magią. Umysł młodej czarownicy bronił się jak mógł, najczęściej odreagowywał w nocy i dopiero świt przynosił ukojenie wraz z poranną mgłą osiadającą na wzgórzach Durham. -Do tej pory sytuacja taka miała miejsce dwa razy, ale wystarczająco mnie zaniepokoiła. - Na tyle, że Primrose na jakiś czas postanowiła nie sięgać po czarną magię by nie ryzykować swoim zdrowiem. Jednak gdy ktoś prosił o zdjęcie klątwy nie mogła odmówić. Była lady Burke, lady Durham, odpowiedzialność za mieszkańców hrabstwa nie pozwalała jej na zignorowanie prośby. Mogła to zlecić komuś innemu, samej siedząc w ciepłych murach, ale czy wtedy mogła by nosić z dumą nazwisko - Burke? Zapewne nie. Nie leżało w naturze lordów Durham siedzieć i jedynie patrzeć jak inni wykonują za nich zadania. -Nie, nigdy. - Pokręciła głową. Kiedy jej brat oraz bratanica chorowali na przewlekłe choroby, tak Primrose udało się uchronić przed wszelkimi dolegliwościami. Mówiono, że jest nadwyraz zdrowa i z tego zdrowia korzystała. -To pierwszy raz. Sądzisz, że mam skłonności do sinicy czy innych chorób? - Czy jednak skaza genetyczna ukryła się gdzieś indziej i teraz musiała bardziej na siebie uważać by nie zaszkodzić samej sobie? Spojrzała lekko zaniepokojona na uzdrowicielkę.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Pokręciła głową, kiedy Primrose przyznała, że się nie oszczędza. Dziś oszczędzał się mało kto, znajdowali się w środku wojny, która z wolna zdawała się być najstraszliwszą wojną kiedykolwiek trawiącą tej kraj, a czarodzieje robili, co mogli, żeby zminimalizować jej efekty, zdawała sobie sprawę również z odważnej aktywności arystokracki. Ale przychodził taki dzień, w którym w pierwszej kolejności należało pomyśleć o sobie, a ona nie pierwszy raz musiała to tłumaczyć swojemu pacjentowi.
- Nie oszczędzasz się z tym na ręce? Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo ta choroba jest niebezpieczna, Primrose? Nie wygląda to jak zaawansowana faza, zakażenie musiało nastąpić niedawno i jeszcze nie rozwinęło się w pełni. Ale jeśli zajmiemy się tym już dzisiaj, powinno udać się zapobiec dalszemu rozwojowi - oceniła wprawnym okiem, wypuszczając jej ramię z własnych rąk. - Będziesz potrzebowała teraz porządnego odpoczynku. Mój eliksir położy cię do łóżka na kilka dni. Zwykle jest to tydzień, ale spróbujemy podać ci mniejszą dawkę, żeby nie obciążyć cię nadmiernie. Kilka następnych dni spędzisz na przyjemnościach, odcinając się od obowiązków, póki skóra nie nabierze barw, które będą identyczne względem ręki, na której zakażenie się nie rozwinęło. W porządku? - Układ co prawda nieszczególnie podlegał negocjacjom. - Znasz swoją aktualną wagę? - zastanowiła się, czyniąc parę kroków w kierunku pozostawionej uzdrowicielskiej torby, skąd wyjęła przygotowany lek. Po chwili w jej dłoni pojawiła się tez pusta fiolka, a ona przy oknie przelała część zawartości do drugiego naczynia, zastanawiając się nad adekwatną dawką. Primrose nie była wysoka, miała drobną budowę. Im mniej specyfiku zażyje, tym lepiej.
- Sinica osłabia cały organizm - odpowiedziała na jej pytanie, dopiero po chwili przeznaczonej na refleksję. Zastanawiała się nad swoimi doświadczeniami, lecz wśród badanych i leczonych przez nią rycerzy niewielu było arystokratów z wadliwymi genami. Lord Yaxley diagnozę postawioną miał już wcześniej, ale leczenie wzmogło objawy. - Jeśli jest w tobie coś, co może się uaktywnić, sinica to wywabi. Nie jestem pewna, czy teraz. Ona jest jak powódź, w której tonie twoje ciało. Obywa je całe, porywa falami, a w końcu ściąga na dno. - Przekrzywiła głowę, na wyciągniętej ku oknie dłoni przyglądając się odmierzonej dawce. Jeszcze kilka kropel, pomyślała, przelewając barwiankę. - Ale ty dopiero brodzisz w kałuży - zakończyła, chcąc zobrazować jej stopień rozwoju choroby.
- Osłabienie związane ze zmęczeniem sprawia, że stajesz się podatna na zakażenia - odparła, nie musiała jej tłumaczyć, jak wiele działała, widziała to po jej skórze, bez trudu odnajdując na ciele oznaki silniejszego działania hormonów stresu. - Nie udowodniono dotąd wpływu genów na rozwój sinicy, lecz nie można ich wykluczyć. Podstawowe znaczenie ma rodzaj i intensywność ekspozycji na najplugawszy rodzaj magii. Choroba najczęściej rozwija się u starych aurorów i niedoświadczonych klątwołamaczy. - Nie musiała długo zastanawiać się nad kategorią, w której ułożyć Primrose. - Ale z czasem rozwija się u większości zbyt często wystawionych na jej działanie czarodziejów. Jeśli zastanawiasz się nad tym, czy podobne problemy mogą do ciebie wrócić w przyszłości, moja odpowiedź cię nie usatysfakcjonuje. - Rozlane fiolki zabezpieczyła, jedną z nich od razu ukrywając w swoich rzeczach. - Połóż się wygodnie - poprosiła.
- Nie oszczędzasz się z tym na ręce? Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo ta choroba jest niebezpieczna, Primrose? Nie wygląda to jak zaawansowana faza, zakażenie musiało nastąpić niedawno i jeszcze nie rozwinęło się w pełni. Ale jeśli zajmiemy się tym już dzisiaj, powinno udać się zapobiec dalszemu rozwojowi - oceniła wprawnym okiem, wypuszczając jej ramię z własnych rąk. - Będziesz potrzebowała teraz porządnego odpoczynku. Mój eliksir położy cię do łóżka na kilka dni. Zwykle jest to tydzień, ale spróbujemy podać ci mniejszą dawkę, żeby nie obciążyć cię nadmiernie. Kilka następnych dni spędzisz na przyjemnościach, odcinając się od obowiązków, póki skóra nie nabierze barw, które będą identyczne względem ręki, na której zakażenie się nie rozwinęło. W porządku? - Układ co prawda nieszczególnie podlegał negocjacjom. - Znasz swoją aktualną wagę? - zastanowiła się, czyniąc parę kroków w kierunku pozostawionej uzdrowicielskiej torby, skąd wyjęła przygotowany lek. Po chwili w jej dłoni pojawiła się tez pusta fiolka, a ona przy oknie przelała część zawartości do drugiego naczynia, zastanawiając się nad adekwatną dawką. Primrose nie była wysoka, miała drobną budowę. Im mniej specyfiku zażyje, tym lepiej.
- Sinica osłabia cały organizm - odpowiedziała na jej pytanie, dopiero po chwili przeznaczonej na refleksję. Zastanawiała się nad swoimi doświadczeniami, lecz wśród badanych i leczonych przez nią rycerzy niewielu było arystokratów z wadliwymi genami. Lord Yaxley diagnozę postawioną miał już wcześniej, ale leczenie wzmogło objawy. - Jeśli jest w tobie coś, co może się uaktywnić, sinica to wywabi. Nie jestem pewna, czy teraz. Ona jest jak powódź, w której tonie twoje ciało. Obywa je całe, porywa falami, a w końcu ściąga na dno. - Przekrzywiła głowę, na wyciągniętej ku oknie dłoni przyglądając się odmierzonej dawce. Jeszcze kilka kropel, pomyślała, przelewając barwiankę. - Ale ty dopiero brodzisz w kałuży - zakończyła, chcąc zobrazować jej stopień rozwoju choroby.
- Osłabienie związane ze zmęczeniem sprawia, że stajesz się podatna na zakażenia - odparła, nie musiała jej tłumaczyć, jak wiele działała, widziała to po jej skórze, bez trudu odnajdując na ciele oznaki silniejszego działania hormonów stresu. - Nie udowodniono dotąd wpływu genów na rozwój sinicy, lecz nie można ich wykluczyć. Podstawowe znaczenie ma rodzaj i intensywność ekspozycji na najplugawszy rodzaj magii. Choroba najczęściej rozwija się u starych aurorów i niedoświadczonych klątwołamaczy. - Nie musiała długo zastanawiać się nad kategorią, w której ułożyć Primrose. - Ale z czasem rozwija się u większości zbyt często wystawionych na jej działanie czarodziejów. Jeśli zastanawiasz się nad tym, czy podobne problemy mogą do ciebie wrócić w przyszłości, moja odpowiedź cię nie usatysfakcjonuje. - Rozlane fiolki zabezpieczyła, jedną z nich od razu ukrywając w swoich rzeczach. - Połóż się wygodnie - poprosiła.
bo ty jesteś
prządką
prządką
Ostre słowa Cassandry przyjęła z pokorą doskonale zdają sobie sprawę, że nie wykazała się rozwagą, o którą przecież chciała być posądzana. Leżenie i odpoczywanie wydawało się jej niestosowne kiedy reszta rodziny, znajomych i przyjaciół ciężko pracowała angażując się w działania na rzecz społeczności magicznej. Dbanie o siebie było najniżej na liście priorytetów ambitnej czarownicy. Teraz rozumiała swoje błędne myślenie i znosiła uwagi ze skruchą.
-Tak… - mruknęła pod nosem zastanawiając się dłużej nad tym co powiedziała uzdrowicielka. Nie miała zamiaru się sprzeczać czy kłócić, po to poprosiła o jej asystę godząc się na wszelkie nakazy i zakazy jakie jej wyznaczy. Teraz co innego było najważniejsze, a przecież parę dni w łóżku sprawi, że poczuje się lepiej i będzie mogła dalej działać. Nadrobi czytanie książek, spędzi czas z dziećmi Xaviera układając z nimi puzzle i obrazki, ostatnio też odkryły magię małego teatrzyku i na pewno chętnie wystawią dla ciotki sztukę, a mała Melody odkryła w sobie dar oratorski. -Pomiędzy pięćdziesiąt pięć a sześćdziesiąt kilogramów, tak sądzę. - Nie znała dokładnie swojej wagi, ale ta raczej nie uległa wielkim zmianom patrząc po ubraniach i po tym, że jej wymiary praktycznie się nie zmieniały. Tak przynajmniej sądziła jej modystka, a Primrose wątpiła aby ją okłamywała. Przyglądała się z jaką precyzją Cassandra odmierza dawki leku, jak w pełnym skupieniu oddaje się tak prostej ale jakże ważnej czynności. Dość mocny opis choroby sprawił, że lady Burke zamarła. Czego bowiem najbardziej się obawiała to wiecznej niedyspozycji, która ją zamknie w czterech ścianach niedomagającego ciała; sprawi, że stanie się bezużyteczna, darmozjadem społecznym, o co posądzano większość szlachcianek. -Postaram się lepiej wysypiać i nie spędzać godzin nocnych w pracowni. - Zapewniła Cassandrę choć wiedziała, że będzie to trudne do zrealizowania postanowienie. -Zmęczona niewiele zrobię. - Świadomość pewnych mechanizmów to jedno, ale wdrażanie ich w życie to były dwie różne rzeczy, ale Primrose musiała w końcu zrozumieć, że pewnych rzeczy nie przeskoczy. Nauka ta bywała zwykle dość bolesna. -Miewam z czarną magią do czynienia. Chociażby praca nad artefaktami, które spływają na Nokturn. - Sama nie zaklinała dużo, częściej zdejmowała plugawe zaklęcia, ale też parę razy ich użyła w trakcie treningów z Mathieu Rosierem.
Podeszła do łożka, na którym zgodnie z zaleceniem Cassandry położyła się wygodnie. Na szafce nocnej stała przygotowana woda oraz szklanka.
-Tak… - mruknęła pod nosem zastanawiając się dłużej nad tym co powiedziała uzdrowicielka. Nie miała zamiaru się sprzeczać czy kłócić, po to poprosiła o jej asystę godząc się na wszelkie nakazy i zakazy jakie jej wyznaczy. Teraz co innego było najważniejsze, a przecież parę dni w łóżku sprawi, że poczuje się lepiej i będzie mogła dalej działać. Nadrobi czytanie książek, spędzi czas z dziećmi Xaviera układając z nimi puzzle i obrazki, ostatnio też odkryły magię małego teatrzyku i na pewno chętnie wystawią dla ciotki sztukę, a mała Melody odkryła w sobie dar oratorski. -Pomiędzy pięćdziesiąt pięć a sześćdziesiąt kilogramów, tak sądzę. - Nie znała dokładnie swojej wagi, ale ta raczej nie uległa wielkim zmianom patrząc po ubraniach i po tym, że jej wymiary praktycznie się nie zmieniały. Tak przynajmniej sądziła jej modystka, a Primrose wątpiła aby ją okłamywała. Przyglądała się z jaką precyzją Cassandra odmierza dawki leku, jak w pełnym skupieniu oddaje się tak prostej ale jakże ważnej czynności. Dość mocny opis choroby sprawił, że lady Burke zamarła. Czego bowiem najbardziej się obawiała to wiecznej niedyspozycji, która ją zamknie w czterech ścianach niedomagającego ciała; sprawi, że stanie się bezużyteczna, darmozjadem społecznym, o co posądzano większość szlachcianek. -Postaram się lepiej wysypiać i nie spędzać godzin nocnych w pracowni. - Zapewniła Cassandrę choć wiedziała, że będzie to trudne do zrealizowania postanowienie. -Zmęczona niewiele zrobię. - Świadomość pewnych mechanizmów to jedno, ale wdrażanie ich w życie to były dwie różne rzeczy, ale Primrose musiała w końcu zrozumieć, że pewnych rzeczy nie przeskoczy. Nauka ta bywała zwykle dość bolesna. -Miewam z czarną magią do czynienia. Chociażby praca nad artefaktami, które spływają na Nokturn. - Sama nie zaklinała dużo, częściej zdejmowała plugawe zaklęcia, ale też parę razy ich użyła w trakcie treningów z Mathieu Rosierem.
Podeszła do łożka, na którym zgodnie z zaleceniem Cassandry położyła się wygodnie. Na szafce nocnej stała przygotowana woda oraz szklanka.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Kiwała głową, gdy usłyszała szacowaną wagę Primrose, po czym rzuciła na nią - kontrolnie - okiem, weryfikując tę informację własną oceną. Ostatecznie odmierzona dawka powinna być wystarczająca, by zwalczyć postępujące zakażenie, a jednocześnie nie stanowić dla niej zagrożenia. Może nawet uda się... zniwelować pewne skutki uboczne, przynajmniej częściowo.
- W najbliższym czasie w ogóle nie powinnaś tam zaglądać, Primrose - odpowiedziała na jej zapewnienia. - Wiem, że to trudne. Też nie lubię być bezproduktywna, zwłaszcza, gdy zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele jest jeszcze do zrobienia - przyznała, z westchnieniem. Ale przychodziły takie momenty, w jej życiu krótkie, które wymuszały porzucenie obowiązków niezależnie od ich wagi. - Ale to absolutnie konieczne. Daj sobie kilkanaście dni. Im lepiej wypoczniesz teraz, tym mniejsza szansa, że lada moment znów będziesz tego potrzebowała. - Przysiadła na skraju łóżka, krótko po tym, jak położyła się na nim Primrose. Kiwnęła głowa, gdy wspomniała o czarnej magii. Łączyła je rycerska sprawa, znała wartość jej nazwiska, stanowiło nieodłączną część Alei Śmiertelnego Nokturnu. Te słowa nie mogły jej zaskoczyć. - Trzymaj się od tego z dala, póki nie poczujesz się lepiej - poleciła, bardzo kategorycznie. Leczenie nie trwało aż tak długo, ale ratowanie tonącego nie miało żadnego sensu, kiedy ten wciąż chciał pić morską wodę. Rzuciła okiem na przygotowaną wodę, ale nic nie powiedziała.
- Podam ci teraz swój lek - oznajmiła, wyciągając przed siebie fiolkę z eliksirem. - Ale najpierw - musimy porozmawiać o tym, co będzie się z tobą działo. Twój organizm rozpocznie proces samooczyszczania. Poczujesz się osłabiona, będzie doskwierał ci ból głowy. Silny ból. Po jakimś czasie poczujesz go w całym ciele, a najdotkliwiej w przełyku. Nie możesz poddać się wtedy panice, nerwy nie będą twoimi przyjaciółmi. Pojawi się nadmierna potliwość, być może dreszcze. Najpewniej aż do rana nie znajdziesz sił, by samodzielnie powstać, to normalny objaw. Osłabienie może wywołać krwotok, wtedy będziesz musiała zawołać pomoc. Zwłaszcza wtedy, kiedy krew będzie jasna. Czarna i lepka to dobry symptom. - Nie zamierzała zawracać jej tym głowy, zawiadomi służbę, że powinna wówczas zostać wezwana. - Zakażona ręka będzie bolała, a ból będzie postępował promieniująco. To pojawiało się u wszystkich moich pacjentów i nigdy nie wywołało niepokojących efektów. Pojawią się też wymioty, ale najwcześniej jutro. To też normalny, a nawet pożądany objaw. Musisz wydalić z siebie wszystkie magiczne toksyny. Cząstki czarnej magii. Nie powinno cię to martwić, ale dbaj przy tym o odpowiednie nawodnienie. Pij tyle wody, ile możesz, a nawet trochę więcej. - Przy nudnościach trudno było się przemóc. - Poproszę, żeby przyniesiono ci miskę - dodała z zastanowieniem, nie dostrzegając w pobliżu odpowiednich akcesoriów. - Kiedy ostatnio krwawiłaś? - zapytała, nigdy jeszcze nie podawała tego specyfiku kobiecie, zastanawiała się nad potencjalnymi zagrożeniami.
- Na razie z tobą zostanę. Zaparzę ci napar, który cię odpręży i pozwoli zasnąć pomimo bólu. Postarałam się dobrać dawkę tak, by nie przekraczała koniecznej. Gotowa? - zapytała, unosząc fiolkę - z zamiarem podania jej zawartości prosto do ust.
- W najbliższym czasie w ogóle nie powinnaś tam zaglądać, Primrose - odpowiedziała na jej zapewnienia. - Wiem, że to trudne. Też nie lubię być bezproduktywna, zwłaszcza, gdy zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele jest jeszcze do zrobienia - przyznała, z westchnieniem. Ale przychodziły takie momenty, w jej życiu krótkie, które wymuszały porzucenie obowiązków niezależnie od ich wagi. - Ale to absolutnie konieczne. Daj sobie kilkanaście dni. Im lepiej wypoczniesz teraz, tym mniejsza szansa, że lada moment znów będziesz tego potrzebowała. - Przysiadła na skraju łóżka, krótko po tym, jak położyła się na nim Primrose. Kiwnęła głowa, gdy wspomniała o czarnej magii. Łączyła je rycerska sprawa, znała wartość jej nazwiska, stanowiło nieodłączną część Alei Śmiertelnego Nokturnu. Te słowa nie mogły jej zaskoczyć. - Trzymaj się od tego z dala, póki nie poczujesz się lepiej - poleciła, bardzo kategorycznie. Leczenie nie trwało aż tak długo, ale ratowanie tonącego nie miało żadnego sensu, kiedy ten wciąż chciał pić morską wodę. Rzuciła okiem na przygotowaną wodę, ale nic nie powiedziała.
- Podam ci teraz swój lek - oznajmiła, wyciągając przed siebie fiolkę z eliksirem. - Ale najpierw - musimy porozmawiać o tym, co będzie się z tobą działo. Twój organizm rozpocznie proces samooczyszczania. Poczujesz się osłabiona, będzie doskwierał ci ból głowy. Silny ból. Po jakimś czasie poczujesz go w całym ciele, a najdotkliwiej w przełyku. Nie możesz poddać się wtedy panice, nerwy nie będą twoimi przyjaciółmi. Pojawi się nadmierna potliwość, być może dreszcze. Najpewniej aż do rana nie znajdziesz sił, by samodzielnie powstać, to normalny objaw. Osłabienie może wywołać krwotok, wtedy będziesz musiała zawołać pomoc. Zwłaszcza wtedy, kiedy krew będzie jasna. Czarna i lepka to dobry symptom. - Nie zamierzała zawracać jej tym głowy, zawiadomi służbę, że powinna wówczas zostać wezwana. - Zakażona ręka będzie bolała, a ból będzie postępował promieniująco. To pojawiało się u wszystkich moich pacjentów i nigdy nie wywołało niepokojących efektów. Pojawią się też wymioty, ale najwcześniej jutro. To też normalny, a nawet pożądany objaw. Musisz wydalić z siebie wszystkie magiczne toksyny. Cząstki czarnej magii. Nie powinno cię to martwić, ale dbaj przy tym o odpowiednie nawodnienie. Pij tyle wody, ile możesz, a nawet trochę więcej. - Przy nudnościach trudno było się przemóc. - Poproszę, żeby przyniesiono ci miskę - dodała z zastanowieniem, nie dostrzegając w pobliżu odpowiednich akcesoriów. - Kiedy ostatnio krwawiłaś? - zapytała, nigdy jeszcze nie podawała tego specyfiku kobiecie, zastanawiała się nad potencjalnymi zagrożeniami.
- Na razie z tobą zostanę. Zaparzę ci napar, który cię odpręży i pozwoli zasnąć pomimo bólu. Postarałam się dobrać dawkę tak, by nie przekraczała koniecznej. Gotowa? - zapytała, unosząc fiolkę - z zamiarem podania jej zawartości prosto do ust.
bo ty jesteś
prządką
prządką
Bezczynność była tym stanem, który dla Primrose Burke stanowił karę niewspółmierną do jej win. Pokiwała jedynie głową, że rozumie i przyjmuje do siebie słowa uzdrowicielki. Jakkolwiek nie była zachwycona tym stanem tak zdawała sobie sprawę, że tego nie przeskoczy i musi poddać się kuracji, która ją wyleczy. W końcu po to posłała po Cassandrę aby z pełną ufność oddać się w jej ręce. To właśnie czarownicy ufała jak nikomu innemu.
-Rozumiem. - Potwierdziła, że słyszała i przyjęła słowa kobiety do siebie. Ułożyła się wygodniej na łóżku czekając dalszych instrukcji. Zamiast nich przyszedł dość plastyczny opis efektów ubocznych i tego co może dziać się z jej ciałem w trakcie trwania kuracji. Otworzyła szerzej oczy, ponieważ nie spodziewała się, że tak małe zakażenie może wywołać ogrom reakcji organizmu. Miała świadomość bólu, ale przecież doświadczyć go w takim stopniu w jakim mówiła czarownica sprawiało, że serce młodej kobiety zaczęło bić szybciej w obawie przed jego doświadczeniem. Spojrzała z pewną dozą niepewności na fiolkę przed swoją twarzą. -Oczywiście. - Odparła po chwili dając tym samym znać, że rozumie co ją czeka. -Ostatnio… tydzień temu. - Musiała sobie przypomnieć, ponieważ pomimo zasad babki nie mówiła, że w tych dniach jest niedysponowana i leżała w łóżku, tylko nadal oddawała się swojej pracy. W mniejszym stopniu, ale nie pozwalała sobie na błogie lenistwo. Czas był na miarę złota, a to musiało przepływać przez skarbiec Durham jeżeli chciała rodowe ziemie rozwijać.
Poprawiła się na poduszkach trochę zaniepokojona, miała nadzieję, że rodzina nie będzie się zbytnio martwić bo to jeszcze jej brakowało aby kuzyni nad nią czuwali całymi dniami. Znając zaś Craiga i Xaviera tak by właśnie było. Nie raz kręcili głowami słysząc pomysły jakimi raczyła ich kuzynka, ale zawsze ją wspierali i byli obok aby pomóc. Mogła zawsze i wszędzie na nich polegać więc spodziewała się, że będą krążyć pod jej drzwiami podpytując służbę jak się czuje danego dnia.
-Gotowa bardziej już nie będę. - Odparła czując, że poddenerwowanie zaczyna przejmować całe jej ciało więc chciała już rozpocząć leczenie.
-Rozumiem. - Potwierdziła, że słyszała i przyjęła słowa kobiety do siebie. Ułożyła się wygodniej na łóżku czekając dalszych instrukcji. Zamiast nich przyszedł dość plastyczny opis efektów ubocznych i tego co może dziać się z jej ciałem w trakcie trwania kuracji. Otworzyła szerzej oczy, ponieważ nie spodziewała się, że tak małe zakażenie może wywołać ogrom reakcji organizmu. Miała świadomość bólu, ale przecież doświadczyć go w takim stopniu w jakim mówiła czarownica sprawiało, że serce młodej kobiety zaczęło bić szybciej w obawie przed jego doświadczeniem. Spojrzała z pewną dozą niepewności na fiolkę przed swoją twarzą. -Oczywiście. - Odparła po chwili dając tym samym znać, że rozumie co ją czeka. -Ostatnio… tydzień temu. - Musiała sobie przypomnieć, ponieważ pomimo zasad babki nie mówiła, że w tych dniach jest niedysponowana i leżała w łóżku, tylko nadal oddawała się swojej pracy. W mniejszym stopniu, ale nie pozwalała sobie na błogie lenistwo. Czas był na miarę złota, a to musiało przepływać przez skarbiec Durham jeżeli chciała rodowe ziemie rozwijać.
Poprawiła się na poduszkach trochę zaniepokojona, miała nadzieję, że rodzina nie będzie się zbytnio martwić bo to jeszcze jej brakowało aby kuzyni nad nią czuwali całymi dniami. Znając zaś Craiga i Xaviera tak by właśnie było. Nie raz kręcili głowami słysząc pomysły jakimi raczyła ich kuzynka, ale zawsze ją wspierali i byli obok aby pomóc. Mogła zawsze i wszędzie na nich polegać więc spodziewała się, że będą krążyć pod jej drzwiami podpytując służbę jak się czuje danego dnia.
-Gotowa bardziej już nie będę. - Odparła czując, że poddenerwowanie zaczyna przejmować całe jej ciało więc chciała już rozpocząć leczenie.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Nie wydawała się szczególnie przejęta wymienianymi przez siebie objawami, spodziewała się znacznie łagodniejszego przebiegu leczenia niż przy przebiegu pełnej infekcji, właśnie dlatego nie podała wszystkich. Nie mogła co prawda być pewna ich braku, ale była pewna, że w razie pojawienia się niezapowiedzianych dolegliwości szybko zostanie tutaj wezwana. Kiwnęła głową, gdy podała okres ostatniego krwawienia, nie miała pod ręką pergaminu, ale powtórzyła informację w myślach kilkakrotnie, obiecując sobie zapisać ją, gdy tylko znajdzie się znów u siebie; miała jednak nadzieję, że pozostanie to bez znaczenia, a pozbycie się z ciała toksyn przebiegnie bez dodatkowych efektów ubocznych. Na pewno przyjrzy się jej z uwagą, ale nie zamierzała werbalizować swoich obaw bezpodstawnie, niepotrzebnie denerwując ją bardziej, niż było to konieczne. Czekała na nią trudna noc. I trudne dni, przyśle do Durham nieco suszu, który złagodzi cierpienia.
- Zatem pij - odparła, przykładając odmierzoną fiolkę do ust Primrose, przechyliła jej zawartość powoli, ostrożnie, przed wyjściem z domu dodała do eliksiru nieco neutralnych ziół, których aromat winien złagodzić gorzki posmak antidotum. przesunęła wolną dłonią po krtani Primrose, upewniając się, że całość została przełknięta, nim sięgnęła dłonią po stojąca nieopodal szklankę. - Możesz popić, jeśli tego potrzebujesz - podpowiedziała, gotowa - w zależności od jej decyzji - podać jej naczynie, uważnie obserwowała jej twarz, ciało, barwę skóry i przełyk, szukając potencjalnych oznak nadchodzącego odrzucenia medykamentu. Podała go dotąd niewielu czarodziejom, w tym żadnej czarownicy. Nie mogła mieć pewności, czy nie wystąpi po nim reakcja uczuleniowa, a jeśli, to jak przebiegnie. - Zostanę przy tobie jeszcze chwile. Nie wstawaj, nie wolno ci się teraz forsować. Twoje ciało zacznie reagować na lek dopiero za jakiś czas, jeśli poczujesz senność, nie opieraj się jej. Ale leż zawsze na boku, najlepiej lewym - poleciła, odstępując od łoża, żeby schować pustą fiolkę do torby. Ostrożnie wyciągnęła z niej sakiewkę z suszem, pozostawiając ją jednak na szafce - poinstruuje służbę, żeby zioła zostały przyrządzone odpowiednio. - Jak się czujesz? - zapytała po chwili, przysiadając na zajmowanym przez nią przed momentem fotelu, kątem oka spoglądając na wskazówki zegara. Dwadzieścia minut, po tym czasie reakcja alergiczna już się nie rozwinie. Zastanawiała się nad pracą, którą miała do wykonania w domu, koniecznością dokonania odpowiednich zapisków, zapisania dat i godzin, detali związanych z leczeniem.
- Zatem pij - odparła, przykładając odmierzoną fiolkę do ust Primrose, przechyliła jej zawartość powoli, ostrożnie, przed wyjściem z domu dodała do eliksiru nieco neutralnych ziół, których aromat winien złagodzić gorzki posmak antidotum. przesunęła wolną dłonią po krtani Primrose, upewniając się, że całość została przełknięta, nim sięgnęła dłonią po stojąca nieopodal szklankę. - Możesz popić, jeśli tego potrzebujesz - podpowiedziała, gotowa - w zależności od jej decyzji - podać jej naczynie, uważnie obserwowała jej twarz, ciało, barwę skóry i przełyk, szukając potencjalnych oznak nadchodzącego odrzucenia medykamentu. Podała go dotąd niewielu czarodziejom, w tym żadnej czarownicy. Nie mogła mieć pewności, czy nie wystąpi po nim reakcja uczuleniowa, a jeśli, to jak przebiegnie. - Zostanę przy tobie jeszcze chwile. Nie wstawaj, nie wolno ci się teraz forsować. Twoje ciało zacznie reagować na lek dopiero za jakiś czas, jeśli poczujesz senność, nie opieraj się jej. Ale leż zawsze na boku, najlepiej lewym - poleciła, odstępując od łoża, żeby schować pustą fiolkę do torby. Ostrożnie wyciągnęła z niej sakiewkę z suszem, pozostawiając ją jednak na szafce - poinstruuje służbę, żeby zioła zostały przyrządzone odpowiednio. - Jak się czujesz? - zapytała po chwili, przysiadając na zajmowanym przez nią przed momentem fotelu, kątem oka spoglądając na wskazówki zegara. Dwadzieścia minut, po tym czasie reakcja alergiczna już się nie rozwinie. Zastanawiała się nad pracą, którą miała do wykonania w domu, koniecznością dokonania odpowiednich zapisków, zapisania dat i godzin, detali związanych z leczeniem.
bo ty jesteś
prządką
prządką
Nikt nigdy nie przepadał za leczeniem, chyba że w ramach jego były truskawki w śmietanie albo cynamonowe bułeczki, które jako dziecko zawsze otrzymywała w trakcie choroby. Teraz nie było o nich mowy, a z opisu Cassandry wnioskowała, że nie będzie to nic przyjemnego. Jedzenie zdawało się być złą opcją. Przygotowana przez uzdrowicielkę na najgorsze ujęła fiolkę z lekarstwem i wypiła je posłusznie na powrót zanurzając się w poduszki. Gorzki posmak rozlał się po języku, a następnie krtani powodując skrzywienie ust u lady Burke. Pokręciła głową odpowiadając tym samym, że woda na razie nie będzie potrzebna. Wyczekiwała w niepewności uderzenia, które powali ją na ziemię, a choroba zacznie z niej uchodzić krwawieniami i bólem.
Zgodnie z zaleceniem ułożyła się ostrożnie na lewym boku.
-Dziękuję. - Powiedziała cicho układając twarz na poduszce. Bezczynność była jej obca, ale zdrowie było teraz ważniejsze. Cassandra zaś należała do osób, którym odnośnie zdrowia ufała bezgranicznie. Czarownica należała do osób, które znały się na swojej pracy i umiejętnie wykorzystywały zdobytą wiedzę.
Słyszała jak kobieta przemieszcza się po pomieszczeniu i zasiada w fotelu, aby zgodnie z obietnicą jeszcze przez jakiś czas.
-Sama nie wiem… - Mruknęła niewyraźnie bo wciąż czekała na ból, na gwałtowne działanie. -Chyba zaczyna mi się kręcić w głowie? - Czy może sama to sobie wmawia. Powieki zaczynały być ciężkie, a czas stawał się niczym piasek, który przesypuje się w klepsydrze. Wtedy przyszło śmienie w skroniach i w okolicach potylicy. Mruknęła cicho zamykając mocniej powieki. -Nadchodzi ból głowy… - Jednocześnie ciało stało się ociężałe, uniesienie dłoni zaczynało stanowić problem, a co dopiero próba podniesienia się by lepiej widzieć uzdrowicielkę. To oznaczało, że pierwsze efekty działania leku zaczynały się objawiać, organizm zaczynał zwalczać sinicę, która dotknęła młodą lady Burke. Wtuliła się mocniej w poduszkę jakby to miało załagodzić ból w skroniach.
Zapragnęła zasnąć aby nie czuć tych dolegliwości co chyba powoli osiągała, ponieważ dźwięki z zewnętrznego świata zaczynały być wygłuszone, jak za ścianą.
Po chwili lady Burke zapadła w sen, z którym w ogóle nie walczyła ciesząc się, że przyszedł.
|zt x 2
Zgodnie z zaleceniem ułożyła się ostrożnie na lewym boku.
-Dziękuję. - Powiedziała cicho układając twarz na poduszce. Bezczynność była jej obca, ale zdrowie było teraz ważniejsze. Cassandra zaś należała do osób, którym odnośnie zdrowia ufała bezgranicznie. Czarownica należała do osób, które znały się na swojej pracy i umiejętnie wykorzystywały zdobytą wiedzę.
Słyszała jak kobieta przemieszcza się po pomieszczeniu i zasiada w fotelu, aby zgodnie z obietnicą jeszcze przez jakiś czas.
-Sama nie wiem… - Mruknęła niewyraźnie bo wciąż czekała na ból, na gwałtowne działanie. -Chyba zaczyna mi się kręcić w głowie? - Czy może sama to sobie wmawia. Powieki zaczynały być ciężkie, a czas stawał się niczym piasek, który przesypuje się w klepsydrze. Wtedy przyszło śmienie w skroniach i w okolicach potylicy. Mruknęła cicho zamykając mocniej powieki. -Nadchodzi ból głowy… - Jednocześnie ciało stało się ociężałe, uniesienie dłoni zaczynało stanowić problem, a co dopiero próba podniesienia się by lepiej widzieć uzdrowicielkę. To oznaczało, że pierwsze efekty działania leku zaczynały się objawiać, organizm zaczynał zwalczać sinicę, która dotknęła młodą lady Burke. Wtuliła się mocniej w poduszkę jakby to miało załagodzić ból w skroniach.
Zapragnęła zasnąć aby nie czuć tych dolegliwości co chyba powoli osiągała, ponieważ dźwięki z zewnętrznego świata zaczynały być wygłuszone, jak za ścianą.
Po chwili lady Burke zapadła w sen, z którym w ogóle nie walczyła ciesząc się, że przyszedł.
|zt x 2
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Komnata Primrose
Szybka odpowiedź