Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]27.10.20 16:45

Kuchnia

Państwo Morisson uwielbiali sztukę. Podzielali również obustronne umiłowanie do gromadzenia najróżniejszych staroci. W wolnym czasie, często odwiedzali pchle targi, poranne, miastowe stragany oraz prywatne wyprzedaże. W ich ręce trafiały ozdobne ramy olejnych obrazów przedstawiające malownicze krajobrazy, kwiaty, czy nieznane osobistości. Owleczone w grube, pozłacane ramy zajmowały honorowe miejsca w rozświetlonym domostwie. Niektóre z nich zdobiły górną półkę kuchni tuż nad roboczym blatem. Dolne półki zostały obstawione fikuśnymi puzderkami, rzeźbami, flakonikami, czajniczkami i ceramicznymi ozdobnikami. Pani Morisson przynosiła kolorowe lniane obrusy, tkane ręcznie bieżniki, wzorzyste zasłony przykrywające zadrapania i obdrapania mebli. Sprzęt był wysłużony, lecz działający. Duży stół stojący w centralnej części pomieszczenia mógł pomieścić około sześciu osób. Drewniana, ponadgryzana przez insekty podłoga skrzypiała pod naciskiem kroku. Wąskie okno dawało wątłą ilość światła, gdyż ulokowane od zachodu, wypuszczało słońce dopiero późnym popołudniem. Nad kuchenką zainstalowano miejsce na kiście świeżych ziół gotowych do ususzenia.



[bylobrzydkobedzieladnie]



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself


Ostatnio zmieniony przez Vincent Rineheart dnia 16.02.21 17:53, w całości zmieniany 2 razy
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Kuchnia [odnośnik]15.02.21 18:11
| 06.10.1957, po akcjiewakuacji

Chyba mięliśmy już najbardziej szaloną część dnia za nami. W pierwszej chwili do mnie nie docierało, że już po wszystkim, zgrabnie ominęliśmy niebezpieczeństwa. Ostatnio odzwyczaiłem się od tego, że sukcesy przychodzą nam bez uiszczenia właściwej ceny.
Co to jednak był niby za sukces, łataliśmy jedynie dziurę, którą w zakonnym statku zrobił jeden z nas! Moje zadowolenie jednak okazało się nie na miejscu, przecież tylko minimalizowaliśmy straty, redukując porażkę. Przed nami czaiło się jeszcze więcej pracy, musieliśmy odbudować co utracone, zapewnić bezpieczeństwo ocalonym, odtworzyć infrastrukturę wokół Proroka Codziennego, ogarnąć Steffena... nagle poczułem się tym wszystkim zmęczony.
Dlatego też chętnie przyjąłem zaproszenie Vincenta, nam obu przyda się chwila wytchnienia i luźnej rozmowy. Domyślałem się, że brał ostatnimi czasy wiele na swoje barki, trudno w Zakonie Feniksa uniknąć takiego losu. Tak, potrzebowaliśmy zwykłego śniadania.
Wnętrze kuchni Rinehearta powitało mnie masą dodatków z przeróżnych miejsc, owoców poszukiwań po pchlich targach. Ktoś mógłby nie tego spodziewać się po poukładanym i logicznym Vincencie, ale takie były fakty oraz pamiątki po państwie Morisson.
- Lubię twoją kuchnię, ma w sobie coś, co pomaga nazwać to miejsce domem - zauważyłem, siadając przy stole przygotowanym na znacznie większą ilość gości. Nie dziś, nie jutro, ale mam nadzieję że kiedyś będziemy mogli się tak wszyscy bezpiecznie zbierać, pozbawieni obecnych trosk. Musimy tylko zwyciężyć. - Może pomóc? - zaoferowałem swoje mizerne umiejętności kucharskie przy przygotowaniu śniadania.
Siedząc tak mogłem w myślach podsumować cały dzisiejszy ranek, rozpoczęty niespodziewanym wezwaniem do Irlandii.
- Co za dzień, nie sposób się było nudzić... - zagadnąłem, chcąc jakoś to wszystko podsumować i domknąć. Lubiłem chyba takie złudne poczucie kontroli. - Jak myślisz, co czeka Steffena? - zapytałem, jak zwykle ceniąc sobie zdanie Vincenta w poważniejszych sprawach.
Jakichkolwiek intencji by nie miał Cattermole, jego lekkomyślność mogła ich wiele kosztować.


Ostatnio zmieniony przez Artur Longbottom dnia 07.03.21 23:02, w całości zmieniany 1 raz
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: Kuchnia [odnośnik]20.02.21 23:05
Przez większą część wymagającej podróży, wisząc na drewnianym trzonku podręcznej miotły, nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż coś istotnego zostało przez nich pominięte. Jakiś kluczowy aspekt umknął zaspanej uwadze, mogąc doprowadzić do nadchodzącej zguby. Ściskało go w żołądku; chłodny wiatr smagał przydługie kosmyki, targał swobodnym materiałem narzuconego, zbyt dużego swetra; a jeśli zostawili jakieś ślady? Trop, drobne przedmioty, które mogły naprowadzić na ewakuowane ofiary? A może ktoś nie zdążył opuścić domostwa, został bezczelnie wydany prosto w ręce bezwzględnego oprawcy? Walczył ze sobą, aby nie zawrócić i jeszcze raz, dokładnie obejrzeć opuszczony teren. Myśli krążyły wokół malowniczej wyspy, restauracyjnych pomieszczeń, gdzie jeszcze kilka minut temu odnajdywali ukryte, nadrukowane numery nielegalnej gazety. Nie chciał kolejny raz mieć kogoś na sumieniu. Usta wypuściły potężny haust świeżego powietrza. Okręcił się za siebie sprawdzając, czy żadna, niepożądana jednostka nie depcze im po piętach. Bał się. Przez cały czas, jednostajnie, od początku. Niesiony dobrze znanym traktem niknął między rzadkimi obłokami. Po krótkiej chwili skręcił na wschód zniżając lot. Lecieli nad spiczastymi wierzchołkami niewielkiego, tętniącego życiem miasta. Drobny promień oświetlał główne ulice, po których poruszali się drobni jak mrówki mieszkańcy. Po chwili przywitały ich rozległe przedmieścia; pojedyncze domki wielorodzinne, dużo zachęcającej zieleni, przestrzeni do godnego, złudnie normalnego życia. Namierzył charakterystyczną, zarośniętą drużkę prowadzącą do drewnianej hacjendy. Pełen gracji, wylądował jako pierwszy opierając podeszwy butów w miękkiej, wilgotnej trawie, zapierając się wszystkimi, głębokimi mięśniami. Lekkim skinieniem nakazał, aby towarzysz podążał za nim. Otworzył drzwi za pomocą dużego, żeliwnego klucza i wolnym krokiem, zrzucając niepotrzebne rzeczy, poprowadził go do kuchni. Nie był zbytnio rozmowny. Czuł zmęczenie, pulsujące skronie, dziwne, nienaturalne osłabienie. Miał mętlik w głowie, nie tak wyobrażał sobie działania członków rebelianckiej organizacji. Niespełna tydzień temu wyślizgnęli się z objęć kościstej śmierci ratując uwięzioną Gwardzistkę. Samowolna grupa ludzi, dobrowolnie oddała się w ciasne sidła niebezpieczeństwa, odpowiadając za nie swoje błędy. I choć nie potrafił odeprzeć od siebie paraliżującego poczucia winy, dziwił się, że w takiej sytuacji, ktoś zupełnie inny naruszył cienką granicę zaufania, podkopał reputację tłamszonej rebelii. Westchnął ciężko kręcąc głową z dezaprobatą, jakby sam do siebie. Podciągnął rękawy i rozejrzał się po kuchni tak, jakby nadal nie wiedział gdzie znajdują się konkretne przedmioty. Przez moment nie zwrócił uwagi na towarzysza opierającą jedną ręką na blacie i pochylając się nad nim. Dopiero ciepły, miarowy głos wyrwał z chwilowej konsternacji; uniósł głowę, odkręcił się i utkwił zamglone spojrzenie w twarzy blondyna:
- Przepraszam cię, ja po prostu… Cały czas mam wrażenie, że o czymś zapomnieliśmy. – wyrzucił na jednym wdechu wraz z tłumionym oddechem. Doszukiwał się w spojrzeniu, mimice partnera bardzo podobnych przemyśleń, lecz aby całkowicie nie psuć atmosfery, nawiązał do wcześniejszych sylab: – Dziękuję. Tak naprawdę to, nic w tej kuchni nie zrobiłem. Jest taka, jaką zostawili ją poprzedni właściciele. No może poza kilkoma pęczkami ziół nad kuchenką. – zaśmiał się pod nosem, odzyskując lekką swobodę. Zaraz potem zabrał się za przygotowywanie składników; nastawił wodę na kawę, wyciągnął z lodówki resztki z których mógłby przygotować coś pożywnego i smacznego. Zmarszczył brwi: - Czy może być owsianka? Z jabłkiem z podwórkowego sadu? Moje półki w lodówce, niestety wieją pustką. -  zapytał wprost rzucając w stronę mężczyzny pojedyncze spojrzenie i zmykając białe skrzydło. Ściągnął z szafki dwa, gliniane, zrobione ręczne kubki i wsypał do nich po dwie łyżeczki aromatycznej kawy. – Mam nadzieję, że nie słodzisz kawy, nie dorobiłem się jeszcze cukru w tym domu. – wyjaśnił znów uśmiechając się blado. Było odrobinę zmieszany; zdobycie zaopatrzenie zdawało się coraz trudniejszym zajęciem; podstawowe składniki były na wagę złota. Wziął z koszyczka jedno z zielonych jabłek i dobywając noża, odkręcił się do towarzysza zdejmując z nich grubą skórkę. Na jego słowa ściągnął brwi w zamyśleniu mówiąc: – Nie wiem. Kompletnie nie znam tego chłopaka. – głąb organizacji był dla niego czymś nowym, niedopowiedzianym. Niewiele jeszcze wiedział, nie znał też wszystkich członków. – Gwardia zapewne będzie wiedziała jakie konsekwencje wyciągnąć. Chyba, że zaproszą do interwencji samego Sir Longbottoma. Właśnie… – zatrzymał posyłając badawcze, skupione spojrzenie. Nóż zawisł w powietrzu: – To twoja rodzina? – koligacje międzyludzkie bywały nietypowe, a świat, w którym żyli niezwykle mały. Nie zdziwiłby się, gdyby przewodnik przeciwników obecnej władzy, był spokrewniony z dawno niewidzianym arystokratą.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Kuchnia [odnośnik]07.03.21 23:38
Nie bagatelizowałem obaw Vincenta, jeszcze raz w myślach rozważając co mogliśmy pominąć.
- Zważywszy na konieczny pośpiech, zrobiliśmy to tak skrupulatnie jak się dało - oceniłem po chwili zastanowienia. - Nie wydaje mi się, że coś istotnego pominęliśmy, a najważniejszy cel został spełniony - wszystkich uratowaliśmy. To chyba najważniejsze, prawda? - starałem się wskazać towarzyszowi jakiś pozytyw. - Mam nadzieję, że innym też udała się ta sztuka - dodałem po chwili wahania.
Na pewno wrogowie kogoś wyślą do sprawdzenia tych miejsc, pytanie tylko jak poważnie to potraktują? Punktów wskazanych w Proroku Codziennym było wiele, może większe siły przeznaczą do zbadania angielskich miejsc, mniejszą uwagę kierując na Irlandię. Jakie są szanse, że pofatyguje się tam jakiś potężny Śmierciożerca?
Przywołałem na twarzy uśmiech, żeby szybko zamaskować zmartwienia krążące mi po głowie, Vincent i bez tego się martwił. Właściwie, to sobie w nim ceniłem - zawsze rozsądnie brał pod uwagę własną pomyłkę.
- Czyli coś zrobiłeś - odpowiedziałem, mój uśmiech podparty był teraz szczerą poprawą nastroju. - Wstyd przyznać, ale kompletnie nie znam się na ziołach. Dawniej zielarstwo wydawało mi się mało pragmatyczne, ale dziś dostrzegam swoją krótkowzroczność. Nie chodzi tylko o magiczne zioła i eliksiry, ale dobór odpowiedniej herbaty... to czasem koszmar - wyłożyłem swoje "niezwykle ciekawe" przemyślenia. - Twoje jabłko jest warte więcej niż cała szarlotka Malfoy'ów - stwierdziłem, aprobując tym samym propozycję. - Wiesz, jakbyś potrzebował pomocy z zaopatrzeniem... - zacząłem, ale zaraz ugryzłem się w język, niepewny czy nie uraziłem dumy Vincenta. - Nie słodzę, kawa powinna być czarna i gorzka jak życie - zażartowałem nieco niezręcznie, chcąc tym samym zamaskować potencjalny nietakt w poprzednim zdaniu.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem, w sumie tak to u nas najczęściej działało.
- Tej pracy Gwardii nie zazdroszczę - przyznałem. - Zapewne dużo zależeć będzie od skutków tej nieszczęsnej pomyłki... - zacząłem gdybać, ale pytanie Vincenta wybiło mnie z rytmu. On tak serio pytał? - Tak, to mój stryj - wyjaśniłem, choć korciło mnie odpowiedzieć "Nie, on jest z tych innych Longbottomów, tych z brzydszymi zadkami". Przed Rineheartem jednak chciałem uchodzić za rozsądnego i opanowanego człowieka. - Byłem nawet obecny przy werbowaniu go - wspomniałem, zastanawiając się czy ojciec Vincenta pochwalił się przed synem, że też tam był. - Właściwie, chyba tylko dlatego, że jestem jego bratankiem... - zebrało mi się na chwilę szczerości.
Gdzieś tam głęboko czaiła się we mnie myśl, że poza nazwiskiem właściwie niewiele miałem do zaoferowania Zakonowi Feniksa. Cóż, może to i prawda, podsycana tylko kolejnymi niepowodzeniami, odsunięciem od ważnych spraw przez problemy zdrowotne. Czy zostanę w ogóle zaproszony na następne spotkanie Zakonników? Szczerze wątpiłem...
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: Kuchnia [odnośnik]03.04.21 22:07
Wydawał się lekko nieobecny, zaniepokojony niedawnymi zdarzeniami. I choć z każdą minutą, pokrzepiającą myślą, starał się powrócić do porannej, realistycznej rzeczywistości, niespokojny oddech rozrywał klatkę piersiową. Wystarczył jeden niewłaściwy ruch, maleńki błąd, który zaprzepaściłby przyspieszoną ewakuację. Nie wiedział czy nieobliczalny przeciwnik miał zamiar podjąć się czynnej interwencji. Wiele grup rozsianych po obu krajach wykonywało odpowiednie obowiązki. Czy byli na tyle wszechstronni, aby odnaleźć ich wszystkich? Sprawdzić każdą z wymienionych w gazecie, spalonych lokalizacji? Dokonać dogłębnych przeszukiwań? Potworne obawy nie odstępowały go nawet o krok, gdy z ciężkim westchnięciem krzątał się po dość zagraconej kuchni. Słowa partnera dotarły do niego jakby z opóźnieniem. Odkręcił głowę w jego stronę i zogniskował na nim zmartwione spojrzenie dwóch błękitów. Skinął głową zgadzając się z wypowiedzią, lecz nadal nie wierząc w nią w stu procentach: – Tak, to prawda… – odparł ciszej i uśmiechnął się blado. Nie powinien wprowadzać tak grobowej atmosfery. Wykonali zadanie z należytą starannością. Oczyścili i zabezpieczyli teren, ocalili niewinnych mieszkańców. Mogli być z siebie dumni. – Z pewnością. – potwierdził krótko komentując wzmiankę o pozostałych działaczach. Nie wiedział kto dokładnie brał udział w tym trudnym przedsięwzięciu, lecz zdawał sobie sprawę z mocny i determinacji członków Zakonu Feniksa. Powolnie wyciągał poszczególne składniki na blat z jasnego drewna. Czajnik pohukiwał dźwięcznie, dając znać o swej gotowości. Wykładając gliniane kubki, do jednego z nich nasypał aromatycznego, czarnego proszku, do drugiego zaś mieszankę typowo uspokajających ziół. Nie przepadał za kawą – zdecydowanie częściej rozsmakowywał się w specyficznych gorzkawych naparach. Zaśmiał się lekko pod nosem, gdy blondyn podłapał jego wypowiedź: – I tak czeka mnie remont. – zakomunikował zgodnie z prawdą. Dom wymagał generalnej renowacji, odpowiedniego zabezpieczenia. Zima pod nieszczelnymi deskami nie napawała zbyt dużym optymizmem. Zalewając napoje wsłuchiwał się w wypowiadane sylaby. Na początku zmarszczył brwi, aby następnie, ponownie wypuścić coś w rodzaju chrapliwego chichotu. Brakowało mu tak normalnej swobody: - Zielarstwo potrafi być fascynujące. Każda z roślin ma tak wiele do zaoferowania, jest jak odrębne indywiduum; egzystuje, czuje i odwdzięcza się jeśli potraktujemy ją dobrze. – wyjaśnił wpadając w przedziwny rytm fanatyzmu. – Jeśli będziesz chciał przypomnieć sobie coś z tej dziedziny, wiesz gdzie mnie znaleźć. – zaproponował bez wahania. Lubił dzielić się wiedzą, wykazywać jej przydatność, skłaniać do przekraczania barier i poszerzania horyzontów. Kiwając głową w swym własnym, wyimaginowanym rytmie, rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu małego garnka. Chwilę wcześniej postawił przed Arturem parujące naczynie, a sam odmierzając właściwą ilość płatków owsianych, przeniósł je na kuchenkę, zalewając zimną wodą. Miał nadzieję, że postępuje właściwie, nie myli żadnego z etapów. Zabierając nóż oraz jabłko odwrócił się do szlachetnego partnera odcinając podłużną skórkę. Gdy ten zaoferował swoją pomoc uniósł głowę i zawieszając uważny wzrok powiedział łagodnie: – To bardzo miłe z twojej strony, ale na razie jakoś daje sobie radę. – nie brakowało mu żywności, klienci ochoczo dzielili się nadmiarem poszczególnych składników. Dzięki rozszerzonym, handlowym kontaktom, wiedział, którego dnia i w jakim miejscu mogą pojawić się sporadyczne dostawy. Mimo wszystko nie chciał sprawić przykrości uprzejmemu przyjacielowi: – Jeśli będę mocno czegoś potrzebować, albo będę na skraju, na pewno się odezwę. – zaśmiał się krótko, przeciągając odruch do słyszanego żartu. Garnek wydawał podejrzane dźwięki, dlatego zamieszał zawartość i bardzo powoli wkrawał kawałki wczesnojesiennego jabłka. – Ja w sumie nie mam zdania. – skomentował szczerze, zerkając z ukosa: – Nie jestem zaznajomiony z wszystkimi obowiązkami tej jednostki, jednakże w tak wąskim gronie, zapewne ciężko jest działać sprawnie. – dokończył otwarcie ścierając się ze smutną rzeczywistością. Odkąd jego ojciec zaginął podczas więziennej eskapady, Justine pozostawała niedysponowana, cała odpowiedzialność spoczywała na bardzo młodym, lecz doświadczonym uzdrowicielu. Czy uda mu się udźwignąć tak ogromne brzemię? Przemieszał potrawę, która stała się kleista, jakby rozmiękczona. Zapach gotowanego owocu rozpłynął się po całej kuchni. Ciemnowłosy wyciągnął dwie miseczki i rozlał gorącą owsiankę. Postawił ją na stole, zgarnął dwie łyżki i usiadł naprzeciwko towarzysza.
– Próbuj. Jeśli jest z nią coś nie tak, mów śmiało. – poprosił ściągając brwi i spoglądając z nadzieją. Sam wziął do ust pierwszą porcję uważając, aby nie poparzyć języka. Płatki były nieco twardawe, lecz rozpływające się jabłko nadawało przyjemnego, słodkawego smaku; sprostał zadaniu. – Wybacz za tak otwarte pytania. Jestem tutaj niespełna pół roku, wiele oczywistych kwestii, dla mnie pozostaje czarną magią – zażartował nie wiedząc, czy jego specyficzna dowcipność sprawdzi się przy o wiele energiczniejszym i weselszym jegomościu. – Przy werbowaniu? Czyli nie był w tej organizacji od zawsze? – zapytał nagle rozszerzając źrenice. Kolejne niepoznane tajemnice wychodziły na światło dzienne. – To, że jesteś jego bratankiem pokazuje jedynie jak silną tradycję tworzycie. Ty sam jesteś wyjątkową jednostką, która ze swoim talentem, działa dla dobra ogółu. Tak jak dziś. – był szczery, zauważył lekko zatroskaną minę młodszego kolegi. Każdy miał specyficzne chwilę słabości, lecz nie znaczy to, że tracił na wartości. Młody Longbottom był zdeterminowany i skuteczny. Potrzebował jedynie czasu, aby ponownie udowodnić swe prawdziwe, dobre intencje. Przed nim samym, zdążył już to zrobić.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Kuchnia [odnośnik]03.05.21 22:07
Nie byłem przekonany co do wypowiedzi Vincenta, niepokój ciągnął się za nim jak czarna peleryna, rzucając na jego sylwetkę cień. Byliśmy na dobrej, żeby wpędzić się w pasmo nieprzespanych nocy. Tak czysto pragmatycznie, potrzebowaliśmy trochę spokoju i beztroski, bo człowiek jak każda maszyna nie mógł pracować przez długi czas przy nadmiernym napięciu.
- Vincent, wszystko w porządku - powiedziałem stanowczo, zupełnie jakbym chciał przekonać też samego siebie. - Cały sztab aurorów by tego lepiej nie zrobił, wiem coś o tym... - Uśmiechnąłem się przy tym nieco głupkowato.
Czajnik zagrał pieśń zwiastującą gorący napój, który może ukoić nerwy. Powąchałem z ciekawością zioła, oczywiście nic nie rozpoznając. Przez myśli mi przeszło, że strasznie łatwo byłoby mnie otruć...
- Polecam hurdycję nad drzwiami wejściowymi, pozwala razić nieprzyjaciół, pozostając nadal osłoniętym przy oblężeniu - podzieliłem się bezcenną radę.
Z ciekawością słuchałem słów Vincenta o ziołach, miał w sobie iskrę pasjonaty, tak cenny skarb w szarych czasach smutku.
- Mówisz, jakbyś dostrzegał w roślinach rozumne życie... - zagadnąłem zafascynowany, bez nawet cienia drwiny. -Będę pamiętał, zapewniam - Uśmiechnąłem się do Rinehearta.
Wolałem, żeby Vincent nie czuł się skrępowany moim wzrokiem, więc moje spojrzenie wędrowało po drobnych przedmiotach, nadających duszę tej kuchni.
- Mogę też cię zakwaterować w spiżarni dworu Longbottomów, ale nikomu o tym nie mów... - przeszedłem na konspiracyjny szept.
Zerknąłem badawczo na Vincenta, ciekaw co tam siedziało teraz w jego głowie.
- Możesz mieć rację, to musi być dla nich brzemię - stwierdziłem. - Jeśli mogę spytać, chciałbyś kiedyś zostać Gwardzistą? - zagadnąłem nieśmiało.
Z nieskrywaną wdzięcznością przyjąłem miskę, bo już żołądek zaczynał przypominać o tym, że ludzie byli niewolnikami podstawowych potrzeb. Strawa może nie wyglądała jakoś szczególnie wyszukanie, ale zapach stanowił już sporą zachętę.
- Dziękuję - powiedziałem i spróbowałem. - Nie składam reklamacji, bardzo dobre - odpowiedziałem szczerze.
Parsknąłem śmiechem, teksty o czarnej magii były już trochę żartami branżowymi u aurorów. U nas opcje zawsze były dwie - takie żarty cię śmieszą lub nie lubisz swojej pracy.
- Czarna magia to moja specjalność - wyjaśniłem żartobliwie. - Nie, nawet ja nie byłem w Zakonie od początku. Zwerbowanie Harolda było swego czasu dla nas bardzo ważnym celem - dopowiedziałem. - Nie dziwię się, że zakładałeś jego "odwieczność" w naszych szeregach, dziś trudno sobie wyobrazić bez niego Zakonu. Zawsze tak miał, gdzie się nie zjawiał, to ludzie na nim polegali i traktowali jak weterana - wyjawiłem.
Przez moment zastanawiałem się, czy może zapewnienia Vincenta nie są pustymi frazesami, nieufnie podchodziłem do komplementów. Jednak wydawał się szczery, jakby rzeczywiście mówił co myśli. Wprawiło mnie to w zakłopotanie.
- Dziękuję... wiele znaczą dla mnie takie słowa, zwłaszcza od ciebie... - oznajmiłem z wahaniem, niepewny czy powinienem aż tak szczerze odpowiadać.
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: Kuchnia [odnośnik]12.05.21 17:21
Nie chciał reprezentować niepokoju, snuć pesymistycznych scenariuszy dotyczących przeprowadzonej ewakuacji. Zrobili co mogli, poradzili sobie działając nienagannie pod chwiejną presją czasu oraz świadomością nadejścia rychłego niebezpieczeństwa. Starał się uspokoić oddech, wyplenić obawy obezwładniające całą sylwetkę. Obie dłonie oparł na drewnianym blacie przeczekując najgorsze. Czuł spięcie mięśni, stres ściskający okolice żołądka. Uratowali niewinnych, ostrzegli w ostatniej chwili, zakryli najbardziej newralgiczne ślady. Lecz czy aby na pewno? Spryt oraz zawzięcie przeciwnika mogło odkryć niedociągnięcia, przechylić szalę na niewłaściwą stronę. Konkretny głos towarzysza przywrócił do rzeczywistości. Odwrócił się w jego stronę wykrzywiając twarz na podobieństwo uśmiechu. Pokiwał głową, potwierdził ponownie. Chciał przekonać samego siebie, że blondyn ma całkowitą i niepodważalną rację: – Dobrze, już o tym nie myślę. – skłamał otwarcie, kamuflując zdradliwe oznaki. Miał w tym wieloletnią wprawę. W szybkim tempie zabrał się za przygotowywanie śniadania; czajnik podskakiwał na rozpalonym palniku, a zapach owocu roznosił się po całej powierzchni zagraconego pomieszczenia. Dokańczał obieranie żółtawego jabłka, po czym do glinianych naczyń nasypał odpowiednie, wonne mieszanki: – To jakiś tutejszy przesąd? – zapytał nagle unosząc jedną brew do góry. Nigdy się z tym nie spotkał, jednakże aspekt wybudowania dodatkowej konstrukcji wydawał się niezwykle ciekawy. Zaśmiał się pod nosem: – Zapytam mojego architekta, czy możemy sobie pozwolić na taką dobudówkę. – zakomunikował odwracając się plecami. Zdjął pogwizdujące naczynie i zalał obydwa napary. Przemieszał bulgoczącą owsiankę, aby po chwili podsunąć jeden z parujących kubków pod sam nos blondyna. Gdy tematyka roślin zawisła między rozmówcami, ożywił się wyraźnie, a jasne tęczówki rozbłysły blaskiem fascynacji i prawdziwej pasji: – Rośliny to poniekąd organizmy żywe. Nie wiem czy słyszałeś, ale ozdobne rośliny, hodowane dla domowej ozdoby, podobno reagują na ludzki głos, jego tembr, na puszczaną muzykę. To wszystko stymuluje ich kondycję oraz wzrost. – uśmiechnął się szerzej mówiąc całkowicie poważnie. Każdy, najdrobniejszy aspekt miał przecież znaczenie. Rośliny czuły, błyskawicznie reagowały na zmienne warunki: brak słońca, złą kondycję i wilgotność powietrza, brak odpowiedniego nawodnienia powodującego obumieranie najpiękniejszych i najsilniejszych liści. Wrócił do małej kuchenki kończąc potrawę. Z podzielną uwagą wsłuchiwał się w wypowiedź aurora. Zaśmiał się gdy ten zaproponował nietypowy kwaterunek. Czy powinien odmówić? Był naprawdę wdzięczny; partner świetnie rozładowywał napiętą atmosferę. Poczuł się o wiele swobodniej. Pojedynczy łyk rozluźniającego naparu ratował życie. Westchnął przeciągle stawiając dwie miseczki wypełnione kleistą papką. Miał ogromne nadzieję, iż będzie zjadliwa. Była to zdecydowanie forma kulinarnego eksperymentu. Zanim zanurzył łyżkę, zmarszczył brwi obruszony pytaniem młodszego kolegi. Zamyślił się na moment; faktycznie zastanawiał się nad takową opcją, jednakże nigdy nie doszedł do finalnej konkluzji: – Raczej nie. – odpowiedział wprost spuszczając wzrok i mieszając zawartość naczynia. – Po pierwsze nie wiem czy udźwignąłbym taką odpowiedzialność i poświęcenie. Nie wiem nawet czy nadawałbym się do takiej roli. A po drugie zwyczajnie niemiałbym czasu, aby oddać się sprawie całkowicie. Mam sporo pracy, która nie ma ścisłych ram czasowych. Nie mógłbym z dnia na dzień porzucić wszystkich zleceń… – wzruszył ramionami i nabrał odrobinę owsianki. Poruszona tematyka była ciężką dywagacją, jednakże był z nim całkowicie szczery: – A ty? – zagaił od razu rzucając krótkie spojrzenie. Tak wypadało; chciał poznać najbliższe plany sojusznika, zaoferować pomoc? – Cieszę się… – odpowiedział z ulgą i sam przeszedł do konsumpcji. Brakowało odrobiny słodyczy, innego owocu nadającego specyficznej wyrazistości, jednakże nie mógł narzekać. Kiwał głową miarowo układając zupełnie nowe informacje. Miał rację; Sir Longbottom sprawiał wrażenie nieustępliwego profesjonalisty, który niemalże od zawsze stał na czele rebelianckiej organizacji. Jego twarz wyrażała zdumienie, kiedy okazało się, że jest tam dopiero od niedawna: – To prawda, też miałem takie wrażenie. Widzę, że o wielu sprawach nie mam bladego pojęcia, mimo kilku miesięcy spędzonych na wspieraniu Zakonu. – zakomunikował z lekkim wyrzutem. Rozumiał priorytety, a także brak czasu poświęcanego na planowanie szerokich działań. Czuł jednak, iż jego wiedza jest niepełna, niekompletna; nie chciał przegapić pewnych istotnych kwestii, kształtujących całą organizację. – Daj spokój... – machnął ręką wyczuwając nutę zakłopotania. Mówił prawdę, podnosił na duchu motywując do dalszego, nieustępliwego działania. – Dobrze zrozumiałem, że jesteś aurorem? – chciał zmienić temat, dowiedzieć się nieco więcej o życiu dawno niewidzianego arystokraty. Nie poruszał tematu ojca, sprawującego pieczę nad całą, bojową jednostką. Nie chciał psuć nastrojów, które dzięki rozgrzewającemu posiłkowi i humorystycznej atmosferze, wracały na właściwy tor.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Kuchnia [odnośnik]21.09.21 11:35
Nawet jeżeli Irlandia nie była obecnie tak niebezpieczna, jak Anglia, wciąż nie była najlepszym miejscem do samotnych podróży, ani też w wypadku obecnej pogody, gdzie mróz i dokuczliwe opady sprawiały, że poruszanie się po ulicy było o wiele bardziej problematyczne, jeżeli trzeba była brnąć przez zaspy, zwłaszcza jeżeli nie miało się ku temu odpowiednich ubrań. Tak jak Elizabeth, kilkuletnia dziewczynka. Nie umiała zebrać wielu rzeczy, nie od kiedy jej rodzice zaginęli, a ona musiała sobie jakoś radzić sama…teraz zaś uciekł jeszcze Pan Skoczysław i od paru dni nie wracał do domu. Płakała cicho na każdą myśl o tym, że ktoś mógł go złapać i może jeszcze nawet zjeść! Wolała nie opuszczać mieszkania, w którym znalazła schronienie, ale tęskniła za kotem – był niezwykle łagodny i często pozwalał się wtulać do siebie. Może coś mu się stało i nie mógł wrócić i był gdzieś tam zupełnie sam!
Nie znała tak dobrze okolicy, zjawiając się tu ledwie parę tygodni temu, zanim nie została sama, dlatego ostrożnie kierowała się przez te miejsca, szukając może jakiegoś przyjaznego człowieka. Kto miał być nim dokładnie, nie miała najmniejszego pojęcia – wszyscy wydawali się biec w sobie tylko znanym kierunku, a większość nie zaszczycała jej nawet spojrzeniem. Sama zaś potykała się niemal o wszystko, błądząc bez celu..a przynajmniej dopóki nie napotkała domku położonego niedaleko. Wyglądał na porządne miejsce - i takie, w którym Pan Skoczysław mógłby zastać przyjazny dom. Może tam więc wiedzieli, gdzie się podział.
Stanęła ostrożnie pod drzwiami, wyciągając swoją dziecięcą rączkę i stukając ostrożnie, tak jakby spodziewała się, że teraz otworzy jej ktoś duży i straszny, nawet jeżeli przed chwilą dom sprawiał przyjazne wrażenie. Ostrożnie też wsunęła rękę do kieszeni, dłoń zaciskając na ostrym kamieniu, tak na wszelki wypadek, do obrony, która może by niewiele dała, ale wciąż by pomogła. Gdyby jednak musiała uciekać.
- Przepraszam! Szukam mojego kotka, taki szary z białą plamką na czole. Nie widziano go tutaj? – Odezwała się jeszcze zanim drzwi się otworzyły, wiedząc, że mogli jej po prostu odkrzyknąć, czy tak, czy nie.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]23.09.21 0:04
Dość ciepły, październikowy poranek przeistaczał się w kolejną fazę zapracowanego dnia. W jednej, tak nieuchwytnej chwili kotara bezchmurnego nieba, przybrała barwę mlecznego grafitu. Ciemność ukryła skrawek irlandzkiej ziemi ujmując pięknu gęstych, wielobarwnych liści. Wiatr zerwał się do intensywniejszego tańca, podrywając zeschnięte elementy pobliskich drzew. Rozbujał długie kikuty pozbawione gęstego, zielonego okrycia. Pierwsze krople przykleiły się do zakurzonej szyby, rozbiły się na zamszonej dachówce pozostawiając charakterystyczny dźwięk mokrej smugi. Ten przytłumił gwar męskich rozmów zwieńczonych końcówką aromatycznej kawy oraz zdrowotnego, ziołowego naparu. Opróżnione naczynia stały nieopodal; owsianka choć niezbyt wymagająca napełniła spragnione żołądki, uśmierzyła nerwowość widoczną w sztywnych ruchach ciemnowłosego gospodarza. Śnieżnobiały zwierzak podniósł zaspany łepek, zainteresowany nietypowymi odgłosami. Zawarczał w specyficzny, szczenięcy sposób, lecz dłoń przytknięta do sterczącej sierści uśmierzyła niepotrzebny niepokój. W kuchni brakowało światła. Bez zastanowienia podniósł się do góry i zapalił jedną z lampek znajdujących się na bocznym blacie. Temperatura pomieszczenia wydawała się o wiele niższa, dlatego marszcząc brwi, pocierając schłodzone kończyny, zapytał blondyna: – Nie jest ci zimno? Może rozpalę w kominku? – zaproponował nagle opierając się o framugę drzwi. Chciał wspiąć się na wyżyny gościnności, zapewnić najbardziej przytulny pobyt w nienaprawionym domostwie. Dopiero poznawał zakamarki dużych pomieszczeń, sprawdzał niedogodności, spisywał drobne usterki, które wymagały natychmiastowej naprawy. Przechodząc do salonu, zgarnął z fotela brązowawy, dziadkowy sweter i wzdychając lekko, uklęknął przed ceglaną budowlą, wkładając pozostałości sosnowych pali. Pstryknięcie palców rozpaliło pierwsze iskry. Zupełnie nic, żaden niezidentyfikowany szmer nie wzbudzał jego podejrzeń. Pies kręcił się wokół właściciela podgryzając palce, łapiąc za długi rękaw, gotowy do rozprucia zbyt luźnych nitek. Podczas gdy mężczyzna próbował uwolnić się od zębatego uścisku, delikatne pukanie rozbrzmiało w przedpokoju unosząc szyję obojga domowników. Zwierzak zaszczekał głośno, a Rineheart czekał na powtórkę; wietrzne swawole potrafiły płatać najgorsze figle. Wątły stukot rozległ się jeszcze kilkukrotnie. Zielarz podniósł się na równie nogi i łapiąc głogową różdżkę leżącą na szafce na buty, wyjrzał przez niewielką przestrzeń judasza. Nie dostrzegając żadnego, rosłego niebezpieczeństwa, uchylił wrota, napotykając nieznajomą, małą i zagubioną dziewczynkę. Jean ruszyła na przywitanie, lecz skutecznie zagrodził jej przejście. Zdziwił się na widok nieproszonej panienki; czyżby straciła rodziców? Odeszła zbyt daleko? Przemierzyła, zgubiła drogę, idąc przez obszerny las? Ręce zaplotły się na klatce piersiowej, a brew powędrowała do góry w wyrazie podejrzliwości, a także ujmującej troski: – Nie było tu twojego kota. – powiedział spokojnie, starając się nie wystraszyć niewielkiego gościa. Kącik ust powędrował do góry gdy kontynuował: – Skąd się tu wzięłaś? Jest przecież tak zimno… Skąd przyszłaś, zgubiłaś rodziców? – pytał jednym ciągiem nie wiedząc co robić. Obejrzał się za siebie sprawdzając, czy Artur również zainteresował się sprawą. Jeśli była sierotą, będzie musiał odstawić ją w bezpieczne miejsce. Pierwszym proponowanym azylem, była oczywiście Oaza. Liczył jednak, iż dziecięcy przybysz postanowił uruchomić zmysł poznawczy, odrywając się od troskliwych opiekunów.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Kuchnia [odnośnik]26.09.21 10:43
Pukanie wydawało się obudzić innego zwierzaka, który znajdował się w pomieszczeniu, bo szczekanie Jean dobiegło nawet poza dom. Wzbudziło to wątpliwości dziewczynki – nawet jeżeli zapukała ponownie, miała przez chwilę ochotę, aby odsunąć się i po prostu uciec. Czy piesek był agresywny? Wolała wierzyć, że nie, chociaż kiedy jeszcze trzymała Pana Skoczysława, często bezdomne psy bywały raczej skore to skakania na nią aby spróbować ugryźć futrzaka, który nie pozostawał dłużny, prychając i próbując drapnąć atakujące zwierzaki. Na szczęście udawało jej się uciec za każdym razem, jednak obecne szczeknięcie wzbudziło w niej jakieś wspomnienia o których nie do końca chciała myśleć.
Zanim jednak udało jej się w ogóle oddalić, drzwi otworzyły się, a w nich stanął mężczyzna, czujnym spojrzeniem obdarzając dziewczynkę, za co ona sama niemal odsunęła się, ramiona lekko opuszczając, a dłonie wciskając do kieszeni, zaraz też niepewnie spoglądając na stojącego w drzwiach Vincenta…nie wiedziała, czy ten w ogóle jest niebezpieczny i czy chciałby jej zrobić krzywdę. Ale powiedział, że kotka jej nie widział, więc chyba wypadało już pójść? W końcu nie chciała mu przeszkadzać!
- Am, szkoda, jakby pan widział, to będzie pan na niego uważał? – Nie miała powodów, aby o to prosić, ale lepiej by było, aby piesek nie pogryzł nikogo. Kiedy zapytał o rodziców, potrząsnęła głową, nie do końca wiedząc, co teraz ma zrobić. Czy powinna mu skłamać, że rodzice na nią czekają? A co, jak będzie chciał ją odprowadzić i wcale nie będzie miły i zrobi jej rodzicom krzywdę? Nie zachowywał się niebezpiecznie, ale skąd mogła wiedzieć. Odetchnęła głęboko, odsuwając się też jeszcze bardziej, ale ostatecznie nie uciekając. Jeżeli wyjaśni sytuację, ten po prostu zamknie drzwi i nie będzie problemu, prawda?
- Ja…nie wiem, gdzie są rodzice. Nie wiem tak od dłuższego czasu… - Od razu chciała to zastrzec, na wypadek gdyby teraz uważał, że to dobry pomysł, żeby ich szukać. – Ale to jak nie widział pan Pana Skoczysława, to ja pójde..i przepraszam za problem.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]29.09.21 1:11
Dom usytuowany na dalekich przedmieściach większego, irlandzkiego miasta, nie przyciągał nieznajomych przybyszy. Nieregularna, zarośnięta droga odstraszała potencjalnych śmiałków, pragnących rozpocząć szaloną i dziką eskapadę. Działka otoczona lasem oraz bujną roślinnością ukrywała drewnianą budowlę skąpaną w gęstym listowiu oraz wydłużonych gałęziach starych, wysłużonych akacji. Rozległy kompleks drzewny ciągnął się przez długie kilometry, tworząc pokaźne zalesienie, tak charakterystyczne dla ów kraju. Zbłąkana dusza, która w jednej chwili zakłóciła prowizoryczny spokój, była niespodziewana, niemożliwa, na pozór niepojęta? Przez krótki moment, uciszając warknięcia śnieżnobiałego towarzysza, zastanawiał się nad podejściem pod drzwi. Kilka godzin wstecz dopuścił się do jawnej, zorganizowanej akcji, chroniącej przed natarciem prawdziwego wroga. A co jeśli obawy targające męską sylwetką okazały się potwierdzone? Przeciwnik odczytał pozostawione ślady, skojarzył fakty, odnalazł drogę prowadzącą pod drzwi rebelianckich śmiałków? Jak wielkie niebezpieczeństwo dotarło do drewnianego, spękanego progu, czekając na zaniepokojonego gospodarza? Głęboki wdech uniósł klatkę piersiową. Dłoń ciaśniej zacisnęła się na głogowej broni, gdy zwolna przemieszczał się w stronę malowanych desek. Jedno, asekuracyjne spojrzenie zezwoliło na ukazanie jedynego wejścia. Przenikliwa smuga jasnych tęczówek, zawiesiła się na sylwetce małej, przestraszonej dziewczynki z wyrazistą ostrością. Widocznie zaniepokojona, odsunęła się na kilka centymetrów. Ciemnowłosy, zbity z tropu, wyszedł jej naprzeciw, nie kryjąc zdziwienia tańczącego na gęstych, zmarszczonych brwiach. Jakim cudem dotarła tak daleko? Pies próbował przecisnąć się przez szparę przeszkody; właściciel wiedział, że pozwalając na jawną samowolę, nie zaciągnie go do wnętrza domu przez kolejne, długie godziny. Odetchnął krótko, zadając podstawowe pytania. Gość, zareagował w specyficzny sposób, na który nie był gotowy. Uśmiechnął się lekko i powiedział: – Będę na niego uważać. A może zechciałabyś na niego chwilkę poczekać? – zaproponował otwarcie. Głowa pracowała z dużą intensywnością, opracowywała idealny plan działania. Młoda podróżniczka była zagubiona, może bezdomna? Włóczyła się po bezpańskich terenach bez opieki, bez odpowiednich ubrań, bez grama jedzenia. Musiał ej pomóc. – Rodzice cię zostawili, czy sama się od nich odłączyłaś? – kontynuował chcąc wydobyć najbardziej kluczowe informacje. Próbowała zmylić jego czujność, odejść w bezpiecznie miejsce, ewakuować się w nieznaną przestrzeń. W tym momencie nie mógł odpuścić: – Może podczas czekania na twojego kota, napijesz się również herbaty? Powinienem mieć gdzieś w domu kilka jabłkowych landrynek. Bardzo dobre. – proponował zachęcająco, wabiąc swojego niespodziewanego towarzysza. Wewnątrz przytulnego domu, mogli porozmawiać szczerzej, swobodniej. Jeśli była sierotą, miejsce w Oazie mogło okazać się jedynym ratunkiem. Życzliwi ludzie nie będą mieli żadnych obiekcji, aby przyjąć ją do rosnącej społeczności i należycie zaopiekować.

| zt, dziękuję :pwease:



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Kuchnia [odnośnik]16.10.21 23:39
Widać było, jak umysł dziecka od razu wchodzi w stan rozważań, gdzie zastanawiała się, czy powinna nieznajomemu zaufać aż tak. W końcu mocno przestrzegano ją, że w tych czasach nie było to bezpieczne, aby od tak wejść sobie i siedzieć u nieznajomego w domu. Zwłaszcza, że piesek wyrywał się do tego, aby ją powitać, a ten pan mu zabraniał. Czy to była jej wina? Czy to było jednak rozważania innego typu? Nie wiedziała – chciała po trochu uciec, ale z drugiej strony…mimo wszystko, odnalezienie kota kusiło równie mocno, co ciepła herbata. Albo po prostu chwila w pomieszczeniu, gdzie mróz nie wydawał się tak dotkliwy dla dziecka, które na tę pogodę absolutnie nie było ubrane. Landrynki też brzmiały bardzo ciekawie, a może gdyby tylko delikatnie spróbować ich, to nie działoby się nic złego. Mama nie lubiła, jak brała słodycze od obcych.
- Mogę…mogę wejść. Ale potem muszę go znaleźć, nie powinien być tak długo sam gdzieś dalej. I też powinien być w cieple. – Nie wiedziała, czy powinna się przeciskać obok niego, czy też po prostu wejść do środka, ostrożnie więc czekała aż mężczyzna uchyli drzwi. Dopiero wtedy wcisnęła się do środka, niepewna co dalej, obserwując każdy ruch Vincenta, jakby to on miał decydować o tym, czy będzie jednak uciekać, czy zostanie na miejscu.
Kroki skierowała do kuchni, tak jakby poszukiwała w niej jakiejś odpowiedzi. Albo może oczekiwała, że Vincent podpowie jej, jak będzie mogła odnaleźć swojego podopiecznego, chociaż wydawało się, że ciepło bardzo szybko ją uśpi, bo z odpoczynkiem w ostatnich dniach nie było u niej najlepiej. Sama tez usiadła na krześle – widać było, że jedzenia życie jej nie dawało zbytnio, bo była jeszcze mniejsza niż inne dzieci, a nogi ostrożnie dyndały w powietrzu.
- Nie wiem, nie widziałam rodziców od dawna. – Nie dlatego, że nie chciała! Ale to nie była jej wina, że oni gdzieś zniknęli i teraz nie miała nawet o nich pojęcia. Chyba właśnie dlatego tak bardzo pozwoliła sobie zaufać Rineheartowi, czując, że brakuje jej jakiegoś dorosłego, który mógł jej pomóc. Jednak przed wyjściem do Oazy potrzebowali znaleźć jej kota!

zt


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]22.12.21 21:37
| 4 luty

Oparta biodrem o blat kuchenny z nieskrywanym zainteresowaniem oglądała wywieszone i poustawiane na półkach olejne obrazy. Państwo Morrison nie mieli jednoznacznie określonego gustu, ale zdecydowanie znali się na rzeczy i wiedzieli czego szukać. Nie znała żadnego z podpisanych na pracach artystów, co więcej niektóre obrazy nie były w ogóle podpisane, ale artystyczny kunszt był widoczny już na pierwszy rzut oka. Używali oni bowiem poprawnych technik, zachowywali proporcje, kompozycje, dbali o grę światłem. Lubiła to miejsce. Dom był prosty, swojski, ale przytulny. Zaskakująco spory. Wszędzie czuła zapach znajomych jej ziół. Z okna mogła dostrzec szklarnię, pobliski sad, a dalej łąki i lasy. Czuło się tu bliskość z naturą, nie dziwiło ją więc, że Vincentowi się tu podobało. Nie miała jeszcze okazji oglądnąć domu w Walii, w którym miała zamieszkać razem z Thalią i Ronją, ale miała nadzieję, że będzie wyglądać choć nieco podobnie do tego tutaj. Ze wszystkich miejsc, które widziała i w których dane było jej mieszkać, to chyba coś w podobie właśnie domu Vincenta najbardziej by jej się podobało. Jej rodzinna posiadłość była zbyt duża, zbyt ekstrawagancka, zbyt pusta. Podobnie czuła się w jej domu rodzinnym w Anglii. Port był całkowicie inny. Skrajnie. Czuła się tam zdecydowanie lepiej, ale to wciąż nie było to. Potrzebowała spokoju, sielankowości, lepszymi zapachami też by nie wzgardziła. Miło było dla odmiany pomyśleć o tak trywialnych rzeczach. O założeniu ogródka, zakupie kur, dekoracji wnętrz. Wciąż jednak nie widziała co przyniesie jutro. Co przyniesie ono dla nich wszystkich. Upiła łyk jeszcze ciepłej herbaty zastanawiając się, czy Vi faktycznie powiesił gdzieś w domu podarowany mu przez nią szkic. Zastanawiała się długo czy mu go w ogóle dać. Wstydziła się faktu, że w ogóle wykonała ten portret, a co dopiero, że trzymała go przez tyle lat. Musiała z nim porozmawiać. Głównie o Thalii i jej klątwie, ale mieli sporo innych tematów do nadrobienia. Poza tym, stęskniła już się za nim. Oboje mieli mało wolnego czasu, więc głównie ograniczali się do listów. Cieszyła się jednak i z takiej formy kontaktu. Dobrze było mieć ich znów blisko siebie. Cała ich trójka zmieniła się na przestrzeni tych wszystkich lat. Pokusiłaby się o stwierdzenie, że raczej na lepsze. Dojrzeli. Dorośli. Żałowała, że nie mogła być świadkiem tej zmiany w Vincencie. Nie wiedziała czego się spodziewać po zobaczeniu go pierwszy raz od lat w progu jej własnej lecznicy. Zaskoczył ją jednak, bo choć według starej zasady wpadł na nią cały poobijany, doprowadzając ją tym samym do szewskiej pasji, tak on sam okazał się być innym mężczyzną. Nie do końca, ale jednak.
Miała poczucie winy zrzuciwszy mu się na głowę z samego rana, w końcu dopiero co zaczęło świtać. Miała go jednak odwiedzić w tym tygodniu tak czy owak, a akurat dziś najbardziej pasowało jej, aby odebrać obiecane zioła, po które dopiero co wyszedł na zewnątrz do szklarni. Z tego też powodu słysząc otwierane drzwi chciała od razu zawołać z zapytaniem czy coś nie tak, że tak szybko wrócił, coś jednak jej nie pasowało. To nie były jego kroki. Przekładając z prawej dłoni do lewej trzymany kubek, sięgnęła ręką do kieszeni w sukience na wszelki wypadek zaciskając ją na drewnie różdżki. Żadne zaklęcia ochronne nie zareagowały jednak na wizytę intruza, a pojawienie się w kuchni znajomej jej twarzy wyjaśniło dlaczego.- Panna Tonks. - Przywitała się z lekkim uśmiechem wyciągając dłoń z kieszeni. - Herbaty? - Zapytała nie mogąc sobie darować kąśliwości, która niemalże sama cisnęła jej się na usta. Nie chciała być złośliwa. Wręcz przeciwnie. Vincentowi ewidentnie zależało na tej kobiecie, więc wolałaby żyć z nią w zgodzie. Listy Thalii jednak oraz wypowiedzi samego Vinniego sprawiły, że zdążyła sobie już wyrobić na temat tej kobiety zdanie. Nie było to do Yvette raczej podobne. Nie oceniała ludzi tak łatwo, a już na pewno nie, gdy nie miała wcześniej okazji kogoś bliżej poznać. Tu jednak chodziło o jej przyjaciół. O Vi. Dla niego właśnie powinna się postarać, czyż nie? Dać temu szanse. Był dorosły. Wiedział co robi, a jednak jej serce ściskał niepokój. - Obawiam się, że może mnie pani nie pamiętać. Nie zdążono nas sobie przedstawić podczas wigilii u państwa Sprout. - Wyjaśniła od razu, bo faktycznie nie miała pewności czy kobieta ją chociażby kojarzy. Odłożyła kubek na blat podchodząc bliżej i wyciągając w kierunku kobiety dłoń.- Yvette Baudelaire. Nie spodziewałam się dziś panny spotkać, ale nie ukrywam, że czekałam na tą okazję.

[bylobrzydkobedzieladnie]


You can't choose what stays
and what fades away.


Ostatnio zmieniony przez Yvette Baudelaire dnia 11.01.22 10:55, w całości zmieniany 3 razy
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466
Re: Kuchnia [odnośnik]01.01.22 21:56
- Vincent? - zaanonsowała swoją obecność zostawiają kurtkę wcześniej, zsunęła buty ze stóp, żeby nie nanieść mokrego śniegu do wnętrza chwilę później wchodząc dalej, przesuwając dłonią od dołu po wilgotnych od niego włosach, strzepując jego resztki z włosów rozglądając się w poszukiwaniu tak dobrze znanej jej jednostki. Było wcześnie, ale wątpiła, żeby spał. Zdążyła wraz z mijającym czasem poznać pewne nawyki, przyzwyczajenia i schematy pracy, której się podejmował. Ale wypowiedziane słowa, właściwie określające jej jednostkę nazwisko i stan najpierw zatrzymały ją w miejscu, żeby zaraz mimowolnie cofnąć się o pół kroku spojrzeniem odnajdując właścicielkę głosu. Jasne spojrzenie zlustrowano prześliczną blondynkę, a alarm w jej głowie rozpoczął własną melodię. Zmrużyła odrobinę oczy, ledwie widocznie w końcu ponownie stawiając krok do środka.
- Preferuję kawę. - odpowiedziała, choć wewnątrz coś w niej wykręciło się nieprzyjemnie kiedy kolejna z kobiet w jego domu. Ta chociaż miała na sobie kompletną garderobę. Co nie tłumaczyło jej obecności o takiej godzinie. Zamiast tego przesunęła się dalej. Prosto do szafki którą otworzyła i z której wciągnęła kubek. Kojarzyła kobietę, dlatego pozostawała względnie neutralna, poruszając się po pomieszczeniu bez trudności. Widziała ją na wigilii u Sproutów u boku Thalii. A jeśli te znały się lepiej, mogła wiedzieć o niej więcej. Co nadal nie tłumaczyło jej obecności w domu Vincenta. Znalazła też kawę, wsypując jej trochę do kubka. Ile jeszcze ślicznych kobiet miała spotkać w domu, który należał do niego? Nie była pewna. Milcząco odnalazła czajnik, który ustawiła na piecu. Potarła dłonie o siebie, czując że zmarznięcie nadal nie odpuszcza. Rozejrzała się wokół jakby w poszukiwaniu Vincenta, ale nadal nie dostrzegła jego obecności. Tęczówki przeniosły się na kobietę w milczeniu, kiedy zabrała głos ponownie. Pamiętała, choć faktem było, że nie zostały sobie przedstawione. Nie odpowiedziała jednak nic od razu, zachowując widoczną ostrożność do nieznanej osoby w znanym miejscu. Przeniosła wzrok najpierw na odstawiony kubek, a później na wyciągniętą ku niej dłoń. - Justine Tonks. - przedstawiała się, słysząc już w sposobie wymawiania że to nie koniec, tego co zamierzała powiedzieć. Czy naprawdę musiała spotykać tyle kobiet w domu, który należał do niego? Kolejno padające słowa prawie podciągnęły jej brwi ku górze. Prawie, bo zapanowała nad nim.
- Wzajemnie. - odpowiedziała neutralnie - bo tak, nie spodziewała się jej tutaj dzisiaj spotkać. Nigdy, może byłoby nawet lepszym określeniem. Nie miała zielonego pojęcia co może łączyć ją z Vincentem, ale już sama myśl o tym sprawiała nieprzyjemne ukłucie. Uniosła jasne tęczówki na kobietę. Odwracając sie i opierając tyłem o jeden z kuchennych blatów. Na kolejną część wypowiedzi pozwoli by jej brew drgnęła odrobinę. - Naprawdę? - zapytała nie potrafiąc zrozumieć. Czego tak właściwie oczekiwała od spotkania z nią. I na cóż ono mogło jej być. - Dlaczego? - zapytała więc nie opuszczając niebieskich tęczówek z kobiety. Sięgnęła jedynie po kubek, by unieść do fo ust w oczekiwaniu na odpowiedź.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]02.01.22 12:01
Wiedziała, ze ten moment pewnie w końcu nadejdzie, że staną naprzeciwko siebie, że będą miały nareszcie okazję porozmawiać, nie wiedziała jednak czego się po tym spotkaniu spodziewać. Nie była też pewna jak się z tym czuła, nawet teraz. - Ciężko o dobrą kawę. - Nawet przed wojną było w Anglii o taką trudno. Francja zdecydowanie na tej płaszczyźnie górowała. Obserwowała kobietę z ciekawością, nie mogąc się powstrzymać od porównywania się do niej. Kolor włosów, oczu, wzrost... Była piękna. Nietuzinkowa. To nie jednak jej wygląd przyciągał uwagę, a aura, którą wokół siebie roztaczała skryta w mowie ciała i w spojrzeniu. Nawet przez zdjęcie na plakacie listu gończego potrafiła ją wyczuć. Justine Tonks nie była słabą kobietą. Sięgnęła ponownie po kubek znów opierając się o blat kuchenny nie spuszczając z niej wzroku. - Przepraszam, że tak wcześnie. Przyszłam po zioła dla pacjentów, okazało się, że będę ich potrzebować szybciej niż zakładałam. - Wyjaśniła nie chcąc kobiety niepokoić swą obecnością. Zależało jej na tym, żeby doszły do porozumienia. Nie chciała w pannie Tonks mieć wroga, tym bardziej, że nie miała najmniejszego zamiaru rezygnować z przyjaźni z Vincentem z jej powodu. Była jego przyjaciółką i zawsze będzie, tak długo jak będzie chciał, żeby nią pozostała. Justine nie miała w tej kwestii za wiele do powiedzenia. - Bo Vi na pani zależy. Opowiadał mi też nieco o pani. - Raczej się wyżalił. Od tego momentu minęło już jednak trochę czasu, a oni wciąż byli razem. Czuła, że ją kocha. Nie powiedział wtedy tego na głos, ale wskazywało na to każde wypowiedziane przez niego słowo, ton głosu, mimika. Wtedy ją to zabolało. Sama nie wiedziała dlaczego będąc zagubioną w swoich własnych uczuciach. Była w nim kiedyś zakochana. To fakt. Nie miała zamiaru się tego wypierać przed samą sobą. Teraz zresztą też go kochała. Inaczej, a jednak trochę tak samo. Nie potrafiłaby o nim myśleć jak o bracie, tak jak robiła to Thalia. Nie był on też dla niej tylko przyjacielem, wciąż czując przy nim to co wtedy, wiele lat temu. Nie do końca w ten sam sposób. Daleki, nie tak intensywny. Jakby był to szum morza skryty w muszli. Nie mieli ze sobą kontaktu tyle lat, ale gdy go wtedy zobaczyła, w drzwiach swojej lecznicy, od razu poznając ten krzywy nos i blady błękit oczu, wszystko wróciło. Prawie wszystko, bo ani on, ani ona nie byli już tymi samymi ludźmi co wtedy. Ciężko było jej nazwać, czy zinterpretować to co czuła, tym bardziej, że nie miała za bardzo z czym tego porównać. Był bliski jej sercu. Był jej przyjacielem i na tym się skupiała. Yvette nie była jakimkolwiek "zagrożeniem" dla panny Tonks. To nie ten typ kobiety. Typ, który odbiera to co nie należy do niej. - Słyszałam, że poznała pani Thalię. Jeśli to cokolwiek warte mogę zapewnić, że nie miała ona złych zamiarów. Vinnie powinien panią uprzedzić, że ma się tu ona zatrzymać na jakiś czas. - Jeszcze nie zdążyła z nim poruszyć tego tematu. Naprawdę, nie wierzyła, że będzie musiała mu tłumaczyć takie rzeczy. Nie dziwiła ją reakcja Justine, którą opisywała Thalia w swoich listach. Yvette sama nie byłaby zachwycona widokiem obcej kobiety w skąpym stroju w domu swojego mężczyzny. Raczej żadna kobieta by nie była. Uważała jednak, że swój gniew panna Tonks powinna skierować na prawdziwego winowajcę, którym był Vincent, aniżeli na niczego winną Thalię.


You can't choose what stays
and what fades away.
Yvette Baudelaire
Yvette Baudelaire
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
There are so many wars
going on at night
so many hearts are fighting
to survive without light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9187-yvette-baudelaire#278366 https://www.morsmordre.net/t9245-antares#281195 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t9249-skrytka-bankowa-nr-2149 https://www.morsmordre.net/t9254-yvette-baudelaire#281466

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach