Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia Tatiany
AutorWiadomość
Sypialnia Tatiany [odnośnik]30.10.20 18:45

sypialnia Tatiany

Pomieszczenie zagracone, pogrążone w wiecznym nieładzie i woni kobiecych perfum mieszających się z dymem papierosowym. Łoże rzadko kiedy bywa zaścielone; fotele zwykle pełnią rolę podręcznej szafy; kobieca toaletka dzieli swą rolę z biurkiem i półką na opasłe księgi. Choć okna są wysokie i rozłożyste, wychodzą na jedną z ciemniejszych uliczek nokturnowej alei, skazując sypialnię panny Dolohov na nieprzyzwoicie duże ilości mroku; popołudniowa lektura jest tutaj możliwa tylko w towarzystwie świecy bądź zapalonej różdżki.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]09.02.21 21:39
23 X 1957


Ściemniało się, gdy sunące po pergaminie pióro wypełniało nieznośną ciszę cichym skrobaniem. Ściemniało się już wtedy, gdy odkorkowana butelka coraz szybciej i szybciej pustoszała. Ściemniało wtedy, gdy przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze; odrobinę za długo, odrobinę zbyt dokładnie, w jednej chwili uśmiechając się do samej siebie zalotnie, w drugiej mając ochotę wymierzyć sobie samej siarczysty policzek – nie była wtedy jak te wszystkie wypudrowane mimozy, płaczące nad drogim obrusem obszernego stołu i desperacko szukające upiększających eliksirów? Próżne, ładniejsze i brzydsze, starsze i młodsze – nie obchodziły jej zmarszczki ani drobne smugi na bladej skórze, które mogłyby wyraźną linią odznaczyć okres młodości od dorosłych podrygów, choć z dzieciństwa obdarto ją wiele lat temu. A mimo to patrzyła; gapiła się na samą siebie odrobinę zbyt długo, być może szukając śladów – nie do końca wiadomo tak naprawdę jakich, czego – zmiany; dojrzałości bądź swoistego wycofania się.
Bo robiła krok w tył, przeczyła samej sobie, desperacko obijała się o tę samą, starą śpiewkę; żałosną i znaną na pamięć, w momencie w którym zdecydowała się wysłać do niego list. Nieduży skrawek papieru przesiąknięty jej zapachem i ostrą nutą zbyt prędko wypitego alkoholu.
Pieprzony sentyment, maleńka szpileczka wbita gdzieś w organy, zalegająca w płucach i miejscu, w którym powinno być serce, nie skuta lodem bryła; być może nawet sam diabeł pokierował jej dłonią i kazał stchórzyć.
Ukazać tęsknotę. Słabość. Pieprzoną, małostkową słabość, która lawirowała między złością a czystym, płynnym smutkiem. Później nawet nutą nostalgii i faktycznego szczęścia mieszającego się z nadzieją.
A może zwyczajnie była pijana; znów i znów, znów się upiła, znów myślała o nim – za długo, zbyt intensywnie, zbyt mocno i zbyt dobitnie widząc w nim tego, którym nie był. I nigdy nie będzie.
I wiedziała o tym doskonale, czuła pod skórą palące wstęgi świadomości, że Ramsey nigdy nie będzie Grahamem, nawet jeśli wyrwałaby brata z okowy zmarzniętej ziemi i wskrzesiłaby go z pomocą własnej krwi. Nie był nim.
A mimo to wciąż dawała się wodzić za nos. Nawet nie jemu.
Samej sobie.
Swojej głowie, swoim myślom, emocjom wybijającym fałszywy tętent serca; kłamliwy, zdradziecki, targany przeciwnościami z każdą kolejną minutą jej przeklętych, dwudziestych trzecich urodzin, które on musiał nawiedzić swoją obecnością. Musiał, bo inaczej postradałaby zmysły, o ile nie zrobiła tego już dawno temu, gdy pierwsza, absurdalnie dziwaczna nuta zmieniła niechęć w fascynację. Bolesną drzazgę w kiełkującą gałązkę przywiązania.
Prawie pusta butelka z cichym brzdękiem osiadła na blacie niedużego biureczka; zaraz potem, zamiatając przydługą suknią po drewnianej posadzce podeszła do okna, by wesprzeć się na parapecie. Usiadła na nim, z otwartym na nokturnowe podwórze oknem, machinalnie sięgając po papierosa i odpalając go końcem różdżki gdy spoczął między wargami.
A potem przymknęła oczy; sama z tytoniem, własnym obłędem, i zapadającym wieczorem, który niedługo miał zniknąć, a wraz z nim to abstrakcyjne uczucie we własnych trzewiach, które raz po raz przywoływało obraz brata. Tym razem tego żyjącego.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]16.02.21 23:07
Listy jak ten często niosły ze sobą słodką woń perfum i alkoholu, nie skropione umyślnie, muśnięte rozmaitymi zapachami przypadkiem, kiedy rozgrzany nadgarstek przesuwał się po pergaminie, by nakreślić kilka słów, które później wyblakną wraz z narastającym poczuciem wstydu i żalu, że nie zatrzymało się rozedrganych palców zawczasu. Pełna niedbałych skreśleń wiadomość świadczyła o tym, że miała mu wiele do przekazania, ale nie potrafiła tego ubrać w żadne słowa, które by ją dostatecznie satysfakcjonowały. Mogła sięgnąć po nową papeterię, świeżą, schludną — nie, pisała w pośpiechu, bojąc się, że się rozmyśli. Kuła żelazo póki gorące. Nie mógł jej pozwolić czekać zbyt długo, sprawa wyraźnie nie cierpiała zwłoki.
List pachniał tęsknotą i potrzebą, którą mógł zaspokoić tylko on. Tylko on miał w sobie coś, co mogło ukoić jej ból, smutek, co mogło poruszyć ją dotykiem i przeszyć na wskroś. Tylko on mógł czule i troską pogłaskać ją po włosach i prosto do ucha szepnąć kilka kojących słów. I tylko on mógł zamknąć ją w ciasnym uścisku szerokich ramion, oferując złudne i krótkotrwale poczucie bezpieczeństwa. Tylko on nosił w robi pierwiastek swojego brata, którego tak kochała, idealizowała, za którym tak pożądliwie tęskniła. Pisząc ten list nie myślała o adresacie, a o jego bracie, którego wciąż nie potrafiła pożegnać — był tego pewien.
To miała być najciekawsze ze wszystkich dotychczasowych zabaw. Wejście w skórę człowieka, który miał być taki jak on. Brat bliźniak. Ten niepodobny, utracony, za późno odnaleziony, by zagrzał w rzeczywistości wyjątkowe miejsce. Zawsze go intrygował. Zawsze go przyciągał, już wtedy, w wielorakich wizjach, których nie pojmował. Lgnął do niego przez krótką chwilę wierząc, że krew coś znaczy, więzi ich w relacji trudnej, nieistniejącej latami, rzeczywistości niemożliwej do poukładania przez dwójkę młodych ludzi. Krew była krwią. Tylko, czy aż?
Zaszedł do niej okryty ciemną peleryną z kapturem, sunąc wzdłuż murów budynków, uciekając przed własnym cieniem przywołanym przez przedzierający się przez gęste chmury i dym blask księżyca. Zastukał w drzwi cicho, a potem wszedł, nie czekając na odpowiedź, na otwarcie — zaproszenie już wysłała. Zamknął za sobą drzwi, przekręcił je na klucz, powoli wchodząc do mieszkania, w którym był po raz pierwszy — ostatnim razem, gdy odprowadzał ją pod drzwi nie skorzystał. Rozejrzał się po wnętrzu, ciemnym, ciężkim wdychając równie ciężkie i gęste powietrze przesiąknięte zapachem alkoholu, wonią jej perfum i tytoniu. To ten ostatni zapach prowadził go niczym drogowskaz, przez labirynt obcych pokoi. Zsunął z ramion pelerynę, odwieszając ją po drodze na chybotliwym haczyku, nie odzywając się, nie nawołując. W milczeniu podążał za pozostawionymi przez nią śladami, pustą szklanką, brzdękiem pustej butelki, cichym szmerem. Przystanął w progu pokoju, który uznał za cel, opuszkami palców dotknął drewnianych drzwi i naparł na nie delikatnie, odsuwając od siebie. Ustąpiwszy ukazały mu widok pokoju, sypialni choć to okna w oknie, paląca papierosa od razu rzuciła mu się w oczy, nie umeblowanie, zagracony wystrój, czy choćby zmięta pościel, jakby wciąż była ciepła od jej ciała.
— Widzę, że nie czekałaś — odezwał się, podchodząc do biureczka, by obok pustej butelki postawić drugą. Pełną, tę, którą zabrał ze sobą, jakby przeczuwając czego może potrzebować — lub gorzej, wiedząc, czym mógłby ją złamać, zepsuć, zmiękczyć. Chyba nie wierzyła, że okaże jej litość? Sam wciąż był zupełnie trzeźwy, ledwie powrócił z ministerstwa. Podszedł do niej, do okna, umościł się na skrawku parapetu naprzeciw niej, ledwie przysiadając i wyciągając rękę po jej papierosa. — Wspominałaś, że wyjeżdżasz — mruknął, ogniskując na niej spojrzenie, czekając na wyjaśnienia. W kłębach przyjemnego, tytoniowego dymu dojrzał jej jasne, zmętnione alkoholem spojrzenie.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sypialnia Tatiany 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]16.02.21 23:33
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Tatiany Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]17.02.21 11:50
Nieuważność zasługiwała na potępienie; słabość zasługiwała na potępienie, jako jedna z najgorszych, sentymentalnych przywar, nakazując palcom zapleść uścisk wokół stalówki pióra i przesunąć ciemnym atramentem po pergaminie. Na skraju tęsknoty i wyraźnego żalu; żałosności, nad samą sobą, nad swoim gestem, swoimi myślami, które porwały ją i uwięziły na tyle głęboko, by nie dosłyszała jego kroków. Dopiero gdy przekroczył próg sypialni; kiedy podłoga wydała z siebie ciche skrzypnięcie, w eter wpłynął jego zapach, rzeczywistość przecięła jego obecność; ta, za którą tak desperacko tęskniła.
Skulone w okiennej ramie ciało drgnęło wyraźnie, wzrok gwałtownie powędrował w stronę, z której dobiegał dźwięk, oczy – nieco przekrwione, nieco zamglone, otulone ciężkim dymem i nutą alkoholu krążącą w żyłach – osiadły na nim, odrobinę zbyt długo, zbyt natarczywie, zbytnio uzewnętrzniając nostalgię, którą nosiła w sercu, choć nie odezwała się nawet słowem – rozchyliła usta i zamknęła je równie prędko, na kilka uderzeń serca uciekając spojrzeniem w parszywy krajobraz malujący się za otwartym na oścież oknem, teraz naznaczony tytoniową smugą i zapadającym wieczorem, z którym nie radziły sobie nawet uliczne latarnie.
Podniosła wzrok dopiero gdy przysiadł naprzeciw; powoli, niepewnie, jak gdyby sama musiała się upewnić, że na pewno tutaj jest. Że go sobie nie wymyśliła, że jest żywy, materialny. Że przyszedł.
Drobne drżenie wolnej od papierosa dłoni; zwalczyła pokusę uniesienia jej i dotknięcia opuszkami palców jego policzka – czy jego skóra by ją sparzyła? Czy była skuta lodem i napotkałby ją jedynie chłód? A jeśli była miękka, ciepła, prawdziwa? Czy świat ległby w gruzach, jeśliby się odważyła?
W kolejnych pokładach ciszy oddała mu skrzącą się bibułkę, nieco zmęczonym, nieco otumanionym, drgającym spojrzeniem obserwując każdy z jego ruchów. Dopiero po upływie kilku chwil pokiwała powoli głową.
– Do Norwegii. Z początkiem listopada – odpowiedziała, wpierając głowę o ścianę wnęki za sobą – Odświeżyć dawne znajomości i zawrzeć nowe – te, które przydadzą się nie jej, a im. Te, dla których warto się fatygować i porzucić bezustanne rozdrażnienie wobec angielskiej jatki, która w ogóle nie powinna jej obchodzić.
Sprawy niemal zawodowe były jednak w tamtej chwili ostatnią rzeczą, o której myślała, nawet jeśli termin wyjazdu zbliżał się nieubłaganie.
– Nie chciałam wyjeżdżać bez pożegnania – wypuszczone na granicy słyszalności w momencie, w którym skrzyżowali spojrzenie. Nie bez pożegnania z nim, choć wciąż nie potrafiła zrozumieć, czemu tak bardzo ją to obchodzi.
– Jak się czujesz? – kiedy wszyscy wariują i odchodzą od zmysłów? Słowa wypowiedziane po dłuższej pauzie nie pasowały do jej głosu, do jej ust, nie pasowały do niej; ona nie ocierała miękkiego głosu o faktyczną troskę, nie rozmawiała o czuciu - o uczuciach, o emocjach, o tych, co targało duchem, i o tym, co widziała na własne oczy na twarzach poszczególnych Rycerzy, z którymi wolała nie rozmawiać o tym, co się wydarzyło.
Ale on był przecież kimś więcej.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]18.02.21 0:22
Jego twarz miała łagodny wyraz, usta delikatnie wyginały się w typowym dla niego niejednoznacznym uśmiechu. Oczy zaś zwięzły się, a stalowoszare tęczówki skoncentrowały na niej, zupełnie jak ślepia drapieżnika wypatrującego w wznoszącej mgle zwierzyny. Krok miał miękki, jakby wędrował po własnym pokoju, odnajdując się w jego przestrzeni inaczej, niż robili to goście. Swobodniej. Kiedy zogniskowała na nim wzrok odczytał to wszystko, co mówił do niego, choć jej usta otwarły się i zamknęły, a z gardła nie wydostał się żaden dźwięk. To samo spojrzenie umknęło przed nim na obraz ponury, nieatrakcyjny, paskudny.
— Starasz się obrzydzić ten moment?— spytał z arogancją, unosząc brew. — Spójrz na mnie — zaproponował łagodnie, uśmiechając się przebiegle. Nie patrz na zatęchły Nokturn ani na oblepione gęstymi od deszczowych chmur niebo. Będzie padać, powietrze było wilgotne, a cisza wokół tylko zapowiadała ulewę. Jesienną, ponurą, gęstą. Wyciągnął dłoń, by palcami niemalże złapać jej palce, na moment, zaciskając je ostatecznie na papierosie, którego rozżalona końcówka lśniła tuż przód nim. Obrócił go, zaciągnął się powoli, rozkoszując drapiącym w gardło dymem. Zaraz potem oddał jej własność i wypuścił całe powietrze z płuc.
— Na długo? — spytał, ale nim zdołała odpowiedzieć dodał: — Nie zostawaj tam dłużej niż to konieczne. — Brzmiał tak, jakby miał tęsknić, ale to nieprawda. Nie tęsknił za niczym, za nikim nigdy. W przeciwieństwie do niej nie znał smaku sentymentu, nie był z nikim i niczym związany — już nie. łatwo mu jednak przyszło nadanie brzmieniu głosu nieco rozgoryczonego tonu. — Uważaj na siebie. — I troski. Zupełnie tak, jakby mu zależało.
Uśmiechnął się wilczo, dopiero teraz odrywając od niej wzrok i zsuwając się z parapetu. Przez chwilę nie mówił nic, ukrywając tajemnicze myśli pod szelmowskim wyrazem twarzy kiedy powrócił do biureczka, by otworzyć przyniesione skrzacie wino. Machnął różdżką, korek wystrzelił w górę. Nie dostrzegał nigdzie kieliszków, ale nie zamierzał ani przeszukiwać jej szafek ani przywoływać ich z nieznanego miejsca. Podszedł pod parapet, na którym siedziała, tym razem nie zajmując na nim miejsca. Widział dobrze to, co działo się na zewnątrz i pozornie tym się zainteresował.
— Planowałaś jakieś szczególnie ckliwe pożegnanie? Jeśli chciałaś mi coś przekazać, mogłaś to zrobić w liście. — Tym samym, pokreślonym, pisanym zbyt szybko. Patrząc z góry na miasto, przeniósł na nią wzrok, również na nią skoncentrowany z wysokości.
Pytanie, jakie zadała — to o samopoczucie, zdumiało go, ale ukrył ukłucie niepewności. Dlaczego o to pytała? Nie mogła wiedzieć o dziurach w pamięci, o tym, że od powrotu z banku gubił się w najświeższej przeszłości — tym, co zaszło, co robił i gdzie bywał, kogo spotykał na swej drodze. Niekontrolowane, trudne do wyjaśnienia. Nie był nawet pewien, co dokładnie zaszło w podziemiach banku, ale to właśnie w tym wydarzeniu widział przyczynę swych problemów.
— Wyśmienicie.— Uśmiechnął się szeroko, ogniskując na niej spojrzenie, jak gdyby nigdy nic. Nie zamierzał jej zwierzać się z problemu, wątpliwości i obaw.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sypialnia Tatiany 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]18.02.21 16:14
Nie chciała się przyznawać – ani przed nim, ani nikim innym, ani nawet przed samą sobą – że zrobiła to celowo, umyślnie; że tęskni. Litery płynące po papierze, teraz urwane, zawieszone gdzieś w niebycie, trudne do wypowiedzenia; jego słowa momentalnie spotkały się z jej spojrzeniem, które uniosła, tak jak polecił. Znów w ciszy, znów z niepewnością, nutą strachu, która błyska w sarnich, wielkich oczach, zanim ta zdecyduje się na ucieczkę.
Dzisiaj nie mogła uciekać; ani przed nim, ani samą sobą. Ani nawet jego spojrzeniem.
Na nowo odebrała papierosa, pozwalając mu się żarzyć i spalać w samotności jeszcze przez jakiś czas, nim ponownie dosięgnął jej warg; policzki zapadły się na moment, a potem okolicę zakryła szara smuga.
– Dobrze – krótkie, ocierające się o szept, pozornie proste, miękkie, niepodobne do niej; nie zamierzała wcale zostawać tam na dłużej, choć perspektywa odetchnięcia świeżym, mroźnym powietrzem, była niemalże jak słodka obietnica w pokrytej szarugą, angielskiej codzienności. Nie wiedziała jeszcze, jak długo to konieczne, ile to niezbędne, i jak wiele dni minie, nim rzeczywiście będzie mogła wrócić. Ale to nie było teraz ważne.
Podniosła spojrzenie na nowo, na moment zastygając w bezruchu przerwanym jedynie skubnięciem zębami dolnej wargi. Ona wierzyła w tę troskę; pustą, bezdenną, naznaczoną wilczym uśmiechem i pewnością siebie w każdym jego geście, każdym kroku, każdym uniesieniem wzroku. Dla niej w tamtym momencie była niemalże niezbędna.
Zaciągnęła się dwukrotnie po raz ostatni, w końcu wyrzucając niedopałek za otwarte okno; wzrok na nowo powędrował w jego kierunku, osiadł na jego dłoniach, później butelce wina, finalnie wzniósł się ku górze, kiedy odrobinę zadarła podbródek, by na niego spojrzeć.
– Ckliwe? Jestem ckliwa? – mruknęła, unosząc brew ku górze, przez krótką chwilę faktycznie niepewnie, jak gdyby skreślone szybko litery faktycznie były dlań powodem do wstydu. Dłuższa pauza, przerywana cięższym oddechem i frasunkiem przemykającym między brwiami.
– Mogłam. Ale mi na to nie pozwalasz.
Ty, wyobrażenie o Tobie – sama nie wiedziała, kim dla niej był, a kim być powinien. Nie wiedziała, dlaczego patrzenie na niego boli i koi jednocześnie, ani dlaczego jak bezmyślna ćma zbliża się w stronę światła, które może ją sparzyć i zabić.
Jego uśmiech – szeroki, pewny siebie, niemalże beztroski – spotkał się z delikatnym zmrużeniem oczu.
– Czy ty... wiedziałeś? O nas? Że się...odnajdziemy? – rzuciła niepewnie, po kolejnej chwili ciszy. Czy wiedział? Widział? Może nawet czuł; pod skórą, pod mięśniami, w kościach? Czy przeznaczenie było czymś namacalnym?
Uniosła dłoń ku górze, wolno i niepewnie, w końcu kapitulując i zatrzymując ją na wysokości jego torsu, przykładając zimne palce do okrytej materiałem powierzchni ciała.
– Mam wrażenie, że znasz mnie bardziej, niż ja ciebie – wymamrotane, ciche – To dla mnie dziwne, męczące.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]06.03.21 11:37
Była nienaturalnie uległa, cicha, delikatna — jak pąk kwiatu rozkwitający wiosną — jednocześnie tak niepodobna do siebie. Czujnie ją obserwował, śledził spojrzeniem każdy jej najdrobniejszy ruch i gest, każde drżenie warg, trzepot gęstych, ciemnych rzęs. Uniesienie wzroku i oderwanie go w innym kierunku. Szukał na jej twarzy zarówno oznak zmęczenia, jak i błysku podstępu. W końcu przyglądał jej się też z przyjemnością, bo przecież była piękna. Jej jasne jak lodowa kra oczy spoglądały ku niemu nieco mętnie, pełne wargi co rusz otulał biały jak śnieg obłok papierosowego dymu, a wokół tej zimy i chłodu burza gęstych i ciemnych włosów. Alkohol zrobił swoje. Odurzył i otępił niektóre zmysły, wyostrzył inne. Pachniała nim, tytoniem i tą słodyczą ciężkich perfum.
— Skąd —zaprzeczył od razu, nie przedłużając niepokojącej jej ciszy. Zerknął przelotnie na to, co działo się za oknem, na ulicy, jakby interesowało go to znacznie bardziej.— To nie ty. To nie w twoim stylu — mruknął, nieco prowokując ją tym do reakcji — czymkolwiek to miało być, wyższym uniesieniem gardy, czy wyznaniem wszystkich swoich przewiń. Poczuł tym samym ukłucie satysfakcji, zmuszona do odpowiedzi musiała wybrać kierunek, w którym podąży i od którego mógł zależeć kolejny etap prowadzonej przez nich gry. Nie był pewien, na ile właściwe mógł być za nią pewien, na ile dobrze ją zdążył poznać. Niektórzy ludzie byli powściągliwi, trudni do odczytania. Inni wydawali się być otwartą księgą, zupełnie jakby dwie dusze znały się przez wieki, nawet jeśli ich ścieżki splatały ze sobą dopiero teraz. Był jej ciekaw. Tego, co potrafiła i co mogła osiągnąć; ile przy niej mógł skorzystać — i w końcu ile dostać. Spojrzał na nią powoli, dopiero teraz szukając na jej twarzy odpowiedzi. — Obawa przed tęsknotą nie jest niczym złym. Nie musisz jej ukrywać. Jesteśmy przecież rodziną.— Bratem i siostrą z jednej matki. Któż mógłby zrozumieć ją lepiej, jak nie on? W czyich ramionach będzie czuć się bezpieczniej, jak w nie w braterskich, jakby dobrze znanych. Był pewien, że mógłby go zastąpić. Na chwilę, a może dwie, póki mu się nie znudzi. — Nie rób ze mnie takiego despoty, jesteś wolną kobietą, możesz robić... co tylko chcesz — odparł z rozbawieniem, unosząc butelkę do ust, by zrobić jeden niewielki łyk prosto z gwinta. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz robił to w ten sposób. A potem znieruchomiał, choć wyraz twarzy nie zmienił się wcale. Skoncentrował stalowoszare spojrzenie na jej oczach, niewyraźnie dostrzegając ruch poniżej, jej wyciągniętą dłoń. Pochylił się ku niej powoli, by oprzeć rozgrzany policzek do jej lico, a wargami szepnąć jedno proste słowo, krótką odpowiedź, jakby zdradzał jej sekret największej wagi:
— Wiedziałem.
Odsunął się nieznacznie, pozwalając by uśmiech zelżał, a usta, choć z kącikami lekko uniesionymi ku górze, nadały mu poważniejszej miny. Mógł się pochylić i złączyć ich usta, złączyć nosy, czoła. Ale zastygł tak na chwilę, krótką, zastanawiając się w jaki sposób odpowiedzieć na jej pytanie. W końcu przekazał jej butelkę i odsunął się, by rozpiąć guziki na mankietach i podwinąć rękawy aż po łokcie, odsłaniając blizny po oparzeniach na nadgarstkach, dłoniach i przedramionach. Ułożył dłonie wierzchem do gry i znów się uśmiechnął. — Szatańska pożoga. Czarna magia bywa kapryśna — stracił przytomność, kiedy ogień przypadkiem zajął jego ręce i tors, nie pamiętał, co się z nim później działo. — Potterowie, członkowie Zakonu Feniksa spłonęli żywcem we własnym domu. Blizny zawsze opowiadają jakąś historię. Jaka jest twoja?— spytał, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. — Czym zawiniłaś, by oszpecił cię w ten sposób?— Blizna na plecach, którą miała nie należała do pięknych. I choć widział ją tylko raz, na długo zanim się spotkali, wciąż nie pojmował wszystkiego, całego obrazu, który sprawił, że gdy ją dostrzegł po raz pierwszy — wiedział.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sypialnia Tatiany 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]08.03.21 20:41
Nie było zwyczajowej bezczelności, podniesionego głosu otulonego specyficznym, ostrym akcentem. Nie było nawet zwyczajowego błysku w oku i towarzyszącemu mu uśmiechu, który rzadko kiedy opuszczał jej wargi.
Nie była sobą.
A może w końcu była sobą przez dłużej niż chwilę, przy kimś poza samą sobą i lustrzanym odbiciem, choć z tak normalnym cieniem alkoholu krążących w żyłach, znajomym zapachem, kojącym otumanieniem. Ale nigdy nie pokazywała go nikomu. Nie w taki sposób.
– Cudownie, już się bałam, że próbujesz mnie obrazić – odrobina chrypy wkradła się w zgłoski, spróbowała się nawet uśmiechnąć, choć uniesionym kącikom bliżej było do grymasu niźli faktycznej wesołości.
Nie potrafiła tego zrozumieć; swoich własnych odruchów, tęsknot, idiotycznie sentymentalnej potrzeby pożegnania się z nim – po co? Dlaczego?
Trzymała się desperacko łączącej ich więzi, tej sztucznie prawdziwej, bo dyktowanej jedynie odrobiną wspólnej krwi, nic poza tym, nic poza rodowym dziedzictwem, na które wspólnie spoglądali pogardliwie i wspomnień dawnych ziem, które jej były zdecydowanie bliższe, niż jemu.
I w całej absurdalności własnych odruchów była całkowicie szczera – być może pierwszy raz, być może ostatni; bez gier, bez ukrytych zamiarów, bez zdradliwych spojrzeń i sztucznych uśmiechów. Z własną słabością, potrzebą, może nawet żalem.
Rodzina. Świętość i przekleństwo w jednym. Na moment serce przyspieszyło, podniosła wzrok, może z wdzięcznością, może z faktyczną ulgą, może tęsknotą za Grahamem, którą tak desperacko chciała zastąpić pewnością, że wciąż potrafi bez niego egzystować.
– Nie o tym mówię, Ramsey – wypuściła niemalże szeptem. Przecież niczego jej nie kazał. Niczego nie zabraniał. Nawet jeśli by to robił, w zgodzie z własną naturą, pewnie czyniłaby na przekór. Nie chodziło o faktyczne słowa, gesty i to, co mógł od niej wymagać. Nie mogła wyjechać bez pożegnania. Nie mogła napisać tego w liście. Nie mogła udawać, że wszystko jest w porządku.
Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że znaczy dla niej więcej, niż powinien.
Wzrok podążył za butelką, później osiadł na jego spojrzeniu; skrzyżowała je ze swoim własnym, przegapiając moment, w którym na moment wstrzymała oddech, a skóra dotknęła skóry.
Wiedział.
Wiedział, widział, przewidział to.
Zamrugała kilkukrotnie, niemalże jak gdyby budziła się z chwilowego letargu; spojrzenie osiadło na kończynach, które ukazał uniesiony w górę materiał. Blizny, wgłębienia, skaleczenia, ślady; widziała ich w życiu wiele, świeżych i wyblakłych przez przemijający czas, większych, mniejszych, gorszych. Te jego uderzały w nią inaczej, uśmiech, który pojawił się na jego wargach wybrzmiał inaczej; dotyk, którym obdarzyła odsłoniętą skórę – delikatnie, niepewnie, przesuwając opuszkami po zgrubieniach skóry – był inny.
A później zastygła. Zastygła wraz z własnym sercem i spojrzeniem, które momentalnie odnalazło jego tęczówki.
Jej blizna.
Blizna, o której nie mógł wiedzieć. Która sunęła od karku po lędźwie, którą ukrywała za materiałami ubrań, której pochodzenia nie znała, choć nosiła ją od wielu lat. Która teraz niemalże płonęła; paliła żywcem, wiła się pod skórą niemal boleśnie, przypominając o własnej obecności, wywołana.
– Skąd o niej wiesz? – wypowiedziane niemal na bezdechu; wciąż patrzyła w pociemniałe tęczówki, w niekontrolowanym geście sięgając po butelkę, z której pociągnęła większy łyk, jakby chciała zagłuszyć własne myśli – strach, wstyd, żarłoczną bezsilność – i pozbyć się dziwacznego uczucia.
– Kto? – było jedynym, niemal głucho wyrzuconym pytaniem; skąd wiedział, o kim wiedział, kto ją oszpecił?
Tatiana nie wiedziała. Nie wiedziała skąd pochodziła bladoróżowa wstęga sunąca po smukłych plecach. Nie wiedziała kiedy się pojawiła i dlaczego się pojawiła. Wspomnienia znaczyła wielka, ciemna plama, jak brzydki kleks na eleganckim pergaminie.
Odsunęła się od niego, z nutą strachu, odkładając butelkę gdzieś na bok; krok machinalnie podążył w kierunku toaletki, przed którą zasiadła, ustawiając krzesło tyłem do lustra. Odwróciła się przez ramię, szybkim gestem zsuwając z ramienia rękaw sukni, pragnąc dojrzeć cień tego, co szpeciło jasną skórę.
I była tam. Wciąż żywa, wciąż widoczna, na nowo bolesna, jakby rana powstała zaledwie chwilę temu.
Odnalazła spojrzenie Mulcibera w lustrzanej tafli niemal desperacko.
– Ty wiesz. Wiesz czym ona jest, wiesz skąd ją mam.
Znał jej tajemnicę. Tą, której nie rozszyfrowała do tej pory. Której się bała.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]31.03.21 12:35
Czy zdjęła tą piękną maskę, czy założyła kolejną — nie był jeszcze do końca pewien. Była niczym płatek śniegu na ciepłej dłoni, rozpływała się w oczach, nikła w ciemności gęstniejącej nocy, zupełnie nieświadoma kogo ma przed sobą. Nie był Grahamem. Nie miał jego wrażliwości, nie potrafił poczuć jej prawdziwych potrzeb ani wyobrazić sobie, co zatruwało jej myśli. Mógł jedynie obserwować. A ona? Nie mogła go wziąć na litość, nie mogła swoją grą wzbudzić w nim niczego, czego od wielu lat w sobie nie miał, choć doskonale bawił się emocjami i uwielbiał odgrywać ich szeroką gamę. Odkrywała się. Odsłaniała ze wszystkimi swoimi słabościami, wierząc, że z jego strony nic jej nie grozi, a może zwyczajnie nie myśląc za wiele - pozwalając sobie na chwilę przerwy, spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Każdy potrzebował czasem opuścić gardę i odpocząć, by zebrać siły do kolejnej walki. Dlaczegóżby nie wykorzystać tak pięknej i słodkiej okazji? Dlaczego by nie ująć jej dłoni i zatańczyć z nią to tango?
— Dlaczego miałbym cię obrażać?— spytał łagodnie, przechylając nieco głowę. Wyciągnął ku niej rękę, by dłonią delikatnie ująć ją za podbródek i unieść, zmusić by na niego spojrzała. Nie było w tym ani gwałtowności ani nerwowości. Płynny ruch wydawał się lekki, zupełnie jakby ledwie muskał ją palcami, a nie siłą nakłaniał do obnażenia spojrzenia, w którym czaiło się tak wiele emocji. Kiedy obrócił dłoń wierzchem do góry, a kciukiem smagnął czule jej policzek, uśmiechnął się subtelnie — z troską i zrozumieniem wymalowanym na twarzy. Zupełnie jakby chciał jej przekazać, że nie musiała mówić nic, doskonale wiedział, co czuła. Rodzina była dla niej ważna. Widział to już wcześniej. W jej kryształowych oczach dostrzegał to pragnienie znalezienia swojego miejsca przy nim, przy Grahamie. Widział w nich tęsknotę i skrywaną przed światem rozpacz, nieprzetrawioną żałobę. Pogłaskał ją po policzki. Nie musisz się bać, jestem przy tobie, zdawał się mówić, choć nie poruszył powietrza nawet najcichszym dźwiękiem.
Pomylił się — tak twierdziła. Nie wyprowadzał jej więc z błędu, pokornie skinął głową i uniósł brwi, jakby w oczekiwaniu.
— Wyjaśnisz mi? — spytał szeptem w końcu, ledwie przebijającym się przez  szum ich wzajemnych oddechów. Poprosił ją tym samym cicho, nie spuszczając z niej wzroku, jakby naprawdę pragnął wiedzieć, co miała na myśli. Tak zreszta było — chciał poznać jej najgłębsze pragnienia, najczarniejsze tajemnice, najcięższe sekrety.
Oderwał dłoń od jej twarzy, by sięgnąć po kolejnego papierosa, którego odpalił, dając jej chwilę na przetrawienie tego, co jej powiedział, choć o wiele więcej podstępnych wniosków czaiło się w pokrętnej sugestii. Zamknął wargi na bibule, spoglądając na nią znów, szarym, surowym spojrzeniem. Palcami objął papierosa, przeciągając tę chwilę, ten moment. Śledząc jej zmieszanie, zakłopotanie. Zdziwienie? Dotykała jego blizn jakby podskórnie przeczuwała, że to wypłynie za moment, ujrzy światło dzienne, przestaną bawić się półsłówkami, rozmawiając o tym zupełnie szczerze, jakby nie mieli nic do stracenia. Śledził ruch jej dłoni — jego własne ciało zareagowało samoistnie, niezależnie od jego woli, gęsią skórką. Niewiele było takiej subtelności w jego życiu. Nie był przyzwyczajony, ale też zdziwiony. Zerknął na nią zaraz, a ona zamarła.
— Wiem różne rzeczy — odpowiedział jej mało konkretnie, ale wcale nie chciał jej tego zdradzać. Im mniej wiedziała tym poważniej do tego podchodziła, tym bardziej naturalna była jej pierwsza reakcja. Nie odpowiedział jej na pytanie, ale podążył za nią spojrzeniem, gdy zasiadła przed lustrem i zsunęła materiał z pleców, by ją zobaczyć. Sam nie ruszył się z miejsca przez chwilę. Nie przepadał za zwierciadłami, prócz tego jednego, wyjątkowego, które niegdyś powstało przy użyciu wyjątkowej mocy. Zaciągnął się niespiesznie obserwując jej ciało tak oszpecone paskudną blizną. Nie było w tym ani krzty piękna, ani odrobinę wdzięku.
— Owszem — odparł powoli, łapiąc jej wzrok w szklanej tafli. Zaciągnął się jeszcze raz, wycofując pod okno, gdzie przysiadł na parapecie, zadzierając brodę wyżej. — Honor to kurwa, której służą jedynie głupcy— powtórzył po niej w jej ojczystym języku; powtórzył słowa, które usłyszała nim to nastąpiło. — Krzyczałaś. Byłaś słaba. Leżałaś na podłodze. Na dywanie. We krwi. A oni tam byli. Obaj. Graham i Dolohov. Twój ojciec — mówił wciąż po rosyjsku, jakby sądził, że ta historia była bardziej zrozumiała, choć nie potrafił mówić ani płynnie, ani pięknie. — Jak myślisz, który z nich?— spytał podstępnie, odejmując wzrok i strzepując popiół za okno, rozchylając je mocniej, chcąc by owiało go przyjemne zimno. Nim opowie jej o tym, co zdarzyło się wtedy, chciał się przekonać, jak wiele o tym wiedziała, jak wiele wspomnień jej wymazał.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sypialnia Tatiany 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]02.04.21 20:46
Pierwotne instynkty, nabrzmiałe niepewności, pęczniejący strach i żałość; starała się zrzucić je wszystkie gdzieś w dal, zepchnąć w kąt własnej głowy, tak paskudnie i absurdalnie zdradliwej wobec niej samej.
Jak daleko miała się posunąć? Jak daleko mogła, kiedy świat w ułamkach sekund skurczył się do ciemnych kątów zagraconej sypialni, dwóch sylwetek podrygujących mikrogestami w ciężkości papierosowego dymu, który wciąż unosił się wokół? Podjudzane alkoholem zakamarki spłoszonego umysłu, niepewność przebiegająca po paciorkach kręgosłupa, niepokój tlący się w jasnym spojrzeniu, kiedy uniósł jej podbródek i przywitał jej oczy swoimi; może była tylko sarną patrzącą ślepo w skrzące się światła wozu, przekonana o tym, co czeka ją niedługo?
Świadomość, że paradoksalnie był jedyną osobą, na którą mogła – potrafiła – patrzeć w ten sposób, uderzyła momentalnie, wciąż niedostatecznie, by wyrwać ją z dziwnego transu; pokręcenie przecząco głową, późniejsza ucieczka jasnych tęczówek gdzieś w ciemne odmęty sypialni były jedyną odpowiedzią na jedno, później drugie pytanie.
Bo nie potrafiła – ani wyjaśnić, ani zrozumieć samej siebie; całej gamy sprzecznych emocji, potoków strachu i tego co faktycznie kazało jej wysłać list.
Kiedy stał się – z niewygodnego odłamka codzienności, bolesnego kamyka w bucie, burzliwej wyrwy na mapie Londynu – kimś tak obrzydliwie istotnym?
Drżące palce odtwarzały ścieżki jego blizn, kiedy myśli próbowały odtworzyć to, co się stało, to, o czym opowiadał, to, co zastawiło za sobą wijące się wstęgi i wgłębienia – wszystko zniknęło pod naporem własnych, wybrakowanych, wstydliwych.
Stanowiły o słabości, a słabość zawsze była najgorsza.
Zlodowaciałe spojrzenie zmieniło się, drgnęło faktyczną grozą, nim nie dobiegła do lustra, a ciemna tkanina skapitulowała pod naporem gwałtownego dotyku dłoni, odsłaniając bladą skórę i ciemnoróżową nić zdobiącą plecy szpetotą, której nie powinna była nosić żadna z kobiet.
Powietrze było gęściejsze – zmieniło się w ciemną, gorzką melasę w ułamku chwili, utrudniając oddech, zabierając wzrok, choć przecież widziała wszystko wyraźnie; zbyt wyraźnie. Widziała samą siebie – swój strach, uśpione mary bez ciała i kształtu, które skazała na niełaskę lata temu, by teraz znów pojawiły się w ściankach umysłu. I widziała jego; jego twarz, jego oczy, jego usta – te, które kolejnymi słowami przecięły całą gęstość otaczającej ich rzeczywistości.
Duszność zmieniła się w lód, rosyjskie sylaby zmazały jakąkolwiek pewność, którą emanowała podświadomość. Bez niczego, bez nikogo; naga, obdarta, odsłonięta – przede wszystkim przed samą sobą.
Pamiętała słowa; mantrę, przykazanie, zasadę niemal świętą; tak jaśniejącą i tak odległą, bo nie należącą do niczego poza ojcowskimi ustami. Aż do tej pory.
Wciąż mówił w jej języku – w ich języku – o miejscach, zdarzeniach, o ojcu i Grahamie; o wszystkim tym, co zniknęło wraz ze świstem różdżki wiele lat temu.
Zastygła – w oczekiwaniu, strachu, ułudnej namiastki tego, że w końcu będzie wiedziała; ale gdy zadał swoje pytanie, chciała wymazać je z własnej głowy.
Ciało poderwało się z miejsca prawie bez kontroli, rozpięta suknia zsunęła z połowy pleców i ramienia, polegając jedynie na tym drugim; Tatiana przeszła przez pokój prędko, kiedy strach i niedowierzanie połączyło się z nutą groźby.
– Nie – odpowiedziała hardo, w ojczystym języku – Nie, nie... nie oni – dlaczego mieliby? Za co?
Krew i dywan, dywan i krew; perski dywan ścielący podłoże nieopodal stołu, na którym zawsze stało puzderko w kształcie serca, pełne pudrowych landrynek, spłynął świeżą juchą w kobiecej wyobraźni.
Honor to kurwa, której służą jedynie głupcy. Co było dalej? Co było, kurwa, dalej?
– Graham by tego nie zrobił – prawie wysyczane, kiedy znalazła się znów przy nim, zadzierając podbródek do góry, machinalnie, beznadziejnie próbując dodać sobie samej odrobinę pewności. Ojciec by tego nie zrobił; to zdanie już nie wybrzmiało.
Bawił się z nią? Własna głowa się z nią bawiła?
Podmuch nokturnowskiej alei wtargnął chłodem do pomieszczenia, kiedy gwałtownie uniosła dłoń, a ta odnalazła drogę do jego szczęki; palce oplotły żuchwę, zaszklone spojrzenie ziejące desperacją odnalazło to należące do niego. Co tak naprawdę chciała wymusić? Co usłyszeć?
– Nie próbuj mnie okłamać, Ramsey - ocierające się o granice słyszalności słowa niosły w sobie chrapliwość i niedowierzanie; to, które więcej od złości i groźby, miało w sobie smutku - Nie próbuj, do cholery... - uleciało ciężej, boleśniej, drżąco, wraz z palcami, które stykając się z jego skórą, rozluźniły uścisk.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]22.04.21 12:47
Nie było granic, których przekroczenia mógłby się obawiać. Nie było zasad, których nie można było nagiąć lub złamać. Nie było słów, które bałby się wykorzystać, by do niej dotrzeć i w końcu nie było gestów, których nie ośmieliłby się uczynić, jeśli tylko miał na to ochotę. O ile wcześniej powietrze gęste było od papierosów, pachniało alkoholem i tytoniem, jej ciałem, zapachem, którym przesiąknęła cała sypialnia, od pościeli, po ściany, zasłony, pufkę toaletki; tak teraz czuł w nim także niepokój, niecierpliwe wyczekiwanie i strach przed tym, co za chwilę nastąpi, jakby oboje doskonale wiedzieli, co się wydarzy i z sadystyczną satysfakcją odwlekali to w czasie. Potrzebowała go, tak jak dawniej potrzebowała Grahama. Tworzyła przed sobą jego własną wersję, oczami wyobraźni kreowała go na jego podobieństwo, nie słysząc cichych, ostrzegawczych szeptów. Pasowało mu to. Jak wąż, wślizgnął się w pozostawione, ciasne miejsce, w krępująca pustkę i umościł jakby był u siebie. Każdy jej gest, każde działanie, spojrzenie, które potwierdzało, że właśnie tego chciała, nawet jeśli chowając się pod wcześniejszą maską próbowała to ukryć, utwierdzało go w przekonaniu, że powinien posuwać się coraz dalej, iść w to śladem, który nieświadomie przed nim układała. Podsuwała mu wskazówki, by odkrywał je po kolei, jedna za drugą, jakby liczyła, że na samym końcu udowodni, że jest dokładnie tym, kogo utraciła. Nie był. Nigdy się nim nie stanie, ale zabawa trwała dalej.
Stalowe spojrzenie nie wyraziło ciepła, ale patrzył tak, jakby chciał ją zapewnić, że wcale nie była słaba; że jej strach nie był niczym złym, że mogła się przed nim otworzyć, bo przecież tylko on mógł jej pomóc. Skupiał na niej całą swoją uwagę, odwodząc ją od nieinteresującego życia za oknem, od tlącego się papierosa. Był tu dla niej, tylko dla niej. Nawet jeśli w tej krótkiej iluzji, pustym, nic nie znaczącym wyobrażeniu. Od jej odbicia w zwierciadle spojrzenie przeniosło się na odsłonięte ramię, bardzo świadomie i powoli, nie będąc odruchem zafascynowanego pięknem mężczyzny. Spojrzenie pełne zainteresowania, prowokacji, podziwu dla czaru jej wyjątkowej urody. Dopiero gdy zaprzeczyła odszukał jej spojrzenie na jasnej twarzy okalanej ciemnymi włosami. Język jego przodków pięknie dźwięczał w jej ustach, kąciki ust uniosły mu się na chwile, gdy pomyślał o tym, że im głośniej i zdecydowanej wypowiadała te słowa, tym bardziej mu się to podobało.
— Dlaczego nie?— spytał z wyraźną wątpliwością. Mógł manipulować tym co ujrzał w dowolny sposób. Mógł bazować na tym, o czym opowiadał mu brat, wypełniając lukę w jej pamięci dokładnie tak, jak mu odpowiadało. I nikt ni mógł go przed tym powstrzymać. Nie poczułby nawet drobnego ukłucia legendarnych wyrzutów sumienia. Wpierw musiał ją zdenerwować, rozjuszyć, wyzwolić w niej gniew i agresję. Dopiero wtedy mógł przejść naprawdę do działania. — Dobrze znałaś Grahama — stwierdził, choć ton głosu zdradzał pewną wątpliwość. — Porzucony przez ojca, który gnił w więzieniu, przygarnięty przez człowieka, który nie śmiał go nawet zastąpić,  właściwie pozbawiony matki, rozdzielony z jedyną bliską mu istotą — tobą. Traktowany jak psa. Tata pewnie pokładał w tobie całą nadzieję, prawda? Szkoda, że nie urodziłaś się chłopcem, Skarbie. Byłabyś idealnym dziedzicem. Trochę niepokornym, ale nie było w tobie nic, czego nie dało się utemperować pasem.— Przekrzywił głowę nieco w bok, przyjmując na siebie jej pełne gniewu, frustracji i agresji spojrzenie. Oblizał powoli wargi w chwilowej zadumie, przygryzł dolną i zamruczał pod nosem, jakby naprawdę się zastanawiał na ile to było możliwe. W końcu spuścił wzrok, jakby nie mógł znieść emocji, które z niej kipiały, ale to nie była prawda. — Przykro mi — szepnął łagodnie, delikatnie, odszukując jej dłonie własnymi. Uniósł lewą, a za nią spojrzenie znów na jej twarz i pogładził ją czule po policzku. — Dlaczego miałbym cię okłamywać? Jaki miałbym w tym cel? Graham nie żyje. Twój ojciec tak... — Brew drgnęła sugestywnie, ale nie ośmielił się wypowiedzieć głośno życzeń. Do dłoni dołączyła druga, gdy ujmował jej twarz i zbliżył się do niej, zadzierając jej głowę tak, by nie mogła odwrócić spojrzenia. — Krzywdził cię. Ranił. A potem odbierał ci wspomnienia, byś nie mogła mieć mu tego za złe. — Cóż to była za kara — żadna, skoro nie mogła tego pamiętać. Czerpał zwykłą, sadystyczną przyjemność z wyżywania się na niej za wszystkie przewiny. Jej, wszystkich wkoło. Znalazł sobie ofiarą. Tą ofiarą byłaś ty, Tatiano. Ale razem możemy mu się odpłacić pięknym za nadobne. — Ale już tego nie zrobi— przyrzekł jej szeptem i uśmiechnął się łagodnie.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sypialnia Tatiany 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]09.05.21 19:46
Uważnie, ostrożnie, niemal z pieszczotliwością; zaraz potem brutalnie przerzucane z miejsca na miejsca, wysyłane z kąta w kąt, odrzucane boleśnie – nie do końca wiedziała już co jest jawą, a co snem, co wyobrażeniem a co rzeczywistością, co prawdą a co płynącym w żyłach alkoholem zmieszanym ze strumieniem destrukcyjnych odczuć.
Ile mieli jeszcze czasu?
Ile miała go ona, on, oni; jak długo miały trwać wyobrażenia, jak długo miały ciągnąć się kłamstwa, jak długo miała toczyć się gra, nim zbudują wszystko na nowo – w czterech ścianach sypialni, w Londynie i na całym świecie?
Gdyby odczuwała jeszcze gorycz, czara przelałaby się momentalnie; wraz z następnymi słowami, kolejnymi pytaniami, kolejnym lodowatym policzkiem, chociaż jego głos wciąż spływał w eter miękkością wypowiadanych zgłosek. Troską, opiekuńczością – czymś, do czego podświadomie być może rościła sobie prawo, desperacko wyciągając ręce, by równocześnie wyprzeć się jakiegokolwiek odruchu w okamgnieniu.
– Nie mógłby – było jedyną odpowiedzią na jego stwierdzenie; zachrypniętą, cichą i zaprzysiężoną z lichym podmuchem niepewności w jego ustach. Bo przecież go znała – jak nikt inny, tak jak nikt inny nie znał jej tak dobrze jak Graham; przez lata mieli siebie, tylko i aż siebie, by finalnie w Anglii mogła przekonać się, że nawet ojczyzna nie jest w stanie bezustannie trzymać jej w bezpieczeństwie matczynych ramion; tych prawdziwych, których rodzicielka nigdy jej nie ofiarowała. Ale Graham potrafił. Do czasu.
– Byłabym – synem, następcą, dziedzicem; lepszym niż starszy brat i wytrwalszym niż dziecko, które nigdy się nie narodziło. Drgający głos przyjął upartą dumę, niezachwianą pewność siebie kontrastującą z wciąż rozbieganym spojrzeniem, cierpnącą pod naporem odczuć i jego spojrzenia skórą; co teraz?
Co miała zrobić teraz?
Ciemna kurtyna rzęs na moment przysłoniła jasne spojrzenie, kruche palce prędko skapitulowały pod ciepłem jego dłoni, niedługo później policzek machinalnie zapragnął znaleźć się bliżej jego skóry; sekundy płynęły, prześcigając się jedna za drugą, kiedy wtulała bok twarzy w opuszki braterskich palców.
Kiedy znów podniosła wzrok, posłusznie wraz z gestem, który uniósł jej podbródek, błękit na nowo spłynął mieszaniną żalu i bolesnego ukłucia; zupełnie jak gdyby ktoś przywrócił jej wzrok, obmył w świętej wodzie, zwrócił możliwość myślenia. To zawsze był on.
Ten, który był najbliżej i najgorliwiej zapewniał o swojej miłości.
Miłości, która topniała z każdym kolejnym wydechem; przyspieszony oddech unosił i opuszczał klatkę piersiową, zaszklone spojrzenie nie opuszczało stalowego, determinacja kłóciła się z ludzką, słabą żałością – zdradził. Zdradził, zdradzał, krzywdził.
Zdrada zawsze zasługiwała na najwyższy wymiar kary.
Uniosła dłoń w górę, by niedługo później odnaleźć jego palce i spleść je z własnymi, jakby w drobnym geście chciała zawrzeć wagę wypowiadanych słów.
– Nigdy więcej nie położy na mnie ręki – bo być może nie będzie ich miał; nie położy, nie uniesie, nie zaciśnie palców na różdżce; drobny, zimny pocałunek rozdygotanych warg osiadł na ustach Mulcibera, pieczętując rodzinną obietnicę. Zrobi to sama lub z nim. Ale zrobi.
- Nigdy więcej.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]27.05.21 14:23
Uśmiechnął się, szybko i sztucznie, jakby zamierzał zamknąć rozmowę, zakończyć dyskusję na tym — i jednocześnie nie próbując jej do niczego przekonać, ani do prawdy, ani do swojej racji, po prostu odpuścił. Ale wiedział, że właśnie to sprawi, że zacznie się nad tym zastanawiać, zacznie w to wierzyć. Nie naciskał. Przyjął jej zaprzeczenie, unosząc dłoń w stronę jej ramienia, by delikatnie palcami pogładzić ją po jego krawędzi. Opuszkami podążył w dół, w stronę łokcia, a później po przedramieniu do dłoni, lecz nim zdołał ją spleść z własną lub złapać, ruszył z powrotem w górę tą samą drogą. Westchnął głośno, wyraźnie, nieco pokazowo, opuszczając spojrzenie szarych oczu w dół, wodząc za palcami, którymi ją dotykał czule. Pozwalając jej na to wszystko, przezywanie tego od nowa, walkę ze wspomnieniami, emocjami, miłością — tym, w co wierzyła, za czym tęskniła. Za wyobrażeniem o Grahamie, którego nigdy nie spyta już o to, jak było naprawdę. I został jej tylko on. Chciał, aby się zastanowiła. Rozważyła jego słowa, to, co jej zdradził i wiedzę, którą posiadał. Widział tamto. Widział, co się wydarzyło. Miał to przed oczami jeszcze zanim zrozumiał, czego dotyczą obrazy i do kogo się odnoszą. Dopiero teraz, kiedy ujrzał ślady szpecące jej smukłe ciało zrozumiał, że ich drogi musiały się ze sobą skrzyżować. Przeznaczenie zespoliło ich ze sobą lata temu.
Zbliżyła się, składając na jego ustach pocałunek. Drobny, lekki, zimny. Pozbawiony namiętności, gorąca, euforii. Pogłaskał ją po policzku i uśmiechnął się delikatnie.
— Przy mnie będziesz bezpieczna — zapewnił ją ciepło, patrząc prosto w jej oczy, tęczówki bliźniacze do jego własnych, tak samo szare, chłodne, przenikliwe. Oczy matki. Tej zdziry Rowlów. Kciukiem przesunął po jej brodzie, opuszkiem musnął dolną wargę, nieprzerwanie patrząc na nią. — Pozbędziemy się go. Zabiję go. Dla ciebie— dodał, podkreślając jej znaczenie w jego życiu. Wciąż pachniała alkoholem, nie powinna wyczuć ani krzty fałszu w wypowiadanych przez niego słowach, w wyjątkowości, którą ją otaczał. — Wiesz, gdzie jest? — Szept. Jego głos zmienił się w szept. Cichy, ale jakoś naturalnie brzmiący, jakby całe życie posługiwał się tylko tym, nie podnosząc głosu, odzywając się tylko wtedy, gdy musiał. — Padnie przed tobą na kolana. Weźmiesz pas, zrobisz mu to samo — a może coś o wiele gorszego. Czy tego chciała? Czy o tym mogła teraz myśleć? Nie pamietała, kto jej to uczynił. Nie była przez te lata świadoma, że zrodził ją i upokorzył w taki sposób. Zostawił na jej plecach pamiątkę na całe życie, już nigdy nie będzie tak piękna, jak mogłaby bez tych blizn. Była w tym korzyść dla niego. Nie obchodził go nigdy, nie obchodziła go teraz także matka. Ale kiedyś, gdy był było inaczej. Był inny.
Delikatnie odsunął włosy od jej twarzy, biorąc powolny, głęboki wdech, a później odsunął się krok, przysiadając znów na parapecie, równając się z nią wzrostem dzięki temu. Dłońmi oparł się o chłodny kamień po obu stronach, a głowę odchylił w tył, zerkając na nią z wyzwaniem.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sypialnia Tatiany 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sypialnia Tatiany [odnośnik]27.05.21 20:43
Ścieżki, które odtwarzały opuszki jego palców niosły za sobą dreszcz; ten przemykał między paciorkami kręgosłupa, dłonie cierpły, kiedy w spojrzeniu wciąż tliło się wszystko. Wszystko i nic, początek i koniec – bo przecież nie mogło to być przypadkiem. To, że się odnaleźli; to, że widział ją w swojej wizji, skuloną i zakrwawioną, upokorzoną i skrzywdzoną, nijak podobną do samej siebie, którą poznał i widywał na co dzień. W ich żyłach płynęła tak sama krew, przez tak długi czas wypierana przez nią samą, spychana na bok świadomości i uwagi, by finalnie wybrzmieć donośnie – przez złość, strach, ekscytację i łzy.
Kiedy stała przy nim, naznaczona jego dotykiem, subtelnym, jak muśnięcia chłodnego wiatru, była pewna; nic nie jest w stanie ich zatrzymać. Absolutnie nic ani nikt.
Palce znów spotkały się z fakturą policzka, a ona znów skrzyżowała jego spojrzenie z własnym. Tym razem pewniej, choć wciąż zza szklanej tafli niespuszczonych z uwięzi łez. Tych, które miały niewiele wspólnego ze smutkiem; być może niosły ze sobą żal, ale żal zamierzała przekuć w gniew.
Powstrzymała też ciche westchnięcie, które pragnęło wyrwać się z piersi; nie do końca pewna – może świadoma? - tego, że to na bezpieczeństwie akurat jej zależało. Ale teraz nie miała już nikogo.
Nikogo poza nim; tym, który znał prawdę o niej, bardziej niż ona sama.
– Ramsey.. – mimo specyficznego akcentu, zabrzmiało miękko, na skraju niepokoju i niemal modlitwy, wypuszczone spomiędzy warg ostrożnie. Źrenice rozszerzyły się, oczy pociemniały – z fascynacji, przestrachu, pęczniejącej w żołądku chuci wobec makabry, jakiej mieli się dopuścić. Jaką chciał jej ofiarować.
Tkane latami uczucia, niezbywalne wartości, przekonanie o tym, jak istotna była rodzina – skruszone jak tanie szkło, rozdeptane jak nic niewarty kawałek badziewia; zdrada, przyrzeczenie, obietnica śmierci, która zamiast trwożyć, rozpalała niezdrową fascynację. Była gotowa poświęcić wszystko, zniszczyć ułudną wiarę budowaną całe życie.
Z potrzeby zemsty – tym razem za samą siebie.
– Nie zawaham się – przed jego czynem, czy swoim własnym? Przed uniesieniem ręki, przed wściekłością przepływającą przez żyły? Obiecali coś sobie; ona kuszona bólem, on być może kolejną grą, kolejnym zyskiem, którego nie była świadoma. Ale przyrzeczenie było prawdziwe.
Błysk w oku przybrał na sile, gdy wspomniał o rewanżu; chciała odpłacić się dużo gorzej. Czymś, co sprawi, że będzie skomlał o litość. Korzył się jak pies. Przepraszał, błagał o wybaczenie, wypluwał z ust wszystko to, co chował przez lata.
Zdrada bolała najbardziej.
Zdrada zasługiwała na najsurowszą karę.
Mijały kolejne odłamki chwili, kolejne sekundy przepływały przez chłodne powietrze sypialni, wymieszane z jej przyspieszonym oddechem i cichym stukotem jego kroków. Na moment przymknęła oczy, otwierając je dopiero po jakimś czasie, kiedy znalazła się bliżej. Przysiadła na parapecie zaraz obok, niedługo później nachylając się i muskając ustami jego ramię, nim nie oparła o nie głowy, mrużąc powieki.
– Zostań ze mną do rana – nim myśli kłębiące się w głowie nie zniszczą jej doszczętnie, nie nakażą nieracjonalnych kroków.
Miała teraz tylko jego.
I co gorsza, sama do tego doprowadziła.

zt x2 serce
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Sypialnia Tatiany
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach