Wydarzenia


Ekipa forum
Polana rozładunkowa
AutorWiadomość
Polana rozładunkowa [odnośnik]11.11.20 23:45
First topic message reminder :

Polana rozładunkowa

Gdy do Oazy przychodzi kolejny transport z żywnością czy rzeczami potrzebnymi do przetrwania w tym miejscu, zwykle rozładowywane są w okolicy mokradła, wśród bujnej roślinności. Pod gołym niebem, bo jakby inaczej. Zależnie od transportu z dóbr mogą skorzystać wszyscy lub jedynie wskazani mieszkańcy tego miejsca. Zwykle kręci się tu więc przynajmniej kilkoro dzieci, czekających na możliwość otrzymania dodatkowej porcji owoców lub niezwykle rzadko przywożonych słodkości.
Transporty zwykle bardzo szybko znikają, a natura wspomagana magią zdaje się nic sobie z nich nie robić, bo okoliczne trawy zawsze są bujne i wysokie. Wśród nich można czasem znaleźć nawet rzadkie zioła. Na dodatek w okolicy roi się od coraz większej ilości starych i zepsutych rzeczy, których nikt nie chce przygarnąć, a które przypadkiem przywędrowały w kolejnych transportach.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana rozładunkowa - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Polana rozładunkowa [odnośnik]20.08.22 20:09
Staruszek wydawał się być czymś zaskoczony, Castor czuł na sobie spojrzenie mężczyzny, odrobinę bezwiednie kierując je w jego stronę. Był to starszy człowiek, mógł faktycznie mieć problemy z pamięcią, ale... Tego dnia w Oazie niewiele pozostało sensu, chaos wkraczał w to miejsce z coraz większym impetem, punkt kulminacyjny osiągając — jak wydawało się jeszcze Sproutowi — na wysokości fali...
Na pytanie mężczyzny uśmiechnął się przepraszająco, bijąc się z myślami, ile mógłby mężczyźnie powiedzieć. Dzięki działaniu zaklęcia wzmacniającego głos — ile mógł powiedzieć znajdującym się w okolicy ludziom, przecież też to usłyszą. Historia tego, jak znaleźli się w tym miejscu była nie dość, że długa, to jeszcze skrajnie nieprawdopodobna, jeżeli inni mieszkańcy Oazy nie wiedzieli, co się stanie. Sądząc po reakcjach na wezwanie do ewakuacji, chyba nie wiedzieli. Ale Castor przeczuwał, że powiedzenie ludziom wprost, by uciekali, bo mogą stracić życie, odniesie skutek odwrotny do zamierzonego. Ostatnie, czego potrzebowali to wybuch paniki.
— Nic bardzo strasznego. Musimy tylko wyjść na kilka chwil z Oazy — odezwał się więc, starając się brzmieć spokojnie oraz przekonująco. Słyszał ten ton wielokrotnie — przede wszystkim od starszych uczniów i opiekunów na kursie alchemicznym, teraz musiał sam wejść w rolę przewodnika. Zagryzł dolną wargę — słyszał kobietę, która powtarzała jego słowa dalej, podniósł więc głowę, by zobaczyć, że ludzie, we właściwy sobie sposób, porzucili to co mieli w rękach, ale ruszyli w różnych kierunkach.
A kierunek — jak mówił wcześniej — miał być tylko jeden.
— Proszę kierować się do Ołtarza Światła! — krzyknął jeszcze raz, z wyraźnym naciskiem na ostatnie dwa słowa. Spoglądał na każdego, kogo miał w zasięgu swego wzroku tak, aby każdy czuł się adresatem tych słów, przecież właśnie tak było. Dzięki temu mógł wyłapać również ludzi znajdujących się między chatkami. Już otwierał usta, by zawołać i do nich, chcąc zwerbować ich do pomocy, gdy ziemia ponownie się zatrzęsła. Tym razem znajdował się na tyle blisko ziemi, by nie walczyć z grawitacją i własnym zmysłem równowagi, za co był sobie odrobinę wdzięczny. W tym samym momencie powrócił też uwagą do pana Robinsona. Nie wyglądało na to, żeby trzęsienie ziemi wpłynęło źle na jego samopoczucie, a krew na ranie zasychała zgodnie z jego przewidywaniami.
Zacisnął mocniej zęby, słysząc skowyt Bingo. Biedny psidwak musiał chwilę poczekać na swoją pomoc, ale Castor nie mógł o nim zapomnieć.
Gdy wstrząsy ustały, powrócił uwagą do ludzi, których zamierzał zawołać wcześniej.
— Proszę panów! — zakrzyknął wreszcie do ludzi zebranych między chatkami, jednocześnie podnosząc jedną rękę, machając do nich, aby podeszli bliżej — Panowie, proszę mi pomóc! Trzeba będzie przenieść pana do Ołtarza! — dodał, wciąż energicznie gestykulując ręką, a gdy zobaczył, że mężczyźni ruszyli, by pomóc, przystąpił do ostatniej części leczenia mężczyzny.
Różdżka zetknęła się z kością.
— Feniterio — kość należało najpierw nastawić, a dopiero potem mógł przejść do próby jej zrośnięcia. Nie miał na tyle dużo czasu, by doprowadzić pana Robinsona do stanu, w którym mógłby pokonać drogę samodzielnie, ale przy pomocy ochotników, którzy mogli go udźwignąć, miał szansę się wydostać. Castor wierzył, że wśród mieszkańców Oazy wciąż tlił się mocny ogień samopomocy. Bez niej nie byłoby przecież tego miejsca. — Fractura Texta — dopiero po tym zaklęciu odetchnął głęboko, jeszcze raz spoglądając na dziękującego mu starszego mężczyznę. — Nie ma pan za co dziękować, panie Robinson. Dopilnujemy, by wszystko skończyło się dobrze, obiecuję — Castor starał się nie składać obietnic, których nie był pewien. Marcel i on, pewnie wszyscy Zakonnicy, wiedzieli, że musieli stanąć na wysokości zadania. Nie było innego wyjścia.
— Dobrze, panowie. Proszę wziąć Pana Robinsona na ręce. Najpierw do siadu, ostrożnie, ręka pod odcinek lędźwiowy i uwaga na ranną nogę — instruował mężczyzn, a gdy ci poradzili sobie z zadaniem, jeszcze raz spojrzał na pana Robinsona — Jest pan w dobrych rękach.
Tymczasem sam Castor podniósł się wreszcie z kolan i kolejny raz zwrócił się do ludności zgromadzonej na polanie rozładunkowej.
— Proszę państwa, proszę się skupić! — krzyknął, machając dodatkowo rękoma, by skupić na sobie uwagę jak największej ilości osób. — Idziemy do Ołtarza Światła! Poprowadzę państwa, proszę trzymać się w grupie i nie oddalać! — poczekał, aż ludzie ponownie powstaną na nogi i zbiorą się w grupę, po czym ruszył energicznym marszem, co jakiś czas oglądając się za siebie, by spojrzeć, czy ludzie za nim idą. Przechodząc z drugiej strony chatki pana Robinsona, po skomleniu namierzył Bingo i wziął go na ręce. Nie był pewny, co dolegało zwierzęciu, ale nie mógł zostawić go samego.
— Proszę wszystkich o dołączenie do grupy! Musimy jak najszybciej dostać się do Ołtarza Światła! — wołał raz za razem, prowadząc ludzi w stronę wioski. Musiał mieć pewność, że uda im się wyprowadzić jak największą ilość. A powtarzany bezustannie cel ich podróży miał zostać w umysłach ludzi, nawet gdyby ziemia miała znowu się zatrząść.

| 1: Feniterio
2: Fractura Texta
3: przechodzę z ludźmi (i Bingo) do wioski


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Polana rozładunkowa [odnośnik]20.08.22 20:09
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 40, 49

--------------------------------

#2 'k8' : 8, 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana rozładunkowa - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Polana rozładunkowa [odnośnik]21.08.22 17:27
Nie rozumiała, ale nie było czasu na tłumaczenia. Historia nie mogła się powtórzyć, dziewczynka nie mogła znów zawalić wioski. Magia dziecięca Amy, mówił Castor, a jego przeszedł dziwny dreszcz. Czy jej magia miała coś wspólnego z upiorami, które pojawiły się w chatce wcześniej? Wciąż nie wiedział, czym były, ani skąd się wzięły, co mógł zrobić, by zapobiec ich ponownemu wyjściu? Chatka stała jak dawniej, jej posadzka wydawała się stabilna, a dojmujący chłód, który odczuł kilka godzin temu (za kilka godzin?) w tym momencie wcale mu nie towarzyszył. Szybciej, powtarzał, kiedy kobieta, nie rozumiejąc, w zagubieniu szukała rozwiązania, szybciej, jeśli wszystko wydarzy się tak jak wcześniej, nigdy nie będzie musiał jej tłumaczyć, dlaczego nie mogła być teraz opieszała. Jak to Amy nie ma? Przez chwilę poczuł grozę, lecz zaraz dostrzegł, jak dziewczynka biegnie do swojej mamy. Dlaczego dziewczynka płakała? To te emocje wywołały wybuch? Otworzył szerzej oczy, przygotowując się już do biegu, gdy z wnętrza chatki dobiegł go wybuch, ale dach pozostał nienaruszony. To była seria? Było tego więcej? Miała eliksiry, była zdolna zapanować nad córką - mogły pozostać bezpieczne i takimi pozostaną. Musieli o to zadbać, byli im to winni. Spojrzenie Amy, które napotkał, zdawało się przeszywać go na wskroś, jakby dziewczynka pamiętała, jakby wiedziała więcej. Dzieci wiedziały i rozumiały więcej, ich magia wymykała się z rozumienia dorosłych. Pamiętał ją przerażoną i wtuloną w niego, czy to w takim razie stąd te łzy? - Wszystko będzie dobrze, Amy - powiedział, jeszcze zanim wsiadły na miotłę, eskortując ich kawałek w kierunku ołtarza światła - gdy nabrał pewności, że sobie poradzą, skinął głową matce i obniżył lot, by zrównać się z Castorem; skinął głową i jemu, nie zatrzymując się jednak. Przyspieszył lot na tyle, na ile tylko był w stanie, wznosząc się wyżej, by przedostać się do szpitala polowego. Nie słyszał, by ktokolwiek wybierał się w tym kierunku, a jeśli był ktoś, kto nie mógł przedostać się pod ołtarz o własnych siłach, to z pewnością odnajdzie go tam - szpital znajdował się na drugim krańcu wyspy, gdzie gwar i tłok Oazy nie przeszkadzał tym, którzy spokoju potrzebowali najbardziej. Nie mogli zostawić rannych na śmierć. Czy w szpitalu byli jacyś medycy? Tego tez nie wiedział, on dochodził do siebie u Billa. Nigdy tutaj nie był. Znalazłszy się przy grocie rozejrzał się wokół w poszukiwaniu mioteł.
- Jest tu ktoś?! - zawołał, jeszcze nim zaskoczył z miotły; nie oglądał się na nic, podejmując zamiar wdarcia się do wnętrza szpitala w poszukiwaniu pozostałych tu czarodziejów. - Trwa ewakuacja! Musimy przedostać się do portalu, jak najszybciej! - wołał dalej, gnając przez wnętrze kamiennej groty; jeśli ktoś tu był, z pewnością zdążył odczuć efekty pierwszych wstrząsów.

do szpitala lecę


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Polana rozładunkowa [odnośnik]26.08.22 1:03
— Powiedziałeś...— zaczął staruszek, patrząc na niego, ale zaraz potem machnął ręką, jakby to było nieważne. W istocie, zarówno Castor, jak i Marcel mieli zupełnie inne priorytety. Mężczyźni, których wypatrzył Castor od razu chętnie podbiegli gotowi do pomocy, zawołani bez problemu donośnym i ściągającym uwagę głosem młodzieńca.
— Panie Robinson, zaopiekujemy się panem — powiedział jeden z nich, zerkając na Castora. Kiwnął mu głową na znak zrozumienia i pochylił się nad staruszkiem. Był znacznie starszy od Castora, ale wciąż młodszy od Edwarda. Wraz ze swoim bratem (byli do siebie bardzo podobni) chwycili go pod ramiona zaraz po tym, jak młody alchemik przytknął różdżkę do rany człowieka. Proste zaklęcia wystarczyły, by zapewnić człowiekowi pierwszą pomoc — nastawić kość, a później pomóc jej się zrosnąć we właściwy sposób. Castor obserwował jak ciało wraca do właściwego stanu dzięki jego pomocy. Pan Robinson skrzywił się, ale tylko przez monet. Z wdzięcznością i łzami w oczach spojrzał na Sprouta. Mężczyźni postępowali zgodnie z instrukcjami alchemika, wpierw pomagając rannemu staruszkowi usiąść, następnie asekurując jego lędźwie, potem pomagając mu wstać.
— Dam sobie radę — burknął na niech z dumą, ale trzęsąca się dłoń i tak złapała ramię jednego z mężczyzn, gdy się podnosił.
— Napewno? Weźmiemy pana, panie Robinson.
— Napewno! Już, już, prędko...
Mężczyzna spojrzał na Castora, ale nie nalegał więcej. Asekurując Edwarda dopilnował, by o własnych siłach się odwrócił, potem objął go lekko, pozwalając by mógł uczepić się jego ramienia i razem z bratem ruszyli w kierunku ewakuacji, w stronę ołtarza światła. Castor wrócił po kwilącego psa. Bingo na jego widok zamerdał ogonem, a kiedy tylko wziął go w ramiona, wtulił się w niego, układając pyszczek na przedramieniu i ze smutkiem obserwował zamieszanie dookoła. Sprout kierował się do wioski. Niektóre chaty miały otwarte drzwi, ale niektóre wydawały się zamknięte i trudno było określić, czy ktoś mógł znajdować się w środku — choć przecież z pewnością dotarł do głos zarówno alchemika jak i kobiety powtarzającej jego słowa. Castor widział ruch. Ludzie mobilizowali się do tego, by wsiadać na miotły — kto mógł sięgał po najprostszy czarodziejski środek transportu i kierował się we wskazane miejsce. Wśród nich pojawiła się kobieta, która chwytała w ramiona dziecko. SPojrzała jednak na inne kobietę, a Castor usłyszał tylko krótkie "sir Longbottom", po czym objąwszy dziecko, wzniosła się razem z nim na miotle.

Dziewczynka popatrzyła na Marcela. Przetarła załzawione oczka i skinęła głową na znak zrozumienia. Wzniosła się wraz z mamą na miotle i zniknęła mu z oczu. Szpial, do którego dotarł Marcelius wydawał się pusty, ale tylko pozornie. Na jednym z łóżek, na szarym końcu siedziała starsza kobieta. Otulona była chustą, nogę miała wyprostowaną. Tuż przy niej kucała młoda czarownica. Miała złoty warkocz do pasa, a ciemną sukienkę okrywał pobrudzony fartuch. Kiedy wewnątrz rozległ się jego głos uniosła wzrok na niego.
— Co się stało? — spytała, wstając i tym samym wyłaniając się z gorzej oświetlonego kąta. Wtedy Marcelius mógł dostrzec jej twarz, była sporo starsza od niego, ale miała bardzo dziewczęce rysy twarzy. Wytarła dłonie o fartuch i spojrzała na kobietę. — Pani Sykes, pomogę pani wstać. Proszę mnie objąć — powiedziała, schowawszy różdżkę pod fartuch i objęła kobietę. — Pomoże mi pan, czy mam czekać na skrzata? — spytała bez cienia złości, próbując pomóc starszej pani.
W tej samej chwili za Sallowem pojawił się młody chłopak.
— Marcel, co nie— wypalił na jednym wdech, przekładając miotłę z jednej ręki do drugiej. Był niewiele młodszy od niego, ale może złudzenie wynikało wyłącznie z powodu sporego wzrostu i szczupłej, strzelistej sylwetki. —Jest tutaj! — krzyknął głośno, odwracając się za siebie. — Szlag, przepraszam!— krzyknął na koniec groty, do uzdrowicielki i starszej czarownicy, zaraz spoglądając na Marcela. — Billy kazał cię odnaleźć. Znaczy nie do końca to kazał, ale powiedział, że powiesz nam co robić. Chcemy pomóc — wskazał miotłą na wyjście z groty. — Jestem Barty. Pamiętasz mnie? — Uniósł brwi, patrząc na czarodzieja. — Na zewnątrz czeka reszta Płazów. Przesłał nam patronusa, powiedział, że mamy lecieć do Ołtarza, ale wszystkim czarodziejom przekazać, by kierowali się na wybrzeże pomóc. Przekazaliśmy to wszystkim, których spotkaliśmy. Kobiety i dzieci kierują się do portalu. I starsi też. I niemagiczni. Czarodzieje na wybrzeże. Billy wspomniał coś o fali, ale... Nie rozumem. Jest coś jeszcze. Ja... Wiem, że to idiotycznie zabrzmi, ale miałem dziwne przeczucie. Coś wołało mnie do szczeliny. Bo na łące białych kwiatów powstała szczelina. Byliśmy tam na moment, wracaliśmy z mokradła. Jest wielka i potwornie głęboka. I jest... Strasznie dziwna. Przez chwilę myślałem, że...
— Barty!— dobiegł ich głos z zewnątrz.
— Już!— krzyknął. — Mamy sprawdzić jaskinię? Ktoś tam może być?

Termin odpisu mija 28 sierpnia o godz: 22:00. Piszecie w wybranych przez siebie tematach.

Obrażenia:
Marcelius: 260/260
Castor 172/172

Energia magiczna:
Castor: 36/50
Marcel: 48/50

Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana rozładunkowa - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Polana rozładunkowa [odnośnik]28.08.22 14:46
Pustka, którą zastał w jaskini, budziła jego ulgę; grota mogła stać się prawdziwą pułapką dla tych, którzy nie byli w stanie się stąd poruszyć, a on nie zdołałby zabrać stąd wszystkich - jednak w momencie, w którym miał już zawrócić, dostrzegł ruch na jej krańcu.
- Jeszcze nic. Ale woda zbiera się niebezpiecznie, musimy udać się pod portal - wyjaśnił dziewczynie, wiedząc, że bez wiedzy o tym, co się działo, nie zareaguje dostatecznie szybko. - Tak, przepraszam - od razu zareagował na jej ponaglenie, zbliżając się do obu kobiet. - Można? - zwrócił się do starszej, stając za nią i obejmując ją jednym ramieniem, a drugie wystawiając, by mogła się na nim wesprzeć; chciał przejąć na siebie jej ciężar od dziewczyny. Łypnął okiem na chłopca, który do nich dotarł, znał jego imię, a Marcel rozpoznał go już po chwili. Doskonała drużyna we właściwym miejscu, płazy świetnie latały, miały najlepszego nauczyciela.
- To ja. Cześć, Barty - Powoli zaczynał kierować się do wyjścia, kiedy chłopiec mówił, nie chcąc marnować czasu - staruszka wydawała się słaba. - Jest tu ktoś jeszcze? - zapytał uzdrowicielkę, kiedy chłopiec zapytał, czy mieli sprawdzić grotę. Nikogo więcej nie widział, ale dziewczyna będzie wiedziała na pewno. Uważnie słuchał jego słów, wyglądało na to, że ewakuacja trwała bez zakłóceń. Ściągnął brew, wspomnienie szczeliny przypomniało mu tamten widok, nawałnicę, która zaczynała się rozpętywać. Coś musiało od niej dobiegać, to pewne, lecz czy mogli zrobić więcej niż doświadczeni Zakonnicy? Nie myślał o tym, że przeczucie Barty'ego mogło być podstępem, zmarszczył brew, spoglądając na niego z powagą:
- Co pomyślałeś, Barty? - zapytał, nie do końca rozumiejąc. Był rozdarty, czy powinien udać się na wybrzeże z pozostałymi? - Hej! - zawołał do reszty płazów. - Zabierzecie panie pod ołtarz światła - Spojrzał na uzdrowicielkę, szukając u niej zgody. - Chłopcy świetnie latają, nic wam nie grozi - dodał bez zająknięcia, w istocie pewien ich umiejętności. - Reszta niech leci do wioski. Znajdźcie Castora, wysoki chudy blondyn w okrągłych okularach, trochę starszy ode mnie. Z psidwakiem. Pomaga tam ludziom. Powiedzcie mu, że potrzebują na wybrzeżu wsparcia, on to załatwi. Wy pomóżcie przedostać się pod ołtarz tym, którzy mają problemy z poruszaniem się o własnych siłach. - Ranni, starsi, w Oazie niewielu przebywało przecież w pełni sprawnych. - Ty też, Barty - zwrócił się do chłopca. - Jeśli zobaczycie, że zbiera się woda, a nie wszyscy zdążą dotrzeć do ołtarza, weźcie na miotły jak najwięcej osób i trzymajcie się z dala od żywiołu. - Ostatnim razem to się udało. Ostatnim razem udało się ocalić w ten sposób garstkę. Czy i tym razem będzie to potrzebne? Czy dało się to zatrzymać? Szczelina, mówił, wolniej myślał, niż działał, kiedy już w biegu wskakiwał na własną miotłę, pośpiesznie wołając do mnie z zamiarem skierowania się na łąkę białych kwiatów.

/lecę tu


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Polana rozładunkowa [odnośnik]01.09.22 17:37
Czarownica spojrzała z pogodnym uśmiechem na Marcela, lecz szybko spoważniała, chcąc zawodowe wszelką cenę ukryć niepokój, jaki w niej wzbudził. Oboje pomogli wstać starszej pani.
— Wezmę tylko rzeczy — powiedziała prędko, zostawiając kobietę dosłownie w ramionach chłopaka. Pobiegła pod ścianę, machnęła różdżka kilka razy, a do jej niedużej, lekarskiej torby zaczęły spływać przedmioty, najprawdopodobniej mogące ratować życie. Fiolki, eliksiry, narzędzia. Kiedy skończyła się pakować, Marcel był już z panią przy wyjściu. Dobiegła do nich, chwytając kobietę pod ramię, by odciążyć czarodzieja, chociaż wyglądał na silnego. — Nie. Wielu chorych jest w domach, odwiedzam ich regularnie. Prosiłam by pojawiały się tu nagłe przypadki lub takie wymagające mojej stałej obecności, żeby można było... Wiesz — Urwała, łapiąc oddech. Na jej twarzy pojawiło się napięcie. Razem z Marcelem spojrzała na młodego Płaza. Barty, rozpromienił się, kiedy Marcel przyznał, że go pamięta. Zakłopotany spuścił jednak wzrok.
— Myślałem, że tam wskoczę. Wydawało mi się, że słyszałem babcię. Wiem, że to brzmi idiotycznie, podobno ktoś tam spadł. To musiało być to...— tłumaczył się gorączkowo, przełykając co chwilę ślinę.
Zawołani pojawili się pozostali. Wszyscy na widok Marcela zdawali się uśmiechnąć, zupełnie jakby znali go bardzo dobrze. Wśród nich było trzech chłopaków i dziewczyna. I ona jako pierwsza podeszła do Marcela, by z bliska, nieco zawstydzona odebrać od niego panią.
— Wybacz — szepnęła, szturchnąwszy go w bok przypadkiem. — Pomożemy pani, proszę się nie martwić — powiedziała miłym, ciepłym głosem, spoglądając przy tym na uzdrowicielkę. Ta pokiwała głową na zgodę.
— Jasne, się robi — powiedział Barty energicznie. — Słyszeliście. Powiem jeszcze wszystko Hugh. — powiedział, wychodząc.
Marcel nie widział już, jak podzieliła się grupa Płazów, ale mógł być pewien, że każdy z uwagą przyjął jego sugestie i bez wątpienia zrobią to, co do nich należało. Wskoczył na przywołaną miotę i ruszył na polanę.

Piszesz tutaj.
Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana rozładunkowa - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Polana rozładunkowa [odnośnik]21.10.22 18:09
przychodzimy stąd

Nie potrafiła do końca zrozumieć, pojąć, co działo się wokół. Strzępy padających słów nie mówiły jej wiele. Jasne tęczówki umiejscowione w twarzy bez konkretnej emocji przesuwały się po zgromadzonych. Po zakonnikach i po mieszkańcach wyspy. Zaciskała usta w milczeniu obserwując wszystko co się działo.
Czy mogła być tutaj szybciej, zrobić cokolwiek lepiej? Jej siła, jej umiejętności na pewno by się przydały, ale dostała zadanie, po raz pierwszy od dłuższego czasu po prostu jej nie było. Albo aż. Jak wielkie straty ponieśli. Wsadziła dłonie do kieszeni płaszcza rozglądając się wokół. Ale jedynie jej spojrzenie przemknęło po kolejnych punktach otoczenia, podczas gdy ona pozostawała zwrócona w jednym kierunku. Brwi zmarszczyły jej się tylko odrobinę. Wzrok zawisł na chwilę dłużej na Skamanderze. Dłoń zacisnęła się na różdżce skrywającej w kieszeni.
Bezużyteczna. Jak zawsze. Wzięła oddech w płuca i powoli go wypuściła. Omijała to miejsce przez wiele miesięcy świadomie zabraniając sobie korzystania z jego dobrodziejstw. Gdy przestała, nie potrafiła znaleźć się w miejscu na czas. Kolejne niedoskonałe decyzje. Wykrzywiła lekko usta. Jasne tęczówki przesunęły się na niewielką górkę popiołu. Ale nie ruszyła się nawet o milimetr. Czuła na sobie spojrzenie - mimo to nie poszukiwała jego właściciela marszcząc odrobinę brwi. Czas. Nigdy nie szedł z nią po drodze. Wszędzie zdawała się pojawiać za późno. A może felerny los przeklął ją na zawsze tego dnia, gdy nie poradziła sobie z głupią zagadką i pozwoliła umrzeć własnej matce. Do dziś pamiętała ciepło jej martwego ciała. Niewidzące spojrzenie i twarz zastygłą w jednej emocji.
Po prostu stała, myśląc, a może wspominając. W końcu wyciągnęła dłonie z kieszeni zaplatając je przed sobą. Chyba nic tu było po niej, Longbottoma dla którego miała raport tutaj nie było. A informacje które miała - nie była pewna czy powinny czekać. Ale nie postawiła pierwszego kroku zatrzymana pojawianiem się brata na którego spojrzała. Zmierzyła go spojrzenie, by to przenieść w tą samą stronę w którą on patrzył.
- Polećmy. - zgodziła się, wskakując na miotłę, którą miała przy sobie. - Sprawdzimy okolicę. Znajdę cie potem. - zwróciła się jeszcze do Billy’ego łapiąc jego spojrzenie, kiedy przelatywała nad nim. Była zmęczona, kilka dni pracy nad sprawą powierzoną przez Harolda odcisnęła swoje piętno, ale z całości wyszła bez większego problemu. Kiedy wzbili się w górę Just zawisła na miotle, rozglądając się wokół. Jej dłonie zacisnęły się mocniej rączce miotły a usta wykrzywiły w niezadowoleniu. Szlag. - Gdzie chcesz zacząć? - zapytała brata bez większych emocji. Ta historia, nadal nie składała jej się w całość. Nic z niej nie rozumiała. Wiedziała, że będzie potrzebowała informacji, żeby zrozumieć. - Byłeś na spotkaniu? - zapytała jeszcze marszcząc brwi. Je też opuściła.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Polana rozładunkowa - Page 6 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Polana rozładunkowa [odnośnik]17.11.22 0:57
Wzbił się w powietrze, a gdy siostra zrównała z nim lot - zwrócił na moment jasne oczy w jej stronę. Potem przeniósł wzrok przed siebie i w końcu w dół, chcąc zobaczyć jak najwięcej zabudowań i być może odnaleźć wśród nich wspomnianą przez Zakonników szczelinę.
-Lećmy do wioski i sprawdźmy zabudowania po drodze. - zaproponował. -Wylądujmy na polanie rozładunkowej, stamtąd można iść pieszo. - dodał, pamiętając o konstrukcji, którą budował w lecie zeszłego roku z młodymi chłopakami z Oazy. Z Hannah. Czy owoce ich pracy się zachowały? Na samą myśl poczuł nieprzyjemne ukłucie, a przecież dołożył tylko cegiełkę do budowy oazowej stołówki. Niektórzy ludzie mieli tutaj domy, wiązali z tym miejscem przyszłość. Zakonnicy zdołali dziś ocalić ludzkie istnienia, ale co z dachami nad ich głowami?
-Spiszmy nieuszkodzone zabudowania, zanotujmy te, które ucierpiały. Billy już dawno wspominał o konieczności sporządzenia planu obozowiska, nasze notatki mogłyby się przydać. Przy okazji oszacujemy najpilniejsze straty. - zaproponował siostrze. Nie chciał siedzieć bezczynnie, nie chciał opuszczać Oazy zanim nie zrobi niczego konkretnego. I tak miał wyrzuty sumienia, że nie było go tutaj wcześniej - znając Just, ona też. Wziął na spotkanie Zakonu notatnik, mógł w nim spisać spostrzeżenia z wioski. Nie był ekspertem z zakresu budownictwa, ale nakładanie zabezpieczeń i dorywcza praca w tartaku trochę go nauczyły - zdoła dostrzec największe zniszczenia.
Zadanie, jakie dla siebie wybrali nie było stricte aurorskie, ale ktoś musiał to zrobić, rozejrzeć się. Ktoś wypoczęty, niewyczerpany jeszcze walką z żywiołem. Mogliby też sprawdzić teren pod kątem czarnej magii, ale Samuel zapewnił, że zagrożenie zostało zażegnane, a łamaczka klątw potwierdziła jego słowa. Wierzył koledze po fachu i Lucindzie.
-Byłem. Potwierdziliśmy, że Walczący Mag kłamał, ale to już wiedziałaś. - mruknął, zastanawiając się, jak właściwie streścić to spotkanie. -Była kawa. - uśmiechnął się półgębkiem, zniżając lot.
-Mówiliśmy trochę o cieniach. - zerknął na siostrę, zastanawiając się, czy i ona już je widziała. Wylądował na polanie i odruchowo potarł świeżą bliznę na szyi, po poparzeniu. Wczoraj walczyli z Williamem ze szmalcownikami i słyszeli dziwne szepty, widzieli macki utkane z ciemności. Dzisiaj zatrzęsła się ziemia. Co właściwie działo się z tym światem?
-Bywałaś trochę w wiosce? - zapytał. Odwiedził tu kiedyś Cedrika, a potem Florence, ale nie miał dotychczas powodów, by spędzać tu wiele czasu. Zarzucił miotłę na plecy, omiatając wzrokiem polanę - a potem najbliższe domy.

spostrzegawczość



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Polana rozładunkowa - Page 6 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Polana rozładunkowa [odnośnik]17.11.22 0:57
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 27
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana rozładunkowa - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Polana rozładunkowa [odnośnik]29.11.22 19:25
Jasne burzowe spojrzenie przesuwało się po widoku, który rozpościerał się pod nimi. Jej usta mimowolnie wykrzywiały się do dołu w niezadowoleniu. Nie było jej tutaj, kiedy mogła się przydać. Kiedy była potrzebna. Unikała Oazy - bywała w niej jedynie tyle ile musiała. Ale teraz nie była pewna, czy to był dobry wybór. Skinęła jedynie krótko głową bratu pozwalając by podjął kolejne decyzje. Nie miała do tego głowy, była zmęczona, po zadaniu od Longbottoma, jednocześnie wyrzucając sobie, że nie uwinęła się z nim wcześniej. Wzięła wdech w płuca kierując miotłę w stronę polany rozładunkowej. Wylądowała, słuchając słów, które wypowiadał Michael.
Bezwartościowe. Mimowolnie przemknęło jej z goryczą przez myśl. Wzięła wdech. Musiała uspokoić swoją własną niechęć, a może niemoc, może fakt, że po raz kolejny była gdzieś za późno - nie wtedy kiedy należało. Wiedziała dobrze, że to nie było bezwartościowe, ale mimo to nie umiała się pogodzić tak szybko z zastaną sytuacją. Była działaczem, lubiła pozostawać w ruchu, była silna. Zapłaciła swoją cenę. I po co? Na co? Kiedy nigdzie nie była na czas. W końcu wróciła do niego spojrzeniem. Przerzuciła miotłę przez ramię a wolną rękę wsadziła w kieszeń płaszcza.
- Dobrze, zróbmy to. - zgodziła się w końcu wypuszczając powietrze z płuc. Zaczynając wędrówkę. Potrafiła pracować i potrafiła być cierpliwa. Nie było sensu zwlekać. - Masz coś do pisana? - zapytała, bo skoro Michael miał plan, to może był już na niego przygotowany?
Prychnęła lekko pod nosem, pokręciła głową spoglądając na chwilę w niebo.
- Oczywiście, że kłamał. - mruknęła. Wątpiła by jakiekolwiek napisane przez nich słowo o Zakonie było prawdziwe. Ale ludzie, nabrali wątpliwości. Nawet zakonnicy. Pamiętała list Hannah który zignorowała zajęta własnym bólem.
- Cieniach? - zapytała zerkając w jego stronę widocznie nie wiedząc do czego się odnosi. Jasne spojrzenie zawisło na nim na dłużej nim odsunęła je by spojrzeć przed siebie. Kiedy wypadło między nich pytanie zamilkła na dłużej. Mięsień na jej policzku napiął się.
- Trochę. - odpowiedziała krótko. - Tyle ile było potrzeba. - rozwinęła odpowiedź zgodnie z prawdą. Ale może bardziej powinna była powiedzieć że wtedy, kiedy musiała. - Gdzie chcesz zacząć? - zapytała nie spoglądając w jego kierunku. To chyba nie miało znaczenia, ale mógł podjąć i tą decyzję.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Polana rozładunkowa - Page 6 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Polana rozładunkowa [odnośnik]05.12.22 5:51
Znał ten grymas, ten wyrzut odbijający się w jasnych oczach siostry. Poczucie winy, że nie mogli tu być, że nie mogli być wszędzie.
Choroba zawodowa.
-Zawsze będą zdarzać się sytuacje, w których wyślą cię na patrol na spokojne tereny, a gdzie indziej wydarzy się tragedia. - odezwał się cicho. Albo patrol, podczas którego nie spodziewasz się tragedii, a ona i tak się wydarzy. Nie umiał sobie wybaczyć tamtej nocy w Norwegii, ale nie chciał, by Justine też zjadała gorycz - choć zauważył, że od powrotu z Azkabanu prawie nie bywała w Oazie. Nie dziwił się jej, samemu po ugryzieniu też nigdzie nie bywał. -Jesteśmy aurorami, nie jasnowidzami. - mruknął, wdzięczny losowi za to, że tym razem Zakonnicy byli w stanie ochronić się sami. Pomimo żalu do samego siebie, że nie było go wtedy w Oazie, czuł też chyba większy spokój niż Justine, jakiś rodzaj nadziei. Związanej chyba z tym, że widział dziś odradzającego się feniksa, że miał w kieszeni popiół, pamiątkę po tym wydarzeniu.
Oni też mogli, musieli się odrodzić, jak feniks. Zostawić za sobą ból i poczucie winy. Cały czas byli w końcu potrzebni na tej wojnie.
-Mam gdzieś ołówek. - wymamrotał, szukając po kieszeniach. Nosił go do rysowania prowizorycznych map, które palił po patrolach, teraz też się przyda.
-Od części z nas nadal nie słyszeliśmy. Jackie, Kieran, Alexander. - westchnął. Zebrali się, by ustalić czy odzywali się do kogoś - i nic. -Ale nawet sposób ich śmierci jest w Magu wyssany z palca. To pewnie przypadek, że powołali się również na nazwiska tych, od których nie mamy wieści. - mruknął. Razem z nimi zabili w końcu wielu żywych, tonąc w fałszu. Zatrzymał na Just uważne spojrzenie - jej listu gończego nie zdjęli. Nie przeszkodzi jej to w pracy, była metamorfomagiem - ale czy czuła się z własnym równie źle jak on, czy zdążyła się już przyzwyczaić do oglądania się przez ramię nawet przy cywilach?
-Cieniach, dziwnych... okolicznościach powiązanych z czarną magią. Jedni z nas mówili, że to istoty, psy atakujące kłami i za pomocą czarnej magii, słyszałem też podobne plotki w wioskach - wspomniał słowa Herberta i Volansa. -Ale wczoraj, na patrolu, widzieliśmy z Billym coś... innego. Nie istotę, a jakby... wybuch? Czarna magia zaczęła się nagle wylewać z masowego grobu, ciemność wyglądała jak macki, oszołomiła na moment i nas i przeciwników. Potem miałem na szyi poparzenie, ale magia zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. - odchylił kołnierz koszuli. Od wczoraj chodził z pręgą na szyi, ale chyba zdołał ją ukryć przed domownikami - zresztą wiedzieli, że jeśli sam nie prosi ich o pomoc to nie muszą pytać, że czasem tylko go to drażni. -W kwietniu widziałem dziwną, czarną ranę u szmalcownika w Gloucestershire, ale wtedy nie powiązałem tego z Cieniami, czy cokolwiek to jest. Użył wtedy silnego zaklęcia, na patrolu też padły te mocniejsze. - zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się, czy to magia może je przyciągać - trochę jak anomalie. Wciąż wiedział jednak za mało.
Justine umykała wzrokiem, a on nie był już pewny, czy jest zaniepokojona czarną magią czy nadal zła na siebie. Wolał nie pytać.
-Tam. - wskazał na pierwszy z domów. -Po kolei. Stwórzmy plan obozowiska, spiszmy kto mieszka gdzie. Spytajmy mieszkańców o to, co ucierpiało, co trzeba odbudować. - zadecydował, zmierzając do drzwi domu. -I... - zawahał się, a potem uśmiechnął, blado. -Pokażmy się, co? - ich twarze były tu rozpoznawalne, nawet jeśli z powodu tych cholernych listów gończych. -Niech wiedzą, że Biuro Aurorów, Zakon Feniksa - tu są. Z nimi.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Polana rozładunkowa - Page 6 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Polana rozładunkowa [odnośnik]26.12.22 23:12
Spięła się, kiedy z ust Michaela potoczyły się słowa. Wykrzywiła lekko usta. Oczywiście, że będą się zdarzać. To nie znaczyło, że potrafiła je tak łatwo sobie odpuścić - tak łatwo sobie wybaczyć, zwłaszcza, że Oaza, była dla niej inna. Zacisnęła jednak usta, wsadzając dłonie w kieszenie płaszcza nie komentując tego zdarzenia żadnym zdaniem. Co miała mu odpowiedzieć? Wiedziała, że próbował ją pocieszyć, dostrzegając wyrzut na jej twarzy. A jednocześnie, te słowa tylko ją zirytowały. Milczała więc jak zaklęta.
- Dobrze wiedzieć. - mruknęła na kolejne stwierdzenie w podobnym tonie co i on. Wiedziała, że frustracja w niczym jej nie pomoże, ale nadal była rozstrojona. Choć nie zamierzała nic mówić, słowa same jej się wymknęły. Wypuściła powietrze przez nos. Skupić się na tym, co było do zrobienia, odsunąć od siebie niepotrzebne, niewygodne emocje. Potrafiła to chociaż w części.
Skinęła głową ponownie. Miał ołówek - ona nie miała. Cóż, do spisu który zaproponował by zrobić z pewnością był lepiej przygotowany od niej.
- Oczywiście, że jest. - mruknęła pod nosem, wywracając oczami. Co nie zmieniało faktu że brak wieści od wymienionej przez niego trójki był niepokojący. - Wspomnieli każdego, kto jest im solą w oku. - zgodziła się z bratem. Szczerze wątpiła, że naprawdę udało im się pojmać któreś z tej trójki - choć i to było możliwością. Może trafili na jakiś gorszy ich dzień, może coś poszło nie tak, jak powinno. Nie była pewna. Zmarszczyła lekko brwi. Zatrzymała się, kiedy zrobił to Michael, uniosła na niego wzrok, jej brwi drgnęły ku górze. - Mam coś na twarzy? - zapytała przekrzywiając lekko głowę. - Pośród steku bzdur, wymyślonych sukcesów, wielu nie zwróci uwagi na największy fakt ich kompromitacji. - uniosła rękę wskazując na siebie palcem. - Określili mnie zbiegłą, nie? Ale w ogólnym rozrachunku nie wypadają tak źle, skoro zabili jedenastu. - oszacowała. Co z tego, że większość była wyssanym z palca kłamstwem. W ten sposób, przekazali opinii publicznej dwie informacje - jedną o wielkiej wadze, o tym jak dzielnie nie rozgromili Zakonu - w ten sposób zamierzając zapanować nad tłumem, zgasić nadzieję. Drugą, tą o niej, przemycili obok, wrzucając list znów w obieg. Wyraźniejsze przyznanie się do tego, że nie potrafili utrzymać jednego więźnia nie mogła przejść im przez gardło - bo wtedy, ludzie dostrzegliby szansę, a nadzieje by nie gasły.
- Wybuch? - powtórzyła po bracie bez zrozumienia, marszcząc brwi. Same cienie zdawały jej się czymś dziwacznie nierealnym - ale znów, czy po tym wszystkim co widziała, powinna poddawać jeszcze coś pod wątpliwość tak naprawdę? Wiedziała, że natura samego pojmowania będzie ją do tego prowadziła, ale jednocześnie pozostawiała umysł otwarty - nie miała innego wyjścia. W milczeniu słuchała opowieści brata. - Zaatakowała i zniknęła? - upewniła się. A kiedy odchylił kołnierz zatrzymała się i przysunęła. Oparła jedną dłonią na jego ramieniu, wspinając na palce żeby przyjrzeć się temu z bliska. Uniosła drugą z dłoni, przesuwając po śladzie.
- Nie widziałam wcześniej czegoś takiego. - orzekła po krótkiej chwili opadając znów na palce. - Byłeś u jakiegoś uzdrowiciela? - zapytała ruszając dalej w stronę, która wskazał, odpowiadając wymijająco na jego pytanie. - Po kolei. - zgodziła się z nim, zbliżając się do jednego z domów. - Więc ty zapisujesz? - upewniła się zatrzymując się przed drzwiami. Kiedy kolejne ze słów padły z jego ust krótkie prychnięcie wydostało się z jej ust. - Jasne, trzeba dbać o reputacje. - zgodziła się z bratem rozbawiona unosząc dłoń, wysuwając się do przodu, pukając do drzwi. Włożyła dłonie do kieszeni w oczekiwaniu na któregoś z domowników. Kiedy drzwi się uchyliły przesunęła się kawałek.
- Justine, Michael. - przedstawiła sobą, a później skinęła głową na brata. - Tworzymy plan Oazy, strat i spis mieszkańców, pomoże nam pan? - zapytała, nie potrafiła unieść w nieszczerym uśmiechu ust. Nie było nic, z czego byłaby teraz szczęśliwa. - Potrzebujecie czegoś? - dodała kolejne pytanie. Robiąc spis, mogli od razu zrobić listę tego, czego komuś brakowało.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Polana rozładunkowa - Page 6 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Polana rozładunkowa [odnośnik]27.12.22 22:52
Przezornie umilkł, przypominając sobie dwie ostatnie sytuacje, w których czuł się podobnie bezsilny. Connaught Square, tuż po pełni. Napad na Staffordshire, w pełnię. Wtedy przeklinał likantropię, ale czy jego emocje i ambicja różniły się czymkolwiek od reakcji siostry, która najwyraźniej nie umiała sobie wybaczyć, że przegapiła kryzys bez własnej winy?
Zbył jej uwagę i ton milczeniem. Nie chciał się tu kłócić, a miał wrażenie, że cokolwiek nie powie - jest nie tak. Nie w kwestii pracy, w niej zawsze dobrze się rozumieli, działali sprawnie - a w kwestii emocji. Czy to jego zmieniły spotkania z irytującym magipsychiatrą, czy siostra zamknęła się w sobie jeszcze bardziej niż zwykle?
Przejdą zatem do pracy. Byli tacy sami, w niej topili emocje, zagłuszali ból działaniem.
-Pyłek. - odpowiedział przekornie, choć obiecał sobie, że już nie będzie i choć nie miała nic na twarzy. Uśmiechnął się blado. -A nie, to tylko cień.
Skinął głową.
-Mhm. I twierdzą, że innych aresztowanych zabili od razu. Tyle tam luk, a nikt o nie nie pyta, nie na głos. - westchnął, nie rozumiejąc tego, że ta narracja, pełna dziur, była teraz oficjalną. -Jeszcze nas zobaczą i się zdziwią. - burknął, choć nie miał zamiaru wystawiać się na cel pochopnie. Skuteczniej działali w cieniach, na razie, ale nie ukrywał własnej twarzy.
Skinął głową.
-Coś... jak wybuch? Ta magia skumulowała się w masowym grobie, wylała na nas jakby z dołu. - przyznał, wybuch nie był gwałtowny jak Bombarda, ale równie prędki. -Zaatakowała i nas i szmalcowników, jakby była bardziej anomalią niż atakiem. - drgnął lekko, gdy złapała go za ramię, ale bez protestów pozwolił obejrzeć bliznę.
Czy był u uzdrowiciela?
-Eee... - minęły niecałe dwie doby, tuż po patrolu z Billym musiał przygotować się do pełni. Minął się wtedy z siostrą w domu, potem spędził kilka godzin na zabezpieczeniu skrawka lasu w Dorset, potem poleciał jeszcze na patrol i tutaj, do Oazy. -...byłem zajęty. Ale nie boli, jakby bolało to pokazałbym ci wcześniej. - dodał na swoją obronę. -Myślisz, że zblednie? - wyglądała brzydko, ale zaraz skarcił się w myślach za próżną myśl. To przecież nieważne. Nie miał nawet przy kim chodzić bez koszuli.
Uśmiechnął się szerzej, z satysfakcją dostrzegając, że mimo wszystko zdołał rozbawić siostrę. Ha!
Skinął głową na znak, że będzie pisał.
Spróbował uśmiechnąć się nieco cieplej niż Justine, ale nie był pewien, czy się udało. Martwił się o Oazę, martwił się o siostrę, a myśli krążyły wokół niestabilnej magii - i na wyspie i w Anglii.
-Dzień dobry! Bertha. - starsza kobieta, która otworzyła drzwi, spojrzała z ciekawością na rodzeństwo. -Plan i spis? Ło pani, a macie na to kilka godzin? Mogę wam wyliczyć każdego, kto mieszka w domach obok, ale musielibyście potem popytać dalej... - odezwała się, a Mike pośpiesznie pokręcił głową, korygując w myślach plan.
-Plan wszystkich domów i spis strat. Jak się pani nazywa? Chcemy zrobić orientacyjną mapę, ale konkretne nazwiska mieszkańców każdego domu spiszemy potem. - zaproponował siostrze. Chodzeniem od drzwi do drzwi mógł się zająć każdy, oni dobrze latali, potrafili zorientować się w terenie - a nie mogli siedzieć tu do nocy i rozmawiać z ludźmi, najpilniejszym zadaniem było oszacowanie strat.
-A to... tam, w wiosce, jest pono jaka dziura! No i trzęsienie mogło uszkodzić dachy - z mioteł to zobaczycie, prawda? U mnie w domu tylko potłukły się garnki, ale tam - dwa domy dalej - coś grzmotnęło. Potrzebować to tylko zapewnienia, że już jest bezpiecznie, u nas wszyscy zdrowi!



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Polana rozładunkowa - Page 6 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Polana rozładunkowa [odnośnik]29.12.22 12:55
Nie miała ochoty słuchać pouczających wywodów. Mike ją zirytował - nie dlatego, że nie miał racji. Właśnie dlatego, że ją miał i że sądził, że sama nie znała tych logicznych argumentów. Znała. Ale one wcale nie ułatwiały niczego, ani nie zmniejszały frustracji. W końcu jakieś słowo i tak wypadło z jej ust. Ale rozważnie otoczył je milczeniem. Wiedząc, że odpowiadając tylko by ją sprowokował do kolejnych ironicznych komentarzy. Wypuściła powietrze z ust, wędrując przed siebie, zaciskając dłonie w kieszeniach. Kiedy się zatrzymała, a on odpowiedział jej brew drgnęła do góry. Gdy zmienił zdanie wywróciła oczami ruszając ponownie.
- Nie wszyscy je widzą, Mike. - odpowiedziała bratu wzruszając ramionami. Bo taka była prawda, przeciętny mieszkaniec Anglii nie miał powodu, żeby nie wierzyć w treści pisane w gazetach. Przecież mówią prawdę, przecież nie mają powodów żeby kłamać. Zdawało jej się czasem, że brakowało im wiary - może też wiary w siebie nawzajem. Wymienieni w gazecie czarodzieje, byli najsilniejszymi po ich stronie. Owszem, to była wojna, część z nich zginie, ale nie wszyscy i nie na raz. Zachowała jednak tą ponurą myśl dla siebie. - Im więcej osób zobaczy zdrowych żywych czarodziejów, którzy powinni być trupami - tym mocniej prawdomówność Maga zostanie podważona. Niech patrzą i niech się dziwią. - nie zamierzała jakoś specjalnie się choć - przemieszczać w cieniach. Czasem było to potrzebne, wręcz koniecznie, ale czasem to, jak ludzie reagowali na nią okazywało się całkiem pomocne. Budziła strach - i nie było to coś, co tak naprawdę chciała wywoływać wśród ludzie. Ale przestała już wymagać. Przestała też oczekiwać pewnych reakcji i zachowań. Zrozumiała, że przez niektórych będzie zawsze lekceważona - głównie mężczyzn, zwłaszcza Rycerzy, a inni będą się jej obawiali. Zamierzała obracać sytuacje na własną korzyść. Choć nadal jeszcze się tego uczyła. W milczeniu słuchała jego opowieści o spotkaniu innej magii. Zmarszczyła lekko brwi. Więc nie wyszła od szmalcowników - nie zaatakowałby siebie, chyba, że nie potrafili nad nią panować. Wtedy sprawa miała się zgoła inaczej. Westchnęła lekko wywracając oczami.
- Nie o ból chodzi, Mike. Uzdrowiciel, ale nie tak słaby jak ja, tylko oddany pasji, mógł kiedyś o tym słyszeć. To ślad, trop jak każdy inny. - jej brwi uniosły się kiedy zadał kolejne pytanie. Obchodziło go, czy zostanie czy nie? - Módl się, żeby się jeszcze trochę utrzymał i pokaż to uzdrowicielowi. - poprosiła brata, puszczając jego koszulę, opadając na pięty i odsuwając się kawałek. Nie uniosła warg, kiedy drzwi pierwszej z chat otworzyły się przed nimi. Spojrzała na kobietę, słuchając padających z jej ust słów. Otworzyła usta, ale Mike był szybszy. Zerknęła na niego kiedy się odezwał, ale nie zapytała przyjmując zmianę do wiadomości. Nie miało znaczenia co zrobią, dla niej - dzisiaj - to i tak było za mało. Ale cokolwiek, brzmiało lepiej niż nic. Wróciła spojrzeniem do mieszkanki Oazy. Zapewnienia, że wszystko już jest bezpiecznie? Nie miała pojęcia, czy było, nie wiedziała nawet dokładnie co się stało i do czego doszło. Zerknęła na niebo. Miotły, rzeczywiście miały im bardziej pomóc.
- Zobaczymy. - zgodziła się Tonks, potakując łagodnie głową. Cofnęła się o krok poprawiając uścisk na własnej miotle.
- Proszę nie zbliżać się do dziury. Sytuacja jest opanowana. - wypowiedziała przestrogę i formułkę która mogła zabrzmieć trochę chłodno, choć nie wiedziała nawet, czy ma rację w którymkolwiek aspekcie. Mimo to, potrafiła układać mimikę twarzy odpowiednio. Dlatego pokonując wewnętrzną niechęć ubrała twarz w uprzejmy uśmiech. - Wszystko będzie w porządku. - zapewniła jeszcze, kiwając krótko głową by wycofać się i skoczyć na miotłę. Nie oglądała się za bratem. - Zaczynaj Piccasso, oblęcę chaty niżej, żeby sprawdzić dachy. - powiedziała do robata, robiąc dokładnie to, o czym wspomniała. Wiedziała, że chwilę mu zajmie zakreślenie pierwszego planu, ale siedzenie obok i czekanie aż nie będzie gotowy były bezcelowe. Mogła ten czas wykorzystać, użyć, wypełnić.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Polana rozładunkowa - Page 6 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Polana rozładunkowa [odnośnik]30.12.22 4:21
Skinął głową, uśmiechnął się krzywo kącikiem ust. Mogła przewracać oczami i się frustrować, ale dziś spotkali się w szerszym gronie, potwierdzili, że "Walczący Mag" kłamał. Wiedzieli to od dawna, ale zobaczyli siebie nawzajem, znaleźli się wszyscy w Oazie. Mogli iść do przodu, ostatecznie wyzbyć się niepewności, z podniesionymi głowami pokazywać się mugolom i czarodziejom. Nieść nadzieję. Pokazywać te luki, nie słowami i argumentami, a dzięki własnej obecności.
Może i Just była zdenerwowana, może mówiła chłodno, ale znał ją lepiej - kochał ją (i jej humory też musiał). I słyszał, że w jej słowach nadal brzmiały wiara i strategiczna żyłka, że to, co mówiła nadal niosło nadzieję i światło.
Just pragmatycznie rozwiała jego nieśmiałe marzenia o estetycznej szyi, zwróciła uwagę na pragmatyczną wagę odkrycia. Rozszerzył lekko oczy, pokiwał głową. -Masz rację. Zresztą... w kwietniu, jeszcze zanim widziałem tą dziwną magię, pokonałem szmalcownika o podobnie czarnej, dziwnej bliźnie. - prawie o tym zapomniał, skupiony na prowadzonym (zresztą z Just) śledztwie w sprawie inferiusów. -Wtedy pytałem uzdrowiciela co to, wtedy nikt nie wiedział. Wiesz co, tamten człowiek nadal pracuje w naszej komórce w Gloucestershire, znajdę go jutro - chyba zdąży, przed pełnią. -może pamięta tamtą ranę, może je porówna. - oczy zabłysły triumfalnie, miał plan. -Dzięki. Zapomniałem, że uzdrowiciele też mogą być swego rodzaju detektywami. - przyznał. Cenił doświadczenie siostry w ratownictwie medycznym, jej zdolność myślenia z perspektywy uzdrowiciela. Samemu skupiał się na własnej perspektywie, no i trochę na męskiej dumie - nie bolało, więc sądził, że to nic poważnego, zapominając o innej wadze odkrycia.
Znał siostrę na tyle, by wyczuć jej wątpliwości - tak, samemu też nie w pełni rozumiał, co się stało. Nie sądził, by dziury były bezpieczne, ale wierzył Samuelowi i Billy'emu i Lucindzie, że Oaza jest bezpieczna od klątw i czarnej magii. Mieszkańcy potrzebowali to usłyszeć. Skinął z powagą głową gdy Just poprosiła o niezbliżanie się do dziury - może jemu wydawało się to logiczne, ale cywile potrzebowali konkretnych instrukcji.
Uśmiechnął się, odrobinę cieplej od siostry, a potem z ulgą wsiadł na miotłę. Tak czuł się swobodniej niż gdyby miał rozmawiać dalej, uśmiechać się szerzej.
Przewrócił oczami, Picasso. Faktycznie, ta mapa może wyglądać jak bazgroły.
-Pomożesz mi stwierdzić, czy ta mapa wygląda czytelnie...? - dodał, w głosie czuć było nutę niepewności. Miał bystre oko i dobrą pamięć wizualną - wiedział, że potrafi zapamiętać wszystkie istotne informacje, ale musiał je jeszcze czytelnie nanieść na rysunek. Przynajmniej będzie miał drugą parę oczu, Justine powie mu, czy da się coś z tego wyczytać.
Wyjął notes i zaczął szkicować - przylecieli tutaj na miotłach, pamiętał trasę z Oazy i pamiętał widok domów z lotu ptaka. Rozejrzał się jeszcze raz, chcąc się upewnić, czy dobrze pamięta rzut wioski. Naniósł na kartkę papieru proste prostokąty - starając się zachować skalę, choć nie wiedział, czy udolnie. Zaczął numerować domy i sektory. W pewnym momencie - widząc, że siostra dalej lata nad dachami - wsiadł szybko na miotłę, wzbił się w powietrze, upewnił, że dobrze oddał plan wioski. Wylądował z powrotem i grubszą kreską naniósł na plan punkty orientacyjne - większe i bardziej charakterystyczne drzewa, ścieżkę wgłąb wyspy, linię wybrzeża. Siedział i szkicował zażarcie jakiś kwadrans (może nawet dwa, stracił poczucie czasu), gotów pokazać Just plan gdy wyląduje.
-I jak, da się coś z tego wyczytać? - nie podniósł głowy, gdy usłyszał ją na ziemi, ale podsunął w jej stronę kartkę. -Które domy są uszkodzone? Zaznaczę je krzyżykami i dodam legendę.



spostrzegawczość III (w tym poście oglądam wioskę za 87), (latanie na miotle II - wcześniej, jak tu leciałem), rysowanie 0, ale bardzo się staram Sad



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Polana rozładunkowa - Page 6 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks

Strona 6 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Polana rozładunkowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach