Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]30.11.20 23:34
First topic message reminder :

Salon

Przestronny salon z widokiem na ogródek, oświetlany żyrandolem z prawdziwymi świecami. Na centralnej ścianie wisi gobelin z drzewem genalogicznym Sallowów. Linia urywa się na Corneliusie, a miejsce po żonie Solasa jest wypalone.
Na dębowym parkiecie znajduje się purpurowy dywan, ściany zdobi ciemna boazeria.

Pułapki: Błyskotek (na drzwi wejściowe), Ostatnie Tango, Strach na gremliny (bogin wyskoczy zza gobelinu w salonie), Fidelius (strażnicy: Dirk Doge, Cornelius Sallow)


Pułapki: Fidelius (strażnicy: Dirk Doge, Cornelius Sallow)


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.



Ostatnio zmieniony przez Cornelius Sallow dnia 31.01.23 14:03, w całości zmieniany 4 razy
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155

Re: Salon [odnośnik]17.01.21 15:06
Spojrzał na ojca z powagą, w jego oczach coś iskrzyło gniewnie, niebezpiecznie; ale na kogo był właściwie zły? Na siebie, na niego, na mordercę matki? Jego pytanie było zasadne, ale Marcel nie potrafił podać odpowiedzi. Tamtej nocy nie potrafił przed nim ochronić nawet siebie, niemiecki czarodziej był znacznie bardziej doświadczony od niego - co mógł mu właściwie zrobić? Co byłby w stanie? Czy był w stanie zrobić cokolwiek, czy był tylko tym - bezsilnym, słabym, pełnym złości... dzieckiem? Patrzył w oczy ojca butnie i gniewnie, ale nie odpowiedział. Nie wiedział. Miał zwyczaj uciekać myślami od tego, co trudne, improwizując dopiero w ostateczności. Kiedy nie było już innego wyjścia. Poczuł wstyd, przekonany, że ojciec oczekiwał od niego czegoś więcej, pełnego zemsty zapewnienia, że zniszczyłby tego człowieka. Ale został wrzucony w to wszystko nagle: wizja przemocy, która nigdy go nie bawiła, nie nabrała jeszcze realnych kształtów, odrealniając też sens scen z udziałem jego matki.
Czy jestem słaby, tato? Czy jako syn, czy nie powinienem wymagać od siebie więcej?
- Przyszedłem do niej wtedy - wyjaśnił, niechętnie, bo dobrze wiedział, że powinien był zrobić to wcześniej. Billy zapewniał go, ze to nie jego wina, ale miał poczucie, że było inaczej - a Cornelius to poczucie umiejętnie podsycał. - Chciałem upewnić się, czy wszystko w porządku - Czy sam się słyszał? Po takim czasie? Nic nie było w porządku. I nic już nigdy nie będzie. A gdyby zrobił to wcześniej, wszystko mogłoby się potoczyć inaczej; uciekł spojrzeniem w bok, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy. Czy go winił? Skrzywił się gniewnie, obrzucił go butnym spojrzeniem raz jeszcze, kiedy kazał mu się nie wtrącać. Tak, jakby wtrącał się w sprawy obcych ludzi, a tak przecież nie było.
- Może ty jesteś innym człowiekiem - burknął na niego. Mama nie była mu obca. Otaczała go troskliwą opieką całe życie, a on ją doceniał. Dała mu życie, to pierwsze. I przeszła przez nie razem z nim, chcąc, by był szczęśliwy. - Byłeś jej mężem, to nie tylko twoja sprawa. Miałeś obowiązek się nią zaopiekować - stwierdził oskarżycielsko, może szukając w tym cudzej winy; mama tak naprawdę nigdy nie wspominała o nim z tęsknotą. Nie chciała go u nich. Ale czy mógł to wiedzieć na pewno? Przecież i tak nie pokazałaby mu swoich zmartwień. Mówił mu, że był dorosły, ale czy sam był, jeśli nie rozumiał, czym były fundamenty małżeństwa? - Cały czas byłeś w mieście. Przecież wiedziałeś, że ona też tu była. Nie mogłeś tego wykorzystać, wpływów, kontaktów?  - Nie miał pojęcia, jak wyglądały wpływy ministerialnego oficjela, ale wyobrażał je sobie jako obszerne, a na pewno wystarczające, żeby obronić matkę przed tymi ludźmi, przed śmiercią.
Ściągnął brew, wsłuchując się w historię znaku - spodziewał się w tym czegoś bardziej... mistycznego, być może? Związanego z tą całą chorą ideologią?
- Więcej niż połowa tych ludzi to potomkowie mugoli, nic dziwnego, że walczą pod mugolskimi sztandarami - fuknął, nie znał tej historii, ale wiedział, że wojna zawsze była zła, a zabijanie siebie wzajemnie do ideologicznego konstruktu mogło być tylko oznaką problemów z trzeźwością umysłu. Każdy wiedział, że czystość krwi to tylko mit, mugoli było znacznie więcej od czarodziejów. - Ale to obrzydliwa hipokryzja nawet jak na nich - dodał z przekonaniem, nie kryjąc się ni trochę z tym, co o tym wszystkim myślał. Nie mogło być w tym nic zaskakującego, biorąc pod uwagę jego własne pochodzenie - i niedawne wydarzenia. Śledził spojrzeniem ruch jego ręki, którą zabrał kartkę do kieszeni. - Zrobisz coś z tym?  - zapytał, choć ojciec już go o tym zapewnił, w emocjach ta zgoda zgubiła się między jednym słowem a drugim. Musiał być przekonany. Musiał być pewien. Musiał wiedzieć.
Uniósł spojrzenie na niego, trochę spode łba. Billy też go przestrzegał przed zemstą. A on, on chyba bardziej go do niej podsycał. Zaprzestać, to słowo budziło przedziwny sprzeciw. Co to znaczyło: zaprzestać? Porzucić pamięć o matce? Odpuścić sprawiedliwość?
- Powiedziałeś, że go znajdziesz - przypomniał, znów gniewnie odnajdując spojrzeniem jego źrenice. Zupełnie jakby szukał w tych słowach podstępu, nie dowierzał im całkiem, chciał, musiał, upewnić się, że to zrobi.
- Ja... - W jego głowie brzmiało to trochę łagodniej, pierwszy raz ktoś rzucił mu w tym twarz. Tym, co zrobił - albo czego nie zrobił. Cud. Jego głos się złamał, nie skończył tego, o czym mówił, oczy się zaszkliły; jak miał cofnąć czas? To jego wina, oczywiście, że tak. Był tchórzem. Był wygodny. Dlaczego oceniał swojego ojca? - Pan Carrngton - mruknął ze zrezygnowaniem. Czystokrwisty bogaty czarodziej był znany wśród wyższych sfer, podobnie jak jego chciwy i śliski charakter. - Z Areny - dodał bez przekonania, zbierając myśli. - Nigdy się do mnie nie odezwałeś - przypomniał z wymuszoną obojętnością, nie liczył na wiele, wysyłając do niego list. Nie sądził, że tego pragnął. Może wysyłał im pieniądze, może kontaktował się z jego matką, kiedy to robił, ale nigdy z nim. To było trudniejsze, niż sądził. Cała ta wizyta. Cała ta rozmowa.
- Dlatego go obwiniają? Bo pojechał tam z nią? Dziadkowie naprawdę tak uważają? To by wyjaśniało twoje podejście do opieki nad mamą - rzucił z przekąsem, czy mąż nie powinien trwać przy żonie na dobre i na złe? - Od nich też się odciąłeś? I teraz mieszkasz tutaj sam? - Nie miał z nimi kontaktu, odszedł od mamy, co z nim było nie tak? Po krótkiej rozmowie - wydawał się strasznie samotny. Przyglądał się ojcu, kiedy mówił o Tonks. I nie potrafił nie przyznać mu pewnej racji. Sam tam był, gdzieś w tłumie, bynajmniej nie po to, by uczestniczyć w linczu, a ujrzeć rzeczywistość na własne oczy. - Ci ludzie zachowywali się jak zwierzęta - przypomniał. - Rzucali w nich zaklęcia, w idących na szafot. - Czy tradycja nie kazała potraktować więźniów z honorem? Czy dostali prawo do ostatniego posiłku, ostatniego życzenia, ostatniego słowa? Emocje go przytłaczały, pulsowały w krtani, na skroni, rozsadzały czaszkę, serce biło jak oszalałe.
- Od ciebie głównie odchodzą, co? - Przyjaciele. Pusty ten dom. Zniszczone to drzewo genealogiczne. I nawet z dziadkami kontaktów nie miał. - Jakich znowu dwóch światach? Jestem czarodziejem, tato - Uważał inaczej? Mama była mugolką, ale przecież poświęciła dla niego wszystko - i zrezygnowała z własnego świata. - Nie zostawię tu nikogo. Nie będę stał daleko i czytał wieści o tym, że kolejni z nich odeszli - Nie potrafiłby. - Mam kogoś, zamierzam zbudować dom tutaj. Kiedy to wszystko się skończy. - Nie wiedział jeszcze, że jego dziewczyna wychodzi za mąż. - Nie - mówił dalej, odsuwając od siebie pustą szklaneczkę po alkoholu. - Nigdzie się nie wybieram, zostaję. Jak mają mnie złapać, to i tak to zrobią. A kiedy po mnie przyjdą, będę gotowy. - Na przejściu granicznym byłoby mu chyba jeszcze żałośniej umierać niż tutaj. Ale on nie chciał  umierać wcale. - Jestem dorosły, sam to powiedziałeś. A ty... ty nie masz żadnego prawa mi rozkazywać! - oświadczył równie stanowczo, w emocjach zrywając się z krzesła - i wspierając się dłońmi o blat stołu. - Nie jestem wygodny. Nie jestem taki jak ty - dodał ostro, gniewnie, bo miał tego dość - dość nacisku. Zamierzał zostać w cyrku. - Na Arenie Carringtonów! - odparł wciąż ze złością, tak naprawdę potwierdzając tylko wypowiedziane już słowa. - I jestem w tym naprawdę dobry! - dodał gniewnie, odważniej, już nie obchodząc się tym, czy się mu to podobało, czy nie. Bo swoim życiem żył tylko on. - W takim razie wielkie dzięki za nic - fuknął na koniec ze złością. Był pewien, że mógłby mu pomóc z rejestracją różdżki. Gdyby tylko chciał. Ale nie chciał. Był zawiedziony. - Poradzę sobie sam. I pójdę już, nic tu po mnie - dodał gorzko, odsuwając się z wolna od stołu.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Salon [odnośnik]20.01.21 17:16
Dostrzegł w źrenicach Marceliusa płomienny gniew, syn nie starał się go zresztą maskować. Był niczym pochodnia, młody i butny, ale wypalający się szybko. Wystarczyło pomyśleć - i milczał, najwyraźniej uświadamiając sobie, że sam nie wie jak chciałby ukarać mordercę matki. Cornelius wygiął usta w lisim uśmieszku, z nutką triumfu uświadamiając sobie, że pouczanie (wychowywanie?) dorosłych dzieci bywa całkiem satysfakcjonujące.
-Hm? Nie zaplanowałeś swojej wendetty? Nikt go przecież za ciebie nie ukaże, nie aresztuje. To, co zrobił, było podobno całkowicie legalne... - kusił, prowokował, spoglądając bacznie na Marceliusa, na przemian tłumiąc i rozniecając w nim ogień. Wreszcie spoważniał, a w jego własnych oczach błysnęło coś lodowatego. -Zemsta, Marceliusie, najlepiej smakuje na zimno. Jeśli go uderzysz, on tylko się roześmieje. Jeśli go zabijesz, zostaniesz z poczuciem niespełnienia sam, a on... zniknie, po prostu. - wzruszył ramionami, jakby mówił o wyborze obiadu. -Człowieka najbardziej boli, gdy odbierze się mu coś najcenniejszego. - dodał cicho, marszcząc brwi, jakby do siebie. Przekrzywił lekko głowę, mierząc spojrzeniem syna i zastanawiając się, czy Marcelius odziedziczył po nim rys bezwzględności, konieczny do opanowania najpiękniejszej ze wszystkich magicznych sztuk. Pozostawał boleśnie nieświadom (podobnie jak Layla...) że syn nawet nie skończył Hogwartu. -Mógłbyś go śledzić i zabić kogoś, kogo kocha, choćby tego jego psa. - rzucił beznamiętnie. Jego bolałoby w końcu, gdyby pani Sallow zniknęła, był do niej przywiązany. Nie był nawet pewien, czy Marcelius jest zdolny do morderstwa, ale chciał go sprowokować. Do zmężnienia. Albo do wyjazdu do Francji. -Albo... jedną inkantancją można odebrać komuś wspomnienia. Tożsamość. Zasiać cierpienie w myślach, które niegdyś były najpiękniejsze. - w jego głosie zabrzmiał teraz źle maskowany dreszcz ekscytacji. Nie był wojownikiem, nie. Za to legilimencję ćwiczył długo i wytrwale, a dziewczęta Wren dostarczały mu nowych traum do... modyfikowania. Na polecenie Chang leczył te rany, ale z równą wprawą potrafiłby zasiać koszmary w miejsce marzeń. Umysły dojrzałych czarodziejów były mniej plastyczne i bardziej oporne od mugolskich dzierlatek, ale Cornelius z typową dla Sallowów arogancją wierzył w swoje możliwości. Urwał, zdając sobie sprawę, że własny oddech mu przyśpieszył i że odruchowo zerka ponad ramię Marceliusa, jakby chcąc zobaczyć aprobatę na twarzy Layli. Ale Layli już tam nie było. Ale Layla nigdy nie łaknęłaby zemsty, nie była taka.
Urwał, oddychając ciężko i pomijając miłosiernym milczeniem wyjaśnienia Marceliusa. Historia nie trzymała się kupy, synowska troska nie zmieniała faktu, że Layla została w Londynie całkowicie sama. Nie miał jednak siły prawić mu dalszych kazań, zwłaszcza, że smarkacz obrócił kota ogonem i robił wyrzuty jemu. Coraz bardziej irracjonalne.
-...mężem? - wyrwało mu się zanim zdążył ugryźć się w język. Zmarszczył lekko brwi, z autentycznym zaskoczeniem. Nie mieli nigdy ślubu, tamte mugolskie papierki to było tylko coś, co miało pomóc dziecku w niemagicznym świecie, tak mu powiedziała, a on nie miał siły się kłócić... Bywała równie męcząca jak jej syn, gdy się na coś uparła.
-Nie wiedziałem, że tu była. Wszyscy rozsądni uciekli. - odparował szybko, czując na języku gorycz kłamstwa. Wiedział, jasne, że wiedział. Znaczy, nie wiedział , ale przeczuwał. Martwił się nawet o nich, trochę. Ale nic nie zrobił, nic, nic, nic.
-Nie afiszuj się z tymi poglądami, chyba ze za granicą. - burknął pośpiesznie, gdy syn zaczął krytykować obecną władzę. Zaniepokoił się - nie o siebie, on zawsze spadał na cztery łapy, ale o Marceliusa. Miał zdecydowanie za długi język, może wpaść w jakieś tarapaty. Nie, żeby to go obchodziło, ale...
...chyba go obchodziło, mimo wszystko. Wygodnie było myśleć o dziecku jako o jakiejś abstrakcji, mglistym śladzie dawnego życia, chodzącym i dorastającym gdzieś daleko. Teraz jednak dorosły syn był przed nim, oddychał, myślał, żył, a jego pasja (choć źle ulokowana) nawet się Corneliusowi podobała. Ze stratą kogoś takiego trudniej będzie się pogodzić, a wlokące się po ziemi jelita jego matki kłuły sumienie bardziej, niż Sallow chciałby przyznać.
-Znajdę go. Przedstawiłem ci... propozycje. Ale, realistycznie, nie wiem, co mogę z tym zrobić. Jesteśmy tylko trybikami w n naszej -ich machinie. - przyznał z większym dyskomfortem, niż się spodziewał. Faktycznie, był tylko i aż złotymi ustami Ministra. Nie mógł maszerować po Ministerstwie i żądać dokumentów dla swojego półkrwi syna, ani sprawiedliwości dla jakiejś mugolki. Nie mógł! Prawda, że nie mógł....?
-Pan... Carrington z cyrku? - uniósł lekko brwi, nieświadomie wykrzywiając usta w gniewnym grymasie. -Mówił ci jak traktować własną matkę? Gdzie ty masz rozum, Marceliusie? A mój adres najwyraźniej miałeś zawsze, do jej śmierci też się nie odzywałeś. - odparował z tępym uporem. Powinien być mądrzejszy, łagodniejszy, powinien zachowywać się jak ojciec, ale nie potrafił.
Nie docenił Marceliusa - dzieciak był jakiś... sprytny. Bezczelny. I wiedział, gdzie wbić szpilę. Rozszerzył lekko oczy, spoglądając na smarkacza z autentycznym niedowierzaniem - i chyba ukłuciem bólu, nie wiedział co tak głucho dudni mu w sercu i pod skroniami. Zawsze czuł się tak, gdy myślał o Solasie, ale teraz uczucie smutku jeszcze się nasiliło.
-To oni się ode mnie odcięli. - sprostował bezbarwnie, zanim zdążył przemyśleć, czy w ogóle chce aby Marcelius o tym wiedział. -Bo naprawdę tak uważają - dodał z przekąsem, usiłując odzyskać rezon -i nie wybaczyli mi, że nie zeznawałem przeciw Jade na procesie. - wymamrotał, spoglądając na wypaloną plamę w drzewie genealogicznym. -Nie zginąłby, gdyby nie ona, ale to był wypadek. - przyznał z wyraźną niechęcią, jakby bił się z myślami. Zerknął na Marceliusa, a dalsze słowa popłynęły prosto z serca, bez udziału rozsądku - Cornelius chyba nie chciał, by młody był częścią rodziny, ale Solas... Solas by chciał. -Twój... wujek był dwa lata starszy, chciałem być Krukonem odkąd trafił do Ravenclawu. - uśmiechnął się blado. -Nauka zawsze go cieszyła, a przy tym potrafił iść za głosem serca. Nigdy... nigdy nie bał się rodziców - wspomniał, zdradzając niechcący, że dziadków trzeba było się bać -Ani własnej pracy w Gringottcie, wysyłali go do najtrudniejszych zadań. Podobno niektórzy Sallowowie są przeklęci nieznajomością strachu - przy klątwach właśnie tak się zachowywał. - westchnął ciężko, z namysłem spoglądając na imię Solasa, wyszyte na gobelinie złotą nicią.
Tęsknił za nim.
Wzdrygnął się lekko, gdy Marcelius przypomniał o szafocie, o odchodzeniu. Nie spodobało mu się wplecenie tamtej egzekucji, jego pracy w osobistą rozmowę. Nie spodobało mu się, że słyszał w słowach smarkacza...
...swojego brata.
Przecież Solas podszedłby do Connaught Square z takim samym oburzeniem, choć ubrałby je w słowa drwiny, nie gniewu.
Corneliusowi zrobiło się jakoś zimno.
-Jesteś czarodziejem półkrwi, przez co nie możesz nawet bezpiecznie zarejestrować różdżki w Ministerstwie. Przeze mnie, przez to, że twoja matka zawróciła mi w głowie zanim pomyślałem o konsekwencjach. - wybuchł, gdy Marcelius zaczął znowu się upierać na te swoje pomysły, ignorować wojenną rzeczywistość. Zupełnie jak Solas. -Żadna dziewczyna, jeśli tu jakąś masz, nie jest warta tego, żeby za nią umierać. Spytaj Jade! - wybuchł wreszcie, a wojenna pożoga splotła się w jego wyobraźni z klątwą Stosu, z ostatnim krzykiem umierającego brata, który w ostatnim instynkcie osłaniał żonę, z jej strachem i żalem, odczuwanymi przez Corneliusa w wykradzionych wspomnieniach. -Czasem lepiej zostawić wszystko za sobą. - zakończył, mówiąc z własnego doświadczenia...
-Świetnie, nie słuchaj starszych i mądrzejszych! Pozdrów mojego brata i Laylę jak już cię złapią, jeśli cokolwiek jest po drugiej stronie... Powiedz im, że sprzeniewierzyłeś całe swoje życie, bo nie słuchałeś starszych! - podniósł głos, melodramatycznie wznosząc ręce do góry. -Mam znajomości, mam pieniądze, chcę ci załatwić przejazd do bezpiecznego kraju, szansę na spokój, a ty to odrzucasz bo... się upierasz?! Nie będziesz gotowy, nic tutaj nie zdziałasz. Nie baw się w jakieś ideały, pomyśl, do jasnej cholery, o sobie. - syknął, przekazując synowi najcenniejszą życiową lekcję i nie wiedząc, czemu serce bije mu tak szybko, a słowa płyną tak niekontrolowanie. To nie było do niego podobne.
Nie jestem taki jak ty?
Był - bardziej niż się spodziewał.
I, co gorsza, był chyba bardziej jak Solas.
-Nie zostawaj chociaż w Londynie. - wymamrotał, usiłując złapać oddech. -Po co ci w ogóle ta rejestracja?
Odpowiedź otrzymał chwilę później - Arena Carringtonów? Cyrk?
-Jesteś naprawdę dobrym cyrkowcem...? - powtórzył bezbarwnie, jakoś chłodno. Merlinie. Pamiętał, jak byli razem w cyrku, jak Marcelius się wtedy ekscytował... ale to była tylko rozrywka. Dla plebsu. -D...doskonale. - mruknął, usiłując odzyskać rezon. -Do tego nie trzeba zdolności językowych, jak już zmądrzejesz i wsiądziesz na statek do Portugalii. Poradzisz sobie. - zadecydował.
Dopił whiskey, w przełyku czuł teraz już nie tylko gorycz, ale palącą gorycz.
-Marcelius...! - odezwał się, chcąc go... powstrzymać? Sam nie wiedział. Chwilę szukał odpowiednich słów, ale, jak na złość, nie mógł ich znaleźć. -Uważaj na siebie. - wymamrotał.
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Salon [odnośnik]24.01.21 22:07
Nikt go nie ukaże? Nikt nie aresztuje? Marcel po prawdzie rzadko myślał o tym, co będzie, częściej o tym, co jest - teraz i tutaj, natychmiast - podejmował decyzje pod wpływem chwili, znacznie częściej oddając się bezmyślnej improwizacji niż skrupulatnemu planowaniu, nie inaczej było w tym przypadku. Nie zastanawiał się nad tym. Nie myślał. Aż do teraz. Czy naprawdę było tak jak mówił, czy naprawdę nikt nie zrobi temu człowiekowi nic, jeśli sam Marcel nie sięgnie po zemstę? Billy przed tym przestrzegał - mówił, że kiedy wojna się skończy, a wierzył, że pewnego dnia się skończy, że wróci normalność - wtedy zbrodniarze zostaną ukarani. Czy chciał czekać? Nie chciał, Niemiec powinien zawisnąć od razu. Czy musiał? Ojciec twierdził, że wcale nie. W jego tonie było coś, co go podjudzało, coś, co wzmagało podszepty zranionego umysłu - że może mama by tego od niego oczekiwała. Że może jego obowiązkiem, jako jedynego syna, było ją pomścić. Czy mogła zaznać po śmierci spokoju, czy potrzebowała czegoś więcej? Tyle oddałby za znak od niej, choć jedną rozmowę. To przez niego zginęła, zostawił ją na śmierć - czy miała mu to za złe? Pewnie nie, nigdy nie miała. Po prostu sprawił jej zawód, z którym umarła, bo nie zdążył jej przeprosić. Wpatrywał się w ojca jak zahipnotyzowany, a gniew w oczach graniczył z przerażeniem; przerażenie mogło jednak pchnąć człowieka do czynów potworniejszych, niż gniew.
- Zamordował niewinną kobietę - zaprzeczył legalności, czy legalnym było to, na co wskazywał marionetkowy rząd, czy też to, co przez laty czarodzieje za takie uważali? Gdzie istniała granice pomiędzy tym, co ustalone przez bezdusznych urzędników, a tym, co podpowiadało czucie? W zasadzie nigdy nie poruszał się odgórnie ustalonym torem, wierząc w prawo moralne w sercu i niebo gwieździste nad sobą. Ale słowa ojca sprawiły, że dotarła do niego przykra prawda - silniejsi od niego uważali inaczej. - Co... - Zmarszczył brew, nie, słowa ojca budziły w nim sprzeciw. Każdy odpowiadał za własne czyny, Marcel wiedział o tym najlepiej. Nie miał ze swoim ojcem nic wspólnego - i nie chciałby, żeby ktokolwiek w przyszłości sądził go podług niego. - Czym wtedy różniłbym się od nich? Ten pies... ten pies nie zrobił niczego złego. Zmusił go - Czasem wydawało mu się, że zwierzęta miały z natury lepsze serce, niż ludzie. Bywało, że zachowywały się w sposób bezinteresowny, ale nigdy nie były fałszywe. Kiedy atakowały - robiły to, bo musiały. Ze strachu lub z głodu. Pies tego Niemca musiał się go strasznie bać. Pewnie nie bez powodu - w cyrku widział swoje. - Nie zamierzam torturować z zemsty niewinnych ludzi, czy ciebie całkiem porąbało?! - wykrzyknął ojcu w twarz, pewnie bez szacunku, jaki winien wykazać względem rodziciela; niewielu rzeczy był dzisiaj w życiu pewien, tego jednego - pewien był całkiem. I bał się. Bał się słów, które wypowiadał ojciec, bo bał się tego, dlaczego je wypowiadał. Znów zacisnął palce na rękojeści różdżki, wspominając powitanie, jakie ten mu zgotował - gotów do obrony. Wspomniał pytanie, które mu zadał, bo chodź odpowiedź brzmiała przekonująco, to niepokojące ciągoty Corneliusa zdawały się kolejny raz wyjść na wierzch. - To on - zaparł się - tylko on. I... będę czekać na informacje o tym, kim jest - W końcu obiecał, że się dowie. Że go znajdzie. Co dalej - sam nie wiedział, z jego słów wywnioskował, że zamierzał oddać to w jego ręce. Być może tak należało zrobić, był w końcu synem. Jedynym. A on - on był dla niej już nikim.
- Nigdzie nie jadę - wycedził przez zaciśnięte zęby po raz kolejny, kiedy ojciec poprosił go, żeby nie afiszował się z poglądami w kraju. Innej drogi nie było. Innego miejsca też już nie było. Anglię zaczynała zalewać fala, której należało jasno i stanowczo - powiedzieć nie. Może i jego ojciec był tchórzem - ale Marcel nim nie był, nie zamierzał siedzieć z bezczynnie założonymi rękami ani tym bardziej uciekać z kraju - ale o tym mówić mu nie zamierzał. Okazał mu próbę tego, co potrafił. A Marcel w krótkim czasie zyskał niepokojącą wiedzę, której musiał strzec - i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo było to ważne.
- Zawsze można coś zrobić - dodał z niesmakiem, z wyraźnym grymasem na twarzy; każdy był trybikiem tak długo, jak długo godził się nim być - brak doświadczenia nie pozwolił mu jeszcze pozbyć się tych złudzeń. - Musisz tylko chcieć  - Chcesz, tato? Czy nie zależy ci na spokoju duszy twojej żony? - Czy może boisz się, że przypadkiem odsłonisz własny tyłek i oberwiesz rykoszetem? - pomówmy wprost, co? Głęboko wierzył w to, że ministerialna posada pozwalała mu pociągać za sznurki; nie znał życia, nie znał realiów, być może przeceniał możliwości ojca, a być może nie. Ale ta złość szybko zamieniła się w milczenie, czy naprawdę pozwalał obcym ludziom mówić sobie, jak traktować matkę? Naprawdę. Dlaczego? Nie wiedział. Może się bał, może chciał wierzyć w ich słowa, a może paraliżowała go niemoc. Może trochę to wszystko wypierał. Może tak było wygodnie. Jednak był jak ojciec? Wsłuchiwał się w historię o czarownicy znanej pod imieniem Jade, po raz pierwszy słysząc o własnej rodzinie. Miał ją. Ale czy to cokolwiek zmieniało? Nikt z nich nigdy nie próbował go odnaleźć. Nikogo z nich nigdy nie interesował. Więzy krwi to nie wszystko, a wuj i tak już nie żył. Nie był pewien, co powinien sądzić o tym, że stanął po stronie kobiety - czy zachował się porządnie? Czy jego dziadkowie byli tak strasznymi ludźmi? Krukoni, chyba nie bardzo się w nich wdał.
- Co? - spojrzał na ojca z niedowierzaniem. - Czy ty się słyszysz?! - Był półkrwi przez niego? Bo jego matka zawróciła mu w głowie? Usta zadrżały z niedowierzenia, oczy się zaszkliły, naprawdę wolałby... żeby nie było go wcale? - Tym jestem? Konsekwencją? - Niechcianym dzieckiem, które nieszczęśliwie przyciągnął los, splatając ich razem? Wpatrywał się w niego z niedowierzaniem, jakby chciał usłyszeć zaprzeczenie, jakby wciąż wierzył, że mógł go źle zrozumieć, jakby spodziewał się z jego strony... czegoś innego? Dlaczego właściwie miałby? Póki nie dostał od niego odpowiedzi na list, nie liczył na nic. Później... później przestał rozumieć cokolwiek. Serce podeszło mu do gardła, biło zbyt mocno, pisk w uszach na kilka chwil odciął go od dalszych słów ojca, nie dowierzał, nie chciał, miał dość. Nie miał w życiu nic, stracił najbliższą osobę, której szczerze na nim zależało - i był tylko błędem młodości niedojrzałego egoistycznego gnojka. - A żebyś wiedział, że im powiem - odparł z odrazą. - Powiem im, że nigdy nie byłem taki jak ty - Czy będą z niego dumni? Pewnie nie, ale może odkupi przynajmniej część swoich win. Nie bał się śmierci, była nierealna. W jego wieku wielu miało się za niezniszczalnych - może zwłaszcza po tym, kiedy los darował mu drugie życie. - Masz znajomości, masz pieniądze... I nawet nie chcesz mi pomóc? - powtórzył za nim, nieco wypaczając te słowa. Wyjazd z kraju go nie interesował. - Myślę o sobie. Tylko o sobie. I wiem, że nie chcę dla siebie ucieczki. A ty... ty nic o mnie nie wiesz! W dupę sobie wsadź te złote rady! - Bo nie wiedział, nawet go nie znał, potrzebował pomocy z tylko jedną rzeczą: a jego ojciec, głęboko w to wierzył, mógł mu w tym pomóc. Gdyby tylko chciał. Ale nie chciał. - Nie twoja sprawa, po co mi ta rejestracja! - Jego różdżka, jego życie, jego sprawa. Nie chciał mu pomóc, to nie, nie zamierzał prosić go o łaskę. O nic w ogóle nie zamierzał go prosić. Poradzi sobie - przecież miał eliksir. Co mogło pójść nie tak? Na szlachetne uważaj na siebie , wysunął przed siebie dłoń i okazał mu obraźliwy gest, mocniej zaciskając dłoń na różdżce i odwrócił się w kierunku okna - aktywowane już pułapki nie mogły go zatrzymać; nie zamierzał się rozbijać o zamknięte drzwi. Uchylił je mocniej, kładąc na parapecie lewą dłoń i jednym susem wyskoczył na zewnątrz, wkrótce znikając w nocnych ciemnościach.
Da sobie radę - sam. Ja zawsze.

zt x2 :angry:


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Salon [odnośnik]16.02.21 19:17
2.10

Cornelius Sallow umiał wybaczyć sobie wiele. Lekkomyślność, podłość, kłamstwa, obojętność.
Nie znosił jednak własnej naiwności. Myślał, że już się z niej wyleczył.
Początek października otworzył mu zaś oczy.
Po pierwsze - Mathilda Wroński wcale nie była taką pięknością, za jaką ją miał. Od dwóch nocy śnił o miodowych włosach pewnej tancerki, utwierdzając się w przekonaniu, że kawalerskie życie wcale nie przestało go zaskakiwać. Może śniłby o czymś innym, gdyby Mathilda spędzała z nim noce - ale ona nawet po oświadczynach wciąż wymykała się do siebie, no i sypiali ze sobą coraz rzadziej. W końcu była w stanie błogosławionym.
Była...?
Nie był takim potworem, za jakiego miał go syn. Odkąd Marcelius ogłosił swój zamiar zarejestrowania różdżki, Cornelius niby to przypadkowo wpadał do odpowiedniego departamentu, przeglądał papiery, pracował nad "artykułem o oszustach i o efektywności Działu Rejestracji." Aż wczoraj natrafił na wzmiankę o aresztowaniu Marceliusa Carrington.
Miał ochotę zabić gówniarza. W ogóle, dlaczego nadał mu własne drugie imię? Czasem miał przykre wrażenie, że Layla jednak była czarownicą, i to jeszcze w dodatku znającą się na magii bezróżdżkowej. Jak omotała go tak wokół palca?
Posprzątał już tamten bałagan, czas posprzątać kolejny.
Tydzień przed pełnią
kajdany
z twojej krwi wyleje się puchar nieczystości.

Wszystko nagle układało się w całość, może poza tymi słowami o wieszakach.
Jasnowidzka? Oszustka? A może tylko wmawiał sobie podstęp, może tracił zmysły, może nie umiał ufać już nikomu, może podświadomie powątpiewał we własne dziecko, może wiedział, że na nie nie zasługuje...?
Zszedł do domu, słysząc klucz w zamku. Tak, miała już klucz do jego domu. Wpuścił ją do swego domu, gdy potrzebowała dawał jej spokój, dawał jej pieniądze, gdyby byli mugolami to kupiłby jej nawet samochód, dał wiarę w jej wszystkie słowa, dałby jej dach nad głową gdyby uparcie nie spędzała nocy w swoim mieszkaniu...
Poprawił koszulę. Zwykle chodził po domu w puchatym szlafroku, ale takie rozmowy wymagają odpowiedniej oprawy.
Gdy Mathilda weszła do środka, czekał już na kanapie w salonie. Pani Sallow siedziała na jego kolanach, miaucząc troszkę złowieszczo. Może wyczuła nastrój swojego pana, ale chyba po prostu zawsze nie lubiła Wrońskiej. Kocica chciała być jedyną panią tego domu.
-Mathilda. - uśmiechnął się drapieżnie. -Jak się czujesz? Jak dziecko? - zaczął z troską. Potrafił tchnąć we własny głos każdą emocję. -Wiesz, zbliża się październikowa pełnia. Słyszałem, że fazy księżyca różnie wpływają na nastroje kobiet w stanie błogosławionym. - nie słyszał, zmyślił. Świdrował ją wzrokiem, dziwnie zimnym. Od miesiąca spełniał jej każdą zachciankę niczym zakochany szczeniak, teraz wydawał się jakiś... obcy.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.



Ostatnio zmieniony przez Cornelius Sallow dnia 05.07.21 7:51, w całości zmieniany 1 raz
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Salon [odnośnik]16.02.21 21:53
Sytuacja była podbramkowa, należało działać szybko. Zaraz po tym, jak Cornelius zadecydował naszym szybkim ślubie, zaczęłam wszystko planować. Niestety, manewrowanie pomiędzy sypialnią Sallowa a pokoikiem na poddaszu w którym czekał na mnie Peter, było bardzo uciążliwe. Za każdym razem, kiedy przemykałam ciemnymi ulicami Londynu, wracając do synka, byłam przekonana, że tym razem złapie mnie patrol. Moja różdżka wciąż nie była zarejestrowana. Miałam to zrobić po powrocie ze Stanów, ale potem Peter był chory, potem ja byłam chora, później były spotkania towarzyskie, malowałam portrety... nie było kiedy. Teraz za bieganie po nocy po mieście bez odpowiedniego papierka, tak na prawdę ryzykowałam już wszystko. Dlatego obiecałam sobie, że pójdę zarejestrować różdżkę dziś po tym, jak zrobimy zdjęcie do albumu pod tytułem: Pan Sallow ze swoją narzeczoną. Ubrałam nawet dziś wyjątkowo sukienkę, która nie była w kolorze żałobnej czerni, ale satynowej wersji herbacianych róż.
Do domu Corneliusa wchodzę używając klucza. To taki mały gest z jego strony, ale robiło mi się ciepło na sercu, kiedy myślałam o tym jak wiele mi oferował. Wystarczyło mu tylko moje słowo i otwierał swój dom, swoje życie, swoje serce. Dawno, dawno temu, zamknęłam się na możliwość, że ktokolwiek kiedykolwiek mógłby dla mnie to zrobić. Pamietam jak uciekłam do Ameryki przed dwoma laty, przekonana, że Samuel nigdy nie rzuciłby dla mnie,  dla nas wojny. Cornelius był mniej porywczy, nie wskakiwał z różdżką w każdą bójkę, więc generalnie był logicznie atrakcyjnym przyszłym mężem i ojcem dzieci.
Właśnie. Dzieci . Zastanawiałam się, jak podejść do tematu Petera. Powiedzieć Corneliusowi przed ślubem - ryzykowałam, że odwoła wszystko. Powiedzieć mu po ślubie - mogłabym stracić jego zaufanie. Czasami, kiedy jedliśmy obiad i opowiadał mi o swoim dniu w pracy, żałowałam, że nie mogę po prostu zawołać Petera z drugiego pokoju, a Cornelius mógłby go wtedy bez problemu zaakceptować. Zaufanie. Jak mogę myśleć o zaufaniu, kiedy wkręciłam go w ciążę której nie ma? Otóż, pracowaliśmy nad tym.
Kiedy tylko mogłam, ciągnęłam go do sypialni, niestety zwykle zanim do czegokolwiek dochodziło, było już dawno po dziewiątej, więc miałam tak mało czasu... Namawiałam go, żeby wziął sobie wolne, żebyśmy mogli się kochać cały dzień, jak mają to w zwyczaju narzeczeni, ale ciągle miał jakieś zajęcia. Na przykład teraz nie widziałam go od pięciu dni.
Wiedziałam, że teraz, kiedy tyle czasu go nie widziałam, musiałam się bardzo postarać żeby jak najszybciej zajść w ciążę, więc kiedy tylko otworzyłam drzwi do mieszkania, rzucam gdzieś w bok parasolkę, torebkę, zrzucam buty i chcę lecieć do niego, udawać głupiutką zakochaną dziewczynę... chcę, ale on wita mnie tonem, który aż przyprawia mnie o dreszcze.
- Dziecko... ma się dobrze - zaraz dotykam brzucha, wzdychając przy tym lekko i uśmiecham się do niego, szukając wytłumaczenia dla tego dziwnego tonu. - Coś się stało Cornel? Zrobić ci masaż? - proponuję, jak gdyby nigdy nic, a wiedziałam, że musi być coś na rzeczy, bo koszule ma wyprasowaną, a kot mruczy z zadowolenia, jakby przeczuwał, że od dziś znów zostanie jedyną kocicą w tym domu.
Pełnia październikowa . Tak, te słowa trochę mi się nie podobały. Słyszałam je już kiedyś, a może sama ich używałam? Coś mnie tknęło, bo nie czułam się wcale zbyt pewna siebie w tym otoczeniu. Nagle zapragnęłam znów ubrać żałobną czerń zamiast tej opinającej sukienki i wyjść stąd, uciec. Czy coś się stało? Musiało. Ale co ?


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Salon [odnośnik]18.02.21 18:58
Posiadanie narzeczonej, nawet bez oficjalnego ogłoszenia zaręczyn, miało swoje niewątpliwe zalety. Zaskakujące zalety. Deirdre musiał uwodzić długimi miesiącami, była tak porządna, cnotliwa, i tak dalej i tak dalej. Mathilda... cóż, okazywała mu wdzięczność jakoś chętnie i często. Może dlatego, że zaczęli znajomość jako kochankowie i oświadczył się dopiero potem? Pewnie się tego nie spodziewała, a jej zaskoczenie mile łechtało jego dumę. Był jednak porządnym czarodziejem, odpowiedzialnym przyszłym ojcem, normalnie filantropem.
Dopóki nie nabrał podejrzeń. Teraz, gdy wspominał zeszły miesiąc, ochota Mathildy do amorów wydawała mu się podejrzana. Layla nie miała takiego temperamentu w ciąży, a był przecież wtedy młodszy i przystojniejszy. Wręcz przeciwnie, ciągle wymiotowała i musiała odpoczywać.
Stopniowo, w ciągu kilku godzin od powrotu z Tower, nabrał złowieszczej pewności, że został okłamany. Powinien w sumie poczuć ulgę. Znów będzie wolnym człowiekiem, kawalerem. Będzie mógł się rozejrzeć za narzeczoną o odpowiedniejszym nazwisku, albo po prostu poświęcić karierze. Nie będzie musiał przemeblowywać całego życia.
A jednak coś go bolało. Cholernie bolało.
Duma?
Serce?
Zawiedziona nadzieja?
Tak, jakby już-nie-bękart z jakąś czarownicą półkrwi mógł odkupić jego winy. Marcelius był dorosły, Layla nie żyła.
W życiu nie było drugich szans, powinien o tym wiedzieć.
Uważnie obserwował reakcję Mathildy na swoją aluzję. Nagle wydała się zmieszana, odrobinę przestraszona. A może to sobie wmawiał? Oczy bywały zawodne, gesty kłamały.
Jedynie magia dawała pewność.
Czy to już jego tradycja, że legilimentuje kobiety zanim z nimi zerwie? Nie, skąd. Nie chciał przysparzać Mathildzie cierpienia. To, co zaraz zrobi, będzie się wiązać z lekką migreną. Nie wtargnie jej do umysłu, nie było potrzeby, chyba. Chciał się tylko dowiedzieć, czy kłamie.
-Który to już tydzień? - rzucił na pozór znudzonym tonem. Oparł się wygodniej na kanapie, założył nogę na nogę. Jego uda zasłaniały różdżkę, którą trzymał w prawej dłoni. Lewą rękę położył na kolanie.
Mocniej zacisnął palce na różdżce, chcąc wykryć kłamstwo w codziennej rozmowie.
-Nadal masz przeczucie, że to będzie chłopiec? Wiesz, zastanawiam się, kiedy go... poczęliśmy. Dokładnie. Mam nadzieję, że będzie silny, była taka jedna namiętna noc... - zaczął z kocim uśmiechem, przymilnie, zwodząc, prowokując.
Musiał wiedzieć, a magia była jego sprzymierzeńcem.
Czy ty w ogóle jesteś w ciąży, kochanie?

rzucam na wykrycie kłamstwa, uroki
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Salon [odnośnik]18.02.21 18:58
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 20
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]21.02.21 20:01
Kto by pomyślał, że Cornelius tęsknił do wymiotującej kobiety, kiedy mógł mieć taką, która się wspinała na niego za każdym razem, kiedy go zobaczyła. Kto kiedykolwiek zrozumie mężczyzn? Chociaż trzeba przyznać, że to ciągłe poczucie zagrożenia, podejrzliwość, sprawiają, że aż ma się wrażenie, że Cornelius jest w kilku przynajmniej procentach kobietą. Gdyby usłyszał taki wniosek, najpewniej zaraz oburzyłby się na wieki, ale coś musi w tym być.
Czując się bacznie obserwowana przez pana Sallowa, lub jak sądziłam, przez swojego narzeczonego, ruszyła w jego kierunku, dopiero po jakimś czasie czując, że z tego stresu zaczęła boleć mnie głowa. Zatrzymałam się przed nim, jedną ręką łapię się za łokieć, wlepiam w niego spojrzenie wielkich czarnych oczu i staram się nie mrugać podejrzliwie. - Trzynasty - bez zająknięcia, z lekkim uśmiechem, świadczącym o tym, że doskonale wiem, bo przecież jesteśmy tacy w sobie zakochani, że pilnuję rozpiski. A jednocześnie drżę w środku, zdając sobie sprawę z tego już trzynastu tygodni nie uda mi się mu wmówić, kiedy nasze dziecko będzie się dwadzieścia tygodni spóźniało z wyjściem na świat. Bo przecież chyba nie jestem jeszcze w ciąży... Mam kilka rozwiązań, ale nawet gotowa jestem do rzucenia na niego Imperio, żeby tylko był przekonany o tym, że tak na prawdę miałam na myśli trzeci. Trzy tygodnie opóźnienia to nic takiego, prawda?
- Skąd mam wiedzieć - zaśmiałam się lekko, chociaż wyczuwalna lekko przerażona nuta zabrzmiała na sam koniec. Dlatego szukajac sobie drogi ratunku, zaraz ruszyłam do niego i kładę obie ręce na podłokietnikach jego fotela. - Ale mam takie podejrzenie, że to było wtedy po tym wieczorze kiedy byłeś taki dumny z siebie i swojego artykułu, pamiętasz? Całą noc opowiadałeś mi o tym, czym się zajmujesz, jakim jesteś poważnym dziennikarzem. Wtedy właśnie pomyślałam sobie po raz pierwszy, że chciabym, żeby tak było już zawsze - i nim skończyłam mówić, usiadłam mu na kolanach, mając nadzieję, że ten jego zły humor przeminie. Tknęło mnie jednak po raz kolejny jego pierwsze pytanie o płeć. Dlaczego pytał akurat o to? - Możemy zrobić staroegipski rytułał ujawnienia płci, jeżeli masz taką ochotę. Chociaż ja... akurat wolałabym, żeby to była zagadka do końca! - swoim kuszącym głosem proponuje mu takie rozwiązanie, natomiast jasna sprawa to dlatego, że ja w żadnej ciąży nie jestem.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Salon [odnośnik]24.02.21 18:39
Podejrzliwość wcale nie była cechą kobiet, a mądrych ludzi - przynajmniej zdaniem Corneliusa. Na przykład taka Layla - była ufna, niewinna, prostolinijna. I martwa.
-Trzynasty. - powtórzył z namaszczeniem, nie spuszczając z Mathildy przenikliwego wzroku. Och, ona wcale nie była Laylą. Była sprytna. Wygadana. I dobrze kłamała, może nawet wierzyła w swoje własne słowa? Magia nic mu nie mówiła, ale miał na tyle doświadczenia by wiedzieć, że spróbował użyć legilimencji zbyt pośpiesznie.
Nie wolno się śpieszyć. Włażenie do głowy Marceliusa mu o tym przypomniało. Im droższa ci osoba, tym trudniej obcować z jej wspomnieniami, myślami, uczuciami.
Co czujesz, moja droga Mathildo? - chciał się przekonać, choć w głębi duszy lękał się, że n i c. Ich relacja od początku była jasna, seks w zamian za patronat, czułość w zamian za wpływy, namiętność w zamian za pieniądze. Wpuścił do swojej sypialni utalentowaną (nie tylko w dziedzinie sztuki... naprawdę było mu z nią dobrze!) malarkę, decydując się na klarowny układ.
Ciąża wszystko skomplikowała. Nagle układ się rozsypał, Cornelius zaczął angażować, a przed Mathildą otworzyły się zupełnie nowe perspektywy. Był doskonale świadom tego, co jej oferował: dom, stabilność, bezpieczeństwo, prestiż.
Jesteś matką mojego dziecka, czy przebiegłą żmiją?
Obydwoje doskonale wiedzieli, że po ślubie będzie już za późno.
Gdy nachyliła się nad jego fotelem, przesunął lekko rękę aby nie widziała trzymanej za plecami różdżki. Lewą dłonią objął zaś brunetkę w talii i lekko pociągnął, by siadła mu na kolanach. Nie musiał zresztą się nawet wysilać, sama się tam wygodnie usadowiła. Jakby czytała mu w myślach (brr).
Objął ją mocniej, czując gorąco w reakcji na bliskość kobiecego ciała.
Prawdę mówiąc, jej opanowanie nawet mu imponowało. Wreszcie trafił na kogoś choć trochę równego sobie. Nawet odrobinkę przypominała mu Dei.
-Pamiętam... - wymruczał jej do ucha, delikatnie przesuwając językiem po jej żuchwie. Ślicznie pachniała, będzie mu jej brakowało.
-Mhm. Też bym chciał, by było tak zawsze... - szepnął, wyobrażając sobie jak wychowują razem pięknego, jasnowłosego syna, Corneliusa Juniora.
Zaraz, po kim miałby jasne włosy?
No i powinien nazwać go Marcelius, zgodnie z rodzinną tradycją. Byłoby to trochę przykre, ale konieczne.
Nie wiadomo jednak, czy te wyobrażenia w ogóle się ziszczą.
-Opowiedz mi o tym rytuale. - poprosił, obejmując Mathildę mocniej w talii. Odczekał, aż zacznie mówić, manewrując różdżką w wolnej dłoni. I wtedy przyłożył jej drewienko do pleców.
-Drętwota.
Specjalnie czekał, aż będzie bezpieczna na fotelu, w jego ramionach. Nie chciałby, żeby dziecku cokolwiek się stało.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Salon [odnośnik]24.02.21 18:39
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 49
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]04.03.21 21:49
Nie sądziłam, że Cornelius jest osobą, której powinnam się obawiać. Niestety tak było. Kiedy ja roztkliwiałam się nad naszymi pierwszymi dniami, kiedy jeszcze spotykaliśmy się jako młoda aspirująca artystka i seksowny naczelny minister propagandy, on szukał za swoimi plecami skitranej różdżki, dzięki której pewnie zaraz mnie unieruchmi. Tymczasem siedziałam na jego kolanach i jedyne co mnie martwiło, to że skoro to trzynasty tydzień, to nawet gdyby dziś nam udało się w końcu począć dziecko, to pewnie i tak mój wielki sekret się wyda. I pewnie gdybym umiała czytać w myślach, to bym zaniepokoiła się tym, że mnie do jakiejś swojej byłej porównuje i nazywa, że "prawie jestem jak ona". Pan Sallow, jak na mistrza języka, zapomniał najwyraźniej, że porównywanie kobiet do siebie w ten sposób to jedno z najgorszych rzeczy jakie można zrobić.
Zadrżałam, kiedy jego język niczym język węża dotknął mojej szyji. Te dreszcze były przyjemne, ale spodziewałam się, ze za nimi pójdzie cala masa pocałunków. Cornelius się jednak wycofał i dlatego odebrałam go bardziej jako właśnie liśnięcie od tego zdradliwego gada. Otworzyłam szeroko oczy i patrzę w te jego. Z moich bije przerażenie, jakbym przeczuwała, że przestałam być bezpieczna na jego kolanach. Poprawiam się i staram się czarować go spojrzeniem, przecież mówi, że chciałby żeby to mogło trwać wiecznie. Nierozumiejący uśmiech przybarwił moje wargi.
- Przecież będzie, czeka nas przynajmniej 20 lat wspólnego życia, bo nie wiem jak długo się będziesz trzymał - próbuję zażartować i ustami zachaczam o te jego, składając coraz bardziej ulotne pocałunki. Zarac Cornelius poprawia chwyt i zagryzam wargę swoją, nie jego, jego jest już odemnie daleko.
- Otóż rytułał polega na tym, że w piseczce trzeba przygotować dwa rodzaje zboża: jęczmień i pszenicę. Następnie ciężarna... - kładę rękę na brzuchu i kładzę go opiekuńczym gestem - Musi skropić zboże swoim... moczem. Jeżeli ziarna będą kiełkować, to znaczy, że jestem w ciąży, a później zależnie od tego czy z chłopcem czy dziewczynką, to konkretne z nich będzie kiełkować. Żeby narodził nam się syn, to musiałby być jęczmień
Ten staroegipski test ciążowy to nie jest jakiś mój wymysł, tak na prawdę sprawdzać się będzie te sprawy, aż do 1970 roku! Wiem, bo jestem jasnowidzką. Niestety, nie przewidziałam tego, że Cornelius zamiast słuchać grzecznie mojego wywodu i zaproponować sikanie na zboże... postanowi potraktować mnie drętwotą. Nie uniknęłam jego ataku i teraz znów mierzę go przerażona spojrzeniem z boku, zastanawiając się czego może odemnie chcieć w ten sposób. Czy może jednak uznał, że chce pozbyć się problemu? A jednak odrętwiała nie będę miała jak się bronić.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Salon [odnośnik]06.04.21 20:58
Strach był przereklamowany, co Cornelius rozumiał tym lepiej, im poważniej zajmował się propagandą. Nikomu i niczemu nie służy ciągły, utrzymujący się na stałym poziomie lęk. Istoty ludzkie są w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego, co uporczywie znoszą. O wiele lepiej było uderzać w emocje znienacka, działać z zaskoczenia.
A on...  on do tej pory nie miał powodu, by dać Wrońskiej jakiekolwiek powody do lęku. Była miłą odskocznią, utalentowaną malarką, a wreszcie znośną kandydatką na matkę jego dziecka.  Nigdy jej nie kochał, ale darzył ją pewnym sentymentem, miała dobre nazwisko i ładną buzię. Cornelius Sallow już dawno wyleczył się z romantyzmu. Porywy uczuć nie wyszły mu na dobre, Layla i Deirdre zasiały w jego życiu jedynie rozgoryczenie i bałagan. Nie wyleczył się do końca z ambicji, ale z każdym rokiem tracił nadzieję na garbatą szlachciankę, tak jakby kuzyn Faustus ukradł rodzinie szczęście ożenku z Blackówną. Jako mistrz układania pięknych słów mógł zaś wyczarować Mathildzie jakiś piękny życiorys, bajkę o utalentowanej zagranicznej (sic!) artystce o egzotycznym nazwisku. Na wszystko przyjdzie pora, po pogrzebie Alpharda Black - który musiał umrzeć jak na złość, zanim Sallow ogłosił swoje ciche zaręczyny... i którego śmierć mogła być niespodziewanym darem od losu, wybawieniem od sieci kłamstw.
Cornelius nie podejrzewał, by byle malarka mogła i chciała okłamać jego - ale odkąd widok własnego syna w Tower zasiał w nim straszne przypuszczenia to musiał, po prostu musiał się upewnić. I uderzyć z zaskoczenia. Strach najlepiej działał z zaskoczenia. Odwzajemnił więc pocałunki, choć już drżał z niecierpliwości, z ciekawości. Może Mathilda była niewinna, może jeszcze nie wszystko stracone.
Słuchał o starożytnym rytuale rozkojarzony, bowiem nie był przesądny - do tego stopnia, że nawet nie zauważył dziejącej się na własnych oczach przepowiedni. Po co fatygować się z jakimiś rytuałami, gdy można sięgnąć po środek pewny, niezbity, pozwalający wniknąć w zaskakującą jasność cudzych myśli i wspomnień? Oczywiście, jeśli Mathilda jest niewinna, to strasznie się zirytuje - oby to nie zaszkodziło dziecku, ale jego mentor legilimentował przy nim kobietę w ciąży i nic jej nie było, nie zamierzał być zresztą niedelikatny. No i zamierzał wymazać jej po wszystkim pamięć, jeśli w jej ślicznej główce nie znajdzie nic podejrzanego. Nie ma co zaczynać narzeczeństwa od rozgoryczenia. Zasłabłaś, to pewnie przez ciążę, wmówi jej, bo kłamać przecież umiał.
Mając w głowie cały plan, chwycił ją mocno i niemal czule gdy zdrętwiała, nie pozwalając jej osunąć się na podłogę ani doznać krzywdy. W końcu na razie była jeszcze matką jego dziecka.
-Wybacz mi, Mathildo, ale coś mnie zaniepokoiło, a tak będzie szybciej niż bawić się w kotka i myszkę w rozmowie. - przeprosił, a jego ton brzmiał na szczerze skruszony. Potrafił nadać własnemu głosowi prawie każde brzmienie, ale może nawet był szczerze skruszony. Zaraz się przekona.
Przytknął różdżkę do skroni Wrońskiej i wyszeptał, skupiony.
-Legilimens. - I chociaż starał się być jak najdelikatniejszy to wiedział, że Mathilda i tak poczuje w głowie rozdzierający ból. Nie przygotował się też na to, że sam będzie rozproszony - zarówno gorączkową ciekawością, jak i czymś, co jednak czuł do tej kobiety, jak i pragnieniem działania jak najdelikatniej, które zawsze wymagało więcej wysiłku. I był przecież przemęczony, od trzech nocy nie zmrużył oka, a pierwszego października omal się nie zabił. Może to wpłynęło na fakt, że poruszał się w głowie Wrońskiej bardziej chaotycznie niż zwykle, że zagubił gdzieś chłodną wprawę - i choć znalazł interesujące go wspomnienie...
...
Trzymała się za brzuch, bo w brzuchu mnie to nabardziej zabolało, ale Cornelius mógł opacznie go zrozumieć... - Twój syn... - a jednak nie widać, żeby nosiła jego dziecko w brzuchu, więc może Cornelius jednak nie zrozumie tego w ten sposób. - ... on cię potrzebuje

...to nagle zatonął w strumieniu innych wspomnień, zagubiony, rozkojarzony, na próżno usiłując skupić się na tym konkretnym...




nie rzucam, bo mamy ustalenia prywatne
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Salon [odnośnik]19.05.21 19:03
A gdyby jednak prawda była inna, gdyby jego przypuszczenia okazały się błędne, bo na prawdę byłabym z nim w ciąży, czy na prawdę sądził, że byle zaklęcie czyszczące pamięć, zapewniłoby by nam dobrą przyszłość? Prawdę czuje się podskórnie, a żadne zaklęcie nie jest tak silne, by jego moc nie mogła z czasem zmaleć. Nawet jeżeli nie w mojej głowie, to on musiałby w końcu odczuć jakieś wyrzuty sumienia, bo przecież każdy płaci cenę za swoje czyny. Cornelius dziś twierdzi, że nie czuje miłości, że nie jest zdolny do takich absurdów, a już na pewno nie byłby skory poświęcić dla niej swojej kariery. Co jednak byłoby w alternatywnej rzeczywistości, kiedy wychowywalibyśmy Corneiusa Juniora (i Petera), a ja miałabym umrzeć na okropną chorobę. Czy w obliczu śmierci nie wyznałby co zrobił mi, kiedy postanowił oprzeć całą naszą przyszłość na kłamstwie i braku zaufania?
W tej chwili, kiedy zdrętwiałam, moje oczy z przerażeniem starały się go dojrzeć. Poczułam niebezpieczeństwo, które wzbiera, niczym woda w jaskini, miarowo i szybko, odcinając mi drogę ucieczki. Przez moją głowę przebiegała tona myśli, ale jedna była najważniejsza: Peter, on musi być bezpieczny. Nie może nic mu się stać. Starałam się poruszyć, ale nie mogę nawet pokręcić nosem. Nie wiem czego chciał Cornelius. Zamierzał mnie tutaj udusić? A może zrobi mi operację i wyrwie dziecko z brzucha. Może chce się mnie bozbyć. Aale kiedy przyłożył mi różdżkę do głowy, zrozumiałam, że mogę spodziewać się tylko czegoś równie okropnego.
Potwór .
Cornelius też go musiał widzieć. Otyłego, zaniedbanego jegomościa  w wyciągniętym podkoszulku, który wchodzi do pokoju i zamyka za sobą drzwi za którymi świeciło się światło. Ciemność ogarnęła naszą trójkę. Byłam jednocześnie w łóżku i w salonie. W obu miejscach jednocześnie, a łzy płynęły mi, kiedy Sallow przywoływał te obrazy. Przecież tak długo pracowałam nad tym, żeby wyrzucić je z pamięci. Miały zniknąć, miały już nigdy mnie nie nawiedzać. Ale stały jasno i wyraźnie. Ciężkość wyimaginowanego ciała ze wspomnień przytłoczyła mnie i nie mogłam złapać tchu. Płakała dziewczynka w łóżku, ona też leżała tak nieruchomo jak ja teraz pod wpływem Drętwoty.
To trwało za długo.
Przenieśliśmy się w czasie. Siedziałam i malowałam obraz dla Lady Avery. Była niezadowolona i podsuwała mi ciemne myśli. Dopiero kiedy na płótnie pojawiła się brudna postać z rozczapierzoną buzią, kobieta się lekko uśmiechnęła. Nie chciałam go malować, a teraz miał wisieć jako przykłąd mojej sztuki w jej galerii. Musiałam wyjechać, spakowałam się i chwilę później byłam w San Francisco, nieco bardziej zaokrąglona na brzuchu.
Nie, nie będziemy szli w te stronę.
Wrociliśmy do salonu Sallowa. Miałam wizję jeszcze raz. Tym razem nie dotyczyła ona już nas. Jego syn miał postruę podobną jedynie do dorosłego mężczyzny. Nie było innych synów.
Nagle poczułam, że odzyskuję czucie w dłoni, bo zaciskałam ją mocno na sukience. Momentalnie wygiełam się i sturlałam na ziemię z kolan Corneliusa.
- To chciałeś zobaczyć!? - warknęłam na niego, z tej bezsilności nie stać mnie było już na nic poza łzami i złością. Przywołane przez magię Sallowa obrazy nie pozwolą mi teraz spokojnie usnąć, na pewno na bardzo długo. Szybko zrozumiałam, że krzyk skierowany w stronę kogoś, kto ma w ręku różdżkę i odkrył, że go okłamałam, to nie jest najlepszy pomysł. Nie dbałam o to, co się ze mną stanie, ale byłam po prostu sobą. Dlatego uniosłam na niego zapłakane oczy i pytam go:  - Dlaczego mi to zrobiłeś - znów chcę płakać, znów nie jestem nikim silnym. To pytanie nie powinno być skierowane do Corneliusa, ale było. Bo zrobił mi to samo co robił mi mój ojczym przez kilka lat. Corneliusie, jesteś potworem .


If there is a past, i have
forgotten it


Ostatnio zmieniony przez Mathilda Wroński dnia 20.05.21 17:15, w całości zmieniany 1 raz
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Salon [odnośnik]20.05.21 16:31
W swojej arogancji uwierzył, że każde wspomnienie da się usunąć, naprawić, że prawda jest względna i ta emocjonalna, wyczuta podskórnie, wcale się nie liczy. Nabierał tego przekonania stopniowo - w młodości zawodowo rzucając Oblivate na będących świadkami czarów mugoli. W pewnym momencie praca niepostrzeżenie splotła się z życiem prywatnym, z całą osobowością Sallowa - czy wtedy, gdy wrócił do kwiaciarni, gdzie pracowała Layla, aby na powrót poznać mugolkę, której wymazał pamięć? Wtedy, gdy pierwszy raz zmienił czyjeś wspomnienia za sprawą legilimencji? A może dopiero wtedy, gdy wtargnął do głowy matki własnego syna?
Powtarzał teraz utarte szlaki - legilimencja była spektakularnym końcem jego relacji z Laylą, z Deirdre, a teraz z biedną Mathildą. Do tej ostatniej czuł najmniej, bo jedynie pożądanie i sympatię, ale to nie jej wina - lata wyprały go z sentymentów, nie był już chyba zdolny do wielkich porywów serca.
Albo może czuł więcej, niż się spodziewał - z doświadczenia wiedział, że najłatwiej buszowało mu się po umysłach osób, które były mu całkowicie obojętne. Nie wiedział, czy to jego emocjonalna słabość, czy cecha legilimencji w ogóle, ale gdy mu na kimś zależało, było trudniej. Potrzebował całkowitego skupienia, a trudno było mu się skupić, gdy z tyłu głowy myślał o własnym, nienarodzonym dziecku.
Nieistniejącym dziecku. Tego się w końcu dowiedział, choć droga do informacji była o wiele bardziej okrężna niż planował - zamiast znaleźć konkretne wspomnienie Mathildy, dał się porwać jej myślom i emocjom. Wcale nie chciał znaleźć się w dziecięcej sypialni, ale nagle - namacalnie - odczuł jej paniczny strach,  na moment zapominając nawet o samym sobie. Cornelius Sallow był teraz gdzieś daleko, w przeszłości Mathildy, ale z jego nieobecnych oczu mimowolnie spłynęły dwie łzy, jej łzy.
Spróbował sobie przypomnieć, kim sam jest - dorosłym mężczyzną, nic mu nie grozi, to tylko wspomnienia - i ruszył dalej, aż zobaczył jasnowłosą postać za kratami, własne wspomnienie sprzed kilku dni, jej... wizję? Nie widział dobrze twarzy, ona pewnie - oby - też nie, ale znalazł, co chciał. Pewność, że tylko o dorosłego syna chodziło.
Nie ma żadnego innego.
Odczuł narastającą panikę i gorycz - tym razem własną - i może to te uczucia, a może sama Mathilda, wypchnęły go z jej głowy.
Złapał urywany oddech, ledwo rejestrując, że Wroński wybudziła się z Drętwoty i sturlała się z jego kolan. Był doświadczonym legilimentą, zwykle dochodził do siebie błyskawicznie, ale natłok cudzych i własnych uczuć nieco przytłaczał. Zwłaszcza, przy tylu niespodziankach.
Zamrugał, usiłując odpędzić z głowy tamto gorzkie wspomnienie z jej dzieciństwa (choć nigdy go nie zapomni, jak żadnego wspomnienia, które wykradał) i ułożyć sobie w całość to, czego właśnie się dowiedział.
Nie była w ciąży, okłamywała go przez dwa miesiące.
Była za to... oszustką i jasnowidzką? Widziała Marceliusa, ale chyba, oby, nie wiedziała, że to on - nie wychwycił w jej wspomnieniach rozpoznania. Musiałby ją uciszyć na zawsze, gdyby się domyślała - a tego jednak nie chciał.
I było jakieś inne dziecko, ale to już go nie obchodziło.
Dziwny żal za nieistniejącą rodziną zmienił się nagle w gorycz i złość.
-Oszukiwałaś mnie. - wycedził, lodowatym tonem, na początku nie zwracając nawet uwagi na jej łzy. Musiał się zdystansować, musiał na powrót stać się sobą, odciąć od jej przeżyć i skupić na własnych.
A sam przecież - czuł ból, prawdziwy ból i rozczarowanie, których starał się nie dopuścić do siebie.
-Podejrzewałem już od jakiegoś czasu, musiałem się upewnić. - skłamał płynnie, albowiem nic nie podejrzewał, była zdolną oszustką. Zaczął podejrzewać dopiero, gdy spotkał Marceliusa w więzieniu.
-Mógłbym cię wtrącić do więzienia za oszustwo. To i wszystkie inne, znalazłbym je w twojej głowie. - wysyczał, na ślepo, wyładowując złość. Był pewien, że coś tam znajdzie i chciał ją zastraszyć. Wyczuł, że starała się coś ukryć, coś powiązanego z tamtym innym dzieckiem. Nie obchodziło go to zresztą - dbał o siebie. -Ale - jeśli nie piśniesz komukolwiek słowa i opuścisz Londyn, może moglibyśmy o tym zapomnieć. - zaproponował, choć w jego wzroku Mathilda mogła wyczytać, że to nie propozycja, a otwarta groźba.
Obydwoje mieli reputację do ochrony.
-Spakuj się natychmiast i zniknij mi z oczu. - warknął, mocniej ściskając różdżkę. Zanim zrozumiem, jak mi przykro i zrobię coś głupiego.
Wziął głęboki wdech, usiłując się opanować.
Przymknął oczy, ale pod powiekami zatańczył mu otyły jegomość z jej głowy.
Niech to szlag.
-Mógłbym ci pomóc zapomnieć. O nim. Na zawsze. Ostatnia przysługa, przez wzgląd na... dawne czasy. - wychrypiał nagle, łagodniejszym tonem.
Nie powinien jej w niczym pomagać, powinien być wściekły, powinien wyrzucić ją na bruk. Oszukała go, podle, grając na jego pragnieniu ojcostwa.
Ale nie był przecież zupełnym potworem.
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Salon [odnośnik]20.05.21 17:41
Przyśpieszone bicie serca już nie jest spowodowane gorejącą namiętnością, ale strachem. Podnosząc się z ziemi, czuję, jak dzwoni mi w uszach, wiem, że utraciłam wszystko na co pracowałam ostatnie pół roku. Podejrzewał? A więc musiało to zajść aż tak daleko, żeby mnie sprawdził? Nie sprawdził, kiedy przyszłam do niego po raz pierwszy, kiedy był pijany i wymykałam się po nocy, nie zdziwiło go to, że nie chcę zostawać na noc, nie miało dla niego znaczenia to, że nie rozmawiam z nim o polityce, mimo że świat coraz szybciej się wokół niej kręcił? Musiało dojść do tego, że uwierzyłam w swój sukces i gotowa byłam na zostanie jego żoną, żeby musiał zacząć coś podejrzewać? Przecież gdyby to stało się wcześniej, nie pozwoliłby mi zajść tak daleko. A więc jednak przesadziłam. Powinnam była jeszcze poczekać kilka miesięcy, w inny sposób go usidlić. Albo na prawdę zajść w ciąże. Zła na siebie, przerażona tym, że jestem wciąż w jego domu, skatowana wspomnieniami, słyszę co do mnie mówi, widzę go, ale wstaje nerwowo, chcąc jak najszybciej stąd wyjść. Nie wiem co krzyczy, bo z tych emocji odcięło mi słuch, spogladam w bok i widzę przyrządy do kominka. Czy jedno uderzenie w głowę wystarczy, żeby go ogłuszyć? Albo ten wazon, który za nim stoi. Wystarczy się skupić i rozwalić mu coś ciężkiego tak, by stracił przytomność. Wtedy zyskam chwilę, by stąd uciec.
Groził mi, te słowa dotarły do mnie jakbym słyszała go z drugiej strony wody. A więc chce się mnie pozbyć. Wieczne wygnanie. I tak nie chciałam tu zostać, tylko jego osoba zapewniała mi w mieście bezpieczeństwo. Kiedy on jest na mnie zły, nie mogę tu zostać - to było oczywiste, innego planu nie miałam. Bo plan już kreował się w mojej głowie. Zaraz stąd wyjdę, biorę dziecko i nie oglądając się za siebie, wyjeżdżam. Do domu po rodzicach na północy kraju. Jestem pewna, że tego wspomnienia Cornelius nie ma, nie wie gdzie jest ten dom. Muszę tylko zrobić krok w stronę drzwi, nic więcej.
I robię  go, czując jak polecenie od Sallowa ruszyło mi mięsnie. Nie mam nic co chciałabym stąd zabrać, to głupie, powinnam była wziąć każdy z prezentów, który mi dał w ostatnim czasie, miałabym prznajmniej jakieś zapasy pieniędzy na ucieczkę. Ale teraz jestem dumna i przerażona, a to bardzo ogłupiająca mieszanka.
I wtedy proponuje mi coś, a ja zatrzymuje się. Mam mętlik w głowie, bo kiedyś bardzo chciałam zapomnieć, marzyłam, żeby ktoś mógłby mi w tym pomóc. Jaka ironia, że przychodzi ta propozycja od kogoś, kto mógł zupełnie bezzaklęć mnie wyleczyć. Swoją obecnością i wsparciem. Dziś ta sama osoba chce wyrwać mi z głowy wspomnienie i czuje się pewnie niczym największy dobrodziej.
- Jeżeli myślisz, że pozwolę ci na zrobienie mi tego samego raz jeszcze ... - odezwałam się i oglądam na Corneliusa. To już koniec. - Nie jesteś wcale lepszy od niego. Wyobraź sobie, co by mogło być, gdybyś nie robił tego siłą i mi zaufał. Nie wyszedłyś na tym tak źle. A teraz jesteś znów sam. Zawsze będziesz sam. - posłałam mu ostatnie spojrzenie i wyszłam za drzwi. Chwilę potem zniknęłam w tłumie przechodniów, przemierzając morze ludzi śpiesznym krokiem. Nie mogłam zlapać oddechu, panika powoli wzbierała w mojej krwi. Muszę wydostać się z Londynu. Ale to już.

/zt x2


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach