Wydarzenia


Ekipa forum
Lazaret
AutorWiadomość
Lazaret [odnośnik]05.08.15 16:59
First topic message reminder :

Lazaret

★★
Odrapane ściany i drewniana posadzka odbarwiona krwią nie budzą zaufania, sala, w której Cassandra przyjmuje chorych, niczym nie przypomina sal w Mungu. Kilka podpróchniałych szafek zajmują głównie stare prześcieradła służące do odrywania opatrunków i, najpewniej, chowania zwłok tych, których nie dało się już odratować. Stare okna chronione są solidnymi okiennicami, dobrze chroniącymi pomieszczenie przed światłem. Wzdłuż ściany ustawiono trzy łóżka, na przeciw których znajduje się również prowizoryczny siennik, na parapetach lśnią fiolki i gliniane miseczki wypełnione różnobarwnymi maziami, których pochodzenia ani przeznaczenia lepiej jest się nie domyślać.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:03, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lazaret - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Lazaret [odnośnik]19.04.21 14:00
Na jej twarzy nie pojawiło się ni zaskoczenie ni rozbawienie, kiedy Wren opowiedziała swoją historię; jako uzdrowicielka miała do czynienia z wieloma wypadkami, a takie jak te wbrew pozorom nie zdarzały się wcale rzadko. Magia w swojej naturze była kapryśna, jak nieokiełznany żywioł, nieposkromiony, nie zawsze pod kontrolą. Lancea nie była jednak zaklęciem czarnomagicznym, a to mogło sporo ułatwić, powoli skinęła głową, odwijając z przegubu dłoni czarny rzemień, którym owinęła włosy Wren, spinając je z tyłu głowy - tak, by nie szwendały się przy zasklepionej ranie, kiedy czarownica wypiła podany jej napar, nie dostrzegając jej chwilowego zawahania.
- Robiłaś to już kiedyś? - zapytała Elvirę, kiedy w pomieszczeniu wybrzmiało pytanie zadane przez Wren. Procedura nie była prosta, nie zawsze skuteczna, bywała ryzykowna i niezwykle bolesna. Dłuższy czas nie miała okazji, ostatnim razem opiekowała się bratem Goyle'a. - Tkanki ucha musza odnaleźć połączenie z twoim ciałem. Żyły, nerwy, skóra, ciało musi znów stać się jednością. Twoje ucho jest teraz żywe, ale brakuje mu żywiciela. Jeśli przyjrzysz mu się uważnie, dostrzeżesz, że lekko pulsuje - Odsunęła się od dziewczyny, różdżką przywołując ku sobie miskę ze świeżą wodą, chwilę krzątając się po pobliskich szafkach wyjęła świeży bandaż, zamaczając jego materiał. Po chwili przysiadła obok Wren, przemywając zaleczoną skórę w miejscu blizny po jej uchu, ściągając zanieczyszczenia. - Purus - szepnęła, unosząc różdżkę w to samo miejsce, upewniając się, że skóra była gotowa na rytuał. -  Możesz poczuć cos w rodzaju... ugryzienia, kiedy ucho będzie łączyć się z twoim ciałem. Chwilowy dyskomfort, zioła zminimalizują ból... - mówiła dalej, sięgając po menażkę z uchem - którą przełożyła na swoje kolana. - Słuch powinien wrócić momentalnie po udanym wszczepie, jednakże przez kilka tygodni może się pojawiać dyskomfort związany z zaburzonym ciśnieniem. Szumy, piski, przez jakiś czas będzie to naturalne. Mogą się pojawić chwilowe głuchoty, najdalej kilkusekundowe, lub efekt podwójnego słyszenia. To ostatnie będzie nieco niepokojące i w takim przypadku będę musiała poprosić cię o kontakt. Podobnie w razie wylewu ropy - zakończyła lekko, trochę jak gdyby mówiła o planach na kolację. Przywykła w zasadzie. Drgnęła, oglądając się na Elvirę, kiedy Wren wspomniała o jej głowie. Pamiętała, w jakim stanie znalazła się u niej pod koniec ubiegłego miesiąca i po prawdzie martwiła się jej stanem - ale nic nie wskazywało na to, by pozostał po nim większy lub uciążliwszy ślad. Skinęła głową Wren, sięgając dłonią skóry jej głowy, nieco silniejszym naciskiem sprawdzając efekt eliksiru przeciwbólowego:
- Czujesz coś? - dopytała, przyglądając się jej profilowi z uwagą - nie chcąc dać się oszukać. - Jak się teraz czujesz? - zwróciła się już do Elviry, skoro Wren wiedziała o jej wcześniejszym stanie, nie miały chyba między sobą nic do ukrycia. - Kiedy zaczęłaś? Ile to jeszcze potrwa? - dopytała, spoglądając na nią przez ramię. - To musi być dokuczliwy stan. Jak ci się sprawuje... to? - Z lekko uniesioną bronią kiwnęła głową na jej protezę. - Chodź, pomóż mi - poprosiła Elvirę. - Usiądź po jej drugiej stronie, przytrzymaj jej głowę. Musi być całkowicie nieruchoma...




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Lazaret [odnośnik]20.04.21 15:56
Nawet odczuwając niepokój, Elvira nie zamierzała pozwalać sobie na okazywanie go na powierzchni. Przygotowane do skomplikowanej procedury, obie z Wren były niczym figury utkane z misternych włókien, piękne, acz odporne na rozciąganie. Ani w postawie ani w wyrazie twarzy nie przebłysnął strach, na bladych ustach Elviry bez przerwy błąkał się niewielki uśmiech przepełniony fałszem; by nie marszczyć brwi, co kilka sekund unosiła je lekko, jakby wszystko poddawała w wątpliwość. Byle za wiele nie odkryć, nie okazać tego, co w środku. Brak zaufania do Cassandry byłby obrazą. Brak zaufania do Cassandry sprawiłby, że nigdy nie stanęłaby na jej progu z Wren. Wiedziała, że wszystko się uda, musi, a jednak brała pod uwagę zmienne, zastanawiała się, co zrobi, jak będzie mogła pomóc, jeżeli coś pójdzie nie tak. Opuszki palców mrowiły magią, powtarzanymi w głowie inkantacjami czarów.
Zrozumiała - uznała, że zrozumiała - czego tyczył się drobny przytyk i posłała Wren spojrzenie, mrużąc przy tym jedną powiekę. Powiedziałaby, co o tym myśli i wciągnęła się w jedną z niewątpliwie fascynujących je obie dyskusji, gdyby nie znajdowały się na neutralnym terenie. Dzisiaj nie był zwykły dzień, dzisiaj Chang miała odzyskać pełen słuch, urodę (choć nie brakowało jej niczego wcześniej) oraz satysfakcję z załatwionej sprawy, co Elvira potrafiła doskonale pojąć.
- Dziękuję, że przypominasz, bo miałam zamiar rozebrać się do naga i... - Zacisnęła na moment zęby, jakby sama próbowała to powstrzymać, ale słowa i tak wydostały się z jej ust - ...zacząć klaskać. - Zaróżowiła się na czubku nosa i zabrała dłoń z pleców kobiety, krzyżując ramiona z dystansem na piersiach.
Tylko Elvira mogła zachować się w ten sposób, obrażając samą siebie, a potem się z tego powodu bocząc. Uraza dumy nie trwała jednak długo, wystarczyło, by zobaczyła Cassandrę i wyprostowała plecy w subtelnym wyrazie uznania. Zajmując miejsce po prawej stronie Wren, wyczuwała przez skórę, że emocje wewnątrz drobnej Azjatki kłębią się i buzują. W odpowiedzi na jej wytłumaczenie, skinęła głową, posyłając Cass dłuższe spojrzenie, by dać do zrozumienia, że jest to historia doskonale jej znana. Było tak w istocie.
Wren zdała się zawahać przed przyjęciem mikstury, spróbowała więc przywołać ją do porządku niewielkim dotykiem. Gdyby zależało to wyłącznie od jej widzimisię, objęłaby całą dłoń kobiety własną i mocno splotła ich palce, wydawało się to jednak... nie niestosowne, nie było rzeczy niestosownych, ale zbyt tkliwe. Obraza dla silnego ducha i płomiennego charakteru.
- Niestety nie, kilkukrotnie obserwowałam - odparła szeptem, wspominając chłodne minuty w Azkabanie, gdzie o każdej porze dnia panowała nieskończona ciemność. - Pokaż mi. Opowiedz dokładnie - poprosiła, odsuwając kolanami w bok, aby zrobić przyjaciółce więcej miejsca na pryczy. Wątła iskra zaborczości, jaka zapłonęła w Elvirze, gdy zobaczyła obcą dłoń oczyszczającą bladą skórę, była zbyt słaba, aby pozwolić jej dojść do głosu. - Teoria transplantacji jest fascynująca - skwitowała skrupulatne wyjaśnienie. - W wypadku przedramienia odczucia będą podobne? Myślisz, że mogę spodziewać się, że przez kilka pierwszych tygodni ręka nie będzie w pełni sprawna? - Zamyśliła się. - Być może będę w stanie zrobić to sama... - Jeżeli dziś opanowałaby teorię i pokaz, a potem poćwiczyła na trupach w kostnicy.
Niechętnie pozwoliła tematowi przejść do sprawy jej niedawnej nieudolności. Z perspektywy czasu czuła się tak, jakby ten okres był przedłużającym się snem, koszmarem, bez sprecyzowanego początku i końca, niczym rozmazana plama we wspomnieniach.
- Lepiej - odparła krótko, nienawykła do pytań o własne uczucia. - Powinnam mieć w pełni wykształcone przedramię przed końcem października. Proteza jest wielkim ułatwieniem, ale nie spełnia wszystkich funkcji prawdziwej ręki. To męczące.
Przysunęła się na prośbę Cassandry i bez pytania Wren o zdanie objęła jej głowę dłońmi z dwóch stron. Twarda, metalowa proteza spoczęła na potylicy, wplątując palce w czarne włosy i delikatnie rozmasowując skórę, zwykła dłoń natomiast bez ruchu oparła się o czoło.
- Tylko nie piszcz. To będzie chwila, ugryzienie bahanki - powiedziała kpiąco, przywołując zdania często kierowane do dzieci. Fałszywe. Frywolne. Rozluźniające napiętą atmosferę, przeciążone mięśnie i splątane myśli.
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Lazaret [odnośnik]01.05.21 17:29
Wren nie zamierzała upadać dziś tak nisko, by ni jednym słowem odnieść się do wątpliwej sławy wyczynu Elviry z pogrzebu lorda Alpharda, przewróciła więc tylko ciemnymi oczyma i prędko odcięła myśli od powrotu do drażliwego tematu. Jakim imbecylem trzeba było być, by, mając matkę wywodzącą się ze szlachetnego, tradycyjnego rodu, klaskać tuż po przemowie ojca chowającego swojego syna, nestora żegnającego dziedzica dumnej rodziny? Merlinie, gdyby tylko mogła, samodzielnie natłukłaby Multon oleju do głowy, ale na to było chyba za późno, przypadek pozostawał medycznie beznadziejny.
Dotyk zachęcający ją do opróżnienia fiolki z eliksirem przeciwbólowym nie pozostał niezauważony. Podobnie jak obecność, bliskość, nie tyle już cielesna, co przede wszystkim mentalna, bo nawet ktoś tak zajadle odważny jak Azjatka zmagał się z traumami, z lękami, uzdrowicielskie procedury na przestrzeni lat stały się jednym z nich. Nie potrafiła wyzbyć się wspomnień o atakach rozrostu, o tym, jakie spustoszenie siały w jej głowie za każdym razem, kiedy kości ruszały się pod skórą; wyolbrzymiała ich przemieszczanie się i była gotowa przysiąc, że zawsze niemal wyrywały się z pleców, by stworzyć na niej smocze skrzydła. Ale teraz będzie inaczej. Wierzyła zarówno Elvirze, jak i poleconej przez nią Cassandrze, której wyjaśnieniom przysłuchiwała się z najwyższą uwagą. Chciała być świadoma. Tego, co będzie się działo, co wydarzy się już za chwilę.
Azjatka próbowała uspokoić oddech, kiedy Vablatsky usiadła po jej drugiej stronie i zaczęła przemywać miejsce mające złączyć się z wyhodowanym alchemicznie uchem.
- Nie boję się bólu, jeśli to ma znaczenie - zapewniła. Nie, to nie przed nim drżała wewnętrznie, a przed wizją rozrostu uderzającego w nią w trakcie procedury, choć szanse na to były nikłe, szczególnie po ataku zażegnanym na początku października. Delikatnie, niemal niedostrzegalnie skinęła głową na następne słowa kobiety. - Podobnie czułam się niedługo po utracie ucha - stwierdziła odnośnie zaburzonego ciśnienia, tego, jak reagował jej błędnik i kanał słuchowy, który nagle pozbawiono swego rodzaju prawidłowego zwieńczenia. Przez moment spojrzała na Elvirę kątem oka. Jasnowłosa na pewno się nią zajmie, szczególnie w tak trudnym czasie. - Czy w razie potrzeby mogę zwrócić się do ciebie listownie, Cassandro? Nie próbowałam jeszcze własnych sił w samotnych wędrówkach po Nokturnie, mogłabym permanentnie zbłądzić - przyznała spokojnie i raz jeszcze zwróciła wzrok w kierunku przyjmującej je dzisiaj gospodyni.
Właściwie gdyby nie zadane przez kobietę pytanie, Azjatka nie domyśliłaby się, że na jej skórze pojawił się jakikolwiek nacisk, więc zamruczała przecząco w odpowiedzi, drgnęła jednak wyraźnie, kiedy ta zapowiedziała, że potrzebna będzie pomoc z przytrzymaniem jej głowy w miejscu. Oddech na moment ugrzązł w piersi, dopóki nie przypomniała sobie, że to konieczne, że ruch mógłby zakłócić cały proceder, zmarnować tygodnie poświęcone na wyprodukowanie nowego ucha. Nie mogła tego zaprzepaścić.
- Nie teraz - wymruczała z pozornym spokojem na kpinę Elviry; nie podnoś mi dodatkowo ciśnienia, nie potrzebuję tego. Przecież bicie serca przyspieszyło i tak, a umysł galopował, podświadomie poszukując znaków na to, że kości poruszają się pod materiałem szaty. - Oddaję się w twoje ręce, Cassandro. Nie pozwól mi, w razie czego, niczego popsuć - poprosiła. Nie pozwól, nieważne w jaki sposób.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Lazaret [odnośnik]09.05.21 23:35
Skinęła łagodnie głową na słowa Elviry. Obserwowała - to powinno wystarczyć, żeby mogła w tym pomóc; co dwie różdżki to nie jedna, trudniej o błąd. Dwa skupione umysły były w stanie dokonać rzeczy większych niż jeden, a po ostatnich wydarzeniach nie miała powodów wątpić w kompetencje czarownicy. Fakt, że była zapoznana z teorią, dobrze o niej świadczył. Była fascynująca, to prawda, fascynujące były wszelkie teorie wykraczające poza to, co zwykłe i codzienne, ciągle od nowa zaskakujące doskonałością ludzkiego ciała i zegarmistrzowskiej precyzji, z jaką to ciało zaprojektowano i skonstruowano.
- Ręka będzie słabsza, póki nie przyjmie się w pełni, tego możesz być pewna. Nie robiłam nigdy przeszczepu dłoni, ale kończyna z pewnością wymaga więcej siły niż choćby nos czy ucho... - zaczęła snuć rozważania, gdy uzdrowicielka ją z nich wytrąciła; uniosła lekko brew, spoglądając na uzdrowicielkę z oczywistą dezaprobatą. - Elviro, czy ty się słyszysz? Jak zamieszasz to zrobić sama bez ręki? Chcesz chodzić z ręką krzywo zrośniętą? Zamierzasz ryzykować, że będzie ją trzeba amputować i przytwierdzić od nowa? Mam nadzieję, że to był tylko żart - Pokręciła głową z dezaprobatą, ciężko wzdychając. Nie mogła być tak lekkomyślna, okazała to wystarczająco po powrocie z locus nihil - pracując, aż nie padła z wyczerpania.
- Możesz zwrócić się do mnie w każdej chwili  - odparła na pytanie Wren, przeważnie nie interesowało ją, jak pacjenci ją tutaj odnajdą. Jeśli nie wiedzieli, jak się tutaj zjawic, najpewniej nie powinni się tu zjawiać wcale. Ale Wren - jako przyjaciółka Elviry - mogła liczyć z jej strony na więcej. - Wskaż tylko w liście miejsce, w którym powinnam się zjawić. Mam jednak nadzieję, że podobne rozwiązanie okaże się zbyteczne, a cała rekonwalescencja przebiegnie bez zbędnych komplikacji - skwitowała krótko, choć łagodnie, oglądając się na drugą uzdrowicielkę.
- Wyciągnij różdżkę - zwróciła się bez zawahania do Elviry; jeśli chciała pomóc, mogła to zrobić w pełni - tak, jak mogła pomóc najlepiej. Swoją magią. - Będziesz powtarzała po mnie gesty - zadecydowała, unosząc lekko własną, demonstrując gest, który należało wypowiedzieć przy inkantacji; Elvira z pewnością go znała, ale wolała upewnić się, że leżał w zasięgu czarownicy. Wpierw kolisty potem falisty w poprzek i na końcu - rysował w powietrzu trójkąt wokół przeszczepianej kończyny. To wiązało tkanki na zawsze. - Spokojnie - odparła na słowa Wren, nie, nie zamierzała jej pozwolić niczego zepsuć. Zamierzała doprowadzić ten  przeszczep do końca. - Zrobisz to po mnie, kiedy skończę. Powtórzysz  - poleciła Elvirze, gdy w końcu przystąpiła do wykonywania odpowiedniego gestu, wypowiadając inkantację: - Transplantatio - A jej głos był silny, pewny siebie, bo dokładnie wiedział, co pragnie osiągnąć. Prawą dłonią przykładała ucho do miejsca na ciele kobiety, w którym powinno się znajdować; kątem oka odnalazła wzrok Elviry, nagląc ją do działania. To nie mogło czekać.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Lazaret [odnośnik]09.05.21 23:35
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 36
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lazaret - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Lazaret [odnośnik]28.05.21 13:37
Spotkanie z Cassandrą było szansą dla nich obu; nie tylko oferowało Wren najlepszą możliwą opiekę podczas zabiegu, ale też umożliwiało Elvirze przestudiowanie poprawnie wykonanej procedury transplantacyjnej, przygotowując ją na to, co miało nadejść. Nie chciała wnosić egoistycznej nuty do tak ważnej dla Azjatki chwili, ale po wielu miesiącach ich relacji dziewczyna z pewnością domyślała się, że Elvira nawet pomagając ze szczerą intencją pilnowała, aby okoliczności przynosiły jej maksymalną korzyść. I tak siedziała blisko, najbliżej jak była w stanie bez wadzenia głównej uzdrowicielce, w jednej części pragnąc i skupiając na tym, by okazać Wren wsparcie, a w drugiej - tej pragmatycznej - analizując szczegóły i szukając drogi do wiedzy.
Spięte jasne włosy muskały szczupłe ramiona, gdy nachylała się, by doglądać dokonywanych przez Cassandrę przygotowań. Słuchała równocześnie cichych słów, które padały jedne za drugimi i w napiętej atmosferze oczekiwania wydawały się nie mieć znaczenia. Najgorsze było czekanie - krótka chwila bólu przynosiła ulgę, kiedy miało się świadomość, że procedura już się dokonała. Nie miała żadnych wątpliwości, że Wren przetrzyma ją bez piśnięcia; naprawdę była odporna, co udowodniła niejednokrotnie, gdy wstawała na nogi porozcinana wzdłuż własnymi zaklęciami.
Trwała w sakralnym wręcz skupieniu, z którego wytrąciła ją przygana Cassandry. Początkowo w krtani zawrzał gorąc niezadowolenia, ale z uwagi na sympatię, na wspomnienia - zmusiła umysł do zatrzymania wodospadu ciętych odpowiedzi. Miała rację, pod wieloma względami, być może nawet w pełni. Jakaś arogancka część Elviry nie chciała wierzyć, że nie poradziłaby sobie z przeszczepem sama - ale to nie byłaby pierwsza tragedia wynikła z tej płonnej nadziei.
- Nie będę ryzykować, Cassandro. - Masz rację zawisło w powietrzu, choć nie zostało wypowiedziane. - Zwrócę się do ciebie, gdy ręka będzie gotowa. Dziękuję za twoją pomoc. - Rzuciła Wren spojrzenie z ukosa, zastanawiając się, jak bardzo zaskoczy ją rozsądkiem. Miała czasem dni, gdy zazdrość i złość na świat nie osiągały wartości granicznej. Takie, gdy umysł zaprzątały ważniejsze sprawy; na przykład zabieg bliskiej przyjaciółki.
Ustabilizowała głowę Azjatki zgodnie z zaleceniem Cassandry, ale prędko okazało się, że musi zabrać żywą rękę i wyciągnąć z kieszeni białą różdżkę. Pomyślała, że kilka przytyków tu i tam sprawi, że Wren poczuje się bezpieczniej, normalniej, ale musiała się przeliczyć, ponieważ blada twarz i czarne oczy pozostawały tak samo stateczne, bez wyrazu. Mięśnie pod ciemnymi włosami nie przestawały być spięte.
- Wszystko pójdzie dobrze - zapewniła więc ciszej i zupełnie poważnie, mrużąc powieki w skupieniu, gdy podążała śladami Cassandry, wypróbowując nowy, skomplikowany ruch różdżką. Skinęła głową, przyjmując do wiadomości inkantację i kolejność, powtarzając ją w myślach. Gdy nadeszła jej kolej, dokładnie odwzorowała ruch wiedźmy, mówiąc pewnie, bez zawahania: - Transplantatio. - Magia lecznicza opierała się na celowości, wyobraźni i żądzy, czarodziej winien wiedzieć, co chce osiągnąć.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Lazaret [odnośnik]28.05.21 13:37
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 24
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lazaret - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Lazaret [odnośnik]25.06.21 22:22
| przepraszam, strasznie zagapiłam się z kolejką!

- Dziękuję. Masz moją wdzięczność, Cassandro, przysługę, jeśli kiedyś będziesz potrzebować do czegokolwiek mugolskiej posoki - dziewiczej i świeżej - i wiele więcej, lecz o tym niebawem zapewni zawartość przygotowanej sakiewki, a nie tylko byle słowa. Wren spodziewała się także, że nie musiała kryć się pod dachem tej lecznicy z naturą własnego zawodu; Multon nie zabrałaby jej wszakże do szlamoluba ani terrorysty, nawet w swoim... życiowym roztargnieniu.
Zaskoczenie było oczywiste, zrodzone już w trakcie słów uciekających z ust Elviry. Cassandra musiała być dla niej autorytetem, być może jako jedyna realna postać, z krwi i kości, tkwiąca tu i teraz, w ich czasach. Lecz nawet jeśli rzeczywiście tak było, Wren nie odezwała się już więcej, w ciszy przysłuchując się wymianie słów między czarownicami; jej wiedza na temat magii leczniczej była o wiele mniejsza, pragnęła zatem uczyć się z mądrości ich rozmowy, nawet w sytuacji, gdy owładnięta była zdenerwowaniem. Mrowiło ją ono w opuszki palców, ściskało od środka żołądek - nie była do tego przyzwyczajona. Do oddawania się w czyjeś ręce, pod czyjąś kontrolę, nie swoją własną. Nigdy nie kończyło się to dla niej dobrze - ale może ten jeden raz okaże się inny, lepszy?
Kątem oka patrzyła na ruchy różdżki Cassandry, choć nie mogła przyjrzeć im się zbyt dokładnie. Pokłady spokoju i siły Azjatka poświęciła na to, by tylko nie ruszać głową, kiedy poczuła, że coś niesprecyzowanego dzieje się w pobliżu zaleczonego wejścia do kanału słuchowego. Nie bolało, nie łaskotało, ale to uczucie wydawało jej się... Dziwne, zimne, a jednocześnie palące i niepokojące. Nie wiedziała nawet kiedy zrozumiała, że przestała oddychać, byle tylko nie zniweczyć prób magii, jakie uskuteczniała obok niej pani Vablatsky. Kiedy kobieta zaprosiła do czynu różdżkę Elviry, Wren także nie drgnęła. Po wydarzeniach z lasu, kiedy to jasnowłosa uzdrowicielka właściwie wyratowała ją z objęć ponurej śmierci, miała do niej zaufanie. Do jej talentu medycznego i znajomości anatomii. Do jej biegłości w wykorzystywaniu tej wiedzy nie tylko teoretycznie, ale i praktycznie.
- To miejsce wydaje się gorące. Jak otwarta rana - zwróciła się do obu czarownic ostrożnym szeptem. Próbowała nawet nie ruszać przesadnie ustami, pewna, że przez to wszystko nie chciałaby przechodzić jeszcze raz. A jednak musiała zapytać. - To dobrze? - spojrzenie czarnych oczu znów pomknęło do kącika, z którego obserwowała część widocznej sylwetki Cassandry.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Lazaret [odnośnik]02.07.21 21:00
Powoli, łagodnie i nieśpiesznie skinęła głową, kiedy Elvira zapowiedziała się przyjść z wizytą w sprawie swojej ręki; rycerze zaskakiwali ją rzadko, kiedy chodziło o ich zdrowie, najczęściej utrzymując, że ze wszystkim i w każdej sprawie poradzą sobie sami. O ileż Elvira miała nieco więcej możliwości utrzymywać podobną tezę, o tyle samo w tym konkretnym przypadku ryzyko z jej strony nie było wcale mniejsze. Mówią, że szewc chodzi bez butów, potrafiła zdiagnozować objawy łapanych ją chorób, ale nie przeprowadziłaby przecież sama na sobie skomplikowanego zabiegu, jej ciało odmówiłoby posłuszeństwa. Dokładnie tak jak w przypadku Multon. Teraz jednak na świeczniku znajdowała się jej przyjaciółka. Połączone wiązki zaklęć, jej i Elviry, zatańczyły przy uchu kobiety o orientalnej urodzie, otulając jej ucho ciepłą aurą. Spokój bijący od obu czarownic musiał zwiastować jedno - sukces.
- Doskonale - pochwaliła Elvirę, sięgając dłonią skóry poskładanej czarownicy, opuszkiem palców wyczuwając zgrubienia blizn w łączeniach. Wyszeptała kilka inkantacji wzmacniających, które miały wspomóc regenerację skóry i organizmu, a przede wszystkim zabezpieczyć przeszczep przed jego odrzuceniem. Oczyścić ranę. - Wygląda na to, że wszystko przebiegło... bez zarzutu - zastanowiła się na głos, ocierając skórę Wren subtelnym muśnięciem dłoni sprawdzającym jej stan i reakcje. Skupiała się jeszcze w pełni na jej ciele, gdy Wren zapewniła o swojej wdzięczności. - Czy to prawda, że ta krew pozwala zachować młodość? - zapytała po chwili zawahania, kiedy usłyszała słowa Wren; czytała o kąpielach Morgany Selwyn, widziała zdjęcia tej diabelsko pięknej czarownicy. I była w życiu raczej próżna, ale raczej nie sadystyczna. Od tego, że nie sprawi sobie fiolki krwi na poprawę cery, nikt nie przestanie przecież zabijać tych ludzi. - Odpowiedz mi szczerze - poprosiła, Morgana zdawała się być najlepszym dowodem, ale z drugiej strony - czy gdyby wyglądała jak Morgana, czy wtedy zdradziłaby sekret swojej urody całemu światu? Z pewnością nie. A może warto było spróbować? Nie mogła się zdecydować. - Próbowałaś? - zapytała zatem o opinię Elvirę - i jej nie można było odmówić nieprzeciętnej urody.
- Tak - odparła na pytanie czarownicy. - To stan zapalny, przejdzie do kilku dni. Może trochę pobolewać, ale rana się goi, a ucho wygląda dobrze. Twoje ciało musi je przyjąć. Staraj się nie przemęczać, wysypiać się, dobrze odżywiać, a skutki uboczne przeminą prędzej. To już wszystko, jesteś zdrowa - zakończyła, odsuwając się od obu czarownic, by przemyć dłonie w pobliskiej misce z wodą.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Lazaret [odnośnik]04.07.21 21:51
Magia lecznicza była najsubtelniejszą ze sztuk - nie towarzyszyły jej błyski świateł, taniec opalizujących wiązek w powietrzu ani głośne dźwięki. Była łagodna, niewidoczna prawie, gdyby nie fakt, że ciało pod szeptanymi inkantacjami układało się zgodnie z wolą czarodzieja, z zepsutych tkanek na nowo wysnuwało się życie. Elvira do takiego uzdrowicielstwa była przyzwyczajona i to uznawała za jego kwintesencję - zabiegi wykonywane w skupieniu, w ciszy, obserwacja postępów, reagowanie na nieprawidłowości. Transplantacja była piękna w swej potędze tworzenia, skomplikowana, ale warta poświęcanej pracy. Elvira rada była, że może to obserwować, może uczestniczyć, dołożyć do sukcesu własną cegiełkę, dzięki czemu Wren na nowo skorzysta z obu uszu.
Odsunęła się nieco na ławeczce, aby przyjrzeć się efektowi z dystansu. Skóra wokół ucha w istocie była zaczerwieniona, nieco spuchnięta, ale domyśliła się zapalnej etiologii jeszcze zanim wszystko zostało wytłumaczone przez Cassandrę. Zostawiła starszej uzdrowicielce edukację pacjentki, ponieważ była to jej pacjentka - bez pomocy nokturnowej wiedźmy nie udałoby im się przejść procesu tak sprawnie, szacunek, jaki Elvira do niej czuła, pogłębiał się z każdym upływającym tygodniem.
Odezwała się dopiero wtedy, kiedy skierowano do niej pytanie:
- Jeszcze nie miałam okazji... ale jeżeli miałabym próbować, to tylko z pewnego źródła - Przechyliła głowę w kierunku Wren, nie pozostawiając wątpliwości co do tego, że ufa Azjatce i poleca pracę, którą wykonywała, nawet jeżeli sama wciąż nie pokusiła się o spróbowanie kąpieli w gorącej krwi. Czy była to decyzja, do jakiej należało dojrzeć? - Dziękuję ci, Cassandro. Kolejny raz nie zawiodłaś mojego zaufania - powiedziała z niespotykaną dla siebie życzliwością, zsuwając się z ławki, by również przemyć dłonie; a przynajmniej jedną, prawdziwą dłoń, gdyż druga wciąż pozostawała połyskującą atrapą. - Pozdrów ode mnie Lysandrę - dodała cicho, gdy wyłącznie uzdrowicielka mogła ją usłyszeć, a potem odwróciła się, by razem z Wren opuścić lazaret.
Stary, ciemny korytarz prowadzący do wyjścia był pusty i intymny, ale i tak odczekała, aż znajdą się wystarczająco daleko od pokoi, dotrą do miejsca, gdzie za pojedynczą wnęką znajdowały się schodki prowadzące do legowiska trolla. Tam zatrzymała się i pochwyciła Azjatkę za dłoń, drugą - ludzką - uniosła do jej nowego ucha, by z największą delikatnością założyć za nie kosmyk włosów.
- Rachunek wyrównany. Straciłaś ucho w pojedynku ze mną, obiecałam pomóc z jego odzyskaniem. Czy teraz już nie jestem ci potrzebna? - zapytała cicho, blisko, nachylając się nad niższą dziewczyną z na wpół przymkniętymi powiekami. Co mogła odpowiedzieć? Czy odpowiedź miała znaczenie? Przecież i tak znów na siebie wpadną, to było nieuniknione. - Nie mów, że nie jestem, bo będę musiała odciąć ci drugie ucho - parsknęła z niepotrzebną ironią, a potem pokonała wreszcie dzielący je dystans, by złożyć na ustach Wren krótki pocałunek.
Tym razem nie smakował krwią.

/zt


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Lazaret [odnośnik]13.07.21 22:55
Choć od środka wciąż zalewał ją gorąc zdenerwowania i niepewności, gdy uzdrowicielka obwieściła, że procedura dobiegła końca - Wren pozwoliła sobie na przeciągły wydech rozluźnienia. Nie wiedziała nawet jak mocno spięte do tej pory miała wszystkie mięśnie w ciele, przygotowana nie tyle na fale bólu, które wcale nie nadeszły, co na możliwość nieudanego zabiegu i utraconej nadziei. Ostatnimi czasy jej kontakt z Frances osłabł diametralnie, nie znała innego równie uzdolnionego alchemika mogącego zapewnić jej nowy eliksir odtworzenia, bo ucho, które odrzuciłoby jej ciało chyba nie byłoby już zdatne do użytku. A może byłoby? Azjatka wiedziała na ten temat mniej niż było to komfortowe, do diabła. Ale wiedzieć też nie musiała już nic. Zadrżała przez chwilę na kozetce i odwróciła powoli głowę, by pełnoprawnie spojrzeć na Cassandrę - przez moment jeszcze w ciszy, jakby spodziewając się, że kobieta doda jakieś ale.
- Elvira miała rację - skomentowała później, upewniwszy się, że w uzdrowieniu nie krył się żaden haczyk. Była wreszcie cała i zdrowa. Utracone na leśnej ściółce ucho powróciło do niej w zupełnie nowym wydaniu, wystarczyła chwila, by zasymilowało się z resztą organizmu - i klątwa zostanie odegnana. - Nie wątpiłam w twoje umiejętności, ale okazałaś się lepsza, niż mogłam się spodziewać - przyznała z uznaniem, podnosząc się z siedziska. Wciąż nieco chwiejna dłoń sięgnęła do kieszeni płaszcza i wydobyła z niej sakiewkę pełną monet; Multon wcześniej dała jej znać o cenie za wykonanie zabiegu, toteż czarownica była odpowiednio przygotowana. I tak zapłaciłaby dziś każde pieniądze. - Przelicz, proszę - zwróciła się do Vablatsky, wręczając jej zapłatę. W biznesie niczego nie można było mierzyć zaufaniem; znaczenie miały liczby, a wysokiej jakości usługom przysługiwała współmierna cena, z którą ktoś taki jak Wren nie zamierzał się targować.
Ostrożnym, niebywale delikatnym ruchem musnęła opuszkami przymocowane do głowy ucho i westchnęła ukontentowana, by później sięgnąć po płaszcz i odnieść się jeszcze do tematu krwi, - Ja dostrzegam rezultaty, moje klientki także. Spróbuj, pierwszą fiolkę masz u mnie gratis - zachęciła z uśmiechem. Wystarczyć będzie jeden list przyniesiony przez sowę magomedyczki, by mogła skorzystać z ów specyficznej... promocji. Nie różniło się to wcale od praktyki, jaką Chang stosowała z rodzinami krwi szlachetnej. Im także wręczała nieodpłatne próbki, by czekać jedynie, aż nadejdą zamówienia za satysfakcjonującą ją sumę - i zazwyczaj tak właśnie było. Czarownica sięgnęła do dłoni Cassandry i uścisnęła je wdzięcznie. - Jeszcze raz dziękuję - powtórzyła, by następnie udać się z Elvirą do drzwi, a gdy już zostały same, parsknęła tylko niby pogardliwie, choć w rzeczywistości maskowało to szampański humor nieco mącący w głowie. Musiała się położyć, odpocząć. - Nie obiecuj, bo ja odetnę ci ostatnią dłoń, która ci została - wymruczała jedynie z przekąsem i zmarszczyła nos, gdy wargi Multon musnęły jej własne. - Odprowadź mnie.

zt, dziękuję :pwease:



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Lazaret [odnośnik]01.08.21 0:25
Skinęła głową na słowa Elviry, z grzeczności, nigdy przecież nie zawodziła - ani powierzonych jej zadań, ani - tym bardziej - pokładanego w niej zaufania. Zawsze podchodziła do swoich obowiązków z całkowitym oddaniem, upewniając się, że jej pacjenci otrzymywali to, czego potrzebowali. Zapewne dlatego na pochwały obu czarownic nie zareagowała z nadmiernym entuzjazmem, ale wciąż z życzliwością, gdy przytaknęła w milczeniu, przemywając dłonie po wykonanym zabiegu w znajdującej się w pobliżu misie z wodą.
- Możesz do niej zajrzeć, Elviro - odpowiedziała czarownicy, z przelotnym uśmiechem na ustach; dziewczynka ją lubiła, nie widziała przeszkód dla ich spotkania. Była przecież ledwie piętro wyżej. Z zainteresowaniem przemknęła spojrzeniem od jednej czarownicy do drugiej, zastanawiając się nad towarem, o którym mówiły. Była próżna, obietnica sukcesu mogła ją przekonać niezależnie od idącej za tym ceny ludzkiego życia, którego to ofiarę w myślach zwyczajnie pomijała. Bezcenna pierwsza próbka wydawała się kuszącą ideą, będzie mogła sprawdzić jej działanie na własnej skórze. Zbliżało się wielkie wydarzenie, a ona zamierzała wyglądać na nim dobrze.
Zgrabnym i spokojnym ruchem dłoni skryła różdżkę w połach spódnicy, odbierając od pacjentki przekazaną jej sakiewkę. Wpierw wyważyła ją w dłoni, wyczuwając zawartość jako zbliżoną do tego, czego oczekiwała, potem dopiero rozsupłała rzemień, aby wyrzucić monety na otwartą dłoń i przyjrzeć się mieniącym się pieniądzom. Przeliczyła monety szybko, przerzucając je jedna po drugiej z powrotem do sakiewki, zaufanie zaufaniem, pomyłki, mniej lub bardziej zaplanowane, chodziły po ludziach. - Wszystko się zgadza - zawyrokowała po chwili, wrzucając sakiewkę do lewej kieszeni. Uchwyciła jej dłoń, kiedy jej sięgnęła, zamykając ją pod palcami drugiej, nieśpiesznie, powoli, uwalniając ją z uścisku; skinęła głową raz jeszcze w milczeniu, odprowadzając obie czarownice spojrzeniem. Pokręciła przecząco głową, gdy opuściły lecznicę, odprowadzając je spojrzeniem - usta wygięły się w subtelnym rozbawieniu. Musicie być ostrożniejsze, mniej ostentacyjne, poradziła im w myślach, sama o siebie, bo dobrze wiedziała, że jej rad i tak nie będą słuchać. Nie powinny afiszować się ze swoimi skłonnościami tak otwarcie, zwłaszcza teraz. Mężczyźni się tego bali. Wiele kobiet brzydziło. Szczęśliwie, nie miała dzisiaj tłumów.
- Bywajcie - pożegnała je obie, szepcząc te słowa już bardziej do siebie, niż do nich, kiedy odeszly.

/zt




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Lazaret [odnośnik]05.02.23 17:02
|22 czerwca?

Ignotus na nowo uczył się chodzić. Wciąż potrzebował pomocy Cassandry żeby wstać, ale potrafił już pomału iść bez podtrzymującej go dłoni uzdrowicielki. Wciąż chwiejnym, ale jednak już samodzielnym krokiem udawało mu się dotrzeć do ściany po drugiej stronie lazaretu, oprzeć się o nią i ponowić swój spacer w drugim kierunku. Cztery razy udało mu się przemierzyć całą długość ciemnego pomieszczenia, całkowicie samemu i wbrew zaleceniom Cassandry, naiwnie wierząc, że się nie dowie. Ale przy piątej długości jego prawa stopa odkleiła się od podłogi o sekundę za późno, zaskoczone palce zahaczyły o ziemię, kolano lewej nogi musiało przyjąć na siebie nie tylko cały ciężar ciała, ale i wziąć nagłe, o wiele trudniejsze zadanie stabilizacji, czemu ostatecznie nie podołało. Ignotus zdążył jeszcze wyciągnąć ręce przed twarz i siłą rozpędu dopaść do ściany, o którą boleśnie uderzył barkiem zanim osunął się po niej na ziemię. Skrzywił się z bólu i zamarł w bezruchu jak dziecko, które stłukło wazon w salonie, w którym nie wolno mu było się bawić. Nasłuchiwał przez chwilę, ale nie dotarł do niego dźwięk nadchodzących kroków. Nawet nie marnował czasu na przekonywanie samego siebie, że jest za stary, żeby podwijać ogon ze strachu, że ktoś na niego krzywo spojrzy, bo zachował się nieodpowiedzialnie. Mając pół wieku na karku wiedział już, że to wcale nie jest kwestia wieku, i wbrew naiwnej wierze lat młodzieńczych, nigdy się z tego nie wyrasta. Był sam, nikt go nie widział, a tym bardziej nie potrafił czytać w jego myślach, więc bez niepotrzebnego udawania, mógł się do tego bez wstydu przed sobą przyznać.
Nie usłyszał niczyich kroków, a więc oznaczało to ni mniej, ni więcej, że wciąż był zdany tylko na siebie. I dzięki temu miał czas wrócić na łóżko, na którym zostawiła go rano Cassandra, zanim uzdrowicielka wróci i obdarzy go wymownym spojrzeniem, a on będzie musiał przełknąć cisnące się na usta przeprosiny, żeby udawać, że zachował swoją godność i jest dorosłym człowiekiem, który wie, co robi.
Syknął cicho, kiedy użył obitego barku do podniesienia się do pozycji siedzącej i obrócenia tak, by plecami oprzeć się o przeklętą ścianę. Spróbował ruszyć ręką, ale ból nie zwiększał się, wydawało mu się, że nie zrobił sobie poważnej krzywdy. Nie licząc siniaka, który na pewno formował się na jego ramieniu, i którego zapewne ostatecznie nie uda mu się ukryć przed jego uzdrowicielką. Ale to było zmartwienie dla Ignotusa z przyszłości, Ignotus z teraźniejszości musiał dokonać heroicznego czynu przeczołgania się spod ściany do łóżka. Krytycznym spojrzeniem ocenił, że powinno mu to zająć mniej niż pół godziny, wliczając w to dwa, krótkie przystanki na zaczerpnięcie oddechu. Największym problemem pozostawała jednak kwestia tego, że cały czas ktoś mógł pojawić się w lecznicy, a Ignotus bardzo nie chciał żeby ten ktoś zobaczył go czołgającego się po ziemi, bezbronnego, słabego i upokorzonego porażką w próbie, której nie powinien był podejmować. Miał w sobie wystarczająco głupiej dumy i kiepsko pojętej godności, by unieść się honorem i udawać, że ściana, pod którą siedział była dokładnie tym miejscem, w którym chciał się znaleźć i wszystko odbywa się zgodnie z bliżej nieokreślonym, ale z pewnością szczegółowo przemyślanym planem. Z drugiej strony, nie był idiotą żeby wierzyć, że ktokolwiek się na to nabierze. Dlatego zagryzł zęby i wspierając się o ścianę spróbował stanąć na trzęsących się nogach. Tyle razy podnosił się z sytuacji bez wyjścia, z upadków, które miały być ostateczne, zarówno tych dosłownych jak i metaforycznych, zawsze zagryzał zęby i prąc naprzód pokonywał kolejne bariery, ciągnął swoje ciało dalej, samą chęcią przetrwania i ślepą przekorą wobec życia, które próbowało go złamać. Wiedział, że i tym razem da radę, musiał dać radę. Ale jeszcze nie teraz.
Jego nogi poddały się i znowu na wpół siedział, na wpół leżał na zimnej posadzce. Zaklął siarczyście pod nosem dając krótki upust swojej frustracji.
A kiedy to robił, kiedy podejmował tę kolejną, skazaną na porażkę próbę radzenia sobie samemu, udowadniania, że jest silniejszy niż był w rzeczywistości, zapomniał nasłuchiwać zbliżających się kroków.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Lazaret - Page 10 B3e8d48ddeaf7e46b947b02738129a68
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Lazaret [odnośnik]05.02.23 22:47
Umhra uniósł na niego czujny wzrok, ale nie zagrodził mu przejścia — od przeszło miesiąca spędzał tu więcej czasu niż we własnym mieszkaniu, które zajmowała przybyła z Rosji kuzynka. Varya. Wszedł do środka powoli stawiając kroki. Nie pamiętał dawnych wizyt, ostrożności, która mu towarzyszyła, nie wiedząc jakich pacjentów przyjmowała; ukłucia niepokoju i zazdrości; nie pamiętał, że potrafiła sobie radzić nawet z tymi najbardziej niepokornymi; a potem swobody i bezczelności z jaką odbywał wizyty, jak gwałcił jej osobistą przestrzeń, życie stając się pasożytem o wiele gorszym od własnego brata, od którego uciekała. Wiele się zmieniło od tamtego czasu, on także. Kiedy stawiał pierwsze kroki w lazarecie po przeczytaniu listu od wieszczki nie zastanawiał się jeszcze czy Ignotus także się zmienił. To dopiero przyszło za chwilę, jak seria innych pytań. Czy długi sen wpłynął na niego drastycznie? Z jakim człowiekiem się spotkał? I czy był Ignotusem, czy ojcem, którego zaakceptował? Ile razy zwrócił się do niego w ten sposób?
Podłoga pracowała, ale starszy Mulciber skoncentrowany na własnym przetrwaniu i walce z ułomnościami mógł tego przecież nie słyszeć. Nim jednak Ramsey dostrzegł żałosne próby wstania na nogi, rozejrzał się po lazarecie i łóżkach, szukając przy nich uzdrowicielki. Siarczyste przekleństwo i głos, który wyrył się w pamięci pociągnęły jego głowę w drugą stronę. Ujrzał go — zaskoczony jego obecnością równie mocno, co samym faktem, że żył. Stojąc kilka sekund w bezruchu oswajał się z tą myślą, jego widokiem, własnym zaskoczeniem — nie przywykł do niego. Patrzył na Ignotusa, który walczył z największym wrogiem — samym sobą. O jego zaginięciu usłyszał od Sigrun podświadomie godząc się z jego końcem, ale był jego ojcem. I choć Ramseya wykształciły doświadczenia, przeżycia, rygor dzieciństwa, twarda ręka, ból, cierpienie, to może coś było w tych powtarzanych frazesach: jaki ojciec taki syn, niedaleko pada jabłko od jabłoni. Czy mogli być podobni? Czy krew z krwi miała takie znaczenie? Być może Ignotus był twardszy niż sądził, wytrwalszy, silniejszy niż wyglądał. Nigdy nie podejrzewałby się o tak przyziemne i płytkie emocje, jak tęsknota i ulga z czyjegoś widoku. Myślał, że jest wolny od troski i zmartwień o jakichkolwiek ludzi, we wszystkim był tylko cel, interes. Czy tak było naprawdę?
Był ledwie do siebie podobny, a przynajmniej ledwie przypominał człowieka, z którym rozmawiał ostatni raz. W tym nieco rozpaczliwym obrazku widział jednak niezłomnego Rycerza Walpurgii. Patrzył na niego chwilę nieruchomo, choć to nie zakłopotanie go zatrzymało w miejscu, ani drżące, niepodobne do niego uczucia. Trud walki, jaką wkładał w podniesienie się był olbrzymi. Nie ruszył ku niemu — być może świadom tego, że właśnie ta pomoc uczyni go słabszym i nieporadnym. Być może dlatego, że nietypowo potrafił wyobrazić sobie, co przechodził i co przeżywał, a upośledzona umiejętności odczuwania empatii zaskoczyła, dodając do tego egocentryczne przekonanie, że jego obecność stała się najlepszym motywatorem dla tej walki. Na jego miejscu nie chciałby tej pomocnej dłoni. Nie chciałby być widziany w takim stanie i podskórnie czuł, że właśnie ta słabość wiązała go z Cassandrą. Jeśli leczyła go tyle lat, widziała go w tych wszystkich stanach — jako jedyna? wierzył w to — wiedziała, że nie jest nieśmiertelny.
— Przywiozłeś mi jakąś niespodziankę? — spytał nieco oskarżycielskim tonem wymagającego syna, który witał zmęczonego ojca po czym dniu pracy. Uśmiechnął się lekko, obracając ku niemu całkiem i ruszył w jego stronę, choć nie po to by mu pomóc. Usiadł na jednym z łóżek, uprzednio upewniając się, że jest czyste i sięgnął do kieszeni po papierośnicę. — Mam nadzieję, że się wyspałeś, bo czeka cię trochę pracy — powiedział poważniejąc i przenosząc na niego spojrzenie. — Parę rzeczy się zmieniło— Zawiesił na nim wzrok, wyciągając w jego kierunku papierośnicę — ale by wyciągnąć papierosa musiał podejść sam, o własnych siłach, bo Ramsey nie wyglądał jakby zamierzał mu ułatwić.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Lazaret - Page 10 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Lazaret [odnośnik]05.02.23 23:08
Tak działo się zawsze - chwila nieuwagi mściła się najokrutniej. Ignotus spodziewał się Cassandry i jej wymownego spojrzenia, kolejnego pacjenta i zdziwionej miny, którą ten niechybnie przybrałby widząc siedzącego pod ścianą Mulcibera. Nie przewidział jednak, że skrzypienie podłogi, którego nie usłyszał, zwiastować może pojawienie się Ramseya. Zdał sobie sprawę z obecności syna dopiero słysząc jego słowa, na które poderwał nagle głowę zaskoczony. Skrzywił się, kiedy dotarło do niego ich znaczenie.
- Ciebie też dobrze widzieć - odparł poprawiając się pod ścianą, ze swojego miejsca bacznie obserwując drugiego mężczyznę. Nie mógł się do tego przyznać, ale pytanie Ramseya bolało. Nigdy nie przywoził mu prezentów, nigdy nie był dobrym ojcem. Jeżeli czegoś żałował w swoim życiu to właśnie tego. Gdyby tylko ktoś dał mu szansę na cofnięcie czasu i popełnienie nowych błędów, może mógłby się ustrzec przynajmniej części tych starych. I nie musiałby przełykać rozczarowania samym sobą słysząc pytanie, do którego powinno mieć prawo każde dziecko w stosunku do swoich rodziców. Ale oto byli tutaj, w lazarecie, dwaj dorośli i przez tyle lat obcy sobie mężdzyźni. A mimo wszystko przyszedł. Mógł być okrutny tak długo i tak bardzo jak tego chciał, mógł nie chcieć mieć z Ignotusem nic wspólnego, mógł go nienawidzić albo i nim gardzić; miał do tego wszystkiego pełne prawo, a Ignotus nie powiedziałby nic. A jednak nigdy z tego prawa nie korzystał.
Niespodzianką pozostawało, że wciąż żył, chociaż nie był jeszcze gotowy powiedzieć tego na głos. Sam był tym faktem zdziwiony. Były takie chwile, kiedy leżał nieprzytomny i śnił, że był pewien, że umarł. Czy było to piekło, czy też inne zaświaty, do których trafiają ludzie tacy jak on, nie wiedział, ale towarzyszyło mu dogłębne, przenikające poczucie końca. Czasami wciąż miał wątpliwości czy się obudził, czy może po prostu utknął w kolejnej, zbyt realnej wizji, w końcu tak wiele z nich dotyczyło Ramseya. Kiedy patrzył na syna, czekając aż ten podejdzie do niego by z litością postawić go na nogi, pozbawiając go resztek złudzeń, których trzymał się ostatnimi już siłami, zdał sobie sprawę, że to musiała być jawa. Sam nigdy nie zdołałby wymyślić podobnego scenariusza. Spojrzał na wyciągniętą w jego stronę paczkę papierosów, na dystans, który musiał przebyć pomiędzy nimi a sobą i wiedział, że nie mógł ich odmówić. Nie dlatego, że ich potrzebował, ale dlatego że to była kolejna przeszkoda do pokonania. Jeśli teraz jej ulegnie, będzie musiał mierzyć się z porażką nie tylko przed sobą, ale przede wszystkim przed Ramseyem. A jego nie mógł zawieść. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż był słaby. Usiadł więc kupując czas i oparł się w pełni o ścianę, przymknął oczy i na chwilę przestał się szarpać.
Kolejne słowa Ramseya potraktował jedynie pozbawionym wesołości uśmiechem. Tak, spał świetnie. Poza tym, że nie mógł się obudzić i myślał, że trafił do dawno zasłużonego piekła, to wręcz wybornie.
- Byłbym rozczarowany gdyby nie - odparł dając sobie jeszcze kilka sekund kiedy mógł siedzieć i odzyskiwać oddech. - To była długa drzemka.
A kiedy wyczerpał limit słów, które mógł wypowiedzieć z podłogi, spoglądając na Ramseya w górę, zacisnął zęby i wpatrując się martwo w przestrzeń przed sobą, nie dostrzegając nic, naparł jedną ręką na ścianę, a drugą oparł o ziemię. I tak postawił nogę, na której po chwili chwiejnie stał. Zakołysał się, ledwo łapiąc równowagę, ale ściana ponownie przyszła mu z pomocą. Kiedy wiedział już, że stoi, ponownie spojrzał na syna i zrobił pierwszy krok, rozstając się z oparciem, które raz uratowało go przed upadkiem. Powoli, uważnie stawiając nogi dotarł wreszcie do łóżka, na którym usiadł ostrożnie.
- Czego potrzebujesz? - Może to było zmęczenie, może nieco infantylne, ale przejmujące uczucie triumfu towarzyszące pierwszemu, samodzielnemu podniesieniu się, które wykrzesało z jego głosu nadmierny entuzjazm, a może upojenie wywołane zbyt dużą ilością snu. Skrzywił się na własny głos i słowa. A co gorsza, zanim zdołał się powstrzymać, dodał kolejne. - Co jest do zrobienia?
Wciąż jeszcze był słaby, nie tylko fizycznie. Gdzieś podczas swojej wycieczki po snach i wspomnieniach, zgubił fragmenty siebie i teraz musiał pomału, kawałek po kawałku samego siebie pozbierać. Wreszcie wziął oferowanego papierosa, któremu przyjrzał się przez chwilę zanim wreszcie go odpalił, zaciągają się z przyjemnością, jakiej dawno już nie czuł.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Lazaret - Page 10 B3e8d48ddeaf7e46b947b02738129a68
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512

Strona 10 z 11 Previous  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Next

Lazaret
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach