Wydarzenia


Ekipa forum
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela
AutorWiadomość
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]14.01.21 21:49
First topic message reminder :

Pomnik Cronusa Wyzwoliciela

Po całkowitym przejęciu stolicy przez czarodziejów i ustaniu walk, dla upamiętnienia zwycięstwa nad mugolami tuż przed Pałacem Buckingham postawiono wzniosły pomnik na cześć nowego Ministra Magii. Pomnik Wyzwoliciela, wyjątkowo utalentowanego autora, brytyjskiego rzeźbiarza, Aikena Cattermole przedstawia półnagą sylwetkę Cronusa Malfoya odrywającego głowę ostatniemu stąpającemu po londyńskich ziemiach mugolowi. Pomnik jest wyjątkowy — z kamiennej głowy mocno osadzonej w wyciągniętej dłoni ministra nieustannie sączy się krew. Czy prawdziwa — mecenasi sztuki nie mają pewności. Oczywiste jest jednak, że wykonana z bałkańskiego marmuru statua wzbudza ogromny podziw. Plotki głoszą, że każdy kto nabierze w dłonie sączącej się posoki i wysmaruje nią twarz sprowadzi na siebie uśmiech fortuny.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]30.01.22 1:34
Nim się spostrzegł, dziewczyna zawisła na jego ramieniu, a on miał jej twarz tuż przed sobą; naprawdę śliczną, uroczą, a przy tym dziwnie znajomą. Nie radosną, nie ciepłą, a zakrytą jakimś nostalgicznym smutkiem, którego dramatyzm był tak silny, że niemal materialny. Musiała mieć bardzo wrażliwe serce, dało się to wytyczać z jej szklistych źrenic; dłoń tańczyła odruchowo, chwyciła coś miękkiego i ciepłego, nietrudno było zgadnąć, że musiało być to jedzenie, wypiek, może słodki? Coś lepiło się do rąk. Nie dostrzegła, że to zabrał, zamiast tego westchnęła na głos; rozpoznawał ten głos, oczywiście, że tak, słyszał go wiele razy na szkolnych korytarzach, na wielkiej sali w trakcie posiłków, na błoniach otaczających zamek, kiedy jak wszyscy odpoczywała. Cordelia Malfoy, wtedy tylko śliczna panienka, dzisiaj - krewna samego Ministra Magii. Nie wiedzial, czy była jego córką czy bratanicą, ale właściwie nieszczególnie go to interesowało - pozostawała kwestia ściągania na siebie nadmiernej uwagi. Mogłoby się wydawać, że Cordelia, jak zawsze, znajdować się będzie w jej centrum, a jednak była tutaj zupełnie sama.
- Ja - zaczął, bez przekonania, gdy zastygła w ten sposób przy nim, przełknął ślinę, przekraczając granicę niezręczności, gdy wciąż czuł na sobie jej wpatrzone spojrzenie. Poznała go? Chyba nie, a jeśli, to niczym nie dala tego po sobie poznać. - Przepraszam - powtórzył bez zawahania, nie chciał jej przecież wystraszyć. - Gapa ze mnie - próbował się wytłumaczyć, szukanie przyczyny we własnej niezdarności przeważnie odciągało uwagę skutecznie. - Chwila, jak kto? - Ściągnął jasną brew, do wielu zwierząt porównywano go w życiu, najczęściej do tych niezbyt sympatycznych lub tchórzliwych, lecz do jednorożca porównano go w życiu po raz pierwszy. Jego serce zabiło mocniej, kiedy torebka dziewczyny uciekła jej z rąk i rozsypała swoja zawartość, czy zwróci uwagę, że nie było w niej już tego, co wyjął? Połączyć fakty nie było trudno, wpadnięcie w tłumie na kogoś, kto wytrąca jej z rąk torebkę, zaalarmowałoby każdą przeciętnie inteligentną osobę. Ale nie ją.
- Aura? - zapytał, gdy cisza zaczęła się przeciągać. Aura kradzieży, tak? Jednak to wychwyciła, a teraz pośle go na szafot? Och, nie? Wychwycił spojrzenie jej błękitnych, szeroko otwartych oczu. Mieli podobną barwę. - Nie miałbym śmiałości tak po prostu... - zaczął niezgrabnie. Zatrzepotała rzęsami, a jego wzrok zdawał się z lekkością dawać hipnotyzować tym gestom. - Zraniłaś się? - zapytał ze zmartwieniem, gdy wspomniała o bólu łokcia. Nie chciał przecież wyrządzić jej krzywdy, czy popchnął ją zbyt mocno? - Serce - powtórzył po niej, mimowolnie ściągając wzrok na jej serce, tylko na ułamek chwili. - To tylko nerwy, spokojnie - odpowiedział, odsuwając się od niej dopiero, gdy krzyknęła mu do ucha; rozejrzał się po rozrzuconych przedmiotach, od razu chwytając porzuconą torebkę. - Pomogę - zaoferowal sie bez chwili zawahania, powoli przerzucając do niej skarby Cordelii. - Pozbieram to - Wpierw jego palce odnalazły skrawki materiału, poczatkowo myślał, że to chustki, lecz z bliska przypominały sukienki dla lalek. Zeszyt lub książka, nie otwierał, wrzucając do torebki. Zawahał się nad sakiewką, ale ostatecznie i ją wrzucił do torby. Fiolka z eliksirem - czy to perfum? - również znalazła się w środku, zaraz później błyszczące pierścionki. Nie powstrzymał jednak zdumionego uniesienia brwi, gdy pochwycił... suszony bukiet kwiatów? Zostawił go w śniegu, uznając za mało istotny, podobnie jak rozrzucone bułeczki, raczej nikt już ich nie zje. W jego dłoni zniknęły za to aksamitki do włosów oraz grzebyk z klejnotem, które zamierzał wrzucić do kieszeni kurtki. Szybkim, zwinnym gestem.
- Pewnie wybierała się panienka na jarmark - Właściwie stwierdził, nie zapytał, przekazując jej niedopiętą torebkę. - Czeka panienka na kogoś? - Powinien się zwijać już teraz? To niemożliwe, że ktoś pozwolił jej tutaj przyjść samej.

zręczne ręce II (+30)


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]30.01.22 1:34
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 71
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]30.01.22 9:28
Trzepotanie rzęsami na widok przystojnego młodzieńca Cordelia miała opanowane do perfekcji, tak samo jak spoczywanie w bezpiecznych, męskich ramionach, dlatego też wcale nie odczuwała dyskomfortu płynącego z przypadkowego zderzenia. Ba, nie było na pewno takie przypadkowe, blondyn zachwycił się nią i stracił równowagę, przejęty pięknem i urokiem czarownicy, tak, na pewno taki był powód, ale przecież nie przyzna się do tej słabości - lady Malfoy przenikliwie zauważyła, że niektórzy dżentelmeni okazywali romantyczne uczucia tylko w poezji, wstydząc się obnażyć je wprost. Wspaniałomyślnie wybaczyła więc naruszenie nietykalności cielesnej, świadoma, że gdyby wpadła na nią kobieta albo mężczyzna znacznie brzydszy, wszczęłaby awanturę, wzywając straże, magiczną policję i aurorów, oczekując też, że sam Cronus Malfoy zstąpi z piedestału i wymierzy karę przestępczy czyhającego na niewinną arystokratkę.
Marcelius miał więc szczęście: zapewne dawno nie trafił na istotę tak naiwną, wiernie wyznającą pradawną zasadę, że ładna buzia równa się ładnemu sercu, a piękno - wewnętrznemu dobru, postrzeganego przez Cordelię jako nienawiść wobec mugoli, biedoty i umiejętność przeznaczenia ulubionej bransoletki (jednej z siedemnastu) na charytatywną licytację dla magicznego sierocińca. Smutna, samotna i zagubiona, szybko uznała wysportowanego blondyna za swego wybawcę, szukając pociechy oraz dystrakcji od niewesołych myśli - a także od nudy, która zaczynała przesiąkać razem z deszczem przez pozłotkę buntowniczego aktu odwagi. - Przeprosiny przyjęte - stwierdziła łaskawie, uśmiechając się po królewsku, z łagodnią i wyrozumiałością wobec braku manier szlachty niższego rzędu, ignorując wyraźne zdezorientowanie chłopca. Przyglądał się jej z uwagą, co odrobinę ją speszyło, lecz niewinne zawstydzenie ustępowało miejsca zadowoleniu. Zarumieniła się lekko, prostując się i poprawiając przód płaszczyka i sukienki. - Źrebięta jednorożców nie potrafią zapanować nad nóżkami, wierzgają, skaczą i przewracają się. Zupełnie, jak pan na mój widok - wyjaśniła cierpliwie, jak dziecku, coraz bardziej zachwycona tym spotkaniem. Nie dość, że ktoś wyrwał jej myśli z ciemnego miejsca, to jeszcze mogła go czegoś nauczyć, dumnie przekazując wiedzę. Niepopartą faktami, nigdy nie widziała na własne oczy młodego jednorożca, lecz przecież ryciny baśni nie mogły kłamać. Ani w odmalowywaniu wesołych źrebiąt ani w przedstawianiu jasnowłosych rycerzy (szkoda, że nie miał konia), którzy ratowali ją z opresji. Nieco nieporadnie, widocznie nie przywykł do obcowania z tak piękną czarownicą; mogła mu to wybaczyć, zachihotała więc ponownie, bo choć chętnie skomentowałaby jego zagubienie oraz niezbyt wprawne retorycznie wypowiedzi, to postanowiła nie być drobiazgowa. Nie dzisiaj, nie teraz, gdy przeżywała prawdziwą przygodę. - Widział pan kiedyś jednorożca? Lubi pan koniki? - kontynuowała rozmowę, jak przystało na godną damę, zaplatając przed sobą dłonie, na podołku, by z wyprostowanej perspektywy obserwować zbierającego jej przedmioty chłopaka. Ona nigdy nie schyliłaby się po nic - no, może poza medalionem po matce - miała od tego służbę i kawalerów. Zerknęła w górę, na pomnik ojca, jakby chciała mu przekazać, by zobaczył: jednak świat zewnętrzny nie był taki straszny i zły! Wystarczyło kilka chwil, by mężczyzna padał jej do stóp i otaczał opieką. - Żałuję, że nie uwieczniono pana ojca na jego ulubionym ogierze, Heronie. To uroczy aetonan, ale trochę straszny - pociągnęła temat, wskazując swobodnym gestem pomnik, oczywiście nie mogąc się powstrzymać, by podkreślić, że górujący nad okolicą posąg jest podobizną jej krewnego. Nie, żeby sądziła, że każdy wie o tym, czyją jest córką - na salonach było to oczywiste, ale tutaj, na ulicy...Cóż, pozwalała dojść do siebie myśli, że zaaferowany blondyn nie ma o tym pojęcia, zbyt zestresowany całą sytuacją. - Jeszcze kwiatki - dorzuciła na tym samym wydechu, widząc, że w śniegu ciągle znajdował się zasuszony bukiecik. - Ach, właściwie mogłabym się udać na jarmark, ale to trochę daleko - odpowiedziała w zastanowieniu: może to nie był zły pomysł? Kiedy była tam ostatnio, widziała wiele pięknych świecidełek, ale poprowadziła ją tam rodzina i absolutnie nie wiedziała, jak dotrzeć na miejsce. Już zaczynały boleć ją stopy. Przestąpiła z nóżki na nóżkę, a lśniące, zupełnie nieprzystosowane do takiej pogody pantofelki, zalśniły magicznym brokatem. - Czekam na sprawiedliwość... - dodała dramatycznym tonem, wpatrując się prosto w błękitne oczy młodzieńca. Musiała zadrzeć głowę, by to zrobić - i dobrze, w tej perspektywie musiała wyglądać słodziej niż zwykle. - Na równe traktowanie . Na zrozumienie popełnionych przez złych ludzi błędów. I na przeprosiny - westchnęła ciężko, przykładając lewą dłoń do piersi, prawą zaś przyjęła torebkę, nie zastanawiając się nawet, by sprawdzić, czy znajdują się w niej wszystkie rzeczy. Kradzież była dla Cordelii pojęciem równie abstrakcyjnym co słabość do mugoli. - Musiałam opuścić dom, by okazać swe niezadowolenie. Niektórzy nie traktują mnie poważnie, uwierzy pan? - zamrugała gwałtownie, trochę przez wrodzoną kokieterię, głównie jednak, by powstrzymać łzy, bo na samo wspomnienie niesprawiedliwych ocen brata, znów zrobiło się jej strasznie przykro.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]30.01.22 16:35
Zamrugał raz i drugi, wpatrując się w jej oczy, kiedy wyjaśniła porównanie do źrebięcia jednorożca; zupełnie jak pan na mój widok, otworzył usta, chcąc odpowiedzieć, ale głos ugrzązł mu w gardle; stał tak przez chwilę, uciekając zawstydzonym spojrzeniem w dół, aż w końcu kąciki jego ust, zakłopotane, uniosły się w górę, ogarniając się śmiechem. Zaśmiał się na głos, po części ukrywając zakłopotanie, a po części ośmielony jej późniejszym chichotem, pojmując wreszcie, że musiała żartować: nikt nie wypowiedziałby przecież podobnych słów na poważnie. Subtelny rumieniec i drobne kokieteryjne gesty przyciągały jego uwagę, nie szukając w nich nieszczerości: w jednym zgadzali się naprawdę, nawet jeśli pojęcie dobra rozumieli inaczej, śliczna, delikatna buzia, niebanalna uroda i przepiękne spojrzenie dziewczyny musiały świadczyć o jej dobrym sercu; Frances najwyraźniej nie utkwiła mu w pamięci wystarczająco mocno, by odrobił tę lekcję.
- Niestety nie - odpowiedział w końcu, po dłuższej przerwie, zbierając chaotyczne myśli. Nie tak miało wyglądać to spotkanie... Nie widział nigdy jednorożca, słyszał zresztą, że unikały mężczyzn. Nie wiedział, czy to prawda, ale po nocy z Aurorą unikałyby go z całą pewnością. - Ale lubię konie, zwłaszcza latające - przyznał, lekko, czując, że na jakimś poziomie - potrafił porozumieć się z tą dziewczyną. - Co może być piękniejsze od gonitwy za wolnością? Nikt nie jest tak wolny jak konie w locie, prawda? - Chciałby to potrafić, latać, tak naprawdę: bez miotły, lin, kół i trapezów lewitujących pod płachtą cyrkowego namiotu, szczery błysk w jego oczach zdradzał oddane marzeniom. Czy potrafiła zrozumieć niechęć do uwiązania do tego, co zwyczajne, przyziemne i proste?
Z dołu spojrzał na pomnik wskazany przez dziewczynę, kiedy nazwala go swoim ojcem - więc jednak. Na jego twarzy wpełzł niepewny, niechętny grymas. Przesiąknięty niepokojem. Przełknął ślinę, zastanawiając się, co mogli mu zrobić za chwilę rozmowy z nią.
- Minister jest twoim ojcem - powiedział na głos, spoglądając na nią z powagą, na moment odwracając spojrzenie w kierunku pomnika. - To? - zapytał z zaskoczeniem, kiedy już się podniósł, odnajdując wzrokiem porzucony bukiecik, suszone kwiatki połamały się w torebce, teraz przesiąkły śniegiem, a jeśl rzuci je z powrotem do tej torebki, zaraz nie zostanie z nich nic. - To jakieś specjalne kwiaty? Chodź, znajdziemy ci nowe, świeże. Co ty na to? - zapytał, wręczając jej torebkę - z szelmowskim uśmiechem. - To nie tak daleko stąd - Jarmark. - Dokąd się wybierasz? - Szła w przeciwną stronę? Ach, nie: czekała na sprawiedliwość. To sobie jeszcze poczeka, przeniósł spojrzenie na górujący nad placem równie dziwny, co brzydki pomnik. Uchwycił spojrzenie jej dużych, okrągłych jak dwa spodki oczu, wyglądała zaiste uroczo. Czyli jednak, rozumiała to wszystko? - Nawet sobie nie wyobrażasz, jak równie mocno tego pragnę, panienko - wyznał, ściszonym szeptem, raz jeszcze zatrzymując wzrok na twarzy Cronosa.
- Wygląda na bardzo surowego ojca. Mój też... - Taki jest. Nie powinien był o tym mówić, potrząsnął głową, odpędzając te myśli. - Wiem, jak to jest, kiedy rodzina nie potrafi cię zrozumieć - westchnął, cicho, zapatrzony w trzepoczące rzęsy. - Są zbyt zapatrzeni w swoje cele, żeby usłyszeć twój głos - stwierdził ze zdecydowaniem. Dostrzegł łzy zbierające się w kącikach jej oczu, jak przykro było na nie patrzeć. - Zbyt zapatrzeni w siebie, by dostrzec coś poza sobą - dodał, ze zdecydowaniem i rosnącym gniewem, jakież to straszne, że ta wrażliwa dziewczyna była zamknięta w murach bezdusznego pałacu tego człowieka. - Opuściłaś dom? Twój ojciec nie wie, że tu jesteś? - powtórzył za nią, drżącym głosem. Serce zabiło szybciej, w duszy urosła panika: nie mogła tu zostać, zwracała na siebie uwagę natychmiast. Jeśli tu zostanie: zaraz ją pochwycą. - Tam - wskazał najbliższy zaułek. - Szybko, musisz się ukryć! - popędził ją podniesionym szeptem, jeśli chciała się ukrywać, nie mogła tego robić w taki sposób!


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]30.01.22 19:44
Uśmiechał się naprawdę ładnie. Gdy kąciki ust blondyna uniosły się do góry, cała jego twarz przyjemnie się rozświetliła, podkreślając przystojne rysy - niespodziewane towarzystwo coraz bardziej poprawiało Cordelii humor, a gdy nieznajomy wspomniał o swej sympatii do słodkich koników, szlachcianka klasnęła w dłonie, tak, jakby na drugim krańcu świata odnalazła kogoś o podobnie niszowej pasji, jednej na miliard. - Cóż za zbieg okoliczności! Obydwoje lubimy konie! A może - to przeznaczenie? Wierzy w nie pan? - zaćwierkała, dalej uprzejma w każdym calu, spoglądając na jasnowłosego chłopca nieco wyczekująco. Ciągle się jej nie przedstawił, nie ucałował dłoni, nie zwracał się też do niej zgodnie z tytulaturą, lecz w dalszym ciągu wybaczała mu to faux pas pewna, że wynika ono wyłącznie z porażenia urodą córki Ministra Magii. - Może pan się przedstawi...? - zaproponowała w końcu cicho, zniżając głos, jakby nie chcąc wprawić go w zakłopotanie przed guwernantką, nianią i starszymi krewnymi, surowo oceniającymi każdego mężczyznę, który prowadził niezobowiązującą pogawędkę z Cordelią. Cordelią, która zupełnie zapominała, że znalazła się tutaj sama, odruchowo odwróciła głowę w bok, spodziewając się reprymendy za szeptanie w towarzzystwie, lecz nie natrafiła na żadną służkę ani opiekunkę. Była tu sama. Ale nie samotna, bo przecież poznała jego: właściwie, może miała do czynienia z młodym lordem Carrowem? Albo przedstawicielem czystokrwistej rodziny zajmującej się hodowlą i opieką nad magicznymi stworzeniami? Ach, gdyby tylko znała jego nazwisko! - O tak, mogą polecieć gdzie chcą, kiedy chcą. I nikt nie każe im latać do szpitala, gdzie leje się krew i jest brudno i strasznie - westchnęła rozpaczliwie, powracając do głównego tematu. - I mają takie piękne grzywy i ogony, frunące na wietrze...Idealne do wpięcia wstążek i obsypania Fae Feli - dodała z rozmarzeniem, machinalnie gładząc własne włosy, przerzucone nierówno przez ramię. Przeczesywała je palcami, rzucając blondynowi krótkie spojrzenie z ukosa, pewna, że ten jest po prostu oczarowany jej osobą na tyle, by werbalizować oczywiste fakty, jak na przykład pochodzenie bezpośrednio od umiłowanego Ministra Magii- ha, półwile niech się schowają ze swoim mącącym w głowie urokiem, ona rzucała go bez dziwnych genów! - Tak, to bukiecik od mojego absztyfikanta. Jednego z wielu, więc w sumie nie jest aż tak istotny... - machnęła dłonią, od razu zapalając się do pomysłu otrzymania nowego bukieciku. Cóż tam jakiś zapomniany lord, teraz przeżywała prawdziwą przygodę z księciem prawie-Carrowem! Dzielili razem pasje, pragnienia i plany na przyszłość - co z tego, że obejmowała ona najbliższe kilka minut.
- Najgorszy jest mój starszy brat. Myśli, że pozjadał wszystkie rozumy. I moja siostra: jest złośliwa! Skrytykowała moją sukienkę! A była przepiękna, cudowna, wspaniała. To był cios w samo serce - poskarżyła się, rozżalona, w końcu czując, że może to zrobić. W Wilton czy innych posiadłościach powściągała język, cierpiała w milczeniu, lecz tutaj, w środku Londynu, mogła pozwolić sobie w końcu na wyrzucenie z siebie smutku. Otarła dyskretnie oczy chusteczką i znów spojrzała na towarzysza. - Ma pan rodzeństwo? - dopytała, kołysząc się na czubkach przemoczonych pantofelków, przez co znów zaczęła niebezpiecznie wymachiwać torebką. - Dokładnie tak, nie znoszę egoistów i narcyzów, którzy za nic mają wrażliwe, artystyczne dusze i skupieni są tylko na odgrywaniu pozorów! - podniosła nieco głos, piskliwie, chcąc okazać swe oburzenie. Merlińskie i pozbawione samoświadomości, Cordelia Malfoy była przecież chodzącym przykładem skrajnego narcyzmu, lecz urażona wrogimi sugestiami rodziny we własnych oczach stawała się heroiczną wojowniczką o wolność i niezależność. Odgrywała te rolę już strasznie długo, prawie godzinę, robiło się jej zimno i smutno, lecz niespodziewane poznanie nowego przyjaciela wzmocniło morale bohaterki na tyle, by nie rozpłakała się na wspomnienie ojca. Odetchnęła głębiej, tak, jak czyniła to przed ćwiczeniami śpiewu, po czym wypuściła powoli powietrze, uspokajając się. - Nie wie. Dowie się dopiero wieczorem, zobaczy puste miejsce przy stole - nie będzie na nim ani mnie, ani pomarańczy, uwierzysz? - a wtedy zrozumie, jakim skarbem dla niego jestem. I że jestem ważniejsza od jakichś głupich szkoleń w śmierdzącym szpitalu - wyrzuciła z siebie dalej smutno, ale już mniej płaczliwie, urywając w połowie gorzkich żali, bo gwałtowne słowa Marcela wprawiły ją w niepokój. - Słucham? Przed kim mam się chować? Czy to reporterzy Czarownicy? - spytała szybciutko, przejęta, chwytając blondyna za rękę, gotowa uciec przed zakusami tych paskudnych plotkarzy. - A może to ci...terroryści? Mnisi Feniksa? - pisnęła, tym razem poważniej już wystraszona; z twarzy odpłynęła jej krew, a zasiane ziarno lęku przed przestępcami, łypiącymi z listów gończych, wybuchło i urosło do rozmiarów zapowiadających atak paniki.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]09.04.22 1:02
Uśmiechnął się ciepło na jej entuzjazm, dawno już nie widział nikogo tak beztroskiego, radosnego radością czystą, rozbudzoną tylko przez wspomnienie rumaków; czy wierzył w przeznaczenie? Wydawało mu się, że każdy miał w życiu drogę, którą musiał pokonać, niezależnie od tego, jak wyboistą lub krętą była. Każdy miał inną - i przed każdym ta droga rysowała się inaczej. Jego - z jakiegoś powodu - skierowało tutaj i do niej.
- Ponuro byłoby sądzić, że to gwiazdy decydują o podejmowanych przez nas decyzjach. - Tak nie uważał, każdy miał swoje sumienie i każdy kierował się nim równie świadomie. Nie można było na nikogo zrzucić własnych decyzji. Każdy odpowiadał za swój strach i swoją odwagę. Zwłaszcza teraz, w tych trudnych czasach. - Lecz czy to nich światła wytyczają przed nami kolejne ścieżki? Wierzę, że na każdego jest pewien plan - odpowiedział w końcu, sięgając wzrokiem jej błękitnych oczu. Niepewnie. Czy takim planem mogło być ich dzisiejsze spotkanie? - Ach, tak - nie przedstawił się, zapomniał przez to wszystko. Poczuł się głupio. - Marcel - Wyciągnął rękę, by móc uścisnąć jej, pominął nazwisko, które nie miało w tym momencie żadnego znaczenia. Wtedy jednak na jego twarzy pojawiło się pierwsze niezrozumienie, szpital? Szpital w istocie był strasznym miejscem: ponurym, ciemnym, strasznym, z pewnością zbyt brutalnym dla dziewczyny tak delikatnej jak ona - to o to chodziło, prawda? Zaśmiał się, niepewnie, ileż by teraz oddał za jej myśli! - Nasze konie mają pełno wstążek, powinnaś je kiedyś zobaczyć. U nas, na Arenie - w cyrku. Aetonany, abraksany, zwykłe naziemne konie, na występach wszystkie błyszczały, a grzywy i ogony miały spięte w iście fantazyjne fryzury, wielobarwne wstążki oplatały je w wielu miejscach. Z pewną niechęcią umknął wzrokiem na leżący na ziemi bukiecik, gdy wyznała, że był darem od absztyfikanta, ale ostatecznie zgodziła się z nim, nie był jej potrzebny, całkowitym przypadkiem przydeptał go nieco stopą, krusząc ususzone płatki kwiatów. Pokiwał głową na jej żale, złośliwe rodzeństwo to problem, z którym mierzyło się wielu młodych ludzi - nie odchodząc daleko, choćby James.
- Jestem przekonany, że sukienka była śliczna - zapewnił ją bez zawahania, dziewczęce kłótnie zawsze wydawały mu się trochę przesadzone, ale nie bagatelizował włożonych w nie emocje.  - Nie mam - odpowiedział w pierwszej chwili - to znaczy mam - Czy kiedyś się z tym oswoi? - Braci, są znacznie starsi. Prawie nie mamy ze sobą kontaktu - To akurat bylo prawdą, synowie pana Carringtona przyuczali się do przejęcia gospodarstwa, a on tylko chciał przetrwać. Znów uśmiechnął się do niej ciepło. Egozim był cechą, której w ludziach nie lubił najbardziej, sam dawał z siebie tyle, ile mógł - swoim bliskim, światu, wszystkiemu i wszystkim. Piękna twarz musiała świadczyć o pięknej duszy, nie poddawał jej słów wątpliwościom - zwłaszcza, że w pełni się z nimi zgadzał. Dlatego starał się być wyrozumiały, kiedy słyszał, że jej ucieczka miała być nieco infantylną nauczką daną ojcu - ostatecznie był tyranem, którego nienawidził cały kraj, należało mu się, ale jej dalsze słowa... naturalnie, szkolenia. Finnie też wezwali do szpitala. Głupie szkolenia, Ministerstwo wzywało kobiety, że odbyły szkolenia wolontariuszek. Nic ofensywnego. Miały nieść pomoc. To było potrzebne, nawet u wroga. Ale tak naprawdę dopiero nazwanie Zakonu Feniksa terrorystami sprawiło, że osłupiał. Co miał w głowie, kiedy tak naiwnie, ledwie parę chwil temu, interpretował jej słowa? Nie wierzył samemu sobie. Nie wierzył w siebie. Nie wierzył, że dał się w to wciągnąć.
- To chyba oni - zgodził się z nią, po niepokojąco przedłużającej się chwili milczenia, musiał zebrać swoje myśli w jedność. - Pewnie na ciebie polują, bo jesteś córką ministra i w ogóle - przyznał, nie wierząc, że naprawdę to mówi. I pewnie byłoby w tym sporo racji, uprowadzona Cordelia mogłaby być potężną kartą przetargową. Gdyby byli bezdusznymi katami, dziewczyna była zagubiona, wystraszona i rozkosznie nieporadna w wielkim świecie, którego nie znała. Może poznała go już dosyć? - Minister jest pewnie w Ministerstwie Magii. Słuchaj, może tam podejdziemy i go poszukamy? Twój tata nie pozwoli cię nikomu skrzywdzić, a nie ma cię już tak długo, że na pewno zrozumiał swój błąd i pewnie jest mu teraz strasznie głupio - zapewnił bez zawahania w głosie, w to akurat wierzył. Nie powinien przebywać z nią dłużej, prędzej czy później powie jej, co o tym wszystkim myśli. Ale miał opory przed tym, żeby ją tutaj zostawić samej sobie. Nie dotrwa do rana, jeśli nie znajdzie właściwej drogi. - Chyba są już niedaleko - dodał, chcąc przyśpieszyć podjęcie przez nią decyzji.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]10.04.22 13:37
A więc znał się również na astronomii! Wspomnienie o zaklętych w gwiazdach sekretach ponownie poruszyło tkliwe serce Cordelii, rozmarzyła się, chwytając się za serce w dramatycznym geście przejęcia. - Kocham blask gwiazdek, są takie romantyczne...Często obserwuje je z balkonu moich komnat, zastanawiając się, jak wyglądam w ich świetle - zdradziła przejętym tonem, sprawnie (albo szaleńczo) manewrując pomiędzy kolejnymi tematami konwersacji, pozwalając jej płynąć swobodnie, bez sztywności czy zakłopotania nieadekwatnym doborem tematyki do godziny spotkania. Tu nie musiała się tym aż tak przejmować, z Marcelem - cóż za śliczne imię! - czuła się tak swobodnie, jak z guwernantką lub służką. Ustawiało go to dość nisko w hierarchii metafor, lecz dzięki przystojnej buzi traktowała go ze znacznie większą sympatią, poświęcając całą cenną uwagę urokliwemu blondynowi. - Marcel skąd? Jak ma pan na drugie imię? Po ojcu? I gdzie pan mieszka, w którym hrabstwie zajmuje posiadłość? - dopytała niecierpliwie, stawiając na ziemię Carrowów, lecz kto wie, może się pomyliła? Zwinni miłośnicy koni o wysportowanej sylwetce mieszkali przecież i w Londynie czy Kent! I tam musiały znajdować sie Areny; gdzieś słyszała tę nazwę, czyżby pojawiła się na Sabacie albo innym bankiecie? Nieistotne, Cordelia nie przywiązywała wagi do szczegółów, ważne, że w miejscu, o którym opowiadał Marcel, znajdowały się koniki ozdobione wstążkami. - Cudownie! Muszę cię tam odwiedzić i poznać konie z twojej stadniny. Pozwoli mi pan przejechać się na jednym źrebaku? Jakie rasy pan posiada? - dopytała coraz bardziej świergotliwie, lekką tematyką pogawędki chcąc rozwiać czarne myśli, krążące coraz niżej nad jasną główką. - Ma pan dobre relacje z braćmi? Czym się zajmują? - dopytała jeszcze wspaniałomyślnie, choć chętniej narzekałaby dalej na swój tragiczny los. Wyżalenie się pomagało, ciężar spadł z wątłych ramion, nie całkowicie, ale mogła odetchnąć nieco swobodniej i poprawić nonszalanckim gestem złociste loki falujące nad nieskazitelnie bladym czołem. Może piastunka Clara miała rację i dobrze czasem było podzielić się troskami z drugą duszą? Zwłaszcza tak ładną, utalentowaną, szarmancką i posiadającą własną stadninę nie tylko z końmi, ale i jednorożcami? Jak zwykle wyobrażenia Cordelii wybiegały absurdalnie daleko, wypaczała otrzymane fakty, dostosowując je do własnych potrzeb lub sennych pragnień, uznając Marcela za niemalże księcia, który bohatersko uratuje ją przed każdym złem.
Czyhającym nawet w cieniu pomnika ojca. Błękitne oczy szlachcianki zrobiły się jeszcze większe, a kąciki różanych ust zadrżały w zapowiedzi płaczu. Terroryści, tutaj, po co, dlaczego? Rozpaczliwie pochwyciła przedramię blondyna, gotowa ponownie stracić nie tylko równowagę, ale i stoicki spokój. Jeśli czegoś bała się prawie tak bardzo, jak brzydoty i pająków, to byli to właśnie Mnisi Feniksa. Oszaleli z zazdrości, paskudni z urodzenia, agresywni z wyboru; ludzie najgorszego sortu, niezasługujący nawet na to miano. Oddech Cordelii przyśpieszył, na policzkach wykwitł nerwowy rumieniec, a lęk sprawił, że zignorowała brutalne potraktowanie bukieciku oraz zmianę w spojrzeniu nagle milczącego Marcela, a nawet gdyby to zauważyła, uznałaby, że też przeraził się konfrontacji z przestępcami. - Jak to - chcą mnie porwać? Dlaczego? Och, czemu los zsyła na mnie niedolę - pisnęła zrozpaczona, nerwowo rozglądając się dookoła, pewna, że zaraz zza drzew otaczających park wyskoczy gromada złoczyńców. Znów uwiesiła się ramienia swego rycerza, oczekując, że się nią zaopiekuje i obroni ją przed tymi okropnymi szlamolubami. - Wyciągnij różdżkę, Marcelu, broń mego honoru i wolności - wyszeptała przejętym tonem, trzepocząc rzęsami, lecz nie była w stanie w pełni skupić się na kokietowaniu przystojnego właściciela pięknych koników. Bała się, naprawdę: Zakon Feniksa urastał w naiwnych wyobrażeniach chowanej pod kloszem damy do roli gromady morderców, gwałcicieli i przestępców o skali niemoralności wykraczającej poza wszelkie ramy, więc jeśli coś było w stanie stłumić bunt lady Malfoy, to właśnie perspektywa znalezienia się naprzeciwko spółkujących z mugolami brzydali. - Może to nie jest zły pomysł...Ojciec na pewno mnie obroni, zna tyle trudnych zaklęć, otaczają go też jego przyjaciele, są wyszkoleni, by go chronić... - wychrypiała po chwili, płaczliwie i z dezorientacją, nie próbując jednak wyrwać się ku wolności. Właściwie - jak na malfoyowie standardy - niemal spokorniała, bezbronna, zagubiona, smutna i wystraszona, gotowa pójść za Marcelem wszędzie, byleby nie musieć stawiać czoła najgorszemu koszmarowi: zbrodniarzom z Feniksem wytatuowanym na czole.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]10.04.22 17:38
Był pewien, że Cordelia w świetle gwiazd wyglądała pięknie, i bez nich wyglądała, lecz ich światło musiało dodawać romantycznego blasku, jednak nie potrafił wypowiedzieć tych słów na głos, w konsternacje też - nieprzerwaną - wtrącały go jej wcześniejsze wspomnienia, jakby wciąż łudził się, że coś w tych głoskach źle zrozumial, że tak śliczna dziewczyna nie mogła być aż tak ... właściwie jaka? mieszkała w pięknych komnatach, otoczona równie pięknymi jedwabiami, ślepa na krzywdę innych w istocie mogła myśleć tylko o swojej cerze skąpanej w blasku gwiazd. Nie to imponowało mu u dziewcząt.
Jej najwyraźniej też nie - rozchylił usta, by odpowiedzieć na pierwsze z pytań, lecz zasypała go ich gradem. Nie był wielkim panem, nie posiadał nic, cały posiadany przez niego majątek był warty mniej, niż wstążka na jej włosach. Był nikim.
- Stąd - wzruszył ramionami, nie zamierzał kłamać, nie widział w tym celu. - Nie mam drugiego imienia. Ojca zresztą - Też nie, to nieprawda. - W Londynie, Cordelio, ale nic z tego nie należy do mnie - Pokręcił głową, któryż to raz dał się nabrać na śliczne oczy? - Konie należą do mojego ojca, nie do mnie - I nie odziedziczę ich. - Ale na źrebach nie wolno jeździć... - Kluczył, unikając wszystkich odpowiedzi, konie na Arenie pracowały, nikt by mu nie pozwolił spełniać na nich kaprysów Cordelii. Ale ta zrezygnowałaby z podobnej chęci, gdyby tylko znalazła się w miejscu, o którym mówił. Ile razy przerabiał już ten scenariusz? Zauroczone oczy dziewczyny, tak łatwo przechodzące w zawód, kiedy orientowały się, że u jego boku nie było żadnej przyszłości. Ani dziś ani nigdy.
- Przyuczają się, żeby przejąć interes ojca. Niewiele rozmawiamy - przyznał po części zgodnie z prawdą, a po części wymijająco, chyba nie chciał przypominać jej o Arenie, a tym bardziej tłumaczyć jej, czym była. Znał tę reakcję, widział ja już mnóstwo razy. Zamiast tego uśmiechnął się do niej, po części ciepło, po części wymuszenie, nie było w tym szczerości. Nie poruszył się, kiedy nagle zacisnęła dłoń na jego ramieniu. Miał coraz mniejsze wyrzuty sumienia, że zwinął jej kilka drobiazgów. Rozda je w porcie, ktoś się z nich ucieszy. Strojne suknie nikomu się nie przydadzą, ale to pewnie świetny materiał, może dziewczyny potną go na apaszki. - Mam różdżkę na podorędziu i jestem gotów do obrony - zapewnił ją bez zawahania, w rzeczy samej nie zamierzał jej porzucać na pastwę losu. Uścisnął jej ramię, to, które ku niemu wyciągnęła, biorąc ją pod własne. - Ruszajmy od razu, Cordelio - zwrócił się do niej, pośpiesznie oglądając za siebie, nie był to do końca element gry, jeśli magiczna policja go przy niej znajdzie, mógł naprawdę znaleźć się czarnej dziurze, jak tedy, przy córce Blacków. Jednak tym razem nie dostrzegał wokół nigdzie patroli. - Twój ojciec zapewni ci bezpieczeństwo, którego ja nie mogę - Z pewnością. Tłumaczenie jej, czym naprawdę był Zakon Feniksa i dlaczego by jej nie skrzywdził, wydawało mu się bezcelowe. Nie miał zresztą względem tego wcale takiej pewności, na wojnie łatwo było zatracić pewne wartości. Teraz - nie zamierzał po prostu zostawić samej naiwnej i wystraszonej dziewczyny, niezależnie od tego, czy zasłużyła sobie na swój los, czy nie. - To nie jest daleko - dodał, prowadząc ją we właściwym kierunku.

/zt x2


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]10.04.22 22:08
1 kwietnia, przed godz: 20:00

Pogoda nie była łaskawa tego dnia. Kwiecień rozpoczął się deszczem, który wieczorem, gdy temperatura spadła do okolic zera przymarzł, czyniąc ulice istnym lodowiskiem. Przerzedzające się chmury, nie utrzymały namiastki ciepła, pozwalając by chłód spowił wiosenny Londyn. Pod Pałacem Buckingham miało się odbyć jednak wydarzenie, które rozpali serca mieszkańców. I choć Londyn pokrył się lekkim szronem, a na ulicach pojawiła się gołoledź, cały plac wokół Pomnika Cronusa Zwycięzcy zabezpieczony był zaklęciami, chroniącymi wszystkich zebranych przed zmoknięciem i szczypiącym mrozem. Chociaż zima ledwie się skończyła, a wiosna nie zdążyła wciąż zbudzić, plac porastały kwiaty wyhodowane specjalnie na tę okazję i utrzymane dzięki magii. W tym jednym miejscu natura zdawała się budzić do życia — trawa i krzewy były intensywnie zielone, niczym malowane farbą, kwiaty pachniały intensywnie, a kostka brukowa, która pokrywała plac była sucha i stosunkowo ciepła. Wokół panował porządek i całkowity spokój. Nic nie wskazywało na to, by jakiś samobójca planował zniszczyć powagę tego wydarzenia.

W Pałacu Buckingham świeciły się światła, ale trudno było stwierdzić, czy ktokolwiek był w środku. Tuż przed ogrodzeniem ustawiona była pokaźna drewniana scena, na której rozstawiono kwiaty i świece. Bramę przysłaniała wysoka ścianka ozdobiona trofeami, symbolem Ministerstwa Magii, a także Mrocznym Znakiem. Tuż przed nią, drewniane deski przykrywał intensywnie czerwony, perski dywan. Taki sam, jak ciągnął się od pomnika, aż do schodów prowadzących na scenę. Po obu jego stronach znajdowały się wygodne, aksamitne krzesła przeznaczone dla honorowych, oraz innych zaproszonych gości. Dalej ustawiono drewniane ławki dla wszystkich czarodziejów pragnących wziąć udział w rocznicowych obchodach i tej niezwykłej uroczystości. Wokół rozstawiono lampy naftowe i świece delikatnie rozświetlające całą przestrzeń. Nastrój tego miejsca był podniosły, delikatnie romantyczny, elegancki. W pobliżu sceny, ukryte w skwerach znajdowały się dwa namioty przeznaczone dla artystów i czarodziejów dbających o techniczną stronę wydarzenia. Cały teren był także otoczony przez członków patrolu egzekucyjnego, którzy pilnowali porządku i dbali o zaproszenie przybyłych gości.

Ci zbierali się powoli. Tuż przed godziną 20:00 karoce ciągnięte przez aetonany przybywały z zaproszonymi gośćmi honorowymi. Ministerstwo Magii zadbało o to, by każdy przybył osobnym powozem, niezależnie od tego, czy chciał zjawić się na miejscu sam, w parze, czy rodzinnym gronie. Wszystkie karoce były czarne, przyozdobione bielą i złotem; wyściełane czerwonym atłasem i czarną satyną; magicznie powiększone, a ich wnętrza na tyle duże, by zapewnić miejsce wszystkim wygodne miejsca. Wewnątrz na gości czekał szampan i drobne słodkości, Pozostali zaproszeni goście przybywali własnymi, dowolnymi środkami transportu. Na wszystkich jednak, na miejscu, tuż pod pomnikiem czekali czarodzieje z obsługi ubrani w eleganckie szaty i gotowi, by otworzyć drzwi, pomóc, czy wskazać właściwe miejsce. Obsługa prosiła, by goście honorowi wraz z osobami towarzyszącymi zajmowali miejsca z samego przodu. Na miejscu czekali już tłumnie czarodzieje. Mężczyźni z zachwytem podziwiali kobiety i ich kreacje, kobiety zazdrośnie spoglądały na nie i ich towarzyszy, marząc o tym, by znaleźć się na ich miejscu. Wśród nich znajdował się także reporter Walczącego Maga i reporter Czarownicy. Zaproszeni goście pojawiający się pod pomnikiem Cronusa Zwycięzcy byli uważnie obserwowani, podziwiani i obgadywani przez wyczekujących czarodziejów.

Mistrz Gry wita wszystkich na wydarzeniu Panuj, Brytanio! W tej turze wszyscy mogą się gromadzić i zajmować miejsca. Czas na to upływa 13 kwietnia. W tym temacie mogą pojawiać się multikonta o ile nie będą wchodzić we wzajemne interakcje. Wstęp otwarty dla wszystkich.

Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 2 RXyjINb
mapka w powiększeniu

Legenda:

Członkowie Patrolu Egzekucyjnego
Czarodzieje i bezimienne osoby towarzyszące
Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]11.04.22 0:15
1.04

Wziął głęboki wdech, wygładzając przed lustrem nową, czarną szatę. Mankiety i kołnierz były przyozdobione złotą nicią, układającą się w celtycki wzór. Nawiązanie do kolorów Ministerstwa i korzeni Sallowów, zindywidualizowana robota od najlepszej krawcowej ze Shropshire. Czas gonił, nie miał czasu na zlecenie nowej szaty w Londynie, ale poprawa sytuacji w rodzinnym hrabstwie umożliwiła dostęp do wszystkich dawnych kontaktów ojca - a on nie tolerował niedoskonałości, kunszt ornamentów nie odbiegał od najlepszych warsztatów ze stolicy. Na palcu lśnił srebrny sygnet z rodzinnym inicjałem, również otrzymany od ojca podczas przedwczorajszej wizyty w domu. Ocieplenie stosunków rodzinnych przyszło niespodziewanie, Sallowowie nie wybaczali swoim pociechom najmniejszych potknięć, ale najwyraźniej bohater wojenny odkupił już dawną nieobecność na procesie Jade Sykes, a wieść o ślubie jedynie pomogła. Przy okazji wizyty w domu odebrał też pakunek od jubilera. Obiecał Valerie pierścionek zaręczynowy i choć chciał wręczyć go w bardziej romantycznych okolicznościach to nie przewidział, że po przekazanych Ministerstwu informacjach z głowy burmistrza Bury-St-Edmunds, uroczystość nadal odbędzie się zgodnie z planem, a jubiler będzie się ociągał. Nie mogła pojawić się u jego boku bez odpowiedniej oprawy, dlatego z ulgą odebrał biżuterię w przeddzień wydarzenia. Żałował, że nie dopilnował, by Deirdre oddała poprzedni pierścionek, ale nowy był jeszcze piękniejszy - ogromny kamień księżycowy skrzył się na złotej obrączce w oprawie maleńkich diamencików, a znajomy jubiler ze Shropshire wygrawerował nawet na wewnętrznej stronie ich - niedługo jej- splecione inicjały - VS.
Znał zresztą narzeczoną na tyle, by wiedzieć, że nie wymaga romantycznych gestów, choć je docenia. Zlecił dla niej zabójstwo człowieka i zapewnił ją, że to nie tylko układ, inne wyznanie uczuć chyba nie było potrzebne? Nadejdzie zresztą, z czasem. Na razie był skupiony na polityce.
Z irytacją zobaczył, że pada - deszcz nie mógł zniszczyć jej fryzury i jego kostiumu - ale odpowiednio rzucone zaklęcie przeprowadziło ich bezpiecznie do powozu, który odebrał Corneliusa z domu w Chelsea aby zatrzymać się również przed drzwiami Valerie.
-Najdroższa. Noś go dzisiaj dumnie. - szepnął w powozie, wsuwając jej na palec pierścionek. Spojrzał jej w oczy i nalał im po lampce szampana. Choć wieść o ich zaręczynach niosła się w odpowiednich kręgach już od marca, to dziś po raz pierwszy oficjalnie wystąpi w roli jego narzeczonej.
Gdy wyszli z powozu, podał dłoń narzeczonej i dumnie przeprowadził ją przed tłumem czarodziejów, kiwając lekko głową redaktorowi "Walczącego Maga," z którym podchwycił przelotnie kontakt wzrokowy. Zgodnie z poleceniem obsługi, poprowadził Valerie do przodu i zajął miejsca w pierwszym rzędzie. Dziś nie było miejsca na skromność, dziś świętowali, dziś znów wkraczali do angielskich elit - musieli zapracować na to miejsce o wiele ciężej niż szlachta, był więc dumny, że zgodnie z obietnicą lepszego życia może zagwarantować narzeczonej dobre miejsce. Poczekał aż Valerie usiądzie i zajął miejsce obok, z głową dumnie podniesioną do góry. Minę miał poważną, ale promieniał - był Rzecznikiem Ministerstwa, gościem honorowym, z piękną i młodszą od siebie kobietą u boku. Choć w głowie z niepokojem przewijały się myśli legilimentowanego burmistrza, to wierzył w skuteczność swojego rządu i uśmiechał się uprzejmie do wszystkich znajomych, gotów przedstawić im narzeczoną. Poza deszczem (przed którym chroniły ich czary), nic nie mogło zepsuć tego wieczoru.

wprowadzam siebie (gość honorowy) i Valerie jako osobę towarzyszącą na miejsca nr 3 (Cornelius) & 4 (Valerie), z uwagi na nieobecność proszę graczy o niewchodzenie z Corneliusem w interakcje, ale możecie swobodnie założyć że się z Wami witam i przedstawiam Valerie zgodnie z savoire-vivrem II!

w powozie przekazuję Valerie pierścień z kamieniem księżycowym


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]11.04.22 16:58
1 kwietnia 1958

Ubrany w czarną wyjściową szatę z haftem czerwonego maku po obu stronach eleganckiego kołnierza, wyszedł z Adeline na dziedziniec zamku w Durham. Pogoda nie sprzyjała tak podniosłej uroczystości – chłodny wiatr owiewał jasne twarze i niesfornie podnosił krawędzie misternie dobranych ubrań. Na szczęście na zewnątrz już czekał na nich ministerialny powóz z zaprzęgniętym aetonanem. Zwierzę zaczęło niecierpliwie strzyc uszami na ich widok, jakby chcąc ich popędzić do wejścia do środka. Edgar otworzył Adeline wąskie drzwiczki, samemu siadając naprzeciwko. Wnętrze powozu opływało w luksusy, ale nie zdawali się zwracać na to uwagi; nie było to w ich życiu nic nowego. Edgar otworzył przygotowanego szampana i rozlał go do dwóch kieliszków, wznosząc toast za pomyślność dzisiejszego dnia – reszta podróży minęła im w przyjemnej atmosferze. Zdążył już przywyknąć do uczęszczania na publiczne uroczystości w nowej roli, o wiele ważniejszej i skupiającej na sobie wzrok postronnych – i choć wciąż nie mógł się nazwać ich fanem, nauczył się czerpać z nich więcej przyjemności.
W Londynie siąpił deszcz. Po ścianach powozu zaczęły spływać pojedyncze krople, zasłaniając widok po drugiej stronie. Edgar nie wątpił, że odpowiednie służby już zadbały o bariery magiczne. Aetonan płynnym ruchem skierował się w dół, wkrótce lądując na ziemi. Elegancko ubrany czarodziej otworzył im drzwiczki, pokrótce tłumacząc gdzie się kierować. Edgar podał żonie swoje ramię i ruszył z nią przez środek czerwonego dywanu, doskonale zdając sobie sprawę jak bardzo Adeline lubiła znajdować się w centrum uwagi. Domyślał się, że przyjęła jego awans z większą radością niż on sam. Wokół nie dało się już wyczuć wczesnowiosennego chłodu – było wystarczająco ciepło, przyjemnie, i jakby letnio.
Podeszli pod samą scenę. Edgar powitał się z siedzącym nieopodal Corneliusem, mając w pamięci ich niedawne spotkanie w mugolskim muzeum. Przywitał się z jego towarzyszką Valerie i przedstawił swoją żonę. Następnie zajęli miejsca po przeciwległej stronie.
Edgar rozejrzał się dyskretnie wokół. Atmosfera była uroczysta, ale jednocześnie dość spokojna. Zaczął nieświadomie obracać swój sygnet z wygrawerowaną podobizną węża owiniętego wokół włóczni. Mimo wszystko nie mógł wyzbyć się wrażenia, że coś wisi w powietrzu – niepokój towarzyszył mu nieprzerwanie od powrotu z górskiej wędrówki z Xavierem.

Siadam na 1, Adeline na 2


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]11.04.22 17:03
« Wszyscy ludzie są o tyle piękni, o ile mniej poznani »
Ciężko było mu wychodzić. Słysząc rozkrzyczanych chłopców, zapłakanych, w zdecydowanie gorszym niż wcześniej stanie. Ale dlaczego? Dlaczego właśnie teraz? Jeszcze dwie godziny temu nie wydawało się to wcale poważne. Nie zasnosiło się na eskalację. Oczywiście, że zdawał sobie sprawę z gwałtownych zmian dziecięcych humorów, ale… Właśnie… Czemu teraz? Wziął ich jeszcze na moment w ramiona przed opuszczeniem domu. Czuł, jak ciałka Cassiana i Ardena spinały się w rozrywającym serce płaczu. Jak drżały od wycieńczenia i łaknienia ojcowskiej bliskości. To nie tak, że uspokoili się, gdy go zobaczyli i wyczuli obok — na pewno jednak gdyby został, byłoby prościej to opanować. Tę rozpacz i krzyk. Ale on nie mógł... Nie mógł zostać. Musiał i chciał zobaczyć to na własne oczy. Nie poprzez zakłamane gazety, które już przestały być jakimkolwiek źródłem informacji wszelkiej. Nie poprzez ludzkie plotki. Nie poprzez opowiastki tych, którzy nie rozumieli. Musiał sam zobaczyć i sam wydać osąd. Chciał wiedzieć co i jak się działo. Nie dla sprzedania tych informacji, nie dla czegokolwiek więcej poza samym sobą. Dość miał manipulacji swoją osobą. Dość nieprawdy. Chciał wiedzieć. Po prostu. Jak zawsze.
Kolejny krzyk i kolejne spojrzenie, jakie natrafiło na cierpiącą, niemowlęcą twarzyczkę. Oddając Ardena w ręce wyraźnie przerażonej i przytłoczonej wieczorną wartą, Vane spojrzał jeszcze mimowolnie ponad ramieniem czarownicy, by odszukać wzrokiem oczy stojącej nieco dalej Roselyn. Przez krótki moment, który rozwiał się z jego własnymi słowami, że postara się wrócić jak najszybciej. Im szybciej wyjdzie, tym szybciej powróci. Prawda? Postawił kołnierz ciepłego płaszcza, zanim nie skinął Śpioszkowi. Skrzat wiedział, co miał robić. Dlatego też razem z profesorem przeniósł się na granice Londynu, nie dalej aniżeli pół godziny drogi od miejsca całego wydarzenia. Skąd Jayden miał już prostą drogę ku centrum. Ciche zostań w okolicy wybrzmiało na sekundę przed rozwianiem się stworzonka w powietrzu za pomocą silnej magii, a astronom pozostał sam. Przynajmniej czysto powierzchownie. I chociaż zmierzał ku czemuś, co było poza jego strefą komfortu, nie mógł wyrzucić z myśli obrazu rozpłakanych synów. Czy był okrutnym ojcem?
A później znalazł się na placu wystrojonym, niczym na najwspanialsze święto. Święto upamiętniające rocznicę rozłamu stolicy. Rok. Minął rok. I jaki to był rok... Jego z Pomoną. Jego bez Pomony. Jego bez chłopców. Jego z chłopcami. Jego z Roselyn. Jego bez Roselyn. Wyminął funkcjonariuszy i poprawił sobie gruby szalik, gdy poczuł chłodny powiew. Nie szedł naprzód. Wybrał miejsce oddalone od głównej sceny i przystanął przy jednej z tylnych lamp, rzucających całkiem przyzwoite światło na zebranych i oddających przynajmniej minimalne ciepło. Przy okazji po jego prawej znajdowała się całkiem spora grupka czarodziejów oraz czarownic.

profesor stoi, gdzie gwiazdunia, wyposażenie we wsiąkiewce


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]11.04.22 17:54
Dziś wszystko miało — musiało — być idealne. Słynąwszy ze swej pychy Vanity nie pozwalali przecież na nic innego, a Valerie, będąca nieodrodną córką swej rodziny i niestarająca się nawet zaprzeczać swemu pochodzeniu, nie stanowiła w tym przypadku wyjątku. Odkąd powrócili z Corneliusem ze Shropshire niecałe dwa dni wcześniej, wszystko krążyło wokół wielkiej ceremonii. Wczorajszy dzień spędziła bowiem z Elvirą, wtedy niepewna werdyktu lorda Kentu odnośnie jej udziału w dzisiejszym wydarzeniu. Decyzję pozostawiono jednak jej, a list, który tegoż ranka poniósł Andante nie niósł ze sobą dobrych wieści. Panna Multon musiała pozostać w domu. Mimo to nie uznawała tamtego dnia za stracony — z każdej porażki można i należy wyciągnąć lekcje, a nawet jeżeli zaproszenie nie odnajdzie się w dłoniach panny Multon, będzie przynajmniej wiedzieć jak dobrać odpowiedni strój do okazji. Uwolniwszy się jednak od obowiązków, które przyjęła na siebie kornie i z których wywiązywała się według najwyższych standardów od trzech miesięcy, mogła wreszcie zadbać także i o swoją prezencję.
Bycie osobą towarzyszącą gościa honorowego to już ogromny zaszczyt. Bycie narzeczoną rzecznika Ministerstwa Magii i znaną śpiewaczką wiązało się z kolei z szeregiem obowiązków, które musiała wypełnić. Idealna prezencja to tylko jeden z nich. Gdy powóz zatrzymał się pod jej domem, była już gotowa — długie, jasne włosy ułożone były w fale, twarz zdobił przystający do okazji, zaakcentowany, choć niewyzywający makijaż, zaś zgrabna, zadbana latami gimnastycznych ćwiczeń sylwetka prezentowała się idealnie w karminowej, długiej sukni z długimi rękawami oraz dekoltem stanowiącym połączenie stylu hiszpańskiego oraz królowej Anny, z błyszczącymi elementami umieszczonymi na konturach. Projekt z Domu Mody Parkinson nie miał chyba lepszej okazji na zabłyśnięcie, a zamówiony jeszcze w początku stycznia, stanowił najcenniejszą suknię z prywatnego dorobku Valerie. Valerie, która wyglądała na zupełnie zrelaksowaną i uradowaną, co w całości mogło świadczyć wyłącznie o jednym — przygotowania do dzisiejszego wyjścia odbyła pod czujnym okiem madame Bolton, właścicielki "Zapachu Amortencji". Wyfryzowanie, makijaż i masaż, nawet siąpiący, marznący deszcz nie mógł zepsuć humoru!
Na ramiona zarzuciła futro ze srebrnego lisa, które Cornelius kupił jej w Shrewsbury i ostrożnie wsiadła do powozu. Odczekała, aż drzwi zamkną się za nią, nim przywitała narzeczonego drobnym pocałunkiem w sam kącik ust. Ostrożnie, by nie zostawić na nim śladu szminki. Wieczór dopiero się rozpoczynał, przez ciało pani Vanity raz za razem przechodziły impulsy ekscytacji, aż ta wezbrała się w niewielkim ciele śpiewaczki w momencie kulminacyjnym, gdy Sallow ukazał jej pierścionek, który prędko odnalazł się na jej palcu.
— Dziś i do końca moich dni, najmilszy — szepnęła z przejęciem, panując nad wzruszeniem tylko dlatego, że płacz mógłby zniszczyć jej makijaż i nieodpowiednio zaróżowić jasną twarz. Skinieniem głowy podziękowała za kieliszek szampana, z którego upiła odrobinę alkoholu. Niezbyt dużo — choć nie miała problemów z odpornością na alkohol, po prostu nie wypadało pachnieć czym innym niż perfumami, których wieczorowa, choć kwiatowa nuta dzięki staraniom madame Bolton i tak nie opuszczała.
Gdy dotarli na miejsce, skorzystała z pomocy narzeczonego, ostrożnie i z wymaganą w jej zawodzie gracją wychodząc z powozu. Kroczyła pewnie i dumnie, w towarzystwie bohatera wojennego, choć mogła przecież korzystać z własnej dumy, na własnych zasadach. Zauważywszy także reportera Czarownicy, uśmiechnęła się doń czarująco, a dłoń ozdobiona pierścionkiem z kamieniem księżycowym spoczęła na wysokości serca, gdy kiwała mu głową z szacunkiem. Nie oponowała, gdy Cornelius wybrał im miejsca — w pierwszym rzędzie, tak pasujące zarówno do rozbuchanych ambicji, jak i zasług tak dla Ministerstwa, jak i dla kraju, którymi mógł poszczycić się jej narzeczony. Zajęła miejsce obok niego — przygotowana do zachowania najwyższych zasad etykiety, poświęcając uwagę każdemu, kto postanowił przywitać się z przyszłym państwem Sallow. Nie inaczej było w przypadku lorda nestora i lady doyenne rodu Burke, którzy w pewnym sensie stanowili idealne przeciwieństwo Corneliusa i Valerie. Lady Adeline zachwycała urodą, jej lord małżonek zadawał się znać Corneliusa nie tylko z mediów, ale i osobiście. Och, porozmawiałaby z nimi (a raczej z lady doyenne, biorąc pod uwagę mity narosłe wokół burczących Burke'ów) dłużej, lecz na to będzie czas na bankiecie. Teraz musiała cierpliwie czekać na rozpoczęcie uroczystości. Lewa dłoń odnalazła tę Corneliusa, na której spoczęła. Druga ułożyła się teoretycznie naturalnie, w praktyce przykryła kieszeń, którą wszyto w suknię specjalnie po to, by można było przechowywać w niej różdżkę. Londyn był spokojny, wolny już od roku. Ale i ona czuła się bezpieczniej, mogąc czuć pod palcami drewno brezylki. Nawet jeżeli oddzielone warstwami materiału.

| zgodnie z postem Corneliusa, zajmuję miejsce 4; ekwipunek we wsiąkiewce[bylobrzydkobedzieladnie]




tradition honor excellence


Ostatnio zmieniony przez Valerie Vanity dnia 11.04.22 22:22, w całości zmieniany 1 raz
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]11.04.22 21:51
Spojrzał na swoje odbicie w lustrze, po czym pokiwał lekko głową z zadowoloną miną. Prezentował się dobrze, bardzo dobrze nawet. Czarna, nowa szata, przygotowana specjalnie na tą okazję leżała idealnie. Wykończona bordową nitką z racji, że to był ulubiony kolor jego zmarłej małżonki. Od śmierci Charlotte minął już miesiąc i dzisiejszy dzień był pierwszym, podczas którego miał się pokazać publicznie na oficjalnym wydarzeniu. Naturalną koleją rzeczy był fakt iż przywdzieje dzisiaj czerń, ale chciał mimo wszystko w jakiś sposób upamiętnić również swoją ukochaną. Dlatego też postawił również dzisiaj na bordowy krawat, który zdecydowanie był widoczny na tle czarnej szaty.
- Jeszcze to. - młoda lady Burke podała mu zaczarowany kwiat maku, który po chwili umiejętnie wsadził w butonierkę.
Uśmiechnął się łagodnie do córki, po czym sięgnął jeszcze po płaszcz. Życzył swoim dzieciom miłego wieczoru, jednocześnie przestrzegając aby nie sprawiały kłopotu, po czym wyszedł z komnaty. Przed zamkiem czekała już na niego karoca, którą miał się udać na miejsce. Bardzo miło ze strony Ministerstwa, że zatroszczyli się o gości. W kieszeni płaszcza miał w końcu zaproszenie dla gościa honorowego. Co prawda nie wiedział czy będzie mu ono potrzebne, ale jak to mówią przezorny zawsze ubezpieczony.
Wsiadł do powozu szybko, chcąc uniknąć deszczu, który powoli zaczynał się rozkręcać na terenie Durham. Ach, pogoda im nie dopisywała dzisiaj, był jednak szczerze przekonany, że organizatorzy dzisiejszego wydarzenia, z całą pewnością zadbali o gości i o ich wygodę. Spodziewał się dużego rozmachu i z pewnością będzie rozczarowany jeśli takowego nie będzie. Był jednak dobrej myśli.
Podróż minęła mu w ciszy. Nie miał dzisiaj osoby towarzyszącej, raz, że nie chciał nikogo ze sobą zabierać, a dwa nie wypadało kiedy jego żona zmarła raptem miesiąc temu. Czas w powozie spędził na rozmyślaniu o tym, że z każdym dniem było mu coraz łatwiej. Owszem, ból, smutek i tęsknota cały czas mu towarzyszyło, ale jednak z dnia na dzień było mu lżej, to samo zauważył u swoich dzieci i cieszył się, że powoli wracają już do normalnej codzienności.
Poznał kiedy znaleźli się nad Londynem. Bywał tu codziennie, a ostatnio dość sporo spacerował po mieście. Nie spodobało mu się jednak, że tutaj też pada. Na całe szczęście, kiedy wysiadł z powozu, a elegancki mężczyzna przekazał mu gdzie ma się kierować, zauważył, że tu nie pada. Czyli organizatorzy tak jak podejrzewał świetnie się tym zajęli.
Szedł powoli, rozglądając się jednocześnie za znajomymi twarzami. Nie przybyło jeszcze wiele osób. Zauważył jednak kuzyna z żoną. Od ich wyprawy w góry nie rozmawiali o tym co się wydarzyło, ale przewidywał, że Edgar, tak samo jak on cały czas trzyma się na baczności. Zanim jednak się z nimi przywitał, bo jednak opuścili zamek wcześniej niż on i nie mieli okazji się dzisiaj zobaczyć, skierował się do Corneliusa. Ostatnimi czasy pracowali razem kilka razy i Burke wyrobił sobie o nim bardzo dobre zdanie oraz darzył mężczyznę szacunkiem.
- Dobry wieczór Corneliusu, dzisiejszy wieczór zapowiada się świetnie. Jak mniemam masz coś z tym wspólnego. - odparł bardziej stwierdzając aniżeli pytając, jednocześnie uśmiechając się przy tym łagodnie, aby po chwili przenieść wzrok na towarzyszącą mu kobietę – Lord Xavier Burke, niezmiernie miło mi Panią poznać. - powiedział spokojnie chwytając delikatnie dłoń Valerie i ucałował powietrze nad jej dłonią.
Moment później przywitał się z Edgarem i Adeline, nie pomijając komplementu dla stroju szwagierki i ciekawych ozdób przy kołnierzu Edgarowej marynarki. W końcu jednak zajął miejsce w następnym rzędzie, gdzie bawiąc się swoim sygnetem czekał na rozpoczęcie.

zajmuje miejsce nr 10, nr 9 rezerwuje dla Odetty (ekwipunek we wsiąkiewce)


I know what you are doing in the dark

I know what your greatest desires are.


Ostatnio zmieniony przez Xavier Burke dnia 12.04.22 12:35, w całości zmieniany 1 raz
Xavier Burke
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t9606-xavier-burke-w-budowie https://www.morsmordre.net/t9631-korespondencja-lorda-burke#292826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t10032-skrytka-bankowa-nr-1569#302913 https://www.morsmordre.net/t9630-xavier-burke#385295
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]12.04.22 0:28
Jej radość z podarku przyjął z uśmiechem. Wyciągnął naszyjnik z puzderka, odłożył je na pierwsze wolne miejsce, by ostrożnie przyozdobić jej łabędzią szyję elegancką biżuterią. Nie spieszył się z tym. Musnął opuszkami palców jej nagą skórę na karku, nie zapominając, że znajduje się pod silnym ostrzałem braterskiego spojrzenia. Robił to dyskretnie, niemalże nieumyślnie, przypadkiem, nie pozwalając sobie zbyt długo dotykać ją w tak intymny sposób. Liczył jednak, że lekkim muśnięciem wzmoże jej podekscytowanie i napięcie, także to skierowane względem niego.
Był zadowolony, że jej brat miał także znaleźć się na tym wydarzeniu. Wymienił z nim ostatnie spojrzenia, tuż po tym, kiedy pomógł siostrze przywdziać płaszcz, a później była już tylko ona. Przygotowany przez ministerstwo powóz miło połechtał także jego, zważywszy na to, że nie przywykł do podobnych luksusów. Był ukontentowany całą otoczką i wiedział, że na niej zrobi to dziś wrażenie.   Chciał poznać ją lepiej, dowiedzieć się o niej więcej. Sprawdzić, jak radziła sobie w towarzystwie i u jego boku. Ciemnowłosa kobieta z sabatu nieustannie zakradała się do jego myśli; a jej obecność rodziła wątpliwości względem przepięknej Salome. Niczego jej nie brakowało. Była młoda, piękna, błyskotliwa. Potrafiła przyjemnie zabawić rozmową. Wydawała się idealna. Tylko zielone, prowokujące spojrzenie towarzyszyło mu na każdym kroku.
Wiedział, że podróż nie potrwa długo, uraczył ją jednak lampką szampana, która znajdowała się w środku i wysłuchał wszystkich jej obaw, lęków. Obrócił głowę w jej stronę słuchając, lub raczej udając, że słucha do samego końca bardzo uważnie i wnikliwie rozpatruje jej rozterki. Miał przygotowaną odpowiedź zanim skończyła.
— Panno Lyon — zaczął łagodnie i ciepło. — Nie mam najmniejszych wątpliwości, że będzie panna jedną z najpiękniejszych kobiet tego wieczoru. Wyglądasz zachwycająco. Wierz mi lub nie, nie są to puste komplementy mające uspokoić twoją strapioną duszę. Są prawdziwe i niewymuszone — zapewnił ją, choć w swoich słowach zawarł wiele uprzejmości. Nie oceniał ani koloru sukni ani jej kroju ani już z pewnością jak prezentowała się na jej mlecznobiałej skórze. Podobała mu się, to wystarczyło. Był pewien, że tego wieczoru okaże się najpiękniejszą ozdobą. Nie odwracając od niej wzroku, uśmiechnął się szerzej. Przywdział niczym jedną z szat, czarujący uśmiech. — Niezmiernie się cieszę, że jesteś tu dziś ze mną — szepnął, nachylając się nieco w jej stronę. — Małżonka lorda Rosiera, mojego dobrego przyjaciela, Evandra w zeszłym roku urodziła syna. Ponoć pięknie śpiewa, gra na harfie i z tego co słyszałem także na fortepianie. Pochodzi z rodu Lestrange. Małżonka lorda Traversa, Melisande, jest jedną z sióstr lorda Rosiera. Jest znawczynią róż, interesuje się muzyką, malarstwem i literaturą. Deirdre Mericourt dba o La Fantasmagorię. Poznasz ją po egzotycznej urodzie. Zyskanie jej sympatii może być trudne, ale z pewnością intratne. Lady Burke, Primrose jak zapewne wiesz to siostra nestora. Zajmuje się talizmanami, bada artefakty. Byłbym ostrożny z nawiązywaniem relacji z nią. — Kilka słów o najważniejszych kobietach wieczoru mogło ją przygotować na to, co ją czekało na miejscu. Primrose darzył szacunkiem, ale wolał, by przez wzgląd na jej przekonania nie miały zbyt wielu okazji do rozmów. Co do tego, że będzie musiał swoją towarzyszkę dziś opuścić na kilka chwil nie miał żadnych wątpliwości. Bywały momenty, w których dżentelmeni musieli pomówić wyłącznie ze sobą. Liczył, że wykorzystując kilka prostych informacji będzie w stanie poradzić sobie wśród harpii.
Kiedy powóz przyjechał na miejsce, a obsługa pomogła opuścić karocę jego towarzyszce, poprawił czarną, elegancką szatę i narzucony na ramiona płaszcz i stanął tuż przed fontanną. To będzie wspaniałe wydarzenie, pomyślał od razu. Zaoferował Salome ramię, po czym skierował się ku rzędom aksamitnych krzeseł. Poinstruowany, co do tego, gdzie należało usiąść zatrzymał się przy drugim rzędzie. To właśnie tam krótko, skinięciem głowy przywitał obecnych. Corneliusa i Valerie, Xaviera i lady Parkinson, którą ledwie kojarzył, Edgara z przepiękną małżonką. Nie wdawał się w rozmowy, pomagając swojej towarzyszce zająć miejsce, a kiedy to uczyniła sam rozsiadł się w fotelu.


| Zajmuje miejsce 11, a moja towarzyszka Salome 12.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 2 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 2 z 14 Previous  1, 2, 3 ... 8 ... 14  Next

Pomnik Cronusa Wyzwoliciela
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach