Wydarzenia


Ekipa forum
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela
AutorWiadomość
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]14.01.21 21:49
First topic message reminder :

Pomnik Cronusa Wyzwoliciela

Po całkowitym przejęciu stolicy przez czarodziejów i ustaniu walk, dla upamiętnienia zwycięstwa nad mugolami tuż przed Pałacem Buckingham postawiono wzniosły pomnik na cześć nowego Ministra Magii. Pomnik Wyzwoliciela, wyjątkowo utalentowanego autora, brytyjskiego rzeźbiarza, Aikena Cattermole przedstawia półnagą sylwetkę Cronusa Malfoya odrywającego głowę ostatniemu stąpającemu po londyńskich ziemiach mugolowi. Pomnik jest wyjątkowy — z kamiennej głowy mocno osadzonej w wyciągniętej dłoni ministra nieustannie sączy się krew. Czy prawdziwa — mecenasi sztuki nie mają pewności. Oczywiste jest jednak, że wykonana z bałkańskiego marmuru statua wzbudza ogromny podziw. Plotki głoszą, że każdy kto nabierze w dłonie sączącej się posoki i wysmaruje nią twarz sprowadzi na siebie uśmiech fortuny.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]21.04.22 1:29
Wszystkiego się spodziewał, ale nie organizacji gali z okazji wyrżnięcia mugolskich mieszkańców Londynu. Mugole byli mu całkowicie obojętni, tak samo jak pozostałe strony konfliktu. Jednak rozumiał to, że niemagiczni ludzie chcieli po prostu żyć w spokoju, podobnie jak on.
Nie wierzę, że to powiem... ci to już dawno przekroczyli granicę obłędu i oddalili się od niej w podskokach — Stwierdził z pobrzmiewającym w jego głębokim głosie echem zniesmaczenia, które w tym momencie przebiło się przez grubą warstwę cechującej go obojętności względem sytuacji na świecie. To nawet i go zaskoczyło. Przyszedł tutaj schronić się przed deszczem i zimnem oraz trochę wytrzeźwieć. Podobnie jak Zlata, obejrzeć tę szopkę i przy odrobinie szczęścia, załapać się na darmowe jedzenie.
Pomimo parszywego nastroju i zbliżającego się wielkimi krokami pod wieloma względami najbardziej chujowego dnia w miesiącu starał się nie wchodzić nikomu w drogę i liczył, że nikt nie będzie go niepokoić. Kurwa, to było jak zawsze pobożne życzenie. Jakiś zjeb prosto z drzewa próbował mu nasrać w życie zamiast samemu wypić nawarzone piwo. Posłał mu ostrzegawcze, wręcz złowróżbne spojrzenie. Zamiast uśmiechu na jego ustach zagościł nieprzyjemny grymas irytacji. Był naprawdę w złym humorze i komuś mogła stać się krzywda i to nie z rąk funkcjonariuszy. Choć zapewne będzie musiał ustawić się w kolejce. Albo minąć tych dwóch czarodziejów. Teraz zbyt łatwo było go wytrącić z równowagi. Poruszył się niespokojnie na miejscu, zaciskając dłoń w pięść. Powoli ją rozluźnił.
Na mnie nie patrzcie, pierwszy raz widzę go na oczy — Wyrwało mu się, gdy jeden z psów ministerstwa zwrócił się do Zlaty. Półgoblinka odpowiedziała twierdząco na pytanie gliny oraz zjebała czarodzieja jako swojego domniemanego męża, z niego samego robiąc swojego kolegę z pracy. To miało szansę się udać. Takich osób nie puszczało się do ludzi. Nie musiał nawet się odzywać. Zlata doskonale sobie radziła bez jego pomocy. Na tyle dobrze, że chciałby być obecny przy opisywanych przez nią sytuacjach. Znał ją na tyle dobrze by wiedzieć to, że ona nie rzuca słów na wiatr. W tym byli podobni.
Nawet, jak w rzeczywistości nie rozumiał motywów kierujących Zlatą, tego, dlaczego ona ratowała skórę temu zasrańcowi, to starał się jej nie zaszkodzić. Zachowanie rzeczonego czarodzieja pokazywało, ze nie warto było nadstawiać za niego karku. Połamanie mu obu nóg i wyrwanie języka stawało się coraz bardziej warte wprowadzenia w życie. Zwłaszcza, kiedy znowu został określony mianem przyjaciela tego popierdolonego czarodzieja.
Już rozumiem, dlaczego nigdy nie przedstawiłaś mi swojego męża. Jest słaby na umyśle. Na oddziale zamkniętym Szpitala Świętego Munga powinni sprawdzić, czy nie brakuje im pacjenta — Zwrócił się do Raskolnikovej. Niezbyt udana próba wspierania jej musiała wystarczyć. Niewykluczone, że w końcu jej domniemany mąż dostanie od niego w zęby. W najlepszym razie.
Sebastian Bartius
Sebastian Bartius
Zawód : Myśliwy, taksydermista
Wiek : 50
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Don’t shake me
Don’t make me bear my teeth
You really don’t wanna meet that guy

OPCM : 14 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10002-sebastian-bartius#302437 https://www.morsmordre.net/t10691-beowulf#324295 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f402-lancashire-lancaster-zajazd-pod-grusza https://www.morsmordre.net/t10693-szuflada-sebastiana#324304 https://www.morsmordre.net/t10692-sebastian-bartius#324298
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]21.04.22 2:23
Wśród całego tego zamieszania odnalazła się jednak jedna ze znajomych twarzy, którą Craig przywitał zdecydowanie bardziej pozytywnie. Jego własne oblicze rozjaśniło się niemal momentalnie - również z powodu odrobiny zaskoczenia, które odczuł na jej widok. Nie widział żadnego z lordów mogących reprezentować dziś York, więc i jej się tutaj nie spodziewał. Gdy więc zbliżyła się do siedziska, Burke poderwał się ze swojego, chcąc powitać ją należycie. Wciąż było jeszcze parę chwil do rozpoczęcia, stąd też Craig wykorzystał okazję do tego, aby ująć drobną, delikatną dłoń Calypso i lekko musnąć wargami jej wierzch. - Droga lady, absolutnie proszę się nie przejmować. - odpowiedział krótko. Niespecjalnie zależało mu na odzyskaniu tomu, nie łączyła go z nim żadna wyjątkowa więź. Tymczasem Calypso zdawała się wybitnie oczarowana księgą, jeśli pragnęła, mogła przechować go u siebie dłużej, przestudiować głębiej. U właścicieli tomiszcze niechybnie zaczęłoby po prostu na nowo zbierać kurz.
- Ależ proszę, będzie to dla mnie zaszczytem cieszyć się dzisiejszym wydarzeniem w twoim towarzystwie - odparł, a następnie pomógł jej zasiąść na wolnym miejscu obok swojego. Napięte do tej pory mięśnie karku rozluźniły się odrobinę, ramiona przestały tak garbić, a w oczach zapłonęła niewielka iskierka, która rozbudziła odrobinę życia w tęczówkach lorda Burke, który bezwstydnie wykorzystał okazję, aby poprowadzić cichą rozmowę z lady Carrow. Rozglądał się przy okazji także, poświęcając co nieco uwagi poszczególnym personom zgromadzonym przed sceną. Ponownie odnalezienie swoich krewnych w tłumie nie było dla niego rzeczą trudną - gdy jego spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Xaviera, skinął bratu delikatnie głową. Tym razem też z nieco większym zainteresowaniem przyjrzał się więc osobom towarzyszącym jego rodzinie. Obecność Calypso dodała mu nieco animuszu, jednak nawet jej obecność nie mogła powstrzymać lekkiego zmarszczenia nosa gdy Craig dostrzegł kto zasiada obok Primrose. Naturalnie dostrzegł także zamieszanie z udziałem Rosiera oraz Blacka. Nie słyszał o co dokładnie poszło, siedzieli zbyt daleko. Trudno byłoby jednak nie dojrzeć tej drobnej szarpaniny. Burke zanotował sobie w pamięci aby wypytać kuzynkę o co dokładnie poszło. Zaraz potem jednak jego uwaga skupiła się w całości na występie. Nie był nigdy specjalnie fanem teatru, rzadko miewał okazje uczęszczać w spektaklach. Jeszcze rzadziej oglądał występy cyrkowe - choć ostatni raz miał miejsce wcale nie tak dawno temu. Tym razem jednak oglądał w ciszy. Nie mógł jednak powiedzieć, aby wyjątkowo zachwyciła go ta sztuka. Rozumiał, albo przynajmniej wydawało mu się, że zrozumiał jaki był przekaz, doceniał także próbę przekonwertowania obecnej sytuacji w sztukę, nie do końca jednak to do niego przemawiało. W momencie gdy oglądało się horror wojny z bliska, a nawet odczuwało się jej bolesne skutki, ciężko było dostrzegać w całym tym teatrzyku piękno.
- Postarali się, nie ma co - rzucił półgębkiem w stronę Calypso, chociaż w jego głosie brakowało raczej faktycznego uznania. Był to też jego jedyny komentarz odnoście występu. Uniósł jednak dłonie i, by jakoś przesadnie nie wyróżniać się z tłumu, kilka razy klasnął w dłonie gdy widownia nagradzała artystów brawami. Wyglądało na to że cyrk zrobił tak wielkie wrażenie podczas tegorocznego sabatu iż postanowiono uczynić go teraz główną atrakcją na każdym ważniejszym wydarzeniu. Oby się mylił. Nadstawił ucha także gdy rozbrzmiały pierwsze przemowy, w duchu dziękując Salazarowi że sam nie będzie musiał się produkować na scenie.
- Wszystko to bardzo ładne... - mruknął cicho, właściwie bardziej do siebie niż do swojej towarzyszki. Nie dokończył swojej myśli na głos. Ponownie trochę spochmurniał. Bardzo ładnie, ze Xavier dostał wyróżnienie, zasługiwał. Ponownie jednak, ciężko było mu słuchać tak kwiecistej mowy opowiadającej o okropieństwach wojny. Nie mógł oprzeć się też wrażeniu, że zwycięstwo zostało ogłoszone nieco zbyt prędko. Walczący Mag pisał o śmierci niezliczonych rebeliantów, ale to wszystko było zwyczajnie za piękne aby było prawdziwe. W każdej beczce miodu znaleźć się też mogła łyżka dziegciu. Naturalnie, zdawał sobie sprawę z tego jak ważne było przekonanie publiki o tym, ze wszystko to było potrzebne. Że niewygody i niebezpieczeństwo, śmierć i ofiary były przejściowe, ale przede wszystkim - uzasadnione. Gdy Craig zerkał na siedzącą obok Calypso, dostrzegł w jej oczach iskry nadziei, co jasno dawało mu do zrozumienia jak bardzo pragnęła aby wypowiedziane przez Sallowa słowa były zgodne z prawdą. By wszystko było piękne, kolorowe i błyszczące. Sam by tego pragnął. Nie potrafił jednak zmusić się do uwierzenia. Lewa ręka mu nie pozwalała.
- Widzę na twojej twarzy determinację, moja miła - zwrócił się do lady Carrow. Wyglądała jakby wstąpiło w nią nowe życie, jakby była gotowa do działania. Kiedyś wykazywał się podobnym zapałem. A może była to po prostu wena, która niespodziewanie spłynęła na artystkę, pchając ją do stworzenia kolejnego arcydzieła związanego z ogłaszanym dziś zwycięstwem czarodziejów? Ciężko mu było stwierdzić, jego umysł krążył jednak wśród tematów wojennych - Czyżbyś wpadła na jakiś pomysł?


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]21.04.22 12:39
« Wszyscy ludzie są o tyle piękni, o ile mniej poznani »
Obserwował zgromadzonych w ich akompaniamencie oklasków, które wkrótce ucichły, by dać miejsce oraz przestrzeń do kolejnego z wystąpień. Przemówienia zawsze były oczywistą częścią podobnych wydarzeń i nikogo to nie zadziwiło. Jedynie ciekawy był fakt, iż to nie Minister Magii miał zabrać głos, lecz jego rzecznik. Biorąc jednak pod uwagę rolę, jaką odgrywał Sallow, po chwili zastanowienia można było dojść do wniosku, iż było to logiczne zagranie. Obaj byli osobami, które umiały wyciągnąć z ludzi ich najgorsze cechy i ubrać je jako zalety. Żywili się na pochlebstwach i pasożytowali na nich u innych. Nie potrzebowali jednak wiele, aby nakłonić ku sobie ludzi — władza siły, władza strachu i władza pieniądza robiły swoje. Szczególnie wśród ludzi, którzy sami ich nie posiadali, których dało się zastraszyć lub kupić. Tudzień wszystko na raz... Gdy zapowiedziano więc wyjście Sallowa na scenę, Jayden zastanawiał się, jak miało mu pójść przemówienie. W końcu miał wysokie oczekiwania w stosunku do kogoś, kto z rozmachem i ochotą stał za wszech ogólną manipulacją. I chociaż nie zrobił na profesorze wrażenia ani na sympozjum, ani wcześniej, Vane skupił się na słowach padających finalnie z ust rzecznika Ministerstwa Magii. Temu człowiekowi łatwiej przychodziło opisywanie czynów, aniżeli myślenie nad nimi. Jego słowa — pomimo pompatyczności — wyzbyte były czegoś więcej, za czym ktoś obdarzony większym ilorazem inteligencji chciałby pójść, chociaż trafiały na pewno do prostego człowieka, co potwierdzały wpatrzone ślepo twarze wokół. Podobnie jak w liście powoływał się śmiało na autorytety, a mimo to sam był niczym bez władzy danej mu odgórnie. W jego słowach była jedynie pusta władza — nie zaś rozumność. A przecież właśnie na tym to polegało — kto miał rozum na tyle rozwinięty, że ogarniał wszechświat i społeczeństwo, nie musiał troszczyć się o nic innego, bo wiedział. Umiał rozpoznawać kłamstwo i ponad wszystko logistikón utrzymywał w takim stanie, aby był rozumny i społeczny i czynny. Sallow był więc jedynie kolejnym z kuglarzy, którzy skryli się przed momentem za kurtynami. Nie stosował zasady, w której pożyteczność dla roju, była równocześnie pożytecznością dla pszczoły.
Słuchając jego mowy, Vane nie myślał o samym fakcie aktualnego zdarzenia, lecz rozmyślał o wydarzeniach, które opisywał polityk. Przykłady, które podawał i które wychwalał, były szczególnie szokujące, ponieważ nie dotyczyły jedynie szarej masy, a ludzi w wielu aspektach wykształconych, przedstawicieli grup zawodowych darzonych przez ludzi zaufaniem, którzy prowadzili nieludzkie operacje. Teraz siedzieli spokojnie na scenie czerwonej od przelanej przez nich krwi, a wcześniej czynili zło dla samego zła? Astronom wciąż nie mógł wyzbyć się z głowy opowieści jednej z kobiet, którą spotkał w leśnej lecznicy, gdy pojawił się tam po Roselyn. Opowiedziała o tym, jak dzika watażka młodych czarodziejów zatłukła jej dwuletniego synka na werandzie pod domem, a później młoda czarownica dowodząca tym gangiem, nakazała wszystkim matkom, aby podniosły swoje dzieci i uderzały nimi o ogrodzenie werandy. Musiały to robić tak długo, aż dzieci były martwe. Siedmioro dzieci zginęło w ten sposób z rąk swoich matek. Jej pięcioletnia córka także... Gdzie była empatia tych ludzi? Gdzie było człowieczeństwo tych, którzy znajdowali się na podniesieniu? Czy to również było chwalebne? W samych słowach Sallowa przelewało się wielokrotnie odniesienie do "ja". Do "nas" — wybrańców. W takim stanie łatwo było wchodzić w kontakt z przedmiotami albo z ludźmi traktowanymi jak przedmioty. Traktowanie innych ludzi w ten sposób było jedną z najgorszych rzeczy, jakie można było uczynić — ignorowanie ich podmiotowości, ich myśli i uczuć. A aktualnie działo się to na skalę państwową. Tu. Przed nim. Rycerze Walpurgii, Minister, aktualna władza skupiała się wyłącznie na dążeniu do swoich celów. A jedyne co słyszał Vane w swojej głowie to płacz dzieci i ich matek na werandzie...


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]21.04.22 17:59
Na scenie pojawił się Cornelius Sallow ze swoją płomienną przemową skierowaną do wszystkich gości. Minister Magii obserwował go uważnie, nie uśmiechając się i nie kierując w jego stronę żadnych min. Wydawał się być zupełnie obojętny, ale może był zwyczajnie poważny. W pierwszych rzędach sytuacja się uspokoiła, dzięki czemu nie dotarła do uszu zbyt wielu lordów i dam, wywołując skandal. Nic nie wskazywało na to, by miało dojść do kolejnych utarczek słownych, czy fizycznych. Obaj mężczyźni siedzieli spokojnie na swoich krzesłach, odzyskawszy na chwilę rozum lub przemyślawszy przyganę zaskakująco łączącej ich lady. Rzecznik ministerstwa mówił, podkreślając wagę ostatnich zdarzeń i sukcesów, z których dziś mogli wszyscy się cieszyć. Zdecydowanie było z czego.

Zamieszanie z tyłu wciąż nie pozwalało części gości skupić się całkowicie na tym, co działo się na scenie, rozmowy członków patrolu egzekucyjnego z gośćmi, których zachowanie pozostawiało wiele do życzenia raz po raz odciągało uwagę od sceny i przemowy czarodzieja. Dwóch funkcjonariuszy skupiało się przy Russelu, który kompletnie stracił styczność z rzeczywistością, aż w końcu starszy i niższy z funkcjonariuszy spojrzał na Zlatę, kiedy zdradziła, że ten szalony mężczyzna to jej mąż. Nie zareagował na określenie ani wyraz dezaprobaty z jej strony. Podniesiony głos Zlaty, któremu nie przeszkadzała już muzyka sprawił, że echo jej słów poniosło się ciszą po ławkach, ale także rzędach atłasowych krzeseł, docierając do gości honorowych. Wokół panowała cisza, która miała pozwolić Corneliusowi przemówić do wszystkich. To zaś sprawiło, że zamieszanie z tyłu było doskonale słyszalne wszędzie wokół, tym bardziej, że akustyka tego miejsca nie była tak przygotowana jak na salach koncertowych, a głos odbijał się od bruku, betonowych palenisk, donic i samej fontanny. Salwa niewybrednych przekleństw przetoczyła się po zgromadzonych — Minister Magii nie odwrócił się jednak do tyłu. Nie spojrzał także na nerwowo wyglądającego do tyłu Mistrza Ceremonii, uparcie słuchał gorliwych słów Sallowa. Awantura kochanków, jak się okazało nagle stała się tematem, który wszyscy ze zgromadzonych musieli wysłuchać.
Funkcjonariusz zmarszczył brwi, patrząc to na Zlatę to na Russela.
— Świetnie się składa, pani Carrington — odpowiedział jej chłodno, beznamiętnie.— W takim razie panią także zapraszam w tamtą stronę, Oboje pójdziecie z nami.— Wskazał miejsce oddalone od zgromadzenia, gdzie czekali kolejni członkowie patrolu egzekucyjnego.
— Nie chciałbym być w twojej skórze, Napoleonie — zażartował szeptem wyższy i młodszy funkcjonariusz, ruchem głowy wskazując kpiąco na Zlatę. Uniósł różdżkę i jej szybkim ruchem popędził Russela, ale przy tym  także Zlatę w stronę wyjścia. Łypnął wzrokiem na Bartiusa, ale nie powiedział w jego stronę nic. Służby porządkowe czekały, aż Zlata i Russel opuszczą razem z nimi plac, nie zdradzając się z dalszymi zamiarami.

Gdy Sallow zakończył, na scenie pojawił się zaraz Mistrz Ceremonii, który z uśmiechem i nienaganną prezencją spróbował ściągnąć na siebie uwagę wszystkich.
— A teraz, przejdźmy do głównej części naszego spotkania. Z największym szacunkiem i zaszczytem pragnę zaprosić na scenę Ministra Magii, sir Cronusa Malfoya. — Mistrz Ceremonii skłonił się nisko i odsunął na bok, nie schodząc jednak całkowicie ze sceny. Tuż pod nią, elegancki mężczyzna o jasnych włosach związanych aksamitną, czarną wstążką wstał z krzesła i dostojnym, wyważonym krokiem ruszył ku schodom. Zdawało się, że tempo jego kroków było idealne — nie za szybkie, nie za wolne. Oklaski rozbrzmiały z tyłu, trudno powiedzieć kto zaklaskał pierwszy. Zdawać by się mogło, że wszyscy jak na zawołanie. Minister Magii stawał na deskach i czerwonym dywanie w akompaniamencie braw. Gdy wspiął się i stanął przed wszystkimi zgromadzonymi, skinął głową Mistrzowi Ceremonii, który zadbał o to, by głos ministra został odpowiednio wzmocniony i był słyszalny przez ostatnich zebranych gości.
— Każdego dnia w naszym kraju umierają czarodzieje, którzy powstali z kolan, wybierając godność, wolność i wielkość, które im się należą, a które były tłamszone przez wieki przez mugoli, którzy nie mogli pogodzić się z własną ułomnością. Dziś, szanowni obywatele, powiadam wam, że nie odpuścimy walki o wasze prawa, życia i przywileje. Ministerstwo Magii nigdy nie było silniejsze niż aktualnie, a czarodzieje stali się potężniejsi najwięksi dotąd. — Minister zrobił pauzę. Patrzył po najodleglejszych zgromadzeniach, nie zatrzymując na nikim wzroku na dłużej. — Zebraliśmy się tu, by uczcić wielkie zwycięstwa i uhonorować ich bohaterów. Czarodziejów, którzy poświęcili się walce z rebelią i stworzeniu nowego, bezpiecznego świata, w którym żaden z nas nie będzie musiał się ukrywać ani kajać przed tymi, którzy od wieków życzyli sobie naszej śmierci i upadku. — Minister Malfoy zamilkł znów, tym razem już na dobre, i odszedł na bok, a ciszę zagłuszyły ponowne brawa. W tym czasie, za jego plecami, po jego prawej stronie pojawiły się cztery płaskie puzderka z ciemnego drewna. Lewitując otworzyły się, jedno po drugim. Wszystkie wytłoczone były szmaragdowym atłasem, na którym spoczywały błyszczące, duże, złote medale przedstawiające literę "M" wytłoczoną na okrągłym polu otoczonym laurowym liściem. Zawieszką orderu była czaszka z wężem, lecz goście mogli ujrzeć je dobrze, dopiero, kiedy pierwszy z nich uniósł się kilka cali nad wyściełane materiałem pudełko. Pod sceną pojawił się reporter Walczącego Maga i reporter Czarownicy.
— Szanowni goście, drodzy państwo — głos zabrał ponownie Mistrz Ceremonii, stojący całkiem z boku. — Na podstawie decyzji Wizengamotu za okazanie niebywałego męstwa w walce z wrogiem, godnego i mądrego przywództwa a także wykazania olbrzymiego poświęcenia, Minister Magii odznacza Orderem Merlina Pierwszej Klasy lorda nestora Kentu, sir Tristana Rosiera, pana Drew Macnaira, panią Deirdre Mericourt i pana Ramseya Mulcibera. Proszę państwa o podejście do sir Cronusa Malfoya. — Czarodziej umilkł, spoglądając na wywołanych czarodziejów, oczekując, aż wejdą na scenę i ustawią się, zgodnie w równym rzędzie. Kiedy tak się stało, Minister Magii zbliżył się do każdego z nich i ujął ostrożnie z lewitujący złoty order i przypiął po lepiej stronie, na piersi każdemu z nich. Po wszystkim pudełka zatrzasnęły się i zniknęły, a Cronus Malfoy, stojąc częściowo zwrócony co odznaczonych, częściowo do gości przed sceną, odezwał się znów. — To wyjątkowy moment. Jako Minister Magii w imieniu całej czarodziejskiej społeczności dziękuję wam za wasze działanie i zaangażowanie w sprawę. Wy, wielcy czarodzieje, lojalni posłańcy Lorda Voldemorta, Śmierciożercy, prowadzicie nas do ostatecznego zwycięstwa. Ziemie, które Rycerzom Walpurgii udało się wyrwać z sideł mugolskiego chaosu potrzebują zarządców, którzy zadbają o ich odpowiedni rozwój i bezpieczeństwo mieszkających tam czarodziejów. Pana Drew Macnaira mianuję namiestnikiem zwyciężonych hrabstw Suffolk. Pana Ramseya Mulcibera mianuję namiestnikiem zwyciężonego hrabstwa Warwickshire. Ponadto, wyzwolony spod jarzma mugoli Londyn przekazuję pod opiekę pani Deirdre Mericourt, pragnąc by uczyniła z niego największą europejską stolicę kultury. Lordowi Kentu, sir Tristanowi Rosierowi przekazuję prawa do dysponowania magicznym i militarnym potencjałem ukrytej dotąd w Kanale La Manche Wyspy Żmij, która służyła ministerialnym badaczom i odkrywcom do celów naukowych. Wierzę, że jej strategiczna lokalizacja wspomoże walkę o kraj, jakiego pragniemy.
Minister Malfoy spojrzał na Mistrza Ceremonii, który machnął różdżka, i podał rękę wszystkim odznaczonym, zamieniając z każdym z nich, szeptem niesłyszalnym dla nikogo poza nimi, kilka słów uznania. Uśmiechał się, a czas płynął wolno. W końcu pozwolił im zejść ze sceny, by zajęli swoje miejsca w akompaniamencie oklasków. Te trwały dopóki nie zajęli miejsc. Gdy usiedli, głos zabrał znów Mistrz Ceremonii, odczytując ze zwoju kolejne osiągnięcia i odznaczenia:
— Na podstawie dekretu z dnia 1 kwietnia, 1958r. Ministra Magii, sir Cronus Malfoy za wybitne zasługi bojowe, taktyczne, wielkie poświęcenie i zaangażowanie w walkę z terroryzmem, buntem i rebelią, odznacza Orderem Czaszki i Węża: lorda nestora Durham, sir Edgara Burka, sir Xaviera Burka, lorda nestora Kentu, sir Tristana Rosiera, sir Mathieu Rosiera, sir Zachary'ego Shafiqa, sir Manannana Traversa, pana Cilliana Macnaira, pana Drew Macnaira, panią Deirdre Mericourt, pana Ramseya Mulcibera, pana Corneliusa Sallowa, a także pośmiertnie, panią Ritę Runcorn. Proszę państwa o podejście do sir Cronusa Malfoya. — Zwrócił się do wymienionych czarodziejów, po czym znów zerknął w zwój. — Ustanowione w dniu dzisiejszym mocą dekretu odznaczenie honoruje wielomiesięczne zaangażowanie w walkę o pokój, wolność czarodziejskiej społeczności, a także walkę ze zdrajcami krwi i buntownikami przeciwstawiającymi się czarodziejskiemu prawu. Podkreśla ono męstwo i siłę czarodziejów, walkę w imię wyznawanych przez naszych obywateli wartości i tradycji. Dzięki tym czarodziejom czarodzieje ukrywający się dotąd w Warwickshire i Suffolk mogą uwierzyć, że czeka ich lepsza, bezpieczniejsza przyszłość. Ocaleni z więzienia czarodzieje bezpiecznie wrócili do swoich domów, mugolskie symbole wielkości i potęgi zostały przejęte lub zniszczone, a kolaborujące ze sobą grupy mugoli rozpracowane i rozbite.
Na scenie, za Ministrem Magii pojawiło się dwanaście drewnianych pudełek, które otwarły się jeden za drugim — wszystkie, poza jednym. Wnętrze wyściełane było czarnym atłasem, a na nim błyszczały złote, podwójne medale przedstawiające czaszkę, z której wypływał wąż z otwartą paszczą — symbol do złudzenia przypominający Mroczny Znak. Minister Magii wyjmował ostrożnie każdy order i kolejno przypinał każdemu odznaczonemu, zaraz po tym podając dłoń i gratulując z uśmiechem. Nie spieszył się, robił to wszystko powoli, pozwalając by reporterzy, którzy zgromadzili się pod sceną mieli czas na uwiecznienie wszystkiego i zapisanie najważniejszych szczegółów. Minister Magii zadbał o to, by powitać każdego stojącego na scenie Rycerza Wapurgii i okazać mu swój własny szacunek. Gdy podszedł do Tristana, tuż po tym, gdy obok Orderu Merlina zawiesił na jego piersi Order Czaszki i Węża, zamknięte pudełko, które lewitowało obok wręczył mu w dłoń bez słowa, jednak z wymownym spojrzeniem, które z pewnością on sam doskonale pojął — order, który znajdował się w środku przysługiwał Elvirze Multon, której na prośbę Rosiera minister publicznie nie odznaczył. Gdy Cronus Malfoy przypiął ostatni order i złożył ostatnie gratulacje, stanął z boku, zwracając się jeszcze raz, do odznaczonych gości.
— Rycerze Walpurgii, wykazaliście się prawdziwym męstwem i odwagą. Odnosiliście rany, podejmowaliście trudne decyzje, nie obawialiście się walki i ryzyka, które na was czekało, a swoimi działaniami odnieśliście szereg sukcesów, które przyczynią się do odbudowy kraju zniszczonego przez naszych wrogów. Wasze nazwiska okryły się chwałą, a waszych czynów nie pozwolimy nikomu zapomnieć. W imieniu obywateli, dziękuję. — Cronus Malfoy skłonił lekko głowę i pozwolił gościom opuścić scenę. Pudełka, w których znajdowały się ordery zniknęły, by znaleźć się w powozach, którymi przybyli goście honorowi.

Mistrz Ceremonii poczekał, aż wszyscy zajmą swoje miejsca i znów przygotował przed sobą zwój, gotów odczytać kolejne nazwiska.

Czas na odpis trwa do 24 kwietnia godz: 20:00. Wszystkich zainteresowanych zachęcam do zapoznania się z czarodziejskimi odznaczeniami.

Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 8 RAljbDU
mapka w powiększeniu

Legenda:

Członkowie Patrolu Egzekucyjnego
MC - Mistrz Ceremonii
CM - Cronus Malfoy
Czarodzieje i bezimienne osoby towarzyszące
Ramsey Mulciber

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]21.04.22 19:45
    Przetrawiła jego imię. Edward. Przekrzywiła lekko głowę i posłała mu ulotny uśmiech. Kiedy jej uwaga wróciła na scenę, a siedzący obok lord nachylił się żeby coś do niej wyszeptać, ledwo powstrzymała niezbyt eleganckie parsknięcie śmiechem. Ścisnęła wargi i nadęła nieco policzki, obracając znów głowę tak, by lepiej go widzieć.
    - Mmm - zgodziła się cicho, zerkając na moment w jego oczy które zdawały się być odbiciem jej własnych. Sama się lekko przechyliła, nie chcąc by ktokolwiek podłapał ich rozmowę. Choć nie mieli blisko siebie żadnego towarzystwa. - Myślisz, że celowo wybrali plener bo szkoda spraszać byle kogo do środka? - lekko zaakcentowała dwa słowa, a brwi uniosła znacząco. Sama nie zamierzała zamienić nawet słowa z osobami spoza elity. Niekoniecznie z obrzydzenia czy wyższości, bardziej z obowiązku. Prawdopodobnie gdyby się odwróciła to rozpoznałaby niejedną twarz. Profesorów, uczniów ze szkoły, bardziej znanych czarodziejów półkrwi. Należało jednak zachowywać pozory, a wszelkie sympatie dla grona spoza arystokratów trzymać właśnie tam - w ukryciu. Albo przynajmniej się z nimi nie afiszować, zwłaszcza na tego typu przyjęciach.
    Skupiła się na rozgrywającej się przed nimi scenie w której pierwsze skrzypce zdawał się grać nie kto inny, a Rigel Black. Nie przepadała za nim odkąd pamiętała i nie rozumiała skąd w Evandrze wzięła się sympatia do tego szlachcica. Z drugiej strony. . .mało który arystokrata nie lądował na jej czarnej liście po fiasku z Carrowem.
    Kąciki ust Octavii drgnęły na uwagę Edwarda, ale nijak tego nie skomentowała. W przeciwnym razie wyszłaby na hipokrytkę. Właśnie rozpoczął się spektakl. Co raz trudniej było jej jednak się skupić na czymkolwiek kiedy raban za jej plecami zagłuszał słowa występującego Sallowa. Ledwo powstrzymała zgrzytnięcie zębami. Miała na sobie oczy co najwyżej służby stojącej z boku, jednego lub dwóch funkcjonariuszy nieopodal latarni z jej prawej, ale najbardziej odczuwała na sobie wzrok lorda Parkinsona. Nie sprawdzała jednak, czy czuła się tak ze słusznego powodu. Lekko unosiła palce i uderzała nimi bezgłośnie w podłokietnik, wyraźnie zniecierpliwiona.
    - Uh, litości - mruknęła pod nosem, znów spoglądając sobie przez ramię. Akurat funkcjonariusze próbowali odprowadzić ten dwuosobowy plebs będący prowodyrem zamieszania, więc na powrót wcisnęła plecy w oparcie fotela. Zaczynało się jej robić niedobrze od przeciążenia zmysłów. Tu fajerwerki i muzyka, tu szepty, tam krzyki, tu szarpanina. Brakowało by jakiś komar wpadł jej do ucha.
    Przemówienie Ministra Magii miało dla niej niezwykle korposztuczny wydźwięk, ale dla Octavii wszystkie uroczystości i bale takie były. Zdecydowanie nie była fanką brania w tym udziału, jednak rodzina od niej tego wymagała. A także jej status społeczny. Starała się przywdziać najmniej znudzony wyraz twarzy, choć z każdą chwilą słowa Cronusa Malfoya blakły na tle choćby szumu wiatru. Nadal była zmęczona podróżą. Zdziwiła się natomiast, że po odznaczeniu Rycerzy Walpurgii ceremonia wcale nie zapowiadała się na taką, która rychło się zakończy. Zwój w rękach Mistrza Ceremonii zapowiadał kolejne przemówienia. O Merlinie. Znów zerknęła do lewej, na Edwarda, i chociaż nie odezwała się słowem, tak jej oczy zdawały się pytać czy ten wie ile to jeszcze potrwa. Już parę nazwisk temu wyglądała jakby siedziała tu za karę. Poniekąd tak było.


◆ you look my way, what can I say? ◆
I wish I believed that things are going to be okay.
i got played like an amateur, then he stabbed me like a murderer
Octavia Lestrange
Octavia Lestrange
Zawód : arystokratka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
- Just stop it, Octavia. What are you, five?
- Five times better than you, yeah.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 8 0crpPp1
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11094-octavia-lestrange https://www.morsmordre.net/t11104-edel#342154 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t11102-skrytka-bankowa-nr-2426#342151 https://www.morsmordre.net/t11103-octavia-lestrange#342153
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]21.04.22 23:06
Nerwowa atmosfera, którą spowodował Rigel wywołała niemałe zamieszanie. Mathieu niepotrzebnie dał się sprowokować Blackowi, co skupiło na nich kilka uważnych spojrzeń. Jego błąd, ale wciąż uczył się panować nad pewnymi odruchami. Od kiedy jego świat wywrócił się do góry nogami po bliskim spotkaniu z Arawnem, podczas którego zanurzył się w ciemności, trudno było mu panować nad pewnymi odruchami. Dłoń Primrose, która spoczęła na jego ręce skutecznie sprowadziła go na ziemię. Sensowniejsze było skupienie się na niej i na trwającym spektaklu, niż na Blacku, który nie miał dla niego specjalnie wielkiego znaczenia. Przynajmniej nie w tym momencie, takie sprawy wolał załatwiać na osobności. Ciemne spojrzenie przeniósł najpierw na Lady Burke, później na scenę.
Zachwycający występ grupy dobiegł końca, wyraźnie spodobał się zgromadzonym, a był wart uwagi. Płynnie przeszli do przemówienia Corneliusa. Rocznica wyzwolenia miasta z rąk plugawego robactwa. Czas mijał szybko, czasem zbyt szybko przepływał im między palcami. Dopiero te słowa uzmysłowiły mu, jak daleką drogę przeszedł w ciągu tego roku i jak wiele zmian zaszło w nim samym. Pewnie by nie uwierzył, gdyby ktoś powiedział mu jaką drogą będzie podążał, w którym kierunku pchnie własne życie. Skupiał się przez moment na własnych rozważaniach, później ponownie na słowach Corneliusa. Płomienne przemówienie przypominało osiągnięcia, działania i podjęte kroki, uświadamiało jak wiele trudu i wysiłku zostało włożone w to, aby dzisiejszego dnia mogli znaleźć się tutaj, w tym miejscu i wspólnie świętować odniesione sukcesy. Czarny Pan wymagał od nich solidnych działań, a oni podejmowali je walcząc o światłość wspólnej przyszłości. Tylko w ten sposób świat mógł zmienić się na lepsze i oby słowa, które wypowiedział Cornelius dotarły do każdego. Zakon Feniksa, każdy rebeliant musiał spotkać się z skuteczną i jasną odpowiedzią, należało im się jedynie to, na co najbardziej zasługiwali. Mathieu zamierzał walczyć dalej, o każdy skrawek angielskiej ziemi, który musiał zostać odbity z rąk zdrajców, oszustów i krętaczy, z rąk tych, którzy na niego nie zasługiwali. Nieważnym było ile przelanej krwi będzie to wymagało, cel uświęcał środki, a jeśli jedyną drogą była ta przez krew i śmierć, musieli iść nią ramię w ramię.
Przeniósł wzrok na Primrose, a kącik jego ust drgnął. Widział, jak co jakiś czas zerkała w jego stronę. Nie chciał wprawić jej w zakłopotanie, ani tym bardziej sprawić, że zacznie się go obawiać. Ona nie musiała się bać.
- Teraz będzie już tylko lepiej. – mruknął, nachylając się w jej stronę. Mogli być pełni nadziei na lepsze jutro. Niemniej jednak, nadal powinni ostrożnie podchodzić do kwestii rebeliantów, wiedział jaka jest sytuacja, ale ludzie powinni mieć świadomość jak wiele poświęceń i trudu podjęli, aby oczyścić ten świat i uczynić go lepszym, cóż innego mogłoby zbudować tą sytuację jeszcze bardziej jak nie tak piękne słowa, których użył Cornelius.
Nie mogło obyć się bez mniejszych lub większych zamieszań. Mathieu dał się ponieść, co nie leżało w jego naturze, a przynajmniej nie do tej pory. Natura jednak ulegała zmianie i pewnie w którymś momencie przywyknie. Teraz jednak uspokojona sytuacja między nimi pozwoliła na całkowicie skupienie się na Mistrzu Ceremonii, który zaprosił na scenę samego Ministra Magii. Przemowa Cronusa Malfoya rozpoczęła się od pięknych słów. Stulecia ucisku wywołanego strachem mugoli i ich ułomnością dobiegły końca, nie musieli się już obawiać, chować i ukrywać. Byli lepsi od nich, posiadali moc, której im brakowało. Posiadali wyjątkowe zdolności i to czyniło ich silniejszymi od nich, nie musieli już ukrywać się w cieniu, mogli wyjść wyzwoleni i mieć to, co należało im się od dawna – wspaniałą wolność. Mistrz Ceremonii rozpoczął wręczanie orderów, wszak ceremonia była zorganizowana właśnie po to. Tristan został wywołany na scenę wraz z Drew, Deirdre i Ramseyem, zasłużeni w boju, wspaniali wojownicy. Mathieu miał okazję do współpracy – mniejszej lub większej – z każdym z nich i od każdego mógł czerpać wiedzę i brać przykład. Doświadczenie i umiejętności, które posiadali były godne podziwu. Zasługiwali na odznaczenia całkowicie.
Zeszli ze sceny, ale to nie był koniec… Mathieu skupił przez chwilę wzrok na Tristanie, aby zaraz wrócić do Mistrza Ceremonii, który kontynuował. Najwyraźniej orderów było więcej. Edgar i Xavier zostali wyczytani jako pierwsi, później Tristan i… on sam. Powieka drgnęła lekko, ale wyraz twarzy pozostał niezmieniony. Nie spodziewał się, że będzie jednym z odznaczonych podczas tej ceremonii. Zostali poproszeni na scenę, gdzie sam Cronus Malfoy, Minister Magii uhonorować miał ich wyjątkowe zasługi. Stanął na scenie wraz z innymi. Ciężka praca doprowadziła go do tego momentu. W najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewałby się takiego obrotu spraw – nawet kiedy działania wojenne dopiero się zaczynały. Wziął głęboki wdech, kiedy przypinano mu order, skinął głową i podziękował na słowa, które skierował do niego Minister. Robił to bez pośpiechu, ale ceremonie nie były od tego, aby wszystkie działania podejmować w biegu. Wraz z pozostałymi również opuścił scenę, aby ponownie usiąść obok Primrose. Przyjemne uczucie pojawiło się gdzieś w jego wnętrzu. Nagrodzenie wysiłków motywowało do dalszych działań, nie robił tego jednak dla poklasku, liczył się cel, a ten dodatek był bardzo przyjemnym odznaczeniem.
- Nie spodziewałem się. – przyznał, nachylając się w kierunku Lady Burke. Noc dopiero się zaczynała, a miał wrażenie, że z każdą chwilą będzie coraz lepsza. – Minister wcale się nie spieszy, prasa przepada za takimi wydarzeniami. – powiedział cicho i odrobinę niekontrolowanie złapał jej dłoń. Kilka chwil temu, zanim wszedł na scenę to ona trzymała jego rękę, a skoro wyraźnie dała mu na to przyzwolenie ponowił ten gest. Szczególnie, że to pozwalało mu się bardziej skupić.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]22.04.22 2:28
Żyć w świecie, gdzie było się tak naprawdę nikim - było ciężko. Na tyle, że nawet twoja jedyna akcja w życiu okazała się i tak być sfałszowana, bo ktoś chciał cię złapać. A potem zostając osądzonym przez Wizengamot trafiasz do mamra, gdzie dziwnym trafem udaje Ci się wydostać. Jedni uznaliby to za... szczęście... inni za pecha. W obecnej sytuacji Russell nie wiedział czy faktycznie powinien sądzić, że tamta magiczna ucieczka z Tower była szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Z drugiej strony - gdyby wtedy wrócił to prędzej byłby idiotą, a nie sobą. Bo kto wraca za kratki, kiedy los daje mu możliwość ponownego oddychania świeżym powietrzem. A wracając do rzeczywistości, bo o niej trzeba było decydować.
Nie wiedzieć czemu nawet jeśli myślałby o sobie jako złej osobie to w pewnym momencie odczuwał pewne podrygi sumienia o którym opowiadał mu kiedyś John. "Gdzieś tam w niebie zawsze obserwuje nas Bóg i czasem szepnie nam coś do naszego serca", więc co podpowiadało Russellowe? Że nie powinna tutaj znajdować się jego żona nawet jeśli nie była faktycznie jego żoną. Tak, gierki słowne się kończyły, kiedy zaczynało się być szczurem. Szczurem? Tak, Russell w pewnym sensie był szczurem, jeśli wierząc temu, że owe zwierzęta potrafiły atakować dopiero kiedy zostały zapędzone w róg bez drogi ucieczki. I jeśli trzeba było coś wykombinować, lub znalazła się jakaś szczelina w drodze ucieczki - szczury je wykorzystywały. Dlatego, kiedy tylko miała się znaleźć okazja, Russell rzekł. – Bardzo przepraszam panowie, ale już mi lepiej. – A potem samemu wyciągnąć różdżkę na tyle szybko, aby spróbować z niej skorzystać i rzucić na siebie zaklęcie Cito Maxima, które miałoby za zadanie pozwolić mu na to, aby w przyśpieszonym tempie uciec między drzewa, a przy okazji uniknąć dodatkowego spotkania z większą ilością zbrojnego ramienia Policji Magicznej. W końcu jak zostało wcześniej wspomniane - głupio byłoby wrócić teraz do Tower i odsiedzieć resztę wyroku plus jeszcze dodatkowy.

1. Cito Maxima - k100 + 19 T
Jack Russell
Jack Russell
Zawód : Hazardzista, kieszonkowiec i poeta
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11084-jack-russell https://www.morsmordre.net/t11096-makbet https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11115-szuflada-2405#342341 https://www.morsmordre.net/t11101-j-russell
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]22.04.22 2:28
The member 'Jack Russell' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 66
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]22.04.22 15:06
Odetchnęła w duchu kiedy Mathieu wrócił na swoje miejsce, a Rigel opadł obok Evandry, która widząc całe zajście próbowała spokojnie interweniować. Była wdzięczna przyjaciółce za jej wsparcie. Wydawało się, że kryzys na chwilę został zażegnany, a ona mogła skupić się na ceremonii. Słowa Melisande, która najwidoczniej rozdrażniona całą akcją również uznała za stosowne zwrócić uwagę sprawiło, że Primrose prawie zapadła się pod ziemię.
Spodziewała się, że jej pojawienie się z lordem Rosierem wzbudzi zainteresowanie, ale nie tego typu. Choć spokojna twarz nie zdradzała poruszenia, tak pojedynczy rumieniec zawstydzenia na chwilę zdradził kotłujące się emocje.
Ostatecznie mogła skupić całą swoją uwagę na tym co się działo przed nimi, a po Corneliusie, który dostał liczne brawa pojawił się sam Minister Magii. Jego przemówienie pozbawione było górnolotnych stwierdzeń, mówił twardym, silnym głosem lidera, którym przecież był. Pod przewodnictwem Czarnego Pana reprezentował świat magiczny, był jego głosem i osobą, która chwaliła i ganiła. Rozdawała przychylność oraz ostracyzm. Dzisiejsze wydarzenie miało być ku chwale poległych i tych, którzy nadal trwali w swoich przekonaniach i o nie walczyli.
-Dążymy do tego. - Zgodziła się z Mathieu kiwając nieznacznie głową w jego stronę. Nie chciała przeszkadzać innym w odbiorze tego wydarzenia. Wiedziała, że lord Rosier był jedną z osób, które mocno angażowała się w sprawy kraju i wytrwale walczyła z buntownikami. I choć wydawało się, że część kraju była pod protekcją Ministra oraz Rycerzy tak rebelianci nadal wykrzykiwali swoje hasła równości i wychodzili z ciemnych zaułków niczym robactwo, którego ciężko się pozbyć. Czy kiedyś osiągną stan, w którym absolutnie nikt nie będzie negował porządku? Szczerze w to wątpiła. Ważne aby było takich ludzi jak najmniej. Miała dość wojny, która niszczyła ten kraj, wykrwawiała go, sprawiała, że dobrzy czarodzieje umierali, tracili życie a mogli wieść zupełnie inne - pełne spokoju i szczęścia. Patrzyła jak czwórka wymienionych członków Rycerzy wychodzi na podest aby przyjąć ordery. Słysząc, że Drew Macnair ma zarządzać całym hrabstwem uniosła w lekkim zaskoczeniu brwi. To była duża nobilitacja i wyróżnienie dla czarodzieja. Fakt, że Madame ma zająć się stolicą mogło stać w sprzecznych interesach Crouchów, zapewne Adeline nie była zachwycona takim postawieniem sprawy, choć istniała szansa, że Ministerstwo wcześniej porozumiało się z rodem jej bratowej by nie doszło do niepotrzebnych nieporozumień. Sztuka i kultura leżała jak najbardziej w kompetencjach tej kobiety, która mogła poszczycić się wielkimi osiągnięciami. Warwick trafiło w ręce pana Mulcibera, którego szanowała, ale po ostatnim artykule patrzyła na jego osobę bardziej krytycznie. Odznaczenie Tristana zupełnie jej nie zaskoczyło, jako Pierwszy wśród Śmierciożerców było wiadomo, że oddany jest całym sobą sprawie.
Ledwo brawa ucichły, gdy wyczytano nowe nazwiska. Uśmiechnęła się szerzej słysząc jak wywoływany jest jej brat oraz kuzyn. Rodzina Burke została nagrodzona za ich trud w działanie na rzecz magicznej społeczności, czuła jak rozpiera ją duma. Zaraz jednak usłyszała miano Mathieu więc spojrzała na niego z zaskoczeniem ale również ogromną pochwałą w szarozielonych oczach. Sam zainteresowany zdawał się nie przejmować tym i wstał ze swojego miejsca by na scenie przyjąć odznaczenie. Patrzyła jak Edgar i Xavier otrzymują ordery. Było w tym widoku coś budującego i niezwykle podnoszącego na duchu. Wraz z innymi dołączyła do głośnego aplauzu na cześć odznaczonych. Kiedy Mathieu na powrót zajął miejsce koło niej uśmiechnęła się do niego.
-Zasłużyłeś na to. - Zapewniła go, wiedząc, że nie robili tego dla pochwał, ale jeżeli wysiłki zostały zauważone to chęć działania była jeszcze bardziej wzmocniona. -Gratuluję. Pracowałeś ciężko na to. Dobrze, że zostało to zauważone. - Nie były to czcze pochwały z jej strony, bowiem widziała jak zarówno jej brat i kuzyn oraz lord Rosier poświęcają każdą wolną chwilę, nieraz kosztem życia rodzinnego, by uczynić Anglię lepszą. -Im lepsze zdjęcia tym większy nakład. - Zgodziła się z czarodziejem nie uciekając gdy poczuła jak zamyka w swojej dłoni jej rękę. Zrobił to bez wahania, pewnie i śmiało, co wprawiło ją w lekkie osłupienie ale nie było niczym nieprzyjemnym. Wręcz przeciwnie.
-Zdaje się, że to jeszcze nie koniec. - Zauważyła kiedy Mistrz Ceremonii wyszedł trzymając w dłoni rulon.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 8 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]22.04.22 20:53
Jak zwykle, przemawianie przed wsłuchanym w jego słowa tłumem poprawiło Corneliusowi humor, na moment przeniosło go do innego świata. Nie liczyły się już jego problemy czy zmartwienia, liczyły się tylko słowa, słowa, słowa, piękna wizja utopijnego świata. Nie liczyło się nawet to, czy jest prawdziwa - choć mogłoby się zdawać, że na scenie jest ponad wszystkimi, to poza strategicznie nawiązywanym kontaktem wzrokowym, kontrolnie zerkał na twarze zgromadzonych. Przemowa była dopasowana do tłumu, do zgromadzonych za honorowymi rzędami Londyńczyków, ale musiał oprawić ją w odpowiednie słowa - tak, by zaciekawiła również najzaszczytniejszych gości. Jedno z ciekawszych i poważniejszych wyzwań w jego karierze, pisał kilka wersji, ćwiczył w domu różne wersje modelowania głosu i mimikę. Ku swojej satysfakcji, dostrzegł, że nawet goście honorowi wydają się słuchać go z uwagą, aż...
....nie przerwał przemowy, gdy z placu dobiegł potok wulgaryzmów. Był profesjonalistą, więc kontynuował, z tą samą wyćwiczoną mimiką, nie dając po sobie w żaden sposób poznać, że słyszy. Ale słyszał. I zapamiętał. A był bardzo pamiętliwym człowiekiem.
Gdy zszedł ze sceny i zajął z powrotem swoje miejsce, uśmiechnął się ciepło do narzeczonej, niestrudzenie grając rolę zakochanego w pięknej kobiecie bohatera. Ta rola przychodziła mu zresztą z łatwością, maski najprościej budować na prawdzie. Gdy wyprostował się i wsłuchał w przemowę Mistrza Ceremonii, a później Ministra, uśmiech momentalnie spełzł z jego twarzy. Ani razu nie obejrzał się do tyłu, ale kątem oka spojrzał na stojących najbliżej policjantów i przez sekundę nawiązał z jednym kontakt wzrokowy, jakby chcąc się upewnić, że wszystko jest pod kontrolą, a sprawcy zostaną sprawnie ukarani przez znajdujące się z tyłu patrole.
Następnie z powagą zwrócił wzrok na scenę, słuchając przemówienia Ministra. Zaszczyty dla Śmierciożerców sprawiły, że na moment zapomniał o wszystkim innym, oszołomiony jedynie wizją nowego świata. Świata, w którym to zasługi determinowały, że ktoś zostanie namiestnikiem całego hrabstwa. Zasługi, a nie błękitna krew. Mimowolnie pomyślał o Półwyspie Kornwalijskim, Staffordshire, Derbyshire, Northumberland i przeklętym Lancashire. O Lancashire, z którego pochodzili Sykesowie, o lordach Abbott wciąż paradujących na korytarzach Ministerstwa. Kto przejmie piecze nad tymi ziemiami, gdy zdrajcy upadną? To plan na lata, być może na dekady, nie mógł równać się ze Śmierciożercami, nie znał tak dobrze czarnej magii, ale Ramsey Mulciber wydawał się intrygującym wzorem, a Deirdre zmieniła się przecież całkowicie, zrobiła dla sprawy wszystko. Mimowolnie poczuł coś, czego się nie spodziewał - szczerą dumę z uhonorowania madame Mericourt, której nawet w myślach nie nazwał już "byłą narzeczoną."
Była inspirującym przykładem. Zerknął na Valerie, gdy Deirdre odbierała medal - czy narzeczona zdawała sobie sprawę, jak wiele zależy teraz od madame Mericourt, jak mogłaby pomóc jej karierze? Powinny pomóc sobie nawzajem, pomimo... niezręczności. Deirdre zawsze lubiła muzykę. A on - pomimo wszystkiego, co ich podzieliło, pomimo dawnej urazy - był szczerze zachwycony tym, że teraz to ona rządziła w Londynie, nie Crouchowie ani Blackowie, którzy nawet nie narażali się na tej wojnie. Deirdre, z którą niegdyś i nadal współpracował tak skutecznie.
To jednak nie koniec triumfów - po chwili sam zmierzał już na scenę, jako bohater wojenny. Skromniejszy człowiek byłby nieco oszołomiony zaszczytem, Cornelius Sallow trzeźwo uznał, że to zaskakujące i zaszczytne być docenionym na równi z lordami i Śmierciożercami, ale skromności nie czuł ani przez moment. Jedynie rozpierającą go dumę, przyćmiewającą chyba wszystko co czuł do tej pory, uczucie najbardziej zbliżone do czystej radości, jakiej do tej pory zaznawał jedynie prywatnie - w zaciszu salonu z Valerie, nigdy przy ludziach. Nadal uśmiechał się oficjalnie, nie tracąc panowania nad sobą, ale chyba promieniał, przez myśl przemknęło mu co powie ojciec, a następnie śmielsza myśl, że to przecież już się nie liczy, że jest jedynym Sallowem udekorowanym tym odznaczeniem, jedynym bohaterem wojennym wśród rodziny, głową rodziny. Zaprowadził już porządki w Shropshire, czas zaprowadzić je w Sallow Coppice. I w Wiltshire, oczywiście, Minister będzie tego od niego oczekiwał.
Z powagą - i jeszcze jakimś nieznanym sobie uczuciem (zbyt rzadko czuł wzruszenie, by móc je nazwać) - stał na scenie i przyjął odznaczenie od swojego bezpośredniego przełożonego.
Następnie wrócił na miejsce, a gdy spoglądał w oczy Valerie, nie wydawał się już lekko nieobecny jak wcześniej, podczas występu cyrku.
Obiecał jej, że będzie żoną kogoś ważnego - teraz zostanie żoną bohatera wojennego.
Był z siebie zadowolony.

wymownie zerkam na policjantów w kółku


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 8 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]22.04.22 21:30
Dłoń zadrżała.
Gdyby Cornelius pozostał obok, przy niej, gdyby nie występował na scenie, w całym spektrum splendoru, idealnie dopasowanej i wyćwiczonej roli, ciepłe palce odnalazłyby dłoń narzeczonego, raz jeszcze poszukując w jego bliskości i dotyku specyficznego ugruntowania w bezpieczeństwie. Ugruntowania w ideale rzeczywistości, którą kreował w jej umyśle, gdzieś na granice, gdzieś za granice, tam, gdzie nie sięgał wzrok porządnych czarodziejów, spychając całą hałastrę, która teraz — za nic mając sobie nie tylko powagę wydarzenia, nie tylko jego wiekopomność, historyczność niemal, ale także spokój zaproszonych gości — udowadniała, że nigdy nie powinna mieć wstępu na podobne wydarzenia.
Panowała nad swą mimiką — była przecież artystką sceniczną, śpiewaczką, potrafiła wchodzić w odpowiednie role z równą łatwością, co jej narzeczony, a przy tym, podobnie jak Sallow, posiadała atut wysokorozwiniętej znajomości etykiety. Myśli na moment uciekły w kierunku protegowanej, a krótkie ściśnięcie nerwowości w żołądku spowodowało rozwinięcie się toku myśli. Co zrobiłaby Elvira? Dała jej się poznać jako osoba o raczej chłodnym obyciu, lecz momentami każdy jej ruch wydawał się przypominać tarcie krzemieniem o krzesiwo. Miała dobre zamiary. Czy potrafiłaby jednak usiedzieć na miejscu? Nie drgnąć na ten wyraz zupełnej niepowagi? Na próbę rozbicia szczęśliwego dnia ich wszystkich? Lord Kentu miał rację. Wydarzenia podobnej wagi nie były odpowiednie do treningów. Chyba że było się funkcjonariuszem Patrolu Egzekucyjnego. Ich ruch był z kolei wyjątkowo przez Valerie wyczekiwany.
Wreszcie nadeszła upragniona ulga, a wraz z nią ciepło po lewej stronie i mącący w jej myślach zapach wody kolońskiej Sallowa. Odwzajemniła mu ciepły uśmiech, lecz chwilę później oczy utkwiła już wyłącznie w Mistrzu Ceremonii, a później także Ministrze Magii. Ze wszystkich sił starała się ignorować to, co działo się za jej plecami, choć narzeczony znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że napięta linia ramion, choć idealnie prosta, nie zwiastowała nic dobrego w połączeniu ze skupioną, niemalże surową miną, przywodzącą na myśl chłodne wiatry Shropshire. Nie tylko on bywał pamiętliwy.
Pierwsze odznaczenia oznaczały zachwyt, dumę i zdziwienie. Zachwyt sylwetkami wspaniałych kawalerów i damy Orderu, dumę z samego faktu, że dane jej było poznać tych czarodziejów, z niektórymi nawet drobnie, bo drobnie, lecz współpracować (z pewnością takie odznaczenie wpłynie także i na jej determinację), zdziwienie zaś podyktowane było dodatkowymi zaszczytami. Zasłużonymi, co do tego nie było wątpliwości. Spoglądała przecież na bohaterów. W pewnym sensie, na kilka ułamków sekund nie widziała jednak Śmierciożerców. Umysł został zalany falą inspiracji, intrygującej, słodkiej i lepkiej jak sok z dojrzałej brzoskwini. To ich chwila, ich moment, ale może trwać przecież wiecznie. Samo odznaczenie oznaczało, że nie zamierzali schodzić z kart historii. Valerie mogła z kolei zadbać, by zostali zapamiętani na więcej niż jeden, schlebiający sposób. Dołączyła do oklasków, lecz z pewnością przychodziły jej lżej, niż te po występie cyrkowej trupy. Przecież to dla nich, dla bohaterów to wszystko. Na ich cześć, dzięki ich trudowi.
Gdy Minister przemówił po raz kolejny, wymieniając wśród odznaczonych także Corneliusa i Manannana pani Vanity niemalże promieniała. Cóż to za szczęście móc zająć miejsce nie obok jednego, ale dwóch wojennych bohaterów!
Ach, jakże dumna była ze swego przyszłego męża! W jasnych oczach stanęły kryształki łez, najlepszy wyraz wzruszenia, choć te nie spłynęły w dół policzków. Była szczęśliwa, prawdziwie szczęśliwa, bowiem dzisiejszy wieczór udowadniał, że starania, ciężkie starania i idące za nimi miesiące, a nawet lata wyrzeczeń faktycznie miały sens. Wszystkie sylwetki bohaterów stanowiły o tym, że ciężkie czasy tworzą silnych czarodziejów. Każdy z nich miał do spełnienia swą misję i wszyscy wywiązywali się z postawionych przed nimi zadań — zgodnie z oczekiwaniami lub nawet wychodząc poza nie, ku chwale Czarnego Pana. Ku chwale Brytanii.
Jestem tak dumna — to właśnie mógł odczytać z oczu swej narzeczonej Cornelius, gdy z medalem przypiętym do piersi powrócił na swe miejsce.
Więcej pochwał, w tym te wylewniejsze, otrzyma w stosowniejszych okolicznościach.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]23.04.22 0:08
Późniejsze wystąpienie Corneliusa było ciekawe, choć deklaracje całkowitego zniszczenia Zakonu Feniksa nieco go zaskoczyła; wiedzieli przecież, że to nie było prawdą, Ministerstwo Magii nie byłoby w stanie tego dokonać bez nich - i choć rozumiał wagę rozpowszechnianego słowa, nie był pewien, czy brak przestrogi przed wrogiem nie osłabi ich sprawy. Niezależnie od tego, rzecznik Ministra czarował słowem zwycięskie krajobrazy, dając ceremonii doprawdy piękny wstęp; gdy umilkł, Tristan z pozostałymi dołączył do braw.
- Wręcz przeciwnie - odparł na słowa Deirdre, nieznacznie nachylając się w jej stronę, w ferworze podniesionych oklasków słowa były trudniejsze do usłyszenia. - Zgromadzony tłum jest dobrym omenem, czarodzieje pojęli wreszcie priorytety, a co ważniejsze otwarcie wspierają w ten sposób naszą sprawę. Osobiście preferuję jednak świętowanie zwycięstw w mniejszym gronie - dodał lekko, wracając wspomnieniami do nocy po zniszczeniach w Staffordshire. Kącik jego ust uniósł się w górę, gdy zapowiedziała własne priorytety. - W Wenus kiedyś byłem częstszym gościem. - Jak wiele się zmieniło, wspomnienia Francisa nie należało wypowiadać dzisiaj w kulturalnym towarzystwie, a jednak wciąż wydawał się być nieodłączną częścią tego miejsca. Rozczarowujące. Jego ton pozostał lekki, jakby rozmowa o przybytku rozkoszy, w którym wszak rozpoczęła się historia Deirdre, która doprowadziła ją do miejsca, które zajmowała dzisiaj, wyjątkowo go bawiła. - I mam wiele pięknych wspomnień. Zastanawia mnie... - Urwał w pół słowa, gdy poczuł na przedramieniu dotyk Evandry, odwrócił się w jej stronę, wówczas dopiero dostrzegając szamotaninę między Mathieu a Rigelem. Uniósł spojrzenie na kuzyna, badawczo przyglądając się jego twarzy, nie mówiąc jednak ni słowa, nie mogli zwracać na niego uwagi bardziej, niż już to sam zrobił. Cokolwiek stało za tą gwałtownością, nietrudno było mu zrzucić jej powody na Rigela - miał nadzieję, że nie były to niewybredne słowa skierowane w kierunku Melisande - ostatecznie wydał ją za mąż krótko po jego deklaracji. Dostrzegłszy nerwowość Evandry, zbłąkany dotyk i zmieszane spojrzenie, uniósł jedynie prawe ramię i rozparł go wygodniej na prawym oparciu krzesła, bliżej żony; publiczne pochwycenie jej za dłoń byłoby niedopuszczalne, lecz dyskretnym gestem mógł znaleźć się bliżej, okazując nieme wsparcie. Nic jej tutaj nie groziło. Przeniósł spojrzenie na scenę, przysłuchując się dalszej części ceremonii. Minister Magii jak zawsze prezentował się z klasą adekwatną do pełnionej funkcji. Nieznacznie uniósł podbródek, gdy wyczytano jego imię, gestem zapraszając Deirdre, by ruszyła przodem - znajdowała się bliżej wyjścia. Gdy wstawał z miejsca, dyskretnie spojrzał na Evandrę. Zamieszanie zdążyło się uspokoić, poradzi sobie. Znalazłszy się już na scenie, w szeregu, złożył dłonie z tyłu; wypięta w przód pierś i uniesiona broda nie zdradzały nic prócz dumy, a surowy wyraz twarzy wyrażał powagę wobec odznaczenia. Order Merlina był w istocie ogromnym zaszczytem. Tego pragnął - zostać zapamiętanym przez historię. Tego od niego oczekiwano. Uścisnął rękę Ministra, odpowiadając na jego słowa z wyważoną nonszalancją, którą zamierzał podkreślić własną pozycję względem samego Cronusa. Nadanie zdobytych ziem pod opiekę Drew i Ramseya wydawało się rozsądne, nie dał po sobie poznać zaskoczenia przekazania Londynu Deirdre. Rodzina jego matki nie będzie zachwycona tym ruchem, ale w tym momencie myślał o przyszłości własnego syna, Marcusa. Skinął głową, z podziękowaniem, gdy Minister dotarł do niego: ukryta wyspa brzmiała w tym momencie enigmatycznie, a nazwa sugerowała interesujące odkrycia. Był ciekaw jej możliwości i dokonań Ministerstwa Magii.
Został wywołany po raz drugi - pudełko z orderem dla czarownicy, której nie było dzisiaj pośród nich, dyskretnym gestem ukrył w dłoniach, plotki były zbędne - to dlatego pominięcie jej w trakcie ceremonii wydawało się zasadne, jej nieobecność mogła przejść bez echa. Pani Vanity uznała, że nie jest na to gotowa - a on nie zamierzał podważać jej słowa. Nawet jeśli przypłaciła swoje zasługi rozumem, nikt nie zamierzał jej ich odbierać. Wysłuchał dalszych słów, nie ustępując dumnej pozy, służba krajowi i Lordowi Voldemortowi była dzisiaj powinnością, której każdy winien być świadom. Przeniósłszy wzrok z Cronosa na widownię, zawiesił go gdzieś ponad krzesłami, doskonale odnajdując się w teatrze powagi. I choć ciąg odznaczeń wywoływał satysfakcję, jego twarz pozostawała surowa jak wcześniej - moment wspomnienia zniszczeń i samej walki nie był ku temu odpowiednią okazją. Zajął miejsce z powrotem, wpatrzony w scenę, zamierzając oddać należny szacunek kolejnym nagrodzonym - wszak to właśnie ta chwila była najważniejsza. Miała dać przykład tym, którzy wciąż trwali w gnuśności i nie wstydzili się własnego tchórzostwa.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 8 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]23.04.22 0:43
Strażnicy byli czujni i mieli go nieustannie na muszce. Obserwowali jego ruchy nie bez powodu — Jack nie dał im szansy sobie zaufać, od samego początku zwracając na siebie dużo uwagi i lekceważąc polecenia funkcjonariuszy. Czarodziej, który szczęśliwie wydostał się z celi nie uczył się na własnych błędach. Kiedy tylko sięgnął dłonią po różdżkę, funkcjonariusze zareagowali błyskawicznie. Młodszy i wyższy z mężczyzn, który sekundy wcześniej podśmiechiwał się z konsekwencji czekających Russela ze strony Zlaty nie był tak czujny i uważny, przeoczył moment, w którym dłoń czarodzieja kierowała się po oręż. Znacznie szybszy był jego starszy i niższy kolega, który cały czas miał go na muszce, cały czas celował w niego różdżką, cały czas był gotów do ruchu nadgarstkiem, by zakończyć z nim gierki. I tak też stało się, kiedy Russel zdecydował się rzucić na siebie zaklęcie tuż pod jego czujnym okiem. Musiał wykonać znacznie mniej niż buntownik, wystarczył ruch nadgarstkiem i błyskawicznie padająca z ust inkantacja Expelliarmus, by zaklęcie rozbłysło w ciemności i ugodziło stojącego tuż przed nim Jacka, nim ten dobrze wypowiedział słowa nieszkodliwego zaklęcia, skierowanego na samego siebie. Różdżka z dłoni Russela wyskoczyła w powietrze i upadła kilka jardów dalej, tocząc się po podłodze.
— Esposas!— choć obaj funkcjonariusze zareagowali od razu, tylko młodszemu i wyższemu — który zamierzał się zreflektować tym razem — się powiodło bezbłędnie. Na nadgarstkach i kostkach Russela pojawiły się kajdany i pętające je łańcuchy, które uniemożliwiały mu ucieczkę i spowalniały poruszanie się.
Światło i wypowiedziane inkantacje mogły umknąć większości gościom, którzy skierowani byli w stronę sceny. Doskonale widzieli to jednak wszyscy ci, którzy na niej stali. Szybka interwencja funkcjonariuszy zażegnała problem. Żaden z dwóch członków patrolu egzekucyjnego nie zwracał już uwagi na Zlatę, czy Bartiusa. Ta sytuacja jednak zwróciła uwagę innych funkcjonariuszy w tamto miejsce.

To tylko post uzupełniający dla Jacka Russela. Jack, możesz napisać w tej turze jeszcze jeden post. Kolejka biegnie dalej, wszystkich czas na odpis wciąż obowiązuje ten sam.
Rzuty.
Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]23.04.22 1:41
Słyszał głównie pisk we własnych uszach, treść pustego żołądka podchodziła muu do gardła, serce biło jak szalone, a zbyt zimny pot nie wynikał tylko ze zmęczenia, ciało nie było w szczytowej formie, straciło ją w styczniu, a praca nad nim kosztowała więcej; ale to nie ciało było tu największym problemem, ale wszystko to co słyszał, siedząc wciąż gdzieś za sceną, gdzie do drogi zbierali się już pozostali. Nie wstał, nisko topuszczona głowa zastygla gdzieś między jego kolanami, nabierała bladości z każdą kolejną chwilą, naciągało mu gardło, miał dość, nie chciał tu być. Nie tylko dopiero co utracił dłoń, nie tylko nie czuł się pewnie ze swoimi umiejętnościami, nie tylko nie wiedział, kiedy kolejny raz - za nic - władują go do Tower i zostawią tam na śmierć, może dla zabawy, a może zapominajac o jego osobie. Bał się. Bał się dnia dzisiejszego i jutrzejszego. Chciał zniknąć. Ale nie mógł, ale wciąż był tutaj, sam jak palec. Nie potrafił się poruszyć, wstać, obejrzeć, nie potrafił drgnąć choćby palcem. Dłonie wsuwały się między kosmyki jasnych włosów, boleśnie, jakby chciał wyrwać je sobie z głowy; wtedy usłyszał nazwisko ojca. Cornelius Sallow. Wyczytany - jako jeden z nich, jeden ze zbrodniarzy uhonorowanych specjalnymi odznaczeniami przez samego Ministra Magii. Nie spodziewał się tego po nim, wydawał mu się większym nieudacznikiem. Frajerem, który wyżywał się na nim, na jego kolegach, bo nie potrafił zrobić nic sensownego z włąsnym dorosłym życiem. Widać rzeczywiście nie potrafił. Był zagubiony. Był stracony. Był draniem i skurwysynem. Nie wytrzymał, pod jego stopy chlusnęła treść żołądka - głównie żółć i woda, nic nie jadł od rana. Zaniósł się zduszonym kaszlem - który dusił tym mocniej, im ciszej próbował być, nie zakłócając ceremonii. Cornelius Sallow, bohater wojenny. Pluł na nich wszystkich. I każdego z osobna. Nie powinno go tutaj być. Jesteś z siebie dumny, tato? Dumny z mordowania niewinnych? Dumny ze spalonego świata? Dumny z tego, co stało się z mamą?Czy ktokolwiek z tych ludzi, tych, którzy cię tutaj odznaczyli - czy wie, kim jesteś naprawdę? Czy wie, że żyłeś z mugolką? Czy wiedzą, że masz z mugolką dziecko? Uniósł głowę nieznacznie, przetarł usta przydługim rękawem, zakrywając oczy; w tle uroczystość jeszcze się nie zakończyła. A jego przerażało, co mógł usłyszeć jeszcze. A strach go paraliżował - i nie pozwalał odejść.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]23.04.22 13:15
Uśmiechnęła się lekko na słowa Rosiera, soczyste od aluzji, choć odziane w ton profesjonalny, wyniosły, typowy dla rozmów pozbawionych drugiego, grząskiego moralnie dna. - A więc podzielam lorda preferencje. Kameralne grono sprzyja pełni celebracji, pozwala także zacieśnić więzy między tymi, którzy na spijanie rozkoszy triumfu zasłużyli - odparła cicho, uprzejmie, powstrzymując drżenie, wywołane lekkim pochyleniem się ku niej mężczyzny. Wspomnienie Wenus ukłuło, słabiej jednak od zmiany pozycji Tristana, opiekuńczo zwracającego się ku swej żonie, przyzywającej go w niewerbalny sposób. Czy słyszała ich rozmowę? Co czuła, o czym myślała, świadoma, że po drugiej stronie sylwetki nestora znajduje się jego kochanka? Mericourt zacisnęła usta, nie mogła przejmować się ani dziwkarską przeszłością ani tym, co działo się w głowie lady doyenne; nie, dziś była tu przecież dla siebie - i dla wzmocnienia propagandowegoo przekazu. Wyprostowała się więc jeszcze bardziej, ignorując zamieszanie, zarówno to uspokojone, dziejące się wśród szlachty, jak i to dobiegające zza loży honorowej.
Drugie nie interesowało Deirdre na tyle, by okazała mu jakiekolwiek zainteresowanie. Podniesione głosy, romantyczne nieporozumienie, szaleńcze pokrzykiwania; ot, norma, na plac dopuszczono wszystkich obywateli, a więc i wśród nich musiały znaleźć się jednostki pozbawione piątej klepki. Właściwie dobrze, że zwróciły na siebie uwagę funkcjonariuszy: szybko zostaną wyeliminowane, oby nie tylko z miejsca uroczystości, ale i z ostateczną skutecznością - ze społeczeństwa. Mericourt wierzyła w to całym, skamieniałym sercem, oczyszczenie czarodziejskiej braci z brudu było przecież priorytetem, celem, do którego powoli lecz nieustępliwie dążyli, celebrując tego wieczoru sukcesy. Nie tak małe; nauczona skromności i powątpiewania we własne siły nie uważała, by dotychczasowa praca w imieniu Czarnego Pana zasługiwała na jakiekolwiek zachwyty, robiła to, bo chciała, bo czuła, że to słuszne, dobre, sprawiedliwe, prowadzące ku magicznemu dostatkowi. Słuchając jednak wypowiedzi Mistrza Ceremonii pozwalała sobie na moment zapomnieć o pokornych ograniczeniach. Ceniła dobrze zorganizowanie występy, z szczerym zadowoleniem dołączyła więc do aplauzu, witającego na scenie Cronusa Malfoya. Ceniła tego czarodzieja, wydawał się skutecznie zacierać złe wrażenie, pozostawione po poprzednich nieudacznikach i uzurpatorach; potrafił przemawiać, budził szacunek, celnie dobierał słowa - albo wiernie wypowiadał te, przygotowane przez sztab pisarzy pod kierownictwem Corneliusa. Ważne, że robiły one odpowiednie wrażenie. Aplauz znów podniósł się nad placem, a potem - Deirdre właściwie przestała słyszeć oklaski.
Spodziewała się odznaczeń, może dziękczynnych przemów, może monologów pełnych uznania, ale z pewnością - nie tego, nie najwyższego możliwego orderu, nie nagrody, o której nawet nie śmiała marzyć. W pierwszej chwili słysząc swoje nazwisko nie podniosła się, na kilka długich - dla niej samej, nie dla pozostałych; można było to zinterpretować jako niechęć do przerywania wypowiedzi mistrza ceremonii - sekund zamarła i dopiero cień powstającego obok niej Tristana przywrócił ją do rzeczywistości. Wstała, a potem spokojnym, nieśpiesznym krokiem ruszyła ku scenie, dziwnie świadoma wszelkich małych detali. Szumu sukni ocierającej pończochy, cienia Rosiera, drżącego w tańcu świec na czerwonym dywanie, ciężaru obrączki, materiału szaty idącego obok Drew. Twarz madame Mericourt nie zdradzała żadnych emocji, była poważna i dumna, lecz stojący obok niej śmierciożercy mogli dostrzec specyficzny, trudny do interpretacji blask w oku. Wzruszenia - a może niedowierzania, lęku lub megalomańskiej dumy? Gdy Order Merlina Pierwszej Klasy zawisnął na jej piersi, skinęła z szacunkiem głową Ministrowi Magii, czując przyjemny ciężar złotego odznaczenia. Dosłowny i metaforyczny, wzmagający się tylko, gdy z ust Malfoya padały kolejne słowa pełne hojnych darów. Z uznaniem spojrzała na Ramseya i Drew, własne hrabstwa, zapewne i posiadłości, władza nad tymi terenami; nie zdążyła poczuć zazdrości, tuż potem słysząc swoje nazwisko w niemalże absurdalnym kontekście.
Londyn. Stolica magicznej Anglii, miasto zniszczone, potem odbudowywane; miasto, od którego zależała opinia na temat całego Nowego Porządku i działań nie tylko Ministerstwa, ale przede wszystkim Czarnego Pana. Twarz przypominająca maskę nie popękała, brwi nie uniosły się, kąciki ust nie zadrżały, pozostawała pełna powagi, prawie majestatu, nie mrugając nawet pod wpływem fleszy reporterów oraz świadomości, że wszystkie oczy na placu skierowane są na nią, na nich; że stoi tuż obok Rosiera, w towarzystwie najwybitniejszych czarnoksiężników, w końcu dostępując uznania, na jakie zasługiwała. Tłumiła wątpliwości, miała wrażenie, że część jej marzeń, tych niewypowiedzianych, skrytych, się spełniała, że znajduje się we śnie, zbyt pięknym, by być prawdziwym. Z wysokości sceny omiotła spojrzeniem lożę honorową, zatrzymując spojrzenie na ułamki sekund dłużej wyłącznie na Evandrze. Po raz pierwszy to Deirdre okazała się w czymś - wyimaginowanym, lecz co z tego? - lepsza, stała na scenie obok Tristana, to ona towarzyszyła mu w chwili triumfu, dzieliły ich cale; najchętniej splotłaby palce z jego lub w inny sposób okazała swą przynależność, zachwyt jednak nie pozbawił jej rozsądku. Nie odwróciła się ku Rosierowi, nie wpiła się w jego usta, skinęła mu tylko głową, tak jak pozostałym, z uznaniem, z oczami skrzącymi się od dawno niewidzianego uczucia.
Zeszła ze sceny pewnie, nie zajęła jednak miejsca na długo, ledwo fala owacji ucichła, a znów podnosiła się z fotela, tym razem już nawet lekko uśmiechnięta. Cieszyły ją zasługi pozostałych Rycerzy Walpurgii, docenienie ich oddania, przekazanie społeczeństwu zasług, podkreślenie imion tych, którzy poświęcili wiele w walce o pokój. Mijając na scenie Corneliusa posłała mu łagodny uśmiech, kontrastujący z dość intensywnym spojrzeniem; co myślał o swojej byłej narzeczonej? Z nim nigdy by tego nie osiągnęła, nigdy nie stałaby się potężna, nigdy nie nosiłaby na swej piersi Orderu Merlina - musiał odczytać to z jej pewnych ruchów oraz wysoko uniesionej głowy. Rosier, Burke, Macnairowie, Travers; dumnie było stać i wśród nich, z wyjątkowym ukontentowaniem przyjęła odznaczenie tego ostatniego, czyżby Manannan miał okazać się nowym diamentem, najwierniejszym z wiernych, zaangażowanym i pojętnym? Oby tak, wiązała z nim wielkie nadzieje. Przyjęła swój Order, kolejny zaszczyt, znów - sama wśród mężczyzn. Co na ten temat napisze prasa? Co sądził o tym tłum? Czy nie stanowiła zaprzeczenia tezie przekazywanej w artykule Mulcibera? Wiele pytań, na które nie było jasnej odpowiedzi; znów powróciła na miejsce, przytrzymując lejący się materiał sukni; złoto orderów błyszczało wyraźnie na pełnej piersi.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt

Strona 8 z 14 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 14  Next

Pomnik Cronusa Wyzwoliciela
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach