Wydarzenia


Ekipa forum
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela
AutorWiadomość
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]14.01.21 21:49
First topic message reminder :

Pomnik Cronusa Wyzwoliciela

Po całkowitym przejęciu stolicy przez czarodziejów i ustaniu walk, dla upamiętnienia zwycięstwa nad mugolami tuż przed Pałacem Buckingham postawiono wzniosły pomnik na cześć nowego Ministra Magii. Pomnik Wyzwoliciela, wyjątkowo utalentowanego autora, brytyjskiego rzeźbiarza, Aikena Cattermole przedstawia półnagą sylwetkę Cronusa Malfoya odrywającego głowę ostatniemu stąpającemu po londyńskich ziemiach mugolowi. Pomnik jest wyjątkowy — z kamiennej głowy mocno osadzonej w wyciągniętej dłoni ministra nieustannie sączy się krew. Czy prawdziwa — mecenasi sztuki nie mają pewności. Oczywiste jest jednak, że wykonana z bałkańskiego marmuru statua wzbudza ogromny podziw. Plotki głoszą, że każdy kto nabierze w dłonie sączącej się posoki i wysmaruje nią twarz sprowadzi na siebie uśmiech fortuny.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]15.04.22 17:51
Wojenne bębny rozległy się wpierw cicho, z chwili na chwilę dumnie przybierając na sile. Rytmiczne dudnienie, hipnotyzując rytmem, wpierw wyciszyło szepty na widowni, potem ściągnęło ku sobie całą uwagę zgromadzonych gości - drgania mogły wywoływać niepokój, kojarzyły się z przemarszem, które wobec przewagi i triumfalnej ceremonii musiały skojarzyć się z hołdem wobec tych, którzy znajdowali się teraz na froncie i tych, którzy z niego wrócili, a dzisiaj zasiadali między zebranymi czarodziejami. Surowy wystrój sceny nie pozostawiał złudzeń, zwłaszcza gdy paleniska buchnęły silniejszym ogniem.
Zespół artystów wmaszerował na scenę pewnym i zamaszystym krokiem, w rytm bębnów, byli wśród nich wyłącznie mężczyźni; ich stroje były czarne, po części oddające hołd zebranym, po części podkreślające powagę tego wydarzenia. Choć akrobaci najczęściej występowali w trykotach, dziś mieli na sobie tradycyjne czarodziejskie szaty wykonane z materiałów sprawiających wrażenie surowych, sceniczne stroje pozostały lekkie, by nie krępować ruchów, lecz ich odwołania do natury dzisiejszego wydarzenia wydawały się oczywiste. Bawełniane czarne rękawice i skarpety nie pozwalały odebrać powagi nawet skrawkiem nagiej skóry. Artystów z Areny Carringtonów część z obecnych mogła pamiętać z Sabatu w Hampton Court, zarówno tam, jak przeważnie w trakcie zwyczajowych stacjonarnych popisów, ich twarze zdobiły bogate makijaże, tego dnia były to tylko surowe pasy farby ciągnące się pionowo przez twarz, wykonane w barwie indygo: ci spośród gości, którzy znali historię swojego kraju, mogli dopatrzeć się w nich nawiązania do wojennych barw celtyckich przodków dzisiejszych angielskich czarodziejów - nawiązania do najdawniejszych tradycji. Surowość ułatwiała rozpoznanie ich twarzy tym, którzy byli w stanie dostrzec w nich coś znajomego. Co drugi artysta trzymał w ręce kij, którym, idąc, uderzał w rytm wygrywanej melodii, za sprawą alchemicznej substancji, którymi były pokryte, z dołu uderzały drobne płomienie.
Czwórka akrobatów prędko wymieniła krok na akrobatyczne popisy, przy pierwszym uderzeniu w bębny stali w pewnej pozie, przy kolejnym kłaniali się w pas, przy następnym stali już na rękach, wbijając się z nich w kolejne, coraz wyższe salta, prezentując imponujące możliwości ludzkiej fizyczności i niezwykłej odwagi.
Po chwili na scenę wkroczyła kolejna dwójka - przywdzianych w podobne stroje, lecz o twarzach chaotycznie umazanych czerwoną krwistą barwą. Dwójka akrobatów z tyłu wycofała się w kierunku roztańczonych palenisk, dwójka z przodu wzięła udział w inscenizacji, która miała odwzorowywać bitwę.
Wpierw umykali przed agresorami w imponujących unikach, wygięciach, zgięciach i pokłonach, wyskokach i saltach, muzyka z rytmicznego dudnienia zamieniła się w mroczną suitę bazującą na niskich, niepokojących dźwiękach; do bębna dołączyła posępnie brzmiąca wiolonczela i niepokojąca fletnia dźwięcząca wyżej w trakcie każdego budującego napięcie posunięcia. Ekstremalnie trudne figury stawiały pod znakiem zapytania bezpieczeństwo artystów, wielokrotnie wymuszając na zgromadzonych głośniejsze westchnienia wstrzymanych oddechów. Umykający akrobaci w trakcie swych przepełnionych finezją tanecznych ruchów okryli się czarnymi pelerynami, zlewając się z zacienionymi fragmentami sceny, odnosząc się do idei Kodeksu Tajności i innych elementów dotychczasowej polityki, która nakazywała czarodziejom się ukrywać - lecz i stamtąd zostali wypędzeni przez zacietrzewionego wroga. Gubiąc pelerynę zderzyli się ze sobą plecami, symbolicznie zapędzeni w kozi róg przez zawładniętymi nienawiścią oprawcami. Zamieniwszy się ze sobą miejscami w braterskim geście wsparcia, wreszcie przeszli do kontrofensywy, wiolonczela zeszła na dalszy plan, a głównie nuty wygrywała fletnia, niosąc pozytywny przekaz. Melodia wciąż była przepełniona napięciem, lecz wydała się silniejsza: przepełniona czymś heroicznym, silnym, uwzniaślającym i dodającym skrzydeł. Role się odwróciły, napastnicy zaczęli umykać przed odważnymi wojownikami prezentującymi ogrom swoich umiejętności, wymyślne salta i przewroty czyniły spektakl niezwykle trzymającym w napięciu. W końcu kije walczących wojowników z głośnym hukiem skrzyżowały się w powietrzu, ponad ich głowami, błysnęły iskry, a magia całkiem zaciemniła scenę, z której dopiero po chwili wyłoniły się tylko dwa widoczne punkty: paleniska, przy których znajdowali się dwaj artyści.
Tanecznym krokiem otoczyli ogień, przy silniejszych dźwiękach bębna wykonując kilka trudniejszych akrobacji, oboje zaciągnęli parę łyków z tykw, które pojawiły się w ich dłoniach i, wtórując mroczniejszej melodii, wydobyli z ust płomienny oddech; ogień, potężny i nieokiełznany żywioł, buchnął szerokim bukietem, skrząc, jaśniejąc i pozwalając wyraźnie odczuć gorąc pierwszym rzędom przy scenie. Spektakl trwał, aż występ połykaczy ognia przeszedł do finału - wydobyte przez nich płomienie przybrały kształty ognistych węży, które zamaszyście pomknęły przez scenę, nad lożą najbliższą scenie i potem ku niebu, rozpryskując się pośród gwiazd feerią różnych barw i rozległych, imponujących kształtów. Fajerwerki mnożyły się bez końca, z chaotycznych kształtów przechozdąc w konkretniejsze, wśród których, prócz węży, pojawiały się kształty palących się motyli odnoszące się do rzezi w Stafford, a także słońca będącego symbolem Suffolku, które dopiero co znalazło się w zasięgu wpływów Rycerzy Walpurgii i niedźwiedzia zdobiącego godło odbitego Warwickshire, a wreszcie miecz ukształtowany na znak miecza flagi Londynu, który płynnie przeszedł w znak Ministerstwa Magii czuwającego nad całością dzisiejszego wydarzenia - to on utrzymał się na niebie najdłużej, w końcu gasnąc.  
Ciemności na scenie zostały przegnane, połykacze ognia zniknęli, zostali tylko pojedynkujący się akrobaci zastygli w poprzedniej pozycji: wciąż skrzyżowane w powietrzu kije przełamały ostatecznie zastany impas, wojownicy w niebieskich barwach odparli napastników, a ci bez życia upadli na deski sceny. Dumni zwycięzcy wykonali kolejny ciąg tanecznych, perfekcyjnie dokładnych i arcytrudnych akrobacji, gdy melodia bębnów ucichła, a fletnia snuła pozytywną ciepłą melodię przypominającą czasy pokoju, niosącą szczęście. Na scenę tanecznym krokiem wkroczyły akrobatki ubrane w zwiewne jasne stroje, trzymały bukiety białych lilii rozpowszechnionych w trakcie zamkniętego już jarmarku na Tamizie i nasturcji symbolizujących patriotyzm i to one rozpoczęły swój występ. Dwie dziewczęta oddały swoje kwiaty pozostałym, by oddać się przepełnionemu wdzięczną pasją tańcowi ze zwycięskimi wojownikami, wspólnie wykonując akrobacje oparte na wzajemnym zaufaniu, łącząc się z nimi w poruszającym serce wzruszającym tańcu, który zakończył się czołobitnym pokłonem wdzięcznych dziewcząt i triumfalną zwycięską pozą dzielnych wojowników - w tle których rozległy się przybierające na sile brawa. To wtedy dało się dostrzec czerwone krzyże na ich plecach - dziewczęta symbolizowały Anglię.
Akrobaci pochylili się nisko, lekko, w rytm spokojniejszej melodii, za drugim razem dołączyli do nich pokonani i połykacze ognia, aż w końcu zespół wspólnie odmaszerował ze sceny.

*

Marcel opadł na ławę za sceną, tępo wpatrując się przed siebie, po części przerażony tym, co widział przed sobą, widownią złożoną z ludzi budzących dziś najstraszliwsze lęki, po częsci tym, co sam stworzył. Spektakl był tak obrzydliwy, jak tylko obrzydliwym być mógł; splótł dłonie razem, zakrywając w nich twarz umazaną niebieską barwą, zmieszana z potem spływała, po jego szyi, między jego palcami, na nogi i na drewniany podest, spływała, jak przelana mugolska krew, napięte mięśnie szczęki nie pozwalały mu się poruszyć, opuszczone powieki zakrywały szklistość spojrzenia. Serce biło mu jak oszalałe, lecz nie było to tylko efektem zmęczenia, silniejsza była w tym gra emocji: przerażenia, niemocy, gniewu, wstrętu do samego siebie. Czy naprawdę musiał to robić? Poczuł na ramieniu dotyk scenicznej partnerki, pokręcił głową, dopiero po chwili przenosząc ku niej spojrzenie. Wydawała się zmartwiona. Pokiwał głową, bez słowa. Pokiwał jeszcze raz, spoglądając przed siebie, nie na nią. Robił to, bo musiał. Robił to, chcąc utrzymać tutaj swoją pozycję. Robił to, przyczyniając się do kłamliwej propagandy Ministerstwa Magii. Niechętnie wstał, odchodząc razem z dziewczyną - tutaj kończyła się już ich rola. Musiał się umyć. Z tej farby, z potu. A przede wszystkim ze wstydu, który jeszcze długo miał ściskach go w zbyt ciasnych ramionach. Pochylił głowę, ściągając ją coraz niżej, między kolana; robiło mu się niedobrze.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]15.04.22 18:57
    Młoda lady Lestrange starała się maskować swoje znudzenie kiedy przysłuchiwała się wymienianym przez szlachciców uprzejmościom. Ściskali sobie dłonie, zajmowali miejsca - standard dla tego typu uroczystości. Opuściła wzrok ze sceny i przednich rzędów na fotel tuż przed sobą, jakby był najciekawszym elementem tego wieczoru. Właściwie to z czego było wykonane obicie? Pewnie z aksamitu. Tak, zdecydowanie. Cokolwiek mniej droższego ubodłoby zebraną tutaj elitę. Czerwień idealnie komponowała się z przepychem, ale też żółtymi odcieniami rzucanymi przez pobliskie latar—
    Zmroziło jej krew w żyłach.
    Wodząc spojrzeniem po tylnej stronie oparcia zauważyła coś, czego nie chciałaby oglądać. Niewiele większy od dziecięcego paznokcia pająk. Obrzydliwy, brudny, OGROMNY pająk. Normalny czarodziej nie zwróciłby na niego pewnie większej uwagi - w końcu byli na zewnątrz i trudno było brać poprawkę na takie małe, niegroźne żyjątka - ale nie Octavia. Wytrzeszczyła oczy patrząc na jednego ze swoich życiowych nemezis. Przysięgłaby, że w tej chwili stawonóg wstrzymał się od dalszej wędrówki po aksamicie tylko po to by rzucić jej wyzywające spojrzenie. Nie, to niedorzeczne, to tylko pająk, powtarzała sobie w myślach. Absurdalna bitwa na spojrzenia ze szkodnikiem trwała bagatela kilka sekund, które jednak dla niej były niczym przeciągająca się wieczność. Z jednej strony chciała uciec z wrzaskiem - ale nie wypada. Z drugiej chciała szybkim ruchem ściągnąć obcas i cisnąć nim w potwora - też nie przystoi. Po różdżkę może zdołałaby sięgnąć, ale w stanie pierwotnego strachu jedyne co by nią zrobiła to mało eleganckie dźgnięcie jej końcówką w stawonoga jak jakimś pierwszym lepszym patykiem. W ten sposób zachowałby się tylko jakiś brudny mugol. Zdecydowanie nie wypada. Była w sytuacji bez wyjścia. Zostało się tylko łudzić, że pająk sobie pójdzie i nie zdecyduje się przeskoczyć na jej kolana. Przełknęła bezgłośnie ślinę. Może gdyby jednak sięgnęła po swoją różdżkę to zdołałaby przepięknywieczórczyżnie?
    Mrugnęła kiedy te słowa dotarły do jej uszu. Czuła się jakby ktoś do niej mówił, gdy akurat nurkowała. Wróciła na ziemię i na moment zapomniała o toczonej z pająkiem wojnie, a jej głowa obróciła się w lewo. Kie...kiedy ktoś obok niej usiadł? Aż tak odpłynęła myślami? Sylwetka Edwarda Parkinsona wyglądała znajomo, a jednak w tej chwili nie była w stanie sobie przypomnieć skąd go kojarzyła. Głupi pająk.
    Wpatrywała się w mężczyznę zdecydowanie zbyt długo. Ah, na kły nundu, Ojciec miał rację twierdząc, że jego córka za często bujała w obłokach. Przywdziała lekki uśmiech i próbowała w ten sposób odzyskać rezon (oraz twarz w oczach siedzącego obok dżentelmena).
    - Wręcz czarujący - poruszyła nieznacznie brwiami i zerknęła wymownie w górę na niebo. Pogoda sama w sobie była brzydka jak noc listopadowa, ale z pomocą magii organizatorom udało się tę niedogodność obejść. - Lady Octavia Lestrange. A Pan to... - ucięła na moment, próbując przypisać jego twarz do konkretnego imienia. Bingo. - Lord Parkinson.
    Walczyła ze sobą by nie zerkać czy pająk został na swoim miejscu. Właściwie to przerażał ją wariant w którym go tam nie było - bo przecież gdzieś musiał pójść, nie rozmył się w powietrzu. Starała się skupić uwagę na rozmówcy i kamuflować swój dyskomfort, aczkolwiek w tym wypadku oczy zdradzały wszystko. Może też odrobinę za mocno wbiła palce w podłokietniki, jakby to miało ją zakotwiczyć w krześle i uniemożliwić ucieczkę z wrzaskiem.
    W pamięci miała, że towarzysząca jej służba stała nieopodal i miała na nią oko, ale eliminacja stawonogów raczej nie leżała w ich obowiązkach. Poza tym Octavia nigdy by się nie przyznała do tak przyziemnego strachu. Musiała więc zacisnąć - dosłownie - zęby i przetrwać ten wieczór. Zapowiadało się doprawdy fantastycznie.
    Otworzyła usta żeby coś dodać, ale jej uwagę zwrócił jakiś raban rozgrywający się za jej plecami. Siedząc w ostatnim rzędzie miała może nienajlepszy widok na scenę przed sobą, za to miała lepszy dostęp do tego co się działo za nią. W tym wypadku był to drugi skraj placu i fontanny, a do jej uszu nie docierało nic poza nieznośnymi szumami, które z bliższej odległości formowałyby się w słowa. Dla Octavii brzmiało to bardziej jak bzyczenie natrętnej muchy. Funkcjonariusze podnieśli różdżki, więc wszystko musiało być - chyba - pod kontrolą. Spoglądając sobie przez lewe ramię próbowała zrozumieć co właściwie ma miejsce, ale peryferyjnie widziała twarz Lorda Parkinsona, a samo to wystarczyło żeby ją ocucić. Nie Twoja sprawa, odpowiedni ludzie się tym zajmą, skarciła się w myślach.
    - Zawsze jakiś kłopot - mruknęła do rozmówcy i cicho westchnęła. Dodałaby pewnie coś jeszcze, ale oświetlenie subtelnie przygasło, wyraźnie dając gościom znak, że czas na powitania i rozmowy się skończył. Obróciła się więc przodem do sceny. Przynajmniej dzięki temu zapomniała o pająku i mogła nacieszyć się spektaklem.
    Wzdrygnęła się mimowolnie na gwałtowny wydźwięk bębnów. Zauważyła nietypowość ubioru artystów, co jednak było w jej ocenie zmianą na plus - nigdy nie była fanką trykotów. Bardzo szybko się zorientowała czego dotyczyła inscenizacja, choć pewnie i średniozaawansowany mugolak by to wydedukował. A jakby ktokolwiek miał z tym problem, to nadciągające fajerwerki służyły za swego rodzaju pantomimę ostatnich wydarzeń. Przymrużyła oczy kiedy oglądała rozbłyski na niebie.
    Gdy scenę przejęły młode, ładne dziewczęta odziane w jaśniejsze barwy i zwiewny materiał, Octavia poczuła jak nieistniejąca gula zaciska się wewnątrz jej krtani. Odkąd przyjęła formę tego paskudnego, czarnego kormorana to zaczynała być znacznie bardziej samoświadoma. Nie uważała się za brzydką, skądże znowu, ale zdecydowanie zauważała swoje wady tam, gdzie do tej pory ich nie widziała. W końcu skoro jej formą był niezbyt elegancki ptak, czy nie mówiło to dużo na temat jej osoby? Dlatego też oglądanie innych kobiet o ładnych sylwetkach, które dodatkowo podkreślał ich ubiór... cóż. Uciekła spojrzeniem na obicie fotela przed sobą, w duchu dziękując, że tego pająka tam jednak nie było. Na sam koniec spektaklu dołączyła, rzecz jasna, do owacji, choć wcześniej obecny uśmiech zniknął z jej twarzy.


◆ you look my way, what can I say? ◆
I wish I believed that things are going to be okay.
i got played like an amateur, then he stabbed me like a murderer
Octavia Lestrange
Octavia Lestrange
Zawód : arystokratka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
- Just stop it, Octavia. What are you, five?
- Five times better than you, yeah.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 5 0crpPp1
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11094-octavia-lestrange https://www.morsmordre.net/t11104-edel#342154 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t11102-skrytka-bankowa-nr-2426#342151 https://www.morsmordre.net/t11103-octavia-lestrange#342153
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]15.04.22 21:30
Plac wypełniał się ludźmi, Deirdre słyszała narastający szum rozmów za sobą, nie odwracała się jednak, zostawiając daleko za sobą gęstniejący tłum. Skupiała się tylko na loży honorowej, dosłownie i w przenośni, niezbyt przejęta opiniami reprezentacji czarodziejskiego społeczeństwa, która miała niedługo wiwatować na cześć wojennych bohaterów i doskonałych decyzji magicznego rządu. Potrafiła docenić dobrze zorganizowaną propagandę, sama biegle posługiwała się manipulacją, rozumiała więc, dlaczego wydarzenie cieszy się takim zainteresowaniem. Wzbudzonym lękiem, galeonami czy naturalnym pragnieniem celebracji; nieistotne, liczyły się tylko pozory. Stwarzane perfekcyjnie przez każdą zasiadającą na celebryckim podwyższeniu personę.
Na czerwonym dywanie pojawiały się kolejne znajome sylwetki, witała je spokojnym skinięciem głową, nie było to miejsce na towarzyskie krążenie w celu poprowadzenia wzmacniających korzystne relacje pogawędek. Siedziała bez ruchu, wpatrzona przed siebie, dopóki ktoś nie przerwał stoickiego spokoju. Ktoś, kogo spodziewała się tu ujrzeć - lecz nie obok siebie, nie w bezpośrednim kontakcie. Słodki zapach perfum Evandry uderzył ją w nozdrza jeszcze zanim zorientowała się, kto przystanął obok jej krzesła; podniosła głowę powoli w stronę półwili, zatrzymując wzrok na dłużej na pięknej twarzy - świadoma, że cień, który spowijał ich sylwetki, należy do stojącego tuż za nią Tristana.
Co tutaj robiła? Tu, obok niej, w miejscu publicznym, zwracając się do niej bezpośrednio, spotykając się pierwszy raz od tamtego popołudnia. Deirdre nie opisywała go inaczej, starała się wyrzucić je - bezskutecznie? - z pamięci, wiązało się z zbyt wieloma niewiadomymi, frustrowało, raniło i wymykało się ze schematów, uniemożliwiając planowanie. Wiedziała, że będą musiały się na siebie ponownie natknąć, ale nie potrafiła się do tego przygotować. Mimo to zachowała zimną krew, pomalowane krwistoczerwoną pomadką usta nie zadrżały, a brwi nie zmarszczyły się w grymasie lęku czy zaskoczenia. Uśmiechnęła się łagodnie i powstała z miejsca, delikatnym dygnięciem oddając nestorstwu zasłużone honory. - Lady doyenne, wygląda lady niesamowicie. Mnie również cieszy lady widok - zwróciła się melodyjnym tonem ku Evandrze, śmiało spoglądając w jej oczy, wzrokiem nieodgadnionym, ciemnym, perfekcyjnie odgrywając rolę zdystansowanej podwładnej, dalekiej znajomej, która wcale nie przełamała wszelkich granic przyzwoitości, sięgając po to, co brudne i zakazane. Tamta walka o dominację powiodła się tylko połowicznie; co wygrała, co osiągnęła w oranżerii? Chyba tylko przewagę wynikającą z doskonale odbitego, niczym na magicznej kliszy, obrazu wykrzywionej w ekstazie twarzy arystokratki. Widziała ją też teraz, żywe wspomnienie, na moment przesłaniające rzeczywistość: kąciki ust Deirdre w końcu uniosły się wyżej, lecz zatrzymała je, zanim wybrzmiałyby obronną prowokacją, kpiną czy aluzją. Tak, bała się tego spotkania - a raczej powodu, dla którego Evandra wybrała miejsce tuż obok niej. Nie było to przypadkiem: czy powiedziała o wszystkim Tristanowi? Czy chciała ją publicznie upokorzyć, sprawić, by z bliska zobaczyła idealne małżeństwo, z perspektywy kilkunastu cali obserwując ich miłość oraz publiczne drobne gesty pełne czułości i lojalności? Dotychczasowa gorycz przybrała na sile, lecz Mericourt kontrolowała swoje emocje, potrafiła więc odwrócić się w stronę Rosiera całkiem swobodnie, i jego witając odpowiednim ukłonem. - Lordzie nestorze, to zaszczyt celebrować zwycięstwa w tak chlubnym towarzystwie - wygłosiła, również nie unikając jego wzroku, surowego, zdziwionego i...chłodnego? Chłodniejszego niż zwykle? Przemknęła spojrzeniem w dół, nie mogła się powstrzymać, dawno nie widziała go aż tak eleganckiego, wręcz przytłaczającego drogimi detalami stroju; emanował siłą, majestatem, potęgą; poczuła się przy nim znów mała, nieważna, także w kontraście z pięknem róży - po prostu szara, bezbarwna.
Usiadła ponownie, zastanawiając się, co o tym specyficznym zajęciu miejsc może myśleć widziana przed momentem Melisande, jako jedyna bliska całej trójce; nie mogła jednak zajmować tym umysłu, i tak z trudem opanowała szybsze bicie serca, wynikające z zajęcia miejsca tuż obok Tristana. Siedzili ramię w ramię, razem, na oficjalnym wydarzeniu; nigdy wcześniej nie dostąpiła takiego zaszczytu i choć była świadoma, że po drugiej stronie czarodzieja znajduje się Evandra, to na kilka złudnych chwil mogła udawać, że naiwna, baśniowa wizja się ziściła. Śmieszne i żałosne; znów założyła nogę za nogę, powitała kolejnych gości lekkim uśmiechem, z powagą obserwując przechodzącego wzdłuż foteli Ministra Magii, a potem - po prostu skoncentrowała się na wydarzeniu.
Na esencji teatralnej propagandy, poprowadzonej w oryginalny sposób. Znów akrobaci - przeszło jej przez myśl, że ktoś chyba posiadał biznesowe więzi z wpływowymi arystokratami - znów: doskonale potrafiący przekazać ciałem, tańcem i akrobatyką największe emocje. Tym razem surowsze, nic, co działo się na scenie, nie przypominało rozpasanej feerii barw z Sabatu, zgromadzeni na placu byli świadkami wojny. Widowiskowej, nie mającej w sobie nic z prawdy; każda kolejna scena robiła jednak wrażenie, a gdy fajerwerki poszybowały w niebo po raz pierwszy, przybierając różne symboliczne kształty, nawet zazwyczaj obojętna na takie sztuczki Deirdre pomknęła za nimi wzrokiem, dziwnie poruszona, tym, co obserwowała. Tak miał to widzieć lud - piękne przedstawienie doskonale wyreżyserowane; wojna, bohaterowie, współpraca, magia. I tylko jedna z ostatnich scen wywołała pewien zgrzyt, chylące się przed wojownikami dziewczęta nabrały dla Mericourt przyziemnego znaczenia, instynktownie przesunęła spojrzenie na tył głowy Ramseya; nie powiedziała jednak ani słowa, chłonąc resztę występu. Ciągle czując powiew ognia na swej twarzy - tak, jak wtedy, gdy zostawiała za sobą palącą się katedrę.



there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]15.04.22 22:56
Ludzie zaczęli już się schodzić. Choć nie koniecznie się rozglądał nie było opcji, aby nie usłyszeć gwaru, który co raz się podnosił gdy podjeżdżała kolejna karoca. Burke domyślał się, że zaproszenia otrzymały osoby, które miały duży wpływ na to co działo się rok temu, ale również i wszyscy inni, wysoko urodzeni. Odpowiadało mu to, mimo miejsca w jakim pracował, to jednak wolał towarzystwo szlachty i osób zaufanych aniżeli zwykłego pospólstwa.
W końcu i on zaczął się na spokojnie rozglądać, trochę jednak ciekawy, któż to się pojawił dzisiejszego wieczora. Skinął lekko głową w kierunku Ramseya, po czym spojrzał w kierunku towarzyszącej jej młodej damy. Jeżeli dobrze kojarzył, była to ta sama młoda dama, którą miał przyjemność poznać w Makowym ogrodzie, niecały miesiąc temu. Jej również delikatnie skinął głową. Naturalnie nie dało się nie zauważyć Madame Mericourt, z którą miał przyjemność już kilka razu współpracować. Gdzieś w głowie pojawiła mu się myśl, że wygląda bardzo dostojnie, jednak wiedział doskonale, że jest ona kobietą elegancką, więc niczego innego się po niej nie spodziewał.
Słysząc znajomy głos uniósł wzrok i delikatny uśmiech wpłynął na jego usta.
- Lady Parkinson. - powiedział spokojnie podnosząc się z miejsca, po czym delikatnie ujął jej dłoń i ucałował powietrze nad nią, po czym zrobił jej miejsce by mogła usiąść obok niego na fotelu – Dziękuję. - odpowiedział na kondolencje z lekkim skinieniem głowy – Pomyślałem właśnie dokładnie tak samo. Mam nadzieję, że dzisiejszy wieczór da mi trochę wytchnienia. - dodał spokojnie znów zajmując miejsce na fotelu – Tak, myślę, że udam się potem do Wenus. Jestem ciekaw jak potoczy się ten wieczór. Kolczyki są bardzo ładne, choć jak pewnie Lady wie, nie koniecznie jestem znawcą biżuterii. Ma Lady dziś urodziny? Szkoda, że nie wiedziałem, z całą pewnością przyszykowałbym jakiś podarek. No może uda mi się to jeszcze dzisiaj nadrobić. W każdym razie, Lady Odetto wszystkiego najlepszego. - skinął jej uprzejmie głową. - Nawiasem mówić, moje dzieci były zachwycone podarkami od Lady. - dodał jeszcze przypominając sobie jak już wtedy córka i syn prosili aby przekazać podziękowania.
Po chwili jednak oderwał wzrok od towarzyszącej mu kobiety, gdyż zauważył kątem oka swoją ukochaną kuzynkę w towarzystwie najlepszego przyjaciela. Mimowolnie uśmiechnął się łagodnie. Doskonale pamiętał jak jeszcze w grudniu chciał by ta dwójka się do siebie zbliżyła. Nie wiedział za bardzo jak się to dalej potoczyło, ale teraz widział, że chyba całkiem dobrze. Zauważył nestorską parę rodu Rosier, jak również innych szlachciców bliżej lub dalej mu znanych. Zauważył również swojego brata, co spowodowało, że lekko odetchnął z ulgą. Zastanawiał się czy Craig ze względu na zdrowie pojawi się na dzisiejszych uroczystościach. Na szczęście jednak postanowił przyjść, a do tego jeszcze okazało się, że będzie miał bardzo miłe towarzystwo w postaci Lady Carrow, której lekko skinął głową na powitanie.
- Lady i Lordzie Lestrange, miło Państwa widzieć. - powiedział uprzejmie witając parę, która postanowiła zając miejsce obok niego i lady Parkinson.
Pojawienie się Ministra zwiastowało, że zaraz wszystko się rozpocznie i wcale się nie mylił. Pochodnie lekko przygasły, a odgłos bębnów, spowodował, że Xavier lekko rozejrzał się dookoła. Po chwili jednak całkowicie skupił swoją uwagę na scenie. To co się na niej działo zrobiło na nim wrażeniem pod względem artystycznym. Nie był znawcą sztuki, o nie, ale nie miał najmniejszego problemu by rozpoznać jakie działania i wydarzenia są podczas tego przedstawienia pokazane. Podobało mu się i to bardzo. To wszystko działało na wyobraźnię. Kiedy muzyka ucichła dłonie same ułożyły się do oklasków, jego zdaniem całkowicie zasłużonych. Jeżeli w ten sposób rozpoczął się dzisiejszy wieczór, to czego mogli oczekiwać dalej?


I know what you are doing in the dark

I know what your greatest desires are.
Xavier Burke
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t9606-xavier-burke-w-budowie https://www.morsmordre.net/t9631-korespondencja-lorda-burke#292826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t10032-skrytka-bankowa-nr-1569#302913 https://www.morsmordre.net/t9630-xavier-burke#385295
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]15.04.22 23:11
Chociaż osobiście nie znał żadnego szlachcica czy szlachcianki, wpojone mu wychowanie, wymagała od niego aby mimo wszystko wszystkich znał. Z resztą, dla rozrywki czytywał czasami gazety, w tym Czarownice czy Walczącego Maga, więc orientował się doskonale kto jest kim.
Kolejni goście przybywali na miejsce, a Lucien ze spokojem wymalowanym na twarzy obserwował ich wszystkich kierujących się na honorowe miejsca. Pewnie będzie musiał zdać dyrektorowi muzeum jakiś raport z uroczystości, więc lepiej było aby zapamiętał wszystkich dokładnie.
Kiedy zauważył swoją ukochaną kuzynkę w towarzystwie bliżej nie znanego mu mężczyzny, uśmiechnął się łagodnie sam do siebie. Zawsze życzył jej jak najlepiej. Belvina była dla niego niczym siostra, której nigdy nie miał i bardzo się cieszył, że jej się dobrze powodzi. Sam fakt, że jej partner zaprowadził ją do loży honorowej, mówiła mu, że nie jest byle kim. Zapamiętał sobie aby po uroczystości napisać od kuzynki kilka słów, może nawet zaprosić na herbatę lub jakiś spacer, by mogli sobie na spokojnie porozmawiać. Może przy okazji się dowie kim jest gentlemen, który jej dzisiejszego wieczoru towarzyszy.
Lucien może i siedział dość daleko, ale jak widać nie dość, aby nie usłyszeć, że coś się dzieje. Mimowolnie uniósł głowę by rozejrzeć się dokładnie, słysząc lekko podniesione głosy. W oddali zobaczył funkcjonariuszy patrolu egzekucyjnego, którzy kierowali swoje różdżki w kierunku kogoś lub czegoś znajdującego się na drzewie. Niestety biorąc pod uwagę, że powoli zaczęło się robić ciemniej niż do tej pory, nie zobaczył o kogo chodzi. Miał tylko nadzieję, że nic złego z tego nie wyniknie, nie chciał aby ktokolwiek lub cokolwiek zakłóciło dzisiejsze obchody.
Po chwili jednak odwrócił wzrok od całego zamieszania i skierował go na scenę, gdzie rozpoczynało się przedstawienie. Przedstawienie tak bardzo propagandowe, tak bardzo jednostronne, że symbolista uśmiechnął się pod nosem. Wszystko w tym pokazie aż krzyczało. Stroje, walka, muzyka i choreografia. Gdyby tylko miał okazję, z całą pewnością pogratulowałby pomysłodawcy tego wszystkiego. Z całą pewnością spełniło to swoją rolę. Znak Ministerstwa, węże, które moment później zmieniły się w piękne i kolorowe fajerwerki, inscenizowana scena walki mugoli z czarodziejami oraz braterstwo i wsparcie, które połączyło czarodziejów w walce przeciwko ciemiężcom. Piękna groteska, którą mała kto rozumiał. Jednak, mimo że była to w jego mniemaniu groteska, podobała mu się. Z całą pewnością trafiała do pospólstwa, do ludzi, którzy nie mieli bladego pojęcia jak to jest na froncie, jak to jest być na pierwszej linii ognia. On sam nie wiedział jak to jest, mógł sobie tylko wyobrazić. Zdawał sobie jednak sprawę jakie zadanie miał ten pokaz i wiedział, że z całą pewnością zostało ono wykonane co do joty. Świadczyła o tym burza oklasków, która rozbrzmiała zaraz po zakończeniu, do której Lucien z chęcią się dołączył.
Z nieskrywanym zaciekawieniem oczekiwał dalszego rozwoju dzisiejszego wieczoru.
Lucien Cassidy
Lucien Cassidy
Zawód : znawca sztuki, symbolista i malarz
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Malarstwo polega przede wszystkim na patrzeniu.
OPCM : 9 +1
UROKI : 6 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11025-lucien-cassidy https://www.morsmordre.net/t11092-poczta-luciena#341678 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f429-newham-stansfeld-road-7 https://www.morsmordre.net/t11282-skrytka-2409#346808 https://www.morsmordre.net/t11091-lucien-cassidy#341677
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]16.04.22 0:00
Mam problem z tymi wszystkimi wielkimi wydarzeniami na pizdylion ludzi, szczególnie po ostatnich wydarzeniach, kiedy w grudniu przyszłam po zupę, a ledwo uniknąłem łapanki na placu. Za knut nie mam zaufania do tych wszystkich mundurowych - niby przyszli tu pilnować, ale jeśli komuś z władzy coś do łba strzeli, to w trymiga zostaniemy zamknięci w kotle, i chuj wie co dalej. Może Tower, może tylko jakaś grzywna czy reprymenda? A może pod ścianę i strzał w łeb?
A może zwyczajnie jestem przewrażliwiona? Na szczęście łyk ginu z piersiówki trochę poprawia sytuację oraz kondycję mojego za bardzo spiętego karku.
Co za, kurwa, pech, że nie na długo, bo kiedy tylko skupiłam się na uspokajającym smaku taniego alkoholu, jak spod ziemi wyrosły tuż koło mnie mundurowe ścierwa. Mocniej zacisnęłam zęby na cygarze i nawet nie zauważyłam, kiedy moja dłoń powędrowała do głębokiej kieszeni spodni, i zacisnęła się na chłodnej i gładkiej różdżce - głupi w tej sytuacji, aczkolwiek życiowo pożyteczny odruch. Rzucanie magii tutaj byłoby samobójstwem, ale czego się nie robi dla przetrwania. Żywą mnie nie zgarną, o nie! W myślach już układałam kolejną sekwencję zaklęć, w tym całkiem ładnej wiązanki tych czarnomagicznych - mało kto spodziewa się czegoś podobnego, a i odpowiednio wykrzyczane inkantacje, mogą poważnie przestraszyć otoczenie. Wtedy też zacznie się panika, chaos… a ja po prostu spróbuję sobie uciec… Ej, halo? Gdzie patrzycie?
Nie, nie ja jestem ich celem, tylko jakiś łachmyta, co wlazł na drzewo. Przyjemnie ciepłe uczucie ulgi, dodatkowo wzmocnione ginem, sprawiło, że aż zaśmiałam się pod nosem. Chyba faktycznie jestem przewrażliwiona. W pracy zawsze uważam, by nie zostawiać śladów. Zresztą, o wiele prościej jest zwalić winę na znikających gdzieś szmalcowników i innych zjebów na ten cały Zakon, niż nawet podejrzewać niepozorną pracownicę banku Gringotta.
-Te, bratku - zwróciłam się do kolesia na drzewie gniewnym tonem. - Nie ma oszukiwania! Złaź na dół i stój jak inni, a nie odpierdalasz!
Dla pewności pogroziłam mu jeszcze pięścią. Wsparcie działań mundurowych to dobry manewr, bo tacy to lubią, jak naród nie pluje im w twarz.
Gdzieś kątem oka zauważyłam znajomą sylwetkę. Nie może być! Bartius tutaj? A to ci dopiero.
-Ej! Sebastian! - pomachałam mu, mając nadzieję, że gość mnie zauważy. - Cho no tu!
Jak już mamy oglądać jakieś cuda-wianki, samemu to tak bez sensu. A komentować wszelakie występy to ja lubię. I to bardzo.
Kiedy zrobiło się ciemniej, ponownie łyknęłam sobie z piersiówki oraz wydostałam z kieszeni paczkę landrynek, która wcześniej leżała pod moją kanapą od Ragnuk jeden wie kiedy - co to za oglądanie czegokolwiek, bez odpowiedniej zagrychy?
W sumie to mogłam się skupić na całej tej scenie i skaczących tam akrobatach, jednak tak na wszelki wypadek, od czasu do czasu rozglądałam się na boki, by mieć pewność, że w okolicy nic się nie odwala i nie trzeba zrobić szybkiego taktycznego odwrotu w najbliższą ciemną uliczkę.

|zużywam gin, landrynki i tytoń wysokiej jakości


Zlata Raskolnikova
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 5 Dc3d643ba14e88a20a9fb3c0c669eeb2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9153-zlata-raskolnikova#276833 https://www.morsmordre.net/t9433-sowa-bez-imienia#286806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t9434-skrytka-numer-2143#286811 https://www.morsmordre.net/t9432-zlata-raskolnikova#286793
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]16.04.22 9:41
Goście powoli zajmowali miejsca w loży honorowej. Szeleściły drogie szaty, mieniły się w światłach lamp ozdoby, wysadzane kamieniami szlachetnymi, a zapachy drogich perfum łączyły się w duszną i gryzącą całość. Dobrze urodzone towarzystwo słodkiej Anglii jak zawsze pokazywało prawdziwą klasę, będąc tym samym kotwicą, stałym punktem odniesienia do rzeczywistości. Tradycją. Każdy obywatel, czy to patrzący na wyższe klasy z podziwem, czy też pogardą, przynajmniej jednej rzeczy mógł być pewien - że nawet w dobie największego chaosu, szlachta zawsze pozostanie szlachtą. I fakt ten mógł przynosić ulgę.
Rigel w głębi duszy cieszył się, że chyba pozostał niezauważony, siedząc tak na uboczu, jak gdyby stał się tylko drobnym, nic nieznaczącym elementem śmietanki towarzyskiej Anglii. Przyszedł sam - jak zawsze w takich sytuacjach, ubrał się w miarę zwyczajnie, przy tym nadal zachowując swój nietypowy styl. Słowem - nie dawał złym językom powodu do plotek. A przynajmniej na razie.
-Witaj Evandro - zwrócił się do siedzącej obok przyjaciółki, uśmiechając się szeroko, wypowiadając słowa powoli. - Wyglądasz po prostu zniewalająco. Czerwień do twojego typu urody to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Mam zgadywać imię artysty, który stworzył to dzieło, czy mi powiesz?
W tej sekundzie lord Black poczuł odległe echo bólu, które przedostało się do jego umysłu mimo znieczulenia smoczym pazurem. Przecież jeszcze chwile temu, jeszcze jesienią też nakłaniał… jego, aby zrezygnował z brązów i powrócił do czerwieni, w której tak dobrze wyglądał. Nawet własnoręcznie przefarbował mu sweter…
To nic, to nic. Przecież się za niedługo spotkają.
-Czy ja dobrze widzę? - czarodziej ściszył głos do szeptu. - Nasza kochana Prim przyszła z tym… Rosierem?
Mimowolnie się skrzywił.
O nie, nie pozwolę, by ten ktoś skrzywdził moją najdroższą przyjaciółkę!
I jak gdyby nigdy nic Rigel nachylił się do przodu i położył dłoń na ramieniu lady Burke.
-Oh, Primrose! Jak dobrze cię widzieć - wyszczerzył się do kobiety, prezentując tym samym jeden ze swoich koronnych czarujących uśmiechów. - Doskonały wybór kreacji. Materiał przecudnie opalizuje nawet w tym kapryśnym świetle. Pamiętam, że gdzieś czytałem o minerale, który zachowuje się w podobny sposób…
Z tym samym uśmiechem zwrócił się do Mathieu.
-Lordzie Rosier, a to dopiero niespodzianka, że spotykamy się właśnie w takiej konfiguracji towarzyskiej. - przecież w końcu musiało to nastąpić - znienawidzona róża trafiła w ręce ich trio. Dalej Black kontynuował swoją wypowiedź leniwym, zwyczajnym tonem. - Primrose, nie mówiłaś, że będę miał tak… nietypowego przeciwnika w walce o twoją rękę.
Światła zostały przygaszone, ale nim Rigel zajął swoje miejsce, by delektować się występem, zdążył jeszcze szepnąć Mathieu, przybliżając się do niego na tyle, żeby nikt oprócz Rosiera, nie był w stanie usłyszeć jego słów.
-Nie baw się jej uczuciami, lordzie.
Po czym spokojnie odchylił się na oparcie swojego siedzenia.
Rigela mało interesowały głębokie metafory i symbole, które pojawiały się podczas występów artystów. Skupił się jedynie na swoich odczuciach, na kolorach, ruchach artystów i muzyce. Był jak we śnie, a sny są po to, by je przeżywać całym sobą. A analizy znaczeń… cóż, to zadanie dla tych, co się obudzą.


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]16.04.22 15:43
Szepty do niej dotarły, na równi ze spojrzeniami jakie zostały posłane w ich stronę. Starała się je ignorować i nie zwracać uwagi, chociaż nie czuła się z nimi komfortowo. Nie będąc przyzwyczajoną do bycia na świeczniku nie błyszczała jak Evandra, choć przecież nie miała takowych pragnień. Lady Burke żyła w cieniu i tam czuła się najbezpieczniej. Mimo wszystko wiedziała jak się zachować, przygotowywana do tego, że nie raz uwaga postronnych może skupiać się na jej osobie.
Musiała jednak zdawać sobie sprawę z tego, że przyjście w towarzystwie lorda Rosiera, którym wcześniej nie była widywana, może wzbudzić sensację. Posłała ciepły uśmiech do Evandry kiedy się mijali pamiętając ostatnią ich rozmowę w oranżerii, kiedy pytała co powinna zrobić z osobą lorda Rosiera. Tristanowi uprzejmie skinęła głową by następnie dostrzec Calypso, której odpowiedziała tym samym gestem. Siostra jej byłego narzeczonego ostatnio bywała gościem w Durham Castle, co jej nie przeszkadzało aczkolwiek była ciekawa jaka relacja łączy ją z kuzynem. Nim usiadła przywitała jeszcze Melisande i jej małżonka w osobie lorda Traversa ciepło wspominając wspólne działanie z byłą lady Rosier.
Zajęła wskazane miejsce, a gdy usłyszała słowa dedykowane tylko dla jej uszu uśmiechnęła się delikatnie. -Dziękuję. - Odpowiedziała równie cicho do czarodzieja, a następnie pokręciła lekko głową. -Nie sądzę abyś miał ku temu powód. Czy może się mylę? - Zapytała z nutą zaczepności w głosie. Miejsca honorowe powoli zaczęły być wypełniane kolejnymi gośćmi, tak samo miejsca za nimi przez tłumy ciekawskich czarodziejów. Miało być to wielkie wydarzenie, celebracja chwały i siły ich działań. Nie wiedziała czego się spodziewać, a kątem oka dostrzegła Rigela, który zasiadł tuż za nimi. Uśmiechnęła się do niego, choć nie uszła jej uwagi bladość przyjaciela, tak bardzo pogłębiona i duże, rozszerzone oczy. Wiedziała, że młodego lorda trawią wielkie problemy, przygniatają każdego dnia, a ona nie wiedziała jak mu pomóc. Jedynym rozwiązaniem jakie znalazła to zabieranie go na badania, pokazywanie nowych odkryć, zaangażowanie w aktywność, która odciągała umysł od problemów. Choć na jedną chwilę.
W tym momencie poczuła dłoń lorda Blaka na ramieniu więc nieznacznie odchyliła głowę by móc na niego spojrzeć. Byli sobie bliscy od dziecka, a ona traktowała go jak starszego brata. Będąc Krukonami trzymali się razem wspierając w trudniejszych momentach życia szkolnego, które teraz wydawało się istnieć w całkowicie, innym życiu.
-Ciebie również. - Uśmiechnęła się do czarodzieja, a gdy skomentował jej ubiór pokiwała głową. -Pamiętasz jak zwróciłeś mi uwagę na temat tego rodzaju materiałów? Nie mogłam się pokusić o nic innego. - Rigel zawsze służył jej radą i pomocą, za co była mu bardzo wdzięczna więc i tym razem poszła za jego słowami w doborze materiałów jej dzisiejszej kreacji. Kolejne słowa zaś ją zmroziły sprawiając, że delikatny uśmiech zamarł na ustach lady Burke. Szarozielone oczy otworzyły się minimalnie szerzej kiedy ostatecznie wybrzmiały. Spojrzała na Rigela z nieukrywanym zaskoczeniem oraz niedowierzaniem, że pozwolił sobie na taki komentarz. Domyślała się czym był kierowany i z czego wynikał, ale nie sądziła, że będzie jego świadkiem. -Niezwykle mi to schlebia. - Sięgnęła po broń, której nauczyła ją matka, a która wydawała się jedynie słuszną w takiej sytuacji. Odetchnęła gdy światła przygasły i kątem oka zerknęła na Mathieu chcąc zorientować się jak odebrał całe zajście. To nie on mógł ją zwieść, ale wychodzi na to, że to ona mogła okazać się wątpliwym towarzystwem. Będzie musiała wziąć lorda Black na stronę i zapytać go, co w niego wstąpiło, że pozwolił sobie na tak niewybredny komentarz. Troska była w cenie, ale nie kiedy wzbudzała w niej dyskomfort.
Skupiła swój wzrok na scenie w momencie kiedy wybrzmiały bębny. Mieli przed sobą wspaniały spektakl, który był zobrazowaniem tego co się działo w kraju. Gra światła, strojów i gibkości akrobatów zachwycała. Wszystko było dopracowane w każdym calu, każdy ruch, spojrzenie idealnie wyreżyserowane aby porwać widownię w świat inscenizacji. Doskonale wiedziała o czym opowiadali, a pomimo tego oglądała całość z zapartym tchem.
Tancerki w jasnych strojach wzbudzały zachwyt i były pięknym zwieńczeniem całości, więc kiedy artyści zeszli ze sceny dołączyła do oklasków wraz z innymi, szczerze zadowolona z tego co zobaczyła. Wydawało się jej, że część artystów rozpoznała, widziała ich chyba na Sabacie. Było ciekawe to, że zapewniają rozrywkę na kolejnym, jakże ważnym wydarzeniu.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 5 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]16.04.22 17:17
Poszukiwanie odpowiedniego miejsca nie było tak łatwe, jak początkowo sądził. Może wypił jedno albo dwa piwa (tego był pewien). Co do kolejnych dwóch albo trzech nie miał już stuprocentowej pewności. Na pewno to musiało być oddalone od tego wysoko urodzonego motłochu. W tym momencie, jak na zawołanie dosłyszał znajomy głos i po chwili skojarzył go z osobą jedynej znanej mu, machającej do niego półgoblinki. Odmachał jej niezwłocznie, po czym zaczął zmierzać ku niej.
Pokonawszy dzielący ich dystans zatrzymał się na moment i rozejrzał się wokół siebie, dostrzegając sylwetki funkcjonariuszy stojących pod drzewem i niezbyt udolnie próbujących zmusić do zejścia z niego jakiegoś pajaca. Panowie sobie niech nie przeszkadzają. Wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. Zajmowany przez Zlatę murek wydawał się wystarczająco wygodny i na tyle duży, by zmieściły się na nim dwie osoby. Dlatego niezbyt udolnie umościł się na tym kamiennym siedzisku, prawie tuż obok niej. Pomimo naprawdę wisielczego nastroju, pod względem towarzystwa lepiej nie mógł trafić.
Zlata, co ty tu tutaj robisz? Co dokładnie się tu dzieje? — Wyburczał w stronę półgoblinki. Uznał i to całkiem słusznie, że również i ona nie pasuje do takich widowisk. Chyba po raz pierwszy raz widział ją na oczy ubraną bardziej elegancko. Choć to może było powiedziane mocno na wyrost. Drugą kwestią było to, że wcześniej nie zwracał uwagi na wszystkie rozmowy odnośnie tego wydarzenia. Skoro już tutaj był to chyba dobrze byłoby wiedzieć, co za szopkę przyjdzie im oglądać. Może to rzuci trochę światła na jej obecność przed tym gmachem. Także na zgromadzone tutaj tłumy, na mundurowych, którzy pewnie woleli być w domach. Gdy tylko zrobiło się ciemniej i za sprawą tych bębnów umilkły wszystkie rozmowy, Sebastian spojrzał na oddaloną scenę.
Mają rozmach — Skwitował głośno po zakończeniu spektaklu, oglądanego ze średnim zainteresowaniem. To im trzeba było przyznać. Nie zmieniało to faktu, że nie wielbicielem takich widowisk. Wolał te mniej kulturalne i dalekie od artystycznych, jak chociażby walki bokserskie. Takowe nie były powszechne u czarodziejów. Na trzeźwo mógłby znaleźć pewne odniesienia do swoich przodków, choć nie miało żadnego znaczenia w tym momencie. Większość jego krewnych zdawała się wspierać tę bandę buntowników. Byli siebie warci z tymi drugimi.

|| Zajmuję miejsce w pobliżu latarni, na tym samym murku - na lewo od Zlaty
Sebastian Bartius
Sebastian Bartius
Zawód : Myśliwy, taksydermista
Wiek : 50
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Don’t shake me
Don’t make me bear my teeth
You really don’t wanna meet that guy

OPCM : 14 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10002-sebastian-bartius#302437 https://www.morsmordre.net/t10691-beowulf#324295 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f402-lancashire-lancaster-zajazd-pod-grusza https://www.morsmordre.net/t10693-szuflada-sebastiana#324304 https://www.morsmordre.net/t10692-sebastian-bartius#324298
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]16.04.22 17:34
Gdy kolejny lord Burke pojawił się na miejscu i zwrócił w kierunku jej narzeczonego, Valerie cierpliwie oczekiwała na swą kolej. Poświęciła ten czas, by przyjrzeć się strojowi, który przywdział na siebie z tej okazji Xavier. W oczy rzuciła się barwa krawata, lecz niezaznajomiona z życiową tragedią, która objęła Durham Castle wraz z odejściem lady Charlotty śpiewaczka nie mogła uznać, że odejście od barw żałobnych stanowiło w najlepszym przypadku poważne faux pas, a w najgorszym brak szacunku do pamięci małżonki. Rozpromieniła się jednak, gdy mężczyźni skończyli wymieniać się uprzejmościami. Ochoczo podarowała swą dłoń do przywitania, wierzchem do góry — jednocześnie skromnie spuściła wzrok, nie chcąc zaglądać w oczy obcemu mężczyźnie
— Valerie Vanity, to niezwykły zaszczyt móc lorda poznać — oznajmiła śpiewnym, miękkim głosem, pozwalając sobie jednakże przemilczeć kwestię własnego powiązania z Sallowem. Pierścionek przecież wyjaśniał wszystko. Narzeczeństwo nie zatrzymywało jednak lorda Burke zbyt długo, dzięki czemu mógł zająć wybrane przez siebie miejsce bez problemu.
Pojawienie się Ramseya i Salome sprawiło, że narzeczeństwo na moment przerwało cichą rozmowę, w której zanurzyli się po przywitaniu z Xavierem. Do rozpoczęcia uroczystości zostało jeszcze trochę czasu, goście — ci honorowi i zwykli — zjawiali się coraz tłumniej, jednak tego wejścia nie dało się ominąć. Brzoskwiniowy, niemal dziecięcy kolor sukni jego towarzyszki był wystarczająco charakterystyczny, by zwrócić na niego uwagę — wśród obecnych na wydarzeniu kobiet dominowały jednak ciemniejsze barwy, bardziej odpowiednie na poważną, wieczorową okazję. Powagi Ramseya starczyło jednak na ich oboje, toteż Valerie skinęła mu głową w odpowiedzi na przywitanie, a wobec braku tegoż samego ze strony jego towarzyszki, uśmiechnęła się jedynie, pokrzepiająco. Ranga podobnego wydarzenia mogła przytłoczyć, jeżeli nie miało się doświadczenia i odpowiedniego wykształcenia, by stanąć na wysokości zadania. A nie chodziło o to, by okrutnie sprowadzać dziewczę do parteru, gdy nie było się za nią odpowiedzialną.
Choć zazwyczaj wraz z Corneliusem pozostawali zwróceni przodem do sceny, odpowiadali na wszystkie przywitania. Amelia siedziała niestety zbyt daleko, by uwaga Valerie mogła jej sięgnąć, lecz Deirdre odziana w czerń otrzymała od śpiewaczki podobne skinienie głowy na powitanie, również opatrzony urokliwym uśmiechem. Vanity naprawdę cieszyła się z obecności akurat tej czarownicy — oby pozostała także na bankiet! W jej chłodnej, nieco niedostępnej obecności Valerie jak na złość dostrzegła coś, co szczególnie ją przyciągało.
Szerszy uśmiech wystąpił na jej usta w momencie pojawienia się lady Parkinson. Podobnie urokliwa jak na początku roku... Valerie nie mogła odmówić jej kolejnego skinienia głową i milczącego powitania. Cóż za kreacja! Nawet ci, którzy nie mieli bladego pojęcia o personaliach szlachciców będą wiedzieć, jakie nazwisko nosi. Również przybycie nestorstwa Rosier musiało wzbudzić szmery rozmów, a przywitanie skierowane do Evandry i Tristana przyszło niezwykle przyjemnie i naturalnie. Evandra zachwycała urodą, potwierdzając wszystkie plotki, które Valerie miała okazję na jej temat usłyszeć. Towarzyszący jej małżonek prezentował wszystko, czego należało się spodziewać po osobie o jego pozycji. Odpowiedzialność, którą Tristan złożył na jej barki, potrafiła ciążyć, lecz dziś był czas świętowania. Nie zamartwiania się o to, czy ten lub inny czarodziej, czy czarownica zachowa się odpowiednio. Oby wszyscy z gości zapamiętali ten wieczór wyłącznie w najpiękniejszych barwach.
Z rozmyślenia wyrwało ją pojawienie się nikogo innego jak lorda i lady Travers. Melisande prezentowała się prześlicznie w fiolecie, który dodatkowo podkreślał jej urodę. Z kolei Manannan wydawał się być o wiele bardziej spokojny (cóż za niespodzianka...) niż w trakcie ich wcześniejszego spotkania. W dalszym ciągu jednak wzbudzał poważanie i delikatne drżenie strachu, które przeszło przez szczupłe palce Valerie bez jej udziału. Jeżeli lord Travers obawiał się, że Vanity może mieć nieco zbyt długi język, mógł odetchnąć spokojnie. Była w końcu kobietą posłuszną, poddaną woli swego przyszłego męża. A dobre stosunki między Corneliusem i Manannanem były bardzo dobrym powodem do milczenia, jeżeli nie starczyło samo wyczucie i dyskrecja, którą kierowała się Valerie.
Cokolwiek działo się z tyłu, nie było jednak nawet w połowie tak porywające, jak to, co na scenie.
Och, czyżby to protegowani Carringtona? — myśl przemknęła przez umysł, wraz ze stężeniem mimiki w powadze. Jako artystka była zobligowana do przykładania szczególnie dużej uwagi do występów swych pobratymców. Rozmowy z Corneliusem o historii oraz odebrane wykształcenie pozwoliły na dostrzeżenie korelacji między makijażem a barwami celtów. W Shropshire wiedza o dokonaniach przodków była kluczowym elementem zdobywanej wiedzy. Dłoń śpiewaczki odnalazła tą należącą do narzeczonego, układając się na niej spokojnie, z godnością. Korciło, by przymknąć powieki, by skupić się na tym, co mówiła muzyka — ale nie wypadało. Nie wtedy, gdy ryzykowała straceniem przywileju oglądania tegoż widowiska. Klatka piersiowa wzniosła się w przytrzymanym wdechu, palce zacisnęły się drobnie na dłoni Sallowa, bowiem Valerie przeżywała występ całą sobą, a ujście emocji odnajdywała właśnie w drobnych gestach. Przymrużyła oczy, gdy na scenie pojawił się ogień. Nigdy nie lubiła ognia, a gorąco, które dotarło do pierwszego rzędu, stanowiło naruszenie jej osobistej przestrzeni. Wypuściła więc powietrze — powoli, bezdźwięcznie. Jednakże prędkie przejście do fajerwerków pozwoliło na powrót do humoru, skrzący w jasnych oczach zachwyt układał się w kształty odpowiednie do tych na niebie. Płonący motyl, słońce, niedźwiedź, miecz. Dopiero pojawienie się na scenie dziewcząt z liliami i nasturcjami sprawiło, że napięte dotąd ciało śpiewaczki rozluźniło się nieco, skutkując również mniejszym naciskiem na dłoni narzeczonego. Piękne widowisko.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]16.04.22 21:14
Z każdej strony otaczał ją splendor. Piękne szaty, wysmakowane dodatki, elegancka, błyszcząca biżuteria, hołd klasyce złączony z subtelną nutą innowacyjności, precyzyjnie ułożone fryzury i nienaganne makijaże u gromadzących się kobiet. Miło było od święta na coś takiego popatrzeć i nie narzekać na stukot zupełnie niepotrzebnych w pracy obcasów czy na koszule niezapięte pod samą szyję. Amelia wodziła wzrokiem z bezbarwną uprzejmością po pojawiających się w zasięgu wzroku osobistościach. Dostrzegła arystokrację - w tym nawet Manannana Traversa - tłumnie zbierającą się w obu rzędach, z pewnym zdumieniem odnotowując fakt, że nie wszystkie najwyżej postawione persony zdecydowały się zająć miejsca w pierwszych rzędach, a zamiast tego zdecydowały się zasiąść odrobinę dalej - czy było to normalne, cóż, nie miała pojęcia, niezaznajomiona z tajnikami ich newralgicznego, hermetycznego świata. Na widok lorda Malfoya, Ministra Magii, jej myśli roziskrzyły się nieukrytą dumą i zadowoleniem. Wspaniały szef, wykwintny polityk, doskonały przywódca - ani przez chwilę nie zdecydowałaby się w to wątpić, świadoma jak wartościowym było dostrzeganie superlatyw zarówno głowy antymugolskiego ustroju, jak i samej polityki Ministerstwa.
Kątem oka spojrzała też w bok, na zajmującego miejsce nieopodal lorda Shafiqa. Arystokrata swoją prezencją przypominał bogactwo egipskiego złota, egzaltowany ubiór współgrał z dość egzotyczną jak na brytyjskie standardy urodą, dopełniał przystojności twarzy, mimowolnie zwracając uwagę - do czego z pewnością był już przyzwyczajony. Eberhart nie przyglądała mu się jednak nachalnie, zwróciła na niego uwagę na kilka sekund, po czym niespiesznie odwróciła wzrok i przeniosła go na scenę, nie chcąc mężczyźnie ani przeszkadzać, ani tym bardziej nie wychodząc z założenia, że ten przybył tutaj na czcze pogawędki z urzędniczkami z Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami.
Spektakl trupy wkraczającej na podium sprawił, że zupełnie zaniechała rozmyślania na temat Septimusa i tego, dlaczego nie pojawił się na tak ważnym wydarzeniu; założywszy nogę na nogę, z uwagą obserwowała imponujące akrobacje umięśnionych młodzieńców, którzy zdawali się przekraczać dopuszczalne granice fizyczności, przełamywać to, co możliwe i oferować widowni estetyczne uniesienie. Przekaz również był interesujący, nawet jeśli Amelia musiała przyznać w duchu, że tego typu rozrywki nie należały do jej ulubionych i w pierwszej chwili poddała w wątpliwość to, czy zaproszenie cyrkowej trupy na ceremonię odznaczenia wojennych bohaterów było rozsądnym krokiem. Na szczęście morał kryjący się za ruchowym ekscesem spełnił oczekiwania. Wyśrubowane, przesadzone i surowe. Pozostawił ją usatysfakcjonowaną; metafora wobec walki z opozycją i angielskiego wyzwolenia były, mimo wszystko, spektaklem wartym obejrzenia. Oklaski, którymi odpowiedziała na widowisko, były eleganckie, kobiece, w pewien sposób dojrzałe i spokojne; nie zmusiły do bzdurnego machania rękoma w powietrzu jak małpa nienauczona manier albo jak dziecko niezdolne do pełnego kontrolowania powtarzanych czynności. Jeszcze tego by brakowało, by z tak poważnej okazji zrobić chałturę.


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]16.04.22 22:47
Zapach jaśminu otulił go w ułamku sekundy, tuż przed tym, gdy do uszu dotarł przyjemny, melodyjny głos Deirdre. Może ten zapach był zaledwie wspomnieniem, które obudziło się intuicyjnie, kiedy nie widział jej twarzy, zwiastując dopiero jej nadejście. Obrócił się do niej, na usta przywdziewając jeden z tych uśmiechów, które doskonale znała. Uprzejmy, zaczepny, odrobinę nonszalancki. Skinął głową, słysząc jej pochwałę, lecz zamiast szerszego uśmiechu pozwolił sobie na wyraźne westchnienie. Lekką drwiną zabarwił się jego głos, ale oczy, które szukały spojrzenia Śmierciożerczyni zdawały się raczej szukać zrozumienia.
— Analiza, która już dawno powinna pojawić na łamach tej gazety. Oboje dobrze o tym wiemy — dodał ciszej, choć z lekkim rozbawieniem. Ktoś musiał go napisać. Ktoś musiał go opublikować — zadbać o to, by społeczeństwo otrzymało znów określone wzorce, nie rozpadło się w progu niezrozumiałych bzdur napływających z mugolskiego świata. Kto mógłby cieszyć się większym autorytetem od niego? Świat miał określony porządek i dobrze działał w ten sposób, nie mogli dopuścić do tego, by pewne rzeczy uległy zmianom. Nie ciągnął jednak tematu, to co pojawiło się w Horyzontach Zaklęć nie sięgało nawet sfery, którą na co dzień się zajmował. Nie traktował tego ani poważnie ani tym bardziej nobilitująco — raczej jak przykry obowiązek.
Na widok Primrose Burke uśmiechnął się, kiwając głową grzecznie.
— Lady Burke. Mathieu — powitał także Rosiera, który jej towarzyszył. — Panna Lyon — przedstawił towarzyszkę, spoglądając na Salome odrobinę dłużej. Nie powiedział jednak nic, bo już zaraz za plecami znalazł się Tristan ze swoją małżonką. Obrócił głową, powitał także Evandrę, nie podejrzewając nawet, że pod skórą tej idealnej samy czai się poirytowanie wywołane jego własnymi słowami. Przeniósł spojrzenie na Tristana, a cień rozbawionego uśmiechu pojawił się na twarzy — czyż nie znalazł się właśnie między młotem a kowadłem? — Wierzę, że nie jeden — odparł, spoglądając na swoją partnerkę wieczoru. — Panna Salome Lyon. Kobieta, która muzyką potrafi poruszyć nawet najbardziej otępiałe dusze.— Nie było powodu, dla którego miałby jej nie wychwalać dzisiaj. Chciał, by błyszczała, zaistniała w tym towarzystwie. Z pewnością była na tyle bystra, że już wiedziała, jak dobre i wygodne było to dla niej miejsce, a jemu dziś podobało się to, co widział obok, nawet jeśli w jej szarych oczach raz po raz odbijał się szmaragd. Odpowiedział na powitanie Manannana i posłał ciepły uśmiech Melisande i wtedy światła przygasły, a wszystko na moment ucichło.
Bębny, które się rozległy odbiły się echem także w jego własnej piersi. Obrócił głowę w bok, a później spojrzał na scenę, kiedy artyści wmaszerowali na scenę w twardym, militarnym nastroju. Zadarł nieco głowę, obserwując całe to przedstawienie. Był oporny na sztukę, wszelakie występy nużyły go niezmiernie, ale to, co wyczyniali akrobaci na scenie na moment przyciągnęło nawet jego uwagę. Poruszali się jak węże, nie posiadając kości, stawów, z nieprawdopodobną swobodą i olbrzymim zakresem ruchów. Szkarłat na twarzach od razu przywodził na myśl rozbryzganą krew ludzi. Mugoli i czarodziejów, którzy stawali w ich obronie. Krew, która tryskała przy najokrutniejszych czarnomagicznych klątwach. Patrząc na ich akrobacje niemalże czuł w ustach jej metaliczny smak. Bitwa, odwrócenie ról i zwycięstwo. Spektakl doskonale odwzorowywał historie, którą dzisiaj tworzyli. Dumnie zadarł brodę wyżej, wzrokiem śledząc uciekające z gardeł ogniste węże, a później fajerwerki. Opuścił głowę. To piękne wydarzenie dziś było wyrazem tryumfu, ale wciąż wiele pozostawało przed nimi do zrobienia.
Kiedy artyści zeszli ze sceny, dołączył do braw, które rozbrzmiały.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela - Page 5 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]17.04.22 11:17
To wszystko co działo się na przodzie, gdzie przeważnie siedziała szlachta - nie interesowało go. Zresztą, kogo obchodzą jeśli nie siebie nawzajem? No właśnie. Nadęci, dbający tylko o swoje własne interesy i nie patrzący na... inne rzeczy wokół. Najchętniej wydostałby się stąd już wcześniej, widząc jak bardzo nieprzychylne jest to jemu miejsce, ale cóż... okazało się, że i tak musiał trochę poczekać, bo stał się ofiarą kolejnej dyskryminacji ludzi niższego stanu. Mężczyźni, którzy wycelowali do niego różdżkami wydawali się nie być skorzy do zabawy czy rozmów na bardziej poważniejsze tematy oprócz tego jakie były ostatnio wyniki w meczach Quidditcha. A i z tym byłby wielki problem.
Ej, ej, ej... Panowie, spokojnie. Nie jesteśmy na żadnym targu, aby zachowywać się jak trolle w składzie porcelany. Rozumiem powagę waszej pracy, ale może powinniśmy przejść do przestrzeni dialogu. Obie strony pragną coś uzyskać. Wy chcecie się przylizać szefowi, ja chcę obejrzeć bardzo dobre przedstawienie. Może więc spróbujemy to jakoś zakopać i po prostu radujmy się. – Postanowił jednak zejść z gałęzi i przyjrzeć się terenowi wokół. Nie miał nic przeciwko temu, że nadal celowali do niego różdżkami, albo i nie, ale zaraz zresztą przyuważył kogoś, kto mógłby mu się w jakiś sposób pomóc. Osoba Zlaty i Bartiusa wydawała mu się do tego idealna. Kto by pomyślał, że teraz bardzo przyjazna. – O zobaczcie, mnie staracie się przeszukać, a moi przyjaciele w oddanej, wspólnej sprawie jakim jest czystomagiczny świat potwierdzą, że jestem tylko nieszkodliwym pyłkiem w tej szarej egzystencji. Nie wyróżniam się od nikogo w żadnym stopniu. Dzięki temu mogę też pomóc i wam. Może chcecie, abym porozglądał się wokół tego miejsca i zgłaszał wam czy coś złego się nie dzieje. Wy będziecie mieli łatwiejszą robotę, ja będę miał pracę i nie będę psuł wam dnia. Ramzes Carrington jestem, miło mi was poznać. Jak wam na imię? – Postanowił też zachować się jak porządny obywatel i stanąć też po ich stronie. W końcu też aż tak wiele nie zarabiają, ale pewnie więcej niż on.
Jack Russell
Jack Russell
Zawód : Hazardzista, kieszonkowiec i poeta
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11084-jack-russell https://www.morsmordre.net/t11096-makbet https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11115-szuflada-2405#342341 https://www.morsmordre.net/t11101-j-russell
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]17.04.22 13:00
Ciche słowa Melisande skutecznie odwróciły jego uwagę od gromadzących się gości, rozbrzmiewając tuż przy jego uchu – łaskocząc skórę ciepłem oddechu i sprawiając, że uśmiechnął się mimowolnie. Zamieszanie rozgrywające się gdzieś z tyłu nie zdołało go rozproszyć, rozlegające się przy drzewie głosy – nawet jeśli jakimś cudem do niego dotarły – zlały się ze szmerem innych, nieistotnych, stanowiących jedynie tło dla odpowiedzi wybrzmiewającej tuż obok. Zatrzymał spojrzenie na twarzy małżonki, przez moment nie potrafiąc oderwać od niej wzroku – zahaczając o odsłonięte fragmenty jasnej skóry, skrytej za tkaniną o barwie morza tuż przed sztormem, a później podążając do oczu, ciemnych, ale jaśniejących w ciepłym blasku rzucanym przez latarnie. – Jeśli planujesz ucieczkę – odezwał się cicho, bez trudu wyłapując zawieszone w powietrzu echo wspomnienia z ich wspólnej gonitwy wzdłuż brzegu wyspy – to powinnaś wiedzieć, że podążę ze tobą – dokończył, tonem balansującym gdzieś pomiędzy powagą a rozbawieniem, rozsiadając się jednak nieco wygodniej, gdy odebrano od nich okrycia. Propozycja nie niosła za sobą większego ciężaru, oboje wiedzieli, że ich nieobecność zostałaby zauważona; reprezentowanie Rycerzy Walpurgii na oficjalnej uroczystości celebrującej rocznicę Bezksiężycowej Nocy – nocy znaczącej jedno z ich najistotniejszych zwycięstw – było jego obowiązkiem tak samo, jak było nim podniesienie różdżki przeciwko oblegającym fort wrogom. Melisande była jego żoną – i siostrą pierwszego ze Śmierciożerców, pojawiając się tu wszyscy razem, pokazywali jedność i siłę; taką, o której stłamszeniu nie mogli marzyć nawet najbardziej zaślepieni zwolennicy zdrajcy krwi, Longbottoma.
Rozlegającą się za ich plecami wymianę zdań pomiędzy Primrose i Mathieu (których pojawienie się razem wciąż pozostawało dla niego zagadką; wszak zaledwie parę tygodni temu kuzyn zarzekał się, że nie planuje rychłego ożenku) a Rigelem Blackiem zarejestrował przelotnie, nim jednak zdążyłby spróbować wychwycić pojedyncze słowa, miejsce w sąsiednim rzędzie zajął minister magii, a gdzieś w oddali rozległo się bicie dzwonów. Umilkł, gdy przygasły światła i odezwały się bębny – bitewne, donośne, rezonujące gdzieś w jego klatce piersiowej i natychmiast przywodzące na myśl odgłos maszerującego wojska – a może huku okrętowych działek, wojennych okrzyków, przepełnionej zapachem prochu morskiej bitwy. Odchylił się nieco w fotelu, przenosząc spojrzenie na scenę, na której pojawiali się właśnie pierwsi odziani w czerń artyści – niemal od razu rozpoznając wymalowane na ich twarzach barwy celtyckich wojowników. W jasnych tęczówkach błysnęło zainteresowanie, a dalsza część przedstawienia pochłonęła jego uwagę w pełni – osadzonymi w czarodziejskiej historii legendami fascynował się od zawsze, nie inaczej było i teraz; starając się odgadnąć, do których dokładnie wydarzeń nawiązywały odgrywane sceny, śledził sylwetki artystów uważnie, zaciekawiony nie tyle warstwą estetyczną, co tą głębszą, skrytą pod ognistymi efektami, fajerwerkami i imponującym wykorzystaniem możliwości ludzkiego ciała. Kiedy buchające z podwyższenia płomienie nieomal sięgnęły pierwszego rzędu, oderwał wzrok od akrobatów, przelotnie spoglądając na twarz Melisande – nie odezwał się jednak aż do momentu, w którym na deski wbiegły dziewczęta niosące kwieciste bukiety, a na ukłon artystów odpowiedziały oklaski; dołączył się do nich, pochylając się przy tym lekko w stronę żony. – Co myślisz? – zapytał cicho, tak, by pytanie dotarło wyłącznie do niej; ciekaw jej opinii na temat przedstawienia, które właśnie obejrzeli.




some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]17.04.22 13:52
« Wszyscy ludzie są o tyle piękni, o ile mniej poznani »
Kolejni ludzie przybywali na plac przy pomniku, jednak Jayden nie poświęcał zbyt wielkiej uwagi tym, którzy gromadzili się wokół, jak i tym, którzy wchodzili na scenę — tak naprawdę z miejsca i odległości, w których się znajdował, nie był w stanie rozpoznać twarzy, dlatego nawet się specjalnie nie starał. Zresztą na pewno nazwiska miały być ogłoszone później, skoro wszystko oscylowało wśród ichniej celebracji. Jednako nie miały być żadnym zaskoczeniem. Bo czy ktoś nowy przychodził na te ceremonie? Ktoś więcej był aktualnie w świetle jupiterów sceny politycznej? Przez dłuższą chwilę zawiesił jedynie spojrzenie na oświetlonym teraz w wyjątkowy sposób posągu Cronusa — stylizowany na antyczną modłę mógłby uchodzić za piękny, gdyby nie przesłanie oraz detale, które sprawiały, że przez kręgosłup przechodziły dreszcze. Ale właśnie to miały powodować, nieprawdaż? Przerażenie oraz zachwyt. Budzić podziw oraz odrazę do macierzy władzy, jaką próbowano brutalnie narzucić obywatelom urodzenia wszelakiego — magicznego czy też tego wyzbytego magicznego pierwiastka. Przesłanie polityczne było rzucone prosto w twarze widzów bez żadnego niuansu czy subtelnej metafory — wyciekało z wielkiego pomnika niczym krew ściekająca z odciętej, ludzkiej głowy. Oto czym była aktualnie Anglia — nagim instynktem łaknących śmierci mas. A instynkt nie posiadał jednego — rozumu. Czysta ephithymia.
Złaź stamtąd, albo użyjemy siły.
Odwrócił spojrzenie i skierował je tam, gdzie kierowali swoje słowa stojący obok policjanci, ale męska sylwetka siedząca na drzewie niezbyt zainteresowała astronoma. W Hogwarcie podobne zachowania wśród uczniów to była codzienność, jaka nieszczególnie robiła już na nim wrażenie. Tutaj jednak było to wyjątkowo dziwne — w końcu czarodziej już dawno skończył szkołę, a jego język oraz brak umiejętności wysławiania się jedynie żenowały. Zaraz jednak do zamieszania dołączyło przekleństwo rzucone przez siedzącą na murku dwa kroki przed astronomem półgoblinki, która z naturalnych względów potrzebowała nieco wyższego miejsca, aby być w stanie dojrzeć cokolwiek dziejącego się przed sobą. Nie chcąc musieć tego słuchać ani znajdować się przesadnie blisko, Jayden przesunął się nieco w prawo. Zresztą i tak co innego zwróciło uwagę profesora i wszystkich zgromadzonych — dudnienie bębnów oraz magiczne przyćmienie palących się lamp, kazało skupić się na poruszeniu przed pomnikiem. Vane wykorzystał chwilowe zamieszanie na scenie i powoli przesunął się między zgromadzonymi, by znaleźć chociażby małą przestrzeń dla siebie i własnych rozmyślań. Już stamtąd patrzył smutnymi oczami na rozgrywane przedstawienie. W końcu tak właśnie umierała jakakolwiek świadomość — w teatralnej choreografii nagradzanej hucznymi oklaskami.

jeśli mogę, przesuwam się tutaj


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane

Strona 5 z 14 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9 ... 14  Next

Pomnik Cronusa Wyzwoliciela
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach