Salon
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ze smakiem urządzony pokój dzienny służący głównie do wypoczynku i przyjmowania gości. Mieszkanie umiejscowione jest na ostatnim piętrze kamienicy dzięki czemu z okien rozciąga się zjawiskowy widok na miasto.
okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kiedy poczuł dłoń Sørena na swoim policzku, o jakże dziewiczym kolorze wstydliwego rumieńca, wręcz odruchowo zareagował, ocierając się o niego, niczym kociak upominający się o kontynuowanie pieszczoty. Chociaż nie, w przypadku Księcia lepiej nie przywoływać tych paskudnych stworów, nie, nie przepadał za nimi, a już w szczególności tymi z jednym okiem. Mniejsza! Nie psujmy nastroju, och, nie, może jeszcze uda się go uratować. Jednak jakie inne zwierze, wydaje ten charakterystyczny dźwięk nazywany mruczeniem? Tak, właśnie taki pomruk zadowolenia wydobył się z ust Amodeusa, kiedy jasnowłosy muskał dłonią jego rumiane lico lśniące różowością, jak jabłko w kosełce na łące.
Ale dość już tych niewinnych dyrdymałów. Panowie nie są pannami przedwojennymi, o pikantne szczegóły nie było tak trudno. Choć, ich wzajemność była równie imponująca. Prince biernie się poddał, bo i po co się opierać czemuś takiemu? Nie miał nic przeciwko temu, aby Avery wśliznął się między jego nogi. Oplótł go nimi, jakby na znak, że nie pozwoli mu uciec. Nie, Mosiek nie był potulnym kociakiem, a to że z pozoru to on miał być tym... uległym, wcale mu nie przeszkadzało w temperowaniu zapałów partnera czy dosłownie kierowaniem mu wedle woli. Ale jak widać uczucia i przyjemność łatwo potrafiły zawrócić mu w głowię, o czym przekonamy się za chwilę. Najpierw troszeczkę czczej gadaniny, a później bardziej pikantny materiał. Nie można od razu przechodzić do dania głównego, prawda? Pierw pogaduszki, przystawka, wymiana uwag, coś do picia, rozluźnienie atmosfery, dopiero później pierwsze danie... ale to na drugie wszyscy czekają, a o deserze to już nie wspomnę! Uśmiechnął się, kiedy zobaczył, jak mężczyzna się oblizuje, a szaro-niebieskie oczy Amodeusa wyrażały jedno, pożądanie.
- Palmę? - westchnął ciężko, gdy poczuł paznokcie, które przejeżdżały po jego brzuchu.
Przygryzł nieco swą dolną wargę, kiedy wyczuł ruch w swoich strategicznych okolicach. Amos nie należał do cierpliwych ludzi, o czym zdążyłem już nie raz napomknąć. A jego stan... najlepiej o tym wskazywał. Powiedzmy sobie, że mężczyzna był gotowy nie tylko psychicznie, a kolejne pieszczoty zgotowane przez Sørena wcale mu nie pomagały. W tym momencie bardziej zdawały się przypominać tortury, niż coś, co miało sprawić mu przyjemność. Prince wzdrygnął się lekko, kiedy wyczuł kolejną zabawę, jaką zgotował mu przyjaciel. Ktoś tu naprawdę był w nastroju na zabawy. Z całych sił musiał walczyć ze sobą, aby nie rzucić się na niego, żeby nie przejść do następnego kroku, kolejnego dania. Nie tylko on walczył z ograniczeniami. Pewna pobudzona część ciała domagała się uwagi, napierając na nagle zbyt ciasny materiał spodni, co do najbardziej komfortowych odczuć nie należało.
Wplątał swoje palce w gęstą, blond czuprynę Averego, tak bardzo różniącą się od swego brata. Miał wielką ochotę, aby szarpnąć go i znów połączyć się z nim w słodkim pocałunku, lecz nie zrobił tego. Jedynie nieco pociągnął za włosy, gdy ten ugryzł go. Nim zdążył się powstrzymać, z jego ust wyrwał się cichy jęk, który nie zwiastował bólu, a przyjemność. Z początku nic nie odpowiedział, pozwalając mu na kontynuowanie pieszczot, rozkoszując się we względnym milczeniu delikatnymi pocałunkami, składanymi na jego skórze. Dopiero po chwili opamiętał się, przecie on nie był jakąś uległą pannicą! Bez zbędnych ceregieli, chwycił Sørena za krocze, chcąc przekonać się w jakim stanie znajduje się przyjaciel jego przyjaciela...
- Ponoć to ja miałem być pierwszy. - uśmiechnął się zadziornie, a żeby zostało to dostrzeżone, pociągnął go za jasne włosy, robiąc to o dziwo dość delikatnie.
Znów wbił się w jego usta, a jego dłoń rozpoczęła powolny taniec, mając za parkiet spodnie, osłaniające kolejny etap ich niegrzecznej zabawy. Jak to było, palma pierwszeństwa? Tak, Amoś miał ochotę pierwszy dobrać się do palmy Sørena.
Ale dość już tych niewinnych dyrdymałów. Panowie nie są pannami przedwojennymi, o pikantne szczegóły nie było tak trudno. Choć, ich wzajemność była równie imponująca. Prince biernie się poddał, bo i po co się opierać czemuś takiemu? Nie miał nic przeciwko temu, aby Avery wśliznął się między jego nogi. Oplótł go nimi, jakby na znak, że nie pozwoli mu uciec. Nie, Mosiek nie był potulnym kociakiem, a to że z pozoru to on miał być tym... uległym, wcale mu nie przeszkadzało w temperowaniu zapałów partnera czy dosłownie kierowaniem mu wedle woli. Ale jak widać uczucia i przyjemność łatwo potrafiły zawrócić mu w głowię, o czym przekonamy się za chwilę. Najpierw troszeczkę czczej gadaniny, a później bardziej pikantny materiał. Nie można od razu przechodzić do dania głównego, prawda? Pierw pogaduszki, przystawka, wymiana uwag, coś do picia, rozluźnienie atmosfery, dopiero później pierwsze danie... ale to na drugie wszyscy czekają, a o deserze to już nie wspomnę! Uśmiechnął się, kiedy zobaczył, jak mężczyzna się oblizuje, a szaro-niebieskie oczy Amodeusa wyrażały jedno, pożądanie.
- Palmę? - westchnął ciężko, gdy poczuł paznokcie, które przejeżdżały po jego brzuchu.
Przygryzł nieco swą dolną wargę, kiedy wyczuł ruch w swoich strategicznych okolicach. Amos nie należał do cierpliwych ludzi, o czym zdążyłem już nie raz napomknąć. A jego stan... najlepiej o tym wskazywał. Powiedzmy sobie, że mężczyzna był gotowy nie tylko psychicznie, a kolejne pieszczoty zgotowane przez Sørena wcale mu nie pomagały. W tym momencie bardziej zdawały się przypominać tortury, niż coś, co miało sprawić mu przyjemność. Prince wzdrygnął się lekko, kiedy wyczuł kolejną zabawę, jaką zgotował mu przyjaciel. Ktoś tu naprawdę był w nastroju na zabawy. Z całych sił musiał walczyć ze sobą, aby nie rzucić się na niego, żeby nie przejść do następnego kroku, kolejnego dania. Nie tylko on walczył z ograniczeniami. Pewna pobudzona część ciała domagała się uwagi, napierając na nagle zbyt ciasny materiał spodni, co do najbardziej komfortowych odczuć nie należało.
Wplątał swoje palce w gęstą, blond czuprynę Averego, tak bardzo różniącą się od swego brata. Miał wielką ochotę, aby szarpnąć go i znów połączyć się z nim w słodkim pocałunku, lecz nie zrobił tego. Jedynie nieco pociągnął za włosy, gdy ten ugryzł go. Nim zdążył się powstrzymać, z jego ust wyrwał się cichy jęk, który nie zwiastował bólu, a przyjemność. Z początku nic nie odpowiedział, pozwalając mu na kontynuowanie pieszczot, rozkoszując się we względnym milczeniu delikatnymi pocałunkami, składanymi na jego skórze. Dopiero po chwili opamiętał się, przecie on nie był jakąś uległą pannicą! Bez zbędnych ceregieli, chwycił Sørena za krocze, chcąc przekonać się w jakim stanie znajduje się przyjaciel jego przyjaciela...
- Ponoć to ja miałem być pierwszy. - uśmiechnął się zadziornie, a żeby zostało to dostrzeżone, pociągnął go za jasne włosy, robiąc to o dziwo dość delikatnie.
Znów wbił się w jego usta, a jego dłoń rozpoczęła powolny taniec, mając za parkiet spodnie, osłaniające kolejny etap ich niegrzecznej zabawy. Jak to było, palma pierwszeństwa? Tak, Amoś miał ochotę pierwszy dobrać się do palmy Sørena.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Tak, palmę, to taki frazeologizm – burknął niskim głosem, bo nie bardzo miał ochotę wdawać się w dyskusje językowe w takim położeniu. Jego umysł skupiał się bardziej na odbieraniu wszelkich bodźców niżeli na prowadzeniu dysputy na temat idiomów z rodzimego języka. Owszem, cenił sobie rozmowy z przyjacielem. Potrafili dyskutować na temat pogody, a chwilę później zażarcie kłócić cię o poglądy Monteskiusza, ale raczej nie w takim położeniu. Teraz Søren skupiał się na utrzymaniu w garści kontroli nad sobą, która umykała mu przez palce jak piasek. Zazwyczaj był chłodny w osądzie, rozsądny w czynie, ale w tej sytuacji jakby styki mu się poprzepalały. Mając pod sobą Amodeusa wszystko wydawało się wyraźniejsze, bardziej pierwotne, jakby na zupełnie innym poziomie. Prawdę mówiąc nigdy nie interesował się przedstawicielami swojej płci, kobiety były wystarczające. Nawet na przyjaciela nie spoglądał jak na obiekt zainteresowań. Uważał go za przystojnego, bo widział, że podoba się kobietom, ale to wszystko. Po prostu pewnego dnia stało się, a teraz oto mieli powtórkę z rozrywki. Nawet nie mógł zrzucić tego na alkohol. Nie był jednak typem, który wyrzuca sobie rzeczy przeszłe, bo już dawno wylądowałby w świętym Mungu. Przyjmował lekcje od życia i wyciągał z nich wnioski na przyszłość. W tym przypadku nie zastanawiał się nad niczym. Po prostu zanurzał się po szyję w doznaniach, a konsekwencje były tylko jakąś marą na horyzoncie. Nie analizował tego, bo nie chciał.
Skupił się natomiast na niespodziewanym dotyku. Wiedział, że Książę nie będzie leżał biernie, ale tego też się nie spodziewał. Zachłysnął się wręcz powietrzem przy jego gardle i zamarł na moment. Tętno mu przyspieszyło, a ciało zadrżało w radosnym oczekiwaniu. Było już gotowe, chętne do dalszej zabawy, nie miało ochoty czekać. Nie byłby jednak sobą, gdy nie narzucił mu chłodnych pęt racjonalizmu. Nienawidził, gdy ktoś mu coś narzucał odgórnie czy poganiał. Chciał robić wszystko, co tylko da radę, na swoich warunkach.
- Zaraz w ogóle nie będziesz w klasyfikacji – rzucił ostrym tonem, który przytrzymywał go jak kotwica przy zdrowych zmysłach, przed poddaniem się fali odurzających emocji. Zwłaszcza, że ręka Amodeusa nie pozostawała nieruchomo. Westchnął, ale poddał się tej kolejnej próbie dominacji i wpił w jego wargi. Ciszę w salonie przepełniały jedynie sapnięcia i mlaśnięcia. Søren nie pozostał jednak bierny ani dłużny. Bez problemu rozpiął rozporek, a potem wsunął dłoń pod ostatnią dzielącą go warstwę materiału. Nie odsunął ust, gdy jego palce badały z leniwą ciekawością twarde ciało. Odsunął usta dopiero, gdy zacisnął na nim dłoń i odszukał swoim spojrzeniem jego. Potrzebował tej dominacji, sam nie wiedział, dlaczego.
- Jak ci się nie podoba to zawsze możesz pójść. – To była oczywista prowokacja, żaden z nich raczej nigdzie się wybierał. Aby to podkreślić podniósł się na kolana i złapał obiema rękoma brzeg koszulki przyjaciela. Pociągnął mocno zmuszając go do podniesienia się z kanapy, po czym pozbył się niepotrzebnego ubrania. Nie mógł się powstrzymać przed spojrzeniem na bliznę, ale nie poświęcił jej tym razem wiele uwagi. Przyciągnął Amodeusa do siebie i ponownie wpił się w niego wargami. Chyba właśnie zaczęło mu się spieszyć.
Skupił się natomiast na niespodziewanym dotyku. Wiedział, że Książę nie będzie leżał biernie, ale tego też się nie spodziewał. Zachłysnął się wręcz powietrzem przy jego gardle i zamarł na moment. Tętno mu przyspieszyło, a ciało zadrżało w radosnym oczekiwaniu. Było już gotowe, chętne do dalszej zabawy, nie miało ochoty czekać. Nie byłby jednak sobą, gdy nie narzucił mu chłodnych pęt racjonalizmu. Nienawidził, gdy ktoś mu coś narzucał odgórnie czy poganiał. Chciał robić wszystko, co tylko da radę, na swoich warunkach.
- Zaraz w ogóle nie będziesz w klasyfikacji – rzucił ostrym tonem, który przytrzymywał go jak kotwica przy zdrowych zmysłach, przed poddaniem się fali odurzających emocji. Zwłaszcza, że ręka Amodeusa nie pozostawała nieruchomo. Westchnął, ale poddał się tej kolejnej próbie dominacji i wpił w jego wargi. Ciszę w salonie przepełniały jedynie sapnięcia i mlaśnięcia. Søren nie pozostał jednak bierny ani dłużny. Bez problemu rozpiął rozporek, a potem wsunął dłoń pod ostatnią dzielącą go warstwę materiału. Nie odsunął ust, gdy jego palce badały z leniwą ciekawością twarde ciało. Odsunął usta dopiero, gdy zacisnął na nim dłoń i odszukał swoim spojrzeniem jego. Potrzebował tej dominacji, sam nie wiedział, dlaczego.
- Jak ci się nie podoba to zawsze możesz pójść. – To była oczywista prowokacja, żaden z nich raczej nigdzie się wybierał. Aby to podkreślić podniósł się na kolana i złapał obiema rękoma brzeg koszulki przyjaciela. Pociągnął mocno zmuszając go do podniesienia się z kanapy, po czym pozbył się niepotrzebnego ubrania. Nie mógł się powstrzymać przed spojrzeniem na bliznę, ale nie poświęcił jej tym razem wiele uwagi. Przyciągnął Amodeusa do siebie i ponownie wpił się w niego wargami. Chyba właśnie zaczęło mu się spieszyć.
okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Miał wielką ochotę, aby wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem, nie po raz pierwszy tego dnia. Reakcja przyjaciela była bezcenna. Rzadko zdarzało się, aby Søren tracił opanowanie nad sobą, by dawał się tak podejść. Fakt, Amos miał wprawę w pozytywnym zaskakiwaniu go, ale czegoś takiego się nie spodziewał. Żeby skamieniał z wrażenia? No no, nie wiedział, że jego dotyk ma takie właściwości. Zazwyczaj działało to w drugą stronę, pobudzało partnera, bądź partnerki, do działania, a nie sprawiało, że ci zamieniali się w statyczny posąg. Znaczy, były chwile, kiedy... zdarzało im się nagle stawać podobnym do skały, ale to w zupełnie innym sensie. I tak, dobrze zauważyliście. Amodeo nie był zbyt wybrednym kochankiem. Nie, nie znaczy to, że przespałby się ze wszystkim, co się rusza. Miał jakieś standardy, lecz nie dotyczyły one płci jego zabawki. Tak, zabawki, nie robił tego z powodu jakiś głębokich, romantycznych uczuć. Ot, zwykła zabawa, zabicie monotonii dnia codziennego. Ach, przynajmniej zazwyczaj tak było. Co go obchodziło to, co jego jednodniowa rozrywka miała między nogami? Lubił różnorodność wyboru, tak jak w magii. Nie dyskryminował tego mrocznego odgałęzienia, ponieważ ktoś tam, kiedyś tam, postanowił, że tak nie wypada. Dlatego też nie miał nic przeciwko pomacaniu męskiej, umięśnionej klatki piersiowej, zamiast jędrnych, kształtnych piersi kobiecych. Pani czy pan, każde potrafiło zaspokoić nienasycone potrzeby Księcia, a że robili to na różne sposoby, tylko i wyłącznie urozmaicało paletę jego doznań. I pomyśleć, iż kiedyś był z niego taki grzeczny chłopiec, co to świata nie widział, poza swoimi starymi księgami. Co też te matki robią z człowiekiem, no naprawdę, aż strach się bać! Fakt, już od szkolnych lat wiedział, że ma małe ciągotki ku różnym doświadczeniom, ale nigdy nie posunął się do niczego więcej, niż dyskretnemu przyglądaniu się czy sennych marzeniach, które bywały niezręczne, w końcu pokoje w dormitoriach w Hogwarcie były dzielone przez kilku uczniów naraz.
Z Sørenem było nieco inaczej. Znał go już tak długo, jak nikogo innego w swoim życiu. Kochał go jak brata, więc rzecz taka jak ta była dla niego niemal jak kazirodztwo. O, ironio. Przez długi czas nawet nie pomyślał o czymś taki, aż tu nagle wmieszał się alkohol, rok rozłąki i stało się. A co się stało, to się nie odstanie. Czy żałował? Nie, raczej nie. W końcu zachłanna z niego bestia, co to nie lubi rozstawać się z tym, co sprawia mu przyjemność. Z początku obawiał się, że ich związek się kompletnie zmieni, ba! Obawiał się, iż lata starannie pielęgnowanej przyjaźni po prostu się rozpadną. Ale nie, przetrwali. Czym się stali? Nie wiem, nie wie też tego Amodeus, który z natury nie jest zainteresowany czymś takim jak uczucia. Ciężko jest nazwać coś, co się dzieli tylko i wyłącznie z jedną osobą. Oczywiście, nie darzył takim uczuciem tylko tego jednego Averego, była przecież jeszcze Nevarel, ale tych dwóch rodzajów miłości raczej nie powinno się porównywać. Siostrę ubóstwiał jako ikonę, coś czystego, czego nie miał prawa skazić nikt obcy, była dla niego wręcz obsesją, niczym najcenniejszy ze skarbów, święty Graal. Było to zupełnie inne odczucie od tego, które towarzyszyło mu przy blondynie. Ten był dla niego jak narkotyk, po prostu nie mógł bez niego żyć, wbrew sobie, nie wiedząc czemu, pragnął więcej i więcej...
Nie był do końca pewien, czy blondas zwracał się do niego. Czyżby starał przekonać sam siebie? Ostry ton jakoś nie bardzo pasował do tego westchnięcia, które wyrwało się z jego słodkich ust. Mos potraktował to jako niemy komplement odnośnie swych poczynań, a i stan, w jakim znajdował się przyjaciel wskazywał na to, że nie tylko Księciu podoba się ich zabawa. Był całkowicie bierny, kiedy usta przyjaciela wbiły się w jego. W końcu o to mu wcześniej chodziło, aby to on przejął inicjatywę. Chciał coś powiedzieć, kiedy wyczuł igrające palce mężczyzny, ale nie zdążył. Jęk, zmieszany z głośnym westchnięciem, mimowolnie wydobył się spomiędzy jego warg, kiedy poczuł ciepłą dłoń Søren, która wtargnęła pod jego bieliznę i mocno chwyciła jego męskość. Chciał się odwdzięczyć tym samym, lecz nie powidło mu się. Nie udało mi się też odpowiedzieć na zaczepkę.
Przyjaciel poderwał go do góry, nie pierwszy raz dzisiaj, tym razem jednak mniej metaforycznie, i pozbawił go górnej części garderoby. Pierwszym jego odruchem było zasłonięcie blizny, ale nie zrobił tego. Wystarczy, że już wcześniej rumienił się, jak dziewica, à propos, teraz też to robił. Nie chciał dostarczyć koledze kolejnego powodu ku rozbawieniu. Nie był jakąś cnotliwą dziołchą, co to zasłania swoje piersi. Znów, całkowicie biernie, pozwolił Averemu na prowadzenie przy pocałunkach. Samemu wykorzystując chwilę nieuwagi jasnowłosego. Jedna z dłoni Amodeusa wśliznęła się pod koszulę mężczyzny i zaczęła błądzić po gładkich mięśniach brzucha. Druga z kolei zajęła się czymś bardziej konkretnym. Tym razem udało mu się odwdzięczyć, a materiał nie przeszkodził mu po raz drugi. W porównaniu do Søren nie skończył na samym uchwyceniu zdobyczy, o nie! Nie miał zamiaru mu tak łatwo odpuścić. Dokładnie wiedział, co zrobić, aby nie zdominować sytuacji, by przyjacielowi wydawało się, że to on jest u steru, ale w tej chwili to Prince dowodził, dzięki sprawnym ruchom, które postanowił pokazać. Przygryzł nieco dolna wargę zielonookiego, podczas niekończącego się pocałunku, który ich połączył.
Z Sørenem było nieco inaczej. Znał go już tak długo, jak nikogo innego w swoim życiu. Kochał go jak brata, więc rzecz taka jak ta była dla niego niemal jak kazirodztwo. O, ironio. Przez długi czas nawet nie pomyślał o czymś taki, aż tu nagle wmieszał się alkohol, rok rozłąki i stało się. A co się stało, to się nie odstanie. Czy żałował? Nie, raczej nie. W końcu zachłanna z niego bestia, co to nie lubi rozstawać się z tym, co sprawia mu przyjemność. Z początku obawiał się, że ich związek się kompletnie zmieni, ba! Obawiał się, iż lata starannie pielęgnowanej przyjaźni po prostu się rozpadną. Ale nie, przetrwali. Czym się stali? Nie wiem, nie wie też tego Amodeus, który z natury nie jest zainteresowany czymś takim jak uczucia. Ciężko jest nazwać coś, co się dzieli tylko i wyłącznie z jedną osobą. Oczywiście, nie darzył takim uczuciem tylko tego jednego Averego, była przecież jeszcze Nevarel, ale tych dwóch rodzajów miłości raczej nie powinno się porównywać. Siostrę ubóstwiał jako ikonę, coś czystego, czego nie miał prawa skazić nikt obcy, była dla niego wręcz obsesją, niczym najcenniejszy ze skarbów, święty Graal. Było to zupełnie inne odczucie od tego, które towarzyszyło mu przy blondynie. Ten był dla niego jak narkotyk, po prostu nie mógł bez niego żyć, wbrew sobie, nie wiedząc czemu, pragnął więcej i więcej...
Nie był do końca pewien, czy blondas zwracał się do niego. Czyżby starał przekonać sam siebie? Ostry ton jakoś nie bardzo pasował do tego westchnięcia, które wyrwało się z jego słodkich ust. Mos potraktował to jako niemy komplement odnośnie swych poczynań, a i stan, w jakim znajdował się przyjaciel wskazywał na to, że nie tylko Księciu podoba się ich zabawa. Był całkowicie bierny, kiedy usta przyjaciela wbiły się w jego. W końcu o to mu wcześniej chodziło, aby to on przejął inicjatywę. Chciał coś powiedzieć, kiedy wyczuł igrające palce mężczyzny, ale nie zdążył. Jęk, zmieszany z głośnym westchnięciem, mimowolnie wydobył się spomiędzy jego warg, kiedy poczuł ciepłą dłoń Søren, która wtargnęła pod jego bieliznę i mocno chwyciła jego męskość. Chciał się odwdzięczyć tym samym, lecz nie powidło mu się. Nie udało mi się też odpowiedzieć na zaczepkę.
Przyjaciel poderwał go do góry, nie pierwszy raz dzisiaj, tym razem jednak mniej metaforycznie, i pozbawił go górnej części garderoby. Pierwszym jego odruchem było zasłonięcie blizny, ale nie zrobił tego. Wystarczy, że już wcześniej rumienił się, jak dziewica, à propos, teraz też to robił. Nie chciał dostarczyć koledze kolejnego powodu ku rozbawieniu. Nie był jakąś cnotliwą dziołchą, co to zasłania swoje piersi. Znów, całkowicie biernie, pozwolił Averemu na prowadzenie przy pocałunkach. Samemu wykorzystując chwilę nieuwagi jasnowłosego. Jedna z dłoni Amodeusa wśliznęła się pod koszulę mężczyzny i zaczęła błądzić po gładkich mięśniach brzucha. Druga z kolei zajęła się czymś bardziej konkretnym. Tym razem udało mu się odwdzięczyć, a materiał nie przeszkodził mu po raz drugi. W porównaniu do Søren nie skończył na samym uchwyceniu zdobyczy, o nie! Nie miał zamiaru mu tak łatwo odpuścić. Dokładnie wiedział, co zrobić, aby nie zdominować sytuacji, by przyjacielowi wydawało się, że to on jest u steru, ale w tej chwili to Prince dowodził, dzięki sprawnym ruchom, które postanowił pokazać. Przygryzł nieco dolna wargę zielonookiego, podczas niekończącego się pocałunku, który ich połączył.
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czasem żałował, że nie uczył się legilimencji. Umiejętność nad wyraz przydatna. Wszystko można nadrobić w przyszłości. Chwili jednak nie da się odtworzyć. Zwłaszcza takiej jak ja ta. Jednak gdyby umiał czytać w myślach już teraz to na pewno zgodziłby się z Amodeusem. Dlaczego człowiek ma sobie żałować? Czemu życie ma być podporządkowane komuś, kto dawno stwierdził, co wypada, a co nie? Przyjemność była potrzebna, aby nie zwariować w tym świecie. Zwłaszcza, że było jej tak mało. Więcej od szczęścia, ale zdecydowanie mniej od złych przypadków, którymi los wręcz kocha obdarowywać wszystkich dookoła. Co komu do tego, w jaki sposób uprzyjemnia sobie życie? Jedni pożerają słodycze w hurtowych ilościach, inni odnajdują niesamowitą radość w czytaniu coraz to nowych książek, niektórzy odczuwają ekscytacje na widok sztuki w różnorakiej formie, a Søren? Søren odczuwał. Może to złowieszcze porównanie, ale przypominał trochę dementora, który karmi się emocjami. Zwłaszcza tymi, które trudno mu było odtworzyć samemu we własnym życiu. Być może przyczyną było jego zwyczajowe oddalenie się od świata, bycia biernym obserwatorem albo właśnie jest to tego skutkiem. Jednak nigdy tego nie analizował, tak był skonstruowany. Czerpał radość widząc szczęście siostry, cierpiał, gdy bliscy cierpieli, a przyjemność drugiego była miła także i jemu. Lubił widzieć jak kobiety reagują na jego dotyk, na jego pieszczoty. Z Księciem było podobnie, ale jednocześnie zupełnie inaczej. Był jego przyjacielem, od trzynastu lat byli tak blisko, że odczuwał jego emocje wręcz bliźniaczo, rozumiał większość pobudek, jakie nim kierowały, a czasem odgadywał sens mówionego zdania w jego połowie. Widzenie, że ma na niego taki wpływ, taką władzę, na polu cielesnym było wręcz odurzające. Powiedzieć, że mu się podobało to mało. Z zadowoleniem odnotował jęk Amodeusa, który obił się o jego wargi, gdy go dotknął. Był ciekaw, co się stanie, kiedy posuną się dalej. Co prawda nie był to pierwszy raz, mógł mieć już jakieś porównanie, ale każdy akt był inny, wyjątkowy. Oni za każdym razem byli inni, potrzebowali czegoś innego.
Czego potrzebowali teraz? Søren nie miał pojęcia. Nie wiedział też, co pchnęło go w ten rejon, zwłaszcza z przyjacielem. Mogli spieprzyć tyle lat przyjaźni kilkoma ruchami, a tymczasem robili to już drugi raz. Byli naiwni, głupi czy wręcz przeciwnie? Nie rozmawiali o tym, co zaszło wcześniej i nie sądził, żeby zrobili to teraz. Nie było jednak między nimi przez to kłopotliwego milczenia, odwracania wzroku. Cisza była komfortowa, jakby wypełniona zrozumieniem. Nie potrzebował analizować tego bardziej, skoro nic go do tego nie zmuszało. Tym bardziej, że teraz nie za bardzo liczyły się myśli. Zwłaszcza, że jego głowę wypełniała przyjemna pustka. Nie potrzebował się rozpraszać. Skupiał się na tym, co odbierały wszystkiego jego zmysły. Wzrok – przyjemny obraz męskich kształtów, węch zmieszany zapach potu i podniecenia, słuch wyłapywał wydawane przez nich dźwięki, smak przy całowaniu zawsze był szczególnie pobudzony oraz dotyk. Ciało było jakieś bardziej wrażliwe, wszystko odczuwało bardziej, neurony działały jakby szybciej. Zadrżał więc mimowolnie czując na sobie dłonie ciemnowłosego. Koszulka nagle wydała mu się zupełnie niepotrzebna i tylko krępowała ruchy. Odsunął się na chwilę, aby pozbyć się ubrania, ale zaraz znów przysunął się do Księcia bliżej. Spodnie też chętnie by zdjął, ale nie miał ochoty przerywać kontaktu na tyle czasu. Mruknął gardłowo, gdy poczuł na wardze nacisk i wsunął dłonie w brązowe włosy. Podobało mu się to, co przyjaciel wyprawiał dłońmi, ale bierne odczuwanie nigdy nie było w jego stylu. Zawsze więcej dawał niż brał. To było po prostu wpisane w jego osobowość. Ruszył więc rękoma ścieżką w dół, znacząc plecy Amodeusa pionowymi liniami spod swoich paznokci. Ciekawe na jak długo utrzymają się te bladoróżowe ślady? Nie zatrzymał się jednak w pasie, wsunął dłonie do tylnych kieszeni spodni mężczyzny i pociągnął stanowczym ruchem w dół. Dopiero, gdy był zadowolony z efektu pozwolił im obu opaść z powrotem na kanapę. Naprawdę go wychłosta, jeśli pobrudzą sofę i będzie musiał wynająć tapicera. Jedyna logiczna myśl przemknęła przez jego głowę, po czym znikła, wyparta przez przyjemność. Znów wsparł się na jednym przedramieniu, aby nie przygnieść Prince’a swoim ciężarem, a wolną rękę wsunął pomiędzy ich ciała i zacisnął swoją dłoń na jego. Søren mógł się pochwalić naprawdę bardzo mocno rozwiniętą manią panowania nad sytuacją.
Czego potrzebowali teraz? Søren nie miał pojęcia. Nie wiedział też, co pchnęło go w ten rejon, zwłaszcza z przyjacielem. Mogli spieprzyć tyle lat przyjaźni kilkoma ruchami, a tymczasem robili to już drugi raz. Byli naiwni, głupi czy wręcz przeciwnie? Nie rozmawiali o tym, co zaszło wcześniej i nie sądził, żeby zrobili to teraz. Nie było jednak między nimi przez to kłopotliwego milczenia, odwracania wzroku. Cisza była komfortowa, jakby wypełniona zrozumieniem. Nie potrzebował analizować tego bardziej, skoro nic go do tego nie zmuszało. Tym bardziej, że teraz nie za bardzo liczyły się myśli. Zwłaszcza, że jego głowę wypełniała przyjemna pustka. Nie potrzebował się rozpraszać. Skupiał się na tym, co odbierały wszystkiego jego zmysły. Wzrok – przyjemny obraz męskich kształtów, węch zmieszany zapach potu i podniecenia, słuch wyłapywał wydawane przez nich dźwięki, smak przy całowaniu zawsze był szczególnie pobudzony oraz dotyk. Ciało było jakieś bardziej wrażliwe, wszystko odczuwało bardziej, neurony działały jakby szybciej. Zadrżał więc mimowolnie czując na sobie dłonie ciemnowłosego. Koszulka nagle wydała mu się zupełnie niepotrzebna i tylko krępowała ruchy. Odsunął się na chwilę, aby pozbyć się ubrania, ale zaraz znów przysunął się do Księcia bliżej. Spodnie też chętnie by zdjął, ale nie miał ochoty przerywać kontaktu na tyle czasu. Mruknął gardłowo, gdy poczuł na wardze nacisk i wsunął dłonie w brązowe włosy. Podobało mu się to, co przyjaciel wyprawiał dłońmi, ale bierne odczuwanie nigdy nie było w jego stylu. Zawsze więcej dawał niż brał. To było po prostu wpisane w jego osobowość. Ruszył więc rękoma ścieżką w dół, znacząc plecy Amodeusa pionowymi liniami spod swoich paznokci. Ciekawe na jak długo utrzymają się te bladoróżowe ślady? Nie zatrzymał się jednak w pasie, wsunął dłonie do tylnych kieszeni spodni mężczyzny i pociągnął stanowczym ruchem w dół. Dopiero, gdy był zadowolony z efektu pozwolił im obu opaść z powrotem na kanapę. Naprawdę go wychłosta, jeśli pobrudzą sofę i będzie musiał wynająć tapicera. Jedyna logiczna myśl przemknęła przez jego głowę, po czym znikła, wyparta przez przyjemność. Znów wsparł się na jednym przedramieniu, aby nie przygnieść Prince’a swoim ciężarem, a wolną rękę wsunął pomiędzy ich ciała i zacisnął swoją dłoń na jego. Søren mógł się pochwalić naprawdę bardzo mocno rozwiniętą manią panowania nad sytuacją.
okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wszystkie zmysły Amodeusa dosłownie krzyczały, były wyostrzone do nadludzkich granic, co nawet nie jest dziwne, w końcu był czarodziejem. Jego uwadze nie umknął dreszczyk przyjemności, który przetoczył się po ciele przyjaciela. Nie mógł powstrzymać niewielkiego uśmieszku, który wykwitł na jego twarzy, chociaż nie był zbyt widoczny, może i dobrze, przecie ich usta ciągle były złączone w pocałunku. Czyli zabieg, który zastosował na niezwykle pobudzonej części ciała Sørena odniósł oczekiwany skutek. Dobrze. Zresztą, nie spodziewał się niczego mniej po swoich umiejętnościach, bo jakżeby miało być inaczej? Z lekkim zdezorientowanie i niezadowoleniem zerknął na chłopaka, gdy ten odsunął się od niego. Jego nastrój od razu się poprawił, gdy zobaczył co ten planował. Na widok nagiej klatki piersiowej Averego, nie mógł powstrzymać się przed uśmiechnięciem się. Chętnie zająłby się nią, ale jego dłonie skupione były na czymś innym, ulokowanym nieco niżej. Z zadowoleniem wsłuchał się w podniecający dźwięk, który wydostał się z pomiędzy warg jasnowłosego. Odchylił nieco głowę ku tyłowi, kiedy wyczuł dłonie, które zaczęły zabawiać się z jego ciemną czupryną. Aż miał ochotę zamruczeć, co właściwie mu się wyrwało, ot, nieświadomie. Poruszył kilkakrotnie głową, jakby prosił o więcej tych specyficznych pieszczot. Cicho zaprotestował, czyt. jęknął z dezaprobatą, jak tylko mężczyzna pozostawił rozczochrane włosy samym sobie. Od razu tego pożałował, bo delikatne drapnięcie, ciągnące się przez całą długość pleców, przyniosło mu nieoczekiwaną przyjemność, choć lekko łaskotało. Zaskoczyło go nagłe obniżenie spodni, które teraz znajdowały się w połowie wysokości ud. Och, chyba ktoś zaczynał się niecierpliwić, przynajmniej tak Amodeus odebrał dłoń Sørena, która przeszkodziła mu w dotychczasowych zabawach z jego erekcją.
Zerknął na niego i uniósł nieco prawą brew ku górze, po czym oblizał lubieżnie usta. Tutaj dominacja Averego kończy się, a pałeczkę, hehe, przejmuje Książę. Właściwie, to ta znajdowała się w jego garści od dłuższego czasu. Zacisnął mocniej dłoń, na tyle, aby nie sprawić przyjacielowi bólu, ale z wystarczająca siłą, aby to bez dwóch zdań poczuł. Chciał coś powiedzieć, nawet już otworzył usta, lecz zrezygnował, nim pierwsza głoska wydostała się z nich. Nie, nie musiał nic mówić. Zdecydowanym, szybkim ruchem zmienił pozycję. Teraz to on był na górze, podkreślając swoją dominację. Pochylił się i przejechał językiem po obojczykach mężczyzny, nie spuszczając z jego twarzy swoich szaro-niebieskich oczu, chcąc uchwycić każdą, chociażby najmniejszą, reakcję. Nagle, oderwał się od niego i stanął na podłodze. Wprawnymi ruchami zaczął pozbywać się pozostałości garderoby, po krótkiej chwili był już całkowicie nagi, nie pierwszy i nie ostatni raz prezentując się tak przed przyjacielem. Równie szybkim ruchem, zdarł ostatnie ciuchy, jakie pozostawały na nim, czyli niewiele ich było, nie pozostawiając mu chociażby bielizny. Z uśmieszkiem na twarzy przyglądał się Sørenowi w stroju Adama, który trzeba przyznać, bardzo mu pasował. Zbliżył się do niego, na nowo rozpoczynając przerwana zabawę. Zaczął od ucha, które lekko przygryzł, po czym językiem zjechał nieco niżej, ku szyi, na której pozostawił kilka mokrych śladów po pocałunkach. Ach, i niewielki, czerwony ślad, który miał oznaczyć jego zdobycz. Znów był przy obojczykach, na przemian składając na nich pocałunki lub pieszcząc je sprawnym językiem. Następnie klatka piersiowa, na której pozostawił aż trzy ślady, ponownie zaznaczając teren. Coraz niżej i niżej, aż znalazł się przy celu podróży. Złożył delikatny pocałunek na jego męskości, patrząc jednocześnie prosto w jego oczy. Teraz to on drażnił si z nim, role się odwróciły. Uśmiechnął się przebiegle, po czym przejechał językiem po swojej nowej zabawce, ale nic więcej nie zrobił. Czekał na reakcję ze strony przyjaciela. W końcu to on od jakiegoś czasu starał się dominować nad nim, niech popisze się swoimi umiejętnościami, zanim Amos to zrobi, a Avery tym razem stanie się podległy jego woli...
Zerknął na niego i uniósł nieco prawą brew ku górze, po czym oblizał lubieżnie usta. Tutaj dominacja Averego kończy się, a pałeczkę, hehe, przejmuje Książę. Właściwie, to ta znajdowała się w jego garści od dłuższego czasu. Zacisnął mocniej dłoń, na tyle, aby nie sprawić przyjacielowi bólu, ale z wystarczająca siłą, aby to bez dwóch zdań poczuł. Chciał coś powiedzieć, nawet już otworzył usta, lecz zrezygnował, nim pierwsza głoska wydostała się z nich. Nie, nie musiał nic mówić. Zdecydowanym, szybkim ruchem zmienił pozycję. Teraz to on był na górze, podkreślając swoją dominację. Pochylił się i przejechał językiem po obojczykach mężczyzny, nie spuszczając z jego twarzy swoich szaro-niebieskich oczu, chcąc uchwycić każdą, chociażby najmniejszą, reakcję. Nagle, oderwał się od niego i stanął na podłodze. Wprawnymi ruchami zaczął pozbywać się pozostałości garderoby, po krótkiej chwili był już całkowicie nagi, nie pierwszy i nie ostatni raz prezentując się tak przed przyjacielem. Równie szybkim ruchem, zdarł ostatnie ciuchy, jakie pozostawały na nim, czyli niewiele ich było, nie pozostawiając mu chociażby bielizny. Z uśmieszkiem na twarzy przyglądał się Sørenowi w stroju Adama, który trzeba przyznać, bardzo mu pasował. Zbliżył się do niego, na nowo rozpoczynając przerwana zabawę. Zaczął od ucha, które lekko przygryzł, po czym językiem zjechał nieco niżej, ku szyi, na której pozostawił kilka mokrych śladów po pocałunkach. Ach, i niewielki, czerwony ślad, który miał oznaczyć jego zdobycz. Znów był przy obojczykach, na przemian składając na nich pocałunki lub pieszcząc je sprawnym językiem. Następnie klatka piersiowa, na której pozostawił aż trzy ślady, ponownie zaznaczając teren. Coraz niżej i niżej, aż znalazł się przy celu podróży. Złożył delikatny pocałunek na jego męskości, patrząc jednocześnie prosto w jego oczy. Teraz to on drażnił si z nim, role się odwróciły. Uśmiechnął się przebiegle, po czym przejechał językiem po swojej nowej zabawce, ale nic więcej nie zrobił. Czekał na reakcję ze strony przyjaciela. W końcu to on od jakiegoś czasu starał się dominować nad nim, niech popisze się swoimi umiejętnościami, zanim Amos to zrobi, a Avery tym razem stanie się podległy jego woli...
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Ostatnio zmieniony przez Amodeus Prince dnia 24.09.15 7:02, w całości zmieniany 1 raz
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gdyby ktoś wszedł teraz do pokoju to pewnie zauważenie go zajęłoby mu dłuższą chwilę. Bardzo prawdopodobnym jest też, że w ogóle nie zauważyłby pojawienia się niepożądanego delikwenta. Owszem, jego zmysły były wyjątkowo wyostrzone, ale ich wyczulenie było skoncentrowane na jednym punkcie. Konkretnie na jednej osobie. Gdyby nie adrenalina płynąca w żyłach oraz buzujące w powietrzu pożądanie, które wyłączało myślenie zapewne sam zaśmiałby się z siebie. Nawet podczas takich doraźnych aktów z kobietami nie potrafił wyzbyć się swojej analizującej, chłodnej natury. Chociaż piękne panie pobudzały czysto męską żądzę to nigdy nie potrafiły zaburzyć w nim równowagi, odebrać mu spokoju, rozpalić do totalnej utraty tchu. Z Amodeusem było jednocześnie tak samo, ale też zupełnie inaczej. Przy nim puściły wszystkie hamulce, wydobywał z niego czystą, pierwotną, zwierzęcą naturę, którą zazwyczaj udawało mu się prowadzić krótko na smyczy. Jednak z drugiej strony czuł taki ciężki do określenia słowami spokój. Po prostu świadomość, że jest w dobrym miejscu o odpowiedniej porze. Może więc dlatego potrafił wyłączyć myślenie i zatracić się w odczuwaniu.
Widocznie nie tylko jemu podobał się obrót sprawy. Jęk, jaki udało mu się wydobyć z ust przyjaciela wywołał u niego uśmiech satysfakcji. Lubił w nim tę naturalność, brak potrzeby udowadniania komukolwiek czegokolwiek czy krycia się za maskami. Dla Sørena maskowanie się było czymś tak naturalnym jak oddychanie, a jednak przy nim umiał się odsłonić. Być może właśnie, dlatego nie zaoponował, gdy zmienili pozycję. Wieloletnie zaufanie właśnie zaczęło procentować na korzyść Prince’a. Było mało rzeczy, których potrafił mu odmówić. Kontrola widocznie do nich nie należała, bo właśnie mu ją oddał. Bez słowa protestu czy groźby zawalonej w ironiczną ripostę. Zbyt wiele razy czuł się bezbronny, bezsilny, aby rezygnować z upragnionej dominacji nawet w tak banalnych miejscach jak łóżko, ale tym razem to zrobił. Co kompletnie nie było w jego stylu i sam nie bardzo wiedział, dlaczego to robi. Mało go to jednak teraz interesowało, bo zatopił oczy w czujnym spojrzeniu przyjaciela. Mimowolnie przełknął ślinę wprawiając w ruch jabłko Adama. Ruch, jaki wykonał nie odrywając od niego oczu wywołał w nim niekontrolowany dreszcz. Przemienił się w on dreszcz z zimna, gdy w jednej chwili rozdzieliła ich spora przestrzeń chłodnego powietrza. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl, że Książę chce odejść. Że może tak po prostu wstać i wyjść bez żadnego słowa. Søren miał wrażenie, że przerażenie zatrzymało mu na chwilę serce. Nie wiedziałby, co zrobić, gdyby został teraz sam. Jaki miałoby to wpływ na ich relacje? Czy kiedykolwiek byliby w stanie spojrzeć sobie w oczy? Czy ich przyjaźń przetrwałaby takie załamanie?
Nie zdołał jednak udzielić sobie odpowiedzi na żadne z tych pytań, a irracjonalny strach minął tak szybko, jak się pojawił. Avery skonfrontował swoje spojrzenie z nagim ciałem przyjaciela i podobało mu się to, co widział. Owszem, nie pierwszy raz widział go w pełnym negliżu, w męskiej przyjaźni nie ma czegoś takiego jak temat tabu, ale teraz było inaczej. O wiele bardziej intymnie, tym bardziej, że został też przez niego rozebrany.
- Podoba ci się to, co widzisz? – parsknął rozbawiony inspekcją, którą prowadził Amodeus. Nie zdążył jednak dodać nic więcej, gdy ten zbliżył się do niego, skutecznie uciszając. Albo przynajmniej odbierając mu zdolność do artykułowania logicznie spójnych zdań. Nigdy w niego nie wątpił, ale umiejętności, które posiadł w tej erotycznej sztuce były wysoce intrygujące. Zwłaszcza, że wyparował z niego cały pośpiech rozochoconego młodzika, który cechował go parę chwil temu. Søren przymknął powieki, decydując się na rezygnację z niezbyt potrzebnego mu teraz zmysłu. Zagryzł też bezwiednie wargę, chcąc powstrzymać cisnące mu się na usta jęki. Był świadom, że właśnie dorobił się na ciele kilku malinek. Nie spodziewał się takiej dominacji z jego strony i był bardziej niż ciekawe, co zrobi dalej. Odpowiedź dostał praktycznie od razu, otwierając przy tym szeroko oczy, aby spotkać rozbawione spojrzenie szaro-niebieskich oczu. Oddech mu przyspieszył, rozchylił spierzchnięte wargi, aby dopuścić do siebie więcej tlenu.
- I co teraz, przestraszyłeś się? – spytał unosząc brew w pozornym zdziwieniu, ale na ustach rozlał mu się szyderczy uśmieszek. On też umiał grać w tę grę. Poza tym wiedział, że na Księcia nic nie podziała bardziej niż rzucone wyzwanie. – Czy może mam ci pokazać jak to się robi? – kontynuował spokojnym tonem podnosząc plecy z sofy. Był ciekaw, co teraz zrobi.
Widocznie nie tylko jemu podobał się obrót sprawy. Jęk, jaki udało mu się wydobyć z ust przyjaciela wywołał u niego uśmiech satysfakcji. Lubił w nim tę naturalność, brak potrzeby udowadniania komukolwiek czegokolwiek czy krycia się za maskami. Dla Sørena maskowanie się było czymś tak naturalnym jak oddychanie, a jednak przy nim umiał się odsłonić. Być może właśnie, dlatego nie zaoponował, gdy zmienili pozycję. Wieloletnie zaufanie właśnie zaczęło procentować na korzyść Prince’a. Było mało rzeczy, których potrafił mu odmówić. Kontrola widocznie do nich nie należała, bo właśnie mu ją oddał. Bez słowa protestu czy groźby zawalonej w ironiczną ripostę. Zbyt wiele razy czuł się bezbronny, bezsilny, aby rezygnować z upragnionej dominacji nawet w tak banalnych miejscach jak łóżko, ale tym razem to zrobił. Co kompletnie nie było w jego stylu i sam nie bardzo wiedział, dlaczego to robi. Mało go to jednak teraz interesowało, bo zatopił oczy w czujnym spojrzeniu przyjaciela. Mimowolnie przełknął ślinę wprawiając w ruch jabłko Adama. Ruch, jaki wykonał nie odrywając od niego oczu wywołał w nim niekontrolowany dreszcz. Przemienił się w on dreszcz z zimna, gdy w jednej chwili rozdzieliła ich spora przestrzeń chłodnego powietrza. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl, że Książę chce odejść. Że może tak po prostu wstać i wyjść bez żadnego słowa. Søren miał wrażenie, że przerażenie zatrzymało mu na chwilę serce. Nie wiedziałby, co zrobić, gdyby został teraz sam. Jaki miałoby to wpływ na ich relacje? Czy kiedykolwiek byliby w stanie spojrzeć sobie w oczy? Czy ich przyjaźń przetrwałaby takie załamanie?
Nie zdołał jednak udzielić sobie odpowiedzi na żadne z tych pytań, a irracjonalny strach minął tak szybko, jak się pojawił. Avery skonfrontował swoje spojrzenie z nagim ciałem przyjaciela i podobało mu się to, co widział. Owszem, nie pierwszy raz widział go w pełnym negliżu, w męskiej przyjaźni nie ma czegoś takiego jak temat tabu, ale teraz było inaczej. O wiele bardziej intymnie, tym bardziej, że został też przez niego rozebrany.
- Podoba ci się to, co widzisz? – parsknął rozbawiony inspekcją, którą prowadził Amodeus. Nie zdążył jednak dodać nic więcej, gdy ten zbliżył się do niego, skutecznie uciszając. Albo przynajmniej odbierając mu zdolność do artykułowania logicznie spójnych zdań. Nigdy w niego nie wątpił, ale umiejętności, które posiadł w tej erotycznej sztuce były wysoce intrygujące. Zwłaszcza, że wyparował z niego cały pośpiech rozochoconego młodzika, który cechował go parę chwil temu. Søren przymknął powieki, decydując się na rezygnację z niezbyt potrzebnego mu teraz zmysłu. Zagryzł też bezwiednie wargę, chcąc powstrzymać cisnące mu się na usta jęki. Był świadom, że właśnie dorobił się na ciele kilku malinek. Nie spodziewał się takiej dominacji z jego strony i był bardziej niż ciekawe, co zrobi dalej. Odpowiedź dostał praktycznie od razu, otwierając przy tym szeroko oczy, aby spotkać rozbawione spojrzenie szaro-niebieskich oczu. Oddech mu przyspieszył, rozchylił spierzchnięte wargi, aby dopuścić do siebie więcej tlenu.
- I co teraz, przestraszyłeś się? – spytał unosząc brew w pozornym zdziwieniu, ale na ustach rozlał mu się szyderczy uśmieszek. On też umiał grać w tę grę. Poza tym wiedział, że na Księcia nic nie podziała bardziej niż rzucone wyzwanie. – Czy może mam ci pokazać jak to się robi? – kontynuował spokojnym tonem podnosząc plecy z sofy. Był ciekaw, co teraz zrobi.
okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie odpowiedział na uroczą zaczepkę ze strony Averego, za bardzo był pochłonięty oglądaniem jego ciała w pełnym negliżu. Widać Qudditch dobrze mu służył, o czym najlepiej świadczyły dobrze zachowane proporcje ciała. Niczym jakaś antyczna rzeźba leżał tuż przed nim, a Amodeus nie mógł zrobić nic innego, poza przyglądaniem się mu. Niech najlepszym komplementem będzie specyficzny stan w jakim znajdował się mężczyzna, który idealnie było widać z pozycji jasnowłosego. Jakoś nie miał ochoty przerywać tego ciekawego uroku, tej atmosfery wypełnionej po brzegi podnieceniem i niewypowiedzianymi słowami. Po prostu zabrał się do roboty.
Prince napawał się reakcją Sørena, której notabene się spodziewał, bo jakżeby inaczej? Przecież dobrze wiedział, jaką moc posiadają jego ciepłe usta, jakie cuda potrafi sprawić jego spuszczony z uwięzi język. Nie dopuszczał do siebie innej myśli, po prostu wiedział, że mężczyzna ulegnie jego pieszczotą. Powiedzmy sobie, lata praktyk w doskonaleniu swej sztuki. Napawał się każdym, cichym znakiem, świadczącym o przyjemności, którą odczuwał teraz mężczyzna. Swymi uszami wyłapywał każde głośniejsze przełknięcie śliny czy prawie niesłyszalne westchnięcie, wyrywające się spod przygryzionych warg.
Miał ochotę się zaśmiać, kiedy ujrzał zaskoczenie, które niespodziewanie wymalowało się na przystojnej twarzy Averego. Musiał oprzeć się pokusie, aby nie doskoczyć do niego, zamykając jego lekko rozchylone usta w kolejnym, gorącym pocałunku. Pewnie nawet nie były świadome, swego niemego zaproszenia. Na twarzy Amosa zagościł szelmowski uśmieszek, kiedy usłyszał wypowiedź zielonookiego.
- Nie, widziałem większe okazy. - jakoś nie mógł się powstrzymać przed tą drobną złośliwością. Oko za oko, klątwa za klątwę. Odczuwał wielką chęć dostrzeżenia cienia zazdrości, który na chwilę przesłoniłby ten jego butny uśmieszek. Jednocześnie wiedząc, że raczej nie ma co liczyć na taką opcję. Søren nie był facetem tego typu, więc pozostawało mu jedynie marzyć o czymś takim.
Zerknął na niego niepewnie, a w głowie bił się ze swoimi myślami. Nie miał ochoty przerywać, ale też nie chciał ślepo podążyć za bezczelnym wyzwaniem, rzuconym mu przez przyjaciela. Delikatnym ruchem położył kilka palców na swojej zdobyczy i powoli zaczął nimi pieścić ją. Nie były to ruchy jak wcześniej. Te sprowadzały dziwną mieszankę odczuć, jakby przyjemność wymieszać z dużym wiadrem łaskotek. Z zaciekawieniem wyczekiwał na jakąkolwiek reakcję.
- Chciałbyś. - zaśmiał się lekko, wykonując przy tym ciekawy ruch ustami, jakby ie mógł się zdecydować, czy chce przygryźć wargę czy ją oblizać, więc zrobił wszystko na raz.
Niespodziewanie przerwał pieszczotliwą torturę, po czym zabrał się do wcześniejszych planów. Położył rękę na jego klatce piersiowej i popchnął go z powrotem na jego ukochaną sofę. Przez cały czas utrzymywał z nim kontakt wzrokowy. Delikatnie i jakże powoli przejechał językiem po męskości mężczyzny, jakby znów chciał się z nim podrażnić. Jakoś nie mógł powstrzymać się przed posłaniem mu krótkiego, złośliwego uśmieszku. Chociaż w planach wyglądało to nieco inaczej, stało się. Nie miał ochoty ciągnąć tą i tak przedłużoną grę wstępną. Po prostu zrobił to, co miało być ostatnim krokiem tej gry. Pominął liczne sposoby, aby doprowadzić mężczyznę do białej gorączki, mają w końcu dużo czasu, zdąży go jeszcze nie raz czy dwa podrażnić. Teraz przeszedł do tej najbardziej przyjemnej części, a przynajmniej z tego rodzaju zabaw. Pochwycił go swymi ustami, nie mając zamiaru wypuścić, dopóki nie usłyszy... spełnionych wołań lub okrzyków przyjaciela. Zgodnie ze swoimi zapewnieniami, nie miał problemów z okazałym rozmiarem, aż dziwi bierze, iż to wszystko się tam zmieściło. Z wprawą i nieistniejącym zawahaniem, postanowił udowodnić Sørenowi, że panie które do tej pory otrzymały szanse na zadowolenie go tym sposobem, wypadają przy nim co najmniej blado. Niczym dzieci błądzące przez mgłę.
Prince napawał się reakcją Sørena, której notabene się spodziewał, bo jakżeby inaczej? Przecież dobrze wiedział, jaką moc posiadają jego ciepłe usta, jakie cuda potrafi sprawić jego spuszczony z uwięzi język. Nie dopuszczał do siebie innej myśli, po prostu wiedział, że mężczyzna ulegnie jego pieszczotą. Powiedzmy sobie, lata praktyk w doskonaleniu swej sztuki. Napawał się każdym, cichym znakiem, świadczącym o przyjemności, którą odczuwał teraz mężczyzna. Swymi uszami wyłapywał każde głośniejsze przełknięcie śliny czy prawie niesłyszalne westchnięcie, wyrywające się spod przygryzionych warg.
Miał ochotę się zaśmiać, kiedy ujrzał zaskoczenie, które niespodziewanie wymalowało się na przystojnej twarzy Averego. Musiał oprzeć się pokusie, aby nie doskoczyć do niego, zamykając jego lekko rozchylone usta w kolejnym, gorącym pocałunku. Pewnie nawet nie były świadome, swego niemego zaproszenia. Na twarzy Amosa zagościł szelmowski uśmieszek, kiedy usłyszał wypowiedź zielonookiego.
- Nie, widziałem większe okazy. - jakoś nie mógł się powstrzymać przed tą drobną złośliwością. Oko za oko, klątwa za klątwę. Odczuwał wielką chęć dostrzeżenia cienia zazdrości, który na chwilę przesłoniłby ten jego butny uśmieszek. Jednocześnie wiedząc, że raczej nie ma co liczyć na taką opcję. Søren nie był facetem tego typu, więc pozostawało mu jedynie marzyć o czymś takim.
Zerknął na niego niepewnie, a w głowie bił się ze swoimi myślami. Nie miał ochoty przerywać, ale też nie chciał ślepo podążyć za bezczelnym wyzwaniem, rzuconym mu przez przyjaciela. Delikatnym ruchem położył kilka palców na swojej zdobyczy i powoli zaczął nimi pieścić ją. Nie były to ruchy jak wcześniej. Te sprowadzały dziwną mieszankę odczuć, jakby przyjemność wymieszać z dużym wiadrem łaskotek. Z zaciekawieniem wyczekiwał na jakąkolwiek reakcję.
- Chciałbyś. - zaśmiał się lekko, wykonując przy tym ciekawy ruch ustami, jakby ie mógł się zdecydować, czy chce przygryźć wargę czy ją oblizać, więc zrobił wszystko na raz.
Niespodziewanie przerwał pieszczotliwą torturę, po czym zabrał się do wcześniejszych planów. Położył rękę na jego klatce piersiowej i popchnął go z powrotem na jego ukochaną sofę. Przez cały czas utrzymywał z nim kontakt wzrokowy. Delikatnie i jakże powoli przejechał językiem po męskości mężczyzny, jakby znów chciał się z nim podrażnić. Jakoś nie mógł powstrzymać się przed posłaniem mu krótkiego, złośliwego uśmieszku. Chociaż w planach wyglądało to nieco inaczej, stało się. Nie miał ochoty ciągnąć tą i tak przedłużoną grę wstępną. Po prostu zrobił to, co miało być ostatnim krokiem tej gry. Pominął liczne sposoby, aby doprowadzić mężczyznę do białej gorączki, mają w końcu dużo czasu, zdąży go jeszcze nie raz czy dwa podrażnić. Teraz przeszedł do tej najbardziej przyjemnej części, a przynajmniej z tego rodzaju zabaw. Pochwycił go swymi ustami, nie mając zamiaru wypuścić, dopóki nie usłyszy... spełnionych wołań lub okrzyków przyjaciela. Zgodnie ze swoimi zapewnieniami, nie miał problemów z okazałym rozmiarem, aż dziwi bierze, iż to wszystko się tam zmieściło. Z wprawą i nieistniejącym zawahaniem, postanowił udowodnić Sørenowi, że panie które do tej pory otrzymały szanse na zadowolenie go tym sposobem, wypadają przy nim co najmniej blado. Niczym dzieci błądzące przez mgłę.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Ostatnio zmieniony przez Amodeus Prince dnia 27.09.15 18:08, w całości zmieniany 1 raz
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nagość powinna być czymś oczywistym. Ludzie rodzą się nadzy, przyodziani jedynie w niesamowity dar życia, zależni od wszystkich dookoła oprócz siebie. Przyodziewają nas jednak prawie od razu wprawne dłonie akuszerek asystujących przy porodzie lub kochających matek. Dlaczego? Przecież to naturalny stan rzeczy. Czyżby to była wina pierworodnego grzechu? Skazy nadanej ludzkości przez pramatkę, pierwszą kobietę Ewę, która nie umiała powściągnąć swych rządz i skazała świat na wieczne potępienie?
Søren nie wierzył, co prawda w Boga, był czarodziejem i to mu wystarczało, jako geneza świata. Intrygował go jednak ten fakt związany z negliżem. Jak to było, że od wieków ludzie czują nieokreśloną potrzebę zakrywania się skoro nie różnią się od siebie anatomiczną budową. Jego analityczny umysł pragnął rozwikłać tę zagadkę, a ten moment był idealnym, by przypomnieć sobie o tym problemie. Istniał bowiem inny aspekt tego zagadnienia, który go ciekawił. Wybiórczość wstydu. Na przykład teraz w ogóle go nie czuł. Może nie powinno to dziwić, w końcu leżał nagi na kanapie w swoim domu. Nie był jednak sam, a nie stanowiło to żadnego problemu. Widocznie nie tylko dla niego, bo Amodeus nie wydawał się w żaden sposób skrępowany stanem, w jakim się obaj znajdowali. Co więc było takiego wyjątkowego, że ubrania były zbędne w tej chwili, a wstyd wydawał się nie istnieć w żadnym słowniku świata? Przyjaźń?
Wiedział, że Prince nie wiedzie żywota mnicha już od dawna, ale teraz miał okazję dowiedzenia się, co oznacza to w praktyce. Nie spodziewał się jednak aż takich odczuć. Tu jednak wkradała się zdradliwa niepewność. Czy to tylko niezwykła biegłość w tej sztuce? Przecież miewał już biegłe w niej kochanki, w końcu on też nie wyznawał filozofii, w której ślub jest kluczem do kłódki leżącej na łóżku. Te wszystkie wątpliwości winny wprowadzić go w stan zagubienia i nadmiernego myślenia jak to miał w zwyczaju, ale jak już zauważył wcześniej cała ta sytuacja nie była zwyczajna. Była natomiast zupełnie inna, wyjątkowa i skupiona na zmysłach, a nie na myślach.
Oblizał spierzchnięte usta i uśmiechnął się szeroko. Tego właśnie się po nim spodziewał. Cios za ciosem. Nigdy nie dawali sobie taryfy ulgowej, nawet taka sytuacja nie stanowiła wyjątku. Nie poczuł się urażony tym stwierdzeniem. Nie miał jakichkolwiek kompleksów na punkcie rzeczy, na które nie miał żadnego wpływu. Wszystko inne wytrenował, nie pozostawiając nic przypadkowości niepewnego losu.
- Ciekawe, dlaczego mnie to nie dziwi – parsknął śmiechem spoglądając mu prosto w oczy. Napiął bezwolnie mięśnie ud w odpowiedzi na delikatny dotyk, jakim został obdarzony. Nie miał łaskotek i gdyby wiedział, że takie było zamierzenie to dziękowałby Merlinowi, że mu ich poskąpił. Zamiast tego przyglądał się z zaciekawieniem Księciu, który analizował rzucone wyzwanie. Praktycznie słyszał jak w jego głowie kręcą się przeróżne trybiki rozkładające wszystkie aspekty za i przeciw na czynniki pierwsze. Analityczność i chłodny, wyważony osąd były cechami, które wyjątkowo ich łączyły, a nie rozróżniały.
- Pewnie – zdążył mruknąć zapatrzony w jego ust, gdy został ponownie zepchnięty do pozycji leżącej. Jak wcześniej, tak i teraz nie miał z tym żadnego problemu. Zazwyczaj nie poddawał się bez walki, uległość nie była mu znana, bo poddaństwo w jego mniemaniu równało się ubezwłasnowolnieniu, którego unikał jak ognia. Czuł palącą potrzebę kontroli wszystkiego, co tylko mógł, bo dobijała go bezsilność, którą często obdarzał go los.
Tym razem nie zdążył zagryźć ust, aby zapanować nad kłębiącymi się emocjami. Jęk Sørena przetoczył się po otwartej przestrzeni salonu. Nie miał jednak czasu ani głowy do zawstydzenia się, bo zbytnio skupiał się na trzymaniu się w całości. Absolutnie nie miał zamiaru rozpadać się na kawałki już teraz. To byłby okropny falstart, wyjście z opery po usłyszeniu zaledwie preludium. Jego zaborcza, zachłanna i chytra część duszy pragnęła jeszcze więcej. Skupić się jedynie na braniu, czystej przyjemności, którą obdarowywano go bezinteresownie, bez pokrycia, bez niewypowiedzianych oczekiwań na zwrot.
- Jeszcze – chrypienie wydobyło się z jego gardła zmieszane z kolejnym jękiem. Nie wiedział jak dużo jeszcze jest w stanie przyjąć zanim kropla przepełni czarę i osiągnie punkt krytyczny. Jednak w tym momencie upływ czasu odbierał zupełnie inaczej. Sekundy trwały minuty, minuty były godzinami, których chciał jak najwięcej. Potrzebował też jeszcze więcej kontaktu, a jego dominująca strona nie ulotniła się zupełnie, więc sięgnął dłonią do przodu, wplatając palce w brązowe włosy przyjaciela. Instynktownie domagał się więcej, jak gdyby do tej pory był głodującym, a teraz zasiadł przy suto zastawionym stole.
Søren nie wierzył, co prawda w Boga, był czarodziejem i to mu wystarczało, jako geneza świata. Intrygował go jednak ten fakt związany z negliżem. Jak to było, że od wieków ludzie czują nieokreśloną potrzebę zakrywania się skoro nie różnią się od siebie anatomiczną budową. Jego analityczny umysł pragnął rozwikłać tę zagadkę, a ten moment był idealnym, by przypomnieć sobie o tym problemie. Istniał bowiem inny aspekt tego zagadnienia, który go ciekawił. Wybiórczość wstydu. Na przykład teraz w ogóle go nie czuł. Może nie powinno to dziwić, w końcu leżał nagi na kanapie w swoim domu. Nie był jednak sam, a nie stanowiło to żadnego problemu. Widocznie nie tylko dla niego, bo Amodeus nie wydawał się w żaden sposób skrępowany stanem, w jakim się obaj znajdowali. Co więc było takiego wyjątkowego, że ubrania były zbędne w tej chwili, a wstyd wydawał się nie istnieć w żadnym słowniku świata? Przyjaźń?
Wiedział, że Prince nie wiedzie żywota mnicha już od dawna, ale teraz miał okazję dowiedzenia się, co oznacza to w praktyce. Nie spodziewał się jednak aż takich odczuć. Tu jednak wkradała się zdradliwa niepewność. Czy to tylko niezwykła biegłość w tej sztuce? Przecież miewał już biegłe w niej kochanki, w końcu on też nie wyznawał filozofii, w której ślub jest kluczem do kłódki leżącej na łóżku. Te wszystkie wątpliwości winny wprowadzić go w stan zagubienia i nadmiernego myślenia jak to miał w zwyczaju, ale jak już zauważył wcześniej cała ta sytuacja nie była zwyczajna. Była natomiast zupełnie inna, wyjątkowa i skupiona na zmysłach, a nie na myślach.
Oblizał spierzchnięte usta i uśmiechnął się szeroko. Tego właśnie się po nim spodziewał. Cios za ciosem. Nigdy nie dawali sobie taryfy ulgowej, nawet taka sytuacja nie stanowiła wyjątku. Nie poczuł się urażony tym stwierdzeniem. Nie miał jakichkolwiek kompleksów na punkcie rzeczy, na które nie miał żadnego wpływu. Wszystko inne wytrenował, nie pozostawiając nic przypadkowości niepewnego losu.
- Ciekawe, dlaczego mnie to nie dziwi – parsknął śmiechem spoglądając mu prosto w oczy. Napiął bezwolnie mięśnie ud w odpowiedzi na delikatny dotyk, jakim został obdarzony. Nie miał łaskotek i gdyby wiedział, że takie było zamierzenie to dziękowałby Merlinowi, że mu ich poskąpił. Zamiast tego przyglądał się z zaciekawieniem Księciu, który analizował rzucone wyzwanie. Praktycznie słyszał jak w jego głowie kręcą się przeróżne trybiki rozkładające wszystkie aspekty za i przeciw na czynniki pierwsze. Analityczność i chłodny, wyważony osąd były cechami, które wyjątkowo ich łączyły, a nie rozróżniały.
- Pewnie – zdążył mruknąć zapatrzony w jego ust, gdy został ponownie zepchnięty do pozycji leżącej. Jak wcześniej, tak i teraz nie miał z tym żadnego problemu. Zazwyczaj nie poddawał się bez walki, uległość nie była mu znana, bo poddaństwo w jego mniemaniu równało się ubezwłasnowolnieniu, którego unikał jak ognia. Czuł palącą potrzebę kontroli wszystkiego, co tylko mógł, bo dobijała go bezsilność, którą często obdarzał go los.
Tym razem nie zdążył zagryźć ust, aby zapanować nad kłębiącymi się emocjami. Jęk Sørena przetoczył się po otwartej przestrzeni salonu. Nie miał jednak czasu ani głowy do zawstydzenia się, bo zbytnio skupiał się na trzymaniu się w całości. Absolutnie nie miał zamiaru rozpadać się na kawałki już teraz. To byłby okropny falstart, wyjście z opery po usłyszeniu zaledwie preludium. Jego zaborcza, zachłanna i chytra część duszy pragnęła jeszcze więcej. Skupić się jedynie na braniu, czystej przyjemności, którą obdarowywano go bezinteresownie, bez pokrycia, bez niewypowiedzianych oczekiwań na zwrot.
- Jeszcze – chrypienie wydobyło się z jego gardła zmieszane z kolejnym jękiem. Nie wiedział jak dużo jeszcze jest w stanie przyjąć zanim kropla przepełni czarę i osiągnie punkt krytyczny. Jednak w tym momencie upływ czasu odbierał zupełnie inaczej. Sekundy trwały minuty, minuty były godzinami, których chciał jak najwięcej. Potrzebował też jeszcze więcej kontaktu, a jego dominująca strona nie ulotniła się zupełnie, więc sięgnął dłonią do przodu, wplatając palce w brązowe włosy przyjaciela. Instynktownie domagał się więcej, jak gdyby do tej pory był głodującym, a teraz zasiadł przy suto zastawionym stole.
okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uwagę jasnowłosego puścił mimo uszu, teraz był zajęty czymś o wiele ciekawszym, niż ich typowa gra w przekomarzanki. Oczywiście, w jego głowie od razu ułożyło się kilka możliwych odpowiedzi, którymi mógłby poczęstować przyjaciela, lecz nie zrobił tego. Jedynie wykrzywił usta w złośliwym grymasie, po czym zabrał się do roboty, której nie mógł się doczekać.
Gdyby mógł, to Amodeus uśmiechnąłby się teraz, ale nie da rady, usta miał zajęte czymś naglącym, wymagającym od niego pełnej uwagi. Głośny, niestłumiony jęk Sørena zinterpretował, jako jeden z najwyższych komplementów. W końcu mężczyzna nie miał takiego talentu jak on, więc reakcja ta na pewno była w stu procentach autentyczna. Oglądanie Averego w takim stanie ogromnie pobudzało i tak już wielkie podniecenie Mosa. Tak, przez cały czas, w których zmagał się z nim, nie spuszczał wzroku z jęczącego kompana. Nie darowałby sobie, gdyby przegapił chociażby chwilę z tego specyficznego występu. Dobrze wiedział w jakim stanie znajduje się jego przyjaciel i mały przyjaciel jego przyjaciela, o. Nie musiał nic mówić, przecież nie miał zamiaru zatrzymać swych starań w takim momencie. Zdawał sobie sprawę, że była to mimowolna próba odzyskania kontroli nad obecną sytuacją. W ogóle nie przeszkadzała mu nagła chęć dominowania zielonoprawieokiego, wręcz przeciwnie, podobała mu się. Nie zaprotestował, gdy dłoń Sørena wplątała się w jego ciemne włosy i całkowicie zmieniła reguły dotychczasowej gry. Nagła zmiana tempa była... ciekawa. Amos z cichym pojękiwanie, pozwolił na to, aby przyjaciel narzucił nowe zasady. Jednocześnie z zadowoleniem przyjmując do wiadomości, to co nieuniknione się zbliżało. Nie spodziewał się, aż takiego zatracenia ze strony partnera, co nie znaczyło, że nie spodobał mu się obrót spraw, który nastąpił.
Przez jakiś ułamek sekundy, spod morza przyjemności i doznań, na powierzchnię wybiła się pojedyncza myśl. A raczej pytanie. Ciężko ująć je w słowa, ale dlaczego Amodeusowi aż tak się to podobało? Przecież zazwyczaj potrzeba było czegoś więcej, niż przyjemność partnerki czy partnera, aby doprowadzić jego zmysły do szaleństwa, bo własnie teraz tak się czuł. Normalnie taka zabawa byłoby tylko preludium dla dalszych rozkoszy. Teraz miał wrażenia, jakby skumulowane odczucia oraz ciepło miały wysadzić go od środka. A to nawet nie była jego kolej. Ciekawiło go, co by się stało, gdyby zamienili się miejscami. Jednocześnie przerażała go wizja, niewytrzymania tego wszystkiego i popełnienia koszmarnej gafy. Tak, teraz zwyczajne splątanie w uścisku dłoni przyjaciela z jego włosami, było niczym bardzo intymny akt. Nie mówiąc już o tym, co jego usta wyczyniały z jego męskością.
Wręcz instynktownie wyczuł, co zaraz nastąpi. W końcu wszystkie znaki, na niebie, jak i ziemi, na to wskazywały. Powiedzmy, lata praktyki na coś się przydały. Nagle wyrwał się spod jego kontroli, zaprzestając też swoich dotychczasowych pieszczot, jedynie przejeżdżając po nim językiem. Posłał mu nieco butne spojrzenie, dając do zrozumienia, kto tak naprawdę ma tutaj władzę. Ostatecznie z ich dwójki to on dzierżył berło. Fakt, że nie robił tego ręką, niczego nie zmieniał. Uśmiechnął się złośliwie, nieco przeciągając swoje pieszczotliwe tortury. Lubieżnie oblizał swe wargi, po czym zabrał się za przerwaną czynność, tym razem pomagając sobie dłonią, zwiększając tym doznania mężczyzny dwukrotnie. Och, popis umiejętności w pełnej krasie. Takie niewielkie uświadomienie, że stać go na o wiele więcej. Dobrze wiedział, co teraz powinno nastąpić, więc nie spuszczał swoich szaroniebieskich oczu z twarzy Søren, szukając znaku nadchodzącego, ostatecznego spełnienia.
Gdyby mógł, to Amodeus uśmiechnąłby się teraz, ale nie da rady, usta miał zajęte czymś naglącym, wymagającym od niego pełnej uwagi. Głośny, niestłumiony jęk Sørena zinterpretował, jako jeden z najwyższych komplementów. W końcu mężczyzna nie miał takiego talentu jak on, więc reakcja ta na pewno była w stu procentach autentyczna. Oglądanie Averego w takim stanie ogromnie pobudzało i tak już wielkie podniecenie Mosa. Tak, przez cały czas, w których zmagał się z nim, nie spuszczał wzroku z jęczącego kompana. Nie darowałby sobie, gdyby przegapił chociażby chwilę z tego specyficznego występu. Dobrze wiedział w jakim stanie znajduje się jego przyjaciel i mały przyjaciel jego przyjaciela, o. Nie musiał nic mówić, przecież nie miał zamiaru zatrzymać swych starań w takim momencie. Zdawał sobie sprawę, że była to mimowolna próba odzyskania kontroli nad obecną sytuacją. W ogóle nie przeszkadzała mu nagła chęć dominowania zielonoprawieokiego, wręcz przeciwnie, podobała mu się. Nie zaprotestował, gdy dłoń Sørena wplątała się w jego ciemne włosy i całkowicie zmieniła reguły dotychczasowej gry. Nagła zmiana tempa była... ciekawa. Amos z cichym pojękiwanie, pozwolił na to, aby przyjaciel narzucił nowe zasady. Jednocześnie z zadowoleniem przyjmując do wiadomości, to co nieuniknione się zbliżało. Nie spodziewał się, aż takiego zatracenia ze strony partnera, co nie znaczyło, że nie spodobał mu się obrót spraw, który nastąpił.
Przez jakiś ułamek sekundy, spod morza przyjemności i doznań, na powierzchnię wybiła się pojedyncza myśl. A raczej pytanie. Ciężko ująć je w słowa, ale dlaczego Amodeusowi aż tak się to podobało? Przecież zazwyczaj potrzeba było czegoś więcej, niż przyjemność partnerki czy partnera, aby doprowadzić jego zmysły do szaleństwa, bo własnie teraz tak się czuł. Normalnie taka zabawa byłoby tylko preludium dla dalszych rozkoszy. Teraz miał wrażenia, jakby skumulowane odczucia oraz ciepło miały wysadzić go od środka. A to nawet nie była jego kolej. Ciekawiło go, co by się stało, gdyby zamienili się miejscami. Jednocześnie przerażała go wizja, niewytrzymania tego wszystkiego i popełnienia koszmarnej gafy. Tak, teraz zwyczajne splątanie w uścisku dłoni przyjaciela z jego włosami, było niczym bardzo intymny akt. Nie mówiąc już o tym, co jego usta wyczyniały z jego męskością.
Wręcz instynktownie wyczuł, co zaraz nastąpi. W końcu wszystkie znaki, na niebie, jak i ziemi, na to wskazywały. Powiedzmy, lata praktyki na coś się przydały. Nagle wyrwał się spod jego kontroli, zaprzestając też swoich dotychczasowych pieszczot, jedynie przejeżdżając po nim językiem. Posłał mu nieco butne spojrzenie, dając do zrozumienia, kto tak naprawdę ma tutaj władzę. Ostatecznie z ich dwójki to on dzierżył berło. Fakt, że nie robił tego ręką, niczego nie zmieniał. Uśmiechnął się złośliwie, nieco przeciągając swoje pieszczotliwe tortury. Lubieżnie oblizał swe wargi, po czym zabrał się za przerwaną czynność, tym razem pomagając sobie dłonią, zwiększając tym doznania mężczyzny dwukrotnie. Och, popis umiejętności w pełnej krasie. Takie niewielkie uświadomienie, że stać go na o wiele więcej. Dobrze wiedział, co teraz powinno nastąpić, więc nie spuszczał swoich szaroniebieskich oczu z twarzy Søren, szukając znaku nadchodzącego, ostatecznego spełnienia.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Powinien czuć się skrępowany. Spojrzenie, jakim obdarzył go Amodeus było przeszywające. Jak gdyby mógł spojrzeć poprzez ogarniającą go przyjemność, przez skórę, mięśnie, kości i zobaczyć to prawdziwe, pierwotne wnętrze. Czystą, nieskazitelną duszę. Mimowolnie zadrżał, gdy to sobie uświadomił. Nie wiedział, na co przyjaciel może tam natrafić. Na tajemnicę, która pętała go już od kilku lat, a której ujawnienie mogło kosztować go życie? Na ból, który wszystkim mówił, że dawno już się go pozbył, chociaż ten cały czas podstępnie zatruwa go w niekontrolowanych koszmarach? A może na coś zupełnie innego. Coś, co dopiero krystalizowało się ze strzępków wspomnień, chwil, emocji i dotyku? Sam nie wiedział, czym to do cholery jest i nie był pewien czy chce się tego dowiedzieć. Zwłaszcza teraz, gdy miał wrażenie, że jest hiperwrażliwy, a wszystkie jego sensory odbierają dwa razy więcej wrażeń czuciowych niż dotychczas. Zwłaszcza te umieszczone w jego strategicznym punkcie.
Podobał mu się sposób, w jaki miękkie, brązowe włosy przesuwały się pomiędzy palcami. Słodki kontrast pomiędzy delikatnością dotyku, uwagą i ostrożnością a jednocześnie pewnością i kontrolą, jaki za sobą niesie. Nawet, jeśli ta kontrola była ułudą, o czym przekonał się już po krótkiej chwili. Początkowo nawet nie zauważył. Dopiero po chwili poczuł, że jedyne, co go otacza to pustka. Rozchylił powieki wyłapując ponownie jego spojrzenie. Czyżby Książę naprawdę w ogóle nie odwracał od niego wzroku, cały czas wychwytywał wszystkie reakcje na swoje zabiegi? Søren poczuł się przytłoczony tym odkryciem. To było niezwykle intymne. Zazwyczaj wszystkie jego partnerki traktowały tę część, jako klucz do własnej przyjemności, starając się zasłużyć na odwzajemnienie tego, co właśnie dają. Teraz było zupełnie inaczej. Prince podchodził do tego z, jak się wydawało, spokojem. Będąc w tej zazwyczaj uznawanej za uległą pozycję bez problemu zdobył nad nim dominację. Wykorzystywał ją teraz do jawnego pogrywania sobie z nim. Zadowolone spojrzenie mówiło, że doskonale zdaje sobie spraw z tego, co robi i nic nie jest dziełem przypadku. Søren nie miał czasu na zaprotestowanie i sprzeciwienie się temu obrotowi sytuacji, bo po pojedynczym, dręczącym liźnięciu Amodeus ponownie opuścił głowę. Tym razem dodając również rękę.
Jeśli Avery myślał, że odkrył już wszystkie jego techniki to w tym momencie przekonał się jak mało wie. Poczułby się aż żółtodziobem w tej sytuacji, gdyby nie zabiegi, którym był poddawany nie wycisnęły mu powietrza z płuc. Nie potrafił dłużej wytrzymać, chociaż chciałby doświadczać tej rozkoszy jak najdłużej. Więc, gdy jego spojrzenie ponownie natknęło się na szaroniebieskie oczy przestał walczyć z nieunikniony.
Plecy bezwiednie wygiął w łuk, unosząc je z kanapy. Otworzył szeroko usta, jakby miał zaraz zacząć krzyczeć, ale początkowo nie wydobyło się z nich nic. Dopiero po chwili znalazł w sobie siłę, aby oddać swoje zadowolenie poprzez niskie, gardłowe pomruki. Zacisnął dłonie w pięści próbując poradzić sobie z obezwładniającymi go uczuciami. Czysta przyjemność, zero strachu, zero wątpliwości. W głowie miał przyjemną pustkę, skupiał się tylko na odczuwaniu. Niesamowite. Doświadczenie, które przyćmiewało wszystkie pozostałe. Wspaniałe.
Przez krótki moment dochodził, do siebie po tym oczyszczającym orgazmie. Czuł się przyjemnie zmęczony, zupełnie inaczej niż po wzmożonym wysiłku na treningu, było o wiele lepiej. W końcu przemęczone mięśnie należy rozruszać, prawda? Dlatego nie pozwolił sobie na letarg. Ponownie skupił czujne spojrzenie na swoim przyjacielu. Jego delikatny dotyk pozwolił mu zebrać się w całość po tym jak chwilę temu rozpadł się na milion dobrych kawałków. Co dziwiło Sørena? To, że się nie odsunął, że wziął wszystko, co miał mu do oddania bez mrugnięcia okiem. Blondyn nie wiedział jak to interpretować i wcale nie chciał tego teraz robić. Miał do roboty o wiele ciekawsze rzeczy niż myślenie.
Przyciągnął go do siebie, ku górze, jak gdyby odległość, która dotychczas dzieliła była zbyt duża. Nie zawahał się ani chwili, gdy ich usta się zetknęły i mógł poczuć dziwny posmak, swój smak, na jego wargach. Nie było teraz miejsca na zbędne analizy. Czuł jedynie palącą potrzebę, ale zupełnie inną niż tą przed chwilą. Chciał się odwdzięczyć, oddać to, co przed chwilą otrzymał, pokazać mu jak to jest. Jedną ręką objął plecy Amodeusa, a drugą sięgnął między ich ciała nadal nie przerywając pocałunku. Zdecydowanie przesunął dłonią po całej długości swojej nowej zabawki zafascynowany gamą możliwości, jakie się właśnie przed nim otworzyły. Odsunął lekko głowę od niego, aby obserwować jak zareaguje, gdy przesunie kciukiem po jego szczycie. Czy teraz też będzie w stanie odgrywać takiego chłodnego kontrolera?
Podobał mu się sposób, w jaki miękkie, brązowe włosy przesuwały się pomiędzy palcami. Słodki kontrast pomiędzy delikatnością dotyku, uwagą i ostrożnością a jednocześnie pewnością i kontrolą, jaki za sobą niesie. Nawet, jeśli ta kontrola była ułudą, o czym przekonał się już po krótkiej chwili. Początkowo nawet nie zauważył. Dopiero po chwili poczuł, że jedyne, co go otacza to pustka. Rozchylił powieki wyłapując ponownie jego spojrzenie. Czyżby Książę naprawdę w ogóle nie odwracał od niego wzroku, cały czas wychwytywał wszystkie reakcje na swoje zabiegi? Søren poczuł się przytłoczony tym odkryciem. To było niezwykle intymne. Zazwyczaj wszystkie jego partnerki traktowały tę część, jako klucz do własnej przyjemności, starając się zasłużyć na odwzajemnienie tego, co właśnie dają. Teraz było zupełnie inaczej. Prince podchodził do tego z, jak się wydawało, spokojem. Będąc w tej zazwyczaj uznawanej za uległą pozycję bez problemu zdobył nad nim dominację. Wykorzystywał ją teraz do jawnego pogrywania sobie z nim. Zadowolone spojrzenie mówiło, że doskonale zdaje sobie spraw z tego, co robi i nic nie jest dziełem przypadku. Søren nie miał czasu na zaprotestowanie i sprzeciwienie się temu obrotowi sytuacji, bo po pojedynczym, dręczącym liźnięciu Amodeus ponownie opuścił głowę. Tym razem dodając również rękę.
Jeśli Avery myślał, że odkrył już wszystkie jego techniki to w tym momencie przekonał się jak mało wie. Poczułby się aż żółtodziobem w tej sytuacji, gdyby nie zabiegi, którym był poddawany nie wycisnęły mu powietrza z płuc. Nie potrafił dłużej wytrzymać, chociaż chciałby doświadczać tej rozkoszy jak najdłużej. Więc, gdy jego spojrzenie ponownie natknęło się na szaroniebieskie oczy przestał walczyć z nieunikniony.
Plecy bezwiednie wygiął w łuk, unosząc je z kanapy. Otworzył szeroko usta, jakby miał zaraz zacząć krzyczeć, ale początkowo nie wydobyło się z nich nic. Dopiero po chwili znalazł w sobie siłę, aby oddać swoje zadowolenie poprzez niskie, gardłowe pomruki. Zacisnął dłonie w pięści próbując poradzić sobie z obezwładniającymi go uczuciami. Czysta przyjemność, zero strachu, zero wątpliwości. W głowie miał przyjemną pustkę, skupiał się tylko na odczuwaniu. Niesamowite. Doświadczenie, które przyćmiewało wszystkie pozostałe. Wspaniałe.
Przez krótki moment dochodził, do siebie po tym oczyszczającym orgazmie. Czuł się przyjemnie zmęczony, zupełnie inaczej niż po wzmożonym wysiłku na treningu, było o wiele lepiej. W końcu przemęczone mięśnie należy rozruszać, prawda? Dlatego nie pozwolił sobie na letarg. Ponownie skupił czujne spojrzenie na swoim przyjacielu. Jego delikatny dotyk pozwolił mu zebrać się w całość po tym jak chwilę temu rozpadł się na milion dobrych kawałków. Co dziwiło Sørena? To, że się nie odsunął, że wziął wszystko, co miał mu do oddania bez mrugnięcia okiem. Blondyn nie wiedział jak to interpretować i wcale nie chciał tego teraz robić. Miał do roboty o wiele ciekawsze rzeczy niż myślenie.
Przyciągnął go do siebie, ku górze, jak gdyby odległość, która dotychczas dzieliła była zbyt duża. Nie zawahał się ani chwili, gdy ich usta się zetknęły i mógł poczuć dziwny posmak, swój smak, na jego wargach. Nie było teraz miejsca na zbędne analizy. Czuł jedynie palącą potrzebę, ale zupełnie inną niż tą przed chwilą. Chciał się odwdzięczyć, oddać to, co przed chwilą otrzymał, pokazać mu jak to jest. Jedną ręką objął plecy Amodeusa, a drugą sięgnął między ich ciała nadal nie przerywając pocałunku. Zdecydowanie przesunął dłonią po całej długości swojej nowej zabawki zafascynowany gamą możliwości, jakie się właśnie przed nim otworzyły. Odsunął lekko głowę od niego, aby obserwować jak zareaguje, gdy przesunie kciukiem po jego szczycie. Czy teraz też będzie w stanie odgrywać takiego chłodnego kontrolera?
okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W takich sprawach z Amodeusa bywał prawdziwy jasnowidz. I tym razem jego przewidywania spełniły się, zgodnie z tym, co sobie założył. Ciekawe, czy stałoby się to tak szybko, gdyby nie podwoił swoich wysiłków w sprawieniu, aby jego partnerowi było jak najlepiej. Nie ma co gdybać, tego i tak już się nie dowiemy. Chyba że panicz Avery zdoła odzyskać dość szybko siły, aby rozegrać drugą rundę, lecz jak już wspomniałem, koniec z dygresją, wracamy do teraźniejszości. Prawie.
Fakt, całkiem dziwne było to, że Prince aż tak poświęcał się temu, co robił. Oczywiście nie był to jakiś wolontariat. Mówiłem już, że czerpał z tego jakaś niespotykaną dotąd przyjemność, prawda? Tak, do tej pory nigdy nie czuł czegoś takiego, co teraz było trochę zawstydzające. Bo kto normalny podnieca się, porządnie, na widok spełnienia drugiej osoby. Przynajmniej Amos do tej pory nigdy tak nie robił, więc tak, to było dla niego coś zupełnie nowego i zaskakującego. Jednocześnie nie miał sposobności, aby przemyśleć tę całą sytuację, to dopiero zdobyte doświadczenie. Normalnie, rozłożyłby to na czynniki pierwsze, elementy składowe i rozpracował. W końcu doszedłby do sedna sprawy, a wynik zapewne byłby bardzo interesujące. Lecz teraz? Nie, miał zdecydowanie ciekawsze rzeczy na głowie, a raczej w ustach. Pozwolił porwać się temu uczuciu, niczym wartkiej rzece. Dryfował w błogiej nieświadomości, delektując się prostymi rzeczami, takimi jak utrzymywanie kontaktu wzrokowego czy silne dłonie, które pochwyciły w mocnym uścisku jego czarną czuprynę.
Jako że spodziewał się tego, co miało nastąpić, nie zdziwił się czy też zakrztusił tym, co go spotkało. Można powiedzieć, że Søren mógł czuć się wyjątkowy. Mos zazwyczaj nie załatwiał swoich spraw w ten sposób. Właściwie, to nawet nie zdał sobie sprawy z tego, co nastąpiło po zjawiskowym końcu. Cóż, zapatrzył się, jakby nagłe poderwanie pleców mężczyzny i dźwięki wydawane przez niego to był jakiś widowiskowy spektakl teatralny. Mówi się trudno, jeszcze nadarzy się okazja, aby posmakować Averego i to pewnie nie jedna. Teraz... teraz miał ciekawsze rzeczy na głowie.
Oblizał lubieżnie usta, cały czas nie spuszczając wzroku z mężczyzny, delektując się każdą widoczną reakcją na spełnienie. Jakby chcąc się upewnić, że to już definitywnie koniec, polizał swoją dotychczasową zabawkę. Wiedział, że w takich momentach, ten rejon był wrażliwy. Ot, ostatnie czułości, niczym pocałunek na dobranoc. Co teraz nastąpi? To pytanie wwierciło mu się w umysł, niczym jakieś wielce uciążliwe zaklęcie. Obawiał się, że przyjaciel zrujnuje tą cudowną chwilę jakimś prostym żartem, który tak bardzo byłby w ich stylu. Na szczęście ten nie zrobił nic takiego. Jedynie wpatrywał się w niego, tymi swoimi zielonymi oczyskami. Próbował domyślić się, co teraz się stanie. Czy to koniec? Odtrąci go na bok, po tym jak jego pragnienia pozostały zaspokojone? Nie, nie on, nie jego Søren.
Zaskoczony, biernie pozwolił na zmianę pozycji. Jakby ta cała kontrola, którą do tej pory posiadał, ulotniła się, pozostawiając po sobie pustkę. I strach. Strach przed tym, co nastąpi teraz. Jego wszelkie obawy zostały rozwiane. Namiętni pocałunek rozgonił lęki, przywołując stłumione podniecenie, które falami gorąca, niczym Ognista, rozlały się po jego nagim ciele. Sądził, że odskoczy, w końcu nie każdy zareagowałby na ten specyficzny, słony smak. Nic takiego się nie stało, co spowodowało jedynie spotęgowanie jego nagłego zadowolenia. Długie zetknięcie się ich ust powoli, stopniowo, odbierało mu władzę nad ciałem. Bez większych protestów oddał ster, aby to Avery teraz dowodził nad sytuacją. Ku swojemu zdziwieniu, nie miał nic przeciwko temu. Dobrze się czuł w jego silnych ramionach, a jeszcze lepiej, gdy wyczuł niesamowitą przyjemność, spowodowaną zetknięciem się dłoni jasnowłosego z jego męskością. Chciał zaprotestować, kiedy ich usta rozdzieliły się, ale jedynym co wyrwało się z jego ust, był krótki jęk wywołany zabawami zielonookiego. Delikatnie zadrżał, lecz przy tak bliskim kontakcie, było to wyczuwalne. Ich twarze były blisko, za blisko. Nie mógł powstrzymać rumieńca, który wpełzł na jego lico, a może nawet nie chciał? Przygryzł nieco dolną wargę, aby nie wypuścić kolejnych, zawstydzających dźwięków, które mogłyby wyrwać się spomiędzy ust. Zacisnął nieznacznie dłoń na klatce piersiowej mężczyzny, jakby chciał uchwycić się czegoś, lecz nie miał jak, szerokie, gładkie powierzchnie średnio się do tego nadają. Druga dłoń, znalazła coś, co lepiej nadawało się ku temu celu. Wplątała się w jasne włosy Sørena, gotowa pochwycić je mocniej, w odruchu spowodowanym nagłą, intensywną przyjemnością. Zachowywał się, niczym zupełnie inna osoba, cień tego dominującego Mosia. Ponoć każda moneta ma dwie strony, najwidoczniej i do Książąt można zastosować tą zasadę.
Fakt, całkiem dziwne było to, że Prince aż tak poświęcał się temu, co robił. Oczywiście nie był to jakiś wolontariat. Mówiłem już, że czerpał z tego jakaś niespotykaną dotąd przyjemność, prawda? Tak, do tej pory nigdy nie czuł czegoś takiego, co teraz było trochę zawstydzające. Bo kto normalny podnieca się, porządnie, na widok spełnienia drugiej osoby. Przynajmniej Amos do tej pory nigdy tak nie robił, więc tak, to było dla niego coś zupełnie nowego i zaskakującego. Jednocześnie nie miał sposobności, aby przemyśleć tę całą sytuację, to dopiero zdobyte doświadczenie. Normalnie, rozłożyłby to na czynniki pierwsze, elementy składowe i rozpracował. W końcu doszedłby do sedna sprawy, a wynik zapewne byłby bardzo interesujące. Lecz teraz? Nie, miał zdecydowanie ciekawsze rzeczy na głowie, a raczej w ustach. Pozwolił porwać się temu uczuciu, niczym wartkiej rzece. Dryfował w błogiej nieświadomości, delektując się prostymi rzeczami, takimi jak utrzymywanie kontaktu wzrokowego czy silne dłonie, które pochwyciły w mocnym uścisku jego czarną czuprynę.
Jako że spodziewał się tego, co miało nastąpić, nie zdziwił się czy też zakrztusił tym, co go spotkało. Można powiedzieć, że Søren mógł czuć się wyjątkowy. Mos zazwyczaj nie załatwiał swoich spraw w ten sposób. Właściwie, to nawet nie zdał sobie sprawy z tego, co nastąpiło po zjawiskowym końcu. Cóż, zapatrzył się, jakby nagłe poderwanie pleców mężczyzny i dźwięki wydawane przez niego to był jakiś widowiskowy spektakl teatralny. Mówi się trudno, jeszcze nadarzy się okazja, aby posmakować Averego i to pewnie nie jedna. Teraz... teraz miał ciekawsze rzeczy na głowie.
Oblizał lubieżnie usta, cały czas nie spuszczając wzroku z mężczyzny, delektując się każdą widoczną reakcją na spełnienie. Jakby chcąc się upewnić, że to już definitywnie koniec, polizał swoją dotychczasową zabawkę. Wiedział, że w takich momentach, ten rejon był wrażliwy. Ot, ostatnie czułości, niczym pocałunek na dobranoc. Co teraz nastąpi? To pytanie wwierciło mu się w umysł, niczym jakieś wielce uciążliwe zaklęcie. Obawiał się, że przyjaciel zrujnuje tą cudowną chwilę jakimś prostym żartem, który tak bardzo byłby w ich stylu. Na szczęście ten nie zrobił nic takiego. Jedynie wpatrywał się w niego, tymi swoimi zielonymi oczyskami. Próbował domyślić się, co teraz się stanie. Czy to koniec? Odtrąci go na bok, po tym jak jego pragnienia pozostały zaspokojone? Nie, nie on, nie jego Søren.
Zaskoczony, biernie pozwolił na zmianę pozycji. Jakby ta cała kontrola, którą do tej pory posiadał, ulotniła się, pozostawiając po sobie pustkę. I strach. Strach przed tym, co nastąpi teraz. Jego wszelkie obawy zostały rozwiane. Namiętni pocałunek rozgonił lęki, przywołując stłumione podniecenie, które falami gorąca, niczym Ognista, rozlały się po jego nagim ciele. Sądził, że odskoczy, w końcu nie każdy zareagowałby na ten specyficzny, słony smak. Nic takiego się nie stało, co spowodowało jedynie spotęgowanie jego nagłego zadowolenia. Długie zetknięcie się ich ust powoli, stopniowo, odbierało mu władzę nad ciałem. Bez większych protestów oddał ster, aby to Avery teraz dowodził nad sytuacją. Ku swojemu zdziwieniu, nie miał nic przeciwko temu. Dobrze się czuł w jego silnych ramionach, a jeszcze lepiej, gdy wyczuł niesamowitą przyjemność, spowodowaną zetknięciem się dłoni jasnowłosego z jego męskością. Chciał zaprotestować, kiedy ich usta rozdzieliły się, ale jedynym co wyrwało się z jego ust, był krótki jęk wywołany zabawami zielonookiego. Delikatnie zadrżał, lecz przy tak bliskim kontakcie, było to wyczuwalne. Ich twarze były blisko, za blisko. Nie mógł powstrzymać rumieńca, który wpełzł na jego lico, a może nawet nie chciał? Przygryzł nieco dolną wargę, aby nie wypuścić kolejnych, zawstydzających dźwięków, które mogłyby wyrwać się spomiędzy ust. Zacisnął nieznacznie dłoń na klatce piersiowej mężczyzny, jakby chciał uchwycić się czegoś, lecz nie miał jak, szerokie, gładkie powierzchnie średnio się do tego nadają. Druga dłoń, znalazła coś, co lepiej nadawało się ku temu celu. Wplątała się w jasne włosy Sørena, gotowa pochwycić je mocniej, w odruchu spowodowanym nagłą, intensywną przyjemnością. Zachowywał się, niczym zupełnie inna osoba, cień tego dominującego Mosia. Ponoć każda moneta ma dwie strony, najwidoczniej i do Książąt można zastosować tą zasadę.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zasada numer jeden – wyłącz wszystkie zbędne uczucia.
To bardzo dobra zasada. Pozwala uniknąć wielu życiowych błędów, wielu problemów i bardzo wielu bolesnych rozczarowań. Ludzie to podstępne kreatury, istoty społeczne. Potrzebują innych do koegzystencji, inaczej osuwają się na dno, powoli, systematycznie niczym jesienne liść opadające z drzewa na ziemię. Jednak człowiek nie potrzebuje człowieka do wzniosłych, metafizycznych celów. Ludzie potrzebują się na tej zupełnie fizycznej płaszczyźnie. Każdy potrzebuje kogoś zranić przypadkowym, źle dobranym słowem. Od czasu do czasu dobrze jest poczuć władzę nad kimś mniejszym, aby podbudować upadające ego. Można kogoś od siebie uzależnić, a potem porzucić bez słowa. Możliwość jest wiele, do koloru do wyboru. Dlatego Søren już dawno odnalazł drzemiący w nim wyłącznik, które bezproblemowo wycisza empatię, otacza go bezpiecznym kokonem obojętności, pod który nikt nie jest w stanie wcisnąć choćby paznokcia, aby go zranić, jeśli on mu na to nie pozwoli. Siostra od zawsze doskonale widziała, co dzieje się za tym obwarowaniem jego serca i to nigdy mu nie przeszkadzało. Była jedyną osobą, której potrzebował w życiu i jej miejsce było właśnie tam. Aż pewnego razu zdarzył się człowiek, jakiemu pozwolił po prostu obejść te wszystkie zabezpieczenia. Osoba, której nie dotyczyła złota zasada numer jeden.
Dlatego przed nim umiał się otworzyć i nie ukrywał przy nim żadnych emocji. Przynajmniej właśnie tak tłumaczył to, co przed chwilą przeżył. Falę żywych, rozdzierających wpół uczuć, która targnęła nim przed momentem. Nie miał zamiaru teraz dokładnie rozważać tego, co przeżył, więc uznał to za dostatecznie satysfakcjonujące rozwiązanie na chwilę obecną. Przecież właśnie dlatego wszystkie uczucia były mu wtedy niezbędne.
Zasada numer dwa – dbaj tylko o siebie.
Podobało mu się nagłe i dosadne poddanie się Amodeusa jego woli. Miał wrażenie, jakby cała poprzednia sytuacja była zaaranżowana, aby dotrzeć do tego punktu. Tego, w którym to właśnie on posiadał całą władzę, w której on kontrolował każdy ruch. Otwierało to przed nim szeroki wachlarz inspirujących możliwości. Jednak natura Sørena nie pozwalała mu na zatraceniu się, na skupieniu tylko wyłącznie na sobie i swojej przyjemności. Postrzegał uległość zupełnie inaczej niż brat. Dla Samaela poddaństwo było jedyną dopuszczalną formą relacji z innymi ludźmi. To była nagroda, jakiej dostępowali w jego obecności, powinni być wdzięczni, że zwrócił na nich swoją uwagę. Młodszy Avery postrzegał to zupełnie inaczej. Kontrola była darem, który ktoś powierzał mu z własnej woli, wręczał razem ze swoim całkowitym zaufaniem. Dotychczas wiedział, że ma pełne zaufanie przyjaciela, ale zawsze grali do jednej bramki. Proporcje uległy właśnie zmianie i sytuacja wyglądała niemniej interesująco.
Dlatego z podwójną uwagą chłonął każdą reakcję Prince’a na swoje działanie. Jakby chciał rozgryźć, co stoi za każdym jego ruchem. Był teraz zaspokojony, więc mógł sobie pozwolić na komfort rozwlekania wszystkiego w czasie. Jęk, który usłyszał po odsunięciu się wywołał delikatny uśmiech na jego wargach. Dobrze usłyszeć zapewnienie, że umie się całować. Subtelne drżenie przy takiej bliskości odczuł na swojej skórze jak delikatną pieszczotę. Za to rumieniec, który wykwitł na twarzy Księcia o mało nie zrujnował panującego między nimi intymnego nastroju. Søren jednak uczony latami praktyki zdławił śmiech w zarodku ograniczając się do wygięcia ust w szelmowskim uśmieszku. Nie spodziewał się po nim reakcji, jaką widuje się najczęściej na policzkach debiutantek, gdy mężczyzna muska ustami ich dłonie przez rękawiczki. Uznał to jednak za komplement, że udało mu się doprowadzić bezwstydnika do takiego stanu. Za to przygryzienie wargi już mu się nie spodobało. Zmrużył lekko oczy przyglądając się jego twarzy. Na dłuższą chwilę zaprzestał powolnych, powłóczystych ruchów na swojej zabawce. Zsunął drugą rękę z pleców przyjaciela i dotknął jego policzka, po czym zdecydowanym ruchem pociągnął w dół uwalniając jego wargę.
- Nie – mruknął niskim głosem, po czym samemu zahaczył zębami o kuszącą dolną wargę. On nic nie ukrywał, Amodeus zobaczył wszystko podane niczym na szwedzkim stole i Avery chciał teraz tego samego. Nie odsunął się jednak, aby w razie czego stłumić pocałunkiem dźwięki, których przyjaciel nie chciał, aby usłyszał. W końcu nie chodziło tu o jednego, ale o ich dwóch.
Wznowił masaż na jego męskości, ale tempo nadal było niesłychanie powolne. To nie było teraz najistotniejsze, uwagę skupił na innym celu, który właśnie skrystalizował się w jego głowie. Zsunął dłoń z twarzy Mosia ponownie na plecy, ale nie pozostawił jej tam bezczynnie. Zdecydowanym ruchem przesuwał się w kierunku południowym badając ich kształt. Nie było to jednak miejsce docelowe. Przesunął rękę po pośladach, chłonąc delikatność i gładkość skóry. Pokłady niezmąconej cierpliwości Sørena kończyły się właśnie w tym miejscu. Wiedział, że nie powinien naciskać, a pośpiech to bardzo zły doradca, ale nic nie mógł poradzić. Przesunął dłoń, po czym delikatnym, ale stanowczym ruchem nacisnął palcem na splot wrażliwych mięśni. Nie chciał być natarczywy ani sprawić mu dyskomfortu, więc z trudem oderwał od niego usta, aby móc spojrzeć Księciu w oczy i upewnić się, że wszystko w porządku.
Zasada numer trzy – nie angażuj się, w nic. Nigdy.
To bardzo dobra zasada. Pozwala uniknąć wielu życiowych błędów, wielu problemów i bardzo wielu bolesnych rozczarowań. Ludzie to podstępne kreatury, istoty społeczne. Potrzebują innych do koegzystencji, inaczej osuwają się na dno, powoli, systematycznie niczym jesienne liść opadające z drzewa na ziemię. Jednak człowiek nie potrzebuje człowieka do wzniosłych, metafizycznych celów. Ludzie potrzebują się na tej zupełnie fizycznej płaszczyźnie. Każdy potrzebuje kogoś zranić przypadkowym, źle dobranym słowem. Od czasu do czasu dobrze jest poczuć władzę nad kimś mniejszym, aby podbudować upadające ego. Można kogoś od siebie uzależnić, a potem porzucić bez słowa. Możliwość jest wiele, do koloru do wyboru. Dlatego Søren już dawno odnalazł drzemiący w nim wyłącznik, które bezproblemowo wycisza empatię, otacza go bezpiecznym kokonem obojętności, pod który nikt nie jest w stanie wcisnąć choćby paznokcia, aby go zranić, jeśli on mu na to nie pozwoli. Siostra od zawsze doskonale widziała, co dzieje się za tym obwarowaniem jego serca i to nigdy mu nie przeszkadzało. Była jedyną osobą, której potrzebował w życiu i jej miejsce było właśnie tam. Aż pewnego razu zdarzył się człowiek, jakiemu pozwolił po prostu obejść te wszystkie zabezpieczenia. Osoba, której nie dotyczyła złota zasada numer jeden.
Dlatego przed nim umiał się otworzyć i nie ukrywał przy nim żadnych emocji. Przynajmniej właśnie tak tłumaczył to, co przed chwilą przeżył. Falę żywych, rozdzierających wpół uczuć, która targnęła nim przed momentem. Nie miał zamiaru teraz dokładnie rozważać tego, co przeżył, więc uznał to za dostatecznie satysfakcjonujące rozwiązanie na chwilę obecną. Przecież właśnie dlatego wszystkie uczucia były mu wtedy niezbędne.
Zasada numer dwa – dbaj tylko o siebie.
Podobało mu się nagłe i dosadne poddanie się Amodeusa jego woli. Miał wrażenie, jakby cała poprzednia sytuacja była zaaranżowana, aby dotrzeć do tego punktu. Tego, w którym to właśnie on posiadał całą władzę, w której on kontrolował każdy ruch. Otwierało to przed nim szeroki wachlarz inspirujących możliwości. Jednak natura Sørena nie pozwalała mu na zatraceniu się, na skupieniu tylko wyłącznie na sobie i swojej przyjemności. Postrzegał uległość zupełnie inaczej niż brat. Dla Samaela poddaństwo było jedyną dopuszczalną formą relacji z innymi ludźmi. To była nagroda, jakiej dostępowali w jego obecności, powinni być wdzięczni, że zwrócił na nich swoją uwagę. Młodszy Avery postrzegał to zupełnie inaczej. Kontrola była darem, który ktoś powierzał mu z własnej woli, wręczał razem ze swoim całkowitym zaufaniem. Dotychczas wiedział, że ma pełne zaufanie przyjaciela, ale zawsze grali do jednej bramki. Proporcje uległy właśnie zmianie i sytuacja wyglądała niemniej interesująco.
Dlatego z podwójną uwagą chłonął każdą reakcję Prince’a na swoje działanie. Jakby chciał rozgryźć, co stoi za każdym jego ruchem. Był teraz zaspokojony, więc mógł sobie pozwolić na komfort rozwlekania wszystkiego w czasie. Jęk, który usłyszał po odsunięciu się wywołał delikatny uśmiech na jego wargach. Dobrze usłyszeć zapewnienie, że umie się całować. Subtelne drżenie przy takiej bliskości odczuł na swojej skórze jak delikatną pieszczotę. Za to rumieniec, który wykwitł na twarzy Księcia o mało nie zrujnował panującego między nimi intymnego nastroju. Søren jednak uczony latami praktyki zdławił śmiech w zarodku ograniczając się do wygięcia ust w szelmowskim uśmieszku. Nie spodziewał się po nim reakcji, jaką widuje się najczęściej na policzkach debiutantek, gdy mężczyzna muska ustami ich dłonie przez rękawiczki. Uznał to jednak za komplement, że udało mu się doprowadzić bezwstydnika do takiego stanu. Za to przygryzienie wargi już mu się nie spodobało. Zmrużył lekko oczy przyglądając się jego twarzy. Na dłuższą chwilę zaprzestał powolnych, powłóczystych ruchów na swojej zabawce. Zsunął drugą rękę z pleców przyjaciela i dotknął jego policzka, po czym zdecydowanym ruchem pociągnął w dół uwalniając jego wargę.
- Nie – mruknął niskim głosem, po czym samemu zahaczył zębami o kuszącą dolną wargę. On nic nie ukrywał, Amodeus zobaczył wszystko podane niczym na szwedzkim stole i Avery chciał teraz tego samego. Nie odsunął się jednak, aby w razie czego stłumić pocałunkiem dźwięki, których przyjaciel nie chciał, aby usłyszał. W końcu nie chodziło tu o jednego, ale o ich dwóch.
Wznowił masaż na jego męskości, ale tempo nadal było niesłychanie powolne. To nie było teraz najistotniejsze, uwagę skupił na innym celu, który właśnie skrystalizował się w jego głowie. Zsunął dłoń z twarzy Mosia ponownie na plecy, ale nie pozostawił jej tam bezczynnie. Zdecydowanym ruchem przesuwał się w kierunku południowym badając ich kształt. Nie było to jednak miejsce docelowe. Przesunął rękę po pośladach, chłonąc delikatność i gładkość skóry. Pokłady niezmąconej cierpliwości Sørena kończyły się właśnie w tym miejscu. Wiedział, że nie powinien naciskać, a pośpiech to bardzo zły doradca, ale nic nie mógł poradzić. Przesunął dłoń, po czym delikatnym, ale stanowczym ruchem nacisnął palcem na splot wrażliwych mięśni. Nie chciał być natarczywy ani sprawić mu dyskomfortu, więc z trudem oderwał od niego usta, aby móc spojrzeć Księciu w oczy i upewnić się, że wszystko w porządku.
Zasada numer trzy – nie angażuj się, w nic. Nigdy.
okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Cóż, każdy kierował się w swoim życiu jakimiś zasadami. Podobno nie ma dwóch takich samych ludzi, każda dusza, jak to zwykli nazywać mugole ten niezwykły, nieuchwytny pierwiastek, jest inna, niepowtarzalna. Ponoć, kiedyś ludzie posiadali dwie pary rąk, dwie pary nóg i jeszcze inne, ważniejsze części ciała analogicznie podciągnięte pod ten wzór. Jednak zostali podzieleni na dwie połowy. Od tamtego czasu, każdy z nich stara się odszukać swoją drugą część, która idealnie do nich pasowała. Niczym dwa puzzle, które tak różne, lecz jednak perfekcyjnie dopasowują się do siebie, tak aby osoba z zaburzeniem obesyjno-kompulsywnym także mogły osiągnąć punkt kulminacyjny w przyjemności, tak zwany orgazm. Kierując się tym tokiem myślenia, odnośnie duchowości jednostki, nie szczytowania, bardzo specyficznego, umiejscowionego w tamtych czasach oraz parafrazując pewnego mugolskiego, prawdopodobnie, mędrca: Należy kochać duszę człowieka, a tej kobiety nie posiadają. O, tak sobie tłumaczył swoją skomplikowaną mieszankę uczuć, w której centrum znajdował się jego przyjaciel. Tak, Mosiu nie odczuwał pociągu seksualnego ku osobie Sørena, nie żeby nie był przystojny, bo był, ale... To jego wnętrze skusiło go do poprowadzenia tej relacji ku takiemu kierunkowi, a nie jego pewne części ciała czy hipnotyczne, zielone oczęta, których był wielkim fanem.
Tak, to tego spojrzenia nie mógł teraz wytrzymać. Miał ochotę skulić się w sobie, zwinąć w mały kłębek, po czym ukryć w jakimś mrocznym kącie, gdzie piękna barwa przeszywających oczu Averego go nie odnajdzie. Jednocześnie, całkowite przeciwieństwo, kontrast, niczym inna osoba, pragnął, aby pożarł go wzrokiem, by chłonął tą chwilę. Tym razem nie byli pijani, jak za ich pierwszym razem. Nie było na co zganiać winy, nie mieli gotowej wymówki. Stało się, po raz kolejny. Coś, czego Amos praktycznie nie robił. Wyznawał prostą zasadę, Trzy razy R. Rozbawić, niewinny flirt, z którego czerpie nieskrywaną przyjemność. Pierwsza reguła nie odnosiła się tylko do tego. Musiał się bawić, bo inaczej po co ta cała szopka? Chyba nie po to, aby cierpieć, prawda? Dalej, rozkochać. Nie, nie chodzi o głębokie, poetyckie uczucie, no, przynajmniej nie odwzajemnione. Chodzi o zawładnięcie ciałem i umysłem, nie tylko miłymi słówkami, ale też czystą rządzą, przyjemnością, a w końcu spełnieniem. Ostatnie, najprostsze, rzucić. Nie, nie obiecywał gwiazdek z nieba czy domku, dziecka i drzewka, to nie trzy D... Nie był brutalem, który cieszył się powiększaniem kolekcji serc, ot, nigdy nic nie obiecywał. Miał szybkie nogi, to z nich korzystał wychodząc nad ranem. Lepiej uciec, niż dać się zranić, kolejny raz.
Nienormalny stan Amodeusa był spowodowany niczym innym, jak zaskoczeniem. Nie spodziewał się odwzajemniania przysługi. W końcu był mężczyzną, a jak dobrze wiedział, jego przyjaciel nie posiadał na tym polu doświadczenia, prawie nie. Musiał wiedzieć, że męskie żądze zaspokaja się inaczej, niż te u pań. Zresztą, co będę strzępić język. Przykład został przed chwilą zaprezentowany przez Księcia. Oczywiście, istniały inne sposoby, ale czy Søren będzie miał odwagę, żeby po nie sięgnąć?
Butny uśmieszek, który zagościł na przystojnej twarzy przyjaciela, sprowadził go na ziemię. Paradoksalnie, zawstydził się tym, że zrobił to wcześniej, czyt zawstydził się. Dziewiczy rumieniec zniknął pośpiesznie z jego lica. Nie, ta ozdoba nie pasowała mu. Co innego być uległym, a co innego być niewinnym. Z tej dwójki to drugie zdecydowanie nie należało do cnót Mosia. Nagła zmiana klimatu, która zagościła na twarzy jasnowłosego wystraszyła go. Nie, nie spodziewał się tego. Nie krył się ze swoją reakcją, od razu kierując swe myśli, ku powodowi tego niezadowolenia. Kiedy już chciał się odezwać, usłyszał to jedno słowo, poczuł delikatną dłoń na swoim policzku. Nie był brutalny, lecz zdecydowany, co spodobało mu się. Dominująca strona przyjaciela była, cóż, nie ukrywajmy prawdy, podniecająca. Od razu zrozumiał, co ten miał na myśli. W końcu dał mu wystarczającą ilość wskazówek. Nieprzerwany, namiętny pocałunek przepędził nagły lęk. I to przygryzienie, nie miał nic przeciwko temu, aby trwało to dłużej, zdecydowanie dłużej. Skoro tak mu się podobały dźwięki, które wydobywały się spod słodkich, mosiowych ust, to nie miał zamiaru go ich pozbawiać. Mimo że teraz rozpoczynały się przyjemności dla Księcia, nie oznacza to, że Avery ma pozostać z niczym, nawet jeżeli było to tylko coś takiego. Ciekawe, gdyby miał czas i chęci, to może zastanowiłby się nad tym głębiej, ale teraz? Nie, miał ważniejsze rzeczy na głowie.
Cichy pomruk niezadowolenia, a może rozczarowania, wydobył się z ust Amodeusa, kiedy okazało się, że zabawa pozostanie w tym swoim ślimaczym, choć dalej przyjemnym tempie. Czyżby ktoś tu się męczył za te małe tortury, które były stosowane na nim? Och, jak dziecinie, aż miał ochotę uśmiechnąć się, co pewnie by zrobił, gdyby nie to, że z jego ust wydobywały się, co chwilę odgłosy przyjemności, które mu to skutecznie uniemożliwiały. Kocie mruknięcie wyrwało mu się, kiedy wyczuł wędrówkę, którą rozpoczęła dłoń zielonookiego. Spojrzał wyzywającą na mężczyznę, gdy jego ręka znalazła się na jego pośladkach. Spodziewał się powolnego masażu, który by go jednocześnie podniecił i rozdrażnił, tak aby doprowadziło go to do chęci zdominowania go, by wykrzyknął rozkaz, nie prośbę, o więcej. Cóż... fakt, krzyknął, ale nie władczo, wręcz przeciwnie. Powiedzieć, że nie spodziewał się takiego obrotu spraw to za mało. Ze wszystkich opcji sprawienia przyjemności ta była jedną z dwóch najmniej obstawianych. Miłe zaskoczenie, na tyle, aby nie zwrócił uwagi na to, że jęczy prosto w twarz przyjaciela, znajdując się od niej na długość wystawionego języka.
- Więcej... - udało mu się powiedzieć, pomiędzy dźwiękami rozkoszy.
Nie, nie był to rozkaz czy nawet żądanie. Była to prośba, ostateczne pogodzenie się z oddaniem pałeczki. Och, ten ruch zapewnił Sørenowi wygranie wieczoru. Jak niewiele trzeba, aby odebrać władze w nogach, tak aby Mosiu nie mógł przeskoczyć do trzeciego kroku i uciec w siną dal. Dopiero teraz zobaczył to przeszywające spojrzenie, którym mężczyzna wpatrywał się w niego. Nie, tym razem się nie zarumienił. Może gdyby jego uwaga nie skupiała się nieco niżej, gdyby wszystkie jego zmysły nie szalały wokół jednego, konkretnego punktu, to zrobiłby to. Nie, raczej nie. Za późno na zgrywanie dziewicy, podczas nocy poślubnej. W sumie to nigdy nie lubił tej roli, ale cóż, niektórych odruchów zdecydowanie ciężej się pozbyć, niż innych. Teraz zachowywał się, niczym bezwstydnik, nie miał nic przeciwko temu intensywnemu spojrzeniu. Podobał mu się, gdyby nie rozkojarzenie, to może by się nawet wzdrygnął, lecz nie, teraz ważne było coś innego.
Tak, to tego spojrzenia nie mógł teraz wytrzymać. Miał ochotę skulić się w sobie, zwinąć w mały kłębek, po czym ukryć w jakimś mrocznym kącie, gdzie piękna barwa przeszywających oczu Averego go nie odnajdzie. Jednocześnie, całkowite przeciwieństwo, kontrast, niczym inna osoba, pragnął, aby pożarł go wzrokiem, by chłonął tą chwilę. Tym razem nie byli pijani, jak za ich pierwszym razem. Nie było na co zganiać winy, nie mieli gotowej wymówki. Stało się, po raz kolejny. Coś, czego Amos praktycznie nie robił. Wyznawał prostą zasadę, Trzy razy R. Rozbawić, niewinny flirt, z którego czerpie nieskrywaną przyjemność. Pierwsza reguła nie odnosiła się tylko do tego. Musiał się bawić, bo inaczej po co ta cała szopka? Chyba nie po to, aby cierpieć, prawda? Dalej, rozkochać. Nie, nie chodzi o głębokie, poetyckie uczucie, no, przynajmniej nie odwzajemnione. Chodzi o zawładnięcie ciałem i umysłem, nie tylko miłymi słówkami, ale też czystą rządzą, przyjemnością, a w końcu spełnieniem. Ostatnie, najprostsze, rzucić. Nie, nie obiecywał gwiazdek z nieba czy domku, dziecka i drzewka, to nie trzy D... Nie był brutalem, który cieszył się powiększaniem kolekcji serc, ot, nigdy nic nie obiecywał. Miał szybkie nogi, to z nich korzystał wychodząc nad ranem. Lepiej uciec, niż dać się zranić, kolejny raz.
Nienormalny stan Amodeusa był spowodowany niczym innym, jak zaskoczeniem. Nie spodziewał się odwzajemniania przysługi. W końcu był mężczyzną, a jak dobrze wiedział, jego przyjaciel nie posiadał na tym polu doświadczenia, prawie nie. Musiał wiedzieć, że męskie żądze zaspokaja się inaczej, niż te u pań. Zresztą, co będę strzępić język. Przykład został przed chwilą zaprezentowany przez Księcia. Oczywiście, istniały inne sposoby, ale czy Søren będzie miał odwagę, żeby po nie sięgnąć?
Butny uśmieszek, który zagościł na przystojnej twarzy przyjaciela, sprowadził go na ziemię. Paradoksalnie, zawstydził się tym, że zrobił to wcześniej, czyt zawstydził się. Dziewiczy rumieniec zniknął pośpiesznie z jego lica. Nie, ta ozdoba nie pasowała mu. Co innego być uległym, a co innego być niewinnym. Z tej dwójki to drugie zdecydowanie nie należało do cnót Mosia. Nagła zmiana klimatu, która zagościła na twarzy jasnowłosego wystraszyła go. Nie, nie spodziewał się tego. Nie krył się ze swoją reakcją, od razu kierując swe myśli, ku powodowi tego niezadowolenia. Kiedy już chciał się odezwać, usłyszał to jedno słowo, poczuł delikatną dłoń na swoim policzku. Nie był brutalny, lecz zdecydowany, co spodobało mu się. Dominująca strona przyjaciela była, cóż, nie ukrywajmy prawdy, podniecająca. Od razu zrozumiał, co ten miał na myśli. W końcu dał mu wystarczającą ilość wskazówek. Nieprzerwany, namiętny pocałunek przepędził nagły lęk. I to przygryzienie, nie miał nic przeciwko temu, aby trwało to dłużej, zdecydowanie dłużej. Skoro tak mu się podobały dźwięki, które wydobywały się spod słodkich, mosiowych ust, to nie miał zamiaru go ich pozbawiać. Mimo że teraz rozpoczynały się przyjemności dla Księcia, nie oznacza to, że Avery ma pozostać z niczym, nawet jeżeli było to tylko coś takiego. Ciekawe, gdyby miał czas i chęci, to może zastanowiłby się nad tym głębiej, ale teraz? Nie, miał ważniejsze rzeczy na głowie.
Cichy pomruk niezadowolenia, a może rozczarowania, wydobył się z ust Amodeusa, kiedy okazało się, że zabawa pozostanie w tym swoim ślimaczym, choć dalej przyjemnym tempie. Czyżby ktoś tu się męczył za te małe tortury, które były stosowane na nim? Och, jak dziecinie, aż miał ochotę uśmiechnąć się, co pewnie by zrobił, gdyby nie to, że z jego ust wydobywały się, co chwilę odgłosy przyjemności, które mu to skutecznie uniemożliwiały. Kocie mruknięcie wyrwało mu się, kiedy wyczuł wędrówkę, którą rozpoczęła dłoń zielonookiego. Spojrzał wyzywającą na mężczyznę, gdy jego ręka znalazła się na jego pośladkach. Spodziewał się powolnego masażu, który by go jednocześnie podniecił i rozdrażnił, tak aby doprowadziło go to do chęci zdominowania go, by wykrzyknął rozkaz, nie prośbę, o więcej. Cóż... fakt, krzyknął, ale nie władczo, wręcz przeciwnie. Powiedzieć, że nie spodziewał się takiego obrotu spraw to za mało. Ze wszystkich opcji sprawienia przyjemności ta była jedną z dwóch najmniej obstawianych. Miłe zaskoczenie, na tyle, aby nie zwrócił uwagi na to, że jęczy prosto w twarz przyjaciela, znajdując się od niej na długość wystawionego języka.
- Więcej... - udało mu się powiedzieć, pomiędzy dźwiękami rozkoszy.
Nie, nie był to rozkaz czy nawet żądanie. Była to prośba, ostateczne pogodzenie się z oddaniem pałeczki. Och, ten ruch zapewnił Sørenowi wygranie wieczoru. Jak niewiele trzeba, aby odebrać władze w nogach, tak aby Mosiu nie mógł przeskoczyć do trzeciego kroku i uciec w siną dal. Dopiero teraz zobaczył to przeszywające spojrzenie, którym mężczyzna wpatrywał się w niego. Nie, tym razem się nie zarumienił. Może gdyby jego uwaga nie skupiała się nieco niżej, gdyby wszystkie jego zmysły nie szalały wokół jednego, konkretnego punktu, to zrobiłby to. Nie, raczej nie. Za późno na zgrywanie dziewicy, podczas nocy poślubnej. W sumie to nigdy nie lubił tej roli, ale cóż, niektórych odruchów zdecydowanie ciężej się pozbyć, niż innych. Teraz zachowywał się, niczym bezwstydnik, nie miał nic przeciwko temu intensywnemu spojrzeniu. Podobał mu się, gdyby nie rozkojarzenie, to może by się nawet wzdrygnął, lecz nie, teraz ważne było coś innego.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Określać znaczy ograniczać. Jednak mimo wszystko notorycznie stosuje to większość czarodziejów czystej krwi, która bez żadnego problemu, a nawet z dumą pozwala się szufladkować. Sądzą, że będą w ten sposób wyjątkowi, że izolacja ich wspaniałości od skażonej piętnem skazy masy pozwoli na uchronienie ich perfekcji, doskonałości. Tymczasem sami stają się plugawi, a zagrywki mające chronić zaczynają powoli zabijać ich od środka. Bo człowiek jak idealnym tworem by nie był, musi się rozwijać. Zamknięty w klatce, nawet najpiękniejszej, złotej i bogato zdobionej, wciąż pozostaje więźniem, ograniczony jarzmem, które nie pozwala mu spoglądać dalej, widzieć więcej niż pokazuje wierzchnia warstwa. Tak samo inni ludzie często narzucają na siebie, często z własnej, nieprzymuszonej woli, ograniczenia. Zakazują sobie robienia czegoś w imię wyższego celu, wyrzeczenia mają dać im zbawienie, którego nawet nie są pewni. To zupełnie nielogiczna filozofia. Dlaczego ma się ufać poglądowi, który ktoś obrał dawno temu, gdy świat wyglądał zupełnie inaczej?
Søren chciał uniknąć tego wszystkiego. W zupełności starczały mu pęta, jakie nałożone zostały z dniem urodzin. Z wieloma nie godził się do tej pory, ale nauczył się już dawno, że im bardziej się wierzga tym liny mocniej zaciskają się na jego gardle. Ciche odcinanie więzów jest o wiele lepszym rozwiązaniem niż próby jawnego buntu. Jednak w sprawach, na które miał wpływ nie miał zamiaru się ograniczać. Hołdował zasadzie, że trzeba zjeść chleb z wielu pieców, a najważniejszym narzędziem poznania jest właśnie doświadczenie. Dlatego nigdy nie czuł uciążliwych wyrzutów sumienia. Popełnianie błędów jest na ścieżce życia nieuniknione, to punkt, którego nie da się uniknąć, ale należy z niego wyciągać słuszne wnioski potrzebne. Nie miał więc również problemu z tym, co działo się teraz. Znał poglądy społeczeństwa na ten temat, ale dlaczego miał się nimi przejmować? On nie zaglądał społeczeństwu do łóżka. Nie bał się więc spróbować rzeczy powszechnie uznawanych za wyuzdane, wulgarne czy złe. Można powiedzieć, że przecież próbował już tego i raz powinien mu wystarczyć, ale on nie uznawał tej nocy. Zmysły były zbyt stłumione alkoholem, aby uznać to za w pełni skonsumowane i poznane. Teraz było zupełnie inaczej. Z pełną świadomością swoich czynów oraz ich konsekwencji smakował tego, czego nie wstydziła się Sodoma. I podobało mu się to.
Przyglądanie się Amodeusowi w tym położeniu było niesamowicie intymne, ale też mocno pobudzające. Widział jak na dłoni jak jego mimika i całe ciało reaguję na różne jego zabiegi. Miał wrażenie, że między ich spotykającymi się od czasu do czasu oczyma przeskakują iskry. Jaka była ich geneza i co miały oznaczać? Søren zakładał, że to podniecenie albo zrozumienie, które łączyło ich tak długo, chociaż ten moment był tak samo pełen emocji jak i niewiadomych. Skupiał więc swoją uwagę na rzeczach pewnych. Jak na przykład faktura skóry na policzku przyjaciela pod jego dłonią, miękkość wargi pomiędzy zębami, którą musnął językiem czy smak jego ust podczas pocałunku. Po jaką cholerę skupiać się na jakichś metafizycznych bzdurach, gdy fizyczność w tym momencie jest o wiele bardziej pociągająca. W dodatku dźwięki, jakie wydawał Książę podczas wszystkich tych zabiegów powoli, ale systematycznie zwiększały jego napięcie. Chwilowe zaspokojenie wydawało się być odległym wspomnienie i znów zaczynał mieć ochotę na więcej. Jednak nie na tyle, aby dać mu tę satysfakcję i przyspieszyć. Miał nad sobą naprawdę sporą kontrolę i postanowił dziś sprawdzić jak daleko sięgają jej granice.
Moment oczekiwania na odpowiedź Princa wydawał mu się najdłuższa chwilą w życiu. Miał wrażenie jakby na chwilę stanęło mu serce albo zgubiło minimum dwa uderzenia. Wpatrywał się w jego szaroniebieskie oczy chcąc najchętniej przedrzeć się do jego mózgu i od razu poznać odpowiedź na pytanie, które nie padło. Słowo, które w końcu padło spełniło wszystkie jego oczekiwania. Począwszy od jego artykulacji, a na treści skończywszy. Jednak to, co zrobił było zupełnym zaprzeczeniem tego, czego od niego oczekiwał. Na krótką chwilę, jakby w geście podziękowania wpił się w jego usta. Gwałtownie, aż zderzyli się zębami i czołami. W tym czasie przesunął ręce na lędźwie przyjaciela, aby po odsunięciu głowy jednym zdecydowanym ruchem ułożyć go na kanapie. Ta pozycja zdecydowanie bardziej odpowiadała jego planom. Oparł ręce obok jego głowy i przyglądał mu się chwilę z zadowolonym uśmiechem z góry. Z tej perspektywy wyglądał jeszcze lepiej o ile to w ogóle możliwe. Nie miał jednak zamiaru przyglądać się, bo działanie było teraz o wiele bardziej pociągające. Pochylił głowę na jego szyję, a jego uwagę konkretnie skupiło jabłko Adama, które drgało przy każdym wydawanym przez niego dźwięku. Przeciągnął po nim językiem chcąc odczuć tę subtelną wibrację, gdy przełyka ślinę, a następnie zamknął na nim wargi tak, jak mógłby zrobić na czymś innym, co domagało się jego uwagi wbijając mu się w brzuch. Avery wychodził z założenia, że o wiele ważniejsza od samego szczytu jest droga ku niemu. Nie miał jednak serca przedłużać tych tortur, przynajmniej nie w tym momencie. Prawą ręką sięgnął ponownie ku pośladkom Mosia, musnął delikatnie skórę, po czym skupił się na miejscu, które najbardziej go zajmowało. Nie zatrzymał się po pierwszym ruchu, ale zaczął wykonywać szybkie, płynne pchnięcia palcem. Im więcej dawał tym bardziej mu się to podobało. Søren zawsze był hojny w łóżku, ale teraz czuł, że to było coś innego, głębszego. Chciał go zadowolić, chciał, żeby mu się podobało, chciał skupić jego uwagę tylko na sobie. Nigdy się nie dzielił i jego zaborczość zaczynała dochodzić do głosu, więc ponownie skupił się na ustach Księcia. Nie było w tym pocałunku ani krztyny poprzedniej finezji, a raczej gwałtowna potrzeba. Bo przecież nie chodziło o to, żeby wymazać z głowy Amodeusa wspomnienia kogokolwiek przed nim, prawda?
Søren chciał uniknąć tego wszystkiego. W zupełności starczały mu pęta, jakie nałożone zostały z dniem urodzin. Z wieloma nie godził się do tej pory, ale nauczył się już dawno, że im bardziej się wierzga tym liny mocniej zaciskają się na jego gardle. Ciche odcinanie więzów jest o wiele lepszym rozwiązaniem niż próby jawnego buntu. Jednak w sprawach, na które miał wpływ nie miał zamiaru się ograniczać. Hołdował zasadzie, że trzeba zjeść chleb z wielu pieców, a najważniejszym narzędziem poznania jest właśnie doświadczenie. Dlatego nigdy nie czuł uciążliwych wyrzutów sumienia. Popełnianie błędów jest na ścieżce życia nieuniknione, to punkt, którego nie da się uniknąć, ale należy z niego wyciągać słuszne wnioski potrzebne. Nie miał więc również problemu z tym, co działo się teraz. Znał poglądy społeczeństwa na ten temat, ale dlaczego miał się nimi przejmować? On nie zaglądał społeczeństwu do łóżka. Nie bał się więc spróbować rzeczy powszechnie uznawanych za wyuzdane, wulgarne czy złe. Można powiedzieć, że przecież próbował już tego i raz powinien mu wystarczyć, ale on nie uznawał tej nocy. Zmysły były zbyt stłumione alkoholem, aby uznać to za w pełni skonsumowane i poznane. Teraz było zupełnie inaczej. Z pełną świadomością swoich czynów oraz ich konsekwencji smakował tego, czego nie wstydziła się Sodoma. I podobało mu się to.
Przyglądanie się Amodeusowi w tym położeniu było niesamowicie intymne, ale też mocno pobudzające. Widział jak na dłoni jak jego mimika i całe ciało reaguję na różne jego zabiegi. Miał wrażenie, że między ich spotykającymi się od czasu do czasu oczyma przeskakują iskry. Jaka była ich geneza i co miały oznaczać? Søren zakładał, że to podniecenie albo zrozumienie, które łączyło ich tak długo, chociaż ten moment był tak samo pełen emocji jak i niewiadomych. Skupiał więc swoją uwagę na rzeczach pewnych. Jak na przykład faktura skóry na policzku przyjaciela pod jego dłonią, miękkość wargi pomiędzy zębami, którą musnął językiem czy smak jego ust podczas pocałunku. Po jaką cholerę skupiać się na jakichś metafizycznych bzdurach, gdy fizyczność w tym momencie jest o wiele bardziej pociągająca. W dodatku dźwięki, jakie wydawał Książę podczas wszystkich tych zabiegów powoli, ale systematycznie zwiększały jego napięcie. Chwilowe zaspokojenie wydawało się być odległym wspomnienie i znów zaczynał mieć ochotę na więcej. Jednak nie na tyle, aby dać mu tę satysfakcję i przyspieszyć. Miał nad sobą naprawdę sporą kontrolę i postanowił dziś sprawdzić jak daleko sięgają jej granice.
Moment oczekiwania na odpowiedź Princa wydawał mu się najdłuższa chwilą w życiu. Miał wrażenie jakby na chwilę stanęło mu serce albo zgubiło minimum dwa uderzenia. Wpatrywał się w jego szaroniebieskie oczy chcąc najchętniej przedrzeć się do jego mózgu i od razu poznać odpowiedź na pytanie, które nie padło. Słowo, które w końcu padło spełniło wszystkie jego oczekiwania. Począwszy od jego artykulacji, a na treści skończywszy. Jednak to, co zrobił było zupełnym zaprzeczeniem tego, czego od niego oczekiwał. Na krótką chwilę, jakby w geście podziękowania wpił się w jego usta. Gwałtownie, aż zderzyli się zębami i czołami. W tym czasie przesunął ręce na lędźwie przyjaciela, aby po odsunięciu głowy jednym zdecydowanym ruchem ułożyć go na kanapie. Ta pozycja zdecydowanie bardziej odpowiadała jego planom. Oparł ręce obok jego głowy i przyglądał mu się chwilę z zadowolonym uśmiechem z góry. Z tej perspektywy wyglądał jeszcze lepiej o ile to w ogóle możliwe. Nie miał jednak zamiaru przyglądać się, bo działanie było teraz o wiele bardziej pociągające. Pochylił głowę na jego szyję, a jego uwagę konkretnie skupiło jabłko Adama, które drgało przy każdym wydawanym przez niego dźwięku. Przeciągnął po nim językiem chcąc odczuć tę subtelną wibrację, gdy przełyka ślinę, a następnie zamknął na nim wargi tak, jak mógłby zrobić na czymś innym, co domagało się jego uwagi wbijając mu się w brzuch. Avery wychodził z założenia, że o wiele ważniejsza od samego szczytu jest droga ku niemu. Nie miał jednak serca przedłużać tych tortur, przynajmniej nie w tym momencie. Prawą ręką sięgnął ponownie ku pośladkom Mosia, musnął delikatnie skórę, po czym skupił się na miejscu, które najbardziej go zajmowało. Nie zatrzymał się po pierwszym ruchu, ale zaczął wykonywać szybkie, płynne pchnięcia palcem. Im więcej dawał tym bardziej mu się to podobało. Søren zawsze był hojny w łóżku, ale teraz czuł, że to było coś innego, głębszego. Chciał go zadowolić, chciał, żeby mu się podobało, chciał skupić jego uwagę tylko na sobie. Nigdy się nie dzielił i jego zaborczość zaczynała dochodzić do głosu, więc ponownie skupił się na ustach Księcia. Nie było w tym pocałunku ani krztyny poprzedniej finezji, a raczej gwałtowna potrzeba. Bo przecież nie chodziło o to, żeby wymazać z głowy Amodeusa wspomnienia kogokolwiek przed nim, prawda?
okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Stwierdzenie, że Mosiowi podobała się ta sytuacja, było wielki niedoprecyzowaniem. Jego zmysły szalały, a podniecenie, już zdecydowanie wcześniej, sięgało zenitu. Ciało jego było niczym garnek, w którym od dłuższego czasu woda wrzała. W każdej chwili mógł eksplodować, wykipieć, dając ujście temu skumulowanej rozkoszy. Lecz nie robił tego. Pokrywka jakby na cienkich nitkach, ale jednak, dalej się trzymała. Wiele rzeczy mogło je przerwać, ale na razie dzielnie się opierały, walczyły. Nie wiedział, co miałoby nastąpić po ewentualnym finale. Czy była to jedynie rozgrzewka czy może punkt kulminacyjny, po którym nastąpi jedynie rozwiązanie akcji? I tyle, po ptakach, rozejdą się do domu? Właściwie, to tylko Prince by wyszedł, przecież Avery był u siebie. Mniejsza. Jego ciało reagowało samowolnie, niedopuszczająca takiego obrotu spraw, co przyniosło nieoczekiwane i dotąd nie znane efekty. Jeśli do tej pory Amos pozostawił sobie, nawet ukryte, resztki kontroli nad zaistniałą sytuacją, to teraz nie było o niej nawet mowy. Był niczym glina, pod wpływem dotyku jasnowłosego dosłownie rozpływał się, dawał się kształtować w dowolne formy. Po prostu nie stawiał żadnego oporu.
Nagła radość, na wypowiedziane przez niego słowo, wzbudziła w nim zaskakujące szczęście. Aż dziw bierze, że nawet tak skromne okazanie uczuć przez Sørena, wpłynie na niego. Pomyślałby kto, że po tym, co dzisiaj zdążył zobaczyć, te wszystkie reakcje, te niewypowiedziane słowa i metaforyczne iskrzenie powietrza, które unosiło się między nimi, coś takiego, nie zrobi na nim aż tak dużego wrażenia. Miał ochotę się zaśmiać, oczywiście z radości, kiedy ich zęby otarły się o siebie, a czoła zderzyły w jakże czuły geście, niczym jakiś uczniaków, co to po raz pierwszy się całują i nie wiedzą, w jaki sposób ułożyć swoje głowy. Niestety albo stety, nie udało mu się to. Gwałtowna zmiana pozycji, znowu, uniemożliwiła mu to. Nabrał ochoty, aby wygarnąć przyjacielowi brak zdecydowania i to całe rzucanie nim, niczym jakąś porcelanową lalką. Fakt, robił to z wielkim pośpiechem, lecz jednocześnie pozostawał przy tym niezmiernie delikatny. Ich spojrzenia znów się spotkały, jednakże tym razem nie wpatrywali się w siebie w ten hipnotyczny sposób, jakby chcieli odczytać nawzajem swoje myśli. Nowy pomysł na sprawienie przyjemności Mosowi był zdecydowanie oryginalny. W tej krótkiej chwili wytchnienia wyczuł właśnie, że nie tylko jego ogarnęło dzikie podniecenie. Cóż, pewnych faktów nie da się ukryć, a jeden z nich, bardzo solidny, wbijał się właśnie w rozpalone ciało Księcia. Dziękował w duchu Averemu, za przerwanie tej przyjemnie-torturującej przerwy. Oczywiście, nie zapomniał o tym, aby wyrazić swoją wdzięczność także nagłos. Właściwie, to nawet nie miał za bardzo wyjść, ot, samo mu się wyrwało, jak tylko poczuł wznowienie przerwanej prze chwilą zabawy. Całkowicie oddał się tej błogiej przyjemności, stwierdzając, że ktoś tu wziął sobie do serca, odwdzięczenie się za otrzymaną przyjemność. Rzecz jasna nie miał żadnych obiekcji, co do tego. Najlepiej o tym świadczyły jęki rozkoszy, które co rusz wydobywały się z jego ust. O których nagle przypomniał sobie zielonooki, wbijając się w nie, niczym wilkołak w szyję ofiary. Nie, nie było to ani trochę finezyjne czy delikatne. Co Amos skwitował krótkim okrzykiem, który zanikł stłumiony przez jego wargi.
Nie do końca wiedział, co takiego właśnie się stało, a teraz nie miał sposobności, aby rozstrzygnąć tę sprawę. Gdyby tylko opanował, jakże ciekawą zdolność legilimencji i odczytał te dzikie przebłysk myśli, które nawiedziły Sørena, to... Nie wiedziałby nawet, jak ma zareagować. Zaśmiać się czy być poruszonym? Był to irracjonalny cień zazdrości? Czy może skryta potrzeba, aby zawładnąć nie tylko ciałem Amodeusa, ale i jego sercem? Zakładam, że nawet jasnowłosy nie znał odpowiedzi na to pytanie. Faktem było, że miewał w przeszłości kochanków, którzy umiejętnościami czysto technicznymi przewyższali jego przyjaciel, ale ten posiadł coś, czego nie zdobył żaden z jego poprzedników. Powiedzmy sobie, że jeszcze nikomu nie udało się doprowadzić Księcia do takiego stanu, zaledwie jednym palcem. Gdyby nie był zajęty teraz przeżywaniem jednych z najlepszych chwil swego seksualnego życia, to pewnie zastanowiłby się nad tym całym przypadkiem. Co takiego mógł mieć ten jeden palec, który doprowadził go do takiego stanu. Ale nie miał. Kończymy zbędne, dywagacje na tematy, które nikogo nie interesują, przynajmniej nie w tym momencie. Teraz, zabierzemy się za prawdziwą akcję.
Amos poddał się temu dzikiemu pocałunkowi, mimo wcześniejszego, niezbyt przekonującego protestu. Jakby w odwecie, wbił paznokcie obu dłoni w szerokie plecy pałkarza i przeorał nimi jasną skórę. Ciekawe, jak długo utrzymają się po tym ślady? Oderwał się od zniewalających ust, zbliżając swoje wargi ku uchu kochanka, po czym przygryzł nieco za mocno jego płatek ucha. Uważając, że mężczyzna otrzymał dostateczną rekompensatę za swoje czyny, oderwał swoje zęby od delikatnego ciała, lecz dalej pozostawał w tamtych rejonach, drażniąc je ciepłym oddechem.
- Zrób to... - wymruczał wręcz prosto do jego ucha, uśmiechając się przy tym kokieteryjnie, co było ledwo zauważalne dla Sørena.
Odpowiadając na nieme pytanie, nakierował swoje pośladki, na pewną część ciała, która od pewnego czasu napierała na Amosa. A może nawet chciał odpowiedzieć. Kto wie, teraz było już za późno, w końcu jasno dał do zrozumienia, czego się spodziewa, jako następnego punktu w ich rozgrywce.
Nagła radość, na wypowiedziane przez niego słowo, wzbudziła w nim zaskakujące szczęście. Aż dziw bierze, że nawet tak skromne okazanie uczuć przez Sørena, wpłynie na niego. Pomyślałby kto, że po tym, co dzisiaj zdążył zobaczyć, te wszystkie reakcje, te niewypowiedziane słowa i metaforyczne iskrzenie powietrza, które unosiło się między nimi, coś takiego, nie zrobi na nim aż tak dużego wrażenia. Miał ochotę się zaśmiać, oczywiście z radości, kiedy ich zęby otarły się o siebie, a czoła zderzyły w jakże czuły geście, niczym jakiś uczniaków, co to po raz pierwszy się całują i nie wiedzą, w jaki sposób ułożyć swoje głowy. Niestety albo stety, nie udało mu się to. Gwałtowna zmiana pozycji, znowu, uniemożliwiła mu to. Nabrał ochoty, aby wygarnąć przyjacielowi brak zdecydowania i to całe rzucanie nim, niczym jakąś porcelanową lalką. Fakt, robił to z wielkim pośpiechem, lecz jednocześnie pozostawał przy tym niezmiernie delikatny. Ich spojrzenia znów się spotkały, jednakże tym razem nie wpatrywali się w siebie w ten hipnotyczny sposób, jakby chcieli odczytać nawzajem swoje myśli. Nowy pomysł na sprawienie przyjemności Mosowi był zdecydowanie oryginalny. W tej krótkiej chwili wytchnienia wyczuł właśnie, że nie tylko jego ogarnęło dzikie podniecenie. Cóż, pewnych faktów nie da się ukryć, a jeden z nich, bardzo solidny, wbijał się właśnie w rozpalone ciało Księcia. Dziękował w duchu Averemu, za przerwanie tej przyjemnie-torturującej przerwy. Oczywiście, nie zapomniał o tym, aby wyrazić swoją wdzięczność także nagłos. Właściwie, to nawet nie miał za bardzo wyjść, ot, samo mu się wyrwało, jak tylko poczuł wznowienie przerwanej prze chwilą zabawy. Całkowicie oddał się tej błogiej przyjemności, stwierdzając, że ktoś tu wziął sobie do serca, odwdzięczenie się za otrzymaną przyjemność. Rzecz jasna nie miał żadnych obiekcji, co do tego. Najlepiej o tym świadczyły jęki rozkoszy, które co rusz wydobywały się z jego ust. O których nagle przypomniał sobie zielonooki, wbijając się w nie, niczym wilkołak w szyję ofiary. Nie, nie było to ani trochę finezyjne czy delikatne. Co Amos skwitował krótkim okrzykiem, który zanikł stłumiony przez jego wargi.
Nie do końca wiedział, co takiego właśnie się stało, a teraz nie miał sposobności, aby rozstrzygnąć tę sprawę. Gdyby tylko opanował, jakże ciekawą zdolność legilimencji i odczytał te dzikie przebłysk myśli, które nawiedziły Sørena, to... Nie wiedziałby nawet, jak ma zareagować. Zaśmiać się czy być poruszonym? Był to irracjonalny cień zazdrości? Czy może skryta potrzeba, aby zawładnąć nie tylko ciałem Amodeusa, ale i jego sercem? Zakładam, że nawet jasnowłosy nie znał odpowiedzi na to pytanie. Faktem było, że miewał w przeszłości kochanków, którzy umiejętnościami czysto technicznymi przewyższali jego przyjaciel, ale ten posiadł coś, czego nie zdobył żaden z jego poprzedników. Powiedzmy sobie, że jeszcze nikomu nie udało się doprowadzić Księcia do takiego stanu, zaledwie jednym palcem. Gdyby nie był zajęty teraz przeżywaniem jednych z najlepszych chwil swego seksualnego życia, to pewnie zastanowiłby się nad tym całym przypadkiem. Co takiego mógł mieć ten jeden palec, który doprowadził go do takiego stanu. Ale nie miał. Kończymy zbędne, dywagacje na tematy, które nikogo nie interesują, przynajmniej nie w tym momencie. Teraz, zabierzemy się za prawdziwą akcję.
Amos poddał się temu dzikiemu pocałunkowi, mimo wcześniejszego, niezbyt przekonującego protestu. Jakby w odwecie, wbił paznokcie obu dłoni w szerokie plecy pałkarza i przeorał nimi jasną skórę. Ciekawe, jak długo utrzymają się po tym ślady? Oderwał się od zniewalających ust, zbliżając swoje wargi ku uchu kochanka, po czym przygryzł nieco za mocno jego płatek ucha. Uważając, że mężczyzna otrzymał dostateczną rekompensatę za swoje czyny, oderwał swoje zęby od delikatnego ciała, lecz dalej pozostawał w tamtych rejonach, drażniąc je ciepłym oddechem.
- Zrób to... - wymruczał wręcz prosto do jego ucha, uśmiechając się przy tym kokieteryjnie, co było ledwo zauważalne dla Sørena.
Odpowiadając na nieme pytanie, nakierował swoje pośladki, na pewną część ciała, która od pewnego czasu napierała na Amosa. A może nawet chciał odpowiedzieć. Kto wie, teraz było już za późno, w końcu jasno dał do zrozumienia, czego się spodziewa, jako następnego punktu w ich rozgrywce.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Salon
Szybka odpowiedź