Wejście
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Wejście
Wszystkie budynki na ulicy Śmiertelnego Nokturnu wyglądały podobnie - tak samo podniszczone, tak samo zaniedbane i brudne, odpychające, czy nawet mogące przerazić zbłąkanego przechodnia. Jednakże dla większości bywalców o wątpliwej moralności, te tereny są codzienne, znajome, swojskie. Nic więc dziwnego, iż sklep ulokowany pod 13B, opatrzony wypłowiałym już nieco szyldem z łuszczącym się, złotawym napisem Borgin & Burkes nie był wyjątkiem od tej niepisanej reguły.
Stojąc na zakurzonej, kamiennej ulicy trudno było ujrzeć cóż owy przybytek mógł kryć w swym wnętrzu; zmatowiałe, w niektórych miejscach osnute pajęczynami szyby łukowatych okien pilnie strzegły tajemnic właścicieli, odstraszając niechcianych gości, przypadkowych i niewtajemniczonych laików... Odróżnić dało się jedynie chłodny poblask lamp muszących znajdować się gdzieś po drugiej stronie, gdzieś kilka kroków dalej, w bliskim, lecz odległym świecie czarnomagicznych artefaktów, śmiertelnie niebezpiecznych przedmiotów niejednokrotnie sprowadzanych z odległych krajów, z przemytniczej Bułgarii, mroźnej północy. Po przekroczeniu skrzypiącego progu, do uszu dociera cichy, nieprzyjemny brzęk zaśniedziałego dzwoneczka mającego informować stojącego przy wyszczerbionym kontuarze sprzedawcę o każdym, dosłownie każdym gościu. Wnętrze sklepu jest nieuporządkowane, ciemne, brudne; w powietrzu unosi się zapach stęchlizny i kurzu. W oczy rzuca się masywny kominek, w którym to wiecznie pali się blady, chłodny ogień. Ustawione pod ścianami szafy, komody, komódki zastawione są przedmiotami drobnymi, jak i całkiem sporymi, niepozornymi, jak i już na pierwszy rzut oka powodującymi mdłości; przede wszystkim jednak wszystkie te przedmioty mrowią skórę doskonale wyczuwalną magią, magią potężną, niepojętą i śmiercionośną. Tak wielce pożądaną w tych czasach.
Stojąc na zakurzonej, kamiennej ulicy trudno było ujrzeć cóż owy przybytek mógł kryć w swym wnętrzu; zmatowiałe, w niektórych miejscach osnute pajęczynami szyby łukowatych okien pilnie strzegły tajemnic właścicieli, odstraszając niechcianych gości, przypadkowych i niewtajemniczonych laików... Odróżnić dało się jedynie chłodny poblask lamp muszących znajdować się gdzieś po drugiej stronie, gdzieś kilka kroków dalej, w bliskim, lecz odległym świecie czarnomagicznych artefaktów, śmiertelnie niebezpiecznych przedmiotów niejednokrotnie sprowadzanych z odległych krajów, z przemytniczej Bułgarii, mroźnej północy. Po przekroczeniu skrzypiącego progu, do uszu dociera cichy, nieprzyjemny brzęk zaśniedziałego dzwoneczka mającego informować stojącego przy wyszczerbionym kontuarze sprzedawcę o każdym, dosłownie każdym gościu. Wnętrze sklepu jest nieuporządkowane, ciemne, brudne; w powietrzu unosi się zapach stęchlizny i kurzu. W oczy rzuca się masywny kominek, w którym to wiecznie pali się blady, chłodny ogień. Ustawione pod ścianami szafy, komody, komódki zastawione są przedmiotami drobnymi, jak i całkiem sporymi, niepozornymi, jak i już na pierwszy rzut oka powodującymi mdłości; przede wszystkim jednak wszystkie te przedmioty mrowią skórę doskonale wyczuwalną magią, magią potężną, niepojętą i śmiercionośną. Tak wielce pożądaną w tych czasach.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:46, w całości zmieniany 1 raz
Byłby wdzięczny za brak zwłoki, szanowanie cennego czasu — ich obojga przecież, nie zawracałby jej głowy dla rozrywki, ona nie ociągała się z kobiecej przekorności; byłby, bo podskórnie właśnie na to liczył. Zamiast wdzięczności pojawiło się więc zadowolenie nieodmalowane jednak w żaden sposób na jego kamiennej twarzy, wcześniej odbijającej cienie powstałe za sprawą gry świateł i witryn sklepowych, później spowitej półmrokiem, gdy się odwrócił w stronę wyjścia na zaplecze. Wyłoniła się niedługo po tym, jak zniknął na nim sklepikarz, któremu się przedstawił i poprosił o spotkanie z arystokratką. Wiedział, że śmiało może powołać się na Edgara, to za jego poleceniem znalazł się właśnie tutaj, korzystając więc z danego mu przywileju wykorzystał bezwstydnie nazwisko. Lady Burke. Nie wiedział czego się po niej spodziewać. Czy była utalentowana? Profesjonalna? Czy znała się na rzeczy? Posiadała wiedzę, która okaże się przydatna, czy po prostu jest nowicjuszką, która na nim będzie zdobywać niezbędne doświadczenie? Wolał, by okazało się, że miała pojęcie o talizmanach, przetapianiu metali i alchemii. Choć nie przywiązywał zbytniej wagi do przedmiotów, potrafił docenić wartość niezwykłych artefaktów, a teraz zależało mu na zdobyciu jednego. Rzadkiego, na swój sposób wyjątkowego, tak jak sama dziedzina, której dotyczył. Nie zakładał, by potrafiła go stworzyć, być może przedwcześnie nie doceniając jej wiedzy i umiejętności lub niedoświadczenie mylnie wiążąc ściśle z wiekiem; ale wierzył, że będzie wiedziała, jak go zdobyć.
Spojrzenie w kolorze posępnego, chmurnego nieba skierowało się prosto ku niej, gdy skinął ku niej głową na powitanie; zamiast ostentacyjnie przemknąć po niej całej, zatrzymał je na jej twarzy, jakby mimowolnie doszukiwał się w niej podobieństwa do brata, którego dobrze znał.
— Lady Burke — miękko powitał ją cichym, niezaburzającym zbytnio ciszy głosem. Pozwolił jeszcze by na moment otuliła ich oboje nim przeszedł do rzeczy. Obrócił się całym ciałem w stronę kontuaru. — Pozwolisz — zaczął, odchylając poły szaty, by zgrabnie wysunąć zwinięty w rulon pergamin, na którym własną dłonią przepisał wszystkie interesujące go treści z księgi o wieszczach i wróżbitach, o prognozowaniu i przewidywaniu przyszłości. Nie pokusił się o powielenie malunku, jaki się w niej zawierał. Nie ośmielił się nawet próbować, od razu wiedząc, że marny przyniosłoby to efekt. W nagłówku widniała nazwa artefaktu, talizmanu, o który mu się rozchodziło, a poniżej zwięźle i krótko wypisane były informacje, co do jego stworzenia, właściwości i możliwości. — Interesuje mnie taki talizman. — Rozwinął zwój i rozprostował go na kontuarze, zwracając tym samym tak, aby Primrose mogła go bez trudu odczytać. Nie znał się na tej sztuce; nie mógł więc określić stopnia trudności stworzenia go. Był jednak pewien, że młoda arystokratka za moment rozwieje wszelkie jego wątpliwości. — Nestor, twój brat, lady, bez mrugnięcia okiem polecił mi skierowanie się do ciebie w tej sprawie. Wierzę jego słowom, że wiesz jak mógłbym go dostać — ostrożnie ominął kwestię wytworzenia, nie chcąc zarzucić jej zbyt wielkimi oczekiwaniami od razu; nie chcąc jej przy tym urazić, ale jednocześnie przyglądając jej się uważnie, by odczytać z jej twarzy, czy może jednak potrafiłaby go stworzyć sama? — Zależy mi też na zachowaniu tego w sekrecie.
Spojrzenie w kolorze posępnego, chmurnego nieba skierowało się prosto ku niej, gdy skinął ku niej głową na powitanie; zamiast ostentacyjnie przemknąć po niej całej, zatrzymał je na jej twarzy, jakby mimowolnie doszukiwał się w niej podobieństwa do brata, którego dobrze znał.
— Lady Burke — miękko powitał ją cichym, niezaburzającym zbytnio ciszy głosem. Pozwolił jeszcze by na moment otuliła ich oboje nim przeszedł do rzeczy. Obrócił się całym ciałem w stronę kontuaru. — Pozwolisz — zaczął, odchylając poły szaty, by zgrabnie wysunąć zwinięty w rulon pergamin, na którym własną dłonią przepisał wszystkie interesujące go treści z księgi o wieszczach i wróżbitach, o prognozowaniu i przewidywaniu przyszłości. Nie pokusił się o powielenie malunku, jaki się w niej zawierał. Nie ośmielił się nawet próbować, od razu wiedząc, że marny przyniosłoby to efekt. W nagłówku widniała nazwa artefaktu, talizmanu, o który mu się rozchodziło, a poniżej zwięźle i krótko wypisane były informacje, co do jego stworzenia, właściwości i możliwości. — Interesuje mnie taki talizman. — Rozwinął zwój i rozprostował go na kontuarze, zwracając tym samym tak, aby Primrose mogła go bez trudu odczytać. Nie znał się na tej sztuce; nie mógł więc określić stopnia trudności stworzenia go. Był jednak pewien, że młoda arystokratka za moment rozwieje wszelkie jego wątpliwości. — Nestor, twój brat, lady, bez mrugnięcia okiem polecił mi skierowanie się do ciebie w tej sprawie. Wierzę jego słowom, że wiesz jak mógłbym go dostać — ostrożnie ominął kwestię wytworzenia, nie chcąc zarzucić jej zbyt wielkimi oczekiwaniami od razu; nie chcąc jej przy tym urazić, ale jednocześnie przyglądając jej się uważnie, by odczytać z jej twarzy, czy może jednak potrafiłaby go stworzyć sama? — Zależy mi też na zachowaniu tego w sekrecie.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Umiejętność zachowania spokoju na zewnątrz była ćwiczona przez dzieci od maleńkości. Nie pokazuj swoich prawdziwych uczuć na zewnątrz. Bądź niewzruszona niczym kamienna figura, nie odsłaniaj się. Nauki matki weszły głęboko, a gdy w Prim się gotowało, to twarz pozostawała niewzruszona. Profesjonalizm zaś wymagał od niej bycia uprzejmą i jednocześnie pomocną dla klienta. Ten przychodząc ze swoim zamówieniem miał się poczuć w jej otoczeniu pewnie i swobodnie. Ona zaś musiała sprzedać jak najdrożej swoja skórę jako wytwórca talizmanów. Była młoda, kiedy jej wiek na salonach był atutem, tak w pracy był przeszkodą, jednak nie pozwalała aby ponure myśli ją przytłaczały. Każdy mistrz zdobywał swoje szlify będąc czeladnikiem i choć Prim nie była na tyle dumna aby nazywać siebie mistrzem, tak aspiracje do niego miała i każde zlecenie traktowała jako wyzwanie i kolejną górę do zdobycia. Liczyła się z tym, że zlecenie od Mulcibera nie będzie należało do prostych i łatwych, gdyż taki czarodziej nie mógł prosić o zwykły talizman ochronny, których parę sztuk leżało w gablocie gotowych do zakupienia i użycia. Stary pracownik dyskretnie zniknął za ciężką kotarą, ale czuła jego wzrok na sobie. Pilnował jej, gdyż takie miał zalecenie od Edgara, gotów w każdej chwili zainterweniować.
-Proszę – zachęciła mężczyznę aby wyłożył czego mu potrzeba. Zaintrygowana sięgnęła po rulon pergaminu, na którym widniały zapiski o talizmanie, który był jej znany. Nie należał do łatwych ani prostych, ale też nie był z kategorii najtrudniejszych, a tego się obawiała. Gdyby było to coś jeszcze bardziej skomplikowanego musiałaby z żalem serca odmówić lub pociągnąć za odpowiednie sznurki aby zdobyć podobny amulet i go jedynie spersonalizować dla Ramseya. Oznaczałoby to wysłania Wrońskiego na kolejne poszukiwania. Przebiegła dokładnie wzrokiem zapiski i pokiwała głową. Odłożyła na kontuar pergamin i odwróciła się aby sięgnąć do półek po jedną z wielu ksiąg jakie tam się znajdowały. Ułożyła ją obok zapisków czarodzieja i otworzyła wznosząc w górę drobinki pyłu, a w nos uderzył zapach starego pergaminu. Przerzuciła parę pożółkłych kartek i wskazała na rysunki wisiorów oraz listę składników podobną do tych, które przyniósł mężczyzna.
-Talizman szczególnej krwi – powiedziała. – Tego pan szuka. Wspomaga szczególne umiejętności czarodzieja, który posiada ów talizman.
Edgar wspomniał, że być może zna czarodzieja, który będzie zainteresowany jej umiejętnościami. Jak widać właśnie stał przed nią i składał konkretne zamówienie. Wiedziała, że nie bacząc na nic musi wziąć to zlecenie. Nie mogła zawieść brata, musiała udowodnić, że jej zdolności nie są zwykłą przechwałką i ślepą wiarą w siostrę.
-Tego rodzaju amulety robione są zwyczajowo na zamówienie – odpowiedziała na słowa Ramseya i podniosła na niego spojrzenie jasnych oczu. – Mają wspierać czarodzieja więc nie robi się ich na zapas. Choć od czasu do czasu zdarza się na taki trafić, ale niezwykle rzadko. Jestem w stanie taki amulet przygotować.
Teraz dochodzili do najcięższego etapu rozmowy o zamówieniu. Personalizowane amulety wymagały odrobiny włosów lub krwi osoby, do której ma należeć amulet. Wtedy ich działanie było najlepsze i silniejsze. Jednak kiedy włosy nie stanowiły dla nikogo zaskoczenia tak krew dotykała już tej magii, o której nie każdy chciał mówić lub ujawniać się, że wie o jej zastosowaniu. Ramsey chyba nie należał do osób, które będą udawać, że nie wiedzą czym zajmuje się ród Burke.
-Jednak wymaga to czasu, ale przede wszystkim związania talizmanu z jego posiadaczem. Oczywiście możemy pominąć ten etap. Talizman będzie działał, ale może słabiej oddziaływać na pana umiejętności. – Kontynuowała i wskazała na zapiski mężczyzny. Mówiła ze spokojem w głosie osoby wiedzącej o temacie, na który się wypowiadała. – Należy też talizman odpowiednio zapieczętować runą. Jakiej umiejętności ma dotykać?
Patrzyła na czarodzieja wyczekująco ale nie ponaglająco. Czasami klienci nie chcieli odpowiadać na takie pytania, musiała być przygotowana na odbicie ich obiekcji i wyjaśnienie dlaczego oto pyta. Kiedy wspomniał o dyskrecji kiwnęła głową, że to rozumie i jest to dla niej oczywiste. Każdy kto przychodził do tego sklepu mógł liczyć na milczenie jego pracowników i właścicieli. Pewne tajemnice tajemnicami winny pozostać i doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
-Proszę – zachęciła mężczyznę aby wyłożył czego mu potrzeba. Zaintrygowana sięgnęła po rulon pergaminu, na którym widniały zapiski o talizmanie, który był jej znany. Nie należał do łatwych ani prostych, ale też nie był z kategorii najtrudniejszych, a tego się obawiała. Gdyby było to coś jeszcze bardziej skomplikowanego musiałaby z żalem serca odmówić lub pociągnąć za odpowiednie sznurki aby zdobyć podobny amulet i go jedynie spersonalizować dla Ramseya. Oznaczałoby to wysłania Wrońskiego na kolejne poszukiwania. Przebiegła dokładnie wzrokiem zapiski i pokiwała głową. Odłożyła na kontuar pergamin i odwróciła się aby sięgnąć do półek po jedną z wielu ksiąg jakie tam się znajdowały. Ułożyła ją obok zapisków czarodzieja i otworzyła wznosząc w górę drobinki pyłu, a w nos uderzył zapach starego pergaminu. Przerzuciła parę pożółkłych kartek i wskazała na rysunki wisiorów oraz listę składników podobną do tych, które przyniósł mężczyzna.
-Talizman szczególnej krwi – powiedziała. – Tego pan szuka. Wspomaga szczególne umiejętności czarodzieja, który posiada ów talizman.
Edgar wspomniał, że być może zna czarodzieja, który będzie zainteresowany jej umiejętnościami. Jak widać właśnie stał przed nią i składał konkretne zamówienie. Wiedziała, że nie bacząc na nic musi wziąć to zlecenie. Nie mogła zawieść brata, musiała udowodnić, że jej zdolności nie są zwykłą przechwałką i ślepą wiarą w siostrę.
-Tego rodzaju amulety robione są zwyczajowo na zamówienie – odpowiedziała na słowa Ramseya i podniosła na niego spojrzenie jasnych oczu. – Mają wspierać czarodzieja więc nie robi się ich na zapas. Choć od czasu do czasu zdarza się na taki trafić, ale niezwykle rzadko. Jestem w stanie taki amulet przygotować.
Teraz dochodzili do najcięższego etapu rozmowy o zamówieniu. Personalizowane amulety wymagały odrobiny włosów lub krwi osoby, do której ma należeć amulet. Wtedy ich działanie było najlepsze i silniejsze. Jednak kiedy włosy nie stanowiły dla nikogo zaskoczenia tak krew dotykała już tej magii, o której nie każdy chciał mówić lub ujawniać się, że wie o jej zastosowaniu. Ramsey chyba nie należał do osób, które będą udawać, że nie wiedzą czym zajmuje się ród Burke.
-Jednak wymaga to czasu, ale przede wszystkim związania talizmanu z jego posiadaczem. Oczywiście możemy pominąć ten etap. Talizman będzie działał, ale może słabiej oddziaływać na pana umiejętności. – Kontynuowała i wskazała na zapiski mężczyzny. Mówiła ze spokojem w głosie osoby wiedzącej o temacie, na który się wypowiadała. – Należy też talizman odpowiednio zapieczętować runą. Jakiej umiejętności ma dotykać?
Patrzyła na czarodzieja wyczekująco ale nie ponaglająco. Czasami klienci nie chcieli odpowiadać na takie pytania, musiała być przygotowana na odbicie ich obiekcji i wyjaśnienie dlaczego oto pyta. Kiedy wspomniał o dyskrecji kiwnęła głową, że to rozumie i jest to dla niej oczywiste. Każdy kto przychodził do tego sklepu mógł liczyć na milczenie jego pracowników i właścicieli. Pewne tajemnice tajemnicami winny pozostać i doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Kiedy ułożyła księgę na kontuarze, kurz uniosły się w powietrze, a jego specyficzna woń dotarła do wrażliwego nosa Mulcibera. Bez zahamowań, pochylił się do przodu, nad woluminem, błyskawicznie spoglądając na podobizny talizmanu, który widział we własnym tomie o przyszłości. Ciche "mhm" na potwierdzenie wydostało się z jego gardła. Chudą dłoń o długich palcach ułożył na księdze, zupełnie tak jakby chciał sobie ją przywłaszczyć, nawet jeśli na ten jeden moment lub odczuł wyraźną potrzebne zetknięcia skóry z szóstka fakturą pergaminu. Nic jednak podobnego, zwyczajnie rozprostował stronę, przyglądając się uważnie malunkom. Nie powiedział jednak nic, słuchając melodyjnego, przyjemnego dla ucha głosu arystokratki. Tak, dokładnie o to mu chodziło. Cichy pomruk miał to potwierdzić, nic więcej nie było w tej chwili potrzebne. Oczy przemysły od rysunku do rysunku.
— To zrozumiałe — przyznał jej rację. Jeśli miały być wyjątkowe, musiały być albo niezwykle rzadkie, albo możliwe do indywidualnego wykonania. Ta druga kwestia pasowała mu tym bardziej, że czuł kontrolę nad całym procesem produkcyjnym, choć w najmniejszym stopniu za niego nie odpowiadał.
Choć poczuł na sobie jej spojrzenie, nie uniósł własnego, nieprzerwanie studiując widok talizmanów. Żałował jedynie, że miał przed sobą zaledwie papier, którego nie mógł dobrze poznać, poczuć, a nie talizman, którego fakturę i moc mógłby poznać w dłoniach. Pergamin przyjmował wszystko; magia zaklęta w przedmiocie sprawiała, że dla odpowiednio wykwalifikowanych czarodziejów, znawców w swym fachu, były zagadkami, które wyczuwalnym magicznym ładunkiem potrafiły zwrócić uwagę.
— Amulet wiąże się w jakiś szczególny sposób z jedną osobą...— Dopiero teraz uniósł na nią wzrok, choć nie podniósł przy tym głowy. Jasne tęczówki wbiły się w dziewczynę i przenikliwie jej się przyglądały. To była dla niego szczególnie cenna informacja. Wiadomość o tym, że była w stanie wytworzyć podobny artefakt go przyjemnie zaskoczyła; rzadko bywał zaskakiwany. Zazwyczaj oczekiwał konkretów lub spodziewał się pewnych określonych działań i efektów. Dobrze było jednak słyszeć, że czarownica potrafiła samodzielnie podjąć się zadania, dzięki czemu sprawa pozostawała pomiędzy nimi; nikt więcej nie musiał o niczym wiedzieć. — Jakich ingrediencji wymaga stworzenie tego talizmanu? Jakich szczególnych ingrediencji wymaga związanie?— Uniósł brew, nie odejmując od niej spojrzenia. To były bardzo cenne ingrediencje, o ile nie najcenniejsze. Z krwią można było zrobić użytek, którego nigdy nie chciałby doświadczyć; własnej krwi nie oddałby dobrowolnie nikomu i pod żadnym pozorem.
Zamyślił się na moment, jakby rozważał wszystkie możliwości; za i przeciw. Krew będzie stanowiła problem, ale z innymi mógł sobie dać radę. Później się wyprostował i odsunął od kontuaru, spuszczając wzrok na wolumin i pergamin.
— Jasnowidzenia — wyznał w końcu, marszcząc brwi. — Rozumiem, że jeśli będzie tworzony od podstaw, lady Burke, masz wpływ na jego wygląd. Chciałbym, aby był drobny. I kobiecy — dodał po chwili, zatrzymując na niej spojrzenie. Nie miał wątpliwości, co do tego, że nie pytała z ciekawości, a ta wiedza była jej potrzebna do stworzenia właściwego produktu. Chciał spersonalizowanego talizmanu, wyjątkowego, wzmacniającego zdolności przewidywania przyszłości, a jednocześnie podkreślającego wagę dziedzictwa i daru. — Stworzenie go trwa. Ile czasu będzie potrzebne? Ingrediencjami się zajmę, nie będą stanowić dla mnie żadnego problemu.— Caelan z pewnością znajdzie to, co mu będzie potrzebne, ale musiał wiedzieć ile ma czasu.
— To zrozumiałe — przyznał jej rację. Jeśli miały być wyjątkowe, musiały być albo niezwykle rzadkie, albo możliwe do indywidualnego wykonania. Ta druga kwestia pasowała mu tym bardziej, że czuł kontrolę nad całym procesem produkcyjnym, choć w najmniejszym stopniu za niego nie odpowiadał.
Choć poczuł na sobie jej spojrzenie, nie uniósł własnego, nieprzerwanie studiując widok talizmanów. Żałował jedynie, że miał przed sobą zaledwie papier, którego nie mógł dobrze poznać, poczuć, a nie talizman, którego fakturę i moc mógłby poznać w dłoniach. Pergamin przyjmował wszystko; magia zaklęta w przedmiocie sprawiała, że dla odpowiednio wykwalifikowanych czarodziejów, znawców w swym fachu, były zagadkami, które wyczuwalnym magicznym ładunkiem potrafiły zwrócić uwagę.
— Amulet wiąże się w jakiś szczególny sposób z jedną osobą...— Dopiero teraz uniósł na nią wzrok, choć nie podniósł przy tym głowy. Jasne tęczówki wbiły się w dziewczynę i przenikliwie jej się przyglądały. To była dla niego szczególnie cenna informacja. Wiadomość o tym, że była w stanie wytworzyć podobny artefakt go przyjemnie zaskoczyła; rzadko bywał zaskakiwany. Zazwyczaj oczekiwał konkretów lub spodziewał się pewnych określonych działań i efektów. Dobrze było jednak słyszeć, że czarownica potrafiła samodzielnie podjąć się zadania, dzięki czemu sprawa pozostawała pomiędzy nimi; nikt więcej nie musiał o niczym wiedzieć. — Jakich ingrediencji wymaga stworzenie tego talizmanu? Jakich szczególnych ingrediencji wymaga związanie?— Uniósł brew, nie odejmując od niej spojrzenia. To były bardzo cenne ingrediencje, o ile nie najcenniejsze. Z krwią można było zrobić użytek, którego nigdy nie chciałby doświadczyć; własnej krwi nie oddałby dobrowolnie nikomu i pod żadnym pozorem.
Zamyślił się na moment, jakby rozważał wszystkie możliwości; za i przeciw. Krew będzie stanowiła problem, ale z innymi mógł sobie dać radę. Później się wyprostował i odsunął od kontuaru, spuszczając wzrok na wolumin i pergamin.
— Jasnowidzenia — wyznał w końcu, marszcząc brwi. — Rozumiem, że jeśli będzie tworzony od podstaw, lady Burke, masz wpływ na jego wygląd. Chciałbym, aby był drobny. I kobiecy — dodał po chwili, zatrzymując na niej spojrzenie. Nie miał wątpliwości, co do tego, że nie pytała z ciekawości, a ta wiedza była jej potrzebna do stworzenia właściwego produktu. Chciał spersonalizowanego talizmanu, wyjątkowego, wzmacniającego zdolności przewidywania przyszłości, a jednocześnie podkreślającego wagę dziedzictwa i daru. — Stworzenie go trwa. Ile czasu będzie potrzebne? Ingrediencjami się zajmę, nie będą stanowić dla mnie żadnego problemu.— Caelan z pewnością znajdzie to, co mu będzie potrzebne, ale musiał wiedzieć ile ma czasu.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Czekała cierpliwie aż zapozna się z treścią książki. Drgnęła nieznacznie kiedy położył dłoń na woluminie jednak nie obawiała się zawłaszczenia, a zabrudzenia starych kartek. Nie wyrwała jej sprzed oczu mężczyzny, a jednie wyjaśniała z czym dokładnie do niej przyszedł. Było coś w jego sposobie bycia, że wolała za dużo się nie przemieszczać i nie gestykulować. Miała przed sobą osobę której tak łatwo nie rozczyta, gdyż zachował spokój i był oszczędny w słowach. Musiała zwracać na te drobne gesty, oznaki jego zadowolenia lub oburzenia. Nie miała możliwości zaprezentowania jednego z możliwych talizmanów szczególnej krwi, gdyż jak nadmieniła wcześniej nie występowały pospolicie. Kiedy ich spojrzenia się spotkały nie odwróciła wzroku, a jedynie kiwnęła głową jakby chciała potwierdzić poprzednie stwierdzenie. Wyczuła zainteresowanie, ten moment, w którym klient złapał haczyk i miała jego uwagę. Ta chwila, w której czuła się już pewniej i swobodniej. Miała przed sobą osobę, która ją przetestowała, a teraz była realnie zaintrygowana samym procesem realizacji i możliwościami jakie on daje.
-Takie amulety są najsilniejsze oraz najtrwalsze – dodała jeszcze kiedy cisza jaka zapadła w pomieszczeniu była nie do zniesienia. Następnie spojrzała na zapiski Ramseya i treść księgi nad którą się pochyliła. Wskazała te, które były im potrzebne.
-Róża piaskowa, zwana również różą pustyni, występuje głównie na pustyniach, jej energia podkreśla indywidualną cechę, to ona jest sercem talizmanu. – Wyjaśniła czarownica i następnie skierowała jego uwagę na kolejny składnik. – Złoto, to jest nasza baza. Energia stałości i krwi, stanowi mocną podporę dla róży piaskowej. Utrzymuje jej siłę i nie dopuszcza do jej rozproszenia.
Odsunęła się delikatnie i oparła drobne dłonie na kontuarze. Na tle jasnej skóry odcinał się pierścień z pokaźnym, zielonym oczkiem, zastukała palcami w blat nim odpowiedziała na kolejne pytanie.
-To już zależy od pana – wyjaśniła. – Najlepiej użyć włosów osoby, do której ma należeć talizman lub krwi. Gdzie to ostatnie jest jedną z najsilniejszych połączeń.
Nie miała już powodów do tego aby coś ukrywać czy przemilczeć. Rozmawiali o dość silnym artefakcie więc należało poruszyć każdy temat. Niczego jednak nigdy nie narzucała, gdyż to klient miał być zadowolony, a nawet jeżeli ostatecznie nie był to mógł mieć jedynie pretensje do siebie, że podjął taką a nie inną decyzję.
-Jasnowidzenie – powtórzyła za nim cicho. – W takim razie zapieczętujemy talizman runą laguz. Wzmacnia ona głos wewnętrzny i percepcję.
Przerzuciła parę kolejnych kartek księgi, która przed nimi leżała i wskazała prostą runę, która swym kształtem przywodziła na myśl odwróconą jedynkę w odbiciu lustrzanym.
Każdy pragnął aby jego talizman podkreślał indywidualne cechy użytkownika. Nie zdziwiła więc jej prośba mężczyzny aby artefakt miał konkretną strukturę. Musiała jednak uściślić kwestię czegoś kobiecego, bo być może miał na myśli broszę, a ona stworzy wisior.
-Bardziej naszyjnik? Bransoleta? Brosza? – Sama nie parała się jubilerstwem więc będzie musiała poprosić o pomoc rodzinnego jubilera, który pomoże umieścić talizman w ozdobie. Jednocześnie skinęła na pracownika ukrytego za kotarą, a ten po chwili przyniósł parę wyrobów jubilerskich nad którymi teraz pracowała, ale jeszcze nie umiejscowiła w nich talizmanów. Na bordowej poduszce leżał naszyjnik w kształcie ćmy, której tułów był przygotowany do umiejscowienia talizmany, a bok leżał mały nietoperz, który swoimi skrzydłami zapewne takowy będzie obejmował. Nie zabrakło też złotej broszki w kształcie pąku róży i węża, którego oczodoły na razie były puste. To były najnowsze projekty, nad którymi się pochylała więc mogła je pokazać mężczyźnie.
-Najwcześniejszy termin to dwa tygodnie. – Odpowiedziała i zaraz dodała. - Zależy też jak szybko otrzymam niezbędne ingrediencje.
-Takie amulety są najsilniejsze oraz najtrwalsze – dodała jeszcze kiedy cisza jaka zapadła w pomieszczeniu była nie do zniesienia. Następnie spojrzała na zapiski Ramseya i treść księgi nad którą się pochyliła. Wskazała te, które były im potrzebne.
-Róża piaskowa, zwana również różą pustyni, występuje głównie na pustyniach, jej energia podkreśla indywidualną cechę, to ona jest sercem talizmanu. – Wyjaśniła czarownica i następnie skierowała jego uwagę na kolejny składnik. – Złoto, to jest nasza baza. Energia stałości i krwi, stanowi mocną podporę dla róży piaskowej. Utrzymuje jej siłę i nie dopuszcza do jej rozproszenia.
Odsunęła się delikatnie i oparła drobne dłonie na kontuarze. Na tle jasnej skóry odcinał się pierścień z pokaźnym, zielonym oczkiem, zastukała palcami w blat nim odpowiedziała na kolejne pytanie.
-To już zależy od pana – wyjaśniła. – Najlepiej użyć włosów osoby, do której ma należeć talizman lub krwi. Gdzie to ostatnie jest jedną z najsilniejszych połączeń.
Nie miała już powodów do tego aby coś ukrywać czy przemilczeć. Rozmawiali o dość silnym artefakcie więc należało poruszyć każdy temat. Niczego jednak nigdy nie narzucała, gdyż to klient miał być zadowolony, a nawet jeżeli ostatecznie nie był to mógł mieć jedynie pretensje do siebie, że podjął taką a nie inną decyzję.
-Jasnowidzenie – powtórzyła za nim cicho. – W takim razie zapieczętujemy talizman runą laguz. Wzmacnia ona głos wewnętrzny i percepcję.
Przerzuciła parę kolejnych kartek księgi, która przed nimi leżała i wskazała prostą runę, która swym kształtem przywodziła na myśl odwróconą jedynkę w odbiciu lustrzanym.
Każdy pragnął aby jego talizman podkreślał indywidualne cechy użytkownika. Nie zdziwiła więc jej prośba mężczyzny aby artefakt miał konkretną strukturę. Musiała jednak uściślić kwestię czegoś kobiecego, bo być może miał na myśli broszę, a ona stworzy wisior.
-Bardziej naszyjnik? Bransoleta? Brosza? – Sama nie parała się jubilerstwem więc będzie musiała poprosić o pomoc rodzinnego jubilera, który pomoże umieścić talizman w ozdobie. Jednocześnie skinęła na pracownika ukrytego za kotarą, a ten po chwili przyniósł parę wyrobów jubilerskich nad którymi teraz pracowała, ale jeszcze nie umiejscowiła w nich talizmanów. Na bordowej poduszce leżał naszyjnik w kształcie ćmy, której tułów był przygotowany do umiejscowienia talizmany, a bok leżał mały nietoperz, który swoimi skrzydłami zapewne takowy będzie obejmował. Nie zabrakło też złotej broszki w kształcie pąku róży i węża, którego oczodoły na razie były puste. To były najnowsze projekty, nad którymi się pochylała więc mogła je pokazać mężczyźnie.
-Najwcześniejszy termin to dwa tygodnie. – Odpowiedziała i zaraz dodała. - Zależy też jak szybko otrzymam niezbędne ingrediencje.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Powinien się tego spodziewać — magia przedmiotów najsilniej wiązała się z magią czarodzieja za pomocą podobnych połączeń, własnych, osobistych ingrediencji. Każdy miał inne. Amulet związany z danym czarodziejem zapewne mógł więcej, lepiej absorbował magię, koncentrował ją na tym, czym powinien zamiast rozpraszać ją przypadkiem. Nie znał się ani na klątwach ani na sztuce tworzenia talizmanów, ale wystarczyły składniki, by niekorzystnie powiązał je ze sobą. Uniósł spojrzenie na lady Burke. Podejrzliwe, choć jego twarz nie skrzywiła się w grymasie, nie wymalowały się na niej wątpliwości, które mogła w nim zasiać. Nie podejrzewał, by celowo mogła chcieć mu zaszkodzić. Była siostrą Edgara, Rycerza Walpurgii. Ale ani jej ani jego nie wiązała z Czarnym Panem wieczysta przysięga. Sojusze, nawet te wydające się najsilniejsze, czasem zawodziły. Mogło się też zdarzyć coś zupełnie nieoczekiwanego. Fiolka z ludzką ingrediencją mogła zostać skradziona, zagubiona — przekazanie jej wiązało się z zaufaniem, że zrobi z niej właściwy użytek, ale nie mając pojęcia o alchemii i sztuce wytwórstwa nie miał możliwości potwierdzić jej słowa. Ta współpraca wymagała zaufania, którego nie posiadała, którego nie obdarzał właściwie nikogo, prócz nokturnowej uzdrowicielki i kilku szczególnych osób; mógłby ich zliczyć na palcach jednej ręki. Z jej strony była to zaś wyłącznie dobra wola. Dla kaprysu, mogła zapomnieć. Czy był w ogóle w stanie zyskać pewność? Zbadać to? Nie miał na to ani czasu ani środków. Nie po to znalazł się tu jednak, by podważać jej kompetencje, czy profesjonalizm.
— Więc róża piaskowa i złoto — powtórzył, celowo pomijając w tym kwestię własnych ingrediencji. Wierzył, że Caelan zdobędzie dla niego jedno i drugie, za rozsądną, niezbyt wygórowaną cenę. Jeśli nie on, zdobędzie dla niego to, czego potrzebował, jak najszybciej. Teraz, gdy był naczelnikiem portu miał dostęp do wszystkich statków przypływających do stolicy i zapewne wiedział, kiedy i jacy szmuglerzy, czy łowcy ingrediencji schodzili z pokładu do portu.
Odsunął się od księgi, spoglądając na jej pierścień z zielonym oczkiem, a później znów uniósł na nią stalowe tęczówki.
— Nie potrzebne będzie tak silne połączenie. Włosy i krew to cenne ingrediencje, bardzo ryzykowne. — O ile sam zdawał się podejmować ryzyko każdego dnia, tak dzielenie się podobnymi składnikami, zdając sobie sprawę, jak silne i potworne mogłyby być tego konsekwencje, wydawało mu się lekkomyślne. Czarodzieje łasi na potęgę, kierując się żądzą z pewnością nie odmawiali. Ale dla niego nie było większej wartości niż własne życie — a w tym wypadku, życie kogoś, kogo w jakiś pokrętny sposób chronił i wyróżniał spośród innych. Talizman miał być podarkiem. Nawet jeśli zdobycie włosa nie stanowiło problemu nie było to wart tej ceny. Skinął jej głową; nie chciał jej urazić swoim chłodem i odrzuceniem złożonej propozycji wzmocnienia talizmanu. — Doceniam poinformowanie mnie o takiej możliwości — zapewnił ją jeszcze.
Zerknął na runę, którą mu pokazała. Dobrze było ujrzeć, jak wyglądała. Nazwa sama nic mu nie mówiła, podobnie jak sam obrazek, ale wzbogacony o jej opis brzmiał obiecująco. Czuł, że wiedziała o czym mówiła i nie trafił do przypadkowej osoby, zgodnie z tym, co poświadczał Edgar.
— Brosza — sprecyzował od razu; wiedział, że ten wybór będzie najlepszy. Od razu skierował swój wzrok w stronę tej z różą i wężem. Nieprzypadkowo wpadła mu w oko i wydawała się niecodziennie adekwatna. Patrząc na nią zaczął zastanawiać się, czy stanie się zbyt osobista, zbyt wymowna. Nigdy nie utożsamiał się z różą, ale to wśród róż się wychował i to one go ukształtowały. Czarodzieje z wielkiego rodu, arystokraci, przez wiele lat byli mu najbliższą rodziną. Wąż stał się aktualny, osobliwy. I w jakiś sposób był symbolem czegoś, do czego przynależeli oboje. — Ta będzie idealna.
Kiedy wspomniała o terminie realizacji pokiwał głową. Wiedział, że stworzenie czegoś wyjątkowego wymagało czasu, nie zamierzał jej popędzać. Sama najlepiej wiedziała, ile go potrzebuje — choć będzie jej wdzięczny za brak niepotrzebnej zwłoki.
— Doskonale— mruknął i uśmiechnął się lekko. Pokiwał głową w chwilowym zamyśleniu. — Do trzech dni zostaną dostarczone. Wierzę jednak, że znacznie wcześniej. Teraz pomówmy o cenie— zaproponował, koncentrując na niej spojrzenie.
— Więc róża piaskowa i złoto — powtórzył, celowo pomijając w tym kwestię własnych ingrediencji. Wierzył, że Caelan zdobędzie dla niego jedno i drugie, za rozsądną, niezbyt wygórowaną cenę. Jeśli nie on, zdobędzie dla niego to, czego potrzebował, jak najszybciej. Teraz, gdy był naczelnikiem portu miał dostęp do wszystkich statków przypływających do stolicy i zapewne wiedział, kiedy i jacy szmuglerzy, czy łowcy ingrediencji schodzili z pokładu do portu.
Odsunął się od księgi, spoglądając na jej pierścień z zielonym oczkiem, a później znów uniósł na nią stalowe tęczówki.
— Nie potrzebne będzie tak silne połączenie. Włosy i krew to cenne ingrediencje, bardzo ryzykowne. — O ile sam zdawał się podejmować ryzyko każdego dnia, tak dzielenie się podobnymi składnikami, zdając sobie sprawę, jak silne i potworne mogłyby być tego konsekwencje, wydawało mu się lekkomyślne. Czarodzieje łasi na potęgę, kierując się żądzą z pewnością nie odmawiali. Ale dla niego nie było większej wartości niż własne życie — a w tym wypadku, życie kogoś, kogo w jakiś pokrętny sposób chronił i wyróżniał spośród innych. Talizman miał być podarkiem. Nawet jeśli zdobycie włosa nie stanowiło problemu nie było to wart tej ceny. Skinął jej głową; nie chciał jej urazić swoim chłodem i odrzuceniem złożonej propozycji wzmocnienia talizmanu. — Doceniam poinformowanie mnie o takiej możliwości — zapewnił ją jeszcze.
Zerknął na runę, którą mu pokazała. Dobrze było ujrzeć, jak wyglądała. Nazwa sama nic mu nie mówiła, podobnie jak sam obrazek, ale wzbogacony o jej opis brzmiał obiecująco. Czuł, że wiedziała o czym mówiła i nie trafił do przypadkowej osoby, zgodnie z tym, co poświadczał Edgar.
— Brosza — sprecyzował od razu; wiedział, że ten wybór będzie najlepszy. Od razu skierował swój wzrok w stronę tej z różą i wężem. Nieprzypadkowo wpadła mu w oko i wydawała się niecodziennie adekwatna. Patrząc na nią zaczął zastanawiać się, czy stanie się zbyt osobista, zbyt wymowna. Nigdy nie utożsamiał się z różą, ale to wśród róż się wychował i to one go ukształtowały. Czarodzieje z wielkiego rodu, arystokraci, przez wiele lat byli mu najbliższą rodziną. Wąż stał się aktualny, osobliwy. I w jakiś sposób był symbolem czegoś, do czego przynależeli oboje. — Ta będzie idealna.
Kiedy wspomniała o terminie realizacji pokiwał głową. Wiedział, że stworzenie czegoś wyjątkowego wymagało czasu, nie zamierzał jej popędzać. Sama najlepiej wiedziała, ile go potrzebuje — choć będzie jej wdzięczny za brak niepotrzebnej zwłoki.
— Doskonale— mruknął i uśmiechnął się lekko. Pokiwał głową w chwilowym zamyśleniu. — Do trzech dni zostaną dostarczone. Wierzę jednak, że znacznie wcześniej. Teraz pomówmy o cenie— zaproponował, koncentrując na niej spojrzenie.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Od dziecka miała do czynienia z różnymi artefaktami, czasami odbijało się to na jej zdrowiu, ale Marcus Burke uznał, że skoro jego jedyna córka chce partycypować w rodzinnym biznesie musi poznać jego blaski i cienie. Primrose do dzisiaj ponosi konsekwencje niezdrowej fascynacji wpływaniem na umysł drugiej osoby poprzez przedmioty, ale czy to zmniejszyło jej entuzjazm? Wręcz przeciwnie, bowiem zainteresowała się tematem jeszcze bardziej i zaczęła go dogłębnie badać. Starożytne rytuały krwi, magia umysłu i nie tylko oklumencja oraz potęga talizmanów, to było to co zajmowało jej czas i nie miała zamiaru poprzestać jedynie na zdobywaniu wiedzy.
Nie zdziwiło jej, że czarodziej odmówił wiązania talizmanu krwią. Była to kwestia zaufania. Nie miał obowiązku jej ufać. Mógł założyć, że wykorzysta krew w inny sposób. Nie miała jednak w zwyczaju namawiania i przekonywania klientów do tej procedury. Należało jej być pewnym od samego początku inaczej to nie miało sensu. Krew i magia, bardzo silne połączenie którego do dnia dzisiejszego naukowcy do końca nie rozpracowali. Jedno było pewne. Krew to życie. Krew może się burzyć i ścinać, może być błękitna, zepsuta, zimna i przelana, ale przede wszystkim budzi jakąś pierwotną grozę. W końcu towarzyszy na każdym etapie ludzkiego życia od samych narodzin do ostatniego tchnienia i zawsze, ale to zawsze przy jej przelaniu pojawia się ból, nieodłączny element życia… Wielu czarodziejów boi się krwi. Ten strach wynikał z niewiedzy, ale lepiej żeby wszyscy nie wiedzieli o tym jak działa magia z nią związana. Pewna wiedza powinna być dostępna dla konkretnych osób. Nie wyobrażała sobie, że jakiś Zakonnik by zrozumiał ideę magii krwi. Dla nich było to coś złego, a myśl ta wynikała z czystej ignorancji.
Ponownie kiwnęła głową przyjmując ze spokojem argumentację Ramseya. Nie oceniała, rozumiała. Kiedy przedstawiła jakie składniki są potrzebne do stworzenia talizmanu, opisała runę jaką ma zamiar artefakt zapieczętować oraz został wybrany wzór na talizman zebrała z blatu księgę i poduszkę z wyrobami. Sięgnęła za to po pióro i notatnik aby zapisać wszystkie ustalenia jakie do tej pory uczynili. Na górze kartki zanotowała nie imię i nazwisko Ramseya, a numer 04TSK/57 . Pod spodem zaś odnotowała: róża pustynna, złoto, laguz oraz dzisiejszą datę. W ten sposób chroniła tożsamość swoich klientów. Gdyby notatnik trafił w niepowołane ręce to nikt by się nie dowiedział kto i co zamawiał w sklepie Borgina & Burke's. Po czym podniosła spojrzenie szarozielonych oczu na Ramseya i przez chwilę przyglądała się jego twarzy jakby czegoś szukała. Jakby odpowiadała na pytanie, które tkwiło w jej głowie. Dokonywała krótkiej analizy swojego klienta, na podstawie gestów, postawy, zachowania, słów jakie wypowiadał. Odruchowo założyła ciemny pukiel włosów za ucho, zawsze tak robiła kiedy się nad czymś głęboko zastanawiała.
-Kwestia ceny – podłapała cicho i bardzo melodyjnie temat chowając notatnik i kładąc ponownie dłonie na kontuarze. Spojrzała w stalowe oczy. Mówiono, że oczy są zwierciadłem duszy, że można z nich wyczytać wszystko. Można zobaczyć prawdę o drugiej osobie i czy słowa są zgodne z tym co ona czuje. - Oferuje swoje usługi. Być może pewnego dnia będę potrzebować tych, które oferuje Pan.
Wypowiadając te słowa uśmiechnęła się delikatnie, kącikami ust. Nie potrzebowała pieniędzy, miała ich pod dostatkiem. Przysługi były o wiele cenniejszą walutą i to właśnie nią wolała operować.
Nie zdziwiło jej, że czarodziej odmówił wiązania talizmanu krwią. Była to kwestia zaufania. Nie miał obowiązku jej ufać. Mógł założyć, że wykorzysta krew w inny sposób. Nie miała jednak w zwyczaju namawiania i przekonywania klientów do tej procedury. Należało jej być pewnym od samego początku inaczej to nie miało sensu. Krew i magia, bardzo silne połączenie którego do dnia dzisiejszego naukowcy do końca nie rozpracowali. Jedno było pewne. Krew to życie. Krew może się burzyć i ścinać, może być błękitna, zepsuta, zimna i przelana, ale przede wszystkim budzi jakąś pierwotną grozę. W końcu towarzyszy na każdym etapie ludzkiego życia od samych narodzin do ostatniego tchnienia i zawsze, ale to zawsze przy jej przelaniu pojawia się ból, nieodłączny element życia… Wielu czarodziejów boi się krwi. Ten strach wynikał z niewiedzy, ale lepiej żeby wszyscy nie wiedzieli o tym jak działa magia z nią związana. Pewna wiedza powinna być dostępna dla konkretnych osób. Nie wyobrażała sobie, że jakiś Zakonnik by zrozumiał ideę magii krwi. Dla nich było to coś złego, a myśl ta wynikała z czystej ignorancji.
Ponownie kiwnęła głową przyjmując ze spokojem argumentację Ramseya. Nie oceniała, rozumiała. Kiedy przedstawiła jakie składniki są potrzebne do stworzenia talizmanu, opisała runę jaką ma zamiar artefakt zapieczętować oraz został wybrany wzór na talizman zebrała z blatu księgę i poduszkę z wyrobami. Sięgnęła za to po pióro i notatnik aby zapisać wszystkie ustalenia jakie do tej pory uczynili. Na górze kartki zanotowała nie imię i nazwisko Ramseya, a numer 04TSK/57 . Pod spodem zaś odnotowała: róża pustynna, złoto, laguz oraz dzisiejszą datę. W ten sposób chroniła tożsamość swoich klientów. Gdyby notatnik trafił w niepowołane ręce to nikt by się nie dowiedział kto i co zamawiał w sklepie Borgina & Burke's. Po czym podniosła spojrzenie szarozielonych oczu na Ramseya i przez chwilę przyglądała się jego twarzy jakby czegoś szukała. Jakby odpowiadała na pytanie, które tkwiło w jej głowie. Dokonywała krótkiej analizy swojego klienta, na podstawie gestów, postawy, zachowania, słów jakie wypowiadał. Odruchowo założyła ciemny pukiel włosów za ucho, zawsze tak robiła kiedy się nad czymś głęboko zastanawiała.
-Kwestia ceny – podłapała cicho i bardzo melodyjnie temat chowając notatnik i kładąc ponownie dłonie na kontuarze. Spojrzała w stalowe oczy. Mówiono, że oczy są zwierciadłem duszy, że można z nich wyczytać wszystko. Można zobaczyć prawdę o drugiej osobie i czy słowa są zgodne z tym co ona czuje. - Oferuje swoje usługi. Być może pewnego dnia będę potrzebować tych, które oferuje Pan.
Wypowiadając te słowa uśmiechnęła się delikatnie, kącikami ust. Nie potrzebowała pieniędzy, miała ich pod dostatkiem. Przysługi były o wiele cenniejszą walutą i to właśnie nią wolała operować.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Uważnie obserwował jej notatki, choć starał się przy tym nie robić tego zbyt nachalnie i nie wisieć zbytnio nad kontuarem, odbierając jej tym samym osobistą przestrzeń, którą z pewnością wolała zachować dla siebie, podczas spisania zamówienia. W końcu odsunął się, by rozejrzeć pobieżnie wokół siebie, spojrzenie zatrzymując na drzwiach prowadzących na zaplecze, jakby spodziewał się tam ujrzeć ciekawskie oko pracownika lady Burke, podsłuchującego wszystko pomocnika, niewidocznego powiernika wszystkich tajemnic. Kiedy więc poczuł na sobie jej wzrok, tylko przesunął własny, wyłapując jej myśl w mig. Oceniała go — nie sposób było tego nie zauważyć. Może więc właśnie dlatego nawet nie drgnął, utrzymując na sobie jej spojrzenie, nie próbując go wcale rozproszyć, czy odciągnąć nawet najdrobniejszym gestem; a może w wyniku naturalnej dla siebie oszczędności ruchów i gestów zastygł niczym kamienna rzeźba. Zwykle bywał bardziej wylewny, pełen cynicznego rozbawienia i fantazji, ale wszystko było tylko pozą, grą aktora, który miał do odczytania kilka kwestii. Przybywając tu w interesach; niezwykle ważnych i delikatnych, zamierzał potraktować krewną Edgara z należytym szacunkiem, nie otaczając się zbędnym fałszem ani kpiną. Tak samo poważnie pragnął odebrać ją i zlecenie, które przyjęła. Wierzył, że zadba o talizman i zrobi wszystko, by wykonać ją z wyjątkową starannością.
Nie zdziwiła go wcale jej odpowiedź, choć musiałby skłamać, udając, że nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Przywykł do tego, że mądrzy czarodzieje kierowali się podobnymi stawkami. Przysługa za przysługę, pomoc za pomoc. Nim odezwał się, przyglądał jej się jeszcze chwilę, tym razem jednak przemykając wzrokiem po jej twarzy, jakby zastanawiał się, czego kobieta taka jak ona — bogata, wpływowa, piękna i tajemnica — mogłaby oczekiwać od niego. Możliwe, że wiedziała o nim więcej niż się spodziewał lub miała naturalną zdolność do odczytywania ludzi. Nie pomyliła się zresztą, zakładając, że to właśnie w ten sposób mógłby przysłuż użyć jej się najbardziej. Podobna wymiana była jednak niebezpieczna i wystrzegał się niepewnych osób. Nie lubił zobowiązywać się do bzdur, które honorowo musiał spełniać.
— Lady Burke — zaczął więc, przerywając krótką chwilę ciszy, jaka pojawiła się pomiędzy wypowiedziami. Uśmiechnął się grzecznie, czarująco i skłonił się lekko, nie odrywając wzroku od jej zielonkawych oczu. Czyż nie było to najmądrzejsze posunięcie, jakiego mogła dokonać? Był pod wrażeniem jej zdecydowania i wyboru. — Jeśli nadejdzie dzień, w którym mógłbym odwdzięczyć się przysługą, proszę się nie wahać — wypowiedział te słowa ostrożnie, miał bowiem swoją wartość, wysoką jeśli nie najwyższą. Czy coś już jej chodziło po głowie, czy postanowiła zadbać o przyszłość, o ludzi, którzy w razie potrzeby przysłużą się sprawie, którą postanowi załatwić?
Domniemywał, że spytała go o wszystko, co potrzebowała wiedzieć. On na ten moment mógł jedynie czekać na ingrediencje; nie, nie czekać, musiał je zdobyć i dostarczyć jak najszybciej. Czekać później na efekty jej prac. — Nie będę zajmował dłużej twojego cennego czasu, lady Burke. Dostarczę składniki szybko, będę czekał również na wieści od ciebie.
Nie zdziwiła go wcale jej odpowiedź, choć musiałby skłamać, udając, że nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Przywykł do tego, że mądrzy czarodzieje kierowali się podobnymi stawkami. Przysługa za przysługę, pomoc za pomoc. Nim odezwał się, przyglądał jej się jeszcze chwilę, tym razem jednak przemykając wzrokiem po jej twarzy, jakby zastanawiał się, czego kobieta taka jak ona — bogata, wpływowa, piękna i tajemnica — mogłaby oczekiwać od niego. Możliwe, że wiedziała o nim więcej niż się spodziewał lub miała naturalną zdolność do odczytywania ludzi. Nie pomyliła się zresztą, zakładając, że to właśnie w ten sposób mógłby przysłuż użyć jej się najbardziej. Podobna wymiana była jednak niebezpieczna i wystrzegał się niepewnych osób. Nie lubił zobowiązywać się do bzdur, które honorowo musiał spełniać.
— Lady Burke — zaczął więc, przerywając krótką chwilę ciszy, jaka pojawiła się pomiędzy wypowiedziami. Uśmiechnął się grzecznie, czarująco i skłonił się lekko, nie odrywając wzroku od jej zielonkawych oczu. Czyż nie było to najmądrzejsze posunięcie, jakiego mogła dokonać? Był pod wrażeniem jej zdecydowania i wyboru. — Jeśli nadejdzie dzień, w którym mógłbym odwdzięczyć się przysługą, proszę się nie wahać — wypowiedział te słowa ostrożnie, miał bowiem swoją wartość, wysoką jeśli nie najwyższą. Czy coś już jej chodziło po głowie, czy postanowiła zadbać o przyszłość, o ludzi, którzy w razie potrzeby przysłużą się sprawie, którą postanowi załatwić?
Domniemywał, że spytała go o wszystko, co potrzebowała wiedzieć. On na ten moment mógł jedynie czekać na ingrediencje; nie, nie czekać, musiał je zdobyć i dostarczyć jak najszybciej. Czekać później na efekty jej prac. — Nie będę zajmował dłużej twojego cennego czasu, lady Burke. Dostarczę składniki szybko, będę czekał również na wieści od ciebie.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Kotara na tyłach sklepu poruszyła się nieznacznie zdradzając obecność starego pracownika, który nie pozwoliłby sobie na odejście zbyt daleko. I choć milczał jak grób to czujne oko prześlizgiwało się po osobie czarodzieja, który dobijał targu z panną Bruke. A ta kończyła ustalanie szczegółów zamówienia. Prowadzili z Ramseyem rozmowę bez użycia słów. Spojrzenia, drobne gesty i postawa były wystarczające, słowa jedynie by zaburzyły cały efekt, a były w tym momencie zbędne i niepotrzebne. Nie grał przed nią, nie podejrzewała go oto. Zresztą jaki miałby w tym cel? Wykonywała usługę, z której to ona musiała wywiązać się jak najlepiej bo za tym idzie opinia. To lady Burke miała najwięcej do stracenia i zyskania, nie zaś jej klient. Każdy miał swoje maski, które ubierał niczym strój o poranku, dostosowując się do zaistniałej sytuacji. Tym razem jednak nie była potrzebna, a jedynie by wadziła i utrudniała komunikację. Prowadzili biznesy, a w nich nie było miejsca na sentymenty.
Cena, którą podała była tą, którą głównie operowała. Wymiana, była najlepszą walutą. Tak jak wiedza była siłą i często towarzyszyła władzy. Zdawała sobie sprawę, że czarodziej może odmówić takiej zapłaty. Miał do tego prawo, w końcu nie wiedział do czego może chcieć go kiedyś wykorzystać panna Burke. Primrose tworzyła właśnie kapitał na przyszłość, zabezpieczenie gdyby przyszedł moment, że znajomości czy też wiedza kogoś takiego jak Ramsey Mulciber może uratować skórę jej lub kogoś na kim będzie jej zależało. To był odważny ruch z jej strony, bo choć Edgar nie mówił jej wszystkiego to nazwisko Mulciber przewinęło się parę razy w domu i zdawała sobie sprawę z kim rozmawia. Jednak gra była warta świeczki i była gotowa postawić na nią wszystkie swoje karty. Poczuła napięcie mięśni na karku kiedy wybrzmiały jej ostatnie słowa, a pomiędzy nimi zapadła cisza. Spojrzenie stalowych oczu, które teraz badały ją. Sprawdzały czy nie blefuje, czy jest świadoma z kim właśnie się targuje. Potem słowa, które sprawiły, że napięcie odpuściło. Skinęła delikatnie głową w jego stronę pieczętując tym samym ich werbalną umowę. Nie potrzebowała niczego więcej. Dobili targu.
-Proszę dostarczyć ingrediencie bezpośrednio do sklepu, pracownik na pewno je odbierze. Kiedy talizman będzie gotowy do odbioru niezwłocznie o tym powiadomię. - Zapewniła jeszcze na koniec. Czekała ją ciężka praca. Stworzenie takiego talizmanu nie było prostym zadaniem, ale miała już pewne doświadczenie więc nie bała się, że nie podoła. Włoży w jego tworzenie całą swoją wiedzę i wszystkie umiejętności. Porażka nie wchodziła w grę.
zt x 2
Cena, którą podała była tą, którą głównie operowała. Wymiana, była najlepszą walutą. Tak jak wiedza była siłą i często towarzyszyła władzy. Zdawała sobie sprawę, że czarodziej może odmówić takiej zapłaty. Miał do tego prawo, w końcu nie wiedział do czego może chcieć go kiedyś wykorzystać panna Burke. Primrose tworzyła właśnie kapitał na przyszłość, zabezpieczenie gdyby przyszedł moment, że znajomości czy też wiedza kogoś takiego jak Ramsey Mulciber może uratować skórę jej lub kogoś na kim będzie jej zależało. To był odważny ruch z jej strony, bo choć Edgar nie mówił jej wszystkiego to nazwisko Mulciber przewinęło się parę razy w domu i zdawała sobie sprawę z kim rozmawia. Jednak gra była warta świeczki i była gotowa postawić na nią wszystkie swoje karty. Poczuła napięcie mięśni na karku kiedy wybrzmiały jej ostatnie słowa, a pomiędzy nimi zapadła cisza. Spojrzenie stalowych oczu, które teraz badały ją. Sprawdzały czy nie blefuje, czy jest świadoma z kim właśnie się targuje. Potem słowa, które sprawiły, że napięcie odpuściło. Skinęła delikatnie głową w jego stronę pieczętując tym samym ich werbalną umowę. Nie potrzebowała niczego więcej. Dobili targu.
-Proszę dostarczyć ingrediencie bezpośrednio do sklepu, pracownik na pewno je odbierze. Kiedy talizman będzie gotowy do odbioru niezwłocznie o tym powiadomię. - Zapewniła jeszcze na koniec. Czekała ją ciężka praca. Stworzenie takiego talizmanu nie było prostym zadaniem, ale miała już pewne doświadczenie więc nie bała się, że nie podoła. Włoży w jego tworzenie całą swoją wiedzę i wszystkie umiejętności. Porażka nie wchodziła w grę.
zt x 2
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
23.08.1957
Kolejny dzień w pracy, bo to była praca. Ktoś mógł uważać, że lady Burke siedzi sobie w sklepie, a na zapleczu walczy z igłą i tamborkiem. Rzeczywistość była zupełnie inna. W oparach odczynników, ze stosami zapisków, wzorami i odlewami siedziała Primrose pochylając się nad kolejnymi artefaktami. Nie inaczej było tego dnia. Upał lata nadal wdawał się we znaki i czuła to w gorącej pracowni. Odchyliła się głowę do tyłu czując jak odrętwiałe mięśnie bolą i utrudniając ruch. Przeciągnęła się mocno aż krzesło zatrzeszczało i przetarła zmęczone oczy. Musiała zrobić sobie przerwę więc powoli wstała od stołu roboczego i zaczęła kręcić kółka dłońmi by rozruszać stawy. Sięgnęła po szklankę wody, która zdążyła już stracić swój chłód. Na szczęście jedno machnięcie różdżka, proste zaklęcie i szklane ścianki pokryły się szronem. Zima woda paliła w gardle ale również przyjemnie chłodziła. Westchnęła cicho i postanowiła wyjść do sklepu. Nie miewali często klientów. Nie roiło się w środku od rozgorączkowanych tłumów, które przybyły przed rokiem szkolnym zakupić najważniejsze potrzeby dla uczniów. Na tej ulicy uczniowie nie zaopatrywali się w szkolne szpargały. Przynajmniej większość. Zgnilizna mieszała się z fetorem jaki dochodził z głębi ulicy. W pomieszczeniu dołączał do tego delikatny zapach kurzu i starych artefaktów. Czasami ich już nie zauważała, gdyż znała sklep na wylot, jak własna kieszeń. Będąc jeszcze dzieckiem nie raz tu przebywała i z zafascynowaniem oglądała eksponaty zalewając pytaniami rodziców. Chciała wszystko wiedzieć, co do czego służy, kto to wymyślił, dlaczego nikt jeszcze nie kupił. Na jedną odpowiedź przypadały trzy kolejne pytania. Spojrzała na kalendarz, który wisiał nad lada i zmarszczyła lekko brwi. Dzisiaj miał zjawić się Wroński ze świeżą dostawą, coś wspominał chyba, że będzie akurat w okolicy. Była ciekawa czy udało mu się znaleźć to o co go prosiła w ostatnim liście. Wiedziała, że Daniel miał swoje dojścia i sposoby, był gorącą głową, przecherą, ale Primrose miała do niego słabość. Lubiła tego zawadiakę, a teraz sama miała do niego mały interes, zupełnie inny niż dotychczas. Na początku na samą myśl było jej głupio, ale musiała pewne sprawy wiedzieć, albo przynajmniej czegoś się dowiedzieć. Daniel mógł okazać się świetnym źródłem informacji w tej kwestii albo i nie. Warto jednak spróbować. Upiła kolejny łyk zimnej wody, a palce jej aż zdrętwiały od trzymania lodowatej szklanicy. Poprawiła podwinięte rękawy jasnej koszuli ukazujące smukłe przedramiona kobiety i drobne dłonie, o które bardzo dbała aby nie zniszczyły się pod wpływem pracy. Dobrze urodzona dama nie powinna mieć zniszczonych dłoni.
Kolejny dzień w pracy, bo to była praca. Ktoś mógł uważać, że lady Burke siedzi sobie w sklepie, a na zapleczu walczy z igłą i tamborkiem. Rzeczywistość była zupełnie inna. W oparach odczynników, ze stosami zapisków, wzorami i odlewami siedziała Primrose pochylając się nad kolejnymi artefaktami. Nie inaczej było tego dnia. Upał lata nadal wdawał się we znaki i czuła to w gorącej pracowni. Odchyliła się głowę do tyłu czując jak odrętwiałe mięśnie bolą i utrudniając ruch. Przeciągnęła się mocno aż krzesło zatrzeszczało i przetarła zmęczone oczy. Musiała zrobić sobie przerwę więc powoli wstała od stołu roboczego i zaczęła kręcić kółka dłońmi by rozruszać stawy. Sięgnęła po szklankę wody, która zdążyła już stracić swój chłód. Na szczęście jedno machnięcie różdżka, proste zaklęcie i szklane ścianki pokryły się szronem. Zima woda paliła w gardle ale również przyjemnie chłodziła. Westchnęła cicho i postanowiła wyjść do sklepu. Nie miewali często klientów. Nie roiło się w środku od rozgorączkowanych tłumów, które przybyły przed rokiem szkolnym zakupić najważniejsze potrzeby dla uczniów. Na tej ulicy uczniowie nie zaopatrywali się w szkolne szpargały. Przynajmniej większość. Zgnilizna mieszała się z fetorem jaki dochodził z głębi ulicy. W pomieszczeniu dołączał do tego delikatny zapach kurzu i starych artefaktów. Czasami ich już nie zauważała, gdyż znała sklep na wylot, jak własna kieszeń. Będąc jeszcze dzieckiem nie raz tu przebywała i z zafascynowaniem oglądała eksponaty zalewając pytaniami rodziców. Chciała wszystko wiedzieć, co do czego służy, kto to wymyślił, dlaczego nikt jeszcze nie kupił. Na jedną odpowiedź przypadały trzy kolejne pytania. Spojrzała na kalendarz, który wisiał nad lada i zmarszczyła lekko brwi. Dzisiaj miał zjawić się Wroński ze świeżą dostawą, coś wspominał chyba, że będzie akurat w okolicy. Była ciekawa czy udało mu się znaleźć to o co go prosiła w ostatnim liście. Wiedziała, że Daniel miał swoje dojścia i sposoby, był gorącą głową, przecherą, ale Primrose miała do niego słabość. Lubiła tego zawadiakę, a teraz sama miała do niego mały interes, zupełnie inny niż dotychczas. Na początku na samą myśl było jej głupio, ale musiała pewne sprawy wiedzieć, albo przynajmniej czegoś się dowiedzieć. Daniel mógł okazać się świetnym źródłem informacji w tej kwestii albo i nie. Warto jednak spróbować. Upiła kolejny łyk zimnej wody, a palce jej aż zdrętwiały od trzymania lodowatej szklanicy. Poprawiła podwinięte rękawy jasnej koszuli ukazujące smukłe przedramiona kobiety i drobne dłonie, o które bardzo dbała aby nie zniszczyły się pod wpływem pracy. Dobrze urodzona dama nie powinna mieć zniszczonych dłoni.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
23.08.1957
Po spotkaniu z Aresem najchętniej zaszyłby się w karczmie, samotnie i z mętlikiem w głowie. Nie powinien się przywiązywać do nikogo, zwłaszcza do arystokratów. Nie powinno go dziwić nic. A jednak nieprzyjemnie wstrząsnęło nim, że ze wszystkich szlachcianek, jego przyjacielowi-zleceniodawcy podsunięto akurat małą Prim. Bystrą i naprawdę miłą (przynajmniej dla Daniela) dziewczynę, którą pamiętał jeszcze z jej dziecięcych lat. Widywał ją w końcu odkąd po raz pierwszy trafił do Borgina i Burke'a i zaczął dorabiać tutaj jako ochroniarz, a chociaż od dawna zajmował się własną działalnością, to jego interesy ze sklepem nadal trwały. Zresztą, co tu dużo gadać, nadal czuł się w tych progach trochę jak w domu.
Daniel taplał się w podłościach i grzechu zarówno na ulicy Śmiertelnego Nokturnu, jak i w Sandal Castle. Przemycając przeklęte artefakty dla Burke'a i organizując imprezy dla Carrowa. Te dwa światy nie były chyba aż tak trudne do pogodzenia, ale Danielem i tak nieprzyjemnie wstrząsnęło wyobrażenie Primrose i Aresa na ślubnym kobiercu. Na szczęście, do tego daleko od wstępnych spotkań. Chyba. Nie znał się na szlacheckich podchodach, miał jedynie nadzieję, że znajomość lady Burke i lorda Carrow nie wypali. Że jego przyjaciel ożeni się z jakąś nudną i bezbarwną kobietą, której nie będzie mu żal, a mała Prim wyjdzie za mąż za jakiegoś ułożonego i mniej... emocjonalnego lorda. Chciałby dodać "porządnego", ale nie łudził się, że ktokolwiek w świecie wyższych sfer jest porządny. Prawdopodobnie grzeczna nie była nawet sama Primrose - Daniel nie wnikał w jej sprawy osobiste, ale jej naukowe zainteresowania niebezpiecznie blisko ocierały się o czarną magię i inne dziwaczne eksperymenty. Tyle podpowiadały Wrońskiemu tytułu książek, o jakie go poprosiła - ale do samych tomów nie zamierzał zaglądać. Wolał nic nie wiedzieć, wolał dalej widzieć w niej tamtą niewinną dziewczynkę, którą pamiętał z dawnych lat.
Zdobył książki od przemytników z Rosji i niósł je do sklepu, starannie zapakowane. Niby znajomy łamacz klątw sprawdził przy nim towar przy pomocy Hexa Revelio (współpracowali zresztą przy odbiorze większej dostawy), ale i tak wolał nie dotykać niczego gołymi rękami.
Od razu skierował się na zaplecze, a intuicja podpowiadała mu, że nie zastanie tam żadnego z Burke'ów poza Primrose. Gdyby jej brat i krewni wiedzieli, jakich książek jej potrzeba, to dostałby zlecenie od nich. Z jakiegoś powodu Prim wolała załatwić to bezpośrednio przez Daniela, wiedząc zresztą, że Wroński potrafi dochować dyskrecji.
-Lady Burke. - powitał ją uprzejmym skinieniem głowy. Wiedziała, że nie był mistrzem etykiety, ale i tak zachowywał się przy niej... ostrożniej, niż przy innych zleceniodawcach. -Oto obiecana przesyłka. - obwieścił, kładąc paczkę z książkami na wolnym stole.
Po spotkaniu z Aresem najchętniej zaszyłby się w karczmie, samotnie i z mętlikiem w głowie. Nie powinien się przywiązywać do nikogo, zwłaszcza do arystokratów. Nie powinno go dziwić nic. A jednak nieprzyjemnie wstrząsnęło nim, że ze wszystkich szlachcianek, jego przyjacielowi-zleceniodawcy podsunięto akurat małą Prim. Bystrą i naprawdę miłą (przynajmniej dla Daniela) dziewczynę, którą pamiętał jeszcze z jej dziecięcych lat. Widywał ją w końcu odkąd po raz pierwszy trafił do Borgina i Burke'a i zaczął dorabiać tutaj jako ochroniarz, a chociaż od dawna zajmował się własną działalnością, to jego interesy ze sklepem nadal trwały. Zresztą, co tu dużo gadać, nadal czuł się w tych progach trochę jak w domu.
Daniel taplał się w podłościach i grzechu zarówno na ulicy Śmiertelnego Nokturnu, jak i w Sandal Castle. Przemycając przeklęte artefakty dla Burke'a i organizując imprezy dla Carrowa. Te dwa światy nie były chyba aż tak trudne do pogodzenia, ale Danielem i tak nieprzyjemnie wstrząsnęło wyobrażenie Primrose i Aresa na ślubnym kobiercu. Na szczęście, do tego daleko od wstępnych spotkań. Chyba. Nie znał się na szlacheckich podchodach, miał jedynie nadzieję, że znajomość lady Burke i lorda Carrow nie wypali. Że jego przyjaciel ożeni się z jakąś nudną i bezbarwną kobietą, której nie będzie mu żal, a mała Prim wyjdzie za mąż za jakiegoś ułożonego i mniej... emocjonalnego lorda. Chciałby dodać "porządnego", ale nie łudził się, że ktokolwiek w świecie wyższych sfer jest porządny. Prawdopodobnie grzeczna nie była nawet sama Primrose - Daniel nie wnikał w jej sprawy osobiste, ale jej naukowe zainteresowania niebezpiecznie blisko ocierały się o czarną magię i inne dziwaczne eksperymenty. Tyle podpowiadały Wrońskiemu tytułu książek, o jakie go poprosiła - ale do samych tomów nie zamierzał zaglądać. Wolał nic nie wiedzieć, wolał dalej widzieć w niej tamtą niewinną dziewczynkę, którą pamiętał z dawnych lat.
Zdobył książki od przemytników z Rosji i niósł je do sklepu, starannie zapakowane. Niby znajomy łamacz klątw sprawdził przy nim towar przy pomocy Hexa Revelio (współpracowali zresztą przy odbiorze większej dostawy), ale i tak wolał nie dotykać niczego gołymi rękami.
Od razu skierował się na zaplecze, a intuicja podpowiadała mu, że nie zastanie tam żadnego z Burke'ów poza Primrose. Gdyby jej brat i krewni wiedzieli, jakich książek jej potrzeba, to dostałby zlecenie od nich. Z jakiegoś powodu Prim wolała załatwić to bezpośrednio przez Daniela, wiedząc zresztą, że Wroński potrafi dochować dyskrecji.
-Lady Burke. - powitał ją uprzejmym skinieniem głowy. Wiedziała, że nie był mistrzem etykiety, ale i tak zachowywał się przy niej... ostrożniej, niż przy innych zleceniodawcach. -Oto obiecana przesyłka. - obwieścił, kładąc paczkę z książkami na wolnym stole.
Self-made man
Była całkowicie nieświadoma tego co się wokół niej działo. Jak pętla intryg rodzinnych wykorzystuje fakt, że jakiś mężczyzna wreszcie zwrócił uwagę Primrose. Młodej czarownicy, która jako nastolatka w ukryciu czytała romanse, ale nigdy na salonach nie flirtowała, nie pozwalała sobie na kokieterię, gdyż wiedziała że wypadnie sztucznie i śmiesznie. Czasami nie warto było udawać kogoś kim się nie jest, a Primrose nie była uwodzicielką ani kusicielką. Ostatnie dwa spotkania z lordem Carrow były odmienne, tak jakby rozmawiała z dwiema całkowicie innymi osobami. Czymś uraziła Aresa, a sygnały jakie jej wysyłał w teatrze były tak mylące, że miała teraz mętlik w głowie. Przyłapała się na tym, że myśli jej krążą coraz częściej wokół jego osoby, co ją drażniło. Nie powinna tego robić. Nie może tworzyć lepszych relacji z mężczyznami ze swojej klasy. Za bardzo się przywiązujesz, a potem rzeczywistość ściąga cię na ziemię. Plan wydawał się prosty, tylko nestorowie rodów mieli zupełnie inne. A ją kusiło dowiedzieć się czegoś więcej. Znała tylko jednego człowieka, który wiedział wiele i właśnie przekroczył próg sklepu Borgina&Burke’s. Na widok Daniela uśmiechnęła się szczerze i szeroko. Był obecny w jej życiu od kiedy kojarzyła twarz mężczyzny. Najpierw jako ochroniarz, który zawsze miał dla niej czas, odpowiadał na wiele pytań czy snuł niesamowite historie, a duże szaro – zielone oczy wpatrywały się w niego z zafascynowaniem. Był też jedną z nielicznych osób, którą dopuściła do siebie bliżej.
-Daniel! – Zawołała radośnie i odstawiła szklankę na blat. – Wspaniale, że jesteś.
Wylewność i okazywanie prawdziwych emocji też była zarezerwowana dla garstki osób, do której należał Wroński. Otworzyła paczkę by zobaczyć co jest w środku. Była dla niej niczym gwiazdkowy prezent.
-Jest strasznie gorąco, może masz ochotę na coś zimnego? – Zapytała od razu i wskazała tacę nie tylko z butelką zimnej wody, ale również lemoniady i czegoś mocniejszego. Wystarczyło sięgnąć po szklankę i doznać ulgi od upałów.
-Udało ci się – powiedziała z cichym zachwytem w głosie kiedy w jej dłoniach spoczęły książki, o które prosiła w liście jakiś czas temu. -Wiedziałam.
Kto jak kto, ale Daniel był czasami cudotwórcą. Potrafił zdobyć coś co było praktycznie nie możliwe do znalezienia. Książki, o które prosiła wiedziała, ze istnieją, ale nie mogła ich nigdzie namierzyć. Wciąż też czekała na pozwolenie wstępu do Działu Ksiąg Zakazanych w bibliotece Londyńskiej.
-Daniel! – Zawołała radośnie i odstawiła szklankę na blat. – Wspaniale, że jesteś.
Wylewność i okazywanie prawdziwych emocji też była zarezerwowana dla garstki osób, do której należał Wroński. Otworzyła paczkę by zobaczyć co jest w środku. Była dla niej niczym gwiazdkowy prezent.
-Jest strasznie gorąco, może masz ochotę na coś zimnego? – Zapytała od razu i wskazała tacę nie tylko z butelką zimnej wody, ale również lemoniady i czegoś mocniejszego. Wystarczyło sięgnąć po szklankę i doznać ulgi od upałów.
-Udało ci się – powiedziała z cichym zachwytem w głosie kiedy w jej dłoniach spoczęły książki, o które prosiła w liście jakiś czas temu. -Wiedziałam.
Kto jak kto, ale Daniel był czasami cudotwórcą. Potrafił zdobyć coś co było praktycznie nie możliwe do znalezienia. Książki, o które prosiła wiedziała, ze istnieją, ale nie mogła ich nigdzie namierzyć. Wciąż też czekała na pozwolenie wstępu do Działu Ksiąg Zakazanych w bibliotece Londyńskiej.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Primrose uśmiechnęła się tak szczerze i niewinnie (Daniel był całkowicie nieświadom tego, jakie plany względem jego zdolności pozyskiwania informacji kłębiły się w jej przebiegłej główce), a on od razu poczuł ukłucie sumienia. Ares chciał dowiedzieć się o niej czegoś więcej, to normalne - Wroński też umierałby z ciekawości na jego miejscu. Z przyjemnością wykonałby to zlecenie dla przyjaciela, ale gdyby chodziło o nieznajomą albo sztywną damę. Lady Burke była zaś najsympatyczniejszą szlachcianką z jaką miał okazję współpracować (trzeba przyznać, nie było ich wiele). Z pozoru cicha, traktowała go z szacunkiem i sympatią, czym zjednała sobie serce młodziutkiego Dana już jako dziewczynka. Gdyby była nieco starsza i gdyby nie jej pozycja społeczna, odważyłby się nawet myśleć o niej jak o przyjaciółce.
Najchętniej by jej teraz unikał, ale zleciła mu dostawę książek jeszcze zanim wynikła ta cała sprawa z Aresem, ech.
-Jestem, jestem, z całym zleceniem. - pochwalił się, z ciepłym uśmiechem obserwując jak młoda dama odpakowuje przesyłkę.
-Ja... - łakomie spojrzał na procenty, ale wtem uświadomił sobie, że lepiej dzisiaj być nienagannym dyplomatą. Przeważnie nie miał przed Primrose sekretów, ale teraz chciał zachować trzeźwość umysłu. Przynajmniej dopóki nie znajdą dla lady Burke innych adoratorów, czy coś. -Chętnie, dziękuję. - poczęstował się lemoniadą. Uśmiechnął się szerzej, gdy pochwaliła jego... umiejętności. Cóż, może i zaczynał karierę na Nokturnie od zupełnych podstaw, ale wychował się pod okiem runisty, który nieustannie współpracował z przemytnikami. Doświadczenia w zdobywaniu nielegalnych przedmiotów nabierał od dzieciaka. Paradoksalnie (a może całkiem logicznie, może ten fach kojarzył mu się z ojcowskim pasem), była to dla niego najnudniejsza część pracy - wolał grabieże, hulanki, śledzenie, i tak dalej. Dla Primrose jednak pracowało się z satysfakcją, o cokolwiek by nie prosiła.
-Mam nadzieję, że się przydadzą. - o ile powinien mieć taką nadzieję?
Oparł się o blat, zerkając z ukosa na dziewczynę.
-A poza przydatnymi książkami... wszystko w porządku? - zapytał cicho. Wydawała się radosna i spokojna, w przeciwieństwie do Aresa. Czyżby niczego się nie domyślała? A może, O ZGROZO, kumpel jej się spodobał? W końcu po jego niewinnym, przystojnym licu nie było widać, jaki to rozpustnik.
Najchętniej by jej teraz unikał, ale zleciła mu dostawę książek jeszcze zanim wynikła ta cała sprawa z Aresem, ech.
-Jestem, jestem, z całym zleceniem. - pochwalił się, z ciepłym uśmiechem obserwując jak młoda dama odpakowuje przesyłkę.
-Ja... - łakomie spojrzał na procenty, ale wtem uświadomił sobie, że lepiej dzisiaj być nienagannym dyplomatą. Przeważnie nie miał przed Primrose sekretów, ale teraz chciał zachować trzeźwość umysłu. Przynajmniej dopóki nie znajdą dla lady Burke innych adoratorów, czy coś. -Chętnie, dziękuję. - poczęstował się lemoniadą. Uśmiechnął się szerzej, gdy pochwaliła jego... umiejętności. Cóż, może i zaczynał karierę na Nokturnie od zupełnych podstaw, ale wychował się pod okiem runisty, który nieustannie współpracował z przemytnikami. Doświadczenia w zdobywaniu nielegalnych przedmiotów nabierał od dzieciaka. Paradoksalnie (a może całkiem logicznie, może ten fach kojarzył mu się z ojcowskim pasem), była to dla niego najnudniejsza część pracy - wolał grabieże, hulanki, śledzenie, i tak dalej. Dla Primrose jednak pracowało się z satysfakcją, o cokolwiek by nie prosiła.
-Mam nadzieję, że się przydadzą. - o ile powinien mieć taką nadzieję?
Oparł się o blat, zerkając z ukosa na dziewczynę.
-A poza przydatnymi książkami... wszystko w porządku? - zapytał cicho. Wydawała się radosna i spokojna, w przeciwieństwie do Aresa. Czyżby niczego się nie domyślała? A może, O ZGROZO, kumpel jej się spodobał? W końcu po jego niewinnym, przystojnym licu nie było widać, jaki to rozpustnik.
Self-made man
Daniel nie raz i nie dwa bywał dla Prim chodzącą zagadką. Jednak są w duszy człowieka takie zakamarki, do których lepiej nie zaglądać. Choć wiedziała, że Wroński chętnie dzieli się swoimi opiniami i spostrzeżeniami to zapewne coś zachowywał tylko dla siebie. Nigdy jej to nie przeszkadzało, a ten błysk w oku i zawadiacko podwinięty wąs nadawał mu wygląd samotnego wilka, który chadza własnymi ścieżkami. Czasami nachodziła ją myśl, że może nie powinna mu tak ufać. To był człowiek, który potrafił zdobyć każdy przedmiot i każdą informację. Jednak zaraz odganiała od siebie tą natrętną myśl. Nie. Daniel nie mógłby jej zdradzić ani skrzywdzić. Był przyjacielem rodziny. Kimś zaufanym. Jemu zaraz po bracie i kuzynie powierzyła by swoje życie i nie zawahałaby się tego uczynić. Teraz ściskała w dłoniach cenne książki nie mając pojęcia z czym się właśnie zmaga stojący obok niej mężczyzna. Pod uśmiechem i ciepłym słowem skrywa swoje bolączki i wspomnienie rozmowy z Aresem i to na jej temat. Przewertowała książki a oczy aż się jej zaświeciły.
-Na pewno się przydadzą, od dawna poszukuję tych informacji. - Zastukała smukłymi palcami o okładki. - Szukam informacji o magii runicznej, tej najstarszej, pierwotnej. Myślę, że gdzieś, my czarodzieje się pogubiliśmy i straciliśmy umiejętność dostrzegania magii wokół.
Podzieliła się szybko swoimi spostrzeżeniami i tego czego szukała w tych książkach i na pewno nie chodziło o czysto teoretyczną wiedzę. Nie z takimi tytułami na okładkach. Zajrzała do pudełka aby zobaczyć kolejne artefakty, które sprowadził. Dotykała ich z namaszczeniem, niczym cenne skarby którymi dla niej były. Ogromnie się cieszyła bo to oznaczało pracę, a praca równała się brak myśli o Aresie Carrow. Potrząsnęła lekko głową jakby chciała się go pozbyć z głowy. Uparcie wciąż tam tkwił.
-Nic się nie zmienia – wzruszyła ramionami. - Edgar wciąż mi przypomina o małżeństwie. Uwierzysz, że każdego dnia przy śniadaniu niemalże recytuje mi nazwiska lordów w stanie kawalerskim, którzy by mogli pojąć mnie za żonę.
Skrzywiła się lekko, choć była to dość dobrze udawana i zabawna mina w jej wykonaniu. Wiedziała, że to ją czeka i liczyła na to, że ten kto zostanie jej mężem ten będzie jednak traktował ją dobrze, a nie jak ptaka w złotej klatce. Oparła się o ladę obok Daniela i zaczęła się bawić od niechcenia szklanką z wodą.
-Cóż, to nieuniknione w moim przypadku, choć wychodzi na to, że odstraszam od siebie potencjalnych zalotników. - Oczywiście piła do ostatniego spotkania z Aresem, które wciąż było świeże w jej pamięci. - Ale dość o mnie. Co u Ciebie słychać? Zdaje się, że całe lata cię nie widziałam. Co tym razem usłyszałeś? Co widziałeś?
Nie chciała od razu wyskakiwać ze swoją dziwną prośbą gdyż nadal czuła się dość niezręcznie. I jak to ubrać w słowa? Danielu, czy mógłby poszpiegować lorda Aresa Carrow bo wpadł mi w oko? Przecież to śmieszne!
-Na pewno się przydadzą, od dawna poszukuję tych informacji. - Zastukała smukłymi palcami o okładki. - Szukam informacji o magii runicznej, tej najstarszej, pierwotnej. Myślę, że gdzieś, my czarodzieje się pogubiliśmy i straciliśmy umiejętność dostrzegania magii wokół.
Podzieliła się szybko swoimi spostrzeżeniami i tego czego szukała w tych książkach i na pewno nie chodziło o czysto teoretyczną wiedzę. Nie z takimi tytułami na okładkach. Zajrzała do pudełka aby zobaczyć kolejne artefakty, które sprowadził. Dotykała ich z namaszczeniem, niczym cenne skarby którymi dla niej były. Ogromnie się cieszyła bo to oznaczało pracę, a praca równała się brak myśli o Aresie Carrow. Potrząsnęła lekko głową jakby chciała się go pozbyć z głowy. Uparcie wciąż tam tkwił.
-Nic się nie zmienia – wzruszyła ramionami. - Edgar wciąż mi przypomina o małżeństwie. Uwierzysz, że każdego dnia przy śniadaniu niemalże recytuje mi nazwiska lordów w stanie kawalerskim, którzy by mogli pojąć mnie za żonę.
Skrzywiła się lekko, choć była to dość dobrze udawana i zabawna mina w jej wykonaniu. Wiedziała, że to ją czeka i liczyła na to, że ten kto zostanie jej mężem ten będzie jednak traktował ją dobrze, a nie jak ptaka w złotej klatce. Oparła się o ladę obok Daniela i zaczęła się bawić od niechcenia szklanką z wodą.
-Cóż, to nieuniknione w moim przypadku, choć wychodzi na to, że odstraszam od siebie potencjalnych zalotników. - Oczywiście piła do ostatniego spotkania z Aresem, które wciąż było świeże w jej pamięci. - Ale dość o mnie. Co u Ciebie słychać? Zdaje się, że całe lata cię nie widziałam. Co tym razem usłyszałeś? Co widziałeś?
Nie chciała od razu wyskakiwać ze swoją dziwną prośbą gdyż nadal czuła się dość niezręcznie. I jak to ubrać w słowa? Danielu, czy mógłby poszpiegować lorda Aresa Carrow bo wpadł mi w oko? Przecież to śmieszne!
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Tak, Daniel mógłby sprzedać każdą informację, a jego lojalność można było kupić. Tak kupili go Burke'owie, gdy był jeszcze dwudziestoletnim smarkaczem, zagubionym w życiu i na Nokturnie. Poznał Prim, gdy była małą dziewczynką, jeszcze nieskalaną interesami swojej rodziny - ale on rozumiał je doskonale. Raz kupionej lojalności nie można było sprzedać, a zadzieranie ze zleceniodawcami skończyłoby się źle, bardzo źle. Szczególnie, jeśli należeli do arystokracji albo Nokturnowej elity. Burke'owie zaliczali się do obu tych kategorii, a Daniel od razu zrozumiał, że jeśli chce zaistnieć na Nokturnie to powinien się z nimi trzymać. Wieloletnia znajomość z Prim wychodziła poza biznesowe ramy, a jeśli kogokolwiek Wroński stawiał wyżej od swoich zleceniodawców, to były to nieliczne osoby, na których mu zależało. Dlatego wiadomość o kontaktach Burke'ów z Carrowami tak nim wstrząsnęła. Bardzo pilnował, by żadne jego zlecenia nigdy nie wchodziły w konflikt interesów - a teraz znalazł się między młotem a kowadłem, między dwoma szlachetnymi patronami. Między dwójką osób, które znaczyły dla niego jeszcze więcej niż regularne zlecenia, które od nich dostawał. Więź jaką zbudowali z Aresem Carrowem niebezpiecznie przypominała przyjaźń, jakkolwiek nieodpowiednią między panem i jego sługą.
Usiłując o tym wszystkim nie myśleć, umiechnął się pod wąsem - w ustach Prim nawet mroczna magia brzmiała jakoś idealistycznie.
-Czasem bywamy ślepi nie tylko na magię. - mruknął, mimo woli wspominając Aresa, który do dziś trwałby w przekonaniu, że Burke'owie interesują się jego końmi. Ugh, może nie powinien go uświadamiać?
Drgnął nerwowo, gdy Primrose się odezwała, gwałtownie zmieniając temat z artefaktów na ugh, małżeństwo. To znaczy, sam ją o to zapytał! Ale nie sądził, że zacznie mówić akurat o tym!
-Taaak? Ma na myśli jakiś konkretnych lordów? Jesteś taka młoda - już nie taka młoda, ale w jego oczach nadal była dzieckiem -więc to chyba za wcześnie, by zawężać wybór, nie? - spytał z nadzieją i nonszalancją kogoś, kto niewiele wiedział o historii magii i szlacheckich obyczajach. Zdążył już trochę poznać paru arystokratów, ale miał dostęp tylko do tej części ich życia, którą sami przed nim odsłaniali. Rzadko, chyba nigdy, nie gadali o małżeństwach. Ares, co zrozumiałe, unikał tematu.
-Daj spokój, dlaczego miałabyś kogoś odstraszać? Chyba, że celowo? - wtrącił żartobliwie. O, może Primrose wcale nie spodobał się Ares i wszystko upadnie. Wroński wierzył, że jeśli jakakolwiek dama miałaby sposobność przeciwstawić się rodzinie i postawić na swoim, to właśnie ona.
Temat małżeństw przypomniał mu o własnym - dziwaczny temat, krępował się jeszcze o nim mówić przy Prim, ale mógł jej za to opowiedzieć o innych rzeczach.
-Podobno była jakaś afera z przedwczorajszą egzekucją na Placu Connauhgt, ale przegapiłem sprawę. Ostatnio częściej bywam poza Londynem, morze jest spokojne, więc w różnych portach można znaleźć... ciekawe towary. - uśmiechnął się wymownie. Grota Przemytników nie była w teorii portem, ale o tym Prim nie musiała wiedzieć.
Usiłując o tym wszystkim nie myśleć, umiechnął się pod wąsem - w ustach Prim nawet mroczna magia brzmiała jakoś idealistycznie.
-Czasem bywamy ślepi nie tylko na magię. - mruknął, mimo woli wspominając Aresa, który do dziś trwałby w przekonaniu, że Burke'owie interesują się jego końmi. Ugh, może nie powinien go uświadamiać?
Drgnął nerwowo, gdy Primrose się odezwała, gwałtownie zmieniając temat z artefaktów na ugh, małżeństwo. To znaczy, sam ją o to zapytał! Ale nie sądził, że zacznie mówić akurat o tym!
-Taaak? Ma na myśli jakiś konkretnych lordów? Jesteś taka młoda - już nie taka młoda, ale w jego oczach nadal była dzieckiem -więc to chyba za wcześnie, by zawężać wybór, nie? - spytał z nadzieją i nonszalancją kogoś, kto niewiele wiedział o historii magii i szlacheckich obyczajach. Zdążył już trochę poznać paru arystokratów, ale miał dostęp tylko do tej części ich życia, którą sami przed nim odsłaniali. Rzadko, chyba nigdy, nie gadali o małżeństwach. Ares, co zrozumiałe, unikał tematu.
-Daj spokój, dlaczego miałabyś kogoś odstraszać? Chyba, że celowo? - wtrącił żartobliwie. O, może Primrose wcale nie spodobał się Ares i wszystko upadnie. Wroński wierzył, że jeśli jakakolwiek dama miałaby sposobność przeciwstawić się rodzinie i postawić na swoim, to właśnie ona.
Temat małżeństw przypomniał mu o własnym - dziwaczny temat, krępował się jeszcze o nim mówić przy Prim, ale mógł jej za to opowiedzieć o innych rzeczach.
-Podobno była jakaś afera z przedwczorajszą egzekucją na Placu Connauhgt, ale przegapiłem sprawę. Ostatnio częściej bywam poza Londynem, morze jest spokojne, więc w różnych portach można znaleźć... ciekawe towary. - uśmiechnął się wymownie. Grota Przemytników nie była w teorii portem, ale o tym Prim nie musiała wiedzieć.
Self-made man
Zerknęła z ukosa na Daniela unosząc nieznacznie brwi do góry, ale postanowiła nie drążyć tego zadziwiającego komentarza. Małżeństwo ostatnio wysuwało się na pierwszy plan choć starała się pomijać temat skupiając się na swoje pracy naukowej, na szperaniu w starych woluminach oraz tworzeniu kolejnych talizmanów czy badaniu artefaktów, które potem miały posłużyć jej w tworzeniu nowej teorii lub też odkopanie już istniejącej. I nawet jeżeli ktoś myślał, że życie szlachty to droga usłana płatami róż to mocno się mylił, ponieważ pomiędzy płatkami były kolce, które dość często przypominały o swoim istnieniu. Gdy Daniel wspomniał o jej wieku przewróciła wymownie oczami. Zadziwiające jak swobodnie się przy nim czuła pozwalając sobie na podobne gesty.
-Proszę – spojrzała na niego wymownie. – Moja przyjaciółka jest w moim wieku i już ma syna. Jeszcze chwila i okrzykną mnie starą panną.
Co było lekką przesadą wśród szlachty, ale cóż poradzić? Pewnych rzeczy nie da się od razu zmienić, należało to robić małymi kroczkami. Gdy była młodsza marzyła o małżeństwie z miłości, czytała powieści, w których heroina spotyka mężczyznę swojego życia i przeżywając wiele przygód ostatecznie go znajdywała. Im była starsza tym bardziej się przekonywała, że życie to nie nowela, a przynajmniej nie w takim stopniu. I pomimo tego, że wiedziała iż jej małżeństwo będzie aranżowane to gdzieś, na dnie serca, po cichu miała nadzieję, że człowiek, który stanie się jej mężem będzie w stanie ją pokochać a ona jego. Jeżeli nie, to jak wiele kobiet przed nią znajdzie substytut miłości w innych aspektach życia.
-Nie zawsze robię to specjalnie – rozłożyła bezradnie dłonie. – Ale jak tak dalej pójdzie to brat będzie mi suszył o to głowę.
Uśmiechnęła się smutno zdając sobie sprawę, że zaczyna narzekać i marudzić, a to nie było w jej naturze. Oczy jej się zaświeciły kiedy wspomniał o portach. Opowieści o podróżach, tajemniczych miejscach były pożywką dla tęskniącego za wyjazdami i odkryciami umysłu panny Burke.
-A cóż to za towary? – Wyraźnie się zainteresowała i spojrzała na niego jak wtedy kiedy była małą dziewczynką a on pracował na stałe w sklepie. Jakby cofnęli się w czasie i nie byli młodą panną na wydaniu oraz cwanym przemytnikiem z problemem z tyłu głowy.
Nie mogła też zwlekać z pytaniem czy też problemem jakim się zmagała, musiała to w końcu z siebie wydusić, ale tak aby nie wzbudzić zbytniego podejrzenia u Wrońskiego.
-Daniel, czy obiło ci się o uszy nazwisko Aresa Carrow? – Zapytała po chwili siląc się na obojętność, choć wiedziała, że wypaliła z tym pytaniem totalnie bezsensu. Jednak było już za późno i pytanie zawisło w powietrzu.
-Proszę – spojrzała na niego wymownie. – Moja przyjaciółka jest w moim wieku i już ma syna. Jeszcze chwila i okrzykną mnie starą panną.
Co było lekką przesadą wśród szlachty, ale cóż poradzić? Pewnych rzeczy nie da się od razu zmienić, należało to robić małymi kroczkami. Gdy była młodsza marzyła o małżeństwie z miłości, czytała powieści, w których heroina spotyka mężczyznę swojego życia i przeżywając wiele przygód ostatecznie go znajdywała. Im była starsza tym bardziej się przekonywała, że życie to nie nowela, a przynajmniej nie w takim stopniu. I pomimo tego, że wiedziała iż jej małżeństwo będzie aranżowane to gdzieś, na dnie serca, po cichu miała nadzieję, że człowiek, który stanie się jej mężem będzie w stanie ją pokochać a ona jego. Jeżeli nie, to jak wiele kobiet przed nią znajdzie substytut miłości w innych aspektach życia.
-Nie zawsze robię to specjalnie – rozłożyła bezradnie dłonie. – Ale jak tak dalej pójdzie to brat będzie mi suszył o to głowę.
Uśmiechnęła się smutno zdając sobie sprawę, że zaczyna narzekać i marudzić, a to nie było w jej naturze. Oczy jej się zaświeciły kiedy wspomniał o portach. Opowieści o podróżach, tajemniczych miejscach były pożywką dla tęskniącego za wyjazdami i odkryciami umysłu panny Burke.
-A cóż to za towary? – Wyraźnie się zainteresowała i spojrzała na niego jak wtedy kiedy była małą dziewczynką a on pracował na stałe w sklepie. Jakby cofnęli się w czasie i nie byli młodą panną na wydaniu oraz cwanym przemytnikiem z problemem z tyłu głowy.
Nie mogła też zwlekać z pytaniem czy też problemem jakim się zmagała, musiała to w końcu z siebie wydusić, ale tak aby nie wzbudzić zbytniego podejrzenia u Wrońskiego.
-Daniel, czy obiło ci się o uszy nazwisko Aresa Carrow? – Zapytała po chwili siląc się na obojętność, choć wiedziała, że wypaliła z tym pytaniem totalnie bezsensu. Jednak było już za późno i pytanie zawisło w powietrzu.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Wejście
Szybka odpowiedź