Salonik
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Salonik
"Wybuduję tobie dom zielony,
Dom zielony, bielony, brzozowy,
Do połowy winem ocieniony,
Malowany słońcem do połowy."
Nagromadzenie bibelotów i przeróżnych cudeniek, sprawia, że przestrzeń zamknięta w czterech pomarańczowych ścianach, wydaje się mniejsza niż w rzeczywistości. Wszędzie pełzają kolory, a czasem wydaje się jakoby wszystko było dobrane tak, aby nie pasowało do reszty. Obrazki, rysunki, książki, dzbanuszki, koszyczki, poduszki, poduszeczki, taboreciki, figurki, rzeźby... Pełno jest tu wszystkiego, co ewidentnie tworzy chaos, w jakim tylko stali bywalcy są w stanie się odnaleźć. Dom zielony, bielony, brzozowy,
Do połowy winem ocieniony,
Malowany słońcem do połowy."
[bylobrzydkobedzieladnie]
A on biegł wybrzeżami coraz innych światów. Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów
Ostatnio zmieniony przez Julien de Lapin dnia 28.02.21 17:56, w całości zmieniany 3 razy
Choć wpierw planował udać się prosto do domu Juliena, Alexander nieco zboczył z kursu. Po opuszczeniu spotkania i przedostaniu się przez portal, Farley stanął na polanie nieco zdezorientowany i z ciężkim sercem. Musiał zastanowić się, co w ogóle chciał ubrać w słowa, racjonalnie poskromić swój smutek i żal i dopiero wtedy udać się do przyjaciela, kiedy będzie pewnien, co tak właściwie się w nim kłębi.
Teleportował się więc z charakterystycznym trzaskiem, by parę chwil później znaleźć się w Weymouth, gdzie mimo szarej jesieni smagającej deszczem i chłodnym wiatrem odnajdywał ukojenie. Przymknął oczy i odchylił głowę do tyłu, pozwalając kroplom padać na twarz, wywoływać drżenie powiek i mimowolne ruchy warg bombardowanych przez naturę życiodajnymi pociskami. Westchnął w końcu i wyprostował się, a z wyciągniętej ku górze różdżki wypłynęła magia, formując nad głową czarodzieja przezroczystą parasolkę. Bam, bam, bam, śpiewał mu deszcz, a piasek i kamyczki szurały pod butami w czasie gdy Alexander starał się pojąć, co też miał dalej ze sobą zrobić. Rozejrzał się, czując się zagubionym. W którą stronę pójść?
Był zwolniony z przysięgi, lecz wciąż związany z Zakonem. Było coś, co potrzebował z siebie w końcu wyrzucić, wyłożyć przed kimś i być zrozumianym. Chciał, by ktoś o tym wiedział. Potrzebował oparcia w najbliższych, bo w końcu coraz bardziej dochodziło do niego, że nie był herosem. Był człowiekiem i nawet jako magipsychiatra nie był w stanie sam sobie pomóc. Jego sekrety były masywne i tworzyły wyrwę między nim, a najbliższymi. Wiedział, że rozumieli, a przynajmniej starali się rozumieć, lecz wciąż był im coś winien: prawdę. Teraz mógł uchylić jej rąbka przed Idą i Julienem... a raczej samym Julienem, bo ze względu na stan Idy ich rozmowa musiała poczekać.
Nie był pewien ile czasu spędził na plaży w Weymouth, lecz gdy teleportował się do Doliny, na skraju lasu najbliżej Makówki, jego buty były całkiem przesiąknięte wodą, a niebo było całkiem czarne od wieczoru, a może nocy. Z mokrymi plaśnięciami podeszwy o podłoże pokonał dzielącą go od domku odległość i zapukał do drzwi nim nie otworzył ich i nie skrył się w przytulnym, ciepłym i wonnym od kadzidełek wnętrzu.
– Jules? – zawołał nieco zachrypniętym głosem, a gdy już zzuł buty i pozbył się płaszcza ruszył wgłąb Makówki, na podłodze zostawiając wilgotne odciski stóp od wciąż mokrych skarpetek. Parter był pusty, lecz światło skradające się wąską smużką schodami w dół pokierowało go na piętro, do sypialni Francuza, który zagrzebany w pościelach pogrążony był w lekturze. Było już tak późno? Zresztą, nie było to ważne. Twarz Alexandra zdradzała, że coś gryzło go od środka i w najbliższym czasie miał to z siebie wyrzucić. Podszedł do łóżka i jak stał usiadła na jego krawędzi, zaciskając palce na ramie tak mocno, że aż zbielały mu kłykcie. Z głośnym wydechem dopiero puścił, odchylając się do tyłu, w niebieskim swetrze tworząc jednolitą plamę. Jego głowa wylądowała na nogach Julka, a smętne, przepełnione poczuciem winy spojrzenie legło na przyjacielu.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Salonik
Szybka odpowiedź