Łazienka
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Łazienka
Jedyna na cały dom, umiejscowiona na piętrze pomiędzy pokojem Steviego a sypialnią Trixie. To średniej wielkości pomieszczenie o starych, ale zawsze czystych kafelkach i dużej wannie, wokół której można zaciągnąć nieprzezroczystą, szarawą zasłonę. Nad umywalką wisi przyozdobione zasuszonym bluszczem lustro, a na białej szafce w kącie ułożone są świeże ręczniki pachnące konwaliami. Merlin jeden raczy wiedzieć po co stoi tam też tyle krzeseł.
and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Słyszał, że ktoś nadchodzi, ale stanowczo o wiele bardziej skupił się na prosiaczkach. Może już nawet przestawał odczuwać przykry zapach chlewu - w końcu zwierzęta były zwierzętami, a sam nie raz i nie dwa znalazł się w nieprzyjemnie pachnącym otoczeniu. Zawsze zresztą szukał pozytywów - a takim było chociażby to, że Jamesowi udało się uciec w nocy spod domu. Kogo obchodziło, co się z nim stanie? Sheilę, może brata... Chociaż czy jego siostra nie powinna się przyzwyczaić do tego, że wiecznie pakował się w kłopoty? Nie potrafił inaczej, wszystko mu się wymykało z rąk, kiedy próbował w jakiś sposób zadziałać.
Słysząc jednak głos, nie odezwał się, wbijając wzrok w świnkę przy której kucał. Był brudny, ale czy to pierwszy raz? Zmęczony, ale czy przez ostatnie kilka miesięcy był wypoczęty? Miał problemy ze snem, na pewno nie większe niż inni których znał. Wszyscy wydawali się tak cholernie zmęczeni...
Zmrużył wzrok na to ostre światło, kiedy drzwi się otworzyły. Odwrócił twarz w bok, nie komentując jego słów. Po co miał przekonywać, że kradł, bo nie miał innej opcji? Nie miał, nie potrafił jej znaleźć, nie miał przecież żadnych przydatnych umiejętności.
W prawdziwym więzieniu. I tak tam skończy, i tak tam wyląduje prędzej czy później. Za każdym razem wracał do Tower, nie potrafiąc nawet tego zrozumieć, dlaczego się tak tam znajdywał. Za każdym cholernym razem, kiedy cokolwiek próbował zrobić, trafiał na tych ludzi! Na strażników więziennych, albo do samego więzienia, albo na inne kłopoty. Naprawdę był aż tak nieostrożny? Sprowadzał kłopoty na nich wszystkich...
Po kolejnych słowach podniósł się, prostując i łapiąc różdżkę. Nie kontynuował tematu, nie odpowiedział mężczyźnie, że nie miał matki - że ich porzuciła, kazała im uciekać z domu. Nienawidziła ich, na pewno. W innym wypadku by ich przecież nie porzuciła, albo spróbowałaby zabrać ich ze sobą i uciec gdzieś. Nawet jeśli wiedział, że samej z trójką dzieci nie byłoby łatwo... ale przecież on z Jamesem już wtedy pracowali! Mogliby pracować ciężej, nie poszliby wtedy do Hogwartu. Co się działo z czarodziejskimi dziećmi, które nigdy nie nauczyły się jak posługiwać magią? Które nigdy nie poszły tam do tej szkoły... czy oni wiedzieli tak po prostu? Nigdy nie pytał babki o ten list, kiedy go dostał - nigdy nie zadał pytania, skąd wiedzieli o tym, że był czarodzieje. Był zapisany tam w jakiś sposób?
A może gdyby się urodził bez magii, byłoby wszystkim łatwiej? I tak nie potrafił się nią posługiwać, i tak nie potrafił niczego zrobić...
Złapał różdżkę, chowając ją za pasek. Nie spoglądał na tego czarodzieja, słysząc jego ton. Co on wiedział? Miał dom, jakieś świniaki - miał coś, o wiele więcej niż oni w tym momencie. Łatwo przecież było mówić innym. Przecież o niczym nie wiedział!
Kiwnął jednak głową, znów bez słowa, chociaż niektóre się w nim tłoczyły. Ale wyszedł z chlewiku, zostawiając prosiaczki, z którymi dopiero co się zaprzyjaźnił. Był zmęczony i nieco obolały, a mimo to, kiedy tylko znalazł się trzy kroki poza chlewikiem, rzucił się ile sił jeszcze miał w nogach i w piersi do biegu, nie chcąc ryzykować, że była to fałszywa szansa na ucieczkę. Biegł tym razem prosto do domu Bathildy, w którym z rodziną się zatrzymywali.
Zt.
Słysząc jednak głos, nie odezwał się, wbijając wzrok w świnkę przy której kucał. Był brudny, ale czy to pierwszy raz? Zmęczony, ale czy przez ostatnie kilka miesięcy był wypoczęty? Miał problemy ze snem, na pewno nie większe niż inni których znał. Wszyscy wydawali się tak cholernie zmęczeni...
Zmrużył wzrok na to ostre światło, kiedy drzwi się otworzyły. Odwrócił twarz w bok, nie komentując jego słów. Po co miał przekonywać, że kradł, bo nie miał innej opcji? Nie miał, nie potrafił jej znaleźć, nie miał przecież żadnych przydatnych umiejętności.
W prawdziwym więzieniu. I tak tam skończy, i tak tam wyląduje prędzej czy później. Za każdym razem wracał do Tower, nie potrafiąc nawet tego zrozumieć, dlaczego się tak tam znajdywał. Za każdym cholernym razem, kiedy cokolwiek próbował zrobić, trafiał na tych ludzi! Na strażników więziennych, albo do samego więzienia, albo na inne kłopoty. Naprawdę był aż tak nieostrożny? Sprowadzał kłopoty na nich wszystkich...
Po kolejnych słowach podniósł się, prostując i łapiąc różdżkę. Nie kontynuował tematu, nie odpowiedział mężczyźnie, że nie miał matki - że ich porzuciła, kazała im uciekać z domu. Nienawidziła ich, na pewno. W innym wypadku by ich przecież nie porzuciła, albo spróbowałaby zabrać ich ze sobą i uciec gdzieś. Nawet jeśli wiedział, że samej z trójką dzieci nie byłoby łatwo... ale przecież on z Jamesem już wtedy pracowali! Mogliby pracować ciężej, nie poszliby wtedy do Hogwartu. Co się działo z czarodziejskimi dziećmi, które nigdy nie nauczyły się jak posługiwać magią? Które nigdy nie poszły tam do tej szkoły... czy oni wiedzieli tak po prostu? Nigdy nie pytał babki o ten list, kiedy go dostał - nigdy nie zadał pytania, skąd wiedzieli o tym, że był czarodzieje. Był zapisany tam w jakiś sposób?
A może gdyby się urodził bez magii, byłoby wszystkim łatwiej? I tak nie potrafił się nią posługiwać, i tak nie potrafił niczego zrobić...
Złapał różdżkę, chowając ją za pasek. Nie spoglądał na tego czarodzieja, słysząc jego ton. Co on wiedział? Miał dom, jakieś świniaki - miał coś, o wiele więcej niż oni w tym momencie. Łatwo przecież było mówić innym. Przecież o niczym nie wiedział!
Kiwnął jednak głową, znów bez słowa, chociaż niektóre się w nim tłoczyły. Ale wyszedł z chlewiku, zostawiając prosiaczki, z którymi dopiero co się zaprzyjaźnił. Był zmęczony i nieco obolały, a mimo to, kiedy tylko znalazł się trzy kroki poza chlewikiem, rzucił się ile sił jeszcze miał w nogach i w piersi do biegu, nie chcąc ryzykować, że była to fałszywa szansa na ucieczkę. Biegł tym razem prosto do domu Bathildy, w którym z rodziną się zatrzymywali.
Zt.
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Łazienka
Szybka odpowiedź