Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka
Tereny wokół Doliny Godryka
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Tereny wokół Doliny Godryka
Wokół Doliny Godryka rozciągają się duże połacie terenu - począwszy od dzikich łąk, wiosną zapełniających się kolorowymi kwiatami, o każdej porze roku obfitującymi w przeróżne ingrediencje, przez liczne pola uprawne, na których leniwie kołyszą się zboża i kolby kukurydzy, wykorzystujące potencjał ziemi, aż do lasów mieszanych, pełnych zwierzyny oraz dzikich roślin i pachnących ziół. Malownicze wzgórza to częste trasy spacerów, widoki rozpościerające się z wyższych pagórków są naprawdę piękne, niezależnie od miesiąca, zimą cieszą się niezwykłym powodzeniem wśród młodzieży, wybierających się tu na sanki. W okolicy Doliny można trafić na miejsca mniej i bardziej uczęszczane, lecz próżno szukać tu ulic, wędrowców prowadzą wydeptane dróżki, a śpiew ptaków zdaje się napływać zewsząd.
Poczuła lekkie zmieszanie, gdy usłyszała jego śmiech. Brzmiał przyjemnie, mając ładną barwę, nie budził poczucia, że śmiał się z niej. Uśmiechnęła się nieco niepewnie, odrobinę nerwowo pocierając prawą dłonią, lewy nadgarstek. Próbowała rozładować to dziwne napięcie, które niespodziewanie osiadło w ciele. Słuchała z uwagą, gdy zaczął wyjaśniać jej różnicę między naukowcem a inżynierem. Chyba zaczynała to rozumieć i zdawało się dość proste, a przy tym ciekawszym wydawało się bycie inżynierem. Eksperymentowanie i sprawdzanie czegoś w praktyce, najpewniej przynosiło więcej frajdy niż siedzenie nad książkami. Przynajmniej ona tak to właśnie widziała. O ile ciekawiej było patrzenie na efekt niż przewracanie kolejnych stron. Przyjrzała mu się z wyraźnym zamyśleniem. Ciekawiło ją, jak bardzo lubił to, co robił i jak blisko było temu do pasji. Wiedziała jednak, że często ludzie nie mieli możliwości połączyć tego, co lubili z tym, co przyszło im robić w życiu.- Lubisz to, co robisz? – spytała, nie mogąc się powstrzymać. Powiodła wzrokiem za jego dłońmi, kiedy sięgnął do torby, ale ku jej zdziwieniu wyjął ze środka szkicownik. Uniosła spojrzenie na jego twarz, a nieme pytanie odbiło się w ciemnych oczach, gdy na stronie zapisał słowo verdan.
- Tak, to z języka romskiego.- odparła, a niezrozumienie odcisnęło tylko mocniejsze piętno na jej twarzy. Ludzie przeważnie reagowali negatywnie słysząc ten język lub nawet o nim, lecz Mitch zachowywał się tak inaczej, że nie miała pojęcia co o tym sądzić.- Vardo.- inne określenie wozu padło miękko, spełniając prośbę mężczyzny. Na skraju świadomości pojawiła się myśl, że obojętnie o co by poprosił, zrobiłaby to. Nie zawahałaby się, bo od dawna nie czuła się tak normalnie w rozmowie z kimś.
- Dlaczego traktujesz to tak zwyczajnie? – spytała, marszcząc lekko brwi.- Ludzie, których spotkałam na swojej drodze i którzy mnie otaczali, nawet na drobną wzmiankę o romskim czy o romach zaczynali patrzeć na mnie, jak na gorszą. Czemu reagujesz inaczej? – nie rozumiała jego ciekawości, bo poza wąskim gronem przyjaciół, nie spotykała się z pozytywnym odbiorem. Łatwiej było jej udawać, że pochodziła z innego kraju, niż przyznawać się do prawdziwego pochodzenia. On jednak w kilku słowach rujnował to, czego nauczyło ją otoczenie przez całe lata.
Przesunęła się nieco, podkulając jedną nogę, by usiąść bardziej przodem do niego. Ciemne tęczówki spoczywały na nim łagodnie, ale i ciekawsko. Opowiadał, a ona słuchała, zaskoczona i zachwycona trafnością tego, co mówił. Uśmiechnęła się nieco smutno, gdy z jego ust padły dość bolesne słowa, ale nie mógł o tym wiedzieć. ...mieli siebie więc wiedzieli, że dadzą radę. Nie znał jej, jakim przypadkiem musiało być, że trafił w czuły punkt.
- Byłeś wyjątkowo blisko. Ilu romów poznałeś, że tak trafnie opowiadasz o nas? – spytała, nie potrafiąc hamować przy nim ciekawości. Interesował ją, nie wiedziała jeszcze jak bardzo i gdzie była tego granica, ale z człowieka w którym widziała zagrożenie, zmieniał się w kogoś innego. Jakąś dobrą duszę, których brakowało w jej otoczeniu.
- Brzmi trudno i skomplikowanie.- samo pojęcie konstrukcji magicznych, brzmiało już obco. Mogła strzelać na ślepo, co dokładnie się za tym kryło, ale wątpiła, by zrozumiała to w pełni. Zastanowiła się nad jego słowami, dochodząc do wniosku, że chociaż on zyskiwał na zniszczeniach, które pochłaniały kraj. Mógł się rozwijać, pracować i był potrzebny.- Ludzie, którym pomagasz, muszą mieć wielkie szczęście. Ciężko jest żyć bez dachu nad głową.- musieli mieć też wiele pieniędzy, ale tego nie chciała mówić na głos. Stawianie budynków, nie brzmiał, jak coś taniego. Może naprawa była mniej kosztowna, ale cały budynek? Mogła tylko gdybać. Przesunęła wzrokiem po wnętrzu wozu, właśnie dlatego stał pusty i zniszczony, nadal nienaprawiany. Nie miała na to pieniędzy, nie potrafiła czegoś takiego, jak Mitch. Żadne z Doe nie umiało. Wcześniej ten wóz był poczuciem, że jeśli zostanie sama, to miała chociaż skrawek podłogi, liche ściany, cokolwiek. Teraz stawał się zmartwieniem, co zrobić z nim dalej, bo nie chciała, aby niszczał.
Posłała mu jeden z ładniejszych uśmiechów, gdy puścił jej oczko. Przez chwilę chciała zaproponować, że może poszukać z nim, ale w sumie po co? Nie znała się na tym, a kręcenie się bez celu i przydatności to coś, czego najpewniej nie potrzebował. Wydawał się jednak zbyt miły, by zgasić jej entuzjazm, gdyby z tym wypaliła.- Będę trzymać kciuki, tylko zostaw jakąś informację, że już znalazłeś, bym nie musiała tak chodzić tygodniami.- rzuciła trochę żartobliwie.
Spojrzała na kartkę szkicownika, gdy tworzył swój rysunek, szkic wnętrza. Milczała, obserwując to, co robił, mimowolnie łapiąc się na myśli, że miał ładne dłonie. Męskie, wydawały się silne, a jednak lekko prowadziły ołówek po stronie.
- Tak, to z języka romskiego.- odparła, a niezrozumienie odcisnęło tylko mocniejsze piętno na jej twarzy. Ludzie przeważnie reagowali negatywnie słysząc ten język lub nawet o nim, lecz Mitch zachowywał się tak inaczej, że nie miała pojęcia co o tym sądzić.- Vardo.- inne określenie wozu padło miękko, spełniając prośbę mężczyzny. Na skraju świadomości pojawiła się myśl, że obojętnie o co by poprosił, zrobiłaby to. Nie zawahałaby się, bo od dawna nie czuła się tak normalnie w rozmowie z kimś.
- Dlaczego traktujesz to tak zwyczajnie? – spytała, marszcząc lekko brwi.- Ludzie, których spotkałam na swojej drodze i którzy mnie otaczali, nawet na drobną wzmiankę o romskim czy o romach zaczynali patrzeć na mnie, jak na gorszą. Czemu reagujesz inaczej? – nie rozumiała jego ciekawości, bo poza wąskim gronem przyjaciół, nie spotykała się z pozytywnym odbiorem. Łatwiej było jej udawać, że pochodziła z innego kraju, niż przyznawać się do prawdziwego pochodzenia. On jednak w kilku słowach rujnował to, czego nauczyło ją otoczenie przez całe lata.
Przesunęła się nieco, podkulając jedną nogę, by usiąść bardziej przodem do niego. Ciemne tęczówki spoczywały na nim łagodnie, ale i ciekawsko. Opowiadał, a ona słuchała, zaskoczona i zachwycona trafnością tego, co mówił. Uśmiechnęła się nieco smutno, gdy z jego ust padły dość bolesne słowa, ale nie mógł o tym wiedzieć. ...mieli siebie więc wiedzieli, że dadzą radę. Nie znał jej, jakim przypadkiem musiało być, że trafił w czuły punkt.
- Byłeś wyjątkowo blisko. Ilu romów poznałeś, że tak trafnie opowiadasz o nas? – spytała, nie potrafiąc hamować przy nim ciekawości. Interesował ją, nie wiedziała jeszcze jak bardzo i gdzie była tego granica, ale z człowieka w którym widziała zagrożenie, zmieniał się w kogoś innego. Jakąś dobrą duszę, których brakowało w jej otoczeniu.
- Brzmi trudno i skomplikowanie.- samo pojęcie konstrukcji magicznych, brzmiało już obco. Mogła strzelać na ślepo, co dokładnie się za tym kryło, ale wątpiła, by zrozumiała to w pełni. Zastanowiła się nad jego słowami, dochodząc do wniosku, że chociaż on zyskiwał na zniszczeniach, które pochłaniały kraj. Mógł się rozwijać, pracować i był potrzebny.- Ludzie, którym pomagasz, muszą mieć wielkie szczęście. Ciężko jest żyć bez dachu nad głową.- musieli mieć też wiele pieniędzy, ale tego nie chciała mówić na głos. Stawianie budynków, nie brzmiał, jak coś taniego. Może naprawa była mniej kosztowna, ale cały budynek? Mogła tylko gdybać. Przesunęła wzrokiem po wnętrzu wozu, właśnie dlatego stał pusty i zniszczony, nadal nienaprawiany. Nie miała na to pieniędzy, nie potrafiła czegoś takiego, jak Mitch. Żadne z Doe nie umiało. Wcześniej ten wóz był poczuciem, że jeśli zostanie sama, to miała chociaż skrawek podłogi, liche ściany, cokolwiek. Teraz stawał się zmartwieniem, co zrobić z nim dalej, bo nie chciała, aby niszczał.
Posłała mu jeden z ładniejszych uśmiechów, gdy puścił jej oczko. Przez chwilę chciała zaproponować, że może poszukać z nim, ale w sumie po co? Nie znała się na tym, a kręcenie się bez celu i przydatności to coś, czego najpewniej nie potrzebował. Wydawał się jednak zbyt miły, by zgasić jej entuzjazm, gdyby z tym wypaliła.- Będę trzymać kciuki, tylko zostaw jakąś informację, że już znalazłeś, bym nie musiała tak chodzić tygodniami.- rzuciła trochę żartobliwie.
Spojrzała na kartkę szkicownika, gdy tworzył swój rysunek, szkic wnętrza. Milczała, obserwując to, co robił, mimowolnie łapiąc się na myśli, że miał ładne dłonie. Męskie, wydawały się silne, a jednak lekko prowadziły ołówek po stronie.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Kiedy padło pytanie z jej ust, mimowolnie uśmiechnąłem się łagodnie.
- Oj tak, bardzo. Już w szkole wiedziałem co chce robić i dążyłem do tego przez resztę życia. Dużo nauki, oczy czasami mi wypadały od tego całego czytania, eksperymentowanie, a po szkole dalsze kształcenie się. - entuzjastycznie pokiwałem głową – Jestem tym szczęściarzem, który może powiedzieć, że jego praca jest jego pasją. I uwierz mi, godzinami mógłbym cię zanudzać na temat konstrukcji, ich złożoności i wszystkiego co jest z nimi związane. - dodałem z lekkim rozbawieniem zerkając na nią znad szkicownika.
Dłoń w zasadzie pracowała sama. Od dzieciaka rozwijałem umiejętność rysowania, jeszcze wtedy nie zdając sobie sprawy jak bardzo przyda mi się to w przyszłości. W tym momencie nie miałem najmniejszego problemu z przelaniem na papier tego co siedziało w mojej głowie, w zasadzie działałem automatycznie. Jednak przede wszystkim sprawiało mi to przyjemność, kiedy mogłem coś narysować, poniekąd dać temu życie, nadać kształt, sprawiając, że inni mogą to zobaczyć tak jak ja to widzę.
Po chwili nad szkicem zapisałem kolejne słowo, a raczej odmianę słowa, które również niejako ilustrowało to miejsce. Moment później jednak spojrzałem na nią, unosząc brew ku górze lekko zaskoczony.
- Zwyczajnie? - powtórzyłem po niej nie za bardzo wiedząc co ma na myśli – Czemu miałbym uważać cię za gorszą? Wiesz, między Merlinem, a prawdą, no to nie znam cię, nie wiem o tobie nic, więc nie widzę podstaw do uważania cię za gorszą od siebie. Kto wie, może mogłabyś mnie bez problemu rozłożyć na łopatki w pojedynku, ale się powstrzymujesz? - spojrzałem na nią uważnie – To, że ktoś pochodzi z takiej, a nie innej grupy etnicznej czy wychował się w innych warunkach, nie czyni z człowieka gorszego. - pokręciłem głową z pewną siebie miną.
Sam wychowałem się na Nokturnie i tam spędzałem swoje dzieciństwo. Nie raz, nie dwa słyszałem jak inni uczniowie uważali mnie za tego gorszego, bo mieszkałem właśnie w tej części magicznego Londynu. Czy pozwalałem im wejść sobie na głowę? Nie, bo wiedziałem, że to co myślą o nas inni nie jest warte złamanego knuta. Należało podążać wyznaczoną przez siebie ścieżką i realizować swoje plany i marzenia, jeśli tylko było to możliwe. No chyba, że było się mugolem, szlamą albo zdrajca - ci akurat byli gorsi z samej zasady istnienia, ale to nie podlegało nawet dyskusji.
- Ważne co ty myślisz o sobie i jak ty siebie postrzegasz, a nie inni. - dodałem spokojnie nie odrywając od niej wzroku – I jesteś pierwszą przedstawicielką Romów, którą poznałem. Tak jak mówiłem ci wcześniej, wystarczy się wsłuchać w to miejsce, a ono samo opowie ci swoją historię. - odparłem spokojnie uśmiechając się do niej łagodnie – I owszem, nie jest to łatwa profesja i ja sam wiem, że jeszcze wiele przede mną nauki, bo nadal nie wiem wszystkiego. Jednak poznawanie nowego, poszerzanie swojej wiedzy to coś co naprawdę lubię, więc nie ma przede mną zamkniętych drzwi.
Czy ludzie, którym pomagałem mieli szczęście? Pewnie w jakimś stopniu tak, ale nie można było zapominać, że moja praca nie była za darmo. Już dawno przyjąłem filozofię, że jeśli jest się w czymś dobrym, to nie robi się tego za darmo...a moje usługi wcale nie były tanie.
- To prawda...miałem szczęście, bo mój dom ominęły odłamki meteory, jednak nie wszystkim się poszczęściło. Dlatego jestem żeby im pomóc, żeby mogli odzyskać chociaż namiastkę normalności. - uśmiechnąłem się łagodnie kreśląc ostatnie kreski na stronie szkicownika.
Zerknąłem na nią z lekkim rozbawieniem.
- No jakbyśmy tak na siebie wypadali za każdym razem jakbym ich szukał, to myślę, że nic by nie wyszło z tych moich poszukiwań. - powiedziałem ze śmiechem wyrywając kartkę ze szkicownika i podając jej – Namiastka normalności. - dodałem uśmiechając się łagodnie.
- Oj tak, bardzo. Już w szkole wiedziałem co chce robić i dążyłem do tego przez resztę życia. Dużo nauki, oczy czasami mi wypadały od tego całego czytania, eksperymentowanie, a po szkole dalsze kształcenie się. - entuzjastycznie pokiwałem głową – Jestem tym szczęściarzem, który może powiedzieć, że jego praca jest jego pasją. I uwierz mi, godzinami mógłbym cię zanudzać na temat konstrukcji, ich złożoności i wszystkiego co jest z nimi związane. - dodałem z lekkim rozbawieniem zerkając na nią znad szkicownika.
Dłoń w zasadzie pracowała sama. Od dzieciaka rozwijałem umiejętność rysowania, jeszcze wtedy nie zdając sobie sprawy jak bardzo przyda mi się to w przyszłości. W tym momencie nie miałem najmniejszego problemu z przelaniem na papier tego co siedziało w mojej głowie, w zasadzie działałem automatycznie. Jednak przede wszystkim sprawiało mi to przyjemność, kiedy mogłem coś narysować, poniekąd dać temu życie, nadać kształt, sprawiając, że inni mogą to zobaczyć tak jak ja to widzę.
Po chwili nad szkicem zapisałem kolejne słowo, a raczej odmianę słowa, które również niejako ilustrowało to miejsce. Moment później jednak spojrzałem na nią, unosząc brew ku górze lekko zaskoczony.
- Zwyczajnie? - powtórzyłem po niej nie za bardzo wiedząc co ma na myśli – Czemu miałbym uważać cię za gorszą? Wiesz, między Merlinem, a prawdą, no to nie znam cię, nie wiem o tobie nic, więc nie widzę podstaw do uważania cię za gorszą od siebie. Kto wie, może mogłabyś mnie bez problemu rozłożyć na łopatki w pojedynku, ale się powstrzymujesz? - spojrzałem na nią uważnie – To, że ktoś pochodzi z takiej, a nie innej grupy etnicznej czy wychował się w innych warunkach, nie czyni z człowieka gorszego. - pokręciłem głową z pewną siebie miną.
Sam wychowałem się na Nokturnie i tam spędzałem swoje dzieciństwo. Nie raz, nie dwa słyszałem jak inni uczniowie uważali mnie za tego gorszego, bo mieszkałem właśnie w tej części magicznego Londynu. Czy pozwalałem im wejść sobie na głowę? Nie, bo wiedziałem, że to co myślą o nas inni nie jest warte złamanego knuta. Należało podążać wyznaczoną przez siebie ścieżką i realizować swoje plany i marzenia, jeśli tylko było to możliwe. No chyba, że było się mugolem, szlamą albo zdrajca - ci akurat byli gorsi z samej zasady istnienia, ale to nie podlegało nawet dyskusji.
- Ważne co ty myślisz o sobie i jak ty siebie postrzegasz, a nie inni. - dodałem spokojnie nie odrywając od niej wzroku – I jesteś pierwszą przedstawicielką Romów, którą poznałem. Tak jak mówiłem ci wcześniej, wystarczy się wsłuchać w to miejsce, a ono samo opowie ci swoją historię. - odparłem spokojnie uśmiechając się do niej łagodnie – I owszem, nie jest to łatwa profesja i ja sam wiem, że jeszcze wiele przede mną nauki, bo nadal nie wiem wszystkiego. Jednak poznawanie nowego, poszerzanie swojej wiedzy to coś co naprawdę lubię, więc nie ma przede mną zamkniętych drzwi.
Czy ludzie, którym pomagałem mieli szczęście? Pewnie w jakimś stopniu tak, ale nie można było zapominać, że moja praca nie była za darmo. Już dawno przyjąłem filozofię, że jeśli jest się w czymś dobrym, to nie robi się tego za darmo...a moje usługi wcale nie były tanie.
- To prawda...miałem szczęście, bo mój dom ominęły odłamki meteory, jednak nie wszystkim się poszczęściło. Dlatego jestem żeby im pomóc, żeby mogli odzyskać chociaż namiastkę normalności. - uśmiechnąłem się łagodnie kreśląc ostatnie kreski na stronie szkicownika.
Zerknąłem na nią z lekkim rozbawieniem.
- No jakbyśmy tak na siebie wypadali za każdym razem jakbym ich szukał, to myślę, że nic by nie wyszło z tych moich poszukiwań. - powiedziałem ze śmiechem wyrywając kartkę ze szkicownika i podając jej – Namiastka normalności. - dodałem uśmiechając się łagodnie.
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +6
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Słuchała, bo to było jej bliższe i wychodziło lepiej. Czuła się w tym swobodniej, niż mówiąc i opowiadając o sobie. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy z takim entuzjazmem odpowiadał na pytanie i mówił o tym, co pokochał, a z czym wiązał przyszłość. Szczęściarz, tylko tak potrafiła go określić. Ona sama jako kobieta miała inną rolę, niestety bardziej ponurą i nijaką, doprawioną bezsensownością, której mogła uniknąć. Nie skupiała się jednak na tym tu i teraz, bo głos mężczyzny, zachęcał, by to jego objąć uwagą.
- Gdybym jeszcze coś z tego rozumiała to mogłabym słuchać o wszystkim, ale jeśli chcesz to spróbuj. Może wcale nie zanudzisz.- odparła z rozbawieniem. Wcale nie musiała go rozumieć, by stać się słuchaczem, a może dowiedziałaby się czegoś nowego. Może w końcu ktoś byłby z nią szczery, całkowicie i bez dawkowania, bo tak opowiadało się o pasjach.
Kącik jej ust drgnął, kiedy na krawędzi kartki zapisał kolejne słowo, które mu powiedziała. To było tak dziwne, że ktoś podchodził do romskiego z taką normalnością i zaciekawieniem.
Przekrzywiła głowę, gdy zadał tak najbardziej oczywiste, a równocześnie niespodziewane pytanie. Czemu. Sama chciałaby wiedzieć, czemu traktowano romów, jako gorszych bez poznania ich. Przeganiano z miejsca na miejsce, przepędzano jak szkodniki. Ludzie bazowali na plotkach i uprzedzeniach, uznawali wszystkich za tak samo złych.
- Nie wiem, ale do tego przywykłam. Zawsze tak było. Obcy traktują mnie, jak gorszą i moją rodzinę również. Mało kto chce najpierw przekonać się, czy jestem tak okropna, bo jestem cyganką.- odpowiedziała i lekko wzruszyła ramionami.- Ale miło jest spotkać i poznać kogoś, kto nie idzie za uprzedzeniami, a za swoimi przekonaniami.- dodała, posyłając mu ładny uśmiech.- Rozłożyć to może i nie, co najwyżej zmieniłabym cię w fretkę.- stwierdziła, bo tyle potrafiła. W samych pojedynkach, była raczej słaba, nie mając okazji, by zaprawić się w takowych.
Obserwowała go z uwagą, gdy mówił dalej i nadal nie oceniająco. Miał rację, istotne było to, co myślała sama o sobie, a nie inni o niej. Mimo to słowa obcych potrafiły zaboleć, słowa najbliższych zranić i zostawić paskudne blizny na duszy, a ta jej była już jedna wielką blizną.
Poczuła cień wdzięczności za to co usłyszała od niego, dlatego delikatnie skinęła głową. Może nie była najlepszą osobą do poznania jako pierwsza Romka, ale cóż już nic na to nie poradzi. Musnęła palcami drewnianą ścianę wozu, to miejsce samo opowie swoją historię.
- Masz rację.- przytaknęła mu.- Miejsca, które zamieszkujemy, przechodzą naszą kulturą. Grają te same melodie, które śpiewamy My.- każde skrzypnięcie, plama na drewnie, pęknięcie i draśniecie. Ten wóz był historią i miał się stać kolejną, nową.
Kącik ust drgnął, kiedy zdradził, jak ambitny był i ile jeszcze chciał poznać. Nie znała go, ale miała nadzieję, że uda mu się to, czego chciał i do czego dążył. Ludziom potrzebne były osoby, które chciały pomóc. Odbudować zniszczenia.
- Racja, ale następnym razem obiecuję nie przeszkadzać w poszukiwaniach. Będę tylko dopingować.- parsknęła, jakby mieli się jeszcze spotkać. Szczerze jednak w to wątpiła.
Spojrzała na kartkę, którą wyrwał i podał jej. Rysunek tego w co mógł zmienić się zniszczony i pusty wóz. Wzięła kartkę, przyglądając jej się przez chwilę.
- Dziękuję.- szepnęła, składając ją na cztery. Zamierzała ją zachować, jako szansa na to, co mogło się stać. Może nieśmiałym marzeniem o przyszłości.
Odwróciła głowę w kierunku wyjścia z wozu. Straciła rachubę czasu, ale powoli powinna myśleć o powrocie do domu. Może jeszcze chwilka..
- Gdybym jeszcze coś z tego rozumiała to mogłabym słuchać o wszystkim, ale jeśli chcesz to spróbuj. Może wcale nie zanudzisz.- odparła z rozbawieniem. Wcale nie musiała go rozumieć, by stać się słuchaczem, a może dowiedziałaby się czegoś nowego. Może w końcu ktoś byłby z nią szczery, całkowicie i bez dawkowania, bo tak opowiadało się o pasjach.
Kącik jej ust drgnął, kiedy na krawędzi kartki zapisał kolejne słowo, które mu powiedziała. To było tak dziwne, że ktoś podchodził do romskiego z taką normalnością i zaciekawieniem.
Przekrzywiła głowę, gdy zadał tak najbardziej oczywiste, a równocześnie niespodziewane pytanie. Czemu. Sama chciałaby wiedzieć, czemu traktowano romów, jako gorszych bez poznania ich. Przeganiano z miejsca na miejsce, przepędzano jak szkodniki. Ludzie bazowali na plotkach i uprzedzeniach, uznawali wszystkich za tak samo złych.
- Nie wiem, ale do tego przywykłam. Zawsze tak było. Obcy traktują mnie, jak gorszą i moją rodzinę również. Mało kto chce najpierw przekonać się, czy jestem tak okropna, bo jestem cyganką.- odpowiedziała i lekko wzruszyła ramionami.- Ale miło jest spotkać i poznać kogoś, kto nie idzie za uprzedzeniami, a za swoimi przekonaniami.- dodała, posyłając mu ładny uśmiech.- Rozłożyć to może i nie, co najwyżej zmieniłabym cię w fretkę.- stwierdziła, bo tyle potrafiła. W samych pojedynkach, była raczej słaba, nie mając okazji, by zaprawić się w takowych.
Obserwowała go z uwagą, gdy mówił dalej i nadal nie oceniająco. Miał rację, istotne było to, co myślała sama o sobie, a nie inni o niej. Mimo to słowa obcych potrafiły zaboleć, słowa najbliższych zranić i zostawić paskudne blizny na duszy, a ta jej była już jedna wielką blizną.
Poczuła cień wdzięczności za to co usłyszała od niego, dlatego delikatnie skinęła głową. Może nie była najlepszą osobą do poznania jako pierwsza Romka, ale cóż już nic na to nie poradzi. Musnęła palcami drewnianą ścianę wozu, to miejsce samo opowie swoją historię.
- Masz rację.- przytaknęła mu.- Miejsca, które zamieszkujemy, przechodzą naszą kulturą. Grają te same melodie, które śpiewamy My.- każde skrzypnięcie, plama na drewnie, pęknięcie i draśniecie. Ten wóz był historią i miał się stać kolejną, nową.
Kącik ust drgnął, kiedy zdradził, jak ambitny był i ile jeszcze chciał poznać. Nie znała go, ale miała nadzieję, że uda mu się to, czego chciał i do czego dążył. Ludziom potrzebne były osoby, które chciały pomóc. Odbudować zniszczenia.
- Racja, ale następnym razem obiecuję nie przeszkadzać w poszukiwaniach. Będę tylko dopingować.- parsknęła, jakby mieli się jeszcze spotkać. Szczerze jednak w to wątpiła.
Spojrzała na kartkę, którą wyrwał i podał jej. Rysunek tego w co mógł zmienić się zniszczony i pusty wóz. Wzięła kartkę, przyglądając jej się przez chwilę.
- Dziękuję.- szepnęła, składając ją na cztery. Zamierzała ją zachować, jako szansa na to, co mogło się stać. Może nieśmiałym marzeniem o przyszłości.
Odwróciła głowę w kierunku wyjścia z wozu. Straciła rachubę czasu, ale powoli powinna myśleć o powrocie do domu. Może jeszcze chwilka..
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Spojrzałem na nią lekko rozbawiony. Nie wiedziała na co się porywa. Kiedy ktoś mi pozwalał się rozwinąć w temacie konstrukcji, nie żartowałem, że mogę mówić godzinami. Wiedziałem jednak, że z czasem każdy się nudził moim gadaniem. Postanowiłem jej tego oszczędzić, nie chcąc jej zniechęcić.
- Z doświadczenia wiem, że byś w końcu się znudziła i kazała mi się zamknąć. - pokręciłem głową z rozbawieniem – Z resztą, jaka frajda z tego, że wszystko bym ci powiedział naraz? Wiedzę należy dawkować, zapamiętywać i czekać na kolejny wykład. - puściłem jej oczko zamykając szkicownik.
Jej słowa dały mi do myślenia. To prawda, wiele osób zakładało, że ktoś jest gorszy czy zły, przez to co się o nim słyszało. Sam starałem nie dawać wiary plotkom, zawsze wolałem sprawdzić ich wiarygodność zanim wyrabiałem sobie zdanie. Naturalnie nie miało to zastosowania w przypadku mugoli i zdrajców. Mugole byli szczurami, śmieciami nikomu do niczego nie potrzebni, a zdrajcy zasługiwali tylko na śmierć. Nie rozumiałem jak ktokolwiek mógł stawać po stronie tych zwierząt, które nazywały się ludźmi. Oni nie mieli racji bytu, byli kompletnie bezużyteczni. Mimo wszystko nie zamierzałem mówić tego na głos, nie w tym miejscu. Mimo wszystko znajdowałem się poniekąd na terenie wroga, należało uważać.
- Nie wydajesz się okropna. - uśmiechnąłem się łagodnie kręcąc głową – We fretkę? No widzisz, to już jakieś zagrożenie...nigdy nie byłem fretką, ciekawe jakie to uczucie...nie żebym chciał sprawdzać. - roześmiałem się patrząc na nią krzywiąc się zabawnie.
W żadnym wypadku nie widziało mi się teraz dać się zmienić w zwierzę. Chociaż fretka jako zwierzak sam w sobie była raczej mało groźna, to nie chciałem się nią stać. Kiedyś, po pijaku we Norwegii widziałem jak znajomy zmienił innego znajomego w kaczkę, nie mogliśmy go potem złapać przez godzinę. Trochę się wtedy stresowaliśmy, ale mimo wszystkiego zabawy było co niemiara.
Widząc jak rozgląda się po wozie, powiodłem za jej spojrzeniem. Zdecydowanie to miejsce było jej bliskie, czy tu wcześniej mieszkała? Wydawało się, że powóz jest od wielu lat porzucony, a ona była młoda, młodsza ode mnie to na pewno. Ale przecież wcale nie musiała tu wcześniej mieszkać by mieć sentyment do tego miejsca. Było związane z jej kulturą, to mówiło samo za siebie.
- Na pewno z czasem będzie to świetne miejsce do mieszkania...pełne ciepła i śpiewu. - skinąłem głową patrząc na nią z łagodnym uśmiechem widniejącym na twarzy – Następnym razem cię uprzedzę jakbym miał się tu pojawić, żebyś mnie czasami we fretkę nie zmieniła. - dodałem puszczając jej oczko, po czym schowałem szkicownik do torby.
Co prawda nie spodziewałem się abym miał pojawić się w okolicy w najbliższym czasie, ale kto wie, może faktycznie może jeszcze kiedyś się spotkamy. Może jak znajdę wolną chwilę to poproszę ją aby nauczyła mnie kolejnych romskich słów. Teraz jednak podniosłem się z miejsca.
- To było niespodziewane i miłe spotkanie, ale niestety wzywają mnie już obowiązki. Pamiętaj, nie ważne co inni o tobie myślą. Najważniejsze jest to co ty myślisz. - puściłem jej oczko, powoli kierując się do drzwi – Było mi bardzo miło Eve. To naprawdę ładny Verdan. - posłałem jej delikatny uśmiech, po czym opuściłem wóz, przeszedłem kawałek polaną do linii drzew i teleportowałem się.
zt dla Mitcha <3
- Z doświadczenia wiem, że byś w końcu się znudziła i kazała mi się zamknąć. - pokręciłem głową z rozbawieniem – Z resztą, jaka frajda z tego, że wszystko bym ci powiedział naraz? Wiedzę należy dawkować, zapamiętywać i czekać na kolejny wykład. - puściłem jej oczko zamykając szkicownik.
Jej słowa dały mi do myślenia. To prawda, wiele osób zakładało, że ktoś jest gorszy czy zły, przez to co się o nim słyszało. Sam starałem nie dawać wiary plotkom, zawsze wolałem sprawdzić ich wiarygodność zanim wyrabiałem sobie zdanie. Naturalnie nie miało to zastosowania w przypadku mugoli i zdrajców. Mugole byli szczurami, śmieciami nikomu do niczego nie potrzebni, a zdrajcy zasługiwali tylko na śmierć. Nie rozumiałem jak ktokolwiek mógł stawać po stronie tych zwierząt, które nazywały się ludźmi. Oni nie mieli racji bytu, byli kompletnie bezużyteczni. Mimo wszystko nie zamierzałem mówić tego na głos, nie w tym miejscu. Mimo wszystko znajdowałem się poniekąd na terenie wroga, należało uważać.
- Nie wydajesz się okropna. - uśmiechnąłem się łagodnie kręcąc głową – We fretkę? No widzisz, to już jakieś zagrożenie...nigdy nie byłem fretką, ciekawe jakie to uczucie...nie żebym chciał sprawdzać. - roześmiałem się patrząc na nią krzywiąc się zabawnie.
W żadnym wypadku nie widziało mi się teraz dać się zmienić w zwierzę. Chociaż fretka jako zwierzak sam w sobie była raczej mało groźna, to nie chciałem się nią stać. Kiedyś, po pijaku we Norwegii widziałem jak znajomy zmienił innego znajomego w kaczkę, nie mogliśmy go potem złapać przez godzinę. Trochę się wtedy stresowaliśmy, ale mimo wszystkiego zabawy było co niemiara.
Widząc jak rozgląda się po wozie, powiodłem za jej spojrzeniem. Zdecydowanie to miejsce było jej bliskie, czy tu wcześniej mieszkała? Wydawało się, że powóz jest od wielu lat porzucony, a ona była młoda, młodsza ode mnie to na pewno. Ale przecież wcale nie musiała tu wcześniej mieszkać by mieć sentyment do tego miejsca. Było związane z jej kulturą, to mówiło samo za siebie.
- Na pewno z czasem będzie to świetne miejsce do mieszkania...pełne ciepła i śpiewu. - skinąłem głową patrząc na nią z łagodnym uśmiechem widniejącym na twarzy – Następnym razem cię uprzedzę jakbym miał się tu pojawić, żebyś mnie czasami we fretkę nie zmieniła. - dodałem puszczając jej oczko, po czym schowałem szkicownik do torby.
Co prawda nie spodziewałem się abym miał pojawić się w okolicy w najbliższym czasie, ale kto wie, może faktycznie może jeszcze kiedyś się spotkamy. Może jak znajdę wolną chwilę to poproszę ją aby nauczyła mnie kolejnych romskich słów. Teraz jednak podniosłem się z miejsca.
- To było niespodziewane i miłe spotkanie, ale niestety wzywają mnie już obowiązki. Pamiętaj, nie ważne co inni o tobie myślą. Najważniejsze jest to co ty myślisz. - puściłem jej oczko, powoli kierując się do drzwi – Było mi bardzo miło Eve. To naprawdę ładny Verdan. - posłałem jej delikatny uśmiech, po czym opuściłem wóz, przeszedłem kawałek polaną do linii drzew i teleportowałem się.
zt dla Mitcha <3
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +6
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Tereny wokół Doliny Godryka
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka