Wydarzenia


Ekipa forum
Ratusz
AutorWiadomość
Ratusz [odnośnik]01.03.21 21:57
First topic message reminder :

Ratusz

Oaza zaczynała się rozrastać, a im więcej zamieszkiwało ją czarodziejów, tym bardziej potrzebna była ściślejsza organizacja. W połowie września 1957 r. ukończono budowę ratusza, który powstał przy samej wiosce, w nieznacznym oddaleniu od chatek mieszkalnych. Zamieszkał tam Harold Longbottom, który zawsze potrzebny był na miejscu, wraz z najbliższymi współpracownikami czuwającymi nad bezpieczeństwem wyspy i zdrowiem jej mieszkańców. To nieco większy budynek, w którym odbywają się rozmowy na szczycie, spotkania organizacyjne oraz audiencje u prawowitego Ministra Magii i jego delegatów. Wnętrze ratusza jest surowe, wojskowe, mało przytulne, brak elementów ozdobnych. Niewygodne drewniane meble zostały zbite przez Zakonników.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ratusz - Page 15 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ratusz [odnośnik]13.07.24 12:51
Wysłuchała Adriany, która odpowiedziała na jej pytania, i skinęła jej głową z cichą, służbową wdzięcznością za to. Dalszej rozmowy starała się słuchać uważnie, wychwytywać z niej przydatne informacje, sklejać wszystko w całość, żeby ich działania były jak najbardziej pewne i pokierowane rozsądkiem, nie gorącym zapałem. Skinęła również głową Justine, kiedy usłyszała, że jej zgłoszenie do pomocy zostało powstrzymane - nie miała za złe, ufała im wszystkim, zwłaszcza, że lord Longbottom był obok i nad wszystkim czuwał. Jej spojrzenie przeskakiwało po każdym, kto akurat zabierał głos. Lucinda była cenną sojuszniczką dla Zakonu, doskonale znała się na zdejmowaniu klątw, uczestniczyła w działaniach organizacji od długiego czasu, mogła być smacznym kąskiem choćby ze względu na to, ale jakim cudem zmieniła stronę, skoro od dawna również pozwoliła, by przykleiło się do niej piętno zdrady krwi, kiedy to właśnie krew jest dla wroga najcenniejsza? Nie mogła tego pojąć. Ta kwestia wynurzała się za każdym usłyszanym zdaniem jak trucizna, której źródło mogło być schowane pod każdym kamieniem, który zdobił londyńskie ulice. Spojrzała jeszcze raz na Brendana, ale nic tym spojrzeniem przekazać nie chciała, był tłem dla jej myśli - wróg powinien brzydzić się zdrajcami tak, jak i Weasley traktował Blake’a. Zamrugała i odpłynęła wzrokiem w drugą stronę.
- Percival z Lucindą znają się na tyle długo, żeby mogła mu zaufać? Jeśli przeskoczyła przez ten płot, równie dobrze mogła odciąć się od wszystkiego, co jakkolwiek może kojarzyć jej się z Zakonem i nikomu nie zaufa. Nawet Vincentowi, jeśli to jego byśmy wysłali, skoro widział się z nią stosunkowo niedawno i są w dobrych relacjach - dodała coś od siebie do kwestii powiązanej ze spotkaniem owej dwójki. Nie miała nic przeciwko, ale co innego przynęta, a co innego mięso armatnie. Zerknęła na Vincenta. Dużo o niej wiedział, co nieco ją zdziwiło, nie mieli okazji porozmawiać o tym w domu, wiadomość przyszła zupełnie niespodziewanie. Jedenasty sierpnia. Trwał wtedy jeszcze Festiwal Lata. Nie było jej wtedy w Anglii, bolesne wspomnienia z Andory kłuły irytująco w tył głowy. Teoretycznie miesiąc na jakiekolwiek działania, żeby ją zniewolić, porwać albo namówić, żeby przeszła na stronę wroga. - Gdzie ją widziałeś jedenastego sierpnia? Na Festiwalu czy poza nim? Byliście tam sami?



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Ratusz - Page 15 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Ratusz [odnośnik]13.07.24 23:31
Kiwnął głową w milczeniu, posyłając Adrianie jeszcze jeden uśmiech, nim sala się zapełniła – a on całkowicie już skupił się na padających słowach. Słysząc zakreślony przez czarownicę plan, pochylił się w zamyśleniu do przodu, opierając łokcie na blacie, nieświadomy, że jego brwi zeszły się do środka – prawa bardziej niż lewa, zniekształcona znaczącymi twarz bliznami. – Chcesz rozpuścić niep-p-prawdziwe informacje i sprawdzić, z której strony wrócą – podsumował, bardziej do siebie niż do Addy. Plan był prosty i w swojej prostocie skuteczny, a jego realizacja przez Sowy nie powinna wzbudzić niczyich podejrzeń. Kiwnął powoli głową, krzyżując jasne tęczówki z Tonks. – Zajmę się tym. Dobiorę ludzi. Sam też p-p-polecę – zgodził się od razu, w myślach wertując już kolejne nazwiska. Pośród lotników nie brakowało ludzi, którym ufał, większość z nich: szkolił sam; inni działali z nim w podziemiu od pierwszych dni. Dadzą radę.
W dalszej dyskusji nie zabierał głosu, nie wiedząc, co mógłby powiedzieć; nie miał dostępu do Londynu, nie postawił stopy w granicach miasta od czasu pamiętnej wyprawy do Azkabanu. Arystokraci, których personalia padały nad stołem, nie byli dla niego niczym więcej niż zlepkiem liter i kawalkadą niewyraźnych twarzy, które czasami oglądał na stronach gazet. Przez całe swoje życie znajdował się tak daleko od ich świata, jak tylko się dało; w szkole nim gardzili, później traktowali go tak, jakby był niewidzialny. To jest: do momentu, w którym postanowili, że nie zasługiwał na różdżkę ani życie.
Spojrzał uważniej na Justine, gdy ta wspomniała o patronusie. Brendan wypowiedział jego własne obawy na głos jako pierwszy; odchylił się na krześle, sięgając dłonią twarzy i bezwiednie pocierając krawędź żuchwy. – Musielibyśmy zawęzić obszar p-p-poszukiwań znacznie bardziej niż tylko do granic hrabstwa – wspomniał. Zdawał sobie sprawę z niezwykłej mocy, jaką kryły w sobie patronusy, choć dopiero odkrywał jej pełnię; nie wykluczał, że Tonks, znacznie bieglejsza od niego w białej magii, potrafiła więcej. – Istnieje duże p-p-prawdopodobieństwo, że Lucinda odgadnie, co próbujemy zrobić, jak tylko zobaczy twojego patronusa. To w ten sp-p-posób odnaleźliśmy cię w Azkabanie – zauważył, on sam posłał do Justine wiadomość, licząc na to, że bernardyn pomoże odnaleźć im drogę w plątaninie ciemnych korytarzy. Wtedy znajdowali się jednak znacznie bliżej, a chociaż Lucindy nie było tuż obok, to brała udział w tej samej misji – i słyszała każde z niej sprawozdanie. – Mamy na to tylko jedną szansę. Inaczej damy im okazję do zap-p-prowadzenia nas dokładnie tam, gdzie będą chcieli nas zaprowadzić – dodał, nadal nie dowierzając – nie chcąc wierzyć – że naprawdę wymawia te słowa; że doszli do punktu, w którym Lucy – ta sama Lucy, której śmierci nie tak dawno był świadkiem; która ryzykowała własnym życiem, żeby ocalić Oazę – rozpatrywana była w tej samej kategorii, co oni.
P-p-pomagała w Oazie, kiedy zatrzęsła się ziemia – wtrącił, gdy nad stołem zawisło pytanie Brendana. Nie wiedział wiele o jej aktualnych działaniach, ale to konkretne wydało mu się istotne z oczywistego powodu. – Wie, gdzie jest p-p-portal. Wie, jak przez niego przejść. – Jakim więc cudem wyspa nadal pozostawała nienaruszona? Ostatnim razem, kiedy Rycerze Walpurgii wpadli na jej trop, wyrżnęli w pień niemal całe plemię centaurów, szukając strzeżonego przez Zakon Feniksa sekretu. Czy tym razem zwyczajnie planowali okrutniejszą zasadzkę – czy może serce Lucindy pozostało jednak po ich stronie?
Powinien był zdusić tlącą się w klatce piersiowej nadzieję, ale póki co pozwolił jej kiełkować – zdając sobie sprawę z ceny, jaką w razie pomyłki mógł zapłacić.




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Ratusz [odnośnik]15.07.24 21:51
Drewniane krzesło zaskrzypiało jękliwie pod jego ciężarem, gdy poprawiał swoją pozycję. Głosy zgromadzonych mieszały się wewnątrz niewielkiej przestrzeni, wyrzucając kolejne przemyślenia, dodatkowe fakty, o których nie miał nawet pojęcia. Wzrok, podkręcony subtelną mimiką prześlizgiwał się po zaangażowanej aparycji wszystkich mówców, konfrontując wszelkie, skłębione myśli. Wiele z nich pokrywało się z pokręconymi przypuszczeniami, wywnioskowanymi z przedstawionych informacji. Niektóre z nich były dla niego nierealne, niezrozumiałe, niepasujące do sylwetki kobiety, którą znał przecież nie od dziś. Rozmyślał intensywnie generując pytania zamknięte w szczelnej podświadomości. Końcówka ołówka obijała się o sękaty blat, jako nieznaczny wyraz zdenerwowania pomieszanego z zalążkami wylewnego stresu. Zastanawiał się nad prawdziwym motywem przemawiającym przez oblicze wroga. Próbował przeanalizować ostatnie chwile, krótkie spotkania spędzone z Zakonniczką, zwracając uwagę na jej zachowanie, gesty, formę wypowiedzi. Czy mogły okazać się podejrzane? Czy podczas wykonywania tych samych rozkazów, mogła być pod zwierzchnictwem zmyślnych przeciwników? Pamiętał również feralne wydanie Walczącego Maga, które po powrocie z tragicznej, zagranicznej wyprawy, pozwoliło uwierzyć, iż pozostał z tym wszystkim całkiem sam. Jasny błękit przesunął się na profil Justine, gdy zwróciła się bezpośrednio do niego. Brwi zmarszczyły się w lekkim zdziwieniu, niedowierzaniu wypowiedzianym słowom. Czy teraz mają zamiar podważać każdy czyn, którego dopuściła się w przeszłości? Analizować słowa, nie wierzyć w intencję, w której przysięgła służyć po właściwej stronie? Przytrzymał spojrzenie, próbując wyczytać prawdę jej postawy, którą prezentowała przed skupioną naradą. Nie potrafił zrozumieć. – Mam pewność, że jej tam nie było. – odpowiedział z powagą prostując ramiona. – Informacja ta nie jest mi znana od kilu dni, lecz z wystarczającym wyprzedzeniem. – dodał. – Wydaje mi się, że traktowanie każdego jej słowa, każdej informacji jako potencjalne kłamstwo, sprowadza nas na złą drogę. Pozwala wierzyć, że musiała z premedytacją okłamywać nas… – pokręcił lekko głową dla zaakcentowania wypowiedzi: – Długie miesiące, stojąc w jednym szeregu. Ostrożność jest nam potrzebna, owszem, ale czy nazbyt nadmierna? – dokończył spokojnym tonem, wzdychając ciężko. Starał się trzymać emocje na wodzy, choć pulsujące ciepło rozchodziło się po całym ciele. Słuchał uważnie kolejnych słów, propozycji padających pod adresem Lucindy. Koślawym pismem zanotował jedno słowo patronus, wpisane na brzegu otwartego notatnika. Gdy temat przeskoczył na rodzinne powiązania zaginionej współtowarzyszki, próbował przypomnieć sobie elementy, o których wspominała mu dziewczyna. Niejednokrotnie dzieliła się swą szlachecką przeszłością. Po powrocie do macierzystego kraju, chciał nadrobić jak najwięcej faktów oraz szczegółów z życia swoich bliskich. Pokiwał głową na pytanie Addriany, potwierdzone ze słowami Maeve. – Blaise to jej rodzony brat. Wiem, że nie utrzymywała z nim kontaktu. Rzadko go wspominała… – familijne koligacje były przecież zbyt bolesnym tematem. Rozumiał to, dlatego nigdy nie naciskał o nadmierne szczegóły. Podstawowa wiedza okazała się wystarczająca. Nigdy, do końca nie zrozumiał mnogich i skomplikowanych zasad przestrzeganych przez arystokratów. – Owszem, jest to niezbyt pewna poszlaka, jednakże, jeśli chcecie jeszcze raz skupiać się na jej starym mieszkaniu, to sprawdzenie dosłownie wszystkiego, ma jakiś sens. O ile nie będzie to lekka strata czasu… – podsumował dokładając swoje przemyślenie. Zdecydowanie wolałby pochylić się nad nowymi szlakami, informacjami, które nie były oczywiste, prowadziły do zupełnie innych miejsc, czy potencjalnych osobistości. Padło tu tak wiele nazwisk. Nie komentował, gdy blondwłosa szpieg ponownie zwróciła się do jego osoby. Słowa pokrywały się z wcześniejszą wypowiedzią. I choć zazwyczaj sam zachowywał spokój oraz wszelkie zabezpieczenia, coś podpowiadało mu, że powinni odpuszczać, ryzykować o wiele więcej, gdyż wróg miał nad nimi przewagę. Skoncentrował się na poważnej twarzy mężczyzny o nazwisku Weasley i skinął głową, gdy zaproponował włączenie znanego wszystkim sklepu z przeklętymi artefaktami. Słuchał, przetwarzał i procesował. Zagłębił się w kwestii potencjalnej konfrontacji z poszukiwaną rebeliantką. Dywagacja nad osobą Percivala nie przysuwała żadnej, konkretnej opinii. Czy chcieli stworzyć coś z pogranicza prowokacji? Zerknął na siostrę, siedzącą tuż obok, gdy ponownie zabrała głos. Uniósł brwi, gdy zamieściła go w swej wypowiedzi, lecz pokiwał głową, gdyż było to zgodne z prawdą. Nie rozpowiadał o swych koligacjach. Hensley łączyła ją czysto przyjacielska relacja, na której polegali  - szczególnie w tak trudnych czasach. – W jej domu. – odparł, zerkając przelotnie na niektóre twarze. – Pewne, niefortunne zdarzenia zmusiły mnie do znalezienia tymczasowego lokum. Lucinda zaproponowała mi swój dom, na co przystanąłem. – wyjaśnił, aby nie było żadnych wątpliwości. – Jedenastego sierpnia była po prostu w domu, nikogo więcej z nami nie było. Raczej nigdzie nie wychodziła. – dorzucił na sam koniec, zatrzymując się na rysach rodziny. Jeśli chcieli skonfrontować go z kobietą, nie miał ku temu żadnych przeciwności. Mógłby to zrobić. W głębi duszy chciał doczekać się takowej konfrontacji.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Ratusz [odnośnik]16.07.24 0:56
Przytaknęła po prostu głową na stwierdzenie młodego Carringtona, jeśli twierdził, że jest w stanie poradzić sobie z zadaniem - albo miał do kogo zwrócić się o pomoc, należało mu w tej kwestii zaufać. Samo mieszkanie prawdopodobnie istotnie nie miało przynieść wielu informacji, jednak nie mogli zignorować żadnego z potencjalnych tropów. Przeniosła tęczówki na Maeve, wykrzywiając wargi. Napisali że ją stracili, by później pozwolić pokazać się wszystkim w łaźni? Czego nie przemyśleli wcześniej? Co się zmieniło?
- Nie możesz mieć takiej pewności, Rineheart, chyba że byłeś z nią ostatnio przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. - zauważyła sucho. Minął miesiąc od upadku komety, kto potwierdził że nie odwiedziła lokalu na Pokątnej? Skąd brała się jego pewność? Nie potrafiła zrozumieć. Kolejne jego słowa sprawiły, że jej brwi uniosły się ku górze. - Brak nadmiernej ostrożności przyniesie więcej strat niż korzyści. - skwitowała licząc, że Vincent pozostawi ten temat. Też nie chciała w to uwierzyć, ale fakty przemawiały same przez siebie. Trudno było udawać, że sprawa nie rysowała się fatalnie.
- My też możemy być wtedy gotowi. Spróbować poprowadzić kontakt w taki sposób, by miejsce zostało wyznaczone i zabezpieczone przez nas. Ale że i to nam się uda nie mamy pewności. - jeśli - ciągle, znów, nadal - Lucinda odpowie na wiadomość od Percivala, istniała możliwość że będzie chciała spotkać się w wyznaczonym przez siebie miejscu. Nie mieli na to żadnego wpływu w tym momencie, nie wiedzieli też co tak naprawdę nią powodowało i która z wersji rzeczywistości była tą właściwą.
Wysłuchała słów Brendana i Billy’ego padających w kwestii patronusów, które podniosła Adriana. Potaknęła głową, jej wniosku w tym względzie brzmiały podobnie. Patronus z pewnością ich zaalarmuje - co do tego nie było żadnej wątpliwości, a sam plan oparty na nim, był w tym momencie równie niepewny, co posłanie Notta na pierwszy ogień.
- Działałam z nią tylko podczas jednej akcji w ostatnim czasie jej celem było uratowanie i przetransportowanie kobiet trzymanych w niewoli do bezpiecznego miejsca. Ale wiem, że czynnie działała z innymi. Zna wiele miejsc, trzeba będzie pomówić z osobami z którymi współpracowała i zrobić listę. - innej drogi nie było. Nie zdążyły jeszcze się tym zająć. Ale dla bezpieczeństwa zdaniem Justine i tak należało sprawdzić wszystkie - trudno było przewidzieć ile informacji miała. Spojrzała ku Jackie - sprawa była o tyle trudna, że nie mieli pojęcia, co tak naprawdę się stało - jeśli Lucinda naprawdę zdradziła, kontakt z kimś z zakonu był zwyczajnie bezcelowy. Nie miało znaczenia czy napisze do niej Vincent czy Nott.
- Plan który proponuje Brendan jak rozumiem nie opiera się na kwestii zaufania czy sympatii kogokolwiek z samą Lucindą, a możliwością przeciągnięcia na stronę wroga jeszcze jednej osoby a tym samym potencjalnego osłabienia naszych sił mocniej. Zyskania informacji, której może im brakować. Uzupełnieniu planu. - wypowiedziała na głos. - Kontaktowałeś się z Lucindą? - zapytała Vincenta. - Czy w domu w którym mieszkała pozostały jej rzeczy? - dodała kolejne splatając ze sobą dłonie opierając je na stole przed sobą.
- Jesteście w stanie, nakłonić ludzi pracujących w łaźniach by znaleźli się w miejscu w którym istotnie będziemy mogli ich przesłuchać? - zapytała Adriany wprost, nie miała pojęcia, ale podsunięta przez Brendana możliwość była jedną z tych wartych spróbowania. Może powinni użyć jakiegoś sposobu, świstoklików które sprowadziłyby ich wprost do miejsca, które wyznaczyliby na przesłuchanie.
- Jeśli te działania nie odniosą skutku powinniśmy pomyśleć nad przygotowaniem i wysłaniem kogoś w postaci pracowników na następne wydarzenie na którym gromadnie się zbiorą. - zaproponowała na głos, jeśli pojawiła się gdzieś raz, mogła pojawić się i drugi, jeśli będą tam mieli swoich ludzi ci będą w stanie wyśledzić z kim przyszła z kim wyszła - może nawet dokąd się udała. Podsłuchać jakąś rozmowę, która powie im więcej.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Ratusz - Page 15 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Ratusz [odnośnik]17.07.24 20:14
Skinęła powoli głową, nie spuszczając oczu z twarzy Williama. Zależało jej na pomocy Sów, zależało jej na wyselekcjonowaniu osób świadomych ryzyka. To nie powinno być przesadnie duże, ale wciąż istniało – niektóre kryjówki w których chciała pozostawić informacje leżały na terytorium wroga; zdarzyć mogło się wszystko.
Gdy zbierzesz ludzi, pochylimy się nad mapą, dopasujemy informacje i trasy do konkretnych lotników – dodała jeszcze słowem objaśnienia i uśmiechnęła się blado, gdy stwierdził, że sam także weźmie udział w misji. Nie znali się może zbyt długo, ale bezczynność nie pasowała jej do sylwetki Billy’ego, nie pasowała również do charakteru. Cieszyła się, mogąc nazywać go sprzymierzeńcem w tej nierównej walce.
Uśmiech kładący się na jej wargach zmienił swoją naturę, nabrał charakteru. Blaise Selwyn był bratem Lucindy, no proszę. Adda zamyśliła się na moment, powiodła opuszkiem palca po dolnej wardze; skoro pracownice wymieniły go razem z żoną i Lucindą, to musiał ją widzieć. Musiał wiedzieć gdzie jest, nie wyobrażała sobie by nagle pozwolił siostrze rozpłynąć się w mrokach nocy. Teraz, gdy posiadała pewną informację co do ich stopnia pokrewieństwa, konieczność odnalezienia Selwyna zyskała na priorytecie. Gdzie pracował? Gdzie spędzał wolny czas? Z kim? Miał słabość do kobiet? Jak biegły był w szermierce słownej, jak podatny na drobne manipulacje?
Znajdę go – zadeklarowała – spróbuję wybadać grunt. Na tej podstawie ocenimy czy sięgać głębiej, do zasobów służby – zwróciła się do przyjaciółki. Jeśli Selwyn zdradzi jej cokolwiek na temat siostry, odpadnie im konieczność ganiania za pracownikami rezydencji.
Przyjęła słowa Maeve w milczeniu; miała rację, trop rodzinnej rezydencji był oczywisty, ale czasem w oczywistościach najprościej było się ukryć, a najciemniej bywało pod latarnią. Sama korzystała z zalet tego truizmu, sprawnie wtapiając się w rzesze pracowników Ministerstwa. Ale co ze stwierdzeniem, że musieli trzymać ją bliżej niż w więzieniu? Adda posłała Maeve długie spojrzenie, ewidentnie rozważając tę kwestię; również brzmiała sensownie i prawdopodobnie. Czy Śmierciożercy mogli trzymać ją u siebie? Czy Rycerze posiadali coś na kształt siedziby głównej w której mogliby trzymać tak ważnego jeńca?
W sprawie wystawienia Notta jako przynęty nie zabrała głosu; plan niósł w sobie parę teoretycznych korzyści, ale nie był pozbawiony wad – zastawiona pułapka nasuwała się jako pierwszy potencjalny problem, resztę przywołała Maeve.
Jaki obszar mógłby objąć patronus, Billy? – Odwróciła twarz w jego stronę, spojrzenie wyrażało absolutne skupienie. – Jak bardzo musimy zawęzić krąg poszukiwań by mieć tę jedną szansę?
Skinęła Marcelowi głową z wyraźną aprobatą. Był jej uszami i oczami w miejscach w których jako poważna czarownica nie mogła się pojawiać by nie prowokować niewygodnych pytań. O samym Nokturnie wiedziała niewiele; pojawiała się tam tylko pod kocią postacią, tak prościej było nawigować zaułkami i unikać kłopotów. Doświadczenia kociej postaci być może będą w stanie pomóc mu w krytycznym momencie, znajomość terenu bywała czasem zmienną, która ratowała życie.
Powiem ci na co zwrócić uwagę – zwróciła się mrukliwie do Marcela. W czarnej magii nie była biegła, ale znała podstawy, obracała się wśród ludzi, którzy na co dzień korzystali z plugawych sztuk, doświadczyła działania tego rodzaju magii na własnej skórze, lata temu. Jeśli miało mu to ułatwić filtrowanie informacji, to była skłonna podzielić się częścią wiedzy.
Oparte na blacie dłonie zsunęła na uda, odchyliła się nieznacznie. Nie do końca zgadzała się z Brendanem; miała możliwości by zbliżyć się do gości, wierzyła, że jest w stanie ostrożnie pozyskać część informacji, ale takie operacje wymagały ogromu czasu – zaufania nie budowało się w jedno spotkanie przy kawie czy przy kieliszku wina – a oni tego czasu nie mieli. Już nie.
Co nie zmieniało faktu, że zamierzała zastanowić się nad tymi słowami później, w zaciszu domu. Kogo mogłaby obrać na celownik? Z kim się pokazać, by umocnić swoją pozycję?
Wskażcie miejsce przesłuchania – odpowiedziała Justine i krótko zerknęła także na Brendana. – Razem z Maeve znajdziemy sposób na wyprowadzenie pracowników poza Londyn. Pozostaje pytanie: czy mają wrócić po tym przesłuchaniu i wyczyszczeniu pamięci do swojego życia, czy nie planujecie ich wypuszczać? Od tego zależy konstrukcja planu i całej otoczki. – Zabębniła palcami o udo, wymieniła spojrzenie z Maeve. I tak trzeba będzie naszykować co najmniej dwie wersje planu: tę właściwą i tę awaryjną.
Jeśli tylko wydarzenie nie będzie z góry skierowane do szlachty, to mogę się tam pojawić – odparła na propozycję Just. – Moja pozycja w Londynie jest wystarczająco mocna by obecność na takim spędzie wydała się naturalna.
Adda zacisnęła krótko wargi; do teraz żałowała, że nie znalazła czasu by pojawić się w łaźniach.
Podsumowując – odezwała się, gdy zapadła chwila ciszy. – Zaczynamy od sprawdzenia szczelności siatki. Billy wyznacza lotników, ja preparuję wiadomości, rozpuszczamy wici. Marcel sprawdza dawne mieszkanie Lucindy i nasłuchuje, nasłuchuję również ja i Maeve. Gdy zadbamy już o siatkę – ogłaszamy list gończy. Zanim uda nam się wyprowadzić pracowników na przesłuchanie, proponowałabym żeby aurorzy sprawdzili kontakty Lucindy z poprzednich misji, w ten sposób usystematyzujmy wiedzę dotyczącą jej działalności, być może w rozmowie wyjdą jeszcze jakieś szczegóły. Po wyciągnięciu pracowników nadejdzie pora przesłuchania na którym możemy zyskać wszystko albo nic. – Umilkła na moment, zastukała paznokciem w blat. – Czy ktoś jeszcze chciałby uzupełnić ten ramowy plan o jakieś sugestie? – Spojrzała jeszcze raz po wszystkich zebranych. – Do momentu obławy i pojmania tymczasowo nie dochodzę, bez jasnego tropu prowadzącego do jej aktualnego miejsca pobytu i tak trudno będzie zaplanować przebieg starcia.

|czas na odpis: do 20 lipca włącznie. Gdyby ktoś chciał zabrać głos, ale wiedział, że nie wyrobi to standardowo proszę o info <3


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Ratusz [odnośnik]19.07.24 16:13
Śledziła dalszy przebieg obrad w milczeniu, wędrując spojrzeniem między kolejnymi zabierającymi głos osobami. Nie zamierzała odnosić się do słów Vincenta, tych dotyczących przesadnej ostrożności – przecież jeśli tej ostrożności nie okażą, bezpieczeństwo nie tylko całego Zakonu Feniksa, nie tylko Oazy, ale i wszystkich polegających na nich czarodziejów stanie pod znakiem zapytania; przez moment świerzbił ją język, Justine próbowała jednak uciąć temat, więc nie było sensu rozgrzebywać go na nowo. Powinni skupić się tylko i wyłącznie na konkretach, na planowaniu dalszych posunięć, inaczej nigdy nie dotrą do prawdy, a przecież na tym właśnie powinno zależeć im wszystkim najbardziej.
Skinęła głową, gdy łamacz klątw potwierdził jej podejrzenia dotyczące stopnia powiązania wspomnianego Blaise'a i Lucindy, skinęła nią znowu w reakcji na słowa Adriany; zaproponowana kolejność działania była sensowna, najpierw powinny spróbować pociągnąć za język brata, gdyby zaś okazało się to z jakiegokolwiek powodu niemożliwe, zawsze pozostawał łatwiejszy do zrealizowania pomysł z sięgnięciem do służby.
Nie czuła się na tyle biegła w białej magii, by móc zabierać głos w sprawie patronusów i tego, jakie oferowały im możliwości; z uwagą słuchała uwag wygłaszanych przez pozostałych, odnotowując w pamięci, że nawet i ograniczenie miejsca pobytu Lucindy do jakiegoś hrabstwa niewiele im pomoże. Zgadzała się w myślach z nieszczególnie pocieszającym wnioskiem, że choć wizja wykorzystania wspomnianego zaklęcia była kusząca, tak nie mogli sięgnąć po nie przedwcześnie, by nie zdradzić się z posiadaną wiedzą i nie oddać inicjatywy w ręce wroga.
Nie powracała do sugestii, którą wypowiedziała chwilę temu, do tego, że niezależnie od charakteru współpracy Hensley z Rycerzami Walpurgii, mogła być ona przetrzymywana w rękach najwyżej postawionych popleczników Czarnego Pana, bo i nie pomagało to skutecznie zawęzić obszaru poszukiwań. Kent, Suffolk, Londyn, Warwickshire... Nie mieli czasu, który pozwoliłby im na cierpliwe, skrupulatnie badanie wszystkich tych miejsc. Pomysł Brendana, by wywabić pracownice stolicznej łaźni i poddać je przesłuchaniu, wydawał się sensowny; sama rozważała dalsze pociągnięcie tematu czarownic, które musiały wtedy dbać o wygody gości Zacisza Kirke. Nie była pewna, czy trop ten mógł przynieść przełom, lecz skoro Lucinda zapadła zszokowanym pracownicom w pamięć, najpewniej zwróciły one również uwagę na jej najbliższe towarzystwo – to zaś mogło okazać się cenną wskazówką w kwestii tego, gdzie tak naprawdę przebywa czarownica będąca przedmiotem tego spotkania.
Jeśli nie wrócą do swych obowiązków, może wydać się to podejrzane – podsunęła cicho, pozostawiając jednak decyzję w rękach aurorów. Wolałaby planować akcję tak, by nie zakładać od razu najdrastyczniejszej z dostępnych możliwości. – Z drugiej strony, pewnie gdyby zaszła taka potrzeba, byłybyśmy w stanie zatrzeć ślady i uwiarygodnić ich zniknięcie. Wypadki chodzą po ludziach – dodała niechętnie, wzruszając przy tym lekko ramieniem. Spojrzała to na siedzącą po drugiej stronie stołu Jackie, to na Brendana, wyczekując ich reakcji. Nie posiadała wiedzy na temat ostatnich aktywności Lucindy, również ze względu na to, że wyprawy do Rumunii skutecznie uniemożliwiły jej branie czynnego udziału w ostatnich inicjatywach Zakonu.
Mogłabym wtopić się w tłum w takiej czy innej roli – napomknęła w odpowiedzi na sugestię Tonks dotyczącą infiltracji ewentualnego przyszłego wydarzenia kierowanego do mieszkańców Londynu i zwolenników nowego ładu.
Pokręciła głową, gdy Adriana zebrała w całość omówione do tej pory pomysły; zgadzała się z tym, co zostało powiedziane i nie miała nic do dodania. Musieli zająć się tym, co zostało już zaproponowane, by móc przejść do podejmowania dalszych decyzji. O ile, oczywiście, zaplanowane działania przynoszą jakiekolwiek rezultaty.


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: Ratusz [odnośnik]20.07.24 23:02
Uniósł spojrzenie na Vincenta, gdy gorliwie zapewniał, że mieszkanie czarownicy było czyste, przeniósł go - z konsternacją - na Adrianę, na Maeve, lecz odpowiedź szybko przyniosła Justine - nie mogli mieć pewności. Spojrzał na szpiegmistrzynię, gdy zwróciła się do niego i kiwnął głową, pewien, że jej wskazówki będą cenne. Nie miał jej doświadczenia, czerpał z niego chętnie zawsze wtedy, kiedy mógł. W Londynie poruszał się czasem jak pijane dziecko we mgle - ale wiódł go instynkt i dotąd go nie zawiódł. W końcu - nadal udało mu się przeżyć. Podsumowanie przedstawione przez Adrianę brzmiało zrozumiale. Wiedział, wierzył, że da z siebie wszystko, żeby wykonać przekazane mu polecenia. Znalazł się w znamienitym gronie i nie zamierzał położonego w nim zaufania nadszarpnąć. Miał tylko nadzieję, że podjęte działania przyniosą oczekiwany efekt. Że to wszystko miało ich do czegoś doprowadzić, dokądś, do rozwiązania. Nagromadzone przy stole emocje zdradzały, że Lucinda Selwyn była dla Zakonu Feniksa ważna. Czuł napięcie, zdradzane w twarzach, mimice, gestach, wreszcie w słowach, nie dokładał nic do tych emocji - nie znał Lucindy, nie chciał jej bronić, nie chciał też oskarżać. Zamierzał wykonać przekazane mu zadanie - i zrobić to najlepiej, jak potrafił. Zaoferowana pomóc Adriany z pewnością mu w tym pomoże, ale już teraz zastanawiał się, czy zdoła zajrzeć do tego mieszkania jeszcze dzisiaj. Musiał tylko zgarnąć Jima, we dwójkę będzie prościej, niż pojedynczo. Ktoś musiał stanąć na czatach - stawka wyczuwalnie rosła z każdą chwilą. Mogło być bardziej niebezpiecznie, niż sądził, jeśli w okolicy kręcili się już Rycerze Walpurgii. Dowie się tego - wkrótce.
Powaga sytuacji malowała się źle, obawy były ciężkie. I chyba nawet krzesło, na którym siedział, robiło się dziwnie niewygodne. Nie miał nic do dodania, powiódł spojrzeniem po pozostałych, każdym z kolei, wyczekując ich głosów. Zgiął palce kilkakrotnie, zrzucając z rąk napięcie, śledził bieg rozmów, w każde słowo wsłuchując się z podobną uwagą - słuchał i zapamiętywał, nie przerywając niczyjej wypowiedzi. Sam nic nie miał do dodania.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Ratusz [odnośnik]21.07.24 0:47
Zogniskował wzrok na Jackie, gdy zabrała głos.
- Są rodziną - oznajmił krótko, z Selwynami mieli kontakt, przez jakiś czas, jaszczurze języki tak naprawdę nigdy nie były godne zaufania - z tego właśnie słynęły. Nieznacznie uniósł brew na jej dalsze słowa, przemykając spojrzeniem na Vincenta, gdy zechciał na tę propozycję odpowiedzieć. Uśmiechnął się pod nosem, słysząc pewność jego głosu, ale nie odjął od niego wzroku. Skąd ta pewność, chciał spytać, lecz jego słowa zostały pominięte przez pozostałych, skupionych na celu tej rozmowy. Nie było go zbyt długo, by miał pozycję, by zarzucić mu to, co jako pierwsze cisnęło się na usta, ale zamierzał mieć go na oku. Każdy, kto próbował działać na niekorzyść poszukiwań, powinien stać się podejrzanym w oczach każdego Zakonnika. Bo jeśli nie kolaborował - co miały mu przynieść próby dewaluacji jedynych tropów, jakie posiadali?
- Jeśli ktoś w imieniu Zakonu Feniksa miałby po prostu uprzejmie spytać Lucindy, co robi u boku wroga, niech będzie to przynajmniej ktoś, kto ma do sprawy chłodny dystans - podsunął w kierunku Rineheart - że Vincent go nie miał, widział to każdy, kto siedział przy tym stole. Czy po słowach, które padły, ufał mu? W żadnym razie.
Kiwnął głową na słowa Billy'ego - zgadzał się z nim. Dziś i teraz szukali igły w stogu siana. Lucinda była rozpoznawalna, potencjalnych kryjówek nie miała wiele. Ale jeśli którąś z nich wykorzystywała, dostaną się do niej. Zastanawiał się nad pytaniem zadanym przez Adrianę, ale wiedział, że odpowiedź była trudna.
- Trzeba jak najprędzej zmienić lokalizację portalu - podjął słowa Billy'ego, przenosząc wzrok na Adrianę i Justine, czy już się tym zajęły? Jeśli Lucinda była w stanie przeprowadzić przez portal nieprzyjaciela, jego zabezpieczenie powinno stać się teraz głównym celem.
Zastanowił się nad pytaniem Adriany, przemknął wzrokiem po Maeve, gdy zabrała głos.
- Na południe od Londynu - kilka kilometrów drogą na Kent - znajduje się stare kino Odeon - podjął, Adriana prosiła o wskazanie miejsca, nie miało większego znaczenia, ale coś należało ustalić. Miejsce blisko miasta wydawało się najbezpieczniejsze. Pamiętał je, bo kiedyś prowadził sprawę, w której goście tego miejsca odegrali kluczową rolę. - Albo ruiny po nim - dodał po chwili, mugolska miejscówka z całą pewnością nie była już czynna. Ale budynek był solidny i duży, miał szansę przetrwać. - Tam się spotkamy - Przeniósł wzrok na pozostałych, szukając sprzeciwu. Nie zależało mu na tym miejscu, ale trzeba było podjąć decyzję. - Zrobimy, co będzie trzeba  - dodał lakonicznie, mogli przystać na obie opcje, logistyka i tak spoczywała na kobietach, oni nie mogli wejść do Londynu. Koncepcja odprowadzenia ich z powrotem była niewątpliwie trudniejsza, choć moralnie właściwsza - powinny wiedzieć, że jeśli coś pójdzie nie tak, zatuszują to inaczej. Dla dobra sprawy, której zawsze przyświecał cel nadrzędny. - Jeśli to nieszkodliwe dziewczyny, można je będzie wypuścić. Ślady po przesłuchaniu też mogą wywołać pytania... - napomknął, w nawiązaniu do słów Maeve i zawahał się po chwili - ale służki niższego szczebla w tych kręgach nikogo nie obchodzą. Są bardziej jak narzędzia, niż ludzie - skonstatował bezpośrednio, żeby ktoś zadał pytania, wpierw ktoś inny musiałby się nimi zainteresować.
W milczeniu wysłuchał wniosków Adriany z tej rozmowy - kiwnął głową na znak zgody.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Ratusz [odnośnik]21.07.24 17:06
Justine kontynuowała swoją wypowiedź w tym samym, niezrozumiałym dla niego tonie. Ponownie ułożył na jej obliczu jasne, wytężone spojrzenie spod uniesionych, zmrużonych powiek, próbując tylko przez chwilę odnaleźć prawdziwe powody. Czyż nie znała Lucindy równie dobrze jak on? Nie spędzała z nią czasu, nie walczyła po jednej stronie, stając ramię w ramię przed obliczem przeciwnika? Czy nie powierzała ciężkich słów, ukrytych tajemnic chcąc pozbyć się przytłaczającego ciężaru? Czy w tamtym odległym, zamierzchłym czasie kierowała ku niej drżące wiązki braku zaufania? Czy potrafiła wywęszyć podstęp, wpływ niezrównoważonego oponenta, który w niewiarygodny sposób przekabacił na swoją stronę? Nie oponował przed realną powagą sprawy oraz podejmowanymi środkami ostrożności – nie rozumiał natomiast automatycznej zmiany postępowania oraz nastawienia. W jednej sekundzie, oddany członek rebelii stał się niebezpieczeństwem wrogiem, którego powinni zlikwidować? Miał wrażenie, iż żadne poboczne argumenty, fakty oraz przypuszczenia nie miały znaczenia. Tak jakby decyzja została już podjęta. Westchną krótko i pokręcił głową praktycznie niezauważalnie:  
– Sądząc po prezentowanym podejściu nie powinniśmy ufać nikomu, nawet sobie nawzajem. – skwitował spokojnie, już na sam koniec, nie dodając nic więcej. Nie posiadał żadnych przesłanek, aby wątpić w słowa, które już dawno temu przekazała mu zaginiona Zakonniczka. Stare, porzucone miejsce zamieszkania poszło w zapomnienie wiele miesięcy temu. Dom znajdujący się w leśnej gęstwinie malowniczej Szkocji, w którym miał okazję przebywać, stał się jedynym, prawowitym schronieniem, dającym choć odrobiny prywatności. Był też prezentem, o który zdawała się dbać wedle sił i możliwości. Przekazywał im swą wiedzę, która mogła usprawnić plan, zaoszczędzić czas, odrzucić błądzące i błędne tropy. Jeśli decyzja tłumu pozostawała przeciwna, akceptował ją w milczeniu. Spojrzenia zatrzymywane, ogniskowane na jego twarzy mogły znaczyć wiele, a także zupełnie nic. Tym razem nie przejmował się ich wyrazem: stał po tej samej stronie barykady ukazując swoją perspektywę oraz punkt widzenia. Pomysł podrzucony przez współtowarzyszy, wydawał się ryzykowny. Zetknięcie któregokolwiek z Zakonników z osobą, której sylwetkę widziano po stronie wroga, mogło przysporzyć kolejne niebezpieczeństwo, lub okazję do podstępu, czy zmyślnej drwiny. Ponownie skierował swój wzrok na blondynkę, gdy ta kończyła swą wypowiedź kierując słowa, bezpośrednio do niego. Pokiwał głową:   – Wysłałem do niej kilka listów. W różnych odstępach czasu. – powiedział przypominając sobie konkretne daty. – Jeden zaraz po wybuchu kataklizmu, reszta kilka, kilkanaście dni później. Nie dostałem odpowiedzi. Co ciekawe, moja sowa zawsze powracała bez pergaminu. Nie mam pewności co się z nimi stało. Znalazła adresata, a może po prostu, zważając na obecne warunki, zgubiła je podczas lotu. Choć to do niej niepodobne.   – uzupełnił jeszcze, nie chcąc snuć niepotwierdzonych przesłanek. Elidor była jego wieloletnią kompanką, nie zawodziła, dlatego w głębi przypuszczał, że przekazywała korespondencję, we właściwe miejsce. Tylko jak daleko?  Mężczyzna ponownie pokręcił głową: – Tak, jej rzeczy pozostały w domu nieruszone. – potwierdził. – Nie przeszukiwałem ich, tylko pobieżnie. Miałem zaproponować, że mogą zrobić to jeszcze raz z większą skrupulatnością. Może natknę się na cokolwiek…co mogłoby nam pomóc, pozwolić zrozumieć, czy zbliżyć do wyjaśnienia ów sprawy. Podciągnął się na krześle słuchając dalej. Niektóry sprawy pozostawiał bez komentarza, gdyż widział,  iż biegli w innych dziedzinach wiedzieli co robić, rozkładali je na czynniki pierwsze. Kiwnięciem głowy zgodził się co do propozycji zmiany umiejscowienia portalu. Był to jeden z najważniejszych kroków dających podstawy zabezpieczeń. Czekał na dalsze informacje w tej sprawie. Ze spokojem śledził przebieg rozmowy traktujący przeniknięcie do osobistości powiązanych z domem rodzinnym nieobecnej. Odłożył ołówek i splótł dłonie tuż przed sobą. Gdy odnalazł przestrzeń w dyskusji, pozwolił sobie powrócić do jednego z wcześniej wymienionych wątków: – Pojawiły się wcześniej wzmianki o udaniu się do sklepu Borgina i Burka. Mogę podjąć ten trop sam, lub z czyjąś pomocą. – powiedział zerkając krótko w stronę Brendana, który wystosował ów wniosek. Praca łamacza klątw stykała go z przeklętymi artefaktami, przedmiotami o szemranym pochodzeniu. Widywał podobne miejsca, wiedział jak się w nich poruszać, jakie pytania zadawać. Jeśli nie opuszczali żadnego z wymienionych kryteriów, powinni znaleźć się także tam. Po krótkiej chwili i dłuższym zamyśleniu, postanowił podsunąć jeszcze jedną kwestię, dla pewności i uzupełnienia informacji. – Czy pozostali Zakonnicy, a także Sojusznicy zostali poinformowani o tej sprawie? – zapytał otwarcie, do wszystkich zgromadzonych. Rozejrzał się po niewielkiej sali – brakowało tu kilku zaangażowanych osobistości, wspierających organizację. Czy coś ich zatrzymało?  Czy nie mogli stawić się w wyznaczonym terminie? Chciał jedynie krótkiego potwierdzenia. Jeśli organizatorzy mieli to w planach, mógł ich w tym wesprzeć. Wzmożona czujność była teraz na wagę złota.

[bylobrzydkobedzieladnie]



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Ratusz [odnośnik]21.07.24 23:21
Kiwnął głową w odpowiedzi na słowa Adriany, ani na moment nie tracąc malującej się w zniekształconych rysach powagi. Lekkie żarty odeszły w zapomnienie, teraz skupiał się w pełni na misji – w myślach planując już kolejne kroki. – P-p-poślę wiadomości jeszcze dzisiaj. Ilu lotników potrzebujemy? – zapytał. Nie oczekiwał konkretnej liczby, bardziej wskazania, jak duży obszar mieli pokryć; nie miał pojęcia, jak daleko sięgały znajomości Adriany, ani jak duża była siatka, której szczelność chciała sprawdzić.
Wypowiedź Vincenta sprawiła, że prawie zabrał głos ponownie, powstrzymany jedynie stanowczym ucięciem tematu przez Justine. Zgadzał się z nią w pełni, choć sam nie wierzył – nie chciał wierzyć – że Lucinda okłamywała ich od miesięcy, to żaden poziom ostrożności nie wydawał mu się nadmierny. Czas na wyjaśnienia przyjdzie potem, jeśli mieli ich doczekać – musieli zakładać najgorsze. William widział już wystarczająco, by wiedzieć, jaką cenę mogliby zapłacić za najdrobniejsze potknięcie. Nie miał jednak zamiaru powtarzać oczywistego, zdusił cisnące się na język głoski, ale kiedy Rineheart odezwał się ponownie… – Musimy ufać sobie nawzajem – zaoponował, pochylając się nieco niżej nad wysłużonym blatem, żeby spojrzeć prosto na Vincenta. Byłby gotów powierzyć swoje życie każdemu czarodziejowi siedzącemu przy tym stole; do niedawna bez zastanowienia powierzyłby je również Lucindzie – ale okoliczności się zmieniły; czy nie dla wszystkich było to jasne? – Ale nikt z nas tutaj nie d-d-dostał zaufania w prezencie. Ani bezwarunkowo – dodał. Nie mogli ufać ślepo, skoro żadne z nich nie miało kontaktu z Lucy, a jej działania pozostawały dla nich zagadką, nie mieli innego wyjścia, niż założyć najgorsze. – Jeżeli kiedykolwiek t-t-trafiłbym w ręce Rycerzy, liczyłbym na to, że Zakon potraktuje mnie jak zagrożenie – wtrącił, czując zaciskający się na żołądku sznur. Nigdy nie wsparłby wroga dobrowolnie, ale nie miało to znaczenia; pod działaniem imperiusa czy innej paskudnej klątwy byłby tak samo niebezpieczny dla ludzi, na których mu zależało; dla idei, w którą wierzył – i wolałby, żeby Zakonnicy zabili go na miejscu niż żeby pozwolili mu zwrócić się przeciwko sobie.
Na pytanie Adriany nie odpowiedział od razu, zastanawiając się przez chwilę. – Nie jestem p-p-pewien – przyznał, nie sprawdzał nigdy, jakie dokładnie możliwości dawało zaklęcie patronusa; rozejrzał się po twarzach pozostałych czarodziejów i czarownic, w milczeniu licząc na to, że ktoś z nich będzie w stanie udzielić rzetelniejszej odpowiedzi – ostatecznie powracając spojrzeniem ku Tonks. – Jeśli stalibyśmy na właściwej ulicy, p-p-prawdopodobnie wskazałby nam budynek. W budynku – odpowiedni korytarz, p-p-pokój. Jest za szybki, żeby podążać za nim na dłuższą metę, jak b-b-bardzo długą – musiałbym sprawdzić – rozwinął wcześniejszą wypowiedź, wzruszając ramieniem. Mógł to zrobić, miał dobrą miotłę; za wyjątkiem Marcela, pewnie niewielu w Zakonie byłoby w stanie go prześcignąć.
Podsumowanie nakreślonych planów skwitował jedynie skinięciem głowy, nie miał nic do dodania; był gotów, by przystąpić do realizacji swojej części. Milcząco zgodził się również z Brendanem co do konieczności przeniesienia portalu, Oaza i jej mieszkańcy wycierpieli już wystarczająco; jeżeli wisiało ponad nimi kolejne zagrożenie, mieli obowiązek zrobić wszystko, by mu zapobiec.

| przepraszam za obsuwę, już powracam z otchłani nieobecności, więc to ostatnia :pwease:




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Ratusz [odnośnik]23.07.24 1:22
Nie wierzyła w słowa, które wypowiadał Vincent. Prezentowanym podejściu? Lucinda była widziana razem z wrogiem - jak mocno by jej nie ceniła, jak bardzo nie ufała wcześniej, tak teraz pozostawało zbyt wiele wątpliwości by po prostu pozwolić sobie na zaufanie - kruche i niepewne w czasach wojny. Osobiste uczucia nie miały w tej chwili znaczenia - znaczenie miały fakty. Jak mocno nie były jej na rękę, jak bardzo by jej nie raziły. Spojrzała na Moore’a kiedy się odezwał pozwalając sobie na wypuszczenie z warg powietrza i rozplecenie zaciśniętych chwilę wcześniej dłoni. Ich relacja ostatnio była ciężka, ale w tej krótkiej chwili była mu wdzięczna. Nie umiała rozmawiać z Vincentem, wznosiła mur, stawała się chłodna, oddalona, odpowiadając krótko i pewnie, zrobił to lepiej niż ona by mogła.
- Więc kwestię uprzejmego zapytania Lucindy o miejsce jej pobytu, czy obecny stan rzeczy zdaje się że mamy już za sobą. Jeśli listy zostały odebrane, musimy przyjąć najgorszą z możliwości - postanowiła zignorować twoją wiadomość. Jedną, drugą i każdą kolejną. - podsumowała krótko po słowach Vincenta. Spojrzała na Brendana mrużąc na chwilę oczy. - Powinniśmy zaangażować Notta od razu w napisanie swojego, czy poczekać na moment w którym zyskamy więcej informacji? - pytanie skierowała wprost do niego i do sir Longbottoma, na którego też spojrzała. Bagnold mógł ją wyznaczyć na kierującą wskazaną akcją pojmania własnej przyjaciółki, ale uczyła się na własnych błędach, przy tym stole, dzisiaj, to oni miał najwięcej doświadczenia z Zakonników, na chwilę przesuwając tęczówki na Ministra. Jeśli wróg istotnie zachowywał się na tyle pysznie, by obnosić z jej posiadaniem u siebie, albo naiwnie myślał że ta informacja nie trafi do nich, powinni wykorzystać tą szansę możliwie jak najlepiej. Bo taka jak ta, była zawsze jedna. Zmarnowana nie wróci ponownie. Tego jednego była pewna.
- Jackie, pomożesz w przeszukaniu? - zapytała kobiety, zwracając na nią tęczówki. Vincent nie powinien tego robić sam - głównie dlatego, że jak zauważył Brendan, nie potrafił odciąć emocji od sytuacji z którą przyszło się im mierzyć. Na padające pytanie o portal uniosła trochę brwi, spoglądając na Brendana.
- Wejścia do Oazy strzeże zaklęcie Fideliusa. Jestem w stanie zabezpieczyć je też przy pomocy Światła. Ale to zajmie, przynajmniej tydzień. - spojrzała na Ministra - to on był strażnikiem tajemnicy. Ona nie potrafiła przenieść portalu, Adriana na pewno też nie. Nie we dwie, nie same.
- Nie każdy. - wtrąciła się w kwestie patronusów. - Jak mówił Brendan, wraz z rozwojem i praktyką w patronusach da się wykształcić pewnego rodzaju unikalne cechy. Mój potrafi pozostać przy mnie tak długo jak uznaje to za stosowne. Michaela przybiera materialną postać - może może poruszać się wolniej. By mieć pewność, musielibyśmy - jak mówi Moore - wykonać test i sprawdzić. Nie używałam ich wcześniej w taki sposób. - przyznała zgodnie z prawdą. Nie przypominała sobie niczego w podobnym guście - w Azkabanie odnaleźli ją nieprzytomną. Nie pamiętała wiele z drogi powrotnej ku wolności.
- Nie. - odpowiedziała Vincentowi od razu, do czego dzisiaj dążył, albo czy próbował coś zasugerować nie wiedziała, nie miała ani czasu, ani chęci ani siły nad tym myśleć. - Na ten moment poprosiłyśmy o spotkanie osoby które mają umiejętności albo doświadczenie do podjęcia i stworzenia planu działania. Ale o zaistniałej sytuacji dowiedzą się wszyscy zakonnicy. - bo to nie miała być tajemnica. Zebrały jednostki, które pomogą im zająć się najpilniejszymi sprawami - nie dlatego, by budować sekret, a po to, by działać szybko i sprawnie nie tracąc czasu. - Muszą wiedzieć, co robić gdyby Lucinda zdecydowała się na kontakt z kimkolwiek z nich. - czy to nie było jasne że będą wiedzieć? Nie zamierzali tego ukrywać przed tymi najbliżej, bo niewiedza mogła okazać się niebezpieczna.
W podsumowania Adriany nie weszła żadnym słowem, zdawały się kreśli pierwszy z planów. Rozmowy z zakonnikami którzy prowadzili działania z Lucindą mogły podzielić między siebie, mogła nimi zająć się sama. Nie miało to znaczenia, nadchodzące dni miały pozostać wypełnione pracą.

| też przepraszam, nie było mnie



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Ratusz - Page 15 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Ratusz [odnośnik]24.07.24 0:24
Odpowiedź Vincenta nieco ją zaniepokoiła. Wiedziała, że to dom Lucindy, powiedział jej o tym w pierwszej nocy, kiedy ją do niego zaprowadził, żeby odżyła, ale dopiero teraz zaczęła łączyć kropki. Co, jeśli to trwało już od dawna? Ojciec zniknął razem z Brendanem, chwilę później zniknęła Jackie, w gazetach obwieszczono ich śmierć, a teraz Vincent dostał po niej dom. Co, jeśli ten dom to pułapka? Nie mogła ukryć, że na chwilę całkiem oddała się niepokojowi i rozpoczęła prędko własne śledztwo. Wróciła do rozmowy duszą i ciałem, kiedy Justine zdecydowała jak powinien wyglądać ich plan. Skinęła spokojnie głową, marszcząc w skupieniu brwi - spora ilość informacji wymuszała działanie z rozmysłem i dokładną analizą.
- Jeśli wie, jak dostać się do Oazy, trzeba wzmocnić tu wartę, dosłać kilku ludzi, żeby patrolowali portal wejścia. Mogę się tutaj przenieść i pilnować aktywnie terenów, wzmocnić ochronę - dodała od siebie, spojrzeniem przebiegając po zgromadzonych. Zatrzymała je na Brendanie, kiedy wspomniał, że Percival i Lucinda są rodziną. Uniosła ku górze brwi, skinąwszy głową ze zrozumieniem. Zdrada płynęła w takim razie w ich krwi. Ciekawe zjawisko. Pokiwała również głową na fakt, że zrobią to, co będzie trzeba. - Nie jestem w stanie stwierdzić, z kim przez ostatni rok współpracowała tutaj Lucinda. Jeśli podsuniecie mi, nam, kilka nazwisk - Brendana nie było tutaj również. Musieli jakoś te luki uzupełnić. - Będziemy wdzięczni i podzielimy się pozycjami.
Zerknęła na Billy’ego, kiedy mówił, mimowolnie zaraz przytakując jego słowom. Miał rację - Lucinda była zagrożeniem. Nie tylko dla jednostek, które w Zakonie znała, a dla całej jego struktury, dla ludzi, których chronili i dla wszystkich, którzy tej ochrony się podejmowali.
- Jeśli w którymkolwiek punkcie naszego planu to pomoże, możemy wykorzystać dom Lucindy, który oddała Vincentowi, jako pułapkę. Nie wierzę, że zrobiła to w geście przysługi. W gazetach głośno rozpisywano się o tym, że ja i ojciec nie żyjemy. Vincent jest ostatnim Rineheartem i łatwo można dotrzeć przez niego do Zakonu. Gdyby Lucinda dała się wyciągnąć ze swojej nory, nawet ze znajomymi, można się tam na nią zasadzić.
Wciąż stali na początku tej drogi i wciąż warto było rozsądzić wszystkie dostępne opcje. Część z nich odpadnie, część zostanie wplecione skrupulatnie między kolejne kroki.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Ratusz - Page 15 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Ratusz [odnośnik]28.07.24 23:16
Harold Longbottom nie zabierał głosu przez większość spotkania, w milczeniu - i z uwagą - wysłuchując informacji wymienianych pomiędzy członkami Zakonu Feniksa. Na jego twarzy próżno było szukać oznak zaskoczenia, brwi ściągnięte miał w surowym wyrazie, a palce dłoni zetknął ze sobą. Woda z przemoczonego, przewieszonego przez oparcie płaszcza kapała powoli na drewnianą podłogę, tworząc stopniowo powiększającą się kałużę. - Motywy Hensley są w tej chwili nieistotne - odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu, przenosząc spojrzenie na Justine, zgadzając się z jej słowami. - Będzie miała okazję się z nich wytłumaczyć, kiedy znajdzie się w naszych rękach - dodał, z jego głosu biła pewność; kiedy, nie jeśli.
Minister odchylił się nieco do tyłu, zastanawiając się nad pytaniem zadanym przez Tonks - ale tylko przez ułamek sekundy. - Podejmijcie próbę nawiązania kontaktu, ale nim zaaranżujecie spotkanie, zaczekajcie aż Tonks sprawdzi szczelność siatki. Nie możemy pozwolić, żeby wróg był o krok przed nami - powiedział, przesuwając wzrokiem pomiędzy Justine, Brendanem, a Jackie, na koniec zatrzymując tęczówki na Adrianie. Decyzję co do wyboru osoby, która ową próbę podejmie, pozostawiając aurorom. - Jeżeli okaże się, że w naszych szeregach jest kret, chcę znać jego personalia, zanim podejmiemy działania. Poinformujcie mnie też o miejscu i dacie ewentualnego spotkania z Lucindą - polecił, opuszczając dłonie na zmatowiały i mocno porysowany blat stołu. - Będę czekał na raport z przeszukania mieszkania - kontynuował, przez moment spoglądając prosto na Marceliusa - i z przesłuchania świadków. - Znów powrócił wzrokiem do Brendana, lekko kiwając też głową w stronę Maeve.
Nim podjął kwestię zabezpieczenia portalu, milczał przez chwilę. - Hensley nie będzie w stanie przeprowadzić nikogo przez portal - oznajmił spokojnie, bez nut wątpliwości czy zawahania. - Jako strażnik tajemnicy podejmę kroki, żeby bezpowrotnie odebrać jej tę możliwość. Utraci wszelkie wspomnienia związane z jego lokalizacją. Jednakże - ciągnął, zwracając się w stronę Jackie, która zasugerowała patrole w pobliżu wejścia - istnieje ryzyko, że wróg wie już, gdzie się znajduje. Rineheart, twoim zadaniem będzie dobranie wartowników - zadecydował. - Każdy, kto będzie kręcił się w pobliżu, ma zostać ujęty i przesłuchany - dodał. - Jeżeli uznacie, że przeniesienie portalu jest konieczne, wybierzcie nowe miejsce i je wskażcie - podjął po chwili, pozostawiając te decyzję w rękach Zakonników; tej nie musieli podejmować już teraz - nadchodzące tygodnie miały przynieść im nowe informacje.
Harold Longbottom
Harold Longbottom
Zawód : Prawowity minister i przywódca rebelii
Wiek : 58
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Konta specjalne
Konta specjalne
https://www.morsmordre.net/t86-wzor-karty-postaci https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Ratusz [odnośnik]05.09.24 0:13
Mistrz gry nie kontynuuje spotkania. Za organizację po 2 PB Zakonu Feniksa otrzymują: Adriana i Justine.

Za aktywny udział w spotkaniu po 1 PB Zakonu Feniksa otrzymują: William, Maeve, Marcelius, Vincent, Jackie, Brendan.

Możecie napisać posty kończące lub kontynuować wątek bez udziału Harolda Longbottoma.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ratusz - Page 15 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 15 z 15 Previous  1 ... 9 ... 13, 14, 15

Ratusz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach