Salon
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Salon
Chociaż pomieszczenie nie jest wielkich rozmiarów, meble i przestrzeń uporządkowano tak, że wydaje się całkiem przestronne i łatwo się w nim poruszać. Przy ścianach można odnaleźć półki z książkami, a pod jednym z okien stoi stół, najczęściej obładowany rozmaitymi przyborami krawieckimi. Po środku stoi stół, a obok niego niewielkich rodzajów kanapa i dwa fotele, na których da się spokojnie usiąść i poprowadzić konwersację. Wszystko utrzymane jest w jasnym, stonowanym stylu.
Pani Wroński uśmiechnęła się delikatnie, słysząc słowa chętnej do działania panny Doe. Jej chęci oraz energia powoli udzielały się delikatnej alchemiczce, która gdzieś w środku obawiała się, że być może zbyt narzuci się młodszej koleżance co, na szczęście, nie okazało się prawdą. Frances odczuwała swego rodzaju ekscytację nachodzącym popołudniem, wcześniej nie mając okazji, aby z kimś wspólnie popracować nad nowymi strojami. I mimo iż sama posiadała głowę pełną pomysłów, drugi umysł, zwłaszcza taki, który regularnie zajmował się danym zadaniem.
Szaroniebieskie spojrzenie błysnęło, gdy tylko pytanie dotyczące jej projekty wybrzmiało w pomieszczeniu. Alchemia nie była tylko jej zawodem, była również największą jej pasją, o której sama Frances mogła mówić naprawdę długimi godzinami bez większych przerw bądź zająknięcia. - Och, ten projekt niezwykle mnie pasjonuje. Widzisz, to nad czym pracuję jest w pełni moim pomysłem, ideą która pojawiła mi się w głowie już jakiś czas temu i w końcu udało mi się zebrać wiedzę oraz zasoby, aby wprowadzić ją w życie... To niezwykle satysfakcjonujące, wiesz? Zamienić coś, co jest jedynie myślą w coś prawdziwego, czego da się dotknąć... -Ekscytacja wybrzmiewała w głosie eterycznego dziewczęcia, gdy opowiadała pobieżnie o swoim projekcie. - Odczuwasz to, gdy szyjesz jakiś strój? Gdy twój pomysł nabiera kształtów by stać się namacalnym? - Pytanie padło w towarzystwie zaciekawionego spojrzenia. Czy i Sheila była w stanie odnaleźć satysfakcję w tworzeniu? Czy dwie, tak skrajne dziedziny potrafiła połączyć ta sama bądź podobna satysfakcja?
Eteryczna alchemiczka ze spokojem dawała zdjąć z siebie miarę, to unosząc dłonie, to je opuszczając, to wykonując inne czynności potrzebne, by zapisać wszystkie potrzebne miary jakie mogły być im potrzebne. Cichy, dźwięczny śmiech wyrwał się z jej ust, gdy towarzysząca jej czarownica wypowiedziała kolejne słowa. - To jak mężczyźni przeżyli bez nas jest chyba największą zagadką wszechświata, moja droga. - Stwierdziła z rozbawieniem w delikatnym głosie, przekonana, iż większość z nich padłaby głodem gdyby nie kochające, dbające o nich kobiety gotowe pomóc im z przyziemnymi rzeczami, nie raz będącymi dla nich wielką zagadką. - Mój drogi mąż gościł u mnie na obiadach jeszcze zanim mi się oświadczył. - Dodała równie rozbawiona. Wiedziała, że Daniel był niezwykle zaradny, nadal jednak była odrobinę zaskoczona faktem, iż przez tyle czasu zwyczajnie nie padł głodem.
Eteryczna alchemiczka machnęła delikatnie dłonią, jakoby wręczenie niewielkiego woreczka suszu nie było czymś wielkim, nawet gdy ceny tak drastycznie ostatnio wędrowały ku górze. - Och, nie dziękuj. - Rzuciła ciepło w odpowiedzi, bardziej skupiając się na zwykłej, przyziemnej przyjemności wypicia z kimś filiżanki kwiatowego naparu, miast możliwą wartością podarowanego prezentu. To w tym momencie nie było istotne; nie gdy wiedziała, że akurat taką niewielką częścią, zwyczajnie mogła się podzielić.
Eteryczna alchemiczka uniosła filiżankę do ust, rozważając słowa, jakie kierowała w do niej panna Doe, próbując zobaczyć oczami wyobraźni, jak mógłby wyglądać przerobiony ciuch. - Lubię sukienki dopasowane do figury, w wielkich, obszernych strojach zwyczajnie źle się czuję. - Zaczęła od najprostszej, a zarazem najistotniejszej rzeczy, jaka wiązała się z sukienką. - Wydaje mi się, że wykorzystanie szyfonu bądź jedwabiu na rękawach i dekolcie jest dobrym pomysłem. Przy okazji mogłybyśmy nadać im odrobinę innej formy... - To powiedziawszy, eteryczna alchemiczka wyciągnęła ze swojej torby niewielki notesik oraz kawałek ołówka, by rozpocząć bardzo prowizoryczny, pobieżny szkic, który chwilę później wręczyła Sheili, aby ta mogła się z nim zapoznać. I już chciała dodać coś jeszcze, gdy umysł skupił się na innych, wypowiedzianych przez czarownicę słowach. Zaciekawienie błysnęło w szaroniebieskim spojrzeniu. - Och, naprawdę? Jeśli chcesz, mogę wyjaśnić Ci działanie oraz to, jak tkać prostsze tkaniny z magicznych komponentów. - Zaproponowała wzruszając delikatnie wątłym ramieniem. Powoli, skrupulatnie, pani Wroński poznawała kolejne tajniki numerologii, która mogła przydać się jej nie tylko podczas tworzenia magicznych szat, ale i pracach naukowych, jakie prowadziła zarówno sama, jak i z profesorem Lacework. Nie widziała problemu, aby wyjaśnić młodszej koleżance kwestie powiązane z szatami, tym samym dzieląc się z nią swoim doświadczeniem w tej kwestii.
Frances uważnie wsłuchiwała się w kolejne słowa czarownicy, z zamyśleniem wypisanym w delikatnych rysach.
- Nie lubię bardzo krótkich sukienek, czuję się w nich niezwykle niepewnie. - Przyznała, jakoś nie potrafiąc wyobrazić sobie siebie w sukience bądź spódnicy, ledwie zakrywającej kolana. Była alchemikiem stawiającym kolejne kroki w naukowym aspekcie tej dziedziny; była żoną i zwyczajnie miała wrażenie, iż nie wypadało jej nosić sukni podobnej długości. - Noszę głównie długie suknie bądź takie, które sięgają połowy łydki, w takich czuję się najlepiej. Nie mogę się jednak zdecydować co do tego, która z tych długości byłaby lepsza do tej sukni. A co do podszycia, och, chyba masz rację. Faktycznie może to być nieco niepraktycznym. - Odpowiedziała odrobinę niepewnie, z zamyśleniem wybrzmiewającym w głosie. Im dłużej jednak nad tym się zastanawiała, tym szybciej dochodziła do wniosku, że rada Sheili była niezwykle rozsądną. Delikatny uśmiech wypisał się na buzi eterycznej kobiety, gdy szaroniebieskie tęczówki z zaciekawieniem przyglądały się wybieranym przez nią strojom. - Będziesz ładnie wyglądać w tym kolorze, podkreśli twoje oczy. - Skomplementowała młodszą koleżankę prostą acz niezwykle szczerą pochwałą. - w takim razie są Twoje, od czego zaczynamy? - Spytała, chcąc obrać odpowiedni punkt działania, gotowa samej wprowadzić różdżkę w dłoń, by nie zarzucać Sheili zbyt wielkim nadmiarem pracy.
Szaroniebieskie spojrzenie błysnęło, gdy tylko pytanie dotyczące jej projekty wybrzmiało w pomieszczeniu. Alchemia nie była tylko jej zawodem, była również największą jej pasją, o której sama Frances mogła mówić naprawdę długimi godzinami bez większych przerw bądź zająknięcia. - Och, ten projekt niezwykle mnie pasjonuje. Widzisz, to nad czym pracuję jest w pełni moim pomysłem, ideą która pojawiła mi się w głowie już jakiś czas temu i w końcu udało mi się zebrać wiedzę oraz zasoby, aby wprowadzić ją w życie... To niezwykle satysfakcjonujące, wiesz? Zamienić coś, co jest jedynie myślą w coś prawdziwego, czego da się dotknąć... -Ekscytacja wybrzmiewała w głosie eterycznego dziewczęcia, gdy opowiadała pobieżnie o swoim projekcie. - Odczuwasz to, gdy szyjesz jakiś strój? Gdy twój pomysł nabiera kształtów by stać się namacalnym? - Pytanie padło w towarzystwie zaciekawionego spojrzenia. Czy i Sheila była w stanie odnaleźć satysfakcję w tworzeniu? Czy dwie, tak skrajne dziedziny potrafiła połączyć ta sama bądź podobna satysfakcja?
Eteryczna alchemiczka ze spokojem dawała zdjąć z siebie miarę, to unosząc dłonie, to je opuszczając, to wykonując inne czynności potrzebne, by zapisać wszystkie potrzebne miary jakie mogły być im potrzebne. Cichy, dźwięczny śmiech wyrwał się z jej ust, gdy towarzysząca jej czarownica wypowiedziała kolejne słowa. - To jak mężczyźni przeżyli bez nas jest chyba największą zagadką wszechświata, moja droga. - Stwierdziła z rozbawieniem w delikatnym głosie, przekonana, iż większość z nich padłaby głodem gdyby nie kochające, dbające o nich kobiety gotowe pomóc im z przyziemnymi rzeczami, nie raz będącymi dla nich wielką zagadką. - Mój drogi mąż gościł u mnie na obiadach jeszcze zanim mi się oświadczył. - Dodała równie rozbawiona. Wiedziała, że Daniel był niezwykle zaradny, nadal jednak była odrobinę zaskoczona faktem, iż przez tyle czasu zwyczajnie nie padł głodem.
Eteryczna alchemiczka machnęła delikatnie dłonią, jakoby wręczenie niewielkiego woreczka suszu nie było czymś wielkim, nawet gdy ceny tak drastycznie ostatnio wędrowały ku górze. - Och, nie dziękuj. - Rzuciła ciepło w odpowiedzi, bardziej skupiając się na zwykłej, przyziemnej przyjemności wypicia z kimś filiżanki kwiatowego naparu, miast możliwą wartością podarowanego prezentu. To w tym momencie nie było istotne; nie gdy wiedziała, że akurat taką niewielką częścią, zwyczajnie mogła się podzielić.
Eteryczna alchemiczka uniosła filiżankę do ust, rozważając słowa, jakie kierowała w do niej panna Doe, próbując zobaczyć oczami wyobraźni, jak mógłby wyglądać przerobiony ciuch. - Lubię sukienki dopasowane do figury, w wielkich, obszernych strojach zwyczajnie źle się czuję. - Zaczęła od najprostszej, a zarazem najistotniejszej rzeczy, jaka wiązała się z sukienką. - Wydaje mi się, że wykorzystanie szyfonu bądź jedwabiu na rękawach i dekolcie jest dobrym pomysłem. Przy okazji mogłybyśmy nadać im odrobinę innej formy... - To powiedziawszy, eteryczna alchemiczka wyciągnęła ze swojej torby niewielki notesik oraz kawałek ołówka, by rozpocząć bardzo prowizoryczny, pobieżny szkic, który chwilę później wręczyła Sheili, aby ta mogła się z nim zapoznać. I już chciała dodać coś jeszcze, gdy umysł skupił się na innych, wypowiedzianych przez czarownicę słowach. Zaciekawienie błysnęło w szaroniebieskim spojrzeniu. - Och, naprawdę? Jeśli chcesz, mogę wyjaśnić Ci działanie oraz to, jak tkać prostsze tkaniny z magicznych komponentów. - Zaproponowała wzruszając delikatnie wątłym ramieniem. Powoli, skrupulatnie, pani Wroński poznawała kolejne tajniki numerologii, która mogła przydać się jej nie tylko podczas tworzenia magicznych szat, ale i pracach naukowych, jakie prowadziła zarówno sama, jak i z profesorem Lacework. Nie widziała problemu, aby wyjaśnić młodszej koleżance kwestie powiązane z szatami, tym samym dzieląc się z nią swoim doświadczeniem w tej kwestii.
Frances uważnie wsłuchiwała się w kolejne słowa czarownicy, z zamyśleniem wypisanym w delikatnych rysach.
- Nie lubię bardzo krótkich sukienek, czuję się w nich niezwykle niepewnie. - Przyznała, jakoś nie potrafiąc wyobrazić sobie siebie w sukience bądź spódnicy, ledwie zakrywającej kolana. Była alchemikiem stawiającym kolejne kroki w naukowym aspekcie tej dziedziny; była żoną i zwyczajnie miała wrażenie, iż nie wypadało jej nosić sukni podobnej długości. - Noszę głównie długie suknie bądź takie, które sięgają połowy łydki, w takich czuję się najlepiej. Nie mogę się jednak zdecydować co do tego, która z tych długości byłaby lepsza do tej sukni. A co do podszycia, och, chyba masz rację. Faktycznie może to być nieco niepraktycznym. - Odpowiedziała odrobinę niepewnie, z zamyśleniem wybrzmiewającym w głosie. Im dłużej jednak nad tym się zastanawiała, tym szybciej dochodziła do wniosku, że rada Sheili była niezwykle rozsądną. Delikatny uśmiech wypisał się na buzi eterycznej kobiety, gdy szaroniebieskie tęczówki z zaciekawieniem przyglądały się wybieranym przez nią strojom. - Będziesz ładnie wyglądać w tym kolorze, podkreśli twoje oczy. - Skomplementowała młodszą koleżankę prostą acz niezwykle szczerą pochwałą. - w takim razie są Twoje, od czego zaczynamy? - Spytała, chcąc obrać odpowiedni punkt działania, gotowa samej wprowadzić różdżkę w dłoń, by nie zarzucać Sheili zbyt wielkim nadmiarem pracy.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Na pewno nie poganiała Frances w żadnym działaniu, nie było jednak co zastanawiać się nad wszystkim – trochę tych ubrań było, więc jeżeli chciały zająć się wszystkim do przyjścia męża pani Wroński, nie było co czekać i myśleć o niebieskich migdałach. Sama też przez lata przyzwyczajała się do zajmowania się domem – o ile tak można było nazywać wóz – dlatego normalnie szybko potrafiła ocenić zajęcia, nadając im odpowiednie priorytety i bez zbędnego rozważania, nie zajmując się nad wyraz swoimi własnymi problemami i wszystkie emocje przerzucając na wykonywanie zadań. Obiad się nie ugotuje jeżeli straci się czas na płakanie i rozważanie o problemach. Teraz Sheila miała więcej problemów na głowie niż tylko zajmowanie się sobą samą, dlatego musiała nie martwić się tym, co miał do powiedzenia.
- Bardzo się cieszę, że spełniasz się w swoim projekcie. Nie jestem zbytnio zaznajomiona z nauką, ale zawsze to dobrze, jeżeli nasz projekt jest w jakiś sposób realizowany i można się nim pochwalić przed innymi. A jeżeli w ogóle jest jakąś nowością, to już w ogóle niesamowite. Powiedz mi jeżeli ci się uda, chciałabym przesłać ci jakieś gratulacje i mam nadzieję, że to wszystko też da ci jakieś rozpoznanie. W końcu na pewno nie jest łatwo przebić się z czymś nowym? Dużo osób będących mistrzami w swoim fachu niekoniecznie chętnie patrzy na nowe osoby. – Zapytana o szycie nie do końca wiedziała przez chwilę, wyraz jej twarzy jednak uciekł podczas zdejmowania miar z Frances i przygotowywania narzędzi na ten dzień aby potem nie szukać wszystkiego.
- Powiedziałabym, że niekoniecznie. Wiesz, dla mnie szycie to część takich obowiązków, które wedle mojej sytuacji po prostu należą do zajęć żony. Bycie krawcową nie jest niczym innym niż robieniem tego za pieniądze, a zresztą…ledwie skończyłam edukację, dopiero jestem czeladniczką, ciężko powiedzieć coś więcej na ten temat. Dowiaduję się więcej o krawiectwie, ale na pewno jest o wiele więcej osób które cieszyłyby się kreowaniem nowości. Ja jestem jednak dalej jedynie elementem za tworzeniem ich.
Brakowało jej tej satysfakcji, chociaż…bardziej cieszyła się kiedy ktoś doceniał jej grę na harfie. Tam rzeczywiście mogła pokazać lata ćwiczeń, które jeszcze pokazywała jako dziecko czy nastolatka. Delikatne trącenia strun aby w kimś wywołać odpowiednie emocje – to się najbardziej liczyło i nie musiała nawet zastanawiać się nad tym, czy w innych dziedzinach się spełnia. Nieco inaczej niż we Frances, w niej nie kołatało się tak mocno to zacięcie do wykazania się w projekcie. Proste wychowanie dawało proste marzenia. Roześmiała się jeszcze na to spotkanie, gotowa potwierdzić słowa, które właśnie padły.
- Och, co racja to racja, niektórzy postanawiają chyba samemu przyciągać do siebie kobiety które się nimi zajmą nawet nie interesując się aby się jakoś zadbać. Ja bardzo podejrzewam, że mężczyźni tak bardzo dążą do wielkości że jakby nie było kogoś, kim mieliby się zajmować albo kto nimi się zajmuje, to pewnie by dość szybko padli z głodu. – Oczywiście, służba też była rozwiązaniem, kojarzyła jednak Jaydena czy Aidana którzy pozwalali sobie na zapominanie o posiłkach aby tylko zająć się swoją pasją. Nie było co objadać się w tych czasach, ale sama też nie umiała pomijać ważnych posiłków.
Kiedy Frances zaś szkicowała swój pomysł, tak Sheila przyniosła herbatę, filiżankę stawiając na jednym ze stolików, tak aby pani Wrońska sama mogła sięgnąć po nią kiedy chciała. Spoglądając na rozrysowany fragment, panna Doe rozważała to przez chwilę, kiwając głową kiedy całość wyglądało to całkiem logicznie.
- Tak, myślę, że ten projekt ma jak największe szanse powodzenia. A co do magicznego krawiectwa, byłabym tak niesamowicie wdzięczna gdybyś tylko miała chwilę! Na pewno rozszerzyłoby to moje możliwości i możliwości klientów. Ale też nie chcę ci zajmować wiele czasu jeżeli miałoby to być problemem. – Musiała przyznać, że nieco się podekscytowała na tę możliwość, chcąc jeszcze lepiej działać w tym chociażby tymczasowym zawodzie.
- Dobrze, w takim razie pójdziemy we wszystko, co mogłoby najpewniej też zakrywać kostki, tak aby przy ewentualnym siadaniu materiał nie podwijał się zbytnio i nie odsłaniał rzeczy tak, abyś ty czuła się niepewnie. W kwestii podszycia zaś, można by ewentualnie wykonać je tylko przy kołnierzu i rękawkach, ale właśnie wydaje mi się, że płaszcz byłby lepszy. – Najważniejsze dla niej było to, aby Frances czuła się swobodnie w tym, co miała nosić, a nie to, jaką sama Sheila miała wizję. Sama w końcu też tęskniła za długimi spódnicami do tańca, tańsze jednak były stroje z mniejszej ilości materiału, co znaczyło, że sięgała jednak po rzeczy które chociaż kolana zakrywały, to kostki już pozostawiały na widoku. Rozpromieniła się na ten komplement, kiwając lekko głową.
- Dziękuję, to miłe, że tak mówisz. Masz ze sobą własne narzędzia czy czegoś ci ewentualnie użyczyć? Zajmijmy się najpierw ubraniami twoimi, dopasuję suknię do twojej talii a ty przejrzyj co jeszcze trzeba będzie zwęzić, wtedy będziesz mogła bardziej skomplikowane prace wykonać magią kiedy my zajmiemy się prostymi sprawami. – Sama sięgnęła po rzeczoną suknię, tak jak po igłę oraz nitkę.
- Bardzo się cieszę, że spełniasz się w swoim projekcie. Nie jestem zbytnio zaznajomiona z nauką, ale zawsze to dobrze, jeżeli nasz projekt jest w jakiś sposób realizowany i można się nim pochwalić przed innymi. A jeżeli w ogóle jest jakąś nowością, to już w ogóle niesamowite. Powiedz mi jeżeli ci się uda, chciałabym przesłać ci jakieś gratulacje i mam nadzieję, że to wszystko też da ci jakieś rozpoznanie. W końcu na pewno nie jest łatwo przebić się z czymś nowym? Dużo osób będących mistrzami w swoim fachu niekoniecznie chętnie patrzy na nowe osoby. – Zapytana o szycie nie do końca wiedziała przez chwilę, wyraz jej twarzy jednak uciekł podczas zdejmowania miar z Frances i przygotowywania narzędzi na ten dzień aby potem nie szukać wszystkiego.
- Powiedziałabym, że niekoniecznie. Wiesz, dla mnie szycie to część takich obowiązków, które wedle mojej sytuacji po prostu należą do zajęć żony. Bycie krawcową nie jest niczym innym niż robieniem tego za pieniądze, a zresztą…ledwie skończyłam edukację, dopiero jestem czeladniczką, ciężko powiedzieć coś więcej na ten temat. Dowiaduję się więcej o krawiectwie, ale na pewno jest o wiele więcej osób które cieszyłyby się kreowaniem nowości. Ja jestem jednak dalej jedynie elementem za tworzeniem ich.
Brakowało jej tej satysfakcji, chociaż…bardziej cieszyła się kiedy ktoś doceniał jej grę na harfie. Tam rzeczywiście mogła pokazać lata ćwiczeń, które jeszcze pokazywała jako dziecko czy nastolatka. Delikatne trącenia strun aby w kimś wywołać odpowiednie emocje – to się najbardziej liczyło i nie musiała nawet zastanawiać się nad tym, czy w innych dziedzinach się spełnia. Nieco inaczej niż we Frances, w niej nie kołatało się tak mocno to zacięcie do wykazania się w projekcie. Proste wychowanie dawało proste marzenia. Roześmiała się jeszcze na to spotkanie, gotowa potwierdzić słowa, które właśnie padły.
- Och, co racja to racja, niektórzy postanawiają chyba samemu przyciągać do siebie kobiety które się nimi zajmą nawet nie interesując się aby się jakoś zadbać. Ja bardzo podejrzewam, że mężczyźni tak bardzo dążą do wielkości że jakby nie było kogoś, kim mieliby się zajmować albo kto nimi się zajmuje, to pewnie by dość szybko padli z głodu. – Oczywiście, służba też była rozwiązaniem, kojarzyła jednak Jaydena czy Aidana którzy pozwalali sobie na zapominanie o posiłkach aby tylko zająć się swoją pasją. Nie było co objadać się w tych czasach, ale sama też nie umiała pomijać ważnych posiłków.
Kiedy Frances zaś szkicowała swój pomysł, tak Sheila przyniosła herbatę, filiżankę stawiając na jednym ze stolików, tak aby pani Wrońska sama mogła sięgnąć po nią kiedy chciała. Spoglądając na rozrysowany fragment, panna Doe rozważała to przez chwilę, kiwając głową kiedy całość wyglądało to całkiem logicznie.
- Tak, myślę, że ten projekt ma jak największe szanse powodzenia. A co do magicznego krawiectwa, byłabym tak niesamowicie wdzięczna gdybyś tylko miała chwilę! Na pewno rozszerzyłoby to moje możliwości i możliwości klientów. Ale też nie chcę ci zajmować wiele czasu jeżeli miałoby to być problemem. – Musiała przyznać, że nieco się podekscytowała na tę możliwość, chcąc jeszcze lepiej działać w tym chociażby tymczasowym zawodzie.
- Dobrze, w takim razie pójdziemy we wszystko, co mogłoby najpewniej też zakrywać kostki, tak aby przy ewentualnym siadaniu materiał nie podwijał się zbytnio i nie odsłaniał rzeczy tak, abyś ty czuła się niepewnie. W kwestii podszycia zaś, można by ewentualnie wykonać je tylko przy kołnierzu i rękawkach, ale właśnie wydaje mi się, że płaszcz byłby lepszy. – Najważniejsze dla niej było to, aby Frances czuła się swobodnie w tym, co miała nosić, a nie to, jaką sama Sheila miała wizję. Sama w końcu też tęskniła za długimi spódnicami do tańca, tańsze jednak były stroje z mniejszej ilości materiału, co znaczyło, że sięgała jednak po rzeczy które chociaż kolana zakrywały, to kostki już pozostawiały na widoku. Rozpromieniła się na ten komplement, kiwając lekko głową.
- Dziękuję, to miłe, że tak mówisz. Masz ze sobą własne narzędzia czy czegoś ci ewentualnie użyczyć? Zajmijmy się najpierw ubraniami twoimi, dopasuję suknię do twojej talii a ty przejrzyj co jeszcze trzeba będzie zwęzić, wtedy będziesz mogła bardziej skomplikowane prace wykonać magią kiedy my zajmiemy się prostymi sprawami. – Sama sięgnęła po rzeczoną suknię, tak jak po igłę oraz nitkę.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Śpioszek przetarł jeszcze raz duże oczy, jakby chcąc pozbyć się chwilowego zmęczenia. Jego wątłe ramiona przyciskały do siebie delikatnie pudełko jeszcze zanim nastąpił teleportacyjny trzask. Profesor Vane... Pan profesor mówił wyraźnie, gdzie i komu je dostarczyć. Sam nie był w stanie tego zrobić, ale zaufał swojemu przyjacielowi, że się tym zajmie. Śpioszek słyszał już to słowo z ust astronoma i to jeszcze wówczas, gdy pracował w kuchniach Hogwartu, ale wciąż nie potrafił do niego przywyknąć. Nikt inny przecież go tak nie nazywał... Zadania w Szkole Magii i Czarodziejstwa nie wymagały wielu interakcji z uczniami czy dorosłymi czarodziejami i czarownicami, a relacje skrzatów bywały bardzo różne - każdy jednak doceniał dobroć. A pan profesor każdego z nich traktował z szacunkiem, którego nie spotykało się nawet wśród ludzi. Mógł wybrać też każdego innego skrzata, ale jego spojrzenie spoczęło na Śpioszku, gdy zaproponował mu nowy dom. Pomyślałem, że chętnie odpoczniesz i zajmiesz się opieką nad własnym miejscem. Obiecuję, że nie będę ci przeszkadzał. Śpioszek sądził, że się przesłyszał lub, że pan profesor żartował. Tak się jednak nie stało i w dość krótkim czasie uwolnił się od chaosu panującego wśród kuchennych lochów, mogąc w pełni cieszyć się przestrzenią i ciszą Upper Cottage. Było tam mniej obrazów, mniej duchów, mniej w ogóle jego pobratymców. Mniej ludzi... Mógł w pełni zajmować się domem, nie martwiąc się o nic i o to, że ktoś miał mu przerwać owo zadanie.
No, chyba że pan profesor sobie czegoś życzył. Wtedy też Śpioszek z dumą odkładał wszystko i robił to, o co został poproszony. Profesor zawsze mówił właśnie proszę. To też było bardzo dziwne. Dziwnie miłe... Tym razem skrzat domowy miał dostarczyć paczkę wraz z listem do pewnej czarownicy. Znał adres, znał również imię młodej panienki, do której zmierzał. Nie było mowy o pomyłce. Nie był w końcu tak nierozsądny jak Kupidynek, który co roku przysparzał dyrektorowi Dippetowi sporo problemów. Gdy znalazł się więc w nowym miejscu, upewnił się, że trafił do odpowiedniego domu, a następnie ułożył delikatnie pakunek na blacie stołu, chcąc, aby mieszkańcy zauważyli prezent. Z płóciennego worka, który miał na sobie, wyjął też list, który wsunął za kokardkę. Wyraźny napis Sheila napisany ręką pana profesora był aż nazbyt wyraźny. Wiedział, że dobrze wykonał swoje zadanie. Zostawił wszak w pakunku szklaną kulę pełną świeciorków, trzy różnokolorowe wstążki do włosów z najlepszego materiału oraz piękną sukienkę z koronkowymi rękawami oraz wykończeniami w tym samym stylu. Kimkolwiek była ta młoda panienka, musiała zajmować szczególne miejsce w sercu pana profesora. Skrzat rozejrzał się jeszcze po wnętrzu malutkiego salonu, a następnie rozpłynął się w powietrzu, wracając tam, skąd przybył.
|zt
I show not your face but your heart's desire
Sieć wydawała się..ciekawym konceptem. Nie miała pojęcia, czemu Castor o nią prosił, ale nie zamierzała mu tego odmawiać. Nie było to przecież trudne, aby to zrobić – wymagało to odpowiednich sznurów, ale z tym nie było w końcu problemu! Mieszkała w porcie i takie rzeczy dla niej niczym ciężkim nie były – często wystarczyło ładnie poprosić, albo sięgnąć po coś, kiedy nikt nie patrzył. Chciała, aby sieć wykonana przez nią była mocna i trwała, bo potrzebował jej ktoś bliski i nie chciała go zawieść. Poprosiła też o lekcje paru żeglarzy, których mógł polecić jej James – tych, którzy starsi już wiekiem i zapalczywością nie chcieli obserwować jej niczym kawałka łakomego mięsa. Wystarczyło, że już okolica była podejrzana.
Jedna za drugą, przeplatała liny między palcami. Robiła to sprawnie, jakby całe życie przygotowywała się do tej roli. Było to może i dość stwierdzenie nad wyraz, ale czuła, że to prawda. Może niekoniecznie odnośnie sieci, ale naprawdę zyskiwała coraz więcej umiejętności w krawiectwie i chciała, aby jej rodzina mogła na tym zyskać. Tym razem zyskiwał Sprout, ale obecnie nie widziała z tym problemu. Czy chciał łowić ryby? To by było miłe, móc sobie tak po prostu łowić bez większego problemu, chociaż ona by chyba nie potrafiła. Nie miała na to siły, a ludzie wydawali się zawsze silniejsi od niej i łatwo przychodziło im pokonywanie swoich słabości i przeciąganie ciężarów. Ona raczej płynęła z prądem, niczym ta woda.
Jedna za drugą, liny wyglądały już mniej jak kłębowisko rzeczy niezwiązanych ze sobą, a bardziej już jak pełnoprawna sieć. Uśmiechnęła się na ten widok, widząc, że coraz lepiej wychodziły jej rzeczy i skończyła właśnie coś, co może i nie było arcydziełem, ale zdecydowanie porządną siecią, którą łatwo można było w tym złapać parę ryb na porządny obiad. Oby Castor na tym skorzystał i najadł się, bo w tych czasach nie było to łatwe. Zostało jeszcze magiczne pomniejszenie sieci i mogła wysłać paczkę za pomocą Bluszczyka, mając nadzieję, że jej adresat się ucieszy.
Udany rzut na plecenie sieci tutaj: ST 10, rzut na sieć z bonusem 45
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Salon
Szybka odpowiedź