Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Buckinghamshire
Amersham
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Amersham
Położone w dolinie rzeki Misbourne miasteczko targowe. Przez ostatnie wieki większość inwestycji dokonywała mugolska rodzina Tyrwhitt-Drake. Stopniowo ich wpływy zaczęły maleć na koniec XIX wieku, ze względu na szybkie i niespodziewane zgony wśród mężczyzn. Wielu z nich strawiła choroba, jeszcze inni zwyczajnie znikali. W 1928 roku większość miasta została wystawiona na aukcję, a następnie kupiona przez okolicznych czarodziejów, którzy upatrzyli sobie w tym okazję do stworzenia całkowicie magicznej społeczności. Ci stworzyli sobie przestrzeń niewidoczną mugolskim okiem, która znajdowała się tuż za targową bramą. Obecnie zaklęcia zostały zdjęte, a czarodziejska socjeta zamieszkuje już cały Amersham. Miasto słynie z najlepszych szewców w regionie.
Wpił w Bastiena chciwe, zaintrygowane spojrzenie. Obserwował z rosnącą ekscytacją, jak Diggory wykonuje polecenia Deirdre. Pot na czole, drżącą rękę, ale i bezwzględne, nienaturalne posłuszeństwo w wykonaniu poleceń. Mężczyzna faktycznie zamilkł, a zanim dostał rozkaz i zarazem pozwolenie by odłożyć różdżkę, niemalże znieruchomiał. Sallow bardzo powoli, niechętnie, oderwał od niego wzrok, zwracając zaintrygowane spojrzenie na Deirdre. W zielonych oczach lśniła dobrze jej znana fascynacja, błyszczał podziw.
Wtem, nagle, chyba na widok jej nieporuszonej i obcej miny - w myśli Corneliusa wpełzło wreszcie ukłucie niepokoju.
Skoro była to w stanie zrobić z Bastienem, to co zrobiłaby ze mną, gdyby tylko chciała...?
W gardle nagle mu zaschło, przełknął nerwowo ślinę. Wspomnieniami wrócił do ich październikowego spotkania w jego własnej sypialni, gdy nie wiedział jeszcze, kim jest Deirdre w szeregach Czarnego Pana i jaką magią włada. Gdy był bezczelny, zazdrosny, złośliwy, gdy pysznie wywyższał się własną legilimencją i wytykał jej kłamstwo.
To był błąd. Podchodził w ten sposób do słabszych od siebie, a nie - silniejszych. Chyba teraz, po dwóch miesiącach, siła Deirdre w r e s z c i e dotarła do niego z pełną mocą. Nie na widok Mrocznego Znaku, nie na widok tego jak zabijała buntowników w Yorkshire, ale teraz - gdy widział efekty zaklęcia pętającego umysł. Zaklęcia, którego ofiarą nigdy nie chciałby się stać, a które pragnąłby móc rzucić. Imperio zdawało się podobne w naturze do legilimencji, wzbudzało lęk i pożądanie Sallowa. Szczerze mówiąc, chętnie zlegilimentowałby teraz Diggory'ego dla zaspokojenia własnej ciekawości, chcąc ujrzeć, jak zachowuje się spętany czarną magią umysł. Był jednak roztropniejszy i obowiązkowy. Pierwszeństwo miało jego zadanie, a Cornelius nie chciał w żaden sposób zepsuć lub naruszyć kontroli rozciągniętej przez Deirdre.
Może pobawi się z Diggory'm później, za kilka miesięcy, gdy dziennikarz przestanie już być im potrzebny.
Słysząc, jak Deirdre nadaje mu uprawnienia, rozciągnął usta w lisim uśmiechu. Spoglądał chwilę na dziennikarza niczym drapieżnik na smakowitą ofiarę, a potem - już bez uśmiechu, z powagą - znów przeniósł wzrok na Deirdre.
-Dziękuję. - skłonił się lekko, uprzejmie. Wiedział, kiedy ma wobec kogoś dług wdzięczności. -Bardzo mi dziś pomogłaś.
Przeszedł za biurko i wziął do rąk papiery Diggory'ego. Nonszalancko zabrał też jego różdżkę.
-Jest świadomy? Zaklęcie jest możliwe do przełamania? - upewnił się ściszonym głosem. Trochę z ciekawości, przede wszystkim z pragmatyzmu. W końcu chciał z nim zostać dłużej, sam. Potrzebował kilku godzin na przejrzenie tych notatek i wydanie Diggory'emu pierwszych dyspozycji. -Zostanę z nim tutaj trochę, zapoznam się z tym wszystkim. Panie Diggory, proszę przynieść mi wszystkie pańskie notatki oraz całą korespondencję. - musiało tego być sporo, na biurku były jedynie najnowsze papiery. Z satysfakcją zobaczył, jak mężczyzna posłusznie sięga do kredensu, wyjmuje z kieszeni klucz, otwiera szufladę i ściąga z niej dno. Sekretna szuflada, sprytne. Znaleźliby ją, ale z Imperio było o tyleż prościej.
Mógłby się uzależnić od tej prostoty.
-Zostanę tu z nim, sam zredaguję jedną z publikacji. Czy Czarnemu Panu zależy by jakieś konkretne pogłoski dotarły do Francji? - zapytał Deirdre. -Diggory nie będzie od teraz traktowany poważnie, ale te felietony byłyby doskonałym zarzewiem plotek - jakichkolwiek nonsensów o mugolach i Zakonie Feniksa jakie sobie wymarzysz. Nawet opowieści wariatów mogą żyć własnym życiem, a kto wie, może z tych notatek da się jeszcze zrobić poważnego dziennikarza po naszej stronie. - uśmiechnął się pod nosem. Najpierw sprostuje listy, które Diggory już wysłał, zwali jego poglądy na karb zamknięcia w Amersham, stworzy piękną narrację o tym, jak dziennikarz otworzył oczy na okrucieństwa mugoli i rebeliantów i poparł Malfoya, jak skruszony bije się w piersi i przyznaje do błędu.
Jeśli będzie zbyt mało wiarygodna, zrobi z niego wariata. Jeśli zaś zagraniczni czytelnicy uwierzą w przemianą Diggory'ego - będzie doskonałym narzędziem propagandy. Któż będzie bardziej wiarygodnym poplecznikiem nowego systemu, niż człowiek który miał odwagę go krytykować i zrozumieć własne błędy?Cornelius pogrążył się we własnych myślach i pomysłach - wykorzysta oczywiście te podsunięte przez Deirdre, ale poza tym jej rola w domu Diggory'ego dobiegła końca. Zaś Sallow cieszył się jak dziecko z nowej zabawki.
Wtem, nagle, chyba na widok jej nieporuszonej i obcej miny - w myśli Corneliusa wpełzło wreszcie ukłucie niepokoju.
Skoro była to w stanie zrobić z Bastienem, to co zrobiłaby ze mną, gdyby tylko chciała...?
W gardle nagle mu zaschło, przełknął nerwowo ślinę. Wspomnieniami wrócił do ich październikowego spotkania w jego własnej sypialni, gdy nie wiedział jeszcze, kim jest Deirdre w szeregach Czarnego Pana i jaką magią włada. Gdy był bezczelny, zazdrosny, złośliwy, gdy pysznie wywyższał się własną legilimencją i wytykał jej kłamstwo.
To był błąd. Podchodził w ten sposób do słabszych od siebie, a nie - silniejszych. Chyba teraz, po dwóch miesiącach, siła Deirdre w r e s z c i e dotarła do niego z pełną mocą. Nie na widok Mrocznego Znaku, nie na widok tego jak zabijała buntowników w Yorkshire, ale teraz - gdy widział efekty zaklęcia pętającego umysł. Zaklęcia, którego ofiarą nigdy nie chciałby się stać, a które pragnąłby móc rzucić. Imperio zdawało się podobne w naturze do legilimencji, wzbudzało lęk i pożądanie Sallowa. Szczerze mówiąc, chętnie zlegilimentowałby teraz Diggory'ego dla zaspokojenia własnej ciekawości, chcąc ujrzeć, jak zachowuje się spętany czarną magią umysł. Był jednak roztropniejszy i obowiązkowy. Pierwszeństwo miało jego zadanie, a Cornelius nie chciał w żaden sposób zepsuć lub naruszyć kontroli rozciągniętej przez Deirdre.
Może pobawi się z Diggory'm później, za kilka miesięcy, gdy dziennikarz przestanie już być im potrzebny.
Słysząc, jak Deirdre nadaje mu uprawnienia, rozciągnął usta w lisim uśmiechu. Spoglądał chwilę na dziennikarza niczym drapieżnik na smakowitą ofiarę, a potem - już bez uśmiechu, z powagą - znów przeniósł wzrok na Deirdre.
-Dziękuję. - skłonił się lekko, uprzejmie. Wiedział, kiedy ma wobec kogoś dług wdzięczności. -Bardzo mi dziś pomogłaś.
Przeszedł za biurko i wziął do rąk papiery Diggory'ego. Nonszalancko zabrał też jego różdżkę.
-Jest świadomy? Zaklęcie jest możliwe do przełamania? - upewnił się ściszonym głosem. Trochę z ciekawości, przede wszystkim z pragmatyzmu. W końcu chciał z nim zostać dłużej, sam. Potrzebował kilku godzin na przejrzenie tych notatek i wydanie Diggory'emu pierwszych dyspozycji. -Zostanę z nim tutaj trochę, zapoznam się z tym wszystkim. Panie Diggory, proszę przynieść mi wszystkie pańskie notatki oraz całą korespondencję. - musiało tego być sporo, na biurku były jedynie najnowsze papiery. Z satysfakcją zobaczył, jak mężczyzna posłusznie sięga do kredensu, wyjmuje z kieszeni klucz, otwiera szufladę i ściąga z niej dno. Sekretna szuflada, sprytne. Znaleźliby ją, ale z Imperio było o tyleż prościej.
Mógłby się uzależnić od tej prostoty.
-Zostanę tu z nim, sam zredaguję jedną z publikacji. Czy Czarnemu Panu zależy by jakieś konkretne pogłoski dotarły do Francji? - zapytał Deirdre. -Diggory nie będzie od teraz traktowany poważnie, ale te felietony byłyby doskonałym zarzewiem plotek - jakichkolwiek nonsensów o mugolach i Zakonie Feniksa jakie sobie wymarzysz. Nawet opowieści wariatów mogą żyć własnym życiem, a kto wie, może z tych notatek da się jeszcze zrobić poważnego dziennikarza po naszej stronie. - uśmiechnął się pod nosem. Najpierw sprostuje listy, które Diggory już wysłał, zwali jego poglądy na karb zamknięcia w Amersham, stworzy piękną narrację o tym, jak dziennikarz otworzył oczy na okrucieństwa mugoli i rebeliantów i poparł Malfoya, jak skruszony bije się w piersi i przyznaje do błędu.
Jeśli będzie zbyt mało wiarygodna, zrobi z niego wariata. Jeśli zaś zagraniczni czytelnicy uwierzą w przemianą Diggory'ego - będzie doskonałym narzędziem propagandy. Któż będzie bardziej wiarygodnym poplecznikiem nowego systemu, niż człowiek który miał odwagę go krytykować i zrozumieć własne błędy?Cornelius pogrążył się we własnych myślach i pomysłach - wykorzysta oczywiście te podsunięte przez Deirdre, ale poza tym jej rola w domu Diggory'ego dobiegła końca. Zaś Sallow cieszył się jak dziecko z nowej zabawki.
Słowa palą,
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
Ostatnio zmieniony przez Cornelius Sallow dnia 05.07.21 7:11, w całości zmieniany 1 raz
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Coś w wyrazie twarzy Corneliusa mówiło jej, że w końcu pojął, z kim ma do czynienia. Może to dziwny grymas na sekundę przebiegający przez zaciśnięte usta, może zmrużenie oczu, a może przedłużające się milczenie zazwyczaj żwawo zajmującego werbalne przestrzenie czarodzieja - coś zmieniło się w jego podejściu do Deirdre. Wyczuwała okruchy lęku, widoczne w zielonych tęczówkach, lecz nie zamierzała sycić się wywołanymi w dawnym narzeczonym emocjami. Była skupiona na zadaniu, skoncentrowana na dowodach szkodliwej działalności, rozpościerającymi się na biurku tuz przed jej oczami, lecz mimo to zachowanie Sallowa w pewien sposób ją rozluźniło. Dało satysfakcję. Podkreśliło przewagę. Miała ją do tej pory, oczywiście, że tak, lecz teraz obydwoje zdawali sobie z tego sprawę. Wystarczyłoby drgnienie różdżki, by i rzecznik Ministra Magii znalazł się na krótkiej smyczy niewybaczalnego zaklęcia, wykonując wszystkie polecenia. Kto wie, może gdyby nie pozycja Corneliusa, faktycznie do takiej zabawy mogłoby dojść, wszak długo chowała w sobie wściekłość po ich ostatnim pożegnaniu, chcąc odwzajemnić zadaną krzywdę. Czas leczył rany, tak samo jak świadomość, że stała teraz znacznie ponad nim, gotowa łaskawie pomóc mu w podejmowanych przedsięwzięciach.
Dalej przeglądała notatki, a kącik ust uniósł się tylko na sekundę w zadowoleniu, niemożliwym do powiązania jednoznacznie z wrażeniem, jakie zrobiła na swym towarzyszu. - Tak, pan Diggory słyszy nas i rozumie. Może próbować przełamać zaklęcie, ale śmiem nieskromnie twierdzić, że to prawie niemożliwe do osiągnięcia - odparła powoli na pytania Corneliusa, znów podnosząc na niego wzrok znad biurka. Wzrok koci, drapieżny, ukontentowany, sugerujący - grożący? - że różdżka w jej rękach potrafi wiązać wolę ofiary skutecznie prawie na stałe. Ten stary dziennikarz nie mógł poszczycić się siłą psychiczną, nigdy nie walczył, nie siłował się z czarną magią, powinien więc pozostać pod więzami Imperiusa tak długo, jak będzie to konieczne. - Wierzę, że zaplanujesz swoje działania z jak największym pożytkiem dla naszej sprawy - skwitowała tylko, w końcu odchodząc od biurka. Poprawiła kołnierz szaty i spięte włosy, po czym przystanęła przy rzeczniku ministerstwa, razem z nim przyglądając się poczynaniom Diggory'ego, pokornie wykonującego rozkazy. - Zdaję się na ciebie. Masz wyjątkową wyobraźnię oraz - mam nadzieję - potrafisz ważyć słowa tak, by nie przesadzić. Potrzebujemy subtelnej przemiany, tak, by nikt nie wątpił w jej szczerość - spojrzała na Corneliusa z ukosa, pokładała w nim przecież naprawdę dużą wiarę. Rzadko kiedy pozwalała Rycerzom Walpurgii na taką swobodę w podejmowaniu decyzji, lecz znała Sallowa na tyle dobrze, by pozwolić mu działać według własnego osądu. - Nie szarżuj. I nie wykorzystuj powierzonej ci pieczy do prywatnych celów. Jeśli dowiem się, że każesz mu sprzątać swój dom albo lizać ci co wieczór...buty - urwała sugestywnie - pozbawię cię głowy - przekazała bez złości, właściwie z zaskakującą swobodą, nie odrywając spojrzenia od oczu Corneliusa, ciekawa, co w nich ujrzy. Już wiedział, że jest zdolna do takich czynów. - To śmieć i zdrajca czarodziejów, ale jeśli chcemy go wykorzystać, powinien wieść normalne życie, tak, by nikt nic nie podejrzewał - dorzuciła, zakładając na dłonie rękawiczki. Jej praca tutaj była zakończona, teraz wszystko znajdowało się w rękach Corneliusa. - Nikomu nie przekażesz informacji o tym spotkaniu z nami, Diggory. W żaden sposób. I o tym, co się tutaj dziś stało. Będziesz zachowywał się naturalnie, postępując jednakże zgodnie z wytycznymi Corneliusa Sallowa - zwróciła się jeszcze raz w stronę Bastiena, udzielając mu ostatnich instrukcji, mających zabezpieczyć ich wspólny, propagandowy projekt, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku drzwi, narzucając na włosy przepastny kaptur.
| ztx2
Dalej przeglądała notatki, a kącik ust uniósł się tylko na sekundę w zadowoleniu, niemożliwym do powiązania jednoznacznie z wrażeniem, jakie zrobiła na swym towarzyszu. - Tak, pan Diggory słyszy nas i rozumie. Może próbować przełamać zaklęcie, ale śmiem nieskromnie twierdzić, że to prawie niemożliwe do osiągnięcia - odparła powoli na pytania Corneliusa, znów podnosząc na niego wzrok znad biurka. Wzrok koci, drapieżny, ukontentowany, sugerujący - grożący? - że różdżka w jej rękach potrafi wiązać wolę ofiary skutecznie prawie na stałe. Ten stary dziennikarz nie mógł poszczycić się siłą psychiczną, nigdy nie walczył, nie siłował się z czarną magią, powinien więc pozostać pod więzami Imperiusa tak długo, jak będzie to konieczne. - Wierzę, że zaplanujesz swoje działania z jak największym pożytkiem dla naszej sprawy - skwitowała tylko, w końcu odchodząc od biurka. Poprawiła kołnierz szaty i spięte włosy, po czym przystanęła przy rzeczniku ministerstwa, razem z nim przyglądając się poczynaniom Diggory'ego, pokornie wykonującego rozkazy. - Zdaję się na ciebie. Masz wyjątkową wyobraźnię oraz - mam nadzieję - potrafisz ważyć słowa tak, by nie przesadzić. Potrzebujemy subtelnej przemiany, tak, by nikt nie wątpił w jej szczerość - spojrzała na Corneliusa z ukosa, pokładała w nim przecież naprawdę dużą wiarę. Rzadko kiedy pozwalała Rycerzom Walpurgii na taką swobodę w podejmowaniu decyzji, lecz znała Sallowa na tyle dobrze, by pozwolić mu działać według własnego osądu. - Nie szarżuj. I nie wykorzystuj powierzonej ci pieczy do prywatnych celów. Jeśli dowiem się, że każesz mu sprzątać swój dom albo lizać ci co wieczór...buty - urwała sugestywnie - pozbawię cię głowy - przekazała bez złości, właściwie z zaskakującą swobodą, nie odrywając spojrzenia od oczu Corneliusa, ciekawa, co w nich ujrzy. Już wiedział, że jest zdolna do takich czynów. - To śmieć i zdrajca czarodziejów, ale jeśli chcemy go wykorzystać, powinien wieść normalne życie, tak, by nikt nic nie podejrzewał - dorzuciła, zakładając na dłonie rękawiczki. Jej praca tutaj była zakończona, teraz wszystko znajdowało się w rękach Corneliusa. - Nikomu nie przekażesz informacji o tym spotkaniu z nami, Diggory. W żaden sposób. I o tym, co się tutaj dziś stało. Będziesz zachowywał się naturalnie, postępując jednakże zgodnie z wytycznymi Corneliusa Sallowa - zwróciła się jeszcze raz w stronę Bastiena, udzielając mu ostatnich instrukcji, mających zabezpieczyć ich wspólny, propagandowy projekt, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku drzwi, narzucając na włosy przepastny kaptur.
| ztx2
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Strona 2 z 2 • 1, 2
Amersham
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Buckinghamshire