Kuchnia
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Kuchnia
Kuchnia mieściła się na parterze, zaraz obok wejścia do domostwa będąc sercem całego budynku. To tutaj rodzina Greyów spędzała najwięcej czasu razem, to tutaj unosił się zapach pieczonych jabłek z cynamonem oraz pasztecików dyniowych pieczonych przez Hattie. Pomieszczenie posiadało na środku długi stół, na którym zawsze stały jakieś smakołyki. Pod ścianami ustawiono witrynki oraz komody z talerzami oraz kubkami aby zawsze były pod ręką. Drewniany strop nosił ślady użytkowania przez poprzednie pokolenia a podwieszone pod nim zioła tworzyły przytulną atmosferę, która zachęcała do wypicia herbaty.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Ostatnia walka mocno go zmęczyła, sprawiła, że praktycznie opadł z sił i musiał odespać walkę w domu. Spał przeszło cały dzień i noc, ale dopiero wtedy zmęczony umysł oraz ciało dały znać, że są w stanie funkcjonować. Nie było to łatwe, czuł każdy mięsień, ale udało im się przetrwać. Udało się uratować tych ludzi, a to znaczyło więcej niż sam sądził. Sowy opuściły Greengrove Farm w poszukiwaniu potwierdzenia, że każdy przeżył, że dotarł bezpiecznie do swojego schronienia.
Nie spodziewał się, że spotka tak wiele dziwnych istot z cienia. Słyszał o nich na spotkaniu Zakonu, ale nie rozumiał do końca o czym była mowa, aż w trakcie misji mógł doświadczyć na własnym ciele ich mocy. Bestie zrodzone z ciemnością, o których nic nie wiedział. Skąd się wzięły? Kto lub co nimi kierował? Jak można było je pokonać? W trakcie walki udało się za pomocą paru zaklęć je osłabić, wręcz unieruchomić! Musiał to przekazać dalej, ta wiedza nie mogła pozostać tylko w jego rękach. Każdy z członków organizacji mógł się z nimi spotkać. Na Merlin, mogła się z nimi spotkać Florka. Myśl ta uderzyła w niego tak mocno, że prawie zabrała oddech w piersi.
W nagłym odruchu przyciągnął ją do siebie i zamknął w objęciach jakby chciał się upewnić, że rzeczywiście tu stała.
Czarownica była jego kotwicą, bezpieczną przystanią, na którą wiecznie spoglądał chcąc zawsze wracać. Wagabunda i podróżnik - Herbert Grey, znalazł swoje schronienie. I były nim orzechowe oczy osadzone w jasnej, kobiecej twarzy. Nie puszczał jej długo, póki się nie uspokoił, nie odzyskał oddechu, tak łatwo wyrwanego z męskiej piersi.
-Nic to. - Mruknął w jej włosy ciesząc się bliskością kobiety. Czy mógł jeszcze wstrzymywać samego siebie, udawać, że jest jedynie zauroczony kiedy od dawna czuł znacznie więcej. -Byłem na misji. - Powiedział po chwili. -Ratowaliśmy ludzi przetrzymywanych przez szmalcowników. - Nie mógł jej mówić za wiele, ale taka informacja nie szkodziła ani jemu ani Zakonowi. -Zwyczajnie jestem zmęczony, ale twój widok podnosi na duchu.
Uśmiechnął się niedbale, pokazując, że jego stan nie jest najważniejszy, że są rzeczy i sprawy pilniejsze. Obecność Florence dodawała mu energii, chęci do życia - chyba nie zdawał sobie jak bardzo, aż do teraz.
Nie spodziewał się, że spotka tak wiele dziwnych istot z cienia. Słyszał o nich na spotkaniu Zakonu, ale nie rozumiał do końca o czym była mowa, aż w trakcie misji mógł doświadczyć na własnym ciele ich mocy. Bestie zrodzone z ciemnością, o których nic nie wiedział. Skąd się wzięły? Kto lub co nimi kierował? Jak można było je pokonać? W trakcie walki udało się za pomocą paru zaklęć je osłabić, wręcz unieruchomić! Musiał to przekazać dalej, ta wiedza nie mogła pozostać tylko w jego rękach. Każdy z członków organizacji mógł się z nimi spotkać. Na Merlin, mogła się z nimi spotkać Florka. Myśl ta uderzyła w niego tak mocno, że prawie zabrała oddech w piersi.
W nagłym odruchu przyciągnął ją do siebie i zamknął w objęciach jakby chciał się upewnić, że rzeczywiście tu stała.
Czarownica była jego kotwicą, bezpieczną przystanią, na którą wiecznie spoglądał chcąc zawsze wracać. Wagabunda i podróżnik - Herbert Grey, znalazł swoje schronienie. I były nim orzechowe oczy osadzone w jasnej, kobiecej twarzy. Nie puszczał jej długo, póki się nie uspokoił, nie odzyskał oddechu, tak łatwo wyrwanego z męskiej piersi.
-Nic to. - Mruknął w jej włosy ciesząc się bliskością kobiety. Czy mógł jeszcze wstrzymywać samego siebie, udawać, że jest jedynie zauroczony kiedy od dawna czuł znacznie więcej. -Byłem na misji. - Powiedział po chwili. -Ratowaliśmy ludzi przetrzymywanych przez szmalcowników. - Nie mógł jej mówić za wiele, ale taka informacja nie szkodziła ani jemu ani Zakonowi. -Zwyczajnie jestem zmęczony, ale twój widok podnosi na duchu.
Uśmiechnął się niedbale, pokazując, że jego stan nie jest najważniejszy, że są rzeczy i sprawy pilniejsze. Obecność Florence dodawała mu energii, chęci do życia - chyba nie zdawał sobie jak bardzo, aż do teraz.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Zamrugała zaskoczona, gdy tak nagle przygarnął ją do siebie. Ona także się za nim stęskniła, ale miała wrażenie, że tu chodziło o coś więcej. Nie od razu odwzajemniła uścisk, dopiero gdy Herbert opowiedział jej o swoich ostatnich przeżyciach Florence objęła go, wtulając się w jego pierś. Tak jak podejrzewała, działał aktywnie i ponosił tego konsekwencje. Walka na pierwszej linii musiała go srogo kosztować i chociaż Florence poczuła zimny dreszcz na myśl o Herbercie ciskającym zaklęcia w jakiegoś niezidentyfikowanego wroga, wiedziała, że nie dało się inaczej. Wojna nie wybuchła sama z siebie i sama z siebie się także nie zakończy. Florka nic nie mogła poradzić na to, że w cichym proteście zacisnęła pięści na materiale ubrania mężczyzny. To wszystko było takie niesprawiedliwe... Dlaczego ktokolwiek z nich musiał się poświęcać, żeby nadchodzące jutro było chociaż odrobinę bardziej normalne od dnia poprzedniego? Dlaczego ludzie musieli uciekać, kraść, umierać bez powodu?
Wciskając twarz w pierś Herberta, zagłębiła się na moment w swoich myślach, stąd też drgnęła zaskoczona, kiedy mężczyzna wyraźnie syknął, odsuwając się kawałek. Florence zmarszczyła brwi, przyglądając się mu dokładnie. Czy to możliwe że odniósł poważniejsze rany niż jej się początkowo zdawało? Zadrapania na twarzy już i tak mówił jej sporo o jego stanie, ale gdy teraz przyglądała mu się uważniej, zauważyła że stał dość sztywno. No i ta reakcja... - Herbert? Jakie jeszcze rany odniosłeś? - zapytała, ale chociaż wewnętrznie znów drżała ze zmartwienia o niego, nie dała tego poznać po swoim głosie. Ten był stanowczy, tak samo jak jej spojrzenie. Jeśli stało mu się coś poważniejszego, musiała o tym wiedzieć. Może nawet dałaby radę mu pomóc. Znała się przecież trochę na leczeniu. - Pokaż mi! - znów wyrzekła, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Złapała jednocześnie jedną ręką za skraj jego koszuli, chcąc unieść ją ku górze. Musiała wiedzieć, jak rozległe były jego obrażenia. Po prostu musiała się przekonać, że na pewno nic mu nie groziło. On walczył na polu walki - ona tego nie potrafiła, więc chciała mu pomóc chociaż w ten sposób.
Wciskając twarz w pierś Herberta, zagłębiła się na moment w swoich myślach, stąd też drgnęła zaskoczona, kiedy mężczyzna wyraźnie syknął, odsuwając się kawałek. Florence zmarszczyła brwi, przyglądając się mu dokładnie. Czy to możliwe że odniósł poważniejsze rany niż jej się początkowo zdawało? Zadrapania na twarzy już i tak mówił jej sporo o jego stanie, ale gdy teraz przyglądała mu się uważniej, zauważyła że stał dość sztywno. No i ta reakcja... - Herbert? Jakie jeszcze rany odniosłeś? - zapytała, ale chociaż wewnętrznie znów drżała ze zmartwienia o niego, nie dała tego poznać po swoim głosie. Ten był stanowczy, tak samo jak jej spojrzenie. Jeśli stało mu się coś poważniejszego, musiała o tym wiedzieć. Może nawet dałaby radę mu pomóc. Znała się przecież trochę na leczeniu. - Pokaż mi! - znów wyrzekła, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Złapała jednocześnie jedną ręką za skraj jego koszuli, chcąc unieść ją ku górze. Musiała wiedzieć, jak rozległe były jego obrażenia. Po prostu musiała się przekonać, że na pewno nic mu nie groziło. On walczył na polu walki - ona tego nie potrafiła, więc chciała mu pomóc chociaż w ten sposób.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Bliskość kobiety niosła ukojenie ale również ból, ponieważ poskładany Herbert mógł się poruszać ale rany nadal były świeże, a Archibald dał mu jasno do zrozumienia, że blizny pozostaną z nim już na zawsze. Nie był w stanie ukrywać zbyt długo swojego stanu, a Florka była czujna, aż za bardzo czasami.
-Parę zadrapań. - Chciał bagatelizować sprawę, ale stanowczy głos kobiety uświadomił mu, że tak łatwo nie da się zbyć. Nie tym razem. Nie mógł jej za to winić, sam ją przyciągał do siebie i stawia w sytuacjach, w których miała prawo się martwić o jego stan. -Spokojnie pani doktor! - Wyciągnął dłonie w geście obronnym kiedy bezceremonialnie szarpała jego koszulę chcąc zobaczyć jego obrażenia. Odsunęła się znów krok do tyłu i krzywiąc się nieznacznie zdjął wierzchnią część ubrania. Cała pierś oraz brzuch były zabandażowane. Opatrunek znajdował się również na prawym ramieniu, tuż pod tatuażem jaki otrzymał od jednego z plemion w Amazonii. Zaogniona skóra świadczyła o tym, że rany były głębokie, ale dobrze się goiły. Herbert stracił dużo krwi, kiedy dowieziono go do Prewettów tracił i odzyskiwał przytomność na zmianę nie wiedząc co się z nim dzieje. Ta misja dała mu wiele do myślenia ale nie odwiodła od dalszego działania. -To był cień. Istota stworzona z mrocznej materii, która pojawiła się znikąd i zaczęła nas atakować. Piekielnie szybka, potrafiąca zmieniać kształt. - Wyjaśnił po chwili milczenia kiedy odłożył koszulę na bok pozwalając kobiecie dostrzec rozległość obrażeń. -Blizny już ze mną zostaną. - Nie było to dla niego problemem, raczej pamiątka i przypomnienie aby uważał następnym razem. Spodziewał się, że jeszcze nie raz spotka się z rzeczonymi potworami. Nie wiedział dlaczego się pojawiały, ale zapewne niedługo ktoś wpadnie na to i znajdą odpowiedź. Stał teraz nieruchomo czekając na reakcję Florki. Spodziewał się wściekłości pomieszanej z opiekuńczością jaką wcześniej się wykazywała względem jego osoby. Nie wiedział sam co bardziej go teraz boli: rany czy zmartwienie na twarzy czarownicy, która stała przed nim.
-Parę zadrapań. - Chciał bagatelizować sprawę, ale stanowczy głos kobiety uświadomił mu, że tak łatwo nie da się zbyć. Nie tym razem. Nie mógł jej za to winić, sam ją przyciągał do siebie i stawia w sytuacjach, w których miała prawo się martwić o jego stan. -Spokojnie pani doktor! - Wyciągnął dłonie w geście obronnym kiedy bezceremonialnie szarpała jego koszulę chcąc zobaczyć jego obrażenia. Odsunęła się znów krok do tyłu i krzywiąc się nieznacznie zdjął wierzchnią część ubrania. Cała pierś oraz brzuch były zabandażowane. Opatrunek znajdował się również na prawym ramieniu, tuż pod tatuażem jaki otrzymał od jednego z plemion w Amazonii. Zaogniona skóra świadczyła o tym, że rany były głębokie, ale dobrze się goiły. Herbert stracił dużo krwi, kiedy dowieziono go do Prewettów tracił i odzyskiwał przytomność na zmianę nie wiedząc co się z nim dzieje. Ta misja dała mu wiele do myślenia ale nie odwiodła od dalszego działania. -To był cień. Istota stworzona z mrocznej materii, która pojawiła się znikąd i zaczęła nas atakować. Piekielnie szybka, potrafiąca zmieniać kształt. - Wyjaśnił po chwili milczenia kiedy odłożył koszulę na bok pozwalając kobiecie dostrzec rozległość obrażeń. -Blizny już ze mną zostaną. - Nie było to dla niego problemem, raczej pamiątka i przypomnienie aby uważał następnym razem. Spodziewał się, że jeszcze nie raz spotka się z rzeczonymi potworami. Nie wiedział dlaczego się pojawiały, ale zapewne niedługo ktoś wpadnie na to i znajdą odpowiedź. Stał teraz nieruchomo czekając na reakcję Florki. Spodziewał się wściekłości pomieszanej z opiekuńczością jaką wcześniej się wykazywała względem jego osoby. Nie wiedział sam co bardziej go teraz boli: rany czy zmartwienie na twarzy czarownicy, która stała przed nim.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Z cichym horrorem i przerażeniem narastającym w sercu obserwowała, jak Herbert ściąga z siebie ubranie, ukazując jej jak rozległe były jego obrażenia. Oczywiście nie widziała ich w całej okazałości, bandaż dokładnie wszystko zakrywał, jednak fakt, że mężczyzna miał opatrunek założony niemal na całym tułowiu oraz ramieniu nie napawał jej optymizmem. Nie zamierzała ściągać materiału, aby dokładniej przyglądać się ranom. Mogłaby, oczywiście, ale bandaż wyglądał na świeży, a więc jego obrażenia były dobrze zaopiekowane. Ta świadomość przyniosła jej szczątkową ulgę. Jednak wciąż przede wszystkim była niezwykle poruszona samym widokiem poranionego Herberta. Umysł podsuwał jej najczarniejsze scenariusze, wyobrażała sobie niewyraźną scenerię, ciemną noc i wiszący na niebie księżyc, ledwie oświetlający postać mężczyzny - niezaprzeczalnie Greya - którego nagle atakuje niezidentyfikowany, człekokształtny cień o dłoni zamienionej w szpony ostre jak brzytwa. Chlust krwi, czarnej w świetle księżyca, okrzyk pełen bólu i błyskające wiązki zaklęć. To było zbyt straszne, szybko spróbowała wymazać tę wizję z pamięci.
Przez dłuższą chwilę nic nie mówiła. Nic nie mogła poradzić na to iż emocje w końcu odbiły się na jej twarzy - strach i żal, przejęcie, ale także czające się w oczach iskierki złości. Iskierki, których z początku nie było widać przez wzbierające łzy. Powoli podeszła do mężczyzny, dotykając jednego z bandaży delikatnie, nie chcąc mu zadać niepotrzebnego bólu. Nie liczyło się to, że pozostaną mu blizny. Kochałaby go nawet, gdyby całe ciało miał nimi poznaczone. Liczyło się to, że niemal tamtego dnia zginął - nawet jeśli nie powiedział tego na głos, Florence dobrze wiedziała, że tak było. Prawie zginął od odniesionych ran, a ona dowiadywała się o tym dopiero teraz.
- Miałeś na siebie uważać... - wyszeptała niemal bezgłośnie, dłoń którą trzymała na jego piersi zacisnęła powoli w pięść. Przełknęła ślinę, w końcu odrywając wzrok od bandaży, spoglądając Herbertowi prosto w twarz - Miałeś na siebie uważać! - tym razem głośniej. Z wyrzutem. Złością, tym razem nietrudną do rozpoznania. Jej niewielka pięść uderzyła - raz, drugi, trzeci - w tę część ciała mężczyzny, która nie była osłonięta opatrunkiem. Nie chciała mu mimo wszystko sprawić dodatkowego bólu. - Herbert, prawie tam zginąłeś...! Prawie... prawie cię straciłam... - tym razem łzy płynęły już swobodnie.
Bała się. Tak cholernie się bała. Tak wiele już straciła. Nie mogła utracić także jego.
Przez dłuższą chwilę nic nie mówiła. Nic nie mogła poradzić na to iż emocje w końcu odbiły się na jej twarzy - strach i żal, przejęcie, ale także czające się w oczach iskierki złości. Iskierki, których z początku nie było widać przez wzbierające łzy. Powoli podeszła do mężczyzny, dotykając jednego z bandaży delikatnie, nie chcąc mu zadać niepotrzebnego bólu. Nie liczyło się to, że pozostaną mu blizny. Kochałaby go nawet, gdyby całe ciało miał nimi poznaczone. Liczyło się to, że niemal tamtego dnia zginął - nawet jeśli nie powiedział tego na głos, Florence dobrze wiedziała, że tak było. Prawie zginął od odniesionych ran, a ona dowiadywała się o tym dopiero teraz.
- Miałeś na siebie uważać... - wyszeptała niemal bezgłośnie, dłoń którą trzymała na jego piersi zacisnęła powoli w pięść. Przełknęła ślinę, w końcu odrywając wzrok od bandaży, spoglądając Herbertowi prosto w twarz - Miałeś na siebie uważać! - tym razem głośniej. Z wyrzutem. Złością, tym razem nietrudną do rozpoznania. Jej niewielka pięść uderzyła - raz, drugi, trzeci - w tę część ciała mężczyzny, która nie była osłonięta opatrunkiem. Nie chciała mu mimo wszystko sprawić dodatkowego bólu. - Herbert, prawie tam zginąłeś...! Prawie... prawie cię straciłam... - tym razem łzy płynęły już swobodnie.
Bała się. Tak cholernie się bała. Tak wiele już straciła. Nie mogła utracić także jego.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Narastająca cisza była nieznośna, ale nie miał odwagi jej przełamać kiedy kobieta stała przed nim i z pełnym skupieniem przyglądała się temu jak wygląda. Spomiędzy bandaży wychylały się zasinienia i zaczerwienienia wskazujące, że organizm reagował i zaczynał powoli się leczyć z niemałą pomocą uzdrowicieli. Kalejdoskop emocji jaki przebiegł przez jej twarz sprawiał, że serce zabiło mu szybciej, a oddech został wstrzymany czekając na ostateczny werdykt. Wodził wzrokiem za jasną dłonią, która niepewnie dotykała bandaży jakby chciała się upewnić, że nic mu nie jest, że te bandaże są prawdziwe nie zaś wytworem wyobraźni. Zdawał sobie sprawę, że nie wygląda dobrze, że opatrunki są dowodem walki jaką stoczył. Walki, które mógł nie przeżyć i gdy uciekał przed cieniami w las uświadomił sobie, że otarł się o śmierć. Podobnie jak Volans mogli skonać wśród oparów dyptamu i tylko dzielna postawa innych zakonników sprawiła, że przeżyli.
Szept przeszył powietrze niczym bicz, iskry złości praktycznie parzyły odsłonią skórę, a on w milczeniu przyjmował kolejne uderzenia pięścią. Zasłużył sobie na jej złość, a ona nie zasłużyła na takie traktowanie. Nigdy nie chciał jej ranić, zadawać bólu przez który nie może zmrużyć oka. Dlatego milczał i nic nie mówił.
Spływające łzy po policzkach stały się punktem zapalnym gdy uniósł obydwie dłonie ujmując w nie twarz Florki. Kciukiem otarł mokre ślady, dowody złości, bezsilności i troski.
-Wiem. - Powiedział cicho. -Ale pamiętaj, że nie pozwolę aby czyjaś idea czystości rasy powstrzymała mnie od kochania cię albo bycia z tobą, albo tworzenia z tobą przyszłości. Bo jesteś moim życiem. - Uśmiechnął się nieznacznie, a w uśmiechu tym była zawarta cała troska, uczucie i szczerość wypowiedzi. -Zawsze będę robił wszystko aby do ciebie wracać. Choć w różnym stanie, obawiam się.
Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w orzechowe, mokre od łez, oczy po czym nachylił się nad czarownicą by złączyć ich usta w pocałunku. Gest ten przepełniony tęsknotą i pragnieniem zatrzymania jej w ramionach na stałe całkowicie go obezwładnił. Ileż to razy myślami uciekał w jej stronę, pragnąc zobaczyć właśnie Florkę po powrocie z misji; nasłuchując miłego dla ucha głosu, oczekując jej figury w progu drzwi. Nie chciał więcej jej wypuszczać, nie chciał patrzeć jak odchodzi i wraca do Oazy. Pragnął aby została właśnie tutaj, już na zawsze.
Strach, który nie był obcy kobiecie, nie raz obejmował też we władanie jego umysł. Nie pozwalał myśleć racjonalnie, ale mimo to napędzał do działania. Sprawiał, że uparcie wstawał każdego dnia i realizował kolejny plan. Miał dla kogo żyć, miał dla kogo ochraniać dom. Nie tylko dla brata i matki, ale też dla kobiety, która zawładnęła jego sercem, a teraz trzymał ją w ramionach podarowując kolejne pocałunki pełne pasji i oddania.
Szept przeszył powietrze niczym bicz, iskry złości praktycznie parzyły odsłonią skórę, a on w milczeniu przyjmował kolejne uderzenia pięścią. Zasłużył sobie na jej złość, a ona nie zasłużyła na takie traktowanie. Nigdy nie chciał jej ranić, zadawać bólu przez który nie może zmrużyć oka. Dlatego milczał i nic nie mówił.
Spływające łzy po policzkach stały się punktem zapalnym gdy uniósł obydwie dłonie ujmując w nie twarz Florki. Kciukiem otarł mokre ślady, dowody złości, bezsilności i troski.
-Wiem. - Powiedział cicho. -Ale pamiętaj, że nie pozwolę aby czyjaś idea czystości rasy powstrzymała mnie od kochania cię albo bycia z tobą, albo tworzenia z tobą przyszłości. Bo jesteś moim życiem. - Uśmiechnął się nieznacznie, a w uśmiechu tym była zawarta cała troska, uczucie i szczerość wypowiedzi. -Zawsze będę robił wszystko aby do ciebie wracać. Choć w różnym stanie, obawiam się.
Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w orzechowe, mokre od łez, oczy po czym nachylił się nad czarownicą by złączyć ich usta w pocałunku. Gest ten przepełniony tęsknotą i pragnieniem zatrzymania jej w ramionach na stałe całkowicie go obezwładnił. Ileż to razy myślami uciekał w jej stronę, pragnąc zobaczyć właśnie Florkę po powrocie z misji; nasłuchując miłego dla ucha głosu, oczekując jej figury w progu drzwi. Nie chciał więcej jej wypuszczać, nie chciał patrzeć jak odchodzi i wraca do Oazy. Pragnął aby została właśnie tutaj, już na zawsze.
Strach, który nie był obcy kobiecie, nie raz obejmował też we władanie jego umysł. Nie pozwalał myśleć racjonalnie, ale mimo to napędzał do działania. Sprawiał, że uparcie wstawał każdego dnia i realizował kolejny plan. Miał dla kogo żyć, miał dla kogo ochraniać dom. Nie tylko dla brata i matki, ale też dla kobiety, która zawładnęła jego sercem, a teraz trzymał ją w ramionach podarowując kolejne pocałunki pełne pasji i oddania.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Gdy poczuła jego usta na swoich, w pierwszej chwili jej ciało odpowiedziało sprzeciwem. Łatwiej byłoby dać się ponieść chwili, odwzajemnić te emocje, jednak narastająca w niej złość kazała jej się opamiętać. Nie miała też zamiaru dać się uciszyć tak łatwo, miała Herbertowi jeszcze kilka rzeczy do powiedzenia! - Nie, Herb..! - Była na niego wściekła i zamierzała mu to dobitnie dać do zrozumienia. Pięść po raz kolejny poszła w ruch, ale choć jej ciosy nie były silne, tym razem biła nieco na ślepo - przez co trafiła także w miejsca okryte bandażem. Chciała się odsunąć, ale choć odstąpiła krok, jej twarz pozostała tuż przy jego, wciąż będąc w ujęciu jego dłoni. Walczyła w tym momencie sama ze sobą, z jednej strony pragnąc całym sercem poddać się jego dotykowi, oszałamiającemu ciepłu i znajomemu zapachowi. Z drugiej, chciała ciskać gromy na jego głowę. Za to że nic jej nie powiedział. Za to że ryzykował. Że się tak zapędził. Nie ważne, że nie znała całej historii. Była wściekła na niego, że się tak naraził. Jej oczy wciąż pełne były łez, te które starł Herbert zaraz zastępowane były nowymi. - Masz zapamiętać swoje własne słowa. Tę obietnicę. - zaczęła szeptem patrząc mu prosto w oczy. Mógł wracać z bliznami, nawet bez kończyn, poparzony czy z odmrożeniami. - Jeśli... jeśli kiedyś do mnie nie wrócisz... - kontynuowała, tym razem z większą siłą i pewnością w głosie. Musiał wrócić. Zawsze. Bo ona będzie czekać. I chciała by wiedział, że była w tym momencie śmiertelnie poważna. Odejście Herberta oznaczałoby także koniec jej życia. Jej ducha. Nie była w stanie znieść już więcej strat. Chciała mieć pewność, że zdawał sobie z tego sprawę. Ta cała sprawa z byciem kotwicą, bezpieczną przystanią, ostoją dla drugiej osoby? To działało w obie strony. - Nigdy ci tego nie wybaczę.
Już nie próbowała uciekać, zaprzestała także okładania go pięściami. Nie była pewna, czy kiedykolwiek przedstawiała sobą równie żałosny obrazek - zapłakana i zasmarkana, a także lekko zgarbiona, jakby ciężar wiedzy o jego stanie przygniótł ją nieco ku ziemi. Jej spojrzenie złagodniało jednak - wściekłość zniknęła, zastąpiona przez tęsknotę i potrzebę bliskości. Bo przecież najważniejsze było to, że istotnie, powrócił. Żył. Udało mu się. Nieważne były blizny, które miał nosić od tego dnia na skórze. Stał tuż przed nią, mogła wziąć go w ramiona i pocałować. Tak też z resztą zrobiła, niwelując ten minimalny dystans na który się wcześniej odsunęła. Ujęła go za szyję, wyciągając się nieco i sięgając jego ust, by odpowiedzieć mu taką samą pasją, jaką on wcześniej ją obdarzył. Żył i był cały. Może nie zdrów, ale cały. Mogła go dotknąć, mogła go poczuć.
To był najszczęśliwszy dzień jej życia.
Już nie próbowała uciekać, zaprzestała także okładania go pięściami. Nie była pewna, czy kiedykolwiek przedstawiała sobą równie żałosny obrazek - zapłakana i zasmarkana, a także lekko zgarbiona, jakby ciężar wiedzy o jego stanie przygniótł ją nieco ku ziemi. Jej spojrzenie złagodniało jednak - wściekłość zniknęła, zastąpiona przez tęsknotę i potrzebę bliskości. Bo przecież najważniejsze było to, że istotnie, powrócił. Żył. Udało mu się. Nieważne były blizny, które miał nosić od tego dnia na skórze. Stał tuż przed nią, mogła wziąć go w ramiona i pocałować. Tak też z resztą zrobiła, niwelując ten minimalny dystans na który się wcześniej odsunęła. Ujęła go za szyję, wyciągając się nieco i sięgając jego ust, by odpowiedzieć mu taką samą pasją, jaką on wcześniej ją obdarzył. Żył i był cały. Może nie zdrów, ale cały. Mogła go dotknąć, mogła go poczuć.
To był najszczęśliwszy dzień jej życia.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Ucieczka krokiem w tył, ale nie miał zamiaru pozwolić jej uciec. Zniknąć by powrócić znów za parę dni. Nie tym razem. Choć nie mógł zabronić jej złości, którą właśnie wyrażała uderzając w męską pierś pięściami. Skrzywił się kiedy cios trafił w zabandażowaną część, ale nic nie odparł, a jedynie zaciskając szczękę przyjmował kolejne razy, na które przecież zasłużył. A te z każdą chwilą słabły tak jak słabła złość zastępowana poczuciem bezsilności.
Orzechowe oczy wypełnione łzami miałby do tego momentu przypomnieniem, że złożył obietnicę, które nie mógł nigdy złamać.
Prosił aby z nim była, aby związała niepewną przyszłość, a tym samym nie mógł dopuścić aby w jej sercu pojawił się ból, którego nie będzie mógł ukoić. Uśmiechnął się nieznacznie gładząc kciukiem miękką skórę policzka. Kiwnął głową.
-Obiecuję. - Powiedział stanowczo i pewnie, a na przypieczętowanie złożonych słów ujął ponownie jej usta swoimi wargami. Przyjął z ulgą kiedy wyszła mu naprzeciw i oddała pełne pasji pocałunki tym samym pozwalając aby zamknął ją w swoich objęciach. Była tu, mógł poczuć jej zapach, ciepło bijące od drobnego ciała, a to sprawiało, że stawał się coraz bardziej zachłanny zatracając się w uczuciu jakie właśnie wzięło go we władanie. Tak blisko, że chciał na zatrzymać tę chwilę na zawsze w swoich dłoniach, aby trwała wiecznie. Nie liczył się teraz świat zewnętrzny ani targana wojną Anglia, nie liczyło się absolutnie nic poza jej obecnością w jego ramionach. Wstąpiły w niego nowe siły, krew w ciele zagotowała się niczym prawdziwy wrzątek, gdy na chwilę przerwał pocałunek aby złapać oddech.
Pochylił się i ignorując ból w mięśniach, które zbuntowały się na tak gwałtowny gest, wziął Florkę na ręce. W niebieskich oczach malowała się czysta pasja i determinacja, a kobieta w ramionach wydawała się niezwykle lekka i jeszcze bardziej krucha. Na powrót złączył ich usta w pełnym namiętności pocałunku by w tym samym czasie skierować swoje kroki ku schodom prowadzącym na wyższe piętro domu. Znając dokładnie rozkład pomieszczeń nie musiał patrzeć pod nogi by sprawnie się poruszać po przestrzeni domostwa.
Nogą otworzył drzwi do pokoju nadal trzymając kobietę w ramionach.
|zt x2
|Idziemy tutaj
Orzechowe oczy wypełnione łzami miałby do tego momentu przypomnieniem, że złożył obietnicę, które nie mógł nigdy złamać.
Prosił aby z nim była, aby związała niepewną przyszłość, a tym samym nie mógł dopuścić aby w jej sercu pojawił się ból, którego nie będzie mógł ukoić. Uśmiechnął się nieznacznie gładząc kciukiem miękką skórę policzka. Kiwnął głową.
-Obiecuję. - Powiedział stanowczo i pewnie, a na przypieczętowanie złożonych słów ujął ponownie jej usta swoimi wargami. Przyjął z ulgą kiedy wyszła mu naprzeciw i oddała pełne pasji pocałunki tym samym pozwalając aby zamknął ją w swoich objęciach. Była tu, mógł poczuć jej zapach, ciepło bijące od drobnego ciała, a to sprawiało, że stawał się coraz bardziej zachłanny zatracając się w uczuciu jakie właśnie wzięło go we władanie. Tak blisko, że chciał na zatrzymać tę chwilę na zawsze w swoich dłoniach, aby trwała wiecznie. Nie liczył się teraz świat zewnętrzny ani targana wojną Anglia, nie liczyło się absolutnie nic poza jej obecnością w jego ramionach. Wstąpiły w niego nowe siły, krew w ciele zagotowała się niczym prawdziwy wrzątek, gdy na chwilę przerwał pocałunek aby złapać oddech.
Pochylił się i ignorując ból w mięśniach, które zbuntowały się na tak gwałtowny gest, wziął Florkę na ręce. W niebieskich oczach malowała się czysta pasja i determinacja, a kobieta w ramionach wydawała się niezwykle lekka i jeszcze bardziej krucha. Na powrót złączył ich usta w pełnym namiętności pocałunku by w tym samym czasie skierować swoje kroki ku schodom prowadzącym na wyższe piętro domu. Znając dokładnie rozkład pomieszczeń nie musiał patrzeć pod nogi by sprawnie się poruszać po przestrzeni domostwa.
Nogą otworzył drzwi do pokoju nadal trzymając kobietę w ramionach.
|zt x2
|Idziemy tutaj
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Ostatnio zmieniony przez Herbert Grey dnia 13.11.22 18:17, w całości zmieniany 1 raz
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
|12.04.1958
Poranek przyszedł nieoczekiwanie, choć przecież to naturalna kolej rzeczy, że po nocy nastaje świt. Jednak nie chciał aby przybył zbyt wcześniej. Powietrze wciąż nosiło na sobie ślady pasji i namiętności, która przejęła nad nimi całkowicie kontrolę.
Nie otwierał oczu, choć już się obudził to chciał jeszcze chwilę trwać w ciemności nim całkowicie powita nowy dzień.
Odwrócił głowę by zobaczyć włosy Florki rozrzucone w nieładzie na poduszce obok. Uśmiechnął się delikatnie czując ich zapach, słysząc jej oddech. Czy spała? Czy może tak jak on trwała w niepewności poranka. Nowy dzień odzierał ich z bezwstydności tego co się stało. Przyspieszał na nowo bicie serca choć wywołane czymś zupełnie innym; niepokojem i strachem. Dlaczego zawsze nowy dzień sprawiał, że należało się z czymś zmierzyć? Poruszył się delikatnie, starał się ignorować ból z ran, które po nocnym szaleństwie dopominały się odpoczynku. Powoli podnosił się do półsiadu, a gdy niebieskie spojrzenie rozejrzało się po pokoju dostrzegło ubrania rozrzucone w nieładzie. Uśmiechnął się do własnych myśli i wspomnień, które wciąż były żywe. Czuł na skórze fantomowy dotyk kobiecych dłoni, a w uszach wciąż pobrzmiewał słodki śpiew spełnienia. Czuł przyjemną błogość, która rozlała się falą po ciele, wraz z czułością, gdy tylko wzrok padł na smukłą figurę rysującą się pod materiałem pościeli.
Starając się nie rozbudzać Florki i jednocześnie nie nadwyrężać mięśni, powoli wysunął się spod okrycia i opuścił stopy na podłogę. Skierował się do łazienki, w której miał zamiar wziąć szybką kąpiel.
Woda, spływając w dół, zmywała z niego resztki snu oraz pozwoliła zebrać myśli. Co teraz, Grey? - pytał sam siebie, choć odpowiedź przecież znał. W pokoju obok spała kobieta jego życia, kobieta, która zawładnęła jego sercem i myślą. Osoba, którą chciał widywać każdego ranka u swojego boku, w tym domu, w tym łóżku.
Dziękował za magię, która pozwalała na podgrzewanie wody. Pamiętał jak ojciec opowiadał, że w tracie II wojny brakowało wody w rurach, a co dopiero mówić o ciepłej. Magia pozwalała na wiele więc pomimo, że czasy nie były o wiele ciekawsze, to o ten aspekt nie musieli się martwić.
Wycierając włosy ręcznikiem zszedł do kuchni z zamiarem przygotowania śniadania.
Poranek przyszedł nieoczekiwanie, choć przecież to naturalna kolej rzeczy, że po nocy nastaje świt. Jednak nie chciał aby przybył zbyt wcześniej. Powietrze wciąż nosiło na sobie ślady pasji i namiętności, która przejęła nad nimi całkowicie kontrolę.
Nie otwierał oczu, choć już się obudził to chciał jeszcze chwilę trwać w ciemności nim całkowicie powita nowy dzień.
Odwrócił głowę by zobaczyć włosy Florki rozrzucone w nieładzie na poduszce obok. Uśmiechnął się delikatnie czując ich zapach, słysząc jej oddech. Czy spała? Czy może tak jak on trwała w niepewności poranka. Nowy dzień odzierał ich z bezwstydności tego co się stało. Przyspieszał na nowo bicie serca choć wywołane czymś zupełnie innym; niepokojem i strachem. Dlaczego zawsze nowy dzień sprawiał, że należało się z czymś zmierzyć? Poruszył się delikatnie, starał się ignorować ból z ran, które po nocnym szaleństwie dopominały się odpoczynku. Powoli podnosił się do półsiadu, a gdy niebieskie spojrzenie rozejrzało się po pokoju dostrzegło ubrania rozrzucone w nieładzie. Uśmiechnął się do własnych myśli i wspomnień, które wciąż były żywe. Czuł na skórze fantomowy dotyk kobiecych dłoni, a w uszach wciąż pobrzmiewał słodki śpiew spełnienia. Czuł przyjemną błogość, która rozlała się falą po ciele, wraz z czułością, gdy tylko wzrok padł na smukłą figurę rysującą się pod materiałem pościeli.
Starając się nie rozbudzać Florki i jednocześnie nie nadwyrężać mięśni, powoli wysunął się spod okrycia i opuścił stopy na podłogę. Skierował się do łazienki, w której miał zamiar wziąć szybką kąpiel.
Woda, spływając w dół, zmywała z niego resztki snu oraz pozwoliła zebrać myśli. Co teraz, Grey? - pytał sam siebie, choć odpowiedź przecież znał. W pokoju obok spała kobieta jego życia, kobieta, która zawładnęła jego sercem i myślą. Osoba, którą chciał widywać każdego ranka u swojego boku, w tym domu, w tym łóżku.
Dziękował za magię, która pozwalała na podgrzewanie wody. Pamiętał jak ojciec opowiadał, że w tracie II wojny brakowało wody w rurach, a co dopiero mówić o ciepłej. Magia pozwalała na wiele więc pomimo, że czasy nie były o wiele ciekawsze, to o ten aspekt nie musieli się martwić.
Wycierając włosy ręcznikiem zszedł do kuchni z zamiarem przygotowania śniadania.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Noc przyniosła ze sobą wszystko to, co najlepsze - ciepło, poczucie bezpieczeństwa, odpoczynek, ukojenie zarówno dla umęczonego, umartwionego umysłu oraz wyczerpanego ciała. Trzeba przyznać, że Florence od dawna nie spała tak dobrze. Mogła to być zasługa wielu rzeczy - może to łóżko, o niebo wygodniejsze niż to, na którym kuliła się każdej nocy w chatynce w Oazie? Może fakt, że nic nie niepokoiło jej snu, nikt nie kręcił się po domu i nie hałasował, co też zwykle musiała znosić na co dzień? A może przeważał jednak fakt, że zasnęła w ramionach kogoś tak bliskiego swojemu sercu, otoczona jego zapachem oraz ciepłem, poczuciem bezpieczeństwa i spokoju? Prawdopodobnie wszystko to miało wpływ - ale to osoba Herberta była tu jednak najważniejsza.
Wyczerpanie, które właściwie permanentnie odczuwała na co dzień, a którego nawet nie była do tej pory świadoma, sprawiło że Florence przespała moment pobudki mężczyzny. Spała wciąż mocno, nawet gdy on opuścił pokój, pragnąc się odświeżyć po aktywnym wieczorze. Ocknęła się jednak jakieś pół godziny później. W pierwszej chwili poczuła ostre, acz bardzo krótkie uczucie paniki. Nie od razu rozpoznała pokój, w którym się znajdowała. Wczoraj w końcu przekroczyła jego próg po raz pierwszy, poza tym światło dnia znikało wtedy za horyzontem. Dziś pomieszczenie wyglądało inaczej, ale unoszący się w powietrzu zapach momentalnie ją uspokoił. Spokój jednak ten także nie potrwał długo, bo Florence nie byłaby sobą, gdyby nie spłonęła czerwienią na wspomnienie tego, co działo się ostatniej nocy. Rumieniec ten pogłębił się jeszcze, gdy zdała sobie sprawę z tego, że spała całą noc nago. Obok Herberta. Miała już swoje lata, a mimo wszystko myśli te nadal wywoływały w niej zawstydzenie. Jej serce napełnione było jednak szczęściem. Takim, jakiego dawno nie czuła.
Pozwoliła sobie na jeszcze chwilę kontemplacji, chłonąc każdym ze swoich zmysłów pomieszczenie w którym się znajdowała. Wciągała ziołowy zapach głęboko w płuca, rozglądała się po drobiazgach, które tak bardzo oddawały charakter samego Herberta, Herberta-podróżnika, Herberta-zielarza, Herberta-zawadiaki. Pozwoliło jej to także nieco owlec w czasie moment, kiedy temu samemu Herbertowi będzie musiała spojrzeć w oczy. Wstydziła się. Na Merlina, dlaczego musiała czuć się i zachowywać tak irracjonalnie?
Mimo faktu, że całe jej ciało niemal lepiło się od potu po wczorajszych uniesieniach, Florence pospiesznie ubrała się w porzucone na ziemi ubranie. Musiała uspokoić swoje myśli i uczucia, a osoba Greya zdecydowanie jej tego nie ułatwiała - chciała więc wymknąć się po cichu. Nie było jej to jednak dane, bo choć starała się schodzić po schodach cicho jak mysz, jedna z desek skrzypnęła niezwykle głośno, co niewątpliwie zwróciło uwagę mężczyzny krzątającego się właśnie po kuchni. I tyle by było z jej cichej ucieczki.
Wyczerpanie, które właściwie permanentnie odczuwała na co dzień, a którego nawet nie była do tej pory świadoma, sprawiło że Florence przespała moment pobudki mężczyzny. Spała wciąż mocno, nawet gdy on opuścił pokój, pragnąc się odświeżyć po aktywnym wieczorze. Ocknęła się jednak jakieś pół godziny później. W pierwszej chwili poczuła ostre, acz bardzo krótkie uczucie paniki. Nie od razu rozpoznała pokój, w którym się znajdowała. Wczoraj w końcu przekroczyła jego próg po raz pierwszy, poza tym światło dnia znikało wtedy za horyzontem. Dziś pomieszczenie wyglądało inaczej, ale unoszący się w powietrzu zapach momentalnie ją uspokoił. Spokój jednak ten także nie potrwał długo, bo Florence nie byłaby sobą, gdyby nie spłonęła czerwienią na wspomnienie tego, co działo się ostatniej nocy. Rumieniec ten pogłębił się jeszcze, gdy zdała sobie sprawę z tego, że spała całą noc nago. Obok Herberta. Miała już swoje lata, a mimo wszystko myśli te nadal wywoływały w niej zawstydzenie. Jej serce napełnione było jednak szczęściem. Takim, jakiego dawno nie czuła.
Pozwoliła sobie na jeszcze chwilę kontemplacji, chłonąc każdym ze swoich zmysłów pomieszczenie w którym się znajdowała. Wciągała ziołowy zapach głęboko w płuca, rozglądała się po drobiazgach, które tak bardzo oddawały charakter samego Herberta, Herberta-podróżnika, Herberta-zielarza, Herberta-zawadiaki. Pozwoliło jej to także nieco owlec w czasie moment, kiedy temu samemu Herbertowi będzie musiała spojrzeć w oczy. Wstydziła się. Na Merlina, dlaczego musiała czuć się i zachowywać tak irracjonalnie?
Mimo faktu, że całe jej ciało niemal lepiło się od potu po wczorajszych uniesieniach, Florence pospiesznie ubrała się w porzucone na ziemi ubranie. Musiała uspokoić swoje myśli i uczucia, a osoba Greya zdecydowanie jej tego nie ułatwiała - chciała więc wymknąć się po cichu. Nie było jej to jednak dane, bo choć starała się schodzić po schodach cicho jak mysz, jedna z desek skrzypnęła niezwykle głośno, co niewątpliwie zwróciło uwagę mężczyzny krzątającego się właśnie po kuchni. I tyle by było z jej cichej ucieczki.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Dopisywał mu szampański humor. Ciepła woda rozgrzała obolałe mięśnie oraz pozwoliła zebrać myśli. Wiedział, który stopień skrzypi więc sprawnie go przeskoczył; nie chciał jej budzić. Miała skorzystać ze snu tyle ile potrzebowała, a on w tym czasie krzątał się w kuchni niczym zawodowy szef. Bochenek chleba pokroił na kromki i zabrał się za jego opiekanie by zrobić tosty. Nie miał masła, ale był miód oraz zapiekana dynia z przyprawami jakie jeszcze posiadał. Nie było tego dużo, ale chociaż tyle mógł zrobić.
Kiedy nastawiał czajnik na napar usłyszał charakterystyczne skrzypienie, które od razu go zaalarmowało. Zaśmiał się cicho i zarzucając ścierkę przez ramię wychylił się zza węgła.
-Ktoś chciał wyjść bez pożegnania? - Zapytał z zaczepną nutą w głosie opierając się niedbale o ścianę. Spojrzał na Florkę, która zdawała się być zmieszana i skrępowana co od razu wyczuł. Zreflektował się natychmiast i podszedł do niej ujmująć delikatnie kobiece dłonie. -Dzień dobry. - Powiedział i złożył pocałunek na jej czole. -Może śniadanie? - Nim znów uciekniesz. Wskazał jej kuchnię skąd dochodził cichy gwizd czajnika na kuchence. Szybko go zdjął i zaraz postawił kubek obok podpieczonego chleba, słoika z miodem oraz ciepłej, pieczonej dyni na płaskim talerzu. -Czym chata bogata. - Zachęcił, aby usiadła i swobodnie się częstowała tym co było. Nie przyszło mu na myśl, że mogła się czuć skrępowana czy źle, ale przecież to co zdarzyło się w nocy przyszło tak nagle, a jednak tak naturalnie. Teraz pozostał jednak czujny i bardziej uważny. Nie chciał aby czuła się źle czy skrępowała w jego obecności. Zauważył dopiero teraz, że ubrała się w pośpiechu i była spięta. Usiadł obok, ale dając jej jednocześnie przestrzeń i swobodę, nie miała czuć się osaczona. Sam sięgnął po kromkę i miód, bijąc się z myślami czy dobrze zrobił, czy może powinien dać jej uciec? Ale nie chciał aby chowała się przed nim czym mysz, ponieważ nie miała powodów do tego, aby go unikać.
Kiedy nastawiał czajnik na napar usłyszał charakterystyczne skrzypienie, które od razu go zaalarmowało. Zaśmiał się cicho i zarzucając ścierkę przez ramię wychylił się zza węgła.
-Ktoś chciał wyjść bez pożegnania? - Zapytał z zaczepną nutą w głosie opierając się niedbale o ścianę. Spojrzał na Florkę, która zdawała się być zmieszana i skrępowana co od razu wyczuł. Zreflektował się natychmiast i podszedł do niej ujmująć delikatnie kobiece dłonie. -Dzień dobry. - Powiedział i złożył pocałunek na jej czole. -Może śniadanie? - Nim znów uciekniesz. Wskazał jej kuchnię skąd dochodził cichy gwizd czajnika na kuchence. Szybko go zdjął i zaraz postawił kubek obok podpieczonego chleba, słoika z miodem oraz ciepłej, pieczonej dyni na płaskim talerzu. -Czym chata bogata. - Zachęcił, aby usiadła i swobodnie się częstowała tym co było. Nie przyszło mu na myśl, że mogła się czuć skrępowana czy źle, ale przecież to co zdarzyło się w nocy przyszło tak nagle, a jednak tak naturalnie. Teraz pozostał jednak czujny i bardziej uważny. Nie chciał aby czuła się źle czy skrępowała w jego obecności. Zauważył dopiero teraz, że ubrała się w pośpiechu i była spięta. Usiadł obok, ale dając jej jednocześnie przestrzeń i swobodę, nie miała czuć się osaczona. Sam sięgnął po kromkę i miód, bijąc się z myślami czy dobrze zrobił, czy może powinien dać jej uciec? Ale nie chciał aby chowała się przed nim czym mysz, ponieważ nie miała powodów do tego, aby go unikać.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Nie potrafiła znaleźć racjonalnej odpowiedzi na to, dlaczego czuła się tak skrępowana. Przecież wszystko było w jak najlepszym porządku. Trudno jej było wyobrazić sobie lepszego faceta, bardziej czułego, czujnego, ale jednocześnie cierpliwego. Znosił wszystkie jej ucieczki, jej wahanie, nieustannie zapraszał ją do zamieszkania razem z nim - a i ona czuła, że jej serce się do niego rwie. Była jednak w jej umyśle jakaś blokada, coś do sprawiało że wciąż chociaż częściowo trzymała gardę. Kiedy jej spojrzenie zetknęło się ze wzrokiem Herberta, zamarła na moment, niczym sarna złapana w światła reflektorów. Gdy ujął jej dłonie, ścisnęła je mocno, choć krótko i przymknęła oczy czując pocałunek na czole. Poczuła zawód samą sobą, gdy zobaczyła, że mężczyzna niemal od razu poważnieje, chociaż wcześniej miał taki dobry humor. Bo to przecież była jej wina. Natychmiast stał się czujny, bo istotnie, próbowała uciec bez pożegnania.
- Dzień dobry - wymamrotała cicho i spróbowała się uśmiechnąć, choć nie była pewna, czy jej to wyszło. Uciekła także wzrokiem, wbijając go w podłogę. Czuła się tak potwornie głupio, bo podejrzewała, jakie myśli mogły krążyć w głowie samego Herberta. Może się bał, że ją wczoraj jakoś skrzywdził. Albo że ją zmusił. W końcu on zawsze stawiał jej komfort na pierwszym miejscu. Bardzo chciała mu jakoś przekazać, że nie zrobił nic złego, ale nie była pewna czy będzie potrafiła. Chyba słowa średnio się tu sprawdzą.
Mimo iż mężczyzna ledwie przed chwilą usiadł, Florence gestem poprosiła go by znów wstał - a gdy to zrobił, bez słowa wtuliła się w jego pierś (uważając na rany!), zamykając przy tym oczy. - Dzień dobry - powtórzyła, tym razem głośniej i pewniej. Rozluźniła się także zdecydowanie, chłonąc jego ciepło i zapach mydła unoszący się na skórze. - Dziękuję. I przepraszam że cię... - tu potrzebowała chwili by znaleźć właściwe słowo - wystraszyłam. - chwilowo łatwiej było jej rozmawiać właśnie w taki sposób - wtulając się w niego, ale też nie patrząc mu w oczy. Absolutnie nie żałowała tego, co zrobili poprzedniej nocy. Po prostu... musiała poukładać sobie to wszystko w głowie.
- Dzień dobry - wymamrotała cicho i spróbowała się uśmiechnąć, choć nie była pewna, czy jej to wyszło. Uciekła także wzrokiem, wbijając go w podłogę. Czuła się tak potwornie głupio, bo podejrzewała, jakie myśli mogły krążyć w głowie samego Herberta. Może się bał, że ją wczoraj jakoś skrzywdził. Albo że ją zmusił. W końcu on zawsze stawiał jej komfort na pierwszym miejscu. Bardzo chciała mu jakoś przekazać, że nie zrobił nic złego, ale nie była pewna czy będzie potrafiła. Chyba słowa średnio się tu sprawdzą.
Mimo iż mężczyzna ledwie przed chwilą usiadł, Florence gestem poprosiła go by znów wstał - a gdy to zrobił, bez słowa wtuliła się w jego pierś (uważając na rany!), zamykając przy tym oczy. - Dzień dobry - powtórzyła, tym razem głośniej i pewniej. Rozluźniła się także zdecydowanie, chłonąc jego ciepło i zapach mydła unoszący się na skórze. - Dziękuję. I przepraszam że cię... - tu potrzebowała chwili by znaleźć właściwe słowo - wystraszyłam. - chwilowo łatwiej było jej rozmawiać właśnie w taki sposób - wtulając się w niego, ale też nie patrząc mu w oczy. Absolutnie nie żałowała tego, co zrobili poprzedniej nocy. Po prostu... musiała poukładać sobie to wszystko w głowie.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Nie powinien dziwić się skrępowaniu jakie towarzyszyło czarownicy, ale z drugiej strony - nie miała powodów ku temu. Chciał pokazać, że nie musi uciekać wzrokiem, czuć się niepewnie w jego towarzystwie. Poprzedniego dnia dali się porwać pasji, pozwolili aby namiętność wzięła we władanie ich umysły oraz ciała. Działali pod wpływem chwili i emocji, nie żałował ani jednej sekundy spędzonej na trzymaniu jej w ramionach, spijaniu szaleństwa z drżących ust. Czy ją zranił? Czy jego własna zachłanność zadała jej ból? Myśl ta pojawiła się nagle i sprawiła, że przyjrzał się jej czujnie. Czy się go teraz bała?
Ledwo usiadł, a już ruch dłoni zmusił go wstania, co uczynił od razu. Kruche ramiona objęły go, a twarz wtuliła w męską pierś. Uśmiechnął się szerzej otulając ją swoimi dłońmi; policzek oparł na miękkich włosach.
-Dzień dobry - odpowiedział rozumiejąc już, że nie potrafiła spojrzeć na niego bez rumienienia się, bez przypominania sobie wspomnień z nocy. -Nie przepraszaj. Nie masz za co. - Ucałował czubek jej głowy ciesząc się bliskością jaką właśnie dzielili. Było w tym coś bardzo intymnego, związało ich uczucie. -Zawsze jest tu dla ciebie miejsce. Nie musisz się wymykać. - Dodał jeszcze, trochę rozbawiony całą sytuacją. Z jednej strony wiedział z czego wynikać może jej zachowanie, ale z drugiej było w tym coś ujmującego i uroczego. -Greengrove może stać się twoim domem, pamiętaj o tym. - Bardzo chciał, aby została już na stałe. Czy wspólna noc może ją przekonać do tego, że to właśnie tu jest jej miejsce? Pogładził kobiece włosy i delikatnie odsunął ją od siebie. - A teraz czas na śniadanie. Nie wypuszczę cię, póki porządnie nie zjesz. - Brzmiał jak własna matka, która gdy był dzieckiem, stała nad nim i czekała aż zje swoją porcję nim pozwoliła mu dokazywać na zewnątrz. Tym bardziej jak mieli z ojcem iść do lasu i naprawiać paśniki. Teraz to on miał zatroszczyć się o Florkę i jej pełny brzuch. Jeżeli miała wrócić do Oazy to tylko wtedy kiedy będzie najedzona i wyspana. Wydawało się, że pierwszy raz, od bardzo dawna, mogła spokojnie poleżeć.
Ledwo usiadł, a już ruch dłoni zmusił go wstania, co uczynił od razu. Kruche ramiona objęły go, a twarz wtuliła w męską pierś. Uśmiechnął się szerzej otulając ją swoimi dłońmi; policzek oparł na miękkich włosach.
-Dzień dobry - odpowiedział rozumiejąc już, że nie potrafiła spojrzeć na niego bez rumienienia się, bez przypominania sobie wspomnień z nocy. -Nie przepraszaj. Nie masz za co. - Ucałował czubek jej głowy ciesząc się bliskością jaką właśnie dzielili. Było w tym coś bardzo intymnego, związało ich uczucie. -Zawsze jest tu dla ciebie miejsce. Nie musisz się wymykać. - Dodał jeszcze, trochę rozbawiony całą sytuacją. Z jednej strony wiedział z czego wynikać może jej zachowanie, ale z drugiej było w tym coś ujmującego i uroczego. -Greengrove może stać się twoim domem, pamiętaj o tym. - Bardzo chciał, aby została już na stałe. Czy wspólna noc może ją przekonać do tego, że to właśnie tu jest jej miejsce? Pogładził kobiece włosy i delikatnie odsunął ją od siebie. - A teraz czas na śniadanie. Nie wypuszczę cię, póki porządnie nie zjesz. - Brzmiał jak własna matka, która gdy był dzieckiem, stała nad nim i czekała aż zje swoją porcję nim pozwoliła mu dokazywać na zewnątrz. Tym bardziej jak mieli z ojcem iść do lasu i naprawiać paśniki. Teraz to on miał zatroszczyć się o Florkę i jej pełny brzuch. Jeżeli miała wrócić do Oazy to tylko wtedy kiedy będzie najedzona i wyspana. Wydawało się, że pierwszy raz, od bardzo dawna, mogła spokojnie poleżeć.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Spoglądając na ludzi którzy mimo wszystkich nieszczęść, nadal próbowali traktować Oazę jako schronienie, Florence zastanawiała się jakim sposobem to właśnie ją spotkało takie szczęście. Ona miała dokąd odejść - nawet jeśli tego nie robiła, wciąż miała taką możliwość. Czym sobie zasłużyła na taki uśmiech losu, podczas gdy innych wciąż dotykały tragedie? Irracjonalnie bała się w pełni sięgnąć po tę okazję, którą miała przecież przed nosem. Przez ten lęk cierpiał jednak także Herbert. Zamieszkanie na Greengrove Farm rozwiązałoby tak wiele jej problemów - przynajmniej tych fizycznych. Porządny dach nad głową, ciepło, lepsza strawa. Wciąż pozostawały jednak kwestie emocjonalne i psychiczne, a te... po prostu wymagały czasu.
Nie była w stanie wyrazić słowami jak bardzo podziwiała Herberta - a także jego cierpliwość. Zawodziła go, nawet jeśli on tak nie myślał. Każdą jej odmowę znosił bez słowa, nie skarżył się. Zamiast tego za jakiś czas ponawiał swoje zaproszenie - tak jak zrobił to teraz. Aż na krótki moment zawilgotniały jej oczy, ale gdy mężczyzna delikatnie ją od siebie odsunął, udało jej się jakoś doprowadzić do porządku. Tylko te głębokie rumieńce zostały. Była coraz bliżej ładu w kwestii swoich emocji. Wspomnienia poprzedniej nocy początkowo wzburzą ten względny spokój - co z resztą było widać po jej początkowej chęci ucieczki bez słowa - ale potem będą istotnym, wspierającym go elementem.
Miała ochotę przeprosić go znowu, ale wstrzymała się. Zamiast tego obiecała sobie, że kiedyś wynagrodzi mu tę mordęgę, którą musiał przez nią przechodzić. Była mu przede wszystkim nieziemsko wdzięczna. Z inną kobietą pewnie nie miałby takich przebojów.
- Dobrze... mamo - pozwoliła sobie zażartować, także dostrzegając jego te niemal matczyne zapędy. Już nie zamierzała uciekać, wyjście bez zjedzenia choć jednej kromki byłoby w tym momencie obrazą dla jego osoby. - Dziękuję ci, Herbert - mogła go nie przepraszać, skoro nie chciał, ale zamierzała mu cały czas dziękować. I nie były to puste słowa. Nadal z rumieńcami na twarzy wspięła się na palce, by pocałować go delikatnie w policzek - a zaraz potem zasiadła do skromnego, ale jakże wspaniałego śniadanie, które im przygotował.
Nie była w stanie wyrazić słowami jak bardzo podziwiała Herberta - a także jego cierpliwość. Zawodziła go, nawet jeśli on tak nie myślał. Każdą jej odmowę znosił bez słowa, nie skarżył się. Zamiast tego za jakiś czas ponawiał swoje zaproszenie - tak jak zrobił to teraz. Aż na krótki moment zawilgotniały jej oczy, ale gdy mężczyzna delikatnie ją od siebie odsunął, udało jej się jakoś doprowadzić do porządku. Tylko te głębokie rumieńce zostały. Była coraz bliżej ładu w kwestii swoich emocji. Wspomnienia poprzedniej nocy początkowo wzburzą ten względny spokój - co z resztą było widać po jej początkowej chęci ucieczki bez słowa - ale potem będą istotnym, wspierającym go elementem.
Miała ochotę przeprosić go znowu, ale wstrzymała się. Zamiast tego obiecała sobie, że kiedyś wynagrodzi mu tę mordęgę, którą musiał przez nią przechodzić. Była mu przede wszystkim nieziemsko wdzięczna. Z inną kobietą pewnie nie miałby takich przebojów.
- Dobrze... mamo - pozwoliła sobie zażartować, także dostrzegając jego te niemal matczyne zapędy. Już nie zamierzała uciekać, wyjście bez zjedzenia choć jednej kromki byłoby w tym momencie obrazą dla jego osoby. - Dziękuję ci, Herbert - mogła go nie przepraszać, skoro nie chciał, ale zamierzała mu cały czas dziękować. I nie były to puste słowa. Nadal z rumieńcami na twarzy wspięła się na palce, by pocałować go delikatnie w policzek - a zaraz potem zasiadła do skromnego, ale jakże wspaniałego śniadanie, które im przygotował.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Kiedyś chciał zrozumieć zawiłe koleje losu, ale zawsze gdy zaczynał i droga zdawała się być prosta nagły zakręt wybijał go z rytmu i tym samym przestawał rozumieć to co udało mu się wypracować. Pewien szaman powiedział kiedyś, że za bardzo skupia się je drobnych rzeczach, zbyt jest skrupulatny i przez to nie widzi całości obrazu. Świat składa się z tych drobnych rzeczy, ale nie dostrzeże się całości jego piękna, oglądając elementy z bliska. Wtedy nie rozumiał, a teraz, w tej właśnie chwili pojął co szaman chciał mu przekazać. Miał przed sobą świat, który chciał widywać każdego dnia, ale świat ten jeszcze nie był gotów. Grey, choć należał do ludzi czynu, tak teraz zdawał sobie sprawę, że pochopne działania nie są wskazane, a jedynie mogą mu zaszkodzić.
-Jestem nieodrodnym synem, Hattie. Tylko bardziej niesfornym. - Zaśmiał się z samego siebie, wiedząc, że brzmiał jak zaborcza matka. Florka musiała w końcu opuścić Greengrove farm, nie mógł jej trzymać tu wbrew jej woli, a skoro tak, to chociaż mógł zatroszczyć się o jej dobre samopoczucie. Na tyle na ile potrafił. Wspomnienia wspólnej nocy, będzie zaś pielęgnował w pamięci, bo kto wie czy w najbliższym czasie pozwolą sobie na takie zrywy serca. Słuchanie własnych pragnień, nie zaś rozsądku. Wyciągnął dłoń, by założyć zbłąkany kosmyk za kobiece ucho. Miała w sobie tyle delikatności i ciepła, zmieszanego z nieśmiałością i poczuciem obowiązku, że nie potrafił się powstrzymać. Prostota i spokój tego poranka zaś był tak bardzo odmienny od horroru wojny, jaka wciąż trwała, że było to aż niewłaściwe tak się nim cieszyć. Mimo to nie miał zamiaru ulegać samobiczowaniu, wyrzucaniu sobie, że cieszy się tą chwilą. Życie było zbyt kruche, aby pozwolić sobie na ciągłe zwątpienia. -Nie ma za co. - Odparł ciepło, lekko zachrypniętym głosem. Odchrząknął naprędce i sięgnął po kubek z naparem. Nie zważając na to, że napój wciąż był bardzo gorący, upił solidny łyk. Jej zapach, bliskość sprawiała, że znów miał ochotę porwać Florkę w ramiona i pokryć całą twarz głodnymi pocałunkami.
-Jestem nieodrodnym synem, Hattie. Tylko bardziej niesfornym. - Zaśmiał się z samego siebie, wiedząc, że brzmiał jak zaborcza matka. Florka musiała w końcu opuścić Greengrove farm, nie mógł jej trzymać tu wbrew jej woli, a skoro tak, to chociaż mógł zatroszczyć się o jej dobre samopoczucie. Na tyle na ile potrafił. Wspomnienia wspólnej nocy, będzie zaś pielęgnował w pamięci, bo kto wie czy w najbliższym czasie pozwolą sobie na takie zrywy serca. Słuchanie własnych pragnień, nie zaś rozsądku. Wyciągnął dłoń, by założyć zbłąkany kosmyk za kobiece ucho. Miała w sobie tyle delikatności i ciepła, zmieszanego z nieśmiałością i poczuciem obowiązku, że nie potrafił się powstrzymać. Prostota i spokój tego poranka zaś był tak bardzo odmienny od horroru wojny, jaka wciąż trwała, że było to aż niewłaściwe tak się nim cieszyć. Mimo to nie miał zamiaru ulegać samobiczowaniu, wyrzucaniu sobie, że cieszy się tą chwilą. Życie było zbyt kruche, aby pozwolić sobie na ciągłe zwątpienia. -Nie ma za co. - Odparł ciepło, lekko zachrypniętym głosem. Odchrząknął naprędce i sięgnął po kubek z naparem. Nie zważając na to, że napój wciąż był bardzo gorący, upił solidny łyk. Jej zapach, bliskość sprawiała, że znów miał ochotę porwać Florkę w ramiona i pokryć całą twarz głodnymi pocałunkami.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
- Pyszne - Florence aż przymknęła oczy, biorąc kolejny kęs kromki. Połączenie smaków, chociaż nietypowe, okazało się bardzo trafione. Kobieta, jako osoba która tak często sama eksperymentowała w kuchni - a od pewnego czasu, z powodu braku podstawowych składników, była do tego często wręcz zmuszona - zdecydowanie potrafiła docenić to, co wyczarował im Herbert. Nie zjadła jednak wiele - nie dość, że nie chciała wyjadać mu i tak skąpych zapasów, to zwyczajnie nie była w stanie więcej zmieścić. Żołądek miała mocno skurczony. Grey osiągnął jednak zdecydowanie to, na czym mu najbardziej zależało. Florence była wypoczęta jak nigdy, a także najedzona. Ciepła herbata grzała jej ciało, a wspomnienia o zeszłej nocy - serce.
- Chodźmy na spacer - zaproponowała nagle. Nie, wciąż nie była gotowa aby wprost porozmawiać z nim o swoich uczuciowych zawiłościach, teraz absolutnie nie chciała jednak także uciekać. Jeśli więc nie miał zaplanowanej pracy tego dnia, chciałaby spędzić z nim nieco więcej czasu - po prostu przejść się łąką, posłuchać ptaków świergoczących coraz głośniej wśród koron drzew, popodziwiać przyrodę która coraz bardziej się zieleniła. Porozmawiać o bzdurach, albo nawet potrwać w ciszy - ale ciszy łagodnej, pełnej nadziei, radosnej. Pozwoliłoby to jej na przemyślenie swoich uczuć - bo nie oszukujmy się, kiedy Florence wróci do Oazy najprawdopodobniej w pierwszej kolejności rzuci się do pracy, a wtedy nie będzie miała zupełnie czasu na rozmowę ze samą sobą. Chciała też jakoś zatrzeć to z pewnością przykre wspomnienie o próbie jej ucieczki bez słowa, bo to było z jej strony zwyczajnie nie w porządku.
- Pokażesz mi najładniejsze miejsca w okolicy - dodała jeszcze, mając nadzieję, że Herbert da się skusić. Onieśmielenie minęło na tyle, że mogła teraz już zdecydowanie pewniej na niego spoglądać - a nawet wyciągnąć rękę przez stół, żeby dotknąć jego dłoni.
Ona także dość często gubiła się w swoim skupieniu na detalach, nie dostrzegając całego obrazka. Koncentrowała się na sprawach, czasami nie widząc, że inni chcą pomóc - bo za bardzo przywykła do tego, że wszystkie problemy musi rozwiązywać sama. Czasem kończyło się to nawet tak, że tworzyła kłopoty tam, gdzie ich zwyczajnie nie było. Powoli jednak przerywała to błędne koło - i za to także mogła być wdzięczna Herbertowi. Była na drodze ku lepszemu miejscu - zarówno psychicznie, uczuciowo, a w końcu za jakiś czas i fizycznie.
- Chodźmy na spacer - zaproponowała nagle. Nie, wciąż nie była gotowa aby wprost porozmawiać z nim o swoich uczuciowych zawiłościach, teraz absolutnie nie chciała jednak także uciekać. Jeśli więc nie miał zaplanowanej pracy tego dnia, chciałaby spędzić z nim nieco więcej czasu - po prostu przejść się łąką, posłuchać ptaków świergoczących coraz głośniej wśród koron drzew, popodziwiać przyrodę która coraz bardziej się zieleniła. Porozmawiać o bzdurach, albo nawet potrwać w ciszy - ale ciszy łagodnej, pełnej nadziei, radosnej. Pozwoliłoby to jej na przemyślenie swoich uczuć - bo nie oszukujmy się, kiedy Florence wróci do Oazy najprawdopodobniej w pierwszej kolejności rzuci się do pracy, a wtedy nie będzie miała zupełnie czasu na rozmowę ze samą sobą. Chciała też jakoś zatrzeć to z pewnością przykre wspomnienie o próbie jej ucieczki bez słowa, bo to było z jej strony zwyczajnie nie w porządku.
- Pokażesz mi najładniejsze miejsca w okolicy - dodała jeszcze, mając nadzieję, że Herbert da się skusić. Onieśmielenie minęło na tyle, że mogła teraz już zdecydowanie pewniej na niego spoglądać - a nawet wyciągnąć rękę przez stół, żeby dotknąć jego dłoni.
Ona także dość często gubiła się w swoim skupieniu na detalach, nie dostrzegając całego obrazka. Koncentrowała się na sprawach, czasami nie widząc, że inni chcą pomóc - bo za bardzo przywykła do tego, że wszystkie problemy musi rozwiązywać sama. Czasem kończyło się to nawet tak, że tworzyła kłopoty tam, gdzie ich zwyczajnie nie było. Powoli jednak przerywała to błędne koło - i za to także mogła być wdzięczna Herbertowi. Była na drodze ku lepszemu miejscu - zarówno psychicznie, uczuciowo, a w końcu za jakiś czas i fizycznie.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Kuchnia
Szybka odpowiedź