Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]12.08.15 20:45
First topic message reminder :

Salon

Salon stanowi serce domu - to tu podejmuje się gości, przy akompaniamencie trzaskającego w okazałym kominku drewna. Jak większość pomieszczeń jest bardzo jasny, a wynika to z fanaberii poprzedniego właściciela rezydencji, który to prawie całkowicie ją przebudował. przy wyjściu do ogrodu stoi fortepian, przy którym Alexander zasiada od czasu do czasu, by coś zagrać - nie jest to jednak zbyt znany fakt, że młody arystokrata umie na nim grać.
Na salon nałożone jest zaklęcie Tenebris
[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Selwyn dnia 08.08.17 0:48, w całości zmieniany 5 razy
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 2 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392

Re: Salon [odnośnik]13.07.16 18:52
Widząc jak Alexander był niewyspany, odczuł lekkie poczucie zmartwienia, czego nie okazał ani też nie skomentował. Na jego słowa odrzekł jedynie
- Witaj, Alexandrze - Odrzekł chłodnym, choć racze pozbawionym emocji tonem. Spojrzeniem wwiercił się w kuzyna. Na jego słowa proponujące coś do picia, na znak o alkoholu pokazał jedynie ręką na znak że nie chce alkoholu. - Herbatę, myślę że z alkoholem można by było dać sobie póki co spokój.
Nie minęło aż tak dużo czasu od sabatu, toteż nie chciał, przynajmniej póki co - Tego świństwa tykać. Przez chwilę nawet chciał się uśmiechnąć do kuzyna, ale odgarnął tą myśl niemal od razu jak tylko się pojawiła. Spojrzał na niego uważnie, i zaraz odrzekł
- Wiedzieć można, w jakiej sprawie poprosiłeś o me zjawienie się? - Spytał się typowym, arystokratycznym i niemal królewskim tonem. Choć było w jego tonie za mało buty by jego ton wydawał się taki typowo królewski. Jego spojrzenie też było niemal królewskie choć... Spojrzenie było cieplejsze jak do większości - Gdyż, wnioskuję że coś ważnego miałeś na myśli?
Jego brew na ułamek sekundy powędrowała do góry. Patrzył na niego uważnie oczekującym tonem. Z natury nie tracił czasu, więc raczej wolał też żeby od razu było mu powiedziane o co chodzi.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]30.07.16 20:30
Alexander pokiwał głową, w uznaniu dla mądrego wyboru kuzyna. Zaraz też zwrócił się do skrzata - Dzwoneczka - by ten przygotował napar w imbryczku a następnie im podał. Młodszy Selwyn powinien przystopować z lekka z alkoholem - od Nowego Jorku wszystko bowiem szło równią pochyłą, której spadek znacząco zwiększył się podczas świąt spędzanych z resztą alkoholików zakonników w kwaterze. Kolejne załamanie miało miejsce nie tak dawno temu, na sabacie właśnie. Od tego czasu Alexander nie widział dnia bez kieliszka. Albo dwóch. nie chodził spać trzeźwy, gdy przychodziło mu się kłaść wieczorem - mimo zmęczenia bowiem myśli, nawiedzające go niczym niespokojne duchy każdej chwili dnia, wieczorem nasilały się. Tęsknił i cierpiał.
Alexander opadł na fotel naprzeciw Williama, a chwilę później zaserwowana została im na srebrnej tacy herbata. Alexander nie sięgnął jednak po filiżankę, a wpatrywał się w nią intensywnie.
- Williamie, nie chcę mamić cię pięknymi słowami i jak prosisz przejdę do sedna. Sprawa bowiem jest ważna i wierzę, że nie muszę obchodzić się w niej z tobą delikatnie. Powiedz mi, co sądzisz o Gellercie Grindelwaldzie? Szczerze do bólu. O nim, i o polityce czystości krwi - wypalił, podnosząc zmęczone spojrzenie - iskrzyła w nim jednak ciekawość, jak i ekscytacja. To co teraz padnie z ust jego krewniaka było bowiem bardzo, bardzo istotne dla młodego uzdrowiciela.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 2 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Salon [odnośnik]24.08.16 14:57
- Co sądzę o polityce krwi Grindewalda i o nim samym...? - Tu się zdziwił. Sięgnął po napar i się napił powoli, po czym trzymał tylko filiżankę w sposób bardzo elegancki, odginając mały palec do tyłu. Jego twarz nie okazywała emocji, ale po chwili odrzekł - Znasz mnie kuzynie, zatem wiesz że nie zwykłem o niczym mówić otwarcie. Ale powiem ci co o tym sądzę... Jeżeli bardzo potrzebujesz mej opinii. - Ciężko mu było mówić tak prosto, tak bez żadnej... Maniery, ale odetchnął ciężko, co było strasznie emocjonalnym zachowaniem jak na Williama. Zaraz odrzekł - Nie zgadzam się z nią i z samym Grindewaldem. Mordował niewinnych ludzi, za to, że urodzili się inni niż my. To okropne... W Hogwarcie nigdy nie pozwoliłem by jakiś uczeń był dręczony na wzgląd pochodzenia. Nigdy. [/b]
Ufał kuzynowi, na prawdę. Miał nadzieję że ten... Nie jest taki jak reszta lordów. Mimo iż nie wiedział jaki Alexander ma do tego zdanie. Nie okazywał emocji, jedynie nieco mrużył oczy a jego wzrok był dość zimny, jak zwykla. Jedynie się spytał
- Czemu jednak się mnie o to pytasz? Mam nadzieję że nie będę zmuszony do walki z tobą, kuzynie.
Odrzekł spokojnie, gdyż brał pod uwagę że Alexander jest jakimś fanatykiem. Miał nadzieję że jednak nie, nie chciał skrzywdzić kogoś z rodziny czy też walczyć. Czekał tylko cierpliwie na odpowiedź, zdolny podjąć każdą reakcję.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]30.08.16 17:03
Pokiwał głową na pytanie, chociaż było ono raczej z tych retorycznych. Potwierdzenie nie wydawało mu się jednak zbędne, skoro William wydał się być lekko jego słowami... zadziwiony. Obserwował rozmówcę gdy ten pił herbatę, a następnie - jak lord, no bo przecież jego kuzyn był nim w każdym calu - udzielał mu swego rodzaju... odpowiedzi. Alexander starał się wyglądać równie dostojnie jak kuzyn, jednak siedział może odrobinę wygodniej, a ramiona były minimalnie mniej wyprostowane. Pytania jednak musiały nadejść, a na te był gotowy. Każdy bowiem przecież je zadawał, każdy chciał wiedzieć, co słownie podpisuje swoją deklaracją. Jednak nadeszły dopiero po wyznaniu, co z kolei zadziwiło samego Alexa. Że poszło tak gładko. Że został od razu obdarzony takim zaufaniem. Czy tak właśnie czuł się Garrett z każdą kolejną bliską mu osobą, z którą przeprowadzał jakże podobną rozmowę? To było bardzo budujące uczucie. Zwłaszcza, że odpowiedź była taka, jaką miał nadzieję usłyszeć. Pokiwał więc głową, po czym sięgnął do kieszeni, wyciągając z niego pióro feniksa i położył je na stoliku między sobą a Williamem.
- Owszem, nie umkniesz od walki ze mną, kuzynie. Ramię w ramię - powiedział, przenosząc wzrok na Williama. - Jednak nie pod przymusem. Jeżeli spodoba ci się to, co usłyszysz i postanowisz wziąć to piórko, będziesz mógł mi, nam, pomóc. Należę do organizacji zwanej Zakonem Feniksa. Powstała nie tak dawno temu, w dzień pogrzebu Horacego Slughorna. Garrett Weasley i Luno Skeeter - westchnął cicho, gdy przez umysł przemknęły mu obrazki skatowanego towarzysza w celi - zostali wybrani przez Albusa Dumbledore'a, by kontynuować jego misję. Chciał, byśmy stworzyli własny front w nadchodzącej wojnie. Front, który miałby chronić czarodziejów pochodzenia mugolskiego przed Gellertem Grindelwaldem i jego poplecznikami.
Urwał na chwilę, dając starszemu z Selwynów przetrawić wszystkie informacje. Upił łyk herbaty, po czym kontynuował.
- Nie będę ukrywał, że działanie w Zakonie jest niebezpieczne. Łamiemy prawo, Williamie, dekret minister zakazujący zgromadzeń chociażby. Włamaliśmy się do Tower of London, by uratować dwójkę pojmanych przez ministerstwo towarzyszy. I nie zawsze wszyscy wracamy do domu w jednym kawałku, o ile w ogóle wracamy - powiedział głosem naznaczonym smutkiem i podwinął lewy rękaw, ukazując mężczyźnie rozległe poparzenia ciągnące się od samej dłoni do łokcia, a ciągnęły się one jeszcze dalej, aż do ramienia, czego widać nie było. - Nie słodzę ci, nie mamię szlachetnymi ideałami, ponieważ wiem, że jesteś człowiekiem konkretnym, który konkretów oczekuje. Toteż wiem, że odpowiedź jaką otrzymam, również będzie konkretna - skończył i wziął głęboki oddech, czekając na to, co odpowie mu starszy i o wiele bardziej doświadczony członek rodu Selwynów.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 2 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Salon [odnośnik]31.08.16 13:19
Cóż, William był kwintesencją dostojności w każdym calu i bycie takim jak on jest i bardzo trudne, i strasznie niewygodne. Choć dla niego elegancka postawa, a także nieukazywanie emcoji było czymś normalnym. Choć, mimo że jego wzrok był też pozbawiony uczuć, był dość przenikliwy i powodował często że wybijał z rytmu rozmówcę. Po prostu był mistrzem samokontroli, umiał się nie zaśmiać nawet jak coś bardzo go śmieszyło czy też nie zmasakrować komuś buźki jak go poważnie zdenerwował, a z siłą fizyczną Williama, owszem - Jest to bardzo wykonalne i możliwe. Gdy kuzyn mówił, był dość zdziwiony, ale nie okazywał w żądnym calu zdziwienia tylko patrzył na niego uważnym spojrzeniem. Przetrawienie tego dla rodowitego krukona było bardzo łatwe, choć młodszy z Selwynów nie mógł tego wiedzieć bo William nie okazywał emocji, po prostu słuchał. Jedynie gdy pokazał poparzenie, dłużej skupił na tym wzrok i nieznacznie przymrużył oczy, bo odczuł wściekłość że ktoś miał czelność tknąć kogoś z jego rodu. Gdy kuzyn zakończył chwilę zastanowił się nad tym, co odpowie, mimo iż zazwyczaj innych zbywał lub odpowiadał tak, że odpowiedzi tak na prawdę nie udzielał ufał kuzynowi że jest to poważna sprawa.
- Kuzynie, jest to sprawa zaiste... Dziwna, pozwolę sobie na użycie tak prostego i nieskomplikowanego określenia. Jednakże - Tu przerwał, co mogło wydawać się namysłem, choć w zasadzie William przerwał... Bo tak. - Żyjemy w ciężkich czasach, Alexandrze. Nie zgadzanie się z polityką czystości krwi nie jest zbyt popłacalne zwłaszcza, w środowisku w jakim oboje żyjemy. Chociaż, w wypadku naszego rodu bycie, jak to niektórzy mawiają... "Zdrajcą Krwi" jest łatwiejsze niż w rodach takich jak Nottowie czy Black. - Nadal wstrzymywał się przed udzieleniem jednoznacznej odpowiedzi, ale, Alexander powinien zdawać sobie sprawę że powiedzenie "Tak" bez pardonu nie jest po prostu w stylu Williama. Musiał ubarwić swoją wypowiedź, użyć tego szlachetnego tonu. Zaraz jednak odrzekł - Jednakże z uwagi na fakt, że nie chcę nigdy zobaczyć prześladowań ze względu na rasę krwi, czuję się zobowiązany by się zgodzić. Więc... Zgadzam się wstąpić, jakże ty to ująłeś... "Zakonu Feniksa".
Nie bał się. Ani trochę. Był przede wszystkim człowiekiem walki, a także czynu. Kości zostały rzucone - Pomyślał tylko, wiedząc że już się nie cofnie. Był gotów walczyć z kuzynem ramię w ramię, zwłaszcza dla tej idei. Owszem, mógł zginąć, ale William nigdy się nie bał. A przynajmniej tego nie okazywał, w zasadzie na misjach działał jak maszyna. Wielka, niepowstrzymana maszyna która nie spocznie dopóki zadanie nie zostanie wykonane albo nie zginie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]31.08.16 14:06
Alexander objął wzrokiem dostojną figurę, która przed nim zasiadała, wewnątrz będąc dumnym, że przyszło mu mieć tak cudownych krewnych. To na Williamie dawno temu wzorował się, gdy przyszedł czas dla Alexandra na zaistnienie w towarzystwie. Szybko jednak znalazł własny sposób obycia - czasem może trochę przesadzał, w oczach Nottów, Blacków czy nawet Prewettów, rodu jego matki, uchodząc za ekstrawaganckiego. Wiele mu jednak w dalszym ciągu wybaczano, ponieważ wciąż był bardzo młody. Czekano zwyczajnie, aż skończy szaleć i obierze stały kurs. W końcu chyba na to się zanosiło, powoli acz zanosiło.
Teraz też, znając naturę swego kuzyna, czekał aż ten powie to, co powiedzieć chciał i zamierzał. Nie umknęło mu wcześniej to delikatne drgnięcie zwężanych powiek, gdy Will patrzył na jego blizny; w końcu praca Alexandra polegała na czytaniu ludzi, z kuzynem jednak istniał ten odwieczny problem praktycznie nigdy nie zdejmowanej maski. Dziwne. Dziwne dziwne, zaczekaj aż usłyszysz o ognistych ptakach siedzących na ramionach, porywających ludzi skarpetach i duchach, które przekazują nam swoją ostatnią wolę, pomyślał Alexander, czekając jednak z tymi rewelacjami jeszcze chwilę. Pokiwał głową, zgadzając się ze słowami Williama o zdrajcach krwi - sam już poniekąd jednym był w momencie, gdy nie ukończył jeszcze szkoły. Związek z mugolaczką... wszyscy by go napiętnowali, gdyby ktoś o tym zaczął teraz mówić. Nie rozmyślał jednak nad tym, bowiem auror doszedł do końca swej wypowiedzi, na który Alexander uśmiechnął się lekko. przewidywał w sumie, że Will się zgodzi, nie chciał być jednak mimo wszystko nazbyt pewny siebie.
- Czasem trzeba podjąć trudny wybór. Nie jesteśmy jednak jedynymi szlachcicami, którzy zdecydowali się walczyć w imię równości krwi - powiedział. - Zakon rzeczywiście jest dziwną instytucją, ale bardzo... rodzinną - dodał, przypominając sobie wszystkie miłe rzeczy, których doświadczył ze strony Zakonników. - Spędzałem z nimi drugi dzień świąt, bowiem zorganizowaliśmy własną kolację w kwaterze... ech, dużo by opowiadać, trzeba tego doświadczyć. Kaca jakiego po tym mieliśmy również - zaśmiał się, a samym swoim zaśmianiem zdziwił trochę sam siebie, nie okazując tego jednak. - Dziwności dodaje mu fakt, że kontaktuje się z nami, czy też kontaktował, duch Albusa Dumbledore'a. Wybiera bardzo dziwne sposoby, by przekazać nam informację. Stare skarpety jako świstokliki i niezrozumiałe sny to trochę standard - mruknął, po czym wyciągnął różdżkę. - Każde pióro zamieniamy w pierścień - tu pokazał swój własny, krążek z czerwonego marmuru na palcu. - Ułatwiają komunikację, oraz w jakiś niewytłumaczalny sposób zwiększają nasze zdolności w obronie przed czarną magią. Jeżeli opiszesz mi, jak chciałbyś żeby wyglądał Twój mogę go dla ciebie przemienić - zaoferował, zerkając na Williama. Właściwie, to dość wiele o sobie jeszcze nie wiedzieli. Może teraz będzie szansa, by zacieśnić ze sobą więzy?


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 2 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Salon [odnośnik]31.08.16 16:50
Oh, porównywanie Williama do figury jest jak najbardziej trafne. Jego dostojne pozy, nie wyrażanie emocji poprzez mimikę, oraz w zasadzie fakt że na pierwszy rzut oka zdawał się nie oddychać zdecydowanie przywodziły na myśl statuę. Dla jednych wyglądał majestatycznie, dla innych nieco groźnie ale to jest kwestia indywidualna. Gdy kuzyn mówił, jak to Selwyn miał w zwyczaju, kuzynowi nie przerywał jedynie słuchając co ten ma do powiedzenia. Chociaż po jego twarzy nie szło tego wychwycić, był nawet lekko zaskoczony. Rodzinną? A to ci ciekawe... - William nie specjalnie chciał sie spoufalać, ale dzielił się rzadko własnymi poglądami i spostrzeżeniami, chyba że owe były istotne lub, jeżeli ktoś bardzo tego chciał. Cóż, gdyby kto inny spytałby go o poglądy na temat czystości krwi zbyłby go książkową formułką, jednak ufał kuzynowi nieco bardziej niż przeciętnemu człowiekowi. No, i poza tym ufał mu że sprawa jest poważna. Nie pomylił się, w sumie... Nie oszukując się, William rzadko się mylił. Co nie znaczyło że tak się nie zdarzało! Jednakże, odchodząc od tych rozważań William tradycyjnie głos zabrał dopiero jak Alexander skończył mówić. Przymknął na chwilę oczy, splatając ręce w zastanowieniu po czym zaraz odrzekł
- Rozumiem. Dziękuje za informację że czasem mogą mnie spotykać... Raczej dziwne rzeczy. - Bo takie rzeczy lekko wyprowadzały go z rezonu lub drażniły, chociaż, kiedy Selwyn okazywał złość było na prawdę źle. I kto wie, czy rozzłoszczony Selwyn nie byłby jego ostatnim widokiem. Zaraz odrzekł, dosłownie chwilkę zastanawiając się jaki jego pierścień mógłby być - Pierścień zwiększający możliwości magiczne? Zaiste, można to by uznać za interesujące. Jeżeli chodzi o wygląd, zaś... Niebieski. Mam wymagania głównie co do koloru, i żeby nie był zbyt gruby.
Bo nie lubił nosić zbyt masywnych pierścieni, no może wyjątek to sygnet z symbolem rodu Selwynów, ale czuł silny szacunek do historii swojego rodu, jego samego i herbu. Widać to było też że członkom rodu był bardziej skłonny zaufać, nawet jeśli z kimś nie miał za bardzo do czynienia - Choć też bez przesady. A propo koloru... Czemu niebieski? Ravenclaw, i w sumie niektórzy by porównali do charakteru Selwyna - W zasadzie, usposobieniem przypominał wodę niżeli płomień. Był normalnie oazą spokoju, ale jak już wytrąciło go coś z równowagi potrafił być niezwykle groźny oraz rozwścieczony. Choć, mało kto zobaczył jego gniew lub jakąkolwiek głębszą emocję. Okazywał trochę emocji wobec tych, na których mu najbardziej zależało - Szkoda, że takie osoby nie istniały. Jak chodziło o zacieśnianie więzów... Nie oszukujmy się, William uważał uczucia za słabość(Przeważnie cecha tych złych, a to zaskoczenie!) więc starał się mało takich osób dopuszczać. Choć kto wie...?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]01.09.16 11:27
Mimo tego wszystkiego, co Zakon ze sobą niósł - niebezpieczeństwa, zagrożenia zdrowia i życia, narażanie się władzom i łamanie prawa, jakoś przekornie dobrze było mieć w nim kogoś, z kim łączyły go więcy krwi. Zapewniało to młodemu uzdrowicielowi jakąś... pewność, że naprawdę czyni słusznie. Chociaż obaj z Williamem nie byli może typowymi przedstawicielami swojego rodu, Lex postrzegany jako ekstrawagancki, a Will jako... po prostu specyficzny i o bardzo "własnym" stylu bycia, to jednak byli rodziną. Podnosił go więc na duchu ten fakt, że ktoś jeszcze z jego tak bliskiego otoczenia podziela jego poglądy, chociażby częściowo i na tyle, by dołączyć do Zakonu.
Alexander bez zbędnych słów skierował różdżkę na pióro i w milczeniu, ze skupieniem wypisanym na twarzy, ze ściągniętymi brwiami przemienił je w elegancki, rzeczywiście dość smukły pierścień wykonany z lapis lazuli. Chciał podać go Williamowi, gdy usłyszał głośny stukot w szybę. Momentalnie zmarkotniał, gdy rozpoznał sowę uparcie chcącą się z nim skontaktować. Przeprosił kuzyna, ruszając do ptaka i ledwo unikając udziobania, gdy odwiązywał od jego nóżki pergamin. Przeczytał pergamin, westchnął tylko i, przepraszając krewniaka po raz drugi wyjaśnił, że wzywają go w nagłym przypadku do Munga. Bezzwłocznie przywołał do siebie płaszcz i żegnając Williama zniknął w zielonych płomieniach swojego kominka.

|zt dla Alexa i Williama


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 2 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Salon [odnośnik]24.06.17 14:18
16 kwietnia
Wszystko go bolało. Dosłownie wszystko, gdyby włosy miały zakończenia nerwowe to też by go bolały. Myślał, że gorzej niż wczoraj być nie może - jednak było. Kiedy tylko wrócił do rezydencji uderzyły go z pełną mocą skutki dni wcześniejszych. Dodatkowo przebywanie w tym miejscu było dla niego nieopisaną udręką; świadomość, że jego ojciec może w każdej chwili wrócić do domu - ileż to razy już przecież wracał niezapowiedzianie parę dni wcześniej - czyniła z Alexandra człowieka wiecznie podenerwowanego. Nie spał dobrze poprzedniej nocy, budząc się na najcichszy szmer. Ponadto miał problemy z przemieszczeniem się, jako że jego stopy nadal nie przedstawiały najlepszego obrazu. Większość czasu spędzał więc w swoim pokoju, z pomocą skrzata przemieszczając się za potrzebą i z powrotem do łóżka. Teraz jednak nie chciał przyjmować swojego gościa w stroju nocnym. Przywołując Dzwoneczka przedstawił jej jasno, że oczekuje wizyty lady Prewett. Pomoc istoty okazała się nieoceniona gdy przyszło do przebrania się w coś bardziej reprezentacyjnego niż piżama i pokonanie schodów. W czasie wędrówki na parter zagryzał wargi, nie chcąc wydać z siebie choćby najmniejszego dźwięku. Każdy krok był bowiem niczym stąpanie po dywanie wykonanym z igieł, a ból promieniował w górę, do kolan sprawiając, że uginały się pod nim nogi.
Odetchnął dopiero wtedy, gdy opadł na sofę. Jego pierś unosiła się w ciężkich oddechach, kiedy skrzat przyniósł mu balię z ziołowym naparem do moczenia odmrożonych stóp, koc, książkę i eliksiry, które Selwyn miał zażyć za nieco ponad pół godziny.
Tak bardzo, jak pragnął czyjegoś towarzystwa, tak równie mocno miał co do niego obawy. Wiedział, że Lorraine będzie pytać i musiał przygotować się na to, ze nie będzie w stanie na wszystkie z jej pytań udzielić odpowiedzi. Żona Archibalda miała jednak tę cudowną umiejętność zaprzątania lexowych myśli zgoła innymi tematami. Dzięki niej nie pogrążał się w ciągłych dumaniach nad sprawami "najwyższej wagi" - mógł zejść na ziemię i zaznać spokoju myśląc o rodzinie i o tym, co działo się poza Zakonem i szpitalem. Merlinie, jakie moje życie stało się monotematyczne, pomyślał, pogrążając się w lekturze. Nie minął kwadrans kiedy usłyszał dźwięk pukania do drzwi i Dzwoneczka śpieszącego by na nie odpowiedzieć. Wiedział, kto do niego przyszedł, wiedział to doskonale - mimo tego jednak sięgnął ręką ku różdżce by być gotowym na to, że to jednak nie Lorraine odwiedziła Chelmsford.
Problem był jednak w tym, że różdżka leżała odrobinę za daleko. Lady Prewett wchodząc do salonu mogła więc ujrzeć, jak Alexander w białej, lnianej koszuli, przykryty do pasa kocem próbuje sięgnąć swojej różdżki, która znajdowała się parę cali poza zasięgiem czerwonych z odmrożenia palców uzdrowiciela. I to był właśnie nieustraszony i niepokonany Gwardzista, strażnik słabszych i uciśnionych, nie mogący samodzielnie dosięgnąć własnej różdżki.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 2 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Salon [odnośnik]27.06.17 9:40
Czasami wolała nie wiedzieć. To prawdopodobnie był naturalny odruch każdego kto na swoich brakach dźwigał już wystarczająco dużo. Zawsze chciała dbać o wszystkich, zawsze chciała by ci mieli w niej wsparcie nawet jeśli nie do końca potrafiła im to wsparcie dać. Gdzieś głęboko tliła się jeszcze w niej nadzieja, że ich świat choć pogrążony w wojnie potrafi jeszcze miło ją zaskoczyć. Lorraine Prewett choć znała się na ludziach… przecież nie wiedziała o nich wszystkiego dlatego dawała się zaskakiwać w najmniej oczekiwanych momentach. Dzisiejszy dzień przyniósł jej wiele niespodzianek. Najpierw musiała dostarczyć dokumenty do Ministerstwa Magii w końcu rozpoczynał się proces, o którym ludzie trąbili na ulicach od dobrych tygodni. Potrzebowali sprawiedliwości. Teraz gdzie dostawali jedynie jej ochłapy potrzebowali czegoś prawdziwego. Nie było jej dane uczestniczyć w procesie w końcu nadal była tylko i aż szlachcianką. Przyzwyczaiła się do tego, że zważając na jej stan urodzenia oszczędzali jej wszystkiego co złe i brutalne. To jej nie przeszkadzało zajmować się prawem nadal i chyba ich nawet rozumiała choć zło nigdy jej nie odstraszało. Nie po to wyciągała różdżkę w tej walce. Jednak nie zrobiło jej się przez to źle w końcu i tak była umówiona z Julie na obiad. Nowinki jakie dotarły do jej uszu trochę wybiły ją z tropu w końcu nie spodziewała się, że nestor rodu Prewett będzie chciał wydać Julie za tak znanego jej dobrze Ollivandera. Jednak wcale nie uważała to za coś złego. Nawet jeżeli nigdy nie myślała o nich w takich kategoriach to w końcu oboje byli dobrymi ludźmi, a dobrzy ludzie w dobrym zestawieniu zawsze tworzyli zgrany duet. Miała szczerą nadzieje, że i tym razem tak właśnie będzie. Po skończonym obiedzie wróciła do West Lulworth by nacieszyć przez chwile oczy rozbrykanymi pociechami i zabrać przygotowane przez Grusię ciasto dla lorda Selwyna. Odkąd dostała list od Alexa czuła po kościach, że mężczyzna nie jest w najlepszej formie. Od razu przypomniały jej się słowa babki Abbott o niepokoju jaki czujemy kiedy coś złego dotyka bądź dotknęło kogoś z naszych bliskich. Byli rodziną chociaż Lorraine i tak musiała znaleźć swój własny sposób na uczynienie tej relacji czymś więcej niż tylko więzami krwi. Posiadłość Selwynów miała pewien urok, a całość rozświetlana uśmiechem Dzwoneczka, która doskonale wiedziała kogo oczekiwać po drugiej stronie drzwi. Wchodząc do salonu jej wzrok padł na starającego się dosięgnąć różdżki Alexandra. Blondynka przystanęła unosząc brew w zaciekawionym geście, a kącik ust drgnął jej w delikatnym uśmiechu. - Czyżby jakaś kłótnia? Nie przejmuj się różdżko, Alex na pewno nie chciał cię skrzywdzić. - mruknęła z uśmiechem przenosząc zaraz swoje spojrzenie z różdżki na mężczyznę. Wyglądał… słabo. Żołądek podszedł jej do gardła, ale doskonale wiedziała, że nie jej zmartwień mu teraz trzeba. - Lordzie Selwyn...wyglądasz jakby stado testrali urządziło sobie wyścigi, a ty zajmowałbyś część toru. - pokręciła głową podchodząc bliżej i oddając Dzwoneczkowi przyniesione ciasto i babeczki.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Salon [odnośnik]10.09.17 19:42
Drgnął, słysząc jej głos, jednak chwilowe napięcie szybko ustąpiło miejsca uldze.
- Lady Prewett - powiedział, opadając na powrót na oparcie sofy. Założył książkę zakładką, odkładając tom na bok. Na jego twarzy zagościł uśmiech, niezbyt szeroki jednak szczery i ciepły, mimo czającego się w oczach młodzieńca bólu. - Powstałbym, jednakże sytuacja nie do końca mi to umożliwia - próbował się wytłumaczyć, wskazując na miskę z ziołową mieszanką, w której moczył swoje stopy. W środku jednakże jego serce krwawiło - bo jak to tak, nie powstać i nie ucałować przybyłej damy w rękę? Było to bardzo nie w stylu Alexandra, toteż jego szlacheckie sumienie odezwało się głośno i wyraźnie, manifestując jego rozterki na twarzy Selwyna w lekkim opuszczeniu kącików ust.
Zapomniał już o różdżce, w końcu nie była mu potrzebna, gestem zapraszając czarownicę do tego, by usiadła. Prychnął, słysząc jej porównanie, w końcu nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Rzeczywiście, śmierć musnęła mnie połą swojej czarnej szaty - powiedział, a ponieważ w dalszym ciągu starał się pohamować śmiech brzmiał tak, jakby z lekka oszalał. - Jednak stratowanie przez testrale wydaje się być bardziej adekwatne. Wszystko mnie boli jakby rzeczywiście przegalopowało po mnie całe stado - powiedział, po czym stęknął z bólu, gdyż zbyt gwałtownie poruszył się na sofie. - Ale ja chyba od zawsze miałem talent do robienia sobie krzywdy - uśmiechnął się delikatnie, jakby trochę zawstydzony kłopotaniem Lorraine swoim stanem i żartami śmiesznymi chyba tylko dla niego. Przeniósł spojrzenie na Dzwoneczek, która właśnie stawiała przed nimi herbatę i słodkości przyniesione przez Lori.
- Dziękuję, Dzwoneczku - zwrócił się do skrzatki, która skłoniła przed paniczem głowę, a następnie zniknęła z charakterystycznym trzaskiem. Spojrzał następnie na Lorraine badawczym wzrokiem, upewniając się, czy aby na pewno czarownica jest cała i zdrowa. - Co dobrego mi przyniosłaś? - zapytał z uśmiechem, kiedy przeniósł głodne spojrzenie na stolik. Alexander miał okropną słabość do słodyczy, wszyscy w rodzinie byli tego doskonale świadomi. Co ciekawe, nie było tego po nim widać - w dalszym ciągu był tak samo patykowaty jak wtedy, gdy był jeszcze dzieckiem. No, teraz mimo wszystko jednak odrobinę zmężniał, ale nadal nie powalał posturą. Przy takim Benjaminie wyglądał wręcz jak zapałka. Alexander spróbował ponownie sięgnąć do stolika, jednak rwący ból w ręce zmusił go do zaprzestania czynności. Zacisnął na moment powieki i wstrzymał oddech, dopóki nieprzyjemne uczucie nie minęło.
- A co słychać w wielkim arystokratycznym światku? - zapytał nagle, kierując rozmowę na tory, które mogły zagwarantować zarówno jemu, jak i Lori, odprężenie. Bo przecież jaka kobieta nie lubiła plotkować, chociaż trochę? A że lady Prewett słuchało się przyjemnie nawet wtedy, gdy próbowała go swatać, zagadnięcie jej o szlacheckie nowinki nie wydało się złym pomysłem.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 2 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Salon [odnośnik]14.10.17 11:33
Lorraine nie wiedziała co tak naprawdę myśleć o tych wszystkich próbach na gwardzistów. Wszyscy mieli jeden cel i wszyscy uważali, że trzeba zrobić naprawdę wszystko, żeby ten cel osiągnąć. Gdzieś jednak w jej przeświadczeniu to było nie tylko poświęcenie, a atak na nas samych. Oczywiście, że należy zrobić wszystko by postawić świat na nogi, ale coś co wymaga od nas zdrowia i szczęścia nie przypomina jej celu za jaki do tej pory walczyli. Nie mogła jednak się temu sprzeciwić, a nawet jeśliby mogła to by tego nie zrobiła. Każdy z nich miał własne życie i podejmował swoje decyzje, które według niego były tymi najlepszymi. Nie mogła podejmować decyzji za nich nawet jeśli bardzo by chciała. Nie wiedziała co przydarzyło się Alexowi. Tam gdzieś w środku tego wszystkiego. Patrzyła teraz na niego i widziała cień człowieka jakim był choć byłaby skończoną ignorantką gdyby pomyślała, że nie dodało mu to mocy. Była pewna, że pomimo tych wszystkich ran i złego samopoczucia wyszedł o wiele silniejszy. Z przekonaniem, że potrzebuje teraz odpoczynku postanowiła nie zawracać mu już głowy słowami, uwagami i matczynym krzykiem mającym dać mu do zrozumienia, że się martwiła i że powinien mieć choć trochę oleju w głowie w tej walce o wolność. Nie zrobiła tego, a jedynie pokręciła głową. Była pewna, że i tak już usłyszał te wszystkie westchnienia, nie potrzebował kolejnych. - Grusia upiekła specjalnie dla ciebie placek dyniowy, ale pomagała jej Mircia więc możliwe, że znajdziesz w środku kilka rozpuszczonych czekoladowych żab – mruknęła uśmiechając się przy tym delikatnie. Z dziećmi tak właśnie było. Nie można było spuścić ich ze wzroku nawet na sekundę, a przynajmniej każdy rodzic na początku do tego właśnie dąży. Potem zaczyna się przyzwyczajać do kuchennych i życiowych anomalii i zdajesz sobie sprawę z tego, że wcześniej życie było proste i szare. Nabrało koloru wraz z czekoladowymi żabami w każdym kącie domu. Widząc jak Selwyn próbuje sięgnąć do talerza, Lorraine pokręciła głową i przysunęła talerz bliżej mężczyzny. - Jedz, musisz stanąć na nogi. Nie mam komu dzieci sprzedać. - uśmiechnęła się szeroko. Przede wszystkim czuła ulgę. To wszystko było nowe i nie można było całkowicie przewidzieć jakie skutki mogło przynieść. Teraz chociaż wiedziała, że odpoczynek to jedyne czego potrzebuje. - W arystokratycznym świecie? Wyobraź sobie, że mama Archibalda od miesiąca już wybiera kwiaty na festiwal lata. Ja rozumiem, że one wszystkie mają coś w sobie, ale finalnie to tylko kwiaty. Mam wrażenie, że tymi kwiatami daje mi znać, że powinnam się zająć czymś równie pożytecznym. - dodała wzruszając delikatnie ramionami. - Ty mój drogi kawalerze nawet nie myśl sobie, że pójdziesz w takim stanie spotkać jakąkolwiek kandydatkę na żonę. Potrzebujemy cię całego, zdrowego z tym przeuroczym błyskiem w oku. - to musiała przyznać. W oczach Alexa błyszczał ogień, ale przecież nie powinno ją to dziwić; był w końcu Selwynem.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Salon [odnośnik]15.10.17 19:05
- Placek dyniowy - westchnął rozmarzony, zerkając od Lorraine do wypieku. I to nie byle jaki placek dyniowy. Przy pieczeniu tego konkretnego pomogła przecież Miriam. Twarz Alexandra wyraźnie rozpogodziła się, gdy jego myśli pomknęły ku stryjecznej córce, której nie widział już - w jego mniemaniu - zdecydowanie zbyt długo. - Według mnie te czekoladowe żaby będą idealnym finiszem w tej harmonii smaku - powiedział prawie że całkiem poważnie, gdzieś tylko w oczach i kącikach ust chowając błyszczące chochliki wskazujące na to, iż tak naprawdę niecodzienny dodatek do ciasta wzbudził w nim rozbawienie. Było to dziwnym, jednak po przejściu próby Alexander znów zaczął się śmiać. Pierwszy raz od noworocznego sabatu Selwyn mógł poczuć, że uśmiechy i ciepło nie są w nim wymuszone, a pojawiają się naturalnie. Tak, jak gdyby pękła jakaś nieodkryta wcześniej tama, która powstrzymywała emocje młodzieńca przed popłynięciem wartkim, niezahamowanym nurtem na zewnątrz, ku światu.
- Podziękuj proszę im obu w moim imieniu - powiedział, nim nie przyjął z rąk lady Prewett talerzyka z ukrojonym ciastem. Tym samym wyczekująco spojrzał na goszczącą u niego krewną, podług zasad etykiety nie zamierzając ruszyć ciasta przed tym, jak gość sam nie uraczy się też ciastem, czy też herbatą. Dopiero wtedy uniósł deserowy widelczyk w smukłych palcach i zgrabnie odkroił od kawałka placka mniejszy kęs. Usłyszawszy ponaglenie Lori pokazał w uśmiechu białe zęby, a jego oczy po raz kolejny zabłyszczały radośnie.
- W takim razie muszę rzeczywiście szybko stanąć na nogi. Stęskniłem się już za nimi okrutnie. Powtarzam sobie ciągle, że jak skończę staż to w końcu znajdę dla was odpowiednią ilość czasu, jednak to tak nie działa - powiedział, w końcu kosztując po tym przyniesionego placka. Przymknął oczy, chcąc całkowicie skupić się na słodkawym smaku dyni, który zagrał na jego kubkach smakowych. Ciasto było idealnie wypieczone, odpowiednio chrupkie, a jednocześnie nie przesuszone. Posłał lady Prewett uśmiech, a gdy przełknął nie mógł nie pochwalić przyniesionej przezeń słodyczy.
- Doprawdy, idealne - powiedział, a to i zapał z jakim zabrał się za pałaszowanie reszty spoczywającego na jego talerzu kawałka wystarczył, by potwierdzić tę krótką opinię na temat cukierniczych zdolności Grusi i Mirci.
Przeżuwając fragment odnalezionej w cieście rozpuszczonej czekoladowej żaby (która przy tym wyjątkowo trafnie komponowała się smakowo z resztą deseru) Alexander skupił się całkowicie na słowach Lorraine. Powstrzymał cisnący się na usta uśmieszek, gdy Lori wyraziła zwątpienie w pożyteczność tego, czym zajmowała się na co dzień, ustawiając swoje zajęcia w szrankach razem z przygotowaniami do zbliżającego się coraz większymi krokami festiwalu lata. Przez myśl przeszło Alexowi to, że nie był pewien czy dożyje kolejnego festiwalu. Taka bowiem była brutalna prawda, rzeczywistość na którą poniekąd godził się wstępując w szeregi Gwardzistów.
- Niestety, ja również nie jestem w stanie dojrzeć tej szczególnej wyjątkowości w tych kwiatach. Jednak to zapewne dlatego, że jako mężczyzna wychodzę z założenia, że kwiaty tak czy inaczej są ładne - odparł, wzruszając ramionami na tyle delikatnie, by nie skrzywić się z bólu. - Jak znajdę wolną chwilę po egzaminach to zapewne również zostanę zagoniony do przygotowań. Każda para rąk do składania fajerwerków jest przecież na wagę złota - powiedział, ostatnie zdanie wymawiając naśladując swym tonem nestora Selwynów, wielmożnego Fenwicka.
Zaraz jednak Lorraine wbiła jego myśli na zupełnie inny tor. Lex spuścił wzrok, uśmiechając się zawstydzenie. Poczuł ciepło na policzkach, lecz szybko odchrząknął i zapanował nad próbującymi przejąć nad nim kontrolę emocjami.
- Nie spoczniecie dopóki kogoś za mnie nie wydacie, prawda? Jestem ciekaw ile jeszcze narzeczonych będzie musiało ode mnie uciec, nim w końcu się poddacie - pokręcił głową ze wzniesionymi ku górze oczami, jakby w suficie mógł znaleźć odpowiedź na to retoryczne pytanie. W środku jednak poczuł nieprzyjemny ucisk w sercu, zatęskniwszy nagle za Allison. Było to jednak niedorzeczne - przecież opuściła go już dostatecznie dawno temu by wybić ją sobie z głowy. Po jej ostatnim, grudniowym jeszcze liście nie słyszał od niej ani razu. Należało więc wnioskować z tego, że ułożyła sobie życie gdzieś indziej i jest szczęśliwa. Sylvain również zniknął, a Alexander wolał wierzyć w to, że ta dwójka jest gdzieś razem - wolał myśleć o Allie w objęciach Croucha niźli o pannie Avery samej gdzieś w wielkim świecie. - Nie rozważałaś czasem tego, żeby w spokoju pozwolić mi zostać starym kawalerem? - zapytał z nadzieją w głosie, choć podejrzewał - zapewne słusznie - iż nadzieja ta była niezwykle płonna.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 2 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Salon [odnośnik]23.11.17 15:40
Lorraine nie wiedziała czy cokolwiek w jej życiu zasługuje na miano harmonii. Wręcz odwrotnie. Chaos pukał do ich drzwi każdego dnia i wcale nie czekał na zaproszenie. Blondynka nauczyła się już z nim żyć, a czasem nawet sama go wyglądała. Większość cichych chwil kojarzyło jej się z trudnymi i złymi sytuacjami, w których królowała dezorientacja i brak rozwiązania bez względu na to jak uporczywie go szukała. Lubiła momenty, w których nawet w chaosie dało się odnaleźć coś dobrego i pozytywnego. Tak jak ten placek dyniowi ozdobiony przez jej córkę czekoladowymi żabami. Inni szlachcianki nie pozwoliłby na coś takiego. Iść w gości z czymś nie błyszczącym od perfekcji? Czy tak w ogóle się dało? Czy wypadało? Ona kochała ten nieład. Przypominał jej, że wbrew wszystkiemu co dzieje się na tym świecie nadal jest w tym wszystkim trochę magii. Niezmąconej złem. Czystej magii. - Podziękuje, ale i tak najlepiej zrobisz to sam kiedy już w końcu dojdziesz do siebie. - w jej głosie dało się słyszeć zmartwienie. Kiedy Lorraine weszła do rodziny Archiego szybko okazało się, że musi poszerzyć miejsce w sercu dla ludzi, których pokochała. Łatwo było im wszystkim ufać, łatwo było wpuścić ich do siebie. Martwiła się gdy działo się coś z nimi złego, a ona tak naprawdę nie miała na to żadnego wpływu. Gdyby mogła wszystkich by ochroniła, ale wiedziała, że daleko jej do podejmowania za nich decyzji. Sama nigdy nie lubiła gdy ktoś podejmował jakieś za nią, a przecież czasem się tak zdarzało. Miała nadzieje, że to wszystko nie jest przekreśleniem życia jakie wiedli wcześniej. Miała nadzieje, że ta próba to najgorsze co mogło ich spotkać na tej drodze choć nie wiedziała czy aby na pewno sama jeszcze w to wierzy. - Uwierz mi Lex, że one za tobą też. - co do tego nie miała żadnych wątpliwości. Czasami zastanawiała się jak oni to wszystko robią. Nie tylko walczą o lepsze jutro, ale przecież stają na wysokości zadania niemalże w każdej kwestii. Tak samo Alex jak i Archie. Są szlachcicami, uzdrowicielami, dzielą swój czas na wszystkich, którzy tego czasu potrzebują i nie oczekują niczego w zamian. Czy nie powinno być tak, że los powinien im za to podziękować? Dobrych ludzi powinny spotykać tylko dobre rzeczy, ale już dawno przekonała się, że jest całkowicie inaczej. Blondynka sięgnęła po ciasto już naprawdę przyzwyczajona do różnych dodatków, którymi ubarwiają potrawy jej dzieci. Sama nie umiała gotować i raczej nie miała się tego nauczyć. Merlin jej świadkiem, że próbowała. Wszyscy jej przyjaciele jej świadkiem bo na pewno już nie raz wpychała wszystkim swoje dania w gardła licząc na to, że tym razem poszło lepiej niż fatalnie. Grusia za to była wyborną kucharką i Lorraine naprawdę nie wiedziała co by się działo w domu Prewettów bez niej. Już dawno przepadliby z głodu. - No festiwal lata nie może się odbyć bez fajerwerków to przecież oczywiste. Ale to dobrze, wiesz? Zająć się dla odmiany czymś… zwykłym. Poczuć na barkach ciężar prostego wydarzenia jakim jest festiwal lata. - powiedziała i po chwili cicho zachichotała. - Nie mów mojej teściowej, że tak powiedziałam. - dodała. Lorraine chociaż lubiła szlacheckie bale, spotkania i herbatki to w ostatnim czasie nie był to jej priorytet. Było wiele ważniejszych spraw. Uśmiechnęła się szeroko na kolejne słowa mężczyzny. - Jesteś młody Alex. Daleko ci do zostania starym kawalerem, a już na pewno nie przy twoim powodzeniu u młodych szlachcianek, które ja widzę i mi nie powiesz, że jest inaczej. - dodała poważnym tonem zaraz wzruszając ramionami. - Nie swatam cię z byle kim, pamiętaj… przecież wiesz, że chciałabym dla ciebie jak najlepiej.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Salon [odnośnik]02.12.17 19:49
- Stanę na nogi nim się obejrzycie - powiedział, a jego ton zabrzmiał przy tym trochę mniej beztrosko, za to bardziej przypominał jakby obietnicę. Hardość i pewność siebie, to były dwie rzeczy, które przebiły się w jego słowach. Zaraz jednak zniknął ten prawie że dorosły, poważny mężczyzna, a na powrwót na sofie pojawił się szczupły młodzieniec, wgryzający się z zapałem w kawałek domowego ciasta. Ach, te domowe wypieki. W świecie splendoru, wystawnych przyjęć i każdego dnia zapiętego na ostatni guzik zaczynało być czasem zdecydowanie zbyt duszno, nazbyt idealnie i wymuskanie. Myśleli z Lorraine bardzo podobnie w tej kwestii, dla Alexandra ten dyniowy placek w swojej nie-perfekcyjności był właśnie samą doskonałością.
Przełknął z lekkim trudem, bowiem tęsknota nie była najlżejszą emocją do omawiania. Ścisnęło mu się gardło, więc odchrząknął lekko, odwracając wzrok w drugą stronę. - Wierzę. Naprawdę chciałbym do was pójść choćby teraz, jednak w takim stanie - westchnął, wbijając spojrzenie we własne kolana - nie mogę im się pokazać - powiedział, zaczynając nerwowo obracać w palcach widelczyk. - Zastanawiam się... wiem, że podjąłem już decyzję i nie ma odwrotu - zaczął mówić z większym przejęciem, zagryzł wargę pokazując jak na dłoni, że waży słowa i jednocześnie bije się z myślami. - Ale nadal mam wrażenie, że po prostu będę w stanie to wszystko połączyć. Rodzinę, Zakon, pracę - spojrzał na Lori odrobinę zagubiony, a widelec w jego dłoni znieruchomiał. - Boję się jednak, że ta wiara jest z góry skazana na powolną śmierć - dokończył, spuszczając lekko głowę. Ciężko mu było poukładać sobie to wszystko w głowie. Przeszedł próbę, by stać się Gwardzistą, obrońcą wszystkich tych, których dotykał terror rządu lub krzywdzących przekonań. Wliczał w to grono nie tylko mugoli, mugolaków i półkrwiaków, ale także własną rodzinę i rodziny wszystkich pozostałych Zakonników. Czy jednak nie powinien, dla ich dobra, odciąć się? Jeżeli któregoś dnia miałby zniknąć, zapaść się pod ziemię lub przestać oddychać - czy nie lepiej byłoby wtedy dla nich, żeby już troszeczkę o nim zapomnieli? Wtedy ból byłby łatwiejszy do zniesienia, pustka mniejsza i łatwiejsza do wypełnienia. Mimo to nie potrafił wyobrazić sobie tego, że miałby tak całkowicie zniknąć z życia Miriam i Edwina, zacząć unikać swojego kuzynostwa i pozostałych bliskich. Teraz jednakże nie był w stanie tego zrobić. Może powoli, malutkimi kroczkami? Może też jednak pójść w inną stronę i starać się połączyć to wszystko razem w  jedną, spójną całość. Jednak, posiadanie wielu spraw, o które należy zadbać potęgowało prawdopodobieństwo zawiedzenia na jednym z pól.
Westchnął po chwili, przywołując na twarz wątły uśmiech. Który następnie się poszerzył i lekko rozbłysł na moment dawnym blaskiem w oczach Alexa.
- Już pędzę w podskokach poinformować ciotkę - wyszczerzył się, drocząc się z Lorraine. - Wiesz, tak właściwie to masz rację z tym festiwalem. Może właśnie tego nam potrzeba, odrobiny oderwania się od rzeczywistości - stwierdził, poprawiając się na kanapie. Nie wspomniał o jeszcze jednej rzeczy, która stwarzała potencjał dla odrobiny rozrywki - o swoich zbliżających się urodzinach. Popatrzył następnie między swoim pustym już talerzem, a plackiem dyniowym, ostatecznie łamiąc się i nakładając sobie kolejny kawałek. A co tam, należało mu się. Na następne jej słowa wzniósł oczy ku sufitowi, przeżuwając kolejny kawałek czekoladowej żaby. Miriam i Bertie zdecydowanie by się ze sobą porozumieli.
- Pamiętam, pamiętam. Masz jakąś nową nie-byle-jaką na widoku? Możemy omówić za i przeciw, może rozważę tę kandydaturę... - popukał się uchwytem widelczyka w brodę, zerkając na Lori z ukosa. Spojrzenie to okrasił uśmiecham i lekkim zafalowaniem brwi. Jak zwykle nie brał sprawy na poważnie, jednak taki już był w tej kwestii. Nie spieszyło mu się, mógł trochę pobawić się kosztem tego tematu. Lecz, jak bardzo chciałby temu zaprzeczyć, to nie mógł: Lorraine rzeczywiście wybierała na kandydatki takie dziewczęta, które miały w sobie coś więcej niż ładną buzię i idealną znajomość szlacheckich tematów do rozmowy.
Alexander wziął do ust kolejny kęs placka, wyczekująco wlepiając srebrzystoniebieskie tęczówki w żonę Archibalda.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 2 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach