Wydarzenia


Ekipa forum
Ogród
AutorWiadomość
Ogród [odnośnik]12.07.21 13:14

Ogród


Za domem znajduje się działka przeznaczona na ogród, dość pokaźna i granicząca z lasem - dom jest w końcu na obrzeżach Doliny Godryka. Choć Cattermole nie zna się na ogrodnictwie, przestrzeń za domem była jednym z głównych powodów, dla których wybrał tą posiadłość - papa Cattermole zawsze pasjonował się ogrodnictwem, a teraz ogród będzie mogła zagospodarować przyszła pani Cattermole.


intellectual, journalist
little spy



Ostatnio zmieniony przez Steffen Cattermole dnia 07.04.22 0:23, w całości zmieniany 4 razy
Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Ogród [odnośnik]12.09.21 20:20
23.01.1958

Nie wierzył, że to naprawdę się działo, że to d z i s i a j. Miał wrażenie, że czekał na nią i na ten dzień całe życie, jeszcze zanim w ogóle się spotkali. Na tą jedyną. Zawsze marzył w końcu o prawdziwej miłości, takiej jak w książkach, po które sięgał jeszcze zanim pokochał słowniki starożytnych run. Nieśmiało spychał takie myśli na bok (nie wiedząc, choć przeczuwając, że gdyby stanął teraz przed zwierciadłem Ain Eingarp, pokazałoby mu ono właśnie ten dzień i Isabellę w białej sukni), chłopcom nie wypadało w końcu marzyć o własnym ślubie, ale w głębi serca zawsze był romantykiem i zawsze chciał spędzić życie z kobietą, którą szczerze pokocha. Nie spodziewał się, że okaże się nią szlachcianka, płomień Selwynów. Ani, że najpiękniejsza dziewczyna na świecie kiedykolwiek zwróci na niego uwagę. Ani, że nawet jeśli zwróci na niego uwagę, to odwzajemni jego uczucia. Ani, że mogłaby wyrzec się rodziny, bogactwa, wygody i całego dawnego życia, niczym księżniczki w mugolskich baśniach i najbardziej fantastycznych romansach Cilliana. Tyle, że za decyzją Isabelli nie stał przecież poryw serca - a przynajmniej nie tylko uczucie, jakim do siebie zapałali. Steffen doskonale wiedział, że nie spodziewała się nawet go spotkać po ucieczce do Alexa i że fundamentem jej decyzji były ideały oraz szczerość wobec samej siebie. A za to kochał ją jeszcze bardziej - i tym bardziej pragnął się nią opiekować. Rozniecać jej płomień i chronić przed zimnymi porywami wiatru dziejów. Jeszcze rok temu Isabella miała zostać kolejną różą w ogrodzie Rosierów - a teraz rozpalała własne domowe ognisko, wnosząc jasność i ciepło do skromnej Szczurzej Jamy w Dolinie Godryka.
Kochał Isabellę Presley, niegdyś Selwyn, niedługo Cattermole. Kochał ją pierwszym, nieśmiałym, młodzieńczym zauroczeniem, gdy nocą zobaczył rozwiane włosy na błoniach Hogwartu i poznał pierwszy sekret prześlicznej Ślizgonki. Pęd do wolności, który pchał ją na miotłę gdy nikt nie widział i doprowadził ją aż tutaj. Zakochał się trochę doroślej, gdy na Pokątnej po raz pierwszy porozmawiali w cztery oczy, gdy odważył się z nią porozmawiać i ją poznać. Uczucie nabrało smaku szaleństwa, gdy przypieczętował je brawurowym, skradzionym pocałunkiem. Zapomniał wtedy, że przecież tylko na chwilę odwiedził jej złotą klatkę i że takie dziewczęta jak one są obiecywane bardzo innym chłopcom od niego. A gdy sobie o tym przypomniał, wreszcie przekonał się, jak to jest mieć prawdziwie złamane serce. To uczucie nie miało nic wspólnego z przykrym wstydem, gdy Bertie miał śmiałość prosić Gryfonki do tańca na Zimowym Balu, a on nie. Ani z zazdrością, gdy Marcel miał na potańcówkach większe powodzenie od niego. Ani ze łzami tęsknego wzruszenia na ślubie Thomasa i Jamesa (na szczęście byli potem zbyt pijani, by pamiętać, że się rozkleił - oby).
Złamane serce, tak naprawdę złamane, utwierdziło go w przekonaniu, że czuje do Isabelli o wiele więcej niż do jakiejkolwiek innej dziewczyny w jakiej był zauroczony. Wspiął się na wyżyny szczerości, wyznał jej miłość, a potem postanowił honorowo się wycofać i dać jej żyć swoim życiem - co prawie (nie licząc pewnego wstydliwego anonimu) się udało. Tyle, że gdzieś po drodze zmienił się ze zranionego chłopca w mężczyznę, który zrozumiał swoje poważne zamiary gdy tylko na powrót otrzymał szansę na walkę o serce Belli. A ona zmieniła się z dziewczęcia w kobietę, samodzielnie kształtującą swój los. Widząc, że bardziej od cerowania ubrań interesują ją magia lecznica i alchemia, rozumiał doskonale, że ich małżeństwo będzie zupełnie inne od związków jego mamy czy cioci - ale spodziewał się przecież tego, jak mógł się nie spodziewać, biorąc za żonę wygnaną szlachciankę?! I choć wiedział, że nigdy nie będzie ich stać na skrzata, to serce pękało mu z dumy, gdy widział pasję z jaką Isabella pracuje (tak, pracująca żona! Chyba zdumienie takim stanem rzeczy było jedynym, co zszokowałoby zarówno jego mamę, jak i Moragnę Selwyn…) w Leśnej Lecznicy Alexa i dopomaga przyjaciołom oraz sojusznikom. Nigdy nie poznał takiej kobiety i nigdy jej nie poznał, a przecież na drugiej randce (choć do dzisiaj nie był pewien, czy spotkanie w Pałacu Bealieu było randką?) z podziwem słuchał o jej marzeniach by zostać uzdrowicielką i alchemiczką - ba, zachęcał ją wtedy do ich realizacji, w świecie młodzieńczych mrzonek. A teraz… jak to się stało, że obydwoje spełniali swoje zawodowe marzenia? Ona w lecznicy, on w Gringottcie.
Tylko wojna stała im na przeszkodzie, utwierdzając Steffena w przekonaniu, że marzenia marzeniami, ale najważniejsza jest rodzina. I że nie powinni już dłużej zwlekać - po (nie tak znowu) długich jesiennych naradach, postanowili więc wziąć ślub już w styczniu. Być razem. Wreszcie.
Na zawsze - a Steffen ze swojej strony zamierzał się postarać, by to zawsze potrwało jak najdłużej. Nadal chciał i musiał walczyć dla Zakonu Feniksa, ale wytrwale ćwiczył animagiczne przemiany i magię defensywną by mieć szansę wrócić do domu, do narzeczonej, do żony w jednym kawałku. By móc ochronić i ją - przed każdym zagrożeniem. Przechodziła w końcu pod jego opiekę spod kurateli Alexandra, a jemu i jego ekspertyzie w białej magii niełatwo było dorównać.
Czekał teraz pod przystrojonym wyczarowanymi kwiatami łukiem, w promieniach zimowego słońca (kryształ od Finley przegnał wszystkie chmury), przestępując z nogi na nogę w skrzypiącym śniegu. Słońce odbijało się od białego puchu niczym iskry.
Słyszał i czytał w „Czarownicy”, że panów młodych podobno dopadała w dniu ślubu trema - że można było stresować się samą uroczystością, czuć przerażenie perspektywą ustatkowania się, albo martwić, że to panna młoda ucieknie sprzed ołtarza.
On jednak czuł tylko radość i przedziwny spokój. Wiedział (wierzył?), że Isabella nie zmieni dzisiaj zdania - przeszli razem zbyt wiele, by mógł wątpić w siłę ich uczucia. Wiedział, że podejmuje dziś najlepszą decyzję w swoim życiu i że spędzi je z kobietą, na którą najpewniej nie zasługiwał. Wiedział, że będzie z nią szczęśliwy - i że zrobi absolutnie wszystko, by i ona była szczęśliwa i bezpieczna u jego boku. Choć nieustannie zamartwiał się wojną, a od początku stycznia poborem do wojska, dzisiaj zdołał odsunąć te myśli na drugi plan. Jedynym, czym się martwił, było samo wesele. Spełniał dzisiaj swoje marzenia, ale czy wszystko będzie takie, jakie wyobrażała sobie Isabella? Bardzo go to frapowało - poza Toujours Pur, nie był w końcu w stanie zapewnić jej przepychu, na który zasługiwała, ani nawet potraw i win, które w lepszych czasach byłyby obecne na zwykłych weselach. Czy jedzenia starczy dla wszystkich?
Czy goście będą się dobrze bawić? Czy na pewno dobrze nałożył tą Dunę? Czy spodoba się dzisiaj Isabelli - we fraku, w którym brał ślub jego własny ojciec (i który Trixie tak mistrzowsko odnowiła i dopasowała do sylwetki Steffena, że nikt nie pomyślałby, że strój miał swoje lata i nie był szyty na miarę)? Kilka myśli tego rodzaju przemknęło przez jego głowę, gdy czekał na pannę młodą. Większość z nich zdążyli przedyskutować, starannie zaplanowali w końcu całą ceremonię - ale organizacja wesela była zaskakująco czasochłonna (o wiele bardziej, niż można było wywnioskować z książek i z „Czarownicy”!) i Steffenowi cały czas zdawało się, że jeszcze o czymś zapomniał albo czegoś nie dopatrzył.
Potem jednak ją zobaczył i zapomniał już o wszystkim. Cały się rozpromienił i coś ścisnęło mu gardło, ale szybko przełknął ślinę i spróbował wziąć się w garść - miał w końcu przysięgę do wygłoszenia.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Ogród [odnośnik]12.09.21 20:22
Bywała już na ślubach. Szlacheckie uroczystości, pełne przepychu, złota i dumy przelewającej się przez twarze zebranych. Dostojnicy analizowali zacieśniające się więzi dwóch rodów, rozprawiali o przyszłości, sojuszach i przyjaźniach. Stawiano czasem odważne hipotezy, zasiewano plotki i je też zadeptywano, nim zdołały wypuścić korzenie. To były polityczne spektakle i obowiązki. Zachwyceni krewni wyobrażali sobie, jak kolejna gałąź pni się, by wkrótce wypuścić nowe liście, by przedłużyć nieskończoną, pielęgnowaną od wielu wieków historię, by uszanować tradycję, z którą nikt nie śmiał dyskutować. By ukoronować żywot hodowanej jak ten ulubiony pąk damy, by obdarować swego szlachetnego dziedzica właściwą żoną. By przetrwać, kiedy bogate rzeźby, arystokratyczne sylwetki chwiały się na obrazach, w kamieniach, w ciepłych pantoflach. Teraz pierwszy razy znalazła się na tak dziwnym przyjęciu, w tak niesamowitej roli, pośród prostego domostwa, w szczerym gronie rodziny i przyjaciół. U boku ukochanego.
Dom udekorowano w miarę możliwości i środków. Zadbano o roślinność, bez której Isabella nie wyobrażała sobie ceremonii i świętowania. Pachniało zielonym liściem, w powietrzu unosiła się ziołowa woń kadzidła odprężającego. Przez chwilę ulecieć miały zmartwienia wszystkich, przez chwilę wyparować miał klimat wojny i niesprawiedliwości. Śnieg obsypał Dolinę Godryka, magicznie zaklęty w Szczurzej Jamie stać się miał tego dnia nie udręką a podporą, wdzięczną ozdobną i rozrywką. Od udekorowanej bowiem zimowo furtki witało gości ciepło. Odśnieżona dróżka prowadziła prosto do drzwi. Wystarczyło tylko musnąć kwiatowe ozdoby zawieszone na nich, by te ustąpiły i wpuściły każdego, kto trzymał skryte w kieszonce zaproszenie. Peleryny i płaszcze skrywały się na magicznym wieszaku, a na powitanie przed gościem pochylało się naczynie wypełnione kolorowymi kamykami z wyrysowanymi runami. Podarek należało wybrać i trzymać przy sobie. Steffen obiecał, że każdy z tych znaków będzie raczej miłym uczuciem, ale kto wie? Może przydarzy się coś mniej szczęśliwego. Oby nie! Goście mogli rozejrzeć się po przyszykowanej elegancko jadalni z wydłużonym czarami długim stołem i udekorowanymi krzesłami, mogli także dostrzec stanowisko z kieliszkami i Toujours Pur oraz innymi rozmaitościami alkoholowymi, które chętnie lewitowały, by wypełnić szkło wybranym napojem. Wewnątrz było ciepło, gdzieś w tle grała delikatna muzyka, a zaprzyjaźniony ceremoniarz zachęcał, gdy nadeszła już pora, by udać się do ogrodu. Był to bowiem najbardziej urzekający zakątek i to tam wspólnie ze Steffenem obiecać mieli sobie wieczną miłość. Śnieg zdobiący to miejsce był delikatny, o umiarkowanej temperaturze i nietopniejący. Rozstawione gdzieniegdzie ławeczki i atrakcje grzane były ogniem umieszczonym na specjalnym paliku. Płomienie odprowadzić miały pannę młodą do ołtarza, płomienie umilić miały czas wszystkim przybyłym z zamarzających zakątków kraju. Ozdoby, światełka i mnogość zieleni w ośnieżonym ogrodzie czarowały, czyniąc scenerię niezapomnianą. Właśnie o takim otoczeniu marzyła, właśnie tak sobie wyobrażała drogę do ukochanego. Najlepszą, wyśnioną. Zupełnie jak on. Ten niepozorny dziennikarzyna z Pokątnej. Steffen.
Strój był prosty, a jednak jakby ze snów. Dzieło Beatrix łączyć miało jedno i drugie życie. Bo Bella przenigdy nie przestanie być już damą, lady o płomiennym spojrzeniu, zachwyconej wielkim światem i tkwiącymi w nim możliwościami. Teraz wszystkie te bramy otwierały się przed nią, choć zdawałoby się, że największą baśń oddała bezpowrotnie. Wędrowała w bieli, nienagannej, symbolicznej. Bieli nasączonej lekki srebrzystym i zielonym haftem, który zdawał się przeczyć świętym tradycjom pani matki. Prosty krój, bez dziesięciu warstw, zdobnego tiulu i bufiastych rękawów. Materiał długi, nie krótsze te rękawy, tkanina ciągnąca się aż do szyi. Kryjąca ją całą. Włosy jak wytrącone z kominka iskry, złociste, poskręcane i opuszczone po plecach, a u ich szczytu wianek. Magicznie zachowane pąki trzymała specjalnie na tę okazję. Białe kwiaty, białe i jasnoróżowe, lekkie i delikatne. Oblicze nimfy, która kryła w sobie nieposkromione pożary. W dłoniach zaś jeszcze jeden bukiet. Dziwny, całkiem zielony, różnobarwne liście, wonne zielone zioła, lecznice mieszanki. Wszystko z zaczarowanej na zimę cieplarni. Posiadanie u swego boku mistrza transmutacji zdecydowanie ułatwiało pracę z roślinami i jednoczesne przygotowanie małego domku na wesele. Wiele prac poczyniono, by Szczurza Jama zdołała pomieścić gości i każdemu z nich ofiarować wygodne miejsce. Pośród swoich, w zaufanym i serdecznym gronie spędzić mogli tę noc wyłącznie na beztroskim świętowaniu.
Teraz szła, ostrożna, rozpalona w stresie i pragnieniu. Nadchodziła właściwa pora. Nie czerwiec stał się miesiącem uroczystości, ale styczeń. Kto by pomyślał? Nie lord Rosier. To był Cattermole. Stał tam, czekał już na nią. Ostrożnie stąpała w tych świetlistych, pantoflach, wyuczone spojrzenia, wytrenowana nienaganna mimika w chwili, kiedy wszystko kazało jej się uśmiechać lub znosić stopy do lotu. Delikatnie spoglądała więc, ignorując orkiestrę spętaną ciasno w piersi. Na palcu lśnił księżycowy kamyk i zdawało się, że tego dnia nic nie może im już przeszkodzić. Czy pragnął jej? Czy kochał? Czy wciąż i czy na zawsze? Pytania wirowały w myślach młodziutkiej uzdrowicielki, ale obiecała sobie, że zaufa temu, co przyszykował dla nich los, że będzie walczyć ze wszystkimi przeszkodami i o każde z ich marzeń. Choć ponura wojna jak zimne łańcuchy ściskała kraj, choć rodzice nigdy nie dowiedzą się o tym zdarzeniu – nieważne. Byli tutaj ci wszyscy, których kochała. Jedyni krewni, którzy pojmowali jak nikt inny to, co przeżyła. I to, co już za kilka chwil miała obiecać młodemu łamaczowi klątw.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ogród A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Ogród [odnośnik]12.09.21 20:24
Wyglądała tak pięknie, że na moment zaparło mu dech w piersiach. Gardło ściskało się ze wzruszenia, gdy spojrzał prosto w oczy Isabelli. Czy to jej źrenice zdawały się roziskrzone, czy jego własne też? Wziął głęboki wdech, omiatając przelotnie wzrokiem całą postać Panny Młodej. Na sekundę zatrzymał spojrzenie na księżycowym kamieniu, a serce zalała fala ciepłych wspomnień z Irlandii. Wtedy stresował się równie mocno, ale powiedziała tak. Już tyle razy mówiła mu tak - nawet, gdy mógł w to wątpić. Teraz nie miał przecież żadnych podstaw do wątpliwości. Stała przed nim, piękna, w białej sukni, a dzięki kwiatom cała zdawała się kwitnąć i płonąć zarazem. Miał wrażenie, że ich wspólna droga prowadziła do tej właśnie chwili odkąd spotkali się na grządkach w domu Alexandra, odkąd z niedowierzaniem dowiedział się o porzuceniu przez Isabellę Pałacu Bealieu. Wtedy po raz pierwszy uwierzył, że jego marzenia mają szansę się spełnić. I właśnie się spełniały. Tutaj. Teraz.
Uśmiechnął się promiennie i rozpoczął przemowę. Pisał przysięgę kilkukrotnie i ćwiczył ją przed lustrem, ale kartkę z notatkami wciąż miał w kieszeni marynarki i na razie po nią nie sięgał. Wiedział, że i tak nie będzie potrafił trzymać się planu - a słowa popłynęły z głębi serca.
-Isabello, jesteś cudem. - na przykład te słowa. Miał zacząć inaczej, ale była tak śliczna, że zdanie wymsknęło mu się z głębi serca. -Cudem w moim życiu, bo zupełnie nie spodziewałem się, że… wybierzesz Dolinę Godryka, wybierzesz mnie. - zniżył lekko głos, kierując te słowa tylko do niej. Mogli je co prawda usłyszeć wszyscy zebrani, ale Steffen nie zamierzał precyzować, co oznaczają, wchodzić w historię ich związku. Najbliżsi wiedzieli. A choć ten dzień miał być przeznaczony dla ich gości, to ta chwila, minuty przysięgi składanej pomiędzy nimi - była tylko dla nich.
-Każdego dnia będę o tym pamiętał i będę za to wdzięczny. - wyszeptał, a potem, przypominając sobie o zebranych, dodał odrobinę głośniej.
-Ale jesteś cudem nie tylko w moim życiu - pomagasz, pokrzepiasz i uzdrawiasz, gdzie tylko się zjawisz. Rozświetlasz nie tylko moje dni, ale jestem przekonany, że w życie z każdego zebranych wniosłaś lub wniesiesz pomoc i ciepło. - czy to w Lecznicy, czy to promiennym uśmiechem. Niektórzy nie zdążyli jeszcze jej poznać bliżej, ale widział przecież - przedstawiając ją własnej rodzinie, czy wychwytując zaskoczenie kolegów - że każdego zachwycała.
-Jesteś wyjątkowa. - dla niego absolutnie idealna, unikatowa, i zaskakująca, ale chyba nie trzeba było być w niej zakochanym, by to widzieć. A on kochał ją właśnie za to, że nie spędzała dni w kuchni, jak jego mama - a w szklarni, w lecznicy, wśród książek. Jego płomienna i pełna energii Isabella.
-Kocham cię, Isabello Presley. Jestem zaszczycony, że zgodziłaś się nosić moje nazwisko, że chcesz spędzić ze mną resztę życia. Jesteś płomieniem, który rozgrzewa moje serce każdego dnia. Byłaś przy mnie w najpiękniejszych i najtrudniejszych chwilach mojego życia i przysięgam ci, że ja będę przy Tobie. W zdrowiu i w chorobie, na wojnie i w czasach pokoju, podczas biedy będę o Ciebie dbał, a w czasie dostatku się z Tobą cieszył. - głos zadrżał mu lekko, bo z wymienionych cieszyli się obecnie tylko zdrowiem.
-Od dzisiaj nie będę tylko Steffenem Cattermole, od dzisiaj będziemy rodziną i przysięgam ci, że każdego dnia będę kierował się dobrem naszej rodziny, Twoim dobrem. Ja, Steffen Cattermole, biorę Ciebie, Isabello Presley, za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i szczerość, oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. - wygłosił zadziwiająco pewnym, mocnym głosem. Stres zniknął gdzieś po drodze, teraz czuł tylko pewność i szczęście i ciepło. - Przyjmij tą obrączkę na znak mojej miłości. - dodał miękkim tonem, sięgając po jedną ze srebrnych obrączek, trzymanych na tacce przez stojącego obok pana młodego Marcela.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Ogród [odnośnik]12.09.21 20:26
Cud. Zapadał się w niej. Zatapiał ufne spojrzenie, obiecywał miłość. Uczucia jak płomyki – uwiązane w pochodni gnały w górę, owinąć się chciały wokół niej. Uczucia. Dobre uczucia, które nie były marzeniem, które ze świata baśni prześlizgiwały się między czujące palce, między realne spojrzenia. Byli tu dla siebie. Celebrowali zakochanie, które tego dnia przemienić ich miało w męża i żonę. To parę słów, kilka miłych dla ucha fraz, ale one w tym otoczeniu, w świetle śnieżynek i białych świateł urastały. Isabella wiedziała, że małżeńskie obrączki na palcach nie sprawią, że ta więź stanie się pełniejsza. Obiecała sobie kochać go na wieki, kochać tak mocno, jak wczoraj i dziś – tak kochać już po wsze czasy. W gronie najbliższych ofiarować mieli sobie siebie ten kolejnym raz. Ostatecznie. Spomiędzy przejętych warg zaczęły wypływać emocje. Widziała ich kolor, mieniły się radością. Ich moc otwierała bramy. Teraz kroczyć mieli już tylko razem. Jeszcze chwila, jeszcze kilka czułych spojrzeń i niespokojnych oddechów, a potem staną się już jednością. Nie potrafiła patrzeć na nikogo innego – tylko Steffen. Trema drapała ją w kostki, wiązała gardło, ściskała serce znacznie bardziej niż gorset, ale przecież już tyle razy przeżywała podobne celebracje. Podobne? Och, przecież nigdy nie takie. Tym razem to ona uśmiecha się w eleganckiej bieli, tym razem to ona jest tą, dla której tutaj przybyli. Na którą każdy spoglądał. Była gotowa, gotowa, tak bardzo gotowa! Poruszona dusza uwolniła krople słońca. Te wdzięczną nitką oplotły się nad dolną linią rzęs.
Kocha mnie. Nie śmiała przerwać. Oczy te, jak dwie malachitowe drobiny, rozświetlały się tylko bardziej. Słabła w spiętej pozie i tylko energia kumulująca się gdzieś w głębi – oczekująca na dobrą chwilę – podtrzymywała tak przejętą postać. Nie mogłaby upaść. Przecież u jego boku wciąż się wznosiła. Była jak wijące się pędy: poszukiwała swojego oparcia. Rozszerzyła usta w uśmiechu, kiedy skierował dyskretnie słowa, które słyszał każdy w tym przyjaznym otoczeniu. Kiepski moment, by szeptać tajemniczo, kiedy dziesiątki par uszu wyciągają się w twoją stronę, Steffenie. A oni? Ich dwójka przecież nigdy nie słynęła z ciszy i głęboko chowanych tajemnic. Przypominali wyrzucone w powietrze ptaszysko. Ono zawsze musiało lecieć. Ale mówił, opowiadał o wyjątkowości, malował jej aurę czerwonością, pozwalał zapuścić korzenie w bratniej duszy. Ożywała. Właśnie trwale splatał się ich los, właśnie stawali się rodziną. Ona, urodzona jako lady, płomień Wendeliny, nadzieja pana ojca, a potem uciekinierka, ta wyklęta, ta skazana na wieczne potępienie przez wszystkie salamandry i róże. Teraz dojrzewała w nowym ogniu, niemniej łaskoczącym, niemniej ciepłym. Gdy na niego patrzyła, kiedy mówił o wieczności, zdawało się, że końcówki chłopięcych włosów zaczynały płonąć, że w powietrzu uniósł się zapach ogniska. A może to tylko złudzenie? Zapragnęła go dotknąć, kiedy wsuwał na jej palec pierścień, kiedy chłodne srebro spajało się z nią w symbolu. Czuła, że nie wypowie nawet najmniejszego słówka. Tak bardzo był jej drogi. Między palcami przekazywali sobie żar. Oddychała jego powietrzem.
– Steffenie – wymówiła na próbę, ostrożnie, z jawnym wzruszeniem. Głos był nieco chropowaty, nierozgrzany. Zablokowany potęgą tego wydarzenia. Ale miała przecież odwagę, nigdy jej nie traciła. A on był przez ten cały czas obok. – Jesteś moją najjaśniejszą myślą, twoim uśmiechem tkane są moje marzenia. Kroczmy odtąd już tylko razem, silniejsi, złączeni dłońmi, złączeni miłością. Obiecuję, że pozostanę przy tobie, że stanę za tobą i u twego boku będę rozwijać skrzydła. Przekazuję ci moje iskry, odtąd płonąć możemy razem. Pod piekielnym słońcem, pod grzmiącymi błękitami nocy – cokolwiek się wydarzy, przysięgam pozostać oddaną tobie, troszczyć się o naszą miłość i o to ognisko. Nasze. Nie opuszczam żadnego wcielenia, nie zapomnę o niczym i niczego nie zepchnę w ciemną otchłań, ale obejmuję cię tym płomieniem, w nim rozkwitaj. W nim rozkwitajmy razem. Kocham cię i kryję się w twym sercu. Tak jak i ciebie zapraszam do mojego. Pozostań blisko. Ja staję się twoją żoną, ty stań się mym mężem. Niech będzie odtąd Isabella Cattermole. I Steffen. Moja miłość. Jej symbol, gdy parzy, ofiarowuję tobie, byś w tym ponurym świecie nigdy mnie nie zgubił. Jestem już zawsze i kocham – To mówiąc, objęła czule dłoń ukochanego, by wkrótce oddać mu srebrzysty pierścień. Zaklęty na jego palcu oznaczać mógł tylko jedno. Odtąd istnieli jako żona i mąż. Wewnątrz niej wszystko gnało, serce bombardowało klatkę piersiową, a radość podszczypywała skórę. Oto wydarzyło się coś, co do niedawna nie było nawet zbyt śmiałym snem. Ewoluowała. Razem dojrzewali do tego, by teraz wznosić rodzinne mury, by pozwolić temu drzewu wypuścić nowe gałęzie, by być dla siebie oparciem i mocą w każdej trudnej chwili. By razem przeżywać radość i razem przeciwstawiać się mrokom. Tak bardzo go kochała. Przy nim stawała się gotowa. Przekazywał jej coś więcej, nieopisane wzmocnienie, niemożliwą do ujarzmienia potęgę. Dawał jej sens, prowadził przez niepojęte ścieżki. A kiedy mogli iść razem, przeszkody zdawały się rozpuszczać pod magią wspólnego spojrzenia. Czy to możliwe?
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ogród A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Ogród [odnośnik]12.09.21 20:28
Choć głos minimalnie mu drżał, to Steffen dokończył przysięgę płynnie i ufnie, zapominając zarówno o stresie, jak i o gościach i zatapiając wzrok w roziskrzonych oczach Isabelli. Była tu, przed nim, gotowa, aby stać się jego żoną. Przyjęła jego obrączkę, tym samym spełniając jego marzenia. Z każdym słowem uświadamiał sobie, że mówił jej już przecież odważniejsze rzeczy, że dzisiejszy dzień wcale nie jest krokiem milowym, a jedynie ukoronowaniem tej drogi, którą już wspólnie przeszli - i obietnicą, że dalej nadal będą iść razem.
Wiele się w życiu śmiał, ale nie wiedział, że policzki mogą boleć od nieustannego, zbyt szerokiego uśmiechu, który nie schodził mu z ust. Dowie się dopiero później, po ceremonii - teraz był zbyt szczęśliwy, by zwracać na to uwagę. Rozgrywał się w końcu cud.
Ciepło rozlewało się po sercu wraz z każdym słowem, wypowiadanym przez pannę młodą. Przysięga piękna i wzruszająca, bardziej elegancka i poetycka od tej jego, czego zgromadzeni pewnie spodziewali się po szlachciance - ale on nie miał głowy do porównywania ich przemów, łapczywie chłonąc każde przeznaczone dla siebie i tylko dla siebie słowo i wiedząc, że zapamięta tą chwilę do końca życia. Że wyznania Isabelli ogrzeją jego serce w najmroźniejszą z zim, wskażą drogę do domu w każdych tarapatach, rozjaśnią najciemniejszą noc. Trwała wojna, nic nie było pewne, ale ich miłość właśnie utrwalała się w ich słowach, w dzisiejszej ceremonii. Rozchylił lekko wargi, oczy miał już szkliste, do dzisiaj nie poznał takiego szczęścia, a radość płonąca w sercu zdawała się trwalsza i intensywniejsza od wszystkiego, co do tej pory przeżył. Od pierwszej przemiany w szczura, przez satysfakcji ze złamania pierwszej trudnej klątwy, do pierwszego pocałunku - wszystkie tamte chwile były piękne, ale teraz rozgrywała się ta najpiękniejsza.
Gdy Isabella wsunęła na jego palec obrączkę, bardzo chciał już pocałować pannę młodą - i być może mogła się tego spodziewać - ale pozostało jeszcze coś do zrobienia. Niespodzianka. Gdy zajęci byli przysięgą, Amelia - która wcześniej udekorowała drogę Isabelli płatkami wyczarowanych kwiatków - oddaliła się na moment, by powrócić z wyprasowaną i starannie złożoną szatą. Wyraźnie przejęta, wręczyła ją Marcelowi, odbierając od niego tackę z obrączkami. Steffen, przez moment trzymając jeszcze dłonie Isabelli w swoich, uśmiechnął się zaś jeszcze szerzej.
-Isabello Cattermole, jesteśmy teraz mężem i żoną. - obwieścił, głosem mocniejszym i pewniejszym niż przed chwilą. Tak, jakby zniknęły już wszystkie troski.
-Pozostawiłaś i zmieniłaś dla mnie wiele, ale chciałbym, abyś o dzisiejszym dniu myślała jak o nowym początku. Ten dom jest teraz twoim, moje nazwisko - naszym, a ta szata niech będzie symbolem ogniska, jakie rozpalasz w moim domu i sercu. Niech podkreśla twój blask i chroni Twoje ciepło przez złym rodzajem żaru. - po wypowiedzeniu tych słów odwrócił się na moment do Marcela i odebrał od niego szatę. Podchwycił spojrzenie Trixie, skinął jej z wdzięcznością głową (widział już prezent i przeszła sama siebie, a potem rozprostował materiał. Miękki, czarny materiał spłynął kaskadą w dół, sięgając do bioder Isabelli. Steffen dał pannie młodej chwilkę na rzucenie okiem na prezent, a potem cofnął się o krok, aby móc nałożyć szatę ze skór ognistej salamandry na ramiona Isabelli Cattermole. Kreacja, choć nieprzesadnie obcisła, była dopasowana do wymiarów, które Trixie już znała. Rękawy były długie i bufiaste u dołu, a kołnierz elegancko skrojony. Klasyczny krój i czerń przełamywały plamki pomarańczy, które skrzyły się na całej szacie - niczym iskry, lub promienie wschodzącego słońca. To w nich krawcowa zaklęła cały swój kunszt i znajomość charakteru panny młodej, to one wydawały się równie ciepłe i żywe jak Isabella, to one powinny się jej spodobać.
To już wszystko. Po przyjęciu podarunku przez Bellę, znów znalazł się naprzeciwko żony, by ująć jej twarz w swe dłonie i złożyć na jej ustach delikatny i czuły pocałunek.

przekazuję żonie szatę ze skór ognistych salamander (+64% redukcji obrażeń od ognia, wytrzymałość 410) z ekwipunku


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Ogród [odnośnik]12.09.21 20:30
Nie spodziewała się tego dnia ujrzeć piękna salamandrowej skóry. Właściwie już żadne podarki, żadne dodatkowe potrzeby, oprócz przyjaznego, wspólnego świętowania, nie przejmowały jej myśli. Pragnęła jego radości, dopełniającego się przeznaczenia, które tego dnia stało się już naprawdę jej. Wszystkie marzenie wypełniało uczucie, wszystkie spojrzenia płonęły żywo, by objąć ukochanego czułością i nazwać go mężem. Dawne symbole nie rozpłynęły się, nie dały zadeptać przykrościom i smutkom. Dawne symbole zaplatały się płomieniem wokół ciała, wokół duszy – by uczynić ją mocniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. A widok ten, złożone na jego dłoniach salamandry, sprawiły, że upudrowana twarzyczka damy rozjaśniła się. Tego szczęścia nie dało się skryć, tego szczęścia nie można było udawać. Ono było tak prawdziwe jak to ogrzewające ich uczucie. Pośrodku mroku i lawiny złych wieści ich zakochanie istniało jak to światło, ostatnie ratunkowe koło pośrodku bezkresnych mórz. Znalazła się pora i możliwość, aby celebrować zaślubiny zgodnie z tradycją, aby dzielić się radością z rodziną i przyjaciółmi. Choć kryli się, choć nie mogli zaprosić wszystkich, to jednak wspólna praca zaowocowała. Dziś stali w najmilszym gronie, dziś krzyżowali spojrzenia jakby po raz pierwszy, ale na wieczność. Zapatrzona w Steffena nie umiała za bardzo skupić się na otoczeniu. Rwące się serce nie pozwalało jej obejmować uwagą czegokolwiek – istniał tylko on, słyszała tylko ich wzajemne miłosne ballady, czuła srebrny chłód pierścienia, który nagle przeobraził się w łaskoczący pożar.
Isabello Cattermole. Isabello Cattermole. To ja. Dudniły słowa w uszach, oczach, w piersi. Dudnił, tańczyły, czarowały jak drogie pieśni, jak ulubione poematy. Składał jej bowiem przysięgi najwyższe, wieczne i jedyne, oferował wszystko, co tylko ma, a to samo ona pragnęła opowiedzieć jemu. Bo przecież od teraz istnieli jako jedność. Rozłożona naprzeciw niej tkanina, ze snów, z legend, od korzeni, otoczyła jej trzęsące się z przejęcia ramiona, objęła żarem, zapieczętowała uczuciem. Nie mogła powstrzymać się przed pochwyceniem jej skrawka. Między palcami poczuła fantastyczną fakturę. Zupełnie jakby płonęła. Opuszczona lekko głowa zdradziła drobną słabość i speszenie. Przecież to było wspaniałe. Podarek stworzony specjalnie dla niej, dla córki Wendeliny. Gdyby tylko mogła poczuć się jeszcze bardziej  wyjątkowo, to tak by się stało, ale ekscytacja wypływała już poza wszelką skalę. Idealny moment oczarował ją. Aż poczuła pewną mglistość przed oczami i lekko zakołysała się na nogach. Nie mogłaby przecież objawić słabości na własnym ślubie! Żółte plamki na nieprzeniknionej ciemności zdawały się lekko poruszyć i poprzesuwać. Zupełnie jakby przeskakiwały po dumnie spływającej w dół skórze. Przyrzeczenia panicza Cattermole’a odbijały się echem w jej duszy. Rozwarła lekko usta, by móc jakkolwiek odpowiedzieć, ale głos kolejny raz utknął w gardle. – Gdy jesteśmy razem, Steffenie, żaden zły ogień nie zdoła nas skrzywdzić. Jesteśmy silni, niemożliwi do rozdzielenia. Chrońmy nasze ognisko. Obiecuję dbać i o nie i o ciebie – wyraziła wreszcie, choć pierwsze sylaby wyraźnie oznaczyły emocje. Postarała się wziąć głęboki wdech. Dziękuję. Roziskrzone błyski wydostawały się z tych zielonkawych tęczówek. Odtąd stała się lady… panią Cattermole. Żoną. Ukochaną.
Zwieńczeniem ceremonii stały się dwie mknące ku sobie twarze, usta, które jak te pieczęcie, podkreślić miały wagę obietnic we wspólnym zderzeniu. Delikatnie zbliżyły się ku sobie, rozsmakowały w czarze, który przecież już znały… A jednak tym razem Steffen smakował inaczej, tym razem ofiarowała czułość mężowi. Jakże niesamowicie to brzmiało. Wytrącona z jednej złotej bajki przedostała się do tej drugiej, zupełnie innej, ale jeszcze piękniejszej. Zimowy ogród wypełniło ciepło. Nadzieje rozrosły się jak odczarowane z podłych klątw pędy. Ich historia nie zaczęła się dziś, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że nadchodziło nowe. Tej nocy mieli bawić się i świętować, tańczyć i przez chwilę wyrzucić wojenne utrapienia w kąt. Czy to możliwe? Nie tak dawno temu przekonała się o tym, że żaden los nie był ostateczny, że zawsze istniały jakieś wybory. Rozanielona odkleiła lekko wargi od ukochanego i rozprostowała się. Podarowała mu najszerszy uśmiech.
– Mężu –
wymówiła pogodnie i wciągnęła głębiej powietrze. Krótko później obróciła się w stronę otaczających ich gości. Tak bardzo cieszyła ją ich obecność. Mały domek w dolinie tego dnia przepełnił się głosem, przyjaźnią i serdecznością. To ciepło gotowe było roztopić wszelkie wojenne bryły rodu. Każdą zimową ostrość. Przecież razem zdolni byli przeciwstawić się wszystkiemu.

Wydarzenie weselne rozpoczęło się.
Witamy pięknie wszystkich naszych kochanych gości :pwease:
W tym temacie wybierzcie podarek dla siebie, który otrzymaliście na wejściu.
We wszystkich lokacjach na powietrzu można rzucać kością na zdarzenia ogrodowe (przykład, w którym znajduje się opis) oraz Toujours Pur (przykład).
W lokacjach w środku domu można rzucać kostką na Tojours Pur.
Wszędzie możecie sprawdzić działanie podarków.
Spis potraw pojawi się, jak przybędą goście wraz z deklarowanymi posiłkami.
W tym temacie możecie się gromadzić i pisać z nami, a tymczasem... rozpoczęły się zapisy na tajemniczą zabawę! Poszukujemy odważnych par.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ogród A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Ogród [odnośnik]12.09.21 22:46
Nie umiała sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek była zaproszona na taką uroczystość – nie mówiła tego przez złośliwość, po prostu kiedy przypomniała sobie przyjęcia, na które uczęszczała przez te wszystkie lata, to najczęściej były to przypadkowe spotkania podczas którego kończyło się wszystko jakimiś zamglonymi wspomnieniami, przykrytymi wówczas dużą dawką alkoholu. To nie tak, że nie umiała się zachować, raczej wtedy nie bardzo skupiała się na odpowiedzialności, podtrzymywaniu relacji zawartych gdzieś w momencie kiedy przez przypadek wpadła do kogoś oknem (zdarzyło się nie raz) albo przez sufit (to na szczęście tylko raz), dlatego gdy teraz się nad tym zastanawiała, musiała przyznać, że to zaproszenie było miłe. Oczywiście jak zawsze pożyczała jakąś sukienkę, stawiając się na miejscu w stroju pożyczonym, ale ze wszystkich ostatnich kreacji w których się pokazywała, nadzwyczaj skromnym. Prosta sukienka, zakrywająca praktycznie całe ciało (ale oczywiście standardowo nie na tyle krępująca ruchów, aby nie można w stroju było gdzieś skryć noża! Bez tego akcesorium czuła się jak bez ręki), delikatnie ułożone rude włosy, które zamiast wyglądać, jakby właśnie wyplątała się z nich wściekła łasica, układały się delikatnymi falami, a delikatny makijaż dopełniał niewinnego acz dojrzałego wyglądu.
Cieszyła się, że Steffen znalazł sobie kogoś. Cieszyła się, bo zasługiwał na szczęście. Po wszystkim co przeszedł, po stracie mentora. Nie znała dokładnie jego narzeczonej, ale wiedziała, że ta czuła się dzisiaj najpewniej najszczęśliwszą kobietą świata i cicho liczyła, że tak już zostanie. Że skoro odnaleźli siebie podczas tych chwil, skoro odnaleźli siebie w tak niepewnych czasach, zasługiwali na to. Żeby chociaż przez chwilę móc wesprzeć siebie i mieć nadzieję, na lepszą przyszłość. Cokolwiek miałoby się dziać, mieli przejść przez to ramię w ramię, dłoń w dłoń, nie krocząc samotnie ale mając obok siebie osobę, dla której chcieliby starać się na co dzień być lepszym człowiekiem…poczuła, że oczy ją zapiekły i spuściła głowę, starając się nie zerkać po obecnych. Tyle dobrego, że wybrała miejsca oddalone od pierwszego rzędu, przynajmniej więc nikt nie zarzuci jej nic, ani nie będzie się z tego śmiać. Delikatnie obracała kamyk w dłoniach, przesuwając opuszkami palców po wyrytej na niej runie. Nie wiedziała, czy miała przynieść jakiś efekt, w tym momencie nie czując żadnej zmiany, ale może jeszcze przyjdzie z czasem.
Dopiero pod koniec zaślubin uśmiechnęła się, pozwalając, aby końca dobiegła wymiana przysięg i każdy mógł ruszyć się ze swojego miejsca. Ostrożnie dołączyła do kolejki, kierującej się w stronę młodych, runę wsuwając do torebki, tak aby pewniej móc trzymać prezent. Nic wielkiego, miała więc nadzieję, że chociaż podarunek był raczej z tych skromnych, zostanie przyjęty raczej ciepło – chociaż wyglądał raczej nieporadnie. Dopiero kiedy stanęła przed państwem młodym, ostrożnie wyciągnęła ręce i przytuliła na krótko Cattermole'a.
- Steffen, dziękuję za zaproszenie. Wam obydwu dziękuję! – Posłała delikatny uśmiech w stronę Isabelli, zaraz też odsuwając się i spoglądając na nich obydwu. – Ode mnie może to niewiele znaczyć, ale mam nadzieję, że los skieruje was na spokojne drogi, a wasza przyszłość będzie pomyślna. Howard byłby dumny i szczęśliwy. – Miała nadzieję, że wspomnienie dawnego mentora Steffena nie będzie odebrane źle, a jeżeli tak..cóż, alkohol stał niedaleko, więc jeszcze miała okazję umrzeć zanim napyta komuś więcej zmartwień. Pakunek ostrożnie wręczyła pani Cattermole, wiedząc, że jeszcze musi objaśnić jego działanie.
- To rama na obraz, pomniejszyłam ją, aby łatwiej było ją przenieść. Nie ma w sobie zawartości – jeżeli przyłożycie do niej dłoń i pomyślicie, jaki obraz chcecie utrwalić, pojawi się od razu. Pomyślałam, że w taki sposób możecie zawsze przywołać radosne chwile, zwłaszcza kiedy drugiej osoby nie ma od razu obok. Jeszcze raz, gratulacje.  – Na pożegnanie ostrożnie uściskała Bellę, mając nadzieję, że nie będzie miała jej tego za złe, po czym odeszła aby zrobić miejsce dla innych. Po drodze powitała Moorów, uśmiechając się szeroko w ich kierunku, a przeciskając się pomiędzy siedzeniami udało jej się złapać Castora. Widziała też pannę, którą mogła skojarzyć jako młodą Nealę, a z dala pomachała jeszcze do Vincenta i Justine. Rzuciły jej się jeszcze Lucinda, którą spotkała parę dni temu, jak i Roselyn, napotkana w lecznicy. Ostatecznie dostrzegła jeszcze czuprynę Prudence, zaraz też przepraszając lekko, kiedy wpadła na Kerstin Tonks poznaną na wigilii – chociaż nie zatrzymywała jej, pewna, że ta będzie bardziej trzymać się siostry.
Sięgnęła po kieliszek, widząc, jak wszyscy rozchodząc się po miejscu, ostrożnie biorąc łyk aby spróbować trunku. Cieszyła się, że przyniesionego przez siebie pieczonego dorsza
z ziemniakami
odstawiła już wcześniej, inaczej wyglądałaby całkiem idiotycznie siedząc przez cały ślub z rybą na kolanach. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że być może powinna poczekać z piciem na jakiś toast, ale teraz za późno było, aby wino wypluć do kieliszka…spojrzała więc mętnie po obecnych, mając nadzieję, że jej faux paus nikt nie zauważył.

Dzień dobry, witam się ładnie i na tużur pur rzucam aby nie kłamać, mój podarek zaś nie działa


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Ogród [odnośnik]19.09.21 0:23
Nie lubił zwierzać się ze swoich marzeń, czy snutych ukradkiem, najczęściej wśród półsennych nocy idei. Jednakże im bliżej było do ślubu Isabelli i Steffena, tym częściej łapał się na myślach, że właśnie ta jedna okoliczność była z nim chyba najdłużej. Marzył bowiem wiele, lecz uwagę miał bardzo płochliwą, do tego stopnia, że gubił wątek już w ćwierci pierwszej z mar, płynnie przeskakując do drugiej. A jednak zawsze, gdzieś z tyłu głowy, miał zakotwiczoną myśl, że tego właśnie wydarzenia nie mógł przegapić. Że stanowiło ono ukoronowanie pewnej epoki, początek nowych, miejmy nadzieję, lepszych czasów. Tego właśnie życzył młodej parze, to było motywem przewodnim wszelkich jego rozważań, włącznie z tymi, z których wyrwała go Finnie, pojawiająca się przed Szczurzą Jamą niedługo po nim.
— Wyglądasz... — fantastycznie, pięknie, wspaniale, baśniowo, nieprawdopodobnie — zjawiskowo... — zdołał z siebie wyrzucić na resztce oddechu, gdyż jego partnerka nigdy nie potrafiła spocząć na laurach. Za każdym spotkaniem rozkwitała coraz bardziej, sumiennie przesuwając granice piękna, które wyznaczał sobie Sprout w swej głowie. Nie czekając specjalnie długo, ofiarował pannie Jones ramię, w drugiej ręce trzymając prezent przygotowany dla pary młodej.
Przy wejściu odebrali niewielkie prezenty. Castor rozpakował swój dopiero po tym, jak zajęli miejsca w ogrodzie. Do ceremonii zostało co prawda niewiele czasu, lecz gdy jego oczom ukazała się runa, w dodatku nie byle jaka, bo jera, uśmiechnął się tak szeroko, że w wychudzonych wojną, likantropią i niejedzeniem policzkach pojawiły się wyraźne dołeczki. Ledwo powstrzymując śmiech, nachylił się nad uchem Finnie, pokazując jej to, co otrzymał.
— To jera. Dwunasta runa Futharku. Najczęściej podawane znaczenie to dojrzewanie, zarówno człowieka, poprzez podejmowane decyzje jak i obierane drogi, ale także w pewnym rodzaju cykliczności, tak jak dojrzewają rośliny — mówił ściszonym głosem, nie chcąc przeszkadzać innym gościom uroczystości w ich drobnych rozmowach przed rozpoczęciem najważniejszej części ceremonii. — To runa zbierania plonów własnej pracy. Nauka cierpliwości, wyczekiwania, tego, że wszystko ma swój czas i miejsce. I wiesz co, chyba faktycznie tak jest — pozwolił sobie na nabranie głębszego oddechu. Zimowe powietrze orzeźwiało, trzymało ciało w stanie wiecznej gotowości, choć wszelkie okoliczności pragnęły szarpnąć jego wymęczoną zmartwieniami duszą i pchnąć wprost w otchłań wzruszeń. — Spójrz tylko, zaraz się zacznie.
Wyprostował się na zajmowanym miejscu, niemalże całą uwagę skupiając na młodej parze. Isabella wyglądała przepięknie, a szczęście, które biło z jej twarzy, dodawało jej rysom niemal anielskiej delikatności i dobroci. Cech, których nigdy jej nie brakowało, a które dziś uwypuklone zostały w umyśle Castora w sposób szczególny. Nie mógł również pominąć prezencji Steffena, który wraz ze wstąpieniem w związek małżeński nagle sprawiał wrażenie człowieka, któremu... można było naprawdę zaufać. Nie chłopca, którego pamiętał ze szkoły, wiecznie uradowanego lekkoducha. Dziś był mężczyzną, który z powodzeniem stawał się filarem rodziny, kimś godnym zaufania, kto poświęciłby wszystko dla dobra ukochanej.
Wszystkie te myśli, w połączeniu z niską temperaturą sprawiły, że nos Castora zaczerwienił się w pewnym momencie dość mocno, a on sam pociągnął nim, ostrożnie i miejmy nadzieję, że cicho. Opuścił nawet na moment głowę, by potrzeć palcem kąciki oczu skryte za szkłami okularów, próbując całą tę sytuację obrócić w konieczność prędkiego wydobycia czegoś wpadającego pod powiekę. Bo przecież ceremonia nie wzruszyła go do łez, przecież nie czuł tego mocnego ścisku radości w sercu, a jego wolna dłoń nie szukała po omacku dłoni Finley, by spleść ich palce ze sobą. Nie, oczywiście, że nie.
Gdy ceremonia dobiegła końca, spojrzał raz jeszcze na Finnie, wyczekując na znak, że jest gotowa by ruszyć do korowodu składającego życzenia nowożeńcom. Gdy tak się stało, ustawili się w kolejce w odpowiednim miejscu, a gdy wreszcie trafili przed oblicza młodej pary, Castor wyciągnął zza pleców opakowane białym papierem ozdobnym pudełko, które wręczył Isabelli.
— Bello, Steff... To dla nas wieli zaszczyt, że mogliśmy wam towarzyszyć w tym wspaniałym dniu. Jesteście i będziecie cudowną parą, bo wasza miłość jest jedyna w swoim rodzaju i... No nie będę już ukrywał, bo słabo mi to idzie, wzruszyłem się, jesteście naprawdę wspaniali — tym razem pozwolił sobie na ułamek nerwowego śmiechu, opuszczenie głowy nieco w dół i kolejne pociągnięcie nosem. Miał nadzieję, że nowożeńcy nie będą mieli mu za złe tej nagłej emocjonalności. — Prezent jest oczywiście dla was obojga, jednakże chcieliśmy, by otrzymała go Bella, jako opiekunka domowego ogniska — uśmiechnął się raz jeszcze, równie szeroko i ciepło co wcześniej. Na sam koniec puścił jeszcze oczko młodej parze, pozwalając sobie uściskać ich oboje. Najpierw Bellę, później Steffena.
Poczekał na Finley oraz jej życzenia, a gdy i te dobiegły końca, odeszli na bok, by nie blokować dalej kolejki. W przygotowanym do tego miejscu leżały już przyniesione przez Castora gołąbki z kaszą gryczaną i słoniną, lecz to nie na potrawach zawiesiło się jego spojrzenie. Wyłapał bowiem wśród gości kilka znajomych twarzy. Każdemu, skinął głową z rozradowanym uśmiechem, wciąż trzymając Finnie za dłoń.
— Nie jest Ci zimno? Może wejdziemy do środka i czegoś się napijemy?

| Pod czerwoną kokardą, którą obwiązane było pudełko, znajdował się krótki liścik:
"Najdrożsi,
życzymy wam, aby wszystkie wspólne dni były równie szczęśliwe, jak dzień dzisiejszy. Mnóstwa cierpliwości, miliona uśmiechów, jak najmniej łez i ton miłości. Oby wszystkie wspólne jutra były piękniejsze od marzeń.

PS. Mamy nadzieję, że dacie nam znać, gdy pojawi się kolejna wskazówka.
Finley i Castor"

Młodej Parze (dokładniej Belli) przekazuję magiczny zegar z wyposażenia.
Moja runa działa połowicznie
[bylobrzydkobedzieladnie]


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Ogród [odnośnik]22.09.21 12:12
W ogniu trwającej wojny nie istniało nic równie pełnego nadziei jak śluby. Zaproszenia na tak ważne - najważniejsze w życiu - uroczystości zawsze napawały Kerstin wzruszeniem, w obecnych czasach jednak dostrzegała w nich drugie dno, na jakie dawniej w swojej niewinności być może nie zwracała uwagi. Ofiarować drugiemu człowiekowi całe swe życie, równało się wierze i ufności w to, że będzie dane to życie wspólnie przeżyć. Na dobre i na złe, w zdrowiu, w chorobie, w szczęściu i w cierpieniach; nawet mając świadomość, że z wielkim prawdopodobieństwem padnie na to drugie. Ktoś bardziej zgorzkniały, taka Justine na przykład, pewnie by powiedział, że śluby trzeba teraz brać szybko, bo jutra można nie dożyć. Że to nieodpowiedzialne decyzje powodowane chwilą. Nieprzemyślane. Kerstin jednak wierzyła w to, że pod naciskiem prób miłość stawała się najprawdziwszym diamentem. A mając w pamięci wszystkie rozmowy, jakie odbyły z Isabellą na temat jej uczuć do Steffena, wierzyła gorąco, że ta miłość przetrwa.
Na ślub zaproszono ją raczej jako przyjaciółkę panny młodej, gdyż pana Cattermole nie znała aż tak dobrze, dla nich obu jednak przygotowała ręcznie szyte na drutach swetry zimowe z czerwonej, pomarańczowej i żółtej włóczki, aby zmieniające się od spodu do góry kolory przywodziły na myśl płomienie. W przypływie sympatii resztkę włóczek zużyła, aby zrobić im dopasowane skarpetki, a żeby nie przyjść z samymi tylko fatałaszkami, już poprzedniego dnia kręciła się po kuchni usmarowana mąką, przygotowując kruche ciasteczka nadziewane powidłami śliwkowymi. W obliczu biedy rzadko miało się okazję skosztować takich słodkości, ale jaki dzień był na to lepszy niż wesele?
Gotowe ciastka włożyła do wiklinowego kosza przykrytego śliczną, kraciastą chustką, prezenty natomiast zapakowała w papier, który został jej po jej własnych paczkach, jakie otrzymała na święta. Ubrała się dość skromnie, na wierzch zielonej sukienki założyła biały fartuszek wiązany w pasie, a blond włosy spięła w dwa grube warkocze, bo taką kojarzyła tradycję, że na weselach panny rozpoznawało się właśnie po tej fryzurze. Wyruszyli do Doliny Godryka całą rodziną, a kiedy dotarli na miejsce, złożyli paczki i otrzepali się ze śniegu, odkryli czekającą na nich misę z kolorowymi kamykami. Kerstin sięgnęła po swój jako ostatnia, przypatrując mu się wielkimi oczami, oczarowana nieznanym symbolem. Zanim ruszyli do ogrodu, gdzie miała odbyć się ceremonia, zdążyła ścisnąć go w palcach i schować do kieszeni, nieświadoma magii przenikającej do skóry. A przecież reagowała na nią silniej, nieprzyzwyczajony organizm nie potrafił zapanować nad drżeniem, które poczuła zajmując miejsce niedaleko łuku przystrojonego kwiatami. Choć w fartuszku miała przygotowane kilka haftowanych chusteczkach, przekonana, że w trakcie uroczystości uroni sowitą ilość łez, ostatecznie całą wymianę przysiąg spędziła stojąc sztywno wyprostowana, zaniepokojona, z twarzą wyrażającą wyłącznie chłodny dystans. Ludzie wokół chowali twarze w dłoniach, pozwalali sobie na szerokie, szczere uśmiechy, na radosne okrzyki, gdy małżeństwo zostało przypieczętowane i zwieńczone pocałunkiem. Kerstin, nieprawdopodobnie, odnosiła za to wrażenie, że wszystko to dzieje się gdzieś obok niej, w innym miejscu.
Kiedy nadeszła pora życzeń, uścisnęła ręce Belli i Steffena w boleśnie formalnym geście, mrużąc oczy i ledwie dostrzegalnie wyginając kąciki ust.
- Dziękuję za zaproszenie, to zaszczyt i przyjemność. Tak, to była wspaniała uroczystość. Mam nadzieję... - Odetchnęła. Co się z nią działo? - Mam nadzieję, że wasze małżeństwo będzie tak wyjątkowe i piękne, jak wyjątkowi i piękni jesteście wy dwoje. - Zerknęła ukradkiem na Just, szukając jej wzrokiem, powinna być wszak blisko. Być może podświadomie zdawała sobie sprawę, że dzieje się z nią coś niedobrego, podświadomie szukała pomocy.

Moja runa działa z przytupem  tears

Przynoszę ciasteczka z powidłami śliwkowymi oraz prezent, w którym znajdują się ręcznie szyte swetry i skarpetki, opisane w tekście!

[bylobrzydkobedzieladnie]


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Ogród [odnośnik]24.09.21 2:08
Nie miał serca powiedzieć Steffenowi, że tutaj nie przyjdzie. Nie miał serca mu odmówić - cieszył się tym dniem przecież tak długo, ale stojąc u jego boku, w centralnej części, na oczach wszystkich, chyba czuł, że nie zrobił dobrze. Słowa przysięgi jednym uchem wpadały, drugim wypadały, romantyczne gesty dostrzegł kątem oka, ze zmartwieniem uciekając własnym spojrzeniem na boki, szukając wpatrzonych w niego oczu. Na pewno ktoś patrzył, budził przecież sensację. Tu, na widoku, w taki sposób. Nie potrafił wyzbyć się drażniących myśli, kłębiły się w głowie jak rozdrażniony rój os, złośliwie, natarczywie, zbyt gęsto. Przywykł do bycia w centrum zainteresowania, wystąpienia nie sprawiały mu żadnej trudności, ale to, jak wygladał, czym był, czym się stał, okaleczenie piętnujące go jako złodzieja, budziło w nim niewyobrażalny palący wstyd, przez który pragnął zapaść się pod ziemię. Zniknąć. Umrzeć. Odejść. Przepaść, na zawsze. Był taki moment, w którym poczuł, że jego oczy zaczynają go piec, że w kącikach oczu rozpaczliwie zbierały się łzy, ale przecież tak łatwo było zrzucić to na wzruszenie miłosną atmosferą. Stał między ludźmi po raz pierwszy od dłuższego czasu, czuł nadmiar bodźców, jak gdyby całkiem od tego odwykł, choć przecież tak naprawdę nigdy nie lubił być sam.
Nie miał ręki - odcięta jak u złodzieja zostawiła po sobie krwawą bliznę nie tylko na przedramieniu, ale przede wszystkim chyba na sercu. Może i już nie bolała tak jak przed miesiącem, ale nie przestała być wcale dramatycznie upokarzająca. Był złodziejem i jako taki został naznaczony, tylko idiota nie zrozumiałby przekazu. A teraz - teraz skupiał na sobie uwagę Zakonu Feniksa, ludzi, na opinii których mu zależało, a którzy pewnie już nigdy nie spojrzą na niego z choćby krztyną zaufania. Uśmiechał się. Uśmiechał się jak podczas występu na Sabacie, kiedy obserwował arystokratów pośród blichtru i potraw ociekających cukrem i tłuszczem, kiedy wzdłuż i wszerz kraju panował przeraźliwy głód. Uśmiechał się i robił to dla Steffena, bo był to dla niego ten jeden najważniejszy dzień, a on obiecał mu przecież już wcześniej. Tego dnia po raz pierwszy od tamtych zdarzeń opuścił Arenę i wciąż nie mógł oprzeć się wrażeniu, że każdy wodził za nim wzrokiem, dostrzegając kalectwo. Niewidoczne i skryte, błękitna pelerynka, którą otrzymał od przyszywanego ojca, zakrywała jego prawą rękę w całości, została skrojona tak, by okrywała prawą stronę jego ciała szczelnie, a ozdobny miękki materiał nie pozwalał w pierwszej chwili dostrzec problemu. To niczego nie zmieniało, nie mógł pozbyć się wrażenia, że widzieli, że patrzyli, że oceniali. Przez cały dzień, przez całą przysięgę, aż do wieczora. Ilu gości dostrzegło drgnienie prawej ręki, gdy taca zachwiała się na palcach lewej, ile par oczu dostrzegło, jak rozpaczliwie usiłuje manewrować tacą, by wymienić ją na podaną przez dziewczynkę szatę, którą następnie - wciąż z uśmiechem, to twój dzień, Steffen - podał przyjacielowi. Bella wyglądała pięknie, przykuwała uwagę, ich szczęście też było piękne, może nikt nie patrzył wcale na niego? Może nikt go nie zauważył? Czy istniała szansa?
Co gorsza, wokół nie było wcale ich przyjaciół, których wsparcia tak bardzo potrzebował.
- Pilnuj jej, stary - rzucił, kiedy schodzili do gości, by przyjąć składane przez nich życzenia. - Nikt nie wierzył, że ona naprawdę za ciebie wyjdzie - dodał z przyjacielską przekorą, by wkrótce uściskać przyjaciela; uściskał też samą Bellę. - Wyglądasz zjawiskowo. Zaopiekuj się nim, bez ciebie zgubi własny ogon - zwrócił się do niej, by pozostać u boku Steffena i pomóc mu odbierać podarki od gości. Jedną ręką, znów upokarzająco, prawa sama szarpała się do pomocy, ale powstrzymywał ją z trudem, nie chcąc wyciągnąć spod płachty materiału nagiego kikuta. Blizna po odciętej ręce goiła się wyjątkowo brzydko - to przez to, że rozbabrał ją tak okrutnie. Nie lubił wracać do tego myślami, spazmy bólu łapały go i bez tego. Po prostu chciał, żeby to się już skończyło. Żeby mógł stąd zejść - z widoku chociaż. Z oczu wszystkich.
Przecież nikt na niego nie patrzył.
Nie przywykł być taki nieporadny, brak dłoni utrudniał mu podstawowe czynności, nawet pochwycenie przedmiotu zbyt dużego, by poradzić sobie tylko jedną dłonią. To, co całe życie miał za swój największy atut, jedyny atut, zniknęło jak piękny sen ustępujący nawarstwiającym się niekończącym się koszmarom. Gdzie była w tym sprawiedliwość? Jak łatwo mogli go ocenić? Czy wiedzieli, ile zniósł tamtego dnia bólu po to tylko, by nie narazić żadnego pośród nich? A czy ich to interesowało? Był złodziejem, nikim nadto i tyle wart był, ile wart był złodziej, mniej niż złamanego knuta. Może i tamtego dnia nie kradł, ale przecież nie powiedziałby z czystym sumieniem, że nie robił tego nigdy. Po prostu miał więcej szczęścia niż Jimmy.
Dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę z tego, że nie miał dla nich nawet prezentu. Nie miał sił, możliwości, czasu? Przeleżał ten czas w łóżku, pewnie mógł to zrobić. Ale naprawdę nie chciał pokazywać się światu z tym, dowodem jego win i słabości charakteru. Czy można było upokorzyć człowieka bardziej, niż karnie go okaleczając?
Uśmiechał się cały czas, przecież potrafił. Potrafił to dla niego zrobić.
Wszystkiego najlepszego, Steffen, naprawdę cieszę się waszym szczęściem.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Ogród [odnośnik]24.09.21 23:03
Wiele się ostatnio działo. Jak to wspaniale, że w czasach, jak te ludzie nie zapominali o uczuciach. Może niektórym wydawało się być to błahe, Macmillan jednak uważała, że momenty jak te, pozwalały choć nieco wrócić do normalności. Był to głęboki oddech, na który mogli sobie pozwolić, moment, w którym nie musieli myśleć o tym, że wróg czai się za rogiem, chociaż może nie powinni go lekceważyć. W końcu wydarzenie jak te, na pewno byłoby dla nich atrakcyjne. Wszak znajdowało się tutaj wiele osób, które działały po jedynej słusznej stronie barykady. Odsunęła jednak te zaniepokojenie na bok. Na pewno będzie bezpiecznie, na pewno będą się bawić wyśmienicie, odetchną choć przez chwilę, pozwolą sobie zapomnieć o tym, co działo się na zewnątrz.
Obudziła się tego ranka pełna entuzjazmu. Zresztą zachowywała się niczym mała dziewczynka, która nigdy nie uczestniczyła w takiej uroczystości. Nie ma się jej co dziwić, w końcu ostatnio raczej rzadko miała możliwość uczestniczyć w spotkaniach, w których brało udział więcej niż pięć osób. Na ślubie musiało być ich więcej, nie mogła się doczekać, aż dotrze na miejsce wydarzenia. Zapewne spotka wiele znajomych twarzy. Do wyjścia przygotowywała się niemalże pół dnia. Wszak musiała się jakoś prezentować, nie mogła po raz kolejny upokorzyć swojej rodziny. Wyciągnęła z szafy zieloną suknię, niezbyt strojną, wszak nie chciała się specjalnie rzucać w oczy. Włosy rozpuściła, aby odwracały uwagę od jej twarzy. Prawie zapomniała o tym nieszczęsnym ubytku w swojej jamie ustnej, uśmiech do lustra na całe szczęście przypomniał jej o tym, że brakuje jej dwóch zębów. Musi pamiętać o tym, aby się nie uśmiechać, żeby nie zauważyli, że nie jest w najlepszym stanie. Nie chciała się specjalnie z nikim dzielić tym, co ją spotkało, było to dla niej zbytnio upokarzające.
Kiedy już udało jej się zebrać wybrała się na miejsce ceremonii. Była przed czasem, jak zawsze, nie usiedziałaby dłużej w domu, jej temperament nie pozwoliłby na to. Przyjęła prezent, który był rozdawany na wejściu. Kiedy wzięła do ręki podarunek.. jakby coś się zmieniło. Ponownie wróciły do niej myśli, które pojawiły się rano. Musiała być czujna, pilnować, aby nic złego się tutaj dzisiaj nie wydarzyło, nie miała pojęcia dlaczego wróciły do niej te myśli, musiała jednak uważać. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby komukolwiek z towarzystwa coś złego się przydarzyło. Rozglądała się uważnie po zgromadzonych, gdyby cokolwiek zwróciło jej uwagę, choć przez moment nie zawahałaby się na pewno. Siedziała gdzieś z tyłu, aby mieć dobry widok na całe towarzystwo. Nie do końca mogła skupić się na ceremonii.. nie to było dla niej w tym momencie najważniejsze.
Kiedy najważniejsze chwile się zakończyły, podeszła z prezentem do pary młodej. - Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia..- rzekła, minę miała jednak poważną, jakby zaraz coś miało popsuć te chwile, na pewno by tego nie chciała. Wręczyła Isabelli bukiet z różowych peonii, a Steffenowi kopertę, w której znajdowało się 100 galeonów, zapewne przyda im się to na nowej drodze życia. Odsunęła się na bok, w końcu nie była jedyną osobą, która chciała im złożyć życzenia.
Pozwoliła sobie wypić kieliszek Toujours Pur, co chyba nie było do końca dobrym pomysłem. Po raz kolejny dzisiejszego dnia poczuła się nieswojo. Zauważyła gdzieś z tyłu Thalię, uśmiechnęła się do niej na przywitanie, będzie musiała ją później złapać. Wracając zaś do wina.. ten kieliszek spowodował, że miała ochotę tańczyć, jak tu jednak tańczyć, kiedy w każdej chwili może pojawić się niebezpieczeństwo, czy jest w stanie tańczyć i pilnować towarzystwa jednocześnie? Nie dowie się dopóki tego nie sprawdzi. Nie mogła powstrzymać się od wyjścia na parkiet, nogi same ją tam prowadziły. Poczuła się, niczym na jednym z bali, na których bywała przed wojną. Nigdy jednak nie odczuwała aż takiej potrzeby, aby brylować wśród towarzystwa, było to dla niej dosyć nienaturalne. Szukała wzrokiem kogoś, z kim mogłaby zatańczyć, nie wytrzyma zbyt długo jeśli nie pójdzie na parkiet.

Hejo, przyniosłam prezent, kopertę, oddaję parze młodej moje 100PM; runa działa najmocniej jak się da; a trunek powoduje, że zostałam lwicą salonową i szukam kogoś pilnie do tańców


I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród D36cb059e33df5c9cc27b3102f0bf437286d1298
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9686-prudence-macmillan https://www.morsmordre.net/t9710-limbo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t10646-skarpeta-pru https://www.morsmordre.net/t9860-prudence-macmillan#298534
Re: Ogród [odnośnik]25.09.21 17:15
Volans również od dawna nie był na jakimś weselu. Z braku stałej partnerki nie zamierzał zmieniać swojego stanu cywilnego, a prawie wszyscy jego młodsi bracia i drugi kuzyn nie planowali w najbliższym czasie swoich ślubów. Zapewne w końcu to się zmieni, ale pewnie dużo wody upłynie w Tamizie do tego czasu. Zamierzał się cieszyć szczęściem kuzyna i jego przyszłej żony.
Na ten ślub i wesele stawił się w garniturze uszytym przez pannę Beckettem przed tym jak zakończyli swoją znajomość. Uszyty z materiału w kolorze głębokiej szarości, niemal czerni. W rzeczywistości interpretacja koloru zależała wyłącznie od światła, dodając tym samym temu strojowi pewnej osobliwości. Pod ten garnitur założył białą koszulę oraz wybrał granatowy krawat zamiast tego wzorzystego.
Po zakończeniu ceremonii postanowił się ustawić w kolejce ciągnącej się przed nowożeńcami po to aby ich powitać. Otrzymany w prezencie kamień runiczny trzymał na razie w kieszeni marynarki. Wydawać by się mogło, że poza tymi dwoma butelkami ginu nie ma prezentu dla nowożeńców, ale nie była to prawda. Nie miał go tylko przy sobie. Nie były nim też te dwie butelki ginu.
Steffen, Isabello... bardzo dziękuję wam za zaproszenie — Powitał ciepło Steffena i jego żonę, zamykając w silnym uścisku kuzyna. Objął również Bellę, choć nie tak mocno jak jej męża. — Jest tyle rzeczy chciałbym wam życzyć... najważniejsze jednak byście stali obok siebie jak teraz, zgodni i szczęśliwi. Gratuluję wam — Może i to brzmiało trochę trywialnie, jednak było szczere, od serca. Życzył im jak najlepiej.
Nie przyszedłem z pustymi rękami. Wasz prezent ślubny dotrze trochę później — Zapewnił państwo młodych, puszczając do nich oko. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie po jego myśli w tej kwestii.
Postanowił w tym momencie podejść do stojącej przy stole z trunkami Thalii. Wcześniej już się witali, jednak wtedy zamienili zaledwie kilka słów. Wcześniej dostrzegł Castora z osobą towarzyszącą oraz Vincenta z Justine.
Mogę się przyłączyć? — Zwrócił się do przemytniczki, również sięgając po kieliszek z winem. I jemu będą musieli wybaczyć ewentualne faux pas.

Rzut na działanie runy i Tojours Pur: Klik

Przynoszę 2 butelki ginu (0,75 l)
Volans Moore
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Ogród Tumblr_myrxsem7AC1s8tqb9o1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9775-volans-moore-w-budowie#296523 https://www.morsmordre.net/t9914-sol#299801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f371-derbyshire-borrowash-pollards-oaks-11-8 https://www.morsmordre.net/t9921-szuflada-volansa#299859 https://www.morsmordre.net/t9913-volans-moore#299792
Re: Ogród [odnośnik]26.09.21 22:01
Na całe szczęście wydawało się, że nie prezentowała sobą aż tak dziwnego zachowania – a przynajmniej nikt nie zwrócił jej uwagi na to, że w tym momencie postanowiła stanąć przy winach. W sumie to bardzo dobrze – delikatnie ściskany w dłonie kamień pozwalał jej na wyciszenie się nieco, jakby świat dookoła postanowił nieco zwolnić. Jej myśli płynęły w kierunku tych spokojniejszych, tak jakby po chwili burzliwych myśli, skołatanych jak zawsze pod czupryną, musiała teraz rozwinąć skrzydła i wzlecieć gdzieś ponad to wszystko. Mocny smak rozlał się po jej języku, piekąc zaraz gardło. Miała odmawiać sobie alkoholu, aby układać swoje życie pod wpływem jakichkolwiek substancji. O narkotykach i podobnych używkach już nawet nie wspominając, przez wzgląd na przeszłość krzywiąc się od razu, kiedy o tym myślała.
Wydawało się jednak, że nie miała co smucić się albo zwracać na to uwagę, zwłaszcza, że nie stała tutaj samotnie, bo kiedy tylko dojrzała kierującego się w jej stronę Smoczego Moora. Uśmiechnęła się na powitanie, nie wiedząc, czy ten przejdzie obok, ale z tego co widziała, ten zatrzymał się przy niej, również trzymając teraz kieliszek z alkoholem. Uśmiechnęła się do niego, nieco spokojniejszym uśmiechem niż miała dotychczas, odchylając głowę i szkło przykładając do policzka – chłód wydawał się mile kontrastować z faktem, że chociaż sztuczny śnieg znajdował się dookoła, dlatego kiedy Volans przywitał się, spokojnie wskazała mu miejsce obok siebie.
- Nie widzę, aby ktoś tutaj zajmował przestrzeń. Jak się trzymasz, wszystko u ciebie w porządku? – Wydawała się szczerze zainteresowana, tak jak zawsze, tym razem jednak poddając się wpływom runy i nie przejawiając tej swojej nadpobudliwości. – Wzruszające, prawda? Ceremonię mam na myśli. Sama bym taką chciała, ale też nie chcę myśleć o tym, co się nie zdarzy. Wiesz, nie ma co psuć ludziom humoru.
Skrzywiła się lekko, nie wiedząc, co miałaby w tym momencie powiedzieć – w końcu często miała swoje przemyślenia, zamykając jednak usta kiedy chodziło o sprawy personalne, jednak tym razem coś sprawiło, że myśli płynęły też same. Uniosła dłoń, aby jakoś zbyć to też gestem, ostatecznie jednak wzruszając ramionami i pozwalając aby to już padło, a ona mogła udawać, że nigdy tego nie powiedziała. W razie czego potem będzie zaprzeczać i tyle.
Kątem oka dostrzegła jasne włosy i młodzieńczą zmęczoną twarz, ciało otulone peleryną która wydawała zasłaniać się co tylko mogła. Przez chwilę Thalia rozważała, co miałaby powiedzieć, zwłaszcza, że dzieciak wydawał się bardziej zagubiony w tym miejscu niż ona. Nie wiedziała, że Steffen przyjaźni się z cyrkowcami, chociaż w tym momencie absolutnie jej to nie dziwiło.
- Hej, młody Carrington, weź, przyda ci się chyba równie mocno co mi – rzuciła, wyciągając kieliszek wina w stronę Marcela, który mógł odebrać od niej o ile chciał. Jak nie i po prostu ją zignoruje to chyba też nie miała się obrażać.

Runa działa połowicznie
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Ogród [odnośnik]28.09.21 17:51
-Żono. - szepnął, a promienny uśmiech nie schodził mu z ust. Niektóre słowa nie były tylko słowami, tak jak runy nie były tylko znakami. Przysięga związała ich niczym ochronne runy. Podniósł jeszcze dłoń Isabelli Cattermole do swoich ust, całując weń pannę młodą w wyrazie szacunku, wdzięczności, radości. Gest wydał mu się dżentelmeński, choć to pewnie nie czas ani nie moment. Na szczęście, nie musiał się już przejmować savoire-vivre'm - kompleksy z powodu arystokratycznego wychowania Isabelli stopniowo go opuściły, ich miłość była tylko ich, tak samo jak uroczystość. Skromna, ale włożyli w nią całe serce.
Moment, który rozgrywał się między ich dwójką dobiegł końca - a zarazem to przecież początek, od tej pory będą mieli dla siebie całe życie. Steffen oderwał wreszcie spojrzenie od Panny Młodej i spojrzał na zebranych gości. Ich uśmiechy i obecność dodawały mu dzisiaj radości, siły, poczucia normalności. Może nie było tutaj jego rodziców, którzy przed wybuchem wojny wyjechali za granicę, może Isabelli wyrzekła się cała rodzina poza wydziedziczonym kuzynostwem, może nie mógł zaprosić wszystkich przyjaciół - ale zgromadzona grupa sojuszników Zakonu Feniksa stała się dla niego bliska niczym rodzina. Cieszył się, że przybyli tutaj licznie, że dziś choć na moment wszyscy mogą zapomnieć o wojnie i nieszczęściach.

Wszyscy...? Dopiero schodząc do gości, spojrzał Marcelowi prosto w oczy, a choć przyjaciel uśmiechał się i żartował równie czarująco jak zawsze (artysta...), to w jego wzroku czaiła się podobna pustka jak w sierpniu, jak wtedy gdy witał ich markotnie w Oazie po śmierci swojej mamy i z całej siły trzymał fason. Uśmiech na moment zamarł Steffenowi na ustach, ustępując wahaniu. Jego ręka - czy bolała...? Bella by wiedziała, ale nie miał jak jej spytać, nie teraz. Napij się, odpocznij, już po wszystkim - chciał powiedzieć, ale zreflektował się, że dla kogoś tymczasowo-okaleczonego (to przecież tymczasowe, eliksir wszystko naprawi, wmawiał sobie z typowo Steffkowym optymizmem i naiwnością typową dla kogoś nieznającego się na alchemii i anatomii) poczucie bycia niepotrzebnym.
-Dzięki, Marcel. Za wszystko. - uściskał go mocno, uważając, by nie dotknąć lewej ręki. -Napijmy się potem. - poprosił, obiecał. Nalewki z wężem, mówiłeś, że jest obrzydliwa, ale na pewno ci posmakuje, napijmy się jej drwiąc z arystokratów i z całego świata, dzisiaj to my bądźmy królami świata - ty dostałeś jako napiwek szampana, a ja Toujours Pur, dziś upijemy się ich winem, a jutro spalimy ich świat, mogą nas zniszczyć, ale nie złamać. - chciałby powiedzieć, ale może Marcel widział to w jego roziskrzonym wzroku, ale nie było czasu rozmawiać dłużej, bo chciał podziękować każdemu, bo nie spodziewał się, jak szybko płynie czas na weselach gdy jest się panem młodym.

Zawsze miał nieśmiałą nadzieję, że kiedyś zaprosi swojego pierwszego mentora na własne wesele. Nie zdążył, ogień w Ministerstwie pochłonął Howarda, ale za to obecność Thalii i jej powrót do kraju była wspaniałą niespodzianką. To tak, jakby cząstka ich wspólnego nauczyciela była tutaj z nimi, między nimi. Przyjął wzmiankę o mentorze ze wzruszonym uśmiechem, ale to dobry rodzaj wzruszenia. Pamięć, nawet smutna, dodawała sił.
-Cieszymy się, że mogłaś przybyć! - uściskał lekko Thalię, a potem przedstawił sobie panie: -Isabello, mieliśmy z Thalią wspólnego nauczyciela. Mnie nauczył run, a Thalię... zamiłowania do przygód. - roześmiał się lekko, a oczy zaświeciły mu się na widok ramy. Prawdziwy artefakt! Ugryzł się w język, pytanie jak działa byłoby niekulturalne. Może sprawdzi w domu, Specialis Revelio? -Wybór pierwszego obrazu pozostawię pannie młodej. Dziękujemy! Naprawdę nie musiałaś... - wiedział, że czasy są ciężkie, nie spodziewał się prezentów...
...Tymczasem nawet Castor i Finley wykosztowali się na zegar! Wyglądali razem naprawdę ślicznie, byli piękną parą. Od kiedy właściwie byli parą? Nie pamiętał, że Castor ogłosił to już na Sylwestrze, pijane wspomnienia z tamtej nocy były urywane, ale szczerze cieszył się ich szczęściem i faktem, że znaleźli swoją drugą połówkę już nie będzie musiał nikogo z nich swatać. Miał w końcu wielu innych złaknionych miłości kandydatów, na przykład Keata i Marcela! Musiał im znaleźć fajne dziewczyny, a potem będą mogli chodzić na p o c z w ó r n e randki.
-To wy jesteście cudowną parą! - wypalił spontanicznie, w odpowiedzi na komplementy. -Mam nadzieję, że... - następnym razem zatańczę na w a s z y m weselu. Hm, takie prośby lepiej brzmiały niewypowiedziane, więc Steffen dokończył triumfalnie. -...no wiecie, teraz będziemy spotykać się w czwórkę! - mrugnął porozumiewawczo do Castora, mając na myśli nie tylko podwójne randki, ale i pikniki w ogrodzie (latem, gdy wojna się skończy), podczas których Finley i Isabella rozprawiają o sztuce, a oni o runach, a ich dorastające dzieci bawią się razem i wspólnie rzucają pierwsze zaklęcia z dziedziny transmutacji...
Piękne wyobrażenie! Tak na pewno się stanie!
Rozdziawił lekko usta, gdy rozchylił lekko opakowanie prezentu i zobaczył magiczny zegar . Złapał kontakt wzrokowy z Finley. Czy to jej pomysł, po tych ulotkach?
Pewnie tak, naprawdę mądra z niej dziewczyna. Tak samo jak Castor, dobrze trafił.
-Dziękujemy! Isabelli... i mnie - poprawił się szybko, by nie martwić żony -na pewno się przyda.

Zaraz potem z nieskrywaną ciekawością zmierzył spojrzeniem siostrę Justine. Kerrie wyglądała trochę jak Justine, wydawała się nawet równie poważna i opanowana (czego nigdy nie powiedziałby o młodszej Tonks choćby jej starszy brat, ale Steffen nie wiedział, że to jego podarunek upodabnia ją do starszej siostry), może nawet jakaś chłodna. Za to odbierając miękką paczuszkę miał wrażenie, że przygotowała dla nich coś ciepłego.
-Ojej, czy to ubrania? Dziękujemy za prezent i ciasteczka! - spróbował uśmiechnąć się ciepło do Kerrie, przełamać lody, ale chyba coś nie wyszło - zerknął pytająco na Isabellę, to jej przyjaciółka, może one jakoś... lepiej się dogadywały, ale panna Tonks szybko zniknęła im z oczu. Szkoda.
No nic, aurorskie rodziny pewnie takie są.

Chwilę później znalazła się przed nimi lady Macmillan z przepięknym bukietem kwiatów. Sama również promieniała, jak prawdziwa dama. Dobrze, że Bella wciąż miała przyjaciółki wśród arystokratycznych rodów - choć Steffen nie rozumiał rodowych relacji i animozji i nie był nawet pewien, czy przed wydziedziczeniem Belli w ogóle mogłyby być koleżankami. Nie znał Prudence równie dobrze jak jej kuzyna Anthony'ego, ale wydawała się taka pewna siebie, taka... odważna? Jak wszyscy Macmillanowie, pewnie! Coś w jej ciepłym, acz dumnym spojrzeniu przypominało mu nestora Sorphona.
-Dziękujemy, milady! - speszył się wyraźnie, gdy wręczyła mu kopertę. -Naprawdę, nie trzeba było, wiemy, że... - czasy na Półwyspie są trudne, nawet dla szlachty. Przełknął ślinę, nie wypada odmawiać. -Wykorzystamy je dobrze. Dziękuję. - zauważył, że nie przyszła tutaj chyba z żadnym mężczyzną? Nie słyszał o jej zaręczynach, więc zrobiło mu się odrobinę żal. Jeśli Isabella pozwoli, potem zaprosi Prudence do tańca!

Wyściskał serdecznie kuzyna, uśmiechając się na widok butelek ginu w rękach Volansa. Nie wszyscy byli fanami wężowej nalewki, a Steffen nie zdołał zdobyć innego trunku, więc widok alternatywnego alkoholu sprawił mu radość i ulgę.
-Dziękujemy! Cieszę się, że świętujesz ten dzień z nami, kuzynie. Dzięki za gin! - puścił perskie oko do Volansa, ciekaw, o jakim tajemniczym prezencie mowa - ale Moore wiedział przecież, że obecność jego rodziny jest dla Steffena najważniejsza.
-Baw się dobrze! - zaproponował, dopisując w myślach Volansa i Cilliana do listy kawalerów, dla których powinien znaleźć porządne dziewczyny. Swaty kolegów to jedno, o rodzinie nie należało zapominać! -Niedługo rozpoczną się tańce!

Nadal stał przy ukwieconym łuku, gotów przyjąć życzenia od reszty gości. Kątem oka dostrzegł potem, jak po rozdaniu prezentów Thalia wręcza kieliszek Marcelowi.
-Napij się, już prawie koniec życzeń. - zaproponował szeptem świadkowi, niech się nie krępuje. Niech cokolwiek go rozweseli.


zaginam czasoprzestrzeń i najpierw zwracam się do Marcela (spostrzegawczość III, widzę Twoją minę), bo jako świadek stoi najbliżej, a potem do reszty gości.

Dziękujemy za przybycie i prezenty! Jest nam niezmiernie miło!
Nadal można gromadzić się na ceremonii, do kolejnych życzeń odniesiemy się w kolejnej kolejce.

Menu na chwilę obecną, będzie uaktualniane:

2 pieczone pstrągi i pieczony karp i pieczony dorsz z ziemniakami, bochenek chleba jasnego i bochenek chleba ziarnistego ze smalcem, 5 śledzi i 5 szprotek, bułka paryska którą można posmarować miodem, herbata czarna, 10 (...częstujcie się...) herbatników, ciasteczka z powidłami śliwkowymi,

2 butelki ginu
Toujours Pur (22 butelki, bez ograniczeń)



intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Ogród
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach