Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]12.07.21 13:17
First topic message reminder :

Salon


Salon jest dość przestronnym pomieszczeniem, połączonym z jadalnią. Zajmuje sporą część parteru, a Steffen postawił tutaj sporą kanapę oraz kilka foteli - z natury towarzyski, miał zamiar przyjmować gości przed wielkim kominkiem. Cattermole kocha różne kolory i czasem zmienia barwy tapicerii zaklęciem "Coloritum".
Na stoliku do kawy zawsze leżą najnowsze numery "Czarownicy", które Steff chowa przed przybyciem niektórych kolegów.


intellectual, journalist
little spy



Ostatnio zmieniony przez Steffen Cattermole dnia 07.04.22 0:21, w całości zmieniany 1 raz
Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen

Re: Salon [odnośnik]06.03.23 0:39
-Masz rację! Zmienili go w wampira! - przyznał Marcelowi, z wrażenia zapominając, że to pewnie niemożliwe. Wystarczyło, że przyjaciel wypowiedział te słowa z pewnym autorytetem, a poza tym Carrington pracował w cyrku ze zwierzętami, a Steffen tylko ze szczurami, więc może...
-A mieliście kiedyś w cyrku trolla, albo macie? Albo wampira? - zapytał z zaintrygowaniem, bo choć starał się bywać na wielu spektaklach, to potem trochę pokłócili się z Marcelem, a potem wybuchła wojna i jakoś przestał być na bieżąco.
-Tak, Alphard! Z jakąś czarownicą! - potwierdził gorąco. -To pewnie ona, jeśli złamał jej serce. Kobiety tak robią. Uśmiechają się, przysięgają, a potem przestajesz być potrzebny i... - rozpędził się, ale chyba nie mówił już wcale ani o Alphardzie ani o jego tajemniczej kobiecie. Spochmurniał i pociągnął nosem. James i Marcel dokończyli myśl za niego i nawet Castor (po którym nie spodziewałby się obgadywania dziewczyn) mruknął coś o małpach. Może jeszcze godzinę temu broniłby honoru swojej zbiegłej małżonki, ale żal i Zielona Wróżka zrobiły swoje. Przytaknął, gorąco.
-Nie wiem, czy to ja byłem jej wart... - dodał jednak smętnie, bo jego nastrój zmieniał się trochę sinusoidalnie. Spróbował uśmiechnąć się do Marcela, doceniał jego miłe słowa, ale zawsze miał trochę słabą samoocenę w kwestii kontaktów z dziewczynami - a zniknięcie żony zupełnie ją podkopało.
-Cordelią?! - rozdziawił usta, wpatrując się w Marcela z mieszanką podziwu i zaskoczenia. Może na Jimie i Castorze nie zrobiło to wrażenia, ale jemu zaimponowało. Cordelia chętnie podzieliła się z redakcją swoimi wierszami, ale niebywale trudno było się z nią umówić na wywiad, Minister musiał trzymać ją pod kloszem! -Ładna jest? - zaczął od najważniejszego. -Jak to mnichów? Chyba Zakonu, a nie mnichów. Ale ona nie umie chyba dobrze czytać ani pisać, czytałeś jej wiersze? Były w Czarownicy! - parsknął nagle śmiechem. Nie znał się na poezji, ale nawet on uznał je za żenujące, nieświadom, że ktoś zauroczony urodą Cordelii mógłby ją uznać za wrażliwą i piękną duszę.
-DOUA! - dołączył do toastu, choć nie znał romskiego. Przytaknął bezmyślnie Jimowi, że wszystkie laski są wredne. Do wczoraj mógłby występować wraz z Doe w roli eksperta, w końcu jedyni z tej czwórki byli żonaci, ale teraz już tylko Jim miał żonę. Było w tym coś smutnego. A smutek najlepiej zabić zniszczeniem.
-Idziemy na szklarnię! - ryknął, wychodząc do ogrodu. I wtedy poczuł, jak piasek oblepia mu się wokół kostek.
Usłyszał przekleństwo Castora, obejrzał się do tyłu, zaskoczony.
-To ona!!! Ona ją zepsuła!!! - dojrzale zwalił winę na żonę, choć niestabilny grunt był tylko i wyłącznie jego winą. -Nigdy nie lubiła moich pułapek i je zepsuła! Ale nie martwcie się, uratuję nas! - postanowił bohatersko, choć Marcel uratował się już sam i zaczął chyba rozpalać ogień. Dobrze, ogrzeją się. Już było mu gorąco, alkohol krążył w żyłach, ale ciepła nigdy za wiele!
Spróbował wyrwać się z piasków, ale nie dał rady, buty lepiły mu się do podłoża. Niecierpliwie strząsnął buty ze stóp, bez rozwiązywania - i wyswobodził się w ten sposób.
-Uratu... Terracreato! - zakrzyknął, chcąc uwolnić... chyba już tylko własne buty, bo Castor i James oswobodzili się sami.


udzieliło mi się wróżkowanie Stefka i rzuciłam tu zamiast w rzutach kością
1. sprawność 2. terracreato (opisane powyżej)
& k3 na skutki Terracreato - Castor i James mogą w dowolny sposób obronić się przed atakiem moich butów...


intellectual, journalist
little spy



Ostatnio zmieniony przez Steffen Cattermole dnia 06.03.23 1:00, w całości zmieniany 1 raz
Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Salon [odnośnik]06.03.23 0:39
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 13, 23
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]13.03.23 0:05
- Incendio - powtórzył ze zmarszczoną brwią, gdy liche iskry wymknęły się z różdżki; wyraz jego twarzy wskazywał, że żadnym sposobem nie spodziewał się tego, co wydarzyło się potem: momentu, w którym zielony płomień buchnął w górę widowiskowym ogniem, sycąc się alkoholem. Odrętwiały Marcel nie poruszył się ni trochę, oszołomiony niespodziewanym spektaklem, lecz gdy płomień zmniejszył się i zajął drewno, patrzył na ognisko - podejrzliwie - jeszcze chwilę, po czym otrzepał dłonie o spodnie i uśmiechnął się triumfalnie do chłopaków: - Rozpaliłem ognisko! - zawołał, wyraźnie z siebie zadowolony, bo ostatecznie ognisko płonęło i na wypadek, gdyby któryś z nich nie dostrzegł tego widowiska.
- O, tak! - Bez zawahania przytaknął Jamesowi, wspominając swój pierwszy pocałunek z Frances. - Poszuka teraz pewnie innego frajera i złamie mu serce tak samo jak tobie - westchnął, mieszając żal ze złością. Nie chciał w ten sposób myśleć o Frances, ale minione miesiące pozwoliły mu się do niej zdystansować, zapomnieć tak o radości, jak i o bólu. Zapomnieć o niej. - Czasem trzeba po prostu iść do przodu - Niezależnie od tego, jak bardzo boli, na ile kawałków połamało się twoje serce. - Nie masz już na to wpływu - I nie będziesz miał. Zniknęła jak sen, choć piękny. Chciałby próbować przekonać go, że musiała, że odnalazła ją rodzina i zmusiła do napisania tego listu, ale to przecież nie maiło sensu. Pewnie sama do nich wróciła, rzucając mu mylny trop. Minęło trochę czasu, nim zrozumiał, że rozpacz za tamtą ładną buzią prowadziła go donikąd. Niedługo później poznał Aurorę. A potem... - To nie była ta jedyna, stary. Jeszcze się znajdzie - rzucił, bez przekonania. Jemu też trudno było to zaakceptować. - Jak żmije! - prychnął, gdy James szukał poparcia w słowach odnośnie okrucieństwa kobiet. - Dokładnie! - zawtórował też Castorowi, wskazując na niego palcem, lecz dopiero, kiedy padły już jego słowa, uzmysłowił sobie, że ten mówił o Finley. Zmieszał się, była jego przyjaciółką. Ale czy musiała sięgać wtedy po kubeł zimnej wody... - ... składają cię w ofierze? - dokończył bez przekonania za Steffenem. Jeśli ich kobiety były takie okrutne, to jak okrutne były kobiety czarnoksiężników? Przechylił głowę w kierunku Castora. - To świry - Wzruszył ramionami, gdy ten zanegował składanie swoich w ofierze. - I znają czarną magię. Przecież to magia śmierci. Może nawet... zjadają swoich i czerpią z nich siłę - Skrzywił się z niesmakiem, najohydniejsza z czarodziejskich dziedzin mogła chcieć od tych zwyrolów wszystkiego. Pokręcił głową, nie o tym mieli dzisiaj rozmawiać. Nie o wojnie. Nie o wrogu, jeśli nie była nim kobieta, dziś Steffen poległ w walce o miłość. Machnął ręką, nie wracając do tematu mnichów feniksa. - Piękna - westchnął, gdy Steff zapytał o Cordelię, jego rozmarzone spojrzenie gdzieś uciekło. - Ale taka jak one wszystkie! Dalej czytasz tę babską gazetę? - zdziwił się, kiedy Steff wspomniał o Czarownicy.
- Joe pudrował się kiedyś na biało, przebierał w czarne szaty i wychodził na scenę z ciemności, przedstawiali go jako wampira. Babki sikały ze strachu, a on dawał pokaz iluzji. Trolla mieliśmy prawdziwego, ale niewytresowanego. Był karłem jak na trolla. Gdyby chodził prosto, byłby niewiele większy ode mnie, ale chodził pogarbiony i w tej pozycji sięgał mi do ramion. Podobno się taki urodził. Ale pan... mój ojciec oddał go na kiełbasę, podobno nie chciał się uczyć. Ojciec mówił, że jest za tępy. Nigdy nie widziałem takiego prawdziwego trolla. - Wzruszył ramionami, zwierzęta odnajdywały miejsce na Arenie tylko wtedy, kiedy były na niej użyteczne. - Co ty chrzanisz, Steff - obruszył się, gdy przyjaciel zaczął się mazać. Że niby on nie był wart tej zdrajczyni? - Sto takich jak ona nie byłoby wartych ciebie. Sto, słyszysz?! Dałbyś jej wszystko, siebie, dom, bezpieczeństwo... nawet lepszy świat! A ona... potraktowała to jak kaprys. Chwilowy bunt. Dobrze, że już jej tu nie ma, skoro była taka fałszywa! - rzucił z odraza, nie mniejszą, niż wcześniej. Kaprys bogatej panny, tym stał się Steffen? Strasznie okrutnie to brzmiało.
- Uważaj na krokodyla! - zawołał za Jamesem; alkohol wywołał odległe skojarzenia między grząskimi bagnami tutaj, a mokradłami, z których uciekali przed straszliwym duchem whisky - albo szmalcownikiem, miał mętne wspomnienia. Czy Steffen mógł transmutować żaby w swoim ogrodzie w krokodyle? W innych okolicznościach zapytałby po co, ale Steffen tworzył też wszędzie ruchome piaski. - Masz tu aligatory, Steffen? - zapytał go całkiem poważnie, gdy zapętliły się w nim przemyślenia. Niezadowolony grymas wykrzywił jego wargi, gdy spostrzegł, że Steffen sam wpadł do swojej dziury, stał jednak najdalej, a chłopaki zdawali sobie radzić - wiedział, że mu pomogą. Marcel bez przekonania obejrzał się za siebie. - Chyba boją się ognia, jak wilki, może gdyby... - zamyślił się, podnosząc większy suchy patyk.

k3 od Jamesa - 1 - ogień buchnął zielonym płomieniem, dając kilkusekundowy pokaz, ale kiedy alkohol się wypalił, powrócił do swojego naturalnego koloru (to było zaplanowane).


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Salon [odnośnik]01.05.23 20:18
Butelka przy upadku prawie się wywróciła, ale złapał ją, była najważniejsza. Wyswobodził się z pułapki, oglądając za siebie z niezadowoleniem. Nie przewidział czegoś podobnego, ale nic nie wskazywało na nagły i niespodziewany atak. Wygłupił się?
— Dobre!— powiedział do Steffena, uznając ruchome piaski za całkiem niezły kawał dla gości. Serce w piersi biło jak szalone, ale nikt nie robił z tego halo, wszystko wskazywało na zupełnie nieszkodliwą pułapkę. Zaśmiał się, choć nieszczerze, szybko powracając do poprzedniego tematu, by zatrzeć ewentualne drwiny z jego chwilowej paniki. Upił łyk zielonej wróżki i chwiejnym krokiem już podszedł do rozpalonego przez Marcelina ogniska.
— Może to jakieś krwawe rytuały, które mają zapewnić im niezwykłą moce — odpowiedział Castorowi, całkiem przekonany o słuszności tej teorii. W ludowych wierzeniach to właśnie tak miało wyglądać. Każda ofiara, czy złożona ze zwierząt, roślin czy, nie daj Merlinie, samych ludzi miała ułaskawić jakieś siły, których przychylność coś dawała w zamian. Pokiwał głową, na potwierdzenie słów Marcela, kiedy podszedł do ogniska i wskazał w niego palcem. O, to, to, on miał rację. — Napewno zabijając niewinnych tracą moc i zyskują ją zjadając swoich! — Podał mu butelkę, uświadamiając sobie, że nie wziął żadnych poduszek.
Czy Steffen był wart Belli? Wszystko zależało od punktu widzenia. Dla niego, jako przyjaciela jasne było, że to on anie była warta jego, ale przecież była arystokratką, a on? A on tylko zwyczajnym czarodziejem z Doliny Godryka. Nie wydawał się ani zabójczo przystojny, na mądrość dziewczyny nie leciały i szczególną towarzyskością i popularnością też nie powalał. Ten związek od początku wydawał się naciągany, ale miłość miała być ślepa. Ten związek przez chwilę zdawał się nadzieją, że podziały społeczne nie istniały, i nic z miłością nie mogło się równać. A jednak.
— Wszystko wskazuje na to, że po prostu chciała się zabawić — powiedział do Steffena, spoglądając mu na chwilę w oczy. — Takie jak ona, zamknięte w bańce czasem pewnie marzą o tym by wyrwać się z domu, może sądziła, że to będzie dla niej jakaś odskocznia, rozrywka. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby wcale nie uciekła daleko, tylko wyszła za jakiegoś bogacza, żeby znów nic nie robić.— Bo co ona potrafiła? Napewno nie zajmować się domostwem, całe życie wszyscy wszystko za nią robili.
Kiedy Castor wpadł w pułapkę Steffena zaśmiał się, wciąż myśląc, że to kawał i zamiast mu pomóc wskazał w niego palcem.
— Też się dałem złapać — rzucił, zbliżając się powoli do Castora, który wygramolił się z piasków, a potem Steffena, który w nich utknął. Zmarszczył brwi, widząc, jego zmagania; obrócił się do Marcela i wtedy coś uderzyło go w plecy.— Hej! — krzyknął, odwracając się i widząc za sobą but Steffena. — Odbelliło ci, czy co?— fuknął ze złością na przyjaciela, schylając się po buta, który trafił go w łopatkę. — Jak go wrzucę w piaski to go wyciągniesz?— spytał potrząsając butem. To byłaby straszna strata pieniędzy, a buty były nawet ładne. Zamiast tego obrócił się i rzucił butem w szklarnię, niczym piłką. — Ha! Teraz go sobie musisz znaleźć!
Wiedząc już, gdzie znajdowała się pułapka, przeskoczył nad nią i wrócił do salonu, po pozostawione tam poduszki. Wziął ich tyle ile był w stanie i tym samym skokiem wrócił na ogródek, by upuścić je przy ognisku.
— Smaż się w ogniu, głupia wywłoko — rzucił w eter, kierując swoje słowa oczywiście do nieobecnej Belli i lekko włożył jedną z poduszek w ognisko, nie chcąc zwalić palącego się z gałęzi kopczyka.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Salon [odnośnik]28.05.23 17:41
— ŁAŁ! — myśli prędko przesunęły się z niepokojących myśli o wampirach i eksperymentach na ludziach, i odnalazły drogę do rozpalonego przez Marcela ogniska. Próbując przykryć wciąż kłębiące się w żołądku uczucie strachu związaną z potencjalnymi pomysłami Rycerzy Walpurgii, ale i jeszcze jedną, nieprzyjemną okolicznością towarzyszącą likantropii, wydał się chyba zbyt podekscytowany ogniem. — Widzieliście? — obrócił się jeszcze do Steffena i Jima, paluchem (nieelegancko) pokazując na ognisko, które jeszcze kilka sekund wcześniej było domem dla zielonego płomienia. W myślach szykował już sobie wymówkę, raczej na później, niż na teraz, dlaczego aż tak żywo zareagował na to widowisko, dziękując sobie w duchu za zainteresowanie alchemią. Ile niewygodnych dla niego faktów dało się nią (bardziej lub mniej skutecznie) wytłumaczyć...
— Chłopaki, obiecajcie mi jedno, dobra? — zwrócił się wreszcie do przyjaciół, odbierając od Jima butelkę, aby pociągnąć z niej kolejny łyk zielonej wróżki. Twarz wygiął mu nieprzyjemny grymas, raczej jako ten odpowiedzialny starał się nie pić zbyt często, dlatego też nikogo nie mogły dziwić dreszcze, które wstrząsnęły nim chwilę później. Mimo to udało mu się otworzyć jedno oko, łypnąć spod niego na całą trójkę, nim kontynuował: — Jak się jeszcze raz w jakiejś zakocham, to wybijcie mi to z głowy, nim się oświadczę — już pal licho Finley, z biegiem czasu zrozumiał, że po prostu tak musiało być. Ale słuchając tych wszystkich opowieści Steffena o jego żonie, którą przecież sam znał i uważał za naprawdę fajną dziewczynę, jak na arystokratkę, chyba przestał wierzyć, że na świecie były jeszcze jakieś, które faktycznie mogły być dobrymi żonami. No, może poza Eve (bo o tym, że to małżeństwo się rozstało, szczęśliwie nie wiedział). Idąc z tą teorią dalej — każda potencjalna dobra żona była już pewnie żoną kogoś innego.
A dzięki Zielonej Wróżce sam Castor—Oliver zupełnie pominął inną przeszkodę w potencjalnych oświadczynach. Na przykład to, że kochał już kogoś, kogo nie mógł poślubić ani mówić o, dla dobra tejże osoby i swojego. Może niech tak dalej zostanie.
Nie spodziewał się jednak, że z tej rzeki przemyśleń wpadnie wprost w ruchome piaski.
— Co za!! — nie wiedział już, czy chciał rzucić epitetem o byłej żonie Steffa, czy może o pułapce. Na moment skrzyżował spojrzenia z Jimem, który zamiast mu pomóc, zaczął się z niego śmiać. Nie, żeby Castor—Oliver był tym szczególnie zdziwiony. — Weź to chociaż, zanim umrę! — wrzasnął, szczęśliwie zakręconą butelkę turlając po powierzchni piasków, w — jak się spodziewał — stronę Jima.
Nie wiedział, jakim cudem — ale zapewne dzięki czystej determinacji, bo w sytuacjach postrzeganego zagrożenia potrafił zebrać się w sobie niezwykle prędko i zdobywać się na większą niż by się wydawało, że ją posiadał koordynację psychoruchową — ale wreszcie udało mu się wygrzebać z piasków, otrzepać nawet. Piasku z butów nie wytrzepał — choć bardzo go to korciło, uznał to ostatecznie za mało męskie i dziwne jakieś, takie zdejmowanie butów i przyznawanie się do słabości. W końcu mężczyznom nie przeszkadzało coś tak błahego jak piasek w bucie.
Zawtórował nieco wymuszonym, bo i drżącym śmiechem Jimowi, zerkając na niego pobieżnie, ale wydawało się, że tak jak i on, wyszedł z tej krótkiej obsesji raczej bez szwanku. Niemniej jednak w tym samym momencie, w którym blondyn zdecydował się wreszcie westchnąć, zaraz jęknął z bólu; coś uderzyło go w biodro, a gdy obejrzał się za siebie, zobaczył...
— Co to ma być? — mruknął, marszcząc lekko nos. Schylił się po but, podniósł go z ziemi, po czym naśladując nieporadnie Jima (kto by się spodziewał, że do tego dojdzie...) rzucił butem, z tym, że nie w szklarnię przed sobą, ale za siebie. — Chodź no tu, Kopciuszku, nie mamy całego dnia! — popędził Steffena; na boso, czy w butach, ognisko nie będzie palić się wiecznie, a i słońce wisiało na niebie już dość wysoko. Pełnia nadchodziła wielkimi krokami, musiał się streszczać.
Znalazłszy się w szklarni, chwycił jedną z poduszek przyniesionych przez Jima. Przesunął palcami po frędzlach, krzywiąc się przy tym z niezadowoleniem. Nie mógł się powstrzymać przed myślą, że poduszki naprawdę wyglądały, jakby należały do starej babci, a nie młodego małżeństwa. Nie czuł więc żadnego żalu, czy też przywiązania. Wrzucił ją do ognia kilka minut później, choć nie spoglądał w tamtym kierunku, bardziej skupiony na tym, co zastał w szklarni.
— Steff, jak już to wygaśnie, zasadzimy tu coś — zwrócił się szeptem do przyjaciela; szklarnia była dość spora, mogłaby z powodzeniem wyżywić Steffa i jego ogoniastych przyjaciół. I może udałoby mu się nawet ułożyć rośliny, które nie potrzebowały dużej opieki. Szkoda jakby wszystko poszło z dymem.
— Pójdę jeszcze po firanki, też były okropnie babskieoświadczył, wybierając się w drogę powrotną do Szczurzej Jamy. Wiedząc, w którym miejscu ulokowane zostały ruchome piaski, przeszedł po największym możliwym łuku od nich, szczęśliwie nie trafiając na coś jeszcze. Będąc już w środku salonu, zerwał jedną z firanek szarpnięciem, po czym otworzył okno, które wcześniej okrywała Wingardium leviosa i tak oto, przy pomocy magii przetransportował ową firankę przez cały ogród, aż do drzwi szklarni. Sam wrócić niestety nie mógł, a gdyby został — mogłoby się to skończyć dla całej ich czwórki zdecydowanie gorzej.
Firanka stała się pożegnalnym (na ten moment) prezentem, przynajmniej lepszym niż byle wyświechtany list. A on sam nie uciekał do Francji, tylko do oddalonego od siedlisk ludzkich lasów, by powrócić do przyjaciół następnego dnia.

| z/t, dziękuję, chłopaki fluffy


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Salon [odnośnik]07.06.23 3:47
Ognisko jak ognisko, było bardzo fajne, ale przygnębienie go trochę przytłaczało i ognisko nie równało się z ruchomymi piaskami (z nieskromnym uśmiechem przyjął komplement Jima, tak czuł, że mu się spodobają!) i już miał odpowiedzieć Marcelowi "no spoko", ale Castor przebił to gorącym "ŁAŁ." Steff spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem, ale po sekundzie uświadomił sobie, że Castor jest po prostu grzeczny, nie to co on.
-Brawo! - spróbował wykrzesać z siebie entuzjazm, bo był to winien Marcelowi, po tym jak wszyscy stawili się jak mąż w jego domu. Uśmiechnął się, ale wtedy Marcel zaczął mówić coś o szukaniu frajerów i wtedy mina mu zrzedła.
-Jak to: poszuka frajera? Sugerujesz, że mnie zdradzi, tam we Francji? - z wrażenia zapomniał, że może w jej oczach już nie jest jej mężem i może wtedy to nie zdrada i chciał dodać, by Carrington tak o niej nie mówił, ale głos niespodziewanie mu się załamał. Skrzyżował ręce i spojrzał gdzieś daleko, zawstydzony. -Francuzi są głupi. - pamiętał jednego, który mieszkał w Dolinie, miał loczki, i to długie, i deklamował poezję i był wróżbitą. Zrobiło mu się strasznie smutno. -Strasznie głupi. - spojrzał na Jima, szukając jego poparcia, on jako jedyny w ich gronie też był żonaty - dłużej niż on - ale Jim poparł Marcela i zainsynuował, że nie tylko poszuka frajera, a wyjdzie za jakiegoś bogacza. Oczy mu się zaszkliły, co było upokarzające, bo Jim akurat patrzył mu w oczy. -Jaa...a... spędzałem z nią mniej czasu, bo chciałem... zarobić. - usprawiedliwił się, z goryczą uświadamiając sobie, że nawet te marzenia były pisane palcem na piasku. Liczył na to, że zrobi w Gringottcie karierę, ale praca była trudna, za trudna (zwłaszcza, gdy próbowało się ją pogodzić z małżeństwem, rozrzucaniem ulotek przeciwko arystokracji i zostawaniem w Oazie do nocy), za kilka miesięcy skończy się jego okres próbny, a gobliny chyba nie były zadowolone, a jego męczyło sumienie, że spędza tam tyle czasu zamiast pomagać więcej jakoś podziemiu i Zakonowi. Uspokajał się tym, że musi zapewnić dobre życie rodzinie, którą założył, ale chyba nie miał już rodziny i koledzy go o tym zapewniali. Nawet słowa Marcela o znajdowaniu tej jedynej brzmiały nieprzekonująco, i nawet Castor nie wziął strony przyzwoitości w rozważaniach o tym, że Steff ma już francuskiego rywala lub bogatego rywala.
-To ty byłeś zakochany? - zdziwił się, bo na Sylwestrze był zbyt pijany żeby zauważyć jak Castor patrzy na Finley, samemu komplementował za to ochoczo jej długie nogi. Sięgnął po butelkę, potrzebował alkoholu, więcej. W głowie mu szumiało, może jak wypije więcej, to o wszystkim zapomni.
-No pewnie, że zjadają swoich, przecież chcieli zaserwować ludziom zupę z trupa. - zawtórował Marcelowi, bo po pijaku zapomniał, że sami wymyślili te plotki. -Zjadłeś kiełbasę z trolla?! - zdziwił się; czy skoro ten troll był tresowany to to jakaś forma zjadania swoich zwierząt albo przyjaciół? Nawet jeśli tak, to wina ojca Marcela, czy był zatem równie okrutny jak czarnoksiężnicy? -Ej, "Czarownica" nie jest taka głupia. Są tam porady dla złamanych serc. - które pisał, gdy jeszcze wierzył w miłość. Jak napisze je teraz? Niespodziewanie, przyjaciel wyraził się o nim samym przychylniej niż o "Czarownicy". Wlepił w niego wielkie oczy, pijacko wzruszony, słuchając jego pięknych słów o dawaniu żonie lepszego świata. Naprawdę tak o nim sądził? Uśmiechnął się blado, chciał podziękować, ale wtedy jego buty wystrzeliły w Jima i Castora. Ups.
-Znajdę! - zapewnił Jima, bo wciąż wierzył w swoje piaski, ale przyjaciele rzucili jego buty zupełnie gdzie indziej, więc wzruszył ramionami. Alkohol go rozgrzał, mógł być boso, widok poduszek w ogniu tym bardziej go rozgrzewał. Zbliżył się do ogniska, które nagle stało się zielone, zachwycony.
-Jest wspaniałe! Jak zrobiłeś to zielone? - spytał Marcela, dopiero teraz rozumiejąc zachwyt Castora.
-Nic tu nie zasadzimy. - odpowiedział Castorowi głośno, nie przejmując się jego szeptem. -Już dawno powinienem się wyprowadzić. - burknął. Nie radzili sobie z żoną z domem odkąd jego rodzice wyjechali za granicę (na początku bez mamy było ożywczo cicho, ale potem - coraz trudniej), a teraz nic już go tu nie trzymało. Nic, poza pułapkami, które nakładał z takim trudem, ale po przejściach w Oazie nawet widok piasku już go nie cieszył. Wrzucił poduszkę w ogień, za przykładem Jima, próbując odnaleźć w tym jakąś satysfakcję. Nie potrafił jednak dołączyć do wyzwisk, nawet jeśli miałyby być oczyszczające. Do wczoraj był przecież szaleńczo zakochany - nawet jeśli przyjaciele powiedzieli mu szczerą prawdę, nawet jeśli kobiety to żmije, to nie potrafił jej wyzywać ani nienawidzić.
-Nie wiem, ale chyba piasek by je wessał. - odpowiedział z prostotą Marcelowi na pytanie o krokodyle. Nie widział nigdy żadnego w Dolinie Godryka, ale to Castor mieszkał tu dłużej. -Ej, Castor, czy tu mogą być krokodyle? - wydawało mu się, że nie mogą, ale Marcel zasiał w nim ziarno wątpliwości.
Ale Castor zniknął, a po chwili przylewitowała do nich firanka.
Płonęła majestatycznie, ale Castor nie wracał. Steffenowi kręciło się w głowie, jeszcze nie czuł się tak po alkoholu, nawet po mocarzu. Kształty rozmywały się, a płonąca firanka wydawała się podobna do człowieka.
-Ejj... Castor chyba zmienił się w firankę... - ona tu przyfrunęła, a jego nie było, to logiczne. -BALNEO! - wycelował spanikowany w ogień, ale gdy woda oblała firankę - ta na powrót zdała się firanką. -Nie, to jednak nie on. Incendio! - poprawił się szybko, nie chcąc niweczyć pięknego ognia. Płomienie znów buchnęły jasno, dorzucił tam jeszcze kilka patyków, ale nieobecność Castora nie dawała mu spokoju.
-A co jeśli napadł go krokodyl...? Lepiej... sprawdźmy... - ziewnął i chwiejnie ruszył w stronę domu, ale gdzieś po drodze się potknął, a piasek wydawał się przyjemnie miękki. Był śpiący i wyczerpany i już nie chciało mu się podnosić, najwyżej krokodyl zje i jego - może to boli mniej niż złamane serce.

rzuty
/zt wszyscy  rolling  DZIĘKUJĘ  tears


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach