Wydarzenia


Ekipa forum
Tawerna "Przystań Jane"
AutorWiadomość
Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]23.07.21 11:30
First topic message reminder :

Tawerna "Przystań Jane"

★★
Tawerna znajduje się w niewielkiej odległości od klifów Beachy Head. Wiekowy budynek zbudowany z drewnianych bali wita gości obejściem z szemrzącymi na wietrze girlandami muszli oraz figurą kota wykonaną z brązu. Niektórzy w okolicy dają sobie rękę uciąć, że figura potrafi mrugnąć i oblizać łapę. W środku znajduje się szeroki szynkwas oraz liczne dębowe ławy, przy których można usiąść i spróbować lokalnych potraw. Za niewielkimi oknami przyozdobionymi donicami kwiatów widać rozległe angielskie pastwiska. Wiejska legenda mówi, że przed laty stołowała się tu sama Charlotte Brontë i tu wpadła na pomysł napisania historii Jane Eyre.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:45, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tawerna "Przystań Jane" - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]18.11.21 19:06
Nie chodziło o to, że wpędzała go w przykre rozważania. On i tak o tym wszystkim myślał już nie raz nie dwa. Kiedy zamykał się w pokoju, bo akurat nie nadstawiał karku, jego myśli kierowały się na rożne tory, między innymi właśnie na te, o których teraz rozmawiali. To było więc dla niego na porządku dziennym. Nie sądził jednak, że ktoś inny też ma takie same przemyślenia na te tematy. Z jednej strony jakoś mu się lepiej zrobiło, że nie tylko on się tymi rzeczami zadręcza, ale z drugiej nie było potrzeby się zadręczać takimi rzeczami. Czy tego chcieli czy nie, nie mieli na nie za dużego wpływu. Owszem, mogli działać tak by cokolwiek zmienić, ale w jego mniemaniu było ich jednak trochę za mało.
Gdy nie odskoczyła od niego jak poparzona, po tym jak objął ją ramieniem, a nawet oparła o niego głowę, uśmiechnął się sam do siebie. Świadczyło to o tym, że czuła się przy nim swobodnie, chociaż sam fakt, że tak się przy nim wygadała sprawiał, że się przy nim dobrze czuła, że mu ufała. Schlebiało mu to.
- Wojna różnie wpływa na ludzi, na każdego inaczej. Jedni zyskują dzięki niej pewność siebie oraz większą motywacje do walki, inni niestety rezygnują z siebie i innych, poddając się bez nawet myśli o tym, że mógłby walczyć. Jeszcze innych rzeczywistość zmusza do podejmowania decyzji, których nie spodziewali się, że kiedykolwiek będą musieli podejmować. - odparł spokojnie – My jednak myślę, że już podjęliśmy swoje decyzje, wiemy po której stronie stoimy. Nie twierdze jednak, że już nie będziemy musieli podejmować decyzji. - dodał zerkając na nią.
Gdy złapała go za dłoń uśmiechnął się łagodnie i uniósł głowę tak by na nią spojrzeć.
- No jakoś fenomenalnie nie jest, ale jakoś powoli sobie radzę. Wyszedłem z założenia, że nie mogę cały czas myśleć negatywnie i pesymistycznie jak do tej pory. Owszem, rodzeństwo na listach gończych to nic przyjemnego i praktycznie cały czas się o nich zamartwiam, nawet jeśli tego nie widać, ale wiem, że są dorosłymi ludźmi i, że oni również się martwią i zależy im na bezpieczeństwie. Najchętniej to bym ich wszystkich w domu pod kluczem trzymał. - powiedział z lekkim rozbawieniem wymalowanym na twarzy – Ale wtedy urwaliby mi głowę i do tyłka zapchali.
Uśmiechnął się do niej łagodnie na jej słowa i skinął głową. Był jej wdzięczny, że zaoferowała się jako kompana do rozmowy. Kto wie, może kiedyś z tego skorzysta, ale nie dzisiaj. Potarł znów lekko jej ramie dłonią.
- Bądź silna dla siebie, dla innych nie musisz. Walczysz o swoje od tylu lat. Wiem, że nie jest łatwo na pewno, nie znam życia na statku, ale wiem, że jest ciężko. Jednak tyle już osiągnęłaś… - pokręcił głową patrząc na nią, a po chwili uniósł brew ku górze zaskoczony – Klątwę? Jaką klątwę? Dlaczego? - nie mógł zrozumieć dlaczego ktoś miałby na nią rzucać klątwę, jak ktokolwiek na kogokolwiek miałby rzucać klątwy.
Gdy go tak szturchnęła między żebra zgiął się, bo jednak trafiła idealnie i zakuło trochę, ale nie na tyle by zwijał się z bólu.
- To byłoby bardzo ciekawe gdybyś adoptowała mewę. Czy te zwierzęta w ogóle da się oswoić? - uniósł brew ku górze z lekko rozbawioną miną, jednocześnie zapisując w pamięci, że Thalia lubi jamniczki – Oczywiście, że tak. Nikt nie ma prawa tak o tobie mówić, nikt. Porozmawiam na ten temat z Justine, bo takie zachowanie jest niedopuszczalne. - zapewnił ją i lekko ścisnął jej dłoń, którą złapała jego i uśmiechnął się do niej, chcąc dodać jej otuchy – Ależ naturalnie, że cię odprowadzę. W ogóle daj spokój, spędziłem bardzo miły wieczór w twoim towarzystwie i już czekam na kolejne. - puścił jej oczko, po czym poruszał zabawnie brwiami.
Po dłuższej chwili podniósł się z łóżka i ciągnąć ją za dłoń ją również uniósł do pozycji stojącej.


Between life and death
you will find your true self, you will know what you are and what you never expected to be
Gabriel Tonks
Gabriel Tonks
Zawód : Szpieg
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony - no nie powiedziałbym.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Ten co martwy chodzi wśród żywych
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9947-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t9987-pimpek#301926 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10857-skrytka-nr-2261#330979 https://www.morsmordre.net/t9988-gabriel-tonks#301946
Re: Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]20.11.21 9:26
Przebywanie na statku stety albo niestety dawało dużo miejsca na takie rozważania. Paradoksalnie, od dawna była przyzwyczajona do małych i ciasnych przestrzeni, gdzie nie było zbyt wiele miejsca albo musiała się przyzwyczaić do obecności innych osób w jej strefie osobistej. Chociaż przez tyle lat wciąż nie opanowywała w sobie odruchu na nagłe złapanie, wyciągając dłoń i wysyłając cios w stronę pierwszej obecnej osoby. Powoli jednak się uczyła, jak to wygląda – funkcjonować w środowisku, pełnym ludzi których wychowanie było o wiele bliższe normalności przyjętej przez społeczeństwo.
Problem w tym, że w wielu wypadkach nie do końca umiała. Nie chciała wyrzekać się tego, że w wielu wypadkach to właśnie taka była przez swoje zachowanie, bo to też pozwalało ją zrozumieć. A teraz zaś musiała wytrzymać ze swoimi własnymi demonami, sypiącą się logiką i niechęcią do ludzi sądzących, że absolutnie się nie zmieniła.
- Masz rację, ja wiem po której stronie stoję. Po stronie ludzi, którzy potrzebują jedzenia, po stronie ludzi, którzy potrzebują spokoju i po stronie ludzi, z którymi się nikt nie liczy. I nie ważne, gdzie będzie stał Zakon, ja wciąż będę przy tym stać. – W końcu nazwisko Hansa dostała przy okazji ukrywania jej jako jego bękarta i córki, co między innymi umożliwiało jej pływanie na statku, ale doskonale zgadzała się z ich mottem. Tu jestem. Tu pozostanę.
- Może i nie, ale pamiętaj, że czasem dobrze jest po prostu czuć się źle. Znaczy nie jest to w ostateczności dobrze, ale to nie tak, że przykre uczucia są czymś, co powinno się rozpoznawać, że jest. I nie myśleć gorzej o tym, że są. – Zastanawiała się, czy naprawdę potrzebowała teraz tłumaczyć to dalej, ale chyba nie. Wydawało się, że Gabriel bardzo dobrze rozumiał znaczenie tego, a przynajmniej ona nie musiała mu mówić, w jaki sposób miał przeżywać swoje uczucia. Wiedział, że jeżeli potrzebował porozmawiać na takie tematy, to mógł to zrobić z nią i nie musiał się martwić, że go pominie albo przestanie go słuchać. Na to jednak było potrzeba przestrzeni i spokoju, nie miejsca zaraz po rozstaniu gdzie w każdej chwili mógłby wykorzystać to ktoś, kto stał po przeciwnej stronie barykady.
- Nie jest łatwo, to racja. W końcu jedna osoba, nieważne, jak bardzo walcząca, niewiele zdziała przeciwko całemu społeczeństwu. – Może gdyby była taką panną z Traversów czy innej rodziny, która miała dla marynarzy jakiekolwiek znaczenie…ale była w końcu tylko sobą. Aż sobą. Sobą. – Nie, to nie ważne.
Nie to, że nie chciała podzielić się z Gabrielem informacją o klątwie. Bardzo chciała. Ostatecznie jednak zdecydowała się nic nie mówić. Ta rozmowa potrzebowała spokojnego otoczenia. Spokojnej Thalii, a nie takiej, która rzucała się w walce przeciwko wszystkim, mając na ten moment bardziej ochotę płakać i kopać niż walczyć o swoje.
- Podejrzewam, że jak nie ja, to kto inny miałby się dowiedzieć? W końcu jeżeli ktoś miałby zająć się czymś równie śmiałym co idiotycznym, to chyba nie ma od tego lepszej osoby. – Z drugiej strony, patrząc na to, jak często mewy postanawiały kraść jedzenie bo to był o wiele łatwiejszy dostęp do pożywienia niż szukać go gdzieś indziej. – Nie, nie rozmawiaj z Justine, proszę. Wystarczy, że już jest dużo napięcia teraz. Może już się niezbyt zobaczymy i nawet nic z tego nie będzie.
Westchnęła, przecierając dłonią po twarzy, wiedząc, że może nie było to rozwiązanie, ale na ten moment musiało wystarczyć. Nie przez złośliwości, ale dużo już było problemów, zwłaszcza na ten moment. Jeszcze wiedziała, że prędzej czy później czeka ją i Justine współpraca nad projektami w Zakonie, dlatego lepiej było chyba, aby ostatecznie wyjaśniły sobie to między sobą. I nikt nie będzie musiał być w to wplątany. Cóż, było przynajmniej miło się jakoś wygadać na ten temat.
- W takim razie spotkajmy się w Exmoor na rynku głównym. Wiesz gdzie to? – Miała nadzieje, że to wszystko było zrozumiałe, jak pośpiesznie tak przeszła do powrotu, ale chyba przyznałby się jej urlop od wszystkich i wszystkiego. Niestety najpewniej by nie mogła odpocząć od kogokolwiek, bo było tak dużo rzeczy, które jeszcze musiała zrobić i zero czasu na odpoczynek. Uśmiechnęła się nieco smętnie, z jednej strony ciesząc się, że Tonks mimo wszystko spędził dobry czas, z drugiej strony nie czując, aby jednak mogła się tym odwdzięczyć, wiedząc że ostatnim czasem była raczej męcząca.
Cieszyła się jednak, że miała kogoś, kto mógł ją dzisiaj wysłuchać i chciała się za to jakoś odwdzięczyć. Niewiele mogła zdziałać jednak, obiecując póki co, że zrobi co tylko będzie mogła kiedy Gabriel będzie tego potrzebował. Cieszyła się również, kiedy odprowadził ją do opuszczonego mieszkania na obrzeżach miasta, gdzie większość mieszkań stała już pusta – uniosła dłoń w ramach pożegnania zanim nie zniknęła za drzwiami jednego z opuszczonych mieszkań, kierując się w stronę wolnego łóżka i wcisnęła się pod kołdrę. Ten dzień powinien się skończyć i Thalia, leżąca pośród wszystkich pustych przedmiotów. W spokoju. Próbując ignorować otaczające ją duchy najlepiej jak mogła. Ale każdy musiał kiedyś spać.

ztx2


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]05.01.22 19:58
24.02

Zmarszczył lekko nos, stając przed drzwiami portowej tawerny. Nie lubił podobnych miejsc, drewniany budynek kojarzył się z parszywym "Parszywym Pasażerem" i upokarzającymi jesiennymi wizytami w podobnym przybytku. Z londyńskiej knajpy wyszedł jednak zwycięsko (dzięki policji), nie inaczej będzie tutaj. Nie chcieli w końcu siać zamętu, chcieli jedynie porozmawiać i upewnić się, że administrator portu w Beachy Head stoi po właściwej stronie. Chociaż Sussex było silnie prorycerskim hrabstwem, to Shackleboltowie zdawali się mieć pewne problemy z tak żelaznym pilnowaniem posłuszeństwa jak choćby w Kent. Może dlatego, że byli obcy, że ich ciemna karnacja nie była równie angielska co tradycje Traversów lub Rosierów? Nie wypadało otwarcie im tego wypominać, jeszcze nie - choć pogłoski o feniksie i udziale Longbottoma w walkach na tutejszych ziemiach bardzo zaniepokoiły Corneliusa. Najlepiej przemilczać w polityce niewygodne tematy, dlatego milczał - licząc, że pogłoski o bohaterstwie rebeliantów w Sussex umrą śmiercią naturalną. Należy zerkać w przyszłość, piąć się do celu Rycerzy Walpurgii.
To w ich imieniu tu przybył, choć zarazem postanowił wykorzystać własną pozycję Rzecznika Ministerstwa Magii. Niepewnie czuł się w portach i wśród marynarzy, obracał się w polityce i w kręgach konserwatywnych angielskich rodzin. Nigdy nie władał pięścią, nie umiał nazwać elementów statku, jego orężem było słowo i dobre maniery. Savoire-vivre raczej się tu nie przyda.
Na szczęście, miał udać się do tawerny z lordem Manannanem Traversem, który znał się na morzu najlepiej z Rycerzy Walpurgii (wespół ze swoim bratem) i z pewnością będzie umiał znaleźć odpowiednie środki perswazji przy tutejszym wilku morskim.
Świadom potencjalnej rywalizacji między angielskimi portami i rodzinami, Cornelius miał dzisiaj wystąpić w roli Rzecznika Ministerstwa Magii - i zapewniać, w imieniu Ministerstwa i Rycerzy Walpurgii, że również Manannan rozmawia z Jermaine'm Mouette, tutejszym człowiekiem Shackleboltów, jako reprezentant całego kraju. Sallow był świadom historycznych niesnasek między Traversami i Shackleboltami, sojusz między dwoma hrabstwami może być trudny albo nieosiągalny - ale dziś nie chodziło o Sussex i Norfolk, dziś chodziło o przyszłość Wielkiej Brytanii i wspólny front w obliczu wojennego zagrożenia.
-Wiesz coś o Mouettcie? - zagaił, gdy obok niego pojawił się Manannan. Z postawnym kapitanem u boku poczuł się jakoś pewniej, jak przy Arnoldzie Montague w londyńskim porcie. -Znasz się lepiej na merytorycznych argumentach, ja dopasuję do okazji ton i polityczne obietnice. - próbował śledzić ustalenia lorda Rosier z resztą rycerzy, ale sprawy portów i statków trochę mu umykały, nie znał się ani na żegludze ani na ekonomii. Potrafił za to mamić pięknymi słówkami, wybadać nastrój rozmówcy (dosłownie) i na bieżąco dopasowywać strategię do swojego towarzysza.
Pchnął drzwi do tawerny, podszedł do baru usiłując ignorować ohydny zapach piwa, a barman wskazał mu przejście do prywatnego pokoju. Cornelius umówił się tam z Mouette'm, w imieniu Ministerstwa - uznając za roztropne pominięcie udziału Manannana na wrogich Traversom ziemiach.
Jermaine Mouette siedział przy stole z nogami położonymi na blacie - jakby czekał na byle marynarza, a nie Rzecznika Ministerstwa. Białka oczu wydawały się nienaturalnie białe na tle hebanowej skóry, dredy były fantazyjnie spięte, a w prawym uchu lśnił złoty kolczyk, którego obecność dziwnie drażniła Corneliusa. Mouette podniósł oczy na wchodzących, ledwo przemknął spojrzeniem po Sallowie i zatrzymał roziskrzony wzrok na Traversie.
-A niech mnie dunder świśnie, ty skurwielu. - przywitał się, jakże obiecująco.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.



Ostatnio zmieniony przez Cornelius Sallow dnia 10.01.22 21:36, w całości zmieniany 1 raz
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Tawerna "Przystań Jane" - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]07.01.22 18:54
Wspomnienia po niedawnej rzezi w Kentwell Hall jeszcze nie zdążyły na dobre zatrzeć się w jego pamięci, kiedy wojenne wiatry przywiały go do Hastings; południowy port, przez ostatnie lata (nieprzypadkowo) omijany szerokim łukiem, pachniał dokładnie tak, jak zapamiętał – choć w powietrzu, wypełnionym grzechotem obijających się o siebie, zawieszonych pod gzymsem muszli, czuć było też coś nowego, być może związanego z wydarzeniami, które niedawno się tu rozegrały. Słyszał o nich – o wyklętym Ministrze Magii, który podobno we własnej osobie pofatygował się, żeby stoczyć bój z Rycerzami Walpurgii w towarzystwie przelatującego nad polem walki feniksa; ptasia pieśń musiała już dawno umilknąć, zginąć wśród rozbijających się o nabrzeże fal i śpiewów pijących w tawernie żeglarzy, ale Manannan miał wrażenie – może złudne – że pozostawiła po sobie jakąś niepewność, chwiejącą podzielonym na pół hrabstwem. Tę musieli zdusić; portowe przymierze potrzebowało wszystkich miast, żeby właściwie pełnić swoją rolę, nie mogło być pośród nich miejsca na rozłamy. Nie miał zamiaru na nie pozwolić – i to nie tylko dlatego, że poprzysiągł służbę Rycerzom Walpurgii; wsparcie w ambitnym przedsięwzięciu przejęcia kontroli nad kanałem La Manche było częścią świeżo zawiązanego sojuszu pomiędzy Traversami a Rosierami; sojuszu, którego morski ród potrzebował – wciąż mając do starcia haniebną plamę pozostawioną przez poprzedniego nestora.
Jeszcze przed wejściem do tawerny skinął Corneliusowi głową na powitanie, dwoma palcami przelotnie dotykając ronda ciemnego kapelusza. Chociaż sam Sallow wyglądał, jakby w otoczeniu portowej śmietanki czuł się nieco nieswojo, to Manannan poniekąd cieszył się z jego towarzystwa – człowiek, z którym mieli się dziś spotkać, nie był mu obcy, co jednej strony mogło pomóc w negocjacjach, a z drugiej – skutecznie w nich przeszkodzić. Obecność wysoko postawionego polityka dodawała całej wizycie powagi i spychała dwa wrogie sobie okręty na nieco bardziej neutralne wody; Mouette potrafił być uparty i zawzięty jak garboróg, ale miał też sporo do ukrycia – istniała więc szansa, że nie będzie chciał odkrywać wszystkich swoich kart przy Corneliusie, nawet jeśli będzie musiał zapłacić za to przystaniem na postawione przez nich warunki. – Znam go z czasów, kiedy nie grzał jeszcze stołka zarządcy, pływał na Gniewie Mórz. Lubi się chwalić, że posłał na dno więcej mugolskich statków niż wszyscy angielscy piraci razem wzięci. Przesadza – zaznaczył, odpowiadając na rzucone przez Sallowa pytanie. – To zresztą jedna z jego cech, zaraz zobaczysz, o czym mówię. Tam, gdzie inni widzą deszczową chmurę, on zwęszy sztorm. A potem popłynie w sam jego środek i będzie o tym opowiadał wszystkim dookoła – dodał, starając się pokrótce przekazać swojemu towarzyszowi informacje, które mogły przydać się w trakcie negocjacji, celowo pomijając jednak zawiłości własnej prywatnej relacji z zarządcą. Niezbyt zażyłej, choć w przeszłości – intensywnej; wszedł do środka tawerny za Corneliusem, pocierając w zamyśleniu brodę i zastanawiając się, czy Mouette nadal miał mu za złe zatarg, w który wdali się kilka lat temu – gdy ten pierwszy wszedł w posiadanie współrzędnych rzekomo wskazujących na miejsce ukrycia starego, potężnego artefaktu. Manannan, wykorzystując zamiłowanie Jermaine’a do drogich alkoholi, namówił go do zdradzenia położenia skarbu, obiecując, że udadzą się po niego razem – ale następnego dnia, gdy czarnoskóry kapitan wytrzeźwiał, w porcie nie było już śladu ani po mapie, ani po Szalonej Selmie, ani tym bardziej po Traversie. Urażony Mouette wysłał mu po tym wszystkim wybuchowego wyjca z wiązanką dosyć obrazowych obietnic dotyczących tego, co mu zrobi, kiedy znów go spotka, a Manannan upewnił się, by nie miał ku temu okazji.
Do dzisiaj.
Myśl o tym, czy być może nie powinien był ostrzec Corneliusa o tym, że ich rozmówca może nie ucieszyć się na jego widok, zamajaczyła mu w głowie zdecydowanie za późno; zdążył jedynie otworzyć usta, gdy drzwi do prywatnego pokoju stanęły otworem, ukazując czarodzieja, w którym wszystko – od nóg wyłożonych na biurko po charakterystyczny błysk w oku – świadczyło o tym, że na swoich włościach czuł się jak król. I jak król ich przywitał. – Jermaine – odezwał się Manannan, wyczuwając milczącą konsternację swojego towarzysza; zrobił krok do przodu, uśmiechając się krzywo. Tym razem nie skłonił się przed zarządcą, z jednej strony robiąc dobrą minę do złej gry, z drugiej – świadomie nie rezygnując z pozycji siły, którą wciąż zapewniało mu nazwisko. Wiedział, że Mouette gardził słabością – i że jeśli chcieli, by w ogóle wziął ich na poważnie, nie mogli w żaden sposób jej okazać. – Od stu wiatrów się nie widzieliśmy – dodał, robiąc kolejny krok w stronę biurka i obserwując krótkotrwały spazm gniewu na twarzy czarodzieja; skryty zaraz pod maską opanowania.
Masz na myśli: odkąd spierdoliłeś stąd z moją mapą i połową załogi? – sprostował Mouette, świdrując go wzrokiem.
Manannan zaklął w myślach, wzruszając jednak ramionami. – Stare dzieje – skwitował, podchodząc do biurka i odsuwając krzesło dla siebie i dla Corneliusa; odwrócił się w jego stronę na moment – licząc na to, że ten nie będzie czekał na zaproszenie, które prawdopodobnie miało nie nadejść. – Zdaje się, że wtedy jeszcze rebelianci nie biegali radośnie po twoim podwórku – zagaił niby mimochodem, unosząc wyżej brew. Usiadł swobodnie na krześle, ręką jak gdyby nigdy nic sięgając do wewnętrznej kieszeni płaszcza i wyjmując stamtąd drewnianą, rzeźbioną fajkę. Z drugiej wyciągnął ozdobne pudełko do kompletu. – Poczęstujecie się? Kubański, dopiero co przywieziony – zaproponował, otwierając wieczko, z premedytacją częstując zarządcę tytoniem w jego własnym gabinecie. – Poznałeś już mojego przyjaciela, Corneliusa Sallowa? Rzecznika Ministerstwa Magii? – ciągnął dalej, znów spoglądając w kierunku Corneliusa; miał nadzieję, że nie miał mu za złe tego małego przedstawienia.
Jermaine Mouette zmarszczył brwi, przenosząc wzrok na drugiego ze swoich gości. Przez chwilę wyglądał tak, jakby poważnie rozważał wyrzucenie ich za drzwi, w końcu jednak rozłożył szeroko ramiona. – A czegóż Ministerstwo Magii chce od kogoś takiego, jak ja? – Pytanie zawisło w powietrzu, czekając na odpowiedź – choć Manannan dałby sobie uciąć obie ręce, że ich rozmówca doskonale zdawał sobie sprawę z celu ich wizyty. Co jak co, ale działalność Rycerzy Walpurgii w należących do Cinque Ports miastach z całą pewnością mu nie umknęła.




some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers
Re: Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]11.01.22 3:59
-Nawet jeśli przesadza, to wydaje się podzielać słuszne poglądy. - z aprobatą wysłuchał słów o Mouett'cie, plotek o tym, że zatapiał mugolskie statki. W przeciwieństwie do Traversa, Sallow był człowiekiem słowa, nie czynu. Nie obchodziło go, ile statków tak naprawdę puścił na dno zarządca portu. Wystarczyło, że przechwalał się zabijaniem mugoli, i to jeszcze przed wybuchem wojny. Sallowa zawsze niepokoili oportuniści, którzy zaczęli nienawidzić szlam dokładnie pierwszego kwietnia 1957 (może dlatego, że sam był jednym z nich, że brzydziło go lustrzane odbicie własnych cech) - ludzie, którzy podzielali ideały Rycerzy Walpurgii od dawna, wydawali się bezpieczniejsi. Łatwiejsi do przekonania do swoich racji, choć nie zawsze wystarczyło omamić ich obietnicą, jak zwykłych sprzedawczyków.
-Sztorm. - powtórzył z namysłem. - Pieśń feniksa nad Sussex zburzyła tutejsze wody, plotki ludności i zapał rebeliantów łatwo mogą przerodzić się w sztorm. Może Mouette chciałby zostać bohaterem? Czy myślisz, że poza sławą łatwiej przekona go obietnica wygodnego życia i złota? - zastanowił się na głos, posyłając Manannanowi przenikliwe spojrzenie. Nawet polegając na własnej spostrzegawczości, wyczuwał jakąś osobliwą nutę w słowach Traversa. Tak, jakby dobrze znał tego człowieka i czymś się nie chwalił. Nie obchodziły go dziś morskie przygody, przyjaźnie i zatargi Traversa, ale chciał wiedzieć, czy do Mouette'a bardziej przemówi idealizm czy pragmatyzm. Sława czy skarby - przyziemna polityka to nie romantyczna morska wyprawa, czasem nie można mieć obojga.
Cornelius zawahał się, widząc ekscentryczną osobę zarządcy. Ciemnoskóry pirat z pewnością wpasowywał się w krąg znajomości zarówno Shackleboltów, jak i Traversów, ale podobnych mu osób próżno było szukać na korytarzach Ministerstwa Magii. Ba, Sallow nie znał nawet francuskiego, nie przebywał zbyt często z zagranicznymi dygnitarzami, o ile nie współpracował akurat z Departamentem Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów i nie urządzał dla gości jakiejś propagandowej wycieczki po oczyszczonym Londynie.
Na szczęście, Mannanan czuł się w porcie pewnie i wiedział, jak zachować się w towarzystwie dawnego znajomego (nawet, jeśli coś ich poróżniło). Cornelius dostrzegł kątem oka, że Travers nawet nie skinął głową Jermaine'owi - samemu też pozostał wyprostowany, świadom własnej pozycji. Potrzebowali tego portu, ale byli dziś głosem Londynu i angielskiej arystokracji; a Mouette nie tyle marynarzem, co urzędnikiem.
Odczekał, aż padną słowa powitania, ale ich treść go zmroziła - ucieczka z mapą i połową załogi? Co...? Zatarg brzmiał poważnie, ale konflikty wśród piratów były mu obce. Co było śmiertelną zniewagą, a co dało się zażegnać butelką rumu? Dlaczego Mannanan mu o tym nie powiedział? Uważał, że dawna znajomość daje więcej korzyści niż konflikt trudności?
Podążył za niewerbalnym przewodnictwem Mannanana i zajął miejsce na krześle, świadom, że dobre maniery działają tutaj nieco... inaczej. Travers również wydawał się bardziej arogancki niż zazwyczaj, a Sallow początkowo obserwował arystokratę, usiłując wczuć się w jego rytm, obmyślić na poczekaniu własną rolę.
Spojrzał prosto w oczy Mouette'a, świadom małego przedstawienia i fałszywej skromności zarządcy. Konkrety czy teatr? - przemknęło mu przez głowę, gdy wznosił kąciki ust do zimnego uśmiechu.
-Ministerstwu Magii leży na sercu bezpieczeństwo morskich granic w całej Anglii. Mugole próbują uciekać na kontynent drogą morską, ale - co gorsza - rebelianci próbują tam znaleźć wsparcie, a także obejść trudności w dostawach zaopatrzenia do zdradzieckich hrabstw. - opuścił na moment wzrok, znacząco kierując spojrzenie na zaoferowane przez Mannanana pudełeczko z tytoniem. -Wykorzystają jakiekolwiek odprężenie lub niedopatrzenie - co tu robisz, Mouette, poza paleniem tytoniu i popijaniem wina? Jak bardzo rozleniwiło cię życie na lądzie? -tak jak zrobili to na początku lutego, a jeśli tak dalej pójdzie to kubańskie cygara i ananasy znajdą się na stołach Ollivanderów i Prewettów, z dala od Sussex i Norfolk, z dala od spiżarni prawdziwych patriotów. - wbił w Mouette'a wzrok i uśmiechnął się cieplej, sugestywnie. Ludzie, którzy zasłużyli się dla Ministerstwa, nie musieli przejmować się obecnymi brakami w zaopatrzeniu - a to dopiero początek fantów, które mogli mu obiecać. Zamilkł, pozwalając Mannananowi wtrącić coś z pozycji siły, którą demonstrował tutaj jako pirat i arystokrata. Nie przyszli w końcu prosić, dzisiejsze spotkanie było czymś pomiędzy żądaniami i negocjacjami.

perswazja III



Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Tawerna "Przystań Jane" - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]20.01.22 13:16
Podziela – przytaknął Manannan, kiwając głową, jednak na ostatnich głoskach krótkiego potwierdzenia zatańczyło zawahanie; zastanowił się przez moment, dobierając właściwe słowa. – Nie doszukuj się w tym jednak pogoni za ideałami, Mouette nie robi niczego, jeśli nie widzi w tym interesu dla siebie. Nie będzie współpracował z mugolami, bo dawno temu nadepnęli mu na odcisk – nie wiem dokładnie, co się stało, bo nie lubi o tym opowiadać, ale w każdym razie – z pewnością nie pała do nich sympatią – dodał, przypominając sobie zaciętość, z jaką w przeszłości stary kapitan tropił dowodzone przez niemagicznych okręty. Od tamtych dni minęło co prawda sporo czasu, a mijające lata mogły wiele zmienić – na przykład wepchnąć zaprawionego w podbojach wilka morskiego za biurko zarządcy portu – ale ta zadra zdawała się tkwić wystarczająco głęboko, by oprzeć się działaniu upływającego czasu czy nęcącemu blaskowi złotych monet. – Problem w tym, że nie przepada też za pływaniem pod cudzą banderą. Będzie chciał dyktować warunki – uprzedził, zanim jeszcze popchnęli drzwi prowadzące do tawerny. Zatrzymał się, pozwalając, żeby pytanie Corneliusa zawisło na chwilę w chłodnym, wietrznym powietrzu; pokręcił z niezadowoleniem głową. – Nie wiem – przyznał, pocierając z namysłem brodę. – Kiedyś powiedziałbym, że żaden pirat nie odmówiłby wizji nieśmiertelnej sławy, ale Mouette poniekąd już to zrobił – przyjął w końcu pozycję administracyjną, zszedł na ląd; zarządcy portów nie zapisywali się w historii – będziemy musieli słuchać uważnie tego, co mówi. – I tego, czego im nie powie; Gniew Mórz mógł na dobre przybić już do portu, ale jego kapitan z pewnością nie wyparł się wszystkich przyzwyczajeń; piraci byli przebiegli – Manannan nie spodziewał się, że ich rozmówca tak po prostu zagra z nimi w otwarte karty.
Taniec pozorów rozpoczął się już w chwili, w której przekroczyli próg gabinetu; dostrzegł zawahanie na twarzy Corneliusa, sam nie zatrzymał się jednak, wiedząc doskonale, że siedzący po drugiej stronie biurka czarodziej tylko czekał na jego potknięcie. Krzywe uśmiechy i przekleństwa tak naprawdę były w tym wszystkim nieistotne, osobiste zatargi również – bo nie o drobne niesnaski tym razem toczyła się gra. Lekceważący ton głosu i zapalona bez pytania o zgodę fajka miały jedynie nadać negocjacjom odpowiedniego tonu; przypomnieć zarządcy, że tak naprawdę nie potrzebowali wcale jego zaproszenia. Wpływy Rycerzy Walpurgii sięgały daleko, a Mouette nie był ignorantem; musiał zdawać sobie sprawę z tego, że jeśli nie przekonają go do współpracy, to znajdzie się na jego miejsce ktoś bardziej ugodowy.
Wysłuchał słów Corneliusa w skupieniu, nie przerywając mu ani razu; upewniając się, że bijąca od niego arogancja sięgała jedynie zarządcy, omijając siedzącego obok niego rzecznika Ministerstwa Magii. Chociaż Manannan był zdecydowanie głośniejszy w swoich wypowiedziach, to nie on grał tutaj pierwsze skrzypce; jednomyślnym głosem Rycerzy Walpurgii przemówić miał Sallow, on chciał się jedynie upewnić, że wiadomość dotrze do Mouette’a w sposób, który stary pirat zaakceptuje i zrozumie. – Bezpieczeństwo morskich granic powinno też leżeć w na twoim sercu, a jeśli nie na sercu, to przynajmniej w kieszeni – odezwał się, kiedy ucichły ostatnie słowa Corneliusa. Wypuścił z płuc porcję dymu, po czym nachylił się do przodu, jedną rękę opierając na kolanie, a drugą – zgiętą w łokciu – o biurko zarządcy. – Jak te ostatnie zamieszki wpłynęły na interesy, co? Ile statków ominęło Hastings szerokim łukiem? – zapytał, unosząc wyżej brwi; nie spodziewał się, że Mouette poda mu konkretne liczby, ale wystarczało mu, że je znał. Manannan także wiedział – choć tutaj nie przeszłoby mu to przez gardło, to chaotyczna działalność ludzi Longbottoma nie ominęła również Norfolku; podejrzewał, że on i Jermaine zmagali się z podobnymi bolączkami, oraz że obaj zdawali sobie sprawę, że z zalewającą kraj falą nie mogli poradzić sobie sami. Sojusze były im potrzebne, żeby nie powiedzieć – niezbędne; pytaniem pozostawało jedynie, ile będzie kosztował obie strony ten. – Jak rebelianci wyczują, że są na tych wybrzeżach bezkarni, to już się od nich nie uwolnisz – dodał. Była to odległa wizja – nie mogli sobie pozwolić na utratę Sussexu – ale liczył na to, że przynajmniej zadziała na wyobraźnię zarządcy.
Sam Mouette nie wyglądał na zadowolonego, chytre spojrzenie podejrzliwych oczu przesuwając to na Corneliusa, to na Manannana. Nie zaproponował im nic do picia – nie poczęstował się też tytoniem, ale jego okryta pierścieniami ręka mimo wszystko nie wskazała im drzwi. – Czyli czego właściwie chcecie? – zapytał wreszcie, powoli zdejmując z blatu najpierw jedną, a później drugą nogę. Wstał z krzesła, po to tylko jednak, żeby oprzeć obie dłonie o biurko, nachylając się nad nim pewnie – teraz górując ponad nimi. – I jak ministerstwo planuje zapewnić to bezpieczeństwo? – W jego głosie zadźwięczało powątpiewanie.




some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers
Re: Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]24.01.22 6:16
Skinął głowo, mrużąc lekko oczy. A więc będzie miał do czynienia z oportunistą, podobnym do siebie. Nie lubił z takimi negocjować, to jak rozmawianie z lustrem. Wolał fanatyków, słabsze i podatniejsze na sugestię umysły. Potrafił jednak (swoim zdaniem) rozmawiać dosłownie z każdym, szczególnie mogąc wyczuwać emocje rozmówców w razie jakichkolwiek wątpliwości. Nawet jeśli przy portowym szczurze czuł się nieco niepewnie, nie w swoim środowisku, to razem z obytym w podobnych klimatach lordem Traversem miał niezbędny autorytet. Znajdą odpowiednie argumenty.
-Znasz go na tyle, by domyślać się, co mogło wywołać podobną zjadliwość, w jaki sposób mogli nadepnąć mu na odcisk? - zagaił, nieświadom, że Mannanan sam zdołał przechytrzyć Jermaine’a Mouette i zaskarbić sobie jego płomienny gniew. -Czy podobną reakcję mógł wywołać urażony honor, jakaś kompromitacja, kradzież czegoś cennego, a może kobieta? - dopytywał, nieświadom, że piraci niekoniecznie kompartmentalizowali życie w podobny sposób co on, i że kradzież mogła się dla nich równać hańbie, a uwiedzenie kochanki - kradzieży.
-Dyktować warunki lordowi i przedstawicielowi Ministra? - uniósł lekko brew. -Rozumiem, że jest cudzoziemcem, ale pracuje chyba dla Shackleboltów na tyle długo, by szanować naszą hierarchię? - westchnął, mając nadzieję, że ten człowiek jest rozsądny. Nie lubił barwnych dusz, kolorowych ptaków, upartych zawadiaków - trudniej przemówić im do rozumu samą logiką. -Posłucham uważnie jego słów… i emocji. - obiecał, uśmiechając się szelmowsko. Nie pozna wszystkich sekretów tego człowieka (a szkoda), bo interesów nie prowadziło się Drętwotą i przemocą, ale jego kłamstwa mógł wykrywać bezkarnie i dyskretnie, dopóki zaciskał palce na drewienku różdżki, skrytej w głębokiej kieszeni płaszcza.
Po tej krótkiej naradzie, rozpoczęli taniec pozorów - a choć Cornelius odnajdywał w końcu rytm z każdym partnerem, to wdzięczny był za towarzystwo Manannana, znającego kroki i obyczaje powszechne w tym świecie.
-Rebelianci są jak szczury, które przynoszą do portów Czarną Plagę. - nie znał się na morzu, ale znał przynajmniej historię - i miał upodobanie do barwnych porównań. -I, niestety, nie uciekają z tonących statków. Nie jestem zaskoczony, że uderzyli na Suffolk, Mouette - i uczynią to ponownie, dopóki nie wprowadzicie tutaj rządów żelaznej ręki. Ośmielili się zapuścić do mojego rodzinnego Shropshire, grzęznąć w kanałach w londyńskim porcie i za nic mając sobie patrole policji. Są przebiegli i nierozsądni, za nic mając ryzyko. - syknął. -Jestem politykiem, panie Mouette, pragnąłbym siedzieć za biurkiem i w spokoju zajmować się moją pracą - wymownie spojrzał na stół, za którym zasiadał Jermaine i na jego nogi na tym stole. -ale to nie są czasy dla spokojnych ludzi. W ciągu kwartału oczyściłem już kilka ich kryjówek, bo to zwykli ludzie, kiepsko szkoleni, ludzie, którym nie pomoże żaden cud ani Feniks. A pan, panie Mouette? Poznał pan smak walki w Suffolk, czy… siedzi pan za biurkiem? - uśmiechnął się jadowicie, mierząc zarządcę przeciągłym spojrzeniem. Spodziewałeś się, Mouette? Że ktoś taki jak ja, niższy, szczuplejszy i starszy od ciebie, czynnie zabija rebeliantów? Czy to cię nie zawstydza?.
-Bezpieczeństwo zapewni silny sojusz wszystkich portów na południowym zachodzie, a Ministerstwo zapewni ku temu środki. O co pan mnie pyta, panie Mouette, czy przyślę tutaj ochroniarza? Czy lęka się pan o swoje bezpieczeństwo - ktoś, kto zatopił już tuzin mugolskich statków? - pozwolił sobie na lekką kpinę, mając nadzieję, że uderzy w czuły punkt. Tuzin brzmiał imponująco, ale nie nadmiernie ambitnie - miał nadzieję, że Mouette sprostuje, że tych statków było kilkanaście albo kilkadziesiąt. I że zechce to udowodnić.
Nadzieja to jednak za mało. Niby nonszalancko wsunął rękę do kieszeni szaty i zacisnął palce na znajomym drewnie. Co teraz czujesz, Mouette?

wyczuwanie emocji, st 51 +6 z talizmanu


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Tawerna "Przystań Jane" - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]24.01.22 6:16
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 46
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tawerna "Przystań Jane" - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]20.02.22 16:27
Potrząsnął głową w odpowiedzi na pytanie Corneliusa, nie znał Jermaine’a aż tak dobrze, a właściwie – nie znał go wcale; ich dawna relacja opierała się głównie na wzajemnej rywalizacji i paru opróżnionych wspólnie butelkach z rumem, żeglarze rzadko kiedy opowiadali jednak o swoich porażkach – późne wieczory spędzane w nadmorskich portach wypełnione były raczej przechwałkami, ubarwionymi wyobraźnią opowieściami o dalekich rejsach, niebezpieczeństwach i czyhających w głębinach potworach. Cokolwiek staremu wilkowi morskiemu zrobili mugole, nie było to nic, czym lubiłby się chwalić. – Wszystko, co wymieniłeś, mogło – albo nic z tych rzeczy. Nie przywoływałbym tego jako argumentu, uzna, że próbujemy zagrać na jego przeszłości, żeby go zmanipulować – a nie jest idiotą.Niestety, dodał w myślach gorzko, gdyby nie bystrość umysłu i przebiegłość, rozmowę prowadziłoby się łatwiej; z drugiej strony – zyskanie go jako sojusznika mogłoby im pomóc, nawet jeśli przyznanie tego przychodziło Manannanowi z trudem.
Dostrzegając zdziwienie swojego towarzysza, uśmiechnął się pod nosem. – Wątpię, czy uważa, że pracuje dla nich. Oficjalnie, być może – zauważył, pocierając dłonią brodę i zastanawiając się, w jaki sposób mógłby wyjaśnić to Corneliusowi. Mouette był człowiekiem morza, Manannan rozumiał to doskonale; gdy na szerokich wodach spędziło się wystarczająco dużo czasu, więź z lądem słabła – podobnie jak słabło poczucie przynależności – do kraju, do jednego miejsca, do panujących w nim zasad. Nie bez powodu nie nalegał nigdy, by w przestrzeni prywatnej rozmowy nazywano go lordem, zdecydowanie woląc przydomek kapitana; tytuł noszony w Wielkiej Brytanii uwiązywał go do ziem, nad którymi Traversowie władali, czyniąc go ich panem – jako kapitan czuł się za to jak władca mórz: nieograniczony skrawkiem terenu ani rozrysowanymi na mapach liniami. – Jeśli przypomnisz mu, żeby cię szanował, to pewnie to zrobi – powiedzmy jednak, że zuchwałości mu nie brakuje – powiedział w końcu, przekraczając próg tawerny – doskonale zdając sobie sprawę, że zaledwie za parę chwil jego słowa znajdą swoje potwierdzenie w osobie rozłożonego za biurkiem zarządcy.
Zapalenie fajki pozornie odsunęło go od głównego toku rozmowy, przez moment skupił się na niej – choć nie do końca; wycofał się celowo, w rzeczywistości przez cały czas uważnie wsłuchując się w padające słowa i zza ścianki zbudowanej z wydmuchiwanego dymu obserwując zachowanie Jermaina. Kącik ust drgnął mu lekko, gdy Cornelius wytknął zarządcy bezczynność – wiedział, że podobna sugestia, zwłaszcza padająca z ust polityka, człowieka pojawiającego się u jego progu w eleganckiej szacie i błyszczących butach, dotknie go do żywego – i nie musieli czekać na to długo. Ciemnym policzkiem Mouetta targnął krótki spazm, zmrużył oczy – dzikim wzrokiem wpatrując się w Sallowa. – Panie… Sallow, tak? – zapytał – choć Manannan nie miał wątpliwości, że doskonale zapamiętał nazwisko Corneliusa. Drwina przelewała się między głoskami. – Może pan nie zdawać sobie z tego sprawy, wszak domyślam się, iż mimo wszystko większość czasu spędza pan obserwując świat zza wysokich okien londyńskiego biura, ale ja – powiedział, dla podkreślenia własnych słów uderzając w klatkę piersiową ozdobioną pierścieniami, zaciśniętą w pięść dłonią – walczyłem z tym robactwem zanim pan nauczył się, którym końcem różdżki celuje się we wroga. – Zerwał się z miejsca, nachylając się do przodu i opierając o blat biurka – póki co patrzył jednak wyłącznie na Corneliusa. – Tuzin! Chyba w ciągu jednej bitwy morskiej – żachnął się, a mimo że w oczywisty sposób przesadzał – wyglądał jakby rzeczywiście wierzył, że był do tego zdolny. – Nie boję się o bezpieczeństwo, panie Sallow, to pan mówi o konieczności jego zapewnienia – pytam jedynie, co kryje się za tymi pięknymi frazesami. Hastings nie potrzebuje sojuszu – a ja nie potrzebuję ludzi, którzy będą mi dyktować, jak mam zarządzać swoim portem – rzucił. Wyglądał, jakby stracił nad sobą nieco kontroli, mówił szybciej, emocje wyraźnie odbijały się w tęczówkach, wybrzmiewały w podniesionym głosie.
Nie potrzebujesz? Ludzie Longbottoma działają tu za twoją zgodą? – podchwycił Manannan, odzywając się po raz pierwszy od dłuższego czasu. Chociaż wszystkie instynkty skłaniały go do wstania, stłumił dyskomfort wywołany patrzącym na niego z góry zarządcą; spojrzał na niego spokojnie, z obojętnością i pewnością siebie połyskującymi w jasnych oczach. – Daj spokój, Jermaine, nie jesteś głupcem – wiesz doskonale, że wsparcie Ministerstwa i pozostałych portów jest ci na rękę. Próbujesz wytargować coś w zamian? – Uniósł wyżej brew. – Wciąż mam coś, co należy do ciebie – jeśli chciałbyś to odzyskać, wystarczy słowo – dodał, decydując, że przyszedł moment na rzucenie kart na stół. Mapa ukradziona Mouette’owi nie doprowadziła go donikąd, stary pirat nie musiał jednak o tym wiedzieć; zresztą – w tym momencie nie stanowiła już wartości samej w sobie, była symbolem – takim, z którym gotów był się rozstać.




some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers
Re: Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]25.02.22 19:03
Nie rozumiał jeszcze natury portowych znajomości, tak odmiennych od politycznych. Interakcje w Ministerstwie były nasiąknięte formalnościami, ale jeśli Cornelius szedł z kimś na wino to nie po ot, by dobrze się bawić. Już obserwując własnego ojca nabrał przekonania, że żadna interakcja nie jest zabawą - na rozluźnienie pozwalał sobie jedynie z Septimusem i chyba tylko dlatego, że z przyjaciela czytał jak z otwartej księgi. Rozmowy z wszystkimi innymi to zaś obserwacja tików, zachowań, tonu, słabości i próżności. Tiberius Sallow czynił to nieustannie, lustrując wszystkich nieruchomym, lodowatym spojrzeniem. Cornelius, całe życie pragnąc go doścignąć, zaczął dodatkowo czytać ludzkie emocje, namiętności, nastroje. Najpierw wymagało to wysiłku, ale procentowało, aż doszedł do wprawy w przyjmowaniu pokerowej twarzy i zaciskaniu palców na skrytej w fałdach szaty różdżce. Dlatego tak wytrwale podpytywał Mannanana o Jermaine'a - zakładał, że skoro się znają, to znają też swoje słabe strony. Nie mieściło mu się w głowie, że można tak po prostu iść z kimś na piwo i nie szukać na niego haków.
Skinął głową, wysłuchawszy przemyśleń Traversa. Korciło go, by dodać, że nawet jeśli Jermaine nie postrzega swoich zobowiązań wobec Shackleboltów jako pracy, to sami lordowie tych ziem mogliby sprawić, że zmieni zdanie. Powściągnął jednak język, to bezcelowe - gdyby od razu chcieli zdać się na Shackleboltów rozmawialiby bezpośrednio z nimi, nie z zarządcą portu.
Świadomie zagrał na ambicji mężczyzny, nie przyznając się, że przed chwilą słyszał o jego przeszłości z ust Traversa - zgodnie z jego oczekiwaniami, ten sam zaczął się przechwalać. Sallow uniósł brwi, gdy Jermaine wypomniał mu siedzenie za biurkiem, samemu się podkładając. Jeszcze pół roku temu zareagowałby na podobną zaczepkę inaczej, ale teraz zdążył już nabrać doświadczenia w walce.
-Tak się składa, że w obliczu wojny chwyciłem za różdżkę i walczę w terenie. - odpowiedział, unosząc dumnie podbródek. -Przelewałem krew szlam, oni próbowali przelać moją. - rzucili w niego krzesłem w Parszywym Pasażerze, na M e r l i n a.
-Z całym szacunkiem, ale teraz to pana widzę za biurkiem. Stołem. - doprecyzował, spoglądając mężczyźnie prosto w oczy. Pozwolił sobie na nutkę kpiny w zimnym tonie, mając nadzieję, że Travers go obroni gdyby doszło do rękoczynów.
-Przeszłość to przeszłość - nadal ma pan w sobie tyle energii, by poskromić tuzin? Wrogowie zdawali się czuć w Sussex jak u siebie w domu, podobno widziano tu nawet Longbottoma. Za jego głowę jest piękna nagroda. - przypomniał jadowicie. Nagroda, która przeszła koło nosa tym, którzy w czasie ataku siedzieli w tawernie, ale tego chyba nie musiał dodawać.
-Jeśli pana zdaniem Hastings nie potrzebuje sojuszu to... czego potrzebowałby pan? - syknął, krzyżując ręce na ramionach i rozciągając usta w uśmiechu. Mogli odstawić na moment wielkie idee na bok, przyszli negocjować z konkretnym człowiekiem, próżnym i przekupnym. Manannan zaproponował cenę, a pirat spojrzał na niego z nagłym zainteresowaniem - dlatego Cornelius pokiwał prędko głową, choć nie miał szczerego pojęcia, o co chodzi Traversowi.
-Dokładnie. Wystarczy słowo. - poparł swojego kompana, próbując udawać, że jest w tej zagadkowej sprawie zorientowany.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Tawerna "Przystań Jane" - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]26.02.22 15:03
Obserwował Corneliusa z rosnącym zainteresowaniem, śledząc zmieniające się rysy twarzy kątem oka i zastanawiając się, ile z tego, co mówił, rzeczywiście było prawdą. Nie wyglądał na doświadczonego wojownika; wchodząc do tawerny sprawiał wrażenie wyrwanego z zupełnie innego świata, i Manannan dałby sobie uciąć kolejne dwa palce, że towarzyszący mu czarodziej wolałby spotkać się z zarządcą na zupełnie innym, bardziej znanym sobie gruncie. Jakim? Początkowo sądził, że byłyby to eleganckie gabinety Ministerstwa Magii, ale z drugiej strony – widział go przecież już w terenie, w starciu z mugolami kryjącymi się w Castle Rising nie bał się pobrudzić sobie dłoni – podobnie jak nie powstrzymywał się przed tym w przeszłości. Kim był więc Cornelius Sallow? Oderwał fajkę od ust, żeby wydmuchać z płuc porcję dymu; gdyby sytuacja była inna, chętnie podyskutowałby o tym z Mouettem – na pewno miał już własne zdanie na ten temat – ale póki co musieli skupić się na przyciśnięciu starego zarządcy do ściany. Rozmowa trwała już chwilę, jeśli nie uścisną sobie dłoni w ciągu kolejnych paru minut, to całe negocjacje zamienią się w pozbawione sensu przepychanki o to, kto do tej pory wyrzucił więcej mugoli za burtę. W portowych tawernach takie spory koniec końców rozwiązywało się wyzwaniem którejś ze stron na pojedynek; Manannan wątpił jednak, by jego towarzysz był chętny do zastosowania argumentów siłowych.
Z całym szacunkiem – powtórzył Jermaine, niejako przedrzeźniając ostatnie słowa Sallowa – ale teraz to ja również widzę pana za biurkiem. Moim – warknął. Travers wyprostował się lekko, nie potrafiąc odgonić od siebie wrażenia, że rozmowa zaczęła biec w niebezpiecznym kierunku. Rozproszona w powietrzu kpina zdawała się otoczyć stojącego po drugiej stronie blatu żeglarza niczym tytoniowy dym; zdawało się, że powieka mu drgnęła, a w ciemnych tęczówkach błysnęło coś niebezpiecznego, dzikiego; jeśli coś jeszcze powstrzymywało go przed chwyceniem Corneliusa za przód szaty, to była to odległość wymuszona przez wepchnięty pomiędzy nich stół. – Mogę panu pokazać, ile dokładnie mam jeszcze w sobie energii – odciął się, prawa ręka sięgnęła w kierunku szaty – a może Manannowi tylko tak się wydawało; to był jednak moment, kiedy zdecydował się wtrącić, podnosząc się wreszcie z krzesła i wyciągając fajkę z ust, żeby w pojednawczym geście podnieść obie dłonie, zwracając je wewnętrzną stroną ku zarządcy.
Może jednak macie ochotę zapalić? Dobrze wpływa to na nerwy – odezwał się, przenosząc spojrzenie pomiędzy Sallowem a Mouettem – ostatecznie zatrzymując wzrok na tym drugim. – Nikt nie próbuje cię obrazić, Jermaine – zapewnił, choć był pewien, że Cornelius właśnie to próbował zrobić. – Ale doskonale zdajesz sobie sprawę, że ludzi Longbottoma jest za dużo, żebyś poradził sobie z nimi w pojedynkę; ostatnie wydarzenia to potwierdziły. Znasz piracki kodeks, wiesz, co dzieje się z każdym, kto zostaje w tyle – mówił dalej, ściszając głos; nawet nie zauważył momentu, w którym go podniósł – teraz jednak napięta atmosfera zdawała się rozluźniać, zrobił więc krok do tyłu, powoli ponownie opadając na krzesło. Ani na chwilę nie zrywał jednak kontaktu wzrokowego, opierając łokieć na podłokietniku i na powrót wkładając do ust fajkę; milczał przez parę sekund, dając żeglarzowi czas na zastanowienie się nad jego słowami. – W tej wojnie są dwie strony – jeśli nie jesteś po naszej – to po czyjej właściwie? Mugoli? – zapytał, było to jednak pytanie retoryczne; Mouette nienawidził niemagicznych.
Oderwanie ciemnych dłoni od blatu i cofnięcie się w stronę ściany wyglądało jak małe zwycięstwo; Jermaine potarł dłonią brodę, złote pierścienie na palcach błysnęły w słabym świetle. Manannan nosił podobne, każdy jeden o osobnym znaczeniu; pokręcił jednym z nich bezwiednie, wyczuwając pod zgrubiałymi opuszkami wyryte na obrączce znaki. – Mam uwierzyć ci na słowo? – zapytał z niedowierzaniem i drwiną; Travers zawahał się, ale tylko na jedno mrugnięcie powieką, potakujące słowa Sallowa przyszły w samą porę.
Mnie nie musisz – odezwał się, spoglądając w stronę swojego towarzysza. – Ale raczej żaden z nas nie ma wątpliwości, że Cornelius jest czarodziejem godnym zaufania – powiedział, podciągając wyżej kącik ust. – Oddam ci mapę i wszystko, co zdołałem odnaleźć na jej temat. Zapewnimy bezpieczeństwo w Hastings, na wodzie i na lądzie. Ale chcemy wiedzieć o każdym rebeliancie i podejrzanej operacji, która ma tu miejsce; o każdym statku wpływającym i wypływającym do portu, bez względu na to, co będzie wiózł na pokładzie. Nie interesują nas twoje prywatne interesy, ale nie może prześliznąć się tędy nawet jeden mugolak czy mugol – podsumował, opierając wygodniej plecy o niewygodne i twarde oparcie. – Co ty na to? – zapytał, przekrzywiając nieznacznie głowę. No dalej, Mouette, pogonił go w myślach; co miał do stracenia oprócz własnej dumy?




some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers
Re: Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]01.03.22 18:05
Uniósł wyżej brodę, dumnie, a palce mocniej zacisnął na różdżce. W wyraźnym, ostrzegawczym geście, niech Mouette widzi.
-Chciałby pan mnie zobaczyć gdzieś indziej? - wygiął kąciki ust w kpiącym, wyzywającym uśmiechu. Choć szczerze brzydził się podobnie nieeleganckim rozwiązywaniem konfliktów, a w samym porcie nie czuł się komfortowo, to tym razem nie zamierzał dać się zaskoczyć. To nie Parszywy Pasażer, nie miał tutaj do czynienia z nastolatką, to sprawa polityczna. Dla której, pod czujnym okiem obeznanego w sytuacji Manannana, był gotów zrobić to, co konieczne. Był pedantem, któremu największą satysfakcję dawała kontrola otoczenia, ale przede wszystkim był chorobliwie ambitny. Wychował się zresztą w Shropshire, gdzie argumenty siłowe były na porządku dziennym. Jakże miał uniknąć surowej brutalności, dorastając w domenie lordów Avery, słynących z gniewu i porywczości? Sallowowie od wieków łagodzili zapędy swoich panów dyplomacją, ale musieli umieć walczyć - ojciec dbał o to, by Cornelius potrafił się pojedynkować jeszcze zanim młody Sallow zapragnął spożytkować talent do uroków ku nauce legilimencji. Zawsze był drobny, unikał plebejskich bijatyk, jego orężem była magia, i w młodości i zawsze. Defensywę zaniedbał nieco podczas lat za biurkiem, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. Wystarczy sekunda przewagi - leglimencja pozwoli mu wyczuć, czy Mouette jest już odpowiednio rozwścieczony i...
...I Manannan postanowił załagodzić atmosferę, na szczęście. Sallow zgrywał odważnego, bo tak trzeba, bo miał sobie zaskarbić szacunek tego pirata za wszelką cenę, ale wcale nie palił się do walki. Tak, jego orężem często była magia, ale najlepszym orężem były przecież słowa.
-Z chęcią zapalę. - odezwał się zatem spokojniej, łagodząc wyraz własnej twarzy, choć nie odrywał czujnego spojrzenia od Jermaine'a. Kąciki ust lekko drgnęły, gdy to Travers wszedł w rolę mediatora, ale nie był zaskoczony. Nie miał u boku innego pirata, a szlachcica - dyplomacja była w jego krwi, nawet jeśli Traversowie woleli morze.
Piracki kodeks? Musi zapytać o to Manannana, teraz poczuł się irytująco nieprzygotowany, jak Krukon, który nie odrobił zadania domowego - a przecież znał się na historii, przecież mógł i powinien o tym poczytać. Najwyraźniej ten zaskakujący argument zadziałał, a Sallow - choć nie wiedział o co właściwie chodzi - przytaknął słowom Traversa, najwyraźniej w samą porę.
-Reprezentuję nie tylko siebie, ale i Ministerstwo. - dodał, podkreślając, że faktycznie jest godny zaufania. Nie wiedział, jaką powagą obcokrajowiec darzy tą instytucję samą w sobie, ale Jermaine musiał słyszeć o ich sukcesach. -W Londynie nie pozostał już ani jeden mugol, dzięki wspólnym wysiłkom. Dzięki naszej współpracy Hastings może wyglądać tak samo. - cokolwiek Jermaine Mouette nie myślałby o Rzeczniku Ministerstwa, to oczyszczony i zamknięty dla intruzów Londyn musiał robić wrażenie.
Mouette zmrużył lekko oczy, przesuwając wzrokiem od Traversa do Sallowa i z powrotem. Brew drgnęła lekko, gdy Manannan zapewnił, że nie interesują ich jego osobiste interesy. Chyba to pragnął usłyszeć, był piratem, miał słabość do luksusu, o części jego sprawek nikt nie powinien się dowiedzieć.
-Jutro chcę mieć tą mapę. - wydął lekko usta. -Travers. Sallow. Napijmy się. - zarządził, podtrzymując pozory kontroli.
To zgoda? - pomyślał z pewnym niedowierzaniem Sallow. Zanim rozluźnił uścisk palców na różdżce, sięgnął jeszcze ku magii, chcąc się upewnić. Wyczuł słabo emocje Mouette'a - dumę, ochotę na alkohol, chyba ciekawość, nie znalazł tam jednak ani gniewu ani fałszu. No proszę.
Zerknął na Manannana, lekko kiwając głową. Nie znał tutejszych... obyczajów, jeśli umowy cementowało się alkoholem, to proszę bardzo.


rzut


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Tawerna "Przystań Jane" - Page 2 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]08.03.22 0:03
Zdecydowanie się tego nie spodziewał: chwilowego odwrócenia ról, opanowanego do tej pory Corneliusa rzucającego staremu wilkowi morskiemu trudne do odrzucenia wyzwanie, palców zaciśniętych na różdżkach, groźnych spojrzeń rzucanych przez (negocjacyjny) stół; obserwował tę scenę spod uniesionych lekko brwi, częściowo zaskoczony, a częściowo rozbawiony – przez chwilę rozważając nawet, czy nie mógłby po prostu pozwolić sytuacji rozwinąć się samodzielnie. Pojedynek pomiędzy dwoma czarodziejami z pewnością należałby do tych wartych zapamiętania, historię piracko-ministerialnych obrad mógłby opowiadać później w niejeden zakropiony sowicie wieczór, zdawał sobie jednak sprawę, że to znacznie odciągnęłoby w czasie cel ich misji – a na to pozwolić sobie nie mogli. Pomoc w zabezpieczeniu portowego sojuszu byłą jedną z rzeczy, do których się zobowiązał, a chociaż słowo pirata było na ogół warte niewiele, to to dane przez Traversa i sojusznika Rycerzy Walpurgii ciążyło mu już prawie namacalnie, sprawiając, że miał zamiar zrobić wszystko, by dzisiejsze pertraktacje doprowadzić do satysfakcjonującego końca. Dlatego właśnie wstał – rezygnując z odchylenia się wygodniej na krześle i porzucając rolę biernego, ćmiącego fajkę obserwatora, wtrącając się do rozmowy, nim Jermaine zdążyłby odpowiedzieć – czy to słowem, czy posłanym w kierunku rządowego rzecznika zaklęciem.
Wspaniale – skwitował, uprzejmym gestem przesuwając papierośnicę w stronę Corneliusa i kiwając głową, kiedy ten raz jeszcze podkreślił swoją rolę reprezentanta Ministerstwa Magii. To była tylko połowa prawdy, obaj przybyli tu tego dnia działając głównie z polecenia Tristana, ale nie miało to znaczenia; tak w oczyszczeniu Londynu ze szlamu, jak i w zaprowadzeniu porządku w reszcie kraju, wszyscy stali po tej samej stronie – a Mouette musiał poczuć, że i w jego interesie było po niej stanąć. – Pozostali zarządcy już do nas dołączyli – wtrącił mimochodem, uzupełniając słowa Sallowa. To również nie była do końca prawda, Manannan wiedział, że sojusze dopiero zawiązywały się na różnych frontach – ale zdawał sobie też sprawę, że nikt – a już na pewno nie Jermaine – nie lubił czuć nad sobą widma wykluczenia. Samotny pirat nie miał szans zapłynąć daleko, nawet jeśli był najsprytniejszą i najbardziej przebiegłą bestią, jaka pływała po angielskich wodach.
Podciągnął wyżej kącik ust, uśmiechając się z zadowoleniem podszytym ledwie wyczuwalną drwiną, kiedy Mouette po raz kolejny wspomniał o mapie. To była zgoda – nie miał co do tego wątpliwości, pochylił więc na moment głowę, żeby w charakterystycznym geście dotknąć palcami skroni – tak, jakby chciał uchylić rondo nieistniejącego kapelusza. – Aye – przytaknął. Wiedział doskonale, że tym razem nie wymiga się od zwrócenia czarodziejowi jego własności, i ta świadomość nieco go mierziła, ale był w stanie ją przełknąć – zwłaszcza, gdy ich gospodarz postanowił od razu przejść do uczczenia świeżo nawiązanego porozumienia. Koniec końców – nic tak dobrze nie spłukiwało goryczy z języka jak butelka dobrego rumu. – Wreszcie mówisz do rzeczy – skwitował, zerkając porozumiewawczo w stronę Corneliusa, gdy tylko Jermaine odwrócił się na moment, by machnięciem różdżki przywołać do siebie butelkę i trzy szklanki. Miał nadzieję, że Sallow nie miał zaplanowanych na następny dzień spotkań z samego rana, bo podejrzewał, że przyjdzie im zabawić tu nieco dłużej; wszak gościnnego gospodarza urazić nie wypadało, zwłaszcza, gdy na szali leżały losy kruchego, cementującego się jeszcze przymierza.
Pochylił się do przodu, żeby wprawnym ruchem zgarnąć ze stołu napełnioną bursztynowym płynem szklankę, unosząc ją na wysokość oczu i kołysząc lekko zawartością; nie miał wątpliwości co do tego, jaki toast wzniesie jako pierwszy.

| zt x2 + list do Mouette'a




some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers
Re: Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]08.05.22 0:56
9 kwietnia 1958
Strzepnięty z papierosa popiół wirował chwilę w powietrzu zanim nie opadł na ziemię, a delikatne palce na nowo uniosły papieros do ust, odznaczając ślad szminki na nowo na wyblakłej bibułce. Kasztanowe loki spięła niedbale, pozwalając aby część z nich wysunęła się z niedbale upiętych warkoczy, a piwne tęczówki spoglądały na towarzystwo toczące się przed jej oczyma. Niektórzy byli mocno wstawieni, inni dopiero zaczynali swoje kolejki, przystawieni do kufli i kieliszków jakby to był ostatni napój w ich życiu, a ona ze zdumieniem dla samej siebie stwierdzała, że przecież tak właśnie mogło być. Przyzwyczajona już od dawna do faktu, że śmierć nadejść może w postaci zwykłej burzy, nie przywiązywała wiele wagi do rozważań na temat nagłości swojego losu, wręcz przypuszczając że nigdy nie będzie miała na tyle łatwo aby prędzej czy później nie skończyć jako trup za czasów swojej względnej czarodziejskiej młodości. To, że to nagle stało się o wiele bardziej prawdopodobne dla większości społeczeństwa wciąż wprawiało ją nieco w zadumę.
Obcasem przygniotła widoczny popiół, nieszczególnie przejmując się porządkiem, nonszalancję przyjmując za główną stronę charakteru jaką nosiło ze sobą jej alterego, Carmen, ciemnowłosa przemytniczka która miała swój własny styl bycia i swoje własne ścieżki którymi podróżowała. Niezwykłym dla pozornego człowieka trafem, te ścieżki nie pokrywały się z innymi alter ego Thalii, ale pilnowała się dobrze, unikając ciekawskich spojrzeń, sprzecznych sygnałów i towarzystwa ludzi którzy zbyt łatwo dodawali dwa do dwóch. Czasem dla lepszego zachowania pozorów było nie otaczać się ludźmi inteligentnymi.
Dziś jednak miała spotkać się z kimś, przy kim ostrożna musiała być – nie na tyle, aby nie pokazać się publicznie, bo czym w końcu nie było spotkanie dwóch znajomych, w kulturalnej atmosferze, w miejscu gdzie nikt na nich uwagi nie zwróci? Wiedziała, że interesów dziś ubijać nie będą (chyba że…), pytanie więc było jak mocno uda się jej rozwiązać język Rossa i czego może się dowiedzieć, czego jeszcze nie wie. Tęczówki na nowo błysnęły kiedy poruszyła głową w półmroku, zerkając na zegar. Jeżeli frajer nie zaspał, to powinien być całkiem niebawem.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Tawerna "Przystań Jane" [odnośnik]31.05.22 21:00
Odkąd powrócił do Anglii i zdecydował się pozostać tutaj na bliżej nieokreślony czas, był pewny, że Matthew Ross stopniowo stanie się martwy. Wszelkie interesy, legalne czy nie przestawały wymagać od niego ukrywania się za obcym nazwiskiem, działania ostrożnego dla swojego komfortu. Przestał płacić pośrednikom, zostając tutaj, będąc ciągle na miejscu i nie chcąc tracić pieniędzy. Mimo to po miesiącach, Ross okazał się potrzebny raz jeszcze. Może ostatni. Krótki zryw, zanim przejdzie na zasłużoną emeryturę, przestając istnieć w tym półświadku wątpliwych mend i szumowin. Towarzystwo żeglarzy było specyficzne, a mimo to kręcił się w takim otoczeniu długo, tracąc miesiące na picie w zatęchłych spelunach. Trzymało go tam jedno... potencjalny i zawsze dobry zysk. Carmen, była wspomnieniem tamtego okresu, jedną z niewielu kobiet, które przedostawały się na pokład statków i pozostawały tam. Była jedną z tych, które na krótko zaimponowały mu, zanim stały się tylko tłem, gdzieś tam z boku, wręcz niezauważalne. Był pewien, że wcisnęła mu jakieś zmyślone na prędko imię, nie dając wiary, że tak głupie mogła nosić jakakolwiek kobieta. Jednak nigdy nie dociekał, nie interesowało go, jaka jest prawda. Te kilka szklanek podłego alkoholu, jakie wychylili dawniej, nie przenosiło znajomości na poziom w którym mieliby się sobie zwierzać. Właśnie dlatego Ona pozostała Carmen, a On znów był Matthew Ross’em.
Pomysł spotkania w tawernie, przypadł mu do gustu, nawet jeśli zmuszało go, aby ruszyć się do innego hrabstwa. Przywykł do zmian otoczenia, do podróżowania bez większych ograniczeń, lecz teraz musiało mu wystarczyć chociaż to. Popychając drzwi i przechodząc przez próg, powstrzymał odruch, by sięgnąć po różdżkę. Nie wiedział, czemu takowy wszedł mu w nawyk, potęgując się w ostatnich miesiącach. Nie szukał wszędzie zagrożenia, chociaż nadal nie pogardziłby małą burdą, aby rozładować narastające rozdrażnienie z najbardziej błahych powodów. Błękitne tęczówki odnalazły znajomą sylwetkę kobiety. Nie zmieniła się wiele od ich ostatniego spotkania, nawet jeśli minęło trochę czasu. Pokonując drogę do zajętego przez nią miejsca, machnął na znajdującego się za szynkwasem mężczyznę. Wyuczonym dawno gestem zamówił dwa Portery. Na dobry początek, zanim wybiorą coś lepszego.
- Zniecierpliwiona? – spytał na dzień dobry.- Możesz już odetchnąć, jestem.- dodał zjadliwie. Nie mógł się powstrzymać, ale wątpił, aby kobieta była tym zaskoczona.- Zdeptałaś już jakąś przypadkową męską dumę? - spytał, zaciekawiony czy kobieta dała popis swojego nieustępliwego charakterku w konfrontacji z kimś przypadkowym.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Tawerna "Przystań Jane"
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach