Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Sussex
Tawerna "Przystań Jane"
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Tawerna "Przystań Jane"
Tawerna znajduje się w niewielkiej odległości od klifów Beachy Head. Wiekowy budynek zbudowany z drewnianych bali wita gości obejściem z szemrzącymi na wietrze girlandami muszli oraz figurą kota wykonaną z brązu. Niektórzy w okolicy dają sobie rękę uciąć, że figura potrafi mrugnąć i oblizać łapę. W środku znajduje się szeroki szynkwas oraz liczne dębowe ławy, przy których można usiąść i spróbować lokalnych potraw. Za niewielkimi oknami przyozdobionymi donicami kwiatów widać rozległe angielskie pastwiska. Wiejska legenda mówi, że przed laty stołowała się tu sama Charlotte Brontë i tu wpadła na pomysł napisania historii Jane Eyre.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:45, w całości zmieniany 1 raz
Pchała się tam, gdzie jej nie chcieli, rozpychając się łokciami, unikając autorytetów w których wietrzyła zbędne przywiązanie i ostatecznie, gdzieś na końcu tej więzi, haczyk w postaci wymuszenia, czy nawet uciekając się do zniknięcia z czyjegoś życia gdy po prostu nie widziała w tym wszystkim sensu. Mimo to, zachowywała jakieś okruchy dobra, starając się pomagać, czasem tak po prostu. Bo wiedziała, jak to jest być głodnym, więc to nie problem oddać nieco chleba dzieciakowi przerzucającemu czyjś śmietnik. Bo wiedziała, jak to jest nie mieć dachu nad głową, więc to nie problem aby kupić piwo przybłędzie, tak by chwilę dłużej mógł posiedzieć w pubie. Bo wiedziała, jak to jest, gdy ktoś podnosi na ciebie rękę, więc to nie problem udawać, że nie widzi się wciśniętej pomiędzy skrzynie załadunkowe kobiety z fioletowymi sińcami pojawiającymi się dookoła oka.
Przemyt jednak nie wiązał się z dobrocią serca, a przyczyna podjęcia się mniej bezpiecznych przedsiębiorstw była bardzo prozaiczna – to wszystko się opłacało. Trzeźwym i bezwzględnym okiem, sprowadzany zza granicy towar, którego rząd z jakiś powodów akceptować nie chciał (albo za który chcieć się nie chciało płacić) sprzedawał się potem, zapewniając jej ostatecznie spore wyżywienie, dom nad głową i możliwość zakupu czegoś, co kiedyś byłoby poza zasięgiem. Nie mówiąc o tym, że nagle dowiedziała się, gdzie dostać mniej powszechne rzeczy. A już nie mówiąc o tym, jakie ceny nagle można było zobaczyć w czasach, gdy towaru samego w sobie wiele nie było.
Ross był i jednocześnie nie był jak inni. Kolejny mężczyzna, przekonany o swojej wyjątkowości, taki, któremu woda sodowa uderzyła już dawno do głowy i dla którego nadziei żadnej już nie było. A jednocześnie był nie tylko pewny siebie, ale i bystry. Nie tylko przemądrzały, ale i obserwujący. Wiedziała, że nie bierze za pewnik wszystkiego, co mu mówi, a jednocześnie chyba po prostu się tego nie dopatrywał. Czemu nie, tajemnica potrafiła być ekscytująca, upijając równie mocno co alkohol. Chociaż ten drugi dało się posmakować i wyłączał również idiotów z tego świata, więc miał zdecydowanie więcej zalet.
- Absolutnie nie, dzięki że pytasz. – Uśmiechnęła się, wysuwając papieros spomiędzy warg i wydymając lekko usta aby dym papierosowy dmuchnąć prosto w twarz Rossa. – Wedle życzenia – mruknęła z lekkim uniesieniem kącików ust, zaraz też wzruszając ramionami kiedy padło pytanie.
- Jeszcze nie, ale noc jeszcze młoda. Zresztą, jeszcze potem byś płakał że ominęły cię ciekawe rzeczy.
Przemyt jednak nie wiązał się z dobrocią serca, a przyczyna podjęcia się mniej bezpiecznych przedsiębiorstw była bardzo prozaiczna – to wszystko się opłacało. Trzeźwym i bezwzględnym okiem, sprowadzany zza granicy towar, którego rząd z jakiś powodów akceptować nie chciał (albo za który chcieć się nie chciało płacić) sprzedawał się potem, zapewniając jej ostatecznie spore wyżywienie, dom nad głową i możliwość zakupu czegoś, co kiedyś byłoby poza zasięgiem. Nie mówiąc o tym, że nagle dowiedziała się, gdzie dostać mniej powszechne rzeczy. A już nie mówiąc o tym, jakie ceny nagle można było zobaczyć w czasach, gdy towaru samego w sobie wiele nie było.
Ross był i jednocześnie nie był jak inni. Kolejny mężczyzna, przekonany o swojej wyjątkowości, taki, któremu woda sodowa uderzyła już dawno do głowy i dla którego nadziei żadnej już nie było. A jednocześnie był nie tylko pewny siebie, ale i bystry. Nie tylko przemądrzały, ale i obserwujący. Wiedziała, że nie bierze za pewnik wszystkiego, co mu mówi, a jednocześnie chyba po prostu się tego nie dopatrywał. Czemu nie, tajemnica potrafiła być ekscytująca, upijając równie mocno co alkohol. Chociaż ten drugi dało się posmakować i wyłączał również idiotów z tego świata, więc miał zdecydowanie więcej zalet.
- Absolutnie nie, dzięki że pytasz. – Uśmiechnęła się, wysuwając papieros spomiędzy warg i wydymając lekko usta aby dym papierosowy dmuchnąć prosto w twarz Rossa. – Wedle życzenia – mruknęła z lekkim uniesieniem kącików ust, zaraz też wzruszając ramionami kiedy padło pytanie.
- Jeszcze nie, ale noc jeszcze młoda. Zresztą, jeszcze potem byś płakał że ominęły cię ciekawe rzeczy.
So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Miał lata, aby poobserwować specyficzny świat marynarzy i jeszcze gorszy przemytników. Poznał ich zasady, niepisane reguły, który w jakiś paradoksalny sposób trzymały wszystko razem. Tam, gdzie pozornie nie było nic poza alkoholem, pieniędzmi i lejącą się krwią, kilka zasad stawało się świętością. Dlatego nie pojmował czasami, jak taka osoba, jak Carmen przebiła się przez wszystkie stawiane przed nią przeszkody. Ten świat nie lubił kobiet, zdecydowanie bardziej niż ten normalny, gdzie słowo mężczyzny było zwyczajnie ostatnim. To jego zdanie miało znaczenie, nie żadnej histeryczki, której zamarzyło się nagle stawiać na swoim. A jednak jedną z takich odważnych miał okazję współpracować, a dziś znów wypić kilka kolejek. Szanował ją na tyle, na ile zasługiwała na to i ile wypracowała sobie przez cały czas znajomości. Nadal jednak nie rozumiał, dlaczego weszła z butami w takie otoczenie. Mogła wybrać sobie wiele innych, przyjaźniejszych, a mimo to wydawała się czuć dobrze na swym miejscu. Nie zamierzał jej o to pytać, dociekać i próbować zrozumieć powody. Ciekawość miała pozostać niezaspokojona, gdy w ogólnym rozrachunku, miał to zwyczajnie gdzieś.
- Jak tak możesz, ranisz moje uczucia.- odparł kpiąco, kiedy tak zwyczajnie mu zaprzeczyła. Czasami był ironiczny, do bólu kpiący, chociaż najczęściej potrzebował do tego odpowiedniego towarzystwa. Zwykle wolał milczeć, raczej znudzony towarzystwem kogokolwiek już na samym początku spotkania. Zerknął na zgrabną rudowłosną kelnerkę, która podeszła do stolika, aby postawić dwa kufle piwa. Milczał chwilę, jakby zapomniał o siedzącej naprzeciwko kobiecie. Dopiero kiedy młódka oddaliła się od nich, przeniósł uważne spojrzenie na swą rozmówczynię.
- Nie zaprzeczę, że byłbym zawiedziony, nie mogąc obserwować, jak równasz z ziemią jakiegoś kretyna.- zawsze to jakaś rozrywka, której na ogół nie miał okazji podziwiać. Sam nigdy nie dałby się postawić w podobnej sytuacji, ale nie czuł się źle z myślą, że mógłby sobie popatrzeć. Złapał za kufel, by napić się, zanim zamierzał podjąć mniej wesoły temat dla nich.
- Powiedz coś więcej o kłopotach o których pisałaś. Spalonych jest już więcej kryjówek? – spytał, poważniejąc trochę. Mniej siedział w interesie niż zwykle, ale fakt, że władza zabierała się za coś, za co nie powinna, zaniepokoiła go.- Zgarnęli kogoś? – dopytał jeszcze. Użyteczni byli w terenie, a nie w celach. Musiał rozeznać się czy ktoś z jego kontaktów wylądował w Tower i w razie czego spróbować ich wyciągnąć, nawet jeśli nie miał pewności, ile mógłby wskórać.
- Jak tak możesz, ranisz moje uczucia.- odparł kpiąco, kiedy tak zwyczajnie mu zaprzeczyła. Czasami był ironiczny, do bólu kpiący, chociaż najczęściej potrzebował do tego odpowiedniego towarzystwa. Zwykle wolał milczeć, raczej znudzony towarzystwem kogokolwiek już na samym początku spotkania. Zerknął na zgrabną rudowłosną kelnerkę, która podeszła do stolika, aby postawić dwa kufle piwa. Milczał chwilę, jakby zapomniał o siedzącej naprzeciwko kobiecie. Dopiero kiedy młódka oddaliła się od nich, przeniósł uważne spojrzenie na swą rozmówczynię.
- Nie zaprzeczę, że byłbym zawiedziony, nie mogąc obserwować, jak równasz z ziemią jakiegoś kretyna.- zawsze to jakaś rozrywka, której na ogół nie miał okazji podziwiać. Sam nigdy nie dałby się postawić w podobnej sytuacji, ale nie czuł się źle z myślą, że mógłby sobie popatrzeć. Złapał za kufel, by napić się, zanim zamierzał podjąć mniej wesoły temat dla nich.
- Powiedz coś więcej o kłopotach o których pisałaś. Spalonych jest już więcej kryjówek? – spytał, poważniejąc trochę. Mniej siedział w interesie niż zwykle, ale fakt, że władza zabierała się za coś, za co nie powinna, zaniepokoiła go.- Zgarnęli kogoś? – dopytał jeszcze. Użyteczni byli w terenie, a nie w celach. Musiał rozeznać się czy ktoś z jego kontaktów wylądował w Tower i w razie czego spróbować ich wyciągnąć, nawet jeśli nie miał pewności, ile mógłby wskórać.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Czasem sama też się zastanawiała, czemu zdecydowała się na to wszystko i jaki kamień akurat uderzył w jej głowę albo ile morskiej wody się nałykała, zanim nie stwierdziła, że cudowny to pomysł by w takim towarzystwie się kręcić, ale cóż powiedzieć, jak każdy pływający na morzu była człowiekiem okazji, a kiedy życie wciskało ci ster w dłonie, wybierałeś taki kurs który się opłacał. Przemytnicy zresztą bardziej wybaczali płeć, nie zamierzając przysłaniać sobie zysku jedynie płcią. Mimo wszystko, wciąż niewiele kobiet się na to decydowało, ale miało to swoje wady i zalety, takie wpadanie ludziom w pamięć. Ross za to wydawał się wręcz idealnie wtapiać w tłum, ignorowany przez okolicę i otoczenie, zupełnie jakby nikt nie mógł mieć pewności jak do końca wygląda. Dobre to był wybór, nie wyróżniać się, bo kto potem pamiętać będzie aby cię złapać, albo kto potem wspomni, czy na pewno widział twoją twarz? Czasem, gdy nie miało się jej zdolności, twarz całkiem przystojna lecz jednak nie wybijająca się szczególnymi znakami z tłumu mogła w nim również łatwo zniknąć gdy zachodziła taka potrzeba.
- Oj, jak przykro. – Szeroki uśmiech zaprzeczył każdemu wypowiedzianemu teraz przez nią słowu, zwłaszcza kiedy powoli dmuchnęła dymem w jego kierunku, ciekawa, czy skusi się ostatecznie na poproszenie ją o coś, czy może odsunie się, by tytoń nie wpadał mu do oczu. Albo zabierze jej papierosa, taka możliwość również była całkiem oczywista w tej sytuacji. – Mam ci wynagrodzić to bardziej prywatnie? – Kusiła, odważniejsza w tej sytuacji niż w każdej innej, ale musząc grać nieco inaczej niż ze swoim normalnym charakterem. Tutaj mogła kokietować, uwydatniając dekolt przy pochylaniu się w jego stronę, później zaś zmieniać podejście – i nikt Carmen z Emmanuelem nie łączył.
- Mała przyjemność odkrywać się do równania kogokolwiek, kiedy alkohol i papieros w ogóle nie skończone. Chyba, że tak prędko ci do samotności? – Rzuciła jeszcze, samej też poważniejąc kiedy przeszli na odpowiednie tematy. Pamiętała styczniowe wydarzenie, samej nawet nie wiedząc, jak szybko wtedy dała radę uciec, nie wiedząc nawet, że teraz siedziała przy kimś, kto jej wybawiciela znał bardzo dobrze.
- Przynajmniej dwie, ale kiedy złapali siedem osób, mogą sypnąć więcej. – Kto wiedział, ile skłonni będą powiedzieć jeżeli mowa była o współpracy z władzą, w końcu na pewno część wolałaby ratować własny kark niż martwić się o społeczność. I nic dziwnego, sama wolałaby ratować siebie niż ludzi, którzy najpewniej wepchnęli by ją pod szafot jako pierwsi. – Jak chcesz wiedzieć kogo to daj znać ale…na pewno tutaj? – Niby nikt ich nie słuchał, ale chyba lepiej nie było rzucać nazwiskami tak publicznie.
- Oj, jak przykro. – Szeroki uśmiech zaprzeczył każdemu wypowiedzianemu teraz przez nią słowu, zwłaszcza kiedy powoli dmuchnęła dymem w jego kierunku, ciekawa, czy skusi się ostatecznie na poproszenie ją o coś, czy może odsunie się, by tytoń nie wpadał mu do oczu. Albo zabierze jej papierosa, taka możliwość również była całkiem oczywista w tej sytuacji. – Mam ci wynagrodzić to bardziej prywatnie? – Kusiła, odważniejsza w tej sytuacji niż w każdej innej, ale musząc grać nieco inaczej niż ze swoim normalnym charakterem. Tutaj mogła kokietować, uwydatniając dekolt przy pochylaniu się w jego stronę, później zaś zmieniać podejście – i nikt Carmen z Emmanuelem nie łączył.
- Mała przyjemność odkrywać się do równania kogokolwiek, kiedy alkohol i papieros w ogóle nie skończone. Chyba, że tak prędko ci do samotności? – Rzuciła jeszcze, samej też poważniejąc kiedy przeszli na odpowiednie tematy. Pamiętała styczniowe wydarzenie, samej nawet nie wiedząc, jak szybko wtedy dała radę uciec, nie wiedząc nawet, że teraz siedziała przy kimś, kto jej wybawiciela znał bardzo dobrze.
- Przynajmniej dwie, ale kiedy złapali siedem osób, mogą sypnąć więcej. – Kto wiedział, ile skłonni będą powiedzieć jeżeli mowa była o współpracy z władzą, w końcu na pewno część wolałaby ratować własny kark niż martwić się o społeczność. I nic dziwnego, sama wolałaby ratować siebie niż ludzi, którzy najpewniej wepchnęli by ją pod szafot jako pierwsi. – Jak chcesz wiedzieć kogo to daj znać ale…na pewno tutaj? – Niby nikt ich nie słuchał, ale chyba lepiej nie było rzucać nazwiskami tak publicznie.
So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Tawerna "Przystań Jane"
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Sussex