Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Sussex
Stara latarnia morska
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Stara latarnia morska
Dawna latarnia morska Belle Tout przestała pełnić swoją funkcję w roku 1905. Zniszczona w trakcie wojny mugolskiej, została odrestaurowana przez czarodziei na początku lat 50; w chwili obecnej pełni funkcję sklepu zielarskiego, gdzie można kupić jedyne w swym rodzaju rośliny nadmorskie. Jeżeli poprosić starszą właścicielkę w nadgryzionym przez mole kapeluszu, może ona zaoferować wejście na szczyt wieżyczki lub spędzenie nocy w dawnym pokoju latarnika.
Spojrzała kątem oka na Romy, tłumaczącą jej zależność tej dziwnej, cienistej krainy. Kiwnęła głową, przyjmując ten komunikat, chociaż ciężko było powiedzieć, czy naprawdę go rozumiała. Zazwyczaj wolała empirycznie sprawdzać otaczający ją świat, nie pozostawiać tego przypadkowi czy tajemnej wiedzy. Niemniej jednak teraz była w stanie po prostu uwierzyć Romy na słowo, działo się wystarczająco dużo rzeczy, żeby porzuciła swoje dotychczasowe standardy w ocenie sytuacji. Tu musieli reagować — szybko i skutecznie — na wszystko, co ich spotykało. Granice tego, co realne a co nie, co możliwe i nie, nie istniały.
Dlatego od razu zatrzymała się, gdy rudowłosa kazała jej nie podchodzić do kwiatów. Zmarszczyła nos w zniesmaczeniu — zapachem i wiadomościami o raflezjach — nie ruszając się od boku Romy. Spojrzała tylko w kierunku Herberta, gdy zdawał im relację z tego, co widział trzecim okiem. Sama w ostatnim momencie dostrzegła atakującą roślinę, nim krew pociekła w dół nogi mężczyzny, którego syk doleciał do jej uszu.
— Herb, dasz radę iść dalej? — spytała odruchowo, spychając gdzieś w tył głowy myśl, że nie miał wyboru. Musiał. Choćby na jednej nodze, ale musiał iść dalej. Pokiwała przecząco głową na pytanie Romy, przecież się nie zraniła.
— To nic, po prostu mnie zapiekło... — szepnęła odrobinę zdezorientowana. Zaraz jednak jej uwaga skupiła się na losze, która spoglądała w tym momencie wprost na nią. W jednej chwili wszystkie myśli o wcześniejszym bólu uleciały, pozostawiając jedynie jedną. Musieli jakoś obezwładnić cienistą lochę, choć ten fragment legendy walijskie niefortunnie omijały. Zimne dreszcze przeszły przez kręgosłup, gdy widziała, jak drugie z jej zaklęć, które miało pozbawić lochę wzroku, przelatuje przez nią, a ta rażona kolejnym zaklęciem Romy zmienia się, lecz nie w gęś, a jakąś... Przedziwną hybrydę. Z przerażeniem obserwowała, jak to coś wzlatuje w powietrze, nad nią i Romy. Natychmiast przyciągnęła rudowłosą bliżej siebie, wiedząc, że to na Romy skupiała się w tej chwili uwaga cienistego stworzenia.
— Protego Maxima! — syknęła, lecz widziała już, że tarcza, którą przywołała, była na tyle licha, że pewnie była w najlepszym wypadku marną pomocą. Nie zamierzała się jednakże poddawać, umysł przywoływał kolejne zasłyszane na spotkaniu sposoby radzenia sobie z cieniami. — Biegnijmy na miejsca! Do kwiatów! — krzyknęła, zgadzając się na plan Herberta, nim nakierowała różdżkę ponownie na cieniste stworzenie. — Lumos Maxima!
Dlatego od razu zatrzymała się, gdy rudowłosa kazała jej nie podchodzić do kwiatów. Zmarszczyła nos w zniesmaczeniu — zapachem i wiadomościami o raflezjach — nie ruszając się od boku Romy. Spojrzała tylko w kierunku Herberta, gdy zdawał im relację z tego, co widział trzecim okiem. Sama w ostatnim momencie dostrzegła atakującą roślinę, nim krew pociekła w dół nogi mężczyzny, którego syk doleciał do jej uszu.
— Herb, dasz radę iść dalej? — spytała odruchowo, spychając gdzieś w tył głowy myśl, że nie miał wyboru. Musiał. Choćby na jednej nodze, ale musiał iść dalej. Pokiwała przecząco głową na pytanie Romy, przecież się nie zraniła.
— To nic, po prostu mnie zapiekło... — szepnęła odrobinę zdezorientowana. Zaraz jednak jej uwaga skupiła się na losze, która spoglądała w tym momencie wprost na nią. W jednej chwili wszystkie myśli o wcześniejszym bólu uleciały, pozostawiając jedynie jedną. Musieli jakoś obezwładnić cienistą lochę, choć ten fragment legendy walijskie niefortunnie omijały. Zimne dreszcze przeszły przez kręgosłup, gdy widziała, jak drugie z jej zaklęć, które miało pozbawić lochę wzroku, przelatuje przez nią, a ta rażona kolejnym zaklęciem Romy zmienia się, lecz nie w gęś, a jakąś... Przedziwną hybrydę. Z przerażeniem obserwowała, jak to coś wzlatuje w powietrze, nad nią i Romy. Natychmiast przyciągnęła rudowłosą bliżej siebie, wiedząc, że to na Romy skupiała się w tej chwili uwaga cienistego stworzenia.
— Protego Maxima! — syknęła, lecz widziała już, że tarcza, którą przywołała, była na tyle licha, że pewnie była w najlepszym wypadku marną pomocą. Nie zamierzała się jednakże poddawać, umysł przywoływał kolejne zasłyszane na spotkaniu sposoby radzenia sobie z cieniami. — Biegnijmy na miejsca! Do kwiatów! — krzyknęła, zgadzając się na plan Herberta, nim nakierowała różdżkę ponownie na cieniste stworzenie. — Lumos Maxima!
It's beautiful here
but morning light can make
the most vulgar things tolerable.
the most vulgar things tolerable.
Iris Moore
Zawód : Zaopatrzeniowiec w Podziemnym Ministerstwie Magii
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
until the lambs
have become lions
have become lions
OPCM : 15 +3
UROKI : 14 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Iris Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 42
'k100' : 42
W momencie, gdy jej zaklęcie odnalazło cel, a jasna wiązka na chwilę przerzedziła czarną maź istoty, poczuła przypływ nadziei - malutki, bo malutki, bardziej wartki strumyk, który za chwilę wyschnie bezpowrotnie. I wysechł, kiedy zamiast pięknej, choć strasznej zarazem białej gąski, pojawił się przed nią istny koszmar. Już jako dziecko bała się gęsi, wnętrza ich dziobów były jak wyjęte z horroru, a teraz?! Maszkaron z czerwonymi oczami, o ogromnych skrzydłach i kopytach dzika, ogromny i paskudny, od którego ziało śmiercią - jej własną śmiercią. Pobladła, oczy stały się ogromne, usta rozchyliły bezwiednie. Sparaliżowało ją całkiem, nie zareagowała nawet, kiedy iris przyciągnęła ją ku sobie. Po prostu stała jak słup soli.
Aż nie usłyszała obok siebie inkantacji zaklęcia i jasnej mgiełki, która mignęła gdzieś z boku. Miała zaledwie ułamki sekund na reakcję, ale głos, który uwiązł w gardle, ten sam, którym śpiewała w radiu, oddał się w jej dłonie.
- Protego! - wykrzyknęła głosem, który nie do końca mógł być twardy i pewny siebie. Nie walczyła, nie miała doświadczenia na polu bitwy, a gromadzenie go okazało się być trudniejsze niż naiwnie sądziła. - Lancea! - wykrzyknęła to, co przypomniała sobie od razu jako drugie.
Aż nie usłyszała obok siebie inkantacji zaklęcia i jasnej mgiełki, która mignęła gdzieś z boku. Miała zaledwie ułamki sekund na reakcję, ale głos, który uwiązł w gardle, ten sam, którym śpiewała w radiu, oddał się w jej dłonie.
- Protego! - wykrzyknęła głosem, który nie do końca mógł być twardy i pewny siebie. Nie walczyła, nie miała doświadczenia na polu bitwy, a gromadzenie go okazało się być trudniejsze niż naiwnie sądziła. - Lancea! - wykrzyknęła to, co przypomniała sobie od razu jako drugie.
nie każdy żyje sztuką i
snami o wolności
snami o wolności
Rosemary Sprout
Zawód : spikerka radiowa
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
instead of new branches
i might grow
deeper roots
i might grow
deeper roots
OPCM : 5 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Rosemary Sprout' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 72
--------------------------------
#2 'k100' : 74
#1 'k100' : 72
--------------------------------
#2 'k100' : 74
Herbert nie zdążył skoncentrować myśli, gdy maszkara wspięła się w powietrze. Złowieszcza hybryda z każdym uderzeniem serca znajdowała się coraz bliżej, falując coraz mocniej ciężkimi pierzasto-błoniastymi skrzydłami. Ostre kły lochy wystawały z trójkątnego dzioba, długa gęsia szyja utrzymywała ten ciężar z trudem. Iris zdecydowała się na próbę wzięcia Romy w ochronę, przyciągnęła ją bliżej siebie, chcąc osłonić siebie i ją zaklęciem tarczy - lecz gdy spoglądała w krwiste oczy cudacznej hybrydy, czuła tylko lęk, przenikający upiorną emocją do wnętrza jej serca. Otrzeźwiona reakcją czarownicy a wcześniej osłupiała Rosemary zdołała osłonić się prostym zaklęciem tarczy - dla Iris było jednak już zbyt późno.
Cienista maszkara pędem wbiła się pomiędzy dwie czarownice, odpychając je na przeciwległe boki - upadek Romy był lekki, tarcza ochroniła ją przed bestią i zepchnęła prosto w ramiona Herberta, ale wystawiona na atak Iris naraziła się mocniej. Ostry czarny kształt rozciął materiał koszuli na jej brzuchu, pozostawiając po sobie wypalony czerwony ślad olepiony czarną mazią - przypominającą gęstą smołę z kałuży zebranej pod unoszącym się nad powierzchnią bijącym sercem. Ból był tak bolesny, jak gdyby ktoś przyłożył jej do skóry rozżarzony do czerwoności pręt - zaczerwieniony ślad zmieniał się szybko, czerniał w oczach, pozostawiając po sobie szarą martwą tkankę. Ból przenikał ciało na wskroś, minęła chwila, nim Iris zdołała zebrać siły dostateczne, by powstać.
Lumos maxima wywołane jej zaklęciem rozjaśniało się wyraźnym światłem, a jaśniejąca lanca Rosemary pomknęła za cienistą hybrydą - stwór wydał z siebie rozdrażniony ryk przypominający ryk rannego woła, gdy urok zgasł w ciemności, z której został stworzony. Runął dalej, wzbijając się w powietrze, zwrócony tyłem do światła. Blask światła go drażnił, urok przepędzał, ale Zakonnicy zwrócili na siebie uwagę potwory, która - z pewnością - wróci do polowania.
Zbliżała się północ...
Czas na odpis: do wtorku, godziny 20. Mistrz gry może nie czekać na spóźnialskich. Możecie w tej turze wykonać do 3 akcji i napisać do 3 postów.
Energia magiczna:
Herbert: 39/50; Oculus 2/3
Iris: 40/50
Rosemary: 45/50
Żywotność:
Herbert: 205/220 (10 - szarpane, 5 - tłuczone)
Rosemary: 220/220
Iris: 177/207 (20 - oparzenia, 10 - cięte) -5 do rzutu
Cienista maszkara pędem wbiła się pomiędzy dwie czarownice, odpychając je na przeciwległe boki - upadek Romy był lekki, tarcza ochroniła ją przed bestią i zepchnęła prosto w ramiona Herberta, ale wystawiona na atak Iris naraziła się mocniej. Ostry czarny kształt rozciął materiał koszuli na jej brzuchu, pozostawiając po sobie wypalony czerwony ślad olepiony czarną mazią - przypominającą gęstą smołę z kałuży zebranej pod unoszącym się nad powierzchnią bijącym sercem. Ból był tak bolesny, jak gdyby ktoś przyłożył jej do skóry rozżarzony do czerwoności pręt - zaczerwieniony ślad zmieniał się szybko, czerniał w oczach, pozostawiając po sobie szarą martwą tkankę. Ból przenikał ciało na wskroś, minęła chwila, nim Iris zdołała zebrać siły dostateczne, by powstać.
Lumos maxima wywołane jej zaklęciem rozjaśniało się wyraźnym światłem, a jaśniejąca lanca Rosemary pomknęła za cienistą hybrydą - stwór wydał z siebie rozdrażniony ryk przypominający ryk rannego woła, gdy urok zgasł w ciemności, z której został stworzony. Runął dalej, wzbijając się w powietrze, zwrócony tyłem do światła. Blask światła go drażnił, urok przepędzał, ale Zakonnicy zwrócili na siebie uwagę potwory, która - z pewnością - wróci do polowania.
Zbliżała się północ...
Energia magiczna:
Herbert: 39/50; Oculus 2/3
Iris: 40/50
Rosemary: 45/50
Żywotność:
Herbert: 205/220 (10 - szarpane, 5 - tłuczone)
Rosemary: 220/220
Iris: 177/207 (20 - oparzenia, 10 - cięte) -5 do rzutu
-Nic mi nie będzie. - Zapewnił Iris, wiedząc, że musi iść. Nie może pozwolić sobie na marazm i marudzenie. Mieli misję do wykonania. Stawanie na rannej nodze sprawiało, że prąd bólu wędrował aż do uda, ale nie poddawał się temu. Zaciskając dłoń na różdżce oraz zęby szedł na przód gotów do starcia do cienistym tworem, choćby kosztem własnego życia. Ból nie pomagał w zebraniu myśli, ani tym bardziej w walce. Dlatego nie nadawał się na aurora, gdyby nie te dwie czarownice dawno byłaby z niego mokra plama. Widział z przerażeniem jak maszkara wbija się między kobiety niczym nóż w masło. W ostatniej chwili pochwycił Romy, której upadek zamortyzował własnym ciałem. -Iris! - Zawołał do kobiety widząc jak jej ciało przecina krwawa szmara. Wiedział, że eliksiry będzie właśnie jej podawał, aby wróciła do domu. Inaczej nie mógłby nikomu z rodziny Moore spojrzeć w oczy. -Zaraza - warknął pod nosem, ale na szczęście kolejne zaklęcia sprawiły, że przeciwnik zaczął uciekać od światła z krzykiem. Mieli chwilę na to, aby złapać oddech. Spojrzał na zegarek.
-Gotowe do biegu? - Zapytał czarownic i wskazał miejsca oraz kierunki w jakie powinny się udać wraz ze swoimi świecami. Chciał je wspomóc tak jak potrafił najlepiej.
-Magicus extremos - Oby tym razem magia go nie zawiodła. Następnie skierował różdżkę w stronę Iris. -Fortuno!
Sięgnął dłonią po świece i skierował się na wcześniej wyznaczony punkt, noga bolała, ale nie zwracał na to uwagi, starając się ignorować ból skupiony na zadaniu jakie mieli wykonać. Widział przed sobą kwiat, widział żyły jakie płynęły od serca. Zaciskając dłoń na świecy gotów był odpalić jej knot wraz z kobietami, licząc na to, że cień nie zdąży ich zaatakować albo duch kobiety, który zaatakował na początku Iris, ani tym bardziej rośliny, które również chroniły to miejsce.
|Rzut na Magicus extremos, st.70 + 18 opcm
Rzut na Fortuno, st. 45 + 18 opcm
-Gotowe do biegu? - Zapytał czarownic i wskazał miejsca oraz kierunki w jakie powinny się udać wraz ze swoimi świecami. Chciał je wspomóc tak jak potrafił najlepiej.
-Magicus extremos - Oby tym razem magia go nie zawiodła. Następnie skierował różdżkę w stronę Iris. -Fortuno!
Sięgnął dłonią po świece i skierował się na wcześniej wyznaczony punkt, noga bolała, ale nie zwracał na to uwagi, starając się ignorować ból skupiony na zadaniu jakie mieli wykonać. Widział przed sobą kwiat, widział żyły jakie płynęły od serca. Zaciskając dłoń na świecy gotów był odpalić jej knot wraz z kobietami, licząc na to, że cień nie zdąży ich zaatakować albo duch kobiety, który zaatakował na początku Iris, ani tym bardziej rośliny, które również chroniły to miejsce.
|Rzut na Magicus extremos, st.70 + 18 opcm
Rzut na Fortuno, st. 45 + 18 opcm
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Herbert Grey' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'k100' : 3
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'k100' : 3
Spojrzenie w oczy tej przerażającej istoty sprawiło, że na moment jej serce zupełnie zamarło. Dłoń trzymająca różdżkę, wyciągnięta przed siebie w wyrazie gotowości na konfrontację drżała, a jej właścicielka nie potrafiła zebrać się w sobie, aby jeszcze raz spróbować się obronić. Gdzieś z boku słyszała, że Romy próbowała chronić samą siebie, dobrze, Romy, tak trzymaj, chciałaby jej przekazać, ale tempo wydarzeń przyspieszyło tak mocno — a może to Iris zupełnie nie potrafiła skonfrontować się z rzeczywistością, niezdolna do odpowiednio usadowionej w czasie reakcji — że po prostu było to poza zasięgiem ciemnowłosej czarownicy.
Wydawało się, że najpierw poczuła ból, obrzydliwie palący, oszałamiający, niepojęty, a dopiero później dotarł do niej dźwięk rozrywanego materiału i wszelkie wrażenia związane z upadkiem. Wtedy też dopiero była w stanie nabrać oddech — a wraz z nim zawyć z bólu. Prosto z wnętrza trzewi, bez właściwego dla niej zadbania o kobiece decorum. Oczy zaszły łzami, dłoń przylgnęła odruchowo do rany, napotykając czarną maź. Zza zasłony łez obserwowała, jak rana zmienia kolor — nie mogła zebrać myśli, ocenić, czy to dobrze, czy też zupełnie tragicznie. Wydawało jej się, a może miało to miejsce naprawdę, że słyszała z oddali głos Herberta nawołującego jej imię, ale szum w uszach towarzyszący wystrzałowi adrenaliny sprawiał, że i tego nie była pewna. Odrzuciła głowę w tył, wydając z siebie wrzask po raz kolejny, dopiero zdolna do podniesienia się na jednej, drżącej ręce. Z tyłu głowy wiedziała, że powinna sprawdzić, co z resztą, ale tak dotkliwy ból chwilowo stępił moc postanowienia dbania o towarzyszy. Pierwsze jego echa dotarły do Moore dopiero po kolejnym wydechu — wcześniej myślała, że Herbert musi iść dalej, niezależnie od ran. Teraz ten sam los czekał na nią.
I chyba tylko dlatego udało jej się podnieść z ziemi. Najpierw na kolana, później przy pomocy ręki w górę, na równe — drżące — nogi. Musieli dostać się do odpowiednich miejsc, chyba po prostu liczyć na cud. Widziała, że Herbert próbował je wesprzeć, ale nie poczuła nic, co mogłoby świadczyć o poprawności rzuconego zaklęcia. Sama jednakże skupiła się na swojej świecy, mając ją w pogotowiu, aby być gotową na jej odpalenie. Ruszyła w kierunku wskazanym przez Herberta, raz za razem rozglądając się wokół siebie — pragnąc być gotową na kolejny atak, niezależnie, czy miał on nadejść z powietrza, czy z ziemi.
Wydawało się, że najpierw poczuła ból, obrzydliwie palący, oszałamiający, niepojęty, a dopiero później dotarł do niej dźwięk rozrywanego materiału i wszelkie wrażenia związane z upadkiem. Wtedy też dopiero była w stanie nabrać oddech — a wraz z nim zawyć z bólu. Prosto z wnętrza trzewi, bez właściwego dla niej zadbania o kobiece decorum. Oczy zaszły łzami, dłoń przylgnęła odruchowo do rany, napotykając czarną maź. Zza zasłony łez obserwowała, jak rana zmienia kolor — nie mogła zebrać myśli, ocenić, czy to dobrze, czy też zupełnie tragicznie. Wydawało jej się, a może miało to miejsce naprawdę, że słyszała z oddali głos Herberta nawołującego jej imię, ale szum w uszach towarzyszący wystrzałowi adrenaliny sprawiał, że i tego nie była pewna. Odrzuciła głowę w tył, wydając z siebie wrzask po raz kolejny, dopiero zdolna do podniesienia się na jednej, drżącej ręce. Z tyłu głowy wiedziała, że powinna sprawdzić, co z resztą, ale tak dotkliwy ból chwilowo stępił moc postanowienia dbania o towarzyszy. Pierwsze jego echa dotarły do Moore dopiero po kolejnym wydechu — wcześniej myślała, że Herbert musi iść dalej, niezależnie od ran. Teraz ten sam los czekał na nią.
I chyba tylko dlatego udało jej się podnieść z ziemi. Najpierw na kolana, później przy pomocy ręki w górę, na równe — drżące — nogi. Musieli dostać się do odpowiednich miejsc, chyba po prostu liczyć na cud. Widziała, że Herbert próbował je wesprzeć, ale nie poczuła nic, co mogłoby świadczyć o poprawności rzuconego zaklęcia. Sama jednakże skupiła się na swojej świecy, mając ją w pogotowiu, aby być gotową na jej odpalenie. Ruszyła w kierunku wskazanym przez Herberta, raz za razem rozglądając się wokół siebie — pragnąc być gotową na kolejny atak, niezależnie, czy miał on nadejść z powietrza, czy z ziemi.
It's beautiful here
but morning light can make
the most vulgar things tolerable.
the most vulgar things tolerable.
Iris Moore
Zawód : Zaopatrzeniowiec w Podziemnym Ministerstwie Magii
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
until the lambs
have become lions
have become lions
OPCM : 15 +3
UROKI : 14 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
To wszystko działo się dla niej zbyt szybko - nieobycie w walce skutkowało dezorientacją, która przedłużyła się, kiedy gęś odbiła się od wyczarowanej tarczy i popędziła przed siebie, odpychając ich jak kręgle. Zacisnęła oczy, oczekując spotkania z ziemią, ale zamiast tego, poczuła pod plecami czyjeś ciało. Jak przeszedł jej pierwszy szok związany z doświadczeniem walki, a potem nagłego upadku, otworzyła oczy i natychmiast się podniosła, bardziej korzystając z samodecyzyjności ciała niż głowy, i obejrzała na Herberta.
- Nic ci nie jest? Miła Helgo - obejrzała go pobieżnie. - Dziękuję i przepraszam, Herb - mówiła szczerze, ale wyjątkowo szybko, nie chcąc tracić cennego czasu na zbędne pogawędki. Znaleźli się w wyjątkowo niebezpiecznej sytuacji. Cała trójka. - Iris! - zawołała, natychmiast podejmując skok w stronę kobiety, która wylądowała tak blisko nich, jej krzyk rozdzierał serce Rosemary. Bliźniejąca czernią rana wyglądała bardzo źle. Pomogła Iris wstać, kiedy ta usiłowała zrobić to sama. Myśl Herberta wydawała się bardzo trafna. - Fortuno - spróbowała sama, celując różdżkę w Iris. - Dasz radę iść dalej? Musimy rozpalić świecę - głos brzmiał troską i zmartwieniem, ale też budzącą się do życia odwagą i determinacją. - Pokażemy im, że nie jesteśmy takimi słabymi kobietkami, co? - uśmiechnęła się nerwowo do kobiety, pragnąc jednak przekazać jej choć odrobinę własnego ognia żarzącego się nie tylko na głowie, ale i w sercu. - Zostań tutaj, przejdę do tej raflezji po przekątnej. Uważajcie na nie - poleciała głośniej, mając na uwadze krwiożercze zapędy roślin. Puściła Iris i podjęła krok w kierunku wspomnianego kwiatu, lecz nim do niego dotarła, wycelowała znów w maszkarę, usiłując skupić się nie na tym, jak długo będzie widniała w jej koszmarach, a na tym, by unieszkodliwić ich wroga. - Planta doleto! - wypowiedziała wyraźnie, wierząc, że palące gęsie stopy będą musiały sprawić potworze nie lada problem.
| 1. Fortuno na Iris, 2. Planta doleto na cień
- Nic ci nie jest? Miła Helgo - obejrzała go pobieżnie. - Dziękuję i przepraszam, Herb - mówiła szczerze, ale wyjątkowo szybko, nie chcąc tracić cennego czasu na zbędne pogawędki. Znaleźli się w wyjątkowo niebezpiecznej sytuacji. Cała trójka. - Iris! - zawołała, natychmiast podejmując skok w stronę kobiety, która wylądowała tak blisko nich, jej krzyk rozdzierał serce Rosemary. Bliźniejąca czernią rana wyglądała bardzo źle. Pomogła Iris wstać, kiedy ta usiłowała zrobić to sama. Myśl Herberta wydawała się bardzo trafna. - Fortuno - spróbowała sama, celując różdżkę w Iris. - Dasz radę iść dalej? Musimy rozpalić świecę - głos brzmiał troską i zmartwieniem, ale też budzącą się do życia odwagą i determinacją. - Pokażemy im, że nie jesteśmy takimi słabymi kobietkami, co? - uśmiechnęła się nerwowo do kobiety, pragnąc jednak przekazać jej choć odrobinę własnego ognia żarzącego się nie tylko na głowie, ale i w sercu. - Zostań tutaj, przejdę do tej raflezji po przekątnej. Uważajcie na nie - poleciała głośniej, mając na uwadze krwiożercze zapędy roślin. Puściła Iris i podjęła krok w kierunku wspomnianego kwiatu, lecz nim do niego dotarła, wycelowała znów w maszkarę, usiłując skupić się nie na tym, jak długo będzie widniała w jej koszmarach, a na tym, by unieszkodliwić ich wroga. - Planta doleto! - wypowiedziała wyraźnie, wierząc, że palące gęsie stopy będą musiały sprawić potworze nie lada problem.
| 1. Fortuno na Iris, 2. Planta doleto na cień
nie każdy żyje sztuką i
snami o wolności
snami o wolności
Rosemary Sprout
Zawód : spikerka radiowa
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
instead of new branches
i might grow
deeper roots
i might grow
deeper roots
OPCM : 5 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Rosemary Sprout' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'k100' : 53
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'k100' : 53
Zapewne ból rozciętej nogi nie pozwalał Herbertowi skupiać się na inkantacjach, po które sięgał - jego próby wzmocnienia towarzyszek spełzły na niczym, czarownice nie odczuły efektu zaklęć. Rosemary wzmocniła drugą czarownicę, dając Iris ulgę i posłała wiązkę zaklęcia w kierunku cienistego magiczne tworu - z jakim efektem, nie mogła wiedzieć, czy istote te były w ogóle zdolne do odczuwania bólu? Skrzydlaty stwór wzbił się z powrotem w powietrze, szybując ponad lewitującym sercem tego ogrodu. Rosmary i Herbert, okrążając smolisto-błotnistą breję pośrodku, dotarli do dwóch pozostałych okazałych kwiatów, Iris pozostała w pobliżu pierwszego z nich.
Raflezje pachniały jak śmierć. Ich mięsiste płatki drgały, falowały, tym mocniej, im bliżej nich znajdowali się Zakonnicy. Herbert i Rosemary potrafili dostrzec w tych ruchach cechy charakterystyczne dla magicznych drapieżnych roślin gotowych do ataku - i byli pewni, że gdy podejdą zbyt blisko, mogli zostać ofiarami. Iris trudniej było oszacować odpowiednią odległość - mogła zaryzykować i zbliżyć się mimo to lub utrzymać dystans. Zakonnicy trzymali świece, gotowi do działania. Błotnista breja została poruszona. Jej mętna gęsta powierzchnia drgała, tym niespokojniej, im bliżej kwiatów znajdowali się Zakonnicy. Na jej wierzchu gęstniały krągłe gęste bąble wielkości zaciśniętej pięści, coś się przebudzało.
Najpierw rozległ się krzyk - tej samej zjawy - istota objawiła się za plecami Herberta, z piskiem, który powalił na kolana wpierw czarodzieja, potem dwie pozostałe czarownice. Zamaszyście uniosła w górę dłoń, a wraz z nią, rozsypując grudy, z ziemi wyrwały się cieniste pnącza, usiłujące opleść sylwetkę Herberta. W tym samym czasie z nieba runęła uskrzydlona locha - ciągnąc za sobą strzępy dymu czym woal zapikowała prosto na Iris. Rosemary, jak zahipnotyzowana, wpatrywała się w breję i zdawało jej się, że słyszy jej wołanie: że ciągnie ją ku sobie, zaprasza, nęci. Coś usiłowało ją rozproszyć, oderwać myśli od posiadanego artefaktu i rytuału, jaki Zakonnicy musieli zakończyć.
Byliście pewni, że północ już wybiła...
Czas na odpis: do czwartku, godziny 10. Mistrz gry może nie czekać na spóźnialskich. Możecie w tej turze wykonać do 3 akcji i napisać do 3 postów.
Energia magiczna:
Herbert: 35/50; Oculus 3/3
Iris: 40/50
Rosemary: 43/50
Żywotność:
Herbert: 205/220 (10 - szarpane, 5 - tłuczone)
Rosemary: 220/220
Iris: 177/207 (20 - oparzenia, 10 - cięte)-5 do rzutu, fortuno 1/3
Raflezje pachniały jak śmierć. Ich mięsiste płatki drgały, falowały, tym mocniej, im bliżej nich znajdowali się Zakonnicy. Herbert i Rosemary potrafili dostrzec w tych ruchach cechy charakterystyczne dla magicznych drapieżnych roślin gotowych do ataku - i byli pewni, że gdy podejdą zbyt blisko, mogli zostać ofiarami. Iris trudniej było oszacować odpowiednią odległość - mogła zaryzykować i zbliżyć się mimo to lub utrzymać dystans. Zakonnicy trzymali świece, gotowi do działania. Błotnista breja została poruszona. Jej mętna gęsta powierzchnia drgała, tym niespokojniej, im bliżej kwiatów znajdowali się Zakonnicy. Na jej wierzchu gęstniały krągłe gęste bąble wielkości zaciśniętej pięści, coś się przebudzało.
Najpierw rozległ się krzyk - tej samej zjawy - istota objawiła się za plecami Herberta, z piskiem, który powalił na kolana wpierw czarodzieja, potem dwie pozostałe czarownice. Zamaszyście uniosła w górę dłoń, a wraz z nią, rozsypując grudy, z ziemi wyrwały się cieniste pnącza, usiłujące opleść sylwetkę Herberta. W tym samym czasie z nieba runęła uskrzydlona locha - ciągnąc za sobą strzępy dymu czym woal zapikowała prosto na Iris. Rosemary, jak zahipnotyzowana, wpatrywała się w breję i zdawało jej się, że słyszy jej wołanie: że ciągnie ją ku sobie, zaprasza, nęci. Coś usiłowało ją rozproszyć, oderwać myśli od posiadanego artefaktu i rytuału, jaki Zakonnicy musieli zakończyć.
Byliście pewni, że północ już wybiła...
Energia magiczna:
Herbert: 35/50; Oculus 3/3
Iris: 40/50
Rosemary: 43/50
Żywotność:
Herbert: 205/220 (10 - szarpane, 5 - tłuczone)
Rosemary: 220/220
Iris: 177/207 (20 - oparzenia, 10 - cięte)
Nie sposób było opisać ból, który czuła po zderzeniu z cienistą bestią. Nie chciała spoglądać na ranę, nie chciała już nic sprawdzać — sądząc, że jej wrażliwość zapewne spowoduje niechybnie większą panikę, a co gorsza wymioty. Na całe szczęście obok byli Herb i Romy. Wiedziała, że przy nich nie zginie, a przynajmniej wizja ewentualnej śmierci nie wydawała się taka straszna. Z ulgą, choć wciąż zaangażowana bardziej w walkę z bólem niż odbieraniem świata, przyjęła pomoc Romy przy wstaniu. Jej kolejne słowa sprawiły, że blade usta kobiety drgnęły w uśmiechu. Spojrzała na rudowłosą z dołu, gdy Herbert również próbował jej pomóc.
— Pokażemy — co prawda deklaracja wyrwała się jej w formie nasiąkniętego bólem sapnięcia, ale nie brakowało jej determinacji. Teraz, jeszcze bardziej niż wcześniej, poczuła w sobie prąd do działania. Musiała przełknąć wszystko, co miała teraz w ustach, ślinę o smaku bólu i łez, ale wreszcie udało jej się stanąć na równych nogach, a nawet wyprostować. Ulga, jaką poczuła po udanym fortuno była nie do przecenienia, poczuła się znów pełna sił, a przynajmniej w teorii. Skinęła zatem głową Romy, decydując się na obranie miejsca przy najbliższej z roślin.
Poprawa stanu niestety przyniosła ponowne wyostrzenie zmysłów. Zapach raflezji przyprawiał o mdłości — aby postarać się sobie z nim poradzić, przynajmniej w jakiejś części, Iris poczęła oddychać ustami. Widziała, że roślina porusza się, ale nie wiedziała, czego to było zapowiedzią, uznała po prostu, że nawet w tym dziwnym, cienistym ogrodzie żywe stworzenia poruszały się, jak miały to w zwyczaju normalnie. Może to intuicja, a może ostrożność po wcześniejszych urazach i wcześniejsze ostrzeżenia Romy sprawiły, że spoglądała za swoimi towarzyszami, starając się stanąć w mniej—więcej podobnej odległości od roślin.
Trzymając świecę w dłoni, gotowa była do jej odpalenia. Krzyk zjawy, już pokrętnie znajomy, sprowadził na skórę Iris ciarki.
— Już?! — Drżącą ręką sięgnęła po pióro feniksa, czekając na odpowiedni znak od Herberta, a kiedy ten nadszedł, przysunęła go do knota świecy, oczekując, aż powiąże się z jej magią i zajmie się ogniem, zgodnie z zapewnieniami lorda Ministra. Jednocześnie wiedziała, że nie mogła sobie pozwolić nawet na odrobinę utraty uwagi. Najistotniejszym zadaniem stało się więc utrzymanie płomienia — nie ruszyła na pomoc Herbertowi, widziała bowiem, że locha znów przypuściła na nią atak. Dlatego też, pragnąc ochronić siebie i świecę, sięgnęła po białą magię.
— Protego!
— Pokażemy — co prawda deklaracja wyrwała się jej w formie nasiąkniętego bólem sapnięcia, ale nie brakowało jej determinacji. Teraz, jeszcze bardziej niż wcześniej, poczuła w sobie prąd do działania. Musiała przełknąć wszystko, co miała teraz w ustach, ślinę o smaku bólu i łez, ale wreszcie udało jej się stanąć na równych nogach, a nawet wyprostować. Ulga, jaką poczuła po udanym fortuno była nie do przecenienia, poczuła się znów pełna sił, a przynajmniej w teorii. Skinęła zatem głową Romy, decydując się na obranie miejsca przy najbliższej z roślin.
Poprawa stanu niestety przyniosła ponowne wyostrzenie zmysłów. Zapach raflezji przyprawiał o mdłości — aby postarać się sobie z nim poradzić, przynajmniej w jakiejś części, Iris poczęła oddychać ustami. Widziała, że roślina porusza się, ale nie wiedziała, czego to było zapowiedzią, uznała po prostu, że nawet w tym dziwnym, cienistym ogrodzie żywe stworzenia poruszały się, jak miały to w zwyczaju normalnie. Może to intuicja, a może ostrożność po wcześniejszych urazach i wcześniejsze ostrzeżenia Romy sprawiły, że spoglądała za swoimi towarzyszami, starając się stanąć w mniej—więcej podobnej odległości od roślin.
Trzymając świecę w dłoni, gotowa była do jej odpalenia. Krzyk zjawy, już pokrętnie znajomy, sprowadził na skórę Iris ciarki.
— Już?! — Drżącą ręką sięgnęła po pióro feniksa, czekając na odpowiedni znak od Herberta, a kiedy ten nadszedł, przysunęła go do knota świecy, oczekując, aż powiąże się z jej magią i zajmie się ogniem, zgodnie z zapewnieniami lorda Ministra. Jednocześnie wiedziała, że nie mogła sobie pozwolić nawet na odrobinę utraty uwagi. Najistotniejszym zadaniem stało się więc utrzymanie płomienia — nie ruszyła na pomoc Herbertowi, widziała bowiem, że locha znów przypuściła na nią atak. Dlatego też, pragnąc ochronić siebie i świecę, sięgnęła po białą magię.
— Protego!
It's beautiful here
but morning light can make
the most vulgar things tolerable.
the most vulgar things tolerable.
Iris Moore
Zawód : Zaopatrzeniowiec w Podziemnym Ministerstwie Magii
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
until the lambs
have become lions
have become lions
OPCM : 15 +3
UROKI : 14 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Iris Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 89
'k100' : 89
Zapach śmierci, ból w nodze i po poczucie determinacji jakie w nim rosło. Nie było teraz odwrotu. Nie mogli sobie pozwolić na odwrót i rezygnację. Od początku wiedzieli, że mogą nie wrócić cało. Od początku znali cenę jaką przyjdzie im zapłacić.
Silna wolna i zaciętość obydwu kobiet dodawała i jemu siły, tym bardziej teraz kiedy ból uniemożliwiał mu skuteczne rzucanie zaklęć.
Czarownice udały się na swoje miejsce, tak jak on przystanął w okolicy swojego. Roślina poruszyła się niebezpiecznie, jakby wyczuwała posiłek, który pchał się w jej szczęki. Musiał uważać, aby zachować odpowiednią odległość. Nie chciał tak skończyć. Widziała dla siebie znacznie bardziej heroiczną śmierć - jeżeli już miał wybierać.
Zakładał, że ogród będzie się bronił.
Nie sądziła, że tak szybko.
Wrzask, który przeszył jego ciało rozbrzmiał tuż za nim. Ból rozlał się po nim jakby ktoś wylał na niego wiadro lodowatej wody. Padł na kolana odruchowo zasłaniając uszy, aby odciąć się od hałasu. Zacisnął zęby walcząc z własnymi słabościami. Zaciskając dłoń na piórze feniksa skupił się na zapaleniu świecy. Usłyszał krzyk Iris, który przebił się przez wrzask zjawy.
-Już! - Zawołał ile sił miał w płucach. Sam uczynił podobnie. Przyłożył podarowane pióro do knota świecy. Północ. Nie mieli czasu. Musiał upewnić się, że świeca nie zostanie zdmuchnięta, ich praca nie zostanie zaprzepaszczona bo zwyczajnie był zbyt słaby, aby zrealizować powierzoną mu misję.
Wciąż ściskając różdżkę w dłoni uniósł ją w górę. Słyszał jak pnącza mkną w jego stronę, gotowe obezwładnić i pokonać. Udało mu się je okiełznać przez chwilę. Magia, z której były stworzone nie ulegała tak łatwo jego woli.
-Protego! - Nie oczekiwał, że czarownice ruszą mu z pomocą. Widział pikującą istotę, która obracała sobie za cel Iris, skupiając na niej całą uwagę. Nie mógł pomóc kobiecie. Musiał skupić się ochronie własnego tyłka. Liczył, że tym razem magia go nie zawiedzie, że chociaż raz będzie mógł na niej polegać. Była mu przecież przyjacielem.
|Odpalam świece zgodnie z instrukcją od Longbottoma
Rzut na Protego, st. 55, opcm + 18
Silna wolna i zaciętość obydwu kobiet dodawała i jemu siły, tym bardziej teraz kiedy ból uniemożliwiał mu skuteczne rzucanie zaklęć.
Czarownice udały się na swoje miejsce, tak jak on przystanął w okolicy swojego. Roślina poruszyła się niebezpiecznie, jakby wyczuwała posiłek, który pchał się w jej szczęki. Musiał uważać, aby zachować odpowiednią odległość. Nie chciał tak skończyć. Widziała dla siebie znacznie bardziej heroiczną śmierć - jeżeli już miał wybierać.
Zakładał, że ogród będzie się bronił.
Nie sądziła, że tak szybko.
Wrzask, który przeszył jego ciało rozbrzmiał tuż za nim. Ból rozlał się po nim jakby ktoś wylał na niego wiadro lodowatej wody. Padł na kolana odruchowo zasłaniając uszy, aby odciąć się od hałasu. Zacisnął zęby walcząc z własnymi słabościami. Zaciskając dłoń na piórze feniksa skupił się na zapaleniu świecy. Usłyszał krzyk Iris, który przebił się przez wrzask zjawy.
-Już! - Zawołał ile sił miał w płucach. Sam uczynił podobnie. Przyłożył podarowane pióro do knota świecy. Północ. Nie mieli czasu. Musiał upewnić się, że świeca nie zostanie zdmuchnięta, ich praca nie zostanie zaprzepaszczona bo zwyczajnie był zbyt słaby, aby zrealizować powierzoną mu misję.
Wciąż ściskając różdżkę w dłoni uniósł ją w górę. Słyszał jak pnącza mkną w jego stronę, gotowe obezwładnić i pokonać. Udało mu się je okiełznać przez chwilę. Magia, z której były stworzone nie ulegała tak łatwo jego woli.
-Protego! - Nie oczekiwał, że czarownice ruszą mu z pomocą. Widział pikującą istotę, która obracała sobie za cel Iris, skupiając na niej całą uwagę. Nie mógł pomóc kobiecie. Musiał skupić się ochronie własnego tyłka. Liczył, że tym razem magia go nie zawiedzie, że chociaż raz będzie mógł na niej polegać. Była mu przecież przyjacielem.
|Odpalam świece zgodnie z instrukcją od Longbottoma
Rzut na Protego, st. 55, opcm + 18
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Herbert Grey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 45
'k100' : 45
Stara latarnia morska
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Sussex