Wydarzenia


Ekipa forum
Kentwell Hall
AutorWiadomość
Kentwell Hall [odnośnik]23.07.21 12:48
First topic message reminder :

Kentwell Hall

Na granicy Wschodniego i Zachodniego Suffolk, w Long Melford mieści się wielki dwór. Jego mieszkańcami są mugole, którzy w niezwykle tajemniczych okolicznościach odziedziczyli dom od swoich poprzedników. W Suffolk znani są z organizacji hucznych balów maskowych odbywających się w każdy piątek. Jeśli tylko pogoda sprzyja, przyjęcia odbywają się w ogrodzie, a ich gośćmi są zarówno mugole, jak i czarodzieje. W każdą środę właściciele posiadłości opuszczają ją na dwa dni, na czas przygotowań do kolejnego balu. Uznaje się ją wtedy za otwartą dla wszystkich, można skorzystać z urokliwych ogrodów, luksusów oferowanych przez stare, gustowne wnętrza, wypocząć w towarzystwie pawi spacerujących wzdłuż brukowanego podjazdu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kentwell Hall - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kentwell Hall [odnośnik]22.10.21 22:32
Nałożenie klątw było jednym z podrzędnych elementów planu, jednakże nie można było ukryć, że dość istotnym. Możni mieszkańcy z pewnością mieli o nich pojęcie i właśnie w nich widzieli ewentualną drogę ucieczki szczególnie gdy ulice Anglii zalała wojna. Hrabstwa, choć bez wyraźnej przewagi żaden ze stron, tylko pozornie stanowiły bezpieczną przystań, albowiem byłem przekonany, iż zdawali sobie sprawę o nadciągającym chaosie i rozlewie krwi. Nie znali jedynie dnia, ani godziny.
Skinąłem głową na słowa Maghnusa, a następnie przeniosłem wzrok na Sigrun. Nie obawiałem się o powodzenie misji, kiedy my będziemy zajmować się przekleństwami. Nawet jeśli spóźnimy się na główną ucztę, to po drodze zajmiemy się tymi, którzy zdążą zbiec, a reszta pod wodzą Śmierciożerczyni wymierzy sprawiedliwy wyrok. Liczyłem, że sojusznicy nie zawiodą i trucizna wnet wypełni żyły niczego nieświadomych, niegodnych przebywania w tych murach przeciwników. Już wkrótce miał tu przybyć Czarny Pan, który zgodnie z wolą swych przodków wyniesie Kentwell Hall na piedestał.
-Nie pozwolimy, żebyś się stęskniła- dodałem w swoim stylu, po czym wykrzywiłem wargi w ironicznym wyrazie. Sarkastyczny humor nie opuszczał mnie nawet w najbardziej problematycznych sytuacjach. -Do roboty- rzuciłem w kierunku Rycerza, kiedy dwójka towarzyszy zniknęła za winklem korytarza.
Słysząc o jego planach dotyczących klątw pokiwałem wolno głową. Były silne, poważnie zagrażające zdrowiu, a nawet życiu. W połączeniu z moim deserem wróg nie miał żadnych szans. Zapoznawszy się z powierzchnią chwyciłem fiolkę wypełnioną czarną mazią, a następnie odkorkowałem ją. Byłem gotów do rozpoczęcia prac, albowiem mogliśmy nakładać przekleństwa w tym samym czasie, tyle że oczywiście bez ich aktywacji. -Będę tuż przed Tobą. Zaczekam z inkantacją, aż mnie miniesz i zajmiesz kolejną pozycję- odparłem na jego słowa, po czym przymknąłem na moment powieki, aby odrzucić wszelkie napływające myśli i w pełni skupić się na zadaniu. Jeden błąd mógł nas kosztować zbyt wiele, a na to nie mogliśmy sobie pozwolić.
-Powodzenia- dodałem.
Kątem oka zaobserwowałem, że Maghnus wybrał niewielką wyrwę pomiędzy dwoma kamieniami w ścianie, dlatego ja zdecydowałem się główną runę umieścić na posadzce. Uklęknąłem na kolanie i wolno przesunąłem dłonią wzdłuż płyty, aby usnąć z niej zbędny kurz oraz inne drobinki mogące zakłócić prawidłowy ruch różdżki. Zanurzywszy kraniec drewna w bazie ze szpiku kostnego zacząłem powoli tworzyć runiczny krąg mający znaleźć swe zwieńczenie w ostatnim, nadrzędnym znaku. Odwróconej Isie. Starałem się nie rozpraszać, zdusić wrażliwy słuch i wszelkie inne aspekty, aby próba nałożenia przekleństwa nie skończyła się tak, jak w Niebieskim Lesie. Pomyliłem się i to dwukrotnie, dziś nie było na to miejsca, a tym bardziej czasu. Włożyłem w każdą runę pełnię swej precyzji, a dodatkowo wykorzystałem moc uzyskaną tylko dzięki Czarnemu Panu.
Po wszystkim stanąłem na równe nogi i opuściłem miejsce obarczone klątwą. Oczekiwałem na Maghnusa, choć już z daleka widziałem, że chyba nie wszystko poszło u niego tak jak powinno.
-Bulstrode, wszystko gotowe?- rzuciłem, lecz z tyłu głowy czułem, iż coś się stało, bowiem wciąż stał w miejscu, plecami do mnie.

|EM: 47/50 (-2 klątwa, -1 wykorzystanie umiejętności)




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kentwell Hall [odnośnik]22.10.21 22:32
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 28, 29
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kentwell Hall - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kentwell Hall [odnośnik]23.10.21 20:20
Uśmiechnął się w odpowiedzi na słowa Sigrun, w charakterystyczny dla siebie sposób podciągając wyżej jeden kącik ust, układając je w coś przypominającego bardziej rozbawiony grymas; jego spojrzenie uciekło na moment w górę, ku pogrążonemu w mroku sklepieniu tunelu, podczas gdy on sam wyobrażał sobie biegnących w popłochu mugoli, kobiety w wymyślnych sukniach i eleganckich mężczyzn, uciekających z dworu jak szczury z tonącego okrętu – po to tylko, by wpaść prosto w ostre zęby klątw i pułapek. Miał nadzieję, że będzie mu dane to zobaczyć; albo że przynajmniej rozgrywająca się pod ziemią masakra doczeka się innego świadka, który będzie mógł ją opisać i przekazać dalej, ubierając w historię powtarzaną ku przestrodze wszystkim innym, którym mogłoby przyjść do głowy stanąć przeciwko nim.
Zanim ruszyli, skinął jeszcze głową w stronę Drew i Maghnusa, milczącym gestem życząc im powodzenia; dłuższe pożegnania nie miały sensu, za parę chwil mieli do nich dołączyć – skupił się więc na obserwacji korytarza, starając się nie poddawać irytującemu wrażeniu, że uciekający w ciemność tunel nie miał początku ani końca, potęgowanemu przez senną monotonię mijanych ścian, przełamywaną jedynie od czasu do czasu okazyjnym opadaniem lub wznoszeniem się terenu. – Widziałem klapę – przytaknął w odpowiedzi na wyjaśnienie nakreślone przez Śmierciożerczynię, przypominając sobie swoją ostatnią wizytę w tych korytarzach; chciał wtedy sprawdzić, dokąd prowadziło przejście, ale drogę odcięli mu schodzący w dół ludzie – nie chcąc więc zaalarmować wrogów o tym, że ktokolwiek interesuje się Kentwell Hall, musiał się wycofać. – Ludzie, którzy nią zeszli, mieli ze sobą, torby, worki – podobnie jak ci, którzy wchodzili do korytarza. Jeśli prowadzi do spiżarni, to prawdopodobnie się tamtędy zaopatrują – zauważył. Starał się mówić jak najciszej, miał jednak wrażenie, że jego głos – zachrypnięty i chropowaty – niósł się dalej niż szept Sigrun.
Gdy drżąca łuna żółtawego światła zatrzymała się na pionowej ścianie, on także przystanął, unosząc wyżej różdżkę; wypowiedziana inkantacja poniosła się wyżej, podobnie jak rozchodząca się dookoła magia, a on uniósł wzrok, starając się zinterpretować jak najtrafniej to, co widział; wyczuwając też na sobie pytające spojrzenie Śmierciożerczyni. – Pomieszczenie nad nami jest puste – zaczął od najbardziej istotnej informacji, robiąc krok do przodu i przekrzywiając głowę, oceniając odległość. – Widzę ludzi nieco wyżej, zapewne na kolejnych kondygnacjach – co najmniej kilkunastu, dalej zaklęcie nie sięga. Trudno mi powiedzieć, czy to sala balowa, czy kuchnia – dodał; świetliste sylwetki się poruszały, robiły to jednak chaotycznie i nakładały się na siebie, być może znajdując się na różnych poziomach; nie był pewien, czy tańczyły w rytmie walca czy krzątały się z tacami wokół stolików.
Ruszył w górę tuż za Sigrun, bez większego problemu podciągając się przez klapę na poziom posadzki; przykucnął przy niej, zgodnie z poleceniem bez słowa zamykając drewnianą pokrywę – opuszczając ją ostrożnie i powoli, żeby nie narobić niepotrzebnego hałasu. Dopiero później wyprostował się, żeby rozejrzeć się dookoła, w piwnicy jednak nic konkretnego nie przykuło jego wzroku; pomieszczenie było niewielkie, wypełnione suchym zapachem mąki i czegoś jeszcze, co mgliście kojarzyło mu się z zamkowymi podziemiami. Obszedł je dookoła, zatrzymując się dopiero przy wąskiej, stromej klatce schodowej, do której zajrzał, wychylając się. – Na górze są drzwi. Z tej strony nie widziałem większego ruchu, więc prawdopodobnie nie spotkamy nikogo bezpośrednio za nimi – powiedział, kładąc nacisk na słowo prawdopodobnie; nie znając rozkładu pomieszczeń, nie mógł być tego pewien – drzwi mogły równie dobrze wychodzić do przyległego korytarza, jak i bezpośrednio do kuchni; musieli być ostrożni, żeby nie wywołać alarmu zbyt wcześnie, dlatego z entuzjazmem przyjął pomysł Sigrun dotyczący rzucenia zaklęcia kameleona. Ukrycie swojej obecności wydawało mu się logicznym posunięciem.
Aye – przytaknął jej krótko, wprawnym ruchem stukając różdżką najpierw we własny nadgarstek, a później kierując ją również ku swojej towarzyszce i powtarzając ten sam manewr. – Iść przodem? – zapytał, głową wskazując w stronę drzwi. Nie spodziewał się natrafić tam na klątwę ani pułapkę, mugole w końcu używali tego korytarza stosunkowo często, ale ostrożności nie mogło być za wiele. Podobno.

| rzucam zaklęcie kameleona kolejno: na siebie i na Sigrun; EM: 45/50




some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers
Re: Kentwell Hall [odnośnik]23.10.21 20:20
The member 'Manannan Travers' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 21

--------------------------------

#2 'k8' : 6, 8, 1, 2

--------------------------------

#3 'k100' : 96

--------------------------------

#4 'k8' : 7, 7, 1, 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kentwell Hall - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kentwell Hall [odnośnik]24.10.21 18:50
Myśli Edwarda krążyły wokół spraw bliżej niezwiązanych z balem, na który nie mieli zaproszeń. Nie mógł sobie przypomnieć, czy Abraxas poinformował go o tym istotnym fakcie listownie czy też nie, lecz nie zamierzał z tego powodu rozpoczynać awantur. Swojemu zdziwieniu dał jedynie drobny, nieznaczny wyraz, sięgając palcami za mankiety koszuli. W podróży przestały wyglądać doskonale, a w afekcie przybycia na miejsce i odnalezienia towarzyszy wieczoru, całkowicie zapomniał o tym, że nieskazitelna prezencja Parkinsonów miała lśnić ponad wszystko inne, ściągając na siebie uwagę tylko po to, by inni, nieznani Edwardowi współdziałający wypełnili swoje zadania. On sam był tu jedynie figurą o czysto towarzyskim wydaniu i w żaden sposób nie przeszkadzało mu, że wykazano należyte zrozumienie dla jego talentów. W żaden sposób też nie obawiał się o jakąkolwiek farsę; nie chciał wiedzieć, jaka byłaby reakcja na sprowadzenie ruiny, choć i w tym był całkiem niezły, gotów poczynić stosowne narzekania w momencie prezentacji zaproszeń zdobytych przez pannę Dolohov.
Bilecik przeznaczony dla Edwarda powędrował w ręce ochrony symbolicznym gestem. Dłonie okryte rękawiczkami pozostały takimi do chwili wkroczenia w mury Kentwell Hall, na które lord spoglądał zza eleganckiej, aksamitnej maski – prawie tej samej, z której skorzystał w trakcie Sabatu – lecz pozbawionej ozdób i wyrazu czyniącego ją rozpoznawalną, zapadającą w pamięć. Był przecież pośród mugoli, prawdopodobnie i szlam wspierających drugą stronę frontu. Jakikolwiek charakterystyczny, arystokratyczny gest nie mógł mieć miejsca. Nic poza towarzyskim czarem scalającym się z brudnym i niedomytym pospólstwem.
Leonie — zwrócił się do Abraxasa, przywołując pierwsze z brzegu imię, które przyszło mu do głowy. — Porozmawiamy później przy barze? — Zapytał cicho, choć w istocie nie liczył ani na pozwolenie, ani zapewnienie, że tak się stanie. Jeśli jakakolwiek wspólna narada będzie wymagana, liczył, że zostanie odnaleziony przez jedno z nich. To, na czym Edwardowi zależało, to jak najszybsze wtopienie się w tłum gości, bywalców, z którymi nie miał nic wspólnego, a których musiał jak najszybciej poznać i przekonać się, w jak złym położeniu znajdowali się, gdy wskazówki zegara powoli płynęły naprzód, dając coraz mniej czasu na wykonanie zadania.
Skinął Malfoyowi krótkim ruchem głowy, powoli dystansując się, nie skupiając swojej uwagi na architekturze czy estetyce, a na gościach. To ich miał uwieść swoim czarem i powabem, przybierając dobrze znaną sobie rolę kawalera. Szczęśliwie pozbył się z palców rodowej biżuterii, pozostawiając jedynie maleńki, nic nie znaczący sygnet na małym palcu, będąc w istocie ledwie dopełnieniem stroju, gdy rękawiczki powędrowały do wewnętrznej kieszeni marynarki od smokingu, a stopy powiodły Edwarda prosto przez dwuskrzydłowe wrota do sali balowej, gdzie patrzył na ułudę bogactwa i przepychu, z trudem powstrzymując parsknięcie. Z pomocą przybył kieliszek szampana zabrany z najbliższej tacy. Usta umoczył w kwasie, prawie dławiąc się absolutnym brakiem smaku. Nie mógł uwierzyć, że byli w stanie wypić coś tak obrzydliwego. Delikatne podniebienie Edwarda protestowało na tak jawną zbrodnię i on sam pragnął wyrazić niezadowolenie z tak złego doboru alkoholi. Czy nikt nie zatrudnił tutaj kipera? Doskonale znał odpowiedź na to pytanie, pocierając językiem o zęby, niezmiennie utrzymując wyraz zadowolenia z przebywania w tym miejscu i obcowania z najwyższą klasą. Jednocześnie przejęty i rozczarowany nie zwracał zbyt dużej uwagi na to, gdzie niosły go nogi. Tuż przy ścianie, gdzie było nieco więcej miejsca, odnalazł miejsce, z którego mógł prowadzić obserwacje. Wybrać odpowiednio uległe cele, zakręcić się w towarzystwie mającym w sobie to szczególne i bliżej nieokreślone coś. Rzecz jasna stosowne zaniżenie standardów musiało zostać dopełnione, kiedy Edward powoli podszedł do jednej z kobiet.
Zapięcie pani sukni. Czy mogę? — Podjął rozmowę, intensywnie spoglądając na obcą, lekko uśmiechając się, nie obnażając zębów ani tej nuty zdenerwowania, która zagościła w sercu lorda Parkinsona. W milczeniu oczekiwał na odpowiedź, na pozwolenie, sugestywnie spoglądając przez jej ramię na plecy, gdzie owo zapięcie się mieściło. Fakt spąsowienia traktował jako mały krok naprzód i sam skinął głową, stając za jej plecami. Wolną dłonią, opuszkami palców przesunął po materiale, lekko drażniąc skórę pod spodem. Powoli chwycił za zapięcie, którego nie wykorzystałby w żadnym ze swoich projektów i delikatnie pociągnął za metalowy element do góry. — Gotowe — potwierdził słownie, tym razem celowo dotykając palcami gołych pleców. W innej sytuacji cieszyłby się z reakcji. Teraz jedynie towarzyszył mu wstręt do samego siebie, że bratał się z brudem i nie wiedział, jak długo to wszystko wytrzyma. — Uroczy wieczór, czyż nie? — Zapytał, z powrotem wciągając kobietę w rozmowę, nie pozwalając jej odejść, chcąc zatrzymać ją na kilka chwil, by pozostawić po sobie stosowne pierwsze wrażenie. — Czy mogę wiedzieć, skąd pani przyjechała? Dam głowę, że mieliśmy okazję minąć się w trakcie poprzedniego przyjęcia. Oczywiście nie przedstawiono nas sobie. — Słowa gładko płynęły z ust Edwarda. Ciało samo układało pozę, lekko wyciągało nogę do przodu, nieznacznie niwelując dystans między nim a kobietą. Ręka popłynęła do kołnierzyka, palce znikły na moment za sztywno wyprasowanym materiałem. Wzrok powędrował lekko w bok, rozglądając się za barem, za większą przestrzenią, na której mógł działać.


I walk, I talk like I own the place
I play with you like it's a game
Edward Parkinson
Edward Parkinson
Zawód : krawiec, projektant
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wild things that turn me on
Drag my dark into the dawn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9457-edward-parkinson-budowa#288270 https://www.morsmordre.net/t9541-czarus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t9572-skrytka-nr-2183 https://www.morsmordre.net/t9573-edward-parkinson#291128
Re: Kentwell Hall [odnośnik]24.10.21 19:25
Wystarczyło zaledwie tyle – płynna historyjka i uwydatniony dekolt, teatralne westchnięcia i emocjonalne gesty dłonią, krótkie anegdotki i wydęte w podkówkę usta. Historia płynęła własnym torem, tkana kolejnymi słowami posyłanymi w przestrzeń z łatwością. Obcy akcent pozornie nadawał przecież temu wszystkiemu sens, w rzeczywistości ostre zgłoski nie miały wiele wspólnego z nieprawdziwymi kuzynkami z hiszpańskich ziem.
Ale to nie było ważne – nie kiedy mężczyzna i jego syn zawiesili na niej spojrzenia, w ślad za nimi uczynił to strażnik i kilka gości nieopodal. Panna Dolohov robiła scenkę, gdzieś pomiędzy oburzeniem a fascynacją przyciągała uwagę; i byłby to urokliwy obrazek, gdyby nie fakt na to, że okrutnie malkotenciła, sprawiając wrażenie rzeczywiście gotowej donieść mugolskiej prasie o serii niepowodzeń, jakich rzekomo doświadczała na tymże balu.
Niewiele trzeba było, by pobudzić eleganckich mężczyzn do działania; zwłaszcza takich, którzy niesłychanie dbali o własną prezencję.
Seria nieprawdziwych zarzutów wystarczyła, by starszy z dwójki mężczyzn zajął się sprawą pokrzywdzonej kobiety, która dla wieczora taki jak ten przybyła z dalekich stron; niedługo później na usta przywdziała perlisty uśmiech, na słowa pochwałę, a palcach obracając trzy ozdobne kartoniki zapraszające na walentynkową maskaradę w Kentwell Hall.
Ucałowany wierzch dłoni niósł nadzieję na rychłe spotkanie, choć tym Tatiana zdawała się już w ogóle nie spodziewać, kiedy skierowała kroki ponownie w kierunku syna Ministra Magii i lorda Parkinson.
– Proszę zachować pochwały na później, lordzie Malfoy – subtelny uśmiech znów zatańczył na jej wargach. Niedługo później znaleźli się w kolejce, a z niej prowadziła droga do wejścia.
Charakterystyczne dekoracje powitały ich prędko; prędko też pojawił się gwar rozmów, śmiechów i życzliwości posyłanych zza pozornie anonimowych oblicz.
Maskarada rozpoczęła się.
Kroki odbijały się głuchym echem, kiedy kroczyli przez główny korytarz w towarzystwie innych gości. Poprawiając futerkowy szal rozglądała się wokół, celowo podtrzymując każde napotkane po drodze, męskie spojrzenia. Część z nich skrzyżowała już przed wejściem do zamku, część pielęgnować miała teraz.
– Proszę dać mi odpowiednią ilość czasu – cichy szept posłany w kierunku Abraxasa, kiedy nachyliła się ku niemu, był ostatnim, nim pozorny spokój przerwały takty muzyki; główna sala balowa obfitowała w dekoracje, nijak podobne do tych, do których Dolohov nawykła, nijak przypominające chociażby w maleńkiej część kunszt i tradycje czarodziejskiej nacji.
Róż i czerwień, czerwień i róż – święto zakochanych w przaśnej formie, wśród nastrojowej muzyki, półmroku przerywanego ogromem świec i roznoszonym zewsząd szampanem.
Tatiana porwała jeden z kieliszków, odłączając się od jej towarzyszów, by sprawnie przejść dalej; obserwowała, obserwowała niczym łowca, lawirowała wśród innych sylwetek, celowo obierając te odziane w garnitury i smokingi, zostawiając za sobą intensywną woń perfum, cień uśmiechu i aurę niewypowiedzianych słów.
Zostawiając za sobą pytania bez odpowiedzi, wzrok ukryty za maską, dwa utwory poświęcone wyważonym ruchom na kamiennej posadzce. Gdy kolejny taniec z tym samym mężczyzną dobiegł końca, podniosła spojrzenie. On również się zatrzymał; punkt centralny, gospodarz przyjęcia – zdała sobie z tego sprawę gdy spojrzenia i pozdrowienia mijanych przez niego osób przekroczyły liczbę kilkunastu. Zapamiętała nawet nazwisko, proste i nijakie. Dla tych ludzi niezwykle ważne.
Mężczyzna przeniósł się na środek parkietu, by wznieść wypełniony szampanem kieliszek, w którego szkło zadzwonił sygnetem zdobiącym palec. Muzyka przycichła, wzrok gości skierował w jego stronę, toast za walentynkową maskaradę był formalnością zakończoną oklaskami.
– Tak specjalny wieczór w rękach tak wprawnego organizatora – wypuściła słowa lekko, kiedy znów znalazła się w jego zasięgu – Da się pan zaprosić na drinka? – w świecie mugolskim wierzono w odwagę kobiet; przejęła pałeczkę z subtelnym uśmiechem, wciąż ukryta za subtelnością maski – Tak wielki wybór, proszę uraczyć mnie poradą odnośnie kompozycji jakie przygotował dla nas specjalista od napitków.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Kentwell Hall [odnośnik]25.10.21 3:22
Krótkiej eksploracji rezydencjalnych korytarzy towarzyszyły mieszane uczucia, w których podziw mieszał się z niesmakiem. Znajomość historii o zamierzchłych czasach, gdy Kentwell Hall zamieszkiwała prawdziwa arystokracja, nadawała temu miejscu podniosły charakter, lecz tłumna obecność niemagicznego pospólstwa i jakość wykonania dekoracji, jakie nawiązywały do tematyki imprezy, była zatrważająco obrzydliwa. Nieprzyzwyczajony do haniebnych standardów starał się nie zwracać na to uwagi, ale kiedy tylko wrota do sali balowej stanęły otworem, czarodziej nie mógł wyjść ze zdumienia, jak można przeobrazić luksusową willę w taki śmietnik! Jakakolwiek historia kryła się za zmianą lokum Gauntów, to miejsce nie powinno znajdować się w rękach mugoli, cóż za wstyd! Kojąca myśl o spodziewanych rezultatach powierzonej misji była motywującą zachętą do przetrwania nieprzyjaznych warunków, dlatego nie tracił wiele czasu i odpowiedział krótko na komunikaty sojuszników, by rozpocząć udział w zabójczej maskaradzie.
- Edmundzie, nie zapomnij przyprowadzić ze sobą uroczej damy, to wszak dzień zakochanych. - ochrzcił lorda Parkinsona nowym imieniem, sam zaś przybrał tożsamość kawalera Leona, który skrzętnie ukrywał rozpoznawalne lico pod maską, próbując wmieszać się w tłum.
Mimo że to właśnie Abraxasowi i Tatianie przyjdzie zbroczyć dłonie krwią, iście brudna robota przytrafiła się Edwardowi, którego rola wbrew pozorom nie była błaha. Adaptacja do grona takich gości to jak naśladownictwo zwyczajów hordy karaluchów, o których słyszano jedynie w szkodliwym wydźwięku. A to przecież nie jego jedyne zadanie, bo kiedy przyjdzie pora, odwracać miał uwagę określonych osobistości, w których kieliszkach znaleźć się miała dawka zabójczego specyfiku. Parkinson szybko zderzył się z rzeczywistością i odkrył, że wieczór wcale nie będzie dobrą zabawą, w jakiej miał nadzieję uczestniczyć. Sam dotyk skóry mugolki był odrażającym doznaniem, nie mówiąc już o próbie nawiązania zeń dialogu, w którym łatwo było zaliczyć potknięcie, gdyż o niemagicznym świecie nie wiedział niczego. Dolohov zaś była w swoim żywiole, z gracją roztaczając kokieteryjny powab wokół gości. Pozostawało pytanie, czy to dobrze, że wciąż kradła ich atencję i skupiała na sobie spojrzenia? Abraxas nie wtrącał się do jej zadań, bowiem nie wyglądała, jakby robiła to raz pierwszy; tym niemniej inaczej wyobrażał sobie jej rolę na przyjęciu i liczył, że zachowa odpowiednią dyskrecję, bo jako jedyna posiadała na wyposażeniu zabójczą truciznę.
Malfoy rozpoczął swój udział krótkim small-talkiem z mijanymi gośćmi, wyzbywając się charakterystycznej maniery wzniosłego sarkazmu, ażeby przypadkiem nikt nie podejrzewał go o bycie tym, kim w rzeczywistości był. W tłumie wyszukiwał osób, które mniej lub bardziej dyskretnie dzierżyły różdżki w futerałach lub za pasem. Sporządzał tym samym listę priorytetów do eliminacji, zapamiętując ich maski i kreacje, poszczególne elementy ubioru, potencjalne towarzystwo i rejestrując detale w pamięci, aby zliczyć i łatwiej odszukać przyszłe ofiary. Było to o tyle ważne, że z góry było wiadomo, jakoby trucizny nie starczy dla wszystkich; ważniejsze było położenie trupem właścicieli i uzdolnionych magicznie gości, w następnej kolejności ochrony, ażeby szturm na rezydencję odbywał się bezpiecznie i stanowił jedynie mugolską czystkę.
Utrzymując kontakt wzrokowy z partnerami tej szlachetnej misji, arystokrata zakomunikował im, że obejdzie teren głównej sali i zarygluje możliwie wszystkie drogi ucieczki w otaczających ją korytarzach wedle ustalonego planu. Już teraz wiedział, że dyskretne zrobienie tego w każdym miejscu będzie niemożliwe, dlatego skoncentrował się jedynie na oczywistych i niestrzeżonych wyjściach.
- Colloportus. - wybrzmiała cicha inkantacja, gdy jego różdżka dyskretnie skierowała się na zamek niestrzeżonego przejścia. Odkrycie tego wywołałoby teraz najwyżej skonfundowanie; co innego, gdyby ryglował główne wejście, na to było jeszcze za wcześnie. Mężczyzna wykonał obchód i podobnie uczynił z pozostałymi zamkami, wrota do wielkiej sali pozostawiając - na razie - otwarte. Zamkną je w chwili bezpośredniej paniki.
Abraxas Malfoy
Abraxas Malfoy
Zawód : polityk propagandysta
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Złotą, nie żółtą koroną się rządzi, inaczej Kingdoms Divided
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10189-abraxas-malfoy https://www.morsmordre.net/t10220-vaesen https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10222-skrytka-bankowa-nr-2296 https://www.morsmordre.net/t10221-abraxas-malfoy
Re: Kentwell Hall [odnośnik]25.10.21 12:41
Plan, jaki całościowo udało im się utworzyć w oparciu o przeróżne informacje wyjawiane na spotkaniu w Białej Wywernie, wydawał się być wprost idealny. Bale, szczególnie maskowe, zawsze zdawały się usypiać uwagę gości, a walentynki w oczach wielu mogły być wprost idealną okazją, by jeszcze bardziej sobie pofolgować, by skorzystać z pozornej anonimowości i wypić jeszcze więcej trunku, od którego szumi w głowie, śmiać się jeszcze rubaszniej, zachowywać się jeszcze bardziej niefrasobliwie. Czy mogliby wymarzyć sobie lepszą okazję do skrytobójstwa okraszonego dozą odpowiedniej trucizny i późniejszego dobicia tych, którzy nie skręcali się w śmiertelnych konwulsjach na chłodnej posadzce, po której jeszcze przed chwilą wirowali w wielobarwnym korowodzie w rytm muzyki? Chociaż Bulstrode nie był typem niepoprawnego optymisty i nie zakładał z góry, że wszystko z pewnością pójdzie tak jak to sobie wymyślili, tak liczył na to, że nie napotkają po drodze większych, niespodziewanych przeszkód, a wieczór ten spłynie mugolską krwią i zapisze się na kartach współczesnej historii jako punkt zwrotny - jako moment, w którym ostatni prawowity dziedzic rodu Gauntów powróci na swe włości i odzyska dawno utracony dom.
- Gdy wszystko będzie gotowe, zaczniemy aktywację przekleństw od najgłębszego punktu tunelu, przesuwając się stopniowo w stronę Kentwell Hall - po krótkich, ostatecznych już ustaleniach odnośnie samych technikaliów nakładania klątw we dwójkę, przytaknął głową potwierdzająco, uznając podział tunelu na segmenty i naprzemienne wymijanie się w trakcie żłobienia inkantacji w kamieniu za dobry pomysł. - Wzajemnie, Macnair - rzucił krótko, a lewy kącik jego ust drgnął nieznacznie ku górze w półuśmiechu, zdając sobie jednak doskonale sprawę z tego, jak ogromne ryzyko mógł za sobą nieść nawet najmniejszy błąd.
Gdzie więc został popełniony błąd tym razem? Czuł, że coś jest nie tak już w momencie kreślenia ostatniej prostej runy wiodącej. Początkowe mrowienie, delikatne i ledwie wyczuwalne, narastało błyskawicznie, przypominać zaczęło nagle porażenie prądem, zmuszające do cofnięcia dłoni; ręka odmówiła mu jednak współpracy, niezdolna była do wykonania ruchu, gdy ciało szlachcica zalała nieokiełznana fala czarnej magii, wyginając je pod dziwnym kątem. Zaledwie na chwilę, to jednak wystarczyło - ostry ból przeszył śródręcze jego lewej dłoni, szczęśliwie nie tej wiodącej, lecz nie miał wątpliwości, że któraś z małych kości uległa bolesnemu pęknięciu. Syknął w niezadowoleniu, dotkliwiej odbierając porażkę niż faktyczne obrażenia. Nie tak to miało wyglądać, klątwa miała zostać nałożona sprawnie i czyhać na intruzów, a nie zwracać się przeciwko niemu. - Drobne komplikacje - odpowiedział na pytanie Drew, który sam już zdążył dostrzec niepowodzenie Maghnusa. Odwrócił się w jego kierunku z ustami zaciśniętymi w wąską linię, nie chcąc za bardzo rozwodzić się nad tym, co uczynił niepoprawnie. - Dobrze, że nie prawa - dodał po chwili, szukając plusów w całym zajściu, przytrzymując lewą dłoń blisko klatki piersiowej. - To nic, zajmę się Klątwą Stosu w kolejnym sektorze - oznajmił, nie zamierzając rezygnować z raz powziętego planu po drobnym potknięciu. Wyminął Macnaira zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, zajmując kolejną pozycję i czekając, aż Drew ponownie znajdzie się za jego plecami.
Rozejrzał się uważnie, poszukując kolejnego odpowiedniego miejsca do rozpoczęcia kreślenia znaków i znalazł je ostatecznie na bocznej ścianie na wysokości swoich kolan. Przyklęknął więc na jednym z nich, prawą dłonią odczyszczając drobny uskok pod kamienną płytą. Wydobył z kieszeni drugą fiolkę, tym razem z substancją warzoną na bazie krwi ludzkiej i zaciskając szczęki, chwycił ją w lewą dłoń i rozpoczął pracę od nowa, co chwila zamaczając końcówkę zitanu w gęstej cieczy, by powoli, stopniowo i z najwyższą dokładnością rozrysowywać kolejne ciągi runicznych znaków, w kompletnym skupieniu kreślić serie prostych linii. Gdy skończył na jednej ścianie, przybliżył się do przeciwległej, by i tam wyznaczyć obszar obejmowania klątwy, nie pozwalając nikomu przemknąć się bokiem. Pracował jeszcze wolniej niż poprzednio, mając nadzieję na to, że tym razem pozostanie wolnym od błędów - a gdy całość była gotowa, przeszedł na środek wyznaczonej przestrzeni, by w centralnym jej punkcie na podłożu wyryć Othalę w pozycji odwróconej.

EM: 45/50 (-2 za klątwę krwi z poprzedniej tury, -2 za klątwę stosu z tej tury)


half gods are worshipped
in wine and flowers
real gods require blood


Maghnus Bulstrode
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 death before dishonor
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9868-maghnus-i-bulstrode https://www.morsmordre.net/t9891-helios#299311 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t9894-skrytka-bankowa-nr-2246#299355 https://www.morsmordre.net/t9896-maghnus-bulstrode#299374
Re: Kentwell Hall [odnośnik]25.10.21 12:41
The member 'Maghnus Bulstrode' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 64
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kentwell Hall - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kentwell Hall [odnośnik]25.10.21 13:25
Pokusa, aby wypytać Drew i Maghnusa o to jakąż to niespodziankę zaplanowali dla potencjalnych uciekinierów z kentwell Hall, na wypadek, gdyby zdążyli się zorientować, że innym gościom podano truciznę i czmychnąć przed ich czarami, była duża. Sigrun nie znała się na przekleństwach, podanie jej samych nazw nie byłoby wystarczające, miała jednak bujną wyobraźnię i potrafiłaby to sobie zwizualizować, jeśli tylko zechcieliby jej przybliżyć działanie. Krocząc ostrożnie i cicho korytarzem w stronę Kentwell Hall, u boku lorda Traversa, wyobrażała sobie mugoli padających jak muchy, duszonych przekleństwem, może atakujących siebie wzajemnie w napadzie furii, kiedy tylko postawią stopę w nieodpowiednim miejscu korytarza. Czarownica zdusiła ciche westchnienie, bo nie było na to czasu, na długie pogawędki; musieli się śpieszyć, skoncentrować na wyznaczonych zadaniach.
- Najwyraźniej mają dobry dostęp do żywności, trzeba by to sprawdzić, z drugiej jednak strony... - mruknęła cicho w odpowiedzi na słowa Traversa, uzupełniające to, czego udało mu się dowiedzieć podczas zwiadu. - Nie włożyłabym do ust czegoś, czego dotykały mugolskie ręce - wyszeptała ze wstrętem. Nawet jeśli w spiżarni, o której rozmawiali były jakieś zapasy, to nie zamierzała ich zabierać ze sobą. Niemagiczni napawali Sigrun Rookwood bezgranicznym obrzydzeniem. Jeszcze dostałaby mdłości przez ten szlam.
Pokiwała kapitanowi głową, zastanawiając się nad tym, czy wykryta przezeń obecność to już goście w sali balowej, czy może rzeczywiście kuchnia, co było więcej niż prawdopodobne, to wszak bal, nie mógł odbyć się bez poczęstunku dla gości.
- Szczerze wątpię, aby w kuchni znalazł się ktoś, kto mógłby nam w jakikolwiek sposób zagrozić, można by to jednak ewentualnie zaczarować, by nie mogli jej opuścić... - zastanowiła się Sigrun. - Póki nie powrócą Drew i Maghnus mogłabym spróbować nałożyć na nią Muffliato. Jeśli zajdzie taka konieczność.
Ciężko było Sigrun na tę chwilę ocenić, czy to będzie potrzebne, musieli wiedzieć więcej. Wolała nie ryzykować, że służba dworu zaalarmuje czarodziejskich strażników, którzy im pomagali, by przybyli z odsieczą. Chciała odzyskać twierdzę Gauntów podstępem, bo choć nigdy nie stroniła od otwartej walki, to było ich kilkoro; nie wiedzieli jaką - i czy w ogóle - przewagę mieliby rebelianci, gdyby się pojawili
- Kapitanie, nie myślałeś o zmianie profesji? Doskonale sprawdziłbyś się jako zwiadowca, czy łowca. Przemyśl to - zasugerowała z zadowoleniem, kiedy podzielił się z nią kolejnymi uzyskanymi informacjami; dobrze było współpracować z kimś, kto miał łeb na karku. Gdzie się tego nauczył? Poczuła się wręcz zaintrygowana talentami lorda Travers.
Próbowała sama ukryć swoją obecność w spiżarni, stopić się z otoczeniem, czar okazał się jednak za słaby, przez co syknęła z niezadowoleniem. Znała się odrobinę na transmutacji, nie sądziła, że ten czar okaże się problemem; nie zdążyła go poprawić, a z pomocą przyszedł ponownie Manannan i w wyrazie podzięki skinęła mu głową.
- Tak, idź przodem, nie wpadniemy na siebie - zgodziła się cicho, po czym ruszyła za mężczyzną, trzymając przed sobą uniesioną różdżkę. Klątwy na pewno się nie spodziewała, rebelianci nie mieli na tyle odwagi, by sięgać po czarną magię. Sigrun nie przypuszczała też, aby korytarze były obłożone pułapkami, skoro do Kentewell Hall zaproszono dziś mnóstwo obcych, zgodnie ze słowami lorda Abraxasa Malfoya zaś dwór był także dostępny dla odwiedzających gości niczym muzeum - co także budziło weń wstręt. Obrzydliwe szlamy panoszące się po twierdzy Gauntów jak po muzeum... Zapłacą za to.
Zarówno Sigrun, jak i Manannan mogli usłyszeć muzykę ponad własnymi głowami, kiedy wspięli się po schodach wyprowadzających ich z piwnic, ze spiżarni. W korytarzu na lewo usłyszała kroki, zorientowała się chyba pierwsza, syknęła więc cicho do kapitana: - Ktoś tam jest, schowaj się.
Okrążyła go, ostrożnie stawiając kroki, korzystając z tego, że jest niewidoczna - szczególnie dla mugolskiego oka, bo to ich się spodziewała i przeczucie łowczyni nie zwiodło. Ujrzała dwoje mugoli, potrafiła to ocenić po ich obrzydliwych strojach, młodą kobietę i mężczyznę we własnych objęciach, szukających najwyraźniej bardziej ustronnego miejsca na rozmowę. Nie mogli pozwolić im tu zostać. Wycofała się jedynie po to, aby stanąć obok Traversa i wyszeptać mu kilka słów: - Mamy tu zakochaną parę, która mogłaby kogoś zaalarmować. Trzeba ich uciszyć raz na zawsze. Idę na lewo, uważaj.
Tak jak powiedziała, tak uczyniła; ruszyła w kierunku odnogi eleganckiego korytarza, gdzie młodzieniec próbował otworzyć kolejne komnaty, wszystkie były jednak zamknięte na klucz. Wymierzyła różdżką, celując prosto w jego serce, po czym wyszeptała: - Avada Kedavra.

st niewybaczalnego obniżone o 10
EM: 45/50


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Kentwell Hall [odnośnik]25.10.21 13:25
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 92

--------------------------------

#2 'k10' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kentwell Hall - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kentwell Hall [odnośnik]26.10.21 14:40
Gwar rozmów niósł się po pomieszczeniu, strzępki rozmów i salwy śmiechu zostawiała za sobą, kiedy dłoń oplatała ramię gospodarza przyjęcia; jego twarz zdobiła maska, dużo bardziej ekstrawagancka i niemalże przesadzona w ozdobach – musiał – jakżeby można było się oprzeć – ukazać swoją supremację.
A więc jego wzniosłość podziwiała, wypuszczając spomiędzy ust chichoty i słowa aprobaty, kiedy mijali kolejne sylwetki. Przeszli z głównej sali do nieco mniejszej, bardziej przypominającej lobby, salonik dla tych wyżej postawionych; stanowił przejście z kuchni tudzież zaopatrzenia do głównych komnat zamku.
– To niesłychane, że tak ważne osobistości stały się poniekąd, cóż...wizytówką twego balu, panie – wypowiedziała, a słodki uśmiech ponownie splamił wargi, kiedy przemierzali mniejsze i większe grupki zgromadzonych gości. W centralnej części pomieszczenia stał stół – żałośnie uroczo ustawiony w kształt wielkiego serca, nakryty bordowym obrusem; istne święto miłości. Wysokie kieliszki z szampanem skrzyły się na złoto; napitek przygotowany dla uczestników balu, tych zwyczajnych.
- Burmistrz zjawia się zawsze przed czasem, co zabawne, jego doradcy roszczą sobie prawo do półgodzinnego spóźnienia – anegdotki z życia codziennego mugolskiej socjety interesowały ją nie bardziej niż zeszłoroczny śnieg, mimo to reagowała odpowiednio na wszystko, co padało z ust mężczyzny – Pytałaś jednak, moja droga, o alkoholowe specjały. To autorskie receptury, sprowadziłem barmana z Irlandii – nie do końca wiedziała, co pieprzona Irlandia miała wspólnego z kolorowymi drinkami przyozdobionymi serduszkami, ale to nie było ważne – Uraczą podniebienia nawet najbardziej wymyślnych, uwierz mi. Odrobina szampana, truskawkowy likier, och, a tam koktajl na bazie kokosowego mleczka i wódki... - czy mężczyźni naprawdę tak wiele interesowali się... drinkami?
Puszył się niczym paw, raz po raz skłaniając głowę do mijających par, a ona czyniła to samo, posyłając perliste uśmiech – Ale to i tak na nic. Burmistrz pija tylko czystą szkocką. Państwo Lawson szampana, najdroższego z możliwych, burżuazyjskie podniebienia... - notowała te idiotyczne upodobania gdzieś z tyłu własnej głowy, rozglądając się po pomieszczeniu; dostrzegając coś na kształt baru, przy którym kręciły się osoby, o których mężczyzna opowiadał – Shelby natomiast gustują w brandy. Cóż mogę rzec, pragnę by wszyscy byli zadowoleni, choć jako organizator powinienem mieć poważniejsze obowiązki... Och, proszę wybaczyć, na dosłownie moment... - moment przywitania z kolejną parą, która pojawiła się w okolicy. Kolejne nazwisko, kolejny majątek, kolejne ważne usta w społeczeństwie; kiedy jej towarzysz ruszył przez salę, Dolohov wydawało się, że za marynarką smokingu mężczyzny, do którego podążał gospodarz, błysnęła charakterystyczna kieszeń na różdżkę.
Odwróciła się w drugą stronę, później przeszła przez salę; goście rezydujący w tym pomieszczeniu byli inni, specyficzni, mniej irytujący, jednocześnie niesłychanie nadęci – wyczuwalna aura idiotycznej dumy prawie że była wyczuwalna w powietrzu, słowa posyłane z manierą wyższości krążyły wokół; nikt tutaj nie raczył się zwyczajnym szampanem, kolorowymi drinkami czy różowymi muffinkami ustawionymi na srebrnych tacach.
To tutaj?
Gdzieżby indziej bal spędzać miały ważne głowy, wysokie stanowiska, poważane w mugolskim świecie nazwiska? Tatiana rozglądała się przez jakiś czas; po stołach, krzesłach, po zakrytych twarzach i sztucznych uśmiechach, w końcu dostrzegając młodego barmana ze srebrnym naczyniem w ręku. Krok skierował się do wąskiej, wysokiej lady, za którą stał chłopak, przygotowując napitki dla specjalnych gości. Gdyby tylko wiedział, jak bardzo specjalnych.
Nie zamierzała wchodzić z nim w dyskusje; nie obdarzyła go nawet krótkim spojrzeniem, kiedy pod białym szalem z futra wysunęła się różdżka, a szeptane confundus popłynęło w jego stronę.
Mimika twarzy zmieniła się nieco, wzrok zniżył, później młodzieniec odwrócił się przez plecami, by zaraz potem ruszyć wzdłuż półek z alkoholem, jak gdyby musiał sprawdzić, czy wszystko na pewno jest na swoim miejscu.
To było dziecinnie proste.
Kiedy donośnie rozbrzmiała muzyka kolejnego utworu, porywając na parkiet większość gości, dziecinnie proste było wydobycie z torebki maleńkich fiolek, które po upływie kilku chwil lawirowały nad odpowiednimi naczyniami; krople smoczego eliksiru kolejno trafiały do kieliszków z drogim szampanem, do literatki z brandy, do grubych szklanek z whisky.
Na zdrowie, drodzy państwo.

rozlewam do odpowiednich naczyń smoczy eliksir (4 porcje)
rzut na confundus
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Kentwell Hall [odnośnik]26.10.21 15:26
Towarzystwo uroczej damy, którą Edward wciągnął w małą pogawędkę było okropne. Głos zdawał się wyjątkowo skrzekliwy, twarz po dłuższych oględzinach pucułowata i był niemal bezgranicznie pewien, że wszystko to pozostawało zasługą tragicznie wykrojonej maski. Ból, sama świadomość, jak wielką zbrodnię na modzie popełniano w tym miejscu, była dla lorda Parkinsona nie do zniesienia i pragnął jedynie, by wieczór te skończył się jak najszybciej, choć dobrze wiedział, iż wszystko zależało od poczynionych postępów. Dotrzymywał zatem towarzystwa kobiecie, z którą nie chciał mieć nic wspólnego. Urok osobisty, lekko powłóczyste spojrzenia, drobne gesty owocowały. Wyrachowany fortel pozbawiony był emocji, którymi Edward zazwyczaj emanował, gdy po prostu dobrze się bawił. Tym razem obowiązki stanowiły najważniejszy z priorytetów i jako Edmund, nieco podstarzały kawaler, rozglądał się za wielką miłością życia. Słowa szeptane do ucha wywoływały chichot. Zwracały uwagę; czuł na sobie spojrzenia kobiet, a nawet mężczyzn, gdy prowadził ofiarę przez parkiety, by wspólnie zatańczyć eleganckiego walca pełnego naturalnego wdzięku Parkinsonów. To, ile dowiedział się przy tym, wprawiało go w zachwyt. Uprzejmy uśmiech gościł na jego twarzy, kiedy nowe drobne informacje o sali balowej, o cykliczności spotkań, o dziwnej ochronie i środkach bezpieczeństwa spływały w półsłówkach stopniowo prowadzących do pozyskania zaufania nieco większego grona dam, pośród których znalazł się kilka tańców później, z poczerwieniałą od wysiłku twarzą i dłonią zmiażdżoną w uścisku wyjątkowo pulchnej towarzyszki. Z całym swym podziwiem dla jej jakże niewybitnych umiejętności tanecznych, odprowadził ją do cichoczącego grona przy jednym ze stolików okrytych czerwonymi obrusami. Czerwienią niemodną od przeszło dwóch miesięcy!
To doprowdy przepiękne miejsce. Mogę jedynie wyrazić szczery żal, że niedane mi było dotrzeć tu wcześniej. Są panie uroczym towarzystwem i chętnie zostałbym dłużej, ale muszę jeszcze zamienić kilka słów z bratem, zanim zeswata mnie z kimś spoza waszego grona — słowa celowego flirtu padały miękko. Edward w żaden sposób nie wstydził się okazywanych emocji i w swej ostatniej wypowiedzi musnął palcami ramię, okryte zbyt szorstkim tiulem, należące do córki jednego z ważniejszych gości. Tak przynajmniej usłyszał, gdy taktownie wypytywał o wszelkie plotkarskie szczegóły ze świadomością, że mężczyzna zainteresowany taką tematyką budził skrajne poruszenie. Jeśli jednak miał odwrócić uwagę od zakulisowych działań innych, nic lepszego niż bycie sobą nie wchodziło w rachubę. Czarodzieje wiedzieli i znali Edwarda doskonale; mugole wręcz przeciwnie. I to właśnie tej drugiej grupie prezentował swoje salonowe oblicze pozbawione magicznego blasku, by choć trochę nie odstawało ono od pewnych oczekiwań. Trud i wysiłek, które w to wszystko wkładał, przyprawiał o ból głowy, gardło lekko przysychało spragnione czegoś naprawdę dobrego do picia. Od chwili sięgnięcia po szampan upłynęło sporo czasu. Dużo mówił, kokietując kobiety, które najwyraźniej były nim oczarowane i nie pozwalały mu odejść ani na krok, zapraszając do swojego stolika. Co za nieświeży oddech, skomentował ledwie we własnych myślach, gdy twarz jednej z nich znalazła się zdecydowanie zbyt blisko.
Mój drogi Edmundzie, po prostu nie możesz nas zostawić samych — padło, na co zreagował niezręcznym chichotem, okazując tym samym lekkie skrępowanie. — Tak nam ciebie szkoda, że jeszcze nie znalazłeś swojej wybranki — wtórowała druga, a pomruk przytaknięć zdawał się jedynie potwierdzać, że Parkinson wpadł w sidła swatek gotowych wydać go za jakąś pannę w ciągu najbliższego kwadransa. — Ależ moje drogie panie, to nie godzi się bez stosownego zapoznania. Przyznam szczerze, w sekrecie oczywiście, że moje oko zwróciła dama z tamtym futerkiem. — Obejrzał się za siebie, wskazując na młodą dziewczynę w sukni z bladoróżowego tiulu z szerokim pasem białego futra spływającym po prawym ramieniu. Z tej odległości nie potrafił ocenić, z jakiego zwierzęcia pochodziło. Miało jednak w sobie dostateczny powiew bogactwa i luksusu, na który zwrócił uwagę celowo, podkreślając jedynie domnienane dobre pochodzenie dziewczyny. — Czy mógłbym wiedzieć kim ona jest? — Zapytał, wkładając w ton niewinne nuty, spojrzeniem przebiegając po damach przy stoliku.
Och, to córka burmistrza. Tak się składa, że moja Mathilde i Berenice to przyjaciółki. Prawda kochanie? — Usłyszał w odpowiedzi od pulchnej kobiety i śladem za jej wzrokiem podążył do młodziutkiej, absolutnie nieśmiałej persony, na którą nie zwrócił uwagę. Gdy jego spojrzenie spotkało się z jej, Edward dostrzegł rumieniec wypełzający na same uszy. Wygiął wargi w lekkim, pocieszającym uśmiechu. Wzrokiem jednak przekazywał niemą prośbę o pomoc, ukazując własne oczarowanie damą z białym futrem, na której jego wzrok spoczął ponownie, kiedy ciche błaganie zostało spełnione.
Drogie panie, może napijemy się czegoś? Sorbet malinowy, niemieszana sherry, dwie lampki szampana i... białe wino z lodem. Dobrze pamiętam? — Zaproponował, kolejno spoglądając na każdą z kobiet, wymieniając kolejne alkohole z uśmiechem. Wiedział, że dobrze trafił. Spędził z nimi wystarczająco dużo czasu, by zdawać sobie sprawę choćby z tych upodobań. Jedynie musiał mieć pewność, że dystrybucja trucizn przez Dolohov została zakończona. Kolejne minuty upływające na oczekiwaniu Edward poświęcił na drobne wtrącenia w rozmowach i rozglądanie się. Częściej czynioną obserwację ubrań, pod którymi mogły znajdować się przeróżne skarby: różdżki, może jakieś piersiówki. Przeoczenie któregoś z elementów na wybrzuszającym się materiale dosyć postawnego mężczyzny, który przykuł wzrok Parkinsona na dłużej. Zdawał się być oddalonym cieniem damy z białym futrem i poruszał się tak charakterystyczny jakby utykał na lewą nogę. A może tylko mu się to przywidziało, gdy stanął w miejscu, a coś między rękawem a wnętrzem dłoni błysnęło. Czyżby różdżka?


I walk, I talk like I own the place
I play with you like it's a game
Edward Parkinson
Edward Parkinson
Zawód : krawiec, projektant
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wild things that turn me on
Drag my dark into the dawn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9457-edward-parkinson-budowa#288270 https://www.morsmordre.net/t9541-czarus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t9572-skrytka-nr-2183 https://www.morsmordre.net/t9573-edward-parkinson#291128
Re: Kentwell Hall [odnośnik]26.10.21 18:39
Zacmokał cicho w reakcji na słowa Sigrun, zerkając na nią z ukosa i powstrzymując wzdrygnięcie na widok zasłaniającej jej twarz maski; w słabo rozświetlonych ciemnościach wyglądała upiornie i fascynująco jednocześnie, i mógł sobie jedynie wyobrażać, jaki lęk budziła w swoich ofiarach, w ostatnim momencie życia wpatrujących się nie w twarz jasnowłosej kobiety, a w ziejące pustką oczodoły, w rysy na krawędziach zdobione ciernistymi ornamentami w niczym nieprzypominającymi ludzkich. – Nie musimy przejmować ich zapasów; wystarczy, że przejmiemy ich źródło – zauważył, nie rozwodząc się jednak dłużej nad tą kwestią. Chociaż w przeszłości spalił do gołej ziemi niejedną mugolską wioskę i zatopił niejeden należący do niemagicznych okręt, nie zważając na ich śmiesznie nietrwałe pieniądze i lichej jakości zapasy, to im dłużej przebywał w Anglii, tym bardziej zaczynał zdawać sobie sprawę z konsekwencji ciągnących się za przedłużającą się wojną; przepełnione niepokojem nastroje może i nie były odczuwalne jeszcze na salonowych parkietach, gdzie zabawa trwała w najlepsze, a arystokraci udawali, że nie dostrzegają uboższego repertuaru wymyślnych niegdyś potraw, ale w porcie i wśród handlarzy dało się je usłyszeć – wystarczyło jedynie nalać alkoholu do odpowiedniej szklanki.
Zastanawiał się – czy bawiący się kilka pięter ponad nimi mugole, których sylwetki dostrzegał już przez stropy i ściany, również podzielali tę beztroskę – czy może głośną muzyką i zabawą starali się zagłuszyć zbliżający się koniec, niechybnie wyzierający na nich zza horyzontu? – Myślisz, że mogą wezwać posiłki? Jaki interes ludzie Longbottoma mogliby mieć tutaj? – zastanowił się, krzywiąc się przy tym z pogardą. Wiedział, że część grup rebelianckich otwarcie sprzymierzała się ze szlamem, ale do mugolskich salonów zdawali się pasować jak pięść do nosa; czy gdy zapuszczali się do dworu należącego niegdyś do Gauntów, mieli na celu jedynie zagranie poplecznikom Czarnego Pana na nerwach, czy kryło się w tym coś więcej?
Parsknął bezgłośnie w reakcji na padającą z ust Śmierciożerczyni pochwalę, odpowiadając na nią jednak nieco przesadnie kurtuazyjnym skinięciem. – Wbrew pozorom jedno nie leży aż tak daleko od drugiego – odparł, powstrzymując jedną z cisnących się na usta opowieści o morskich abordażach, dokonywanych wtedy, gdy załoga spodziewała się ich najmniej; chociaż uwielbiał smak krążącej w żyłach adrenaliny, obecnie rzadko zdarzało mu się atakować na ślepo. Animagiczne zdolności nie leżały odłogiem, często spędzał wiele godzin siedząc pod postacią wędrownego sokoła na masztach wrogich okrętów, zapamiętując zwyczaje załogi i to, gdzie zwykli przebywać w nocnych godzinach. Było zresztą coś uzależniającego w śledzeniu żeglarzy w trakcie ich ostatnich godzin beztroski; ze świadomością, że był jedyną żywą istotą na pokładzie, która zdawała sobie sprawę z jego rychłego losu.
Machnięcie różdżką pozwoliło mu na zamaskowanie obecności Sigrun, kiedy jednak skierował koniec morskiego drewna na siebie, palce zaciśnięte na rękojeści drgnęły niekontrolowanie, sprawiając, że zaklęcie powiodło się jedynie częściowo: jego szaty, skóra i włosy przybrały barwę ściany obok niego, widoczne słabiej, ale mimo wszystko dostrzegalne. Wyciągnął przed siebie dłoń, żeby kilkakrotnie poruszać przed oczami palcami; nie mieli czasu na zwlekanie, ich sojusznicy w sali balowej mogli potrzebować wsparcia w każdej chwili – musiało to więc wystarczyć.
Ruszył w górę schodów jako pierwszy, podążając niejako za potęgującymi się dźwiękami muzyki, momentami mając wrażenie, że ją rozpoznawał; nie skupiał się na tym jednak, zamiast tego nasłuchując odgłosów dobiegających z korytarza, do którego się zbliżali. Ciche kroki usłyszał ułamek sekundy po ostrzeżeniu Sigrun, wycofał się więc bez słowa sprzeciwu, przepuszczając ją obok siebie, a samemu jedynie wyglądając zza załamania korytarza. Słysząc o parze niedoszłych kochanków skinął głową, zapominając, że jego towarzyszka nie była w stanie tego zobaczyć – zwłaszcza w przygaszonym świetle bocznych korytarzy – ale nie miało to znaczenia; ciągnący swoją partnerkę młodzieniec nie zdążył nawet sięgnąć klamki kolejnych drzwi, kiedy błysk zielonego światła rozjaśnił przestrzeń holu, odbijając się w gładkiej posadzce, polerowanej balustradzie i otwartych szeroko oczach zaskoczonego dziewczęcia, by finalnie ugodzić w pierś mugola. Z jego ust nie wydobył się nawet krzyk; ciało znieruchomiało, na mignięcie powieką zatrzymało się jakby w miejscu, żeby niechybnie runąć na posadzkę, pustym wzrokiem martwych oczu wpatrzone w sufit.
Był niemal pewien, że dziewczyna jeszcze nie rozumiała, co się stało – nie widziała Sigrun, i nie widział jej również Manannan, nie mógł więc obdarzyć jej pełnym uznania spojrzeniem – ale zdawał sobie również sprawę, że miały minąć zaledwie sekundy, nim prawdziwość rozgrywającej się sceny do niej dotrze, a wargi ułożą się do krzyku. Nie miał zamiaru na to czekać, wskazał na siebie różdżką, krótkim szarpnięciem nadgarstka wypowiadając niewerbalną inkantację dotyku midasa – a później szybkim krokiem przeszedł przez korytarz i obszedł dziewczynę, żebym jednym ramieniem mocno uchwycić ją w talii, a dłonią zasłonić gotowe do wszczęcia alarmu usta. Spodziewał się, że mugolka znieruchomieje, zaklęta w złoty posąg, kiedy jednak nic takiego się nie stało, zrozumiał, że magia go nie usłuchała; wzmocnił więc uścisk, kątem oka odnajdując najbliższe drzwi do bocznej komnaty. Uciszenie jej na dobre i zaciągnięcie tam nie powinno sprawić im problemu. – I tak nie był dla ciebie odpowiedni, skarbie – mruknął jej wprost do ucha, odwracając ich oboje tak, żeby stać za dziewczyną – i ciągnąc ją w bok. Nie widział nigdzie ukrytej magicznie Sigrun, ale w razie gdyby postanowiła załatwić sprawę zaklęciem, wolał nie znajdować się bezpośrednio na drodze jego promienia.

| tu przycharłaczyłem :/




some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers
Re: Kentwell Hall [odnośnik]27.10.21 0:02
Wskazówki na zegarze niebezpiecznie zbliżały się do ustalonej godziny, a sala balowa wciąż emanowała miłosnym nastrojem dobrej, walentynkowej zabawy. Malfoy zaryglował niemal wszystkie przejścia, być może za wyjątkiem głównego, które było teraz strzeżone przez dwóch goryli uzbrojonych w dyskretnie schowane różdżki. Zbytecznym ryzykiem byłoby skupiać na sobie ich uwagę, dlatego postanowił odszukać resztę zespołu i ustalić, co dotychczas się wydarzyło. Kątem oka widział, jak Edward Parkinson wypełnia swoje zadanie, odwracając uwagę od zakulisowych działań Tatiany, ta zaś była w swoim żywiole, wdając się we flirciarskie dyskusje z pozostałymi gośćmi. I chyba pochopnie ją ocenił, bo zaraz okazać się miało, że nie trwoniła czasu. Pomiędzy pogawędkami i lawirowaniem na tanecznym parkiecie, coraz to kolejne drinki wzbogacane były zabójczą substancją, całkiem niepostrzeżenie; gdyby nie wiedział, jakich gestów wypatrywać, najpewniej nie zwróciłby na to uwagi.
Wyczekiwał odpowiedniego momentu, aż zakończy swe działania, aby do niej podejść, a wtedy szepnął jej na ucho.
- Nadszedł czas, aby się przegrupować. - zakomunikował Dolohov i szarmancko wziął ją pod rękę, ruszając krokiem pospiesznym, acz niewzbudzającym podejrzeń. Obrał za kierunek miejsce, w którym ostatnim razem widział trzeciego z towarzyszy i szczęśliwie wypatrzył go nieopodal, lawirującego wśród tłumów i wypełniającego należycie swą powinność.
- Edmundzie, pozwól proszę. - po chwili byli już w zupełnie innym miejscu, oddalonym od potencjalnej gawiedzi, która mogłaby zasłyszeć ich dyskretną konwersację. - Widziałem, że trucizna trafiła do większości kieliszków. Ufam, że efekt otrzymamy w ciągu najbliższych minut, bo na zegarze pozostało niewiele więcej do rozpoczęcia szturmu. - zlustrował ją spojrzeniem, a zawtórował temu paniczny krzyk dobiegający z drugiego końca sali. - Zaczęło się, drodzy Państwo. Zarygluję główne wejście, proszę o różdżki w gotowości.
Coraz to kolejni goście osuwali się po siedzeniach, inni tracili grunt pod nogami; zgodnie z oczekiwaniami nieliczna ochrona imprezy zstąpiła z przejścia, które interesowało Abraxasa, aby zapobiec narastającej panice wśród gości. Był to czas, w którym wszyscy troje spiskowcy znajdowali się w jednym miejscu, gotując się na rozpoczęcie ataku.
Czarodziej dyskretnie dobył różdżki i skierował ją na wrota, którymi wchodzili goście, aby odciąć wszystkim drogę ucieczki.
- Colloportus - charakterystyczny brzęk zamykanych zamków wybrzmiał, a sojusznicy Rycerzy Walpurgii mieli nieco czasu na przygotowanie do inicjacji ataku.
Chaos stał się definicją sytuacji, która zapanowała nad gośćmi, a nad którą zapanować nie umiała ochrona. Krzyki wybrzmiewały coraz głośniej, muzyka już dawno zaprzestała przygrywać w nastrój wieczorowej maskarady, a sala balowa upstrzona była masą szlamu i niemagicznych śmieci pozbawionych przytomności. Ktoś w popłochu próbował wybiec z budynku, ale drzwi były pozamykane, a Kentwell Hall dla wszystkich tu obecnych stało się pułapką bez wyjścia. Niezmiernie satysfakcjonującym widokiem było obserwować, jak kilku czarodziejów dobyło swych różdżek i z tymi różdżkami padło na ziemię. Ktoś wzywał lekarza, ktoś odciągał zrozpaczoną damę, której reakcja zwiastowała pierwszą ofiarę śmiertelną, jeszcze ktoś inny próbował zapanować nad tłumem. Większość osób faktycznie wpadła w zastawione wnyki, choć żywo ostało się jeszcze kilkoro gości o pełni przytomności i gotowości do podjęcia walki o przetrwanie.
Na to było już za późno; wybiła godzina ataku.
Abraxas Malfoy
Abraxas Malfoy
Zawód : polityk propagandysta
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Złotą, nie żółtą koroną się rządzi, inaczej Kingdoms Divided
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10189-abraxas-malfoy https://www.morsmordre.net/t10220-vaesen https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10222-skrytka-bankowa-nr-2296 https://www.morsmordre.net/t10221-abraxas-malfoy

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Kentwell Hall
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach