Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Suffolk
Kentwell Hall
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Kentwell Hall
Na granicy Wschodniego i Zachodniego Suffolk, w Long Melford mieści się wielki dwór. Jego mieszkańcami są mugole, którzy w niezwykle tajemniczych okolicznościach odziedziczyli dom od swoich poprzedników. W Suffolk znani są z organizacji hucznych balów maskowych odbywających się w każdy piątek. Jeśli tylko pogoda sprzyja, przyjęcia odbywają się w ogrodzie, a ich gośćmi są zarówno mugole, jak i czarodzieje. W każdą środę właściciele posiadłości opuszczają ją na dwa dni, na czas przygotowań do kolejnego balu. Uznaje się ją wtedy za otwartą dla wszystkich, można skorzystać z urokliwych ogrodów, luksusów oferowanych przez stare, gustowne wnętrza, wypocząć w towarzystwie pawi spacerujących wzdłuż brukowanego podjazdu.
Obróciłam głowę w stronę Igora, gdy Drew skomentował jego kiepski stan. Przez ciemność nie przebijało się zbyt wiele, wiedziałam, że mój syn ucierpiał w naszym pochodzie, lecz był na tyle silny, by nie paść i iść dalej. Nie było nam wolno. Rany lizać winniśmy, kiedy rozprawimy się z tym sekretem i wreszcie stąd wyjdziemy. Teraz musieliśmy podążać dalej i poszukiwać drogi, nawet gdy tunel przed nami został wyraźnie zablokowany przez kupę kamieni.
Niecierpliwiłam się, kiedy wciąż bez efektów próbowaliśmy skłonić ducha dziewczyny do zwierzeń. Jeśli nas tu ściągnęła, jeśli pozwoliła nam dotrzeć tak daleko, to musiała mieć w tym jakiś zamiar - odkrycie go stanowiło priorytet, lecz wciąż istota nie zamierzała nas dopuścić. Jej wrzask przyniósł bolesną minutę próby. Nie przestawała z nami igrać, miałam tylko nadzieję, że przyjście tutaj nie było stratą czasu i wreszcie dojdziemy do porozumienia. Przeciwstawiliśmy się tej uderzającej okrutnie kakofonii. Zakłuwany dźwiękami umysł bronił się, by nie pozwolić ciału paść, by nie utracić trzeźwości. Aż w końcu duch po prostu przestał. Przestał i wyraźnie zdziwił się naszą wytrzymałością.
W mroku wyłowiłam powaloną sylwetkę syna i natychmiast cofnęłam się o krok i zniżyłam ku niemu. - Igorze - wymówiłam z przejęciem, lecz niezbyt głośno. Nie zamierzałam ściągać niepotrzebnej uwagi ducha w stronę mojego dziecka. Pochyliłam się ku niemu, by sprawdzić, czy może wstać i pomóc mu, jeśli tego potrzebował. W tym samym czasie zjawa rozpoczęła swą opowieść. Uwagę skutecznie dzieliłam między syna i jej wyjaśnienie. Przejmująca historia wyjaśnić miała, że wędrowaliśmy dziś szlakiem, którym inni już kiedyś uciekali. Z wolą życia, lecz ostatecznie prosto w pułapkę śmierci. Pełen przeszkód labirynt zdołał ich wtedy pokonać, a szczątki spoczęły w gruzach. Bez jakiegokolwiek poszanowania. Ta istota nad nimi czuwała. Już rozumiałam. W swej pamięci, w swym doświadczeniu przechowywałam mnóstwo historii o śmierci. Ona była moją misją, ona była moją pasją i najbardziej obiecującą potęgą. A ta dziewczyna umarła i nie chciała tu być. Nagle wszystko stało się oczywiste.
Już miałam wyprostować się i do niej przemówić, gdy tuż przy dłoni Igora rozpoznałam okrągły kształt. To chyba był zegarek. Zimny kawałek metalu spoczął prędko w moich palcach, lecz w tej głębokiej trudno mi było dojrzeć szczegóły. - Coś znalazłam... to zegarek - podzieliłam się krótko z pozostałymi wyłowionym spomiędzy kamieni przedmiotem.
Postanowiłam, wciąż trzymając to znalezisko, podejść bliżej ducha i obiecać to, co obiecywałam martwym i żywym każdego dnia. - Zabierzemy was stąd. Zabierzemy, pochowamy z godnością i należytym ceremoniałem. Te podziemia nie będą was nigdy więcej więzić. Ty i twoi kompani będziecie wolni i otrzymacie spokój, na który zasługujecie - zapewniłam z przekonaniem, zupełnie jakbym nie znajdowała się teraz w piwnicach przeklętych ruin, ale w swoim pogrzebowym zakładzie. Ten specjalny ton głosu był czymś, co zwykło uspokajać ogarniętą żałobną aurą klientelą.
Czy właśnie tego pragnęła zjawa?
znalazłam zegarek
Niecierpliwiłam się, kiedy wciąż bez efektów próbowaliśmy skłonić ducha dziewczyny do zwierzeń. Jeśli nas tu ściągnęła, jeśli pozwoliła nam dotrzeć tak daleko, to musiała mieć w tym jakiś zamiar - odkrycie go stanowiło priorytet, lecz wciąż istota nie zamierzała nas dopuścić. Jej wrzask przyniósł bolesną minutę próby. Nie przestawała z nami igrać, miałam tylko nadzieję, że przyjście tutaj nie było stratą czasu i wreszcie dojdziemy do porozumienia. Przeciwstawiliśmy się tej uderzającej okrutnie kakofonii. Zakłuwany dźwiękami umysł bronił się, by nie pozwolić ciału paść, by nie utracić trzeźwości. Aż w końcu duch po prostu przestał. Przestał i wyraźnie zdziwił się naszą wytrzymałością.
W mroku wyłowiłam powaloną sylwetkę syna i natychmiast cofnęłam się o krok i zniżyłam ku niemu. - Igorze - wymówiłam z przejęciem, lecz niezbyt głośno. Nie zamierzałam ściągać niepotrzebnej uwagi ducha w stronę mojego dziecka. Pochyliłam się ku niemu, by sprawdzić, czy może wstać i pomóc mu, jeśli tego potrzebował. W tym samym czasie zjawa rozpoczęła swą opowieść. Uwagę skutecznie dzieliłam między syna i jej wyjaśnienie. Przejmująca historia wyjaśnić miała, że wędrowaliśmy dziś szlakiem, którym inni już kiedyś uciekali. Z wolą życia, lecz ostatecznie prosto w pułapkę śmierci. Pełen przeszkód labirynt zdołał ich wtedy pokonać, a szczątki spoczęły w gruzach. Bez jakiegokolwiek poszanowania. Ta istota nad nimi czuwała. Już rozumiałam. W swej pamięci, w swym doświadczeniu przechowywałam mnóstwo historii o śmierci. Ona była moją misją, ona była moją pasją i najbardziej obiecującą potęgą. A ta dziewczyna umarła i nie chciała tu być. Nagle wszystko stało się oczywiste.
Już miałam wyprostować się i do niej przemówić, gdy tuż przy dłoni Igora rozpoznałam okrągły kształt. To chyba był zegarek. Zimny kawałek metalu spoczął prędko w moich palcach, lecz w tej głębokiej trudno mi było dojrzeć szczegóły. - Coś znalazłam... to zegarek - podzieliłam się krótko z pozostałymi wyłowionym spomiędzy kamieni przedmiotem.
Postanowiłam, wciąż trzymając to znalezisko, podejść bliżej ducha i obiecać to, co obiecywałam martwym i żywym każdego dnia. - Zabierzemy was stąd. Zabierzemy, pochowamy z godnością i należytym ceremoniałem. Te podziemia nie będą was nigdy więcej więzić. Ty i twoi kompani będziecie wolni i otrzymacie spokój, na który zasługujecie - zapewniłam z przekonaniem, zupełnie jakbym nie znajdowała się teraz w piwnicach przeklętych ruin, ale w swoim pogrzebowym zakładzie. Ten specjalny ton głosu był czymś, co zwykło uspokajać ogarniętą żałobną aurą klientelą.
Czy właśnie tego pragnęła zjawa?
znalazłam zegarek
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Kentwell Hall
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Suffolk