Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Suffolk
Kentwell Hall
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Kentwell Hall
Na granicy Wschodniego i Zachodniego Suffolk, w Long Melford mieści się wielki dwór. Jego mieszkańcami są mugole, którzy w niezwykle tajemniczych okolicznościach odziedziczyli dom od swoich poprzedników. W Suffolk znani są z organizacji hucznych balów maskowych odbywających się w każdy piątek. Jeśli tylko pogoda sprzyja, przyjęcia odbywają się w ogrodzie, a ich gośćmi są zarówno mugole, jak i czarodzieje. W każdą środę właściciele posiadłości opuszczają ją na dwa dni, na czas przygotowań do kolejnego balu. Uznaje się ją wtedy za otwartą dla wszystkich, można skorzystać z urokliwych ogrodów, luksusów oferowanych przez stare, gustowne wnętrza, wypocząć w towarzystwie pawi spacerujących wzdłuż brukowanego podjazdu.
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 39, 15
--------------------------------
#2 'k10' : 3
#1 'k100' : 39, 15
--------------------------------
#2 'k10' : 3
Symbole, lód, ślady i ścieżki. Wszystko to ogarnięte niemożliwym mrokiem i zawisłą nad nami z oczywistą groźbą tajemnicą. Czułam skupisko ciemnych mocy, czułam, wciągający nas wielki mrok. Czerń zapraszała i jednocześnie pragnęła odstraszyć. Chłopcy wspomnieli o skarbach, ja na widok dziwnych, zasadzonych w wilgotnym sklepieniu znaków gotowa byłam puścić ich przodem i pozwolić zmierzyć się z tym, co pojmowali zdecydowanie lepiej ode mnie. Po wypowiedzianej głośno przez Igora inkantacji poczułam jednak zagniewanie plugawych duchów, zespolona z czarną magią od najmłodszych lat umiałam przyłapać jej dobitny zew.
- Mroczne moce są rozdrażnione - skomentowałam bardziej dla siebie niż dla nich. Obydwaj z pewnością potrafili wyciągnąć podobne wnioski. Spojrzałam jedna na Igora. Mętnie zarysowana z ciemnościach sylwetka utkwiła w miejscu zadrapana przez - jak sądziłam - niepowodzenie. Wnioski szybko potwierdziły się dzięki reakcji bratanka. Złapałam syna za ramię i pozwoliłam Drew działać. Sądziłam, że próba mojego syna pozostawiła swój ślad. Czarna magia rzadko pozwalała przejść niepostrzeżenie i lubiła wymierzać surowe kary. - Igorze? - przełamałam ponurą ciszę, zanurzając oczy w tej czerni. Gdzieś przy mym boku krył się syn. Chciałam mieć pewność, że potrafił ustać i był gotowy podążyć z nami dalej. Byłam ciekawa, co obydwaj ustalili dzięki znajomości runicznych znaków. Wierzyłam jednak, że podzielą się ze mną wnioskami. Nie zamierzałam przerwać Drew, kiedy wznosił różdżkę z tymi samymi słowami co Igor. Poruszaliśmy się po niepewnych, śmiertelnych korytarzach i każdy najmniejszy oddech oznaczał przełknięcie namiastki mroku. Już to wiedziałam i oni także. Cokolwiek kryło się na końcu drogi, cokolwiek mogło zostać naznaczone mianem skarbu - chciałam to dostać i wierzyłam, że oni także, mimo trudności, nie utracili tej determinacji.
Wkrótce obróciłam głowę i spróbowałam przebić się przez mdłe zarysy sylwetki starszego z mężczyzn. Czy mu się powiodło? Czy złamał tajemnicę? Nie puściłam jednak syna, wciąż nie będąc pewną jego stanu. To miejsce przesiąknięte było niesamowitą aurą. Nie obawiałam się chłodu czy mroku, nie bałam się podejść bliżej najbardziej przerażających mocy. Naszym obowiązkiem było podążanie dalej i odnalezienie odpowiedzi. Mocno popatrzyłam w stronę korytarza, wyczekując tego, co miało już wkrótce nadejść. Nie mogłam wiele uczynić, lecz to mogło się wkrótce zmienić, dlatego wciąż trzymałam różdżkę w gotowości.
- Mroczne moce są rozdrażnione - skomentowałam bardziej dla siebie niż dla nich. Obydwaj z pewnością potrafili wyciągnąć podobne wnioski. Spojrzałam jedna na Igora. Mętnie zarysowana z ciemnościach sylwetka utkwiła w miejscu zadrapana przez - jak sądziłam - niepowodzenie. Wnioski szybko potwierdziły się dzięki reakcji bratanka. Złapałam syna za ramię i pozwoliłam Drew działać. Sądziłam, że próba mojego syna pozostawiła swój ślad. Czarna magia rzadko pozwalała przejść niepostrzeżenie i lubiła wymierzać surowe kary. - Igorze? - przełamałam ponurą ciszę, zanurzając oczy w tej czerni. Gdzieś przy mym boku krył się syn. Chciałam mieć pewność, że potrafił ustać i był gotowy podążyć z nami dalej. Byłam ciekawa, co obydwaj ustalili dzięki znajomości runicznych znaków. Wierzyłam jednak, że podzielą się ze mną wnioskami. Nie zamierzałam przerwać Drew, kiedy wznosił różdżkę z tymi samymi słowami co Igor. Poruszaliśmy się po niepewnych, śmiertelnych korytarzach i każdy najmniejszy oddech oznaczał przełknięcie namiastki mroku. Już to wiedziałam i oni także. Cokolwiek kryło się na końcu drogi, cokolwiek mogło zostać naznaczone mianem skarbu - chciałam to dostać i wierzyłam, że oni także, mimo trudności, nie utracili tej determinacji.
Wkrótce obróciłam głowę i spróbowałam przebić się przez mdłe zarysy sylwetki starszego z mężczyzn. Czy mu się powiodło? Czy złamał tajemnicę? Nie puściłam jednak syna, wciąż nie będąc pewną jego stanu. To miejsce przesiąknięte było niesamowitą aurą. Nie obawiałam się chłodu czy mroku, nie bałam się podejść bliżej najbardziej przerażających mocy. Naszym obowiązkiem było podążanie dalej i odnalezienie odpowiedzi. Mocno popatrzyłam w stronę korytarza, wyczekując tego, co miało już wkrótce nadejść. Nie mogłam wiele uczynić, lecz to mogło się wkrótce zmienić, dlatego wciąż trzymałam różdżkę w gotowości.
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Magia zawirowała ponownie kiedy Drew rzucił się w stronę Igora i tym samym przełamał klątwę Lodowego Dolema. Znał ją przecież, a znaki na ścianach były aż nadto jasne. Czym kierował się twórca mapy? Możliwe, że nie był tym samym, który nałożył klątwę, bo po co dawać, aż takie jasne wskazówki? Wątpliwości Śmierciożercy były jak najbardziej słuszne.
Igor poczuł jak opada na ziemię, jak jego nogi zostają przytwierdzone do podłoża. Zimno objęło całe jego ciało, zdawało mu się, że nie może się ruszać.
Dopiero kiedy kuzyn przełamał działanie klątwy czucie wróciło do członków. Ciepło objęło go w całości otulając niczym ciepły szal.
Z końca ciemności doszedł ich znów głos.
-Pomocy - Ciche łkanie -Nie chciałam
Prośba, wręcz błaganie sugerujące ogromny ból i cierpienie. Przed nimi była jeszcze jedna przeszkoda, o której informował pająk narysowany na ścianie.
Occulus dawał Drew możliwość dostrzeżenia czegoś więcej, choć ciemność nie pozwalała na dostrzeżenie zbyt wiele, to dzięki trzeciemu oku mógł dostrzec poświatę w kształcie człowieka, która unosiła się nad ziemią zakrywając twarz dłońmi.
Irina miała rację, czarna magia była rozdrażniona, a jednak nic więcej ich nie zaatakowało. Mogli iść dalej, do miejsca zaznaczonego krzyżykiem na kamiennej mapie. Mogła być pewna, że są już blisko. Wystarczyło iść przed siebie.
Drew rozbroił klątwę Lodowego Dolema
Igor 172/237 (- 50 odmrożenia, -15 obrażenia psychiczne)
Drew 261/261
Irina 210/210
Occulus ⅓
Post uzupełniający od MG. Proszę o oznaczenie jak minie kolejna kolejka.
Celem przyspieszenia wątku, sugeruję odpisy do 9.11.2024
Igor poczuł jak opada na ziemię, jak jego nogi zostają przytwierdzone do podłoża. Zimno objęło całe jego ciało, zdawało mu się, że nie może się ruszać.
Dopiero kiedy kuzyn przełamał działanie klątwy czucie wróciło do członków. Ciepło objęło go w całości otulając niczym ciepły szal.
Z końca ciemności doszedł ich znów głos.
-Pomocy - Ciche łkanie -Nie chciałam
Prośba, wręcz błaganie sugerujące ogromny ból i cierpienie. Przed nimi była jeszcze jedna przeszkoda, o której informował pająk narysowany na ścianie.
Occulus dawał Drew możliwość dostrzeżenia czegoś więcej, choć ciemność nie pozwalała na dostrzeżenie zbyt wiele, to dzięki trzeciemu oku mógł dostrzec poświatę w kształcie człowieka, która unosiła się nad ziemią zakrywając twarz dłońmi.
Irina miała rację, czarna magia była rozdrażniona, a jednak nic więcej ich nie zaatakowało. Mogli iść dalej, do miejsca zaznaczonego krzyżykiem na kamiennej mapie. Mogła być pewna, że są już blisko. Wystarczyło iść przed siebie.
Igor 172/237 (- 50 odmrożenia, -15 obrażenia psychiczne)
Drew 261/261
Irina 210/210
Occulus ⅓
Post uzupełniający od MG. Proszę o oznaczenie jak minie kolejna kolejka.
Celem przyspieszenia wątku, sugeruję odpisy do 9.11.2024
Niechlubne kurwa niemalże wyrwało się z piersi, gdy echo jego zaklęcia zdołało jedynie rozbić się wśród ścian wąskiego tunelu, pozostawiwszy za sobą bezskuteczną nicość; choć zewsząd otaczał go mrok, przed oczyma zawirowała jeszcze bardziej dolegliwa czerń — podła, złowieszcza, przeszywająca go wskroś wrażeniem podłego dreszczu trwogi. Serce mimowolnie mu przyspieszyło, być może nawet biło tak wyraziście mocno, że członkowie rodziny zdołaliby dosłyszeć jego łomot w oczekującej ciszy; magia, ta plugawa i bezlitosna, zdawała się wejść do jego środka, od trzewi po umysł, jakby bezecnie krążyła w krwioobiegu. Dobiegał doń tylko oddech, spłycony i nieregularny, zewsząd zaś atakowała licha mgła; wkrótce poczuł na wargach metaliczny smak krwi, spływający cienką strużką z nosa, a głowa — ona uległa gorszącym iluzjom i wrażeniu zmęczenia, któremu nie potrafił się przeciwstawić.
Zapewne nie poczuł nawet, jak grunt staje się niestabilny, jak przypadkiem traci równowagę i wpada na któregoś z towarzyszy, machinalnie wspomagając się dłonią o zaznajomione ramię; powidok oślizgłych istot, powstałych z nicości marionetek ożywionych na nowo truposzy, przemknął wzdłuż jego niestabilnej wizji, dręcząc koszmarem nieprawdy. Bo on był przecież, tak naprawdę, żałośnie bezużyteczny i zagubiony, zerkając niechętnie w puste, mlecznobiałe gałki ospale zbliżających się doń inferiusów. Szponiaste dłonie chciały go chyba pochwycić, zeżreć, strawić i odebrać tchnienie; tchórzowska natura, do której nie zwykł się głośno przyznawać, wzięła górę nad jasnością umysłu, więc musieli dosłyszeć to ostatnie, głuche westchnienie, które wydał z siebie, nim fatamorgana zniknęła, pozostawiwszy po sobie drażniący zawrót głowy. Osunął się nieco, oparty o wilgoć ściany, a wtem do kończyn dotarł przenikający chłód.
Przytwierdzony do podłoża pierwotnie poddał się panice, choć unormowany po sekundzie oddech walczył o zachowanie spokoju; bo przecież gdzieś obok majaczyli jego kuzyn i matka, z pewnością gotowi pomóc mu w przełamaniu klątwy, którą niefortunnie wchłonęło jego ciało. Nie mógł się ruszać, nie mógł się odezwać; trwał tak przez moment, aż do chwili, w której Drew zdjął działanie przekleństwa, a czucie i ciepło z wolna zaczęło do niego wracać.
— Jest w porządku, muszę tylko... — wydusił nieprecyzyjnie, powoli powstając na nogi i ruszając wychłodzonymi rękoma.
Zapewne nie poczuł nawet, jak grunt staje się niestabilny, jak przypadkiem traci równowagę i wpada na któregoś z towarzyszy, machinalnie wspomagając się dłonią o zaznajomione ramię; powidok oślizgłych istot, powstałych z nicości marionetek ożywionych na nowo truposzy, przemknął wzdłuż jego niestabilnej wizji, dręcząc koszmarem nieprawdy. Bo on był przecież, tak naprawdę, żałośnie bezużyteczny i zagubiony, zerkając niechętnie w puste, mlecznobiałe gałki ospale zbliżających się doń inferiusów. Szponiaste dłonie chciały go chyba pochwycić, zeżreć, strawić i odebrać tchnienie; tchórzowska natura, do której nie zwykł się głośno przyznawać, wzięła górę nad jasnością umysłu, więc musieli dosłyszeć to ostatnie, głuche westchnienie, które wydał z siebie, nim fatamorgana zniknęła, pozostawiwszy po sobie drażniący zawrót głowy. Osunął się nieco, oparty o wilgoć ściany, a wtem do kończyn dotarł przenikający chłód.
Przytwierdzony do podłoża pierwotnie poddał się panice, choć unormowany po sekundzie oddech walczył o zachowanie spokoju; bo przecież gdzieś obok majaczyli jego kuzyn i matka, z pewnością gotowi pomóc mu w przełamaniu klątwy, którą niefortunnie wchłonęło jego ciało. Nie mógł się ruszać, nie mógł się odezwać; trwał tak przez moment, aż do chwili, w której Drew zdjął działanie przekleństwa, a czucie i ciepło z wolna zaczęło do niego wracać.
— Jest w porządku, muszę tylko... — wydusił nieprecyzyjnie, powoli powstając na nogi i ruszając wychłodzonymi rękoma.
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
-Nic mi tu nie pasuje- mruknąłem pod nosem wiedząc, że nikt o zdrowych zmysłach nie starałby się zabezpieczyć tuneli, by po tym tworzyć dla śmiałków swoistą mapę. To nie miało najzwyczajniej w świecie żadnego sensu. -Ktoś tu wcześniej był? Ale kiedy i po co?- mruknąłem uzewnętrzniając targające mną wątpliwości, choć zwykle podobna analiza działa się wyłącznie w mej głowie. -Całe szczęście, wstawaj i chodźmy dalej- mruknąłem do kuzyna zaciskając palce na jego ramieniu. Znałem to przekleństwo i wiedziałem, że nic szczególnego mu nie groziło – z pewnością poczuł jego skutki, lecz nie były one na tyle groźne, aby uniemożliwiły mu dalszą wędrówkę. -W tym- przemknąłem po nim wzrokiem -ci nie pomogę- wzruszyłem lekko ramionami. Nie byłem biegły w magii leczniczej, ba – nie znałem jej w ogóle, podobnie jak Irina.
Ponownie wbiłem spojrzenie w ciemność, gdy usłyszałem kolejne głosy. Zacisnąwszy dłoń na wężowym drewnie skupiłem się na trzecim oku, które było już daleko przed nami. Unosząca się poświata była klarowna, pozostawało pytanie czy to ona była odpowiedzialna za wcześniejsze krzyki? Obudziły się we mnie obawy, bowiem jeśli tak, to po co chciała nas do siebie doprowadzić? Co było tego powodem? Zerknąłem wymownym wzrokiem na ciotkę, a następnie na Igora. -Jestem przekonany, że to duch- rzuciłem wykonując krok w kierunku mroku. -Widzę ją- dodałem, po czym starałem się pokierować oko tak, aby wędrowało dalej; pominąwszy zjawę i komnatę. Sam ruszyłem wąskim korytarzem, by na jego krańcu dostrzec odbijającą się poświatę. Nie byłem pewien czy był to mądry ruch, aczkolwiek chciałem na dobre uciszyć wrzeszczące lochy i to był prawdopodobnie jedyny sposób. Czy od samego progu słyszeliśmy właśnie tę istotę? Czy to ona wołała do siebie śmiałków i pogrążała ich w ciemności tak, że nie byli w stanie zaleźć drogi powrotnej? Prawdopodobnie wkrótce mieliśmy się dowiedzieć i winniśmy być gotów na każdą ewentualność, dlatego starałem nie rozpraszać się dochodzącymi słowami, a skupić na detalach mogących przynieść odpowiedzi.
Ponownie wbiłem spojrzenie w ciemność, gdy usłyszałem kolejne głosy. Zacisnąwszy dłoń na wężowym drewnie skupiłem się na trzecim oku, które było już daleko przed nami. Unosząca się poświata była klarowna, pozostawało pytanie czy to ona była odpowiedzialna za wcześniejsze krzyki? Obudziły się we mnie obawy, bowiem jeśli tak, to po co chciała nas do siebie doprowadzić? Co było tego powodem? Zerknąłem wymownym wzrokiem na ciotkę, a następnie na Igora. -Jestem przekonany, że to duch- rzuciłem wykonując krok w kierunku mroku. -Widzę ją- dodałem, po czym starałem się pokierować oko tak, aby wędrowało dalej; pominąwszy zjawę i komnatę. Sam ruszyłem wąskim korytarzem, by na jego krańcu dostrzec odbijającą się poświatę. Nie byłem pewien czy był to mądry ruch, aczkolwiek chciałem na dobre uciszyć wrzeszczące lochy i to był prawdopodobnie jedyny sposób. Czy od samego progu słyszeliśmy właśnie tę istotę? Czy to ona wołała do siebie śmiałków i pogrążała ich w ciemności tak, że nie byli w stanie zaleźć drogi powrotnej? Prawdopodobnie wkrótce mieliśmy się dowiedzieć i winniśmy być gotów na każdą ewentualność, dlatego starałem nie rozpraszać się dochodzącymi słowami, a skupić na detalach mogących przynieść odpowiedzi.
Ostatnio zmieniony przez Drew Macnair dnia 13.11.24 17:42, w całości zmieniany 1 raz
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
- Może to sprawka dawnych mieszkańców. Cokolwiek wiemy o domostwie, które stało tu wcześniej? - wyrzuciłam pytanie w ciemność, pamiętając, że Drew wspomniał o wizycie w tych murach kilka miesięcy temu. Rozprawiliśmy się z mieszkańcami domostwa. Zapytałam, choć nie miałam pewności, czy tu i teraz ta wiedza mogła cokolwiek zmienić. Niemniej rodzące się niewiadome skupiały moją uwagę właśnie na tych, którzy mogli poruszać się tymi korytarzami wcześniej. Coś, co po sobie pozostawili, teraz wydawało się zapraszać nas do siebie. Kilka plotek obiło mi się o uszy, gdy dotarły do mnie pierwsze informacje o dziwnych rzeczach, które ujawniły się po gwiezdnej nocy, lecz zazwyczaj były to emocjonalne i nieprecyzyjne wzmianki. Czy klucz do zagadki czekał właśnie na końcu tego korytarza?
Igor dochodził do siebie, sądziłam, że najgorsze minęło. Wkrótce udręczony głos powrócił, raz jeszcze błagając o pomoc. Skoro przeszkoda została usunięta, powinniśmy bez większych trosk przedostać się wreszcie do źródła. Pragnęłam poznać czarne, zwęglone serce tego miejsca. Pragnęłam ujawnić zagrzebaną w tych ruinach historię. - Dowiedzmy się tego, prędko - przemówiłam, mocno wysuwając się na przód eskapady. Ktokolwiek podążał tymi tunelami wcześniej, musiał pozostawić po sobie ślad. Tę grozę czułam w powietrzu aż nazbyt wyraźnie. Dlatego bez lęku wyruszyłam w głąb ponurej ścieżki. Zamierzałam zbliżyć się do istoty, której bolesny jęk wpędzał w trwogę każdego, kto ośmielił się postawić tu stopę. Chciałam ją ujrzeć i przekonać się, z czym tak naprawdę się mierzyliśmy. Musiała być istotna. I najwyraźniej była też winna.
- Skoro tak, doskonale wie, co się tutaj dzieje - odpowiedziałam Drew. Uwięziona między życiem a śmiercią zjawa mogła odsłonić przed nami całą tajemnicę.
- Pokaż się i przemów. - Mój donośny głos przeciął kakofonię jej cierpienia. - Pokaż swój ból, pokaż swe przekleństwo - zachęciłam niewiadome stworzenie. Byłam stanowcza, lecz nie chciałam, aby w tym głosie pojawiła się ostra groźba. Nie zamierzałam jej męczyć. Przede mną wystarczająco wiele uczynili jej inni lub pokaleczyła siebie sama swym czynem. Słyszeliśmy, że potrafiła mówić, lecz jeśli mimo tego niezdolna pozostawała do opowiedzenia swej historii, zawsze mogła ją ukazać. Cały czas podążałam podziemnym korytarzem, gotowa przyjąć to, co miało nadejść.
Igor dochodził do siebie, sądziłam, że najgorsze minęło. Wkrótce udręczony głos powrócił, raz jeszcze błagając o pomoc. Skoro przeszkoda została usunięta, powinniśmy bez większych trosk przedostać się wreszcie do źródła. Pragnęłam poznać czarne, zwęglone serce tego miejsca. Pragnęłam ujawnić zagrzebaną w tych ruinach historię. - Dowiedzmy się tego, prędko - przemówiłam, mocno wysuwając się na przód eskapady. Ktokolwiek podążał tymi tunelami wcześniej, musiał pozostawić po sobie ślad. Tę grozę czułam w powietrzu aż nazbyt wyraźnie. Dlatego bez lęku wyruszyłam w głąb ponurej ścieżki. Zamierzałam zbliżyć się do istoty, której bolesny jęk wpędzał w trwogę każdego, kto ośmielił się postawić tu stopę. Chciałam ją ujrzeć i przekonać się, z czym tak naprawdę się mierzyliśmy. Musiała być istotna. I najwyraźniej była też winna.
- Skoro tak, doskonale wie, co się tutaj dzieje - odpowiedziałam Drew. Uwięziona między życiem a śmiercią zjawa mogła odsłonić przed nami całą tajemnicę.
- Pokaż się i przemów. - Mój donośny głos przeciął kakofonię jej cierpienia. - Pokaż swój ból, pokaż swe przekleństwo - zachęciłam niewiadome stworzenie. Byłam stanowcza, lecz nie chciałam, aby w tym głosie pojawiła się ostra groźba. Nie zamierzałam jej męczyć. Przede mną wystarczająco wiele uczynili jej inni lub pokaleczyła siebie sama swym czynem. Słyszeliśmy, że potrafiła mówić, lecz jeśli mimo tego niezdolna pozostawała do opowiedzenia swej historii, zawsze mogła ją ukazać. Cały czas podążałam podziemnym korytarzem, gotowa przyjąć to, co miało nadejść.
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Pomimo bólu, który zadała klątwa, Igor, z pomocą kuzyna i matki, zdołał stanąć na nogi. Osłabienie jednak nie mijało, jakby samo ciało przypominało, że konsekwencje klątwy będą go jeszcze dręczyć.
Nad unoszącą się kobiecą postacią, duchem, który wciąż łkał, pojawiło się trzecie oko Drew. Jej zawodzenie rozchodziło się korytarzem, odbijając się od ścian przeraźliwym echem. Za postacią widać było zawaloną ścianę, zablokowaną przez stos kamieni, które odcięły dalsze przejście. Mrok korytarza sprawiał, że Drew nie był w stanie dostrzec niczego więcej.
Z każdym krokiem czuliście, że zbliżacie się do zjawy. Choć początkowo powietrze było gorące, teraz przenikał was chłód, wypierający resztki ciepła. Nagle, głos Iriny przedarł się przez ciemność, przerywając szloch zjawy. Nastała głęboka, pełna napięcia cisza.
W migotliwym świetle różdżek pojawiły się na ścianach ledwie widoczne runy. Drew rozpoznał je natychmiast – były dezaktywowane już jakiś czas temu.
-On już nie wróci...– ten pełen żalu głos rozbrzmiewał coraz wyraźniej. W ciemności ukazała się kobieca postać, z zapłakaną twarzą otoczoną czarnym mrokiem, gęstym i duszącym niczym smoła. Ta złowroga mgła uniemożliwiała działanie Oculus, przez co Drew nie mógł dostrzec więcej. Jednak wy, wspomagani zaklęciami, zobaczyliście ludzkie szczątki pod gruzem – należące do więcej niż jednej osoby.
Duch zwrócił na was swój wzrok; jej twarz wykrzywił wściekły grymas, a z ust wydobył się przeszywający wrzask, który zdawał się przenikać aż pod skórę, ogłuszając i wypełniając duszne powietrze ciemnością przerażenia.
Igor 172/237 (- 50 odmrożenia, -15 obrażenia psychiczne)
Drew 261/261
Irina 210/210
Occulus ⅓
Każdy z was rzuca na odporność kością k100.
Proszę o oznaczenie jak minie kolejna kolejka.
Odpis do środy do g.20. MG nie będzie czekać na spóźnialskich.
Nad unoszącą się kobiecą postacią, duchem, który wciąż łkał, pojawiło się trzecie oko Drew. Jej zawodzenie rozchodziło się korytarzem, odbijając się od ścian przeraźliwym echem. Za postacią widać było zawaloną ścianę, zablokowaną przez stos kamieni, które odcięły dalsze przejście. Mrok korytarza sprawiał, że Drew nie był w stanie dostrzec niczego więcej.
Z każdym krokiem czuliście, że zbliżacie się do zjawy. Choć początkowo powietrze było gorące, teraz przenikał was chłód, wypierający resztki ciepła. Nagle, głos Iriny przedarł się przez ciemność, przerywając szloch zjawy. Nastała głęboka, pełna napięcia cisza.
W migotliwym świetle różdżek pojawiły się na ścianach ledwie widoczne runy. Drew rozpoznał je natychmiast – były dezaktywowane już jakiś czas temu.
-On już nie wróci...– ten pełen żalu głos rozbrzmiewał coraz wyraźniej. W ciemności ukazała się kobieca postać, z zapłakaną twarzą otoczoną czarnym mrokiem, gęstym i duszącym niczym smoła. Ta złowroga mgła uniemożliwiała działanie Oculus, przez co Drew nie mógł dostrzec więcej. Jednak wy, wspomagani zaklęciami, zobaczyliście ludzkie szczątki pod gruzem – należące do więcej niż jednej osoby.
Duch zwrócił na was swój wzrok; jej twarz wykrzywił wściekły grymas, a z ust wydobył się przeszywający wrzask, który zdawał się przenikać aż pod skórę, ogłuszając i wypełniając duszne powietrze ciemnością przerażenia.
Drew 261/261
Irina 210/210
Occulus ⅓
Każdy z was rzuca na odporność kością k100.
Proszę o oznaczenie jak minie kolejna kolejka.
Odpis do środy do g.20. MG nie będzie czekać na spóźnialskich.
Niemo walcząc z dojmującym zawrotem głowy powstał na nogi, wciąż poszukując stabilności w ramieniu stojącego nieopodal kuzyna i wilgoci pobliskiej ściany; dopiero teraz jego uwaga padła na jęczący znikąd głos, odbijający się echem od nierównych murów długiego tunelu. Było w tym tonie coś przeszywająco zimnego, nieludzko mrocznego — może z racji otaczającej ich ciemności, może zaś z uwagi na to, że mara zdawała się powstawać z jądra samego zła albo i smutku, nie potrafił jeszcze stwierdzić. Palcem otarł ostatki osiadłej na wargach krwi, coby symbolicznie, poniekąd też pewnie dosłownie, zmazać z siebie widmo ostatniego kryzysu; czuł się realnie osłabiony, szczerze myślał już tylko o najszybszym powrocie do domu, zalegnięciu w cieple materaca i krótkim bodaj majaku sennego oddechu, ale wierzył zarazem, że drogą do sukcesu musiała być niekiedy sromotna porażka. Przyjął na siebie złowrogość czarnej magii, nie pierwszy już raz zresztą pozwolił jej wymęczyć swoje ciało i ducha; wyczekująco więc rzucił spojrzeniem na krewnych, przelotnie i w nieco rozmazanej wizji, słysząc stanowcze rozkazy formułowane przez matkę, tamte pokrzepiające słowa starszego brata, wreszcie — rozżalone konstatacje zjawy, które po ostatniej wizji i wyziębieniu ciała, wywoływały tylko drażniący dreszcz trwogi, biegnący wzdłuż kręgosłupa i ramion, po karku i na szczycie głowy. Błędny wzrok zmaterializował się wreszcie w konkrecie, dostrzegając rozmącone na ziemi gruzy, a pod nimi — ludzkie, dawno już uległe rozkładowi, szczątki człowieka. Niejednego, wielu ludzi; przyzwyczajony do oglądania zwłok nie przejął się widokiem odwapnionych kości, choć w gardle zaschło mu momentalnie, jakby w cieniu współczucia dla niewinnych, którzy niefortunnie oddali swoje ostatnie tchnienia w eter tych przebrzydłych podziemi. Przez umysł przemknęła tylko myśl, że on, on nie chciałby zostać podobnie zapomniany, on nie chciałby sczeznąć bezimiennie w głuszy ponurego korytarza.
A potem, potem rozległ się tylko przeszywający wrzask, niechlubnie zastygający na dłużej w młodzieńczym istnieniu.
A potem, potem rozległ się tylko przeszywający wrzask, niechlubnie zastygający na dłużej w młodzieńczym istnieniu.
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Igor Karkaroff' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 3
'k100' : 3
Oczekiwałam, ze skupionym spojrzeniem próbując rozszyfrować zagadki tych nieprzeniknionych ciemności. Rozżalona zjawa krążyła gdzieś przed nami, mój głos echem niósł się wzdłuż tunelu. Mój głos i moje żądanie, które miało przynieść nam klucz do tej tajemnicy. Zimno wdzierało się pod tkaninę i podrażniło przejmująco skórę, lecz my nie mogliśmy się teraz cofnąć. Oczekiwałam, że panosząca się po korytarzach istotna wreszcie przemówi i tym razem będzie to coś więcej niż żałosne wołanie o pomoc. Niestety wciąż nie pozwoliła nam złożyć tej makabrycznej historii w całość.
– Kto? Kto nie wróci? – postanowiłam spytać, choć raczej nie miałam wielkich nadziei na odpowiedź. Kogoś straciła, ktoś ugrzązł w tych podziemnych labiryntach, ktoś jej bliski. Zmarły? A może i zbieg? Zawodzenie drażniło uszy, zawodzenie stało się głośniejsze. Czułam, że znajdujemy się coraz bliżej.
- To cmentarzysko – wypowiedziałam, wcale nie kryjąc zafascynowania. Ujrzałam, owszem, kobiece widmo wznoszące się tuż przed nami, ale przede wszystkim przykryte ludzkie szczątki. Wiele ludzki szczątków spoczywających w morzu kamieni. Wyraźnie mogliśmy je dostrzec. Ciemność ujawniła swój sekret, a ja czułam rosnące podekscytowanie, albowiem to znalezisko, choć pozornie nie różniło się od wielu podobnych widoków, które dane mi było ujrzeć w swej pogrzebowej profesji, mogło oznaczać coś więcej. Coś więcej niż człowiecze resztki zagrzebane w byle piwnicach. Intuicja nakazywała mi nie lekceważyć odkrycia. – Chcę podejść bliżej – wyraziłam ze stanowczością i uczyniłam jeszcze jeden krok w stronę zawaliska. Wtedy jednak zjawa zapiszczała, demonstrując nam swój żal i gniew. Potężny dźwięk wręcz zabolał, a ja odruchowo przysłoniłam uszy rękami i pochyliłam głowę. Powieki zacisnęły się mocniej, a całe ciało zdecydowanie napięło, by przetrzymać moc tej fali. Powinniśmy ją przegonić i zbadać szczątki czy może poczekać i uwierzyć, że zmieni zdanie i opowie nam, co się tutaj wydarzyło? Nie sądziłam, by duszysko było skłonne współpracować. Przerażający atak nie pozwalał mi teraz podjąć decyzji, ale zamierzałam przeciwstawić się tej mocy.
– Kto? Kto nie wróci? – postanowiłam spytać, choć raczej nie miałam wielkich nadziei na odpowiedź. Kogoś straciła, ktoś ugrzązł w tych podziemnych labiryntach, ktoś jej bliski. Zmarły? A może i zbieg? Zawodzenie drażniło uszy, zawodzenie stało się głośniejsze. Czułam, że znajdujemy się coraz bliżej.
- To cmentarzysko – wypowiedziałam, wcale nie kryjąc zafascynowania. Ujrzałam, owszem, kobiece widmo wznoszące się tuż przed nami, ale przede wszystkim przykryte ludzkie szczątki. Wiele ludzki szczątków spoczywających w morzu kamieni. Wyraźnie mogliśmy je dostrzec. Ciemność ujawniła swój sekret, a ja czułam rosnące podekscytowanie, albowiem to znalezisko, choć pozornie nie różniło się od wielu podobnych widoków, które dane mi było ujrzeć w swej pogrzebowej profesji, mogło oznaczać coś więcej. Coś więcej niż człowiecze resztki zagrzebane w byle piwnicach. Intuicja nakazywała mi nie lekceważyć odkrycia. – Chcę podejść bliżej – wyraziłam ze stanowczością i uczyniłam jeszcze jeden krok w stronę zawaliska. Wtedy jednak zjawa zapiszczała, demonstrując nam swój żal i gniew. Potężny dźwięk wręcz zabolał, a ja odruchowo przysłoniłam uszy rękami i pochyliłam głowę. Powieki zacisnęły się mocniej, a całe ciało zdecydowanie napięło, by przetrzymać moc tej fali. Powinniśmy ją przegonić i zbadać szczątki czy może poczekać i uwierzyć, że zmieni zdanie i opowie nam, co się tutaj wydarzyło? Nie sądziłam, by duszysko było skłonne współpracować. Przerażający atak nie pozwalał mi teraz podjąć decyzji, ale zamierzałam przeciwstawić się tej mocy.
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Irina Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 78
'k100' : 78
Posłanie trzeciego oka za zjawą miało przynieść kolejne odpowiedzi, może nawet zapewnić awaryjną drogę powrotną, gdyby coś poszło nie po naszej myśli. Nie dostrzegłem jednak nic poza zawaloną ścianą, która uniemożliwiała dalszą wędrówkę i choć ten widok pozornie mógł przynieść wyłącznie zawód, to w głowie pojawiła mi się pewna myśl. Pozostawiłem ją dla siebie, bowiem przed głośnym snuciem kolejnych teorii pragnąłem dostać się do ślepego zaułka i ujrzeć ducha na własne oczy zwłaszcza, iż odniosłem wrażenie, że ciemność lekko faluje, jakby wcale nie była spowodowana brakiem dostępu do światła.
-Nie wyglądasz najlepiej- kątem oka zerknąłem na Igora, który wciąż wspierając się na moim ramieniu przemierzał wąskie przejście. -Nie przejdziemy dalej, korytarz jest zablokowany- mruknąłem pomiędzy kolejnymi wybuchami doniosłego szlochu. Czy była to kolejna pułapka? Iluzja jakiej mieliśmy się poddać byle tylko nie dotrzeć do celu wyraźnie zaznaczonego na ściennej mapie? Być może, choć bardziej skłaniałem się ku temu, że w tych tunelach wydarzyło się coś złego, a śmierć urządziła sobie prawdziwą pożywkę. Los zbłąkanej duszy miała ukazać dopiero katastrofa? Jak długo tutaj była? I o kim u licha mówiła?. Rzuciłem spojrzenie ciotce, z której ust padło bezpośrednie pytanie, ale nim zdążyłem cokolwiek dodać, to momentalnie wzdrygnęło mną zimno. Duszna aura stała się przeszłością – im mniejsza odległość dzieliła nas od ducha, tym intensywniej atakowały mnie lodowate podmuchy. Poniekąd był to dobry znak, bowiem świadczył o tym, iż byliśmy już naprawdę blisko.
Tylko czego?
-Wyblakłe- rzuciłem do swoich towarzyszów, gdy w blasku różdżki dostrzegłem na kamiennej ścianie kolejne runy. -Tylko jak- mruknąłem sam do siebie nieco zdziwiony. Minęliśmy już klątwę, która była aktywna, a zatem ktoś zadbał o to, aby ponownie nałożyć runiczne znaki? Miała być to forma zabezpieczenia, aby nikt nie szedł za nim? Czy też śmiałek lub ich grupa szli od drugiej strony? Ściągnąwszy brwi przeniosłem w końcu spojrzenie na zjawę oraz znajdujące się tuż obok liczne truchła. Istne cmentarzysko było jej dziełem? Może zaś jedno z tych ciał należało do niej? Okalająca, gęsta mgła sugerowała to pierwsze, ale gdzieś w głębi siebie czułem, iż była zbłąkaną duszą. Duchem młodej kobiety, który nigdy nie odnalazł spokoju.
-Możemy ci jakoś pomóc? Chcesz byśmy pochowali tych ludzi?- spytałem, choć wcale nie było to dla mnie priorytetem. Wolałem dowiedzieć się co u licha się tutaj wydarzyło, ale zdawałem sobie sprawę z wredności podobnych jej istot. To one lubiły być w centrum uwagi, nie nasza ciekawość.
Nim jednak padła jakakolwiek odpowiedź żal na twarzy ducha zmienił się w grymas, a korytarze wypełnił paskudny wrzask. Instynktownie zasłoniłem uszy, choć jeśli miało to cokolwiek wspólnego z krzykiem Banshee, to tego typu ochrona była ledwie prowizoryczna. Najlepszą ochroną musiał być umysł.
-Nie wyglądasz najlepiej- kątem oka zerknąłem na Igora, który wciąż wspierając się na moim ramieniu przemierzał wąskie przejście. -Nie przejdziemy dalej, korytarz jest zablokowany- mruknąłem pomiędzy kolejnymi wybuchami doniosłego szlochu. Czy była to kolejna pułapka? Iluzja jakiej mieliśmy się poddać byle tylko nie dotrzeć do celu wyraźnie zaznaczonego na ściennej mapie? Być może, choć bardziej skłaniałem się ku temu, że w tych tunelach wydarzyło się coś złego, a śmierć urządziła sobie prawdziwą pożywkę. Los zbłąkanej duszy miała ukazać dopiero katastrofa? Jak długo tutaj była? I o kim u licha mówiła?. Rzuciłem spojrzenie ciotce, z której ust padło bezpośrednie pytanie, ale nim zdążyłem cokolwiek dodać, to momentalnie wzdrygnęło mną zimno. Duszna aura stała się przeszłością – im mniejsza odległość dzieliła nas od ducha, tym intensywniej atakowały mnie lodowate podmuchy. Poniekąd był to dobry znak, bowiem świadczył o tym, iż byliśmy już naprawdę blisko.
Tylko czego?
-Wyblakłe- rzuciłem do swoich towarzyszów, gdy w blasku różdżki dostrzegłem na kamiennej ścianie kolejne runy. -Tylko jak- mruknąłem sam do siebie nieco zdziwiony. Minęliśmy już klątwę, która była aktywna, a zatem ktoś zadbał o to, aby ponownie nałożyć runiczne znaki? Miała być to forma zabezpieczenia, aby nikt nie szedł za nim? Czy też śmiałek lub ich grupa szli od drugiej strony? Ściągnąwszy brwi przeniosłem w końcu spojrzenie na zjawę oraz znajdujące się tuż obok liczne truchła. Istne cmentarzysko było jej dziełem? Może zaś jedno z tych ciał należało do niej? Okalająca, gęsta mgła sugerowała to pierwsze, ale gdzieś w głębi siebie czułem, iż była zbłąkaną duszą. Duchem młodej kobiety, który nigdy nie odnalazł spokoju.
-Możemy ci jakoś pomóc? Chcesz byśmy pochowali tych ludzi?- spytałem, choć wcale nie było to dla mnie priorytetem. Wolałem dowiedzieć się co u licha się tutaj wydarzyło, ale zdawałem sobie sprawę z wredności podobnych jej istot. To one lubiły być w centrum uwagi, nie nasza ciekawość.
Nim jednak padła jakakolwiek odpowiedź żal na twarzy ducha zmienił się w grymas, a korytarze wypełnił paskudny wrzask. Instynktownie zasłoniłem uszy, choć jeśli miało to cokolwiek wspólnego z krzykiem Banshee, to tego typu ochrona była ledwie prowizoryczna. Najlepszą ochroną musiał być umysł.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 84
'k100' : 84
Krzyk zjawy rozdzierał umysł, przenikał do jego głębin, jakby chciał rozłamać każdą barierę świadomości i rozedrzeć wszelkie blokady ludzkiego rozumu. Wibrując pośród kamiennych ścian, odbijał się potężnym echem, które przeszywało powietrze ciężkimi, niemal bolesnymi falami.
Igor, osłabiony klątwą, nie miał siły stawić oporu tej upiornej fali. Wrzeszczący głos przygwoździł go do skał, dławiąc każdy oddech i odbierając mu jasność umysłu. Przed oczami zatańczyły ciemne plamy; poczuł się, jakby spowijała go mroczna, nieprzenikniona woalka, przesłaniająca widok i tłumiąca każdy dźwięk poza tym przeklętym krzykiem. W uszach dudniło mu niczym w potrzasku, a myśli uciekały, gubiąc się w bezdennym mroku. Drew i Irina zdołali odeprzeć część tego nieludzkiego ataku. Choć wrzask zjawy niemal sprawiał fizyczny ból, oni wytrwali, trzymając się na nogach, mimo że każdy dźwięk rozbrzmiewał jak cięcie niewidzialnego ostrza. Ciemność zgęstniała wokół zjawy, formując się jak gęsta smoła, która falowała i zbierała się wokół jej sylwetki, jeszcze bardziej przytłaczająca i oziębła.
Nagle, jakby przecięty ostrzem ciszy, krzyk urwał się gwałtownie, zostawiając po sobie przejmującą, grobową ciszę, która wypełniła korytarz jak echem.
-Przetrwaliście… - wyszeptała zaskoczona, zdawała się mówić wieloma głosami. Na twarz powrócił smutek zmieszany z niezrozumieniem. Skupiła świdrujące spojrzenie na Irinie. Przechyliła nieznacznie głowę ku ramieniu nim odpowiedziała na zadane wcześniej pytanie. -Uciekaliśmy… tam. - Wskazała drogę za ich plecami. -Zdjęliśmy jedną klątwę, wiele pająków… tak wiele… - Po jasnej twarzy popłynęły łzy, głos znów jej zadrżał. -Byliśmy w potrzasku, tam… ogień, wielka pożoga trawiąca wszystko. Chcieliśmy jedynie żyć… - Mówiąc te słowa dłonią wskazała zawalisko wokół siebie. Zawyła cicho, znów przywołując nieprzyjemny dla uszu dźwięk, który zwiastował kolejne uderzenie krzyku. Jednak szybko go zdławiła. -Nie mogliśmy uciec… - Zadrżała. -Nie chcę tu tkwić… - Zawyła przeraźliwie.
W świetle różdżek coś błysnęło w zawalisku kamieni.
Drew i Irina przetrwaliście krzyk ducha.
Igor ciebie powaliło. Na jedną turę zmysł słuchu i wzroku jest przytłumiony.
Każdy z was może rzucić k100 na spostrzegawczość, próg st wynosi 50.
Igor, masz do rzutu - 10 w wyniku powalenia przez krzyk zjawy.
Jeżeli wam się uda, znajdujecie zegarek kieszonkowy z napisem “Wiecznej miłości LW”.
Rzutu możecie dokonać w szafce.
Czas na odpis do 15.11 do godz. 20.00
Igor, osłabiony klątwą, nie miał siły stawić oporu tej upiornej fali. Wrzeszczący głos przygwoździł go do skał, dławiąc każdy oddech i odbierając mu jasność umysłu. Przed oczami zatańczyły ciemne plamy; poczuł się, jakby spowijała go mroczna, nieprzenikniona woalka, przesłaniająca widok i tłumiąca każdy dźwięk poza tym przeklętym krzykiem. W uszach dudniło mu niczym w potrzasku, a myśli uciekały, gubiąc się w bezdennym mroku. Drew i Irina zdołali odeprzeć część tego nieludzkiego ataku. Choć wrzask zjawy niemal sprawiał fizyczny ból, oni wytrwali, trzymając się na nogach, mimo że każdy dźwięk rozbrzmiewał jak cięcie niewidzialnego ostrza. Ciemność zgęstniała wokół zjawy, formując się jak gęsta smoła, która falowała i zbierała się wokół jej sylwetki, jeszcze bardziej przytłaczająca i oziębła.
Nagle, jakby przecięty ostrzem ciszy, krzyk urwał się gwałtownie, zostawiając po sobie przejmującą, grobową ciszę, która wypełniła korytarz jak echem.
-Przetrwaliście… - wyszeptała zaskoczona, zdawała się mówić wieloma głosami. Na twarz powrócił smutek zmieszany z niezrozumieniem. Skupiła świdrujące spojrzenie na Irinie. Przechyliła nieznacznie głowę ku ramieniu nim odpowiedziała na zadane wcześniej pytanie. -Uciekaliśmy… tam. - Wskazała drogę za ich plecami. -Zdjęliśmy jedną klątwę, wiele pająków… tak wiele… - Po jasnej twarzy popłynęły łzy, głos znów jej zadrżał. -Byliśmy w potrzasku, tam… ogień, wielka pożoga trawiąca wszystko. Chcieliśmy jedynie żyć… - Mówiąc te słowa dłonią wskazała zawalisko wokół siebie. Zawyła cicho, znów przywołując nieprzyjemny dla uszu dźwięk, który zwiastował kolejne uderzenie krzyku. Jednak szybko go zdławiła. -Nie mogliśmy uciec… - Zadrżała. -Nie chcę tu tkwić… - Zawyła przeraźliwie.
W świetle różdżek coś błysnęło w zawalisku kamieni.
Igor ciebie powaliło. Na jedną turę zmysł słuchu i wzroku jest przytłumiony.
Każdy z was może rzucić k100 na spostrzegawczość, próg st wynosi 50.
Igor, masz do rzutu - 10 w wyniku powalenia przez krzyk zjawy.
Jeżeli wam się uda, znajdujecie zegarek kieszonkowy z napisem “Wiecznej miłości LW”.
Rzutu możecie dokonać w szafce.
Czas na odpis do 15.11 do godz. 20.00
— I tak lepiej od ciebie... — odpowiedział kuzynowi niby zaczepnie, niby żartobliwie, choć głos zdradzał się nietypową obojętnością. Leciwe zerknięcie na członków rodziny było ostatnim kontrolowanym; bo już zaraz w eterze rozniosło się echo kolejnego koszmaru.
Zjawa przemówiła, zjawa wdarła się do myśli, zjawa zaatakowała.
Jej krzyk nieznośnie, przeszywająco, przedarł się przez wszystkie kończyny, przez zmęczony klątwą umysł, przez wychłodzone skrawki ciała i niechlubnie wysłużoną świadomość; nigdy przedtem nie spotkał się chyba z podobnym zjawiskiem, a jeśli miał takową sposobność — trzeźwość myśli pozwoliła mu wówczas odeprzeć atak fizycznego bólu, który roznosił się wzdłuż kości, może nawet w samej krwi, wraz z brzmieniem potęgi tutejszego wrzasku. Na powrót, zgoła mimowolnie, osunął się w bezwładności na zimną, wilgotną ziemię; wzrok osłabił się mętnością, słuch stłumiony był głuchym piskiem pozostałości po ostatniej kakofonii. Dłonią wyczuł na gruncie coś dziwnego, ale niezdolny był rozpoznać macany przedmiot; już zaraz Drew miał jednak znajdować go w swojej dłoni, rozpoznając w nim zegarek kieszonkowy.
I chciałby chyba wyrzec coś więcej, być może pomóc im jakkolwiek w ostatecznym rozwikłaniu zagadki, ale znowu powolnie odzyskiwał władzę w sfatygowanym ciele. Skrywana przez tunel tajemnica nie była już bodaj znaczniejszym wyzwaniem, jak chciał przynajmniej sądzić; wszakże niespokojne duchy żądały rzeczywistego, upamiętniającego je grobowca, pochówku honorującego ich cześć.
A na tym Macnairowie znali się przecież jak mało kto.
zwarzywiony rzut 49
Zjawa przemówiła, zjawa wdarła się do myśli, zjawa zaatakowała.
Jej krzyk nieznośnie, przeszywająco, przedarł się przez wszystkie kończyny, przez zmęczony klątwą umysł, przez wychłodzone skrawki ciała i niechlubnie wysłużoną świadomość; nigdy przedtem nie spotkał się chyba z podobnym zjawiskiem, a jeśli miał takową sposobność — trzeźwość myśli pozwoliła mu wówczas odeprzeć atak fizycznego bólu, który roznosił się wzdłuż kości, może nawet w samej krwi, wraz z brzmieniem potęgi tutejszego wrzasku. Na powrót, zgoła mimowolnie, osunął się w bezwładności na zimną, wilgotną ziemię; wzrok osłabił się mętnością, słuch stłumiony był głuchym piskiem pozostałości po ostatniej kakofonii. Dłonią wyczuł na gruncie coś dziwnego, ale niezdolny był rozpoznać macany przedmiot; już zaraz Drew miał jednak znajdować go w swojej dłoni, rozpoznając w nim zegarek kieszonkowy.
I chciałby chyba wyrzec coś więcej, być może pomóc im jakkolwiek w ostatecznym rozwikłaniu zagadki, ale znowu powolnie odzyskiwał władzę w sfatygowanym ciele. Skrywana przez tunel tajemnica nie była już bodaj znaczniejszym wyzwaniem, jak chciał przynajmniej sądzić; wszakże niespokojne duchy żądały rzeczywistego, upamiętniającego je grobowca, pochówku honorującego ich cześć.
A na tym Macnairowie znali się przecież jak mało kto.
zwarzywiony rzut 49
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Kentwell Hall
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Suffolk