1958 | Rodzina Doe
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Rodzinne ognisko Doe
Cyganie 1958
Eve Doe, James Doe, Sheila Doe, Thomas Doe i ewentualni goście.
Szafka na potrzeby odgrywania komunikacji oraz krótkich i szybkich dramatów rodzinnych wynikających z fabuły.
Eve Doe, James Doe, Sheila Doe, Thomas Doe i ewentualni goście.
Szafka na potrzeby odgrywania komunikacji oraz krótkich i szybkich dramatów rodzinnych wynikających z fabuły.
I show not your face but your heart's desire
- Jakbyś miał na sobie kajdany to byś miał problem uciekać/b] - rzucił spokojnie, wywracając oczami na słowa brata. Wiedział, że dzieci to nie tylko wygląd...
- [b]Ty się tam nie odzywaj na temat dzieci. Gdzie moja bratanice i bratanki, co? - rzucił niezasoowlo, bo w końcu... On sam na ten moment miał słabe szanse na dzieci. W przeciwieństwie do Jamesa. Tylko chyba się za bardzo nie starał.
Słysząc jednak słowa Marcela, zaraz ruszył w jego stronę, zarzucając mu ramiona wokół jego szyi i uwieszając się na nim całym ciężarem ciała, nie przejmując się czy ten go utrzyma, czy też skończą na podłodze.
- Hau hau. A może Marcellius się już na mnie nie gniewa i chce trochę sam na sam czasu? - rzucił z szerokim uśmiechem. Oczywiście, że Thomas był ostatnią osobą, która obraziłaby się za porównanie do psa czy inne wytyki. - A może chcesz mnie poprosić o zepchnięcie Aurory ze schodów jak będziemy na spacerze, co? Słuchaj, da się załatwić jeśli to dziecko tak cię martwi...- rzucił jak gdyby nigdy nic.
Choć już po chwili zdjął ręce z blondyna, jeszcze na odchodne mierzwiąc mu włosy - tak jak zazwyczaj robił to Jamesowi.
- Jak będziesz miał problem z tą sprawą to mów. Nawet jeśli będziesz po prostu potrzebował się wygadać...
- [b]Ty się tam nie odzywaj na temat dzieci. Gdzie moja bratanice i bratanki, co? - rzucił niezasoowlo, bo w końcu... On sam na ten moment miał słabe szanse na dzieci. W przeciwieństwie do Jamesa. Tylko chyba się za bardzo nie starał.
Słysząc jednak słowa Marcela, zaraz ruszył w jego stronę, zarzucając mu ramiona wokół jego szyi i uwieszając się na nim całym ciężarem ciała, nie przejmując się czy ten go utrzyma, czy też skończą na podłodze.
- Hau hau. A może Marcellius się już na mnie nie gniewa i chce trochę sam na sam czasu? - rzucił z szerokim uśmiechem. Oczywiście, że Thomas był ostatnią osobą, która obraziłaby się za porównanie do psa czy inne wytyki. - A może chcesz mnie poprosić o zepchnięcie Aurory ze schodów jak będziemy na spacerze, co? Słuchaj, da się załatwić jeśli to dziecko tak cię martwi...- rzucił jak gdyby nigdy nic.
Choć już po chwili zdjął ręce z blondyna, jeszcze na odchodne mierzwiąc mu włosy - tak jak zazwyczaj robił to Jamesowi.
- Jak będziesz miał problem z tą sprawą to mów. Nawet jeśli będziesz po prostu potrzebował się wygadać...
W dupie, pomyślał.
— W drodze — odparł bratu zamiast tego, żeby się odczepił. Kiedy Leonora wyleciała spojrzał na niego krótko. Powinien się martwić? Coś było nie tak? Ta dziewczyna wpadła z Marcelem tak po prostu, od razu, a on? Nie powiedział nic więcej, nie zamierzał też niczego prostować i wyjaśniać. Złapał wzrok przyjaciela i skinął głową. Tak, powinien iść.— Przecież mnie nie pogryzie...— odpowiedział opacznie rozumiejąc przestrogę Marcela. Eve mogłaby, z pewnością na nią musiałby uważać, ale Sheila? — Musicie tu zostać, bo jak nie uda mi się jej niczego wyjaśnić to będziecie potrzebni.— Jeśli nie powstrzyma jej i jednak będzie upierała się nad jakąś głupotą. Mogłaby? Iść teraz do Jaydena? Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach, irytacja znowu wypełniła go od środka. Thomas zwalił się na Marcela, zerknął tylko na nich, po czym poszedł po kurtkę i buty i wyszedł.
| James zt
— W drodze — odparł bratu zamiast tego, żeby się odczepił. Kiedy Leonora wyleciała spojrzał na niego krótko. Powinien się martwić? Coś było nie tak? Ta dziewczyna wpadła z Marcelem tak po prostu, od razu, a on? Nie powiedział nic więcej, nie zamierzał też niczego prostować i wyjaśniać. Złapał wzrok przyjaciela i skinął głową. Tak, powinien iść.— Przecież mnie nie pogryzie...— odpowiedział opacznie rozumiejąc przestrogę Marcela. Eve mogłaby, z pewnością na nią musiałby uważać, ale Sheila? — Musicie tu zostać, bo jak nie uda mi się jej niczego wyjaśnić to będziecie potrzebni.— Jeśli nie powstrzyma jej i jednak będzie upierała się nad jakąś głupotą. Mogłaby? Iść teraz do Jaydena? Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach, irytacja znowu wypełniła go od środka. Thomas zwalił się na Marcela, zerknął tylko na nich, po czym poszedł po kurtkę i buty i wyszedł.
| James zt
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Thomas! Złaź ze mnie! - zawołał, niespodziewanie przygnieciony jego ciężarem, próbował zachować równowagę; przechylił się do przodu, balansując z nim na plecach. - Porąbało cię?! Nawet tak nie mów! - Jakie zrzucanie ze schodów? Ciężarnej kobiety? Czy on mówił poważnie? Nie mógł, nawet on nie był takim bałwanem. Ale to wyznanie sprawiło, że podwinęła mu się noga - i razem z Thomasem wylądował na podłodze, przygnieciony jego ciężarem. Zmierzwił mu włosy, zanim się odsunął, Marcel pokręcił głową, zjeżony jak kot, nie wstając z podłogi.
- Daj mi spokój, nie bawi mnie to - Tak, potrzebował się wygadać. Cholernie potrzebował. Ale nie w ten sposób, zderzając się ze ścianą i durnymi żartami.
Spojrzał na Jamesa z lekko uniesioną brwią, kiedy oznajmił, że bratanki są w drodze, Eve była przy nadziei? Z większą dezorientają przeniósł wzrok na Thomasa, zastanawiając się, czy rozumiał z tego więcej. Nie był pewien, czy rzeczywiście powinien być w trakcie rozmowy z Sheilą, ale nie potrafił odmówić Jamesowi, kiedy jego przyjaciel był w takim stanie.
- Będziemy czekać, Jimmy. Może wróci, kiedy cię nie będzie - Wzruszył lekko ramieniem, nie zbierając się z podłogi - wspierając się plecami o pobliską ścianę. Zreflektował się dopiero po chwili:
- Thomas, listy - zawołał, skinąwszy brodą na stół. - Zabierz to tam, gdzie było, zanim wrócą. Sheila nie może tego zobaczyć - Czy potrafił je ułożyć tak jak leżały?
- Daj mi spokój, nie bawi mnie to - Tak, potrzebował się wygadać. Cholernie potrzebował. Ale nie w ten sposób, zderzając się ze ścianą i durnymi żartami.
Spojrzał na Jamesa z lekko uniesioną brwią, kiedy oznajmił, że bratanki są w drodze, Eve była przy nadziei? Z większą dezorientają przeniósł wzrok na Thomasa, zastanawiając się, czy rozumiał z tego więcej. Nie był pewien, czy rzeczywiście powinien być w trakcie rozmowy z Sheilą, ale nie potrafił odmówić Jamesowi, kiedy jego przyjaciel był w takim stanie.
- Będziemy czekać, Jimmy. Może wróci, kiedy cię nie będzie - Wzruszył lekko ramieniem, nie zbierając się z podłogi - wspierając się plecami o pobliską ścianę. Zreflektował się dopiero po chwili:
- Thomas, listy - zawołał, skinąwszy brodą na stół. - Zabierz to tam, gdzie było, zanim wrócą. Sheila nie może tego zobaczyć - Czy potrafił je ułożyć tak jak leżały?
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
- W drodze? - powtórzył za bratem, a oczy zaświeciły mu się z podekscytowania. Będzie wujkiem! Będzie nareszcie wujkiem! Może i będzie musiał trochę mniej denerwować Eve, ale co tam...
Wywrócił oczami, kiedy Marcel rzucił, że go to nie bawi... No doprawdy....
Zaraz jednak podniósł się z chłopaka, przeciągając. Ruszył rzeczywiście w stronę listów, żeby odłożyć je na miejsce. I o dziwo... Nawet siedział całkiem cicho dopóki nie wyszedł James, i przez kilka pierwszych minut, kiedy zostali z Marcelem sami, a Tomek skupiał się na odkładaniu na miejsce rzeczy najmłodszej z Doe. Chociaż jeśli nie wyjdzie, zawsze mogli zrzucić to na to, że znów z Marcelem się pobili i trochę rzeczy rozrzucili.
- A tak poważnie... - odezwał się w pewnym momencie. - Potrzebujesz czegoś? W kwestii Aurory i dziecka? Jakiejś pomocy, jakiś pytań? Nie patrz tak na mnie. Wiesz, że wychowaliśmy się w taborze, tam zawsze ktoś był do pomocy nad dzieckiem... Tak jest zawsze łatwiej... Jak się czujesz? W sensie z tą myślą. No wiesz, że możesz być tatą - zapytał, kierując się na kanapę i rozsiadają, a już po chwili Dynia przyszedł po dzienną dawkę drapania za uchem.
Wywrócił oczami, kiedy Marcel rzucił, że go to nie bawi... No doprawdy....
Zaraz jednak podniósł się z chłopaka, przeciągając. Ruszył rzeczywiście w stronę listów, żeby odłożyć je na miejsce. I o dziwo... Nawet siedział całkiem cicho dopóki nie wyszedł James, i przez kilka pierwszych minut, kiedy zostali z Marcelem sami, a Tomek skupiał się na odkładaniu na miejsce rzeczy najmłodszej z Doe. Chociaż jeśli nie wyjdzie, zawsze mogli zrzucić to na to, że znów z Marcelem się pobili i trochę rzeczy rozrzucili.
- A tak poważnie... - odezwał się w pewnym momencie. - Potrzebujesz czegoś? W kwestii Aurory i dziecka? Jakiejś pomocy, jakiś pytań? Nie patrz tak na mnie. Wiesz, że wychowaliśmy się w taborze, tam zawsze ktoś był do pomocy nad dzieckiem... Tak jest zawsze łatwiej... Jak się czujesz? W sensie z tą myślą. No wiesz, że możesz być tatą - zapytał, kierując się na kanapę i rozsiadają, a już po chwili Dynia przyszedł po dzienną dawkę drapania za uchem.
Wciąż siedział na podłodze - oparty o ścianę wpatrując się w zamknięte za Jamesem drzwi, w milczeniu ignorując Thomasa rozkładającego listy Sheili. Pokręcił głową.
- Naprawdę pytasz mnie, jak się czuję? Thomas, ja jej nawet nie znam! Spotkaliśmy się tylko raz, kiedy nawet nie byłem sobą. - Była piękna i chyba miała dobre serce, ale to tylko wspomnienia tamtej nocy. Na ile rzeczywiste? Nie wiedział. - Nie mam ich jak utrzymać. Nie mam ich gdzie utrzymać - W cyrkowym wagonie? Chciałaby tak mieszkać? - Potrzebuję kasy - rzucił w końcu, przenosząc wzrok na Thomasa ze zrezygnowaniem. Z drobnych zleceń nie uzbiera dużo. Ale jeden większy dom do obrabowania...
- Naprawdę pytasz mnie, jak się czuję? Thomas, ja jej nawet nie znam! Spotkaliśmy się tylko raz, kiedy nawet nie byłem sobą. - Była piękna i chyba miała dobre serce, ale to tylko wspomnienia tamtej nocy. Na ile rzeczywiste? Nie wiedział. - Nie mam ich jak utrzymać. Nie mam ich gdzie utrzymać - W cyrkowym wagonie? Chciałaby tak mieszkać? - Potrzebuję kasy - rzucił w końcu, przenosząc wzrok na Thomasa ze zrezygnowaniem. Z drobnych zleceń nie uzbiera dużo. Ale jeden większy dom do obrabowania...
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
- Jest miła, to na pewno. Gryfonka, chyba nie miałeś okazji spotkać jej w szkole... Ah, no i jej zupa dyniowa jest całkiem smaczna. Wrzosowisko jest całkiem duże... No i mają pełną spiżarnię... To może niewiele, ale jej rodzice na pewno chcieliby cię poznać. A z Doliny do Londynu nie ma tak daleko... - powiedział, zerkając na blondyna. Cóż, jeśli potrzebował jakiejś pomocy to mógł ich zawsze prosić. Nawet jeśli nie mieli dużo...
No i jeśli znów będzie wracał do domu z pracy bez pieniędzy, oczywiście że Sheila się zorientuje.
- Na mieszkanie? Czy generalne utrzymanie? Na razie statki jeszcze zimują, ale w razie... Jeśli występy masz głównie wieczorem to można w ciągu dnia spróbować pomagać w porcie, mógłbym ci oddawać wtedy część moich zarobków, mogłoby ci to pomóc, chociaż to wciąż niewiele, ale zawsze coś - zaproponował spokojnie. Cóż, z jednej strony zawsze pozostawała jeszcze bardziej nielegalna działalność... Ale Thomas już się nauczył, że lepiej nie było być aż tak zachłannym i lepiej zbierać po trochu.
No i jeśli znów będzie wracał do domu z pracy bez pieniędzy, oczywiście że Sheila się zorientuje.
- Na mieszkanie? Czy generalne utrzymanie? Na razie statki jeszcze zimują, ale w razie... Jeśli występy masz głównie wieczorem to można w ciągu dnia spróbować pomagać w porcie, mógłbym ci oddawać wtedy część moich zarobków, mogłoby ci to pomóc, chociaż to wciąż niewiele, ale zawsze coś - zaproponował spokojnie. Cóż, z jednej strony zawsze pozostawała jeszcze bardziej nielegalna działalność... Ale Thomas już się nauczył, że lepiej nie było być aż tak zachłannym i lepiej zbierać po trochu.
- Jasne, że jest miła, ale Thomas, ile ona jest ode mnie starsza? Myślisz, że jej rodzina powita mnie z otwartymi ramionami - cyrkowca, bez kasy... - o tyle młodszego? Westchnął. - Te zaklęcia blokujące teleportację odcinają Londyn od każdego miejsca w kraju - wzdrygnął się z niesmakiem. Opis domu Aurory wcale nie zachęcał go do żeniaczki. Chciał się zakochać. Prawdziwie, całym sobą. Aurory nie kochał.
- Na wszystko - Ledwie starczało mu tygodniówki na własne potrzeby. - Chyba żartujesz, występuję wieczorami, ale ćwiczę całymi dniami. Znajdę może godzinę, najwyżej dwie. Wziąłem dodatkowe zlecenia na jarmarku, ludzie tam rzucają trochę napiwków, ale do marca się wszystko stamtąd zwinie. - Sięgnął dłońmi skroni, wplatając je we włosy, oparł łokcie o kolana. - Jakich twoich zarobków? Masz pracę? - Podniósł ku niemu wzrok. Pokręcił głową, nie mógł im nic zabrać. Też tego potrzebowali, pamiętał słowa Sheili. - Potrzebuję jej na już - stwierdził bez przekonania, wbijając w niego spojrzenie. Wiedział przecież, co to znaczyło. Wiedział, że był tylko jeden sposób.
- Na wszystko - Ledwie starczało mu tygodniówki na własne potrzeby. - Chyba żartujesz, występuję wieczorami, ale ćwiczę całymi dniami. Znajdę może godzinę, najwyżej dwie. Wziąłem dodatkowe zlecenia na jarmarku, ludzie tam rzucają trochę napiwków, ale do marca się wszystko stamtąd zwinie. - Sięgnął dłońmi skroni, wplatając je we włosy, oparł łokcie o kolana. - Jakich twoich zarobków? Masz pracę? - Podniósł ku niemu wzrok. Pokręcił głową, nie mógł im nic zabrać. Też tego potrzebowali, pamiętał słowa Sheili. - Potrzebuję jej na już - stwierdził bez przekonania, wbijając w niego spojrzenie. Wiedział przecież, co to znaczyło. Wiedział, że był tylko jeden sposób.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
- Byli w lekkim szoku... Ale wydawali się być... Hmmm... Bardziej niż mniej nastawieni pozytywnie? - rzucił, wzruszając ramionami. W końcu mu wspominał o tym, prawda? Że był wtedy w domu Sproutów, kiedy wysłali list z Aurorą. - I tak ich musisz poznać, prawda? Jeśli chcesz się żenić z nią, niezależnie z jakich pobudek.
Zaraz się spiął jednak słysząc ostatnie słowa kolegi. Zmarszczył brwi, wbijając w niego spojrzenie. Podniósł się z kanapy, ruszając do niego i zaraz kładąc mu na głowie Dynię, który zaczął bawić się jego blond włosami.
- Mam ci to wybić z głowy siłą? - rzucił spokojnie, chociaż wręcz się w nim gotowało na samą myśl, że ktoś taki jak Marcel wiedząc dokładnie co wydarzyło się z taborem dwa lata temu, ktoś kto był w stanie wypominać mu to wszystko, teraz sam mówił to co on te kilka lat temu. - Ile potrzebujesz? Nie wiem jak, ale ci pomogę, coś wymyślę. Jak minie zima, będzie więcej opcji do pracy... Najwyżej zaciągnę się znów do stoczni, coś wymyślę. Jeśli Eve jest przy nadzieji, tak czy siak my też musimy zacząć oszczędzać. Mamy trochę czasu. Nie potrzebujesz tej kasy na już, Marcel. I mam... Darmowy staż. Ale może uda mi się po nim dostać posadę jak się bardziej przyłożę - powiedział, wpatrując się w niego z góry.
Nawet o tym nie myśl, idioto.
- Wiesz o co poszło? Wtedy, kiedy ci ludzie przyszli. James ci mówił, prawda? Też mówiłem, że potrzebujemy tych pieniędzy na już. Nawet o tym nie myśl, Marcel.
Zaraz się spiął jednak słysząc ostatnie słowa kolegi. Zmarszczył brwi, wbijając w niego spojrzenie. Podniósł się z kanapy, ruszając do niego i zaraz kładąc mu na głowie Dynię, który zaczął bawić się jego blond włosami.
- Mam ci to wybić z głowy siłą? - rzucił spokojnie, chociaż wręcz się w nim gotowało na samą myśl, że ktoś taki jak Marcel wiedząc dokładnie co wydarzyło się z taborem dwa lata temu, ktoś kto był w stanie wypominać mu to wszystko, teraz sam mówił to co on te kilka lat temu. - Ile potrzebujesz? Nie wiem jak, ale ci pomogę, coś wymyślę. Jak minie zima, będzie więcej opcji do pracy... Najwyżej zaciągnę się znów do stoczni, coś wymyślę. Jeśli Eve jest przy nadzieji, tak czy siak my też musimy zacząć oszczędzać. Mamy trochę czasu. Nie potrzebujesz tej kasy na już, Marcel. I mam... Darmowy staż. Ale może uda mi się po nim dostać posadę jak się bardziej przyłożę - powiedział, wpatrując się w niego z góry.
Nawet o tym nie myśl, idioto.
- Wiesz o co poszło? Wtedy, kiedy ci ludzie przyszli. James ci mówił, prawda? Też mówiłem, że potrzebujemy tych pieniędzy na już. Nawet o tym nie myśl, Marcel.
- Co? - Jego oczy rozszerzyły się jak dwa spodki, dopiero teraz to do niego dotarło. - O czym ty mówisz? Jej rodzice wiedzą? Miała nikomu nie mówić. Myślałem, że... że nie dowiedzą się, póki... - Póki dziecko się nie urodzi, przecież i tak by się domyślili. Nie chciał. Nie chciał ich poznawać, odpowiadać na ich pytania: o to, jak się poznali, jak dług się znają, co robi i jakie ma perspektywy. Żaden ojciec nie chciał takiego męża dla swojej córki. Żachnął się z niezadowoleniem, ściągając kota z głowy; trzymał go na rękach, od niechcenia drażniąc się z nim ręką, na którą zaczął polować.
- Nie wiem ile. Ile kosztuje mieszkanie? - Nie miał pojęcia. Za dużo. - Darmowy staż? Ty? Dla kogo robisz? Nie, zapomnij - James miał zostać ojcem. - Potrzebujecie tego bardziej. Ale... ale dzięki. Naprawdę to... doceniam. - Wciąż mieszkała z nimi też Sheila. Musiał sobie poradzić, jakoś. Sam. Parę zleceń, nic wielkiego, w jedną noc łup może być większy niż za cały miesiąc uczciwej pracy. Jeśli dobrze się trafi. Ale czy naprawdę tego chciał? A czy miał wybór? Spojrzał na niego, w milczeniu, z powagą, kiedy wyznał prawdę o taborze. Sam już nie wiedział. Niezadowolony grymas przemknął przez jego twarz. Może i miał rację. Sam już nie wiedział. Miał w głowię mętlik.
- To co innego - westchnął, przecież musiał zająć się jakoś tym dzieckiem - i tak spieprzył mu życie. - Thomas, możesz nikomu nie mówić? Proszę - Darować sobie głupie żarty przy innych, tylko o tyle go prosił.
- Nie wiem ile. Ile kosztuje mieszkanie? - Nie miał pojęcia. Za dużo. - Darmowy staż? Ty? Dla kogo robisz? Nie, zapomnij - James miał zostać ojcem. - Potrzebujecie tego bardziej. Ale... ale dzięki. Naprawdę to... doceniam. - Wciąż mieszkała z nimi też Sheila. Musiał sobie poradzić, jakoś. Sam. Parę zleceń, nic wielkiego, w jedną noc łup może być większy niż za cały miesiąc uczciwej pracy. Jeśli dobrze się trafi. Ale czy naprawdę tego chciał? A czy miał wybór? Spojrzał na niego, w milczeniu, z powagą, kiedy wyznał prawdę o taborze. Sam już nie wiedział. Niezadowolony grymas przemknął przez jego twarz. Może i miał rację. Sam już nie wiedział. Miał w głowię mętlik.
- To co innego - westchnął, przecież musiał zająć się jakoś tym dzieckiem - i tak spieprzył mu życie. - Thomas, możesz nikomu nie mówić? Proszę - Darować sobie głupie żarty przy innych, tylko o tyle go prosił.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
- En... No... Trochę tak? Jakby... Trochę o tobie opowiedziałem jak byłem u nich... No i jak dostali ten wasz cały list o tym, że chcecie się pobrać... - co jak co, ale Thomas zawsze się cieszył takimi rzeczami. Nic dziwnego, że on jako pierwsza osoba bez żadnych pytań zaczął zachwalać kolegę przed jego potencjalnymi teściami. Bez pytań, bez podważania, bez zastanowienia się czy to nie było zbyt dziwne.
- Nieważne dla kogo, jak zacznę zarabiać to się pochwalę- rzucił, wzruszając ramionami, bo póki co nie miał co liczyć na złamanego grosza... Chociaż ze swojej pracy był zadowolony podobnie jak z ulotek.
Zaraz kucnął naprzeciwko chłopaka.
- Nie powiem, ale zapomnij o tym, jasne? Drobna kradzież... To co innego. Ale nie idź na nic wielkiego. Tacy ludzie... Co zrobisz, kiedy przyjdą po ciebie? Kiedy spalą arenę, zrobią coś Carringtonom, Finnie... - rzucił cicho, naprawdę zmartwiony. Wiedział doskonale, że tacy ludzie to robili dla własnej przyjemności i przez skrzywdzoną dumę, a nie dlatego że realnie uszczerbek na kieszeni ich zabolał. - Tamci wtedy szukali zemsty i rozrywki. Zrobilo to, bo mogli... Zastanów się nad tym kilka razy. Nikt nie zaprotestował przed spaleniem taboru... Kto w Londynie się wyrwie do obrony cyrku? - dodał, zaraz już siadając na podłodze nieopodal.
- Jak się dowiem, że zrobiłeś coś głupiego to powiem Jamesowi. I poszczuję cię Sheilą, jasne?
- Nieważne dla kogo, jak zacznę zarabiać to się pochwalę- rzucił, wzruszając ramionami, bo póki co nie miał co liczyć na złamanego grosza... Chociaż ze swojej pracy był zadowolony podobnie jak z ulotek.
Zaraz kucnął naprzeciwko chłopaka.
- Nie powiem, ale zapomnij o tym, jasne? Drobna kradzież... To co innego. Ale nie idź na nic wielkiego. Tacy ludzie... Co zrobisz, kiedy przyjdą po ciebie? Kiedy spalą arenę, zrobią coś Carringtonom, Finnie... - rzucił cicho, naprawdę zmartwiony. Wiedział doskonale, że tacy ludzie to robili dla własnej przyjemności i przez skrzywdzoną dumę, a nie dlatego że realnie uszczerbek na kieszeni ich zabolał. - Tamci wtedy szukali zemsty i rozrywki. Zrobilo to, bo mogli... Zastanów się nad tym kilka razy. Nikt nie zaprotestował przed spaleniem taboru... Kto w Londynie się wyrwie do obrony cyrku? - dodał, zaraz już siadając na podłodze nieopodal.
- Jak się dowiem, że zrobiłeś coś głupiego to powiem Jamesowi. I poszczuję cię Sheilą, jasne?
- ... co zrobiłeś? - Ten list to była pomyłka, nieśmieszny żart, zatruty umysł, cholerne zaczarowane ciastko. Nic, co potoczyło się dalej, nie miało tak wyglądać. Ściągnął brew. - Thomas, prawisz mi kazania, a sam się władowałeś w coś dziwnego? Co to jest za staż? - Nie wierzył, że Thomasowi uda się znaleźć uczciwą pracę. Spojrzał na niego, z powagą, w milczeniu, kiedy przestrzegł go przed poważnymi kłopotami. Zastanawiał się, jak mocno już ich w to wciągnął: miał list od samego Harolda Longbottoma. Mogliby za to skrzywdzić ludzi, którzy dali mu nazwisko? Finnie? Pokręcił głową, uciekając spojrzeniem.
- Nikt - odpowiedział bez zastanowienia, przecież wiedział. Nie podniósł wzroku, kiedy wspomniał o Sheili. - Jej też nie mów, Thomas - poprosił, już widząc zawód, zniesmaczenie w jej oczach. Zawiódł samego siebie, a co dopiero ją. Wstydził się tego. - Ta Kersin - podjął, ledwie kojarząc fakty. - To ta dziewczyna, z którą cię wtedy spotkaliśmy?
- Nikt - odpowiedział bez zastanowienia, przecież wiedział. Nie podniósł wzroku, kiedy wspomniał o Sheili. - Jej też nie mów, Thomas - poprosił, już widząc zawód, zniesmaczenie w jej oczach. Zawiódł samego siebie, a co dopiero ją. Wstydził się tego. - Ta Kersin - podjął, ledwie kojarząc fakty. - To ta dziewczyna, z którą cię wtedy spotkaliśmy?
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
- Zachwalałem cię. Mówiłem, że się dobrze Aurorą zaopiekujesz, że jesteś świetnym artystą. Nie skłamałem przecież - stwierdził, wzruszając ramionami, a na kolejne pytanie machnął jedynie ręką. Nie musiał wiedzieć przecież. Zresztą, z Jamesem i tak ledwo czytali, nie żeby Tomek sam dużo czytał do zeszłego miesiąca...
- Steff mi pomógł, to nic podejrzanego. Zwykła, legalna praca - zapewnił go, zaraz wyciągając się, żeby sięgnąć na stolik pod jedno z pudełek. Raczej wątpił, żeby ten dał mu spokój, więc po prostu rzucił w niego ostatnim wydaniem Czarownicy, które zwędził od Steffka. W końcu jego samego nie byłoby stać, żeby je kupić, a nie chciał bezpośrednio prosić o nie w redakcji.
- Jeśli się w coś władujesz to jej powiem. Jeśli nie, będę milczał - zapewnił, a na pytanie o Kerstin lekko się uśmiechnął, kiwając głową.
- Tak. Mam się z nią spotkać teraz szóstego w Dolinie... Tam wtedy to był jej brat, trochę... Nam przerwał rozmowę.
- Steff mi pomógł, to nic podejrzanego. Zwykła, legalna praca - zapewnił go, zaraz wyciągając się, żeby sięgnąć na stolik pod jedno z pudełek. Raczej wątpił, żeby ten dał mu spokój, więc po prostu rzucił w niego ostatnim wydaniem Czarownicy, które zwędził od Steffka. W końcu jego samego nie byłoby stać, żeby je kupić, a nie chciał bezpośrednio prosić o nie w redakcji.
- Jeśli się w coś władujesz to jej powiem. Jeśli nie, będę milczał - zapewnił, a na pytanie o Kerstin lekko się uśmiechnął, kiwając głową.
- Tak. Mam się z nią spotkać teraz szóstego w Dolinie... Tam wtedy to był jej brat, trochę... Nam przerwał rozmowę.
Thomas i Marcel mogli dosłyszeć kroki na klatce schodowej, zbliżające się do mieszkania — stawiane spokojnie, co zwiastowało, że sprawa pomiędzy Sheilą a Jamesem mogła się zakończyć w miarę łagodnie, jak i fakt, że słychać było więcej, niż jedną parę nóg mógł dać znać, że wracali razem. Nie było to błędne rozumowanie i drzwi ostrożnie pochyliły się, aby po chwili do środka wślizgnęła się Sheila. Stanęła ostrożnie w progu, nie spodziewając się Marcela i drugiego z braci w gotowości, zwłaszcza, że chociaż łzy już wyschły a jej oddech był spokojniejszy, wciąż było widać, że płakała.
- Tommy…Marci…- posłała im niepewne uśmiechy, ostrożnie kucając, kiedy tylko Mars podszedł do niej, ogonem machając i trącając jej dłoń w ramach powitania. Schowała twarz w jego sierści, głaszcząc go mocno, tak, jakby bała się, że James nakaże oddać jej psa na już teraz. Jakby to miało być jej jedyne i ostatnie pożegnanie z psem, nierozumiejącym sytuacji i garnącym się do pieszczot.
- Jedliście coś? – pociągnęła jeszcze nosem, patrząc to na jednego to na drugiego. Wątpiła, aby Tommy ugościł Marcela jak należy.
- Tommy…Marci…- posłała im niepewne uśmiechy, ostrożnie kucając, kiedy tylko Mars podszedł do niej, ogonem machając i trącając jej dłoń w ramach powitania. Schowała twarz w jego sierści, głaszcząc go mocno, tak, jakby bała się, że James nakaże oddać jej psa na już teraz. Jakby to miało być jej jedyne i ostatnie pożegnanie z psem, nierozumiejącym sytuacji i garnącym się do pieszczot.
- Jedliście coś? – pociągnęła jeszcze nosem, patrząc to na jednego to na drugiego. Wątpiła, aby Tommy ugościł Marcela jak należy.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Wspiął się po schodach zaraz ze Sheilą, nie odzywając się właściwie całą drogę. Złość już opadła, zastąpiły ją wyrzuty sumienia. Głównie dlatego nie chciał jej patrzeć w oczy, ani nawet na nią — małą, bezbronną i zapłakaną. Nie powinien był podnosić głosu. Może nie powinien w ogóle nic mówić, zamiast tego od razu skierować się do profesora.
Wszedł do środka i zamknął drzwi, ze sobą wprowadzając grobową atmosferę. Spojrzał na chłopaków, zdjął buty i ruszył od razu w stronę kanapy.
—Jaką rozmowę? — spytał, chwytając się ostatnich usłyszanych słów brata, spoglądając najpierw na niego, a potem na Marcela, jak gdyby nigdy nic.
Wszedł do środka i zamknął drzwi, ze sobą wprowadzając grobową atmosferę. Spojrzał na chłopaków, zdjął buty i ruszył od razu w stronę kanapy.
—Jaką rozmowę? — spytał, chwytając się ostatnich usłyszanych słów brata, spoglądając najpierw na niego, a potem na Marcela, jak gdyby nigdy nic.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Ściągnął brew i zamknął oczy z niedowierzaniem, Thomas chciał dobrze, ale nie uśmiechało mu się być na językach rodziców Aurory - jeszcze nie teraz. Była przecież szansa, mała szansa, że to wszystko było tylko jednym wielkim tragicznym koszmarem. Złapal egzemplarz gazety, który rzucil mu Thomas, przeglądając z jeszcze większym niedowierzaniem kolejne strony magazynu.
- Ty mówisz poważnie? Babskie pismo? Poszedłeś na staż do pisma dla bab? I to za darmo? Co ma z tym wspólnego Steffen? - Cattermole nigdy nie pochwalił się przed nim tym zainteresowaniem. - Sheila się martwi o pieniądze, a ty zająłeś się pisaniem plotek za darmo? Thomas, przestań się wydurniać i znajdź sobie normalną robotę. Jakie buty będą modne w tym sezonie? - zagaił ze zrezygnowaniem, przeglądając pismo dalej - z nietęgą miną. Ale wtedy usłyszał kroki.
- Są razem - stwierdził, nie pytał, wyraźnie słysząc kroki dwóch czarodziejów. - Sheila - powitał ją, bez przekonania. Wyglądała na smutną. Przeniósł wzrok na Jamesa, spodziewając się wyczytać coś z jego twarzy, po czym pokręcił głową. - Przed chwilą, jak wychodziłem - skłamał, wcześniej nie miał oporów, ale odkąd uświadomiła go w liście, jak ciężką mieli sytuację - unikał objadania ich. James pytał o rozmowę, przeniósł wzrok na Thomasa, nie wypuszczając z rąk wydania Czarownicy.
- Ty mówisz poważnie? Babskie pismo? Poszedłeś na staż do pisma dla bab? I to za darmo? Co ma z tym wspólnego Steffen? - Cattermole nigdy nie pochwalił się przed nim tym zainteresowaniem. - Sheila się martwi o pieniądze, a ty zająłeś się pisaniem plotek za darmo? Thomas, przestań się wydurniać i znajdź sobie normalną robotę. Jakie buty będą modne w tym sezonie? - zagaił ze zrezygnowaniem, przeglądając pismo dalej - z nietęgą miną. Ale wtedy usłyszał kroki.
- Są razem - stwierdził, nie pytał, wyraźnie słysząc kroki dwóch czarodziejów. - Sheila - powitał ją, bez przekonania. Wyglądała na smutną. Przeniósł wzrok na Jamesa, spodziewając się wyczytać coś z jego twarzy, po czym pokręcił głową. - Przed chwilą, jak wychodziłem - skłamał, wcześniej nie miał oporów, ale odkąd uświadomiła go w liście, jak ciężką mieli sytuację - unikał objadania ich. James pytał o rozmowę, przeniósł wzrok na Thomasa, nie wypuszczając z rąk wydania Czarownicy.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
1958 | Rodzina Doe
Szybka odpowiedź