1958 | Rodzina Doe
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Rodzinne ognisko Doe
Cyganie 1958
Eve Doe, James Doe, Sheila Doe, Thomas Doe i ewentualni goście.
Szafka na potrzeby odgrywania komunikacji oraz krótkich i szybkich dramatów rodzinnych wynikających z fabuły.
Eve Doe, James Doe, Sheila Doe, Thomas Doe i ewentualni goście.
Szafka na potrzeby odgrywania komunikacji oraz krótkich i szybkich dramatów rodzinnych wynikających z fabuły.
I show not your face but your heart's desire
- Pracuję dorywczo też, jutro idę pomagać przy budowie jakiegoś muru. Jest wojna, i zima. Nie ma tak łatwo znaleźć stałej roboty. Nie jestem blond księżniczką, na którą każdy spojrzy przychylnie - powiedział, wywracając oczy, bo w końcu łatwo było mówić o szukaniu pracy komuś, kogo w większości miejsc by nie wyrzucono na bruk za sam wygląd. A przecież ani Tonek, ani James nie byli aż tak bardzo charakterystyczni jakby oczekiwało się tego po romskim pochodzeniu.
Kiwnął jednak głową na słowa kolegi, słysząc kroki Sheili i Jamesa. Czyli chyba było w porządku...
Zaraz jednak, kiedy jego rodzeństwo weszło do mieszkania, złapał za magazyn chcąc go wyrwać z rąk przyjaciela i rzucić gdzieś w kąt. Tak, żeby jemu nie wpadło coś durnego do głowy z nim.
- Kerstin. Dziewczyna z Doliny, Sheila ją zna jak pamiętam? Co myślisz o niej? Byłaby właściwą kandydatką na żonę? - skierował się do siostry z uśmiechem, wiedząc że ten temat bardziej zainteresuje Jamesa niż potencjalna praca w magazynie. Zaraz jednak też podszedł do młodszej siostry, widząc jak ta się wtula w psa i kucnął przy niej, układając jej dłoń na głowie i gładząc.
- Hej, hej, wszystko w porządku? - zapytał łagodnie, zerkając zaraz podejrzliwie na Jamesa. Jak mocno się pokłócili?
Kiwnął jednak głową na słowa kolegi, słysząc kroki Sheili i Jamesa. Czyli chyba było w porządku...
Zaraz jednak, kiedy jego rodzeństwo weszło do mieszkania, złapał za magazyn chcąc go wyrwać z rąk przyjaciela i rzucić gdzieś w kąt. Tak, żeby jemu nie wpadło coś durnego do głowy z nim.
- Kerstin. Dziewczyna z Doliny, Sheila ją zna jak pamiętam? Co myślisz o niej? Byłaby właściwą kandydatką na żonę? - skierował się do siostry z uśmiechem, wiedząc że ten temat bardziej zainteresuje Jamesa niż potencjalna praca w magazynie. Zaraz jednak też podszedł do młodszej siostry, widząc jak ta się wtula w psa i kucnął przy niej, układając jej dłoń na głowie i gładząc.
- Hej, hej, wszystko w porządku? - zapytał łagodnie, zerkając zaraz podejrzliwie na Jamesa. Jak mocno się pokłócili?
Raz po raz zerkała na Jamesa, mając nadzieję, że ten obdarzy ją spojrzeniem, a zaraz potem uśmiechem – jak zawsze, kiedy mignęła mu na horyzoncie. Tym razem jednak jej brat starannie unikał spoglądania w jej kierunku. Nie, żeby to ją dziwiło, aczkolwiek wyczuwała lekki dyskomfort, tak jakby w jego zachowaniu wciąż wyłuskiwała złość na nią.
Przygryzła lekko wargi na to beznamiętne powitanie Marcela. Czy on też się złościł? Wolałaby, żeby nie było to prawda, ale jeśli…skuliła się jeszcze bardziej, twarz chowając już za włosami i skupiając się na psie, tak jakby miała się za nim schować. Jakby jeszcze urósł to by pewnie mogła.
- Nie wiem, nie znam jej tak bardzo. Rozmawiałam z nią ledwie parę razy, podpowiedziała mi nieco odnośnie szycia…ciężko mi w ogóle powiedzieć cokolwiek, a już na temat tego, jaką byłaby żoną… - westchnęła cicho. Cóż, Kerstin wyglądała na miłą, ale co miała powiedzieć po tych ograniczonych spotkaniach?
Dopiero kiedy Thomas znalazł się obok niej, wypuściła Marsa z objęć. Długi czas nie odpowiadała na zdane jej pytanie, po prostu przytulając się do starszego z Doe, dopiero po chwili spoglądając nad jego ramieniem na resztę.
- James...ja...Marcel...przepraszam... - Nie umiała składnie złożyć swoich uczuć i myśli w słowa, czując, że najchętniej położyłaby się i zasnęła.
Przygryzła lekko wargi na to beznamiętne powitanie Marcela. Czy on też się złościł? Wolałaby, żeby nie było to prawda, ale jeśli…skuliła się jeszcze bardziej, twarz chowając już za włosami i skupiając się na psie, tak jakby miała się za nim schować. Jakby jeszcze urósł to by pewnie mogła.
- Nie wiem, nie znam jej tak bardzo. Rozmawiałam z nią ledwie parę razy, podpowiedziała mi nieco odnośnie szycia…ciężko mi w ogóle powiedzieć cokolwiek, a już na temat tego, jaką byłaby żoną… - westchnęła cicho. Cóż, Kerstin wyglądała na miłą, ale co miała powiedzieć po tych ograniczonych spotkaniach?
Dopiero kiedy Thomas znalazł się obok niej, wypuściła Marsa z objęć. Długi czas nie odpowiadała na zdane jej pytanie, po prostu przytulając się do starszego z Doe, dopiero po chwili spoglądając nad jego ramieniem na resztę.
- James...ja...Marcel...przepraszam... - Nie umiała składnie złożyć swoich uczuć i myśli w słowa, czując, że najchętniej położyłaby się i zasnęła.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Kiedy poczuł na sobie spojrzenie przyjaciela, zerkał na niego z rezygnacją, a potem westchnął ledwie powstrzymawszy się przed przewróceniem oczami. Nie poszło wcale dobrze. Choć chyba osiągnął, co chciał, nie czuł się usatysfakcjonowany.
— Żenisz się? Już? Nawet jej nie znamy — mruknął oburzony, spoglądając na brata. Może i to była jego kandydatka, ale nie mógł jej wprowadzić do rodziny od tak. Zerknął na Marcela, jakby oczekiwał poparcia, a potem na Sheilę, bo wyglądało na to, że ją znała. Kiedy jednak Sheila wtuliła się w Thomasa osunął się niżej na sofie i splótł ręce na piersi.
— Nie... — przepraszaj. Spojrzał na nią niechętne. Nie cierpiał, gdy płakała. — Nic nie zrobiłaś. To on.
— Żenisz się? Już? Nawet jej nie znamy — mruknął oburzony, spoglądając na brata. Może i to była jego kandydatka, ale nie mógł jej wprowadzić do rodziny od tak. Zerknął na Marcela, jakby oczekiwał poparcia, a potem na Sheilę, bo wyglądało na to, że ją znała. Kiedy jednak Sheila wtuliła się w Thomasa osunął się niżej na sofie i splótł ręce na piersi.
— Nie... — przepraszaj. Spojrzał na nią niechętne. Nie cierpiał, gdy płakała. — Nic nie zrobiłaś. To on.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Nie był blond księżniczką. Nie odpowiedział, przecież nie było mu wcale dużo łatwiej - zresztą, był pewien, że on nie dostałby nawet darmowego stażu w żadnym wydawnictwie. Nie zasłaniał się pochodzeniem z wygody? Nie zdążył jednak o to zapytać, kiedy w drzwiach stanęli James z Sheilą, nawet nie zorientował się, kiedy Thomas wyrwał mu z rąk gazetę - nawet nie protestował. Może rzeczywiście nie powinni o tym rozmawiać przy ich młodszej siostrze, a zwłaszcza nie teraz.
Uniósł brew nieznacznie wyżej, kiedy zaczęli rozmawiać o hipotetycznym ślubie Thomasa z dziewczyną, z którą raz rozmawiał.
- Zgodziła się w ogóle na drugie spotkanie? - zapytał bez przekonania, chcąc sprowadzić go na ziemię. Ważniejsze było jednak spojrzenie, które dostrzegł u Jamesa. Nie poszło dobrze. Nie było dobrze. Sheila też nie wyglądała dobrze, mógł im jakoś pomóc? Wtulona w Thomasa wydawała się zwyczajnie smutna, ale wypowiedziane przez nią przeprosiny przelały szalę goryczy; przepraszała jego? Za co? Poczuł się zagubiony, znacznie prościej było rozmawiać, kiedy jej tutaj nie było. Przy niej - nie wiedział, na ile mógł sobie pozwolić. Merlinie, rozmawiali przecież o człowieku, który próbował ją wykorzystać. Skrzywdzić. Nic nie powiedział nic. Wydawała się wyczerpana, ale była już bezpieczna. Przede wszystkim powinna chyba odpocząć. - Pójdę już - oznajmił, wstając. Odnalazł spojrzenie Jamesa, porozumiewawczo. Wiedział, że mógł z nim porozmawiać o wszystkim. - Dzięki. Trzymajcie się - pożegnał się, obrzucając spojrzeniem wpierw braci, na końcu przemógłszy się, by spojrzeć też na Sheilę - po czym opuścił ich mieszkanie.
zt dla marcelego
Uniósł brew nieznacznie wyżej, kiedy zaczęli rozmawiać o hipotetycznym ślubie Thomasa z dziewczyną, z którą raz rozmawiał.
- Zgodziła się w ogóle na drugie spotkanie? - zapytał bez przekonania, chcąc sprowadzić go na ziemię. Ważniejsze było jednak spojrzenie, które dostrzegł u Jamesa. Nie poszło dobrze. Nie było dobrze. Sheila też nie wyglądała dobrze, mógł im jakoś pomóc? Wtulona w Thomasa wydawała się zwyczajnie smutna, ale wypowiedziane przez nią przeprosiny przelały szalę goryczy; przepraszała jego? Za co? Poczuł się zagubiony, znacznie prościej było rozmawiać, kiedy jej tutaj nie było. Przy niej - nie wiedział, na ile mógł sobie pozwolić. Merlinie, rozmawiali przecież o człowieku, który próbował ją wykorzystać. Skrzywdzić. Nic nie powiedział nic. Wydawała się wyczerpana, ale była już bezpieczna. Przede wszystkim powinna chyba odpocząć. - Pójdę już - oznajmił, wstając. Odnalazł spojrzenie Jamesa, porozumiewawczo. Wiedział, że mógł z nim porozmawiać o wszystkim. - Dzięki. Trzymajcie się - pożegnał się, obrzucając spojrzeniem wpierw braci, na końcu przemógłszy się, by spojrzeć też na Sheilę - po czym opuścił ich mieszkanie.
zt dla marcelego
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
- Zgodziła się - odpowiedział Marcelowi, wywracając oczami. No naprawdę… Był wciąż jeszcze pijany podczas nowego roku?
- I niekoniecznie od razu żenię, ale… może? Przyprowadzę ją pewnie… - powiedział spokojnie, starając się nieco… odciągnąć uwagę od i tak już napiętej atmosfery. Zerknął za Marcelem, który wychodził, kiwając na niego jedynie głową.
Ale kiedy Sheila się do niego przytuliła, objął ją mocniej - tym bardziej słysząc jej przeprosiny.
- Hej, Paprotko… Nie przepraszaj. Nie zawiniłaś niczym. Martwimy się o ciebie po prostu, tak? Chcemy, żebyś była bezpieczna - zapewnił ją łagodnie, głaszcząc ją delikatnie po głowie. Chociaż po słowach Jamesa w pierwszej chwili chciał zaprotestować w odruchu - powiedzieć, ze przecież niczego tym razem nie zrobił. Chociaż zorientował się, że brat miał na myśli Jaydena, a nie jego…
- Jimmy ma rację. To on powinien przepraszać. Chodź, może się położysz? Odpoczniesz…? - zaproponował siostrze, podnosząc się razem z nią z podłogi, żeby móc zaprowadzić do mniejszego pokoju. Potrzebowała odpocząć, przytulić się nieco do Marsa - po prostu chwili dla siebie.
- I niekoniecznie od razu żenię, ale… może? Przyprowadzę ją pewnie… - powiedział spokojnie, starając się nieco… odciągnąć uwagę od i tak już napiętej atmosfery. Zerknął za Marcelem, który wychodził, kiwając na niego jedynie głową.
Ale kiedy Sheila się do niego przytuliła, objął ją mocniej - tym bardziej słysząc jej przeprosiny.
- Hej, Paprotko… Nie przepraszaj. Nie zawiniłaś niczym. Martwimy się o ciebie po prostu, tak? Chcemy, żebyś była bezpieczna - zapewnił ją łagodnie, głaszcząc ją delikatnie po głowie. Chociaż po słowach Jamesa w pierwszej chwili chciał zaprotestować w odruchu - powiedzieć, ze przecież niczego tym razem nie zrobił. Chociaż zorientował się, że brat miał na myśli Jaydena, a nie jego…
- Jimmy ma rację. To on powinien przepraszać. Chodź, może się położysz? Odpoczniesz…? - zaproponował siostrze, podnosząc się razem z nią z podłogi, żeby móc zaprowadzić do mniejszego pokoju. Potrzebowała odpocząć, przytulić się nieco do Marsa - po prostu chwili dla siebie.
Nie chciała jakoś ranić uczuć Thomasa, po prostu w tym momencie niezbyt umiała przejmować nawet najpiękniejszą panną, którą sobie wyszukał. Może gdyby rozmawiali o tym w innej sytuacji, ale teraz? Teraz rzeczywiście poczuła, jakby potrzebowała chwili odpoczynku.
- Papa, Marci... - zerknęła ostrożnie za Marcelem, zastanawiając się, czy to przez nią on też czuł się nieswojo. Chyba z tego powodu ponownie wtuliła twarz w koszulę Thomasa, nie zastanawiając się zbytnio nad tym wszystkim, bo miał rację - była zmęczona i chciała odpocząć, dlatego też dała się podnieść bratu i poprowadzić do mniejszego pokoju. Mars grzecznie ułożył się tuż obok niej, Sheila zaś znów wtuliła się w psiaka, przymykając lekko oczy - chociaż zerknęła jeszcze na Thomasa przez chwilę.
- ...możesz mnie obudzić, jak będę spała za długo... - mruknęła jeszcze, ostrożnie wciskając twarz w ciemne futro.
zt Sheila (i James i Thomas jeżeli chcecie skończyć
- Papa, Marci... - zerknęła ostrożnie za Marcelem, zastanawiając się, czy to przez nią on też czuł się nieswojo. Chyba z tego powodu ponownie wtuliła twarz w koszulę Thomasa, nie zastanawiając się zbytnio nad tym wszystkim, bo miał rację - była zmęczona i chciała odpocząć, dlatego też dała się podnieść bratu i poprowadzić do mniejszego pokoju. Mars grzecznie ułożył się tuż obok niej, Sheila zaś znów wtuliła się w psiaka, przymykając lekko oczy - chociaż zerknęła jeszcze na Thomasa przez chwilę.
- ...możesz mnie obudzić, jak będę spała za długo... - mruknęła jeszcze, ostrożnie wciskając twarz w ciemne futro.
zt Sheila (i James i Thomas jeżeli chcecie skończyć
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Szedł szybkim krokiem, wciąż jeszcze nie do końca rozumiejąc sytuację w jakiej się znalazł - to, co miał zrobić, to ojczym rozmawiali. Był wciąż zagubiony i potrzebował chwili dla siebie, ale wiedział, że jej nie miał, szczególnie kiedy jego kroki zbliżały się po drodze w Dolinie domu Cattermole. Wiedział, że Sheila się tam zatrzymała - nie wiedział co w kwestii Eve, ale miał szczerą nadzieję, że również opuściła Londyn. Naprawdę chciał w to wierzyć…
Kiedy tylko drzwi się otworzyły i zobaczył swoją młodszą siostrę, nawet nie czekał. Z uśmiechem wręcz się rzucił, żeby ją do siebie przytulić. Małą i drobną, na pewno też tak przerażoną.
- Już, już, Shhh… jestem w domu, wszystko jest okej. Pisałem, prawda? Jest w porządku… - rzucił cicho, chcąc zapewnić najmłodszą z Doe o tym. W końcu nie chciał jej martwić! Ani dzisiaj, ani wcześniej…
Kiedy Eve przyjechała do Doliny, jakaś część Sheili znacząco się uspokoiła, chociaż nie było to całkowicie uspokajające. Niby otrzymała list od Thomasa, ale...ale co? Nie było w nim konkretów, a ona chciała ich już zobaczyć. Dlatego gdy tylko otworzyły się drzwi, wyrwała się starszej z Doe, rzucając się w objęcia wchodzącego Thomasa ze szlochem, niczym stęskniony szczeniak.
- Tommy! Tommy! - trzymała go mocno, spojrzeniem już szukając Jamesa.
- Tommy! Tommy! - trzymała go mocno, spojrzeniem już szukając Jamesa.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Ledwie godzinę temu pojawiła się w Dolinie, by szybko utknąć w uścisku Sheili już od wejścia do domu. Dławiła w sobie potrzebę przeproszenia młodej Doe za zostawienie jej samej, ale tutaj była bezpieczna. Wiedziała, że w ciszy, jaka panowała od pewnego momentu, obie czekały niecierpliwie, gdy ci dwaj przekroczą próg. List Thomasa nie mówił za wiele, poza faktem, że byli względnie cali.
Obejrzała się, słysząc dźwięk otwieranych drzwi, idealnie w chwili, kiedy Paprotka wyrwała do przodu i dopadła do swojego brata. Mimowolnie uśmiechnęła się delikatnie, samej też podchodząc do Thomasa. Ich dawna znajomość, przyjacielska relacja nie istniała od przeszło dwóch lat, lecz teraz nawet ona cieszyła się na jego widok. Przytuliła go krótko, zaraz odsuwając się, aby Sheila mogła mieć swego brata tylko dla siebie.- Dobrze, że już jesteście.- rzuciła, a ciemne spojrzenie przesunęło się za starszego, szukając kolejnej sylwetki. Natrafiła jednak na pustkę, przez co lekko zmarszczyła brwi z niezrozumienia.- A James? – spytała niepewnie, spoglądając ponownie na Thomasa.
Obejrzała się, słysząc dźwięk otwieranych drzwi, idealnie w chwili, kiedy Paprotka wyrwała do przodu i dopadła do swojego brata. Mimowolnie uśmiechnęła się delikatnie, samej też podchodząc do Thomasa. Ich dawna znajomość, przyjacielska relacja nie istniała od przeszło dwóch lat, lecz teraz nawet ona cieszyła się na jego widok. Przytuliła go krótko, zaraz odsuwając się, aby Sheila mogła mieć swego brata tylko dla siebie.- Dobrze, że już jesteście.- rzuciła, a ciemne spojrzenie przesunęło się za starszego, szukając kolejnej sylwetki. Natrafiła jednak na pustkę, przez co lekko zmarszczyła brwi z niezrozumienia.- A James? – spytała niepewnie, spoglądając ponownie na Thomasa.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Przytulał do siebie siostrę, uśmiechnął się ciepło do Eve. Nie wiedział, co miał im odpowiedzieć… Jeszcze nie zdecydował. Bo jak miał wytłumaczyć swojego brata? Może… może wróci za kilka dni? Nie mógł przecież zostać w Irlandii, szukając go…
Nawet jeśli by chciał, nie mógł się rozerwać przecież!
- U Jaydena obejrzała nas uzdrowicielka i… Jimmy ma problem z dłońmi… Znaczy, chciała żeby został pod obserwacją, rozumiecie… - powiedział, zerkając to na Eve i Sheilę, uśmiechając się do nich obu delikatnie. - Ale wyślę do niego Leonorę, żeby nie czuł się za bardzo samotny. A wy jak się czujecie? Nie złapali was, prawda? Hej, Eve, zapewniam cię. Z Jimmym wszystko w porządku, po prostu potrzebuje jeszcze kilku dni. Gra na skrzypcach może mu też sprawiać problem… ale jest pod dobrą opieką - zapewnił, spoglądając na bratową i wciąż obejmując młodszą siostrę, pozwalając jej się wtulać tak mocno jak tylko czuła, że potrzebowała.
Nawet jeśli by chciał, nie mógł się rozerwać przecież!
- U Jaydena obejrzała nas uzdrowicielka i… Jimmy ma problem z dłońmi… Znaczy, chciała żeby został pod obserwacją, rozumiecie… - powiedział, zerkając to na Eve i Sheilę, uśmiechając się do nich obu delikatnie. - Ale wyślę do niego Leonorę, żeby nie czuł się za bardzo samotny. A wy jak się czujecie? Nie złapali was, prawda? Hej, Eve, zapewniam cię. Z Jimmym wszystko w porządku, po prostu potrzebuje jeszcze kilku dni. Gra na skrzypcach może mu też sprawiać problem… ale jest pod dobrą opieką - zapewnił, spoglądając na bratową i wciąż obejmując młodszą siostrę, pozwalając jej się wtulać tak mocno jak tylko czuła, że potrzebowała.
Wiedziała, że nie tylko ona się martwi i wiedziała, że w Eve obudził się podobny rodzaj niepokoju. Nie wiedziała jednak, jak sprawić, aby było lepiej, bo to mógł stworzyć jedynie powrót dwóch braci Doe. Powiedziałaby, że Thomas być może tym razem nauczył się już czegoś po tym pobycie w Tower, zwłaszcza że trafił tam nie sam, ale też jego młodszy braciszek. I Marcel.
Zauważyła, że Eve się odsunęła – wyciągnięta dłoń młodszej cyganki ostrożnie złapała Eve za ramię, przyciągając ją lekko do powrotu do przytulenia. Tak, aby chociaż w ten sposób byli teraz razem.
- A Marcel? Co z Marcelem? – Nie było tutaj go z nimi, ale rozmawiała też o młodym Carringtonie z Jaydenem, czy jego się udało wyciągnąć. Odetchnęła z ulgą na informacje o Jamesie – nie było miło słyszeć, że coś mu się stało, ale skoro został u Jaydena…może uda mu się wyleczyć i szczerze porozmawiać z profesorem.
- Dobrze, jak będzie można go odwiedzić to pojedziemy, jakby nie wrócił, tak? Mogę napisać do Jaydena z podziękowaniem, ja…przepraszam, prosiłam go o pomoc, nie wiedziałam do kogo innego miałabym się zwrócić. – To nie tak, że Doe mieli przyjaciół, którzy w takich wypadkach mogliby im pomóc.
Zauważyła, że Eve się odsunęła – wyciągnięta dłoń młodszej cyganki ostrożnie złapała Eve za ramię, przyciągając ją lekko do powrotu do przytulenia. Tak, aby chociaż w ten sposób byli teraz razem.
- A Marcel? Co z Marcelem? – Nie było tutaj go z nimi, ale rozmawiała też o młodym Carringtonie z Jaydenem, czy jego się udało wyciągnąć. Odetchnęła z ulgą na informacje o Jamesie – nie było miło słyszeć, że coś mu się stało, ale skoro został u Jaydena…może uda mu się wyleczyć i szczerze porozmawiać z profesorem.
- Dobrze, jak będzie można go odwiedzić to pojedziemy, jakby nie wrócił, tak? Mogę napisać do Jaydena z podziękowaniem, ja…przepraszam, prosiłam go o pomoc, nie wiedziałam do kogo innego miałabym się zwrócić. – To nie tak, że Doe mieli przyjaciół, którzy w takich wypadkach mogliby im pomóc.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Kąciki jej ust uniosły się nieco mocniej, gdy odpowiedziała na ciepły uśmiech Thomasa. Zaraz zerknęła na Sheilę, kiedy poczuła jej drobną dłoń na ramieniu. Delikatny nacisk skłonił ją, aby pozostała blisko i nie uciekała poza zasięg rąk. Dlatego położyła dłoń na plecach Paprotki, ponad obejmującymi dziewczynę ramionami najstarszego Doe. Przytaknęła Thomasowi, rozumiejąc, gdy wyjaśnił gdzie jest James. Wierzyła mu, może naiwnie, może nie, ale chwilowo wierzyła. Spojrzała na She, a później na Tommy'ego, kiedy dziewczyna zapytała o Marcela.
- Nie złapali. Cofnęłam sie po Sheilę, gdy zobaczyłam, co się dzieje. Uciekłyśmy stamtąd.- wyjaśniła, pomijając późniejszy spór w mieszkaniu i szybkie wypchnięcie dziewczyny do Doliny. To nie było coś, co musiał wiedzieć.- Wszystko dobrze.- dodała ciszej. W sumie to nie było, ale ugryzła się w język.
- Nie złapali. Cofnęłam sie po Sheilę, gdy zobaczyłam, co się dzieje. Uciekłyśmy stamtąd.- wyjaśniła, pomijając późniejszy spór w mieszkaniu i szybkie wypchnięcie dziewczyny do Doliny. To nie było coś, co musiał wiedzieć.- Wszystko dobrze.- dodała ciszej. W sumie to nie było, ale ugryzła się w język.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Marcel... On... Żyje - powiedział cicho, przygrywając zaraz wargę. Spojrzał pierw na Paprotkę, a później na Eve. Jak miał im powiedzieć o tym?
- Może... Możemy go odwiedzić? Jutro, albo za kilka dni. Nie było z nim dobrze w Tower... On... Ucięli mu dłoń - powiedział po chwili zawahania, przytulając do siebie mocniej Sheilę jakby nie chciał, żeby ta słyszała o tym. - Ale Carrington go odebrał, widziałem list u Jaydena... Więc wiem, że żyje. Jest na arenie.
Nie chciał ich okłamywać co do stanu przyjęciela. Co do pobytu Jamesa również nie chciał, ale to... To było łatwiejsze w tym momencie. I dla nich, i dla niego.
- Paprotko, nie przepraszaj, jestem z ciebie dumny... Bo zwróciłaś się o pomoc. Nawet jeśli to obcy, to wiem że ufasz Jaydenowi, prawda? Pomógł nam, to najważniejsze - a bez niego możliwe, że byśmy nigdy nie wyszli, dodał w myślach, zaraz zerkając na bratową z lekkim uśmiechem.
- Cieszę się, przepraszam... W sensis, za to na jarmarku. To był głupi pomysł, nie powinniśmy tego robić oboje...
- Może... Możemy go odwiedzić? Jutro, albo za kilka dni. Nie było z nim dobrze w Tower... On... Ucięli mu dłoń - powiedział po chwili zawahania, przytulając do siebie mocniej Sheilę jakby nie chciał, żeby ta słyszała o tym. - Ale Carrington go odebrał, widziałem list u Jaydena... Więc wiem, że żyje. Jest na arenie.
Nie chciał ich okłamywać co do stanu przyjęciela. Co do pobytu Jamesa również nie chciał, ale to... To było łatwiejsze w tym momencie. I dla nich, i dla niego.
- Paprotko, nie przepraszaj, jestem z ciebie dumny... Bo zwróciłaś się o pomoc. Nawet jeśli to obcy, to wiem że ufasz Jaydenowi, prawda? Pomógł nam, to najważniejsze - a bez niego możliwe, że byśmy nigdy nie wyszli, dodał w myślach, zaraz zerkając na bratową z lekkim uśmiechem.
- Cieszę się, przepraszam... W sensis, za to na jarmarku. To był głupi pomysł, nie powinniśmy tego robić oboje...
Wtulała się to w jedno, to w drugie, nie do końca wiedząc, czy się cieszyć, czy ich puścić, co w zasadzie powinna robić. Chciała się nacieszyć tym, że byli tu we troje a to tylko początek, bo James miał zaraz wrócić i wszyscy będą razem, tak jak im obiecał, znów będą razem.
Cieniem na tym wszystkim położyła się informacja o Marcelu – zaschło jej przez chwilę w ustach, a w gardle pojawiła się gula, która sprawiała, że nie mogła z siebie wykrztusić ani słowa. Przez chwilę trwała w milczeniu, nie wiedząc, jak skomentować to okrucieństwo, którego ich przyjaciel doświadczył. Z ich winy.
- Biedny Marci…ja…ja trochę się boję iść do Londynu, ale musimy go odwiedzić! – Nie miała pojęcia, czy ktokolwiek ją szuka czy nie, ale nie chciała wracać do stolicy. Nie mogli jednak porzucić Marcela, chociaż miała odczucie, że ich wizyta może przynieść takich pozytywnych efektów jakby chcieli. Miała wrażenie, że to wszystko co się stało, to dosłownie ich wina. Czy w takiej sytuacji Marcel w ogóle chce ich widzieć? Uścisnęła nieco mocniej Thomasa, kiedy wspomniał, jak był z niej dumny, ale nie rozwijała tematu.
- Co teraz z nami? – Nie wiedziała, czy chcą wrócić do stolicy, czy nie. U Steffena zostać na wieczność nie mogli, więc co dalej?
Cieniem na tym wszystkim położyła się informacja o Marcelu – zaschło jej przez chwilę w ustach, a w gardle pojawiła się gula, która sprawiała, że nie mogła z siebie wykrztusić ani słowa. Przez chwilę trwała w milczeniu, nie wiedząc, jak skomentować to okrucieństwo, którego ich przyjaciel doświadczył. Z ich winy.
- Biedny Marci…ja…ja trochę się boję iść do Londynu, ale musimy go odwiedzić! – Nie miała pojęcia, czy ktokolwiek ją szuka czy nie, ale nie chciała wracać do stolicy. Nie mogli jednak porzucić Marcela, chociaż miała odczucie, że ich wizyta może przynieść takich pozytywnych efektów jakby chcieli. Miała wrażenie, że to wszystko co się stało, to dosłownie ich wina. Czy w takiej sytuacji Marcel w ogóle chce ich widzieć? Uścisnęła nieco mocniej Thomasa, kiedy wspomniał, jak był z niej dumny, ale nie rozwijała tematu.
- Co teraz z nami? – Nie wiedziała, czy chcą wrócić do stolicy, czy nie. U Steffena zostać na wieczność nie mogli, więc co dalej?
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Wbiła w niego spojrzenie, zszokowana tym, co właśnie powiedział. Ucięli mu dłoń? To było okrutne i obojętnie, co działo się w trakcie, Marcel nie zasłużył na to. Wiedziała za co odejmowano dłoń, czego karą było takie rozwiązanie. Dlatego nie mogła zrozumieć, czemu zastosowano to na przyjacielu.
- Chyba lepiej dać mu parę dni. Biedny.- szepnęła jedynie. Mimo wszystko cieszyła się, że coś podobnego nie spotkało Thomasa ani Jamesa.
Słysząc przeprosiny za sytuację z jarmarku, pokręciła lekko głową.
- Stało się. Za późno na kajanie się za to.- stwierdziła łagodnie. Miała nadzieję, że bracia Doe wyciągną z tego wniosek i przestaną ryzykować aż tak. Byłaby naiwna sądząc, że odpuszczą całkiem kradzieże, ale żeby chociaż lepiej dobierali okazję.
Przeniosła wzrok na Sheilę, kiedy spytała o w sumie najistotniejszą teraz kwestię.
- Zostańmy na razie w Dolinie. Mogę porozmawiać z czarownicą u której mieszkałam wcześniej. Możliwe, że nam pomoże i da dach nad głową, jeżeli nie chcemy wykorzystywać gościnności Steffena.- zaproponowała na początek. Wiedziała, że starsza kobieta nie będzie wymagała wiele w zamian. Nie zastanawiała się, co później. Póki co, zima panowała w najlepsze, dlatego musieli mieć to na uwadze.
- Chyba lepiej dać mu parę dni. Biedny.- szepnęła jedynie. Mimo wszystko cieszyła się, że coś podobnego nie spotkało Thomasa ani Jamesa.
Słysząc przeprosiny za sytuację z jarmarku, pokręciła lekko głową.
- Stało się. Za późno na kajanie się za to.- stwierdziła łagodnie. Miała nadzieję, że bracia Doe wyciągną z tego wniosek i przestaną ryzykować aż tak. Byłaby naiwna sądząc, że odpuszczą całkiem kradzieże, ale żeby chociaż lepiej dobierali okazję.
Przeniosła wzrok na Sheilę, kiedy spytała o w sumie najistotniejszą teraz kwestię.
- Zostańmy na razie w Dolinie. Mogę porozmawiać z czarownicą u której mieszkałam wcześniej. Możliwe, że nam pomoże i da dach nad głową, jeżeli nie chcemy wykorzystywać gościnności Steffena.- zaproponowała na początek. Wiedziała, że starsza kobieta nie będzie wymagała wiele w zamian. Nie zastanawiała się, co później. Póki co, zima panowała w najlepsze, dlatego musieli mieć to na uwadze.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
1958 | Rodzina Doe
Szybka odpowiedź