1958 | Rodzina Doe
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Rodzinne ognisko Doe
Cyganie 1958
Eve Doe, James Doe, Sheila Doe, Thomas Doe i ewentualni goście.
Szafka na potrzeby odgrywania komunikacji oraz krótkich i szybkich dramatów rodzinnych wynikających z fabuły.
Eve Doe, James Doe, Sheila Doe, Thomas Doe i ewentualni goście.
Szafka na potrzeby odgrywania komunikacji oraz krótkich i szybkich dramatów rodzinnych wynikających z fabuły.
I show not your face but your heart's desire
- Mogę cię zabrać jako fretkę? Albo królika?Jest zaklęcie na to… Albo zaczaruję nas, żebyśmy byli niewidzialni - zaproponował siostrze z uśmiechem. Zastanawiał się czy powinien im mówić… o tym… o tym w jak złym stanie był Marcel? Nie był tego pewny czy powinien je martwić już teraz. Ale teraz rzeczywiście mieli znacznie ważniejsze sprawy na głowie.
- Na pewno nie wrócimy do Londynu, Paprotko - zapewnił z uśmiechem, a po tym przeniósł wzrok na Eve. - Na pewno z Sheilą możecie… będzie tak łatwiej. Nie wiem czy by mnie przyjęła, ale pannom na pewno nie odmówi. Mogę… chyba mogę zatrzymać się w tym domu z sylwestra? - zaproponował, a po tym zaraz wstrzymał na moment oddech. Powinien powiedzieć o tym co myślał? Chyba tak… Chyba…
Zaraz odwrócił się, żeby w końcu domknął drzwi, które wciąż były otwarte. Na razie byli gośćmi u Steffka i powinni mogli się raczej rozgościć, prawda?
Nic dziwnego, że zaraz pociągnął dziewczyny w głąb domu, żeby mogli usiąść. Czekała ich w końcu rozmowa, dość poważna.
- Myślałem… U Jaydena znaczy się… - rzucił, kiedy już całą trójką usiedli. - Nad wozami.
Spojrzał po twarzy Eve, po twarzy Sheili jak one w ogóle odebrały taką… propozycję? Wyznanie?
- Śniegi zaraz stopnieją nawet jak się pojawią, a moglibyśmy stacjonować w Devon, prawda? Paprotka miałaby blisko do Nelki, byłoby tam bezpiecznie… I co prawda nie mamy wiele, ale jakieś drobne mamy, możemy kupić stare wozy. Naprawię, przygotuję pod mieszkanie. Mamy magię, możemy wynieść coś tutaj z Doliny, z tamtego domu… Dużo domów jest opuszczonych w Dolinie, jakoś sobie poradzimy - wyrzucił z siebie wręcz na jednym wdechu, zaraz po tym rozglądając się po dziewczynach, oczekując reakcji.
- Na pewno nie wrócimy do Londynu, Paprotko - zapewnił z uśmiechem, a po tym przeniósł wzrok na Eve. - Na pewno z Sheilą możecie… będzie tak łatwiej. Nie wiem czy by mnie przyjęła, ale pannom na pewno nie odmówi. Mogę… chyba mogę zatrzymać się w tym domu z sylwestra? - zaproponował, a po tym zaraz wstrzymał na moment oddech. Powinien powiedzieć o tym co myślał? Chyba tak… Chyba…
Zaraz odwrócił się, żeby w końcu domknął drzwi, które wciąż były otwarte. Na razie byli gośćmi u Steffka i powinni mogli się raczej rozgościć, prawda?
Nic dziwnego, że zaraz pociągnął dziewczyny w głąb domu, żeby mogli usiąść. Czekała ich w końcu rozmowa, dość poważna.
- Myślałem… U Jaydena znaczy się… - rzucił, kiedy już całą trójką usiedli. - Nad wozami.
Spojrzał po twarzy Eve, po twarzy Sheili jak one w ogóle odebrały taką… propozycję? Wyznanie?
- Śniegi zaraz stopnieją nawet jak się pojawią, a moglibyśmy stacjonować w Devon, prawda? Paprotka miałaby blisko do Nelki, byłoby tam bezpiecznie… I co prawda nie mamy wiele, ale jakieś drobne mamy, możemy kupić stare wozy. Naprawię, przygotuję pod mieszkanie. Mamy magię, możemy wynieść coś tutaj z Doliny, z tamtego domu… Dużo domów jest opuszczonych w Dolinie, jakoś sobie poradzimy - wyrzucił z siebie wręcz na jednym wdechu, zaraz po tym rozglądając się po dziewczynach, oczekując reakcji.
Co miała powiedzieć, bała się teraz stolicy bo nie była kimś, kto łatwo dawał sobie radę z napięciem – a na jej psychikę nie wpłynęło pozytywnie to, jak wiele razy Thomas dał się aresztować. A teraz nie chodziło tylko o Tommy’ego, ale też o Jamesa i Marcela. A ten ostatni ucierpiał na tym przez nich. Przez nią. Przecież mogła coś powiedzieć i ich powstrzymać.
- Możesz mnie zmienić w cokolwiek, tak aby tylko móc zadbać o niego. Wiem, że pewnie ma wszystko w cyrku, ale…martwię się o niego. – Nic nie mogła zrobić poza sprezentowaniem mu czegoś, ale to nie naprawi faktu, że właśnie stracił dłoń. Przez nich.
Odetchnęła lekko, kiedy potwierdził, że nie wrócą do Londynu, ale teraz nie wiedziała nawet co miałaby więcej powiedzieć. Decydować. Nigdy nie musiała decydować. Odczepiła się już od Thomasa, tym razem sięgając ku Eve. Nie wiedziała, czy ta sobie tego życzyła, ale jeżeli jej nie odepchnęła, Sheila zamierzała tak zostać.
- Ja …nie wiem. Mogą być wozy. Ale…jestem zmęczona. Nie wiem teraz jak z pracą, zostawiłam Adelę…nie wiem co z Marsem…Jayden go utrzymywał, ale przy tej ostatniej sytuacji i tym, że wam pomógł…nie mogłabym wyciągnąć więcej od niego. – Było zbyt wiele problematycznych kwestii, aby nagle cieszyła się na perspektywę wozów.
- Możesz mnie zmienić w cokolwiek, tak aby tylko móc zadbać o niego. Wiem, że pewnie ma wszystko w cyrku, ale…martwię się o niego. – Nic nie mogła zrobić poza sprezentowaniem mu czegoś, ale to nie naprawi faktu, że właśnie stracił dłoń. Przez nich.
Odetchnęła lekko, kiedy potwierdził, że nie wrócą do Londynu, ale teraz nie wiedziała nawet co miałaby więcej powiedzieć. Decydować. Nigdy nie musiała decydować. Odczepiła się już od Thomasa, tym razem sięgając ku Eve. Nie wiedziała, czy ta sobie tego życzyła, ale jeżeli jej nie odepchnęła, Sheila zamierzała tak zostać.
- Ja …nie wiem. Mogą być wozy. Ale…jestem zmęczona. Nie wiem teraz jak z pracą, zostawiłam Adelę…nie wiem co z Marsem…Jayden go utrzymywał, ale przy tej ostatniej sytuacji i tym, że wam pomógł…nie mogłabym wyciągnąć więcej od niego. – Było zbyt wiele problematycznych kwestii, aby nagle cieszyła się na perspektywę wozów.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
- Porozmawiam z nią, spróbuję przekonać, żeby przyjęła pod dach całą trójkę.- odparła, chociaż wiedziała przecież, że to starsza czarownica będzie dyktowała warunki. Wierzyła jednak, że kobieta pozwoli również Thomasowi zostać na trochę w domu. Zerknęła na Sheilę, kiedy odczepiła się od brata i przylgnęła do niej. Przytuliła ją delikatnie, obejmując ramionami, jakby miała chronić przed wszystkimi.
Milczała, kiedy najstarszy Doe zaczął opowiadać o pomyśle wozów i przeniesieniu się do Devon. Słuchała odpowiedzi Paprotki, nadal nie podejmując się reakcji.- Poczekajmy z decyzją, aż będziemy w czwórkę.- zaproponowała niepewnie. Nie znała Devon, to było znów obce miejsce, obcy ludzie. Zamyśliła się na moment, jeśli będzie musiała przywyknie, jak zawsze. Robiła to przez dwa lata, więc wiedziała, że i tym razem nie będzie stanowiło to kłopotu.- Wiesz, że będzie ciężko? Nie mamy już wokół siebie starszych, którzy będą to trzymać razem.- czy miał tego świadomość? Nie byli taborem, a młodymi ludźmi, nie najlepiej radzącymi sobie z codziennością, co udowadniały pobyty Tommy'ego w Tower, ucieczka z Londynu i nieobecność Jamesa. Miała w sobie dużo strachu, nieufności oraz obawy o przyszłość.- Ale możemy o tym pomyśleć później.- dodała. Nie skreślała tego pomysłu, gdy w pewnym sensie było to coś znajomego, coś w czym się wychowała i co znała. Otwarte przestrzenie, wozy, kiedyś i konie.
Milczała, kiedy najstarszy Doe zaczął opowiadać o pomyśle wozów i przeniesieniu się do Devon. Słuchała odpowiedzi Paprotki, nadal nie podejmując się reakcji.- Poczekajmy z decyzją, aż będziemy w czwórkę.- zaproponowała niepewnie. Nie znała Devon, to było znów obce miejsce, obcy ludzie. Zamyśliła się na moment, jeśli będzie musiała przywyknie, jak zawsze. Robiła to przez dwa lata, więc wiedziała, że i tym razem nie będzie stanowiło to kłopotu.- Wiesz, że będzie ciężko? Nie mamy już wokół siebie starszych, którzy będą to trzymać razem.- czy miał tego świadomość? Nie byli taborem, a młodymi ludźmi, nie najlepiej radzącymi sobie z codziennością, co udowadniały pobyty Tommy'ego w Tower, ucieczka z Londynu i nieobecność Jamesa. Miała w sobie dużo strachu, nieufności oraz obawy o przyszłość.- Ale możemy o tym pomyśleć później.- dodała. Nie skreślała tego pomysłu, gdy w pewnym sensie było to coś znajomego, coś w czym się wychowała i co znała. Otwarte przestrzenie, wozy, kiedyś i konie.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Też się o niego martwię, ale znasz Marcela, prawda? On nie daje się tak łatwo złamać... Będzie z nim dobrze. Zobaczysz, Paprotko - zapewnił siostrę z uśmiechem.
Ale kiedy zaczęły padać wątpliwości, spoważniał. Spojrzał pierw na Eve, później na Sheilę. Wiedział, że będzie im ciężej... Ciężej niż kiedykolwiek. Mars dużo wiedział, to był fakt.
- W Devon jest Nelka, zna to miejsce, a ją znają ludzie, prawda? W ten sposób łatwiej znajdziemy pracę i odpowiednie miejsce do spania. I... Wiem. Wiem, że będzie ciężko z wozami. I z Marsem... On naprawdę dużo je, ale to nic, jest naszą rodziną, prawda? - rzucił,. posyłając dziewczynom zaraz uśmiech.
- Znajdę pracę. Może nie uda mi się to od razu, ale obiecuję, że znajdę. Na statku, w porcie, gdziekolwiek gdzie tylko dam radę. Eve, zajmę się naprawą wozów, zajmę się naprawami jeśli będą potrzebne, zajmę się wszystkim, żeby było w nich nam dobrze... I rozmawiałem z Jamesem już na ten temat, ale możemy to odłożyć jeśli chcesz... Chociaż no lepiej będzie, jeśli zajmiemy się tym przed jego powrotem. Będzie prawdopodobnie musiał jeszcze uważać nieco na dłonie, a nie usiedzi w miejscu... - mówił spokojnie, poważnie, bez głupkowatych uśmiechów, chociaż jednocześnie starał się kłamać. Drobne białe kłamstwa, które nie miały przecież nikogo skrzywdzić, a wręcz przeciwnie - miały zapewnić Eve i Sheili poczucie pewnego rodzaju bezpieczeństwa.
- Będzie ciężko, ale w Londynie.. w Londynie też było ciężko, nie uważasz? A w Devon, w wozach... Możemy wrócić do tego co znamy, nie uważasz że tak byłoby lepiej, Eve? No wiesz, wrócić do wozów to nie będzie lepiej, dla... Rodziny... - rzucił sugestywnie, wbijając wzrok w bratową. Kiedy zamierzała im powiedzieć, że była w ciąży? W końcu James już wspominał o tym...
Ale kiedy zaczęły padać wątpliwości, spoważniał. Spojrzał pierw na Eve, później na Sheilę. Wiedział, że będzie im ciężej... Ciężej niż kiedykolwiek. Mars dużo wiedział, to był fakt.
- W Devon jest Nelka, zna to miejsce, a ją znają ludzie, prawda? W ten sposób łatwiej znajdziemy pracę i odpowiednie miejsce do spania. I... Wiem. Wiem, że będzie ciężko z wozami. I z Marsem... On naprawdę dużo je, ale to nic, jest naszą rodziną, prawda? - rzucił,. posyłając dziewczynom zaraz uśmiech.
- Znajdę pracę. Może nie uda mi się to od razu, ale obiecuję, że znajdę. Na statku, w porcie, gdziekolwiek gdzie tylko dam radę. Eve, zajmę się naprawą wozów, zajmę się naprawami jeśli będą potrzebne, zajmę się wszystkim, żeby było w nich nam dobrze... I rozmawiałem z Jamesem już na ten temat, ale możemy to odłożyć jeśli chcesz... Chociaż no lepiej będzie, jeśli zajmiemy się tym przed jego powrotem. Będzie prawdopodobnie musiał jeszcze uważać nieco na dłonie, a nie usiedzi w miejscu... - mówił spokojnie, poważnie, bez głupkowatych uśmiechów, chociaż jednocześnie starał się kłamać. Drobne białe kłamstwa, które nie miały przecież nikogo skrzywdzić, a wręcz przeciwnie - miały zapewnić Eve i Sheili poczucie pewnego rodzaju bezpieczeństwa.
- Będzie ciężko, ale w Londynie.. w Londynie też było ciężko, nie uważasz? A w Devon, w wozach... Możemy wrócić do tego co znamy, nie uważasz że tak byłoby lepiej, Eve? No wiesz, wrócić do wozów to nie będzie lepiej, dla... Rodziny... - rzucił sugestywnie, wbijając wzrok w bratową. Kiedy zamierzała im powiedzieć, że była w ciąży? W końcu James już wspominał o tym...
- Mam nadzieję… - Co miała zrobić? Gdyby umiała cofnąć czas, zrobiłaby to bez cienia wątpliwości, ale teraz? Teraz nawet nie wiedziała, co mogłaby zrobić, a także czy Marcel w ogóle chciałby ich widzieć. Nie zdziwiłaby się, gdyby kazał im się wynosić z jego pola widzenia i miałby do tego pełne prawo. Całą dłoń….
Odetchnęła nieco głębiej, ciesząc się, że Eve jej nie odsunęła, trzymając ją ostrożnie i kładąc głowę na jej ramieniu.
- Na początku musimy znaleźć miejsce, gdzie możemy się zatrzymać. Ale w tym momencie nie możemy zostać u kogoś na dłużej, bo będzie nas dużo i ciężko będzie mieszkać u kogoś w ten sposób na dłużej. – Zwierzęta, oni, Thomas pakujący się w kłopoty…dużo tego było. – Czyli nie oddajemy Marsa? – pytanie padło, kiedy zawiesiła spojrzenie na psie, który obecnie przybiegł do nich wszystkich, próbując doskoczyć w stronę Tomka na powitanie.
- Mogę zapytać Nealę w kwestii pracy. Jej ciocia ma konie, może potrzebują kurierów. Eve, chciałabyś jeździć na konikach, prawda? – Spojrzała na nią, nie wiedząc, jak ta na to zareaguje, ale miała nadzieję, że chciałaby zająć się zwierzątkami. Może to by jej pomogło, skoro musieliby się odnaleźć na nowo? Na to sugestywne spojrzenie Thomasa, też spojrzała uważniej na bratową. Nie wiedziała, co Thomas miał na myśli, ale patrzył tak, jakby Eve wiedziała.
Odetchnęła nieco głębiej, ciesząc się, że Eve jej nie odsunęła, trzymając ją ostrożnie i kładąc głowę na jej ramieniu.
- Na początku musimy znaleźć miejsce, gdzie możemy się zatrzymać. Ale w tym momencie nie możemy zostać u kogoś na dłużej, bo będzie nas dużo i ciężko będzie mieszkać u kogoś w ten sposób na dłużej. – Zwierzęta, oni, Thomas pakujący się w kłopoty…dużo tego było. – Czyli nie oddajemy Marsa? – pytanie padło, kiedy zawiesiła spojrzenie na psie, który obecnie przybiegł do nich wszystkich, próbując doskoczyć w stronę Tomka na powitanie.
- Mogę zapytać Nealę w kwestii pracy. Jej ciocia ma konie, może potrzebują kurierów. Eve, chciałabyś jeździć na konikach, prawda? – Spojrzała na nią, nie wiedząc, jak ta na to zareaguje, ale miała nadzieję, że chciałaby zająć się zwierzątkami. Może to by jej pomogło, skoro musieliby się odnaleźć na nowo? Na to sugestywne spojrzenie Thomasa, też spojrzała uważniej na bratową. Nie wiedziała, co Thomas miał na myśli, ale patrzył tak, jakby Eve wiedziała.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Słuchała, kiedy rozmawiali o Marcelu, ale nie wtrącała się. Nie podejmowała tego tematu, przeskakując spojrzeniem z Thomasa na Sheilę, którą przytulała delikatnie do siebie. Zerknęła na chłopaka uważniej, gdy zaczął wyciągać argumenty wobec Devon.- Tylko zróbmy to powoli, bez rzucania się na hura, bo to nam nie wychodzi.- stwierdziła, poddając się ostrożności i rozsądkowi.- Sprawdź czy w Devon naprawdę są dla nas perspektywy, rozejrzyj się za wozami, ale... proszę, Tommy, nie działaj impulsywnie.- w jej głosie rozbrzmiewała ta cicha prośba. Zerknęła na Paprotkę z cieniem uśmiechu.
- Oczywiście, że nie oddajemy. Jest członkiem rodziny, a bliskich się nie pozbywamy.- odparła, przytakując przy tym słowom Thomasa.- I pewnie, że bym chciała znów jeździć.- nawet nie ukrywała, że wróciłaby do tego. W taborze czasami spotykała się ze sprzeciwem, ale teraz tylko jedna osoba mogła czegokolwiek zabronić jej i nawet go nie było.
Spojrzała ponownie na starszego Doe, gdy odezwał się znów.
- Było, ale w Londynie mieliśmy mieszkanie, a w zimie to duża różnica. Łatwiej jest w murach niż lichych ścianach wozów. Przecież o tym wiesz, nie mów, że nie zauważasz różnicy.- musiał to widzieć, pamiętać, że pory roku i życie w taborze czasami okazywała się po prostu trudne.- Jasne, że byłoby lepiej. To coś naszego w czym się wychowaliśmy.- nie szło się z tym sprzeczać, ale nie skupiła się na tym, bo coś w tonie chłopaka przykuło jej uwagę. Uniosła lekko brew.- Rodzinie...? - nie wiedziała do czego pił, o co mogło mu chodzić.
- Oczywiście, że nie oddajemy. Jest członkiem rodziny, a bliskich się nie pozbywamy.- odparła, przytakując przy tym słowom Thomasa.- I pewnie, że bym chciała znów jeździć.- nawet nie ukrywała, że wróciłaby do tego. W taborze czasami spotykała się ze sprzeciwem, ale teraz tylko jedna osoba mogła czegokolwiek zabronić jej i nawet go nie było.
Spojrzała ponownie na starszego Doe, gdy odezwał się znów.
- Było, ale w Londynie mieliśmy mieszkanie, a w zimie to duża różnica. Łatwiej jest w murach niż lichych ścianach wozów. Przecież o tym wiesz, nie mów, że nie zauważasz różnicy.- musiał to widzieć, pamiętać, że pory roku i życie w taborze czasami okazywała się po prostu trudne.- Jasne, że byłoby lepiej. To coś naszego w czym się wychowaliśmy.- nie szło się z tym sprzeczać, ale nie skupiła się na tym, bo coś w tonie chłopaka przykuło jej uwagę. Uniosła lekko brew.- Rodzinie...? - nie wiedziała do czego pił, o co mogło mu chodzić.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Dom z sylwestra, to zawsze jest opcją… - rzucił spokojnie, bo kto by ich stamtąd wygonił?
Zaraz jednak zabrał się do przywitania z Marsem. Cóż, będzie im ciężko… ale jakoś dadzą sobie radę, prawda?
- Napiszę do Nelki, podpytam jak wygląda sytuacja. Może uda się załatwić pracę? - rzucił do bratowej, wciąż wbijając wzrok w psa, który wyraźnie potrzebował nieco uwagi. - I nie oddajemy go, Sissy - potwierdził, podnosząc zaraz wzrok na Eve.
- Caeli fluctus, możemy używać go do ogrzewania terenów wokół wozów. Możemy… mamy magię, coś wymyślimy, prawda? Wiesz, że zawsze coś wymyślam, teraz będzie tak samo - powiedział z uśmiechem i jeśli czegoś nie dało mu się odmówić to właśnie optymistycznego podejścia.
Zaraz jednak spojrzał jakby zaskoczony na Eve, jakby sam nie rozumał, czego ona nie rozumiała…
- Jimmy mówił, że może nam się rodzina powiększyć…
Zaraz jednak zabrał się do przywitania z Marsem. Cóż, będzie im ciężko… ale jakoś dadzą sobie radę, prawda?
- Napiszę do Nelki, podpytam jak wygląda sytuacja. Może uda się załatwić pracę? - rzucił do bratowej, wciąż wbijając wzrok w psa, który wyraźnie potrzebował nieco uwagi. - I nie oddajemy go, Sissy - potwierdził, podnosząc zaraz wzrok na Eve.
- Caeli fluctus, możemy używać go do ogrzewania terenów wokół wozów. Możemy… mamy magię, coś wymyślimy, prawda? Wiesz, że zawsze coś wymyślam, teraz będzie tak samo - powiedział z uśmiechem i jeśli czegoś nie dało mu się odmówić to właśnie optymistycznego podejścia.
Zaraz jednak spojrzał jakby zaskoczony na Eve, jakby sam nie rozumał, czego ona nie rozumiała…
- Jimmy mówił, że może nam się rodzina powiększyć…
Dom z sylwestra, mieszkanie od pani, która zajmowała się Eve, wozy…było jej to już zupełnie obojętne, w końcu to nie Thomas będzie się tym zajmował, więc dla niego nie miało to absolutnie żadnego znaczenia. Dla niej…nie umiała pomyśleć o tym, że teraz miałaby sprzątać, gotować i żyć jak dawniej bez większych problemów.
- Eve ma rację, nie możemy się z tym śpieszyć. – Zwłaszcza, że to ona trzymała teraz wszystkie pieniądze i jak raz, nie uśmiechało jej się teraz oddać tego Thomasowi. Kto wie, na co by to wydał? Uśmiechnęła się na widok psa, szczęśliwego, że więcej osób z jego „rodziny” pojawiło się na miejscu – teraz wsadzał swój nos pod rękę Evenlyn, czekając na dodatkową porcję pieszczot.
- Na razie możemy zamieszkać w domu, a potem zobaczyć, jak to będzie z temperaturami. Nela pewnie będzie w stanie nam pomóc – w końcu oferowała jej, że podpyta o pracę dla niej, więc chyba się nie obrazi o to, że Sheila z tego skorzysta – i pewnie znajdzie coś dla Eve. Ale musimy napisać Jamesowi gdzie będziemy, aby wiedział, gdzie wrócić.
Bo przecież miał wrócić. Dopiero teraz spojrzała na Eve, nie rozumiejąc też dokładnie o co chodzi.
- Jesteś pewny, Thomas? Eve nie ma żadnych objawów. A ty i James macie ostatnio tendencje do wysnuwania wniosków zanim się o czymś upewnicie.
- Eve ma rację, nie możemy się z tym śpieszyć. – Zwłaszcza, że to ona trzymała teraz wszystkie pieniądze i jak raz, nie uśmiechało jej się teraz oddać tego Thomasowi. Kto wie, na co by to wydał? Uśmiechnęła się na widok psa, szczęśliwego, że więcej osób z jego „rodziny” pojawiło się na miejscu – teraz wsadzał swój nos pod rękę Evenlyn, czekając na dodatkową porcję pieszczot.
- Na razie możemy zamieszkać w domu, a potem zobaczyć, jak to będzie z temperaturami. Nela pewnie będzie w stanie nam pomóc – w końcu oferowała jej, że podpyta o pracę dla niej, więc chyba się nie obrazi o to, że Sheila z tego skorzysta – i pewnie znajdzie coś dla Eve. Ale musimy napisać Jamesowi gdzie będziemy, aby wiedział, gdzie wrócić.
Bo przecież miał wrócić. Dopiero teraz spojrzała na Eve, nie rozumiejąc też dokładnie o co chodzi.
- Jesteś pewny, Thomas? Eve nie ma żadnych objawów. A ty i James macie ostatnio tendencje do wysnuwania wniosków zanim się o czymś upewnicie.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Nie kłóciła się w kwestii domu, bo tamten z sylwestra faktycznie był dobrą opcją i nadal pozostawał opuszczony. Uśmiechnęła się lekko, gdy Sheila przyznała jej rację. Tego właśnie teraz potrzebowała, wiedząc, że jeśli ktoś ma skutecznie zdusić pośpiech Thomasa to właśnie Paprotka.
- To brzmi, jak dobry plan.- przytaknęła, nieco już kapitulując i w międzyczasie pogłaskała Marsa, gdy ten domagał się trochę uwagi. Nie znała Neali dobrze, jedynie tyle co z sylwestra i niekoniecznie rwała się, aby jej zaufać. Jednak jeśli Thomas i Sheila uznawali, że pomocy wypada szukać właśnie tam, nie zamierzała się sprzeczać. Przynajmniej jedno z nich na pewno wiedziało, co robi.- Wyślę do niego Ravena z listem, gdy będziemy mieć już pewność, gdzie zostajemy.- stwierdziła po chwili.
Patrzyła z uwagą na chłopaka, kiedy ten podjął się wyjaśnienia, co miał na myśli. Mogła spodziewać się wielu rzeczy, ale nie czegoś podobnego akurat teraz.
- Musiałeś coś źle zrozumieć. Nie jestem w ciąży.- odparła, kiedy zdziwienie minęło. Na końcu języka miała nieco kpiący i cięty żart, ale nie przeszło jej to przez gardło. Ta myśl była wręcz ponura w obecnej sytuacji.
- To brzmi, jak dobry plan.- przytaknęła, nieco już kapitulując i w międzyczasie pogłaskała Marsa, gdy ten domagał się trochę uwagi. Nie znała Neali dobrze, jedynie tyle co z sylwestra i niekoniecznie rwała się, aby jej zaufać. Jednak jeśli Thomas i Sheila uznawali, że pomocy wypada szukać właśnie tam, nie zamierzała się sprzeczać. Przynajmniej jedno z nich na pewno wiedziało, co robi.- Wyślę do niego Ravena z listem, gdy będziemy mieć już pewność, gdzie zostajemy.- stwierdziła po chwili.
Patrzyła z uwagą na chłopaka, kiedy ten podjął się wyjaśnienia, co miał na myśli. Mogła spodziewać się wielu rzeczy, ale nie czegoś podobnego akurat teraz.
- Musiałeś coś źle zrozumieć. Nie jestem w ciąży.- odparła, kiedy zdziwienie minęło. Na końcu języka miała nieco kpiący i cięty żart, ale nie przeszło jej to przez gardło. Ta myśl była wręcz ponura w obecnej sytuacji.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Wyślę do niego Leonorę później, na pewno będzie się czuł lepiej śląc ją - powiedział, chcąc wysłać bratu jakąkolwiek pomoc. I możliwość, żeby odpisał, żeby był z nim jakikolwiek kontakt... Idiota. Przecież musiał wrócić do domu...
- Damy mu znać, o wszystkim jak będziemy już gotowi, teraz potrzebuje odpoczynku - powiedział płynnie, choć oczywiście chodziło mu o odciągnięcie dziewczyn od wysyłania do Jamesa wiadomości. Przynajmniej... Tymczasowo. Musiał go przywołać do porządku w końcu.
Zmarszczył jednak brwi, słysząc i Sheilę, i Eve...
- Ale to nam powiedział... W sensie i mi, i Marcelowi... Że jesteś w ciąży.. - mruknął, niekoniecznie rozumiejąc. A po tym wbił wzrok w Marsa, widząc jaki ten był zadowolony. Zastanawiał się też czy powinien wspomnieć i bratowej, i siostrze o swoich planach na następny dzień... Bo powinien pojawić się w dolinie na rynku dzisiaj, ale może lepiej było i dla niego, i Kerstin, żeby zrobił to po prostu jutro?
A dzisiaj spędził czas jednak z rodziną...
- Był na spacerze już? Może się przejdziemy z nim?
- Damy mu znać, o wszystkim jak będziemy już gotowi, teraz potrzebuje odpoczynku - powiedział płynnie, choć oczywiście chodziło mu o odciągnięcie dziewczyn od wysyłania do Jamesa wiadomości. Przynajmniej... Tymczasowo. Musiał go przywołać do porządku w końcu.
Zmarszczył jednak brwi, słysząc i Sheilę, i Eve...
- Ale to nam powiedział... W sensie i mi, i Marcelowi... Że jesteś w ciąży.. - mruknął, niekoniecznie rozumiejąc. A po tym wbił wzrok w Marsa, widząc jaki ten był zadowolony. Zastanawiał się też czy powinien wspomnieć i bratowej, i siostrze o swoich planach na następny dzień... Bo powinien pojawić się w dolinie na rynku dzisiaj, ale może lepiej było i dla niego, i Kerstin, żeby zrobił to po prostu jutro?
A dzisiaj spędził czas jednak z rodziną...
- Był na spacerze już? Może się przejdziemy z nim?
Eve miała rację, że nie mieli się co śpieszyć – poprzedni kosztował ją prace, a ich też niejako sprawny dostęp do Londynu, gdzie prędzej czy później ktoś może przypomnieć sobie o dwóch chłopcach z jarmarku. Thomas wszystko zbywał entuzjazmem, ale wiedziała, jak przeżył pierwszy pobyt w Tower i była pewna, że tym razem wcale nie było lepiej.
- Napiszę do Jaydena w podziękowaniu. Nie wiem, co zrobił, ale…mocno się dla was naraził. – I dużo zyskali dzięki niemu, przede wszystkim głównie to, że teraz mogli tu siedzieć we trójkę, a niebawem i we czwórkę. No i Mars i Dynia i zwierzaki, ale tego było jeszcze dużo. Martwiło ją jedynie, że James został sam z profesorem, a znając charakter tego pierwszego…
- Mam nadzieję, że Jimmy nie wyskoczył z Genewą? Tego jeszcze brakowało. – Naprawdę, to wszystko był jednym wielkim nieporozumieniem, a przynajmniej w to chciała wierzyć. – Mars…nie, nie był jeszcze na spacerze. Możemy się przejść…ale może lepiej po lasach? – Nic nie wiedziała o tym, czy Thomas jest dziś umówiony czy nie, ale po prostu nie chciała się pchać pomiędzy ludzi. – Eve, masz swój szalik i rękawiczki, czy pożyczyć? Tommy?
- Napiszę do Jaydena w podziękowaniu. Nie wiem, co zrobił, ale…mocno się dla was naraził. – I dużo zyskali dzięki niemu, przede wszystkim głównie to, że teraz mogli tu siedzieć we trójkę, a niebawem i we czwórkę. No i Mars i Dynia i zwierzaki, ale tego było jeszcze dużo. Martwiło ją jedynie, że James został sam z profesorem, a znając charakter tego pierwszego…
- Mam nadzieję, że Jimmy nie wyskoczył z Genewą? Tego jeszcze brakowało. – Naprawdę, to wszystko był jednym wielkim nieporozumieniem, a przynajmniej w to chciała wierzyć. – Mars…nie, nie był jeszcze na spacerze. Możemy się przejść…ale może lepiej po lasach? – Nic nie wiedziała o tym, czy Thomas jest dziś umówiony czy nie, ale po prostu nie chciała się pchać pomiędzy ludzi. – Eve, masz swój szalik i rękawiczki, czy pożyczyć? Tommy?
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
- Masz rację - nie wątpiła, że lepiej, jak przy Jamesie będzie Leonora. W końcu sama chciałaby odzyskać Ravena na ten czas, chociaż z nieco innych powodów.- No dobrze.- niechętnie zgadzała się na to, chcąc mimo wszystko jakąkolwiek informację od niego.
Uniosła lekko brew, kiedy chłopak przyznał, że nie tylko on usłyszał tą rewelację.
- Nie wiem o co chodziło, ale naprawdę coś źle zrozumiałeś.- nie chciała w to wnikać, nawet jeśli przez sekundę odczuła obawę. A co jeśli? James musiał nagadać im głupot, ale prawie wzdrygnęło ją na myśl, że mogłaby być teraz w ciąży.
Spojrzała na Sheilę, gdy wspomniała o Generwie. Mogłaby się założyć, że wyskoczył z tym, w końcu to Jimmy, nie odpuściłby sobie.
- Możemy, ale chodźmy gdzieś dalej poza Dolinę. Chodzenie po lasach to nie najlepszy pomysł.- spędziła tu trochę czasu, wiedząc dobrze jakie ścieżki omijać.- Mam, jasne, że mam.- uśmiechnęła się odrobinę.
Uniosła lekko brew, kiedy chłopak przyznał, że nie tylko on usłyszał tą rewelację.
- Nie wiem o co chodziło, ale naprawdę coś źle zrozumiałeś.- nie chciała w to wnikać, nawet jeśli przez sekundę odczuła obawę. A co jeśli? James musiał nagadać im głupot, ale prawie wzdrygnęło ją na myśl, że mogłaby być teraz w ciąży.
Spojrzała na Sheilę, gdy wspomniała o Generwie. Mogłaby się założyć, że wyskoczył z tym, w końcu to Jimmy, nie odpuściłby sobie.
- Możemy, ale chodźmy gdzieś dalej poza Dolinę. Chodzenie po lasach to nie najlepszy pomysł.- spędziła tu trochę czasu, wiedząc dobrze jakie ścieżki omijać.- Mam, jasne, że mam.- uśmiechnęła się odrobinę.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Wiem, co mówił. Po prostu skłamał, gnojek. A już się cieszyłem... - rzucił niezadowolony niczym naburmoszone dziecko, ale chwilę po tym pokręcił głową. Co miał innego zrobić?
Uśmiechnął się jednak do Sheili już po chwili.
- Nie wyskoczył, był zbyt zmęczony, Paprotko - zapewnił ją kłamiąc z uśmiechem, po tym już podnosząc się z kanapy. - Powinienem mieć w moich rzeczach, wiec pewnie gdzieś leżą... - dodał odnośnie szalika i czapki, a po tym skierował się już po smycz Marsa.
Zabrał psiaka, a później zebrali się już trójką na spacer po okolicach Doliny.
Zt x3
Uśmiechnął się jednak do Sheili już po chwili.
- Nie wyskoczył, był zbyt zmęczony, Paprotko - zapewnił ją kłamiąc z uśmiechem, po tym już podnosząc się z kanapy. - Powinienem mieć w moich rzeczach, wiec pewnie gdzieś leżą... - dodał odnośnie szalika i czapki, a po tym skierował się już po smycz Marsa.
Zabrał psiaka, a później zebrali się już trójką na spacer po okolicach Doliny.
Zt x3
Wciąż nie był pewien, czy to była właściwa decyzja. Czy jakakolwiek była, czy to było z góry przesądzone. Deportował się z trzaskiem pod dom, do którego włamali się, by zorganizować przyjęcie sylwestrowe. Na miejscu znalazł się wcześniej, nie był pewien, czy Eve zwlekała po to, by upewnić się, że to zrobi, czy po prostu zareagował szybciej. Spojrzał na nią, kiedy zjawiła się tuż obok z rozwianym włosem i skinął jej głową, Nim jednak ruszył w kierunku domu, na ulicy dostrzegł Thomasa i Sheilę. Z Marsem. Utkwił wzrok w bracie, ale nic nie powiedział. Wysilił się jednak na uśmiech do siostry, kiedy go dostrzegła.
— Sissy — powitał ją cichym, chrapliwym głosem.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Uśmiechał się, trzymając Marsa pewnie na smyczy. Starał się spędzać czas zarówno z Sheilą i Eve, jak i z Kerry. I starał się utrzymywać bajkę, jako że James siedział w Irlandii. Był na niego zły, wręcz wściekły za ten list. I za brak dalszej odpowiedzi! Był zły, a jednocześnie nie mógł tego po sobie pokazać.
Nic dziwnego, że kiedy dostrzegł Jamesa, zacisnął zęby. Wbił w niego spojrzenie, tak jak ten to zrobił. I ruszył w jego stronę, pozwalając to Sheili pierwszej go dopaść. Sam stanął obok z marsem, odpinając jego smycz, aby i psiak mógł swobodnie pobiec do młodszego Doe.
Poczeka aż dziewczyny się nim nacieszą, a później sam go zgarnie.
Oj nawet nie wiesz jakie ci manto zaraz spuszczę, pomyślał posyłając bratu dość sugestywne spojrzenie.
Posłał zaraz uśmiech do Sheili, zerkając na siostrę. Jak mógł się nie uśmiechać, widząc jak była szczęśliwa?
Nic dziwnego, że kiedy dostrzegł Jamesa, zacisnął zęby. Wbił w niego spojrzenie, tak jak ten to zrobił. I ruszył w jego stronę, pozwalając to Sheili pierwszej go dopaść. Sam stanął obok z marsem, odpinając jego smycz, aby i psiak mógł swobodnie pobiec do młodszego Doe.
Poczeka aż dziewczyny się nim nacieszą, a później sam go zgarnie.
Oj nawet nie wiesz jakie ci manto zaraz spuszczę, pomyślał posyłając bratu dość sugestywne spojrzenie.
Posłał zaraz uśmiech do Sheili, zerkając na siostrę. Jak mógł się nie uśmiechać, widząc jak była szczęśliwa?
1958 | Rodzina Doe
Szybka odpowiedź