Morsmordre :: Devon :: Plymouth :: Aleja kupiecka :: Ptasie Radio
Gniazdo
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Gniazdo
Sala nagraniowa radia. To tu dzieje się magia! Jest to niewielkie pomieszczenie, którego cała podłoga została wyłożona dywanami dla lepszej akustyki. Na samym środku stoi stół, na którym leży cały sprzęt potrzebny do nadawania, zaś po drugiej jego stronie dodatkowe dwa krzesła i mikrofony pozwalające radiowcom na swobodną rozmowę na antenie. Sprzęt nie potrzebuje być obsługiwany przez człowieka, chociaż jest regularnie sprawdzany i poddawany renowacji, gdy zachodzi taka potrzeba. Podłączony jest tam gramofon, a obok niego znajduje się potężna kolekcja płyt winylowych z najlepszym bluesem, rock'n'rollem i jazzem. Oprócz urządzeń i podstawowego oświetlenia zawsze można tam znaleźć dzbanek ze świeżą wodą i kilka koców. Radio gra cały czas, to też, gdy nie trwają audycje, gramofon odtwarza umieszczone w nim wcześniej płyty.
Popadłem w chwilową zadumę, gdy Herbert rozprawiał nad sensem stosowania całego tego szyfru w audycjach. Nie kryłem zaskoczenia, wyrażonego uniesioną brwią, gdy wyjawił, że docelowi odbiorcy nie słyszą tego kodu. — Interesujące. Jak działają te pluskwy? Docierają do indywidualnych odbiorców, czy całych regionów? — jeśli trzeba było posiadać pluskwę, by przyjąć niezakodowaną audycję, to może nawet miało to jakiś sens. Jeśli zaś działała jako nadajnik, który funkcjonował w obrębie całej dzielnicy, miasta czy hrabstwa — wysłannikom Malfoya i tak dużo łatwiej byłoby się dobrać do tej treści, namierzenie odpowiedniej częstotliwości nie powinno stanowić problemu. Kiedyś miałem przyjemność obcować z mugolskim odbiornikiem, acz nigdy nie próbowałem nawet pojąć, na jakiej zasadzie działa ten cały przesył fal radiowych; moja wiedza z mugoloznawstwa obejmowała dość podstawowy zakres. — Brzmi to bardzo sensownie, choć byłoby łatwiej przekazywać treści, gdyby magia zmieniała słowa w odbiornikach osób nieposiadających pluskwy, niż u tych, które ją posiadają — podzieliłem się spostrzeżeniem. — Acz nie zamierzam narzekać. Porozmawiam z dowództwem Memortka nad utworzeniem specjalnych punktów odbioru transmisji, by pocztą pantoflową przekazywać je wśród ludzi pozbawionych dostępu do odbiorników i pluskiew — o ile mi było wiadome, to o działaniu Ptasiego Radia nie wiedziało nader wiele osób. Właściwie — główna grupa docelowa, nie miała o nim bladego pojęcia. — Nasuwa mi się myśl, czy dałoby się wykorzystać tę technologię do usprawnienia komunikacji między jednostkami terenowymi? — skoro ten genialny wynalazek mógł trafiać do mas i szyfrować częstotliwości, dlaczego nie wykorzystać go, by prędzej przesyłać wiadomości? Wiedziałem, że niektórzy członkowie Zakonu Feniksa posiedli wiedzę na temat Patronusów, które potrafiły je przekazywać, ale... z czymś takim? To nie byłoby potrzebne. — Zachwyca mnie to, co udało Wam się osiągnąć — przyznałem z oczarowaniem. — Mimo pewnych niedociągnięć, to naprawdę może mieć silną wartość propagandową, stanowić źródło informacji i podpałkę pod żarliwy płomień nadziei, który dawno w ludziach przygasł.
Uśmiechnąłem się, nie zwlekając długo z zajęciem wolnego miejsca. Grey objaśnił mi pokrótce, w jaki sposób funkcjonuje cała maszyneria, choć dłuższą chwilę zajęło mi opanowanie pozycji tych wszystkich suwaków. Byłem świadom, że podczas prowadzenia audycji na ogół będzie mi towarzyszyć ktoś, kto będzie lepiej znać się na obsłudze tego ustrojstwa, więc zdałem się na wiedzę zakonnika, który mógł mnie w tym wyręczać. — Przepraszam, niewiele rozumiem z tych fal krótkich i zagłuszania, możesz przełożyć na magiczny? — na mojej twarzy zagościł żałosny uśmiech. Dużo prościej byłoby mi to pojąć, gdyby wytłumaczył na przykładzie znanych zaklęć, o ile to w ogóle było możliwe. — Mhm, obiło mi się o uszy. Amerykańscy wolnościowcy transmitowali informacje i promowali wartości demokratyczne do krajów objętych cenzurą słowa — dla mnie to zawsze była pewna abstrakcja, acz słyszałem na temat tej rozgłośni, bo pracując w Proroku Codziennym, nieco interesowałem się pracą zagranicznych mediów, również tych mugolskich. Widząc Greya wykonującego test mikrofonu, zawtórowałem mu, odzywając się do mikrofonu. — Raz, dwa, trzy. To działa — ucieszyłem się jak dziecko, widząc ciągłą kontrolkę, której znaczenie objaśniał obrazkowy dopisek. — Ktoś po drugiej stronie nas usłyszał? — spojrzałem na niego podekscytowany. — Da się, no nie wiem, zapisać słowa i odtworzyć je, jak myśli w myślodsiewni? Bez emitowania na żywo? — to ułatwiłoby prowadzenie audycji, bo dałoby nieco czasu na przetworzenie publikowanej treści. Musieliśmy zachować szczególną ostrożność, jeśli faktycznie treści mogły dotrzeć do psów gończych Malfoya. — Właściwie to mam. Dobrze byłoby utworzyć stały schemat przekazywanych informacji. Jeśli poddasz analizie dowolną treść Walczącego Maga, zauważysz, że bardzo często padają tam powielane sformułowania, bazujące na propagandowej technice, która głosi, że kłamstwo powielane tysiąc razy staje się prawdą. Jeśli chcemy, by odbiorcy nie tracili nadziei, musimy opracować pewne często powielane w audycjach sformułowania wzbudzające wiarę w ducha oporu — wyjaśniłem w wielkim skrócie. Zaletą takich audycji radiowych był fakt, że przeciwnie do Proroka, mogły być nagłaśniane codziennie, co zapewniało nam wielką przewagę w szerzeniu kluczowych wartości. — Planuję wymierzenie propagandowej ofensywy w Ministerstwo Magii, chciałbym, aby Ptasie Radio miało w tym swój udział — podsunąłem pewien motyw. — Pierwsza audycja powinna zdementować plotki, że Zakon Feniksa upadł. Przywrócić ludziom wiarę, że istnieją ludzie, którzy będą za nich walczyć — zadeklarowałem z pełną wiarą w słuszność tego ruchu.
Uśmiechnąłem się, nie zwlekając długo z zajęciem wolnego miejsca. Grey objaśnił mi pokrótce, w jaki sposób funkcjonuje cała maszyneria, choć dłuższą chwilę zajęło mi opanowanie pozycji tych wszystkich suwaków. Byłem świadom, że podczas prowadzenia audycji na ogół będzie mi towarzyszyć ktoś, kto będzie lepiej znać się na obsłudze tego ustrojstwa, więc zdałem się na wiedzę zakonnika, który mógł mnie w tym wyręczać. — Przepraszam, niewiele rozumiem z tych fal krótkich i zagłuszania, możesz przełożyć na magiczny? — na mojej twarzy zagościł żałosny uśmiech. Dużo prościej byłoby mi to pojąć, gdyby wytłumaczył na przykładzie znanych zaklęć, o ile to w ogóle było możliwe. — Mhm, obiło mi się o uszy. Amerykańscy wolnościowcy transmitowali informacje i promowali wartości demokratyczne do krajów objętych cenzurą słowa — dla mnie to zawsze była pewna abstrakcja, acz słyszałem na temat tej rozgłośni, bo pracując w Proroku Codziennym, nieco interesowałem się pracą zagranicznych mediów, również tych mugolskich. Widząc Greya wykonującego test mikrofonu, zawtórowałem mu, odzywając się do mikrofonu. — Raz, dwa, trzy. To działa — ucieszyłem się jak dziecko, widząc ciągłą kontrolkę, której znaczenie objaśniał obrazkowy dopisek. — Ktoś po drugiej stronie nas usłyszał? — spojrzałem na niego podekscytowany. — Da się, no nie wiem, zapisać słowa i odtworzyć je, jak myśli w myślodsiewni? Bez emitowania na żywo? — to ułatwiłoby prowadzenie audycji, bo dałoby nieco czasu na przetworzenie publikowanej treści. Musieliśmy zachować szczególną ostrożność, jeśli faktycznie treści mogły dotrzeć do psów gończych Malfoya. — Właściwie to mam. Dobrze byłoby utworzyć stały schemat przekazywanych informacji. Jeśli poddasz analizie dowolną treść Walczącego Maga, zauważysz, że bardzo często padają tam powielane sformułowania, bazujące na propagandowej technice, która głosi, że kłamstwo powielane tysiąc razy staje się prawdą. Jeśli chcemy, by odbiorcy nie tracili nadziei, musimy opracować pewne często powielane w audycjach sformułowania wzbudzające wiarę w ducha oporu — wyjaśniłem w wielkim skrócie. Zaletą takich audycji radiowych był fakt, że przeciwnie do Proroka, mogły być nagłaśniane codziennie, co zapewniało nam wielką przewagę w szerzeniu kluczowych wartości. — Planuję wymierzenie propagandowej ofensywy w Ministerstwo Magii, chciałbym, aby Ptasie Radio miało w tym swój udział — podsunąłem pewien motyw. — Pierwsza audycja powinna zdementować plotki, że Zakon Feniksa upadł. Przywrócić ludziom wiarę, że istnieją ludzie, którzy będą za nich walczyć — zadeklarowałem z pełną wiarą w słuszność tego ruchu.
Garfield Weasley
Zawód : Biuro Informacji i Propagandy "Memortek"
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Kiedy poznawał cały zamysł był sceptycznie nastawiony, ale im bardziej rozumiał sens działa tym coraz bardziej się z nim zgadzał. Chodziło o to aby docierać tam gdzie chcieli, do osób, które miały ich słyszeć. Ciągłe zmienianie kodu było problematyczne oraz pojawiał się problem jego aktualizacji i dostarczania jej do odbiorców.
-Tylko do danego odbiorcy, dlatego tak ważne jest aby było ich jak najwięcej. - Żyjąc w dwóch światach posiadł wiedzę z każdego z nich, choć świat magii bardziej go wciągnął i widział czasami smutek w spojrzeniu ojca, gdy synowie wybierali rozwiązania magiczne. Im był starszy tym bardziej rozumiał, że odcięcie się od mugolskich korzeni może jedynie mu zaszkodzić, nie zaś pomóc. -Nie jestem aż takim specjalistą aby wszystko zmieniać. Wyszedłem z założenia, że warto na początek wykorzystać dobrze to co już mamy. - Zauważył ze spokojem i przeszedł się parę kroków po studiu szukając kolejnych notatek a może nawet cały pomysłów na kolejne audycje jakie zostały wcześniej spisane. -Twój pomysł nie brzmi źle, potrzeba nam tylko człowieka, który wiedziałby jak się tym zająć. - On do nich nie należał. Mógł poszukać, rozpuścić widzi, ale był podróżnikiem i botanikiem, nie zaś znawcą techniki i numerologii, która mogła tu znacznie pomóc; tak jak przy produkcji świstoklików. Uśmiechnął się pod nosem słysząc słowa czarodzieja. -Zabawne, ponieważ pomyślałem o tym samym. Na pewno tego nie spodziewa się wróg. Ślad magii można wytropić. - Sam nie raz to robił kiedy poznawał ścieżki energii magicznej w Amazonii od tamtejszych szamanów. -Tego śladu, jeżeli nie wiedzą czego szukać nie złapią tak łatwo. Naturalnie, nadania można zagłuszać lub zniekształcać, ale do tego też trzeba wiedzieć jak, nawet przy użyciu magii. -Zaśmiał się cicho, po czym usiadł obok Garrego przez chwilę dumając nad tym jak wytłumaczyć mu działanie fal krótkich i długich. Nie będąc ekspertem nie chciał się zagłębiać zbytnio w temat, ale nie miał zamiaru zostawiać kolegi bez odpowiedzi. -Magia ma swoje pole działania, mówimy też o tym, że magia w danych miejscach jest silniejsza lub słabsza. Radio działa również na zasadzie pól, ale nie magicznych tylko elektromagnetycznych. To pole jest ustalone i ono sprawia czy fala radiowa, na której przesyłasz swój głos dociera do radioodbiornika. Nie widzisz jej, tak jak nie widzisz przepływu magii przez różdżkę, która w jest przekaźnikiem magii. Fala radiowa to taka właśnie fala magiczna, która za pomocą przekaźnika, czyli różdżki, w naszym przypadku jest to radiostacja taka jak ta, przekazywana jest dalej. Z różdżki na cel, co wywołuje konkretny efekt, a z radiostacji do radia, gdzie celem jest aby inni usłyszeli twój głos. - Starał się jak najłatwiej to wytłumaczyć, ale i jemu ciężko było to ująć w jakieś proste porównanie, które czarodziej zrozumie. Radość czarodzieja udzieliła się również jemu, czuł, że zaczynają coś robić i działać. Wykonują kolejny krok ku lepszej przyszłości - choć nawet w głowie Greya brzmiało to dość pompatycznie. -Jeszcze nie. - Pokręcił głową i wskazał kolejne kontrolki. -Ta tutaj jak ją naciśniesz sprawi, że to co mówisz zacznie być nadawane na żywo. Więc jak nie chcesz aby cię słyszeli, to jej nie naciskasz. - Rozejrzał się po całej konsoli i potem popatrzył po ścianach gdzie znajdowały się płyty gramofonowe, kasety i całe naręcze rzeczy potrzebnego w radiu, ale takiego, o którym Grey nie miał pojęcia. -Tak - Pokiwał głową -Można… tylko jeszcze nie wiem jak. - Zmarszczył brwi bo ten pomysł mu się spodobał. -Nagranie sprawi, że można też za jakiś czas audycję powtórzyć aby na pewno dotarła do wszystkich, o różnych porach dnia. Myślę, że parę dni tu spędzę i rozgryziemy jak tego dokonać. - Gdzieś musiała być instrukcja obsługi, która znacznie by im ułatwiła działanie. Kiedy szukał tejże słuchał pomysłów Garrego i w połowie ruchu zamarł. -Walka z propagandą brzmi dobrze, każdy z nas by chciał wskazać i wytknąć kłamstwa jakie przedstawia Walczący Mag. - Spojrzał z uznaniem na Garrego, bo słuchając go wiedział, że rozmawia z człowiekiem znającym się na rzeczy. -Czego ci potrzeba aby taką audycję stworzyć?
-Tylko do danego odbiorcy, dlatego tak ważne jest aby było ich jak najwięcej. - Żyjąc w dwóch światach posiadł wiedzę z każdego z nich, choć świat magii bardziej go wciągnął i widział czasami smutek w spojrzeniu ojca, gdy synowie wybierali rozwiązania magiczne. Im był starszy tym bardziej rozumiał, że odcięcie się od mugolskich korzeni może jedynie mu zaszkodzić, nie zaś pomóc. -Nie jestem aż takim specjalistą aby wszystko zmieniać. Wyszedłem z założenia, że warto na początek wykorzystać dobrze to co już mamy. - Zauważył ze spokojem i przeszedł się parę kroków po studiu szukając kolejnych notatek a może nawet cały pomysłów na kolejne audycje jakie zostały wcześniej spisane. -Twój pomysł nie brzmi źle, potrzeba nam tylko człowieka, który wiedziałby jak się tym zająć. - On do nich nie należał. Mógł poszukać, rozpuścić widzi, ale był podróżnikiem i botanikiem, nie zaś znawcą techniki i numerologii, która mogła tu znacznie pomóc; tak jak przy produkcji świstoklików. Uśmiechnął się pod nosem słysząc słowa czarodzieja. -Zabawne, ponieważ pomyślałem o tym samym. Na pewno tego nie spodziewa się wróg. Ślad magii można wytropić. - Sam nie raz to robił kiedy poznawał ścieżki energii magicznej w Amazonii od tamtejszych szamanów. -Tego śladu, jeżeli nie wiedzą czego szukać nie złapią tak łatwo. Naturalnie, nadania można zagłuszać lub zniekształcać, ale do tego też trzeba wiedzieć jak, nawet przy użyciu magii. -Zaśmiał się cicho, po czym usiadł obok Garrego przez chwilę dumając nad tym jak wytłumaczyć mu działanie fal krótkich i długich. Nie będąc ekspertem nie chciał się zagłębiać zbytnio w temat, ale nie miał zamiaru zostawiać kolegi bez odpowiedzi. -Magia ma swoje pole działania, mówimy też o tym, że magia w danych miejscach jest silniejsza lub słabsza. Radio działa również na zasadzie pól, ale nie magicznych tylko elektromagnetycznych. To pole jest ustalone i ono sprawia czy fala radiowa, na której przesyłasz swój głos dociera do radioodbiornika. Nie widzisz jej, tak jak nie widzisz przepływu magii przez różdżkę, która w jest przekaźnikiem magii. Fala radiowa to taka właśnie fala magiczna, która za pomocą przekaźnika, czyli różdżki, w naszym przypadku jest to radiostacja taka jak ta, przekazywana jest dalej. Z różdżki na cel, co wywołuje konkretny efekt, a z radiostacji do radia, gdzie celem jest aby inni usłyszeli twój głos. - Starał się jak najłatwiej to wytłumaczyć, ale i jemu ciężko było to ująć w jakieś proste porównanie, które czarodziej zrozumie. Radość czarodzieja udzieliła się również jemu, czuł, że zaczynają coś robić i działać. Wykonują kolejny krok ku lepszej przyszłości - choć nawet w głowie Greya brzmiało to dość pompatycznie. -Jeszcze nie. - Pokręcił głową i wskazał kolejne kontrolki. -Ta tutaj jak ją naciśniesz sprawi, że to co mówisz zacznie być nadawane na żywo. Więc jak nie chcesz aby cię słyszeli, to jej nie naciskasz. - Rozejrzał się po całej konsoli i potem popatrzył po ścianach gdzie znajdowały się płyty gramofonowe, kasety i całe naręcze rzeczy potrzebnego w radiu, ale takiego, o którym Grey nie miał pojęcia. -Tak - Pokiwał głową -Można… tylko jeszcze nie wiem jak. - Zmarszczył brwi bo ten pomysł mu się spodobał. -Nagranie sprawi, że można też za jakiś czas audycję powtórzyć aby na pewno dotarła do wszystkich, o różnych porach dnia. Myślę, że parę dni tu spędzę i rozgryziemy jak tego dokonać. - Gdzieś musiała być instrukcja obsługi, która znacznie by im ułatwiła działanie. Kiedy szukał tejże słuchał pomysłów Garrego i w połowie ruchu zamarł. -Walka z propagandą brzmi dobrze, każdy z nas by chciał wskazać i wytknąć kłamstwa jakie przedstawia Walczący Mag. - Spojrzał z uznaniem na Garrego, bo słuchając go wiedział, że rozmawia z człowiekiem znającym się na rzeczy. -Czego ci potrzeba aby taką audycję stworzyć?
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Byłem zdania, że sam kod robił nieco więcej problemów, niż pożytku. Nie strzegło nas żadne prawo, pod rządami Malfoya zastępy szmalcowników i magicznej policji (o ironio, zestawionych obok siebie — co trafia w mój punkt) nie mają praktycznie żadnych zasad i wystarczy im jedynie podejrzenie, by przeobrazić życie niewinnych ludzi w piekło. Czy naprawdę trzeba było komplikować sprawy i ograniczać dostęp do audycji szyfrującymi pluskwami? — Z kodem czy bez tym zbrodniczym świniom wystarczy tylko pretekst, by krwawo wyrżnąć całe wioski — podzieliłem się punktem widzenia z wyraźną irytacją, ukierunkowaną rzecz jasna w tych dupków, nie w Herberta. Uśmiechnąłem się natomiast, gdy wyjaśnił, że śladu radia tak łatwo nie wychwycą. — Coraz bardziej zaczyna mi się podobać ta mugolska technologia. Nie dziwi mnie, że tak się jej boją - we właściwych rękach naprawdę może okazać się ich zgubą — jak zresztą samobójcza arogancja i lekceważenie ruchu oporu. — Co się stało z ludźmi, którzy byli tu wcześniej? Czy oni... — nie żyją? Wysoce prawdopodobne, choć wolałem niczego nie zakładać z góry. — Jeśli komuś udało się opracować tę technologię na nasz użytek, to na pewno da się pewne rzeczy zmodyfikować... ale masz rację, pracujmy na tym, co mamy — ze mną to już tak było, że uwielbiałem planować na dalekie dystanse. Byłem wizjonerem i każdy pomysł, który wydawał mi się dobry, zawsze znajdował wiele rozwinięć i zastosowań; nic więc dziwnego, że ledwie odkryłem istnienie Ptasiego Radia, a już widziałem w głowie kierunki jego modernizacji. — Porozmawiam z ojcem, może nakieruje mnie na trop odpowiedniej osoby do tego zadania — odparłem, zastanawiając się przez chwilę, czy nie mam przypadkiem w rodzinie jakiegoś numerologa. Weasleyowie zawsze żyli dość blisko prostych ludzi, niewykluczone, że wielu z nas posiadło też ponadprzeciętną wiedzę na temat mugolskiej technologii.
Zacząłem w pewnym sensie pojmować wyjaśnienie Greya, prowadząc własne rozważania. — Więc żeby zagłuszyć działanie fal elektromagnetycznych, musieliby opracować coś w rodzaju generatora pola antymagicznego... tylko że blokującego fale radiowe? Nie zaburzy tego jakiś masowy Confundus? Czy to w ogóle możliwe, żeby zablokować ich przesył z pomocą magii? — dopytywałem, uznając autorytet Greya w tej kwestii. Zdawałem sobie sprawę, że nie był encyklopedią mugolskiej techniki, acz żeby dobrze pojąć działanie tego wszystkiego, musiałem badać limity pokładów jego wiedzy. — Zastanawiam się, czy to możliwe, aby odcięli nasze zasięgi bez dobrego zrozumienia technologii, z którą się zmierzą — to znaczy, czy musieliby 'pobrudzić sobie ręce' obcowaniem z rzeczami, których najbardziej nienawidzą.
Kolejne kontrolki pokazały mi, jak bardzo skomplikowana była obsługa tego urządzenia. — Naprawdę każdy mugol potrafi się w tym odnaleźć? — zaśmiałem się. Wiedziałem, że nie, podobnie jak w świecie magii nie każdy potrafi transmutować kogoś w królika, albo wyczarować na głowie jelenie poroże. — Wow, to mi nasuwa myśl — spojrzałem na te wszystkie kasety z oczarowaniem. — Mówisz, że mamy ograniczony dostęp do tych pluskiew, a do tego działają na bardzo ograniczonym obszarze — odbieranie audycji było więc zarezerwowane dla wybranych. — Zaproponowałem już utworzenie, nazwijmy to roboczo, posterunków radiowych - miejsc, w których Memortek będzie odbierać audycje na żywo i przekazywać wieści do pobliskich miast pocztą pantoflową — to swoją drogą, w moim mniemaniu, bardzo dobry pomysł. — Mam pomysł, w jaki sposób usprawnić ich pracę. Bo widzisz, kiedy rzucisz Sonorus, to możesz mówić głośniej... — często używam tego zaklęcia, gdy wymaga się ode mnie przemówień; dodaje charyzmy i sprawia, że mój głos jest tyleż głośniejszy, co bardziej wyrazisty. — A gdyby tak wysyłać ich z kasetami, na których nagrane są audycje - rzecz jasna zdekodowane - i odtwarzać je za pomocą jakiegoś odbiornika wzmocnionego zaklęciem, by nagrania docierały do całych dzielnic? To nie muszą być długie wiadomości, a proste propagandowe slogany — odtwarzanie takich wiadomości stale przypominałoby, że wciąż gdzieś tam są ludzie, na których każdy może liczyć. — Można by tak robić nawet przeloty na miotle, by całe miasta usłyszały treść — byłem podekscytowany samą wizją takiego ruchu. — Wiem, że Ministerstwo Malfoya zrobiłoby pogrom, gdyby zasłyszało takie treści, acz w większych miastach na promugolskich ziemiach - Plymouth w Devon, dla przykładu — przemilczałem, że na początku kwietnia to właśnie tam doszło do rozlewu krwi i walki pomiędzy rebeliantami, szmalcownikami i magiczną policją, nadto z mojej winy... — To mogłoby mieć rację bytu. Myślisz, że warto o tym pogadać z dowództwem? — musiałem pamiętać, że wciąż odpowiadam przed swoimi zwierzchnikami w Biurze Informacji i Propagandy, a każda kluczowa inicjatywa wymagała zatwierdzenia przez górę. Z reguły miałem wolną rękę, ale to byłby naprawdę konkretny ruch. — Po nagranych kasetach nie namierzą częstotliwości, więc audycje na żywo byłyby odrębnym projektem — nadmieniłem argumentacyjnie. — I oczywiście pomogę Ci z tą całą aparaturą i ogarnięciem, jak w ogóle tego dokonać — uśmiechnąłem się, choć jakby na chwilę zastygłem w mimice, procesując myśl. — Mam nadzieję, że nie wchodzę tym w zakres Twoich kompetencji, chcę tylko się przydać — uściśliłem jeszcze, żeby sobie nie pomyślał, że za bardzo wchodzę z butami w pewne sprawy.
Grey był na tyle sympatyczną i zaufaną osobą, podzielającą nadto mój punkt widzenia z propagandową ofensywą, że postanowiłem delikatnie wdrożyć go w swój plan. — Właściwie to chcę, aby Walczący Mag sam przyznał się do swoich kłamstw, w ślepej arogancji nawet nie zdając sobie z tego sprawy — uśmiechnąłem się zawadiacko. Ten tajemniczy zwrot rzucał tyle światła na sprawę, ile powinien, by nieco rozjaśnić Greyowi mój pogląd. — Pracuję nad stworzeniem kilku luk propagandowych w treściach publikowanych przez antymugoli. Gdy skończę, w czym - tak między nami - przydałaby mi się dodatkowa para rąk, Ptasie Radio będzie musiało wykorzystać ujawnione kłamstwa, by uderzyć ze zdwojoną siłą, z wielu frontów. Do tego czasu dobrze byłoby mieć większe zasięgi... i rozważyć pomysł z tymi szczekaczkami — chyba tak nazywali to mugole w swojej wojnie. — A do pierwszej audycji potrzebuję właśnie zasięgów, trochę czasu i pomocy przy ogarnięciu tej konsoli — właściwie byłem już gotowy do pracy, bo od dawna wiedziałem, jakie treści chcę głosić do szerszej publiki. Musiałem się jednak przygotować, aby nie strzelić gdzieś gafy w używaniu tego specjalnego kodu. Pierwsze kilka audycji wymagało więc spisania skryptu, którego później zapewne nie będę potrzebować. — Ciekawym ruchem byłoby też prowadzenie reportaży w terenie na żywo. Wyobraź sobie, gdyby nasi dziennikarze terenowi raportowali do szerszej publiki, jak w danym momencie ministerialni i Śmierciożercy pogrywają sobie na naszych ziemiach. Mogliby mieć spory problem, gdyby na ulice wyszły setki ludzi zmotywowanych do podjęcia walki z wrogiem — teraz oczy zapłonęły mi żywym ogniem. O to przecież chodziło! Aby prości ludzie nie bali się stanąć we wzajemnej obronie, to przecież w nich tkwiła nasza siła i jedyna szansa na przechylenie szali zwycięstwa.
Zacząłem w pewnym sensie pojmować wyjaśnienie Greya, prowadząc własne rozważania. — Więc żeby zagłuszyć działanie fal elektromagnetycznych, musieliby opracować coś w rodzaju generatora pola antymagicznego... tylko że blokującego fale radiowe? Nie zaburzy tego jakiś masowy Confundus? Czy to w ogóle możliwe, żeby zablokować ich przesył z pomocą magii? — dopytywałem, uznając autorytet Greya w tej kwestii. Zdawałem sobie sprawę, że nie był encyklopedią mugolskiej techniki, acz żeby dobrze pojąć działanie tego wszystkiego, musiałem badać limity pokładów jego wiedzy. — Zastanawiam się, czy to możliwe, aby odcięli nasze zasięgi bez dobrego zrozumienia technologii, z którą się zmierzą — to znaczy, czy musieliby 'pobrudzić sobie ręce' obcowaniem z rzeczami, których najbardziej nienawidzą.
Kolejne kontrolki pokazały mi, jak bardzo skomplikowana była obsługa tego urządzenia. — Naprawdę każdy mugol potrafi się w tym odnaleźć? — zaśmiałem się. Wiedziałem, że nie, podobnie jak w świecie magii nie każdy potrafi transmutować kogoś w królika, albo wyczarować na głowie jelenie poroże. — Wow, to mi nasuwa myśl — spojrzałem na te wszystkie kasety z oczarowaniem. — Mówisz, że mamy ograniczony dostęp do tych pluskiew, a do tego działają na bardzo ograniczonym obszarze — odbieranie audycji było więc zarezerwowane dla wybranych. — Zaproponowałem już utworzenie, nazwijmy to roboczo, posterunków radiowych - miejsc, w których Memortek będzie odbierać audycje na żywo i przekazywać wieści do pobliskich miast pocztą pantoflową — to swoją drogą, w moim mniemaniu, bardzo dobry pomysł. — Mam pomysł, w jaki sposób usprawnić ich pracę. Bo widzisz, kiedy rzucisz Sonorus, to możesz mówić głośniej... — często używam tego zaklęcia, gdy wymaga się ode mnie przemówień; dodaje charyzmy i sprawia, że mój głos jest tyleż głośniejszy, co bardziej wyrazisty. — A gdyby tak wysyłać ich z kasetami, na których nagrane są audycje - rzecz jasna zdekodowane - i odtwarzać je za pomocą jakiegoś odbiornika wzmocnionego zaklęciem, by nagrania docierały do całych dzielnic? To nie muszą być długie wiadomości, a proste propagandowe slogany — odtwarzanie takich wiadomości stale przypominałoby, że wciąż gdzieś tam są ludzie, na których każdy może liczyć. — Można by tak robić nawet przeloty na miotle, by całe miasta usłyszały treść — byłem podekscytowany samą wizją takiego ruchu. — Wiem, że Ministerstwo Malfoya zrobiłoby pogrom, gdyby zasłyszało takie treści, acz w większych miastach na promugolskich ziemiach - Plymouth w Devon, dla przykładu — przemilczałem, że na początku kwietnia to właśnie tam doszło do rozlewu krwi i walki pomiędzy rebeliantami, szmalcownikami i magiczną policją, nadto z mojej winy... — To mogłoby mieć rację bytu. Myślisz, że warto o tym pogadać z dowództwem? — musiałem pamiętać, że wciąż odpowiadam przed swoimi zwierzchnikami w Biurze Informacji i Propagandy, a każda kluczowa inicjatywa wymagała zatwierdzenia przez górę. Z reguły miałem wolną rękę, ale to byłby naprawdę konkretny ruch. — Po nagranych kasetach nie namierzą częstotliwości, więc audycje na żywo byłyby odrębnym projektem — nadmieniłem argumentacyjnie. — I oczywiście pomogę Ci z tą całą aparaturą i ogarnięciem, jak w ogóle tego dokonać — uśmiechnąłem się, choć jakby na chwilę zastygłem w mimice, procesując myśl. — Mam nadzieję, że nie wchodzę tym w zakres Twoich kompetencji, chcę tylko się przydać — uściśliłem jeszcze, żeby sobie nie pomyślał, że za bardzo wchodzę z butami w pewne sprawy.
Grey był na tyle sympatyczną i zaufaną osobą, podzielającą nadto mój punkt widzenia z propagandową ofensywą, że postanowiłem delikatnie wdrożyć go w swój plan. — Właściwie to chcę, aby Walczący Mag sam przyznał się do swoich kłamstw, w ślepej arogancji nawet nie zdając sobie z tego sprawy — uśmiechnąłem się zawadiacko. Ten tajemniczy zwrot rzucał tyle światła na sprawę, ile powinien, by nieco rozjaśnić Greyowi mój pogląd. — Pracuję nad stworzeniem kilku luk propagandowych w treściach publikowanych przez antymugoli. Gdy skończę, w czym - tak między nami - przydałaby mi się dodatkowa para rąk, Ptasie Radio będzie musiało wykorzystać ujawnione kłamstwa, by uderzyć ze zdwojoną siłą, z wielu frontów. Do tego czasu dobrze byłoby mieć większe zasięgi... i rozważyć pomysł z tymi szczekaczkami — chyba tak nazywali to mugole w swojej wojnie. — A do pierwszej audycji potrzebuję właśnie zasięgów, trochę czasu i pomocy przy ogarnięciu tej konsoli — właściwie byłem już gotowy do pracy, bo od dawna wiedziałem, jakie treści chcę głosić do szerszej publiki. Musiałem się jednak przygotować, aby nie strzelić gdzieś gafy w używaniu tego specjalnego kodu. Pierwsze kilka audycji wymagało więc spisania skryptu, którego później zapewne nie będę potrzebować. — Ciekawym ruchem byłoby też prowadzenie reportaży w terenie na żywo. Wyobraź sobie, gdyby nasi dziennikarze terenowi raportowali do szerszej publiki, jak w danym momencie ministerialni i Śmierciożercy pogrywają sobie na naszych ziemiach. Mogliby mieć spory problem, gdyby na ulice wyszły setki ludzi zmotywowanych do podjęcia walki z wrogiem — teraz oczy zapłonęły mi żywym ogniem. O to przecież chodziło! Aby prości ludzie nie bali się stanąć we wzajemnej obronie, to przecież w nich tkwiła nasza siła i jedyna szansa na przechylenie szali zwycięstwa.
Garfield Weasley
Zawód : Biuro Informacji i Propagandy "Memortek"
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Bolesna prawda słów Garrego uderzała jeszcze mocniej kiedy planowało się zadania, zwłaszcza takie, które miały na celu osłabienie wroga.
-Dlatego staramy się zminimalizować preteksty. Jednocześnie im więcej ludzi zobaczy, że ataki są bezpodstawne, wymierzone tylko po to aby siać terror, w końcu się zbuntują. Przynajmniej warto mieć taką nadzieję. - Nie uważał siebie za idealistę, ale jednak nim był. Tak samo jak był marzycielem, który walczył o niepewną przyszłość, ale wiedział jaka była spokojna przeszłość. Chciał, jak wielu innych, wrócić do spokojnych dni, kiedy problemem było to czy pogoda pozwoli na dalsze wędrówki, a nie zaś to czy starczy im opatrunków dla rannych. -Żyją, ale skupili swoją energię na innych działaniach, mając nadzieję, że znajdzie się ktoś kto będzie chciał przejąć ich pracę. I ot, tu jesteśmy. - Wyjaśnił pospiesznie widząc zmartwienie malujące się na twarzy czarodzieja. -Tego jestem pewien, nie takie rzeczy połączenie magii i technologii robiło, ale potrzeba tu kogoś bardziej biegłego ode mnie. - Herbert miał sporo pomysłów, nie był alfą i omegą, potrzebował wokół siebie specjalistów, którzy wykorzystują swoje zdolności dzięki, którym mogą jeszcze spróbować wygrać tę wojnę. Choć ta walka miała raczej trwać wiele lat, możliwe że dekad. Garry zaliczał się do osób, które posiadały wiedzę i jak się właśnie okazało - głowę pełną pomysłów oraz serce palące się do walki. To sprawiło, że w oczach Greya zaiskrzyła chęć działania. -Sądzę, że jakaś silna magia w jakimś stopniu ma możliwość zagłuszenia fal, ale zwykły, pojedynczy czar to za mało. To są dwie różne kwestie, a do tej pory nie było potrzeby tworzenia magicznego zagłuszania radia mugolskiego. Zresztą, póki nie było tej wojny mugole swobodnie korzystali z radia, magia w niczym nie przeszkadzała. - Przeczesał ciemne włosy dłonią w wyraźnym zamyśleniu. -Mogę podpytać innych, którzy będą wiedzieć więcej, chociażby numerologów, ci potrafią rozwiązywać takie zagadnienia. - Nie chciał kreować się na eksperta, bo choć coś wiedział, to nie była to wiedza specjalistyczna, w której mógł uchodzić za znawcę zagadnienia. Raczej amatora, człowieka zwyczajnie zainteresowanego tematem. -Odetną jak zaczną się tym interesować. Nie wiem na ile są do tego chętni, ale jak na razie zdaje się, że brzydzą się wszystkim co mugolskie. Dlatego, my możemy na tym skorzystać. - Od samego początku podpierał się wiedzą i techniką jaką stworzyli mugole. Łączenie magii oraz przedmiotów mugolskich zawsze go fascynowało i nie rozumiał jak można nie chcieć czerpać z ich pomysłowości. Nie mieli magii, a zdawali się czasem bardziej rozwinięci niż czarodzieje, którzy nadal potrafili tkwić w poprzednim wieku - nie tylko technologicznie, ale przede wszystkim - mentalnie. -Mów dalej. - Zachęcił czarodzieja aby rozwinął swój pomysł kiedy jego oczy spoczęły na płytach. Widział jak myśl ta kiełkuje i zmienia się w dużą akcję, ale taką, którą byli w stanie przeprowadzić. Należało jedynie znaleźć do tego ludzi. -Pluskwy lepiej sprawdzą się na ziemiach zajętych przez wroga, działam już w kierunku tego aby przejść dokładnie wszystkie granice. Sprawdzić jakie są nastroje wśród mieszkańców i tam gdzie jest prawdopodobieństwo zdobycia przychylności podrzucić pluskwy, podrzucić ulotki. Zacząć siać informację, bardzo powoli, ale gdy już wykiełkuje może objąć swoim działaniem całe hrabstwo. - Podchwycił temat i podzielił się swoim planem, jednym z wielu jakie miał w zanadrzu. Potarł nieogolony policzek gdy Garry roztaczał przed nim dalszą wizję puszczania nagranych audycji czy też sloganów. -Jak mugole w czasie swojej wojny. Też rozpuszczali ogłoszenia i hasła, które miały ukierunkowywać myśl mieszkańców okupowanych krajów. Ten plan ma sens i jest do wykonania. - Wstał ze swojego miejsca i podszedł do pudeł z płytami. Zaczął je powoli wyciągać. Część z nich była opisana, ale inne zdawały się być puste. -Trzeba przesłuchać te, które już są i może uda się już wybrać coś i wykorzystać. - Zerknął z lekkim rozbawieniem na czarodzieja. -Jakie kompetencje? Działamy razem i wspólnie mamy jakiś cel. Każdy pomysł jest dobry jeżeli tylko uda się go nam zrealizować. Nie ma złych pomysłów, jest tylko złe jego wykonanie. - Na ustach Greya pojawił się szelmowski uśmiech, taki który świadczył o tym, że mężczyzna podchwycił wizję jaką sprzedał mu Garry. Odłożył pudło z płytami. -W takim razie. Opracujemy pracę nad konsolą, stworzysz audycje, które mają obalać propagandę Walczącego Maga. W międzyczasie wybadamy nastroje na granicach ziem, rozdamy więcej pluskiew i radioodbiorników. Następnie skupimy się na nagrywaniu sloganów i haseł i spróbujemy je uruchamiać na ziemiach sojuszu, aby dać ludziom nową nadzieję i siłę do walki. - Podsumował całą dotychczasową rozmowę jaką odbyli. -Potrzebujemy do tego ludzi… - Zastukał palcem w jeden z suwaków. -Damy radę, znam paru szaleńców i straceńców, którzy podejmą się każdej akcji. - Nosili blizny, tak jak on, po ostatniej ich misji, ale doskonale wiedział, że może na nich polegać.
-Dlatego staramy się zminimalizować preteksty. Jednocześnie im więcej ludzi zobaczy, że ataki są bezpodstawne, wymierzone tylko po to aby siać terror, w końcu się zbuntują. Przynajmniej warto mieć taką nadzieję. - Nie uważał siebie za idealistę, ale jednak nim był. Tak samo jak był marzycielem, który walczył o niepewną przyszłość, ale wiedział jaka była spokojna przeszłość. Chciał, jak wielu innych, wrócić do spokojnych dni, kiedy problemem było to czy pogoda pozwoli na dalsze wędrówki, a nie zaś to czy starczy im opatrunków dla rannych. -Żyją, ale skupili swoją energię na innych działaniach, mając nadzieję, że znajdzie się ktoś kto będzie chciał przejąć ich pracę. I ot, tu jesteśmy. - Wyjaśnił pospiesznie widząc zmartwienie malujące się na twarzy czarodzieja. -Tego jestem pewien, nie takie rzeczy połączenie magii i technologii robiło, ale potrzeba tu kogoś bardziej biegłego ode mnie. - Herbert miał sporo pomysłów, nie był alfą i omegą, potrzebował wokół siebie specjalistów, którzy wykorzystują swoje zdolności dzięki, którym mogą jeszcze spróbować wygrać tę wojnę. Choć ta walka miała raczej trwać wiele lat, możliwe że dekad. Garry zaliczał się do osób, które posiadały wiedzę i jak się właśnie okazało - głowę pełną pomysłów oraz serce palące się do walki. To sprawiło, że w oczach Greya zaiskrzyła chęć działania. -Sądzę, że jakaś silna magia w jakimś stopniu ma możliwość zagłuszenia fal, ale zwykły, pojedynczy czar to za mało. To są dwie różne kwestie, a do tej pory nie było potrzeby tworzenia magicznego zagłuszania radia mugolskiego. Zresztą, póki nie było tej wojny mugole swobodnie korzystali z radia, magia w niczym nie przeszkadzała. - Przeczesał ciemne włosy dłonią w wyraźnym zamyśleniu. -Mogę podpytać innych, którzy będą wiedzieć więcej, chociażby numerologów, ci potrafią rozwiązywać takie zagadnienia. - Nie chciał kreować się na eksperta, bo choć coś wiedział, to nie była to wiedza specjalistyczna, w której mógł uchodzić za znawcę zagadnienia. Raczej amatora, człowieka zwyczajnie zainteresowanego tematem. -Odetną jak zaczną się tym interesować. Nie wiem na ile są do tego chętni, ale jak na razie zdaje się, że brzydzą się wszystkim co mugolskie. Dlatego, my możemy na tym skorzystać. - Od samego początku podpierał się wiedzą i techniką jaką stworzyli mugole. Łączenie magii oraz przedmiotów mugolskich zawsze go fascynowało i nie rozumiał jak można nie chcieć czerpać z ich pomysłowości. Nie mieli magii, a zdawali się czasem bardziej rozwinięci niż czarodzieje, którzy nadal potrafili tkwić w poprzednim wieku - nie tylko technologicznie, ale przede wszystkim - mentalnie. -Mów dalej. - Zachęcił czarodzieja aby rozwinął swój pomysł kiedy jego oczy spoczęły na płytach. Widział jak myśl ta kiełkuje i zmienia się w dużą akcję, ale taką, którą byli w stanie przeprowadzić. Należało jedynie znaleźć do tego ludzi. -Pluskwy lepiej sprawdzą się na ziemiach zajętych przez wroga, działam już w kierunku tego aby przejść dokładnie wszystkie granice. Sprawdzić jakie są nastroje wśród mieszkańców i tam gdzie jest prawdopodobieństwo zdobycia przychylności podrzucić pluskwy, podrzucić ulotki. Zacząć siać informację, bardzo powoli, ale gdy już wykiełkuje może objąć swoim działaniem całe hrabstwo. - Podchwycił temat i podzielił się swoim planem, jednym z wielu jakie miał w zanadrzu. Potarł nieogolony policzek gdy Garry roztaczał przed nim dalszą wizję puszczania nagranych audycji czy też sloganów. -Jak mugole w czasie swojej wojny. Też rozpuszczali ogłoszenia i hasła, które miały ukierunkowywać myśl mieszkańców okupowanych krajów. Ten plan ma sens i jest do wykonania. - Wstał ze swojego miejsca i podszedł do pudeł z płytami. Zaczął je powoli wyciągać. Część z nich była opisana, ale inne zdawały się być puste. -Trzeba przesłuchać te, które już są i może uda się już wybrać coś i wykorzystać. - Zerknął z lekkim rozbawieniem na czarodzieja. -Jakie kompetencje? Działamy razem i wspólnie mamy jakiś cel. Każdy pomysł jest dobry jeżeli tylko uda się go nam zrealizować. Nie ma złych pomysłów, jest tylko złe jego wykonanie. - Na ustach Greya pojawił się szelmowski uśmiech, taki który świadczył o tym, że mężczyzna podchwycił wizję jaką sprzedał mu Garry. Odłożył pudło z płytami. -W takim razie. Opracujemy pracę nad konsolą, stworzysz audycje, które mają obalać propagandę Walczącego Maga. W międzyczasie wybadamy nastroje na granicach ziem, rozdamy więcej pluskiew i radioodbiorników. Następnie skupimy się na nagrywaniu sloganów i haseł i spróbujemy je uruchamiać na ziemiach sojuszu, aby dać ludziom nową nadzieję i siłę do walki. - Podsumował całą dotychczasową rozmowę jaką odbyli. -Potrzebujemy do tego ludzi… - Zastukał palcem w jeden z suwaków. -Damy radę, znam paru szaleńców i straceńców, którzy podejmą się każdej akcji. - Nosili blizny, tak jak on, po ostatniej ich misji, ale doskonale wiedział, że może na nich polegać.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Podekscytowanie prawie zwaliło mnie z kolan na ziemię, kiedy kuzyn Garry powiedział, ze razem z nim mogę się wybrać do radia. Znaczy, nie z kolan, tylko z nóg. Z nóg też nie do końca. Coś w tym zdaniu było nie tak, ale z podekscytowania wcale nie bardzo się tym przejmowałam. Do radia! Tajnego miejsca, które rozsyłało informacje dalej w świat. Skąd o nim wiedziałam? Wuja Be mi powiedział co i jak, kiedy poprosił o pomoc i asystę niejako. Sama przecież te pluskwy, które ich działanie zmieniały roznosiłam i tłumaczyłam gdzie i jak je włożyć. Oh, ależ to było ekscytujące! Przydać się mocniej, bardziej, niż tylko zaleczając kolejny siniak. Co prawda, nadal to po Devon było, więc niebezpieczeństwo jako takie mi nie groziło, ale i tak! Znaczy trochę groziła bo wojna była. Ale Devon, to Devon przecież. Zaraz się tu nie pojawi nikt taki super ważny czy zły.
Ledwie z minut kilka zajęło mi przyszykowanie się do wyjścia. No bo co tu się szykować za bardzo, jak Garry uprzedził, że to nic wielkiego nie będzie, że potrzeba trochę rzeczy posortować i tyle do mnie należeć będzie nic więcej. Więc sukienka nie musiała być ładna - czyli nie z tych nowszych, bo jak kurz będzie to na nią tak czy siak wejdzie. Sprawdziłam, czy różdżkę mam we wszytej kieszeni, a kiedy byłam już gotowa z torbą przerzuconą przez ramię i notatnikiem w środku, odbijając się w oczekiwaniu piętami od podłoża czekałam, kiedy Garry kończył rozmowę z ciocią Elaine. Coś mu tam mówiła, żebym za długo nie była, czy to bezpiecznie na pewno, czy nie jestem za młoda, żeby wiedzieć gdzie to i że nie podoba jej się za bardzo, że chce się angażować w działania. Ale chciałam. Co za sens było unikać działa, kiedy byliśmy otwarcie stroną w tym konflikcie. Może nie ja, ale moja rodzina. A o przynależności, świadczyła moja głowa. No, może nie każdy rudy był Weasleyem, ale pewnie każdego łatwiej było o to posądzać licząc na łut szczęścia.
W każdym razie! Samo miejsce, zachwycające było strasznie. Oglądałam z otwartymi oczami wszystko, przesuwając spojrzeniem i wędrując za Garrym. W końcu zostałam poprowadzona na miejsce i zajęłam się układaniem tego, czemu miejsce należało znaleźć. Nuciłam cicho pod nosem - wydawało mi się, czy trochę lepiej niż wcześniej? Dobiegały mnie głosy kuzyna i jego rozmówcy, ale sens już nie dokładnie i nie całkiem. Nie wsłuchiwałam się w nie jakoś tak za mocno, bo to nie moja rozmowa przecież była. Nie byłam pewna, ile czasu minęło kiedy brałam i w końcu skończyłam mając jeden karton rzeczy, kompletnie nieprzydatnych. Reszcza uprzątnięta, na półkach ułożona. Dla mnie to wygrana, mogłam tu obejrzeć co i jak, poćwiczyłam zaklęcia, wprowadziłam porzadek. Podniosłam się układając dłonie na biodrach, rozejrzałam wokół z zadowoleniem kiwając głową by w końcu schylić się i sięgnąć po karton z którym powędrowałam w stronę głosów. A kiedy weszłam zobaczyłam mężczyznę, które znać mi już szło.
- Skończyłam. - oznajmiłam najpierw. - Dzień Dobry, Panie Gray. - przywitałam się, spoglądając ku niemu i rozciągając usta w uśmiechu. - Mniemam, że zdrowie się pana niezmiennie trzyma. - skinęłam krótko głową. - Nie w zamiarze moim było słuchać rozmów nie prowadzonych ze mną, lecz gdy wędrowałam już tu kilka słów i wpadło do ucha. Czy ja też mogłabym… - spojrzałam w bok. - …pomóc? Mówić umiem, całkiem składnie, o symbolach i nadziejach. O powodach. - odłożyłam karton na bok splatając dłonie przed sobą biorąc wdech w płuca. - Na przykład: dziś piąty dzień piątego miesiąca mamy. Wiedział pan, że w numerologi piątka uznawana jest za cyfrę która stoi za indywidualizmem i wyzwala wibracje odwagi, może dlatego pytam dzisiaj? Czytałam, że ponoć uosabia wolność - jedną z potrzeb każdego. Mi szóstka wychodzi z urodzenia, a panu? - zapytałam, kciukiem przesuwając po wierzchu drugiej dłoni którą złapałam.
Ledwie z minut kilka zajęło mi przyszykowanie się do wyjścia. No bo co tu się szykować za bardzo, jak Garry uprzedził, że to nic wielkiego nie będzie, że potrzeba trochę rzeczy posortować i tyle do mnie należeć będzie nic więcej. Więc sukienka nie musiała być ładna - czyli nie z tych nowszych, bo jak kurz będzie to na nią tak czy siak wejdzie. Sprawdziłam, czy różdżkę mam we wszytej kieszeni, a kiedy byłam już gotowa z torbą przerzuconą przez ramię i notatnikiem w środku, odbijając się w oczekiwaniu piętami od podłoża czekałam, kiedy Garry kończył rozmowę z ciocią Elaine. Coś mu tam mówiła, żebym za długo nie była, czy to bezpiecznie na pewno, czy nie jestem za młoda, żeby wiedzieć gdzie to i że nie podoba jej się za bardzo, że chce się angażować w działania. Ale chciałam. Co za sens było unikać działa, kiedy byliśmy otwarcie stroną w tym konflikcie. Może nie ja, ale moja rodzina. A o przynależności, świadczyła moja głowa. No, może nie każdy rudy był Weasleyem, ale pewnie każdego łatwiej było o to posądzać licząc na łut szczęścia.
W każdym razie! Samo miejsce, zachwycające było strasznie. Oglądałam z otwartymi oczami wszystko, przesuwając spojrzeniem i wędrując za Garrym. W końcu zostałam poprowadzona na miejsce i zajęłam się układaniem tego, czemu miejsce należało znaleźć. Nuciłam cicho pod nosem - wydawało mi się, czy trochę lepiej niż wcześniej? Dobiegały mnie głosy kuzyna i jego rozmówcy, ale sens już nie dokładnie i nie całkiem. Nie wsłuchiwałam się w nie jakoś tak za mocno, bo to nie moja rozmowa przecież była. Nie byłam pewna, ile czasu minęło kiedy brałam i w końcu skończyłam mając jeden karton rzeczy, kompletnie nieprzydatnych. Reszcza uprzątnięta, na półkach ułożona. Dla mnie to wygrana, mogłam tu obejrzeć co i jak, poćwiczyłam zaklęcia, wprowadziłam porzadek. Podniosłam się układając dłonie na biodrach, rozejrzałam wokół z zadowoleniem kiwając głową by w końcu schylić się i sięgnąć po karton z którym powędrowałam w stronę głosów. A kiedy weszłam zobaczyłam mężczyznę, które znać mi już szło.
- Skończyłam. - oznajmiłam najpierw. - Dzień Dobry, Panie Gray. - przywitałam się, spoglądając ku niemu i rozciągając usta w uśmiechu. - Mniemam, że zdrowie się pana niezmiennie trzyma. - skinęłam krótko głową. - Nie w zamiarze moim było słuchać rozmów nie prowadzonych ze mną, lecz gdy wędrowałam już tu kilka słów i wpadło do ucha. Czy ja też mogłabym… - spojrzałam w bok. - …pomóc? Mówić umiem, całkiem składnie, o symbolach i nadziejach. O powodach. - odłożyłam karton na bok splatając dłonie przed sobą biorąc wdech w płuca. - Na przykład: dziś piąty dzień piątego miesiąca mamy. Wiedział pan, że w numerologi piątka uznawana jest za cyfrę która stoi za indywidualizmem i wyzwala wibracje odwagi, może dlatego pytam dzisiaj? Czytałam, że ponoć uosabia wolność - jedną z potrzeb każdego. Mi szóstka wychodzi z urodzenia, a panu? - zapytałam, kciukiem przesuwając po wierzchu drugiej dłoni którą złapałam.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Nie był radiowcem, przed wojną nawet nie sądził, że pojęcie o mugolskiej technologii przyda się mu gdzieś indziej niż w hodowli roślin. Nie wszystkie wynalazki dało się wykorzystać w magicznym świecie, ale część rozwiązań można było spokojnie przenieść, z czego zawsze chętnie korzystał. Gdy zainteresował się radiem, to nagle okazało się, że jakakolwiek wiedza teraz się przydaje. Miał jedynie nadzieję, że uda mu się czasem rozgryźć więcej, ale potrzebował głosów. Zdecydowanie więcej niż tylko Garrego. Nie mogło wszystko spoczywać na jednym człowieku. Liczył, że uda mu się zaangażować więcej osób, kogoś kto ma smykałkę do mówienia. On sam nie widział siebie w tej roli, ale jeżeli nie będzie nikogo, to siądzie za mikrofonem i zacznie mówić. Tylko czy starczy mu na wszystko czasu. Rozpracowanie samego sprzętu zje większość zasobów jakie posiadał. Nie mógł się teraz poddawać, nawet jeżeli czuł się lekko przytłoczony.
Z ponurych myśli wyrwał go pojawienie się jeszcze jednego Weasleya. Ruda czupryna iście charakterystyczna okalała twarz, która była już mu dobrze znana. Młoda dziewczyna pomagała przy rannych i wykazywała się ogromnym zaangażowaniem. Nie mógł jej tego odmówi, tej werwy i chęci działania.
-Dzień dobry, panno Weasley - Uśmiechnął się do Neali, która wkroczyła radośnie do studia nagraniowego. Zaoferowała do razu swoją pomoc, a nim zdążył odpowiedzieć wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić dalej. Miała dobrą dykcję i słyszał to przejęcie w głosie. Założył dłonie za plecy zerkając na nią z ukosa. -Jestem ósemką. - Odpowiedział i zaraz zapytał. -A co oznacza szóstka?
Nie zajmował się numerologią, ale kto wie, może rzeczywiście pomysł dziewczyny nie był zły. Jeżeli chcieli, aby radio nadawało mogło również nadać tego typu treści, związane z życiem codziennym, celem darowania słuchaczom chociaż namiastki normalności. Na tym w końcu im zależało, aby wszyscy słuchali radia, czerpali z niego radość i nadzieję. Podszedł do jednego z mikrofonów i sprawdził przyłącza oraz czy może go w tej chwili uruchomić. Następnie sięgnął ku płytom winylowym, które nie nosiły na sobie jeszcze żadnego zapisu. Zachęcił ruchem dłoni, aby podeszła bliżej. Przystawił mikrofon i wskazał by mówił dalej. W tym samym czasie puścił igłę, która miała rejestrować dźwięk.
Z ponurych myśli wyrwał go pojawienie się jeszcze jednego Weasleya. Ruda czupryna iście charakterystyczna okalała twarz, która była już mu dobrze znana. Młoda dziewczyna pomagała przy rannych i wykazywała się ogromnym zaangażowaniem. Nie mógł jej tego odmówi, tej werwy i chęci działania.
-Dzień dobry, panno Weasley - Uśmiechnął się do Neali, która wkroczyła radośnie do studia nagraniowego. Zaoferowała do razu swoją pomoc, a nim zdążył odpowiedzieć wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić dalej. Miała dobrą dykcję i słyszał to przejęcie w głosie. Założył dłonie za plecy zerkając na nią z ukosa. -Jestem ósemką. - Odpowiedział i zaraz zapytał. -A co oznacza szóstka?
Nie zajmował się numerologią, ale kto wie, może rzeczywiście pomysł dziewczyny nie był zły. Jeżeli chcieli, aby radio nadawało mogło również nadać tego typu treści, związane z życiem codziennym, celem darowania słuchaczom chociaż namiastki normalności. Na tym w końcu im zależało, aby wszyscy słuchali radia, czerpali z niego radość i nadzieję. Podszedł do jednego z mikrofonów i sprawdził przyłącza oraz czy może go w tej chwili uruchomić. Następnie sięgnął ku płytom winylowym, które nie nosiły na sobie jeszcze żadnego zapisu. Zachęcił ruchem dłoni, aby podeszła bliżej. Przystawił mikrofon i wskazał by mówił dalej. W tym samym czasie puścił igłę, która miała rejestrować dźwięk.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Chciałam zrobić więcej, pomóc bardziej. Starałam się odnaleźć jakoś, żeby nie czuć się tak bardzo… bezużytecznym. Moi bliscy walczyli na tej wojnie - ich przyjaciele też. Więc i ja powinnam. To nic, że młoda byłam. Przecież, kiedy zło stawało przed tobą, nigdy nie pytało o to ile lat się miało prawda? Ale niewiele mogłam - albo może, na niewiele mi pozwalano. Posprzątać. Mówiłam sobie, że to też ważne, bo ktoś to zrobić musi, ale niedosyt zawsze jakiś wziął i pozostał. Zawsze był gdzieś obok mimo wszystko. Rozciągnęłam usta w powitaniu kiedy mężczyzna skupił na mnie uwagę. No nic nie mogłam poradzić na to, że usłyszałam jedno czy drugie zdanie. Więc zaczęłam mówić i mówić i mówić jak to miałam w zwyczaju nagle trochę łapiąc, że chyba niepotrzebnie do końca mówię Więc wzięłam i na końcem pytanie dałam, więc w sumie tematu wcale ale to wcale nie zamknęłam. Chyba nie za dobrze mi to poszło. Ale na pytanie odpowiedź dostałam.
- Hmm… - wydęłam lekko usta marszcząc na krótką chwilę brwi. - Szóstka w swoim znaczeniu ponoć opiewa w wartości… - urwałam na chwilę patrząc na pana Greya, uniosłam trochę brwi w zaskoczeniu. Spojrzałam na niego, na mikrofon i znów na niego zaraz jednak podchodząc, choć zafalowałam najpierw w miejscu. Przełknęłam jakąś gulę w gardle. No, ten, chciałaś, to mów. Więc mówić zaczęłam dalej. Na czym to ja…? - Sz-Szóstka wokół dobroci się ponoć obrońca. Dobroci ciepła i troski. - zerknęłam na niego, a potem wyzerowałam w ten mikrofon nachylając się bardziej do niego. Ostrożnie trochę, jakby przez dotknięcie moich ust mogłoby się mu stać więc uważałam, żeby go nimi coby przypadkiem wziąć i nie dotknąć. - Można powiedzieć, że jej najbardziej ze wszystkich o ład i spokój chodzi. Dlatego w jakiś sposób, naturalnie staje się obrońcą słabszych i dąży do sprawiedliwości. - zmarszczyłam trochę brwi odchylając się, żeby spojrzeć na niego. Cofnęłam się o krok. - O mniej pozytywnych cechach też by pan usłyszeć chciał? - zapytałam przekrzywiając lekko głowę w zastanowieniu.
- Hmm… - wydęłam lekko usta marszcząc na krótką chwilę brwi. - Szóstka w swoim znaczeniu ponoć opiewa w wartości… - urwałam na chwilę patrząc na pana Greya, uniosłam trochę brwi w zaskoczeniu. Spojrzałam na niego, na mikrofon i znów na niego zaraz jednak podchodząc, choć zafalowałam najpierw w miejscu. Przełknęłam jakąś gulę w gardle. No, ten, chciałaś, to mów. Więc mówić zaczęłam dalej. Na czym to ja…? - Sz-Szóstka wokół dobroci się ponoć obrońca. Dobroci ciepła i troski. - zerknęłam na niego, a potem wyzerowałam w ten mikrofon nachylając się bardziej do niego. Ostrożnie trochę, jakby przez dotknięcie moich ust mogłoby się mu stać więc uważałam, żeby go nimi coby przypadkiem wziąć i nie dotknąć. - Można powiedzieć, że jej najbardziej ze wszystkich o ład i spokój chodzi. Dlatego w jakiś sposób, naturalnie staje się obrońcą słabszych i dąży do sprawiedliwości. - zmarszczyłam trochę brwi odchylając się, żeby spojrzeć na niego. Cofnęłam się o krok. - O mniej pozytywnych cechach też by pan usłyszeć chciał? - zapytałam przekrzywiając lekko głowę w zastanowieniu.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Potrzebowali w radiu głosów, wielu głosów, a zwłaszcza młodych i pełnych nadziei, takich które mogą pomóc w zebraniu się na odwagę. Neala miała przyjemny tembr i tonację, a sprzęt nagrywający pokazywał, że skala nie została przekroczona. Zerkał co jakiś czas na strzałkę kiedy dziewczyna mówiła. Gdy zaś zadała pytanie uniósł na nią niebieskie spojrzenie. Pochylił się w stronę mikrofonu.
-Jak najbardziej, w końcu rozmawiamy o całości liczby sześć. Wszystkich jej aspektach. - Odpowiedział, mając nadzieję, że jeżeli dłużej porozmawiają to znajdzie kogoś kto mu pomoże zmontować nagranie w jakąś całość, którą będzie można puścić za jakiś czas. -Czy wierzysz, że liczby nas definiują? - Zapytał jeszcze chcąc, aby kontynuowali nagranie. Upewnił się jeszcze, że wszystkie parametry są odpowiednio ustawione i zachęcić dziewczynę, aby mówiła dalej. Widział wahanie i zaniepokojenie, które zaraz i szybko zwalczyła podejmując się nagłego wyzwania jakie przed nią postawił. Obrońca, a to oznaczało, że była też waleczna, co mógł już parę razu zauważyć. Dziewczyna należała do tych rezolutnych i nie bojących się działać. Choć być może nie powinna swojej odwagi kuć w ogniu okrutnej wojny, którą właśnie toczyli. - Wspomniałem wcześniej, że jestem ósemką. Chętnie się dowiem co ta liczba mówi o osobach takich jak ja. - Pociągnął temat liczb dalej, jeśli odpowiednio to poprowadzą, może być to pierwszych części audycji o numerologii. Takie programy były potrzebne zwykłym mieszkańcom miast w całej Anglii. Ptasie Radio musiało być czymś więcej, miało spajać ludzi, dawać im namiastkę normalności. Dziwnym trafem Neala, która zjawiła się, aby tylko pomóc, mogła stać się głosem młodych, pokolenia, które dorasta i wchodzi w wiek dorosły w czasie wojennym. Zupełnie nowa generacja ludzi, całkowicie odmienna od tej, którą był Herbert i jemu podobni trzydziestolatkowie. Im przyszło żyć na tykającej bombie, takim jak rudowłosa - na jej resztkach, w wielkim kraterze nienawiści i strachu. Nie mogli pozwolić, aby ci młodzi ludzie się zatracili, aby znali jedynie ten lej, w którym przelewała się krew. Dziwnym trafem widział w niej swoją młodszą siostrę, która nie miała okazji cieszyć się długo życiem.
-Jak najbardziej, w końcu rozmawiamy o całości liczby sześć. Wszystkich jej aspektach. - Odpowiedział, mając nadzieję, że jeżeli dłużej porozmawiają to znajdzie kogoś kto mu pomoże zmontować nagranie w jakąś całość, którą będzie można puścić za jakiś czas. -Czy wierzysz, że liczby nas definiują? - Zapytał jeszcze chcąc, aby kontynuowali nagranie. Upewnił się jeszcze, że wszystkie parametry są odpowiednio ustawione i zachęcić dziewczynę, aby mówiła dalej. Widział wahanie i zaniepokojenie, które zaraz i szybko zwalczyła podejmując się nagłego wyzwania jakie przed nią postawił. Obrońca, a to oznaczało, że była też waleczna, co mógł już parę razu zauważyć. Dziewczyna należała do tych rezolutnych i nie bojących się działać. Choć być może nie powinna swojej odwagi kuć w ogniu okrutnej wojny, którą właśnie toczyli. - Wspomniałem wcześniej, że jestem ósemką. Chętnie się dowiem co ta liczba mówi o osobach takich jak ja. - Pociągnął temat liczb dalej, jeśli odpowiednio to poprowadzą, może być to pierwszych części audycji o numerologii. Takie programy były potrzebne zwykłym mieszkańcom miast w całej Anglii. Ptasie Radio musiało być czymś więcej, miało spajać ludzi, dawać im namiastkę normalności. Dziwnym trafem Neala, która zjawiła się, aby tylko pomóc, mogła stać się głosem młodych, pokolenia, które dorasta i wchodzi w wiek dorosły w czasie wojennym. Zupełnie nowa generacja ludzi, całkowicie odmienna od tej, którą był Herbert i jemu podobni trzydziestolatkowie. Im przyszło żyć na tykającej bombie, takim jak rudowłosa - na jej resztkach, w wielkim kraterze nienawiści i strachu. Nie mogli pozwolić, aby ci młodzi ludzie się zatracili, aby znali jedynie ten lej, w którym przelewała się krew. Dziwnym trafem widział w niej swoją młodszą siostrę, która nie miała okazji cieszyć się długo życiem.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Uniosłam rękę, żeby podrapać się po policzku, spojrzenie odwracając w górę na prawo, żeby sięgnąć pamięcią do tego co wiedziałam i co przeczytałam kiedyś. Nachyliłam się do mikrofonu.
- Podobno szóstki mają tendencję do przekładania potrzeb innych nad swoje własne. I ponoć kiedy kontrola jej umyka może cynizmem próbować bronić siebie samej. Taki mechanizm jakby. - oznajmiłam zerkając w stronę pana Greya widocznie nie potrafiąc przypomnieć sobie nic więcej w tej chwili w tym temacie. Pytanie które zadał kazało mi się zastanowić na chwilę. Wydęłam wargi, unosząc dłoń, marszcząc brwi, zaciskając na chwilę zęby na palcu wskazującym.
- Hm… W pewien sposób. - zaczęłam ostrożnie z początku opuszczając rękę na miejsce. - Może nie tyle co definiują, co wskazują w jakiś sposób predyspozycje? - zastanowiłam się na głos odnajdując znów jego spojrzenie. - Wie pan, rzeczy, które jednym przychodzą łatwiej a inni muszą w nie włożyć wysiłku więcej by efekt ten sam osiągnąć. Wszak jak z tymi szóstkami, nie tylko one dobre i ciepłe są, prawda? Bo dobroć nie od liczby zależy a serca własnego. A los własny i to jacy jesteśmy powinniśmy wykuć sami. To ciężka praca, katorżnicza wręcz bym powiedziała, zapanować nad sobą wcale nie jest najłatwiej - ale tylko próbując i pracując odnieść można sukces właściwy. - orzekłam ostatecznie, bo sama wiedziałam jak ciężko zapanować było nad moimi własnymi wulkanami i tym, żebym nie zalewała tak sobą wszystkiego wokół. Splotłam ręce za plecami tymi razem kiedy zadawał kolejne pytanie. Znów zmarszczyłam nos spoglądając w górę w poszukiwaniu odpowiedzi w głowie.
- Mogę nie pamiętać zbyt dobrze, ale ósemki określała ambicja i determinacja. Łatwość w konsekwencji własnego działania. Ale skupienie na obranym celu, patrzenie wprost na niego może, wie pan, zawężać czasem spektrum postrzegania. Są chyba perfekcjonistami co jednocześnie dobre i niedobre być może, zależy czy się nie zapada w niego za bardzo. - zerknęłam na pana Herberta. - Na pewno coś jeszcze było, ale pamięć ulotna czasem tak jest, że choć skupiam się mocno więcej przypomnieć sobie o nich nie mogę. - powiedziałam wykrzywiając odrobinę usta w przepraszającym geście. Uniosłam dłonie, zakładając rude kosmyki za uszy. - O jakiejś jeszcze powinnam opowiedzieć? - zapytałam się go z zainteresowaniem zawieszając na nim niebieskie spojrzenie. Co prawda, nie tak wyobrażałam sobie swoją dzisiejszą pomoc, ale znów, skłamałabym gdybym powiedziała, że nie podobało mi się to w jakiś sposób.
- Podobno szóstki mają tendencję do przekładania potrzeb innych nad swoje własne. I ponoć kiedy kontrola jej umyka może cynizmem próbować bronić siebie samej. Taki mechanizm jakby. - oznajmiłam zerkając w stronę pana Greya widocznie nie potrafiąc przypomnieć sobie nic więcej w tej chwili w tym temacie. Pytanie które zadał kazało mi się zastanowić na chwilę. Wydęłam wargi, unosząc dłoń, marszcząc brwi, zaciskając na chwilę zęby na palcu wskazującym.
- Hm… W pewien sposób. - zaczęłam ostrożnie z początku opuszczając rękę na miejsce. - Może nie tyle co definiują, co wskazują w jakiś sposób predyspozycje? - zastanowiłam się na głos odnajdując znów jego spojrzenie. - Wie pan, rzeczy, które jednym przychodzą łatwiej a inni muszą w nie włożyć wysiłku więcej by efekt ten sam osiągnąć. Wszak jak z tymi szóstkami, nie tylko one dobre i ciepłe są, prawda? Bo dobroć nie od liczby zależy a serca własnego. A los własny i to jacy jesteśmy powinniśmy wykuć sami. To ciężka praca, katorżnicza wręcz bym powiedziała, zapanować nad sobą wcale nie jest najłatwiej - ale tylko próbując i pracując odnieść można sukces właściwy. - orzekłam ostatecznie, bo sama wiedziałam jak ciężko zapanować było nad moimi własnymi wulkanami i tym, żebym nie zalewała tak sobą wszystkiego wokół. Splotłam ręce za plecami tymi razem kiedy zadawał kolejne pytanie. Znów zmarszczyłam nos spoglądając w górę w poszukiwaniu odpowiedzi w głowie.
- Mogę nie pamiętać zbyt dobrze, ale ósemki określała ambicja i determinacja. Łatwość w konsekwencji własnego działania. Ale skupienie na obranym celu, patrzenie wprost na niego może, wie pan, zawężać czasem spektrum postrzegania. Są chyba perfekcjonistami co jednocześnie dobre i niedobre być może, zależy czy się nie zapada w niego za bardzo. - zerknęłam na pana Herberta. - Na pewno coś jeszcze było, ale pamięć ulotna czasem tak jest, że choć skupiam się mocno więcej przypomnieć sobie o nich nie mogę. - powiedziałam wykrzywiając odrobinę usta w przepraszającym geście. Uniosłam dłonie, zakładając rude kosmyki za uszy. - O jakiejś jeszcze powinnam opowiedzieć? - zapytałam się go z zainteresowaniem zawieszając na nim niebieskie spojrzenie. Co prawda, nie tak wyobrażałam sobie swoją dzisiejszą pomoc, ale znów, skłamałabym gdybym powiedziała, że nie podobało mi się to w jakiś sposób.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Dziewczyna miała naturalny talent i swobodę mówienia, a jej głos był czysty i spokojny. Herbert nie znał się na rzeczonym “głosie radiowym”, ale przyjemnie mu się słuchało jej wypowiedzi, a to oznaczało, że słuchacze Ptasiego Radia mogli również docenić słuchowisko jakie właśnie tworzyła, a chyba nie była do końca tego świadoma.
-Ciekawe. - Zaśmiał się cicho słysząc definicję ósemki i tego jak potrafi skupiona na swoim celu nie dostrzegać szerszego obrazu. -Jakby się w to zagłębić to rzeczywiście tak może być. - Przestąpił z nogi na nogę zbierając myśli po czym sam skierował się ku mikrofonowi. -Być może jest tak, że posiadamy zbiór cech, ale to od nas zależy, które będziemy pielęgnować, a które zwyczajnie zwiędną niczym nie podlewane rośliny. - Udzieliła mu się maniera wypowiedzi dziewczyny, ale nie było w nim nic złego. Miała w sobie pewien urok, który pokryty charakterystycznym wysławianiem się dodawał jej uroku. -Dziękuję ci bardzo. Rozmowa z tobą, to czysta przyjemność. - Z tymi słowami uniósł igłę gramofonu i wyłączył sprzęt. Następnie wskazał na płytę i zwrócił się do Neali. -Widzisz to? Właśnie twój głos został nagrany i mamy możliwość jego odtworzenia. - Sięgnął po igłę ponownie, tylko zmienił ustawienia na odtwarzanie. Podobny sprzęt posiadał jego ojciec więc nauczył syna jak należy się z nim obchodzić. Podobnie z latarką, bateriami i aparatem fotograficznym oraz paroma innymi wynalazkami mugoli, o których czarodzieje nie wiedzieli, że istnieją, a co dopiero mówić o ich używaniu. Po krótkiej chwili trzasków mogli usłyszeć własne głosy i krótką acz niezwykle ciekawą rozmowę jaką przed chwilą prowadzili. W trakcie odsłuchiwania Grey uśmiechał się nieznacznie, bo właśnie widział oczami wyobraźni pewien realizujący się cel.
-Jesteś bardzo dobra w mówieniu do mikrofonu. - Zauważył wyłączając gramofon. -Może chciałabyś mi pomóc w radiu i raz na jakiś czas nagrać audycję? - Zapytał wprost, ponieważ za bardzo mu zależało na tym, aby radio działało by teraz bawić się w podchody i pytanie na okrętkę. Poza tym, nie było w nim nic złego czy nieodpowiedniego, a Neala wydawała się wręcz idealna do takiego zadania.
-Ciekawe. - Zaśmiał się cicho słysząc definicję ósemki i tego jak potrafi skupiona na swoim celu nie dostrzegać szerszego obrazu. -Jakby się w to zagłębić to rzeczywiście tak może być. - Przestąpił z nogi na nogę zbierając myśli po czym sam skierował się ku mikrofonowi. -Być może jest tak, że posiadamy zbiór cech, ale to od nas zależy, które będziemy pielęgnować, a które zwyczajnie zwiędną niczym nie podlewane rośliny. - Udzieliła mu się maniera wypowiedzi dziewczyny, ale nie było w nim nic złego. Miała w sobie pewien urok, który pokryty charakterystycznym wysławianiem się dodawał jej uroku. -Dziękuję ci bardzo. Rozmowa z tobą, to czysta przyjemność. - Z tymi słowami uniósł igłę gramofonu i wyłączył sprzęt. Następnie wskazał na płytę i zwrócił się do Neali. -Widzisz to? Właśnie twój głos został nagrany i mamy możliwość jego odtworzenia. - Sięgnął po igłę ponownie, tylko zmienił ustawienia na odtwarzanie. Podobny sprzęt posiadał jego ojciec więc nauczył syna jak należy się z nim obchodzić. Podobnie z latarką, bateriami i aparatem fotograficznym oraz paroma innymi wynalazkami mugoli, o których czarodzieje nie wiedzieli, że istnieją, a co dopiero mówić o ich używaniu. Po krótkiej chwili trzasków mogli usłyszeć własne głosy i krótką acz niezwykle ciekawą rozmowę jaką przed chwilą prowadzili. W trakcie odsłuchiwania Grey uśmiechał się nieznacznie, bo właśnie widział oczami wyobraźni pewien realizujący się cel.
-Jesteś bardzo dobra w mówieniu do mikrofonu. - Zauważył wyłączając gramofon. -Może chciałabyś mi pomóc w radiu i raz na jakiś czas nagrać audycję? - Zapytał wprost, ponieważ za bardzo mu zależało na tym, aby radio działało by teraz bawić się w podchody i pytanie na okrętkę. Poza tym, nie było w nim nic złego czy nieodpowiedniego, a Neala wydawała się wręcz idealna do takiego zadania.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
- Dokładnie! - ucieszyłam się, klaszcząc w ręce, kiedy pan Grey wziął i podsumował w tak ładny sposób to, co powiedziałam. - Sądzę - a może bardziej mam nadzieję - że to od nas zależy tak naprawdę, które z naszych cech wypracujemy. Bo, nad sobą pracować należy stale. Człowiek chyba z gruntu do tego stworzony właśnie jest - do rozwoju. Przecież… - zastanowiłam się chwilę marszcząc przy tym brwi. - Gdyby rozwój był nam nie w smak, nic byśmy nie odkryli, nic nie wymyślili bo wystarczałoby nam to, co już jest. A jednak, poszukujemy więcej i dalej - więc i tego więcej i dalej w samych sobie też z pewnością szukamy - ucząc się, doświadczając i no… żyjąc ogólnie. - nie mogłam się powstrzymać przed wypowiedzeniem właśnie tych słów konkretnych. Zaraz jednak się zorientowałam, że trochę mnie poniosło, więc uniosłam rękę, żeby za ucho założyć włosy z niepewnością spoglądając na mężczyznę. Ale jego podziękowania i kolejne słowa sprawiły, że moja twarz cała się rozpromieniła. Bo to jednak, zawsze miło było usłyszeć, że się komuś wzięło i przyjemność sprawiło. Rozciągnęła usta w uśmiechu pokazując zęby. - Trochę mnie ponosi czasem. - przyznałam patrząc jak podnosi igłę do góry. - Ciocia mówi, że paplam strasznie, ale wie pan… czasem jak mi się tak myśli i wezmą w słowa zbiorą, to trudno potem je wziąć i tak zatrzymać po prostu. - wytłumaczyłam się, trochę jednak zawstydzona nad samą sobą, bo nad tym też powinnam wziąć i popracować. Odsunęłam się o krok zerkając na wskazaną płytę. - Oh. - powiedziałam przekrzywiając odrobinę głowę. - Kiedyś słyszałam, że to się da, ale nigdy nie widziałam jak. - przyznałam wracając spojrzeniem do niego. Splotłam dłonie przed sobą. - Będziemy go słuchać? - zapytałam nagle trochę przestraszona. - Ja… a co jak brzmię okropnie? - zapytałam się go wykrzywiając usta w nagłej panice, chociaż sama wcześniej przecież gadać chciałam. Pięknie Neala, teraz zastanawiasz się nad tym, czy głos masz dobry i przyjemny chociaż trochę? Odrobinę za późno.
Za późno bo mój głos zaczął wydobywać się za sprzętu. Skrzywiłam się przymykając oczy w oczekiwaniu ale z każdym słowem nie było aż tak źle… chyba? Bo w sumie, co ja wiedziałam, jak swój głos miałam sama wziąć i ocenić?
- Naprawdę? - zapytałam sama tak na wpół zadowolona z komplementu, na wpół nie dowierzając że dobra w istocie byłam. Ale kolejne słowa sprawiły, że rozdziawiłam usta bardziej. - Naprawdę?! - zapytałam wyrzucając z siebie głośniej w emocji której opanować nie mogłam. Ja? W radiu? To brzmiało tak… wspaniale. Chciałam pomóc, coś posprzątać bo myślałam, że więcej nie mogę, a teraz mogłam…
- Chcę! - powiedziałam od razu robiąc dwa kroki w stronę pana Greya. - Oh, chcę, naprawdę się nadaję? - zapytałam unosząc ręce, żeby zakryć nimi usta i odbić się kilka razy piętami od podłoża. - Powinnam coś… przygotować? - zapytałam zaraz. - Oh! Mnogość pomysłów zaczyna zachodzić mi w głowę, o czymś konkretnie mam mówić? - zapytałam nie potrafiąc nie zarzucić go kolejnymi pytaniami.
Za późno bo mój głos zaczął wydobywać się za sprzętu. Skrzywiłam się przymykając oczy w oczekiwaniu ale z każdym słowem nie było aż tak źle… chyba? Bo w sumie, co ja wiedziałam, jak swój głos miałam sama wziąć i ocenić?
- Naprawdę? - zapytałam sama tak na wpół zadowolona z komplementu, na wpół nie dowierzając że dobra w istocie byłam. Ale kolejne słowa sprawiły, że rozdziawiłam usta bardziej. - Naprawdę?! - zapytałam wyrzucając z siebie głośniej w emocji której opanować nie mogłam. Ja? W radiu? To brzmiało tak… wspaniale. Chciałam pomóc, coś posprzątać bo myślałam, że więcej nie mogę, a teraz mogłam…
- Chcę! - powiedziałam od razu robiąc dwa kroki w stronę pana Greya. - Oh, chcę, naprawdę się nadaję? - zapytałam unosząc ręce, żeby zakryć nimi usta i odbić się kilka razy piętami od podłoża. - Powinnam coś… przygotować? - zapytałam zaraz. - Oh! Mnogość pomysłów zaczyna zachodzić mi w głowę, o czymś konkretnie mam mówić? - zapytałam nie potrafiąc nie zarzucić go kolejnymi pytaniami.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Uśmiechnął się nieznacznie, po czym skupił się na odsłuchiwaniu płyty. Słuchanie własnego głosu było ciekawym doświadczeniem, uświadamiającym jak inni odbierają to jak mówimy. Kiedy był dzieckiem, ojciec nagrał jego głos na dyktafon, słuchanie samego siebie hipnotyzowało, sprawiało, że odkrywał kolejne aspekty siebie. Bo tak właśnie brzmiał. Czy lubił swój głos to już inna kwestia. Kiedy ostatnie głoski jakie wypowiadali ucichły, a płyta została schowana do osłonki uniósł niebieskie spojrzenie na dziewczynę.
-Naprawdę. - Potwierdził z uśmiechem malującym się na twarzy, zmieszanym z lekkim rozbawieniem wywołanym ekscytacją czarownicy. Wyłączył cały sprzęt radiowy, czas było zamknąć radio na noc nim znów tu wróci z kolejnym chętnym do użyczania swojego głosu. -Umiejętność mówienia bez wahania, szybkiego formowania myśli i odpowiedzi jest cennym talentem w radiu. - Zauważył odnosząc się do wcześniejszych uwag Neali. -Paplanie jest wskazane, o ile robi się to z głową. - Spojrzał na nią znacząco, a następnie odłożył nagranie na stertę innych płyt wcześniej podpisując ją “Próbnik - Neala”. Widząc jak dziewczyna się zapala pokiwał głową. -Bardzo dobrze, że masz dużo pomysłów. Myślałem, abyś miała swój własny czas antenowy, na którym możesz mówić o czym chcesz. Tylko jeżeli zdarzy ci się poruszać kwestie polityczne, rób to uważnie. Staramy się, aby rozgłośni nie słyszała druga strona, ale nigdy nie masz pewności kto rzeczywiście cię słucha. - Wskazał jej wyjście ze studia. Pogasił światła, zamknął dokładnie drzwi. -Przemyśl swój pseudonim. Nigdy, pod żadnym pozorem nie podawaj swojego imienia i nazwiska na antenie. - Radość i chęć pomocy to jedno, ale nie chciał, aby się narażała. Tym bardziej nie uśmiechał się mu najazd wściekłej rodziny Neali, gdyby choć trochę się narażała, a nawet taka drobna pomoc w radiu mogła wystawić ją na potencjalne ataki. -Nie mów też gdzie się aktualnie znajdujesz. Nie chcemy, aby radio zostało zniszczone, dla niektórych jest jedynym wiarygodnym źródłem informacji.
Cieszył się, że dziewczyna tak bardzo się zapaliła, po prawdziwie, cicho na to liczył. Wobec tego pogratulował sobie w duchu, że udało mu się ją namówić. -Co powiesz na audycję raz w tygodniu? Lub raz na dwa tygodnie? - Zapytał jeszcze kiedy opuszczali całkowicie budynek, a ten w ogóle nie wskazywał, że znajduje się tu radio, po za małym rysunkiem słowika nad drzwiami wejściowymi. -Daj mi znać, jak już się namyślisz z tematami, wpiszemy je w ramówke radia.
|zt dla Herba
-Naprawdę. - Potwierdził z uśmiechem malującym się na twarzy, zmieszanym z lekkim rozbawieniem wywołanym ekscytacją czarownicy. Wyłączył cały sprzęt radiowy, czas było zamknąć radio na noc nim znów tu wróci z kolejnym chętnym do użyczania swojego głosu. -Umiejętność mówienia bez wahania, szybkiego formowania myśli i odpowiedzi jest cennym talentem w radiu. - Zauważył odnosząc się do wcześniejszych uwag Neali. -Paplanie jest wskazane, o ile robi się to z głową. - Spojrzał na nią znacząco, a następnie odłożył nagranie na stertę innych płyt wcześniej podpisując ją “Próbnik - Neala”. Widząc jak dziewczyna się zapala pokiwał głową. -Bardzo dobrze, że masz dużo pomysłów. Myślałem, abyś miała swój własny czas antenowy, na którym możesz mówić o czym chcesz. Tylko jeżeli zdarzy ci się poruszać kwestie polityczne, rób to uważnie. Staramy się, aby rozgłośni nie słyszała druga strona, ale nigdy nie masz pewności kto rzeczywiście cię słucha. - Wskazał jej wyjście ze studia. Pogasił światła, zamknął dokładnie drzwi. -Przemyśl swój pseudonim. Nigdy, pod żadnym pozorem nie podawaj swojego imienia i nazwiska na antenie. - Radość i chęć pomocy to jedno, ale nie chciał, aby się narażała. Tym bardziej nie uśmiechał się mu najazd wściekłej rodziny Neali, gdyby choć trochę się narażała, a nawet taka drobna pomoc w radiu mogła wystawić ją na potencjalne ataki. -Nie mów też gdzie się aktualnie znajdujesz. Nie chcemy, aby radio zostało zniszczone, dla niektórych jest jedynym wiarygodnym źródłem informacji.
Cieszył się, że dziewczyna tak bardzo się zapaliła, po prawdziwie, cicho na to liczył. Wobec tego pogratulował sobie w duchu, że udało mu się ją namówić. -Co powiesz na audycję raz w tygodniu? Lub raz na dwa tygodnie? - Zapytał jeszcze kiedy opuszczali całkowicie budynek, a ten w ogóle nie wskazywał, że znajduje się tu radio, po za małym rysunkiem słowika nad drzwiami wejściowymi. -Daj mi znać, jak już się namyślisz z tematami, wpiszemy je w ramówke radia.
|zt dla Herba
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Mimowolnie odbiłam się kilka razy piętami, kiedy pan Grey wziął i potwierdził. Uniosłam dłonie żeby zaklaskać w nie radośnie. Bo naprawdę nie spodziewałam się, że to naprawdę weźmie i padnie. Nie potrafiłam pozbyć się uśmiechu z twarzy kiedy mówił dalej, potakując głową na wypowiedziane ku mnie słowa, akcentując, że miał rację. Oczywiście, że miał - jakżeby inaczej. To samo wezmę i cioci powtórzę, kiedy znów mi powie, że biorę i paplam za dużo. Bo o proszę bardzo, droga cioteczko. Paplanie było ważne, jak się je z głową robiło. Idealnie, dam przecież radę.
- Och, jakże fenomenalnie. - zachwyciłam się, kiedy pochwalił ilość moich pomysłów, chociaż nie słyszał jeszcze jednego nawet. A ja sporo miałam i o wielu rzeczach mówić mogłam - i chciałam. Bo wiele rzeczy było ważne. A na tą rewelacje o własnym czasie aż mi się oczy otworzyły w zdumieniu. Podeszłam krok, a potem drugi.
- Naprawdę? - zapytałam, wyciągając dłonie żeby złapać za rekę pana Greya. - Ojej, ojej, to niesamowite. Niespodziewane. Dziękuję, naprawdę. Nie zmarnuję go obiecuję. - mówiłam, potrząsając jego ręką, by zaraz się opanować i puścić ją. Zrobić krok do tyłu. O czym chce. Mówienie o czym chce brzmiało jeszcze lepiej. Było tyle rzeczy o których bym chciała powiedzieć. Musiałam wybierać powoli o czym i gdzie. Uniosłam rękę zamyślając się, by zaraz pokiwać energicznie głową. - Oczywiście, będzie rozważnie. - zgodziłam się, kiwając na potwierdzenie głową. Ostatnie co chciałam to zmarnować darowaną mi szansę. - Oh, to romantyczne strasznie. Jak się powinnam nazwać? - zastanowiłam się wzrok kierując na sufit, zaczynając już rozważania w tym temacie. Romantycznie i tajemniczo. Ja, znajoma, ale i obca. Obecna, ale i nieuchwytna. Taka miałam być już niedługo. Fe-no-me-nal-nie.
- Nigdy, przenigdy. Jak słońce jasne. - zgodziłam się, potakując głową energicznie. Czemu? To rozumiałam dobrze, właśnie gdyby ktoś nie tak usłyszał mnie w tym czasie. Trudniej złapać jakiegoś wróbla, niż Neale, prawda? - Nie powiem. - potwierdziłam jeszcze, dodając kolejną listę do rzeczy do zapamiętania. Ale z pamięciom nie miałam problemów.
- Tak! - zgodziłam się od razu, szybko, jakby miała za chwilę mi uciec ta możliwość. Odchrząknęłam, wychodząc na zewnątrz. - Raz w tygodniu, będzie idealnie. - poprawiłam się, próbując stłumić odrobinę emocje własne. - Oczywiście, przyślę więc sowę z listą właśnie niedługo. - obiecałam, rozciągając usta w uśmiechu. Wiedziałam, że lwią ich część i tak dzisiaj wezmę i napiszę przez tą ekscytację.
- Dziękuję… za szansę. - powiedziałam do mężczyzny, zanim się rozstaliśmy ze sobą, nie potrafiąc nie podskakiwać co jakiś czas w zadowoleniu, skokami przeplatając kroki własne.
| zt
- Och, jakże fenomenalnie. - zachwyciłam się, kiedy pochwalił ilość moich pomysłów, chociaż nie słyszał jeszcze jednego nawet. A ja sporo miałam i o wielu rzeczach mówić mogłam - i chciałam. Bo wiele rzeczy było ważne. A na tą rewelacje o własnym czasie aż mi się oczy otworzyły w zdumieniu. Podeszłam krok, a potem drugi.
- Naprawdę? - zapytałam, wyciągając dłonie żeby złapać za rekę pana Greya. - Ojej, ojej, to niesamowite. Niespodziewane. Dziękuję, naprawdę. Nie zmarnuję go obiecuję. - mówiłam, potrząsając jego ręką, by zaraz się opanować i puścić ją. Zrobić krok do tyłu. O czym chce. Mówienie o czym chce brzmiało jeszcze lepiej. Było tyle rzeczy o których bym chciała powiedzieć. Musiałam wybierać powoli o czym i gdzie. Uniosłam rękę zamyślając się, by zaraz pokiwać energicznie głową. - Oczywiście, będzie rozważnie. - zgodziłam się, kiwając na potwierdzenie głową. Ostatnie co chciałam to zmarnować darowaną mi szansę. - Oh, to romantyczne strasznie. Jak się powinnam nazwać? - zastanowiłam się wzrok kierując na sufit, zaczynając już rozważania w tym temacie. Romantycznie i tajemniczo. Ja, znajoma, ale i obca. Obecna, ale i nieuchwytna. Taka miałam być już niedługo. Fe-no-me-nal-nie.
- Nigdy, przenigdy. Jak słońce jasne. - zgodziłam się, potakując głową energicznie. Czemu? To rozumiałam dobrze, właśnie gdyby ktoś nie tak usłyszał mnie w tym czasie. Trudniej złapać jakiegoś wróbla, niż Neale, prawda? - Nie powiem. - potwierdziłam jeszcze, dodając kolejną listę do rzeczy do zapamiętania. Ale z pamięciom nie miałam problemów.
- Tak! - zgodziłam się od razu, szybko, jakby miała za chwilę mi uciec ta możliwość. Odchrząknęłam, wychodząc na zewnątrz. - Raz w tygodniu, będzie idealnie. - poprawiłam się, próbując stłumić odrobinę emocje własne. - Oczywiście, przyślę więc sowę z listą właśnie niedługo. - obiecałam, rozciągając usta w uśmiechu. Wiedziałam, że lwią ich część i tak dzisiaj wezmę i napiszę przez tą ekscytację.
- Dziękuję… za szansę. - powiedziałam do mężczyzny, zanim się rozstaliśmy ze sobą, nie potrafiąc nie podskakiwać co jakiś czas w zadowoleniu, skokami przeplatając kroki własne.
| zt
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Niebo grzmiało, między jasnymi chmurami na ciemnym, jutrzenkowym zaledwie niebie przebłyskiwały raz po raz błyskawice, chwilami kocie łby wklejone w uliczki przechwytywały ten krótki obraz, by za chwilę w swojej szarości odbijać jedynie krągłe echa grubych kropel spadających z nieba; gdy miasteczkowa droga się skończyła, pojawiła się mieszanina piasku i żwiru, z metra na metr coraz bardziej przekształcająca się w ziemisto-błotnistą mieszankę, w której skórzane botki grzęzły, obklejając się po całości lepką mazią. Gdy Rosemary dotarła do Ptasiego Radia, zupełnie nie było słychać odgłosu stukotu jej obcasów, ten zginął gdzieś na poziomie ostatnich metrów, zanim jeszcze jej buty nie zostały zawłaszczone przez tłumiącą, mokrą breję. Trzymała kaptur peleryny przy twarzy, chowając również po nim gęste włosy zaplecione w gruby warkocz; materiał trzepotał na wietrze, nie chroniąc dostatecznie mocno sukienki skrytej tuż pod nim, więc gdy przekroczyła już granice Radia, czuła, gdzieniegdzie na materiale zrobiły się mokre plamy. Za zamkniętymi drzwiami uderzyło ją ciepło z rozpalonego kominka, który musiał być dopełniającym się co porannym rytuałem Henry’ego.
- Co za ulewa! - zawołała, ściągając z siebie czarną pelerynę obszytą zielonymi wstawkami. Łapała jeszcze oddech, uspokajała pędzącą w żyłach od wysiłku krew, zdejmowała buty, kiedy wokół niej zaczął tworzyć się niewielki rozgardiasz. Najpierw ubierającego się w pośpiechu Henry’ego zobaczyła zaledwie kątem oka. - Wychodzisz już?
- Zostawiłem ci wszystko na biurku w Gnieździe, muszę lecieć do Mel, została sama z Davidem - odparł chmurno, posyłając jej uśmiech wyjątkowo słabo odznaczający się na zmęczonej, bladej twarzy. - Resztę przekaże ci Nessie, Carter będzie chwilę przed siódmą. I ach... podziękuj ojcu za eliksir. Przespał ostatnią noc.
Pokiwała tylko głową, zanim wyszedł, zostawiając w jej głowie opowieść o swoim najmłodszym synu, który cudem wyszedł żywy z ataku Cieni. Przespał noc. Jedną. Przy takiej perspektywie to wydawało się zwycięstwem wartym każdej celebracji, mimo to nie czuła radości, a jedynie gorycz, przez którą przebłyskiwały nuty ulgi. Zdjęła pantofle i postawiła je na skraju wejścia, żeby nie brudzić dalej. W torebce miała grube skarpety, którymi zaraz się rozgrzeje, kiedy rozgłośnia opustoszeje i będzie mogła cieszyć się swobodą działania. Będąc już gotową, odwróciła się do młodej dziewczyny ziewającej w przejściu tuż obok. Gdy zauważyła, że Romy przeniosła na nią wzrok, prędko zamknęła usta i odchrząknęła.
- Spokojnie, Nessie, poranki nie należą do szczególnie łatwych w obyciu. Co masz dla mnie dzisiaj? - spytała dziewczynę z lekkim uśmiechem, choć porannym i deszczowym, okraszonym podobnym zmęczeniem jak u młodej kobiety. Sięgnęła do jej włosów, żeby poprawić niesforny kosmyk, który w czasie lotu na miotle musiał wypaść z misternie uplecionego warkocza.
- Dobre wieści właściwie, Romy! - zawołała weselej, przecierając oczy. - Bo pamiętasz, jak kilka dni temu okazało się, że porwano dzieciaki z West Sussex i okolic? Bo znaleźli się! To znaczy nasza grupa ich odnalazła. To znaczy nie nasza, tylko... a zresztą!
- Naprawdę?! Merlinie, to przecudownie! Całe i zdrowe? - dopytywała z rumianymi policzkami, prawdziwie szczęśliwa, wpatrując się w nią z coraz szerszym uśmiechem.
- Tak, tak i no... bo ja na tym liście mam wszystko, nasz dowódca napisał raport. Są tam daty i nazwiska dzieci i wszystkie informacje - dziewczyna pokiwała entuzjastycznie głową, wręczając Rosemary pergaminy. - Z takich świeżych informacji to chyba wszystko... - zmarszczyła usta, przygryzając je lekko i myśląc intensywnie nad czymś, co mogłaby po drodze zapomnieć. - Chyba wszystko, tak. Jakby coś się stało, to wiesz... przylecę na pewno z wiadomością! - uścisnęły się na do widzenia, młoda zabrała swoją miotłę, zadbaną, ale wyraźnie często użytkowaną, i wyszła z Radia.
Zostawiając Romy w absolutnej ciszy oznajmiającej tylko jedno - samotność wśród radiowych urządzeń. Przez chwilę zaledwie czuła narastającą w duszy jakąś nieuchwyconą obawę, jakąś przykrość wynikającą z tego stanu rzeczy, ale za chwilę ogrom pracy o sobie przypomniał i właściwie nie miała już czasu, żeby tę pustkę trawić. Wypełniła ją zajęciami.
- Journey, mógłbyś? - szepnęła w stronę zaklętego pianina, gdy odchyliła już jego klapę i zdjęła bawełnianą ściereczkę, budząc go z całonocnego czuwania. Ucięte pudło wydało z siebie kilka przypadkowych dźwięków, jakby oznajmiało, że najchętniej to wcale by nie grało, tylko pospało jeszcze te kilka dodatkowych minut, ale po chwili płynęły już z niego pierwsze jazzowe aranżacje idealne kilka chwil tuż przed rozpoczęciem porannej audycji.
Usiadła przy biurku i otworzyła raport dowódcy grupy, której udało się wydostać dzieci z potrzasku ufundowanemu przez wyjątkowo paskudnych szmalcowników - do czego chcieli je wykorzystać? Umysł drżał, kiedy próbowała układać podobne scenariusze, nie usiłowała ciągnąć w to dalej, w gruncie rzeczy na pergaminie wypisano same dobre wieści. Uśmiechnęła się lekko, bo przecież dzieciom udało się przeżyć, ale zaraz uśmiech zgasł. Dwoje odnaleziono martwych. Pociętych wielokrotnie i rozebranych, pozostawionych wśród ciernistych krzewów rosnących w okolicy. Uniosła ku dolnej wardze palce, skubiąc ją delikatnie. Pięcioro uratowanych, dwoje nie żyje. Doczytała raport do końca, przepisując na świeżą kartę najważniejsze informacje, zaciskając zęby tak mocno, że aż bolały. Za chwilę miała audycję, nie mogła płakać, nie mogła nadwyrężać krtani. Nie mogła dać po sobie poznać, że podobne wiadomości odczuwała bardziej niż inne, głębiej i mocniej niż inne. Kolejny dokument - lista zaginionych z poprzedniego dnia, na górze notatka Henry’ego zaznaczona czerwonym tuszem i kilka symboli przy odpowiednich nazwiskach. Krzyż, krzyż - dwoje martwych, mężczyzna i kobieta, nie znała ich nazwisk. Odnaleziona. Laura Prince. Potarła litery określające jej personalia kciukiem prawej dłoni, zastanawiając się, gdzie teraz była - z rodziną? Otoczona ramionami najbliższych, ciepłym kocem i kubkiem z gorącą herbatą, z talerzem gorącego, pożywnego gulaszu? Westchnęła cicho, ale z maleńką ulgą, jakby stała jako niemy obserwator tuż za oknem, zza którego przyglądała się temu obrazkowi. Listę wyprostowała łagodnie, z uczuciem wygładziła rogi i zagięcia, po czym odłożyła na miejsce przeznaczone tylko dla list - tuż obok swojej prawej dłoni. Kolejny papier - tym razem lista ataków w hrabstwach; spalone młyny, kryjówki rzucone w gruzy - okazuje się, że obu stron; prócz ataków były też nowe punkty przeładunkowe i kilka świeżych punktów z żywnością, używanymi ubraniami, z których można było korzystać, jeśli tylko wystąpiłaby taka potrzeba. Pukanie do drzwi oderwało ją od porannych obowiązków zupełnie nagle. Serce zadrżało, bo rytm nie był kodem znanym wśród pracowników Radia, ani tym bardziej gości, którym go udostępniano na czas odwiedzin. Machnęła dłonią uciszająco w stronę pianino, by to zamilkło natychmiast - cisza zaległa w Gnieździe. Znów pukanie.
- Cholera jasna, jak to szło... - męski głos burczał zza drzwi. Dłonie wypukały na drewnie kolejny rytm, ale i ten nie był poprawny.
Wysunęła się zza biurka powoli i ostrożnie, dłonie opierając tak, żeby nie wydobyć ani z siebie, ani z drewna ani jednego niepotrzebnego odgłosu. Przełknęła ślinę. Ródżką. W panice rozejrzała się za nią i sięgnęła prawą dłonią, odnajdując poziomkowe drewno na skraju blatu.
- Panienko Sprout, bo ja zapomniałem! Tego kodu zapomniałem! - zawołał znów męski głos. Zerknęła na zegar wiszący na ścianie. Dziesięć minut do audycji. To musiał być Carter, przecież Henry o nim ostrzegał. - Przepraszam, ja naprawdę... moja pamięć to ostatnio jak u złotej rybki!
Prześlizgnęła się powoli po ścianie do korytarza przy drzwiach i wyjrzała ostrożnie przez niewielkie okienko. To był on. Wysoki, starszy czarodziej ze śmieszną, purpurową czapką z frędzlem na głowie. Mókł coraz bardziej. Gdyby nie ostatnie słowa, które usłyszała od pewnego mężczyzny spotkanego niedawno po latach, zapewne od razu otworzyłaby drzwi. W którą stronę wolisz się pomylić? Wątpiła przez niego. Mężczyźni mącili jej w głowie.
- Kogo dzisiaj pan słyszał w lesie? - spytała ostrożnie, wracając pod ścianę, okręcając w dłoni różdżkę, której koniec wycelowany był w drzwi. Nie wiedziała, jakiego powinna użyć zaklęcia i czy w ogóle odnalazłaby w sobie dawną, szkolną wprawę.
- Słowika, oczywiście, że Słowika! - odparł ucieszony mężczyzna, najwyraźniej zachęcony tym, że nie musi wypukiwać na drewnie jakichś muzycznych łamigłówek.
Z kolei Romy mogła już odetchnąć. Ich radiowe pseudonimy były chronione, poza Ptasim Radiem nikt ich nie używał. Otworzyła drzwi, zapraszając czarodzieja do środka.
- Proszę wejść, panie Carter - to, że nazwał ją panienką poprawnie, niezwykle bolało, ale mimo to uśmiechnęła się uprzejmie, zapraszająco. Nie zrobił nic niewłaściwego, po prostu jej kobieca duma nagle napuchła jak balon. Powinna już dawno znaleźć sobie męża. Założyć rodzinę. Wychowywać choć jedno maleństwo. Niech to krowi placek weźmie. - Następnym razem musimy wymyślić inne hasło, panie Carter, bo będzie pan mókł i mókł. Herbaty? Jeszcze zdążymy. - zaproponowała, wskazując mu na wieszak i samej od razu pędząc do ich kącika, gdzie na blacie obok rozpalonego kominka stał imbryk z herbatą ziołową, którą wczoraj sobie naszykowała wiedząc, że dzisiaj nie znajdzie na to czasu.
- Pięknie poproszę! Gdzie siadamy? - doceniła, że był świadom niewielkiego zapasu czasu, jaki mieli, zanim wszystkie urządzenia zostaną podłączone do głównej linii rozgłośni, a ich głosy pomkną tam, gdzie stały magiczne odbiorniki.
- W tym pokoiku tuż obok pana, o tam - przytaknęła ochoczo głową z miedzianym warkoczem, kiedy wskazał jej palcem Gniazdo.
Kiedy wszedł do środka, sama prędko pomknęła, żeby wsunąć na stopy ubrudzone błotem botki - wyczyściła je szybkim zaklęciem, aż błyszczały. Jednak na swobodę pozwoli sobie zdecydowanie później.
nie każdy żyje sztuką i
snami o wolności
snami o wolności
Rosemary Sprout
Zawód : spikerka radiowa
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
instead of new branches
i might grow
deeper roots
i might grow
deeper roots
OPCM : 5 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
|14.09.1958
Ostatnie pluskwy zostały rozniesione jakiś czas temu. Nie obyło się przez przygód i przedziwnych ucieczek, nietypowych rozmów i pełnego brzucha ciasta jagodowego. Nie będąc radiowcem nie udzielał się w eterze, ale nie chciał aby praca jaka została włożona w jego stworzenie przepadała. Cieszył się więc, że Neala pomagała, że zawsze znalazł się ktoś kto chciał powiedzieć parę słów do mikrofonu i posłać je dalej do słuchaczy. Zwłaszcza teraz kiedy tak ważne było, aby starać się wracać do normalności. Tylko jakiej. Nikt nie chciał wojny, nikt nie chciał znów się z nią mierzyć. Sam trwał w pewnym zwieszeniu nie wiedząc co teraz wymyśli Ministerstwo Magii, czego oczekuje od nich Harold. Przyznawał sam przed sobą, że wyczekiwał jakiegoś wezwania, jakieś informacji - czegokolwiek. W tym zawieszeniu szukał zajęcia dla siebie. Zaraz po feralnej nocy miał ręce pełne roboty - pomagał uciekinierom, zbierał drobne fanty w postaci kocy, suchych produktów, aby rozdawać je tym najbardziej potrzebującym. Z czasem kiedy wszystko się uspokoiło zajął się domem. Należało zbudować ogrodzenie dla kóz, kurnik, zabezpieczyć grządki, a w szklarni zawsze było co robić. Oprócz tego szykowali z Florką pokój dla dziecka.
Informacja, że kuzynka chce zająć Ptasim Radiem sprawiła, że z wielką chęcią przekazał jej klucze do studia, a potem od czasu do czasu zaglądał sprawdzić jak się sprawy mają.
Nie inaczej było tym razem, kiedy przemierzał korytarz kierując się do głównego punkty nagraniowego.
Przystanął w progu opierając się o framugę i krzyżując ramiona na piersi.
-Knock, knock. - Powiedział na powitanie tym samym dając znać kuzynce, że właśnie się pojawił. -Skończyły się już nam pluskwy. - Oznajmił wchodząc do środka kiedy upewnił się, że jego obecność została zanotowana. -Na razie chyba nie potrzeby więcej, zobaczymy jak się będzie sytuacja rozwijać.
Ptasie Radio docierało całkiem daleko, do wielu domów, a ostatnia wyprawa gdzie roznosili pluskwy z Justine na granicach z ziemiami tych, którzy sprzyjają nienawistnej władzy, zakończyła się sukcesem. Istniała szansa, że więcej osób usłyszy prawdę, zrozumie, że droga jaka została obrana przez Malfoya nie jest słuszna. Wszyscy jednak czekali na wyniki jego rozmów z innymi krajami. Niektórzy wręcz wierzyli, że katastrofa otworzyła wszystkim oczy. Grey nie był aż takim optymistą.
-Jak idzie praca? - Zapytał ciekaw jak w tym wszystkim się kuzynka odnajduje.
Ostatnie pluskwy zostały rozniesione jakiś czas temu. Nie obyło się przez przygód i przedziwnych ucieczek, nietypowych rozmów i pełnego brzucha ciasta jagodowego. Nie będąc radiowcem nie udzielał się w eterze, ale nie chciał aby praca jaka została włożona w jego stworzenie przepadała. Cieszył się więc, że Neala pomagała, że zawsze znalazł się ktoś kto chciał powiedzieć parę słów do mikrofonu i posłać je dalej do słuchaczy. Zwłaszcza teraz kiedy tak ważne było, aby starać się wracać do normalności. Tylko jakiej. Nikt nie chciał wojny, nikt nie chciał znów się z nią mierzyć. Sam trwał w pewnym zwieszeniu nie wiedząc co teraz wymyśli Ministerstwo Magii, czego oczekuje od nich Harold. Przyznawał sam przed sobą, że wyczekiwał jakiegoś wezwania, jakieś informacji - czegokolwiek. W tym zawieszeniu szukał zajęcia dla siebie. Zaraz po feralnej nocy miał ręce pełne roboty - pomagał uciekinierom, zbierał drobne fanty w postaci kocy, suchych produktów, aby rozdawać je tym najbardziej potrzebującym. Z czasem kiedy wszystko się uspokoiło zajął się domem. Należało zbudować ogrodzenie dla kóz, kurnik, zabezpieczyć grządki, a w szklarni zawsze było co robić. Oprócz tego szykowali z Florką pokój dla dziecka.
Informacja, że kuzynka chce zająć Ptasim Radiem sprawiła, że z wielką chęcią przekazał jej klucze do studia, a potem od czasu do czasu zaglądał sprawdzić jak się sprawy mają.
Nie inaczej było tym razem, kiedy przemierzał korytarz kierując się do głównego punkty nagraniowego.
Przystanął w progu opierając się o framugę i krzyżując ramiona na piersi.
-Knock, knock. - Powiedział na powitanie tym samym dając znać kuzynce, że właśnie się pojawił. -Skończyły się już nam pluskwy. - Oznajmił wchodząc do środka kiedy upewnił się, że jego obecność została zanotowana. -Na razie chyba nie potrzeby więcej, zobaczymy jak się będzie sytuacja rozwijać.
Ptasie Radio docierało całkiem daleko, do wielu domów, a ostatnia wyprawa gdzie roznosili pluskwy z Justine na granicach z ziemiami tych, którzy sprzyjają nienawistnej władzy, zakończyła się sukcesem. Istniała szansa, że więcej osób usłyszy prawdę, zrozumie, że droga jaka została obrana przez Malfoya nie jest słuszna. Wszyscy jednak czekali na wyniki jego rozmów z innymi krajami. Niektórzy wręcz wierzyli, że katastrofa otworzyła wszystkim oczy. Grey nie był aż takim optymistą.
-Jak idzie praca? - Zapytał ciekaw jak w tym wszystkim się kuzynka odnajduje.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Gniazdo
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Devon :: Plymouth :: Aleja kupiecka :: Ptasie Radio