Morsmordre :: Devon :: Plymouth :: Aleja kupiecka :: Ptasie Radio
Gniazdo
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Gniazdo
Sala nagraniowa radia. To tu dzieje się magia! Jest to niewielkie pomieszczenie, którego cała podłoga została wyłożona dywanami dla lepszej akustyki. Na samym środku stoi stół, na którym leży cały sprzęt potrzebny do nadawania, zaś po drugiej jego stronie dodatkowe dwa krzesła i mikrofony pozwalające radiowcom na swobodną rozmowę na antenie. Sprzęt nie potrzebuje być obsługiwany przez człowieka, chociaż jest regularnie sprawdzany i poddawany renowacji, gdy zachodzi taka potrzeba. Podłączony jest tam gramofon, a obok niego znajduje się potężna kolekcja płyt winylowych z najlepszym bluesem, rock'n'rollem i jazzem. Oprócz urządzeń i podstawowego oświetlenia zawsze można tam znaleźć dzbanek ze świeżą wodą i kilka koców. Radio gra cały czas, to też, gdy nie trwają audycje, gramofon odtwarza umieszczone w nim wcześniej płyty.
Para ulatująca z kubka, oddech świeżo zaparzonych ziół, delikatnie otulała szybę, przy której stała Rosemary, obserwując to, co było tuż za nią. Zieleń prędko zniknęła, oddając miejsce kolorom jesieni, które dziś jednak nie cieszyły, bo w oparach wojny przypominały raczej popiół, zwłaszcza fragmenty wypalonej ziemi i nadpalone, wyschnięte już końcówki drzew, które musiały spotkać się z żarem przelatującej niedaleko komety. Minął praktycznie miesiąc od tamtej feralnej nocy. Miesiąc od jej urodzin. Nieprzyjemnych pod wieloma względami.
Wyrwana wyższym tonem gry Journeya oderwała uwagę od pozornego spokoju za oknem i przeniosła wzrok na swoje zaklęte pianino - to grało dokładnie to, o co je poprosiła, dziś akurat „Jezioro łabędzie” Czajkowskiego, ot, w przerwie między południową a obiadową audycją, po której miała się wymienić pracą z Henrym. Nie spodziewała się, że odwiedzi ją ktoś inny. Na dźwięk otwierających się drzwi, oderwała się od okna i przywitała kuzyna za drzwiami studia, żeby nie zakłócać granego koncertu.
- Herbert - uśmiechnęła się do niego i uścisnęła, przekazując trochę rodzinnego ciepła Sproutów. - Dobrze cię widzieć. Jak zdrowie? Chcesz herbaty? Mam trochę szałwii i mięty z płatkami wiśni. - tylko to zostawało im po nieowocującym sadzie, z kwiatów też można było przyrządzić konfiturę, choć na razie się na to nie decydowali, sam proces za dużo kosztował, a pieniędzy mieli tak, by przeżyć. - Roznieśliście nowe? W których hrabstwach mamy nowych słuchaczy? - uśmiechnęła się nieco szerzej, na policzkach pojawił się róż ekscytacji. Myśl, że więcej domów będzie mogło usłyszeć ich głosy, rozgrzewała jej serce.
- Na razie Journey gra koncert. Za jakiś kwadrans go zmienię, potem audycja obiadowa z informacjami i koniec dla mnie na dzisiaj, Henry mnie zmienia - drugi prezenter był dla nich koniecznością, nie byłaby w stanie cały czas być tu sama, a dwa głosy zawsze urozmaicały program. - A jak u ciebie? Och, Herb, zanim zapomnę... możesz zerknąć do jednego mikrofonu? Ostatnio coś strasznie w nim sprzęgało, a to ten starszy, wiesz... ten mugolski. Zaraz ci go przyniosę.
Zniknęła w pokoju obok dosłownie na chwilę, a wróciła z radiowym mikrofonem, wokół którego owinięty był jego kabel.
Wyrwana wyższym tonem gry Journeya oderwała uwagę od pozornego spokoju za oknem i przeniosła wzrok na swoje zaklęte pianino - to grało dokładnie to, o co je poprosiła, dziś akurat „Jezioro łabędzie” Czajkowskiego, ot, w przerwie między południową a obiadową audycją, po której miała się wymienić pracą z Henrym. Nie spodziewała się, że odwiedzi ją ktoś inny. Na dźwięk otwierających się drzwi, oderwała się od okna i przywitała kuzyna za drzwiami studia, żeby nie zakłócać granego koncertu.
- Herbert - uśmiechnęła się do niego i uścisnęła, przekazując trochę rodzinnego ciepła Sproutów. - Dobrze cię widzieć. Jak zdrowie? Chcesz herbaty? Mam trochę szałwii i mięty z płatkami wiśni. - tylko to zostawało im po nieowocującym sadzie, z kwiatów też można było przyrządzić konfiturę, choć na razie się na to nie decydowali, sam proces za dużo kosztował, a pieniędzy mieli tak, by przeżyć. - Roznieśliście nowe? W których hrabstwach mamy nowych słuchaczy? - uśmiechnęła się nieco szerzej, na policzkach pojawił się róż ekscytacji. Myśl, że więcej domów będzie mogło usłyszeć ich głosy, rozgrzewała jej serce.
- Na razie Journey gra koncert. Za jakiś kwadrans go zmienię, potem audycja obiadowa z informacjami i koniec dla mnie na dzisiaj, Henry mnie zmienia - drugi prezenter był dla nich koniecznością, nie byłaby w stanie cały czas być tu sama, a dwa głosy zawsze urozmaicały program. - A jak u ciebie? Och, Herb, zanim zapomnę... możesz zerknąć do jednego mikrofonu? Ostatnio coś strasznie w nim sprzęgało, a to ten starszy, wiesz... ten mugolski. Zaraz ci go przyniosę.
Zniknęła w pokoju obok dosłownie na chwilę, a wróciła z radiowym mikrofonem, wokół którego owinięty był jego kabel.
nie każdy żyje sztuką i
snami o wolności
snami o wolności
Rosemary Sprout
Zawód : spikerka radiowa
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
instead of new branches
i might grow
deeper roots
i might grow
deeper roots
OPCM : 5 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
Grey uśmiechnął się ciepło, gdy tylko usłyszał znajomy ton głosu Rosemary i poczuł jej uścisk. Cieszyła go każda chwila spędzona z kuzynką, a szczególnie teraz, gdy codzienne życie stało się pełne szarości i goryczy, a takie spotkania były niczym promyk słońca w pochmurny dzień. Przypominały o tym, że nie są sami, że pomimo katastrofy i tragedii wojny nadal byli oraz trwali. Trochę cieszył go fakt, że są istnym wrzodem dla obecnej władzy, utrapieniem, z którym nie mogą sobie poradzić. To oznaczało jedynie, że ich działania są skuteczne choć w wielkiej skali zdawały się nie powodować żadnego poruszenia, tak był przekonany, że jest inaczej. Jak to mówiło pewne przysłowie: kropla drąży skałę.
— Herbata brzmi idealnie — odpowiedział, rozluźniając się. — Chociaż brzmi to bardziej jak coś, co powinnnaś zaparzyć na wyjątkową okazję. — Uśmiechnął się, obserwując przyjemny, domowy nastrój, jaki wokół siebie roztaczała Rosemary. Zawsze podziwiał, jak niezależnie od okoliczności, potrafiła wprowadzić do przestrzeni coś ze świata, który znał jeszcze z czasów ich dzieciństwa. A być może to tylko wrażenie jakie sam odbierał lub jej przypisał. Niezmiennie jednak, rodzina Sprout miała w sobie pewien rodzaj troski, którą bardzo cenił. Rozejrzał się po studiu, a gdy wspomniała o nowych słuchaczach, zauważył iskierki podekscytowania w jej oczach. — Zaczynamy docierać do mniejszych wiosek w Lancashire i Westmorland. Ostatnio nawet dorzuciłem parę słów na tablicach ogłoszeń, żeby mieszkańcy wiedzieli, czego mogą się spodziewać, choć w tych czasach sama komunikacja jest wyzwaniem — odparł, spoglądając na nią z dumą. — Widzę, że słuchaczy przybywa. Rozumiem, że Henry dokłada swoje trzy knuty do audycji? Drugi głos zawsze dobrze robi programowi.
Zanim zdążył dodać coś więcej, Rosemary wróciła z mikrofonem owiniętym w plątaninę kabli. Ostrożnie przejął go z jej rąk, a chwilę potem wsłuchał się w koncert, który wydobywał się ze starego pianina.— Oczywiście, sprawdzę ten mikrofon. To dość stare urządzenie… — stwierdził, przyglądając się z nieco nostalgicznym uśmiechem technicznemu reliktowi, który trzymał w dłoniach. — A jak u mnie? Zaczynam się zastanawiać, ile jeszcze ciemnych nocy przed nami, zanim widoki zza okna staną się nam bardziej przyjazne, lecz nie narzekam. Staramy się z Florką znaleźć więcej pozytywów. – Tym bardziej, że spodziewali się dziecka i to własnie dla niego chciał tworzyć nowy świat. Lepszy, taki, w którym dziecko będzie czuło się wolne i bezpieczne. – Ale powiedz, czy to „Jezioro łabędzie” wybrałaś dziś z jakiegoś konkretnego powodu? — dopytał, spoglądając na nią z ciekawością, a w miedzyczasie przysiadł na boku celem sprawdzenia mikrofonu i tego czy jeszcze w ogóle nadaje się on do pracy.
— Herbata brzmi idealnie — odpowiedział, rozluźniając się. — Chociaż brzmi to bardziej jak coś, co powinnnaś zaparzyć na wyjątkową okazję. — Uśmiechnął się, obserwując przyjemny, domowy nastrój, jaki wokół siebie roztaczała Rosemary. Zawsze podziwiał, jak niezależnie od okoliczności, potrafiła wprowadzić do przestrzeni coś ze świata, który znał jeszcze z czasów ich dzieciństwa. A być może to tylko wrażenie jakie sam odbierał lub jej przypisał. Niezmiennie jednak, rodzina Sprout miała w sobie pewien rodzaj troski, którą bardzo cenił. Rozejrzał się po studiu, a gdy wspomniała o nowych słuchaczach, zauważył iskierki podekscytowania w jej oczach. — Zaczynamy docierać do mniejszych wiosek w Lancashire i Westmorland. Ostatnio nawet dorzuciłem parę słów na tablicach ogłoszeń, żeby mieszkańcy wiedzieli, czego mogą się spodziewać, choć w tych czasach sama komunikacja jest wyzwaniem — odparł, spoglądając na nią z dumą. — Widzę, że słuchaczy przybywa. Rozumiem, że Henry dokłada swoje trzy knuty do audycji? Drugi głos zawsze dobrze robi programowi.
Zanim zdążył dodać coś więcej, Rosemary wróciła z mikrofonem owiniętym w plątaninę kabli. Ostrożnie przejął go z jej rąk, a chwilę potem wsłuchał się w koncert, który wydobywał się ze starego pianina.— Oczywiście, sprawdzę ten mikrofon. To dość stare urządzenie… — stwierdził, przyglądając się z nieco nostalgicznym uśmiechem technicznemu reliktowi, który trzymał w dłoniach. — A jak u mnie? Zaczynam się zastanawiać, ile jeszcze ciemnych nocy przed nami, zanim widoki zza okna staną się nam bardziej przyjazne, lecz nie narzekam. Staramy się z Florką znaleźć więcej pozytywów. – Tym bardziej, że spodziewali się dziecka i to własnie dla niego chciał tworzyć nowy świat. Lepszy, taki, w którym dziecko będzie czuło się wolne i bezpieczne. – Ale powiedz, czy to „Jezioro łabędzie” wybrałaś dziś z jakiegoś konkretnego powodu? — dopytał, spoglądając na nią z ciekawością, a w miedzyczasie przysiadł na boku celem sprawdzenia mikrofonu i tego czy jeszcze w ogóle nadaje się on do pracy.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Spotkania z członkami rodziny przynosiły jej ulgę. Mogła odetchnąć zawsze, gdy wracała z pracy do domu, a ojciec właśnie szurał kapciami po piwnicznych schodkach, matula podśpiewywała sobie utwory ulatujące po cichu z radia, Kiki czytała na salonowej kanapie, a Hyacintha wyszła z kuchni, żeby przywitać najstarszą siostrę. To samo czuła teraz, zwłaszcza, kiedy Herbert nie zdradzał żadnych oznak uszczerbku na zdrowiu.
Machnęła dłonią na jego odpowiedź. Wiśniowe płatki były dla Sproutów teraz bardziej symbolem niż rzeczywistą wartością - zbierali je świeżo po opadnięciu, z narastającym oczekiwaniem wypatrując na gałązkach okrągłych, czerwieniących się z zachwytu słońcem owoców, ale tych było z roku na rok coraz mniej. Przestała już pytać siebie, kiedy to wszystko się skończy. Słuchała kuzyna, wsypując do czystego kubka mieszankę ziołową, by za chwilę zalać ją gorącą wciąż wodą. Wróciła do niego z naparem, sugerując brodą, by usiedli w starych fotelach przy stoliku.
- Dobrze to słyszeć, Herb, naprawdę dobrze - chwyciła za swój kubek, palcami szukając na jego glinianej powierzchni znajomych rysek i zgrubień. - Słyszałam też, że czarodzieje zrzucają się całymi zgromadzeniami na radio, stawiają w jednym większym domu i porankami czekają na pierwsze wiadomości. - uśmiechnęła się lekko, miękko. - Ostatnio więcej jest tych złych, niestety... choć są dni, kiedy przeważają jednak te dobre. Nigdy nie przewidzimy, kiedy będą przeważały jedne, a kiedy drugie. Och, Henry? Henry Havisham? Kiedyś był w Hipogryfach, ale po jednej z akcji... - upiła łyk herbaty, szukając odpowiednich słów, których mogłaby użyć. - Uzdrowiciele nie byli w stanie w pełni uleczyć jego nogi, więc teraz mocno kuleje. Zrezygnował ze służby i oddał swoje zdolności nam. Świetnie sobie radzi jako spiker, naprawdę ma gadane. To wspaniały człowiek, musisz go kiedyś poznać. - uśmiechnęła się nieco szerzej, przyglądając się dłoniom Herberta, gdy zaczął obracać w nich mikrofon. Umiejętnie wychwyciła, gdy wspomniał o Florence i z szybkością gołębia pocztowego podjęła temat. - Jak się czuje? Przypomnij mi, proszę, który już minął jej trymestr? Wszystko u niej w porządku? Jak w ogóle przetrwaliście gwiezdną noc? Wiem, że tata do was pisał, ale mieliśmy tyle pracy, że zapomniałam go spytać o odpowiedź. Gdybyście czegoś potrzebowali, to wiesz... nasze drzwi są zawsze otwarte.
Były otwarte dla wszystkich, ale dla rodziny zwłaszcza - starali się pomagać wszystkim jednako, ale wojenny czas zrewidował ich postanowienia, większą troskę kierując na rodzinę, a wszystkich innych zaraz po nich.
Uniosła lekko brwi, gdy zadał pytanie o grane utwory. Walc kwiatów był dobrze znaną melodią, nawet wśród tych, którzy z muzyką byli na bakier. Tym razem uśmiechnęły się również jej oczy. Journey grał sam, czarno-białe klawisze dotykane były czyimiś niewidzialnymi palcami.
- To tylko miłość do Czajkowskiego - zaśmiała się bezgłośnie, nosowo. - Jezioro łabędzie jest powszechnie znane, lekkie, przyjemne. Wesołe momentami. Nawet, jeśli ktoś nie wie, czego słucha, nie potrafi tego nazwać, to uczucia, jakie melodie potrafią wzniecić, są ważniejsze niż sama świadomość ich nazw. Wieczorem gram bardziej melancholijnie utwory, takie do snu, do odpoczynku. Podoba ci się? - spytała ostatecznie, barwiąc głos ciekawością. - Właściwie nie wiedziałam, że znasz się na muzyce... grasz na czymś?
Machnęła dłonią na jego odpowiedź. Wiśniowe płatki były dla Sproutów teraz bardziej symbolem niż rzeczywistą wartością - zbierali je świeżo po opadnięciu, z narastającym oczekiwaniem wypatrując na gałązkach okrągłych, czerwieniących się z zachwytu słońcem owoców, ale tych było z roku na rok coraz mniej. Przestała już pytać siebie, kiedy to wszystko się skończy. Słuchała kuzyna, wsypując do czystego kubka mieszankę ziołową, by za chwilę zalać ją gorącą wciąż wodą. Wróciła do niego z naparem, sugerując brodą, by usiedli w starych fotelach przy stoliku.
- Dobrze to słyszeć, Herb, naprawdę dobrze - chwyciła za swój kubek, palcami szukając na jego glinianej powierzchni znajomych rysek i zgrubień. - Słyszałam też, że czarodzieje zrzucają się całymi zgromadzeniami na radio, stawiają w jednym większym domu i porankami czekają na pierwsze wiadomości. - uśmiechnęła się lekko, miękko. - Ostatnio więcej jest tych złych, niestety... choć są dni, kiedy przeważają jednak te dobre. Nigdy nie przewidzimy, kiedy będą przeważały jedne, a kiedy drugie. Och, Henry? Henry Havisham? Kiedyś był w Hipogryfach, ale po jednej z akcji... - upiła łyk herbaty, szukając odpowiednich słów, których mogłaby użyć. - Uzdrowiciele nie byli w stanie w pełni uleczyć jego nogi, więc teraz mocno kuleje. Zrezygnował ze służby i oddał swoje zdolności nam. Świetnie sobie radzi jako spiker, naprawdę ma gadane. To wspaniały człowiek, musisz go kiedyś poznać. - uśmiechnęła się nieco szerzej, przyglądając się dłoniom Herberta, gdy zaczął obracać w nich mikrofon. Umiejętnie wychwyciła, gdy wspomniał o Florence i z szybkością gołębia pocztowego podjęła temat. - Jak się czuje? Przypomnij mi, proszę, który już minął jej trymestr? Wszystko u niej w porządku? Jak w ogóle przetrwaliście gwiezdną noc? Wiem, że tata do was pisał, ale mieliśmy tyle pracy, że zapomniałam go spytać o odpowiedź. Gdybyście czegoś potrzebowali, to wiesz... nasze drzwi są zawsze otwarte.
Były otwarte dla wszystkich, ale dla rodziny zwłaszcza - starali się pomagać wszystkim jednako, ale wojenny czas zrewidował ich postanowienia, większą troskę kierując na rodzinę, a wszystkich innych zaraz po nich.
Uniosła lekko brwi, gdy zadał pytanie o grane utwory. Walc kwiatów był dobrze znaną melodią, nawet wśród tych, którzy z muzyką byli na bakier. Tym razem uśmiechnęły się również jej oczy. Journey grał sam, czarno-białe klawisze dotykane były czyimiś niewidzialnymi palcami.
- To tylko miłość do Czajkowskiego - zaśmiała się bezgłośnie, nosowo. - Jezioro łabędzie jest powszechnie znane, lekkie, przyjemne. Wesołe momentami. Nawet, jeśli ktoś nie wie, czego słucha, nie potrafi tego nazwać, to uczucia, jakie melodie potrafią wzniecić, są ważniejsze niż sama świadomość ich nazw. Wieczorem gram bardziej melancholijnie utwory, takie do snu, do odpoczynku. Podoba ci się? - spytała ostatecznie, barwiąc głos ciekawością. - Właściwie nie wiedziałam, że znasz się na muzyce... grasz na czymś?
nie każdy żyje sztuką i
snami o wolności
snami o wolności
Rosemary Sprout
Zawód : spikerka radiowa
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
instead of new branches
i might grow
deeper roots
i might grow
deeper roots
OPCM : 5 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
Mikrofon był ciężki, masywny, pokryty drobnymi rysami i śladami upływu lat. Herbert przez chwilę wpatrywał się w niego, a potem wstał niespiesznie z fotela, który ledwo przed chwilą zajął. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Kiedy przejmował klucze do Gniazda i robił porządkowi w siedzibie radia pamiętał, że była tu skrzynka z narzędziami. Nie musiał szukać długo. Po chwili znalazł ją ukrytą w jednej z licznych szafek. Sięgnął po mały śrubokręt.
-To prawda. - Przytaknął zasiadając znów w fotelu. Tym razem ujął kubek z naparem ciesząc się jego zapachem i ciepłem jakie objęło dłonie. Upił łyk. -Ludzie potrafią zbierać się grupami i słuchać radia. Jesteście dla nich oknem na świat i głosem prawdy. A tej jest mało kiedy zewsząd karmią nas kłamstwami. - Miał na myśli Walczącego Maga, Czarownicę, która karmiła czytelników życiem pani Mulciber, jakby była zbawczynią świata i wzorem do naśladowania. Jak można żyć u boku zbrodniarza? Nad się tym się zastanawiał. Nie wierzył, że te kobiety były ślepe i nie widziały co robią ich mężowie. Jednak co się dziwił, przecież u mugoli nie było inaczej w czasie wojen. Najbardziej wierne były właśnie kobiety - oddane tym, którzy siali zniszczenie. -Robisz wspaniałą pracę, Romy. - Uśmiechnął się do kuzynki. Zauważył, że jeden z kabli delikatnie zwisał, ledwie przytwierdzony do styku. Kolorowe przewody – czerwony, niebieski i żółty – splecione w ciasny warkocz, zdawały się przecierać na łączeniach. Pamiętał, że kiedyś przewody były lśniące, mocne, gotowe przetrwać każde podłączenie i odłączenie, ale teraz były kruche i wymagały troski.-Taśma… - Mruknął pod nosem ponownie pochylając się do skrzynki, z której wyciągnął rzeczoną taśmą. Oderwał mniejsze kawałki, które następnie z pieczołowitością przyklejał na przecierających się punktach. Zorientował się, że lotem szybkiej miotły, czarownica podchwyciła temat. Uśmiechnął się pod nosem nieznacznie. -W styczniu ma termin. - A to oznaczało, że rozwiązanie nadchodziło wielkimi krokami znacząc jego życie coraz większym stresem. Pokój dziecięcy nie był jeszcze gotowy, zagrody czekały na zbudowanie. Miał w planach ostre wzięcie się za te prace, aby na czas przyjścia na świat dziecka wszystko było gotowe. -Nie była to łatwa noc, ale na szczęście dom nie ucierpiał za bardzo. Co innego okolica. - Ludzie napływali falami do Greengrove farm, prosili o pomoc. -Pod naszym domem stoi wiele namiotów. Na szczęście zawsze są osoby chętne do pomocy. Tacy, którzy pochylą się nad innymi i ich wspomogą niezależnie od własnej sytuacji. - To podnosiło na duchu, choć było kroplą w morzu potrzeb. -Florka czuje się dobrze, choć wiadomo, że z każdym miesiącem jest coraz ciężej, ale nie usłyszysz od niej słów narzekania, ani skargi. - Kobieta bardzo nie chciała być kulą u nogi, pragnęła być użyteczna i robić wokół domu. Nie zakazywał jej, choć zerkał uważnie czy przypadkiem nie porywa się na zadania, które mogą jej nie służyć. Oddał jej we władanie cały dom, sam zajmując się obejściem. Chciał, aby znalazła swoje miejsce w Greengrove Farm, zwłaszcza, że tuż po porodzie pragnął uczynić ją panią Grey. Odłożył taśmę i sprawdził obudowę mikrofonu, a potem ponownie w jego dłoni pojawił się śrubokręt. Przystąpił do skręcania metalowej obudowy. Przy każdym ruchu śrubokręta stary mikrofon wydawał cichy, skrzypiący dźwięk. Gdy skręcił ostatnią śrubkę, delikatnie przetarł obudowę szmatką, usuwając kurz i stare odciski palców, które zdążyły osadzić się przez lata. -Sprawdźmy… - Wstał z fotela by przypiąć mikrofon do głośnika. -Raz, raz, dwa, dwa… - W ciszy pokoju usłyszał znajome, lekko zniekształcone echo swojego głosu dobiegające z podłączonego głośnika. Działał. -Gotowe. - Odłączył mikrofon. -Nie pociągnie długo, jest raczej dość mocno zużyty, ale na jakiś czas starczy. Jednak powinniście pomyśleć o nowym. - Co nie było raczej łatwe do zdobycia, ale kto wie. Zerknął na Journey. -Nie jestem znawcą muzyki, ale słucham radia. - Odpowiedział z rozbawieniem w głosie zasiadając w fotelu wraz z kubkiem naparu w dłoniach. Teraz mógł się cieszyć jego smakiem i zapachem. -Nie umiem grać na niczym. Choć jako dzieciak chciałem się nauczyć grać na gitarze. - Przyznał, to ojciec potrafił grać. Synowie oddali się nauce magii i poznawania świata magicznego, wtedy gitara przestała już być tak atrakcyjna. -Za to rytmicznie piszę na maszynie. - Zaśmiał się sam z siebie, gdyż ostatnio starał się codziennie zasiąść do maszyny i przepisywał pamiętniki, wspomnienia oraz listy. Być może nastąpi taki dzień, w którym będzie mógł je wydać. -Pomoc rodziny nam się przyda. Choć zapewne Hattie nie będzie odstępować nas na krok. - Matka Herberta nie narzucała się synowi. Nawet oznajmiła, że wyprowadzi się do siostry, aby syn mógł w spokoju żyć ze swoją wybranką bez gderliwej matki nad głową.
-To prawda. - Przytaknął zasiadając znów w fotelu. Tym razem ujął kubek z naparem ciesząc się jego zapachem i ciepłem jakie objęło dłonie. Upił łyk. -Ludzie potrafią zbierać się grupami i słuchać radia. Jesteście dla nich oknem na świat i głosem prawdy. A tej jest mało kiedy zewsząd karmią nas kłamstwami. - Miał na myśli Walczącego Maga, Czarownicę, która karmiła czytelników życiem pani Mulciber, jakby była zbawczynią świata i wzorem do naśladowania. Jak można żyć u boku zbrodniarza? Nad się tym się zastanawiał. Nie wierzył, że te kobiety były ślepe i nie widziały co robią ich mężowie. Jednak co się dziwił, przecież u mugoli nie było inaczej w czasie wojen. Najbardziej wierne były właśnie kobiety - oddane tym, którzy siali zniszczenie. -Robisz wspaniałą pracę, Romy. - Uśmiechnął się do kuzynki. Zauważył, że jeden z kabli delikatnie zwisał, ledwie przytwierdzony do styku. Kolorowe przewody – czerwony, niebieski i żółty – splecione w ciasny warkocz, zdawały się przecierać na łączeniach. Pamiętał, że kiedyś przewody były lśniące, mocne, gotowe przetrwać każde podłączenie i odłączenie, ale teraz były kruche i wymagały troski.-Taśma… - Mruknął pod nosem ponownie pochylając się do skrzynki, z której wyciągnął rzeczoną taśmą. Oderwał mniejsze kawałki, które następnie z pieczołowitością przyklejał na przecierających się punktach. Zorientował się, że lotem szybkiej miotły, czarownica podchwyciła temat. Uśmiechnął się pod nosem nieznacznie. -W styczniu ma termin. - A to oznaczało, że rozwiązanie nadchodziło wielkimi krokami znacząc jego życie coraz większym stresem. Pokój dziecięcy nie był jeszcze gotowy, zagrody czekały na zbudowanie. Miał w planach ostre wzięcie się za te prace, aby na czas przyjścia na świat dziecka wszystko było gotowe. -Nie była to łatwa noc, ale na szczęście dom nie ucierpiał za bardzo. Co innego okolica. - Ludzie napływali falami do Greengrove farm, prosili o pomoc. -Pod naszym domem stoi wiele namiotów. Na szczęście zawsze są osoby chętne do pomocy. Tacy, którzy pochylą się nad innymi i ich wspomogą niezależnie od własnej sytuacji. - To podnosiło na duchu, choć było kroplą w morzu potrzeb. -Florka czuje się dobrze, choć wiadomo, że z każdym miesiącem jest coraz ciężej, ale nie usłyszysz od niej słów narzekania, ani skargi. - Kobieta bardzo nie chciała być kulą u nogi, pragnęła być użyteczna i robić wokół domu. Nie zakazywał jej, choć zerkał uważnie czy przypadkiem nie porywa się na zadania, które mogą jej nie służyć. Oddał jej we władanie cały dom, sam zajmując się obejściem. Chciał, aby znalazła swoje miejsce w Greengrove Farm, zwłaszcza, że tuż po porodzie pragnął uczynić ją panią Grey. Odłożył taśmę i sprawdził obudowę mikrofonu, a potem ponownie w jego dłoni pojawił się śrubokręt. Przystąpił do skręcania metalowej obudowy. Przy każdym ruchu śrubokręta stary mikrofon wydawał cichy, skrzypiący dźwięk. Gdy skręcił ostatnią śrubkę, delikatnie przetarł obudowę szmatką, usuwając kurz i stare odciski palców, które zdążyły osadzić się przez lata. -Sprawdźmy… - Wstał z fotela by przypiąć mikrofon do głośnika. -Raz, raz, dwa, dwa… - W ciszy pokoju usłyszał znajome, lekko zniekształcone echo swojego głosu dobiegające z podłączonego głośnika. Działał. -Gotowe. - Odłączył mikrofon. -Nie pociągnie długo, jest raczej dość mocno zużyty, ale na jakiś czas starczy. Jednak powinniście pomyśleć o nowym. - Co nie było raczej łatwe do zdobycia, ale kto wie. Zerknął na Journey. -Nie jestem znawcą muzyki, ale słucham radia. - Odpowiedział z rozbawieniem w głosie zasiadając w fotelu wraz z kubkiem naparu w dłoniach. Teraz mógł się cieszyć jego smakiem i zapachem. -Nie umiem grać na niczym. Choć jako dzieciak chciałem się nauczyć grać na gitarze. - Przyznał, to ojciec potrafił grać. Synowie oddali się nauce magii i poznawania świata magicznego, wtedy gitara przestała już być tak atrakcyjna. -Za to rytmicznie piszę na maszynie. - Zaśmiał się sam z siebie, gdyż ostatnio starał się codziennie zasiąść do maszyny i przepisywał pamiętniki, wspomnienia oraz listy. Być może nastąpi taki dzień, w którym będzie mógł je wydać. -Pomoc rodziny nam się przyda. Choć zapewne Hattie nie będzie odstępować nas na krok. - Matka Herberta nie narzucała się synowi. Nawet oznajmiła, że wyprowadzi się do siostry, aby syn mógł w spokoju żyć ze swoją wybranką bez gderliwej matki nad głową.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Gniazdo
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Devon :: Plymouth :: Aleja kupiecka :: Ptasie Radio