Szopa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Przylegająca do domu szopa jest nieco zaniedbana, ale Michael obiecuje sobie, że k i e d y ś ją posprząta. Znajdują się tu narzędzia, a większość pomieszczenia okupuje narąbany na zimę opał.
Dom objęty Zaklęciem Fideliusa.
Szopa
Przylegająca do domu szopa jest nieco zaniedbana, ale Michael obiecuje sobie, że k i e d y ś ją posprząta. Znajdują się tu narzędzia, a większość pomieszczenia okupuje narąbany na zimę opał.
Can I not save one
from the pitiless wave?
Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 30.05.23 4:09, w całości zmieniany 2 razy
Doświadczenie zielarskie szczęśliwie wzięło górę. Castorowi udało się przelać żywicę, ba, nawet odłożyć słoik na stół, nim odsunął się od blatu o kilka kroków, odwrócił do niego tyłem i kichnął tak głośno, że mógłby obudzić nieżywego. Na całe szczęście w okolicy Wrzosowej Przystani wszyscy byli — póki co i co do zasady — żywi. W czasie, w którym żywica miała związać się z roślinnym suszem, przesunął talerzyk na krawędź stołu i raz jeszcze rozpalił ogień pod kociołkiem, żeby przejść do tworzenia ostatniego eliksiru, który miał dziś do zrobienia.
Tym razem robił go dla siebie. Sheila co prawda przesłała mu srebro, lecz ten eliksir miał pozostać w jego k o l e k c j i, do wykorzystania w naprawdę trudnych i wymagających sytuacjach. Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu był bowiem mieszanką szczególnie wymagającą, ale przy tym jakże satysfakcjonującą! Pod warunkiem, że warzenie zostanie przeprowadzone bezbłędnie.
Gdy kociołek rozgrzał się do odpowiedniej temperatury Castor ostrożnie, przy pomocy swoich niezawodnych, używanych przede wszystkim do tworzenia talizmanów złotych narzędzi umieścił sproszkowane srebro na dnie kociołka. Następnie na tej samej desce, na której wcześniej siekał ślaz (ale zdążył już odpowiednio umyć, by właściwości ślazu nie przeniosły się przypadkiem na inne ingrediencje), to samo zrobił z liśćmi dyptamu. Przy pomocy noża zsunął je do roztopionego już srebra, a następnie — wsłuchując się w towarzyszące temu zabiegowi syczenie, niemal odruchowo sięgnął ku przygotowanej wcześniej butelce z nalewką malinową, którą zalał kociołek aż do linii pierwszego rozszerzenia denka. Uczynił to samo również z oślim mlekiem, które dodatkowo rozrzedziło i tak dość zbitą mieszankę. Poświęcił kolejne minuty na wymieszanie wszystkich składników do ich odpowiedniego połączenia. W porównaniu do warzonego wcześniej eliksiru słodkiego snu wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu był zdecydowanie gęstszy, w szczególności na tym etapie warzenia. Gdy upewnił się, że wszystko szło tak, jak należy, przesypał na swą dłoń brzęczące łuski pikującego licha, które dodawał do wywaru pojedynczo, aż wszystkie zniknęły w srebrzysto—czerwonej mieszance. Ostatnie do mieszanki zostały dodane suszone płatki róży. Zamieszał wszystko raz jeszcze, pozwolił wywarowi dojść do wrzenia.
W tym samym czasie sięgnął po papier do pakowania i pleciony worek, w które zapakował przygotowane wcześniej kadzidło oraz dwie porcje eliksiru. Zerkając co chwilę na stan przygotowywanego eliksiru zaczął kreślić list do panny Doe, informując ją o wyniku swych prac oraz podając wskazówki stosowania tak eliksiru, jak i kadzidła. Na sam koniec przywołał do szopy Irysa, który wzbił się w powietrze wraz z paczuszką i listem. Gdy Castor powrócił do swego kociołka, uznał, że minęło wystarczająco dużo czasu, aby wywar mógł dojść. To, z jakim efektem odbyła się dzisiejsza próba, okaże się całkiem niedługo.
| warzę wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (ST70) +30 z alchemii; trzy ingrediencje roślinne, dwie zwierzęce
serce: srebro
roślinne: liście dyptamu, róża (płatki), nalewka malinowa
zwierzęce: pikujące licho (łuski), osioł (mleko)
+przekazuję Sheili kadzidło oraz eliksir słodkiego snu (2 porcje)
z/t chyba, że k1
Tym razem robił go dla siebie. Sheila co prawda przesłała mu srebro, lecz ten eliksir miał pozostać w jego k o l e k c j i, do wykorzystania w naprawdę trudnych i wymagających sytuacjach. Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu był bowiem mieszanką szczególnie wymagającą, ale przy tym jakże satysfakcjonującą! Pod warunkiem, że warzenie zostanie przeprowadzone bezbłędnie.
Gdy kociołek rozgrzał się do odpowiedniej temperatury Castor ostrożnie, przy pomocy swoich niezawodnych, używanych przede wszystkim do tworzenia talizmanów złotych narzędzi umieścił sproszkowane srebro na dnie kociołka. Następnie na tej samej desce, na której wcześniej siekał ślaz (ale zdążył już odpowiednio umyć, by właściwości ślazu nie przeniosły się przypadkiem na inne ingrediencje), to samo zrobił z liśćmi dyptamu. Przy pomocy noża zsunął je do roztopionego już srebra, a następnie — wsłuchując się w towarzyszące temu zabiegowi syczenie, niemal odruchowo sięgnął ku przygotowanej wcześniej butelce z nalewką malinową, którą zalał kociołek aż do linii pierwszego rozszerzenia denka. Uczynił to samo również z oślim mlekiem, które dodatkowo rozrzedziło i tak dość zbitą mieszankę. Poświęcił kolejne minuty na wymieszanie wszystkich składników do ich odpowiedniego połączenia. W porównaniu do warzonego wcześniej eliksiru słodkiego snu wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu był zdecydowanie gęstszy, w szczególności na tym etapie warzenia. Gdy upewnił się, że wszystko szło tak, jak należy, przesypał na swą dłoń brzęczące łuski pikującego licha, które dodawał do wywaru pojedynczo, aż wszystkie zniknęły w srebrzysto—czerwonej mieszance. Ostatnie do mieszanki zostały dodane suszone płatki róży. Zamieszał wszystko raz jeszcze, pozwolił wywarowi dojść do wrzenia.
W tym samym czasie sięgnął po papier do pakowania i pleciony worek, w które zapakował przygotowane wcześniej kadzidło oraz dwie porcje eliksiru. Zerkając co chwilę na stan przygotowywanego eliksiru zaczął kreślić list do panny Doe, informując ją o wyniku swych prac oraz podając wskazówki stosowania tak eliksiru, jak i kadzidła. Na sam koniec przywołał do szopy Irysa, który wzbił się w powietrze wraz z paczuszką i listem. Gdy Castor powrócił do swego kociołka, uznał, że minęło wystarczająco dużo czasu, aby wywar mógł dojść. To, z jakim efektem odbyła się dzisiejsza próba, okaże się całkiem niedługo.
| warzę wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (ST70) +30 z alchemii; trzy ingrediencje roślinne, dwie zwierzęce
serce: srebro
roślinne: liście dyptamu, róża (płatki), nalewka malinowa
zwierzęce: pikujące licho (łuski), osioł (mleko)
+przekazuję Sheili kadzidło oraz eliksir słodkiego snu (2 porcje)
z/t chyba, że k1
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 51
--------------------------------
#2 'k8' : 3, 3, 3, 8, 4, 1
#1 'k100' : 51
--------------------------------
#2 'k8' : 3, 3, 3, 8, 4, 1
1 kwietnia 1958
Choć pełnia zbliżała się dość dużymi krokami, wciąż przecież musiał ćwiczyć się w swoim rzemiośle. Wcześniejsze próby stworzenia odpowiedniego talizmanu dla Thalii nie przyniosły odpowiedniego rezultatu. Castor skorzystał wtedy przecież nawet z pomocy Steffena, wybór run był wtedy prawidłowy, ale chyba karwasz nie był przygotowany do przyjęcia na siebie naładowanych magią elementów talizmanu. Dlatego też od końca marca przebywał w szopie dość regularnie, przekształcając ją w swą drugą pracownię. Tą główną dalej była pracownia w sklepie, jednak tam skupiał się przede wszystkim na tych zamówieniach, które szły później na sprzedaż. Jego relacja z Thalią uniemożliwiała proszenie Castora o jakąkolwiek reparację finansową. Wystarczyło, że Wellers przysłała mu konieczne do wykonania talizmanu materiały — reszta była milczeniem oraz oczywiście umiejętnościami Sprouta, które miał zamiar dzisiaj wykorzystać. Z — miejmy nadzieję — znacznie lepszym skutkiem niż ostatnio.
Podobnie jak w przypadku talizmanu dla Williama, miał wrażenie, że metal, z którego zrobiony był karwasz, nie mógł po prostu przyjąć pełni potencjału magicznego połączonych baz, serc i odczynnika bez odpowiedniego przygotowania. Dlatego też przed przystąpieniem do tworzenia talizmanu, potraktował karwasz cienką warstwą płynnego srebra. Pozostawił go do wyschnięcia, na wszelki wypadek na kilka dni tak, by wreszcie, wraz z nadejściem pierwszego dnia kwietnia móc poświęcić dzień pracy na talizmany, może nawet znajdzie trochę czasu na jeden albo dwa eliksiry? Dzień zapowiadał się zatem pracowicie, lecz Castor miał podwinięte rękawy jasnoniebieskiej koszuli, okulary wciśnięte na sam czubek nosa i wiele, wiele akcesoriów pod ręką. Już rok pracował na swój własny rachunek, stawał się coraz lepszy w tym, co robił.
W centrum blatu roboczego ustawiony został kociołek, pod którym zapalił ogień zaklęciem. Gdy jego wnętrze nagrzewało się do odpowiedniej temperatury, blondyn zabrał się za zbieranie potrzebnych mu do pracy surowców. Złoto i róża piaskowa, którą otrzymał niedawno w liście od Thalii leżały w osobnym miejscu, tak, by nie pomylił ich z innymi, zdobywanymi przecież z trudem składnikami. Chwilę zawahał się nad wyborem drugiej z baz talizmanu. Jego ręka zawisła nad wydzieloną porcją gliny oraz szkłem. Co bardziej przydałoby się metamorfomagowi? To z tym pytaniem w umyśle powinien przystąpić do szykowania talizmanu. Glinę można było formować wedle własnego uznania, nadawać jej wszystkie, nawet najbardziej fantazyjne kształty. Jednocześnie prosto było (o ile nie była już wypieczona) przywrócić ją do wcześniejszego stanu, spróbować ukształtować inaczej niż według pierwszej myśli. Szkło z kolei było czyste, przezroczyste, pozwalało jednocześnie oddzielić jakąś część od innej, w pewnym sensie ochronić, ale Castorowi przywodziło na myśl także zdolności maskujące kameleona. Ostatecznie, po chwili namysłu zdecydował się jednak na wybór pierwszego z wymienionych surowców. Złotymi szczypcami przetransportował pierwszą z baz — złoto — do wnętrza kociołka, aby nabierało temperatury. Złoto z samej swej natury było bowiem twardsze od gliny, a odpowiednie połączenie obu baz stanowiło pierwszy krok ku stworzeniu talizmanu objawiającego się właściwą, oczekiwaną siłą. Odczekał zatem odpowiednio długi czas. Zajrzawszy do kociołka zauważył, że złoto już poczynało wykazywać oznaki topnienia, bardzo dobrze. To idealny moment na dołączenie do niego drugiej z baz.
Gdy te poczynały się powoli łączyć, cofnął się jeszcze do półki, na której składował odczynniki. Tym razem nie miał jednak nawet najmniejszego dylematu, którą z fiolek powinien wybrać. Dłoń automatycznie powędrowała w kierunku fiolki z zakorkowanym jadem widłowęża. Wężowe usta, eliksir wspomagający kłamanie tego, który go zażyje, tworzony był przy użyciu jaj widłowęża. A jeżeli było coś, czego metamorfomagowie potrzebowali, czego też potrzebowała Thalia, to odpowiednia przykrywka. Nawet takie delikatne, zdawałoby się, nieistotne połączenie stanowiło dla Castora idealny powód, by zastosować akurat ten komponent, nie żaden inny. Zadowolony z siebie powrócił do kociołka, z którego wydostawały się pierwsze wstęgi dymu. Sprawnym ruchem odkorkował fiolkę z jadem i przy pomocy złotej (a jakiej innej) łyżeczki odmierzył porcję w swoim mniemaniu odpowiednią do idealnego rozmiękczenia baz. Cztery i pół łyżeczki trafiło do rozgrzanego kociołka, wydając przy tym delikatne syczenie. Dokładnie tak, jak miało być.
Castor chwycił więc swą różdżkę w dłoń, przechodząc do energicznego mieszania. Zazwyczaj wolał mieszanie powolne, pozwalające na uniknięcie rozbryzgów, ale glina i złoto były tak różnymi surowcami, że należało połączyć je jak najszybciej. Zbyt długie zwlekanie mogło przecież doprowadzić do powstania grudek, które mogłyby zaważyć na jakości ostatecznego produktu. Jednocześnie jednak nie oddawał pola na przypisanie mu jakichkolwiek skłonności do niedbałości. Ruchy miał szybkie, lecz ograniczał się do naprawdę niewielkiego obszaru. Dzięki temu cała zawartość kociołka pozostała w nim.
Usunął ogień spod kociołka, a w czasie, gdy mieszanina stygła, ponownie sięgnął do półki z komponentami. Jego ręka od razu powędrowała w kierunku kryształu górskiego. Był on bowiem surowcem wyjątkowo wielofunkcyjnym. Wierzono bowiem, że przy odpowiedniej intencji może zastąpić każdy inny kryształ. Jego przezroczystość sprawiała również, że mógł służyć za poniekąd zamiennik niewybranego do bycia bazą szkła. Thalia jako metamorfomag potrzebowała przecież jak najwięcej wielofunkcyjności.
Po powrocie do blatu przesunął kociołek kawałek dalej tak, by teraz w centrum znajdował się przygotowany wcześniej karwasz. Dopiero wtedy ostrożnie zaczął przelewać masę do wgłębienia, które wcześniej przygotował płynnym srebrem. Dopiero gdy cała zawartość kociołka spoczęła w karwaszu, ponownie chwycił złote szczypce, umieszczając w środku oba serca. Najpierw róża piaskowa, następnie — poniżej jej — kryształ górski. Oba przycisnął szczypcami tak, by zostały przykryte masą z baz i odczynnika. Gdyby wystawały ponad powierzchnię, mogłyby się znacznie łatwiej odłupać, tym samym pozbawiając talizman odpowiedniej siły.
Gdy i ten etap dobiegł końca, przymknął oczy, przypominając sobie, jakie dokładnie runy powinny zostać użyte do natchnienia talizmanu mocą. Pierwszą runą, którą rozpoczął kreślić, była Laguz. Laguz była bowiem wodą. Zmienną, przyjmującą kształt naczynia, w którym się znajdowała. Była jednocześnie żywiołem naprawdę niebezpiecznym, o którego sile nie powinno się zapominać. Thalia mogła być bowiem rosłym marynarzem, mogła być "bezbronnym" dziecięciem. Ale niezależnie od jej obecnej fizycznej formy, pozostawała tak samo niebezpieczna. Kreślił runę powoli, pilnując tego, by ruchy ręki były jak najbardziej pewne. Drugą z run, pomocniczą do głównego przesłania Laguza była Hagala. Zadbał o to, by połączenie między nimi było wyraźne, bowiem Hagala odpowiadała za pewność powziętych przez kogoś środków. Przestrzegała przed zagubieniem swojego "ja", przed zatraceniem się w tysiącu twarz, które można było przybrać. Thalia najsilniejsza była bowiem wtedy, gdy była przede wszystkim sobą. A Hagala, matka wszystkich run — mówiła także o tworzeniu i niszczeniu. Wskazywała na zmiany, a te były przecież potrzebne. Dawała siłę na stawienie czoła wszystkim wyzwaniom, bowiem po nich zawsze nadchodziła odpowiednia nagroda.
Miał nadzieję, że i Thalia uzna to połączenie za właściwe, że odnajdzie w nim swą drogę.
| Tworzę talizman: runa szczególnej krwi (genetyka: metamorfomag); ST75 (+30 z alchemii, +2 z talizmanu Castora). Zużywam złoto i różę piaskową.
1. k100 na powodzenie talizmanu
2. 2k6-2 na wartość X
3. 1k3 na wartość Y.
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 34
--------------------------------
#2 'k6' : 3, 2
--------------------------------
#3 'k3' : 1
#1 'k100' : 34
--------------------------------
#2 'k6' : 3, 2
--------------------------------
#3 'k3' : 1
W czasie, gdy (nieudany, ale o tym Castor nie mógł jeszcze wiedzieć) talizman miał się schładzać, Sprout postanowił nie zwlekać i przejść do pozostałych obowiązków, które miał dla siebie przeznaczone na dziś. Ostatnimi czasy coraz bardziej zgłębiał się w tematykę eliksirów z przeznaczeniem bojowym, dlatego też, gdy tylko udało mu się dostrzec wśród wielu odwiedzanych przez siebie targów ingrediencji włosie mantykory, od razu wrócił myślami do receptury, która plątała mu się w głowie już od jakiegoś czasu, jako przydatna także na użytek własny. Nie był osobą z największą koordynacją psychoruchową, a lutowe potyczki w Stonehenge uwypukliły mu to jeszcze bardziej. W związku z tym obiecał sobie, że gdy tylko będzie miał odrobinę czasu, zajmie się przygotowywaniem eliksiru kociej zwinności.
A odrobina czasu znalazła się dzisiaj.
Prędkim machnięciem różdżką wyczyścił kociołek z pozostałości po próbie talizmaniarskiej, ponownie odpalając pod nim płomień. Póki co niewielki — tylko po to, by doprowadzić przedmiot do odpowiedniej temperatury. Cofnął się prędko do półki, na której składował, za zgodą pozostałych Tonksów i pod warunkiem że nie będą jej dotykać (przede wszystkim dla własnego dobra), ingrediencje przeznaczone na eliksiry. Wcześniej wspomniane włosie mantykory spoglądało już na niego tęsknie, chwycił je więc ostrożnie w dłonie, zbierając zawczasu także sierść kuguchara i zauważając przy okazji, że eliksir ten był naprawdę włochaty. Uśmiechnąwszy się do swoich myśli cofnął się o krok, zastanawiając się nad tym, jakie jeszcze ingrediencje współgrałyby z jego przeznaczeniem. I tak, jak przy talizmanach podchodził do rzeczy bardziej intuicyjnie, pozwalając swojej magii dyktować to, co najlepiej połączyć, w zakresie eliksirowarstwa cieszył się znacznie większym doświadczeniem, a jego wybory rzadko kiedy unosiły brwi jego kolegów po fachu. Nie, żeby nie lubił eksperymentować — to zawsze wychodziło na plus — ale eksperymenty z eliksirami ograniczał do prób naprawienia wcześniej popełnionych wobec danej mikstury błędów.
Ostatecznie na blacie umieścił wszystkie potrzebne ingrediencje. Obok tych wcześniej wspomnianych, które trafiły do kociołka jako pierwsze, w tej samej chwili, znalazły się także pióra dirkraka, stworzenia znanego ze swoich zdolności prędkiej reakcji oraz jeszcze prędszej ucieczki. Te przetransportował ostrożnie do kociołka, aby następnie, przejść do kolejnej ingrediencji, którę były zęby druzgotka. Stworzenia te w wodzie były zwinne i szybkie, a poza tym odznaczały się jeszcze wyjątkowo problematycznym charakterem, co samego Castora, choć niekoniecznie pozytywnie nastawionego do zwierząt wszelakich, delikatnie bawiło, bowiem sam czasami bywał zupełnie zrzędliwy, podły i paskudny. Może po prostu powinien wtedy popływać.
Gdy zęby druzgotka zabrzęczały w kociołku, przyszedł czas na ostatnią z ingrediencji. Odkorkowana butelka przyniosła ze sobą także poniesienie się słodkiego, wonnego aromatu róż, bowiem ostatnim elementem eliksiru okazała się być wybrana przez Castora woda różana. Wlewał ją do kociołka ostrożnie, nie pozwalając na rozbryzg, mały strumień spływał powoli po ściance, nabierając przy tym temperatury akurat na czas złączenia się z pozostałymi składnikami. Pozwolił mieszance dojść do wrzenia, po czym przystąpił do jej mieszania. Po wszystkim wygasił ogień pod kociołkiem, cofając się o krok, celem ocenienia, czy eliksir został uważony poprawnie.
| Tworzę eliksir kociej zwinności (ST50) +30, cztery ingrediencje zwierzęce, jedna roślinna
serce: włosie mantykory
zwierzęce: sierść kuguchara, pióra dirkraka, zęby druzgotka
roślinne: woda różana
A odrobina czasu znalazła się dzisiaj.
Prędkim machnięciem różdżką wyczyścił kociołek z pozostałości po próbie talizmaniarskiej, ponownie odpalając pod nim płomień. Póki co niewielki — tylko po to, by doprowadzić przedmiot do odpowiedniej temperatury. Cofnął się prędko do półki, na której składował, za zgodą pozostałych Tonksów i pod warunkiem że nie będą jej dotykać (przede wszystkim dla własnego dobra), ingrediencje przeznaczone na eliksiry. Wcześniej wspomniane włosie mantykory spoglądało już na niego tęsknie, chwycił je więc ostrożnie w dłonie, zbierając zawczasu także sierść kuguchara i zauważając przy okazji, że eliksir ten był naprawdę włochaty. Uśmiechnąwszy się do swoich myśli cofnął się o krok, zastanawiając się nad tym, jakie jeszcze ingrediencje współgrałyby z jego przeznaczeniem. I tak, jak przy talizmanach podchodził do rzeczy bardziej intuicyjnie, pozwalając swojej magii dyktować to, co najlepiej połączyć, w zakresie eliksirowarstwa cieszył się znacznie większym doświadczeniem, a jego wybory rzadko kiedy unosiły brwi jego kolegów po fachu. Nie, żeby nie lubił eksperymentować — to zawsze wychodziło na plus — ale eksperymenty z eliksirami ograniczał do prób naprawienia wcześniej popełnionych wobec danej mikstury błędów.
Ostatecznie na blacie umieścił wszystkie potrzebne ingrediencje. Obok tych wcześniej wspomnianych, które trafiły do kociołka jako pierwsze, w tej samej chwili, znalazły się także pióra dirkraka, stworzenia znanego ze swoich zdolności prędkiej reakcji oraz jeszcze prędszej ucieczki. Te przetransportował ostrożnie do kociołka, aby następnie, przejść do kolejnej ingrediencji, którę były zęby druzgotka. Stworzenia te w wodzie były zwinne i szybkie, a poza tym odznaczały się jeszcze wyjątkowo problematycznym charakterem, co samego Castora, choć niekoniecznie pozytywnie nastawionego do zwierząt wszelakich, delikatnie bawiło, bowiem sam czasami bywał zupełnie zrzędliwy, podły i paskudny. Może po prostu powinien wtedy popływać.
Gdy zęby druzgotka zabrzęczały w kociołku, przyszedł czas na ostatnią z ingrediencji. Odkorkowana butelka przyniosła ze sobą także poniesienie się słodkiego, wonnego aromatu róż, bowiem ostatnim elementem eliksiru okazała się być wybrana przez Castora woda różana. Wlewał ją do kociołka ostrożnie, nie pozwalając na rozbryzg, mały strumień spływał powoli po ściance, nabierając przy tym temperatury akurat na czas złączenia się z pozostałymi składnikami. Pozwolił mieszance dojść do wrzenia, po czym przystąpił do jej mieszania. Po wszystkim wygasił ogień pod kociołkiem, cofając się o krok, celem ocenienia, czy eliksir został uważony poprawnie.
| Tworzę eliksir kociej zwinności (ST50) +30, cztery ingrediencje zwierzęce, jedna roślinna
serce: włosie mantykory
zwierzęce: sierść kuguchara, pióra dirkraka, zęby druzgotka
roślinne: woda różana
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'k8' : 1, 3, 4, 3, 2, 4
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'k8' : 1, 3, 4, 3, 2, 4
Wszelkie znaki na niebie i ziemi, nawet te w szopie wskazywały, że wszystko zakończyło się pomyślnie. Castor uśmiechnął się więc do siebie, jak zwykł to robić, gdy odnosił małe, ale wciąż znaczące dla niego sukcesy, nie tylko w swym rzemiośle, ale przecież także pasji. A może przede wszystkim pasji? Sięgnął po fiolkę, do której przelał eliksir, ostrożnie, tak by nie uronić nawet jednej kropli. Po tym odstawił ją na bok, niepewnym jeszcze, czy powinien dołączyć ją do swych własnych zapasów, czy może zaoferować Michaelowi. Tonks na pewno znajdzie dla niej odpowiednie zastosowanie, ale z drugiej strony Sprout widział go już jako bohatera, człowieka, który poradziłby sobie ze wszystkim, a sam był... Taki nieistotny? Malutki? Łatwy do zaatakowania?
Pokręcił prędko głową, rozrzucając miodowe loki, ale pragnął tym samym doprowadzić się wreszcie do porządku i zrobić coś, co tym razem z pewnością pomoże akurat jemu.
Marynowaną narośl ze szczuroszczeta otrzymał bowiem w prezencie od Charlie, która była od niego o wiele zdolniejszą alchemiczką, ale wydawało mu się, że przy odrobinie szczęścia i jeszcze większej dozie determinacji byłby w stanie odtworzyć tę recepturę. Najważniejszy składnik — czułki szczuroszczeta — miał już bowiem przygotowany na specjalnej desce ustawionej przed sobą. Po wyczyszczeniu kociołka chwycił w dłonie dość spory nóż, używając go do posiekania czułek na drobne kawałki, a następnie przetransferował je na nim do środka kociołka. Dopiero gdy te znalazły się wewnątrz, znów zadbał o płomień. Czas, w którym czułki szczuroszczeta miały dojrzewać w wysokiej temperaturze, przeznaczył na przetransportowanie na stację roboczą kolejnych ingrediencji. Szklane słoiki, w których zwykł je przechowywać, stukały przy każdym zetknięciu się z blatem, zastukały w sumie cztery razy, aż zadowolony z siebie alchemik przeszedł do przygotowywania ich pod użycie w eliksirze.
Jako pierwsze pod nóż trafiło oko lunaballi, które poszatkował starannie i dodał do rozgrzanych już czułek szczuroszczeta. Praca z częściami zwierzęcymi rzadko kiedy była przyjemna, dlatego do tej pory Castor sam zwykł ograniczać się raczej do mikstur leczniczych, w których większe zastosowanie miały rośliny. Jeżeli jednak pragnął się dalej rozwijać, musiał robić to z głową i przezwyciężać własne słabości. W końcu efekt mówił najwięcej o jego możliwościach, a... Chyba mimo tego, że niekoniecznie dobrze czuł się w świetle uwagi, lubił być doceniany. Na całe szczęście następnej ingrediencji zwierzęcej nie musiał już ani siekać, ani kroić. Ślina węża eskulapa przelana została wprost do kociołka ze słoika i prędko dotarła do punktu wrzenia, przez co Castor zmniejszył ogień pod kociołkiem. Następnie chwycił złotą łyżeczkę, którą zwykł odmierzać płynne lub sproszkowane ingrediencje. Na nią przesypał ostrożnie sproszkowane rogi jelenia, zachwycając się przy tym, jak drobno zostało to zrobione. Dwie łyżeczki zdecydowanie wystarczą, a przynajmniej tak założył. Płyn w kociołku zaczął już przybierać barwę zbliżoną do tej, którą miała wzorowo uwarzona mikstura Charlene. Teraz wystarczyło jeszcze dorzucić coś specjalnego, finalną ingrediencję. Wybór padł na czterolistną koniczynę, która została wrzucona do kociołka w całości, choć ostrożnie, by nie przerwać połączenia między liśćmi a łodygą i zachować jej magiczne, rzadkie właściwości. Wymieszał ostrożnie zawartość kociołka, po czym cofnął się do własnych zasobów, chcąc odnaleźć podarowaną mu fiolkę i porównać efekt do tego, co przygotował własnoręcznie.
| Tworzę marynowaną narośl ze szczuroszczeta (ST70) +30; cztery ingrediencje zwierzęce, jedna roślinna
serce: czułki szczuroszczeta
zwierzęce: oko lunaballi, ślina węża eskulapa, sproszkowane rogi jelenia
roślinne: czterolistna koniczyna
Pokręcił prędko głową, rozrzucając miodowe loki, ale pragnął tym samym doprowadzić się wreszcie do porządku i zrobić coś, co tym razem z pewnością pomoże akurat jemu.
Marynowaną narośl ze szczuroszczeta otrzymał bowiem w prezencie od Charlie, która była od niego o wiele zdolniejszą alchemiczką, ale wydawało mu się, że przy odrobinie szczęścia i jeszcze większej dozie determinacji byłby w stanie odtworzyć tę recepturę. Najważniejszy składnik — czułki szczuroszczeta — miał już bowiem przygotowany na specjalnej desce ustawionej przed sobą. Po wyczyszczeniu kociołka chwycił w dłonie dość spory nóż, używając go do posiekania czułek na drobne kawałki, a następnie przetransferował je na nim do środka kociołka. Dopiero gdy te znalazły się wewnątrz, znów zadbał o płomień. Czas, w którym czułki szczuroszczeta miały dojrzewać w wysokiej temperaturze, przeznaczył na przetransportowanie na stację roboczą kolejnych ingrediencji. Szklane słoiki, w których zwykł je przechowywać, stukały przy każdym zetknięciu się z blatem, zastukały w sumie cztery razy, aż zadowolony z siebie alchemik przeszedł do przygotowywania ich pod użycie w eliksirze.
Jako pierwsze pod nóż trafiło oko lunaballi, które poszatkował starannie i dodał do rozgrzanych już czułek szczuroszczeta. Praca z częściami zwierzęcymi rzadko kiedy była przyjemna, dlatego do tej pory Castor sam zwykł ograniczać się raczej do mikstur leczniczych, w których większe zastosowanie miały rośliny. Jeżeli jednak pragnął się dalej rozwijać, musiał robić to z głową i przezwyciężać własne słabości. W końcu efekt mówił najwięcej o jego możliwościach, a... Chyba mimo tego, że niekoniecznie dobrze czuł się w świetle uwagi, lubił być doceniany. Na całe szczęście następnej ingrediencji zwierzęcej nie musiał już ani siekać, ani kroić. Ślina węża eskulapa przelana została wprost do kociołka ze słoika i prędko dotarła do punktu wrzenia, przez co Castor zmniejszył ogień pod kociołkiem. Następnie chwycił złotą łyżeczkę, którą zwykł odmierzać płynne lub sproszkowane ingrediencje. Na nią przesypał ostrożnie sproszkowane rogi jelenia, zachwycając się przy tym, jak drobno zostało to zrobione. Dwie łyżeczki zdecydowanie wystarczą, a przynajmniej tak założył. Płyn w kociołku zaczął już przybierać barwę zbliżoną do tej, którą miała wzorowo uwarzona mikstura Charlene. Teraz wystarczyło jeszcze dorzucić coś specjalnego, finalną ingrediencję. Wybór padł na czterolistną koniczynę, która została wrzucona do kociołka w całości, choć ostrożnie, by nie przerwać połączenia między liśćmi a łodygą i zachować jej magiczne, rzadkie właściwości. Wymieszał ostrożnie zawartość kociołka, po czym cofnął się do własnych zasobów, chcąc odnaleźć podarowaną mu fiolkę i porównać efekt do tego, co przygotował własnoręcznie.
| Tworzę marynowaną narośl ze szczuroszczeta (ST70) +30; cztery ingrediencje zwierzęce, jedna roślinna
serce: czułki szczuroszczeta
zwierzęce: oko lunaballi, ślina węża eskulapa, sproszkowane rogi jelenia
roślinne: czterolistna koniczyna
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Gdy powrócił do kociołka z dwiema fiolkami w dłoniach — jedną pustą, drugą z przygotowanym przez Charlene eliksirem — zauważył, że to, co sam przed chwilą uwarzył, było książkowym, dokładnym odwzorowaniem marynowanej narośli ze szczuroszczeta, którą miał w swoich zapasach. Och, tego właśnie potrzebował! Rozwinięcia skrzydeł, wychodzenia poza komfort przygotowanych zazwyczaj mikstur. Zastanawiając się nad tym, który z eliksirów mógłby być najbardziej przydatny do wykorzystania w terenie przypomniał sobie o kolejnej podarowanej mu przez Leighton miksturze. Pamiętał jednak, że eliksir ochrony, który miał w swoich zasobach, miał nie mieć do końca stabilnej formy. Przygotowanie go w sposób odpowiedni stało się więc natychmiastowym celem — sprawdzianem umiejętności, sprawdzeniem siebie.
Gdy marynowana narośl ze szczuroszczeta odpoczywała już w swojej fiolce, Castor sięgnął po róg dwurożca. Do przygotowania eliksiru ochrony potrzebny był jednak róg sproszkowany, dlatego też sięgnął po moździerz i tłuczek. Sam rozgniatał ingrediencję, wkładając w to możliwie najwięcej siły, ale także wyczucia. Nie chciał bowiem miażdżyć ingrediencji, lecz przerobić ją na proszek. Zajęło mu to jednak zdecydowanie więcej czasu, niż się spodziewał, ale czy z punktu widzenia osoby trzeciej było to jakieś zaskoczenie? Nie był silny, tylko chuderlawy, wyglądał czasem, jakby ledwie podmuch wiatru miał go złamać w pół. Ale przynajmniej w takich momentach przypominał sobie słowa Hectora, musisz jeść do pracy i odpowiadał na nie we własnych myślach, powoli przesuwając tłuczkiem po powstałym z rogu dwurożca proszku. Wcale nie muszę, radzę sobie doskonale. Tylko wolniej.
Wreszcie, gdy miał pewność, że róg dwurożca znalazł się w formie odpowiedniej do eliksiru, przygotował kociołek do dalszej pracy. Przesypał róg dwurożca do środka, aby po chwili zabrać się za odmierzanie dokładnie dwóch uncji owczego mleka, które wlewał powoli, partiami, cały czas mieszając ze sproszkowanym rogiem dwurożca tak, aby nie powstały żadne grudki. Gdy miał pewność, że składniki połączyły się według jego woli, na desce umieścił serce kołkogonka, które zaczął kroić w cienkie plastry. Kołkogonki co do zasady nie były duże, dlatego też na jedną porcję eliksiru ochrony takie serce powinno zdecydowanie wystarczyć. Dodawał plastry po kolei, obserwując to, jak zmienia się kolor zawiesiny. Jeżeli eliksir miał chronić od złego, musiał wiedzieć, czym zło mogło być. A czarnomagiczna świnia na nogach sarny to najwięcej, co miał do tej pory pod ręką Sprout. W następnej kolejności ostrożnie otworzył fiolkę z czernidłem kałamarnicy, wlewając do kociołka równo dziesięć kropel. Wystarczyło, aby z delikatnie rozwodnionego bordo eliksir przeszedł w zupełną czerń. To był jednak jedynie kolor przejściowy, mikstura ostatecznie powinna wyglądać inaczej, ale przecież miał jeszcze do dodania ostatni składnik...
Dobro i zło, biel i czerń. Obie te siły były potrzebne naturze i bez jednego drugie nie mogło istnieć. Dlatego ręka Castora od razu sięgnęła po kwiaty przebiśniegu. Białe płatki pływały przez moment na czarnej powierzchni, do czasu aż Castor począł energicznie mieszać miksturę, ciekaw, czy wszystko poszło po jego myśli, czy nie powinien na następny raz zabrać się do warzelnictwa nieco inaczej.
| Tworzę eliksir ochrony (ST70) +30; cztery ingrediencje zwierzęce, jedna roślinna
serce: róg dwurożca (sproszkowany)
zwierzęce: owcze mleko, serce kołkogonka, czernidło kałamarnicy
roślinne: kwiaty przebiśniegu
Gdy marynowana narośl ze szczuroszczeta odpoczywała już w swojej fiolce, Castor sięgnął po róg dwurożca. Do przygotowania eliksiru ochrony potrzebny był jednak róg sproszkowany, dlatego też sięgnął po moździerz i tłuczek. Sam rozgniatał ingrediencję, wkładając w to możliwie najwięcej siły, ale także wyczucia. Nie chciał bowiem miażdżyć ingrediencji, lecz przerobić ją na proszek. Zajęło mu to jednak zdecydowanie więcej czasu, niż się spodziewał, ale czy z punktu widzenia osoby trzeciej było to jakieś zaskoczenie? Nie był silny, tylko chuderlawy, wyglądał czasem, jakby ledwie podmuch wiatru miał go złamać w pół. Ale przynajmniej w takich momentach przypominał sobie słowa Hectora, musisz jeść do pracy i odpowiadał na nie we własnych myślach, powoli przesuwając tłuczkiem po powstałym z rogu dwurożca proszku. Wcale nie muszę, radzę sobie doskonale. Tylko wolniej.
Wreszcie, gdy miał pewność, że róg dwurożca znalazł się w formie odpowiedniej do eliksiru, przygotował kociołek do dalszej pracy. Przesypał róg dwurożca do środka, aby po chwili zabrać się za odmierzanie dokładnie dwóch uncji owczego mleka, które wlewał powoli, partiami, cały czas mieszając ze sproszkowanym rogiem dwurożca tak, aby nie powstały żadne grudki. Gdy miał pewność, że składniki połączyły się według jego woli, na desce umieścił serce kołkogonka, które zaczął kroić w cienkie plastry. Kołkogonki co do zasady nie były duże, dlatego też na jedną porcję eliksiru ochrony takie serce powinno zdecydowanie wystarczyć. Dodawał plastry po kolei, obserwując to, jak zmienia się kolor zawiesiny. Jeżeli eliksir miał chronić od złego, musiał wiedzieć, czym zło mogło być. A czarnomagiczna świnia na nogach sarny to najwięcej, co miał do tej pory pod ręką Sprout. W następnej kolejności ostrożnie otworzył fiolkę z czernidłem kałamarnicy, wlewając do kociołka równo dziesięć kropel. Wystarczyło, aby z delikatnie rozwodnionego bordo eliksir przeszedł w zupełną czerń. To był jednak jedynie kolor przejściowy, mikstura ostatecznie powinna wyglądać inaczej, ale przecież miał jeszcze do dodania ostatni składnik...
Dobro i zło, biel i czerń. Obie te siły były potrzebne naturze i bez jednego drugie nie mogło istnieć. Dlatego ręka Castora od razu sięgnęła po kwiaty przebiśniegu. Białe płatki pływały przez moment na czarnej powierzchni, do czasu aż Castor począł energicznie mieszać miksturę, ciekaw, czy wszystko poszło po jego myśli, czy nie powinien na następny raz zabrać się do warzelnictwa nieco inaczej.
| Tworzę eliksir ochrony (ST70) +30; cztery ingrediencje zwierzęce, jedna roślinna
serce: róg dwurożca (sproszkowany)
zwierzęce: owcze mleko, serce kołkogonka, czernidło kałamarnicy
roślinne: kwiaty przebiśniegu
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 45
'k100' : 45
Gdy przelewał wykonaną miksturę do fiolki, zauważył, że połyskiwała na srebro znacznie mocniej niż to, co zamknięte zostało we fiolkach od Charlene. I to był zdecydowanie dobry znak! Gdyby miał ku temu okazję, podskoczyłby chyba do samego nieba, ale teraz musiał uważać, by nie przelać fiolki, by nie zmarnować eliksiru. Na całe szczęście panował nad drżącymi z ekscytacji dłońmi i mógł z dumą odstawić kolejną fiolkę na bok. Została mu jeszcze ostatnia mikstura do przyrządzenia i choć nie był to już eliksir bojowy, zażycie go w walce mogło mieć naprawdę kluczowe znaczenie. Eliksir znieczulający, bowiem to o nim była mowa, co prawda nie leczył obrażeń, ale przynajmniej na kilka chwil pozwalał wykrzesać z siebie jeszcze więcej, przestać myśleć o bólu. Był oczywiście zwodniczy w swej naturze, dawał poczucie, że można było zrobić więcej, niż fizycznie prawdopodobne, ale... Była wojna, nie mogli poddawać się przed wykorzystaniem wszystkiego, co mieli w swoim arsenale.
Dlatego też w pierwszej kolejności posiekał płatki ciemiernika na desce, a następnie zebrał je w dłonie i najpierw wycisnął do wyczyszczonego wcześniej kociołka ich sok, by później wrzucić do środka także i same płatki. Niedługo po tym swoje miejsce w kociołku znalazł także puch memortka. Castor ostrożnie odrywał mniejsze fragmenty, które umieszczał wokół denka kociołka tak, aby zanurzone zostały w płatkach ciemiernika, co miało spowodować, że nie będą zbytnio przemieszczać się we wnętrzu kociołka. Taki stan miał utrzymywać się do czasu, w którym nie zostaną zalane czymś innym. Tym "innym" okazał się być olej z wątroby rekina, odmierzony przez blondyna przy pomocy słynnej już przecież złotej łyżeczki. Cztery łyżeczki odnalazły się w kociołku i dopiero wtedy Castor postanowił włączyć pod nim ogień, pozwalając ingrediencjom na nabranie odpowiedniej dla nich temperatury. Przez cały czas trwania tego procesu mieszał ostrożnie zawartość kociołka, aż wreszcie, gdy ocenił, że dotychczasowo użyte składniki łączą się w odpowiedni sposób, przeszedł do przygotowania ostatnich dwóch ingrediencji. Wysypał sobie piętnaście igieł sosny na dłoń, a potem każdą z nich łamał w pół i wrzucał do kociołka. Oczywiście, szybciej byłoby przeciąć je nożem, lecz Castor wierzył, że przełamanie ich palcami lepiej wpływa na wydobycie z nich wonnego soku. A o to przecież przede wszystkim mu chodziło. Ostatnia do mieszanki została dodana melisa. Castor nie musiał już przysuwać zielonych płatków pod nos, czuł jej aromat z daleka dzięki wyostrzonemu likantropią zmysłowi zapachu. Potarł łodygę między dłońmi, następnie topiąc roślinę w powstałej dotychczas zawiesinie. Nawet, jeżeli ocś miałoby się mu nie udać, był to ostatni z eliksirów, który miał dziś przygotować.
| tworzę eliksir znieczulający (ST70) +30; trzy ingrediencje roślinne, dwie zwierzęce
serce: płatki ciemiernika
zwierzęce: puch memortka, olej z wątroby rekina
roślinne: igły sosny, melisa
z/t, chyba że k1
Dlatego też w pierwszej kolejności posiekał płatki ciemiernika na desce, a następnie zebrał je w dłonie i najpierw wycisnął do wyczyszczonego wcześniej kociołka ich sok, by później wrzucić do środka także i same płatki. Niedługo po tym swoje miejsce w kociołku znalazł także puch memortka. Castor ostrożnie odrywał mniejsze fragmenty, które umieszczał wokół denka kociołka tak, aby zanurzone zostały w płatkach ciemiernika, co miało spowodować, że nie będą zbytnio przemieszczać się we wnętrzu kociołka. Taki stan miał utrzymywać się do czasu, w którym nie zostaną zalane czymś innym. Tym "innym" okazał się być olej z wątroby rekina, odmierzony przez blondyna przy pomocy słynnej już przecież złotej łyżeczki. Cztery łyżeczki odnalazły się w kociołku i dopiero wtedy Castor postanowił włączyć pod nim ogień, pozwalając ingrediencjom na nabranie odpowiedniej dla nich temperatury. Przez cały czas trwania tego procesu mieszał ostrożnie zawartość kociołka, aż wreszcie, gdy ocenił, że dotychczasowo użyte składniki łączą się w odpowiedni sposób, przeszedł do przygotowania ostatnich dwóch ingrediencji. Wysypał sobie piętnaście igieł sosny na dłoń, a potem każdą z nich łamał w pół i wrzucał do kociołka. Oczywiście, szybciej byłoby przeciąć je nożem, lecz Castor wierzył, że przełamanie ich palcami lepiej wpływa na wydobycie z nich wonnego soku. A o to przecież przede wszystkim mu chodziło. Ostatnia do mieszanki została dodana melisa. Castor nie musiał już przysuwać zielonych płatków pod nos, czuł jej aromat z daleka dzięki wyostrzonemu likantropią zmysłowi zapachu. Potarł łodygę między dłońmi, następnie topiąc roślinę w powstałej dotychczas zawiesinie. Nawet, jeżeli ocś miałoby się mu nie udać, był to ostatni z eliksirów, który miał dziś przygotować.
| tworzę eliksir znieczulający (ST70) +30; trzy ingrediencje roślinne, dwie zwierzęce
serce: płatki ciemiernika
zwierzęce: puch memortka, olej z wątroby rekina
roślinne: igły sosny, melisa
z/t, chyba że k1
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
2 kwietnia 1958
Miał dziś co prawda umówione spotkanie z Thomasem, jednak do momentu wyjścia z domu pozostało mu jeszcze trochę czasu. Dlatego też po zjedzeniu skromnego śniadania (zdobył ostatnio jaja na targu, przez co mógł próbować zrobić jajecznicę bez konieczności mieszania w to Kerstin i jej kur) skierował się do szopy. Miał nadzieję, że po wczorajszych sukcesach warzelniczych będzie mógł ucieszyć się także z w pełni funkcjonalnego talizmanu, lecz to, co zobaczył, gdy tylko wszedł do środka, prędko zweryfikowało jego plany.
Był zły. Znów nie podołał, a każda porażka działała na niego jak czerwona płachta na rozgniewanego byka. Niemal od razu zakasał przydługie rękawy czerwonego swetra, którego pożyczył dziś od Michaela, by zabrać się za wydobywanie masy z karwasza. Co robił nie tak? Dlaczego każda próba kończyła się niepowodzeniem? Nie potrafił tego nazwać, w głowie miał wiele myśli, ale każda kolejna tłumiona była złością na samego siebie. Skoro pracuje z talizmanami już od roku, dlaczego nie potrafił go wykonać? Tłumaczenie się trudnością i nieprzewidywalnością magii było dobre dla początkujących, on musiał przecież zadbać o to, by za coś żyć. A talizmany do tej pory przynosiły mu największe zyski. Co więcej, obiecał Thalii, że przygotuje dla niej coś specjalnego. I słowa zamierzał dotrzymać.
Po oczyszczeniu materiału z resztek ponownie ustawił złoty kociołek pod ogień. Miał przynajmniej tyle szczęścia, że dalej miał zapasowy zestaw na talizman, mógł więc przystąpić do pracy od razu, motywowany przede wszystkim złością na samego siebie. Złoto grzało się już w kociołku, gdy tym razem Castor postanowił wymienić drugą z baz. Jeżeli nie glina, to może warto było podążyć wcześniejszym tropem i wybrać szkło? Zagryzł dolną wargę, powoli wrzucając jego odłamki do zmiękczonego temperaturą złota, po czym ostrożnie próbował mieszać obie bazy, do momentu, w którym zaczęły się ze sobą stapiać. Wtedy też sięgnął raz jeszcze po fiolkę z jadem widłowęża, a po jej otworzeniu, przelał odpowiednią (znał już przecież dawkowanie na pamięć) ilość odczynnika do środka. Ponownie przystąpił do mieszania, stopując się jednak, by nie wykonywać tej czynności prędko i po łebkach, ale owszem, szybko, lecz z głową. Z pełną świadomością, że każdy podejmowany przez niego ruch będzie miał wpływ na finalny efekt. Gdy bazy łączyły się z odczynnikiem i nabierały pożądanej przez twórcę talizmanów konsystencji, Castor nie zamierzał się zatrzymywać. Poświęcił czas na dokładne wyczyszczenie karwasza, przygotowanie dwóch serc, które miały się znaleźć w odpowiedniej przestrzeni i połączyć z pozostałymi surowcami talizmanu.
Powrócił do kociołka, pragnąc sprawdzić, czy wszystko idzie tak, jak należy. Gdy złoto, szkło i jad widłowęża połączyły się w lśniący, jasnozłoty płyn, ostrożnie — i wreszcie powoli — przystąpił do przelewania masy w zagłębienie karwasza. Odstawiwszy kociołek (z brzdękiem, nie był dziś najbardziej delikatny), chwycił za złote szczypce, którymi ostrożnie, po wzięciu kilku głębszych wdechów, umieścił oba serca — różę piaskową i kryształ górski w masie, po czym tak jak wcześniej zatopił je pod nią. Jeżeli i teraz nie odniesie skutku — będzie musiał spróbować z wystającymi sercami, ale wtedy ucierpi na tym prawdopodobnie długowieczność talizmanu.
Ostatnią rzeczą, którą musiał wykonać, było kreślenie run. Laguz i Hagala, co do ich przydatności nie zmienił zdania i obstawiał wciąż przy ich kolejności. Laguz jako runa główna, Hagala pomocnicza. W swej złości odnalazł przy okazji pewność — dłoń mu nie drżała, wiedział, co powinien zrobić, myślał przede wszystkim o powiązaniu obu tych run nie tylko z talizmanem, nie tylko z wrodzonymi umiejętnościami metamorfomagów, ale także o powiązaniu go z samą Thalią.
Gdy skończył, odsunął ostrożnie karwasz na brzeg blatu. Zbliżała się godzina spotkania, miał nadzieję powrócić do talizmanu następnego dnia, noc miał — jak co środę — spędzić w Walii.
| Tworzę talizman: runa szczególnej krwi (genetyka: metamorfomag); ST75 (+30 z alchemii, +2 z talizmanu Castora). Zużywam złoto i różę piaskową.
1. k100 na powodzenie talizmanu
2. 2k6-2 na wartość X
3. 1k3 na wartość Y.
z/t, chyba, że k1.
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'k6' : 4, 6
--------------------------------
#3 'k3' : 2
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'k6' : 4, 6
--------------------------------
#3 'k3' : 2
16 maja 1958
kilka chwil po północy
kilka chwil po północy
Prawdziwie źle poczuł się chyba dopiero wtedy, gdy rozstali się z Alfredem. Chociaż i tak ciężko było powiedzieć, co właściwie znaczyło prawdziwie źle. Pewnym było, że dawno przekroczyło granicę paskudnie, że drżał na całym ciele i twarz miał tak bladą, że w świetle płynącym z nieboskłonu wyglądał chyba jeszcze gorzej, niż wtedy, gdy przyświecało mu lumos towarzysza. Jasna skóra napięła się na kościstych policzkach, które wydawały się zapaść jeszcze bardziej, podobnie jak skóra pod oczami, nadając jego twarzy wrażenie trupowatości. Nie przejmował się tym jednak — a przynajmniej jeszcze tego nie robił. Głowę zadartą miał w górę, obserwował ułożenia gwiazd i nieboskłon, próbując zapamiętać jak najwięcej z dojrzanych w tę bezchmurną noc konstelacji.
Musiał myśleć o czymś innym niż to, jak bardzo go bolało, jak wiele kosztował go każdy oddech, jak bardzo było mu niedobrze od samego zapachu palonej skóry, który niósł się za nim niczym zły omen. Gwiazdy... Och tak, gwiazdy były dobrym odwróceniem uwagi.
Jego uwagę przykuło jedno ze źródeł światła. Wschodzące, dopiero gdy przedzierał się przez wybrzeże, słysząc gdzieś w oddali nadchodzący szum fal. Jasny Saturn wschodzi przecież o tej porze, przypomniał sobie, niczym dziecku, które sam próbował uczyć astronomii. Tylko... czy to... zastanawiał się dalej w ciszy, nie spoglądając już zupełnie pod nogi. Musiał przystanąć — na moment, dla złapania oddechu — ale wtedy migoczące gwiazdy przestały sprawiać wrażenie poruszających się razem z nim. Łatwiej dorysował w głowie odpowiednie połączenia, tworząc mocą wyobraźni przejrzysty obraz gwiazdozbioru Koziorożca. To w nim zatrzymał się gazowy olbrzym, tak przecież intensywniejszy od migoczących wokół spadających Akwaryd. Byłby to piękny widok, naprawdę. Gdyby Castor Sprout nie był z ł y, nie trzymał w lewej dłoni pięciu obcych różdżek, gdyby nie nosił na całym tułowiu i rękach wciąż niezagojonych, świeżych poparzeń, gdyby w głowie mu nie szumiało i gdyby prawa część ciała dalej nie pulsowała nieprzyjemnie po zderzeniu z ziemią.
Ale żył. Tu, na ziemi. Wszystko, co w gwiazdach już i tak było martwe.
Przyspieszył kroku, gdy na horyzoncie zamajaczyła mu szopa. Nie wejdzie w tym stanie do domu, pobudzi wszystkich domowników i będzie zdecydowanie gorzej. Nie sprawdził nawet, czy światła we Wrzosowej Przystani są zupełnie zgaszone, czy może z któregoś pokoju wylewa się światło. Nie miał do tego głowy, na swe własne nieszczęście, wpakowując się bezpośrednio do szopy. Zamknął za sobą drzwi, dopiero pozwalając sobie na chwilę wytchnienia. Chwilę oddechu. Po omacku przeszedł do stołu roboczego, dziękując sobie w myślach, że przed trzema miesiącami sam uporządkował to miejsce. Gdyby miał ryzykować niezapowiedzianym zderzeniem z narzędziem, chyba wolałby już paść jak długi na ziemię i czekać na ranek, aż któreś z Tonksów przypadkiem zbłądzi do szopy i zastanie go w stanie bliskim agonii.
Tymczasem jednak udało mu się dopaść do blatu, na którym zacisnął mocno palce prawej dłoni, z lewej wypuszczając wreszcie wszystkie różdżki. Oddychał głośno, ze świstem, pozwalając sobie na wszystkie reakcje, które przeżywał wcześniej. Stał tak może chwilę, może kilka minut — czas przestał mieć jakiekolwiek znaczenie, ciągnął się i kurczył według swych własnych, nocnych praw. Potrzebował chwili odpoczynku, zanim zaczął przygotowywać się do chociaż częściowego zaleczenia swoich ran.
Szata ze skóry tebo opadła na ziemię z charakterystycznym szelestem oraz głośnymi charknięciami pochodzącymi z gardła blondyna. Zimne powietrze majowej nocy prześlizgnęło się po jego ranach, powodując nie tylko spięcie mięśni, ale także gęsią skórkę. Castor zacisnął mocno szczękę, by nie jęknąć z bólu, ale musiał przecież jeszcze ściągnąć z siebie koszulę. I to zajęło mu zdecydowanie za dużo czasu. Drżące ręce ledwo współpracowały z guzikami, musiał naprawdę skupiać się na tym, co robi, by wreszcie wydostać się z ubrania. I choć starał się nie patrzeć szczególnie na rany, wiedział, i czuł, że nie były one najczystsze, nie były najpiękniejsze. Zarówno szata, jak i koszula pobrudzone były krwią. Jego własną, z naciętego kciuka. Jednakże to swąd spalonej skóry był dominującym zapachem, krew stanowiła jedynie makabryczne dopełnienie stanu, w którym znalazł się Castor.
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
Szopa
Szybka odpowiedź