Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire
Zamek w Warwick
Strona 1 z 15 • 1, 2, 3 ... 8 ... 15
AutorWiadomość
Zamek w Warwick
W mugolskich kręgach powszechną wiedzą jest, że okazały zamek w centrum Warwick stanowił historyczną twierdzę Warwickshire, albowiem w średniowieczu odbywały się tam jedne z najkrwawszych, a przy tym niezwykle jednostronnych bitew. Władający nim hrabia dzielnie odpierał liczne ataki nie musząc ubiegać się o pomoc swych sojuszników, albowiem położenie budowli, murów oraz w części otaczająca go rzeka pozwalała im skutecznie rozprawiać się z agresorami. Straty w ludziach zniechęcały do kolejnych napadów, które z czasem zupełnie zanikły pochłaniając za sobą najlepszych, wojennych strategów. Wieloletni spokój oraz rzekome zawieszenie broni uśpiło czujność rodu, który to zawierzył jednemu z najbardziej zaufanych i najwyżej postawionych dowódców, jakoby hrabia został otruty podczas wystawnego przyjęcia w sąsiednim hrabstwie. Po latach okazało się to kłamstwem mającym jedynie zmusić do walki na otwartej przestrzeni, którą niezaprawieni w boju wojownicy przegrali z kretesem.
Mieszkańcy zamku już nigdy nie zaznali tej samej stabilności i poczucia bezpieczeństwa, a licznie zmieniający się władcy nieuchronnie doprowadzali twierdzę do ruiny. Zdrady, egzekucje, pragnienie zawłaszczenia ziem na dobre zmieniły losy tego niegdyś wyjątkowego miejsca, które z czasem zostało okrzyknięte jako przeklęte i goszczące jedynie śmierć. Negatywne odczucia wzmocniły nowe fortyfikacje wybudowane w trakcie wojny stuletniej, a także późniejsze przekształcenie części zamku na więzienie dla politycznych jeńców.
Obecnie tajemnicą jest, co dzieje się za murami zamku. Plotki jedynie podsycały ciekawość, lecz każdy kto próbował je zweryfikować wkrótce zostawał uznany za zaginionego w niejasnych okolicznościach.
Mieszkańcy zamku już nigdy nie zaznali tej samej stabilności i poczucia bezpieczeństwa, a licznie zmieniający się władcy nieuchronnie doprowadzali twierdzę do ruiny. Zdrady, egzekucje, pragnienie zawłaszczenia ziem na dobre zmieniły losy tego niegdyś wyjątkowego miejsca, które z czasem zostało okrzyknięte jako przeklęte i goszczące jedynie śmierć. Negatywne odczucia wzmocniły nowe fortyfikacje wybudowane w trakcie wojny stuletniej, a także późniejsze przekształcenie części zamku na więzienie dla politycznych jeńców.
Obecnie tajemnicą jest, co dzieje się za murami zamku. Plotki jedynie podsycały ciekawość, lecz każdy kto próbował je zweryfikować wkrótce zostawał uznany za zaginionego w niejasnych okolicznościach.
Nad Warwick rozciągały się gęste, czarne chmury, które zdawały się nie przepuszczać żadnego promienia, zachodzącego już słońca. Krople deszczu leniwie obijały się o kamienne uliczki, lecz charakterystyczny dźwięk zagłuszał gwar, hałas codzienności, jaki panował tu niezmienne mimo coraz szybciej rozprzestrzeniającej się wojny. Czarodzieje w przeciwieństwie do mugoli czuli na karku jej oddech, obawiali się nagłego uderzenia mając w pamięci napływające informacje ze Staffordshire, gdzie lęk i konieczność wyboru nadszedł bez żadnego ostrzeżenia, bez możliwości jakiejkolwiek reakcji oraz przygotowania. Mimo to starali się żyć normalnie, pracować i wykarmić rodzinę, co wówczas było najtrudniejszym, a zarazem najważniejszym elementem ich codzienności. Wtapiali się w tłum, łapali się każdej pracy zarobkowej nawet jeśli w żaden sposób nie zaspokajała ona ich ambicji; pragnęli normalności, spokoju i przede wszystkim stabilizacji, która od momentu przejęcia Londynu legła w gruzach.
To właśnie stolica stała się marzeniem, cichym pragnieniem każdego czarodzieja, któremu obojętne były losy niemagicznych. Owiany plotką urodzaj i dostatek mamił oraz zachęcał, lecz nie wszyscy mogli pozwolić sobie na opuszczenie hrabstwa. Wierzący w siłę Tego Którego Imienia Nie Można Było Wymawiać pozostawali sami w chaosie, zewsząd idących wpływach i różnicy zdań, jaka nierzadko kończyła się rozlewem krwi.
Wiedzieliście, że Czarny Pan oczekiwał podboju tych terenów, ale nie mogliście liczyć na wsparcie okolicznych. Ludźmi kierował strach, szczególnie że w ostatnich tygodniach coraz częściej mogli być świadkami otwierającej się, zamkowej bramy. Przybywało do niej wojsko, mugolskie pojazdy, jakie pod osłoną nocy przewoziło najpotrzebniejsze zaopatrzenie. Historia tego miejsca przywoływała najgorsze z możliwych mar – przewidywano jedynie śmierć i posokę, która wkrótce miała popłynąć uliczkami miasta. Nie było jednak innej możliwości, bowiem zdawaliście sobie sprawę, że to właśnie ten zamek był strategicznym punktem stolicy i jego zdobycie mogło warunkować kontrolę nad całym hrabstwem.
Z zewnątrz wyglądał niepozornie, niczym monument wzniesiony na rzecz chwały przodków; ich oddania i szczodrości. Z daleka dostrzegalne były otaczające go mury oraz północne wieże strażnicze. Podobny widok spotkał was, gdy tylko zerknęliście w stronę rzeki Avon, a konkretniej bramy znajdującej się na wschód – twierdza zdawała się być niemożliwa do zdobycia. Musieliście jednak podjąć decyzję, jakim sposobem wedrzeć się do środka i jakich użyć środków, aby stłamsić wroga na dobre.
Tuż przed wyprawą, Tristan oraz Sigrun, otrzymali od Czarnego Pana pięć odłamków kamieni zdobytych w Banku Gringotta. Kolory szmaragdowy, granatowy, czarny i czerwony nieustannie mieniły się w ich rękach. Po jednym z nich mieli zachować dla siebie – zgodnie z tymi, które zacisnęli w dłoni podczas podróży w podziemiach, zaś kolejne przekazać Elvirze, Zacharemu oraz Mathieu. Pierwszy z uzdrowicieli został splamiony mocą Ogmiosa, drugi Ecne, natomiast lord rodu Rosier Arawna i gdy tylko pradawne moce wyczuły ich obecność zadrżały intensywnie, wychylając się w odpowiednim kierunku. Śmierciożercy zdawali sobie sprawę z zaklętej w artefaktach mocy, ich sile oraz potędze, mimo że wielkościowo dalekie były od oryginału. Na własnej skórze mogli doświadczyć ceny, jaką przyszło zapłacić za korzystanie z nich, lecz wbrew wszelkim obawom Czarny Pan przekazał je w postaci kryształków zawieszonych na łańcuszkach i nie mówiąc nic więcej liczył na rychły sukces. Jeden fakt pozostawał niezmienny – magia celtyckich bogów pozostawała do waszej dyspozycji, nawet jeśli za korzystanie z niej mogliście ponieść najgorsze z możliwych konsekwencji. Wolny od wpływu Locus Nihil był Maghnus i choć wpłynęło to korzystnie na jego pewność siebie, to wciąż miał wiele do udowodnienia.
- Na początek to co lubią wszyscy, czyli zasady:
- Wszystkie informacje udzielone drogą prywatnej wiadomości mogą być wykorzystane w pierwszym poście w założeniu, że zostały przekazane wcześniej wszystkim uczestnikom.
- Postaci nie muszą przemieszczać się wspólnie; podział grupy, odłączenie się od niej jednostki lub pary powinno być wyraźnie zaznaczone w poście.
- O ile w poście mistrza gry nie jest zaznaczone inaczej postaci mogą przemieszczać się i poruszać dowolnie (wierzę w rozsądek i umiar). Poruszanie się nie zajmuje akcji.
- Nie ma potrzeby rzucać kością na takie akcje jak: perswazja, kokieteria, zastraszanie (czynności angażujące), chodzenie, bieganie i spostrzegawczość (czynności nieangażujące)— o ile tyczy się tylko powierzchownego rozglądania dookoła. Mistrz gry postara się ująć możliwości wszystkich uczestników (jeśli niewystarczająco, zawsze przekażę odpowiedź na ewentualną wątpliwość prywatnym kanałem). Należy rzucać na spostrzegawczość, jeśli postać koncentruje się całkowicie na poszukiwaniu czegoś, rozglądaniu, wsłuchiwaniu lub przypatrywaniu (wtedy jest to czynność angażująca całkowicie).
- Proszę o jak najdokładniejsze opisy działań, bowiem ich efekty będą jednakowo skrupulatnie opisywane.
- W trakcie tego wydarzenia postaci przysługuje wykonanie dwóch czynności angażujących w jednym poście. Można z tego przywileju skorzystać, nie trzeba. Można skorzystać z szafki zniknięć w tym celu.
- Wszyscy powinni w tym wątku określić swoje wyposażenie, pamiętając o swoich własnych możliwościach ładunkowych - powinno się to znaleźć w części pozafabularnej. Będę wdzięczna także za opisy wyglądu, a także strojów.
- Opętanych obowiązuje wciąż zasada rzucenia kością na opętanie.
- Splamieni i opętani otrzymali od Czarnego Pana odłamki kamieni wyniesionych z podziemi banku Gringotta. W celu wykorzystania ich mocy (czynność angażująca) należy opisać to w poście i rzucić kością: Opętani Locus Nihil— w przypadku postaci opętanych i Splamieni Locus Nihil w przypadku postaci splamionych dowolnym kamieniem. Rzut na moc kamieni zawsze musi być ostatnią akcją w poście.
- Czas na odpis będzie wynosił mniej więcej 48h.
- Mistrz Gry nie przewiduje postów uzupełniających.
- W razie problemów z napisaniem posta w terminie będę wdzięczna za informację. Mistrz gry czasem cierpi na zaćmę, może się zdarzyć, że trzykrotnie nie zauważy braku odpisu w kolejce, ale czwarty z pewnością mu nie umknie.
Na stole leżą nie tylko galeony, ale honor. Powodzenia!
Szmaragdowy kryształ lśnił, odbijając refleksy słabego światła wydobywającego się z jej różdżki, gdy w milczeniu brnęła przez zasypany śniegiem zagajnik, kierując się do miejsca z wyprzedzeniem ustalonego na ostatnie spotkanie przed przekroczeniem fortyfikacji zamku. Z odległości twierdza wydawała się doskonale zabezpieczona, niezdobyta - może winno ją to stresować, ale panowała nad nerwowością lepiej niż we wrześniu, nie pozwalała sobie tracić głowy z powodu banalnych wątpliwości.
W tej chwili i tak zresztą nie mogła oderwać wzroku od kawałka szmaragdowego kamienia, który na cienkim, srebrnym łańcuszku zawisł na jej szyi z polecenia Czarnego Pana, przekazanego następnie przez Rosiera i Rookwood. W porównaniu do oryginału był niewielki, niepozorny prawie, gdyby nie parząca energia, która przenikała do skóry nawet mimo skórzanych, czarnych rękawiczek. Przez chwilę jeszcze tarmosiła go w palcach, a potem wsunęła pod futrzane poły płaszcza. Niechętnie przystała na to, by mieć go przy sobie, ale nie śmiała zlekceważyć żadnego, nawet najbardziej osobliwego rozkazu. Szmaragd prześladował ją w snach, prześladował pod powiekami, gdy zamykała oczy i próbowała przypomnieć sobie szczegóły tamtej przerażającej nocy - teraz jednak powinien dodać jej otuchy, bo przecież Czarny Pan z pewnością nie wręczył go jej bez powodu.
Dotarła na skryte w cieniu drzew poletko krzewów i spróchniałych pniaków jako jedna z pierwszych. Temperatura była na tyle niska, że wypuszczane z ust powietrze przybierało postać białej pary, z tego też powodu ubrała się ciepło, naciągając pod spodnie wełniane rajtuzy, wciskając nogawki do czarnych butów na płaskim obcasie, otulając szyję ciemnozielonym golfem, a ramiona czarnym płaszczem z burym futrem na kołnierzu. Okryte rękawiczkami dłonie trzymała w kieszeniach, do pasa przytroczyła pokrowiec na różdżkę, który miał ułatwiać poruszanie się i szybkie sięganie po broń. Włosy związała w ciasny warkocz, pod płaszczem przyczepiła do piersi niewielką broszę - silny, runiczny talizman. Była blada, ale niewzruszona. Pozbawiona makijażu, lecz rozsądnie wypoczęta.
Przede wszystkim, nie była sama.
- Twoja pomoc jest nieoceniona, Luca - powiedziała tonem fałszywej życzliwości. - Pamiętaj jednak, by nie wychylać się bardziej niż zdecydujemy. Dla swojego i naszego bezpieczeństwa słuchaj uważnie tego co mówimy - Uśmiechnęła się kątem ust, nie patrząc jednak na niego tylko na luki między drzewami, czekając i nasłuchując nadejścia towarzyszy.
- Jasna sprawa, panienko Multon. Nie pożałuje panienka, że mi pozwoliła się odwdzięczyć, mnie z kruchej gliny nie lepili - szepnął mężczyzna.
Skinęła głową, a potem uniosła dłoń, dostrzegając sylwetki. Druga ręka wysunęła się z kieszeni, palce musnęły rękojeść różdżki. Miast jednak ją podnosić, czekała, aż otoczyły ją znajome twarze.
- Witajcie. I poznajcie Lucę Wafflinga, mieszkańca słynnej dzielnicy Warwick. W podzięce za nasze wsparcie zadeklarował oddanie i różdżkę, zdecydowałam się mu zaufać - powiedziała cicho, w czasie, w którym towarzyszący jej mężczyzna opuścił z szacunkiem głowę, posyłając przy tym przeciągłe spojrzenie Sigrun. Nie mogła go winić, nawet jeśli pewnie nie miał pojęcia, jaka wariatka wpadła mu w oko. - Plan pozostaje bez zmian, jak rozumiem? - Z odległości byli w stanie dostrzec wieżyczki zamku, sami jednak pozostawali w ukryciu.
Mam przy sobie różdżkę, talizman runa kwitnącego życia +31 do żywotności (ujęty w tabelce z żywotnością we wsiąkiewce), mieszankę antydepresyjną i kryształ. Na szyi oczywiście kamień od Czarnego Pana na łańcuszku.
Z pomniejszych zabieram ze sobą też dwie kanapki z pomidorkiem, paczkę sucharów, herbatę w butelce i bordową chustkę, którą Drew kiedyś zostawił w moim mieszkaniu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
W tej chwili i tak zresztą nie mogła oderwać wzroku od kawałka szmaragdowego kamienia, który na cienkim, srebrnym łańcuszku zawisł na jej szyi z polecenia Czarnego Pana, przekazanego następnie przez Rosiera i Rookwood. W porównaniu do oryginału był niewielki, niepozorny prawie, gdyby nie parząca energia, która przenikała do skóry nawet mimo skórzanych, czarnych rękawiczek. Przez chwilę jeszcze tarmosiła go w palcach, a potem wsunęła pod futrzane poły płaszcza. Niechętnie przystała na to, by mieć go przy sobie, ale nie śmiała zlekceważyć żadnego, nawet najbardziej osobliwego rozkazu. Szmaragd prześladował ją w snach, prześladował pod powiekami, gdy zamykała oczy i próbowała przypomnieć sobie szczegóły tamtej przerażającej nocy - teraz jednak powinien dodać jej otuchy, bo przecież Czarny Pan z pewnością nie wręczył go jej bez powodu.
Dotarła na skryte w cieniu drzew poletko krzewów i spróchniałych pniaków jako jedna z pierwszych. Temperatura była na tyle niska, że wypuszczane z ust powietrze przybierało postać białej pary, z tego też powodu ubrała się ciepło, naciągając pod spodnie wełniane rajtuzy, wciskając nogawki do czarnych butów na płaskim obcasie, otulając szyję ciemnozielonym golfem, a ramiona czarnym płaszczem z burym futrem na kołnierzu. Okryte rękawiczkami dłonie trzymała w kieszeniach, do pasa przytroczyła pokrowiec na różdżkę, który miał ułatwiać poruszanie się i szybkie sięganie po broń. Włosy związała w ciasny warkocz, pod płaszczem przyczepiła do piersi niewielką broszę - silny, runiczny talizman. Była blada, ale niewzruszona. Pozbawiona makijażu, lecz rozsądnie wypoczęta.
Przede wszystkim, nie była sama.
- Twoja pomoc jest nieoceniona, Luca - powiedziała tonem fałszywej życzliwości. - Pamiętaj jednak, by nie wychylać się bardziej niż zdecydujemy. Dla swojego i naszego bezpieczeństwa słuchaj uważnie tego co mówimy - Uśmiechnęła się kątem ust, nie patrząc jednak na niego tylko na luki między drzewami, czekając i nasłuchując nadejścia towarzyszy.
- Jasna sprawa, panienko Multon. Nie pożałuje panienka, że mi pozwoliła się odwdzięczyć, mnie z kruchej gliny nie lepili - szepnął mężczyzna.
Skinęła głową, a potem uniosła dłoń, dostrzegając sylwetki. Druga ręka wysunęła się z kieszeni, palce musnęły rękojeść różdżki. Miast jednak ją podnosić, czekała, aż otoczyły ją znajome twarze.
- Witajcie. I poznajcie Lucę Wafflinga, mieszkańca słynnej dzielnicy Warwick. W podzięce za nasze wsparcie zadeklarował oddanie i różdżkę, zdecydowałam się mu zaufać - powiedziała cicho, w czasie, w którym towarzyszący jej mężczyzna opuścił z szacunkiem głowę, posyłając przy tym przeciągłe spojrzenie Sigrun. Nie mogła go winić, nawet jeśli pewnie nie miał pojęcia, jaka wariatka wpadła mu w oko. - Plan pozostaje bez zmian, jak rozumiem? - Z odległości byli w stanie dostrzec wieżyczki zamku, sami jednak pozostawali w ukryciu.
Mam przy sobie różdżkę, talizman runa kwitnącego życia +31 do żywotności (ujęty w tabelce z żywotnością we wsiąkiewce), mieszankę antydepresyjną i kryształ. Na szyi oczywiście kamień od Czarnego Pana na łańcuszku.
Z pomniejszych zabieram ze sobą też dwie kanapki z pomidorkiem, paczkę sucharów, herbatę w butelce i bordową chustkę, którą Drew kiedyś zostawił w moim mieszkaniu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Informacje, które na kilka dni przed planowanym atakiem otrzymał Zachary, były na wagę złota. Dosłownie. Gdyby posiadał adres zwrotny listu, posłałby mieszek z galeonami w ramach wdzięczności. Jednocześnie informacje te zmieniały wiele, lecz tylko on był w ich posiadaniu i wykorzystanie ich sprawnie zależało od tego, co wiedzieli pozostali. Samodzielnie studiował ją przez ostatnich pięć dni, od chwili otrzymania do minuty oddzielającej go od wyruszenia do Warwick. Cały pergamin złożył ostrożnie i wcisnął pod połę marynarki narzuconej na gruby sweter, na wierzch natomiast czarna ocieplana abaja, bez której nie był w stanie obyć się przez ostatnie miesiące. Siadając z całym zabranym dobytkiem na latającym dywanie, upewnił się jeszcze, że wszystko znajdowało się na swoim miejscu, a nogawki spodni szczelnie opinały cholewki wysokich butów. Szal zwyczajowo posłużył za osłonę szyi i głowy, gdy wiatr smagał go w trakcie długiego lotu nad morzem i angielskim lądem. Godziny spędzone w jednej, niewymuszonej pozycji zwykle męczyły plecy, także i tym razem, choć był wyjątkowo przyzwyczajony do całego ceremoniału związanego z lotem. Lądując, obrał miejsce dość mocno oddalone od zamku, zdając sobie sprawę, że obecność latającego dywanu dla czarodziejów była widokiem niecodziennym, a co dopiero dla strachliwego, mugolskiego robactwa. Niski oblot pośród drzew pobliskiego zalesienia nie był prosty. Brak należytej wprawy w wykonywaniu przedziwnych manewrów z pewnością pozostawał widokiem dość osobliwym nawet jak na Zachary'ego. Mimo to liczył się sam fakt dotarcia do celu. Skostniałe palce drżały, kiedy zsiadał z dywanu, niezmiennie swój środek transportu utrzymując na wysokości typowego, angielskiego stołu, aż wolno opadł na ziemię. Jedynym powitaniem ze strony szejka było uprzejme skinienie głowy, rozpraszanie się przydługimi powitaniami nie działało korzystnie na nieprzerwanie upływający czas. Kolejne nikłe skinienie uczynił w chwili otrzymania kryształu z Locus Nihil, myślami na krótką chwilę wracając do wydarzeń z podziemi, nim odchrząknął cicho, skupiając na sobie uwagę, a gestem dłoni wskazując na mapę wyciągniętą spod ubrania, którą rozłożył, prezentując wszystkim to, co było na niej widoczne.
— Dostałem to sześć dni temu. Mapa zamku z niezbędnymi oznaczeniami. — Pierwsze ważne słowa, które rzeczywiście miały znaczenie. Dobył różdżkę zza poły abai – jednocześnie licząc, że ktoś potrzyma jeden z końców mapy – czyniąc z niej wskaźnik, którym wskazał kolejno na poszczególne wieże. — Sporo wież obronnych. Nie wiemy, co na nich trzymają ani jaki zasięg może mieć ich broń. Jeśli w ogóle coś się tam znajduje. — Powiódł końcem różdżki w stronę wschodniej bramy. — Wszystko wskazuje na to, że jest najlepiej chroniona, a pozostałe dwie mogą jedynie liczyć na wsparcie stąd — tu wskazał na kolejny znak X po lewej stronie mapy. — Nie jestem pewien tego nazewnictwa. Autor mapy był wewnątrz, ale podejrzewam, że cele więźniów będą znajdować się gdzieś za holem. Może po drodze trafimy też na laboratorium. — Zastanowił się głośno, zerkając na Tristana, w którego rękach leżało poczynienie ostatnich ustaleń oraz rozkazów. Najważniejsze spostrzeżenia z własnej strony, mając do dyspozycji mapę przez kilka dni, wygłosił i liczył na resztę grupy.
— Zgodnie z planem mielibyśmy podzielić się na dwie grupy — odpowiedział cicho Elvirze, nie wyznaczając nikogo kto miałby stawić się w którym miejscu. Wciąż jeszcze mieli trochę czasu na przeanalizowanie mapy, wykorzystanie posiadanych informacji i zaplanowanie uderzenia. Może nawet skoordynowania swoich ruchów. Wsłuchując się słowa pozostałych, począł ostatni raz sprawdzać zawartość sakw na pasie oraz innych przydatnych przedmiotów, które ze sobą zabrał. Piersiówka czy kompas mogły nie mieć większej użyteczności, jednak nie chciał rozstawać się z nimi przez wzgląd na praktyczność alkoholu oraz ewentualną możliwość udania się w bezpieczne miejsce z użyciem zaklętego przedmiotu. Fiolki z eliksirami traktował jako konieczność, podobnie jak wisiorek z agatem wylosowany na zimowym jarmarku. Jedyny kłopot, z którym się mierzył, był latający dywan. Porzucenie go w tym miejscu jednocześnie stanowiło ruch bezpieczny, lecz z drugiej strony dostrzegał zalety ewentualnej ewakuacji w większym gronie, gdyby zaszła taka potrzeba. Póki co nie podejmował próby pomniejszenia. Nie wiedział, czy miał skorzystać z niego teraz czy później.
— Dostałem to sześć dni temu. Mapa zamku z niezbędnymi oznaczeniami. — Pierwsze ważne słowa, które rzeczywiście miały znaczenie. Dobył różdżkę zza poły abai – jednocześnie licząc, że ktoś potrzyma jeden z końców mapy – czyniąc z niej wskaźnik, którym wskazał kolejno na poszczególne wieże. — Sporo wież obronnych. Nie wiemy, co na nich trzymają ani jaki zasięg może mieć ich broń. Jeśli w ogóle coś się tam znajduje. — Powiódł końcem różdżki w stronę wschodniej bramy. — Wszystko wskazuje na to, że jest najlepiej chroniona, a pozostałe dwie mogą jedynie liczyć na wsparcie stąd — tu wskazał na kolejny znak X po lewej stronie mapy. — Nie jestem pewien tego nazewnictwa. Autor mapy był wewnątrz, ale podejrzewam, że cele więźniów będą znajdować się gdzieś za holem. Może po drodze trafimy też na laboratorium. — Zastanowił się głośno, zerkając na Tristana, w którego rękach leżało poczynienie ostatnich ustaleń oraz rozkazów. Najważniejsze spostrzeżenia z własnej strony, mając do dyspozycji mapę przez kilka dni, wygłosił i liczył na resztę grupy.
— Zgodnie z planem mielibyśmy podzielić się na dwie grupy — odpowiedział cicho Elvirze, nie wyznaczając nikogo kto miałby stawić się w którym miejscu. Wciąż jeszcze mieli trochę czasu na przeanalizowanie mapy, wykorzystanie posiadanych informacji i zaplanowanie uderzenia. Może nawet skoordynowania swoich ruchów. Wsłuchując się słowa pozostałych, począł ostatni raz sprawdzać zawartość sakw na pasie oraz innych przydatnych przedmiotów, które ze sobą zabrał. Piersiówka czy kompas mogły nie mieć większej użyteczności, jednak nie chciał rozstawać się z nimi przez wzgląd na praktyczność alkoholu oraz ewentualną możliwość udania się w bezpieczne miejsce z użyciem zaklętego przedmiotu. Fiolki z eliksirami traktował jako konieczność, podobnie jak wisiorek z agatem wylosowany na zimowym jarmarku. Jedyny kłopot, z którym się mierzył, był latający dywan. Porzucenie go w tym miejscu jednocześnie stanowiło ruch bezpieczny, lecz z drugiej strony dostrzegał zalety ewentualnej ewakuacji w większym gronie, gdyby zaszła taka potrzeba. Póki co nie podejmował próby pomniejszenia. Nie wiedział, czy miał skorzystać z niego teraz czy później.
- ekwipunek:
- Różdżka, Talizman: Runa Otwartego Oka (+8 do rzutu k100 na spostrzegawczość +5 do rzutów k100 na zaklęcia wykrywające iluzje; odporność na zaklęcia oślepiające)
1. Magiczny kompas
2. Nakładka na pas z sakwami (w środku):
2.1. Antidotum podstawowe (1 porcja)
2.2. Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, moc 17)
2.3-4. Wywar wzmacniający (2 porcje, stat.8 )
2.5. Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat 40)
2.6. Czuwający Strażnik (1 porcja, moc 28)
2.7. Kameleon (1 porcje, stat. 40, moc +15)
2.8. Piersiówka "Bez Dna"
3. Wisior z agatem
4. Latający dywan
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
O konieczności odbicia z mugolskich rąk starej twierdzy w Warwick usłyszała od lorda nestora Rosiera podczas obrad Rycerzy Walpurgii mających miejsce z początkiem lutego. Z jego słów wynikało, że zamek ten miał duże znaczenie strategiczne, zaś odbicie go pozwoli im przejąć kontrolę nad tymi ziemiami - nie będzie to jednak łatwe. Ponoć był przeklęty, trudno dostępny i bardzo dobrze strzeżony. Zarówno przez mugolskie wojska (choć na to reagowała kpiącym prychnięciem, nie wierząc, że mugole byliby w stanie ich powstrzymać), a także rebeliantów Harolda Longbottoma, co już bardziej komplikowało sytuację. Nie mogli ruszyć od razu, musieli dobrze się do tego przygotować. Minione tygodnie Rookwood spędziła więc na działaniach w Suffolk i Warwickshire mających im to ułatwić; dzień szturmu zbliżał się nieubłaganie, ona zaś poczyniła odpowiednie przygotowania. Przede wszystkim - zregenerowała się, wyspała, aby szesnastego marca stawić się u boku Tristana Rosiera i pozostałych Rycerzy Walpurgii w pełni sił fizycznych i psychicznych.
Nie zbliżała się do twierdzy przed umówionym spotkaniem z pozostałymi towarzyszami szturmu oraz ich dowódcą, Tristanem; aportowała się kawałek dalej, resztę drogi przebyła pieszo, starając się zachować ostrożność i czujność na wypadek, gdyby w okolicach kręciły się patrole mugolskiego wojska. Wyłoniła się spomiędzy drzew, zbliżyła do kryjówki, gdzie czekała już Elvira i zupełnie obcy dla niej mężczyzna, którego Sigrun zmierzyła badawczym spojrzeniem. - A ty jesteś...? - spytała beznamiętnym tonem. Żadne z nich nie mogło dostrzec lekko uniesionej, jasnej brwi przez maskę Śmierciożercy, którą nosiła na twarzy. Poza nią miała na sobie magiczny płaszcz, uszyty przez lorda Parkinsona, pod nim zaś wygodną i ciepłą szatę składającą się z grubszej tuniki, koszuli pod nią wciągniętą w skórzane, ciepłe spodnie; na nogach miała skórzane buty z cholewą do połowy łydki. Pod tuniką, na dekolcie spoczywał medalion z runą krwi trolla na łańcuszku. Przez tułów zaś przewiesiła skórzaną, zaczarowaną torbę, by mieć wolne ręce. W prawej dłoni ściskała cisową różdżkę.
Miała głębokie wątpliwości, czy powinni byli pozwolić, aby obcy, niezaufany czarodziej szedł z nimi, nie ufała w rozsądek Elviry Multon i nie ufała jemu, mógł narazić ich misję, decyzję jednak pozostawiała w rękach Tristana, tak jak czekała na potwierdzenie, czy mają się rozdzielić jak mówił w lutym w Białej Wywernie. Mathieu przekazała odłamek czarnego kamienia na łańcuszku, sama na szyi miała bliźniaczy, od Czarnego Pana.
- Wtedy nie mieliśmy mapy - odpowiedziała oschle Sigrun na pytanie Elviry, po czym zbliżyła się do lorda Shafiq, by lepiej przyjrzeć się temu, co udało mu się zdobyć. - Gdzie będzie to tylne wejście, o którym wspominałeś, Tristanie... - zastanowiła się, marszcząc przy tym brwi. - Bywałam w Tower. Wydaje mi się, że kić to więzienie, łapiduch to może być strażnik... - zastanowiła się, próbując sobie przypomnieć jak najwięcej z wizyt w Tower i czasu spędzonego w Azkabanie. - Mugole mają broń, która wygląda jak metalowa rura. Długa albo krótka. Widziałam ją. Wypada z niej z dużą szybkością coś w rodzaju... Kulki. Chyba. Maghnus też się z tym spotkał. Pukawki, tak? - wyrzekła, spoglądając na lorda Bulstrode, który opowiadał jej o tym, co spotkało go w Durham wraz z Edgarem Burke.
Na decyzję o rozdzieleniu się i ewentualnym podziale czekała; miała paść ze strony Tristana, on dowodził szturmem. W lutym zlecił jej, aby poprowadziła część tylnym wejściem - czekała zatem na potwierdzenie modląc się w duchu, by nie kazał jej zabrać ze sobą Elviry.
rzut na opętanie
Nie zbliżała się do twierdzy przed umówionym spotkaniem z pozostałymi towarzyszami szturmu oraz ich dowódcą, Tristanem; aportowała się kawałek dalej, resztę drogi przebyła pieszo, starając się zachować ostrożność i czujność na wypadek, gdyby w okolicach kręciły się patrole mugolskiego wojska. Wyłoniła się spomiędzy drzew, zbliżyła do kryjówki, gdzie czekała już Elvira i zupełnie obcy dla niej mężczyzna, którego Sigrun zmierzyła badawczym spojrzeniem. - A ty jesteś...? - spytała beznamiętnym tonem. Żadne z nich nie mogło dostrzec lekko uniesionej, jasnej brwi przez maskę Śmierciożercy, którą nosiła na twarzy. Poza nią miała na sobie magiczny płaszcz, uszyty przez lorda Parkinsona, pod nim zaś wygodną i ciepłą szatę składającą się z grubszej tuniki, koszuli pod nią wciągniętą w skórzane, ciepłe spodnie; na nogach miała skórzane buty z cholewą do połowy łydki. Pod tuniką, na dekolcie spoczywał medalion z runą krwi trolla na łańcuszku. Przez tułów zaś przewiesiła skórzaną, zaczarowaną torbę, by mieć wolne ręce. W prawej dłoni ściskała cisową różdżkę.
Miała głębokie wątpliwości, czy powinni byli pozwolić, aby obcy, niezaufany czarodziej szedł z nimi, nie ufała w rozsądek Elviry Multon i nie ufała jemu, mógł narazić ich misję, decyzję jednak pozostawiała w rękach Tristana, tak jak czekała na potwierdzenie, czy mają się rozdzielić jak mówił w lutym w Białej Wywernie. Mathieu przekazała odłamek czarnego kamienia na łańcuszku, sama na szyi miała bliźniaczy, od Czarnego Pana.
- Wtedy nie mieliśmy mapy - odpowiedziała oschle Sigrun na pytanie Elviry, po czym zbliżyła się do lorda Shafiq, by lepiej przyjrzeć się temu, co udało mu się zdobyć. - Gdzie będzie to tylne wejście, o którym wspominałeś, Tristanie... - zastanowiła się, marszcząc przy tym brwi. - Bywałam w Tower. Wydaje mi się, że kić to więzienie, łapiduch to może być strażnik... - zastanowiła się, próbując sobie przypomnieć jak najwięcej z wizyt w Tower i czasu spędzonego w Azkabanie. - Mugole mają broń, która wygląda jak metalowa rura. Długa albo krótka. Widziałam ją. Wypada z niej z dużą szybkością coś w rodzaju... Kulki. Chyba. Maghnus też się z tym spotkał. Pukawki, tak? - wyrzekła, spoglądając na lorda Bulstrode, który opowiadał jej o tym, co spotkało go w Durham wraz z Edgarem Burke.
Na decyzję o rozdzieleniu się i ewentualnym podziale czekała; miała paść ze strony Tristana, on dowodził szturmem. W lutym zlecił jej, aby poprowadziła część tylnym wejściem - czekała zatem na potwierdzenie modląc się w duchu, by nie kazał jej zabrać ze sobą Elviry.
rzut na opętanie
- Spoiler:
- 1. Pierścień z Okiem Ślepego na palcu lewej dłoni
2. Medalion z runą krwi trolla (+2 do pż/tura)
3. Zaczarowaną torba
3.1. maść z wodnej gwiazdy
3.2. Felix Felicis
3.3. Eliksir wąchacza,
3.3 Antidotum na niepowszechne trucizny
3.4 Eliksir Garota
3.5. Czuwający strażnik
3.6. Kameleon
3.7. Eliksir kociego wzroku
3.8. Pierwszy kryształ
3.9. Drugi kryształ
3.10. 1 kg kiełbasy,
3.11. dziczyzna (kawałki różnych części jelenia obsmażone na smalcu)
3.12. suchary (zapas dla jednej osoby na dwa tygodnie)
3.13. miotłę (zwykłą)
Nie pamiętam, czy magiczny płaszcz liczy się jako przedmiot w limicie, ale mam go na sobie, żywotność nim i cały ekwipunek jest też we wsiąkiewce.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 27
'k100' : 27
Szykował się w sposób metodyczny i przemyślany, chociaż myśli krążące wokół faktu, że wciąż wiedzą mało, za mało o zamku położonym w sercu Warwick nie dawały mu spokoju. Tyle chociaż mógł zrobić, przygotować się na, miał nadzieję, każdą możliwą okoliczność. Niskie temperatury nie odpuszczały, na domiar złego ciężkie krople deszczu sprawiały, że chłód stawał się jeszcze dotkliwszy, tym chętniej więc przywdział gruby, ocieplany wełną i obszyty futrem z czarnych lisów płaszcz, przykrywający warstwę ciepłych ubrań, w tym wełniane kalesony i grube skarpety oraz wykonany przez Demelzę kaftan ze skór nundu i tebo. Musiał przyznać, na pierwszy rzut oka dziewczyna wykonała dobrą robotę, chociaż prawdziwe właściwości tej szaty przetestować miał dopiero dzisiaj. Skóra tebo spowijała również jego wyściełane ociepliną buty, wysokie oficerki na grubej podeszwie, mającej za zadanie izolować zimno bijące od podłoża i chronić przed poślizgami. Szyję i uszy owinął czarnym, wełnianym szalem, a na dłonie wciągnął skórzane rękawiczki. Do wewnętrznych kieszeni płaszcza spakował również kilka fiolek przydatnych eliksirów oraz niewielki prowiant, by chwyciwszy miotłę, ruszyć w drogę.
Spotkali się w zalesionym miejscu, skrytym od widoku pomiędzy drzewami i krzewami, gdzie przywitał resztę oszczędnie, skinąwszy głową. Majaczący nieopodal zamek Warwick wraz z fortyfikacjami robił wrażenie, zdawał się być niezwyciężony - a jednak, musiał im ulec, musiał wpuścić ich do środka i poddańczo przyklęknąć przed potęgą Czarnego Pana. Bulstrode momentalnie zwrócił uwagę na obcą osobę, powiódł spojrzeniem w kierunku mężczyzny, którego Elvira przedstawiła jako Lucę Wafflinga. Dodatkowa różdżka nigdy nie wadziła, ale czy ten osobnik był im w stanie dostarczyć jakichś informacji na tyle wartościowych, by ułatwić im wkradnięcie się do twierdzy i pomyślne ukończenie misji? Przyjrzał się uważnie mapie przyniesionej przez Zachary'ego, śledząc uważnie wskazywane przez niego punkty i przysłuchując się jego komentarzom. - Nazewnictwo jest dość... osobliwe. Czy komuś mówią coś te słowa? - zapytał, rozglądając się po zebranych, licząc po części również na to, że może Waffling będzie miał coś do powiedzenia jako przedstawiciel gminu. Sigrun spróbowała rozwikłać kilka z nich, lecz zdecydowana większość pozostawała wciąż tajemnicą.
- Pukawki, tak to roboczo określiliśmy, nie pragnąc zapoznawać się z mugolską nomenklaturą. Rozpoznacie natychmiast, wyjątkowo hałaśliwe urządzenia - do tej pory pamiętał zetknięcie z tą bronią, hałas wydawał się być właściwie gorszy niż pociski, z którymi radzili sobie bez problemów. - W razie ich ataku używajcie zaklęcia Telum - dodał po chwili, uzupełniając wypowiedź Rookwood o skuteczny sposób obrony przed pukawkami.
- Czy rozdzielimy się dopiero we wnętrzu, po przejściu przez najmniej doglądaną bramę, czy spróbujemy wejść od dwóch różnych stron? - spytał po chwili, zastanawiając się która z opcji byłaby lepsza i zostawiała im większe szanse na jak najpóźniejsze odkrycie ich obecności przez wojsko stacjonujące w zamku, jednocześnie podsuwając kwestię pod rozwagę Śmierciożerców, wszak oni stanowili dowództwo i oni opracowywali strategie.
Zabieram ze sobą różdżkę, fluoryt, szatę ze skór nundu i tebo (+42 do żywotności, -2 do zwinności, we wsiąkiewce pod tabelką z żywotnością bazową umieszczona jest tabelka z żywotnością uwzględniającą bonus z szaty), buty obszyte skórą tebo (odporne na poślizg). Przedmioty dodatkowe: miotła (zwykła), eliksir senności (1 porcja, stat. 22), maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, moc +50, stat. 22), eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21). Pomniejsze z zaopatrzenia: dwie kanapki z pieczonym indykiem i pomidorkami, tabliczkę czekolady mlecznej, termos gorącej, czarnej herbaty, butelkę rumu.
Spotkali się w zalesionym miejscu, skrytym od widoku pomiędzy drzewami i krzewami, gdzie przywitał resztę oszczędnie, skinąwszy głową. Majaczący nieopodal zamek Warwick wraz z fortyfikacjami robił wrażenie, zdawał się być niezwyciężony - a jednak, musiał im ulec, musiał wpuścić ich do środka i poddańczo przyklęknąć przed potęgą Czarnego Pana. Bulstrode momentalnie zwrócił uwagę na obcą osobę, powiódł spojrzeniem w kierunku mężczyzny, którego Elvira przedstawiła jako Lucę Wafflinga. Dodatkowa różdżka nigdy nie wadziła, ale czy ten osobnik był im w stanie dostarczyć jakichś informacji na tyle wartościowych, by ułatwić im wkradnięcie się do twierdzy i pomyślne ukończenie misji? Przyjrzał się uważnie mapie przyniesionej przez Zachary'ego, śledząc uważnie wskazywane przez niego punkty i przysłuchując się jego komentarzom. - Nazewnictwo jest dość... osobliwe. Czy komuś mówią coś te słowa? - zapytał, rozglądając się po zebranych, licząc po części również na to, że może Waffling będzie miał coś do powiedzenia jako przedstawiciel gminu. Sigrun spróbowała rozwikłać kilka z nich, lecz zdecydowana większość pozostawała wciąż tajemnicą.
- Pukawki, tak to roboczo określiliśmy, nie pragnąc zapoznawać się z mugolską nomenklaturą. Rozpoznacie natychmiast, wyjątkowo hałaśliwe urządzenia - do tej pory pamiętał zetknięcie z tą bronią, hałas wydawał się być właściwie gorszy niż pociski, z którymi radzili sobie bez problemów. - W razie ich ataku używajcie zaklęcia Telum - dodał po chwili, uzupełniając wypowiedź Rookwood o skuteczny sposób obrony przed pukawkami.
- Czy rozdzielimy się dopiero we wnętrzu, po przejściu przez najmniej doglądaną bramę, czy spróbujemy wejść od dwóch różnych stron? - spytał po chwili, zastanawiając się która z opcji byłaby lepsza i zostawiała im większe szanse na jak najpóźniejsze odkrycie ich obecności przez wojsko stacjonujące w zamku, jednocześnie podsuwając kwestię pod rozwagę Śmierciożerców, wszak oni stanowili dowództwo i oni opracowywali strategie.
Zabieram ze sobą różdżkę, fluoryt, szatę ze skór nundu i tebo (+42 do żywotności, -2 do zwinności, we wsiąkiewce pod tabelką z żywotnością bazową umieszczona jest tabelka z żywotnością uwzględniającą bonus z szaty), buty obszyte skórą tebo (odporne na poślizg). Przedmioty dodatkowe: miotła (zwykła), eliksir senności (1 porcja, stat. 22), maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, moc +50, stat. 22), eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21). Pomniejsze z zaopatrzenia: dwie kanapki z pieczonym indykiem i pomidorkami, tabliczkę czekolady mlecznej, termos gorącej, czarnej herbaty, butelkę rumu.
half gods are worshipped
in wine and flowers
in wine and flowers
real gods require blood
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wojna była brutalna i z każdym kolejnym tygodniem nabierała na intensywności. Błogi czas spędzony na statku Traversów płynącym w kierunku Tortugi był czasem zebrania myśli i przemyślenia wielu kwestii. Nienawiść do szlamu i mugoli narastała jeszcze bardziej, a patrzenie jak to przeklęte plugastwo hańbi ziemię, które nie należały do nich, panoszy się i wtrąca do lochów tych, którzy powinni być ich panami. Nie mógł patrzeć jak roznosi się ta choroba, należało ją ograniczyć, stłamsić, a w najlepszym razie pozbyć się jej całkowicie, choćby miało być przelane morze krwi. Przestał przejmować się takimi błahostkami jak cudza śmierć, jeszcze półtora roku temu patrzyłby z zawodem na gasnące życie wszystkich czarodziejów, a teraz… docierało do niego, że jeśli ktoś wyciągał różdżkę przeciwko nim – musiał zginąć. Taka była właśnie cena buntu i rebelii, którą zawzięcie prowadzono.
Dlatego musieli podejmować restrykcyjne kroki, dlatego śnieg skrzypiał pod ich butami, kiedy kierowali się w stronę monumentalnej twierdzi w Warwick. Zamek wyglądał na trudny do zdobycia, na miejsce strzeżone na wiele możliwych sposobów. Jednak byli gotowi podjąć każdą walkę, aby osiągnąć stawiany sobie cel. A tym było przejęcie kontroli nad tym miejscem, górowanie nad buntownikami, zmiażdżenie ich rebelii. On był gotów. Na wszystko. Dotarło do niego, którą ścieżką powinien się kierować. Wszedł na nią jakiś czas temu, z początku w niepewności rozglądając się na boki. Teraz stawiał pierwsze, pewne kroki. To właśnie jego droga.
Tristan wręczył mu wisior z kamieniem. Locus Nihil. Uniósł dłoń, na której widniała wyraźna blizna w kształcie runy. Pamiętał każdy szczegół tamtej wyprawy, choć wtenczas wydawały się one niemożliwymi do spamiętania. Śmierć i poświęcenie. W konsekwencji wszelkie wydarzenia, które miały miejsce później, a które prowadziły ich zgodnie do jednego celu. Czarny Pan przekazał je dla nich, w formie skrzętnie wykonanych wisiorów. Magia celtyckich bogów. Dokąd tym razem może ich zaprowadzić?
Spojrzał na Elvirę, która przyprowadziła mężczyznę oferującego im pomocną dłoń w walce. Wsparcie i sojusze były istotne, musieli rosnąć w siłę, aby miało to ręce i nogi. Tylko tak czekała ich wspaniała przyszłość. Zmierzył jednak chłodnym spojrzeniem ów człowieka, Rosier był nieufny i nikogo to nie powinno dziwić. Zanim skupił się na nich, przeniósł wzrok na Zachary’ego, który wszedł w posiadanie mapy zamku. To cenna rzecz, bardzo przydatna i może im ułatwić całe zadanie. Przyjrzał się mapie, napisane na jej brzegu słowa niewiele mu mówiły. Brzmiały jak bełkot, którego nie szło w normalny sposób pojąć. Niewiele wiedzieli o tych, którzy znajdowali się w środku, a to znacznie utrudniało zadanie.
- Być może na wieżach nie ma broni, a służą jedynie do informowania tych, którzy znajdują się na dziedzińcu. – mruknął, choć bardziej mówił sam do siebie, wyrażając na głos przemyślenia. – Te oznaczenia faktycznie nic nie mówią, ale zastanawia mnie ta strzałka oznaczona literą W. – powiedział, tym razem do towarzyszy, wskazując końcem różdżki na miejsce na mapie trzymanej przez Zachary’ego. Te kilka tygodni na morzu i oglądanie map na stole kapitana trochę dało mu do myślenia, ale raczej traktował to w formie drogi dedukcji, wszak ekspertem nie był i mapy jedynie oglądał. – Logicznym byłoby sądzić, że autor w ten sposób chciał przekazać informacje. – stwierdził, przesuwając spojrzenie najpierw na przyjaciela, później na Sigrun i Tristana. To oni tu dowodzili, oni kierowali akcją i ich zdania były najważniejsze. – Nadal pozostaje jednak kwestia obejścia bram. – mruknął. Najlepiej byłoby przemknąć niezauważonym.
Dlatego musieli podejmować restrykcyjne kroki, dlatego śnieg skrzypiał pod ich butami, kiedy kierowali się w stronę monumentalnej twierdzi w Warwick. Zamek wyglądał na trudny do zdobycia, na miejsce strzeżone na wiele możliwych sposobów. Jednak byli gotowi podjąć każdą walkę, aby osiągnąć stawiany sobie cel. A tym było przejęcie kontroli nad tym miejscem, górowanie nad buntownikami, zmiażdżenie ich rebelii. On był gotów. Na wszystko. Dotarło do niego, którą ścieżką powinien się kierować. Wszedł na nią jakiś czas temu, z początku w niepewności rozglądając się na boki. Teraz stawiał pierwsze, pewne kroki. To właśnie jego droga.
Tristan wręczył mu wisior z kamieniem. Locus Nihil. Uniósł dłoń, na której widniała wyraźna blizna w kształcie runy. Pamiętał każdy szczegół tamtej wyprawy, choć wtenczas wydawały się one niemożliwymi do spamiętania. Śmierć i poświęcenie. W konsekwencji wszelkie wydarzenia, które miały miejsce później, a które prowadziły ich zgodnie do jednego celu. Czarny Pan przekazał je dla nich, w formie skrzętnie wykonanych wisiorów. Magia celtyckich bogów. Dokąd tym razem może ich zaprowadzić?
Spojrzał na Elvirę, która przyprowadziła mężczyznę oferującego im pomocną dłoń w walce. Wsparcie i sojusze były istotne, musieli rosnąć w siłę, aby miało to ręce i nogi. Tylko tak czekała ich wspaniała przyszłość. Zmierzył jednak chłodnym spojrzeniem ów człowieka, Rosier był nieufny i nikogo to nie powinno dziwić. Zanim skupił się na nich, przeniósł wzrok na Zachary’ego, który wszedł w posiadanie mapy zamku. To cenna rzecz, bardzo przydatna i może im ułatwić całe zadanie. Przyjrzał się mapie, napisane na jej brzegu słowa niewiele mu mówiły. Brzmiały jak bełkot, którego nie szło w normalny sposób pojąć. Niewiele wiedzieli o tych, którzy znajdowali się w środku, a to znacznie utrudniało zadanie.
- Być może na wieżach nie ma broni, a służą jedynie do informowania tych, którzy znajdują się na dziedzińcu. – mruknął, choć bardziej mówił sam do siebie, wyrażając na głos przemyślenia. – Te oznaczenia faktycznie nic nie mówią, ale zastanawia mnie ta strzałka oznaczona literą W. – powiedział, tym razem do towarzyszy, wskazując końcem różdżki na miejsce na mapie trzymanej przez Zachary’ego. Te kilka tygodni na morzu i oglądanie map na stole kapitana trochę dało mu do myślenia, ale raczej traktował to w formie drogi dedukcji, wszak ekspertem nie był i mapy jedynie oglądał. – Logicznym byłoby sądzić, że autor w ten sposób chciał przekazać informacje. – stwierdził, przesuwając spojrzenie najpierw na przyjaciela, później na Sigrun i Tristana. To oni tu dowodzili, oni kierowali akcją i ich zdania były najważniejsze. – Nadal pozostaje jednak kwestia obejścia bram. – mruknął. Najlepiej byłoby przemknąć niezauważonym.
- Ekwipunek:
Różdżka;
Miotła;
Talizman: Runa kwitnącej życia +17 do żywotności (dopisane do Żywotności);
Eliksiry:
1. Smocza łza (1 porcje, stat, 40, moc+5)
2. Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 22)
3. Wywar wzmacniający
4. Mieszanka antydepresyjna
Zaopatrzenie:
1 x banan, 1 x bagietka z szynką, czekolada mleczna, papierosy z tytoniu słabej jakości,
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Znalazł się pośród nich okryty czarnym zimowym płaszczem; był elegancki, z najwyższej jakości wełny, dobrze chronił przed chłodem - pod nim miał na sobie białą koszulę okrytą czarną elegancką kamizelką. W wewnętrznej kieszeni ukrył fiolki z eliksirami (Serce Hespery, Eliksir siły, Eliksir kociego wzroku, Eliksir Garota), w zewnętrznej, w zasięgu prawej ręki, przechowywał różdżkę. Nogawki spodni wpuszczone zostały wpuszczone w cholewy wysokich jeździeckich butów. Nie miał przy sobie sygnetu nestorskiego, dłoń pod rękawicą zdobiła złota obrączka. Na szyi przewieszony miał kryształ mieniący się szkarłatem i tajemnymi szeptami nieposkromionej pradawnej zjawy. Maska śmierciożercy złożona została w skórzanej sakiewce przy pasie spodni, pod płaszczem.
- Waffling - powtórzył w ślad za Elvirą, ogniskując spojrzenie ciemnych źrenic na twarzy niespodziewanego jegomościa. Nazwisko niewiele mu mówiło, wydawało się pozbawione znaczenia: a to nazwisko stanowiło przecież o wartości czarodzieja. Przez dłuższą chwilę przyglądał mu się w ciszy, ważąc w myślach sens jego zaproszenia. Czuł na sobie spojrzenie Sigrun, podzielał jej wątpliwości. - Co potrafisz? - zapytał wprost, nie przenosząc wzroku na samą Multon, miał nadzieję, że nie przyprowadziła ze sobą kogoś, kto będzie im ciężarem większym niż pomocą. Ostatecznie mogli go wykorzystać na mięso armatnie. Beznamiętnie przeniósł wzrok na rozpostartą przez Shafiqa mapę, przestępując w tę stronę dwa kroki - i skupiając uwagę na jej rysach i kształtach. Zastanawiał się nad słowami, które padały kolejno. Pokręcił głową na pytanie Maghnusa, nie rozpoznawał więziennej gwary. Słowa wydawały się kreślone przez dziecko lub goblina, prymitywne. Nieintuicyjne.
- Mugolskiej broni towarzyszy głośny huk, jest mało dyskretna i przewidywalna - Spotkał się z nią już wiele razy, choć nie rozumiał jej działania. Wydawała się mało poręczna. Dziwna i nieznana. - Łatwo ją uszkodzić - dodał z zastanowieniem, wznosząc spojrzenie na majaczące w oddali wieże obronne zamku. Rzucały się długim cieniem, jakie mogły kryć sekrety?
- Naiwnie byłoby sądzić, że wieże nie stanowią zagrożenia - skontrował słowa Mathieu, im dłużej przyglądał się mapie, im dłużej spoglądał na rys zamku, tym mocniejszego nabierał wobec niego respektu. - Nawet gnieżdżący się w zamku szlam zdaje sobie sprawy tego, jak ważny strategicznie jest dzisiaj ten zamek. Oblężona twierdza jest najpewniej ostatnim punktem Warwickshire, który może stanowić dla nich bezpieczny schron. A w murach twierdzy spotkamy nie tylko mugoli, są wśród nich czarodzieje, którzy mogli wspomóc ich technologię - niewiele o tym wiemy. Nie możemy puścić tego miejsca z dymem, potrzebujemy go, żeby osadzić tu swoich ludzi. Jeśli w środku rzeczywiście są więzieni czarodzieje, musimy ich oswobodzić - nie tylko po to, by zadbać o czarodziejską krew, sens tego więzienia pozostaje tajemnicą, której nie możemy zlekceważyć. - Już o tym wszystkim mówił, wcześniej, ale nim przejdą do rzeczy należało podsumować to, co wiedzieli na pewno, wziąc pod uwagę wszystkie zmienne, a przede wszystkim racjonalnie ocenić ryzyko. Mieli naprzeciw siebie mugolskie mrowisko, ich było ledwie sześcioro. Przewyższali niemagicznych umiejętnościami, to oczywiste, ale czy jako wezbrana fala nie stanowili zagrożenia? I co ze wspierającymi ich czarodziejami? - Więzienie - powtórzył za Mathieu, Sigrun nie miała wątpliwości. - Tam się trzeba dostać zanim wróg dostrzeże zagrożenie. W innym przypadku może pozbyć się naszych ludzi zanim uda nam się do nich dotrzeć - Zanim zostanie wszczęty alarm, że w murach znajdują się intruzi - to było tylko kwestią czasu.
- O 22 godzinie główną bramą wjedzie wóz wiozący ekwipunek dla ufortyfikowanych jednostek. - Urwał, zastanawiając się nad działaniem; mogliby go zatrzymać wcześniej, zakląć woźnicę i dostać się do środka w ten sposób - ale czy to było możliwe? Jeśli w środku rzeczywiście znajdowali się czarodzieje lub mugole świadomi zagrożenia, z dużym prawdopodobieństwem rozpoznają jego. Mogli rozpoznać Maghnusa, Mathieu i Zachary'ego - który był na dodatek śniady. Sigrun i Elvira zostały we dwie, ale były kobietami - mogły udać co najwyżej... Pralinkę. Najmniejsze ryzyko zdawali się nieść sobą Maghnus i Mathieu, lecz czy było warte gry? Skierował spojrzenie na jednego i na drugiego. Czy podołaliby temu zadaniu? Być może nie. - Wtedy zamieszanie na dziedzińcu powinno być największe, wykorzystamy je - Obrona twierdzy powinna być skierowana na otwartą bramę, a towary powinny skupić na sobie wystarczającą uwagę, nowi przybysze wewnątrz zamku być może wniosą wtedy mniej zamieszania. Działanie było chaotyczne, ale rozpoznawalne twarze utrudniały inne wyjścia, niosły zbyt duże ryzyko, na które jego towarzysze nie byli gotowi. Musieli radzić sobie z tym, co mieli.
- Gemino - wypowiedział inkantację, zamierzając powielić mapę i wziąć drugi egzemplarz dla siebie. Po wypowiedzianej inkantacji sięgnął dłonią papieru, chcąc rozmnożyć jego materię, mogła się przydać wewnątrz, nawet jeśli struktura twierdzy nie wydawała się skomplikowana. To, czego najbardziej obawiał się wewnątrz, to zaklęć blokujących magię: próba prostego zaklęcia rzuconego w pobliżu mogła przynieść odpowiedzi - mogli znajdować się zbyt daleko, starał się jednak zwrócić szczególną uwagę na to, czy jego inkantacje nie napotykają się na opór. - Multon, Bulstrode - zwrócił się do sucho do dwójki rycerzy, nie odejmując spojrzenia od mapy. - Zaczekamy pod bramą w pobliżu rzeki. Jest najbardziej dyskretna. Rookwood, bierzesz resztę, znajdziecie więźniów - Czarownica wspominała, że chce się dostać do środka drogą powietrzną, z pewnością wiedziała, co robi. - My spróbujemy odnaleźć głowę tej hydry. Miejcie oczy otwarte i szukajcie śladów dziewczyny, takie jak one wiedzą najwięcej. - Zamierzał odejść, by wraz ze zmierzchającym dniem obserwować najdyskretniejszą z bram, w pobliżu rzeki Avon, z odległości i zarośli, które wydawały się rozsądną odległością od twierdzy. Z odległości uniósł spojrzenie na wieże obronne, mugolska technologia nie budziła w nim respektu, ale niepokoiło go wsparcie czarodziejów - i możliwości, które mogli osiągnąć wspólnie.
1. gemino
2. opętanie
- Waffling - powtórzył w ślad za Elvirą, ogniskując spojrzenie ciemnych źrenic na twarzy niespodziewanego jegomościa. Nazwisko niewiele mu mówiło, wydawało się pozbawione znaczenia: a to nazwisko stanowiło przecież o wartości czarodzieja. Przez dłuższą chwilę przyglądał mu się w ciszy, ważąc w myślach sens jego zaproszenia. Czuł na sobie spojrzenie Sigrun, podzielał jej wątpliwości. - Co potrafisz? - zapytał wprost, nie przenosząc wzroku na samą Multon, miał nadzieję, że nie przyprowadziła ze sobą kogoś, kto będzie im ciężarem większym niż pomocą. Ostatecznie mogli go wykorzystać na mięso armatnie. Beznamiętnie przeniósł wzrok na rozpostartą przez Shafiqa mapę, przestępując w tę stronę dwa kroki - i skupiając uwagę na jej rysach i kształtach. Zastanawiał się nad słowami, które padały kolejno. Pokręcił głową na pytanie Maghnusa, nie rozpoznawał więziennej gwary. Słowa wydawały się kreślone przez dziecko lub goblina, prymitywne. Nieintuicyjne.
- Mugolskiej broni towarzyszy głośny huk, jest mało dyskretna i przewidywalna - Spotkał się z nią już wiele razy, choć nie rozumiał jej działania. Wydawała się mało poręczna. Dziwna i nieznana. - Łatwo ją uszkodzić - dodał z zastanowieniem, wznosząc spojrzenie na majaczące w oddali wieże obronne zamku. Rzucały się długim cieniem, jakie mogły kryć sekrety?
- Naiwnie byłoby sądzić, że wieże nie stanowią zagrożenia - skontrował słowa Mathieu, im dłużej przyglądał się mapie, im dłużej spoglądał na rys zamku, tym mocniejszego nabierał wobec niego respektu. - Nawet gnieżdżący się w zamku szlam zdaje sobie sprawy tego, jak ważny strategicznie jest dzisiaj ten zamek. Oblężona twierdza jest najpewniej ostatnim punktem Warwickshire, który może stanowić dla nich bezpieczny schron. A w murach twierdzy spotkamy nie tylko mugoli, są wśród nich czarodzieje, którzy mogli wspomóc ich technologię - niewiele o tym wiemy. Nie możemy puścić tego miejsca z dymem, potrzebujemy go, żeby osadzić tu swoich ludzi. Jeśli w środku rzeczywiście są więzieni czarodzieje, musimy ich oswobodzić - nie tylko po to, by zadbać o czarodziejską krew, sens tego więzienia pozostaje tajemnicą, której nie możemy zlekceważyć. - Już o tym wszystkim mówił, wcześniej, ale nim przejdą do rzeczy należało podsumować to, co wiedzieli na pewno, wziąc pod uwagę wszystkie zmienne, a przede wszystkim racjonalnie ocenić ryzyko. Mieli naprzeciw siebie mugolskie mrowisko, ich było ledwie sześcioro. Przewyższali niemagicznych umiejętnościami, to oczywiste, ale czy jako wezbrana fala nie stanowili zagrożenia? I co ze wspierającymi ich czarodziejami? - Więzienie - powtórzył za Mathieu, Sigrun nie miała wątpliwości. - Tam się trzeba dostać zanim wróg dostrzeże zagrożenie. W innym przypadku może pozbyć się naszych ludzi zanim uda nam się do nich dotrzeć - Zanim zostanie wszczęty alarm, że w murach znajdują się intruzi - to było tylko kwestią czasu.
- O 22 godzinie główną bramą wjedzie wóz wiozący ekwipunek dla ufortyfikowanych jednostek. - Urwał, zastanawiając się nad działaniem; mogliby go zatrzymać wcześniej, zakląć woźnicę i dostać się do środka w ten sposób - ale czy to było możliwe? Jeśli w środku rzeczywiście znajdowali się czarodzieje lub mugole świadomi zagrożenia, z dużym prawdopodobieństwem rozpoznają jego. Mogli rozpoznać Maghnusa, Mathieu i Zachary'ego - który był na dodatek śniady. Sigrun i Elvira zostały we dwie, ale były kobietami - mogły udać co najwyżej... Pralinkę. Najmniejsze ryzyko zdawali się nieść sobą Maghnus i Mathieu, lecz czy było warte gry? Skierował spojrzenie na jednego i na drugiego. Czy podołaliby temu zadaniu? Być może nie. - Wtedy zamieszanie na dziedzińcu powinno być największe, wykorzystamy je - Obrona twierdzy powinna być skierowana na otwartą bramę, a towary powinny skupić na sobie wystarczającą uwagę, nowi przybysze wewnątrz zamku być może wniosą wtedy mniej zamieszania. Działanie było chaotyczne, ale rozpoznawalne twarze utrudniały inne wyjścia, niosły zbyt duże ryzyko, na które jego towarzysze nie byli gotowi. Musieli radzić sobie z tym, co mieli.
- Gemino - wypowiedział inkantację, zamierzając powielić mapę i wziąć drugi egzemplarz dla siebie. Po wypowiedzianej inkantacji sięgnął dłonią papieru, chcąc rozmnożyć jego materię, mogła się przydać wewnątrz, nawet jeśli struktura twierdzy nie wydawała się skomplikowana. To, czego najbardziej obawiał się wewnątrz, to zaklęć blokujących magię: próba prostego zaklęcia rzuconego w pobliżu mogła przynieść odpowiedzi - mogli znajdować się zbyt daleko, starał się jednak zwrócić szczególną uwagę na to, czy jego inkantacje nie napotykają się na opór. - Multon, Bulstrode - zwrócił się do sucho do dwójki rycerzy, nie odejmując spojrzenia od mapy. - Zaczekamy pod bramą w pobliżu rzeki. Jest najbardziej dyskretna. Rookwood, bierzesz resztę, znajdziecie więźniów - Czarownica wspominała, że chce się dostać do środka drogą powietrzną, z pewnością wiedziała, co robi. - My spróbujemy odnaleźć głowę tej hydry. Miejcie oczy otwarte i szukajcie śladów dziewczyny, takie jak one wiedzą najwięcej. - Zamierzał odejść, by wraz ze zmierzchającym dniem obserwować najdyskretniejszą z bram, w pobliżu rzeki Avon, z odległości i zarośli, które wydawały się rozsądną odległością od twierdzy. Z odległości uniósł spojrzenie na wieże obronne, mugolska technologia nie budziła w nim respektu, ale niepokoiło go wsparcie czarodziejów - i możliwości, które mogli osiągnąć wspólnie.
1. gemino
2. opętanie
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 71
--------------------------------
#2 'k100' : 10
#1 'k100' : 71
--------------------------------
#2 'k100' : 10
Elvira wraz ze swym nowym towarzyszem, jako pierwsi znaleźli się na miejscu spotkania. Niewielki zagajnik w towarzystwie zaniedbanych ogrodów być może pozostawał z dala od oczu okolicznych mieszkańców oraz mugolskich wojsk, jednakże tylko i wyłącznie dzięki panującym warunkom atmosferycznym. Twierdza umiejscowiona była w samym centrum i tylko na południe, po drugiej stronie rzeki Avon, rozciągały się pola. Deszcz z coraz większą intensywnością uderzał o uliczki, a wiatr znacznie nabrał na swej sile wydając charakterystyczne odgłosy świstu. Pojedyncze porywy zrywały czapki z głów, utrudniały swobodne przemieszczanie się, a także odbierały z tego jakąkolwiek przyjemność. Tempo życia w mieście zdawało się zwiększyć – ludzie gonili z punktu do punktu, aby tylko uniknąć kompletnego przemoczenia lub co gorsze przeziębienia, jakie wbrew pozorom stanowiło problem zważywszy na utrudniony dostęp do leków. Wiele ryzykował Zachary, albowiem trudnym zadaniem było przeoczyć rzadki, latający dywan, podobnie jak Sigrun, która postanowiła pokazać się w granicach Warwick z charakterystyczną maską na twarzy. Dopisało im jednak szczęście, oby nie po raz ostatni dzisiejszego dnia. Niepostrzeżenie dotarli do punktu spotkania, a zaraz po nich zjawili się Maghnus, Tristan oraz dzierżący w dłoni miotłę Mathieu. Wszyscy uzbrojeni i wyposażeni po uszy, więc nawet gdyby misja okazała się fiaskiem, to mieli chociaż prowiant na ognisko. Kiełbaska oraz kanapka z pomidorem, zapita rumem i czekoladą mleczną na deser – czego chcieć więcej w ten równie ponury dzień.
Omawianie ostatecznego planu oraz zapisków na zdobytej mapie nie trwało długo. W tym czasie nie dostrzegli żadnego patrolu w okolicy, ani nie usłyszeli niczego niepokojącego. Deszcz coraz mocniej przemaczał ich ubrania, a Luca zaczął drżeć z zimna.
Wprawnie wypowiedziana inkantacja sprawiła, że drugi egzemplarz cennej zdobyczy spoczął w dłoniach Tristana, który po wydaniu ostatnich dyspozycji ruszył wraz ze swoją grupą na południowy wschód. Zatrzymawszy się nieopodal rzeki Avon, skryli się w niskich krzakach mając doskonały widok na bramę oraz wieżę obronną. Na jej szczycie, przez niewielkie wyrwy, dostrzegli ruchy oraz podłużną lufę wysuwającą się co rusz w innym miejscu, lecz na tej podstawie nie byli w stanie określić ilości wartowników. Być może był tylko jeden, ale wyjątkowo zawzięty. Brama, a raczej krata, była wąska, przejść przez nią w jednym momencie mogły maksymalnie dwie osoby i pozostawała zamknięta, przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Bezpośrednio przy niej nie było widać żadnych osób; rozciągał się widok na dziedziniec, patrolowany przez jeden lub kilka oddziałów w równych odstępach czasu. Czarodzieje nie wiedzieli, czy chodzili dookoła placu, czy też mieli ściśle obrane ścieżki. Z tej odległości liczebność grupy strażników była trudna do określenia, szczególnie przez panujące warunki atmosferyczne, jednakże mogli mieć pewność, co do czterech żołnierzy.
Nie tylko to mogło przykuć ich uwagę, albowiem po lewej stronie od bramy znajdowało się wzniesienie, na które „schodowo” wspinał się mur. Z pozycji, jaką zajmowali nie udało im się wypatrzyć żadnych wież strażniczych, podobnie jak tego co znajdowało się za murami wdrążonymi i nieco wystającymi ponad szczyt pagórka. Wszyscy z pewnością mogli docenić niezwykłe walory strategiczne miejsca i zrozumieć, dlaczego historia tego miejsca była równie krwawa.
W oczekiwaniu na odpowiednią porę cała grupa mogła wyczuć dziwne wibracje z okolic rzeki. Im bliżej niej się znajdowali, tym większa biła z niej magia. Maghnus dostrzegł tabliczkę ostrzegawczą – mugole przestrzegali przed spacerami i odradzali kontaktu z wodą.
Wszyscy mający na swej szyi łańcuszki poczuli ciepło rozchodzące się wzdłuż obojczyka. Odłamki zdawały się nieznacznie poruszać i pulsować ogromną mocą, jaka była wręcz namacalna.
Zaczynamy drugą turę.
Na wstępie bardzo proszę wszystkich o upewnienie się, czy aby na pewno żywotność we wsiąkiewkach uwzględnia kary za splamienie (status opętania nie wyklucza splamienia). Ewentualna edycja nie obejmuje wyposażenia - te jest już zapisane i nie ulega zmianie.
Jako, że twierdza jest sporych rozmiarów, podobnie jak otaczające ją tereny, proszę o precyzję w opisach (można opierać się o mapę Zacharego). Jest to szczególnie ważne w chwili wejścia do zamku/ rozpoczęcia ataku, abyśmy przypadkiem źle się nie zrozumieli.
Mistrz Gry wcale nie śmieje się z prowiantu, ale docenia kreatywność i żałuje, że nie może po wszystkim (jeśli rzecz jasna będzie z kim) wspólnie biesiadować.
Tristan może do swego ekwipunku dopisać mapę.
Termin odpisu: 06.11.2021 / 20:00
Omawianie ostatecznego planu oraz zapisków na zdobytej mapie nie trwało długo. W tym czasie nie dostrzegli żadnego patrolu w okolicy, ani nie usłyszeli niczego niepokojącego. Deszcz coraz mocniej przemaczał ich ubrania, a Luca zaczął drżeć z zimna.
Wprawnie wypowiedziana inkantacja sprawiła, że drugi egzemplarz cennej zdobyczy spoczął w dłoniach Tristana, który po wydaniu ostatnich dyspozycji ruszył wraz ze swoją grupą na południowy wschód. Zatrzymawszy się nieopodal rzeki Avon, skryli się w niskich krzakach mając doskonały widok na bramę oraz wieżę obronną. Na jej szczycie, przez niewielkie wyrwy, dostrzegli ruchy oraz podłużną lufę wysuwającą się co rusz w innym miejscu, lecz na tej podstawie nie byli w stanie określić ilości wartowników. Być może był tylko jeden, ale wyjątkowo zawzięty. Brama, a raczej krata, była wąska, przejść przez nią w jednym momencie mogły maksymalnie dwie osoby i pozostawała zamknięta, przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Bezpośrednio przy niej nie było widać żadnych osób; rozciągał się widok na dziedziniec, patrolowany przez jeden lub kilka oddziałów w równych odstępach czasu. Czarodzieje nie wiedzieli, czy chodzili dookoła placu, czy też mieli ściśle obrane ścieżki. Z tej odległości liczebność grupy strażników była trudna do określenia, szczególnie przez panujące warunki atmosferyczne, jednakże mogli mieć pewność, co do czterech żołnierzy.
Nie tylko to mogło przykuć ich uwagę, albowiem po lewej stronie od bramy znajdowało się wzniesienie, na które „schodowo” wspinał się mur. Z pozycji, jaką zajmowali nie udało im się wypatrzyć żadnych wież strażniczych, podobnie jak tego co znajdowało się za murami wdrążonymi i nieco wystającymi ponad szczyt pagórka. Wszyscy z pewnością mogli docenić niezwykłe walory strategiczne miejsca i zrozumieć, dlaczego historia tego miejsca była równie krwawa.
W oczekiwaniu na odpowiednią porę cała grupa mogła wyczuć dziwne wibracje z okolic rzeki. Im bliżej niej się znajdowali, tym większa biła z niej magia. Maghnus dostrzegł tabliczkę ostrzegawczą – mugole przestrzegali przed spacerami i odradzali kontaktu z wodą.
Wszyscy mający na swej szyi łańcuszki poczuli ciepło rozchodzące się wzdłuż obojczyka. Odłamki zdawały się nieznacznie poruszać i pulsować ogromną mocą, jaka była wręcz namacalna.
Na wstępie bardzo proszę wszystkich o upewnienie się, czy aby na pewno żywotność we wsiąkiewkach uwzględnia kary za splamienie (status opętania nie wyklucza splamienia). Ewentualna edycja nie obejmuje wyposażenia - te jest już zapisane i nie ulega zmianie.
Jako, że twierdza jest sporych rozmiarów, podobnie jak otaczające ją tereny, proszę o precyzję w opisach (można opierać się o mapę Zacharego). Jest to szczególnie ważne w chwili wejścia do zamku/ rozpoczęcia ataku, abyśmy przypadkiem źle się nie zrozumieli.
Mistrz Gry wcale nie śmieje się z prowiantu, ale docenia kreatywność i żałuje, że nie może po wszystkim (jeśli rzecz jasna będzie z kim) wspólnie biesiadować.
Tristan może do swego ekwipunku dopisać mapę.
Termin odpisu: 06.11.2021 / 20:00
- Luca Waffling:
Luca Waffling Metryka Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: NędznyWygląd
Wysoki, szczupła postura, twarz dość młoda, posiniaczona i z zapadniętymi policzkami. Wyglądał na wygłodzonego, choć nie brakowało mu werwy ani w ruchach, ani sposobie bycia. Ubrany w przetarty, za duży płaszcz, białą koszulę z rękawami uciętymi na wysokości łokcia i dziurawe w okolicy uda spodnie, które z pewnością nie chroniły go przed zimnem. Wzdłuż przedramienia przebiegała szeroka blizna; gdy tylko unosił rękę niedopasowany materiał zsuwał się odsłaniając nagą skórę.Statystyki Statystyka Wartość Bonus OPCM: 5 0 Uroki: 20 0 Czarna magia: 0 0 Magia lecznicza: 0 0 Transmutacja: 0 0 Eliksiry: 0 0 Sprawność: 5 Brak Zwinność: 5 Brak Reszta: 0 Biegłości Język Wartość Wydane punkty angielski II 0 Biegłości podstawowe Wartość Wydane punkty Kłamstwo I 2 Skradanie II 10 Zastraszanie II 10 Zręczne ręce III 25 Biegłości fabularne Wartość Wydane punkty Neutralny - - Aktywność Wartość Wydane punkty Pływanie I 0.5 Walka wręcz I 0.5
Zdobycie zamku w Warwick miało być kluczowym elementem układanki, właśnie tym, który ostatecznie przeważy szalę zwycięstwa i wpływów na ich korzyść; zadaniu temu jednak daleko było do łatwego. Rozmiary twierdzy były imponujące, wieże obronne nie zostawiały złudzeń co do tego, że przemknięcie niezauważonymi stanie się wyzwaniem, któremu muszą sprostać - sami mugole okupujący bezprawnie kolejną budowlę nie stanowiliby aż takiego zagrożenia, chociaż ich liczebność faktycznie mogłaby się okazać problematyczna, jednak wsparcie, jakiego według doniesień udzielili im czarodzieje opowiadający się po niewłaściwej stronie konfliktu, studziło zbyt wybujały optymizm. Bulstrode przytaknął głową, zgadzając się ze słowami Tristana. Puszczenie tego miejsca z dymem było opcją, której nie powinni brać pod uwagę, dopóki wszystkie inne rozwiązania nie zostaną wprowadzone w życie - i nie zawiodą. Zrujnowanie zamku z pewnością znajdowało się w zasięgu ich możliwości, ten jednak wciąż miał mieć dla nich realną wartość, miał stać się ich bastionem w regionie, który wciąż pozostawał zdestabilizowany i niezadeklarowany. Rozdzielenie się na dwie grupy miało najwięcej sensu, może zespoły trzyosobowe nie stanowiły zbyt porażającej siły w starciu z wrogiem, ale takie rozwiązanie zdawało się mieć największe szanse na dotarcie do więźniów i uwolnienie ich, nim nieprzyjazne jednostki postanowią ich zgładzić, zorientowawszy się o wtargnięciu intruzów, a cała tajemnica tego miejsca pozostanie nigdy nierozwiązana.
- Wobec tego czekamy - potwierdził, zgadzając się z tym, że wieczorna dostawa spowoduje zamieszanie, które powinni przekuć na swoją korzyść. - Może powinniśmy zapewnić im dodatkowy dystraktor? Wywabić część poza mury? - rzucił propozycję do rozważenia, odrywając spojrzenie od mapy i wiodąc nim po fortyfikacjach i najbliższej okolicy, szukając czegoś, co mogliby wykorzystać. W milczeniu zgodził się z planem, po czym życząc powodzenia pozostałym, oddzielił się wraz z Rosierem, Moulton i towarzyszącym jej mężczyzną, który w niepogodzie trząsł się jak galareta. Czy dołączył do Elviry dopiero tu, czy już wcześniej? Jeśli wcześniej, dlaczego ta nie zadbała o to, by odziany był lepiej? Zatrzymali się nieopodal rzeki, skąd dostrzegł wysuwającą się lufę mugolskiej broni z pobliskiej wieży. Ilu ludzi mogło się tam kryć? Brama była wąska, okratowana, magia powinna sobie z nią poradzić, lecz pierw powinni upewnić się, że teren pozostaje wolny od zabezpieczeń, które mogłyby ich sabotować już na samym starcie. Im bliżej rzeki się znajdowali, tym mocniej odczuwał wibracje z jej strony, nietypowe i niepokojące, a co gorsze, kompletnie niezrozumiałe. Maghnus kątem oka spostrzegł tabliczkę ostrzegającą przed kontaktem z wodą, zawiesił na niej spojrzenie na chwilę, z pamięci przywołując wspomnienie minionego spotkania w Białej Wywernie i słów Mulcibera na ten temat, słów o rzekomym przekleństwie, o silnych reakcjach mostu na magię w trakcie anomalii i o potencjale, jaki mogliby dobrze spożytkować. - Rozumiem, że nie dotarły do nas żadne dodatkowe informacje na temat rzeki i mostu? - spytał przyciszonym głosem niemalże retorycznie, żałując, że numerologom nie udało dotrzeć się tu wcześniej i rozwikłać tej zagadki, która teraz mogłaby im sprzyjać. - Trzymajmy się z daleka od lustra wody - wyrzekł ostrzegawczo, chociaż w głowie kiełkowała mu myśl, że jeśli szturm na zamek zakończy się zgodnie z planem, mogliby w ramach działalności badawczej wrzucić jednego czy dwóch mugoli do rzeki Avon i sprawdzić jaki był powód tych przestróg. Tymczasem jednak mieli inne zadanie, skupił się więc ponownie na twierdzy.
- Upewnię się, że nie zamierzamy wejść w żadne pułapki - oznajmił informacyjnie, dobywając różdżki. - Homenum revelio - wyrzekł inkantację, pragnąc sprawdzić ilość osób kryjących się w murach i w najbliższej wieży. - Carpiene - dodał po chwili, zamierzając zbadać również teren na okoliczność zabezpieczeń magicznych; nie wiedzieli czego mogą się spodziewać, chociaż doniesienia o wsparciu mugoli przez czarodziejów nie pozostawiała złudzeń co do tego, że na jakimś etapie z magią się zetkną.
- Wobec tego czekamy - potwierdził, zgadzając się z tym, że wieczorna dostawa spowoduje zamieszanie, które powinni przekuć na swoją korzyść. - Może powinniśmy zapewnić im dodatkowy dystraktor? Wywabić część poza mury? - rzucił propozycję do rozważenia, odrywając spojrzenie od mapy i wiodąc nim po fortyfikacjach i najbliższej okolicy, szukając czegoś, co mogliby wykorzystać. W milczeniu zgodził się z planem, po czym życząc powodzenia pozostałym, oddzielił się wraz z Rosierem, Moulton i towarzyszącym jej mężczyzną, który w niepogodzie trząsł się jak galareta. Czy dołączył do Elviry dopiero tu, czy już wcześniej? Jeśli wcześniej, dlaczego ta nie zadbała o to, by odziany był lepiej? Zatrzymali się nieopodal rzeki, skąd dostrzegł wysuwającą się lufę mugolskiej broni z pobliskiej wieży. Ilu ludzi mogło się tam kryć? Brama była wąska, okratowana, magia powinna sobie z nią poradzić, lecz pierw powinni upewnić się, że teren pozostaje wolny od zabezpieczeń, które mogłyby ich sabotować już na samym starcie. Im bliżej rzeki się znajdowali, tym mocniej odczuwał wibracje z jej strony, nietypowe i niepokojące, a co gorsze, kompletnie niezrozumiałe. Maghnus kątem oka spostrzegł tabliczkę ostrzegającą przed kontaktem z wodą, zawiesił na niej spojrzenie na chwilę, z pamięci przywołując wspomnienie minionego spotkania w Białej Wywernie i słów Mulcibera na ten temat, słów o rzekomym przekleństwie, o silnych reakcjach mostu na magię w trakcie anomalii i o potencjale, jaki mogliby dobrze spożytkować. - Rozumiem, że nie dotarły do nas żadne dodatkowe informacje na temat rzeki i mostu? - spytał przyciszonym głosem niemalże retorycznie, żałując, że numerologom nie udało dotrzeć się tu wcześniej i rozwikłać tej zagadki, która teraz mogłaby im sprzyjać. - Trzymajmy się z daleka od lustra wody - wyrzekł ostrzegawczo, chociaż w głowie kiełkowała mu myśl, że jeśli szturm na zamek zakończy się zgodnie z planem, mogliby w ramach działalności badawczej wrzucić jednego czy dwóch mugoli do rzeki Avon i sprawdzić jaki był powód tych przestróg. Tymczasem jednak mieli inne zadanie, skupił się więc ponownie na twierdzy.
- Upewnię się, że nie zamierzamy wejść w żadne pułapki - oznajmił informacyjnie, dobywając różdżki. - Homenum revelio - wyrzekł inkantację, pragnąc sprawdzić ilość osób kryjących się w murach i w najbliższej wieży. - Carpiene - dodał po chwili, zamierzając zbadać również teren na okoliczność zabezpieczeń magicznych; nie wiedzieli czego mogą się spodziewać, chociaż doniesienia o wsparciu mugoli przez czarodziejów nie pozostawiała złudzeń co do tego, że na jakimś etapie z magią się zetkną.
half gods are worshipped
in wine and flowers
in wine and flowers
real gods require blood
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Maghnus Bulstrode' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 7, 87
'k100' : 7, 87
Obecność obcego Wafflinga mogła być zarówno zaletą, jak i przeszkodą. Nie mieli powodów, żeby mu ufać, nikt poza Multon go nie znał, w jej rozsądek zaś można było zwątpić. W tej chwili liczyło się jednak co umiał, o co zdążył zapytać Tristan. Najwyżej mógł im posłużyć jako mięso armatnie, przynęta, czy żywa tarcza.
- Nazwa taka, czy inna jest właściwie nieistotna. Ważne jest to, że te kule mogą zranić - wyrzekła Sigrun. Poznawanie mugolskiego świata nie leżało w kręgu jej zainteresowań, wprost przeciwnie, brzydził czarownicę jak mało co - dziś jednak brak wiedzy tej okazywał się przeszkodą. Nie wiedzieli czego dokładnie się spodziewać. Skinęła głową na słowa Tristana, rzeczywiście była głośna i mało dyskretna, lecz dopiero w momencie wystrzału, co widziała na własne oczy. - Wydaje mi się, że wystarczy Reducto by zniszczyć tę broń - zaproponowała.
Wiedźma także była przekonana, że na wieżach, jak sama nazwa wskazywała "obronnych", może czyhać na nich niebezpieczeństwo. Z pewnością zaś obserwatorzy. Gdyby od niej zależała ochrona tak potężnej fortyfikacji, wykorzystałaby je z pewnością, stanowiły duży atut - a dla nich zagrożenie.
Widok zamku niewątpliwie budził respekt. Potęgował ten, którego nabrała przeglądając się wcześniej jego rycinie i słuchając o jego krwawej historii. W istocie nie warto było go niszczyć, jak wspominał Rosier od samego początku, powinni go zdobyć i przejąć, wykorzystać na własną korzyść. Miał długą, magiczną historię, był zatem czarodziejskim dziedzictwem.
- W trakcie zamieszania spróbujemy zakraść się do więzienia i znaleźć czarodziejów, choć spróbujemy zrobić to wcześniej, jeśli tylko zajdzie taka sposobność - oznajmiła, gdy Rosier wydał rozkazy, potwierdzając wcześniejsze ustalenia o rozdziale ich szóstki. Miała poprowadzić część Rycerzy sekretnym przejściem, nie widzieli go jednak na mapie, nie mieli pojęcia gdzie. Póki co.
- Powodzenia - wyrzekła Sigrun, skinąwszy Rosierowi głową; tego nie musiał jej powtarzać - jako łowczyni miała oczy i uszy szeroko otwarte, potrafiła działać po cichu wbrew pozorom. Upolowała nie jedno zwierzę i nie zliczyłaby wilkołaków, które zdołała wytropić.
Rozdzielili się więc - Sigrun wraz z Zacharym i Mathieu ruszyli w przeciwną stronę stronę, aby ukryć się w zaroślach po drugiej stronie młyna i obserwować zamek, mury obronne i główną - jak jej się wydawało - bramę. Czekali na odpowiedni moment, na zmierzch, by rzeczywiście wznieść się w powietrze i pozostać przez mugoli niezauważonymi.
Powiodła ręką, aby wskazać wieżę obronną i główną bramę z mostem zwodzonym, po czym zwróciła się do swoich towsrzyszy. - Ja mogłabym tamtędy przelecieć bez miotły, niezauważona, wy we dwójkę na miotle Mathieu. Jeśli odwrócą ich uwagę, powinniśmy zdołać zakraść się do więzienia. Moglibyśmy też spróbować wylądować na szczycie wieży - zastanowiła się cicho. - Mimo ciemności dobrze byłoby się zamaskować na wszelki wypadek. Macie eliksir kameleona? - spytała cicho, przenosząc wzrok na Zachary'ego i Mathieu. - Sprawdzę, czy mury nie są obłożone pułapkami i kogo jeszcze nie widzimy. Możecie spróbować Dissendium - zaproponowała Rookwood, unosząc swoją różdżkę i celując nią w najbliższe mury zamku Warwick. - Carpiene - wyrzekła ściszonym głosem w pierwszej kolejności. Zaraz po tym machnęła cisowym drewnem raz jeszcze. - Homenum revelio - szepnęła. Musieli wiedzieć, czy coś im grozi i ilu mugoli, czy czarodziejów mogli się spodziewać w najbliższej okolicy i w którym miejscu. Póki co ona, Mathieu i Zachary pozostawali ukryci w zaroślach, czekając na odpowiedni moment i zmierzch.
| ja, Zach i Mat poszliśmy w zarośla po prawej stronie mapy
- Nazwa taka, czy inna jest właściwie nieistotna. Ważne jest to, że te kule mogą zranić - wyrzekła Sigrun. Poznawanie mugolskiego świata nie leżało w kręgu jej zainteresowań, wprost przeciwnie, brzydził czarownicę jak mało co - dziś jednak brak wiedzy tej okazywał się przeszkodą. Nie wiedzieli czego dokładnie się spodziewać. Skinęła głową na słowa Tristana, rzeczywiście była głośna i mało dyskretna, lecz dopiero w momencie wystrzału, co widziała na własne oczy. - Wydaje mi się, że wystarczy Reducto by zniszczyć tę broń - zaproponowała.
Wiedźma także była przekonana, że na wieżach, jak sama nazwa wskazywała "obronnych", może czyhać na nich niebezpieczeństwo. Z pewnością zaś obserwatorzy. Gdyby od niej zależała ochrona tak potężnej fortyfikacji, wykorzystałaby je z pewnością, stanowiły duży atut - a dla nich zagrożenie.
Widok zamku niewątpliwie budził respekt. Potęgował ten, którego nabrała przeglądając się wcześniej jego rycinie i słuchając o jego krwawej historii. W istocie nie warto było go niszczyć, jak wspominał Rosier od samego początku, powinni go zdobyć i przejąć, wykorzystać na własną korzyść. Miał długą, magiczną historię, był zatem czarodziejskim dziedzictwem.
- W trakcie zamieszania spróbujemy zakraść się do więzienia i znaleźć czarodziejów, choć spróbujemy zrobić to wcześniej, jeśli tylko zajdzie taka sposobność - oznajmiła, gdy Rosier wydał rozkazy, potwierdzając wcześniejsze ustalenia o rozdziale ich szóstki. Miała poprowadzić część Rycerzy sekretnym przejściem, nie widzieli go jednak na mapie, nie mieli pojęcia gdzie. Póki co.
- Powodzenia - wyrzekła Sigrun, skinąwszy Rosierowi głową; tego nie musiał jej powtarzać - jako łowczyni miała oczy i uszy szeroko otwarte, potrafiła działać po cichu wbrew pozorom. Upolowała nie jedno zwierzę i nie zliczyłaby wilkołaków, które zdołała wytropić.
Rozdzielili się więc - Sigrun wraz z Zacharym i Mathieu ruszyli w przeciwną stronę stronę, aby ukryć się w zaroślach po drugiej stronie młyna i obserwować zamek, mury obronne i główną - jak jej się wydawało - bramę. Czekali na odpowiedni moment, na zmierzch, by rzeczywiście wznieść się w powietrze i pozostać przez mugoli niezauważonymi.
Powiodła ręką, aby wskazać wieżę obronną i główną bramę z mostem zwodzonym, po czym zwróciła się do swoich towsrzyszy. - Ja mogłabym tamtędy przelecieć bez miotły, niezauważona, wy we dwójkę na miotle Mathieu. Jeśli odwrócą ich uwagę, powinniśmy zdołać zakraść się do więzienia. Moglibyśmy też spróbować wylądować na szczycie wieży - zastanowiła się cicho. - Mimo ciemności dobrze byłoby się zamaskować na wszelki wypadek. Macie eliksir kameleona? - spytała cicho, przenosząc wzrok na Zachary'ego i Mathieu. - Sprawdzę, czy mury nie są obłożone pułapkami i kogo jeszcze nie widzimy. Możecie spróbować Dissendium - zaproponowała Rookwood, unosząc swoją różdżkę i celując nią w najbliższe mury zamku Warwick. - Carpiene - wyrzekła ściszonym głosem w pierwszej kolejności. Zaraz po tym machnęła cisowym drewnem raz jeszcze. - Homenum revelio - szepnęła. Musieli wiedzieć, czy coś im grozi i ilu mugoli, czy czarodziejów mogli się spodziewać w najbliższej okolicy i w którym miejscu. Póki co ona, Mathieu i Zachary pozostawali ukryci w zaroślach, czekając na odpowiedni moment i zmierzch.
| ja, Zach i Mat poszliśmy w zarośla po prawej stronie mapy
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94, 36
'k100' : 94, 36
Strona 1 z 15 • 1, 2, 3 ... 8 ... 15
Zamek w Warwick
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire