Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire
Zamek w Warwick
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zamek w Warwick
W mugolskich kręgach powszechną wiedzą jest, że okazały zamek w centrum Warwick stanowił historyczną twierdzę Warwickshire, albowiem w średniowieczu odbywały się tam jedne z najkrwawszych, a przy tym niezwykle jednostronnych bitew. Władający nim hrabia dzielnie odpierał liczne ataki nie musząc ubiegać się o pomoc swych sojuszników, albowiem położenie budowli, murów oraz w części otaczająca go rzeka pozwalała im skutecznie rozprawiać się z agresorami. Straty w ludziach zniechęcały do kolejnych napadów, które z czasem zupełnie zanikły pochłaniając za sobą najlepszych, wojennych strategów. Wieloletni spokój oraz rzekome zawieszenie broni uśpiło czujność rodu, który to zawierzył jednemu z najbardziej zaufanych i najwyżej postawionych dowódców, jakoby hrabia został otruty podczas wystawnego przyjęcia w sąsiednim hrabstwie. Po latach okazało się to kłamstwem mającym jedynie zmusić do walki na otwartej przestrzeni, którą niezaprawieni w boju wojownicy przegrali z kretesem.
Mieszkańcy zamku już nigdy nie zaznali tej samej stabilności i poczucia bezpieczeństwa, a licznie zmieniający się władcy nieuchronnie doprowadzali twierdzę do ruiny. Zdrady, egzekucje, pragnienie zawłaszczenia ziem na dobre zmieniły losy tego niegdyś wyjątkowego miejsca, które z czasem zostało okrzyknięte jako przeklęte i goszczące jedynie śmierć. Negatywne odczucia wzmocniły nowe fortyfikacje wybudowane w trakcie wojny stuletniej, a także późniejsze przekształcenie części zamku na więzienie dla politycznych jeńców.
Obecnie tajemnicą jest, co dzieje się za murami zamku. Plotki jedynie podsycały ciekawość, lecz każdy kto próbował je zweryfikować wkrótce zostawał uznany za zaginionego w niejasnych okolicznościach.
Mieszkańcy zamku już nigdy nie zaznali tej samej stabilności i poczucia bezpieczeństwa, a licznie zmieniający się władcy nieuchronnie doprowadzali twierdzę do ruiny. Zdrady, egzekucje, pragnienie zawłaszczenia ziem na dobre zmieniły losy tego niegdyś wyjątkowego miejsca, które z czasem zostało okrzyknięte jako przeklęte i goszczące jedynie śmierć. Negatywne odczucia wzmocniły nowe fortyfikacje wybudowane w trakcie wojny stuletniej, a także późniejsze przekształcenie części zamku na więzienie dla politycznych jeńców.
Obecnie tajemnicą jest, co dzieje się za murami zamku. Plotki jedynie podsycały ciekawość, lecz każdy kto próbował je zweryfikować wkrótce zostawał uznany za zaginionego w niejasnych okolicznościach.
Czas poświęcony na obserwację został w oczach Zachary'ego zmarnowany. Choć nie miał w sobie wyższego poczucia, iż uważne dążenie wzrokiem po wszelkich, coraz mniej widocznych w zapadającej ciemności, detalach da duże odpowiedzi, to świadomie ufał własnej intuicji. Nie zawiodła go. Porażkę w wychwyceniu szczegółów poniósł wzrok i spoczywająca na nim zasłona nocy. Nie pluł sobie w brodę, że nie zdołał przeprowadzić zwiadu. Działania skupione wokół Coleshill dały już solidną przewagę w postaci mapy nawet, jeśli nie zawierała wszystkich informacji, których pragnienie posiadania obudziło się z chwilą powstania przyczynku do działania. Pewność w szeptanych przez Sigrun słowach uznawał za wystarczającą, wszak magią posłużyła się, by zdobyć odpowiedzi. Istotę ich dostrzegł prędko – ogromna przeciwwaga, liczebność potencjalnych wrogów mogła wzbudzać wątpliwości, jednak Shafiq nie potrafił wzbudzić w sobie tego uczucia. Sztywnym ruchem głowy skinął, kierując wzrok do niewielkiego błysku światła. Z uznaniem zerknął w stronę przyjaciela, nie będąc przekonanym ani zbyt ufnym, aby ewentualne ukryte ścieżki dało się ujawnić tak łatwo. Raz jeszcze musiał zrewidować swój pogląd o Anglikach, przystosować własne pustynne doświadczenia oraz staranność egipskich piramid do... prymitywności. A może to ich starożytne rozwiązania takie były? Nie potrafił tego jednoznacznie stwierdzić, unosząc wzrok w zaskoczeniu na gwałtowny błysk światła, na piorun uderzający z całą mocą w konstrukcję młynu. Rookwood miała rację. Nie było lepszego momentu, toteż bez cienia wahania sięgnął do sakw, bez problemu odnajdując tę, w której skrywała się fiolka wspomnianego przezeń specyfiku. Chwyciwszy ją w palce ostrożnie, potem pełną dłonią, obejrzał jej zwartość w świetle nocy. Korek wyciągnął kciukiem i wylał Eliksir Kameleona na język, każdą kroplę połykając z należytą starannością. Puste szkło wsunął z powrotem do sakwy. Mogło się jeszcze przydać.
Będąc ostatnim, nie mogąc już dostrzec swoich towarzyszy, podążył do włazu, odliczając kilka sekund niewielkiej zwłoki. Eliksir musiał zacząć działać, w innym wypadku mogli go dostrzec i ich jedyna szansa na przejście niezauważony, a może nawet na dostanie się do podziemnych konstrukcji zamku prysłaby jak bańka. Starając się przemknąć cicho, a i nie zwalniając zanadto, odczekał przy włazie, aż padły słowa ze strony Rosiera. Dopiero wtedy podjął się ostrożnego ustawieniu butów na drabinie, czy czymkolwiek była konstrukcja pozwalająca wkroczyć do... tuneli? Sam nie wiedział, dokąd trafili ani jakie mieli możliwości. Wiedział tylko, że Mathieu zrobił wystarczająco przestrzeni, by Zachary mógł stanąć, a i pewnie schylając się, aby głową nie uderzyć w sufit. Nie miał większych doświadczeń z angielskimi lochami i podziemnymi korytarzami; z egipskimi z resztą też nie. Podejrzewał jedynie, iż z racji swojej strategicznej pozycji, nie były one przesadnie przestronne.
Wypijam Kameleona, zostawiam butelkę
Będąc ostatnim, nie mogąc już dostrzec swoich towarzyszy, podążył do włazu, odliczając kilka sekund niewielkiej zwłoki. Eliksir musiał zacząć działać, w innym wypadku mogli go dostrzec i ich jedyna szansa na przejście niezauważony, a może nawet na dostanie się do podziemnych konstrukcji zamku prysłaby jak bańka. Starając się przemknąć cicho, a i nie zwalniając zanadto, odczekał przy włazie, aż padły słowa ze strony Rosiera. Dopiero wtedy podjął się ostrożnego ustawieniu butów na drabinie, czy czymkolwiek była konstrukcja pozwalająca wkroczyć do... tuneli? Sam nie wiedział, dokąd trafili ani jakie mieli możliwości. Wiedział tylko, że Mathieu zrobił wystarczająco przestrzeni, by Zachary mógł stanąć, a i pewnie schylając się, aby głową nie uderzyć w sufit. Nie miał większych doświadczeń z angielskimi lochami i podziemnymi korytarzami; z egipskimi z resztą też nie. Podejrzewał jedynie, iż z racji swojej strategicznej pozycji, nie były one przesadnie przestronne.
Wypijam Kameleona, zostawiam butelkę
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Maghnus ponowił próbę rzucenia zaklęcia pozwalającego ujrzeć poświaty osób lub istot znajdujących się w okolicy i tym razem okazała się ona sukcesem. Wpierw dostrzegł ukrytego pod kameleonem Wafflinga, a zaraz za nim, na południowo-zachodnim terenie twierdzy, dużą ilość innych sylwetek. Część z nich coraz bardziej się oddalała, prawdopodobnie zmierzając ku młynowi, zaś inne pozostawały na miejscu w różnych pozycjach; siedzącej, stojącej oraz leżącej. Zapoznając się wcześniej z mapą mógł mieć świadomość, iż obszar, który wówczas obserwował zajmował główny element twierdzy, czyli zamek.
O dziwo pod powierzchnią budynku dostrzegł kolejnych ludzi, choć w znacznie mniejszej ilości. Poświaty znajdowały się w dwóch kolumnach i zachowywały mniej więcej równe odległości od siebie. Dwie, najbardziej wyraźne, znajdujące się najbliżej muru, były tuż obok siebie. Jedna osoba w pozycji siedzącej, zaś druga wyraźnie oparta o coś plecami naprzemiennie podnosiła rękę w kierunku twarzy i ją opuszczała. W linii prostej nad dwoma gagatkami, czyli na parterze, dostrzegł jeszcze jedną sylwetkę, która zmierzała w lewą stronę (z perspektywy Maghnusa). Uniosła dłoń, przechyliła ją, po czym zrobiła kilka kroków naprzód i zaczęła się rozglądać na boki.
Gdy spojrzał po linii prostej od bramy ujrzał sześcioosobowy patrol zmierzający w stronę bramy głównej, przez którą lada moment miał wjechać transport. Po chwili zniknęli z pola jego widzenia, bowiem wyszli poza obszar działa zaklęcia.
Czarodziejowi nie umknął, także strażnik, który wcześniej zajmował stanowisko na wieży obronnej. Widział jak w szybkim tempie przemieszczał się na dół, aż w końcu wybiegł na dziedziniec.
Luca z wdzięcznością odebrał szal, którym szczelnie okrył swoją szyję, a pozostałą długość materiału wcisnął pod przyduży płaszcz. Maghnus poczuł różnicę już przy pierwszym podmuchu wiatru, jednak wysoki kołnierz pozwolił mu okryć gołą szyję. Nieudany czar sprawił, że był zmuszony pozbyć się trzymanej w dłoni miotły.
Elvira ze wszystkich sił próbowała uratować przemokniętą mapę, lecz im dłużej trzymała ją na deszczu, tym mniej była czytelna. Inkantacja nie przyniosła żadnego rezultatu; z pieczołowicie nakreślonych piersi pozostały dwa uśmiechające się cyklopy. Autor dzieła z pewnością podzieli do czarownicy sympatię równą tej, jaką darzy ją Sigrun. O wiele lepiej poszło kobiecie z zaklęciem kameleona, gdyż zaraz po jej wypowiedzeniu Maghnus upodobnił się do otoczenia pozostając niewidzialny nawet dla niej.
Tristan nie czekał, aż Luca da pokaz swej krzepy. Zmieniając się w kłąb czarnej mgły wzbił się w powietrze i już po chwili znalazł się na szczycie wieży obronnej. Była wolna od wartowników. Panująca ciemność stanowiła bardzo dobry kamuflaż, a ponadto przed wzrokiem licznych jednostek chroniły go blanki. Jego uwagę mogła przykuć otwierana brama, również w formie krat i przebijające się przez nią światła pojazdów, jakie wkrótce miały wjechać na teren twierdzy. Nie widział jednak ile tych dziwnych, jeżdżących na kółkach skrzyni znajdowało się na moście.
-Co tak stoisz, jak ta kuśka. Młyn się pali, zgłoś Majorowi- wykrzyczał wartownik znajdujący się u podnóża wieży obronnej. Słyszeli to Lucas, Maghnus oraz Tristan. Śmierciożerca widział, jak mężczyzna stojący tuż przed bocznym wejściem do zamku rozglądał się na boki, a zaraz po usłyszanych słowach wyprostował się, skinął głową i biegiem ruszył do środka. -Jedna osoba wystarczy, rzeka jest przeklęta, ludzie tam nie spacerują- zaczął mówić sam do siebie, czego świadkiem byli obaj panowie próbujący uporać się z kratą. Ewidentnie kogoś przedrzeźniał. -A jak coś się dzieje to i tak tylko ja widzę, cholerne bladzie i lenie. - dodał z wyjątkowym niesmakiem, po czym wrócił do wieży.
Luca próbował rozpracować kratę, ale szybko zorientował się, że jest ona otwierana za pomocą kołowrotków łańcuchowych umiejscowionych po dwóch stronach przejścia. Te posiadały drewniane rękojeści. Gdy szarpnął bramą ku górze ta uniosła się nieznacznie, lecz mężczyzna nie miał wystarczająco siły, aby ją utrzymać.
Sigrun dostrzegając ukryte wejście do podziemi nie zastanawiała się ani chwili, mimo że nie mieli o nim żadnych informacji poza bliźniaczym włazem po drugiej stronie rzeki. Jednym ruchem różdżki sprawiła, iż dla postronnych osób rozmyła się w powietrzu, wcześniej przekazując Mathieu eliksir. Rosier ledwo utrzymał fiolkę w tej samej dłoni co różdżkę, bowiem w drugiej wciąż znajdowała się miotła. Co gorsza upijając zwartości buteleczki o mało nie wydłubał sobie oka. Opróżnione szkło w końcu wyślizgnęło mu się spomiędzy palców i bezgłośnie uderzyło o mokrą trawę. Ostatni zniknął z pola widzenia Zachary.
Cała trójka ruszyła do włazu mogąc widzieć strzelające ku górze iskry oraz coraz intensywniej wznoszące się płomienie. Dźwięk uderzanych o framugę drzwi doszedł ich uszu, podobnie jak krzyki. Trzy, różne głosy zdawały się wzajemnie obarczać o zbyt późną reakcję i być jedynie zgodnym w kwestii szybszego donoszenia kubłów z wodą, co wyrażali w niewybrednych słowach. W oknie młyna nie widać było nikogo.
Pierwsza ruszyła ku podziemiom Sigrun. Palce ślizgały się na wilgotnej drabinie, a paskudny odór stęchlizny uderzył w jej nozdrza. Na szczęście udało jej się bezpiecznie dotrzeć na dół, gdzie panowała ciemność, a wąskość korytarza mogła przyprawić o klaustrofobię. Zaraz po niej zaczął schodzić Mathieu, który miał o wiele trudniejsze zadanie. Miotła uniemożliwiała mu chwycenie się obiema dłońmi, dlatego mając do dyspozycji tylko jedną starał się utrzymać na drabinie ze wszystkich sił. Momentalnie, mniej więcej w połowie drogi, stopa ześlizgnęła się z mokrego metalu; czarodziej instynktownie puścił miotłę, która runęła w dół. Na szczęście jemu samemu udało się utrzymać, mimo niewielkiej tężyzny. Sigrun mogła mieć pewność, że słyszała pękające drewno, które uderzyło o posadzkę tuż obok niej.
W końcu udało mu się dotrzeć na sam dół, podobnie jak Zacharemu. To ostatni z przybyłych zorientował się, że jedyna względnie widoczna droga, to była ta prowadząca na drugą stronę rzeki. Próby odnalezienia innego przejścia skończyły się fiaskiem i brudnymi dłońmi.
Transport zaczął wjeżdżać do środka twierdzy.
Rozpoczynamy turę numer 4
Czas na odpis: 11.11.2021 / 08:00
Czas na odpis: 11.11.2021 / 08:00
Luca - kameleon 4/5 | ST wypatrzenia: 84
Maghnus - kameleon 5/5 | ST wypatrzenia: 102
Sigrun - kameleon 5/5 | ST wypatrzenia: 24
Mathieu - kameleon 3/3
Zachary - kameleon 3/3
- Mapa:
Czerwona kropka to grupa Tristana, zielona Sigrun.
- Żywotność i EM:
Elvira: 221/221 | 46/50
Zachary: 200/200 | 49/50
Sigrun: 227/227 | 45/50
Maghnus: 254/254 | 43/50
Mathieu: 211/211 | 48/50
Tristan: 200/200 | 43/50 | 1 - Potencjał, 1 - Absorpcja
Luca: 195/205 (-10 wychłodzenie) | 50/50
- Ekwipunek:
- Elvira:
Mam przy sobie różdżkę, talizman runa kwitnącego życia +31 do żywotności (ujęty w tabelce z żywotnością we wsiąkiewce), mieszankę antydepresyjną i kryształ. Na szyi oczywiście kamień od Czarnego Pana na łańcuszku.
Z pomniejszych zabieram ze sobą też dwie kanapki z pomidorkiem, paczkę sucharów, herbatę w butelce i bordową chustkę, którą Drew kiedyś zostawił w moim mieszkaniu.
Zachary:
Różdżka, Talizman: Runa Otwartego Oka (+8 do rzutu k100 na spostrzegawczość +5 do rzutów k100 na zaklęcia wykrywające iluzje; odporność na zaklęcia oślepiające)
1. Magiczny kompas
2. Nakładka na pas z sakwami (w środku):
2.1. Antidotum podstawowe (1 porcja)
2.2. Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, moc 17)
2.3-4. Wywar wzmacniający (2 porcje, stat.8 )
2.5. Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat 40)
2.6. Czuwający Strażnik (1 porcja, moc 28)2.7. Kameleon (1 porcje, stat. 40, moc +15)
2.8. Piersiówka "Bez Dna"
3. Wisior z agatem
4. Latający dywan
Sigrun:
Pierścień z Okiem Ślepego na palcu lewej dłoni
2. Medalion z runą krwi trolla (+2 do pż/tura)
3. Zaczarowaną torba
3.1. maść z wodnej gwiazdy
3.2. Felix Felicis
3.3. Eliksir wąchacza,
3.3 Antidotum na niepowszechne trucizny
3.4 Eliksir Garota
3.5. Czuwający strażnik
3.6. Kameleon
3.7. Eliksir kociego wzroku
3.8. Pierwszy kryształ
3.9. Drugi kryształ
3.10. 1 kg kiełbasy,
3.11. dziczyzna (kawałki różnych części jelenia obsmażone na smalcu)
3.12. suchary (zapas dla jednej osoby na dwa tygodnie)
3.13. miotłę (zwykłą)
Maghnus:
Zabieram ze sobą różdżkę, fluoryt, szatę ze skór nundu i tebo (+42 do żywotności, -2 do zwinności, we wsiąkiewce pod tabelką z żywotnością bazową umieszczona jest tabelka z żywotnością uwzględniającą bonus z szaty), buty obszyte skórą tebo (odporne na poślizg). Przedmioty dodatkowe: miotła (zwykła), eliksir senności (1 porcja, stat. 22), maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, moc +50, stat. 22), eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21). Pomniejsze z zaopatrzenia: dwie kanapki z pieczonym indykiem i pomidorkami, tabliczkę czekolady mlecznej, termos gorącej, czarnej herbaty, butelkę rumu.
Mathieu:
Różdżka;Miotła;
Talizman: Runa kwitnącej życia +17 do żywotności (dopisane do Żywotności);
Eliksiry:
1. Smocza łza (1 porcje, stat, 40, moc+5)
2. Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 22)
3. Wywar wzmacniający
4. Mieszanka antydepresyjna
Zaopatrzenie:
1 x banan, 1 x bagietka z szynką, czekolada mleczna, papierosy z tytoniu słabej jakości,
Tristan:
Serce Hespery, Eliksir siły, Eliksir kociego wzroku, Eliksir Garota
Ładunek wjeżdżał, a uwaga patroli zdawała się być skierowana w tamtą stronę; wieża była pusta, w tym momencie nie stanowiła zagrożenia. Spodziewał się jednego wozu - było ich więcej? - czy zawierały tylko towary, czy również posiłki? Nie mógł tego wiedzieć, zdarzenie wywołało u niego ostrożność, choć wciąż podszytą raczej ciekawością niż niepokojem - to tylko mugole, ale co z czarodziejami, którzy rzekomo mogli tutaj pomagać? Przy stalowych wozach ich nie odnajdą. Po krótkiej chwili zawahania wypełzł między basztami znów w ciemność, spływając po murze w dół - słyszał krzyki, major, śledził bieg człowieka - to tam, to za nim musieli się udać, jak najszybciej. Znalazłszy się obok opuszczonej przez niego bramy, po wewnętrznej stronie zamku, odczekał na dogodny moment, w którym człowiek spod bramy zniknął, zamierzając zmaterializować się w możliwie ustronnym miejscu, szukając nocnego cienia, z którym winno zlać się czarne ubranie, zamierzał przeobrazić się na ugiętych kolanach, kucając; wtedy przywołał niewerbalną inkantację zaklęcia salvio hexia, która miała zakryć jego i znajdującą się obok bramę, zatem również jego towarzyszy, kiedy będą wchodzić do środka, przed oczami osób znajdujących się na dziedzińcu. Choć większość z nich była zamaskowana, ryzyko w tym momencie wydawało się zbyt duże.
- Weź, siłaczu, może się przydać - szepnął, ledwie dosłyszalnie, podając Luce przez kraty fiolkę z eliksirem siły. Krata ledwo drgnęła po naporem jego wątpliwej raczej krzepy, ale drgnęła - otwarcie jej w ten sposób powinno być możliwe. - Idziemy za tym człowiekiem. Dołączę do was - dodał, wciąż szeptem, skinąwszy pozostałym głową na żołnierza, który zniknął wewnątrz budynku. Major, on tu rządził? Mieli do porozmawiania. Ale wcześniej - musieli upewnić się, że ich wejście na teren zamku pozostanie w istocie dyskretne. - Ty pójdziesz za mną. Do wieży - zwrócił się szeptem do Lucasa, wciąż nie pokładając w nim wielkiego zaufania, ale w jego twarzy zakapiora było coś, w czym chwilowo dostrzegł potencjał. Z bramą jego towarzysze powinni poradzić sobie sami.
Ruszył śladem samotnego wartownika do wieży obronnej, po czym ostrożnym, powolnym gestem zamknął za sobą drzwi, by wygłuszyć odgłosy, i stanął prosto, nieznacznie zadzierając brodę, różdżkę dyskretnie przysłonił ciałem, ściągając ją z widoku.
- Nowe rozkazy od majora. Pilne, podejść, przekażę tylko do rąk własnych - zakomunikował bezosobowo, chcąc zatrzymać mugola na schodach - i zawrócić go w swoją stronę. Wciąż tu był? Czy był sam? Widział przecież, jak wchodził do środka. Tristan przywykł do wydawania rozkazów, miał to we krwi, a potrzebował tylko chwili skonfundowania. Starał się, by jego głos wybrzmiał z władczym przekonaniem i pewnością siebie, typową dla niego apodyktycznością - rzadko odmawiano jego żądaniom. Nie trzeba było robić awantury, najpiękniej umierało się w ciszy.
kości na salvio hexia (+ absorbcja)
- Weź, siłaczu, może się przydać - szepnął, ledwie dosłyszalnie, podając Luce przez kraty fiolkę z eliksirem siły. Krata ledwo drgnęła po naporem jego wątpliwej raczej krzepy, ale drgnęła - otwarcie jej w ten sposób powinno być możliwe. - Idziemy za tym człowiekiem. Dołączę do was - dodał, wciąż szeptem, skinąwszy pozostałym głową na żołnierza, który zniknął wewnątrz budynku. Major, on tu rządził? Mieli do porozmawiania. Ale wcześniej - musieli upewnić się, że ich wejście na teren zamku pozostanie w istocie dyskretne. - Ty pójdziesz za mną. Do wieży - zwrócił się szeptem do Lucasa, wciąż nie pokładając w nim wielkiego zaufania, ale w jego twarzy zakapiora było coś, w czym chwilowo dostrzegł potencjał. Z bramą jego towarzysze powinni poradzić sobie sami.
Ruszył śladem samotnego wartownika do wieży obronnej, po czym ostrożnym, powolnym gestem zamknął za sobą drzwi, by wygłuszyć odgłosy, i stanął prosto, nieznacznie zadzierając brodę, różdżkę dyskretnie przysłonił ciałem, ściągając ją z widoku.
- Nowe rozkazy od majora. Pilne, podejść, przekażę tylko do rąk własnych - zakomunikował bezosobowo, chcąc zatrzymać mugola na schodach - i zawrócić go w swoją stronę. Wciąż tu był? Czy był sam? Widział przecież, jak wchodził do środka. Tristan przywykł do wydawania rozkazów, miał to we krwi, a potrzebował tylko chwili skonfundowania. Starał się, by jego głos wybrzmiał z władczym przekonaniem i pewnością siebie, typową dla niego apodyktycznością - rzadko odmawiano jego żądaniom. Nie trzeba było robić awantury, najpiękniej umierało się w ciszy.
kości na salvio hexia (+ absorbcja)
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Niecierpliwiła się, mimo że ostrożność nakazywała podejmowanie powolnych i przemyślanych kroków - ten zamek z nastaniem kolejnego dnia miał należeć do nich, nie mogli pozwalać sobie na pochopne kroki. Już jeden taki popełnili, nie będąc w stanie dogadać się w kwestii mapy. Teraz była ona nie do naprawienia, musiała się z tym pogodzić i schować ją do kieszeni z nadzieją na to, że w odpowiedniej chwili będą jeszcze w stanie z niej skorzystać.
Pozwoliła Luce i Maghnusowi ruszyć przodem, nie mogła ich zresztą dostrzec, a jedynie liczyć na to, że robią co w ich mocy, aby znaleźć dla nich przejście. Ze swojej pozycji w cieniu wilgotnego muru nie mogła usłyszeć dobiegających z dziedzińca głosów ani dostrzec biegnących żołnierzy. Dołączyła do mężczyzn dopiero po tym jak nałożyła czar Kameleona na samą siebie. Nie chciała wydawać z siebie niepotrzebnych dźwięków, brak kontaktu wzrokowego wymusił na niej jednak jak najniższy szept, który miała nadzieję nie sięgnie dalej niż do uszu towarzyszy.
- Udało wam się otworzyć bramę? Słyszeliście coś? - Liczyła przede wszystkim na Magnusa, ale błyskotliwością zaskoczył ją Luca.
- To mechanizm łańcuchowy, panienko Multon. Dwa kołowrotki z drugiej strony są, trzeba nimi pokręcić, sam nie uniosę kraty, bo łańcuchy ciężkie.
- Hmm.
Instynktownie uniosła wyżej różdżkę, gdy z drugiej strony kraty pojawiła się męska sylwetka w ciemnym, rozmywającym się w mroku płaszczu. Okazało się, że to tylko Tristan, którego nadzwyczajne moce umożliwiły przedostanie się na drugą stronę szybko i gładko. Zastanawiała się, czy potrafił podobnie jak Czarny Pan przenosić ludzi pod postacią mgły - a jeśli tak, to czy w ogóle by mu się chciało.
Luca wymamrotał ciche podziękowanie i sięgnął, żeby schwycić za fiolkę z eliksirem i wsunąć ją bezpiecznie do kieszeni płaszcza. Chciał ją wypić, gdy naprawdę będzie musiał, bez marnowania zapasów - życie w dzielnicy Rowland Rode nauczyło go oszczędności.
- W porządku - szepnęła Elvira, przyciskając twarz do kraty, aby dojrzeć miejsce, które wskazywał Tristan. Potem zwróciła się do Magnusa i Luci. - Spróbujecie pokręcić tymi kołowrotkami magią? Osłaniam was. - Nie przypominała sobie odpowiedniego czaru, Wingardium Leviosa zdawało się bowiem zbyt oczywiste.
Luca jednak miał już w pogotowiu różdżkę, którą wskazał na jeden z kołowrotków, podejmując prostą, ale rozsądną próbę zmuszenia kołowrotka do wykonania swojej pracy.
- Facere - A nuż zaklęcie zadziała?
Elvira tymczasem zmrużyła powieki i zebrała myśli, zbliżając się do kraty najbliżej jak mogła i próbując objąć ją iluzją;
- Prastigiatio. - W wyobraźni wytworzyła obraz zamkniętej bramy, dokładnie ten, który rozpościerał się teraz przed nią. Nawet jeśli uda im się otworzyć bramę, chciała, aby nikt nie dostrzegł ich wysiłków; aby iluzja w tym miejscu nadal przekonywała obce oczy o tym, że kraty pozostają na swoim miejscu.
1. Facere Luci
2. Prastigiatio Elviry
Pozwoliła Luce i Maghnusowi ruszyć przodem, nie mogła ich zresztą dostrzec, a jedynie liczyć na to, że robią co w ich mocy, aby znaleźć dla nich przejście. Ze swojej pozycji w cieniu wilgotnego muru nie mogła usłyszeć dobiegających z dziedzińca głosów ani dostrzec biegnących żołnierzy. Dołączyła do mężczyzn dopiero po tym jak nałożyła czar Kameleona na samą siebie. Nie chciała wydawać z siebie niepotrzebnych dźwięków, brak kontaktu wzrokowego wymusił na niej jednak jak najniższy szept, który miała nadzieję nie sięgnie dalej niż do uszu towarzyszy.
- Udało wam się otworzyć bramę? Słyszeliście coś? - Liczyła przede wszystkim na Magnusa, ale błyskotliwością zaskoczył ją Luca.
- To mechanizm łańcuchowy, panienko Multon. Dwa kołowrotki z drugiej strony są, trzeba nimi pokręcić, sam nie uniosę kraty, bo łańcuchy ciężkie.
- Hmm.
Instynktownie uniosła wyżej różdżkę, gdy z drugiej strony kraty pojawiła się męska sylwetka w ciemnym, rozmywającym się w mroku płaszczu. Okazało się, że to tylko Tristan, którego nadzwyczajne moce umożliwiły przedostanie się na drugą stronę szybko i gładko. Zastanawiała się, czy potrafił podobnie jak Czarny Pan przenosić ludzi pod postacią mgły - a jeśli tak, to czy w ogóle by mu się chciało.
Luca wymamrotał ciche podziękowanie i sięgnął, żeby schwycić za fiolkę z eliksirem i wsunąć ją bezpiecznie do kieszeni płaszcza. Chciał ją wypić, gdy naprawdę będzie musiał, bez marnowania zapasów - życie w dzielnicy Rowland Rode nauczyło go oszczędności.
- W porządku - szepnęła Elvira, przyciskając twarz do kraty, aby dojrzeć miejsce, które wskazywał Tristan. Potem zwróciła się do Magnusa i Luci. - Spróbujecie pokręcić tymi kołowrotkami magią? Osłaniam was. - Nie przypominała sobie odpowiedniego czaru, Wingardium Leviosa zdawało się bowiem zbyt oczywiste.
Luca jednak miał już w pogotowiu różdżkę, którą wskazał na jeden z kołowrotków, podejmując prostą, ale rozsądną próbę zmuszenia kołowrotka do wykonania swojej pracy.
- Facere - A nuż zaklęcie zadziała?
Elvira tymczasem zmrużyła powieki i zebrała myśli, zbliżając się do kraty najbliżej jak mogła i próbując objąć ją iluzją;
- Prastigiatio. - W wyobraźni wytworzyła obraz zamkniętej bramy, dokładnie ten, który rozpościerał się teraz przed nią. Nawet jeśli uda im się otworzyć bramę, chciała, aby nikt nie dostrzegł ich wysiłków; aby iluzja w tym miejscu nadal przekonywała obce oczy o tym, że kraty pozostają na swoim miejscu.
1. Facere Luci
2. Prastigiatio Elviry
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'k100' : 70
--------------------------------
#3 'k8' : 3, 2, 8
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'k100' : 70
--------------------------------
#3 'k8' : 3, 2, 8
Oddała Mathieu fiolkę z eliksirem kameleona, po czym kątem oka dostrzegła jak ją pije, trzymając jednocześnie różdżkę w prawej dłoni.
- Na litość Merlina, Rosier, oczy będą ci potrzebne, nie wydłub ich sobie - syknęła jedynie, zanim ruszyła w stronę włazu.
Przeczucie jednak Sigrun zmyliło. Schodziła na dół z myślą, że odnajdą w niej przejście do podziemi zamku, do lochów, bądź chociaż na dziedziniec. Okazało się jednak inaczej. Gdy tylko zaczęła schodzić po drabinie poczuła zapach wilgoci i stęchlizny, nie zniechęciło jej to jednak. Zaczekała chwilę, odsuwając się od drabiny, bo chociaż nie widziała Mathieu i Zachary'ego, to nakazała im ruszyć za sobą. Zamiast jednak ich głosów, na początek usłyszała dźwięk łamanego drewna.
- Co to było? - spytała cicho, po czym rozejrzała się wokół, szukając drogi dalej.
Okazało się jednak, że drogi w stronę, której potrzebowali po prostu nie ma. Zaklęła cicho pod nosem i znów zaczęła grzebać w zaczarowanej torbie.
- Rzucam swoją miotłę pod drabinę. Tym razem jej nie połam, bo następnej już nie mam - wyrzekła zimnym tonem Rookwood, po czym spojrzała w górę. - Nie traćmy czasu. Tutaj nie mamy czego szukać. Na mapie więzienie widziałam po drugiej stronie młyna. Wokół barbakanu raczej się nie przemkniemy, za dużo tam ludzi. Ja polecę sama, wy na mojej miotle pod mur po drugiej stronie młyna. Postaram się zobaczyć jak najwięcej. Wy w tym czasie macie się zorientować co się dzieje w środku przy pomocy Abspectus. Spróbuję wyczarować przejście - zarządziła; zegar tykał nieubłaganie, czas nie działał na ich korzyść, musiała podjąć szybką decyzję. Upewniwszy się, że Rosier i Shafiq zrozumieli i przyjęli rozkazy Sigrun skupiła się na tym, aby przyjąć postać czarnej mgły i pomknęła w górę, opuszczając tunel, aby okrążyć jak najszerszym kręgiem młyn i polecieć dalej, pod mury nieopodal drugiej, dyskretniejszej bramy.
- Na litość Merlina, Rosier, oczy będą ci potrzebne, nie wydłub ich sobie - syknęła jedynie, zanim ruszyła w stronę włazu.
Przeczucie jednak Sigrun zmyliło. Schodziła na dół z myślą, że odnajdą w niej przejście do podziemi zamku, do lochów, bądź chociaż na dziedziniec. Okazało się jednak inaczej. Gdy tylko zaczęła schodzić po drabinie poczuła zapach wilgoci i stęchlizny, nie zniechęciło jej to jednak. Zaczekała chwilę, odsuwając się od drabiny, bo chociaż nie widziała Mathieu i Zachary'ego, to nakazała im ruszyć za sobą. Zamiast jednak ich głosów, na początek usłyszała dźwięk łamanego drewna.
- Co to było? - spytała cicho, po czym rozejrzała się wokół, szukając drogi dalej.
Okazało się jednak, że drogi w stronę, której potrzebowali po prostu nie ma. Zaklęła cicho pod nosem i znów zaczęła grzebać w zaczarowanej torbie.
- Rzucam swoją miotłę pod drabinę. Tym razem jej nie połam, bo następnej już nie mam - wyrzekła zimnym tonem Rookwood, po czym spojrzała w górę. - Nie traćmy czasu. Tutaj nie mamy czego szukać. Na mapie więzienie widziałam po drugiej stronie młyna. Wokół barbakanu raczej się nie przemkniemy, za dużo tam ludzi. Ja polecę sama, wy na mojej miotle pod mur po drugiej stronie młyna. Postaram się zobaczyć jak najwięcej. Wy w tym czasie macie się zorientować co się dzieje w środku przy pomocy Abspectus. Spróbuję wyczarować przejście - zarządziła; zegar tykał nieubłaganie, czas nie działał na ich korzyść, musiała podjąć szybką decyzję. Upewniwszy się, że Rosier i Shafiq zrozumieli i przyjęli rozkazy Sigrun skupiła się na tym, aby przyjąć postać czarnej mgły i pomknęła w górę, opuszczając tunel, aby okrążyć jak najszerszym kręgiem młyn i polecieć dalej, pod mury nieopodal drugiej, dyskretniejszej bramy.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Rozświetlone punkty pojawiły się ostatecznie, a on rozglądał się uważnie na wszystkie strony, pragnąc wyłapać jak najwięcej szczegółów i przyciszonym głosem relacjonował towarzyszom na bieżąco swe odkrycia. Widział oddalające się osoby, pędzące zapewne na ratunek płonącego młyna, widział poniżej dwa rządki sylwetek rozmieszczonych w równych odstępstwach - zapewne więźniów zamkniętych w celach i obok dwójkę najprawdopodobniej strażników, pozornie niezbyt skupionych, jeden jadł lub palił papierosa. Żałował, że rozdzielili się z grupą Sigrun, a on sam nie mógł wskazać im tego miejsca, pozostawało mu jednak wierzyć w to, że pozostali bez problemów odnajdą więzienie, gdy już znajdą się po drugiej stronie murów. Pionowo nad strażnikami, na poziomie ziemi, dostrzegł samotną sylwetkę; jej ruchy były zastanawiające, zdawała się otwierać drzwi i iść dalej, w lewo, rozglądając się na boki. Czy więc był to jednoosobowy patrol? Uciekinier? - W lewą stronę zmierza samotna osoba, rozgląda się na boki... Nie jestem pewny czy to mało rozgarnięty wartownik czy pojedynczy zbieg, musimy być gotowi na każdą okoliczność - szepnął do towarzyszy, wskazując kierunek, w którym przemieszczała się postać. Jeśli wartownik, należałoby go usunąć bezszelestnie lub przynajmniej nie dać się mu przyłapać - jeśli zbieg, mógłby okazać się im przydatny. Czy ryzyko jednak było warte świeczki? Rozświetlenie sylwetki nie mówiło nic więcej. Sześcioosobowy patrol zmierzający w stronę innej z bram zniknął z pola jego widzenia, skupił się więc na strażniku zbiegającym z wieży - tym jednak z pewnością miał się zając Tristan.
Zamarł w bezruchu, gdy zza krat dobiegły ich krzyki wartownika. Ten z pewnością ich nie dostrzegł, a informacje, jakie przekazywał, mogły mieć dla nich nieocenioną wartość. Zgłoś Majorowi brzmiało obiecująco, przytaknął więc głową, gdy Rosier zwerbalizował to, co przyszło i do jego głowy - należało podążyć za człowiekiem, do którego się zwracał, on niechybnie zaprowadzi ich do dowództwa. Gdy mężczyzna oddalił się, wraz z Lucą ponownie przyjrzał się kracie, która wcześniej ledwo drgnęła. - Chcą zgłosić pożar młyna Majorowi. Pójdziemy za nim gdy tylko przejdziemy - odpowiedział szeptem Elvirze, która z racji wcześniejszego oddalenia nie mogła usłyszeć słów padających po drugiej stronie bramy. - Warto spróbować - skwitował klarujący się pomysł, nim skierował różdżkę na drugi z mechanizmów. - Facere - szepnął, licząc na to, że kołowrotek poruszy się zgodnie ze swoim przeznaczeniem i uniesie kratę, a w międzyczasie wciąż nadstawiał ucha, by usłyszeć ewentualne zbliżające się głosy lub kroki i starał się dostrzec to, co było za kratą, przez którą za chwilę, miał nadzieję, mieli przejść.
Zamarł w bezruchu, gdy zza krat dobiegły ich krzyki wartownika. Ten z pewnością ich nie dostrzegł, a informacje, jakie przekazywał, mogły mieć dla nich nieocenioną wartość. Zgłoś Majorowi brzmiało obiecująco, przytaknął więc głową, gdy Rosier zwerbalizował to, co przyszło i do jego głowy - należało podążyć za człowiekiem, do którego się zwracał, on niechybnie zaprowadzi ich do dowództwa. Gdy mężczyzna oddalił się, wraz z Lucą ponownie przyjrzał się kracie, która wcześniej ledwo drgnęła. - Chcą zgłosić pożar młyna Majorowi. Pójdziemy za nim gdy tylko przejdziemy - odpowiedział szeptem Elvirze, która z racji wcześniejszego oddalenia nie mogła usłyszeć słów padających po drugiej stronie bramy. - Warto spróbować - skwitował klarujący się pomysł, nim skierował różdżkę na drugi z mechanizmów. - Facere - szepnął, licząc na to, że kołowrotek poruszy się zgodnie ze swoim przeznaczeniem i uniesie kratę, a w międzyczasie wciąż nadstawiał ucha, by usłyszeć ewentualne zbliżające się głosy lub kroki i starał się dostrzec to, co było za kratą, przez którą za chwilę, miał nadzieję, mieli przejść.
half gods are worshipped
in wine and flowers
in wine and flowers
real gods require blood
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Poradził sobie z wypiciem eliksiru bez przypadkowego wydłubania sobie oka, na całe szczęście. Komentarz puścił mimo uszu, przecież doskonale wiedział co robi i nie celował różdżką prosto w oko. Było mu potrzebne, wszak korzystał z obu codziennie. Istotnym było, że wypił eliksir i kameleon zadziałał. Później było tylko gorzej. Sądził, że utrzymanie miotły nie będzie takie trudne, niestety przypadkiem wypadła mu z rąk i roztrzaskała się o ziemię. Dobrze, że planował wymienić ją na lepszy model, przynajmniej teraz będzie miał ku temu odpowiedni pretekst. Wszyscy wylądowali bezpiecznie w podziemiach, ale sprawdzenie tego miejsca okazało się fiaskiem i zajęło sporą chwilę. W rzeczy samej koniecznym było podjęcie innych decyzji i zmianę taktyki. Czasem bywało i tak, że podjęte próby były nieskuteczne.
Sigrun rzuciła im swoją miotłę. Przynajmniej w tym momencie było to dość sensowne rozwiązanie. Jeszcze wcześniej nie zauważył, aby miała ją przy sobie, więc zapewne była pomniejszona w odpowiedni sposób i przygotowana. Najpierw kiwnął głowa, a potem zdał sobie sprawę z tego, że i tak nie dostrzeże jego gestu. - Polecimy tam. - powiedział zanim Sigrun przemieniła się w czarny dym. - Idź pierwszy. - mruknął w kierunku Zachary'ego. Upewniwszy się, że różdżka została schowana w odpowiedni sposób i zabezpieczona przed ewentualnym upadkiem, wypadkiem lub zdarzeniem losowym. Była mu bliska, w zasadzie przyzwyczaił się do niej. Zawsze trzymał ją przy sobie w taki sposób, aby zapobiec ewentualnym zdarzeniom. Odczekał, aż Zachary da mu wyraźny sygnał, że droga wolna i mógł ruszać. Nie było sensu ryzykować, że miotła ponownie wypadnie mu z rąk. Tym razem postanowił rozegrać to nieco inaczej. Najpierw wyszedł podziemi po drabince. Dobrze, że otarł wcześniej dłonie z brudu, mogłaby być kolejna katastrofa. Powoli i ostrożnie, krok za krokiem, wspinając się coraz wyżej, aż stanął stabilnie na ziemi. Ponownie. - Jestem. - rzucił do Shafiqa informując go, aby wstrzymał się w podróżowaniem ku górze. Wyciągnął różdżkę zza pazuchy i wycelował nią w dół. - Accio miotła Sigrun - powiedział, mając nadzieję, że miotła należąca do Rookwood bezpiecznie dotransportuje się do niego zgodnie z zaklęciem przywołującym. Oby wszystko poszło zgodnie z ich planem. Kiedy tylko Zachary dołączył do niego i go o tym poinformował - wszak miotła Sigrun była widoczna dla jego oczu - wsiadł na ów miotłę, poczekał aż Zachary do niego dołączy, a kiedy poczuł ciężar przyjaciela na miotłę skierował się z nim w stronę muru, tam gdzie wskazała im polecieć Sigrun.
Sigrun rzuciła im swoją miotłę. Przynajmniej w tym momencie było to dość sensowne rozwiązanie. Jeszcze wcześniej nie zauważył, aby miała ją przy sobie, więc zapewne była pomniejszona w odpowiedni sposób i przygotowana. Najpierw kiwnął głowa, a potem zdał sobie sprawę z tego, że i tak nie dostrzeże jego gestu. - Polecimy tam. - powiedział zanim Sigrun przemieniła się w czarny dym. - Idź pierwszy. - mruknął w kierunku Zachary'ego. Upewniwszy się, że różdżka została schowana w odpowiedni sposób i zabezpieczona przed ewentualnym upadkiem, wypadkiem lub zdarzeniem losowym. Była mu bliska, w zasadzie przyzwyczaił się do niej. Zawsze trzymał ją przy sobie w taki sposób, aby zapobiec ewentualnym zdarzeniom. Odczekał, aż Zachary da mu wyraźny sygnał, że droga wolna i mógł ruszać. Nie było sensu ryzykować, że miotła ponownie wypadnie mu z rąk. Tym razem postanowił rozegrać to nieco inaczej. Najpierw wyszedł podziemi po drabince. Dobrze, że otarł wcześniej dłonie z brudu, mogłaby być kolejna katastrofa. Powoli i ostrożnie, krok za krokiem, wspinając się coraz wyżej, aż stanął stabilnie na ziemi. Ponownie. - Jestem. - rzucił do Shafiqa informując go, aby wstrzymał się w podróżowaniem ku górze. Wyciągnął różdżkę zza pazuchy i wycelował nią w dół. - Accio miotła Sigrun - powiedział, mając nadzieję, że miotła należąca do Rookwood bezpiecznie dotransportuje się do niego zgodnie z zaklęciem przywołującym. Oby wszystko poszło zgodnie z ich planem. Kiedy tylko Zachary dołączył do niego i go o tym poinformował - wszak miotła Sigrun była widoczna dla jego oczu - wsiadł na ów miotłę, poczekał aż Zachary do niego dołączy, a kiedy poczuł ciężar przyjaciela na miotłę skierował się z nim w stronę muru, tam gdzie wskazała im polecieć Sigrun.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Znalezienie się na dole, tuż pod włazem, wszak Zachary niezmiennie pozostawał na miejscu, dało szansę zorientować się w ogarniającym go mroku. Spostrzeżenie, że droga obrana przez Rookwood prowadziła donikąd, a na pewno nie tam, gdzie chcieli dotrzeć, uderzyło jako pierwsze. Nie trwonił czasu na bezcelowe rozważania, we własnych myślach zamykając osąd na całą sytuację. Z ust jednak wydobyły się słowa jedynie mające zasugerować, iż nie takiego osiągnięcia oczekiwał.
— Po prostu świetnie — padło sucho, po czym zaczął się wycofywać z powrotem do góry. Na szczęście, prawdopodobnie tknięty jakimś wewnętrznym odruchem, nie zamknął włazu za sobą. Wspinaczka nie była prosta. Przeciwstawienie się siłom grawitacji zawsze przychodziło z trudem tym bardziej, że szaty nasiąknięte wodą ważyły więcej, a podeszwy mokrych butów zdawały ślizgać się na drabinie, której w dalszym ciągu nie potrafił ocenić względem jej stabilności. Wyjście na zewnątrz pozwoliło zaczerpnąć znacznie świeższego powietrza i dać nieco lepszy ogląd. I kolejne słowa, które nie przynosiły Zachary'emu żadnego zadowolenia: — Jak będziemy tak dalej dyskutować, to podbijemy ten zamek... w przyszłym roku — wymamrotał, nie siląc się na donośny ton. Zdradzenie się z własną pozycję nie leżało w jego gestii; szczególnie, kiedy czas prawdziwie biegł dalej, a oni stali i oceniali swoje ewentualne możliwości, w palcach bezwiednie obracając różdżki. Na akacjowe drewno zerknął. Krótka, ironiczna myśl o tym, jak zamierzał wykorzystać dar magii tego wieczora, tej nocy, przemknęła gdzieś pośród wspomnień rozmów i planów. Mógł sobie na to pozwolić. Lekkie rozproszenie myśli dawało szansę na wymierzenie absurdalnych kroków i odsianie ich od tego, co było w tej chwili wykonalne.
— Możesz wychodzić — zwrócił się do Rosiera, zostawiając wokół włazu dostatecznie dużo przestrzeni dla przyjaciela, samemu przypatrując się jedynie murom w cichej, nieszczególnie przyjemnej świadomości, że musiał zaczekać na pojawienie się miotły w zasięgu. Różdżkę od czasu do czasu obracał w palcach, odliczając kolejne upływające sekundy, aż Mathieu przywołał miotłę. Ciche słowa były jedynym potwierdzeniem, które usłyszał ze strony przyjaciela. Przekładając nogę przez zawieszony w powietrzu trzonek, usiadł dość nieporęcznie, mając przecież do czynienia z miotłami po raz pierwszy w tak unikalny sposób. Wolną ręką ostrożnie wyszukał sylwetkę, której chwycił się, całe zaufanie w umiejętności oraz dostarczenie do celu oddając we właściwe ręce. Mógł jedynie patrzeć i trzymać się kurczowo, by nie spaść.
— Po prostu świetnie — padło sucho, po czym zaczął się wycofywać z powrotem do góry. Na szczęście, prawdopodobnie tknięty jakimś wewnętrznym odruchem, nie zamknął włazu za sobą. Wspinaczka nie była prosta. Przeciwstawienie się siłom grawitacji zawsze przychodziło z trudem tym bardziej, że szaty nasiąknięte wodą ważyły więcej, a podeszwy mokrych butów zdawały ślizgać się na drabinie, której w dalszym ciągu nie potrafił ocenić względem jej stabilności. Wyjście na zewnątrz pozwoliło zaczerpnąć znacznie świeższego powietrza i dać nieco lepszy ogląd. I kolejne słowa, które nie przynosiły Zachary'emu żadnego zadowolenia: — Jak będziemy tak dalej dyskutować, to podbijemy ten zamek... w przyszłym roku — wymamrotał, nie siląc się na donośny ton. Zdradzenie się z własną pozycję nie leżało w jego gestii; szczególnie, kiedy czas prawdziwie biegł dalej, a oni stali i oceniali swoje ewentualne możliwości, w palcach bezwiednie obracając różdżki. Na akacjowe drewno zerknął. Krótka, ironiczna myśl o tym, jak zamierzał wykorzystać dar magii tego wieczora, tej nocy, przemknęła gdzieś pośród wspomnień rozmów i planów. Mógł sobie na to pozwolić. Lekkie rozproszenie myśli dawało szansę na wymierzenie absurdalnych kroków i odsianie ich od tego, co było w tej chwili wykonalne.
— Możesz wychodzić — zwrócił się do Rosiera, zostawiając wokół włazu dostatecznie dużo przestrzeni dla przyjaciela, samemu przypatrując się jedynie murom w cichej, nieszczególnie przyjemnej świadomości, że musiał zaczekać na pojawienie się miotły w zasięgu. Różdżkę od czasu do czasu obracał w palcach, odliczając kolejne upływające sekundy, aż Mathieu przywołał miotłę. Ciche słowa były jedynym potwierdzeniem, które usłyszał ze strony przyjaciela. Przekładając nogę przez zawieszony w powietrzu trzonek, usiadł dość nieporęcznie, mając przecież do czynienia z miotłami po raz pierwszy w tak unikalny sposób. Wolną ręką ostrożnie wyszukał sylwetkę, której chwycił się, całe zaufanie w umiejętności oraz dostarczenie do celu oddając we właściwe ręce. Mógł jedynie patrzeć i trzymać się kurczowo, by nie spaść.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Tristan jako pierwszy przedostał się na teren twierdzy nie zwracając przy tym uwagi wroga. Zajęci transportem, rozprzestrzeniającym się ogniem oraz patrolem żołnierze zdawali się skrupulatnie wykonywać rozkazy. To właśnie ostatni z wymienionych mogli przykuć uwagę Śmierciożercy, który chwilę wcześniej pomknął w dół wieży i zmaterializował się w jednym z zaciemnionych miejsc. Grup maszerujących po dziedzińcu było kilka; składały się z sześciu osób dzierżących w dłoniach podłużne, metalowe rury, a na głowie miały coś przypominające zabawkowe, dziecięce kociołki. Przemieszczali się w równym tempie, na pierwszy rzut oka po obwodzie prostokąta, dlatego zdawać by się mogło, że mieli pod kontrolą każdy zakątek wielkiego placu przed zamkiem.
Rosier nie zwlekał przed podjęciem kolejnej decyzji i jednym ruchem różdżki utkał barierę, za którą wszelkie osoby stały się niewidzialne dla oczu mugolskich wojsk. Rzucona pod kątem objęła wieżę, bramę, a także zachodnie wejście do zamku, jakie Rycerze mogli pamiętać z mapy, bowiem to właśnie ono – choć nie mieli pewności, że stricte o słowo „wejście” chodziło autorowi – oznaczone było literą „W”.
Elvira poszła w ślady obu kompanów i niezwykle udanym zaklęciem ukryła swą obecność. Zbliżywszy się do bramy i skupiwszy na formule inkantacji, a co za tym szło wyobrażeniu mającym za zadanie wypaczyć rzeczywistość, stworzyła iluzję zamkniętej bramy, która wydawać by się mogła idealna w połączeniu z zaklęciem Tristana. Luca, zaraz po schowaniu eliksiru, wraz z Maghnusem bez większego trudu wprawili w ruch kołowrotki, jakie z impetem zaczęły się obracać i nawijać łańcuchy na metalowe pręty. Towarzyszący temu hałas nie zwrócił uwagi żadnej osoby znajdującej się na dziedzińcu, gdyż wszyscy zdawali się być w bezpiecznej odległości od, bacznie obserwującego okolicę, lorda. Charakterystyczny dźwięk nie pozwolił jednak Maghnusowi nasłuchiwać głosów tudzież kroków – nieprzyjemny zgrzyt kompletnie to uniemożliwił. Nie przypominał on sobie jednak żadnych innych poświat wartowników znajdujących się w pobliżu niżeli mężczyzny, który udał się do wieży oraz drugiego, jaki powrócił do zamku, aby zgłosić pożar majorowi.
W chwili, kiedy dwójka sojuszników wprawiła w ruch kraty Tristan zjawił się w wieży i podążył śladami strażnika. Jego twardy, niecierpiący sprzeciwu głos wypełnił kamienne ściany, a także uszy mężczyzny, który nim obrócił się przez ramię stanął jak wryty. Śmierciożerca widział jak układa dłoń pod bronią, po czym porusza głową wpierw w lewo, a następnie w prawo, jakby starał się rozluźnić. Atmosfera zdawała się zgęstnieć, niczym przy politycznej rozmowie po kilku głębszych. -Tak, rozkazy. Kolejne? Może powinienem jeszcze ten transport prowadzić? Sam żem kurwa okolicy strzegę, mało mi roboty? Niedziela jest, a ja jeszcze nawet nie zdążyłem nic do gęby włożyć i munduru do pralinki oddać. Ten nicpoń ruszył swą szanowną do majora? Musiałeś się z nim mijać, nie wiem kto go w ogóle w nasze szeregi powołał. Piorun strzelił, ogień młyn pochłania, a on niczym księżniczka na dziedzińcu rycerza sobie szuka, rozgląda, wzdycha i te ochy, achy, ależ bym mu przyjebał kolbą na otrzeźwienie- warknął bardziej do siebie, jak do stojącego nieopodal mężczyzny, którego błędnie wziął za żołnierza. Zaraz po tym jak westchnął przeciągle, zdecydował się obrócić i wtem zadziałał intuicyjnie. Uniósł broń na wysokość klatki piersiowej Tristana, którego ubiór nie pasował do tutejszych standardów, a i twarz zdawała się być obca. Nie podejrzewał jeszcze nic, albowiem atak wydawał mu się nierealny, podobnie jak wtargnięcie do środka na jego warcie.
-Kim jesteś?- spytał nie spuszczając wzroku z czarodzieja.
Krata otworzyła się; Luca, Maghnus oraz Elvira mogli bez żadnej przeszkody dostać się do środka.
Nie każda droga okazywała się dobra, ale chwilowe zbłądzenie nie musiało skazywać misji na porażkę. Sigrun nie chcąc tracić więcej czasu wydała polecenia, wyjęła miotłę z zaczarowanej torby i ułożyła ją tuż pod drabiną, po czym zmieniła się w kłąb czarnego dymu. Utkany z mrocznej magii cień pomknął w kierunku zachodniej bramy, gdzie wciąż znajdowali się Rycerze Walpurgii. Posługując się echolokacją wyczuła bliskość muru, lecz nie mogła go zobaczyć, podobnie jak swoich kompanów.
Mathieu oraz Zachary wygrzebali się z dołu, po czym pierwszy z nich przywołał ruchem różdżki miotłę, jaka wylądowała w jego dłoni. Z pewnością musiał na nią uważać. Nieco po omacku udało im się utrzymać na trzonku i wzbili się w powietrze kierując we wskazane przez Sigrun miejsce. Bezpiecznie udało im się wylądować pod drugiej stronie młyna i tym samym stanąć w znacznej odległości od trzech strażników oraz mężczyzn, którzy naprzemiennie wynosili z młyna wiadra z wodą i próbowali okiełznać rozprzestrzeniający się żywioł. Byli świadkami, jak skąpo odziane osoby są poniżane oraz bite kolbą broni przez wartowników poganiających ich w tej mozolnej pracy. Ogień zdawał się przygasać w dolnych partiach drzewa, lecz przez górne gałęzie zaczął on zajmować boczną część dachu.
Główna brama zamknęła się, a w kierunku wschodniej części zamku zaczął przemieszczać się pojazd ciężarowy w towarzystwie trzech, mniejszych jednostek czterokołowych. Po prawej oraz lewej stronie wojskowych samochodów maszerowali w kolumnie żołnierze. Warkot silników był donośny, światła bijące z pojazdów rozświetlały fasadę głównego budynku twierdzy.
Rozpoczynamy turę numer 5
Czas na odpis: 18.11.2021 / 22:00
Czas na odpis: 18.11.2021 / 22:00
Luca - kameleon 3/5 | ST wypatrzenia: 84
Maghnus - kameleon 4/5 | ST wypatrzenia: 102
Sigrun - kameleon 4/5 | ST wypatrzenia: 24
Mathieu - kameleon 2/3
Zachary - kameleon 2/3
Elvira - kameleon 5/5 | ST wypatrzenia: 120
Prastigiatio - ST przejrzenia iluzji przez czarodzieja: 39
- Mapa:
Orientacyjne ustawienie każdej z postaci (w przypadku Tristana rzecz jasna znajduje się on w wieży), aby łatwiej było wam oraz Mistrzowi Gry operować kierunkami przemieszczania się postaci. Różowa linia to bariera Salvio Hexia, żeby nie było wątpliwości, co do jej zasięgów
- Żywotność i EM:
Elvira: 221/221 | 42/50
Zachary: 200/200 | 49/50
Sigrun: 227/227 | 44/50 | 1 - Potencjał
Maghnus: 254/254 | 43/50
Mathieu: 211/211 | 47/50
Tristan: 200/200 | 40/50 | 1 - Potencjał, 2 - Absorpcja
Luca: 195/205 (-10 wychłodzenie) | 50/50
- Ekwipunek:
Elvira:
Mam przy sobie różdżkę, talizman runa kwitnącego życia +31 do żywotności (ujęty w tabelce z żywotnością we wsiąkiewce), mieszankę antydepresyjną i kryształ. Na szyi oczywiście kamień od Czarnego Pana na łańcuszku.
Z pomniejszych zabieram ze sobą też dwie kanapki z pomidorkiem, paczkę sucharów, herbatę w butelce i bordową chustkę, którą Drew kiedyś zostawił w moim mieszkaniu.
Zachary:
Różdżka, Talizman: Runa Otwartego Oka (+8 do rzutu k100 na spostrzegawczość +5 do rzutów k100 na zaklęcia wykrywające iluzje; odporność na zaklęcia oślepiające)
1. Magiczny kompas
2. Nakładka na pas z sakwami (w środku):
2.1. Antidotum podstawowe (1 porcja)
2.2. Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, moc 17)
2.3-4. Wywar wzmacniający (2 porcje, stat.8 )
2.5. Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat 40)
2.6. Czuwający Strażnik (1 porcja, moc 28)2.7. Kameleon (1 porcje, stat. 40, moc +15)
2.8. Piersiówka "Bez Dna"
3. Wisior z agatem
4. Latający dywan
Sigrun:
Pierścień z Okiem Ślepego na palcu lewej dłoni
2. Medalion z runą krwi trolla (+2 do pż/tura)
3. Zaczarowaną torba
3.1. maść z wodnej gwiazdy
3.2. Felix Felicis
3.3. Eliksir wąchacza,
3.3 Antidotum na niepowszechne trucizny
3.4 Eliksir Garota
3.5. Czuwający strażnik
3.6. Kameleon
3.7. Eliksir kociego wzroku
3.8. Pierwszy kryształ
3.9. Drugi kryształ
3.10. 1 kg kiełbasy,
3.11. dziczyzna (kawałki różnych części jelenia obsmażone na smalcu)
3.12. suchary (zapas dla jednej osoby na dwa tygodnie)
3.13. miotłę (zwykłą)
Maghnus:
Zabieram ze sobą różdżkę, fluoryt, szatę ze skór nundu i tebo (+42 do żywotności, -2 do zwinności, we wsiąkiewce pod tabelką z żywotnością bazową umieszczona jest tabelka z żywotnością uwzględniającą bonus z szaty), buty obszyte skórą tebo (odporne na poślizg). Przedmioty dodatkowe: miotła (zwykła), eliksir senności (1 porcja, stat. 22), maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, moc +50, stat. 22), eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21). Pomniejsze z zaopatrzenia: dwie kanapki z pieczonym indykiem i pomidorkami, tabliczkę czekolady mlecznej, termos gorącej, czarnej herbaty, butelkę rumu.
Mathieu:
Różdżka;Miotła;
Talizman: Runa kwitnącej życia +17 do żywotności (dopisane do Żywotności);
Eliksiry:
1. Smocza łza (1 porcje, stat, 40, moc+5)
2. Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 22)
3. Wywar wzmacniający
4. Mieszanka antydepresyjna
Zaopatrzenie:
1 x banan, 1 x bagietka z szynką, czekolada mleczna, papierosy z tytoniu słabej jakości,
Tristan:
Serce Hespery, Eliksir kociego wzroku, Eliksir Garota
Luca:
Eliksir siły
- Niech i tak będzie - szepnęła Elvira w odpowiedzi na stwierdzenie Magnusa, które stanowiło dokładne odbicie rozkazu wydanego im przez Tristana. Choć może rozkaz był jedynie sugestią? W chwilach takich jak ta wszystko zdawało się rozmywać jak atrament na mapie, więc wolała uznawać za obowiązek spełnianie każdego polecenia śmierciożercy.
Luca, po schowaniu fiolki, skinął Tristanowi głową, zapominając o tym, że mężczyzna nie mógł go dostrzec. Nie musiał jednak nic mówić, bardziej niż słowa liczyły się czyny. Przy użyciu prostych zaklęć zdołał razem z Magnusem unieść bramę, Elvira tymczasem zadbała o to, aby ich włamanie nie rzucało się w oczy. Musiała co prawda zacisnąć zęby, gdy łańcuchy wydały zgrzyt, wyglądało jednak na to, że mieli szczęście i wartownicy na placu byli zbyt daleko, by ponad szumem deszczu, krzykami i strzelaniem iskier w płonącym młynie dosłyszeć ten drobny mankament.
Gdy tylko brama uniosła się dostatecznie wysoko, by mogli przejść, Elvira po omacku znalazła ramię Luci i łagodnie pchnęła go w kierunku wieży. Sama ruszyła śladem żołnierza, którego wcześniej wskazał im Tristan; tego, który miał za zadanie powiadomić majora.
- Chodź - mruknęła nisko, by usłyszał ją wyłącznie Magnus i ruszyła przodem, licząc na to, że czar Kameleona okaże się wystarczająco silny, by nikt ze stacjonujących nie zdołał jej wypatrzyć. Żołnierz wszedł do zamku, podążyli więc za nim.
Luca oddzielił się od Magnusa i Elviry i stojąc wciąż za barierą Salvio Hexii wyciągnął niewielką fiolkę, aby wypić podarowany mu przez Rosiera eliksir. Na chłopski rozum zdawało mu się, że skoro dostał go zaraz przed poleceniem towarzyszenia, to miał go wypić w tej chwili. Potem cicho ruszył do wieży za Tristanem, wślizgując się uchylonymi drzwiami i przymykając je za sobą. Zaklęcie uzdrowicielki zapewniało mu przewagę niewidzialności, zachowywał się więc cicho i każdy krok stawiał z ostrożnością, słuchając wymiany zdań między lordem i obcym, wykorzystując podniesiony ton mężczyzny, by bezszelestnie zakraść się bliżej. Moment zaskoczenia uznał za właściwy na działanie. W czasie, w którym mężczyzna odwrócił się, by zadać pytanie Tristanowi, Luca z całej nowo zdobytej siły chwycił go za ramiona i wykręcił je do tyłu, dociskając do pleców, próbując zmusić faceta do wypuszczenia z rąk broni.
Luca pije eliksir siły od Tristana (+35?)
1. Rzut na wykręcenie facetowi rąk przez Lucę (sprawność)
Luca, po schowaniu fiolki, skinął Tristanowi głową, zapominając o tym, że mężczyzna nie mógł go dostrzec. Nie musiał jednak nic mówić, bardziej niż słowa liczyły się czyny. Przy użyciu prostych zaklęć zdołał razem z Magnusem unieść bramę, Elvira tymczasem zadbała o to, aby ich włamanie nie rzucało się w oczy. Musiała co prawda zacisnąć zęby, gdy łańcuchy wydały zgrzyt, wyglądało jednak na to, że mieli szczęście i wartownicy na placu byli zbyt daleko, by ponad szumem deszczu, krzykami i strzelaniem iskier w płonącym młynie dosłyszeć ten drobny mankament.
Gdy tylko brama uniosła się dostatecznie wysoko, by mogli przejść, Elvira po omacku znalazła ramię Luci i łagodnie pchnęła go w kierunku wieży. Sama ruszyła śladem żołnierza, którego wcześniej wskazał im Tristan; tego, który miał za zadanie powiadomić majora.
- Chodź - mruknęła nisko, by usłyszał ją wyłącznie Magnus i ruszyła przodem, licząc na to, że czar Kameleona okaże się wystarczająco silny, by nikt ze stacjonujących nie zdołał jej wypatrzyć. Żołnierz wszedł do zamku, podążyli więc za nim.
Luca oddzielił się od Magnusa i Elviry i stojąc wciąż za barierą Salvio Hexii wyciągnął niewielką fiolkę, aby wypić podarowany mu przez Rosiera eliksir. Na chłopski rozum zdawało mu się, że skoro dostał go zaraz przed poleceniem towarzyszenia, to miał go wypić w tej chwili. Potem cicho ruszył do wieży za Tristanem, wślizgując się uchylonymi drzwiami i przymykając je za sobą. Zaklęcie uzdrowicielki zapewniało mu przewagę niewidzialności, zachowywał się więc cicho i każdy krok stawiał z ostrożnością, słuchając wymiany zdań między lordem i obcym, wykorzystując podniesiony ton mężczyzny, by bezszelestnie zakraść się bliżej. Moment zaskoczenia uznał za właściwy na działanie. W czasie, w którym mężczyzna odwrócił się, by zadać pytanie Tristanowi, Luca z całej nowo zdobytej siły chwycił go za ramiona i wykręcił je do tyłu, dociskając do pleców, próbując zmusić faceta do wypuszczenia z rąk broni.
Luca pije eliksir siły od Tristana (+35?)
1. Rzut na wykręcenie facetowi rąk przez Lucę (sprawność)
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 76
'k100' : 76
Zmarnowali kilka cennych chwil na poruszanie się po miejscu, które było zwyczajnie bezcelowe. Niestety, podjęli ryzyko, które miało pięćdziesiąt procent szans na powodzenie. W podziemnym korytarzu mogli znaleźć dodatkowe wejście do wnętrza monumentalnej budowli, tak się jednak nie stało. Marnowanie czasu w takiej chwili było problemem, musieli podjąć jak najszybszych działań, aby ta chwila marnotrawstwa odeszła w zapomnienie. Czas mijał, a wraz z nim powoli kończył się czas działania Kameleona. Nic przecież nie trwa wiecznie. Zachary musiał po omacku wsiąść na miotłę – nie widzieli siebie, a to było sporym utrudnieniem. Niemniej jednak, finalnie udało im się dotrzeć we wskazane miejsce.
Widział skąpo odzianych ludzi, poniżanych przez strażników. Widzieli ich, a to oznaczało jedno – kiedy kameleon przestanie działać, również i oni staną się dostrzegalni. Na to nie mógł pozwolić. – Salvio Hexia - wypowiedział inkantację zaklęcia, którego zadaniem było stworzenie bariery pomiędzy nimi, a osobami, które pracowały przy gaszeniu ów miejsca. Musieli pozostać dla nich niezauważalni, nie mogli tak po prostu dać się przyłapać. Nie tylko te osoby, które pracowały przy młynie, ale również od strażników. Spojrzał na mury zamku, to on był ich celem i to właśnie tak powinni się znaleźć. Nie mogli tracić więcej czasu, musieli zadziałać. - Ruszajmy w stronę krańca muru. - wyszeptał do Zachary'ego i ruszył niemal od razu. Przemieścił się bliżej miejsca, które na mapie dostarczonej przez Zachary'ego było oznaczone strzałką. Zapamiętał szczegół z mapy, załamanie muru w tym miejscu, dlatego uznał je za najwłaściwsze. Strzałki zazwyczaj oznaczały coś istotnego i to właśnie im chodziło. Zacisnął palce na arganowym drewnie swojej różdżki i w pełni skupiony skierował ją w stronę muru. - Abspectus - wypowiedział zaklęcie, chcąc umożliwić im podejrzenie tego, co znajdowało się za kamiennym murem, w miejscu, które oznaczono na mapie strzałką i literą W, z adnotacją "Kić". Miał nadzieję, że da im to szanse, możliwość zdobycia większej ilości informacji. Nie mogą tak po prostu wejść w paszczę lwa, kiedy nie mieli pojęcia co jest po drugiej stronie.
Rzuty
Widział skąpo odzianych ludzi, poniżanych przez strażników. Widzieli ich, a to oznaczało jedno – kiedy kameleon przestanie działać, również i oni staną się dostrzegalni. Na to nie mógł pozwolić. – Salvio Hexia - wypowiedział inkantację zaklęcia, którego zadaniem było stworzenie bariery pomiędzy nimi, a osobami, które pracowały przy gaszeniu ów miejsca. Musieli pozostać dla nich niezauważalni, nie mogli tak po prostu dać się przyłapać. Nie tylko te osoby, które pracowały przy młynie, ale również od strażników. Spojrzał na mury zamku, to on był ich celem i to właśnie tak powinni się znaleźć. Nie mogli tracić więcej czasu, musieli zadziałać. - Ruszajmy w stronę krańca muru. - wyszeptał do Zachary'ego i ruszył niemal od razu. Przemieścił się bliżej miejsca, które na mapie dostarczonej przez Zachary'ego było oznaczone strzałką. Zapamiętał szczegół z mapy, załamanie muru w tym miejscu, dlatego uznał je za najwłaściwsze. Strzałki zazwyczaj oznaczały coś istotnego i to właśnie im chodziło. Zacisnął palce na arganowym drewnie swojej różdżki i w pełni skupiony skierował ją w stronę muru. - Abspectus - wypowiedział zaklęcie, chcąc umożliwić im podejrzenie tego, co znajdowało się za kamiennym murem, w miejscu, które oznaczono na mapie strzałką i literą W, z adnotacją "Kić". Miał nadzieję, że da im to szanse, możliwość zdobycia większej ilości informacji. Nie mogą tak po prostu wejść w paszczę lwa, kiedy nie mieli pojęcia co jest po drugiej stronie.
Rzuty
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Pierwszy lot na miotle zdawał się tragicznym przeżyciem dla Zachary'ego. Nie wiedział, w jaki sposób miał siedzieć na kawałku zaklętego kija, jak ułożyć nogi. Sam fakt wąskiego kawałka drewna wbijającego się w pośladek był już doświadczeniem uwłaczającym jego godności, a konieczność kurczowego obejmowania przyjaciela, jedynie dopełniała tej dziwnej zmazy na honorze. Instynktownie, w momencie wzniesienia się, utracenia kontaktu ze stałym podłożem, mocniej chwycił Mathieu za szaty. I choć odezwał się w nim jakiś dziecięcy instynkt prowadzący do zamknięcia oczu, to nie uczynił tego. Świadomie powstrzymał się, wzrokiem chłonąc widok, który rozpościerał się, który był możliwy tylko dzięki temu, że w miarę bezpiecznie przelatywali na drugą stronę młynu. Doskonale też wiedział, iż cały przelot trwał krótką chwilę. Postrzegał ją jednak za znacznie dłuższą, sięgając ułudy wyobraźni tak długo, jak podeszwy butów nie dotknęły ziemi, a zamysł równowagi otrzymał stabilne podłoże, pozwalając szybko odsunąć się od Rosiera i stanąć na własnych nogach tylko po to, by w pierwszej kolejności zwalczyć zawroty głowy.
— Nie każ mi na to siadać nigdy więcej — wymamrotał w pewnym momencie, zerkając na prawo w stronę młynu. Obecność innych nie pozostawiała złudzeń. Eliksir wkrótce miał przestać działać, a oni będą na widoku, łatwi do zestrzelenia. Ufał, że Rosier swoją próbą skutecznie rozwiązał jeden z problemów. Drugi, będący w istocie rozkazem, Zachary z wolna traktował jako służalcze wystąpienie i próbę nadrobienia straconego czasu. Szept rzeczonej inkantacji rozbrzmiał w powietrzu. Shafiq powoli zbliżył się do muru, do jego krańca tak jak zasugerował towarzysz. Starał się zachować przy tym ostrożność i dystans. Wpadnięcie na Mathieu mogłoby zdradzić ich obecność jeszcze bardziej niż było to konieczne, a szansa zniknięcia za załomem nie dałaby się ziści tak łatwo. Trzymał różdżkę w pogotowiu. Nadstawił uszu i oczu, mogąc jedynie obserwować przez magiczne okno w murze, by wyciągnąć jak najwięcej informacji z tego, co znajdowało się w środku.
— Nie każ mi na to siadać nigdy więcej — wymamrotał w pewnym momencie, zerkając na prawo w stronę młynu. Obecność innych nie pozostawiała złudzeń. Eliksir wkrótce miał przestać działać, a oni będą na widoku, łatwi do zestrzelenia. Ufał, że Rosier swoją próbą skutecznie rozwiązał jeden z problemów. Drugi, będący w istocie rozkazem, Zachary z wolna traktował jako służalcze wystąpienie i próbę nadrobienia straconego czasu. Szept rzeczonej inkantacji rozbrzmiał w powietrzu. Shafiq powoli zbliżył się do muru, do jego krańca tak jak zasugerował towarzysz. Starał się zachować przy tym ostrożność i dystans. Wpadnięcie na Mathieu mogłoby zdradzić ich obecność jeszcze bardziej niż było to konieczne, a szansa zniknięcia za załomem nie dałaby się ziści tak łatwo. Trzymał różdżkę w pogotowiu. Nadstawił uszu i oczu, mogąc jedynie obserwować przez magiczne okno w murze, by wyciągnąć jak najwięcej informacji z tego, co znajdowało się w środku.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kołowrotki posłusznie się poruszyły, wprawiając w ruch bramę, mechanizmy jednak musiały być równie wiekowe co sama twierdza, a co za tym idzie, wyjątkowo hałaśliwe. Szczęk przesuwających się ogniw łańcuchów, terkotanie i metaliczne pobrzdękiwanie zagłuszały skutecznie wszelkie inne ewentualne odgłosy, uniemożliwiając usłyszenie jakichkolwiek zbliżających się kroków, Bulstrode tym bardziej polegał więc na zapamiętanych lokalizacjach rozświetlonych sylwetek i na zmyśle wzroku, wypatrując ewentualnego delikwenta do uraczenia go zaklęciem wywołującym omamy słuchowe. Iluzje chroniły ich przed zostaniem dostrzeżonymi przez wroga, wystarczył jednak jeden fałszywy dźwięk, by przykuć niepowołaną uwagę, miał tego pełną świadomość. Harmider wywołany przyjazdem transportu i zamieszanie stworzone przez pożar za murami zamku działały jednak na ich korzyść i szczęśliwie otwarcie bramy pozostało przez nikogo niezauważone, pozwalając im tym samym na wtargnięcie do środka fortyfikacji. Od jak najdłuższego utrzymania swojej obecności w zamku w tajemnicy zależało najprawdopodobniej całe powodzenie misji, szlachcic nie zamierzał się więc rozpraszać ani tym bardziej uznawać tego drobnego sukcesu za wielki czyn, gdy był to zaledwie początek ich zmagań. Co mieli spotkać w środku - wciąż nie mieli zielonego pojęcia.
- Trzymajmy się blisko - odszepnął w odpowiedzi na słowa Elviry, mając na myśli zarówno trzymanie się blisko siebie wzajemnie, jak i człowieka, który miał ich doprowadzić do rzeczonego majora. Ufał mocy iluzji zlewającej ich sylwetki z otoczeniem, dodatkowo wzmocnionej niepogodą i spowijającymi wszystko ciemnościami, czas jednak naglił, a zaklęcie nie będzie działać wiecznie. Wraz z Multon ruszył przez bramę i dalej, za żołnierzem, rozglądając się po wnętrzach w najwyższej gotowości użycia różdżki, dbając o ostrożne i możliwie bezszelestne stawianie kroków, nie pozwalając zniknąć mu z pola widzenia, ale i nie zbliżając się za bardzo, by nie wyczuł żadnego ruchu powietrza, nie usłyszał kroków ani ich oddechów i pozostawał wciąż błogo nieświadomy faktu, że miał ogon.
- Trzymajmy się blisko - odszepnął w odpowiedzi na słowa Elviry, mając na myśli zarówno trzymanie się blisko siebie wzajemnie, jak i człowieka, który miał ich doprowadzić do rzeczonego majora. Ufał mocy iluzji zlewającej ich sylwetki z otoczeniem, dodatkowo wzmocnionej niepogodą i spowijającymi wszystko ciemnościami, czas jednak naglił, a zaklęcie nie będzie działać wiecznie. Wraz z Multon ruszył przez bramę i dalej, za żołnierzem, rozglądając się po wnętrzach w najwyższej gotowości użycia różdżki, dbając o ostrożne i możliwie bezszelestne stawianie kroków, nie pozwalając zniknąć mu z pola widzenia, ale i nie zbliżając się za bardzo, by nie wyczuł żadnego ruchu powietrza, nie usłyszał kroków ani ich oddechów i pozostawał wciąż błogo nieświadomy faktu, że miał ogon.
half gods are worshipped
in wine and flowers
in wine and flowers
real gods require blood
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zamek w Warwick
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire