Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire
Zamek w Warwick
Strona 2 z 15 • 1, 2, 3 ... 8 ... 15
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zamek w Warwick
W mugolskich kręgach powszechną wiedzą jest, że okazały zamek w centrum Warwick stanowił historyczną twierdzę Warwickshire, albowiem w średniowieczu odbywały się tam jedne z najkrwawszych, a przy tym niezwykle jednostronnych bitew. Władający nim hrabia dzielnie odpierał liczne ataki nie musząc ubiegać się o pomoc swych sojuszników, albowiem położenie budowli, murów oraz w części otaczająca go rzeka pozwalała im skutecznie rozprawiać się z agresorami. Straty w ludziach zniechęcały do kolejnych napadów, które z czasem zupełnie zanikły pochłaniając za sobą najlepszych, wojennych strategów. Wieloletni spokój oraz rzekome zawieszenie broni uśpiło czujność rodu, który to zawierzył jednemu z najbardziej zaufanych i najwyżej postawionych dowódców, jakoby hrabia został otruty podczas wystawnego przyjęcia w sąsiednim hrabstwie. Po latach okazało się to kłamstwem mającym jedynie zmusić do walki na otwartej przestrzeni, którą niezaprawieni w boju wojownicy przegrali z kretesem.
Mieszkańcy zamku już nigdy nie zaznali tej samej stabilności i poczucia bezpieczeństwa, a licznie zmieniający się władcy nieuchronnie doprowadzali twierdzę do ruiny. Zdrady, egzekucje, pragnienie zawłaszczenia ziem na dobre zmieniły losy tego niegdyś wyjątkowego miejsca, które z czasem zostało okrzyknięte jako przeklęte i goszczące jedynie śmierć. Negatywne odczucia wzmocniły nowe fortyfikacje wybudowane w trakcie wojny stuletniej, a także późniejsze przekształcenie części zamku na więzienie dla politycznych jeńców.
Obecnie tajemnicą jest, co dzieje się za murami zamku. Plotki jedynie podsycały ciekawość, lecz każdy kto próbował je zweryfikować wkrótce zostawał uznany za zaginionego w niejasnych okolicznościach.
Mieszkańcy zamku już nigdy nie zaznali tej samej stabilności i poczucia bezpieczeństwa, a licznie zmieniający się władcy nieuchronnie doprowadzali twierdzę do ruiny. Zdrady, egzekucje, pragnienie zawłaszczenia ziem na dobre zmieniły losy tego niegdyś wyjątkowego miejsca, które z czasem zostało okrzyknięte jako przeklęte i goszczące jedynie śmierć. Negatywne odczucia wzmocniły nowe fortyfikacje wybudowane w trakcie wojny stuletniej, a także późniejsze przekształcenie części zamku na więzienie dla politycznych jeńców.
Obecnie tajemnicą jest, co dzieje się za murami zamku. Plotki jedynie podsycały ciekawość, lecz każdy kto próbował je zweryfikować wkrótce zostawał uznany za zaginionego w niejasnych okolicznościach.
Rozdzielenie się było sensowne. Powinni działać w taki sposób, aby maksymalnie zredukować ryzyko. Spryt i podejmowanie odpowiednich decyzji mogło okazać się cenne, dlatego efektem było rozdzielenie się na dwie grupy. Nie wiedzieli co jest w środku, mapa informowała jedynie o rozlokowaniu miejsca, ale nie o tym co mieściło się w zamku. Ilość broni, jej rodzaj, ilość strażników. To bez wątpienia miało ogromne znaczenie, a oni nie wiedzieli na ten temat nic. Musieli znaleźć się w środku i wykonać swoje zadanie. Bez względu na wszystko.
Ruszył krok za Sigrun razem z Zacharym. Powinni zająć swoje miejsce i przeprowadzić działania w odpowiedni sposób. Ukrycie się w krzakach pozwoliło im z pewnością uniknąć wystawiania się na widok oczu strażników, warunki pogodowe nie były najlepsze, ale może i to okaże się dla nich dobre. W ciemności łatwiej było się ukryć. To oczywiste, że nie uda im się przemknąć niezauważonymi, a w końcu wywiąże się walka. Nie zakładał, że mogłoby być inaczej. W tak strzeżonej twierdzi nie istniała inna możliwość.
Odwrócenie uwagi było sensownym posunięciem. Logicznym wyjściem, z którego musieli skorzystać. Wprowadzenie zamieszania to coś, co da im możliwość znalezienia się bliżej więzienia. Sigrun miała rację decydując się na taki krok. – Kiedy nie będą mogli nas dostrzec… Uda Ci się przemknąć w taki sposób, aby rozeznać się w terenie podczas zamieszania? My wylądowalibyśmy na wieży. – mruknął, patrząc najpierw na Rookwood, a później na Zachary’ego. – Nie mam kameleona, przydałby się. – dodał jeszcze. Musieli się ukryć, to było pewne i logiczne rozwiązanie. Sięgnął w końcu po różdżkę, musieli działać, nie było na co czekać w tej sytuacji. Spojrzał na mur zamku, na otoczenie wokół nich – na tyle na ile pozwalała mu roślinność, w której się ukryli. – Dissendium - wypowiedział inkantację zaklęcia w pełnym skupieniu, zaciskając smukłe palce na różdżce. Warto było spróbować. Kto wie, może gdzieś tu znajdowały się jakieś ukryte przejścia, w razie wypadku. Rozejrzał się raz jeszcze, powinni poczekać. Im ciemniej będzie tym lepiej dla nich, ukryci w mrokach nocy będą bardziej skuteczni.
Ruszył krok za Sigrun razem z Zacharym. Powinni zająć swoje miejsce i przeprowadzić działania w odpowiedni sposób. Ukrycie się w krzakach pozwoliło im z pewnością uniknąć wystawiania się na widok oczu strażników, warunki pogodowe nie były najlepsze, ale może i to okaże się dla nich dobre. W ciemności łatwiej było się ukryć. To oczywiste, że nie uda im się przemknąć niezauważonymi, a w końcu wywiąże się walka. Nie zakładał, że mogłoby być inaczej. W tak strzeżonej twierdzi nie istniała inna możliwość.
Odwrócenie uwagi było sensownym posunięciem. Logicznym wyjściem, z którego musieli skorzystać. Wprowadzenie zamieszania to coś, co da im możliwość znalezienia się bliżej więzienia. Sigrun miała rację decydując się na taki krok. – Kiedy nie będą mogli nas dostrzec… Uda Ci się przemknąć w taki sposób, aby rozeznać się w terenie podczas zamieszania? My wylądowalibyśmy na wieży. – mruknął, patrząc najpierw na Rookwood, a później na Zachary’ego. – Nie mam kameleona, przydałby się. – dodał jeszcze. Musieli się ukryć, to było pewne i logiczne rozwiązanie. Sięgnął w końcu po różdżkę, musieli działać, nie było na co czekać w tej sytuacji. Spojrzał na mur zamku, na otoczenie wokół nich – na tyle na ile pozwalała mu roślinność, w której się ukryli. – Dissendium - wypowiedział inkantację zaklęcia w pełnym skupieniu, zaciskając smukłe palce na różdżce. Warto było spróbować. Kto wie, może gdzieś tu znajdowały się jakieś ukryte przejścia, w razie wypadku. Rozejrzał się raz jeszcze, powinni poczekać. Im ciemniej będzie tym lepiej dla nich, ukryci w mrokach nocy będą bardziej skuteczni.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
The member 'Mathieu Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 96
'k100' : 96
rzuty na fulgoro (wykorzystuję absorbcję)
W oczekiwaniu na zmierzch pozostawił mapę rozpostartą na jednym z głazów, prymitywny żargon nic mu nie mówił, ale zamierzał skupić się na nim w późniejszym czasie - Luca miał opowiedzieć, co potrafi. Czuł wibracje do strony rzeki, ale nie potrafił pojąć ich natury. Majaczyły mu przed oczami wspominki wyciągnięte ze spotkania, ale ta zagadka pozostała nierozwiązana.
- Nic nie wiemy - rzucił w odpowiedzi na zapytanie Maghnusa, zaciśnięta szczęka zatrzymała profil na wezbranych wodach dłuższą chwilę; płynęły do młyna, jego informator o nim wspominał - wcześniej wydawało mu się, że młyn znajduje się w większym oddaleniu, mapa wiele wyjaśniła. Przeszła mu przez myśl wątpliwość - czy mugole wciąż z niego korzystają? A jeśli tak, czy to niesie jakieś konsekwencje? - Woda z rzeki napędza ten młyn - mój informator twierdzi, że wciąż się w nim żywią. - Czy moc rzeki mogła wpływać na niemagicznych? Nie wypowiedział tej wątpliwości na głos, zbyt zajęty trwogą. - W młynie muszą mieć zapasy jedzenia, jego podpalenie powinno zrobić w twierdzy zamieszanie. Z mapy wynika, że od tej strony nie ma tam dojścia - Odszedł parę kroków, deszcz siąpał coraz mocniej; jego pierwszą myślą było wysłać tam Lukę, ale im mocniej opadały krople deszczu, tym mocniej wydawało mu się, że mogli zaoszczędzić nieco czasu. Rzucił okiem na Bulstrode'a, który sprawdzał teren. - Czujesz coś? Zajmę się młynem - mruknął, odchodząc od grupy; nie wychodzil zza zarośli, zbliżajac się na tyle, na ile było to możliwe, nie zdradzając swojej obecności w kierunku prawej strony twierdzy, znalazłszy się bliżej nadwodnego młyna - wypowiedział inkantację przywołującą grom; burze zimą nie zdarzały się często, ale się zdarzały - pogoda sprzyjała - wykorzystanie sił natury wydawało się najszybszym rozwiązaniem.
- Fulgoro - wyszeptał, pozwalając słowom zmieszać się z wartkim nurtem szerokiej rzeki, kierując uderzenie pioruna na fragment, który z tej pozycji wydawał mu się najbardziej odpowiedni - otwarte okno, a jeśli go nie został, drewniane elementy pod strzechą, w które dało się uderzyć pod bezpiecznym dla zaklęcia kątem. Do grupy zamierzał powrócić, jeśli tylko osiągnie sukces.
przepraszamprzepraszamprzepraszam
W oczekiwaniu na zmierzch pozostawił mapę rozpostartą na jednym z głazów, prymitywny żargon nic mu nie mówił, ale zamierzał skupić się na nim w późniejszym czasie - Luca miał opowiedzieć, co potrafi. Czuł wibracje do strony rzeki, ale nie potrafił pojąć ich natury. Majaczyły mu przed oczami wspominki wyciągnięte ze spotkania, ale ta zagadka pozostała nierozwiązana.
- Nic nie wiemy - rzucił w odpowiedzi na zapytanie Maghnusa, zaciśnięta szczęka zatrzymała profil na wezbranych wodach dłuższą chwilę; płynęły do młyna, jego informator o nim wspominał - wcześniej wydawało mu się, że młyn znajduje się w większym oddaleniu, mapa wiele wyjaśniła. Przeszła mu przez myśl wątpliwość - czy mugole wciąż z niego korzystają? A jeśli tak, czy to niesie jakieś konsekwencje? - Woda z rzeki napędza ten młyn - mój informator twierdzi, że wciąż się w nim żywią. - Czy moc rzeki mogła wpływać na niemagicznych? Nie wypowiedział tej wątpliwości na głos, zbyt zajęty trwogą. - W młynie muszą mieć zapasy jedzenia, jego podpalenie powinno zrobić w twierdzy zamieszanie. Z mapy wynika, że od tej strony nie ma tam dojścia - Odszedł parę kroków, deszcz siąpał coraz mocniej; jego pierwszą myślą było wysłać tam Lukę, ale im mocniej opadały krople deszczu, tym mocniej wydawało mu się, że mogli zaoszczędzić nieco czasu. Rzucił okiem na Bulstrode'a, który sprawdzał teren. - Czujesz coś? Zajmę się młynem - mruknął, odchodząc od grupy; nie wychodzil zza zarośli, zbliżajac się na tyle, na ile było to możliwe, nie zdradzając swojej obecności w kierunku prawej strony twierdzy, znalazłszy się bliżej nadwodnego młyna - wypowiedział inkantację przywołującą grom; burze zimą nie zdarzały się często, ale się zdarzały - pogoda sprzyjała - wykorzystanie sił natury wydawało się najszybszym rozwiązaniem.
- Fulgoro - wyszeptał, pozwalając słowom zmieszać się z wartkim nurtem szerokiej rzeki, kierując uderzenie pioruna na fragment, który z tej pozycji wydawał mu się najbardziej odpowiedni - otwarte okno, a jeśli go nie został, drewniane elementy pod strzechą, w które dało się uderzyć pod bezpiecznym dla zaklęcia kątem. Do grupy zamierzał powrócić, jeśli tylko osiągnie sukces.
przepraszamprzepraszamprzepraszam
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Spodziewała się, że obecność nieznajomego wzbudzi w towarzyszach brak zaufania; na ich miejscu zareagowałaby identycznie, na swoje nieszczęście nie miała jednak możliwości poinformowania ich z wyprzedzeniem o tej nagłej zmianie składu osobowego, gdyż listy z Warwick dotarły do niej w ostatniej chwili; biorąc pod uwagę rozmiar przedsięwzięcia, byłaby głupia, gdyby zignorowała taką szansę. Nie sądziła co prawda, że będzie musiała wysyłać facetowi szczegółowe instrukcje co do przygotowania się do misji - zgubnie założyła, że każdy odznacza się podstawową inteligencją i wystarczy zaznaczyć miejsce spotkania oraz generalne zasady.
- Zimno ci? - zapytała tonem chłodniejszym nawet od skapującego im na kaptury śniegu z deszczem, odciągając uwagę mężczyzny od Sigrun; spojrzał na nią jednak dopiero po tym jak przedstawił się śmierciożerczyni z przesadną emfazą, wyciągając ramię tak, jakby chciał złapać Rookwood za dłoń i ją ucałować, przed czym Elvira musiała go powstrzymać subtelnym kopnięciem w goleń. - Nie masz ze sobą swetra?
Pytanie było retoryczne, ale Luca i tak odpowiedział:
- Mam jeden, ale zostawiłem go ojcu, poradzę sobie - powiedział z dumą wytrzymałego mężczyzny i oddanego syna, Elvira natomiast wydęła usta z niezadowoleniem, powstrzymując przeciągłe westchnienie.
- Stój prosto. Spróbuję transmutować ten... - łachman. - ...ciuch w coś cieplejszego. Acus - Tknęła krańcem różdżki materiał jego spodni, chcąc przeobrazić cienką, dziurawą tkaninę w coś znacznie bardziej przypominającego solidne, męskie sztruksy ciemnej barwy. Oby zadziałało, nie miała bowiem zamiaru go niańczyć.
Skinęła głową na powitanie Mathieu, Zachary'emu i Maghnusowi, Sigrun natomiast posyłając przeciągłe, pełne obojętności spojrzenie. Pochyliła się nad mapą wyciągniętą przez Shafiqa i uniosła brew na widok zagadkowych wyrazów oraz sprośnej ilustracji kobiety. Luca w tym czasie wylewnie odpowiadał na pytanie Tristana, słusznie wyczuwając, że nie powinien się mu sprzeciwiać.
- Sporo, panie szanowny. Chudy żem jest, ale krzepę mam w łapie, walczyć też potrafię, pięć lat spędziłem w ochronie handlu - Nietrudno było domyślić się, że jest to kreatywne określenie przemytu. - Mogę łeb rozwalić, mogę się zakraść, podsłuchać to i owo, włamać się, co tylko mi panowie i panie dobrodziejki każecie.
Ubogie słownictwo nie było czymś, z czym Elvira chciała się identyfikować, przyznać jednak musiała Luce, że cały czas mówił zaniżonym szeptem, wpatrując się we własne buty. Znał swoje miejsce i wiedział, że w położeniu, w którym teraz byli, liczyła się dyskrecja i konkrety.
Wraz z resztą przyglądała się mapie, zniesmaczona mugolskim slangiem oraz niezadowolona z dobrej strategii, jaką te szczury objęły, przejmując tak świetnie zorganizowaną fortyfikację.
- Łatwo ją uszkodzić i prościej zatrzymać niż zaklęcie, Tristan jednak ma rację, powinniśmy się spodziewać, że mają wsparcie czarodziejów, czy raczej tych, którzy chcieliby się czarodziejami nazywać - Przygryzła wargę, mrużąc oczy. - Z tej pozycji to nam będzie najbliżej do więzienia. Wie ktoś czym jest Fura? - zapytała w przestrzeń, przesuwając opuszką palca po sylwetce kobiety narysowanej w lewym dolnym rogu. - Ona jest poza mapą fortecy. Może łączniczka? - Skinęła głową zgadzając się ze stwierdzeniem Tristana, że takie jak ona mogą wiedzieć sporo.
Wafflingowi nikt nie próbował pokazywać mapy, która szybko trafiła w dwóch kopiach do rąk Zachary'ego i Tristana, więc jego szeptem rzucona uwaga na temat jednego z oznaczeń spotkała się z zaskoczeniem Elviry.
- W Rowland Rode mówimy na nowych cuwaksi. Pewnie chodzi o nowych więźniów, skoro to kić.
Elvira obrzuciła go uważnym spojrzeniem i skinęła głową.
- Wiesz czym jest to oznaczenie pod F, nad brzegiem rzeki? O tutaj? - Pociągnęła Zachary'ego za łokieć, żeby pokazał mężczyźnie mapę.
Zapytała o to zanim jeszcze Rosier i Rookwood podzielili ich na dwie grupy z wyznaczonymi celami działań. Teraz, znajdując się coraz bliżej murów fortecy, musieli poruszać się znacznie ostrożniej, pilnując kroków i obserwując, czy w mroku nikt nie zwraca na nich uwagi. Kaptur naciągnięty na głowę ukrywał jasne włosy Elviry. Z odległości widzieli poruszających się za kratami strażników, lecz określenie ich liczebności graniczyło z niemożliwością. Sama skupiła się zresztą na delikatnym drżeniu odłamka; wydawał się cieplejszy w pobliżu rzeki Avon, więc cicho zgodziła się z Maghnusem, że na miarę możliwości nie powinni zbliżać się do wody.
- Wyczuwasz jakieś pułapki? - zapytała szeptem, a gdy otrzymała odpowiedź, odwróciła się do Luci. - Rzucę na ciebie zaklęcie, dzięki któremu na krótką chwilę staniesz się niewidzialny. Wykorzystaj tę chwilę, żeby zajrzeć w okno więzienia, które zaznaczono na mapie. Powinno znajdować się tam - oceniła, kiwając głową we wspomnianym kierunku. Potem uniosła ramię, żeby rzucić na niego niewerbalne zaklęcie Kameleona.
Przyznać facetowi należało, że nie narzekał i rwał się do roboty.
Akcje Elviry
1. Acus na transmutowanie spodni Luci
2. Kameleon na Lucę (+k8)
Akcje Luci
Czytanie dla mnie mapy
Podejście i zajrzenie dla mnie w okno więzienia
- Zimno ci? - zapytała tonem chłodniejszym nawet od skapującego im na kaptury śniegu z deszczem, odciągając uwagę mężczyzny od Sigrun; spojrzał na nią jednak dopiero po tym jak przedstawił się śmierciożerczyni z przesadną emfazą, wyciągając ramię tak, jakby chciał złapać Rookwood za dłoń i ją ucałować, przed czym Elvira musiała go powstrzymać subtelnym kopnięciem w goleń. - Nie masz ze sobą swetra?
Pytanie było retoryczne, ale Luca i tak odpowiedział:
- Mam jeden, ale zostawiłem go ojcu, poradzę sobie - powiedział z dumą wytrzymałego mężczyzny i oddanego syna, Elvira natomiast wydęła usta z niezadowoleniem, powstrzymując przeciągłe westchnienie.
- Stój prosto. Spróbuję transmutować ten... - łachman. - ...ciuch w coś cieplejszego. Acus - Tknęła krańcem różdżki materiał jego spodni, chcąc przeobrazić cienką, dziurawą tkaninę w coś znacznie bardziej przypominającego solidne, męskie sztruksy ciemnej barwy. Oby zadziałało, nie miała bowiem zamiaru go niańczyć.
Skinęła głową na powitanie Mathieu, Zachary'emu i Maghnusowi, Sigrun natomiast posyłając przeciągłe, pełne obojętności spojrzenie. Pochyliła się nad mapą wyciągniętą przez Shafiqa i uniosła brew na widok zagadkowych wyrazów oraz sprośnej ilustracji kobiety. Luca w tym czasie wylewnie odpowiadał na pytanie Tristana, słusznie wyczuwając, że nie powinien się mu sprzeciwiać.
- Sporo, panie szanowny. Chudy żem jest, ale krzepę mam w łapie, walczyć też potrafię, pięć lat spędziłem w ochronie handlu - Nietrudno było domyślić się, że jest to kreatywne określenie przemytu. - Mogę łeb rozwalić, mogę się zakraść, podsłuchać to i owo, włamać się, co tylko mi panowie i panie dobrodziejki każecie.
Ubogie słownictwo nie było czymś, z czym Elvira chciała się identyfikować, przyznać jednak musiała Luce, że cały czas mówił zaniżonym szeptem, wpatrując się we własne buty. Znał swoje miejsce i wiedział, że w położeniu, w którym teraz byli, liczyła się dyskrecja i konkrety.
Wraz z resztą przyglądała się mapie, zniesmaczona mugolskim slangiem oraz niezadowolona z dobrej strategii, jaką te szczury objęły, przejmując tak świetnie zorganizowaną fortyfikację.
- Łatwo ją uszkodzić i prościej zatrzymać niż zaklęcie, Tristan jednak ma rację, powinniśmy się spodziewać, że mają wsparcie czarodziejów, czy raczej tych, którzy chcieliby się czarodziejami nazywać - Przygryzła wargę, mrużąc oczy. - Z tej pozycji to nam będzie najbliżej do więzienia. Wie ktoś czym jest Fura? - zapytała w przestrzeń, przesuwając opuszką palca po sylwetce kobiety narysowanej w lewym dolnym rogu. - Ona jest poza mapą fortecy. Może łączniczka? - Skinęła głową zgadzając się ze stwierdzeniem Tristana, że takie jak ona mogą wiedzieć sporo.
Wafflingowi nikt nie próbował pokazywać mapy, która szybko trafiła w dwóch kopiach do rąk Zachary'ego i Tristana, więc jego szeptem rzucona uwaga na temat jednego z oznaczeń spotkała się z zaskoczeniem Elviry.
- W Rowland Rode mówimy na nowych cuwaksi. Pewnie chodzi o nowych więźniów, skoro to kić.
Elvira obrzuciła go uważnym spojrzeniem i skinęła głową.
- Wiesz czym jest to oznaczenie pod F, nad brzegiem rzeki? O tutaj? - Pociągnęła Zachary'ego za łokieć, żeby pokazał mężczyźnie mapę.
Zapytała o to zanim jeszcze Rosier i Rookwood podzielili ich na dwie grupy z wyznaczonymi celami działań. Teraz, znajdując się coraz bliżej murów fortecy, musieli poruszać się znacznie ostrożniej, pilnując kroków i obserwując, czy w mroku nikt nie zwraca na nich uwagi. Kaptur naciągnięty na głowę ukrywał jasne włosy Elviry. Z odległości widzieli poruszających się za kratami strażników, lecz określenie ich liczebności graniczyło z niemożliwością. Sama skupiła się zresztą na delikatnym drżeniu odłamka; wydawał się cieplejszy w pobliżu rzeki Avon, więc cicho zgodziła się z Maghnusem, że na miarę możliwości nie powinni zbliżać się do wody.
- Wyczuwasz jakieś pułapki? - zapytała szeptem, a gdy otrzymała odpowiedź, odwróciła się do Luci. - Rzucę na ciebie zaklęcie, dzięki któremu na krótką chwilę staniesz się niewidzialny. Wykorzystaj tę chwilę, żeby zajrzeć w okno więzienia, które zaznaczono na mapie. Powinno znajdować się tam - oceniła, kiwając głową we wspomnianym kierunku. Potem uniosła ramię, żeby rzucić na niego niewerbalne zaklęcie Kameleona.
Przyznać facetowi należało, że nie narzekał i rwał się do roboty.
Akcje Elviry
1. Acus na transmutowanie spodni Luci
2. Kameleon na Lucę (+k8)
Akcje Luci
Czytanie dla mnie mapy
Podejście i zajrzenie dla mnie w okno więzienia
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 10
--------------------------------
#2 'k100' : 58
--------------------------------
#3 'k8' : 4, 2, 8
#1 'k100' : 10
--------------------------------
#2 'k100' : 58
--------------------------------
#3 'k8' : 4, 2, 8
Gdy wreszcie Zachary popadł w milczenie, w pełni skoncentrował się na obserwowaniu współtowarzyszy i otoczenia oraz analizowaniem każdego kolejne słowa, które padło w niewielkim zgromadzeniu. Ostatnie ustalenia miały okazać się najistotniejszymi z punktu widzenia tego, co mieli uczynić i w jaki sposób dostać się do zamku Warwick, aby przejąć nad nim kontrolę. Każdą cenną uwagę dotyczącą mugoli przyjmował skrupulatnie. Mimo braku szans oraz chęci na zrozumienie obcego mu świata, zdawał sobie dosyć chłodno sprawę z tego, że ich broń mogła być niebezpieczna. Nie wiedzieli jak, choć historia zdawała się podkreślać pewne aspekty w tej dziedzinie, lecz Zachary nie posiadał stosownej wiedzy. Mógł liczyć jedynie na to, czego dowiadywał się od pozostałych członków ich małej armii oraz na własne magiczne umiejętności i talenty, o których mugolskie robactwo nie wiedziało. Ci znajdujący się wraz z nim także. Z resztą zdawali się nie wiedzieć o wielu sprawach wzajemnie, ale i to nie przeszkadzało w wypełnianiu zadania powierzonego przez Czarnego Pana oraz stosownej hierarchii.
W takt mocniejszego deszczu wsiąkającego w kolejne warstwy ubrań, Zachary skupił się na poskładaniu latającego dywanu, złożywszy i schowawszy mapę pod ubranie. Nie zamierzał zostawić ze sobą jednego z najważniejszych przedmiotów, które ze sobą zabrał. Złożona zaklęta tkanina wygląda na mniejszą, lecz nie dało się jej sprawnie przenosić. Różdżka, którą ujął w dłoń, obróciła się lekko w palcach, gdy Shafiq sięgnął po tę z dziedzin magii, w której nigdy sobie nie radził, łudząc się, że znikoma wiedza w tym wypadku wystarczy. — Reducio — wyszeptał formułę, kreśląc powoli stosowny gest; a przynajmniej taki, który odnajdywał w zakamarkach pamięci. Fakt odniesienia sukcesu przyjął ze spokojem. Nie niosło to satysfakcji, niemniej doznał ulgi z powodu zniwelowania choć jednej przeszkody. Patrzył cierpliwie na kurczący się dywan do rozmiarów na tyle małych i poręcznych, że trzymanie złożonego, czy też zwiniętego środka transportu nie nastręczało trudności w transporcie. Był zatem gotów do wyruszenia i jedynie skinął w milczeniu głową w stronę Sigrun.
Przemieszczanie się w zupełnie inne miejsce traktował jako kolejny test dla własnego organizmu. Choć umoszczenie się w krzakach nie wymagało wielkiego wysiłku ze strony mięśni, to sam fakt przemieszczania i to w deszczu, nie należał do najprostszych ani najprzyjemniejszych. Poziom wilgoci na angielskich ziemiach nigdy nie odpowiadał Zachary'emu. Nadmiar wody w powietrzu służył mu jedynie w łaźniach, ale nie w otwartej i zimnej przestrzeni. Potencjalne źródło nadwyrężenia ciała i sprowadzenia osłabienia, bądź choroby ciążyło nad nimi bez dwóch zdań. Przyczajony w krzakach, poświęcił się obserwacjom zamku. Starał się dostrzec tyle, ile tylko był w stanie: wyłapać szczegóły mogące łatwo umknąć zwykłemu, niezbyt czujnemu spoglądaniu na zamek, odnaleźć charakterystyczne elementy, z których mogliby uczynić swoją przewagę w trakcie działań. Fortyfikacje obronne wszelkiej maści musiały mieć ich w sobie wiele i ufał, że wzrok dzisiaj go nie zawiedzie. Jednocześnie starał się nadążać za cichymi słowami Śmierciożerczyni.
— W przypadku problemu możemy skorzystać z mojego dywanu — odpowiedział zdawkowo, nieco głębiej przechodząc wzrokiem po górnej części fortyfikacji złożonej z wież obronnych oraz ich ewentualnych szczegółów. — Mogę też teleportować się razem z Mathieu w inne miejsce — zaproponował, zerkając na Rosiera tylko po to, by upewnić się, że drogi mu przyjaciel był świadom tej możliwości. — Mam ze sobą jedną fiolkę — odparł na postawione pytanie, po czym zamilkł, wzrokiem już skupiają się na niższych partiach zamku, powoli zmierzając w stronę mostu, fosy oraz bramy, która wedle schowanej mapy stanowiła największe zagrożenie i była chroniona najlepiej. Jeśli rzeczywiście te kilka dni, które poświęcił na studiowanie jej, miało przynieść mu odpowiedzi, to tylko i wyłącznie w tym wypadku. Na ile pakowali się w otwartą paszczę lwa, nie wiedział. I nie zastanawiał się nad tym, zdając sobie sprawę z tego, że bez względu na podjęte kroki, w ostateczności czekała ich zażarta walka z oporem.
reducio w szafce i rzucam na spostrzegawczość jako czynność angażująca
W takt mocniejszego deszczu wsiąkającego w kolejne warstwy ubrań, Zachary skupił się na poskładaniu latającego dywanu, złożywszy i schowawszy mapę pod ubranie. Nie zamierzał zostawić ze sobą jednego z najważniejszych przedmiotów, które ze sobą zabrał. Złożona zaklęta tkanina wygląda na mniejszą, lecz nie dało się jej sprawnie przenosić. Różdżka, którą ujął w dłoń, obróciła się lekko w palcach, gdy Shafiq sięgnął po tę z dziedzin magii, w której nigdy sobie nie radził, łudząc się, że znikoma wiedza w tym wypadku wystarczy. — Reducio — wyszeptał formułę, kreśląc powoli stosowny gest; a przynajmniej taki, który odnajdywał w zakamarkach pamięci. Fakt odniesienia sukcesu przyjął ze spokojem. Nie niosło to satysfakcji, niemniej doznał ulgi z powodu zniwelowania choć jednej przeszkody. Patrzył cierpliwie na kurczący się dywan do rozmiarów na tyle małych i poręcznych, że trzymanie złożonego, czy też zwiniętego środka transportu nie nastręczało trudności w transporcie. Był zatem gotów do wyruszenia i jedynie skinął w milczeniu głową w stronę Sigrun.
Przemieszczanie się w zupełnie inne miejsce traktował jako kolejny test dla własnego organizmu. Choć umoszczenie się w krzakach nie wymagało wielkiego wysiłku ze strony mięśni, to sam fakt przemieszczania i to w deszczu, nie należał do najprostszych ani najprzyjemniejszych. Poziom wilgoci na angielskich ziemiach nigdy nie odpowiadał Zachary'emu. Nadmiar wody w powietrzu służył mu jedynie w łaźniach, ale nie w otwartej i zimnej przestrzeni. Potencjalne źródło nadwyrężenia ciała i sprowadzenia osłabienia, bądź choroby ciążyło nad nimi bez dwóch zdań. Przyczajony w krzakach, poświęcił się obserwacjom zamku. Starał się dostrzec tyle, ile tylko był w stanie: wyłapać szczegóły mogące łatwo umknąć zwykłemu, niezbyt czujnemu spoglądaniu na zamek, odnaleźć charakterystyczne elementy, z których mogliby uczynić swoją przewagę w trakcie działań. Fortyfikacje obronne wszelkiej maści musiały mieć ich w sobie wiele i ufał, że wzrok dzisiaj go nie zawiedzie. Jednocześnie starał się nadążać za cichymi słowami Śmierciożerczyni.
— W przypadku problemu możemy skorzystać z mojego dywanu — odpowiedział zdawkowo, nieco głębiej przechodząc wzrokiem po górnej części fortyfikacji złożonej z wież obronnych oraz ich ewentualnych szczegółów. — Mogę też teleportować się razem z Mathieu w inne miejsce — zaproponował, zerkając na Rosiera tylko po to, by upewnić się, że drogi mu przyjaciel był świadom tej możliwości. — Mam ze sobą jedną fiolkę — odparł na postawione pytanie, po czym zamilkł, wzrokiem już skupiają się na niższych partiach zamku, powoli zmierzając w stronę mostu, fosy oraz bramy, która wedle schowanej mapy stanowiła największe zagrożenie i była chroniona najlepiej. Jeśli rzeczywiście te kilka dni, które poświęcił na studiowanie jej, miało przynieść mu odpowiedzi, to tylko i wyłącznie w tym wypadku. Na ile pakowali się w otwartą paszczę lwa, nie wiedział. I nie zastanawiał się nad tym, zdając sobie sprawę z tego, że bez względu na podjęte kroki, w ostateczności czekała ich zażarta walka z oporem.
reducio w szafce i rzucam na spostrzegawczość jako czynność angażująca
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Zachary Shafiq' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
Wszyscy oczekiwali wybicia godziny zero – to właśnie ona miała rozpocząć działania na terenach zamku, które finalnie miały doprowadzić do jego przejęcia. Mimo to nie tracili czasu, próbując wyłapać najmniejszy szczegół mogący posłużyć za wskazówkę do osiągnięcia założonego celu. Maghnus wodził wzrokiem wzdłuż wysokich murów; na oko mógł stwierdzić, że miały one około trzydziestu stóp i nieco wyżłobione merlony. Otwory były wielkości sygnetu, przez niektóre z nich przebijało światło z dziedzińca, a zatem w tym miejscu element musiał być uszkodzony na wylot. Ciężko było jednoznacznie stwierdzić jaka broń stała za tymi zniszczeniami, bowiem mogły one powstać na przestrzeni setek lat. Z tej odległości i w tych warunkach nie był w stanie określić potencjalnej szerokości murów, które po obwodzie łączyły całą twierdzę. Przyglądając się wieży ujrzał trzy okna, ułożone jedno pod drugim na różnych poziomach, jakoby piętrach. Za szybami panowała ciemność.
Bliskość wody budziła w Maghnusie uczucie niepokoju, ale nie potrafił tego w żaden sposób wyjaśnić. Jako doświadczony runista niejednokrotnie już miał okazję znajdować się w miejscach, gdzie skumulowane magiczne drobinki wyraźnie dawały o sobie znać, choć nie były dostrzegalne gołym okiem. Mógł mieć pewność, że sama rzeka nie mogła być przeklęta, na pewno nie za pomocą starożytnych znaków, albowiem teren jaki obejmowała był zbyt rozległy. Rzecz jasna istniała możliwość wykorzystania nieznanej mu sztuki, ale musiałby maczać w tym palce ktoś o niezwykle wielkiej mocy.
Pierwsze z wypowiedzianych zaklęć nie przyniosło zamierzonego rezultatu. Kapryśność magii po raz kolejny dała o sobie znać pozostawiając otwarte pytanie odnośnie liczebności wojska za murami. Niestrudzony porażką zdecydował się na wypowiedzenie kolejnego czaru, które i tym razem nie ujawniło nic niepokojącego, choć Maghnus miał pewność, co do jego skuteczności.
Elvira pragnęła zadbać o swego nowego towarzysza, lecz na nic się to zdało. W efekcie złego ruchu różdżką spodnie pozostały dziurawe oraz przemoczone. Luca nie zdawał się tym jednak przejąć, jakoby zimno nie było jego największym wrogiem. Pocierał drżące ręce oraz oblizywał zasiniałe usta próbując możliwe często wypuszczać ciepłe powietrze z ust. Nie miał tylko pomysłu na czerwone uszy.
Kolejna inkantacja przyniosła zamierzony skutek – mężczyzna zlał się z otoczeniem stając się niewidocznym dla całej trójki oraz strażników. Zgodnie z poleceniem ruszył we wskazanym kierunku oglądając się za wspomnianym oknem, lecz gdy tylko wyszedł za róg zrozumiał, że takowe znajdowały się zbyt wysoko. Nawet dwukrotnie wyższy nie byłby w stanie ich dosięgnąć, dlatego powrócił do Elviry ze złymi wieściami. Niestety nie wpadł na to, aby przy okazji się tam rozejrzeć.
Tristan podążył linią krzewów, aż po sam jej kraniec znajdujący się znacznie bliżej rzeki. Brak naturalnej bariery zmusił go do zatrzymania się i celowania z dość dużej odległości. Niesprzyjające warunki nie ułatwiały zadania, okna nie były duże, a on sam nie miał wyjątkowo czujnego oka, ale mimo to zdecydował się wypowiedzieć wymagające zaklęcie. Momentalnie niebo rozbłysnęło; jasny, przedzierający się przez chmury piorun pomknął w kierunku młyna uderzając wprost w pień drzewa znajdującego się tuż obok okna. Nie trzeba było długo czekać na pierwsze efekty, albowiem ogień pojawił się właściwie od razu i z dużą szybkością zaczął piąć się ku górze, aż po samą koronę znajdującą się na wysokości dachu młyna.
Z twierdzy zaczął docierać gwar. Elvira, która pozostała na pozycji, dostrzegła, że lufa na wieży obronnej zniknęła. Przez kraty widać było żołnierzy, którzy w szybkim tempie przemieszczali się na drugi koniec dziedzińca, po czym znikali z pola widzenia.
Pozostawiona na głazie mapa coraz mocniej nasiąkała wodą. Nakreślone linie zaczynały się rozmywać wraz z każdą kolejną kropą.
Zacharemu udało się pomniejszyć i ukryć uciążliwy dywan. Z pewnością idąc z nim na plecach przykułby czyjąś uwagę. Mugole lubujący się w komiksach i filmach mogliby go uznać za Supermana, który wówczas przechodził szczyt swej popularności. Na całe szczęście nie przyszło mu rozdawać autografów.
Po odłączeniu się od reszty grupy trójka czarodziejów miała znacznie dłuższą drogę do przebycia. Pragnąc znaleźć się po drugiej stronie młyna musieli obejść znacznie większą część murów pozostając przy tym niezauważonym. Nietypowe ukształtowanie terenu z pewnością sprawiło problemy w trakcie budowy twierdzy, jednakże dzięki temu zyskała duże walory strategiczne. W niektórych miejscach mury były niższe ze względu na wzniesienie, zaś kawałek dalej zdawały się „wbijać” głęboko w ziemię z uwagi na duży spadek. Zapewniało to naturalną barierę, pozwalało wydrążyć tunele i korytarze, które znane były nielicznym, głównie właścicielom tych ziem. Wówczas działały na korzyść mugolskiego wojska, jakie mogło zaatakować znienacka, nawet po utracie części terenu lub poszczególnej budowli.
Kiedy w końcu dotarli na miejsce i zbliżyli się na bezpieczną odległość do zamku zorientowali się, że zabudowy były ustawione na wzniesieniu wzmocnionym od strony rzeki wysokimi fundamentami. Stali na wprost pojedynczej wieży obronnej, która wznosiła się ponad murami na samym rogu twierdzy.
Zachary poświęcił sporo czasu na przyjrzenie się fortyfikacjom. Na pierwszy rzut oka widać było, że została podzielona na piętra, gdyż dolna część była znacznie szersza, niżeli umiejscowiona na środku nadbudowa. Tworzyło to swego rodzaju przestrzeń otoczoną blankami, dookoła wyższej partii wieży, którą swobodnie było można się przemieszczać. We wrębach mógł dostrzec przemieszczających się żołnierzy. Było ich dwóch. Na szczycie wieży obronnej również byli strażnicy, choć o wiele mniej widoczni. Ciężko było ustalić ich liczbę - być może był to jeden i ten sam.
Po lewej stronie od niej, nieco bardziej z tyłu, znajdował się pokaźnych rozmiarów młyn, z którego okien nie docierało żadne światło. Dach kończył się w połowie wysokości muru, na którego szczycie znajdowało się wąskie pasmo zieleni, a wyżej znajdowała się już właściwa zabudowa twierdzy. Boczna ściana budynku łączyła się z kamienną zaporą, ale nie mógł stwierdzić, czy znajdowało się tam jakieś przejście. Koło wodne kręciło się leniwie, lecz nikt nie znajdował się w jego pobliżu.
Po prawej stronie od wieży narożnej znajdował się wysunięty przed kurtynę barbakan, a w nim brama o jaką zapewne chodziło Sigrun – w końcu pamiętała ją z planu. Najwyraźniej mapa nie była nader szczegółowa, bo nie było w niej nic wspomniane o tej budowli fortyfikacyjnej. Składał się on z rondeli i szyi łączącej go z bramą. Nie było tam mechanizmu o jakim myślała Śmierciożerczyni - most nie podnosił się, był zbudowany na stałe nad suchą fosą. Pod takim kątem nie był też w stanie ocenić, czy w przejściu znajdowały się kraty, czy tez mugole wymyślili coś innego. Stróżówka przylegająca do barbakanu wznosiła się ponad linię murów, w środku nie była zabudowana, a jedynie dookoła. Na każdym rogu znajdowały się budowle na kształt wież obronnych, choć znacznie mniejszych w swej średnicy i niższych niżeli reszta w twierdzy. Cztery szczyty połączone były wąskimi łączeniami. Każde stanowisko zajęte było przez dwóch strażników z długą bronią.
U ponurzy narożnej wieży po barbakan i dalej, ciągnęła się sucha fosa. Przejście przez niego niezauważonym było wręcz niemożliwe i wymagało niemałej sprawności.
Sigrun nie wyczuła obecności żadnych pułapek, a zaraz po tym jak wypowiedziała kolejne zaklęcie odkryła położenie dziesiątek żołnierzy, cywili lub służby, które wędrowały po południowo-wschodniej części zamku oraz dziedzińcu. Ilość jasnych punktów była ogromna, niemożliwym było przyjrzeć się im wszystkim. Dostrzegła jednak, że w narożnej wieży stało sześciu ludzi na czterech wysokościach, w tym dwóch, których widziała już wcześniej i kolejnych dwóch na samym szczycie. Wzdłuż muru łączącego wieżę narożną z barbakanem żołnierze poruszali się w kilku grupach, zwykle po pięć, sześć osób. Na parterze zamku ujrzała sylwetki w różnych pozycjach – siedzącej, leżącej oraz rzecz jasna stojącej. Były tam kobiety, co mogła poznać po konturach sylwetki. Nieco niżej, jakby pod ziemią również przemieszczały się jasne punkty.
Wydawać by się mogło, że zaklęcie Mathieu nie przyniosło żadnego skutku, lecz po chwili uszu całej trójki doszedł charakterystyczny szczęk. Nieopodal młyna pojawił się otwarty właz, a zaraz po nim bliźniaczy po drugiej stronie rzeki, którego byście nie zobaczyli, gdyby nie krótki błysk. W pobliżu was nie było żadnego mostu przecinającego nurt.
Momentalnie niebo rozświetlił piorun i uderzył gdzieś w okolice młyna, po drugiej jego stronie. Trójka czarodziejów nie była w stanie określić dokładnej lokalizacji, jednakże wspinające się płomienie pochłaniały drzewo. Zapanował gwar, strażnicy narożnej wieży zaczęli nawoływać i nerwowo przemieszczać się na niższe partie budynku. Cała trójka była świadkiem, jak zapaliło się światło wewnątrz młyna i otworzyły drzwi, z których wyszło trzech żołnierzy z długą bronią oraz czerech mężczyzn odzianych dość skąpo jak na panujące warunki. W dłoniach trzymali drewniane wiadra, ale kiedy zorientowali się, że ogień jest z drugiej strony wrócili do wnętrza budynku i zamknęli drzwi.
Po chwili wybiła dwudziesta druga, rozszalały się dzwony, które stłumiły dochodzące z twierdzy krzyki. Nikomu jednak nie przyszło zobaczyć nic więcej, ale mogli domyślać się, że właśnie nadjechał zapowiedziany transport.
Rozpoczynamy turę numer 3.
Czas na odpis: 08.11.2021 / 22:00
Poniżej zamieściłam mapę z prostym oznaczeniem, abyśmy dokładnie wiedzieli, gdzie znajdują się obie drużyny. Rzecz jasna rozstawienie ich podparte jest opisami w postach.
- Mapa:
Czerwona kropka to grupa Tristana, zielona Sigrun.
- Żywotność i EM:
Elvira: 221/221 | 48/50
Zachary: 200/200 | 49/50
Sigrun: 227/227 | 46/50
Maghnus: 254/254 | 46/50
Mathieu: 211/211 | 48/50
Tristan: 200/200 | 44/50
Luca: 195/205 (-10 wychłodzenie) | 50/50
- Ekwipunek:
- Elvira:
Mam przy sobie różdżkę, talizman runa kwitnącego życia +31 do żywotności (ujęty w tabelce z żywotnością we wsiąkiewce), mieszankę antydepresyjną i kryształ. Na szyi oczywiście kamień od Czarnego Pana na łańcuszku.
Z pomniejszych zabieram ze sobą też dwie kanapki z pomidorkiem, paczkę sucharów, herbatę w butelce i bordową chustkę, którą Drew kiedyś zostawił w moim mieszkaniu.
Zachary:
Różdżka, Talizman: Runa Otwartego Oka (+8 do rzutu k100 na spostrzegawczość +5 do rzutów k100 na zaklęcia wykrywające iluzje; odporność na zaklęcia oślepiające)
1. Magiczny kompas
2. Nakładka na pas z sakwami (w środku):
2.1. Antidotum podstawowe (1 porcja)
2.2. Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, moc 17)
2.3-4. Wywar wzmacniający (2 porcje, stat.8 )
2.5. Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat 40)
2.6. Czuwający Strażnik (1 porcja, moc 28)
2.7. Kameleon (1 porcje, stat. 40, moc +15)
2.8. Piersiówka "Bez Dna"
3. Wisior z agatem
4. Latający dywan
Sigrun:
Pierścień z Okiem Ślepego na palcu lewej dłoni
2. Medalion z runą krwi trolla (+2 do pż/tura)
3. Zaczarowaną torba
3.1. maść z wodnej gwiazdy
3.2. Felix Felicis
3.3. Eliksir wąchacza,
3.3 Antidotum na niepowszechne trucizny
3.4 Eliksir Garota
3.5. Czuwający strażnik
3.6. Kameleon
3.7. Eliksir kociego wzroku
3.8. Pierwszy kryształ
3.9. Drugi kryształ
3.10. 1 kg kiełbasy,
3.11. dziczyzna (kawałki różnych części jelenia obsmażone na smalcu)
3.12. suchary (zapas dla jednej osoby na dwa tygodnie)
3.13. miotłę (zwykłą)
Maghnus:
Zabieram ze sobą różdżkę, fluoryt, szatę ze skór nundu i tebo (+42 do żywotności, -2 do zwinności, we wsiąkiewce pod tabelką z żywotnością bazową umieszczona jest tabelka z żywotnością uwzględniającą bonus z szaty), buty obszyte skórą tebo (odporne na poślizg). Przedmioty dodatkowe: miotła (zwykła), eliksir senności (1 porcja, stat. 22), maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, moc +50, stat. 22), eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21). Pomniejsze z zaopatrzenia: dwie kanapki z pieczonym indykiem i pomidorkami, tabliczkę czekolady mlecznej, termos gorącej, czarnej herbaty, butelkę rumu.
Mathieu:
Różdżka;
Miotła;
Talizman: Runa kwitnącej życia +17 do żywotności (dopisane do Żywotności);
Eliksiry:
1. Smocza łza (1 porcje, stat, 40, moc+5)
2. Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 22)
3. Wywar wzmacniający
4. Mieszanka antydepresyjna
Zaopatrzenie:
1 x banan, 1 x bagietka z szynką, czekolada mleczna, papierosy z tytoniu słabej jakości,
Tristan:
Serce Hespery, Eliksir siły, Eliksir kociego wzroku, Eliksir Garota
- Powinnam - odpowiedziała Sigrun na pytanie Mathieu. Pod postacią mgły byłaby nieuchwytna, w ciemności niemal niezauważalna, ufała sobie w tej kwestii. Użycie latającego dywanu zaś było ostatecznością, za mocno przyciągał uwagę, miotła wydawała się dyskretniejsza. - Dobrze wiedzieć, że panujesz nad teleportacją łączną - mruknęła. Nie wiedziała tego wcześniej, a to bardzo cenna umiejętność.
Im dłużej przyglądała się z kryjówki, którą znaleźli nieopodal murów zamku, tym większego Sigrun nabierała przekonania, że pomyliła się ze zwodzonym mostem. Nie dostrzegła tego wcześniej na mapie, teraz jednak była pewna, że to barbakan, most zaś się nie podnosił. Nie widziała, czy brama ma kraty, czy też nie; nawet jeśli, to dla niej, pod postacią mgły nie byłby to problem, lecz Mathieu wraz z Zacharym nie byliby w stanie przelecieć. Chyba, że unieśliby się ponad mury. Obejście zamku, aby przejść do suchej fosy nie wchodziło w grę, zbyt wielu czarownica dostrzegła tam strażników z długimi, metalowymi rurami, na które mieli uważać.
- W najbliższej okolicy nie użyto żadnych zabezpieczeń. Co nie oznacza, że nie będzie ich nigdzie - podzieliła się szeptem informacjami, które zdobyła dzięki poprawnie rzuconemu zaklęciu. Nie wyczuła pułapek, miała pewność własnych słów. Wątpliwości nie pozostawiał także drugi czar - zamek Warwick był pełen ludzi. Ilość konturów jakie dostrzegała Rookwood była większa niż się spodziewała. - Tak jak myślałam - na wieży są wartownicy. Dwóch na szczycie. Na murach jest kilka grup. Po pięcioro albo sześcioro. W tamtej narożnej wieży jest w sumie sześciu ludzi. Właściwie na każdym piętrze ktoś jest, kobiety także - mówiła dalej, informując Rosiera i Shafiqa o tym, co sama zdołała zobaczyć. To co jednak najbardziej wzbudziło uwagę Śmierciożerczyni były to jasne punkty pod ziemią. - Pod powierzchnią też ktoś jest. W zamkach takich jak ten więźniów trzymano w lochach. Najprawdopodobniej są właśnie pod ziemią, pewnie je wykorzystali - zastanowiła się. Pytanie tylko brzmiało jak mieli się dostać niżej - ale odpowiedź nadeszła, kiedy Mathieu rzucił zaklęcie Dissendium. Charakterystyczny szczęk przyciągnął uwagę Sigrun, która zwróciła spojrzenie w tamtą stronę. Na pełnych ustach pod maską wykwitł uśmiech. Ukryte przejście zatem istniało.
- Przejdziemy tamtędy... - zaczęła mówić cicho, wtedy jednak rozległ się grzmot, jasny błysk pioruna, który spadł na młyn na chwilę ją oślepił. Czy to właśnie to zamieszanie, na jakie czekali? Wygrzebała z zaczarowanej torby fiolkę eliksiru oznaczoną jako Kameleon i podała ją Mathieu. - Wypij od razu. Ty też, Shafiq - poleciła im obu. Ogień rzucał światło, musieli się ukryć, zbyt wielu było żołnierzy na murach. - Nie będzie lepszego momentu - zwróciła się do swoich towarzyszy Sigrun cichym tonem, kiedy mężczyźni, którzy wybiegli z młyna, powrócili do niego, zamykając za sobą drzwi. Teraz mieli szansę przemknąć się do włazu niepostrzeżenie. Sama machnęła odpowiednio różdżką, aby rzucić na siebie zaklęcie Kameleona i ukryć się przed wzrokiem mugoli jak Mathieu oraz Zachary.
- Pójdę do włazu pierwsza, nie będziemy się widzieć, dam wam znak, kiedy będę na dole, żebyśmy na siebie nie wpadli - wyrzekła cicho, po czym ruszyła pierwsza, opuszczając ich kryjówkę w zaroślach. Szybkim, energicznym krokiem zaczęła podążać w stronę włazu, który odkrył Mathieu swoim zaklęciem.
Starała się ostrożnie zejść na sam dół i dopiero wtedy powiedziała cicho, unosząc wzrok do góry i odsuwając się, by pozwolić dwójce towarzyszy bezpiecznie zejść: - Schodźcie i wy.
Im dłużej przyglądała się z kryjówki, którą znaleźli nieopodal murów zamku, tym większego Sigrun nabierała przekonania, że pomyliła się ze zwodzonym mostem. Nie dostrzegła tego wcześniej na mapie, teraz jednak była pewna, że to barbakan, most zaś się nie podnosił. Nie widziała, czy brama ma kraty, czy też nie; nawet jeśli, to dla niej, pod postacią mgły nie byłby to problem, lecz Mathieu wraz z Zacharym nie byliby w stanie przelecieć. Chyba, że unieśliby się ponad mury. Obejście zamku, aby przejść do suchej fosy nie wchodziło w grę, zbyt wielu czarownica dostrzegła tam strażników z długimi, metalowymi rurami, na które mieli uważać.
- W najbliższej okolicy nie użyto żadnych zabezpieczeń. Co nie oznacza, że nie będzie ich nigdzie - podzieliła się szeptem informacjami, które zdobyła dzięki poprawnie rzuconemu zaklęciu. Nie wyczuła pułapek, miała pewność własnych słów. Wątpliwości nie pozostawiał także drugi czar - zamek Warwick był pełen ludzi. Ilość konturów jakie dostrzegała Rookwood była większa niż się spodziewała. - Tak jak myślałam - na wieży są wartownicy. Dwóch na szczycie. Na murach jest kilka grup. Po pięcioro albo sześcioro. W tamtej narożnej wieży jest w sumie sześciu ludzi. Właściwie na każdym piętrze ktoś jest, kobiety także - mówiła dalej, informując Rosiera i Shafiqa o tym, co sama zdołała zobaczyć. To co jednak najbardziej wzbudziło uwagę Śmierciożerczyni były to jasne punkty pod ziemią. - Pod powierzchnią też ktoś jest. W zamkach takich jak ten więźniów trzymano w lochach. Najprawdopodobniej są właśnie pod ziemią, pewnie je wykorzystali - zastanowiła się. Pytanie tylko brzmiało jak mieli się dostać niżej - ale odpowiedź nadeszła, kiedy Mathieu rzucił zaklęcie Dissendium. Charakterystyczny szczęk przyciągnął uwagę Sigrun, która zwróciła spojrzenie w tamtą stronę. Na pełnych ustach pod maską wykwitł uśmiech. Ukryte przejście zatem istniało.
- Przejdziemy tamtędy... - zaczęła mówić cicho, wtedy jednak rozległ się grzmot, jasny błysk pioruna, który spadł na młyn na chwilę ją oślepił. Czy to właśnie to zamieszanie, na jakie czekali? Wygrzebała z zaczarowanej torby fiolkę eliksiru oznaczoną jako Kameleon i podała ją Mathieu. - Wypij od razu. Ty też, Shafiq - poleciła im obu. Ogień rzucał światło, musieli się ukryć, zbyt wielu było żołnierzy na murach. - Nie będzie lepszego momentu - zwróciła się do swoich towarzyszy Sigrun cichym tonem, kiedy mężczyźni, którzy wybiegli z młyna, powrócili do niego, zamykając za sobą drzwi. Teraz mieli szansę przemknąć się do włazu niepostrzeżenie. Sama machnęła odpowiednio różdżką, aby rzucić na siebie zaklęcie Kameleona i ukryć się przed wzrokiem mugoli jak Mathieu oraz Zachary.
- Pójdę do włazu pierwsza, nie będziemy się widzieć, dam wam znak, kiedy będę na dole, żebyśmy na siebie nie wpadli - wyrzekła cicho, po czym ruszyła pierwsza, opuszczając ich kryjówkę w zaroślach. Szybkim, energicznym krokiem zaczęła podążać w stronę włazu, który odkrył Mathieu swoim zaklęciem.
Starała się ostrożnie zejść na sam dół i dopiero wtedy powiedziała cicho, unosząc wzrok do góry i odsuwając się, by pozwolić dwójce towarzyszy bezpiecznie zejść: - Schodźcie i wy.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
- Z całą pewnością - odpowiedział Elvirze, kiedy zastanowiła się, czy dziewczyna, przy przezwisku której narysowano piersi, była łączniczką. Ostatecznie przy odpowiednich czynnikach sytuacyjnych można było to tak nazwać. Uniósł nieznacznie jedną brew, kiedy ich towarzysz oznajmił, że miał krzepę, po prawdzie - zmarznięty - nie wyglądał. Wkrótce jednak zniknął, udając się w kierunku młyna - zdawał sobie sprawę z tego, że jego zamiary nie były proste, zdołał jednak skumulować moc, która wywołała uderzenie piorunem. Nie w młyn, ale tuż obok; korona drzewa wnet mogła zająć dach młyna. Deszcz ułatwi gaszenie pożaru, nie mieli dużo czasu. Patrzył tylko chwilę na świetlistą łunę, wycofując się z powrotem do pozostałych. Dostrzegł mapę, którą pozostawił im do przejrzenia - podniszczoną już kroplami deszczu, beztrosko pozostawioną samej sobie.
- Multon, mapa, wydaje ci się, że mamy nadmiar informacji? - rzucił krótko, sucho, nim skinął jej i Maghnusowi na pobliską bramę - już czas. Czy na dziedzińcu zamieszania było już dość, by mogli wejść do środka z zachowaniem elementu zaskoczenia? Wydawało mu się, że tak - a w każdym razie, że lepszej okazji tego wieczoru już nie będzie. Krata wydawała się zamknięta, z pewnością była, ale poradzenie sobie z nią nie mogło być trudne - przecież to tylko mugolska technologia. - Mówiłeś, że potrafisz się włamywać - przypomniał Luce, samemu przywołując najczarniejsze moce, które pozwoliłyby mu się scalić w otaczającą ich ciemnością; w formie czarnej mgły zamierzał wzbić się wzdłuż muru, wpełznąć między baszty i znaleźć się na najbliższej wieży obronnej, upewniając się, że na miejscu było pusto.
- Multon, mapa, wydaje ci się, że mamy nadmiar informacji? - rzucił krótko, sucho, nim skinął jej i Maghnusowi na pobliską bramę - już czas. Czy na dziedzińcu zamieszania było już dość, by mogli wejść do środka z zachowaniem elementu zaskoczenia? Wydawało mu się, że tak - a w każdym razie, że lepszej okazji tego wieczoru już nie będzie. Krata wydawała się zamknięta, z pewnością była, ale poradzenie sobie z nią nie mogło być trudne - przecież to tylko mugolska technologia. - Mówiłeś, że potrafisz się włamywać - przypomniał Luce, samemu przywołując najczarniejsze moce, które pozwoliłyby mu się scalić w otaczającą ich ciemnością; w formie czarnej mgły zamierzał wzbić się wzdłuż muru, wpełznąć między baszty i znaleźć się na najbliższej wieży obronnej, upewniając się, że na miejscu było pusto.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 30
'k100' : 30
Wodził spojrzeniem po murach, po niewielkich otworach, przez które przebijało światło, a następnie po wieży - trzy okienka, jedno pod drugim, nie ukazywały niczego oprócz ciemności. Czy to możliwe, że wieża została nieobsadzona, czy po prostu warujący w niej strażnik postanowił uciąć sobie smaczną drzemkę? Bulstrode skrzywił usta, gdy pierwsze z zaklęć nie przyniosło upragnionego efektu, lecz nie zamierzał rezygnować z dalszej próby, ani stwierdzać, że sprawdzenie terenu jest zbędne i mogą wchodzić do środka bez rozeznania. - Homenum Revelio - ponowił inkantację głosem przyciszonym, choć pełnym zdecydowania, pragnąc dostrzec rozświetlone punkty po drugiej stronie murów - sprawdzić, czy przemieszczają się zgodnie z przewidywaniami, czy wieże są obstawione, a jak tak, jak licznie. - Nie wyczuwam żadnych pułapek - odpowiedział na pytanie Tristana, kręcąc przecząco głową. Czy ilość wojsk kryjących się w twierdzy była aż tak liczna, że wspierający ich czarodzieje z pełną świadomością zrezygnowali z zabezpieczania terenu magią? Zaklęcie Elviry również się nie powiodło, a towarzyszący jej mężczyzna nie zyskał cieplejszego odzienia. Czerwone uszy i sine usta nie zwiastowały niczego dobrego, nie mieliby z niego pożytku, gdyby wychłodzenie wysysało z niego energię witalną - potrzebowali go czujnego i sprawnego, inaczej nie miałby dla nich żadnej wartości. Westchnął ciężko, rozsupłując wełniany szal z własnej szyi, gruby i duży najprawdopodobniej miał być najporządniejszym, najcieplejszym i najdroższym elementem garderoby, jaki ten biedak kiedykolwiek dostanie w swe ręce. - Waffling, nie widzę cię - szepnął, gdy dzięki zaklęciu Kameleona Luca zlał się z otoczeniem. - Weź i owiń się szczelnie, zamarznięty na śmierć na nic się nam nie przydasz - dodał, wyciągając przed siebie rękę z szalem, licząc na to, że mężczyzna go usłucha. Sam uniósł futrzasty kołnierz płaszcza wyżej i zapiął dwa górne guziki, by w ten sposób okryć własną szyję i uszy.
- Elviro, byłabyś tak miła i ukryła zaklęciem również mnie? - zwrócił się do panny Multon, sam będąc daleki od biegłości w dziedzinie transmutacji, o czym też świadczyła nieudana próba zmniejszenia miotły zaklęciem Reducio. Zacisnął usta w wąską linię, po czym zmienił plan; nie mogąc pomniejszyć miotły, nie miał innego wyboru jak ukryć ją w pobliskich zaroślach i liczyć na to, że gdy będzie mu potrzebna i przyzwie ją do siebie, nic nie zatrzyma jej po drodze. Gdy skończył akcję maskowania miotły w krzakach, spojrzał ponownie na wąską bramę. Dzwony szalały w najlepsze, musiał nadejść czas przyjazdu zapasów, a zatem nie powinni już dłużej zwlekać. - Zakradnijmy się pod mury i bramę, jeśli jesteście gotowi - zwrócił się do Elviry i, chyba, Luci, po czym powolnym krokiem, ostrożnie i z rozmysłem ruszył we wskazanym kierunku.
- Elviro, byłabyś tak miła i ukryła zaklęciem również mnie? - zwrócił się do panny Multon, sam będąc daleki od biegłości w dziedzinie transmutacji, o czym też świadczyła nieudana próba zmniejszenia miotły zaklęciem Reducio. Zacisnął usta w wąską linię, po czym zmienił plan; nie mogąc pomniejszyć miotły, nie miał innego wyboru jak ukryć ją w pobliskich zaroślach i liczyć na to, że gdy będzie mu potrzebna i przyzwie ją do siebie, nic nie zatrzyma jej po drodze. Gdy skończył akcję maskowania miotły w krzakach, spojrzał ponownie na wąską bramę. Dzwony szalały w najlepsze, musiał nadejść czas przyjazdu zapasów, a zatem nie powinni już dłużej zwlekać. - Zakradnijmy się pod mury i bramę, jeśli jesteście gotowi - zwrócił się do Elviry i, chyba, Luci, po czym powolnym krokiem, ostrożnie i z rozmysłem ruszył we wskazanym kierunku.
half gods are worshipped
in wine and flowers
in wine and flowers
real gods require blood
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Szare krople atramentu spływały powoli po pergaminie, dostrzegła to jednak dopiero wtedy, gdy Tristan zwrócił jej uwagę. Cholerna mapa leżała zostawiona na kamieniu, więc szybko schyliła się, prawie uklękła, żeby złapać ją i przygarnąć do siebie. Była wściekła, gdy zdała sobie sprawę z idiotyzmu popełnionego błędu, ale po miesiącach praktyki wśród Rycerzy potrafiła już zapanować nad sobą dość, by nie odgryźć się Rosierowi, że to on ją tu przecież zostawił. To że stała najbliżej o niczym nie świadczyło. Tak przynajmniej to sobie tłumaczyła, szukanie winnych jednak nie miało sensu, nie mieli na to czasu.
- Reparo - stuknęła w pergamin, żywiąc nadzieję, że zdoła naprawić te linie, które już się rozmazały. Mapa wciąż była czytelna, lepsze to niż nic, ale wciąż mogła próbować. Potem schowała mapę do wewnętrznej kieszeni płaszcza, przy sercu obok swojej bordowej chustki, i odwróciła się do Luci akurat w porę, by zobaczyć jak Maghnus próbuje wręczyć mu szal, powiewając materiałem w powietrzu tak długo, dopóki nie zniknął mu z dłoni, przybierając - jak mniemała - odcień otoczenia.
Luca po sprawdzeniu wskazanego przez Elvirę okna - na nieszczęście mieszczącego się zbyt wysoko, aby mógł tam sięgnąć nawet opierając stopy na kamieniach wkoło muru - wrócił i stanął przy kobiecie tak blisko, że ta wzdrygnęła się, gdy dobiegł do niej jego głos.
- Jeśli mam zajrzeć w okno, to będzie mi potrzebna miotła, w deszczu mur jest za śliski na próbę wspinaczki.
Elvira odwróciła się, czując nieswojo z faktem, że nie może spojrzeć Luce w oczy. Nie mogła także zobaczyć jak wychudzony mężczyzna owija sobie ofiarowany przez Maghnusa szal wkoło szyi, końcówkę zatykając za poły starego płaszcza. Szal był gruby, ciepły i miękki.
- Na bogato. Dzięki, panie lordzie.
Uśmiechnęła się kątem ust, a potem skinęła głową Maghnusowi, zbliżając się do niego, by oprzeć różdżkę i na jego głowie i niewerbalnie nałożyć czar Kameleona.
Pożar wzniecony przez Tristana odciągnął uwagę przynajmniej części żołnierzy; dostrzegła to po znikającej z otworu rurze, która musiała stanowić jakąś formę mugolskiej broni. Być może tą samą, z którą miała niegdyś do czynienia podczas walki na ziemiach Burke'ów.
- To właściwy moment. Zostawmy to więzienie drugiej grupie. Luca, dobrze radzisz sobie z zamkami, prawda? - Cichy pomruk potwierdzenia był wszystkim, co potrzebowała usłyszeć. - Ruszcie z Maghnusem pierwsi, zajrzyjcie za kraty, jeśli wam się uda, możecie próbować je otworzyć. Idę tuż za wami. Jeśli coś pójdzie nie tak, będę was osłaniać. - Powiodła wzrokiem za Tristanem, który przemienił się w czarną mgłę. Choć chciałaby czuć się jak druga po nim najpotężniejsza osoba w towarzystwie, wiedziała, że zapewne tak nie jest; mogła jednak sprawiać wrażenie bardziej pewnej siebie niż była w rzeczywistości.
Luca nie zwlekał, z przyzwyczajenia kiwając głową Maghnusowi; czuł, że jest to moment, w którym może okazać panience Multon i lordom swoją wartość i wdzięczność. Podszedł do bramy jako pierwszy, tak przynajmniej sądził, dzięki zaklęciu Elviry nie obawiając się dostrzeżenia. Nie zdawał sobie całkiem sprawy z tego, że zaklęcie Kameleona nie jest niemożliwe do zdemaskowania. Ostrożnie stawiał kroki, nawet mimo trzasków płonącego młyna nie chcąc wydać żadnego niepotrzebnego dźwięku. Przy kracie od razu podjął się poszukiwania klamki, zamka, jakiegokolwiek rodzaju zatrzasku, z którym mógłby poradzić sobie - jeszcze nie magią, lecz sprytem. Nie byłyby to pierwsze wrota, które by tak sforsował, na pewno też nie ostatnie.
Elvira podążyła za Maghnusem i Lucą, pozostając jednak kilka kroków za nimi, w cieniu muru, przemieszczając się powoli wzdłuż zimnej ściany.
1. Reparo na mapę
2. Kameleon na Maghnusa
3. Zręczne ręce Luci
- Reparo - stuknęła w pergamin, żywiąc nadzieję, że zdoła naprawić te linie, które już się rozmazały. Mapa wciąż była czytelna, lepsze to niż nic, ale wciąż mogła próbować. Potem schowała mapę do wewnętrznej kieszeni płaszcza, przy sercu obok swojej bordowej chustki, i odwróciła się do Luci akurat w porę, by zobaczyć jak Maghnus próbuje wręczyć mu szal, powiewając materiałem w powietrzu tak długo, dopóki nie zniknął mu z dłoni, przybierając - jak mniemała - odcień otoczenia.
Luca po sprawdzeniu wskazanego przez Elvirę okna - na nieszczęście mieszczącego się zbyt wysoko, aby mógł tam sięgnąć nawet opierając stopy na kamieniach wkoło muru - wrócił i stanął przy kobiecie tak blisko, że ta wzdrygnęła się, gdy dobiegł do niej jego głos.
- Jeśli mam zajrzeć w okno, to będzie mi potrzebna miotła, w deszczu mur jest za śliski na próbę wspinaczki.
Elvira odwróciła się, czując nieswojo z faktem, że nie może spojrzeć Luce w oczy. Nie mogła także zobaczyć jak wychudzony mężczyzna owija sobie ofiarowany przez Maghnusa szal wkoło szyi, końcówkę zatykając za poły starego płaszcza. Szal był gruby, ciepły i miękki.
- Na bogato. Dzięki, panie lordzie.
Uśmiechnęła się kątem ust, a potem skinęła głową Maghnusowi, zbliżając się do niego, by oprzeć różdżkę i na jego głowie i niewerbalnie nałożyć czar Kameleona.
Pożar wzniecony przez Tristana odciągnął uwagę przynajmniej części żołnierzy; dostrzegła to po znikającej z otworu rurze, która musiała stanowić jakąś formę mugolskiej broni. Być może tą samą, z którą miała niegdyś do czynienia podczas walki na ziemiach Burke'ów.
- To właściwy moment. Zostawmy to więzienie drugiej grupie. Luca, dobrze radzisz sobie z zamkami, prawda? - Cichy pomruk potwierdzenia był wszystkim, co potrzebowała usłyszeć. - Ruszcie z Maghnusem pierwsi, zajrzyjcie za kraty, jeśli wam się uda, możecie próbować je otworzyć. Idę tuż za wami. Jeśli coś pójdzie nie tak, będę was osłaniać. - Powiodła wzrokiem za Tristanem, który przemienił się w czarną mgłę. Choć chciałaby czuć się jak druga po nim najpotężniejsza osoba w towarzystwie, wiedziała, że zapewne tak nie jest; mogła jednak sprawiać wrażenie bardziej pewnej siebie niż była w rzeczywistości.
Luca nie zwlekał, z przyzwyczajenia kiwając głową Maghnusowi; czuł, że jest to moment, w którym może okazać panience Multon i lordom swoją wartość i wdzięczność. Podszedł do bramy jako pierwszy, tak przynajmniej sądził, dzięki zaklęciu Elviry nie obawiając się dostrzeżenia. Nie zdawał sobie całkiem sprawy z tego, że zaklęcie Kameleona nie jest niemożliwe do zdemaskowania. Ostrożnie stawiał kroki, nawet mimo trzasków płonącego młyna nie chcąc wydać żadnego niepotrzebnego dźwięku. Przy kracie od razu podjął się poszukiwania klamki, zamka, jakiegokolwiek rodzaju zatrzasku, z którym mógłby poradzić sobie - jeszcze nie magią, lecz sprytem. Nie byłyby to pierwsze wrota, które by tak sforsował, na pewno też nie ostatnie.
Elvira podążyła za Maghnusem i Lucą, pozostając jednak kilka kroków za nimi, w cieniu muru, przemieszczając się powoli wzdłuż zimnej ściany.
1. Reparo na mapę
2. Kameleon na Maghnusa
3. Zręczne ręce Luci
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 62
--------------------------------
#2 'k100' : 75
--------------------------------
#3 'k8' : 6, 6, 5
--------------------------------
#4 'k100' : 76
#1 'k100' : 62
--------------------------------
#2 'k100' : 75
--------------------------------
#3 'k8' : 6, 6, 5
--------------------------------
#4 'k100' : 76
Korzystanie nawzajem z własnych umiejętności było bardzo przydatne. Sigrun powinna mieć możliwość dostrzeżenia czegoś więcej w trakcie swojego przelotu. Musieli ułożyć solidny i klarowny plan, który pozwoli im wedrzeć się do środka i odbić więźniów z rąk przeciwników. Każde z nich mogło postawić krok w tym kierunku, musieli tylko działać jak najszybciej. Sigrun sprawdziła teren i poinformowała ich o wynikach, no cóż... nie spodziewał się, że będzie inaczej, a takie rozwiązanie i naszpikowanie twierdzy ludźmi strzegącymi tego miejsca było do przewidzenia. Musieli ostrożnie stawiać każdy krok, jeśli nie chcieli sprowadzić na siebie katastrofy.
Rzucając zaklęcie poczuł jak magia w swobodny sposób uwalnia się. W pierwszej chwili myślał, że to na marne, że nie przyniesie żadnego efektu. Z drugiej... Każde zamczysko miało drogę ewakuacji, która nie była sprawą oczywistą. Dźwięk otwieranego zamka ujawnił wyłaz. Spojrzał na zamaskowaną Rookwood, później na Zachary'ego. Przed nimi właśnie pojawiła się pewnego rodzaju szansa i chyba wszyscy twierdzili zgodnie, że muszą z niej korzystać. Wszak niewykorzystane okazje lubią się mścić. Spojrzał na eliksir Kameleona, który został mu przekazany. To ukryje jego obecność, sprawi, że stanie się niewidzialnym dla pozostałych. Kiwnął jej głową potwierdzająco, zarówno na słowa o przejściu jak i o wypiciu eliksiru. Czas mijał, musieli podjąć odpowiednie kroki już teraz. Otworzył fiolkę i użył jej zawartości, aby nikt nie mógł go dostrzec. Bardzo przydatna mikstura, aż żałował, że nie posiadał takowej w swoich zasobach.
Sigrun ruszyła pierwsza, on zaraz za nią. Musieli trzymać odległość, musieli zachować ostrożność i nie wpaść na siebie. Nie widział żadnego z pozostałej dwójki, ale kieru Sigrun dała znak Mathieu od razu przystąpił do działania. - Teraz ja. - szepnął w stronę Shafiqa, lepiej, żeby nie pchali się tam w dwóch na raz, bo to mogłoby się skończyć katastrofą. Ostrożnie zszedł na sam dół, a kiedy jego buty dotknęły podłoża, podniósł wzrok na otwór i rzucił szeptem. - Możesz schodzić. - teraz przynajmniej było bezpiecznie, kiedy nie stał bezpośrednio na miejscu, na które mógł nastąpić Zachary.
Używam Kameleona od Sigrun.
Rzucając zaklęcie poczuł jak magia w swobodny sposób uwalnia się. W pierwszej chwili myślał, że to na marne, że nie przyniesie żadnego efektu. Z drugiej... Każde zamczysko miało drogę ewakuacji, która nie była sprawą oczywistą. Dźwięk otwieranego zamka ujawnił wyłaz. Spojrzał na zamaskowaną Rookwood, później na Zachary'ego. Przed nimi właśnie pojawiła się pewnego rodzaju szansa i chyba wszyscy twierdzili zgodnie, że muszą z niej korzystać. Wszak niewykorzystane okazje lubią się mścić. Spojrzał na eliksir Kameleona, który został mu przekazany. To ukryje jego obecność, sprawi, że stanie się niewidzialnym dla pozostałych. Kiwnął jej głową potwierdzająco, zarówno na słowa o przejściu jak i o wypiciu eliksiru. Czas mijał, musieli podjąć odpowiednie kroki już teraz. Otworzył fiolkę i użył jej zawartości, aby nikt nie mógł go dostrzec. Bardzo przydatna mikstura, aż żałował, że nie posiadał takowej w swoich zasobach.
Sigrun ruszyła pierwsza, on zaraz za nią. Musieli trzymać odległość, musieli zachować ostrożność i nie wpaść na siebie. Nie widział żadnego z pozostałej dwójki, ale kieru Sigrun dała znak Mathieu od razu przystąpił do działania. - Teraz ja. - szepnął w stronę Shafiqa, lepiej, żeby nie pchali się tam w dwóch na raz, bo to mogłoby się skończyć katastrofą. Ostrożnie zszedł na sam dół, a kiedy jego buty dotknęły podłoża, podniósł wzrok na otwór i rzucił szeptem. - Możesz schodzić. - teraz przynajmniej było bezpiecznie, kiedy nie stał bezpośrednio na miejscu, na które mógł nastąpić Zachary.
Używam Kameleona od Sigrun.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Strona 2 z 15 • 1, 2, 3 ... 8 ... 15
Zamek w Warwick
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire