Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire
Zamek w Warwick
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zamek w Warwick
W mugolskich kręgach powszechną wiedzą jest, że okazały zamek w centrum Warwick stanowił historyczną twierdzę Warwickshire, albowiem w średniowieczu odbywały się tam jedne z najkrwawszych, a przy tym niezwykle jednostronnych bitew. Władający nim hrabia dzielnie odpierał liczne ataki nie musząc ubiegać się o pomoc swych sojuszników, albowiem położenie budowli, murów oraz w części otaczająca go rzeka pozwalała im skutecznie rozprawiać się z agresorami. Straty w ludziach zniechęcały do kolejnych napadów, które z czasem zupełnie zanikły pochłaniając za sobą najlepszych, wojennych strategów. Wieloletni spokój oraz rzekome zawieszenie broni uśpiło czujność rodu, który to zawierzył jednemu z najbardziej zaufanych i najwyżej postawionych dowódców, jakoby hrabia został otruty podczas wystawnego przyjęcia w sąsiednim hrabstwie. Po latach okazało się to kłamstwem mającym jedynie zmusić do walki na otwartej przestrzeni, którą niezaprawieni w boju wojownicy przegrali z kretesem.
Mieszkańcy zamku już nigdy nie zaznali tej samej stabilności i poczucia bezpieczeństwa, a licznie zmieniający się władcy nieuchronnie doprowadzali twierdzę do ruiny. Zdrady, egzekucje, pragnienie zawłaszczenia ziem na dobre zmieniły losy tego niegdyś wyjątkowego miejsca, które z czasem zostało okrzyknięte jako przeklęte i goszczące jedynie śmierć. Negatywne odczucia wzmocniły nowe fortyfikacje wybudowane w trakcie wojny stuletniej, a także późniejsze przekształcenie części zamku na więzienie dla politycznych jeńców.
Obecnie tajemnicą jest, co dzieje się za murami zamku. Plotki jedynie podsycały ciekawość, lecz każdy kto próbował je zweryfikować wkrótce zostawał uznany za zaginionego w niejasnych okolicznościach.
Mieszkańcy zamku już nigdy nie zaznali tej samej stabilności i poczucia bezpieczeństwa, a licznie zmieniający się władcy nieuchronnie doprowadzali twierdzę do ruiny. Zdrady, egzekucje, pragnienie zawłaszczenia ziem na dobre zmieniły losy tego niegdyś wyjątkowego miejsca, które z czasem zostało okrzyknięte jako przeklęte i goszczące jedynie śmierć. Negatywne odczucia wzmocniły nowe fortyfikacje wybudowane w trakcie wojny stuletniej, a także późniejsze przekształcenie części zamku na więzienie dla politycznych jeńców.
Obecnie tajemnicą jest, co dzieje się za murami zamku. Plotki jedynie podsycały ciekawość, lecz każdy kto próbował je zweryfikować wkrótce zostawał uznany za zaginionego w niejasnych okolicznościach.
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Tristan nie zastanawiał się długo nad reakcją. Mając świadomość, że za drzwiami znajdował się wróg postanowił nimi szarpnąć. Żołnierz nie mógł się tego spodziewać, na dobrą sprawę nawet nie miał pojęcia, co właśnie miało miejsce. Czarodziej wyrwał mu broń i pchnął do środka z dużą siłą, za którą prawdopodobnie odpowiadała adrenalina tudzież palący gniew. Wróg gruchnął o ziemię pozostając w tej samej pozycji.
Nie był to jednak koniec problemów. Dopiero po otwarciu przejścia Rosier dostrzegł drugiego żołnierza oraz ciało, które od razu rozpoznał. Luca leżał w kałuży krwi; na jego czole znajdował się okrągły, niewielki otwór podobnie jak na klatce piersiowej.
Pomieszczenie w jakim się znalazł było przestronne i zadbane. Na wprost widział wrota do kolejnego pokoju, zaś po swojej lewej stronie schody prowadzące na wyższe piętro.
Nie był to jednak koniec problemów. Dopiero po otwarciu przejścia Rosier dostrzegł drugiego żołnierza oraz ciało, które od razu rozpoznał. Luca leżał w kałuży krwi; na jego czole znajdował się okrągły, niewielki otwór podobnie jak na klatce piersiowej.
Pomieszczenie w jakim się znalazł było przestronne i zadbane. Na wprost widział wrota do kolejnego pokoju, zaś po swojej lewej stronie schody prowadzące na wyższe piętro.
Luca. Piętro. Major. Major, cholerny major mógł to skończyć, nikt inny. Musiał wycofać rozkazy. Luca nie był bystry, idąc tutaj nie miał szans przeżyć, a jednak rana, która odebrała mu życie - postrzał - wywołała w nim ten sam gniew, co kalecy czarodzieje poniżej. Nie było czasu, będą musieli sami zorientować się, co się wydarzyło; powtórzył ten gest z drugim czarodziejem: odebrał mu broń i zamierzał pchnąć go na ziemię, przed nogi pozostałej trójki, następnie zamierzając pędem runąć w kierunku schodów. Czas uciekał, ile mogło mu go zostać? Na prędko rzucone zaklęcie nie było idealne, mógł tylko przewidywać.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Tristan bez większego problemu powalił drugiego z żołnierzy i odebrał mu broń. Poznając pomieszczenie, zapewne na skutek wcześniejszego przesłuchania wartownika, ruszył w kierunku schodów. Po drugiej stronie schodów, w wąskim korytarzu dostrzegł na ścianie ślady krwi i łuski po nabojach na posadzce. Nie mógł jednak wiedzieć czyja to była posoka, a tym bardziej co się wydarzyło. Wspinając się po schodach ujrzał drzwi i jak tylko znalazł się w środku jego oczom ukazały się przestronne szyby, przez które dostrzegł szeregi wrogich jednostek, a także biurko z książką na blacie i otwarty sejf w drewnianej komodzie. Przejście do kolejnego pokoju było otwarte - w progach znajdowała się kobieta, a przyjęta pozycja mogła zasugerować bieg. Prawdopodobnie chciała czym prędzej gdzieś dotrzeć. Nigdzie jednak nie było śladu Majora, a tym bardziej Rycerzy Walpurgii.
Przechodzili tędy, to jasne. Krew, broń, ślady walki, ale nigdzie śladu Maghnusa i Elviry - czyżby popełnił wielki błąd, wysyłając ich tutaj samych? Zaufał im, zaufał im, powierzając im dobro tej misji, gdy został, zabezpieczyć dziedziniec. Błąd za błędem, Czarny Pan ich nie wybaczał, a on pierwszy raz musiał przełknąć smak gorzkiej porażki. Nie myślał o tym, czy Czarny Pan okaże mu łaskę, jeszcze nie teraz, koncentrując myśli wyłącznie na wykonaniu zadania. Na celu: który jego pan chciał osiągnąć. Część murów padła, zawiedli, mogli jedynie ocalić to, co pozostało - ale jak? Rzeczywistość wymykała się z rąk, czas wstrzymał się na zbyt krótko. Biegnąc przed siebie pozostawiał za sobą otwarte drzwi, sądząc, że ten znak pozwoli odnaleźć go czarodziejom z dołu. Nie tę drogę planował, planował wyjść naprzeciw tamtemu wojsku - i co dalej? Wezwać nieprzewidywalną moc towarzyszącego mu ducha? Mógł, ale miał za mało czasu. Biurko, sejf, przestrzeń wyglądała jak gabinet kogoś ważnego, majora, ale serce podeszło mu do gardła, gdy nie tylko nie odnalazł tutaj jego - gdy nie dostrzegł ani śladu po wysłanych tu rycerzach. Przestronne szyby dawały doskonały widok na dziedziniec, ale i wystawiały na cel. Przechodząc, szukał - czego? - sam nie wiedział. Poza kobiety zdradzała pośpiech, co próbowała zrobić? Położył dłoń na kamieniu na szyi, spoglądając na dziedziniec gęsto zatłoczony wrogiem. Nie pokona go w pojedynkę, nawet z jej pomocą - przecież wiedział. Ci ludzie nie mieli zresztą nic do stracenia, skoro już zaczęli wysadzać zamek. Rząd min iskrzył tuż przed nimi : nie obawiali się ich? Rzucił okiem na sejf, na księgę, ale nie zatrzymywał się tutaj dłużej - nie mógł zmarnować danej mu szansy, choć czuł, że podejmował jedną złą decyzję po drugiej. Musiał. Musiał podołać. Znaleźć drogę. Trzeba było odwołać rozkazy. Spojrzał na wzrok kobiety, szukając miejsca, którego szukała ona - coś musiało ją tutaj przyciągnąć, wyminął ją, pośpiesznie wpadając do dalszego pomieszczenia - rozglądając się po nim z uwagą, w pierwszej kolejności szukając tego, co leżało na linii jej wzroku. Była tu sama?
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 91
'k100' : 91
Czas tykał nieubłagalnie. Szaleńczy zwiad Tristana zajmował kolejne minuty i sekundy, ale zdawać by się mogło, że nie przynosił ważniejszych informacji. Kobieta, na której na dłużej skupił swój wzrok patrzyła w kierunku drzwi wyjściowych, jakimi można było dostać się do schodów. W pomieszczeniu, gdzie prowadzone były negocjacje, ujrzał długi, drewniany stół oraz dwa odsunięte krzesła. Na ziemi widniała mokra plama, a tuż obok niewielka szklaneczka. Widział też otwarty barek z wszelakiej maści trunkami – wiele z nazw nic mu nie mówiło, były nieznane w magicznym świecie. Pokój był pusty.
Gdy jednak na dłużej skupił swój wzrok na futrynie dostrzegł zapisane wzdłuż niej malutkie, runiczne znaki. Delikatnie pobłyskiwały, czuć było bijącą od nich magię. Śmierciożerca jednak nic nie rozumiał z owych zapisów.
|pozostała ostatnia akcja
Gdy jednak na dłużej skupił swój wzrok na futrynie dostrzegł zapisane wzdłuż niej malutkie, runiczne znaki. Delikatnie pobłyskiwały, czuć było bijącą od nich magię. Śmierciożerca jednak nic nie rozumiał z owych zapisów.
|pozostała ostatnia akcja
Nic. Nikogo. Niczego. Ani śladu po rycerzach, rozpłynęli się w powietrzu. Droga zamykała się w ciasnym zaułku, pomieszczenie nie zawierało niczego, wrócił się do gabinetu, mijając runiczne drzwi - kurwa, Bulstrode, gdzie ty jesteś? - pobieżnie raz jeszcze spoglądając na księgę na biurku, ale nie zatrzymał się przy niej na dłużej ; nie mógł całkiem zmarnować darowanego czasu. Nie mógł. Musiało być wyjście, rozwiązanie, najpotężniejszą armię dało się przecież zniszczyć - jeśli major zniknął , pozostali bez dowodzenia, a to nie bylo wcale mniejsza słabością. Pchnął okno, szybę, otwierając ja na zapełniony wrogiem dziedziniec, stanąć przed nimi - to ostatnie , co wciąż mógł zrobić. Moja słodka, jesteś tu? Czy czas zatrzymał się też dla Ciebie, czy jesteś już częścią mnie?
- Zginiesz tutaj razem ze mną - zwrócił się do niej nerwowym szeptem, wypychając ramy okien. Miał wyjść tam od razu. Miał to zrobić zamiast rozpaczliwie szukać ratunku w ten sposób , nic, nikt nie mógł mu już pomoc. Przecież wiedział. - Skup się, piękna - szepnął, mocniej zaciskając dłoń na kamieniu. Skup się. Powstań. Skap to miejsce w morzu krwi, ciepłej, stygnącej, czujesz te aurę? Anomalia jest blisko, lufy przed nami: zginiemy. Zginiemy jeśli te nędzne istoty nie pojmą, przed jaka potęga stoją. Znajdź ich, słodka, pokaż im ja. To twoja scena; zacisnął pięść, wyciskając z niej krople krwi zdarte wtedy na murze, Staral się wyciszyć umysł - odsunąć, oddać jej pole, ciało, jeśli je zechce : jeszcze raz , moja piękna, cena nie gra roli. Serce biło strachem, w popłochu, pulsowało w skroni, rozpaczliwie usiłując odnaleźć drogę w labiryncie, w którym był już całkiem zgubiony. Przywoływał obrazy przelanej dzisiaj krwi , oczyma wyobraźni widział tych ludzi, zalanych posoką. Słyszał krzyk, krzyk bólu, to nasza ostatnia szansa, szepnął błagalnie
- Zginiesz tutaj razem ze mną - zwrócił się do niej nerwowym szeptem, wypychając ramy okien. Miał wyjść tam od razu. Miał to zrobić zamiast rozpaczliwie szukać ratunku w ten sposób , nic, nikt nie mógł mu już pomoc. Przecież wiedział. - Skup się, piękna - szepnął, mocniej zaciskając dłoń na kamieniu. Skup się. Powstań. Skap to miejsce w morzu krwi, ciepłej, stygnącej, czujesz te aurę? Anomalia jest blisko, lufy przed nami: zginiemy. Zginiemy jeśli te nędzne istoty nie pojmą, przed jaka potęga stoją. Znajdź ich, słodka, pokaż im ja. To twoja scena; zacisnął pięść, wyciskając z niej krople krwi zdarte wtedy na murze, Staral się wyciszyć umysł - odsunąć, oddać jej pole, ciało, jeśli je zechce : jeszcze raz , moja piękna, cena nie gra roli. Serce biło strachem, w popłochu, pulsowało w skroni, rozpaczliwie usiłując odnaleźć drogę w labiryncie, w którym był już całkiem zgubiony. Przywoływał obrazy przelanej dzisiaj krwi , oczyma wyobraźni widział tych ludzi, zalanych posoką. Słyszał krzyk, krzyk bólu, to nasza ostatnia szansa, szepnął błagalnie
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'LN: Splamienie' :
--------------------------------
#2 'k100' : 97
#1 'LN: Splamienie' :
--------------------------------
#2 'k100' : 97
Tristan stanąwszy przed otwartym oknem ujrzał wrogie jednostki ustawione w równych liniach na dziedzińcu oraz murach. Nawet z daleka dostrzegł kilka dłuższych luf wysuniętych w kierunku piętra, na jakim się znajdował. Pokładając wiarę w bóstwie, w jego sile i potędze skupił się na dłuższą chwilę na swej wiernej towarzyszce; wzywał ją oraz napędzał do działania. Czarny Pan nie bez powodu przekazał w ich ręce odłamki.
Momentalnie poczuł czyjąś obecność, głos przepełniony arogancją wypełnił jego umysł wzywając do oddania kontroli. Ecne lubił ją mieć, lubił czuć władzę. Mieszanina kiełkujących uczuć mogła przyprawić o zawrót głowy, wpędzić w obłęd. Głęboki smutek, a zaraz przepełniona optymizmem radość, paraliżujący, odbierający możliwość logicznego myślenia strach, który za sekundę przeobraził się w niesamowitą, godną podziwu odwagę. Emocji było więcej, przepływały bez ciało wywołując niekontrolowane gesty i zmieniając mimikę twarzy. W głowie Śmierciożercy huczało; słyszał głosy, były ich setki, jakoby każde uczucie miało swe imię.
W czasie granatowa sieć żyłek wspięła się po ręku Tristana, aż do samej szyi. Oplotła ją delikatnie powodując przypływ zmęczenia, znużenia, z jakim musiał się uporać. Wówczas słyszał już więcej i głośniej, choć nie potrafił rozróżnić źródła. Zrozumiał, że gdy na dłużej skupił na kimś swój wzrok mógł odczytać targające daną osobą emocje, a może i nawet przejąć nad nimi władzę. Ecne mu o tym opowiedział, gdy przebił się przez setki innych.
Zaklęcie przestało działać, czas ponownie zaczął płynąć.
Momentalnie poczuł czyjąś obecność, głos przepełniony arogancją wypełnił jego umysł wzywając do oddania kontroli. Ecne lubił ją mieć, lubił czuć władzę. Mieszanina kiełkujących uczuć mogła przyprawić o zawrót głowy, wpędzić w obłęd. Głęboki smutek, a zaraz przepełniona optymizmem radość, paraliżujący, odbierający możliwość logicznego myślenia strach, który za sekundę przeobraził się w niesamowitą, godną podziwu odwagę. Emocji było więcej, przepływały bez ciało wywołując niekontrolowane gesty i zmieniając mimikę twarzy. W głowie Śmierciożercy huczało; słyszał głosy, były ich setki, jakoby każde uczucie miało swe imię.
W czasie granatowa sieć żyłek wspięła się po ręku Tristana, aż do samej szyi. Oplotła ją delikatnie powodując przypływ zmęczenia, znużenia, z jakim musiał się uporać. Wówczas słyszał już więcej i głośniej, choć nie potrafił rozróżnić źródła. Zrozumiał, że gdy na dłużej skupił na kimś swój wzrok mógł odczytać targające daną osobą emocje, a może i nawet przejąć nad nimi władzę. Ecne mu o tym opowiedział, gdy przebił się przez setki innych.
Zaklęcie przestało działać, czas ponownie zaczął płynąć.
Przesunięcie palcami po gładkiej tafli nie przyniosło żadnego efektu; nagląca myśl, że będzie w stanie przemieścić się na drugą stronę lustra okazała się mrzonką podobną wierze w to, że okupowany przez mugoli zamek nie będzie w stanie rozpętać chaosu w jej głowie. Była gotowa na walkę, na konfrontację z brudnymi więzieniami i pociskami z mugolskich różdżek, miast tego znalazła się w rzeczywistości, która absolutnie nie była jej znana.
Czy tak wyglądała śmierć? Przecież nie poczuła żadnego uderzenia. Miała przy sobie wszystko co wcześniej, czuła też ból, gdy zaciskała paznokcie na własnej skórze. Z lustra wzdłuż nerwów promieniowało nieprzyjemne mrowienie, a pędzące w coraz szybszym tempie obrazy walczyły o jej uwagę wysokimi krzykami, echami dawnego cierpienia. Nie, zdecydowanie nie była martwa.
Przetrwała to wszystko, każdą ze scen, musiała więc przetrwać i teraz.
Obejrzała każde wspomnienie na nowo, próbując skupić myśli mimo wrzących pod lodową kopułą emocji. Błyszczące symbole pojawiające się pod koniec notowała skrupulatnie w pamięci. Z początku nie widziała żadnej zależności, powiązania innego niż powtarzające się w co drugim lustrze wzory. Dopiero później z odmętów pamięci wyłonił się kształt, który widziała już niegdyś rozświetlony na ścianie kamiennej jaskini - nie była w stanie go nazwać ani powiązać z tym co zapisano pod jej stopami, nie miała więc pojęcia, na co się zgodzi - ale, cholera, jaką miała inną opcję?
Musiała się stąd wydostać, czymkolwiek by "to" nie było. Miała misję do wykonania, mugoli do zabicia - przede wszystkim sama nie chciała zginąć.
Nie odczuła, nie mogła odczuć zatrzymania czasu, które minęło dla niej tak szybko jak się zaczęło.
Przyklękła i długo wpatrywała się w zapieczętowane miejsce, prowadząc wewnętrzny monolog z samą sobą; czy na pewno postępuje właściwie, czy jeszcze tego pożałuje?
- Och, psidwak by to jebał - wymamrotała w końcu i sięgnęła do kieszeni, wyciągając z niej chustkę Drew. Rozkładając ją na kolanie, odpięła również broszkę w kształcie ćmy - talizman - przypiętą do koszuli pod płaszczem. Odginając cienką igłę, długo patrzyła na nią nim z zaciśniętymi zębami znalazła przy lewym nadgarstku miejsce pulsowania tętnicy promieniowej. Po kilkusekundowym wahaniu wbiła w to miejsce szpilę broszki, wydając z siebie dobrze zduszony jęk. Krew trysnęła wąziutkim strumieniem czerwieni w rytm dudniącego w uszach pulsu. I to właśnie tę krew, z braku innego surowca (czy użycie herbaty wydało jej się zbyt banalne, czy zwyczajnie nie wierzyła w to, że może mieć ona jakąkolwiek moc?) użyła do tego by wyrysować na włazie symbol, który powstawał ze złożenia wszystkich znaków na lustrach i który - była przekonana - miał swoje znaczenie w alfabecie runicznym.
Nim wyrysowała ostatnią linię, przypięła broszę na nowo do koszuli, a chusteczkę Drew związała na ranie jak prowizoryczny opatrunek uciskowy. Było w tym coś okrutnie satysfakcjonującego.
Ręce trzęsły jej się, gdy wilgotnym od jasnej krwi palcem zwieńczyła przeklęte dzieło.
Runa, którą rysuję, to Mannaz, Elvira jednak nie zna jej prawdziwej nazwy.
Czy tak wyglądała śmierć? Przecież nie poczuła żadnego uderzenia. Miała przy sobie wszystko co wcześniej, czuła też ból, gdy zaciskała paznokcie na własnej skórze. Z lustra wzdłuż nerwów promieniowało nieprzyjemne mrowienie, a pędzące w coraz szybszym tempie obrazy walczyły o jej uwagę wysokimi krzykami, echami dawnego cierpienia. Nie, zdecydowanie nie była martwa.
Przetrwała to wszystko, każdą ze scen, musiała więc przetrwać i teraz.
Obejrzała każde wspomnienie na nowo, próbując skupić myśli mimo wrzących pod lodową kopułą emocji. Błyszczące symbole pojawiające się pod koniec notowała skrupulatnie w pamięci. Z początku nie widziała żadnej zależności, powiązania innego niż powtarzające się w co drugim lustrze wzory. Dopiero później z odmętów pamięci wyłonił się kształt, który widziała już niegdyś rozświetlony na ścianie kamiennej jaskini - nie była w stanie go nazwać ani powiązać z tym co zapisano pod jej stopami, nie miała więc pojęcia, na co się zgodzi - ale, cholera, jaką miała inną opcję?
Musiała się stąd wydostać, czymkolwiek by "to" nie było. Miała misję do wykonania, mugoli do zabicia - przede wszystkim sama nie chciała zginąć.
Nie odczuła, nie mogła odczuć zatrzymania czasu, które minęło dla niej tak szybko jak się zaczęło.
Przyklękła i długo wpatrywała się w zapieczętowane miejsce, prowadząc wewnętrzny monolog z samą sobą; czy na pewno postępuje właściwie, czy jeszcze tego pożałuje?
- Och, psidwak by to jebał - wymamrotała w końcu i sięgnęła do kieszeni, wyciągając z niej chustkę Drew. Rozkładając ją na kolanie, odpięła również broszkę w kształcie ćmy - talizman - przypiętą do koszuli pod płaszczem. Odginając cienką igłę, długo patrzyła na nią nim z zaciśniętymi zębami znalazła przy lewym nadgarstku miejsce pulsowania tętnicy promieniowej. Po kilkusekundowym wahaniu wbiła w to miejsce szpilę broszki, wydając z siebie dobrze zduszony jęk. Krew trysnęła wąziutkim strumieniem czerwieni w rytm dudniącego w uszach pulsu. I to właśnie tę krew, z braku innego surowca (czy użycie herbaty wydało jej się zbyt banalne, czy zwyczajnie nie wierzyła w to, że może mieć ona jakąkolwiek moc?) użyła do tego by wyrysować na włazie symbol, który powstawał ze złożenia wszystkich znaków na lustrach i który - była przekonana - miał swoje znaczenie w alfabecie runicznym.
Nim wyrysowała ostatnią linię, przypięła broszę na nowo do koszuli, a chusteczkę Drew związała na ranie jak prowizoryczny opatrunek uciskowy. Było w tym coś okrutnie satysfakcjonującego.
Ręce trzęsły jej się, gdy wilgotnym od jasnej krwi palcem zwieńczyła przeklęte dzieło.
- Dzieło wspaniałego Tomka:
Runa, którą rysuję, to Mannaz, Elvira jednak nie zna jej prawdziwej nazwy.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Czas się skończył. Musieli zebrać się i ruszać z tego miejsca jak najszybciej. Zrobili to, co było im dane, na tyle na ile pozwoliły możliwości. Zachary zapakował więźniów, choć może lepiej brzmiało byłych więźniów na dywan. O wiele sensowniejszy środek transportu w tym momencie niż miotła Rookwood, którą udało mu się dobyć i trzymać w dłoni. Nie wiedział gdzie była jej właścicielka, ani czy w ogóle jeszcze żyje. Wierzył jednak, że zdolna śmierciożerczyni jeszcze ich zaskoczy. Teraz skupił się na działaniach i wzbierającej wodzie.
- Trzymaj się mocno. - rzucił cierpkim głosem do swojego pasażera, kiedy ruszali w miejsca na miotle. Musieli zbiec przed niebezpieczną falą, która goniła za nimi. To nie było ani normalne, ani naturalne, ani tym bardziej zrozumiałe. Nie bez powodu te wody nazywano tak niebezpiecznymi. Tym razem jednak musiało im się udać, nie mogli dać się pochłonąć.
Rzeka nie odpuszczała, pędziła za nimi chcąc zapewne zrobić sobie z nich pożywkę. Nie po to podjął się tak trudnego zadania, żeby na sam koniec dać się złapać. Nacisnął dłoń na miotle, a drugą wyciągnął na krótko w stronę rzeki. Dosłownie chwila, działająca adrenalina podsuwała niebywałe pomysły. Musiał podjąć próbę spowolnienia jej, ograniczenia jej możliwości. - Glacius. - było pierwszym z nich, za moment po raz kolejny ruszył różdżką. - Arresto Momentum - wypowiedział kolejne zaklęcie i skupił się na kierunku, w którym zmierzali. Jak najdalej od murów zamku, jak najdalej od przeklętej rzeki. Nie oglądał się za siebie, w tym momencie to jedyna możliwość jaka im pozostała.
Glacius, Arresto Momentum
+ rzucam k10
- Trzymaj się mocno. - rzucił cierpkim głosem do swojego pasażera, kiedy ruszali w miejsca na miotle. Musieli zbiec przed niebezpieczną falą, która goniła za nimi. To nie było ani normalne, ani naturalne, ani tym bardziej zrozumiałe. Nie bez powodu te wody nazywano tak niebezpiecznymi. Tym razem jednak musiało im się udać, nie mogli dać się pochłonąć.
Rzeka nie odpuszczała, pędziła za nimi chcąc zapewne zrobić sobie z nich pożywkę. Nie po to podjął się tak trudnego zadania, żeby na sam koniec dać się złapać. Nacisnął dłoń na miotle, a drugą wyciągnął na krótko w stronę rzeki. Dosłownie chwila, działająca adrenalina podsuwała niebywałe pomysły. Musiał podjąć próbę spowolnienia jej, ograniczenia jej możliwości. - Glacius. - było pierwszym z nich, za moment po raz kolejny ruszył różdżką. - Arresto Momentum - wypowiedział kolejne zaklęcie i skupił się na kierunku, w którym zmierzali. Jak najdalej od murów zamku, jak najdalej od przeklętej rzeki. Nie oglądał się za siebie, w tym momencie to jedyna możliwość jaka im pozostała.
Glacius, Arresto Momentum
+ rzucam k10
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
The member 'Mathieu Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k10' : 1
'k10' : 1
Wszystko wokół stało się jednym wielkim zamieszaniem z chwilą, gdy nastał wybuch. Mathieu nie zdołał ochronić żadnego z nich przed bolesnym starciem z resztkami zamkowego muru. Zachary nie widział tego. Słyszał jedynie próbę, gdy pozostawał odwrócony do ściany, układając nieprzytomne ciało, wydając polecenia, jak mieli usadowić się na latającym dywanie. Chciał usiąść i to właśnie wtedy jeden z odłamków zaparł mu, dosłownie, dech w piersiach. Uderzenie w plecy było solidne. Na krótką chwilę utracił pole widzenia, zamykając oczy w odruchu, nad którym nie miał żadnej władzy. Usta wykrzywiły się w grymas, skóra ściągnęła, a resztki powietrza wymsknęły ze świstem spomiędzy ust. Ledwie przez moment poczuł własne płuca buntujące się na tak agresywne natarcie na wierzchnią powłokę ciała. Spowolniło go to. Powstrzymało przed zajęciem najważniejszego miejsca na dywanie i pochwycenia frędzli, dzięki którym panował nad zaklętą własnością, powoli aktywując skomplikowaną, niezrozumiałą dla niego magię dającą możliwość latania. Ciężar dwóch dodatkowych osób, konieczność zadbania o to, by bezwładny, nieprzytomny pasażer nie ruszał się musiała spaść na barki innego pasażera.
— Trzymaj go, żeby nie spadł — zarządził, ruchem dłoni nakazując dywanowi wznieść się wyżej i powoli ruszyć do przodu. Ostrożne i wykalkulowane podejście oraz brak dostatecznie dużego doświadczenia nakazywały Zachary'emu zachować niezbędne środki bezpieczeństwa. Presja ze strony otoczenia nie mogła mu przeszkodzić, a wzniesiona naprędce tarcza uchroniła przed tym, lecz przedziwne uczucie wibracji ze strony akacjowego drewna pozostało z nim na dłużej. Tępy ból w skroniach rozszedł się w mgnieniu oka, nieustępliwie próbując doprowadzić do dekoncentracji. Jedynie skupiony mógł stopniowo zwiększać pułap wysokości oraz prędkość lotu. Ucieczka w ten osobliwy sposób wydawała się nie na miejscu wobec zwykłych emocji i prostych przemyśleń. Te jednak dla Shafiqa nie stanowiły problemu; odsiał wszelkie wątpliwości, nieustannie popędzając dywan, by ten nie zetknął się z niewątpliwie wodą zaklętą przez potężną, prawdopodobnie dziką magię. Nie było czasu na snucie domysłów. Próba spowolnienia jej śladem Mathieu stanowiła jedyne rozwiązanie.
— Glacius — wręcz wypluł z siebie inkantację, pospiesznie wykonując różdżką gest, który magię miał skierować na toń rzeki Avon. Zdawał sobie sprawę, że niedbałość, nienależyte skupienie mogły nie przynieść oczekiwanego skutku. Z resztą nie miał w sobie właściwego przekonania co do tego, że tak pospolity urok zdołałby ich w jakiś sposób ocalić od utonięcia w trakcie lotu. Liczyło się tylko jak najszybsze znalezienie się poza zasięgiem dzikich toni.
— Trzymaj go, żeby nie spadł — zarządził, ruchem dłoni nakazując dywanowi wznieść się wyżej i powoli ruszyć do przodu. Ostrożne i wykalkulowane podejście oraz brak dostatecznie dużego doświadczenia nakazywały Zachary'emu zachować niezbędne środki bezpieczeństwa. Presja ze strony otoczenia nie mogła mu przeszkodzić, a wzniesiona naprędce tarcza uchroniła przed tym, lecz przedziwne uczucie wibracji ze strony akacjowego drewna pozostało z nim na dłużej. Tępy ból w skroniach rozszedł się w mgnieniu oka, nieustępliwie próbując doprowadzić do dekoncentracji. Jedynie skupiony mógł stopniowo zwiększać pułap wysokości oraz prędkość lotu. Ucieczka w ten osobliwy sposób wydawała się nie na miejscu wobec zwykłych emocji i prostych przemyśleń. Te jednak dla Shafiqa nie stanowiły problemu; odsiał wszelkie wątpliwości, nieustannie popędzając dywan, by ten nie zetknął się z niewątpliwie wodą zaklętą przez potężną, prawdopodobnie dziką magię. Nie było czasu na snucie domysłów. Próba spowolnienia jej śladem Mathieu stanowiła jedyne rozwiązanie.
— Glacius — wręcz wypluł z siebie inkantację, pospiesznie wykonując różdżką gest, który magię miał skierować na toń rzeki Avon. Zdawał sobie sprawę, że niedbałość, nienależyte skupienie mogły nie przynieść oczekiwanego skutku. Z resztą nie miał w sobie właściwego przekonania co do tego, że tak pospolity urok zdołałby ich w jakiś sposób ocalić od utonięcia w trakcie lotu. Liczyło się tylko jak najszybsze znalezienie się poza zasięgiem dzikich toni.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zamek w Warwick
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire