Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire
Zamek w Warwick
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zamek w Warwick
W mugolskich kręgach powszechną wiedzą jest, że okazały zamek w centrum Warwick stanowił historyczną twierdzę Warwickshire, albowiem w średniowieczu odbywały się tam jedne z najkrwawszych, a przy tym niezwykle jednostronnych bitew. Władający nim hrabia dzielnie odpierał liczne ataki nie musząc ubiegać się o pomoc swych sojuszników, albowiem położenie budowli, murów oraz w części otaczająca go rzeka pozwalała im skutecznie rozprawiać się z agresorami. Straty w ludziach zniechęcały do kolejnych napadów, które z czasem zupełnie zanikły pochłaniając za sobą najlepszych, wojennych strategów. Wieloletni spokój oraz rzekome zawieszenie broni uśpiło czujność rodu, który to zawierzył jednemu z najbardziej zaufanych i najwyżej postawionych dowódców, jakoby hrabia został otruty podczas wystawnego przyjęcia w sąsiednim hrabstwie. Po latach okazało się to kłamstwem mającym jedynie zmusić do walki na otwartej przestrzeni, którą niezaprawieni w boju wojownicy przegrali z kretesem.
Mieszkańcy zamku już nigdy nie zaznali tej samej stabilności i poczucia bezpieczeństwa, a licznie zmieniający się władcy nieuchronnie doprowadzali twierdzę do ruiny. Zdrady, egzekucje, pragnienie zawłaszczenia ziem na dobre zmieniły losy tego niegdyś wyjątkowego miejsca, które z czasem zostało okrzyknięte jako przeklęte i goszczące jedynie śmierć. Negatywne odczucia wzmocniły nowe fortyfikacje wybudowane w trakcie wojny stuletniej, a także późniejsze przekształcenie części zamku na więzienie dla politycznych jeńców.
Obecnie tajemnicą jest, co dzieje się za murami zamku. Plotki jedynie podsycały ciekawość, lecz każdy kto próbował je zweryfikować wkrótce zostawał uznany za zaginionego w niejasnych okolicznościach.
Mieszkańcy zamku już nigdy nie zaznali tej samej stabilności i poczucia bezpieczeństwa, a licznie zmieniający się władcy nieuchronnie doprowadzali twierdzę do ruiny. Zdrady, egzekucje, pragnienie zawłaszczenia ziem na dobre zmieniły losy tego niegdyś wyjątkowego miejsca, które z czasem zostało okrzyknięte jako przeklęte i goszczące jedynie śmierć. Negatywne odczucia wzmocniły nowe fortyfikacje wybudowane w trakcie wojny stuletniej, a także późniejsze przekształcenie części zamku na więzienie dla politycznych jeńców.
Obecnie tajemnicą jest, co dzieje się za murami zamku. Plotki jedynie podsycały ciekawość, lecz każdy kto próbował je zweryfikować wkrótce zostawał uznany za zaginionego w niejasnych okolicznościach.
The member 'Zachary Shafiq' has done the following action : Rzut kością
#1 'k10' : 7
--------------------------------
#2 'k100' : 87
#1 'k10' : 7
--------------------------------
#2 'k100' : 87
Mógłby się dobrze dogadać z tym władczym, aroganckim tonem. Lubisz władzę, co? Lubisz już ją poczuć? Ja też, a wiesz, co musimy zrobić? Nie ten głos próbował wywołać, podskórnie wierzył, że to Morrigan miała w nim największą moc, że to ona mogła odwrócić losy, ale choć wkładał wszelki wysiłek w to, by sprowadzić ja ku sobie, oddać jej ciało, pozwolić przeprowadzić na dziedzińcu rzeź, nie był w stanie. Była kobietą, była kapryśna, może obraziła się na któreś z jego słów - nieistotne, duch, którego poczuł, był dokładnie tym, czego potrzebował - i co zrobić zamierzał, nie marnując czasu wcześniej; być może nie stracił jednak wszystkiego? Pozostanie w tym oknie było szaleńcze, szaleńcze i głupie, ale nic innego zrobić już nie mógł; nie mógł też stąd odejść, póki nie zdobędzie zamku, nawet jeśli rzeczywiście miałby stanąć naprzeciw tych ludzi sam. Sam nie. Nie był sam. Emocje krążyły w jego głowie niezrozumiałym strumieniem, od rozpaczy przez szczęście, od smutku po radość, żal. Bezradność. Co mu pozostało? Rycerze zniknęli, więzienie wybuchło - pewnie wybuchli razem z nim. Otrzymał zapewnienie wierności od paru kalek, za mało, by zwyciężyć. Ale mówili, że było ich tutaj więcej. Zranieni, skrzywdzeni, wściekli. Żądni zemsty. Potrząsnął dłonią, gdy wzdłuż ręki zaczęła wić się słabość; nie mógł, nie mógł się jej poddać. Był zdeterminowany i skupiony na zadaniu, rozpaczliwie resztkami sił chwytał to, co zostało, choć ratować się tego nie dało. Nie wiedział o wzbierającej się rzece - ale widział przed sobą legiony wroga.
Do ostatniego tchu. Do śmierci, jeśli tak trzeba. Do końca świata. I na zawsze. Mimowolnie zacisnął mięśnie lewego przedramienia, szukając otuchy w symbolu, którym został oznaczony. Przysięgał służyć, przysięgał, że nigdy się nie cofnie. A teraz - teraz nie zostało już nic. Czas miał ruszyć, wstrzymany nie dał mu niczego; bezmyślnie zmarnował szansę, którą wyrwał od losu. Winien był iść za pierwszą myślą. Finał miał być taki jak teraz: stanie naprzeciw ich luf bez pomysłu, co zrobić dalej; ale miał być na to lepiej przygotowany, niż był. Czy dar Ecny mógł go wspomóc? Odnalazł wzrokiem trzy osoby, jedną z muru, dwie z dziedzińca, które odstawały od zebranych szeregów, u których dostrzegał cokolwiek, co podpowiadało elementy ubioru inne, niż u pozostałych; odnajdywał się przecież w zwyczajach, wiedział, jak zachowywały się armie, w jaki sposób wyglądały wielkie wojska, przy których przed laty walczyli czarodzieje, gdzieś tutaj musieli być pomniejsi dowódcy. Nie znał ich imion, stopni, możliwości ani kompetencji, poszukiwał tylko ich sylwetek, wskazanych gestem, postawą, ale przede wszystkim miejscem - najmocniej odbiegającym od szeregu. Próbował wlać, nasilić w nich to, co w tym momencie tak silne było w nim, wypchnąć w nich te emocje: przerażenie, bezsilność, brak wiary, poczucie porażki, gniew wobec tortur i krzywd sprawionych czarodziejom, rozpacz, wywołana ich cierpieniem, a wreszcie wiarę - w to, że świat może jeszcze wrócić na właściwe tory, gdy tylko powstrzymają to szaleństwo. Pragnął w nich rozbudzić uległość, uległość wobec niego, wobec arogancji Ecny i jego własnej. Lęk, strach, zniechęcenie. Wstyd. Bezsilność. Zwątpienie, które utoruje podatny grunt jego słowom.. Łańcuch jest tak silny, jak silne są jego najsłabsze ogniwa, wystarczyło wykruszyć pierwsze z nich, żeby ten szalony plan miał szansę powodzenia. A Ecna - mógł do tego doprowadzić. Zacisnął dłoń na rękojeści różdżki, gotów zrobić z niej użytek, nie podniósł jej jednak ponad okno; zamiast tego zabrał głos, dając mu ponieść się po akustyce dziedzińca, miejsca tego typu wzmacniały głos same z siebie; znacząco podniósł głos, by przekrzyczeć szum zbierającej się rzeki. Miał przewagę nad nimi, nie mogli widzieć go w oknie wcześniej - ile miał czasu, zanim go zestrzelą? Zbyt mało i z pewnością mniej, niż potrzebował.
- Opuścić broń! - zażądał, tonem ostrym i zdecydowanym, tonem groźby, rozkazu, jak gdyby miał w jakimkolwiek stopniu pozycję pertraktacją; wiedział, że nie miał, czerpał z arogancji Ecny. Słyszysz mnie, przyjacielu? Pomóż mi. Pomóż mi zbudzić w nich pokorę i uległość, pomóż im zmusić ich, by mnie usłuchali. Rozkaż im. Rozkaż im zrobić, co mówię, a inni pójdą ich śladem. - Widzieliśmy, co uczyniliście naszym braciom, widzieliśmy zadane im krzywdy i cierpienia. Widzieliśmy ludzi upodlonych i obdartych z godności ku waszej uciesze. Widzieliśmy, w co zamieniliście się w trakcie tej wojny - w zajadłe zwierzęta ślepo szukające zemsty wśród kobiet i dzieci, nie szczędziliście nawet brzemiennych niewiast. - Ton głosu kipiał szczerym obrzydzeniem. Słowa musiały nieść prawdę, nawet jeśli niewielu znało historię tamtego więźnia - te osoby, które o niej słyszały, mogły znaleźć się gdzieś wśród tych tłumów. Daj mi rząd dusz, chcę czuciem władać: był poetą, manipulacja emocją nie mogła być dla niego niczym trudnym. Robił to od lat. Nie wszyscy wiedzieli o tym, co działo się w zamku - więc teraz się dowiedzą. Pamiętał strach w oczach tamtego dowódcy, kiedy uświadomił sobie, że ktoś mógł ujrzeć więźniów. - Wasz major nie poprowadził was ku obronie wolności, mamił kłamstwami, by uczynić z was to, kim - czym - jesteście dzisiaj, bezimiennymi zbrodniarzami gotowymi wysadzić samych siebie po to tylko, by pogrzebać garść torturowanych i upokorzonych przez was kalek. - Wstyd, Ecno. Wstydu potrzebuję. Czujesz go? Wstyd pozwala manipulować ludźmi jak nic innego, uwielbiał wzbudzać go w kobietach, peszył, wprowadzał do atmosfery coś drżącego, może niepokój, może dwuznaczność, w tej chwili: miał to być wahanie. Paleta emocji, która odbijała się w nim przed momentem, miała pociągnąć za strunę wstydu. - Wasze panowanie w tym miejscu dobiegło końca, a ja, w imieniu Czarnego Pana, którego jestem posłańcem, przysięgam, że kara za wasze bestialskie zbrodnie nie spotka nikogo, kto teraz mnie usłucha. Mój pan nie jest cierpliwy. Nie jest litościwy. Nie przebacza krzywd takich, jak te. Łaska, na którą macie szansę, jest przywilejem, który nie zdarzy się ponownie. Nie pragnę rozlewu krwi. - W końcu nikt nie nazwie go krzywoprzysięzcą, jeśli tylko nikt nie wyjdzie stąd żywy. Słyszysz mnie, słodka Morrigan? Czujesz przekorę? Skończ te babskie fochy i przyjdź do mnie, potrzebuję cię jak nigdy, lewa dłoń pomknęła do wisiora na szyi, ponownie zaciskając palce na jego krysztale. Teraz albo nigdy - drugiej szansy już nie będzie. Ta wydawała się dostatecznie mdła. Ale tonący - chwytał się nawet brzytwy. Nic innego zrobić już nie mógł, niezależnie od ceny. - Jeśli jednak wy wciąż go pragniecie, wiedzcie, że z dumą godną czarodziejów podniesiemy rzuconą rękawicę. Jeśli nas do tego zmusicie, skąpiemy we krwi całe hrabstwo, odwdzięczając się każdemu napotkanemu niemagicznemu za każdą krzywdę uczynioną w tym zamku naszym braciom - i to po stokroć! Za każdą oderżniętą rękę, oderżniemy sto kolejnych! Za każde wybite oko, wybijemy sto kolejnych! Za każdą śmierć czarodzieja, rozszarpiemy stu kolejnych niemagicznych, aż na tym lądzie nie ostanie się nikt poza nami! Nie opuścimy naszych braci w potrzebie ani nie zapomnimy o tych, którzy już odeszli. Nie zapomnimy o krzywdach, upokorzeniach i torturach. - W jego głosie nie było wahania, w moc, nawet jeśli doskonale wiedział, że huk wystrzału mógł rozlec się w każdej chwili. W możliwości Czarnego Pana wierzył niezachwianie, nawet jeśli on dziś poniesie porażkę, Lord Voldemort sięgnie po swoje. Chciał trwać u jego boku, chciał wspomóc jego wysiłki. Przysięgał zrobić to dla niego - i musiał odnieść sukces. - Jeśli nie chcecie walczyć o spaloną ziemię, jeśli chcecie wybrać życie, posłuchacie mnie tu i teraz. Opuśćcie broń i wywieźcie białą chorągiew! - zażądał z determinacją, mocniej zaciskając palce na kamieniu wciąż wiszącym na szyi.
Ecno, przyjacielu, Ecno wlej w ich serca pokorę, zmuś do ugięcia kolan i złożenia broni, wlej w ich serca lęk i dojmujące zwątpienie, które doprowadzą do ugięcia kolan, do opuszczenia luf, do pierwszych symbolów oddania, które pociągną za sobą kolejnych. Zawładnij wstydem, poczuciem winy, utkaj w sercu pajęczynę strachu, a w umyśle - prostą strzałę posłuszeństwa. Odnalazł dowódców czy nie, czasem mały kamień mógł wzniecić wielką lawinę. On sam czuł te emocje, słyszał je, były tak blisko, tak namacalne. Musiały, musiały poddać się jego woli, arogancja Ecny grała jedną melodię z biciem jego serca; wstyd, strach, lęk, pokora, posłuszeństwo, uległość; przemierzmy oceany tych uczuć wspólne, czuł, czuł potęgę Ecny.
Perswazja III ...
i kamieniuję
Do ostatniego tchu. Do śmierci, jeśli tak trzeba. Do końca świata. I na zawsze. Mimowolnie zacisnął mięśnie lewego przedramienia, szukając otuchy w symbolu, którym został oznaczony. Przysięgał służyć, przysięgał, że nigdy się nie cofnie. A teraz - teraz nie zostało już nic. Czas miał ruszyć, wstrzymany nie dał mu niczego; bezmyślnie zmarnował szansę, którą wyrwał od losu. Winien był iść za pierwszą myślą. Finał miał być taki jak teraz: stanie naprzeciw ich luf bez pomysłu, co zrobić dalej; ale miał być na to lepiej przygotowany, niż był. Czy dar Ecny mógł go wspomóc? Odnalazł wzrokiem trzy osoby, jedną z muru, dwie z dziedzińca, które odstawały od zebranych szeregów, u których dostrzegał cokolwiek, co podpowiadało elementy ubioru inne, niż u pozostałych; odnajdywał się przecież w zwyczajach, wiedział, jak zachowywały się armie, w jaki sposób wyglądały wielkie wojska, przy których przed laty walczyli czarodzieje, gdzieś tutaj musieli być pomniejsi dowódcy. Nie znał ich imion, stopni, możliwości ani kompetencji, poszukiwał tylko ich sylwetek, wskazanych gestem, postawą, ale przede wszystkim miejscem - najmocniej odbiegającym od szeregu. Próbował wlać, nasilić w nich to, co w tym momencie tak silne było w nim, wypchnąć w nich te emocje: przerażenie, bezsilność, brak wiary, poczucie porażki, gniew wobec tortur i krzywd sprawionych czarodziejom, rozpacz, wywołana ich cierpieniem, a wreszcie wiarę - w to, że świat może jeszcze wrócić na właściwe tory, gdy tylko powstrzymają to szaleństwo. Pragnął w nich rozbudzić uległość, uległość wobec niego, wobec arogancji Ecny i jego własnej. Lęk, strach, zniechęcenie. Wstyd. Bezsilność. Zwątpienie, które utoruje podatny grunt jego słowom.. Łańcuch jest tak silny, jak silne są jego najsłabsze ogniwa, wystarczyło wykruszyć pierwsze z nich, żeby ten szalony plan miał szansę powodzenia. A Ecna - mógł do tego doprowadzić. Zacisnął dłoń na rękojeści różdżki, gotów zrobić z niej użytek, nie podniósł jej jednak ponad okno; zamiast tego zabrał głos, dając mu ponieść się po akustyce dziedzińca, miejsca tego typu wzmacniały głos same z siebie; znacząco podniósł głos, by przekrzyczeć szum zbierającej się rzeki. Miał przewagę nad nimi, nie mogli widzieć go w oknie wcześniej - ile miał czasu, zanim go zestrzelą? Zbyt mało i z pewnością mniej, niż potrzebował.
- Opuścić broń! - zażądał, tonem ostrym i zdecydowanym, tonem groźby, rozkazu, jak gdyby miał w jakimkolwiek stopniu pozycję pertraktacją; wiedział, że nie miał, czerpał z arogancji Ecny. Słyszysz mnie, przyjacielu? Pomóż mi. Pomóż mi zbudzić w nich pokorę i uległość, pomóż im zmusić ich, by mnie usłuchali. Rozkaż im. Rozkaż im zrobić, co mówię, a inni pójdą ich śladem. - Widzieliśmy, co uczyniliście naszym braciom, widzieliśmy zadane im krzywdy i cierpienia. Widzieliśmy ludzi upodlonych i obdartych z godności ku waszej uciesze. Widzieliśmy, w co zamieniliście się w trakcie tej wojny - w zajadłe zwierzęta ślepo szukające zemsty wśród kobiet i dzieci, nie szczędziliście nawet brzemiennych niewiast. - Ton głosu kipiał szczerym obrzydzeniem. Słowa musiały nieść prawdę, nawet jeśli niewielu znało historię tamtego więźnia - te osoby, które o niej słyszały, mogły znaleźć się gdzieś wśród tych tłumów. Daj mi rząd dusz, chcę czuciem władać: był poetą, manipulacja emocją nie mogła być dla niego niczym trudnym. Robił to od lat. Nie wszyscy wiedzieli o tym, co działo się w zamku - więc teraz się dowiedzą. Pamiętał strach w oczach tamtego dowódcy, kiedy uświadomił sobie, że ktoś mógł ujrzeć więźniów. - Wasz major nie poprowadził was ku obronie wolności, mamił kłamstwami, by uczynić z was to, kim - czym - jesteście dzisiaj, bezimiennymi zbrodniarzami gotowymi wysadzić samych siebie po to tylko, by pogrzebać garść torturowanych i upokorzonych przez was kalek. - Wstyd, Ecno. Wstydu potrzebuję. Czujesz go? Wstyd pozwala manipulować ludźmi jak nic innego, uwielbiał wzbudzać go w kobietach, peszył, wprowadzał do atmosfery coś drżącego, może niepokój, może dwuznaczność, w tej chwili: miał to być wahanie. Paleta emocji, która odbijała się w nim przed momentem, miała pociągnąć za strunę wstydu. - Wasze panowanie w tym miejscu dobiegło końca, a ja, w imieniu Czarnego Pana, którego jestem posłańcem, przysięgam, że kara za wasze bestialskie zbrodnie nie spotka nikogo, kto teraz mnie usłucha. Mój pan nie jest cierpliwy. Nie jest litościwy. Nie przebacza krzywd takich, jak te. Łaska, na którą macie szansę, jest przywilejem, który nie zdarzy się ponownie. Nie pragnę rozlewu krwi. - W końcu nikt nie nazwie go krzywoprzysięzcą, jeśli tylko nikt nie wyjdzie stąd żywy. Słyszysz mnie, słodka Morrigan? Czujesz przekorę? Skończ te babskie fochy i przyjdź do mnie, potrzebuję cię jak nigdy, lewa dłoń pomknęła do wisiora na szyi, ponownie zaciskając palce na jego krysztale. Teraz albo nigdy - drugiej szansy już nie będzie. Ta wydawała się dostatecznie mdła. Ale tonący - chwytał się nawet brzytwy. Nic innego zrobić już nie mógł, niezależnie od ceny. - Jeśli jednak wy wciąż go pragniecie, wiedzcie, że z dumą godną czarodziejów podniesiemy rzuconą rękawicę. Jeśli nas do tego zmusicie, skąpiemy we krwi całe hrabstwo, odwdzięczając się każdemu napotkanemu niemagicznemu za każdą krzywdę uczynioną w tym zamku naszym braciom - i to po stokroć! Za każdą oderżniętą rękę, oderżniemy sto kolejnych! Za każde wybite oko, wybijemy sto kolejnych! Za każdą śmierć czarodzieja, rozszarpiemy stu kolejnych niemagicznych, aż na tym lądzie nie ostanie się nikt poza nami! Nie opuścimy naszych braci w potrzebie ani nie zapomnimy o tych, którzy już odeszli. Nie zapomnimy o krzywdach, upokorzeniach i torturach. - W jego głosie nie było wahania, w moc, nawet jeśli doskonale wiedział, że huk wystrzału mógł rozlec się w każdej chwili. W możliwości Czarnego Pana wierzył niezachwianie, nawet jeśli on dziś poniesie porażkę, Lord Voldemort sięgnie po swoje. Chciał trwać u jego boku, chciał wspomóc jego wysiłki. Przysięgał zrobić to dla niego - i musiał odnieść sukces. - Jeśli nie chcecie walczyć o spaloną ziemię, jeśli chcecie wybrać życie, posłuchacie mnie tu i teraz. Opuśćcie broń i wywieźcie białą chorągiew! - zażądał z determinacją, mocniej zaciskając palce na kamieniu wciąż wiszącym na szyi.
Ecno, przyjacielu, Ecno wlej w ich serca pokorę, zmuś do ugięcia kolan i złożenia broni, wlej w ich serca lęk i dojmujące zwątpienie, które doprowadzą do ugięcia kolan, do opuszczenia luf, do pierwszych symbolów oddania, które pociągną za sobą kolejnych. Zawładnij wstydem, poczuciem winy, utkaj w sercu pajęczynę strachu, a w umyśle - prostą strzałę posłuszeństwa. Odnalazł dowódców czy nie, czasem mały kamień mógł wzniecić wielką lawinę. On sam czuł te emocje, słyszał je, były tak blisko, tak namacalne. Musiały, musiały poddać się jego woli, arogancja Ecny grała jedną melodię z biciem jego serca; wstyd, strach, lęk, pokora, posłuszeństwo, uległość; przemierzmy oceany tych uczuć wspólne, czuł, czuł potęgę Ecny.
Perswazja III ...
i kamieniuję
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k8' : 2, 6, 6, 6, 6, 6, 1, 4, 2
--------------------------------
#2 'LN: Splamienie' :
#1 'k8' : 2, 6, 6, 6, 6, 6, 1, 4, 2
--------------------------------
#2 'LN: Splamienie' :
Czarownica wpatrywała się w swe najgorsze wspomnienia wiedząc, że była to jedyna droga do uzyskania klucza, rozwiązania zagadki, którą obarczone było tajemnicze pomieszczenie. Niezaznajomiona ze starożytną magią nie mogła wiedzieć, iż przekroczenie drzwi było pułapką, utkaną z run przestrzenią mającą doprowadzić ofiarę do utraty zmysłów. To mogło dać jej do myślenia wszak wszystko wskazywało na to, iż z mugolami współpracowali doświadczeni magowie.
Brak wiedzy odnośnie rytuału nie ułatwiał jej zadania. Towarzysz, jaki rozpłynął się w powietrzu, z pewnością byłby w stanie wiele problemów rozwiązać, a może nawet wykonać zadanie za nią, lecz pozostawiona sama sobie musiała postawić na intuicję. Bazy niezbędne były w przypadku nakładania klątw i wprawne oko szybko zrozumiałoby, że takowe w tym pomieszczeniu nie występowały, a zatem zranienie nie miało większego sensu.
Krew poleciała z rany, a wraz z nią pojawił się pulsujący ból. Wybranie tętnicy było odważnym ruchem, lecz zaznajomiona z uzdrowicielstwem Elvira z pewnością wiedziała, co robi. Nie mogło to pozbawić jej przytomności, choć poczuła chwilowy przypływ słabości. Gdy tylko zaczęła kreślić właściwy kształt jej uszu doszło głośne pęknięcie lustra; wpierw tego, który ukazywał podłużną linię, a następnie każdego kolejnego, jaki przedstawiał odpowiedni fragment runy. W chwili oderwania różdżki od posadzki znak rozbłysnął szkarłatną barwą i zaraz po tym zapadła ciemność. Czarownica poczuła szarpnięcie w okolicy pępka.
-Jeśli chcecie wybrać życie, posłuchacie mnie tu i teraz. Opuśćcie broń i wywieźcie białą chorągiew!- znajomy głos wytrącił czarownicę z letargu. Tuż po otwarciu powiek ujrzała stojącego w oknie Tristana, który zdawał się przemawiać do hordy uzbrojonych po zęby żołnierzy. Nie trwało długo nim zrozumiała, gdzie właściwie się znajdowała. Po swej lewej stronie dostrzegła komodę z uchylonymi drzwiczkami, biurko oraz księgę stanowiącą szyfr do metalowego sejfu.
Ucieczka wydawała się jedynie kwestią czasu wszak nic nie stało na drodze ku wolności pojmanych czarodziejów. Mimo, że zranieni i w uszczuplonym gronie byli wdzięczni dwóm Rycerzom, którzy z poświęceniem godnym podziwu próbowali eskortować ich daleko poza mury zamku. Nie mogli jednak wiedzieć, że to Sigrun im dowodziła, a oni pozostawili Śmierciożercę na pastwę losu, pod gruzami upadłego skrzydła zamku. Nie mieli pojęcia czy przeżyła, nie mogli też wiedzieć, czy jeśli zareagowaliby stosunkowo wcześniej to miałaby większe szanse.
Skupieni na celu pędzili wzdłuż rzeki Avon, próbując za wszelką cenę powstrzymać piętrzącą się falę. Oddziałowujące skupiska magii były z każdą sekundą coraz bardziej odczuwalne i przypominały źródła anomalii, którym niegdyś musieli stawić czoła. Rosier ani chwili nie zawahał się przed wypowiedzeniem pierwszego z zaklęć, jakie właściwie od razu zmieniło fragment wody w ostry niczym brzytwa lód. To samo uczynił Zachary, kiedy za jego plecami rozległ się ponaglający lub bardziej ostrzegawczy krzyk. Rzeka nie odpuszczała, w swym zachowaniu przypominała wygłodniałe zwierzę, które dostrzegło swą ofiarę.
Dopiero kolejne z czarów Mathieu spowodowały, że woda zastygła w powietrzu, a wszyscy choć na chwilę mogli odetchnąć z ulgą. -Znów się podnosi! Kolejna fala!- zawyrokował zgodnie z prawdą siedzący za uzdrowicielem mężczyzna.
Stanięcie na widoku wszystkich żołnierzy można było oceniać jako odważne tudzież po prostu głupie, jednakże tylko Rosier wiedział jak wielką siłę posiadł w swej dłoni. Z małego odłamka pulsującego na jego klatce piersiowej emanowała moc, o jakiej nie śnili najwybitniejsi z wizjonerów, najbardziej wytrwali w pogłębianiu magicznej sztuki czarodzieje. Mając w swej asyście pradawne bóstwa gotów był przemówić do swych wrogów, użyć na nich swej perswazji i obnażyć rzekome kłamstwa ich dowódcy. Wzrokiem odnalazł osoby będące w jego ocenie wyżej postawionymi żołnierzami i skupił się na ich emocjach pragnąc zaszczepić w nich niepewność, wstyd, strach i bezsilność wobec ówczesnych wydarzeń. Ledwie widoczna, granatowa poświata osiadła na murach oraz dziedzińcu wprowadzając zamieszanie, chwilowy chaos zwieńczony podniesionymi głosami, lecz to ten należący do Śmierciożercy dosłyszalny był najbardziej. Wszyscy mugole zwrócili przeciw niemu lufy swoich broni oczekując na jasne rozkazy – te jednak nie nadeszły, przynajmniej nie w tej chwili. Każde kolejne słowo wwiercało się w znacznie bardziej podatne na magię umysły; burzyło nie tylko szeregi, ale też morale, jakie dla wojsk były niezwykle istotne. Oddział przy północnej bramie zdawał rozsypać się na dobre, albowiem większość z mundurowych odrzuciła przed siebie swe bronie i ruszyła w kierunku bramy. Nie potrzebowali do tego poparcia dowódcy, moc Ecne była o wiele potężniejsza.
-Skończ prawić te brednie, opuścić zamek, natychmiast!- wykrzyczał mężczyzna znajdujący się na wschodniej części muru. W swych dłoniach dzierżył broń. -Na pozycje, co wy wyprawiacie!- zwrócił się bezpośrednio do dezerterów. -To koniec- kolejny głos rozległ się po dziedzińcu, lecz Tristan nie wiedział do kogo konkretnie należał. -Ta wojna jest już przegrana- dodał głośniej, a w jego tonie dosłyszalne było zrezygnowanie. -Tchórze!- warknął w odpowiedzi na kolejnych zbiegów. -Dorwą was za to, poślą do więzienia! On tylko wam miesza w głowie!- kontynuował, lecz groźby nic nie wskórały i kolejni opuszczali mury zamku. Zniechęceni, pozbawieni woli walki i myśli, że byli gotów stawić czoła sile, o jakiej nie mieli żadnego pojęcia.
Skupiony na przemówieniu Tristan nie dostrzegł, kiedy za jego plecami pojawiła się Elvira. Wzburzone emocje dawały o sobie znać, podobnie jak nastroje wroga, które za pomocą Ecne runęły niczym domek z kart. Przemowa również miała na to wpływ, choć zaprawieni w boju żołnierze zwykli słuchać jedynie swych dowódców, bowiem to im przysięgali lojalność. Jeśli jednak Ci nie wytrzymali i zbiegli z pola bitwy, to sami posłuchali własnej intuicji. Zmiana woli wydawała się niemożliwa, lecz Śmierciożerca to uczynił. Poniósł tego koszty, kiełkujący ból palił skronie, ale prawdopodobnie ta gra warta była poświęcenia.
Zatracając się w potędze odłamków Tristan po raz kolejny wezwał moc bóstw, aby te wspomogły go w bitwie. Prąd jaki przeszył jego ciało był dopiero namiastką tego z czym miał się wkrótce zmierzyć. Wraz z błyskiem fioletowego światła nadeszła niemoc i otępienie. Świat przed oczyma wydawał się rozmyty, a dźwięki jakoby dalekie, zupełnie niewyraźne. W okolicy palców buchnęły ametystowe iskry, w głowie rozległ się głos Aongusa zmuszający Śmierciożercę do wskazania najbliższej mu osoby, jaka znajdowała się w pobliżu. Łaknął jej mocy – Tristan to wszystko czuł, wiedział że jego pragnienia musiały zostać spełnione. Może i po raz pierwszy przyszło mu się spotkać z tym bogiem, lecz miał świadomość, iż żaden z nich nie obnażał swych pragnień na próżno, tak naprawdę żaden nawet nie zniżyłby się do wysuwania próśb.
Na dziedzińcu zawrzało, a zaraz po tym wszelki hałas zagłuszył potężny wybuch. Kolejne mury runęły na mokrą trawę. Dwójka czarodziejów poczuła silny wstrząs pod nogami i nie była w stanie utrzymać równowagi – upadli na ziemię, podobnie jak kolejne fragmenty zamku. Nie wiedzieli, czy huk rozbitych szyb spowodowany był wybuchem, czy też pociskami wystrzelonymi w ich stronę. Wojska były przerzedzone, ale najwyraźniej Ci co pozostali nie zamierzali składać broni. -Teraz! Na pohybel skurwysynom!- rozbrzmiał znajomy Tristanowi głos. Nie mógł go pomylić z żadnym innym - z pewnością był to młodzieniec, którego spotkał w garkuchni. Ciemność przeszył blask zaklęcia.
Rozpoczynamy turę numer 18
Czas na odpis: 24.01.2022 / 18:00
Czas na odpis: 24.01.2022 / 18:00
Każdemu przysługują dwie akcje.
Tristan - Musisz zastosować się do kości splamienia.
Zachary, Mathieu - możecie swobodnie opuścić okolice zamku i tym samym opuścić event (proszę o podkreślenie tego w poście). Jeśli jednak podejmiecie inną decyzję musicie ponownie rzucić kością k10.
Jeśli będzie potrzebny post uzupełniający proszę o wiadomość.
- Dziedziniec:
- Mapa:
Orientacyjne ustawienie każdej z postaci, aby łatwiej było wam oraz Mistrzowi Gry operować kierunkami przemieszczania się postaci.
Na czerwono oznaczona mugolska armia.
Tutaj kropki są czarne, lecz oznaczają one powyższe błyszczące na czerwono oraz zielono. Nie jest możliwe dostać się do bram pomijając je.
- Żywotność i EM:
Elvira: 194/221 (-17 psychiczne, -10 cięta, -5 do kości) | 31/50
Zachary: 175/200 (-25 tłuczone, -5 do kości) | 32/50
Sigrun: ?/227 | 28/50 | 1 - Potencjał
Maghnus: ?/254 (-2 rana postrzałowa) | 32/50
Mathieu: 186/211 (-25 tłuczone, -5 do kości) | 17/50
Tristan: 161/200 (-39 psychiczne, -10 do kości)| 31/50 | 2 - Potencjał, 6 - Absorpcja
Luca: 0/205 - nie żyje
- Ekwipunek:
Elvira:
Mam przy sobie różdżkę, talizman runa kwitnącego życia +31 do żywotności (ujęty w tabelce z żywotnością we wsiąkiewce), mieszankę antydepresyjną i kryształ. Na szyi oczywiście kamień od Czarnego Pana na łańcuszku, Majora jako figurka żaby.
Z pomniejszych zabieram ze sobą też dwie kanapki z pomidorkiem, paczkę sucharów, herbatę w butelce i bordową chustkę, którą Drew kiedyś zostawił w moim mieszkaniu.
Zachary:
Różdżka, Talizman: Runa Otwartego Oka (+8 do rzutu k100 na spostrzegawczość +5 do rzutów k100 na zaklęcia wykrywające iluzje; odporność na zaklęcia oślepiające)
1. Magiczny kompas
2. Nakładka na pas z sakwami (w środku):
2.1. Antidotum podstawowe (1 porcja)
2.2. Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, moc 17)
2.3-4. Wywar wzmacniający (2 porcje, stat.8 )
2.5. Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat 40)
2.6. Czuwający Strażnik (1 porcja, moc 28)2.7. Kameleon (1 porcje, stat. 40, moc +15)
2.8. Piersiówka "Bez Dna"
3. Wisior z agatem
4. Latający dywan
Sigrun:
Pierścień z Okiem Ślepego na palcu lewej dłoni
2. Medalion z runą krwi trolla (+2 do pż/tura)
3. Zaczarowaną torba
3.1. maść z wodnej gwiazdy
3.2. Felix Felicis
3.3. Eliksir wąchacza,
3.3 Antidotum na niepowszechne trucizny
3.4 Eliksir Garota
3.5. Czuwający strażnik
3.6. Kameleon
3.7. Eliksir kociego wzroku
3.8. Pierwszy kryształ
3.9. Drugi kryształ
3.10. 1 kg kiełbasy,
3.11. dziczyzna (kawałki różnych części jelenia obsmażone na smalcu)
3.12. suchary (zapas dla jednej osoby na dwa tygodnie)
3.13. miotłę (zwykłą)
Maghnus:
Zabieram ze sobą różdżkę, fluoryt, szatę ze skór nundu i tebo (+42 do żywotności, -2 do zwinności, we wsiąkiewce pod tabelką z żywotnością bazową umieszczona jest tabelka z żywotnością uwzględniającą bonus z szaty), buty obszyte skórą tebo (odporne na poślizg). Przedmioty dodatkowe: miotła (zwykła), eliksir senności (1 porcja, stat. 22), maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, moc +50, stat. 22), eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21). Pomniejsze z zaopatrzenia: dwie kanapki z pieczonym indykiem i pomidorkami, tabliczkę czekolady mlecznej, termos gorącej, czarnej herbaty, butelkę rumu.
Mathieu:
Różdżka;Miotła;
Talizman: Runa kwitnącej życia +17 do żywotności (dopisane do Żywotności);
Eliksiry:
1. Smocza łza (1 porcje, stat, 40, moc+5)
2. Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 22)
3. Wywar wzmacniający
4. Mieszanka antydepresyjna
Zaopatrzenie:
1 x banan, 1 x bagietka z szynką, czekolada mleczna, papierosy z tytoniu słabej jakości,
Tristan:
Serce Hespery, Eliksir kociego wzroku, Eliksir Garota
Luca:Eliksir siły
Nadgarstek przebity brutalnym zrywem desperacji nadal pulsował tępym bólem, zwalniając wolno w stosunku do przyspieszonego rytmu serca. Chustka zadziała dobrze jako opatrunek uciskowy, choć dość szybko nasiąknęła krwią. Za jakiś czas będzie ją musiała oczyścić, do tego czasu wąskie nakłucie powinno zasklepić się samo - równie dobrze mogłaby wszak zakłuć się igłą na oddziale.
Pytanie tylko, czy będzie jeszcze mieć szansę kiedykolwiek znów wykorzystać własną moc.
Kiedy z duszą na ramieniu zaczęła rysowanie znaku, czas jakby się na moment zatrzymał. Z początku była przekonana, że nie wydarzy się nic, potem jednak pierwsze lustro strzaskało się z ogłuszającym brzękiem, zasypując kamienną posadzkę milionami błyszczących odłamków. Mamrotała pod nosem sama do siebie, aby odwrócić uwagę od kolejnych rozsypujących się wspomnień.
- Zniszcz je... zniszcz je wszystkie. Niech nie zostanie nic tylko proch. Proch diamentowy. Kryształy, które można sypnąć w oczy... i wydusić z nich krew.
Ledwie skończyła, poczuła w okolicy brzucha wyraźne szarpnięcie - na równi rozkoszne i przerażające znajome wrażenie bycia przenoszoną świstoklikiem.
Obudziła się z policzkiem przyciśniętym do chłodnej posadzki. Długo nie otwierała oczu, gdyż dźwięki, obrazy i mdłe zapachy zaatakowały jej zmysły jednocześnie, oszałamiając dopóty, dopóki nie ustały mdłości i była w stanie podnieść się na łokciach. Wiedziała, gdzie jest, nie wiedziała jednak, gdzie podziali się Luca i Maghnus; zobaczyła za to górującego nad nią Tristana, podnoszącego głos tak, że zapiekło ją w skroniach. Spróbowała wstać, ale zaraz znów wylądowała na kolanach, po tym jak zagrzmiało i zatrzęsła się ziemia. Lewym przedramieniem osłoniła twarz przed bolesnym zetknięciem z krawędzią dywanu. To właśnie w tej pozycji zapach krwi przesiąkniętej przez chustkę stał się najintensywniejszy.
Na tyle żywy, słodko-metaliczny i pochłaniający, że gdy na powrót podniosła się na kolana, nie czuła już nic więcej.
Wyłącznie krew.
Żądza, która mamiła, odbierała zmysły, zalotnie i zaborczo próbowała przyciągnąć ją do siebie. Na wyciągnięcie ręki miała wyłącznie Tristana, to on gorącą obietnicą zapraszał ją do własnego wnętrza.
Warknięcie, które wydarło się z jej ust nie miało już wiele wspólnego z człowieczeństwem. Wciąż będąc na kolanach, czołgała się bliżej, a póki jeszcze nie dorwała mężczyzny we własne dłonie, sięgnęła po pierwszą rzecz, na jaką natknęła się w kieszeni - żabią figurkę majora - i cisnęła nią z wściekłością, celując wprost w głowę Tristana.
Rzut do celu? Celuję figurką majora w Tristana.
Pytanie tylko, czy będzie jeszcze mieć szansę kiedykolwiek znów wykorzystać własną moc.
Kiedy z duszą na ramieniu zaczęła rysowanie znaku, czas jakby się na moment zatrzymał. Z początku była przekonana, że nie wydarzy się nic, potem jednak pierwsze lustro strzaskało się z ogłuszającym brzękiem, zasypując kamienną posadzkę milionami błyszczących odłamków. Mamrotała pod nosem sama do siebie, aby odwrócić uwagę od kolejnych rozsypujących się wspomnień.
- Zniszcz je... zniszcz je wszystkie. Niech nie zostanie nic tylko proch. Proch diamentowy. Kryształy, które można sypnąć w oczy... i wydusić z nich krew.
Ledwie skończyła, poczuła w okolicy brzucha wyraźne szarpnięcie - na równi rozkoszne i przerażające znajome wrażenie bycia przenoszoną świstoklikiem.
Obudziła się z policzkiem przyciśniętym do chłodnej posadzki. Długo nie otwierała oczu, gdyż dźwięki, obrazy i mdłe zapachy zaatakowały jej zmysły jednocześnie, oszałamiając dopóty, dopóki nie ustały mdłości i była w stanie podnieść się na łokciach. Wiedziała, gdzie jest, nie wiedziała jednak, gdzie podziali się Luca i Maghnus; zobaczyła za to górującego nad nią Tristana, podnoszącego głos tak, że zapiekło ją w skroniach. Spróbowała wstać, ale zaraz znów wylądowała na kolanach, po tym jak zagrzmiało i zatrzęsła się ziemia. Lewym przedramieniem osłoniła twarz przed bolesnym zetknięciem z krawędzią dywanu. To właśnie w tej pozycji zapach krwi przesiąkniętej przez chustkę stał się najintensywniejszy.
Na tyle żywy, słodko-metaliczny i pochłaniający, że gdy na powrót podniosła się na kolana, nie czuła już nic więcej.
Wyłącznie krew.
Żądza, która mamiła, odbierała zmysły, zalotnie i zaborczo próbowała przyciągnąć ją do siebie. Na wyciągnięcie ręki miała wyłącznie Tristana, to on gorącą obietnicą zapraszał ją do własnego wnętrza.
Warknięcie, które wydarło się z jej ust nie miało już wiele wspólnego z człowieczeństwem. Wciąż będąc na kolanach, czołgała się bliżej, a póki jeszcze nie dorwała mężczyzny we własne dłonie, sięgnęła po pierwszą rzecz, na jaką natknęła się w kieszeni - żabią figurkę majora - i cisnęła nią z wściekłością, celując wprost w głowę Tristana.
Rzut do celu? Celuję figurką majora w Tristana.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 8
'k100' : 8
Palce dłoni zaciskały się nerwowo na framudze skrytego w nocnych cieniach okna, oddając nerwy, które nie mogły zadrżeć w głosie; liczył się z tym, że jego wystąpienie mogło się skończyć różne, nie znal mocy bytu, który wyjrzał mu zza ramienia, nie znał mocy darowanych mu przez Czarnego Pana, jednak dostrzegł barwę jego mocy, granat, pobłyskujący w cieniach i światłach min, które usypały dziedziniec. Teraz dopiero, z góry, mógł przyjrzeć się ich barwom, zdawało się, że zieleń torowała drogę na drugą stronę - czy rzeczywiście bezpieczną? Czerwień kojarzyła się agresywnie, podejrzenia musiałby sprawdzić; nie mógł być wszędzie, zostało ich zbyt mało. Rozkazy dowództwa nie nadeszły. Szeregi wroga zaczęły kruszeć. Rozsypywać się, jak domek z kart, w który dmuchnął pradawny byt szepczący mu przez ucho. Dezerterzy wzniecili poruszenie, Ecne znalazł się w swoim żywiole - i najwyraźniej dobrze się w nim bawił. Kątem oka wyłapał mężczyznę, który rozpaczliwie próbował zatrzymać pobratymców, to on powinien zostać ukarany jako pierwszy. Znajdzie go. Zabije. Obrócił między palcami różdżkę, czy teraz? Czuł ból w skroniach, ale zacisnął szczęki, ignorując to osłabienie, nie mógł się mu poddać: jak tonący chwytał się brzytwy, podejmując coraz bardziej rozpaczliwych prób odwrócenia losów tej bitwy, przysięgał, przysięgał Czarnemu Panu, że zrobi dla niego wszystko. Wciąż wzywał ku sobie magiczny odłamek, tylko w jego mocy dostrzegając teraz ratunek: a on wymagał zapłaty za wszystko, co dotąd ofiarował. Iskry błysnęły, bóstwo pragnęło ofiary. Mógł ofiarować siebie, ale tego zrobić nie mógł - był potrzebny - musiał znaleźć inną ofiarę; obejrzał się przez ramię, odnajdując wzrokiem kobietę w progu, lecz już po chwili dostrzegł, że nie byli tutaj sami.
- Multon - Ledwie zdążył wypowiedzieć jej imię, kiedy kamienny budynek zadrżał; runęły kolejne mury. Jeszcze moment i z zamku zostanie sterta gruzów. Jak to zatrzymać? Upadł na ziemię, wyciągając przed siebie dłonie, dla asekuracji upadku, prędko usiłując wrócić na nogi. - Gdzie jest Bulstrode? - Szybko. Szybko, myśl - co dalej? Zza okna dobiegł go głos młodzieńca, chciał wyprowadzić ich stąd żywych. Ale to się nie uda. Jeśli miał poświęcić albo ich albo zamek, którego pragnął Czarny Pan, musiał poświęcić ich. - Powstańcie, bracia i siostry! Dość upokorzeń! Zabić każdego, kto stawia opór! - krzyknął przez okno, dopełniając wcześniejszą mowę, głośniej, donośniej jeszcze nim wcześniej, tonem żądania, rozkazu - bo na krok w tył było już za późno. Jeśli on słyszał ich, oni słyszeli jego. - Uważać na miny! Za każdą krzywdę odpłacimy po stokroć - rozlać krew, której pragną! - Czy mogło go usłyszeć więcej więźniów, czy pozostali byli już pogrzebani? Z ich słów wynikało, że uwięzionych było tu całe mnóstwo, to czas, by zrzucili kajdany. Spojrzał jeszcze raz na Multon, wciąż towarzyszył mu ból skroni, wciąż słyszał szept, tym razem innego ducha. Igrał z tymi mocami zbyt mocno, przecież o tym wiedział. Bierz ją, Aongusie. To moja jedyna sojuszniczka tutaj: nikt więcej nie stoi po mojej stronie. Bierz ją, tylko ona wypełnia te rozkazy, co ja. Tylko ona - przyszła tu po to, co ja. Lecz czuję, że ta moc jest ci potrzebna, że nie chcesz sprowadzić na mnie śmierci, że przelejesz ją dalej, wzmocnisz pozostałych. Wzmocnij walczących na dziedzińcu, weź co chcesz, od niej, ode mnie, i oddaj im te siły. Uczyń z nich czarodziejów, którzy potrafią walczyć. Tchnij w nich ducha walki, poprowadź do zwycięstwa. Inaczej zginiemy tu wszyscy - a razem ze mną zostanie pogrzebany ten kamień. Uczciwa wymiana, Aongusie, jej moc, moja też, jeśli i ją zechcesz. Za ich ducha. Oddamy ci wszystko, co oddać możemy.
- Mów, kim jesteś - zażądał od nieznajomej kobiety w progu. Nie miała broni, więc nie była mugolskim żołnierzem. Wciąż nie wiedział, jak zatrzymać rujnowanie twierdzy, nie opadł jeszcze kurz wybuchu. Czy miejsce, w którym stali, miało być kolejną flanką, która upadnie? On ucieknie, one nie. - Na dół, już - zawołał, wskazując kierunek, wyższa kondygnacja padnie pierwsza. Ale Elvira... co ona właściwie robiła? Obejrzał się przez ramię na okno, mocno zaciskając palce na talizmanie wciąż wiszącym na szyi, skończ te fochy, słodka Morrigan, jesteś teraz przecież częścią mnie. I chcesz przetrwać, bo wszyscy próbujemy przetrwać. Jak szczury, rozpaczliwie szukamy ratunku, to dlatego dałaś się zakląć w tym kamieniu na setki lat. Przyjdź, moja piękna, przyjdź wreszcie i pokaż im morze krwi, o którym mówiłem. Niech słowa staną się dziełem.
1. wydaję rozkazy chlopcom - umki wezwanie + dowódca
2. kamieniuję
- Multon - Ledwie zdążył wypowiedzieć jej imię, kiedy kamienny budynek zadrżał; runęły kolejne mury. Jeszcze moment i z zamku zostanie sterta gruzów. Jak to zatrzymać? Upadł na ziemię, wyciągając przed siebie dłonie, dla asekuracji upadku, prędko usiłując wrócić na nogi. - Gdzie jest Bulstrode? - Szybko. Szybko, myśl - co dalej? Zza okna dobiegł go głos młodzieńca, chciał wyprowadzić ich stąd żywych. Ale to się nie uda. Jeśli miał poświęcić albo ich albo zamek, którego pragnął Czarny Pan, musiał poświęcić ich. - Powstańcie, bracia i siostry! Dość upokorzeń! Zabić każdego, kto stawia opór! - krzyknął przez okno, dopełniając wcześniejszą mowę, głośniej, donośniej jeszcze nim wcześniej, tonem żądania, rozkazu - bo na krok w tył było już za późno. Jeśli on słyszał ich, oni słyszeli jego. - Uważać na miny! Za każdą krzywdę odpłacimy po stokroć - rozlać krew, której pragną! - Czy mogło go usłyszeć więcej więźniów, czy pozostali byli już pogrzebani? Z ich słów wynikało, że uwięzionych było tu całe mnóstwo, to czas, by zrzucili kajdany. Spojrzał jeszcze raz na Multon, wciąż towarzyszył mu ból skroni, wciąż słyszał szept, tym razem innego ducha. Igrał z tymi mocami zbyt mocno, przecież o tym wiedział. Bierz ją, Aongusie. To moja jedyna sojuszniczka tutaj: nikt więcej nie stoi po mojej stronie. Bierz ją, tylko ona wypełnia te rozkazy, co ja. Tylko ona - przyszła tu po to, co ja. Lecz czuję, że ta moc jest ci potrzebna, że nie chcesz sprowadzić na mnie śmierci, że przelejesz ją dalej, wzmocnisz pozostałych. Wzmocnij walczących na dziedzińcu, weź co chcesz, od niej, ode mnie, i oddaj im te siły. Uczyń z nich czarodziejów, którzy potrafią walczyć. Tchnij w nich ducha walki, poprowadź do zwycięstwa. Inaczej zginiemy tu wszyscy - a razem ze mną zostanie pogrzebany ten kamień. Uczciwa wymiana, Aongusie, jej moc, moja też, jeśli i ją zechcesz. Za ich ducha. Oddamy ci wszystko, co oddać możemy.
- Mów, kim jesteś - zażądał od nieznajomej kobiety w progu. Nie miała broni, więc nie była mugolskim żołnierzem. Wciąż nie wiedział, jak zatrzymać rujnowanie twierdzy, nie opadł jeszcze kurz wybuchu. Czy miejsce, w którym stali, miało być kolejną flanką, która upadnie? On ucieknie, one nie. - Na dół, już - zawołał, wskazując kierunek, wyższa kondygnacja padnie pierwsza. Ale Elvira... co ona właściwie robiła? Obejrzał się przez ramię na okno, mocno zaciskając palce na talizmanie wciąż wiszącym na szyi, skończ te fochy, słodka Morrigan, jesteś teraz przecież częścią mnie. I chcesz przetrwać, bo wszyscy próbujemy przetrwać. Jak szczury, rozpaczliwie szukamy ratunku, to dlatego dałaś się zakląć w tym kamieniu na setki lat. Przyjdź, moja piękna, przyjdź wreszcie i pokaż im morze krwi, o którym mówiłem. Niech słowa staną się dziełem.
1. wydaję rozkazy chlopcom - umki wezwanie + dowódca
2. kamieniuję
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'LN: Splamienie' :
'LN: Splamienie' :
Dokładali wszelkiej mocy i siły, aby wykonać swoje zadanie. Początkowe turbulencje to coś, co trudno było przewidzieć w jakikolwiek sposób. Tym razem jednak musieli podejmować decyzje, od których zależało powodzenie całego przedsięwzięcia. Brak porozumienia z Sigrun nie był dobry dla nich wszystkich, mieli szansę jednak dojść do porozumienia. Nie rozumiał jednak dlaczego nie opuściła murów Warwick zaraz za nimi, w ciemności roztoczonej na zewnątrz budynku nie dostrzegał niczego, był jednak pewien, że ruszy w krok za więźniami i nimi. Może popełnił błąd zdając się na podpowiadającą mu intuicję, może wpadła na kogoś w środku, kto uniemożliwił jej opuszczenie murów razem z nimi. Teraz jednak nie był ani czas, ani miejsce na roztrząsanie tego - może gdy sytuacja uspokoi się choć odrobinę będą mogli tam wrócić. Wierzył jednak, że udało jej się opuścić mury zamku, a w ciemności stała się dla nich nie widzialna. Wszak była śmierciożercą, wtajemniczonym na tyle mocno, aby znać więcej sztuczek od nich.
Glacius nie było najlepszym posunięciem, ale udane zaklęcie zmieniło wodę w lód, o wiele skuteczniejsze okazało się Arresto Momentun, choć i to było odwleczenie całego zdarzenia w czasie. Teraz skupiał się na drodze, na trasie lotu, którą wraz z Zacharym obrali. Nie udało im się zrealizować zadania w stu procentach, byli polegli, byli martwi, ale udało im się uratować choć kilka czarodziejskich żyć. - Lećmy w bezpieczne miejsce. - rzucił do Zachary'ego czując na twarzy pęd powietrza, które przecinał skupiając się na locie. Musieli najpierw odstawić ich, być może Shafiq musiałby najpierw podreperować jego zdrowie. Cała akcja była dla niego ogromnym wysiłkiem, jak chyba dla większości, która znalazła się w tej sytuacji. Dlatego właśnie tam skierował resztę, w bezpieczne miejsce. - Zajmij się nimi, Zachary. - powiedział do przyjaciela, kiedy finalnie udało im się znaleźć bezpieczny punkt do lądowania. - Wracam. - dodał, kierując do niego swoje słowa. A później ponownie wzleciał na miotle w górę, kierując się w stronę zamku. - Sphaecessatio - spróbował rzucić zaklęcie, które miało zadziałać na niego samego. W skupieniu chcąc odnaleźć pozostałych i wesprzeć ich działania.
Odstawiam więźnia i kieruję się ponownie w stronę zamku, aby dołączyć do Tristana.
Sphaecessatio (k100)
k10 -> zgodnie z zaleceniem MG
Glacius nie było najlepszym posunięciem, ale udane zaklęcie zmieniło wodę w lód, o wiele skuteczniejsze okazało się Arresto Momentun, choć i to było odwleczenie całego zdarzenia w czasie. Teraz skupiał się na drodze, na trasie lotu, którą wraz z Zacharym obrali. Nie udało im się zrealizować zadania w stu procentach, byli polegli, byli martwi, ale udało im się uratować choć kilka czarodziejskich żyć. - Lećmy w bezpieczne miejsce. - rzucił do Zachary'ego czując na twarzy pęd powietrza, które przecinał skupiając się na locie. Musieli najpierw odstawić ich, być może Shafiq musiałby najpierw podreperować jego zdrowie. Cała akcja była dla niego ogromnym wysiłkiem, jak chyba dla większości, która znalazła się w tej sytuacji. Dlatego właśnie tam skierował resztę, w bezpieczne miejsce. - Zajmij się nimi, Zachary. - powiedział do przyjaciela, kiedy finalnie udało im się znaleźć bezpieczny punkt do lądowania. - Wracam. - dodał, kierując do niego swoje słowa. A później ponownie wzleciał na miotle w górę, kierując się w stronę zamku. - Sphaecessatio - spróbował rzucić zaklęcie, które miało zadziałać na niego samego. W skupieniu chcąc odnaleźć pozostałych i wesprzeć ich działania.
Odstawiam więźnia i kieruję się ponownie w stronę zamku, aby dołączyć do Tristana.
Sphaecessatio (k100)
k10 -> zgodnie z zaleceniem MG
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
The member 'Mathieu Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'k10' : 6
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'k10' : 6
Oglądał się za siebie zbyt często. Raz czy dwa zerknął, lekko przekrzywiając głowę, łapiąc w pole widzenia piętrzącą się falę wody gotową pochłonąć ich za jednym zamachem. W pierwszej chwili nie spodziewał się, że podjęta przez Zachary'ego próba przyniesie zamierzone efekty. Zdawał się słyszeć wodę przemieniającą w ostry, zapewne słusznych rozmiarów odłamek mogący przebić go na wylot. Nie zastanawiał się nad słusznością tego działania, bowiem kierował się instynktem, podstawową wiedzą, podług której wodę dało się przemienić w ciało stałe. Tyle musiało wystarczyć, choć całkiem świadomie zdawał sobie sprawę, że działania te równie łatwo mogły stać się wyrokiem śmierci.
Skupiwszy się na działaniu wyłącznie z latającym dywanem, nie rozpraszając się magicznymi inkantacjami, w duchu dziękując Rosierowi za to, że kolejne z zaklęć przyniosło spektakularne skutki, dając Zachary'emu bezpieczeństwo, dzięki któremu mógł sprawnie – na własne możliwości i umiejętności prowadzenia dywanu – oddalić się z prędkością niezagrażającą wypadnięciu nieprzytomnemu więźniowi. Chwila ulgi, w której nie rozkoszował się zbyt długo jednocześnie dzięki własnym, stonowanym myślom, jak i okrzykowi przytomnego pasażera za nim wbijającym się w uszu nieco zbyt mocno, niż Shafiq sobie tego życzył. Nie zamierzał jednak czynić z tego tytułu żadnych aluzji i nieuprzejmości. Lordowska duma pozostawała nieco na uboczu wobec samobójczego napadu na zamek, wobec Rookwood, która została w środku, a o której nie myślał, wiedząc, że rozproszyłoby go to zbyt mocno, aby panować nad niekiedy nieprzewidywalnymi zachowaniami latających dywanów. Zamiast tego nieco przyspieszył, starając się zrównać z Mathieu, dotrzymać kroku, przyczaić z dala od zaklętej dziwną magią rzeki. Zareagował nikłym skinieniem głowy, w wyraźnym napięciu poszukując miejsca, w którym mogli na kilka chwil znaleźć się bliżej stałego gruntu.
— Szukaj mnie w Londynie — odparł przyjacielowi, kierując do niego jedyne słowa, nim pozostał sam w towarzystwie trójki więźniów. Żadnych życzeń powodzenia, żadnych deklaracji. Mogli widzieć się ostatni raz właśnie teraz albo spotkać później i omówić to, co zapewne obu im chodziło po głowie. Mogli, lecz nie musieli. — Wsiadaj, przed nami długi lot — zwrócił się do trzeciego z pasażerów, który musiał znaleźć sobie dość miejsca na dywanie, by nie spaść i dopiero po kolejnym dłuższym momencie wymógł wzniesienie się wyżej, nieco ponad linię drzew, powoli kierując najpierw na wschód z dala od Avonu i górującego nad nią zniszczonego zamku, później bardziej na południe, by wreszcie skierować się na zapowiedziane miejsce docelowe.
Przepraszam za obsuwę!
Opuszczam lokację z całym pakietem więźniów, jeśli można. Dziękuję za piękny event.
Prosiłbym tylko o informację, jak mogę rozegrać dalsze leczenie uratowanych więźniów włącznie z odtworzeniem i przyszyciem ręki utraconej przez jedną z nich
Skupiwszy się na działaniu wyłącznie z latającym dywanem, nie rozpraszając się magicznymi inkantacjami, w duchu dziękując Rosierowi za to, że kolejne z zaklęć przyniosło spektakularne skutki, dając Zachary'emu bezpieczeństwo, dzięki któremu mógł sprawnie – na własne możliwości i umiejętności prowadzenia dywanu – oddalić się z prędkością niezagrażającą wypadnięciu nieprzytomnemu więźniowi. Chwila ulgi, w której nie rozkoszował się zbyt długo jednocześnie dzięki własnym, stonowanym myślom, jak i okrzykowi przytomnego pasażera za nim wbijającym się w uszu nieco zbyt mocno, niż Shafiq sobie tego życzył. Nie zamierzał jednak czynić z tego tytułu żadnych aluzji i nieuprzejmości. Lordowska duma pozostawała nieco na uboczu wobec samobójczego napadu na zamek, wobec Rookwood, która została w środku, a o której nie myślał, wiedząc, że rozproszyłoby go to zbyt mocno, aby panować nad niekiedy nieprzewidywalnymi zachowaniami latających dywanów. Zamiast tego nieco przyspieszył, starając się zrównać z Mathieu, dotrzymać kroku, przyczaić z dala od zaklętej dziwną magią rzeki. Zareagował nikłym skinieniem głowy, w wyraźnym napięciu poszukując miejsca, w którym mogli na kilka chwil znaleźć się bliżej stałego gruntu.
— Szukaj mnie w Londynie — odparł przyjacielowi, kierując do niego jedyne słowa, nim pozostał sam w towarzystwie trójki więźniów. Żadnych życzeń powodzenia, żadnych deklaracji. Mogli widzieć się ostatni raz właśnie teraz albo spotkać później i omówić to, co zapewne obu im chodziło po głowie. Mogli, lecz nie musieli. — Wsiadaj, przed nami długi lot — zwrócił się do trzeciego z pasażerów, który musiał znaleźć sobie dość miejsca na dywanie, by nie spaść i dopiero po kolejnym dłuższym momencie wymógł wzniesienie się wyżej, nieco ponad linię drzew, powoli kierując najpierw na wschód z dala od Avonu i górującego nad nią zniszczonego zamku, później bardziej na południe, by wreszcie skierować się na zapowiedziane miejsce docelowe.
Przepraszam za obsuwę!
Opuszczam lokację z całym pakietem więźniów, jeśli można. Dziękuję za piękny event.
Prosiłbym tylko o informację, jak mogę rozegrać dalsze leczenie uratowanych więźniów włącznie z odtworzeniem i przyszyciem ręki utraconej przez jedną z nich
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mury równały się z ziemią; kamień po kamieniu, blanka po blance, wieża po wieży. Z owianej mroczną, krwawą historią twierdzy tworzyła się ruina, monument upamiętniający świetność i chwałę tego miejsca. Zamek będący pożądaniem każdego władcy, będący twardym dowodem bezwzględnej władzy rozpadał się niczym domek z kart, niczym za machnięciem różdżek wielu uzdolnionych czarodziejów. Gdzieniegdzie zaprószył się ogień, płomienie wznosiły się ponad spętany kurzem dziedziniec. Iskry buchały, skwierczały wiercąc w uszach melodię porażki, nie hymn zwycięstwa. Tristan to widział, był naocznym świadkiem upadku, przerzedzenia kart historii o punkcie niepodległym, godnym podziwu. Symbol potęgi na zawsze miał już stracić swą najważniejszą cechę – już nikt nie przyzna, że nie da się go podbić. Czyż nie czyniło go to pospolitym? Takim, jakich było wiele? Topografia wznosiła twierdzę ponad miasto, a zatem wszyscy już wiedzieli, że dział się tam przełom.
-Do broni, zniszczmy to!- krzyk rozniósł się echem wzdłuż murów. Lufy długiej broni oparły się o przestrzeń pomiędzy charakterystycznymi zębami, po czym na znak wystrzeliły. W szyby, w dach, w zamek. Pozostali na placu żołnierze nie odkładali broni, nawet jeśli mieli zginąć. Byli gotów to uczynić – dla rodaków, dla ojczyny. Śmierciożerca widział trójkę młodocianych więźniów, którzy wzmocnieni jego słowami uwierzyli w sukces. Pędzili przed siebie, a za nimi pojawili się kolejni i choć na próżno było szukać w ich dłoniach różdżek, to zdawali się pochwycić między palce wszystko co nawinęło im się pod rękę. Długie kije, chochle do mieszania w kotłach, mugolską broń. Ruszyli na pewną śmierć, ale ta walka miała dać im wolność, upragniony haust świeżego powietrza, jakie nie było skażone mugolską namiastką. Władzą, która odebrała im najważniejsze – godność. Deszcz rozmywał się o ich ciała, zdawał się parować. Zewsząd dochodziła woń krwi, woń grozy i strachu, ale nikt nie zamierzał odpuszczać. Wszyscy walczyli w imię czegoś większego. -Za naszych wybawców, za ich odwagę i wolność! Za Czarnego Pana!- rozbrzmiał głos mężczyzny, którego Tristan mógł poznać jako niekrzesanego wyrostka. Zaraz po jego krótkiej przemowie wzdłuż mokrej trawy rozniosło się echo uderzanych o ziemię narzędzi, dudnienie płynące prosto z gardeł. Zwiastowało chaos. Przypominało wrota piekieł.
Elvira dźwignęła się na nogi tuż obok kobiety, która zdawała się zastygnąć w zdziwieniu. W abstrakcyjności, z jaką przyszło się jej spotkać. Rozkojarzonym i speszonym spojrzeniem przemknęła po twarzy uzdrowicielki oraz Śmierciożercy, po czym ruszyła w kierunku drzwi. Ewidentnie miała coś do załatwienia, pędziła w tylko sobie znanym kierunku. Zatrzymała się dopiero przy drzwiach, kiedy to zrozumiała, że słowa skierowane były bezpośrednio do niej. Omiotła przerażonym spojrzeniem mężczyznę i oparła się dłonią o ścianę próbując złapać oddech, odzyskać równowagę, jaka została zaburzona. -Więźniem- odparła, a Tristan nie czuł w jej słowach kłamstwa. Była zestresowana, kierował nią strach. -Chcę iść po resztę kobiet, może jeszcze nie zasypał ich gruz. Padnie cały zamek, nie da się tego powstrzymać- odparła, po czym zniknęła za progami pomieszczenia. Zatrzymała się jednak z nimi, zacisnęła mocno wargi i ledwie wychyliła przez próg. -Chyba, że zabijecie tego, co odpowiada za detonację. Major mi o tym opowiadał, chełpił się tą ostatecznością. Wiedział, że wasze przybycie takie będzie- dodała, a uszu popleczników Czarnego Pana doszedł tylko stukot butów o drewniane schody.
Aongus potrzebował pożywienia, mocy jaka niezbędna była do szerzenia jego potęgi. Rosier wybrał, a on nie wybrzydzał. Śmierciożerca mógł poczuć jego zadowolenie i satysfakcje, kiedy opuścił jego umysł i zaatakował nieświadomą Elvirę, jaka nie miała żadnych szans w tym starciu. Wszelkie bariery zostały złamane, a prawdawne bóstwo nasycało się jej gniewem, emocjami i agresją. -Więcej, daj mi więcej Elviro- głos szeptał w jej głowie, mącił i budził najbardziej skryte instynkty. [i]-Rzucenie figurką to wszystko na co Cię stać? Jesteś, aż tak nieudolna?-[/b] mącił, wzniecał jeszcze większą złość. Pragnął więcej i więcej, czuł się niezaspokojony.
Drewniana żaba pomknęła w kierunku Rosiera, lecz zamiast trafić w głowę wyleciała przez otwarte okno. Mężczyzna po raz kolejny zaczerpał mocy odłamków, wezwał swych oddanych, acz nieprzewidywalnych sojuszników.
Strzał. Błysk zaklęcia. Huk. Krzyk. Jeden za drugim, szturm. Mugole nie odpuszczali, wojsko przykucnęło i oddawało kolejne strzały w kierunku atakujących ich więźniów. Sytuacja zdawała się kompletnie wymknąć spod kontroli. Na posadzkę padały martwe, podziurawione od kul ciała. Kolejny huk, tym razem większy. Wraz z nim w powietrze wyleciały kępki ziemi i odbiły się od murów zamku, pojedyncze wpadły przez okno. Tristan dostrzegł, że nie była to jednak tylko trawa, a elementy ludzkich szczątek. Ktoś zginął, ktoś wszedł na minę. Nim zdążył zareagować zapadła ciemność, nieprzenikniony mrok, a wraz z nim cisza.
Uszu wszystkich doszła pradawna mowa Celtów. Śpiewali – w geście zwycięstwa lub porażki. Nikt nie wiedział, co było źródłem poza jedną osobą. Nadszedł czas wyzwolenia bóstwa, istna kolacja przy świecach. Nim jednak przyszło im czegokolwiek zasmakować Tristan usłyszał charakterystyczny dźwięk wystrzałów.
Powstrzymanie rwących fal rzeki sprawiło, że Rycerze bezpiecznie dotarli do wyznaczonego punktu. Nikomu nie stała się krzywda, a rany nie uległy pogłębieniu. Zza ich pleców dobiegały głośne krzyki, huk wystrzałów i buchające płomienie ognia, które rozświetlały ciemne niebo. Obydwoje mogli mieć pewność, że w murach twierdzy trwała otwarta bitwa, bój jaki mógł przynieść im zwycięstwo lub wynieść na tarczy. Kto jednak walczył? Może była to jedynie egzekucja? Nie mieli wiele czasu do namysłu, albowiem z każdą chwilą padały kolejne mury, a zamek zamieniał się w ruinę, historię o jakiej wkrótce mieli zapomnieć wszyscy. Na ich oczach upadała legenda.
Mathieu pozostawił kobietę w rękach uzdrowiciela i postanowił powrócić do reszty – czy jednak było do kogo? Przyszli tutaj w siedem osób, jaka istniała szansa, że w tym składzie powrócą do Londynu? Pytań mnożyło się z każdą chwilą, ale nic nie przynosiło odpowiedzi. Nawet kolejny, znacznie głośniejszy huk, jaki echem rozniósł się wzdłuż pól otaczających twierdzę. To nie była czarodziejska broń, co do tego obydwoje mogli mieć pewność. Rosier postanowił się ukryć, otoczyć aurą nieszkodliwego, zwykłego mężczyzny, zupełnie niewyróżniającego się z tłumu. Magia usłuchała go i tak bez większego trudu osiągnął założony przez siebie cel. Czy miał on mu coś jednak dać? Czy mężczyzna na miotle w samym środku dziwnych zjawisk, błysków promieni zaklęć i istnej wojny miała zapewnić mu anonimowość?
Zachary postanowił pozostać z więźniami, co z pewnością było trudną decyzją. Widział jednak, że podobnie jak czas grał rolę w bitwie, to i uciekał bezpowrotnie rannym uciekinierom. Zabierając na dywan towarzyszkę Mathieu wzbił się w powietrze; nad ziemię, nad rzekę i upadający zamek w tylko sobie znanym kierunku. Dał im upragnioną wolność, a oni w zamian za to mogli mu oferować dozgonną wdzięczność. Obdarci z godności, honoru i poczucia przynależności w końcu mogli odetchnąć, uwierzyć, że nie wszystko jeszcze było stracone.
Dotarcie do twierdzy nie trwało długo, ale widok mógł powalić na kolana. Gruz, pył drażniący gardło, zrujnowane mury i część zamku oraz dziedzińca były pierwszymi, z czym należało się zmierzyć. Rozciągająca się ciemność nie ułatwiała orientacji w terenie – czarodziej nie dostrzegał swych towarzyszy. Dziedziniec skąpany był w mroku. Gdzieniegdzie mógł dostrzec ludzkie szczątki, martwe ciała oraz porzucone pojazdy i bronie. Wszystko jednak zdawało się dziać we wschodniej części budowli, albowiem to właśnie tam skupione były gęste kłęby dymu. W centralnym punkcie przenikały przez nie światła – zielone oraz czerwone.
Może było to wynikiem adrenaliny, zmęczenia lub stresu, lecz Mathieu ujrzał, jak kłęby zaczęły nabierać kształtów, wzbijać w powietrze i ponownie opadać ku dołowi. Utkane z mroku istoty wypełzywały z ciemności. Widział już je, tych pustych oczodołów nie dało się zapomnieć.
Rozpoczynamy turę numer 19
Czas na odpis: 29.01.2022 / 20:00
Czas na odpis: 29.01.2022 / 20:00
Każdemu przysługują dwie akcje.
Tristan - Leci w ciebie 5 pocisków.
Zachary - możesz napisać opowiadanie z uzdrawianiem i zgłosić je do końca okresu w Spokojnie jak na wojnie lub bezpośrednio do Mistrza Gry do czasu zakończenia eventu, co wtedy stanie się jego integralną częścią. Wątek z odtworzeniem dłoni, na życzenie, może zostać rozegrane z Mistrzem Gry. Dziękuję za udział w evencie!
Elvira - czas opętania 2/2 (z uwagi na uwzględnienie w poprzedniej turze).
- Dziedziniec:
- Mapa:
Orientacyjne ustawienie każdej z postaci, aby łatwiej było wam oraz Mistrzowi Gry operować kierunkami przemieszczania się postaci.
Na czerwono oznaczona mugolska armia.
Tutaj kropki są czarne, lecz oznaczają one powyższe błyszczące na czerwono oraz zielono. Nie jest możliwe dostać się do bram pomijając je.
- Żywotność i EM:
Elvira: 194/221 (-17 psychiczne, -10 cięta, -5 do kości) | 31/50
Zachary: 175/200 (-25 tłuczone, -5 do kości) | 32/50
Sigrun: ?/227 | 28/50 | 1 - Potencjał
Maghnus: ?/254 (-2 rana postrzałowa) | 32/50
Mathieu: 186/211 (-25 tłuczone, -5 do kości) | 16/50
Tristan: 161/200 (-39 psychiczne, -10 do kości)| 31/50 | 3 - Potencjał, 6 - Absorpcja
Luca: 0/205 - nie żyje
- Ekwipunek:
Elvira:
Mam przy sobie różdżkę, talizman runa kwitnącego życia +31 do żywotności (ujęty w tabelce z żywotnością we wsiąkiewce), mieszankę antydepresyjną i kryształ. Na szyi oczywiście kamień od Czarnego Pana na łańcuszku, Majora jako figurka żaby.
Z pomniejszych zabieram ze sobą też dwie kanapki z pomidorkiem, paczkę sucharów, herbatę w butelce i bordową chustkę, którą Drew kiedyś zostawił w moim mieszkaniu.
Zachary:
Różdżka, Talizman: Runa Otwartego Oka (+8 do rzutu k100 na spostrzegawczość +5 do rzutów k100 na zaklęcia wykrywające iluzje; odporność na zaklęcia oślepiające)
1. Magiczny kompas
2. Nakładka na pas z sakwami (w środku):
2.1. Antidotum podstawowe (1 porcja)
2.2. Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, moc 17)
2.3-4. Wywar wzmacniający (2 porcje, stat.8 )
2.5. Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat 40)
2.6. Czuwający Strażnik (1 porcja, moc 28)2.7. Kameleon (1 porcje, stat. 40, moc +15)
2.8. Piersiówka "Bez Dna"
3. Wisior z agatem
4. Latający dywan
Sigrun:
Pierścień z Okiem Ślepego na palcu lewej dłoni
2. Medalion z runą krwi trolla (+2 do pż/tura)
3. Zaczarowaną torba
3.1. maść z wodnej gwiazdy
3.2. Felix Felicis
3.3. Eliksir wąchacza,
3.3 Antidotum na niepowszechne trucizny
3.4 Eliksir Garota
3.5. Czuwający strażnik
3.6. Kameleon
3.7. Eliksir kociego wzroku
3.8. Pierwszy kryształ
3.9. Drugi kryształ
3.10. 1 kg kiełbasy,
3.11. dziczyzna (kawałki różnych części jelenia obsmażone na smalcu)
3.12. suchary (zapas dla jednej osoby na dwa tygodnie)
3.13. miotłę (zwykłą)
Maghnus:
Zabieram ze sobą różdżkę, fluoryt, szatę ze skór nundu i tebo (+42 do żywotności, -2 do zwinności, we wsiąkiewce pod tabelką z żywotnością bazową umieszczona jest tabelka z żywotnością uwzględniającą bonus z szaty), buty obszyte skórą tebo (odporne na poślizg). Przedmioty dodatkowe: miotła (zwykła), eliksir senności (1 porcja, stat. 22), maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, moc +50, stat. 22), eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21). Pomniejsze z zaopatrzenia: dwie kanapki z pieczonym indykiem i pomidorkami, tabliczkę czekolady mlecznej, termos gorącej, czarnej herbaty, butelkę rumu.
Mathieu:
Różdżka;Miotła;
Talizman: Runa kwitnącej życia +17 do żywotności (dopisane do Żywotności);
Eliksiry:
1. Smocza łza (1 porcje, stat, 40, moc+5)
2. Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 22)
3. Wywar wzmacniający
4. Mieszanka antydepresyjna
Zaopatrzenie:
1 x banan, 1 x bagietka z szynką, czekolada mleczna, papierosy z tytoniu słabej jakości,
Tristan:
Serce Hespery, Eliksir kociego wzroku, Eliksir Garota
Luca:Eliksir siły
- Nie - szepnął, nie, nie, nie, to nie mogła być prawda: to nie mogło dziać się naprawdę, dziedzictwo tych ziem, forteca nie do zdobycia, twierdza, ktorą mieli odbić: wszystko miało obrócić się w pył. I nic nie mogło już tego zatrzymać; wyszarpany cudem czas niewiele zmienił, szukał, szukał kogoś, kto wydawał rozkazy, kto tym zarządzał, ale pobiegł w złym kierunku: tutaj nie znalazł nikogo. W pokoju mogły znajdować się wskazówki, ale nie miał na nie czasu. Chłopcy z dołu nie mieli szans, mogli walczyć ostatkiem sił i spowolnić ten szturm, ale nie zrobią wiele więcej, a na pewno ich nie powstrzymają. Szli na rzeź, na śmierć, kupując im drobiny czasu. Okrzyki za Czarnego Pana, chodź dumne, nie mogły Dziewczyna zdawała się wiedzieć więcej - szlag jasny - zanim powiedziała, co wiedziała, zniknęła na dole zamku; zabijecie tego, który odpowiadał za detonację: świetnie, ale kogo? Tutaj nikogo nie było, tutaj nie było już nic. Nie wiedział, czym była figurka żaby, którą rzuciła Multon: nie wiedział, że miała wartość. - Gdzie jest major, Multon? Gdzie jest Bulstrode? - powtórzył, niepewny, czy moc kamienia wciąż ją otulała; oddał ją dobrowolnie, oddał ją świadomie. Nie mieli czasu, każda sekunda zbliżała zamek do ruiny. Kazda chwila burzyła kolejne mury. Za parę chwil z budynku nie zostanie nic. Gdzie była Rookwood? Gdzie była reszta? - Daj jej to - zażądał od Elviry, pozostawiając na biurku różdżkę odebraną jednemu ze strażników na dziedzińcu, wciąż miał ją przy sobie; Multon nad sobą nie panowała, ale lada moment winna wrócić do przytomnych.
Poruszył różdżką, zamierzając zniknąć w czarnej mgle. Rozmyć w niej sylwetkę, scalić się z ciemnością, kule miały przelecieć przez tę mgłę; jego zamiarem było pokonać cały dziedziniec, do baszty znajdującej się po przeciwległej stronie, pod ukosem. Jeśli detonatora nie było tutaj: musiał być gdzieś tam, po drugiej stronie. Sprawdził tutaj przecież wszystko. Chłopcy z kuchni mówili, że nie było tu już nikogo. Mógł podjąć ryzyko i szukać go na ślepo - lub czekać tutaj, aż mugole dopełnią dzieła zniszczenia. Zamierzał wśliznąć się do środka wieży, wzywając słodką Morrigan, która przy szeptach celtyckich bóstw, przy wszechogarniającej ciemności, wreszcie zdecydowała się mu towarzyszyć. Chciał ją wyzwolić: pozwolić jej na zabawę, tak, jak to obiecywał, od samego początku. Nie wiedział kogo i czy w ogóle kogoś napotka w baszcie, ale tam szukał dla niej celu. Znajdowała się pomiędzy mugolskimi wojskami, była nimi otoczona, na górze też byli ludzie. Oddzielały ich miny. Musieli czegoś chronić. Nic innego już nie pozostało. Przybądź, słodka Morrigan, przybądź i skąp to wszystko we krwi. Przybądź i nas ocal: detonator musi umrzeć, kimkolwiek, gdziekolwiek jest. Gdy odmieniał się z mgły, jego dłoń raz jeszcze sięgnęła kamienia na szyi. Byt winien przebudzić się z ciemności, wyjść z szeptów, chciał: chciał pozwolić mu na wyzwolenie, pragnął przyciągnąć go ku sobie mocniej, oddać mu się, oddać mu tę scenę. Musimy znaleźć detonatora, słodka Morrigan. Musimy go zabić.
Poruszył różdżką, zamierzając zniknąć w czarnej mgle. Rozmyć w niej sylwetkę, scalić się z ciemnością, kule miały przelecieć przez tę mgłę; jego zamiarem było pokonać cały dziedziniec, do baszty znajdującej się po przeciwległej stronie, pod ukosem. Jeśli detonatora nie było tutaj: musiał być gdzieś tam, po drugiej stronie. Sprawdził tutaj przecież wszystko. Chłopcy z kuchni mówili, że nie było tu już nikogo. Mógł podjąć ryzyko i szukać go na ślepo - lub czekać tutaj, aż mugole dopełnią dzieła zniszczenia. Zamierzał wśliznąć się do środka wieży, wzywając słodką Morrigan, która przy szeptach celtyckich bóstw, przy wszechogarniającej ciemności, wreszcie zdecydowała się mu towarzyszyć. Chciał ją wyzwolić: pozwolić jej na zabawę, tak, jak to obiecywał, od samego początku. Nie wiedział kogo i czy w ogóle kogoś napotka w baszcie, ale tam szukał dla niej celu. Znajdowała się pomiędzy mugolskimi wojskami, była nimi otoczona, na górze też byli ludzie. Oddzielały ich miny. Musieli czegoś chronić. Nic innego już nie pozostało. Przybądź, słodka Morrigan, przybądź i skąp to wszystko we krwi. Przybądź i nas ocal: detonator musi umrzeć, kimkolwiek, gdziekolwiek jest. Gdy odmieniał się z mgły, jego dłoń raz jeszcze sięgnęła kamienia na szyi. Byt winien przebudzić się z ciemności, wyjść z szeptów, chciał: chciał pozwolić mu na wyzwolenie, pragnął przyciągnąć go ku sobie mocniej, oddać mu się, oddać mu tę scenę. Musimy znaleźć detonatora, słodka Morrigan. Musimy go zabić.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'LN: Splamienie' :
'LN: Splamienie' :
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 90
'k100' : 90
Zamek w Warwick
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire