Pokój Lyry
AutorWiadomość
Pokój Lyry
Pokój Lyry jest niewielki i skromny, ale przytulny, o jasnych ścianach i drewnianej podłodze. Znajduje się tutaj łóżko, szafka, niewielkie biureczko oraz kącik w pobliżu okna, gdzie maluje. Na ścianach wisi kilka jej obrazów, a na wyściełanym, szerokim parapecie lubi przesiadywać i wyglądać na znajdującą się poniżej ulicę.
Kiedy Lyra przystała na jego propozycję, a ponadto zgodziła się by załatwić to jak najszybciej, Alex był uradowany. Lubił i chciał pogadać ludziom, gdy miał po temu okazję. Życzę jednak zweryfikowało jego altruizm i dobre chęci: wiedział, że pomoc jest dobra tylko wtedy, gdy jest ona pożądana. Gdyby Lyra nie zgodziła się na jego propozycję, zapewne stało by się to przyczyną kilku nieprzespanych nocy. Aż do momentu kiedy sumienie nie zmusiło by go do ponownego złożenia dziewczynie propozycji. I tak do czasu, gdyby przyjęła jego pomoc. Tak, Alexander był uparty, jednak starał się ten upór wykorzystywać w sprawach słusznych. Mógł być zarówno jego wadą, jak i zaletą. Przytaknął, gdy dziewczyna oznajmiła iż pakuje swoje rzeczy. Uśmiechając się lekko wstał i transmutował swój stołek z powrotem do formy pierwotnej i podał Lyrze, robiąc jednocześnie mentalną notatkę, by na zbliżające się urodziny rudej podarować jej zestaw nowych pędzli - lub najlepiej dwa, mugolski i czarodziejski. Pędzli przecież nigdy za wiele, co nie?
Wyszli z przyjemnego cienia i ruszyli przez czarodziejski Londyn w lejącym się z nieba lipcowym żarze. Alex był wdzięczny dziewczynie, że sama zaczęła przywoływać detale dotyczące jej wypadku czasów Hogwartu. Jakkolwiek pamięć miał dobrą to i tak było to już pewien czas temu, a przy natłoku szpitalnych obowiązków niektóre rzeczy odchodziły w zapomnienie. Słuchał uważnie, czasem dopytał się o konkretny szczegół, ale starał się jej nie przerywać. Musiał też cały czas uważać, by nie pędzić za bardzo - znaczna różnica wzrostu między nimi a także ta w długości ich nóg mogła stanowić problem dla drobnej Weasleyówny. Zwłaszcza, że pogoda sprzyjała zmęczeniu oraz jak na dłoni było widać, iż jego towarzyszka nie posiadała ani fenomenalnej formy ani samopoczucia. Winę można było zrzucić tylko i wyłącznie na jej nieszczęśliwy wypadek. Oraz to, o czym zaczęła opowiadać następnie. Chłopak zmarszczył brwi, gdy Lyra zdawała relację ze zdarzeń sprzed kilku dni. Nie brzmiało to zachęcająco czy dobrze. Wręcz przeciwnie. Swoją postawą jednak nie okazywał czegokolwiek innego niż zawodowego zainteresowania - nadmierne martwienie się jeszcze nikomu jeszcze nie pomogło, a Lyra nie byłaby zapewne od tego wyjątkiem, nie chciał więc dać jej powodów do niepokoju swoją własną niepewnością.
- Zgodzę się, jest to intrygujące - odpowiedział i zamyślił się na moment. - Bankowo jest to coś, co siedzi tutaj - zaśmiał się i obiema rękoma poczochrał włosy dziewczyny, łapiąc ją przy okazji za głowę. - Twój wypadek może nie być jedynym faktorem tego, co ci się przydarzyło. Jednak wątpię, żeby to były aż tak daleko idące powikłania od tamtego. Raczej stawiałbym na niekontrolowane użycie magii ze względu na twoją ogólną kondycję - więc klątwa to tylko czynnik pośredni. Ale to wszystko tylko przypuszczenia - powiedział i uśmiechnął się krzepiąco.
Dotarli w tym czasie do mieszkania rodzeństwa Weasley. Alex rozejrzał się, a na widok pokoju dziewczyny uśmiechnął się szeroko.
- Jest genialnie. Przytulnie I... sama to namalowałaś? - zapytał, wskazując na jeden z wiszących na ścianie obrazów.
Wyszli z przyjemnego cienia i ruszyli przez czarodziejski Londyn w lejącym się z nieba lipcowym żarze. Alex był wdzięczny dziewczynie, że sama zaczęła przywoływać detale dotyczące jej wypadku czasów Hogwartu. Jakkolwiek pamięć miał dobrą to i tak było to już pewien czas temu, a przy natłoku szpitalnych obowiązków niektóre rzeczy odchodziły w zapomnienie. Słuchał uważnie, czasem dopytał się o konkretny szczegół, ale starał się jej nie przerywać. Musiał też cały czas uważać, by nie pędzić za bardzo - znaczna różnica wzrostu między nimi a także ta w długości ich nóg mogła stanowić problem dla drobnej Weasleyówny. Zwłaszcza, że pogoda sprzyjała zmęczeniu oraz jak na dłoni było widać, iż jego towarzyszka nie posiadała ani fenomenalnej formy ani samopoczucia. Winę można było zrzucić tylko i wyłącznie na jej nieszczęśliwy wypadek. Oraz to, o czym zaczęła opowiadać następnie. Chłopak zmarszczył brwi, gdy Lyra zdawała relację ze zdarzeń sprzed kilku dni. Nie brzmiało to zachęcająco czy dobrze. Wręcz przeciwnie. Swoją postawą jednak nie okazywał czegokolwiek innego niż zawodowego zainteresowania - nadmierne martwienie się jeszcze nikomu jeszcze nie pomogło, a Lyra nie byłaby zapewne od tego wyjątkiem, nie chciał więc dać jej powodów do niepokoju swoją własną niepewnością.
- Zgodzę się, jest to intrygujące - odpowiedział i zamyślił się na moment. - Bankowo jest to coś, co siedzi tutaj - zaśmiał się i obiema rękoma poczochrał włosy dziewczyny, łapiąc ją przy okazji za głowę. - Twój wypadek może nie być jedynym faktorem tego, co ci się przydarzyło. Jednak wątpię, żeby to były aż tak daleko idące powikłania od tamtego. Raczej stawiałbym na niekontrolowane użycie magii ze względu na twoją ogólną kondycję - więc klątwa to tylko czynnik pośredni. Ale to wszystko tylko przypuszczenia - powiedział i uśmiechnął się krzepiąco.
Dotarli w tym czasie do mieszkania rodzeństwa Weasley. Alex rozejrzał się, a na widok pokoju dziewczyny uśmiechnął się szeroko.
- Jest genialnie. Przytulnie I... sama to namalowałaś? - zapytał, wskazując na jeden z wiszących na ścianie obrazów.
Choć nie była całkowicie pewna, czy to aby na pewno dobry pomysł, ostatecznie się zgodziła. Czuła się jednak nieco niezręcznie, obarczając go swoimi problemami. Na szczęście jednak nie wyglądał na poirytowanego. To dobrze. Nie chciałaby go odciągać od jakichś jego ważnych spraw.
- Mam nadzieję, że nie popsułam ci żadnych planów? – spytała go, kiedy szli ulicą.
Opowiedziała mu to, co najważniejsze, zdając sobie sprawę, że mając tyle innych przypadków, którymi się zajmował, nie było szans zapamiętać dokładnie każdego z nich. Niektóre sprawy były dla niej dosyć trudne; w końcu ten wypadek sporo zmienił w jej życiu. Ale po roku było jej łatwiej o tym mówić, bo już się zdążyła z wieloma rzeczami pogodzić.
Rzeczywiście, dotrzymanie mu kroku stanowiło nie lada wyzwanie. Była przecież od niego dużo niższa, więc czasami musiała go prosić, żeby nieco zwolnił, tak, by nie musiała niemal za nim biec. Ukrywała jednak swoje zmęczenie, nie chciała pokazywać otwarcie obecnej słabości, obawiając się, że zauważyłby to i mógłby nadmiernie się zatroskać. Nie chciała uchodzić w jego oczach za taką ofiarę losu.
- Tak, mnie też to intryguje – powiedziała, gdy zmierzwił jej rude włosy. Zaśmiała się cichutko, nieco zaskoczona tym gestem. – Też tak myślałam, że może to przez to osłabienie teleportowałam się niezależnie od swojej woli i później zasłabłam. Ale nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, nawet w tygodniach tuż po wypadku. I nie miałam aż tak długich zaników pamięci.
Nie powiązywała jednak tego zajścia z czyjąś ingerencją. Naprawdę myślała, że to kwestia wypadku z klątwą, może w połączeniu z osłabieniem. Może i była naiwna, ale dlaczego miałaby podejrzewać jakieś pokręcone scenariusze, zakrawające wręcz o teorie spiskowe?
Niedługo później dotarli jednak do niewielkiego mieszkanka Weasleyów. Tak jak się spodziewała, Garretta nie było. Mieszkanie było niezbyt duże i raczej skromne, w końcu Weasleyowie nie należeli do najbogatszych. Ale Lyrze naprawdę się tutaj podobało, i co najważniejsze, miała swój własny pokój z dużym oknem i ładnym widokiem. Był niewielki, ale dla jej potrzeb wystarczający. Udali się właśnie tam. Zauważyła, że Alex zwrócił uwagę na obrazy wiszące na ścianie.
- Cieszę się, że ci się podoba. Tak, to są moje obrazy. Nie wszystkie sprzedałam, część zostawiłam, by udekorować naszą przestrzeń – odpowiedziała z uśmiechem. Nieco się obawiała jego reakcji, bo sam pewnie wychowywał się w dużo bardziej okazałych warunkach. – Siadaj gdzie chcesz. Zrobić ci coś do picia?
Przysiadła na łóżku. W chłodnym wnętrzu mieszkania poczuła się nieco lepiej niż na parnej, rozgrzanej ulicy. Znowu spojrzała na Alexa, wciąż zaskoczona jego obecnością w tym miejscu, i to po prawie roku niewidzenia się ze sobą.
- Mam nadzieję, że nie popsułam ci żadnych planów? – spytała go, kiedy szli ulicą.
Opowiedziała mu to, co najważniejsze, zdając sobie sprawę, że mając tyle innych przypadków, którymi się zajmował, nie było szans zapamiętać dokładnie każdego z nich. Niektóre sprawy były dla niej dosyć trudne; w końcu ten wypadek sporo zmienił w jej życiu. Ale po roku było jej łatwiej o tym mówić, bo już się zdążyła z wieloma rzeczami pogodzić.
Rzeczywiście, dotrzymanie mu kroku stanowiło nie lada wyzwanie. Była przecież od niego dużo niższa, więc czasami musiała go prosić, żeby nieco zwolnił, tak, by nie musiała niemal za nim biec. Ukrywała jednak swoje zmęczenie, nie chciała pokazywać otwarcie obecnej słabości, obawiając się, że zauważyłby to i mógłby nadmiernie się zatroskać. Nie chciała uchodzić w jego oczach za taką ofiarę losu.
- Tak, mnie też to intryguje – powiedziała, gdy zmierzwił jej rude włosy. Zaśmiała się cichutko, nieco zaskoczona tym gestem. – Też tak myślałam, że może to przez to osłabienie teleportowałam się niezależnie od swojej woli i później zasłabłam. Ale nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, nawet w tygodniach tuż po wypadku. I nie miałam aż tak długich zaników pamięci.
Nie powiązywała jednak tego zajścia z czyjąś ingerencją. Naprawdę myślała, że to kwestia wypadku z klątwą, może w połączeniu z osłabieniem. Może i była naiwna, ale dlaczego miałaby podejrzewać jakieś pokręcone scenariusze, zakrawające wręcz o teorie spiskowe?
Niedługo później dotarli jednak do niewielkiego mieszkanka Weasleyów. Tak jak się spodziewała, Garretta nie było. Mieszkanie było niezbyt duże i raczej skromne, w końcu Weasleyowie nie należeli do najbogatszych. Ale Lyrze naprawdę się tutaj podobało, i co najważniejsze, miała swój własny pokój z dużym oknem i ładnym widokiem. Był niewielki, ale dla jej potrzeb wystarczający. Udali się właśnie tam. Zauważyła, że Alex zwrócił uwagę na obrazy wiszące na ścianie.
- Cieszę się, że ci się podoba. Tak, to są moje obrazy. Nie wszystkie sprzedałam, część zostawiłam, by udekorować naszą przestrzeń – odpowiedziała z uśmiechem. Nieco się obawiała jego reakcji, bo sam pewnie wychowywał się w dużo bardziej okazałych warunkach. – Siadaj gdzie chcesz. Zrobić ci coś do picia?
Przysiadła na łóżku. W chłodnym wnętrzu mieszkania poczuła się nieco lepiej niż na parnej, rozgrzanej ulicy. Znowu spojrzała na Alexa, wciąż zaskoczona jego obecnością w tym miejscu, i to po prawie roku niewidzenia się ze sobą.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Na uwagę Lyry o możliwości popsucia mu jakichś planów machnął tylko ręką.
- Nic ważnego do roboty nie miałem, takie zwykłe włóczenie się po mieście - zakupy może zrobić później, ma jeszcze szmat czasu. Jeśli odebrał paczkę dla Avery'ego to wypad na shopping może poczekać nawet do przyszłego tygodnia. Z głodu przecież nie umrze, a pierdółki może kupić kiedykolwiek.
- I wydaje mi się, że to te zaniki pamięci są najbardziej intrygujące - mruknął, gdy już wchodzili do mieszkania.
Na propozycję napicia się poprosił o herbatę, po czym usiadł na jednym krańcu łóżka dziewczyny. Gdy ta poszła przygotować wszystko w kuchni zasępił się. Wyczerpanie, nawroty komplikacji poklątwowych - to tworzyło spójną parę. To, co mu nie pasowało to druga bardzo uzupełniająca się para dolegliwości Lyry. Teleportacja i zanik pamięci też szły razem ze sobą, jednak samorzutna teleportacja przy wyczerpaniu organizmu...? Jakkolwiek teleportacja mogła spowodować ubytek w pamięci poprzez chociażby uszkodzenie struktury mózgu, tak jej powód nie mógł być żadnym z wyżej wymienionych. No to po prostu tak być nie może, nawet te cholerne wypadki i choroby mają jakieś zasady czy reguły, a nade wszystko logikę. Każda choroba składa się na przyczynę i skutki, a jedno z drugiego wynikać powinno. Tutaj jednak wydawało się Alexowi, że ma zmieszane ze sobą dwa komplety zupełnie różnych puzzli. Gdy Lyra wróciła do pokoju z uśmiechem przyjął od niej parujący kubek z herbatą, wciągnął zapach głęboko w płuca i upił jeden łyk. Z esencją przyszedł spokój, ogarniający go od środka i przyjemnie rozlewający się ciepłem po ciele. Spojrzał na dziewczynę.
- Kiedyś będziesz musiała mi coś namalować - powiedział, i znów zerknął na obrazy. Bardzo podobał mu się jej styl malowania. - Opowiesz mi coś o tym, jak się miałaś ogólnie przez ten ostatni rok? - zapytał.
- Jak już będziesz gotowa, to powiedz. Rzucę parę zaklęć diagnostycznych i zobaczymy co tam słychać u Ciebie w łebku - uśmiechnął się szeroko i znów wypił łyk.
- Nic ważnego do roboty nie miałem, takie zwykłe włóczenie się po mieście - zakupy może zrobić później, ma jeszcze szmat czasu. Jeśli odebrał paczkę dla Avery'ego to wypad na shopping może poczekać nawet do przyszłego tygodnia. Z głodu przecież nie umrze, a pierdółki może kupić kiedykolwiek.
- I wydaje mi się, że to te zaniki pamięci są najbardziej intrygujące - mruknął, gdy już wchodzili do mieszkania.
Na propozycję napicia się poprosił o herbatę, po czym usiadł na jednym krańcu łóżka dziewczyny. Gdy ta poszła przygotować wszystko w kuchni zasępił się. Wyczerpanie, nawroty komplikacji poklątwowych - to tworzyło spójną parę. To, co mu nie pasowało to druga bardzo uzupełniająca się para dolegliwości Lyry. Teleportacja i zanik pamięci też szły razem ze sobą, jednak samorzutna teleportacja przy wyczerpaniu organizmu...? Jakkolwiek teleportacja mogła spowodować ubytek w pamięci poprzez chociażby uszkodzenie struktury mózgu, tak jej powód nie mógł być żadnym z wyżej wymienionych. No to po prostu tak być nie może, nawet te cholerne wypadki i choroby mają jakieś zasady czy reguły, a nade wszystko logikę. Każda choroba składa się na przyczynę i skutki, a jedno z drugiego wynikać powinno. Tutaj jednak wydawało się Alexowi, że ma zmieszane ze sobą dwa komplety zupełnie różnych puzzli. Gdy Lyra wróciła do pokoju z uśmiechem przyjął od niej parujący kubek z herbatą, wciągnął zapach głęboko w płuca i upił jeden łyk. Z esencją przyszedł spokój, ogarniający go od środka i przyjemnie rozlewający się ciepłem po ciele. Spojrzał na dziewczynę.
- Kiedyś będziesz musiała mi coś namalować - powiedział, i znów zerknął na obrazy. Bardzo podobał mu się jej styl malowania. - Opowiesz mi coś o tym, jak się miałaś ogólnie przez ten ostatni rok? - zapytał.
- Jak już będziesz gotowa, to powiedz. Rzucę parę zaklęć diagnostycznych i zobaczymy co tam słychać u Ciebie w łebku - uśmiechnął się szeroko i znów wypił łyk.
Lyra uśmiechnęła się.
- To dobrze – powiedziała, gdy przyznał, że nie robił niczego ważnego. – Dla mnie to też jest intrygujące, ale naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego tak mocny nawrót przydarzył mi się tak nagle.
Wzruszyła ramionami i wyszła z pokoju. Szybko zrobiła dla mężczyzny herbatę, po czym wróciła do swojego pokoju, lewitując przed sobą magią dwie szklanki: jedną dla niego, drugą dla siebie. Usiadła w pobliżu niego na łóżku.
- Chętnie ci coś namaluję – rzekła, ożywiając się. Bardzo lubiła nowe wyzwania artystyczne. – A w ostatnim roku było raczej spokojnie. Po wyjściu z Munga wróciłam na kilka dni do domu, ale później zaczął się rok szkolny, udało mi się ubłagać mamę, żeby pozwoliła mi pójść na ostatni rok nauki. Spędziłam większość czasu w szkole, wracając do domu tylko na ferie.
Westchnęła, pamiętając swój upór. Matka była przeciwna powrotowi osłabionej Lyry do szkoły, ale ta się uparła. I chociaż często zdarzały jej się nawroty, osłabienie czy nawet utraty przytomności, nie poddawała się i ukończyła szkołę. Potrafiła być niezwykle uparta, kiedy tylko tego chciała, a ukończenie Hogwartu było dla niej bardzo ważne, nawet jeśli po tym wszystkim stała się zwykłą uliczną malarką. Ale przynajmniej zrobiła to, co powinna zrobić i mogła mieć czyste sumienie. Zresztą bardzo lubiła Hogwart.
Trochę się stresowała, bo naprawdę się bała, że mogło być coś nie tak. Garrett mówił, że chce ją zabrać do jakiegoś uzdrowiciela, ale skoro spotkała Alexa, który w dodatku znał jej przypadek, to może będzie to dla niej nieco mniej stresujące, skoro go już znała, i traktowała go z mniejszym dystansem, bardziej jako znajomego niż jako uzdrowiciela. Tym bardziej, że był przecież tylko dwa lata od niej starszy i ciężko było traktować go całkowicie poważnie, nawet jeśli przez tyle czasu się nie widzieli.
Wypiła trochę herbaty, by się rozluźnić, ale po chwili w końcu się odezwała.
- Chyba jestem gotowa – powiedziała, kładąc szklankę z gorącym płynem na szafkę. – Trochę się denerwuję, ale bardziej gotowa już nie będę. Możesz spróbować, ale... uprzedź mnie, jeśli coś jest nie tak, dobrze? Wolałabym poznać nawet najgorszą prawdę.
Tak naprawdę nie była pewna, czy jest na to gotowa, bo rzeczywiście się bała. Ale chciała pokazać Alexowi, że jest bardziej pewna siebie niż w rzeczywistości.
- To dobrze – powiedziała, gdy przyznał, że nie robił niczego ważnego. – Dla mnie to też jest intrygujące, ale naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego tak mocny nawrót przydarzył mi się tak nagle.
Wzruszyła ramionami i wyszła z pokoju. Szybko zrobiła dla mężczyzny herbatę, po czym wróciła do swojego pokoju, lewitując przed sobą magią dwie szklanki: jedną dla niego, drugą dla siebie. Usiadła w pobliżu niego na łóżku.
- Chętnie ci coś namaluję – rzekła, ożywiając się. Bardzo lubiła nowe wyzwania artystyczne. – A w ostatnim roku było raczej spokojnie. Po wyjściu z Munga wróciłam na kilka dni do domu, ale później zaczął się rok szkolny, udało mi się ubłagać mamę, żeby pozwoliła mi pójść na ostatni rok nauki. Spędziłam większość czasu w szkole, wracając do domu tylko na ferie.
Westchnęła, pamiętając swój upór. Matka była przeciwna powrotowi osłabionej Lyry do szkoły, ale ta się uparła. I chociaż często zdarzały jej się nawroty, osłabienie czy nawet utraty przytomności, nie poddawała się i ukończyła szkołę. Potrafiła być niezwykle uparta, kiedy tylko tego chciała, a ukończenie Hogwartu było dla niej bardzo ważne, nawet jeśli po tym wszystkim stała się zwykłą uliczną malarką. Ale przynajmniej zrobiła to, co powinna zrobić i mogła mieć czyste sumienie. Zresztą bardzo lubiła Hogwart.
Trochę się stresowała, bo naprawdę się bała, że mogło być coś nie tak. Garrett mówił, że chce ją zabrać do jakiegoś uzdrowiciela, ale skoro spotkała Alexa, który w dodatku znał jej przypadek, to może będzie to dla niej nieco mniej stresujące, skoro go już znała, i traktowała go z mniejszym dystansem, bardziej jako znajomego niż jako uzdrowiciela. Tym bardziej, że był przecież tylko dwa lata od niej starszy i ciężko było traktować go całkowicie poważnie, nawet jeśli przez tyle czasu się nie widzieli.
Wypiła trochę herbaty, by się rozluźnić, ale po chwili w końcu się odezwała.
- Chyba jestem gotowa – powiedziała, kładąc szklankę z gorącym płynem na szafkę. – Trochę się denerwuję, ale bardziej gotowa już nie będę. Możesz spróbować, ale... uprzedź mnie, jeśli coś jest nie tak, dobrze? Wolałabym poznać nawet najgorszą prawdę.
Tak naprawdę nie była pewna, czy jest na to gotowa, bo rzeczywiście się bała. Ale chciała pokazać Alexowi, że jest bardziej pewna siebie niż w rzeczywistości.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Gdy tylko Lyra odstawiła swoją szklankę na szafkę Alex kiwnął głową i zrobił to samo. Zaczął mieć wątpliwości, czy dobrze zrobił. Zawód uzdrowicielski łączy się z pewnymi wyrzeczeniami i obowiązkami, nie do końca przyjemnymi. Jednym z takich obowiązków było mierzenie się z najgorszymi i najpaskudniejszymi przypadłościami jakie tylko mogły istnieć. I to jeszcze u osób bliskich.
- Usiądź wygodnie, albo się połóż jeśli wolisz - powiedział, po czym wyciągnął swoją różdżkę.
Przejechał kciukiem po wypukłej rzeźbie piórka zdobiącej hebanowe drewno, zamyślając się lekko. Dwie płytkie bruzdy pojawiły się na jego czole, gdy myślał, co zrobić najpierw. Zerknął na Lyrę i uśmiechnął się, nie chcąc jej denerwować. Zdenerwowany pacjent to zmora każdego uzdrowiciela, a niestety rzadko kiedy chorzy byli spokojni. Nie chciał jednak narażać dziewczyny na dodatkowy stres, ponieważ ostatnio i tak już dużo przeszła. Ten dziwny atak domniemanych komplikacji pozaklęciowych zdecydowanie nie pomógł jej w zachowywaniu dobrej formy i samopoczucia, a przy przewlekłych urazach było to równie ważne dla prawidłowego leczenia jak przyjmowanie leków czy terapie.
- Tylko spokojnie, podźgam cię tylko tu i tam - powiedział, dla zabawy trącając ją palcem w bok, po czym spoważniał trochę i wskazując czybkiem różdżki nieco na prawo od mostka dziewczyny wymamrotał pierwszą formułkę, która wydawała mu się standardem diagnostycznym. - Diagno Coro.
Wsłuchiwał się w bicie serca Lyry, które od razu z lekka przyspieszyło. Jednak z mijającymi sekundami puls dziewczyny uspokoił się, a serce, choć nieco szmerająco, biło posłusznie i równo. O to chodziło, niby nic, ot takie zaklęcie, ale pacjent miał się przyzwyczaić do rzucanych nań formuł. A dodatkowo uzdrowiciel miał wgląd w to, jak ktoś radzi sobie ze stresem. Odsunął różdżkę od klatki piersiowej dziewczyny i miarowe łomotanie słyszalne w jego głowie ustało.
- Chyba nie jest tak strasznie, co? - wyszczerzył się i mrugnął jednym okiem. - Trochę ci szemrze w serduchu, ale jest to raczej w normie, też tak mam. Lecimy dalej - dodał, a następnie skierował różdżkę na głowę dziewczyny. Znów z jego twarzy zniknął uśmiech, a oblicze z lekka stężało.
- Oculio Tertia! - powiedział z większą siłą, mając nadzieję ujrzeć to, co kryło się w strukturze mózgu dziewczyny.
Choć zdecydowanie wolałby, gdyby nic tam nie odchodziło od normy.
(jakby co to rzucam na Oculio, tamto pierwsze jakieś znaczące nie było w tym wypadku)
- Usiądź wygodnie, albo się połóż jeśli wolisz - powiedział, po czym wyciągnął swoją różdżkę.
Przejechał kciukiem po wypukłej rzeźbie piórka zdobiącej hebanowe drewno, zamyślając się lekko. Dwie płytkie bruzdy pojawiły się na jego czole, gdy myślał, co zrobić najpierw. Zerknął na Lyrę i uśmiechnął się, nie chcąc jej denerwować. Zdenerwowany pacjent to zmora każdego uzdrowiciela, a niestety rzadko kiedy chorzy byli spokojni. Nie chciał jednak narażać dziewczyny na dodatkowy stres, ponieważ ostatnio i tak już dużo przeszła. Ten dziwny atak domniemanych komplikacji pozaklęciowych zdecydowanie nie pomógł jej w zachowywaniu dobrej formy i samopoczucia, a przy przewlekłych urazach było to równie ważne dla prawidłowego leczenia jak przyjmowanie leków czy terapie.
- Tylko spokojnie, podźgam cię tylko tu i tam - powiedział, dla zabawy trącając ją palcem w bok, po czym spoważniał trochę i wskazując czybkiem różdżki nieco na prawo od mostka dziewczyny wymamrotał pierwszą formułkę, która wydawała mu się standardem diagnostycznym. - Diagno Coro.
Wsłuchiwał się w bicie serca Lyry, które od razu z lekka przyspieszyło. Jednak z mijającymi sekundami puls dziewczyny uspokoił się, a serce, choć nieco szmerająco, biło posłusznie i równo. O to chodziło, niby nic, ot takie zaklęcie, ale pacjent miał się przyzwyczaić do rzucanych nań formuł. A dodatkowo uzdrowiciel miał wgląd w to, jak ktoś radzi sobie ze stresem. Odsunął różdżkę od klatki piersiowej dziewczyny i miarowe łomotanie słyszalne w jego głowie ustało.
- Chyba nie jest tak strasznie, co? - wyszczerzył się i mrugnął jednym okiem. - Trochę ci szemrze w serduchu, ale jest to raczej w normie, też tak mam. Lecimy dalej - dodał, a następnie skierował różdżkę na głowę dziewczyny. Znów z jego twarzy zniknął uśmiech, a oblicze z lekka stężało.
- Oculio Tertia! - powiedział z większą siłą, mając nadzieję ujrzeć to, co kryło się w strukturze mózgu dziewczyny.
Choć zdecydowanie wolałby, gdyby nic tam nie odchodziło od normy.
(jakby co to rzucam na Oculio, tamto pierwsze jakieś znaczące nie było w tym wypadku)
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kośćmi
'k100' : 11
'k100' : 11
Lyra usiadła wygodniej na łóżku, tak jak jej polecił, i uważnie obserwowała jego poczynania. Po długim pobycie w Mungu został w niej pewien niepokój przed uzdrowicielami, ale chyba nie dlatego poczuła taki niepokój na widok skierowanej w jej stronę różdżki. Przed oczami przemknęło jej przelotne wrażenie, którego jednak nie potrafiła powiązać z niczym konkretnym. Sama nie wiedziała, dlaczego tak się poczuła, ale na szczęście ów dziwny przebłysk trwał może ułamek sekundy. Później skupiła się raczej na obawach przed konsekwencjami kolejnego nawrotu. Wolałaby, żeby nic poważnego się już nie działo, chciała żyć normalnie, tak jak do tej pory.
Patrzyła, jak przykłada różdżkę obok jej mostka, szepcząc zaklęcie. Początkowo nieco się spięła, ale po chwili znowu rozluźniła, przenosząc wzrok z różdżki na twarz mężczyzny. Także bicie jej serca się uspokoiło, choć oczywiście nie słyszała go w taki sposób jak on.
- Nie, jest w porządku – przytaknęła, kiedy cofnął zaklęcie. – Wszystko gra, naprawdę. Możesz kontynuować.
Właściwie nie było tak strasznie, ale wiedziała, że to jeszcze nie koniec. Była jednak na to przygotowana. Alex po chwili skierował różdżkę na jej głowę i wypowiedział kolejną formułkę. Lyra zastanawiała się, co tam widzi, czy w ten sposób jest w stanie wykryć ewentualne problemy odpowiadające za jej dziwną deportację do parku i utratę wspomnień. Nie rozumiała zasady działania takich czarów. Swoją drogą, to było niesamowite, że za pomocą kilku zaklęć można było zobaczyć różne, niewidoczne na pierwszy rzut oka rzeczy. Magia lecznicza z pewnością musiała być bardzo trudna.
- No i jak? – zapytała cicho, kiedy skończył zaklęcie. W jej oczach znowu było widać niepokój. – Czy coś wiadomo?
Poruszyła się na łóżku. Bystre, zielone oczy wpatrywały się w jego twarz, próbując z niej coś wyczytać.
Patrzyła, jak przykłada różdżkę obok jej mostka, szepcząc zaklęcie. Początkowo nieco się spięła, ale po chwili znowu rozluźniła, przenosząc wzrok z różdżki na twarz mężczyzny. Także bicie jej serca się uspokoiło, choć oczywiście nie słyszała go w taki sposób jak on.
- Nie, jest w porządku – przytaknęła, kiedy cofnął zaklęcie. – Wszystko gra, naprawdę. Możesz kontynuować.
Właściwie nie było tak strasznie, ale wiedziała, że to jeszcze nie koniec. Była jednak na to przygotowana. Alex po chwili skierował różdżkę na jej głowę i wypowiedział kolejną formułkę. Lyra zastanawiała się, co tam widzi, czy w ten sposób jest w stanie wykryć ewentualne problemy odpowiadające za jej dziwną deportację do parku i utratę wspomnień. Nie rozumiała zasady działania takich czarów. Swoją drogą, to było niesamowite, że za pomocą kilku zaklęć można było zobaczyć różne, niewidoczne na pierwszy rzut oka rzeczy. Magia lecznicza z pewnością musiała być bardzo trudna.
- No i jak? – zapytała cicho, kiedy skończył zaklęcie. W jej oczach znowu było widać niepokój. – Czy coś wiadomo?
Poruszyła się na łóżku. Bystre, zielone oczy wpatrywały się w jego twarz, próbując z niej coś wyczytać.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Konsternacja. Tak, to dokładnie czuł. Nie wiedział, dlaczego zaklęcie nie zadziałało tak jak powinno. Czyżby organizm dziewczyny samorzutnie zaczął się bronić? Zdarzały się i takie wypadki. Były niezwykle rzadkie, ale jednak się zdarzały. Magia zawarta w czarodzieju mogła bardzo wiele, cały czas była niepoznana do końca. Czasem trochę przerażało to młodego Selwyna.
Walczył ze sobą, by nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak.
- Muszę spróbować jeszcze raz. Odpręż się - poprosił, po czym znów mierząc różdżką w okolice skroni dziewczyny wypowiedział zaklęcie.
- Oculio Tertia!
Tym razem nie napotkał żadnych przeszkód. Skoncentrował swoją wolę na tym co chciał ujrzeć - obrazie wnętrza czaszki dziewczyny - i gdy otworzył oczy ujrzał zwoje, istotę szarą i białą, móżdżek i wszelkie naczynia.
- Wybacz - wymruczał nieobecnym głosem, gdy zbliżył swoją twarz do głowy dziewczyny i wolną ręką zaczął ją delikatnie obracać w różne strony.
Przedzierał się spojrzeniem przez kolejne warstwy, skupiał na poszczególnych pęczkach nerwów, wracał się i znów szukał. Nie wiedział dokładnie czego. Mijały długie minuty, może nawet i godziny, a Alex wciąż patrzył, rozbiegane spojrzenie wertowało zakamarki budowy mózgowia Lyry jak kartki w książce. Aż znalazł. W pewnym miejscy nerwy wydawały się w pewien sposób wypaczone, jakby działające tylko trochę i od niechcenia. Zmrużył oczy, znajdował się teraz zaledwie centymetry od, niewidocznych dla niego, włosów dziewczyny. Patrzył i analizował.
Co... to... ma niby znaczyć?
Walczył ze sobą, by nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak.
- Muszę spróbować jeszcze raz. Odpręż się - poprosił, po czym znów mierząc różdżką w okolice skroni dziewczyny wypowiedział zaklęcie.
- Oculio Tertia!
Tym razem nie napotkał żadnych przeszkód. Skoncentrował swoją wolę na tym co chciał ujrzeć - obrazie wnętrza czaszki dziewczyny - i gdy otworzył oczy ujrzał zwoje, istotę szarą i białą, móżdżek i wszelkie naczynia.
- Wybacz - wymruczał nieobecnym głosem, gdy zbliżył swoją twarz do głowy dziewczyny i wolną ręką zaczął ją delikatnie obracać w różne strony.
Przedzierał się spojrzeniem przez kolejne warstwy, skupiał na poszczególnych pęczkach nerwów, wracał się i znów szukał. Nie wiedział dokładnie czego. Mijały długie minuty, może nawet i godziny, a Alex wciąż patrzył, rozbiegane spojrzenie wertowało zakamarki budowy mózgowia Lyry jak kartki w książce. Aż znalazł. W pewnym miejscy nerwy wydawały się w pewien sposób wypaczone, jakby działające tylko trochę i od niechcenia. Zmrużył oczy, znajdował się teraz zaledwie centymetry od, niewidocznych dla niego, włosów dziewczyny. Patrzył i analizował.
Co... to... ma niby znaczyć?
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kośćmi
'k100' : 25
'k100' : 25
Lyra wciąż siedziała na łóżku, wiercąc się nieznacznie. Miała wrażenie, że mężczyzna był podenerwowany, więc sama mimowolnie także się zaniepokoiła. Zaklęcie nie wyszło? Czy może po prostu zobaczył coś niepokojącego?
W takiej sytuacji trudno było się odprężyć, jednak naprawdę się starała. Przymknęła oczy, próbując się uspokoić, wyciszyć, pomyśleć o czymś przyjemnym, przyjemniejszym niż różdżka przytknięta do jej skroni i mężczyzna próbujący wykryć przyczyny jej niedawnych problemów.
Siedziała grzecznie, milczała, pozwalając, żeby mężczyzna obracał jej głowę, widząc w niej coś, co było dostępne tylko dla niego. Oddychała spokojnie, czekając, aż powie, że już po wszystkim. W którymś momencie nachylił się wyjątkowo mocno, tak, że niemal zetknął się z jej twarzą.
- Coś się dzieje? – zapytała cichutko, przerywając ciszę.
Nie wiedziała, jak długo jeszcze to trwało, ale gdy skończył, Lyra znowu otworzyła oczy.
- Co tam zobaczyłeś? – zapytała, splatając dłonie na kolanach i lekko zagryzając wargę. Końcówki jej włosów na moment zmieniły kolor. – Nawet, jeśli coś nie tak... Proszę, powiedz mi o tym.
W takiej sytuacji trudno było się odprężyć, jednak naprawdę się starała. Przymknęła oczy, próbując się uspokoić, wyciszyć, pomyśleć o czymś przyjemnym, przyjemniejszym niż różdżka przytknięta do jej skroni i mężczyzna próbujący wykryć przyczyny jej niedawnych problemów.
Siedziała grzecznie, milczała, pozwalając, żeby mężczyzna obracał jej głowę, widząc w niej coś, co było dostępne tylko dla niego. Oddychała spokojnie, czekając, aż powie, że już po wszystkim. W którymś momencie nachylił się wyjątkowo mocno, tak, że niemal zetknął się z jej twarzą.
- Coś się dzieje? – zapytała cichutko, przerywając ciszę.
Nie wiedziała, jak długo jeszcze to trwało, ale gdy skończył, Lyra znowu otworzyła oczy.
- Co tam zobaczyłeś? – zapytała, splatając dłonie na kolanach i lekko zagryzając wargę. Końcówki jej włosów na moment zmieniły kolor. – Nawet, jeśli coś nie tak... Proszę, powiedz mi o tym.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Na dźwięk głosu Lyry odsunął się od niej gwałtownie, jakby jej słowa przerywające zaległą w pokoju ciszę go oparzyły. Wypuścił powietrze z płuc wraz z cichym sapnięciem, nieświadomy, że wstrzymał uprzednio na chwilę oddech. Ściągnął brwi na czole i oparł rękę łokciem na kolanie, na pięści zaś opierając brodę. Z jego twarzy zniknęły piegi, a włosy zmieniły kolor na jego naturalny, ciemny brąz. Zerknął z boku na Lyrę i zmusił się do tego, by zacząć mówić.
- Oczywiście, że ci powiem. Widzisz, jest to... dziwne. Zaklęcie, ktoś rzuciłem, umożliwiło mi wgląd w dowolną tkankę, na której się skupiłem - zaczął wyjaśnienia. - Muszę ci powiedzieć, że zaimponowałaś mi spokojem, rzadko kiedy ktoś aż tak współpracuje - uśmiechnął się, upił trochę zimnej już herbaty i kontynuował. - Jak pewnie zauważyłaś, dość długo się przyglądałem. Mózg to niezwykle fascynująca i złożona struktura. Ciężko jest się tam rozeznać. Ale znalazłem w Nin pewien obszar, który jakby to powiedzieć lekko odbiega od normuly. Wydaje się jakby ospały i zbyt mało pobudliwy.
Nie zdobył się na słowa "I najprawdopodobniej zniszczony" - na razie nie wiedział tego jeszcze na pewno. I nagle poczuł ogromną chęć, by wybiec z przytulnego pokoiku i na złamanie karku pognać do Munga, by tam zagłębić się w tonach papierologii, która prawdopodobnie miała wszystkie odpowiedzi na nurtujące go pytania. Wyprostował się, po czym wstał, nie mogąc usiedzieć na miejscu.
- Nie wiem za dużo. Muszę o tym wszystkim poczytać więcej. Poszukać przyczyn... i ewentualnych skutków... ale to nie jest wina starej klątwy - spojrzał Lyrze prosto w oczy.
- Obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy, by ci pomóc - powiedział, łapiąc ją nlza rękę i ściskając ją lekko, w celu zapewnienia o prawdziwości jego intencji.
- Ale teraz, ja... Ja muszę iść. Pomyśleć.
Objął ją w krótkim uścisku i łapiąc torbę przy żegnaniu się ruszył do drzwi.
|zt?
- Oczywiście, że ci powiem. Widzisz, jest to... dziwne. Zaklęcie, ktoś rzuciłem, umożliwiło mi wgląd w dowolną tkankę, na której się skupiłem - zaczął wyjaśnienia. - Muszę ci powiedzieć, że zaimponowałaś mi spokojem, rzadko kiedy ktoś aż tak współpracuje - uśmiechnął się, upił trochę zimnej już herbaty i kontynuował. - Jak pewnie zauważyłaś, dość długo się przyglądałem. Mózg to niezwykle fascynująca i złożona struktura. Ciężko jest się tam rozeznać. Ale znalazłem w Nin pewien obszar, który jakby to powiedzieć lekko odbiega od normuly. Wydaje się jakby ospały i zbyt mało pobudliwy.
Nie zdobył się na słowa "I najprawdopodobniej zniszczony" - na razie nie wiedział tego jeszcze na pewno. I nagle poczuł ogromną chęć, by wybiec z przytulnego pokoiku i na złamanie karku pognać do Munga, by tam zagłębić się w tonach papierologii, która prawdopodobnie miała wszystkie odpowiedzi na nurtujące go pytania. Wyprostował się, po czym wstał, nie mogąc usiedzieć na miejscu.
- Nie wiem za dużo. Muszę o tym wszystkim poczytać więcej. Poszukać przyczyn... i ewentualnych skutków... ale to nie jest wina starej klątwy - spojrzał Lyrze prosto w oczy.
- Obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy, by ci pomóc - powiedział, łapiąc ją nlza rękę i ściskając ją lekko, w celu zapewnienia o prawdziwości jego intencji.
- Ale teraz, ja... Ja muszę iść. Pomyśleć.
Objął ją w krótkim uścisku i łapiąc torbę przy żegnaniu się ruszył do drzwi.
|zt?
Wyczuła, że był podenerwowany. Może i była młoda i niedoświadczona, ale jednak potrafiła zaobserwować pewne rzeczy.
- Naprawdę tak uważasz? Mówisz... że coś tam jest nie tak? – zapytała cicho, patrząc, jak się metamorfował.
Kiedy jednak powiedział, że to nie wina zaklęcia, mimowolnie otworzyła oczy jeszcze szerzej. Jak to? Te komplikacje nie były spowodowane nawrotem skutków tamtej klątwy? Wobec tego, jaka inna mogła być tego przyczyna? Kompletnie nie miała pomysłu, nie przychodziło jej do głowy żadne wyjaśnienie.
- Nie mam pojęcia, co innego może być przyczyną. Prawdopodobnie wiem jeszcze mniej niż ty – szepnęła. – Naprawdę uważasz, że to nie z powodu klątwy mam luki w pamięci?
Wstała z łóżka, nieco nerwowo przygładzając spódnicę.
- Daj mi znać... Kiedy będziesz coś wiedział – poprosiła go jeszcze. Jego popłoch i pośpiech, żeby opuścić mieszkanie, wcale jej nie uspokajał, wręcz przeciwnie. Czyżby jednak nie powiedział jej wszystkiego? – Do widzenia, Alex – dodała, kiedy ruszył w stronę wyjścia.
Po chwili opuścił niewielkie mieszkanko, zostawiając Lyrę samą. Nastolatka położyła się na łóżku i utkwiła wzrok w suficie, wciąż zastanawiając się nad jego zagadkową reakcją i słowami. Tak bardzo chciałaby wiedzieć więcej, tym bardziej, że to dotyczyło bezpośrednio jej.
zt.
- Naprawdę tak uważasz? Mówisz... że coś tam jest nie tak? – zapytała cicho, patrząc, jak się metamorfował.
Kiedy jednak powiedział, że to nie wina zaklęcia, mimowolnie otworzyła oczy jeszcze szerzej. Jak to? Te komplikacje nie były spowodowane nawrotem skutków tamtej klątwy? Wobec tego, jaka inna mogła być tego przyczyna? Kompletnie nie miała pomysłu, nie przychodziło jej do głowy żadne wyjaśnienie.
- Nie mam pojęcia, co innego może być przyczyną. Prawdopodobnie wiem jeszcze mniej niż ty – szepnęła. – Naprawdę uważasz, że to nie z powodu klątwy mam luki w pamięci?
Wstała z łóżka, nieco nerwowo przygładzając spódnicę.
- Daj mi znać... Kiedy będziesz coś wiedział – poprosiła go jeszcze. Jego popłoch i pośpiech, żeby opuścić mieszkanie, wcale jej nie uspokajał, wręcz przeciwnie. Czyżby jednak nie powiedział jej wszystkiego? – Do widzenia, Alex – dodała, kiedy ruszył w stronę wyjścia.
Po chwili opuścił niewielkie mieszkanko, zostawiając Lyrę samą. Nastolatka położyła się na łóżku i utkwiła wzrok w suficie, wciąż zastanawiając się nad jego zagadkową reakcją i słowami. Tak bardzo chciałaby wiedzieć więcej, tym bardziej, że to dotyczyło bezpośrednio jej.
zt.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
/po wątku z Samuelem i MG
Wróciła do mieszkania roztrzęsiona, mając w pamięci zimne, ponure mury Tower, przesłuchanie przez aurora oraz późniejszą akcję na Nokturnie, na którą została zabrana, najprawdopodobniej w formie wynagrodzenia pochopnych oskarżeń, jakie wcześniej rzucił na nią Wood. Ale nie wszystko poszło tak, jak powinno, chociaż Skamanderowi udało się namierzyć i odnaleźć kryjówkę poszukiwanej Melanie Karkarow. Czarownica, która podszywała się pod Lyrę, wraz z paroma wspólnikami broniła się zaciekle i towarzyszący Lyrze aurorzy zostali poszkodowani. Wood zginął na oczach dziewczyny, Samuel wylądował w Mungu, a ona sama tylko wyjątkowemu szczęściu zawdzięczała to, że wyszła z tego praktycznie bez szwanku, przynajmniej fizycznie. Bo pewne było, że widok aurora upadającego na ziemię w rozbłysku zielonego światła będzie ją prześladował bardzo długo.
Garretta na szczęście nie było, więc nie musiała silić się na kłamstwa i wymówki, mające uzasadnić jej dziwne, płochliwe zachowanie. Nie chciała opowiadać mu o tej sytuacji. Był nadopiekuńczy, więc mógłby przesadnie się tym wszystkim przejąć. A miał wystarczająco dużo swoich problemów, więc nie musiała dokładać mu jeszcze tej poplątanej sytuacji.
Będąc wciąż pod wpływem silnych emocji, nie wpadła na to, że brat może i tak się dowiedzieć, będąc w pracy. Nie mogąc się uspokoić, krążyła po pokoju, by w końcu położyć się wcześniej spać. W nocy kilkukrotnie budziły ją koszmary. Do wcześniejszych snów o uciekaniu w ciemności, duszeniu się i dotykających ją chłodnych dłoniach, dołączyła zimna piwnica, odrapany pokój na Nokturnie i postać padająca martwa po trafieniu zielonym rozbłyskiem. Wierciła się niespokojnie i pojękiwała przez sen, mając nadzieję, że bracia niczego nie słyszeli.
Kolejny dzień spędziła w mieszkaniu. Nie poszła na Pokątną, wymawiając się, że ma wymagające wyjątkowego skupienia zamówienie, które musi wykonać w domowym zaciszu. Rzeczywiście miała do wykonania taki obraz, ale i tak nie potrafiła się na nim należycie skupić. Płótno stało na sztaludze praktycznie nietknięte, bo Lyra tylko siedziała na stołku i wpatrywała się tępo w przestrzeń, rozważając wczorajszą sytuację, zastanawiając się, dokąd uciekła Melanie Karkarov i czy nadal mogła jej zagrażać. Skoro kobieta była w stanie zabić doświadczonego aurora, tym bardziej poradziłaby sobie z osiemnastolatką. Zastanawiała się też nad tym, czy to właśnie ona mogła mieć coś wspólnego z jej omdleniem i zanikiem pamięci w połowie lipca. Takie myśli zrodziły się w jej głowie pod wpływem pytań zadawanych przez Wooda, a teraz znowu wróciły, nie dając jej spokoju.
Gdy Garrett wrócił z pracy, zapewniła go, że przez cały dzień pracowicie malowała, po czym, po krótkiej rozmowie, znowu zaszyła się w pokoju, gdzie spędziła resztę wieczora i noc.
Ale rankiem pierwszego sierpnia obudziła się z myślą, że przecież to nie może zawsze tak wyglądać. Musi spróbować odsunąć na bok złe myśli i wrócić na Pokątną. Przecież to była nie tylko jej pasja, ale i zarobek. Mimo obawy przed niebezpieczeństwem, musiała malować. No i Garrett mógłby się zaniepokoić, gdyby chciała nie wiadomo jak długo przedłużać sobie wolne dni, dlatego z westchnieniem wstała i po skromnym śniadaniu zabrała się za przygotowywanie swoich rzeczy do malowania. Może powrót do codziennych czynności i zatracenie w sztuce okaże się skuteczniejszym lekarstwem na lęki i niepokojące myśli, niż chodzenie po pokoju i wpatrywanie się w przestrzeń?
Wróciła do mieszkania roztrzęsiona, mając w pamięci zimne, ponure mury Tower, przesłuchanie przez aurora oraz późniejszą akcję na Nokturnie, na którą została zabrana, najprawdopodobniej w formie wynagrodzenia pochopnych oskarżeń, jakie wcześniej rzucił na nią Wood. Ale nie wszystko poszło tak, jak powinno, chociaż Skamanderowi udało się namierzyć i odnaleźć kryjówkę poszukiwanej Melanie Karkarow. Czarownica, która podszywała się pod Lyrę, wraz z paroma wspólnikami broniła się zaciekle i towarzyszący Lyrze aurorzy zostali poszkodowani. Wood zginął na oczach dziewczyny, Samuel wylądował w Mungu, a ona sama tylko wyjątkowemu szczęściu zawdzięczała to, że wyszła z tego praktycznie bez szwanku, przynajmniej fizycznie. Bo pewne było, że widok aurora upadającego na ziemię w rozbłysku zielonego światła będzie ją prześladował bardzo długo.
Garretta na szczęście nie było, więc nie musiała silić się na kłamstwa i wymówki, mające uzasadnić jej dziwne, płochliwe zachowanie. Nie chciała opowiadać mu o tej sytuacji. Był nadopiekuńczy, więc mógłby przesadnie się tym wszystkim przejąć. A miał wystarczająco dużo swoich problemów, więc nie musiała dokładać mu jeszcze tej poplątanej sytuacji.
Będąc wciąż pod wpływem silnych emocji, nie wpadła na to, że brat może i tak się dowiedzieć, będąc w pracy. Nie mogąc się uspokoić, krążyła po pokoju, by w końcu położyć się wcześniej spać. W nocy kilkukrotnie budziły ją koszmary. Do wcześniejszych snów o uciekaniu w ciemności, duszeniu się i dotykających ją chłodnych dłoniach, dołączyła zimna piwnica, odrapany pokój na Nokturnie i postać padająca martwa po trafieniu zielonym rozbłyskiem. Wierciła się niespokojnie i pojękiwała przez sen, mając nadzieję, że bracia niczego nie słyszeli.
Kolejny dzień spędziła w mieszkaniu. Nie poszła na Pokątną, wymawiając się, że ma wymagające wyjątkowego skupienia zamówienie, które musi wykonać w domowym zaciszu. Rzeczywiście miała do wykonania taki obraz, ale i tak nie potrafiła się na nim należycie skupić. Płótno stało na sztaludze praktycznie nietknięte, bo Lyra tylko siedziała na stołku i wpatrywała się tępo w przestrzeń, rozważając wczorajszą sytuację, zastanawiając się, dokąd uciekła Melanie Karkarov i czy nadal mogła jej zagrażać. Skoro kobieta była w stanie zabić doświadczonego aurora, tym bardziej poradziłaby sobie z osiemnastolatką. Zastanawiała się też nad tym, czy to właśnie ona mogła mieć coś wspólnego z jej omdleniem i zanikiem pamięci w połowie lipca. Takie myśli zrodziły się w jej głowie pod wpływem pytań zadawanych przez Wooda, a teraz znowu wróciły, nie dając jej spokoju.
Gdy Garrett wrócił z pracy, zapewniła go, że przez cały dzień pracowicie malowała, po czym, po krótkiej rozmowie, znowu zaszyła się w pokoju, gdzie spędziła resztę wieczora i noc.
Ale rankiem pierwszego sierpnia obudziła się z myślą, że przecież to nie może zawsze tak wyglądać. Musi spróbować odsunąć na bok złe myśli i wrócić na Pokątną. Przecież to była nie tylko jej pasja, ale i zarobek. Mimo obawy przed niebezpieczeństwem, musiała malować. No i Garrett mógłby się zaniepokoić, gdyby chciała nie wiadomo jak długo przedłużać sobie wolne dni, dlatego z westchnieniem wstała i po skromnym śniadaniu zabrała się za przygotowywanie swoich rzeczy do malowania. Może powrót do codziennych czynności i zatracenie w sztuce okaże się skuteczniejszym lekarstwem na lęki i niepokojące myśli, niż chodzenie po pokoju i wpatrywanie się w przestrzeń?
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Tego wieczoru trzasnął drzwiami odrobinę zbyt mocno. Być może powinien wstrzymać emocje na wodzy - za oknem już od dawna rozkwitała ciemność, a zegar nieuchronnie wskazywał sam środek nocy. Garrett odczuwał niepowstrzymaną potrzebę, by kogoś zamordować i gdyby nie fakt, że Wood zdążył pożegnać się z ziemskim padołem, najpewniej padłoby na niego.
Wbijając spojrzenie w przestrzeń, oparł się o ścianę tuż obok drzwi wejściowych i ukrył twarz w dłoniach, by powstrzymać się od krzyku, który tak haniebnie przeszyłby nocną ciszę. Oddychał ciężko, czując, jak gotuje się od środka, jak emocje rwą go na cząstki, jak niewidzialny legilimenta wkrada się do jego umysłu, budząc nienawiść, jak nieistniejący Cruciatus wykrzywia jego usta w grymasie złości, zniecierpliwienia, okrutnej bezsilności. Zasłyszane słowa obijały się po jego czaszce, wytwarzając nieznośnie echo jak mantrę powtarzające przekleństwo, które wypadło z ust Garretta chwilę o tym, jak ciężkie powietrze w Biurze Aurorów przecięły najnowsze wieści. Na które zareagował, zaciskając pięści i czując gorąc nienawiści zalewający jego płuca; niemy krzyk uwiązł w gardle, gdy przemywał twarz lodowatą twarzą, pragnąc odgonić demony, które już na zawsze nawiedziły jego duszę.
Nogi same powłóczyły wprost do pokoju Lyry, gdy jednak przez uchylone lekko drzwi dostrzegł, jak bezbronnie wyglądała, pogrążona we śnie, wycofał się. Nie był w stanie jej obudzić, nie mógł, nie umiał; nawet nie wiedział, w którym momencie doszedł do kuchni, a dłonie - wciąż drżące ze złości i bezsilności - sięgały do dawno nieotwieranej szafki. Przy akompaniamencie obijającego się szkła wyjął do połowy opróżnioną butelkę Ognistej, wylał złocisty napój do podejrzanie dużej szklanki i wypił ją duszkiem, zanim jeszcze zdążył podejść do kuchennego stołu, by opaść bezwiednie na krzesło i ponownie schować skostniałą z niemocy twarz w dłonie, których wciąż nie mógł utrzymać w bezruchu przez nadmiar wstrząsających nim emocji.
Rano obudził się we własnym łóżku, nie do końca pewien, jak się tam znalazł; był jednak pewien, że noc spędził głównie na tępym wbijaniu wzroku w biały sufit, gdzie doszukiwał się zacieków, a oczy zmrużył ledwie na chwilę - i odcisnęło to na nim piętno, rysując pod oczami sine kręgi, wywołując tętniący ból w potylicy, który towarzyszył mu z każdym ruchem.
Było wcześnie - bardzo wcześnie - gdy bezmyślnie pił poranną kawę na czczo, nie będąc w stanie niczego przełknąć. Za oknem londyńskie ulice dopiero tkały swój gwar, a Garrett, nie mając pewności, czy umiałby poprawnie wychrypieć inkantację zaklęć, mugolskim sposobem zaparzył kolejną filiżankę czarnej jak noc kawy. Spojrzeniem powędrował do szafki z alkoholem, jednak szybko odwrócił wzrok, by znów w milczeniu wpatrywać się w przestrzeń. Całą uwagę skupił na miarowym cykaniu zegara, gdy próbował - dość nieudolnie - uporządkować chaos własnych myśli. Nie spostrzegł nawet, kiedy godziny mijały, a wskazówki pokonywały kolejne okrążenia, snując się powoli, żałośnie, pokornie. Gdy usłyszał dźwięki dobiegające z pokoju siostry, westchnął, czując, że nie był jeszcze gotów na tę rozmowę. Mimo to podniósł się, być może nieco chybotliwie, zabierając pustą filiżankę do kranu i myjąc ją własnymi dłońmi, głaszcząc porcelanę pod strumieniem lodowatej wody, która nieprzyjemnie ukłuła go w blade palce. Potem skrył się w własnej sypialni - może w obawie przed tym, że wpadnie na Lyrę zanim przygotuje w głowie scenariusz tego, co zamierzał jej powiedzieć, że wybuchnie bez potrzeby, wykrzyczy w złości słowa, na które nie zasługiwała - w końcu w tym równaniu to ona była ofiarą.
Próbował skupić się na zdaniach zapisanych na niezliczonych stronicach książki, jednak błądził wzrokiem pomiędzy wersami, nie rozumiejąc ich znaczenia. Trzasnął nią, rzucając na łóżko i zbliżył się do okna, by zapalić papierosa. Potem drugiego. Tym razem dym nie przyniósł mu ukojenia, nie uspokoiły go nawet sylwetki ludzi spacerujących po magicznej części Londynu, którzy włóczyli się po ulicach bez celu - dziś miał rozpocząć się Festiwal Lata, wielu z nich nie musiało pojawić się dzisiaj w pracy, jemu również udało się wybłagać, by ten tydzień mógł spędzić z najbliższymi.
Do pokoju siostry zmierzał powoli, bezszelestnie, mając wrażenie, że ściany skromnego przedpokoju kurczyły się, budząc w Garretcie klaustrofobię, na którą nigdy dotąd nie cierpiał. Czy bezpodstawnie obawiał się swoich myśli, wątpliwości, bólu, jaki wywołają jego własne słowa? Zatrzymał się tuż przed drzwiami, a potem, pokonując sam siebie, otworzył je lekkim pchnięciem, opierając się o próg i mimowolnie krzyżując na piersi ramiona. Chciał coś powiedzieć - kiedy jednak otworzył usta, spoglądając na siostrę krzątającą się wśród pędzli i sztalug, zwątpił. I choć czuł się idiotycznie, stojąc tak i po prostu na nią patrząc, nie mógł nic z tym zrobić.
Wbijając spojrzenie w przestrzeń, oparł się o ścianę tuż obok drzwi wejściowych i ukrył twarz w dłoniach, by powstrzymać się od krzyku, który tak haniebnie przeszyłby nocną ciszę. Oddychał ciężko, czując, jak gotuje się od środka, jak emocje rwą go na cząstki, jak niewidzialny legilimenta wkrada się do jego umysłu, budząc nienawiść, jak nieistniejący Cruciatus wykrzywia jego usta w grymasie złości, zniecierpliwienia, okrutnej bezsilności. Zasłyszane słowa obijały się po jego czaszce, wytwarzając nieznośnie echo jak mantrę powtarzające przekleństwo, które wypadło z ust Garretta chwilę o tym, jak ciężkie powietrze w Biurze Aurorów przecięły najnowsze wieści. Na które zareagował, zaciskając pięści i czując gorąc nienawiści zalewający jego płuca; niemy krzyk uwiązł w gardle, gdy przemywał twarz lodowatą twarzą, pragnąc odgonić demony, które już na zawsze nawiedziły jego duszę.
Nogi same powłóczyły wprost do pokoju Lyry, gdy jednak przez uchylone lekko drzwi dostrzegł, jak bezbronnie wyglądała, pogrążona we śnie, wycofał się. Nie był w stanie jej obudzić, nie mógł, nie umiał; nawet nie wiedział, w którym momencie doszedł do kuchni, a dłonie - wciąż drżące ze złości i bezsilności - sięgały do dawno nieotwieranej szafki. Przy akompaniamencie obijającego się szkła wyjął do połowy opróżnioną butelkę Ognistej, wylał złocisty napój do podejrzanie dużej szklanki i wypił ją duszkiem, zanim jeszcze zdążył podejść do kuchennego stołu, by opaść bezwiednie na krzesło i ponownie schować skostniałą z niemocy twarz w dłonie, których wciąż nie mógł utrzymać w bezruchu przez nadmiar wstrząsających nim emocji.
Rano obudził się we własnym łóżku, nie do końca pewien, jak się tam znalazł; był jednak pewien, że noc spędził głównie na tępym wbijaniu wzroku w biały sufit, gdzie doszukiwał się zacieków, a oczy zmrużył ledwie na chwilę - i odcisnęło to na nim piętno, rysując pod oczami sine kręgi, wywołując tętniący ból w potylicy, który towarzyszył mu z każdym ruchem.
Było wcześnie - bardzo wcześnie - gdy bezmyślnie pił poranną kawę na czczo, nie będąc w stanie niczego przełknąć. Za oknem londyńskie ulice dopiero tkały swój gwar, a Garrett, nie mając pewności, czy umiałby poprawnie wychrypieć inkantację zaklęć, mugolskim sposobem zaparzył kolejną filiżankę czarnej jak noc kawy. Spojrzeniem powędrował do szafki z alkoholem, jednak szybko odwrócił wzrok, by znów w milczeniu wpatrywać się w przestrzeń. Całą uwagę skupił na miarowym cykaniu zegara, gdy próbował - dość nieudolnie - uporządkować chaos własnych myśli. Nie spostrzegł nawet, kiedy godziny mijały, a wskazówki pokonywały kolejne okrążenia, snując się powoli, żałośnie, pokornie. Gdy usłyszał dźwięki dobiegające z pokoju siostry, westchnął, czując, że nie był jeszcze gotów na tę rozmowę. Mimo to podniósł się, być może nieco chybotliwie, zabierając pustą filiżankę do kranu i myjąc ją własnymi dłońmi, głaszcząc porcelanę pod strumieniem lodowatej wody, która nieprzyjemnie ukłuła go w blade palce. Potem skrył się w własnej sypialni - może w obawie przed tym, że wpadnie na Lyrę zanim przygotuje w głowie scenariusz tego, co zamierzał jej powiedzieć, że wybuchnie bez potrzeby, wykrzyczy w złości słowa, na które nie zasługiwała - w końcu w tym równaniu to ona była ofiarą.
Próbował skupić się na zdaniach zapisanych na niezliczonych stronicach książki, jednak błądził wzrokiem pomiędzy wersami, nie rozumiejąc ich znaczenia. Trzasnął nią, rzucając na łóżko i zbliżył się do okna, by zapalić papierosa. Potem drugiego. Tym razem dym nie przyniósł mu ukojenia, nie uspokoiły go nawet sylwetki ludzi spacerujących po magicznej części Londynu, którzy włóczyli się po ulicach bez celu - dziś miał rozpocząć się Festiwal Lata, wielu z nich nie musiało pojawić się dzisiaj w pracy, jemu również udało się wybłagać, by ten tydzień mógł spędzić z najbliższymi.
Do pokoju siostry zmierzał powoli, bezszelestnie, mając wrażenie, że ściany skromnego przedpokoju kurczyły się, budząc w Garretcie klaustrofobię, na którą nigdy dotąd nie cierpiał. Czy bezpodstawnie obawiał się swoich myśli, wątpliwości, bólu, jaki wywołają jego własne słowa? Zatrzymał się tuż przed drzwiami, a potem, pokonując sam siebie, otworzył je lekkim pchnięciem, opierając się o próg i mimowolnie krzyżując na piersi ramiona. Chciał coś powiedzieć - kiedy jednak otworzył usta, spoglądając na siostrę krzątającą się wśród pędzli i sztalug, zwątpił. I choć czuł się idiotycznie, stojąc tak i po prostu na nią patrząc, nie mógł nic z tym zrobić.
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
Pokój Lyry
Szybka odpowiedź