Nowy rok 57/58
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dolina Godryka
Dom Bathildy Bagshot Nowy Rok 1957/58 Sylwestrowa zabawa - goście z domu Bathildy Bagshot.
Szafka zniknięć
Sufit pełen gwiazd
Efekty mocarza
Szafka zniknięć
- Efekty kadzidła:
Aby umilić odpoczynek i wzmocnić nastrój w pomieszczeniu Steffen i James postanowili dodać pokojowi nieco magii. Dawny gabinet profesor Bagshot został przyciemniony — nie paliły się w nim żadne świece, nie docierało także światło z zewnątrz. Jedynym źródłem blasku były drobniutkie, iskrzące na suficie gwiazdy. Migoczące, bezchmurne niebo było prostą sztuczką, ale każdy kto zdecydował się położyć na śpiworach i odpocząć, wdychając dym z kadzideł mógł zobaczyć, że gwiazdy na niebie poruszały się, przybierając rozmaite kształty, budując opowiadane Steffenowi przez Jamesa cygańskie historie.
Aby sprawdzić, co pokazuje niebo nad głowami należy rzucić kością k6.
- Historie na nieboskłonie:
Efekty mocarza
- Efekty:
1. Alkohol mocno pali w gardło, tak bardzo, że nie jesteś w stanie wytrzymać i musisz go czymś popić. Wydaje ci się, że sięgnięcie po wodę jest dobrym pomysłem, jednak w pośpiechu i emocjach mylisz szklanki i wypijasz gin do dna, co przyprawia cię o mdłości. Jest jest to początek imprezy i nie zdążyłeś wypić zbyt dużo odbije się to tylko okropnym bólem głowy na drugi dzień. Jeśli jesteś już pijany, zachce ci się wymiotować...
2. Możliwe, że Marcel pomylił zaklęcia i chcąc przyspieszyć proces dochodzenia owoców w alkoholu i cukrze rzucił coś zupełnie niechcąco. Twój kieliszek zdaje się nie tracić swojej zawartości, a ty pijesz i pijesz, nie możesz przestać. Kiedy już jesteś w stanie przyjąć w siebie drinka i odsuwasz go od siebie, kieliszek wciąż jest pełny, jego zawartość wylewa ci się na strój, mocząc go z przodu całkowicie. Przyda ci się trochę zimnego powietrza i dużo wody, inaczej zaliczysz solidnego zgona.
3. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
4. Już po uwarzeniu alkoholu, kiedy nabrał swojego koloru, James postanowił zmienić jego barwę na jakąś przyjemniejszą i mniej kojarzącą się ze szczynami. Jego próba okazała się bezskuteczna - przynajmniej wtedy. Teraz, kiedy spojrzysz na zawartość szkła alkohol zmieni przypadkiem kolor, na taki który będzie ci się bardzo źle kojarzył. Jeśli jednak zaryzykujesz i wypijesz Mocarza do dna, zrozumiesz, że w smaku mimo ostrości jest bardzo dobry. Alkohol wprawi cię jednak w śmieszny nastrój i jeszcze przez pewien czas będziesz opowiadać ludziom sprośne lub głupie żarty.
5. Mocarz ma ostry smak i już po wypiciu zaczyna cię rozgrzewać. Możliwe, że chłopcy przesadzili z proporcjami, wlewając zbyt wiele alkoholu na tyle owoców i cukru. Nie dość, że dość szybko wpadniesz w pijacki nastrój, to jeszcze zrobi ci się bardzo gorąco. Ubrania, które masz na sobie zechcesz zdjąć, ale jeśli nie chcesz lub nie możesz tego uczynić będziesz szukać szybkiego sposobu na gwałtowną ochłodę. Kąpiel w wannie z lodowatą woda, wytarzanie się w śniegu, czy zmoczenie głowy w wiadrze może okazać się dobrym pomysłem.
6. Ponoć wystarczy jeden kieliszek, żeby przegiąć. To chyba właśnie ten kieliszek. Kiedy go wypijesz, niezależnie od tego, czy jest twoim pierwszym, czy nie, zaczynasz tracić głowę, a do tego strasznie poplącze ci się język. Wypowiedzenie prostych słów okaże się trudne, możesz seplenić i jąkać się, myląc słowa. Efekt jednak szybko z ciebie zejdzie, wystarczy kilka łyków czegoś bezalkoholowego.
7. Im mocniejszy alkohol tym silniejszy eliksir prawdy. Mocarz wyciska z ciebie wszystkie sekrety, pleciesz wszystko, co ślina przyniesie ci na język. Nie potrafisz powstrzymać się przed zwerbalizowaniem własnych myśli, nawet tych, które powinieneś lub wypadałoby zachować dla siebie. Może to tylko komplementy, może dwuznaczne propozycje — pilnuj się przez najbliższą godzinę, jeśli obawiasz się skutków.
8. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
9. Alkohol rozluźnia ciało i umysł. Wypicie jednego kieliszka pozwoli ci przełamać swoje własne bariery i przesunąć granicę na tyle, by nikt nie uznał cię za pijanego, ale na tyle, by dodać ci odwagi do robienia tego, co wcześniej wydawało ci się niemożliwe.
10. Marcel i James nie wymyli słojów, w których pędzili alkohol — nie zauważyli też, że na nich pozostały resztki warzonych przez Norę eliksirów. Alkohol po wypiciu nie wywołuje niczego, post skrzywieniem. jest mocny i choć słodki i ostatecznie przyjemny w smaku, silnie pali przełyk. Po tym jednak stajesz się znacznie atrakcyjniejszy dla pozostałych. Wydajesz się piękniejszy, bardziej urodziwy, czarujący i pociągający. Twoją zmianę może zauważyć każdy kto choć chwilę na ciebie spojrzy. Jak się okazało, Nora szykowała w słojach eliksir upiększający.
11. Alkohol jak alkohol. Jest mocny, a jego wyraźny smak pozostaje na języku i krtani dość długo. Niefortunnie zaplątało się w nim źle przecedzone źdźbło rozmarynu, które wbiło ci się w dziąsło i będzie ci przeszkadzać przez resztę wieczoru, jeśli się z nim jakoś nie uporasz.
12. Jeden kieliszek sprawił, że od razu zachciało ci się kolejnego, ale ugaszenie pragnienia w ten sposób jest złudne. Pijąc rzucasz jeszcze raz.
13. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
14. Mocarz, czy tego chcesz czy nie, zwiększył atrakcyjność ludzi wokół ciebie, niezależnie od wszystkich czynników. Nie łudź się, że życie stało się piękniejsze, alkohol po prostu zawrócił ci w głowie, wzmógł w tobie potrzebę bycia blisko innych — przytulenia, pocałowania, dotknięcia. Po prostu bycia blisko.
15. Masz ochotę zrobić coś szalonego. Nie wiesz co, ale czujesz się pobudzony i zachęcony do wzięcia udziału w czymś, o czym nigdy wcześniej byś nie pomyślał — a jeśli byś pomyślał, to zwyczajnie masz ochotę poddać temu i to zrobić. Niezależnie od tego, czy miałby to być taniec na stole, czy przytulenie nieznajomego, czujesz, że możesz żyć tą chwilą.
16. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
17. Zbyt szybkie wypicie alkoholu wywołało w tobie atak czkawki. Jest nagła i trudna do opanowania, co gorsza, przypomina czkawkę teperotabcyjną. Na szczęścia działa na niewielkie odległości i przenosi cię tylko z pokoju do pokoju przez kilka chwil. Wypicie szklanki wody przerwie ten dziwny cykl podróży.
18. Alkohol, jak każdy wie, wzmaga popęd. To stało się niezależne od ciebie, ale jedna z osób, które towarzyszyły ci w piciu na krótką chwilę wydała się atrakcyjniejsza od wszystkich pozostałych. Twoje serce zabiło szybciej, a w głowie pojawiły się kompletnie nie twoje myśli. Może to minie, może pozostanie - wiesz tylko ty.
19. Alkohol rozszerza naczynia krwionośne, a w takich ilościach, jak w przypadku Mocarza, zdaje się robić to bardzo wyraźnie. Twoje oczy zaczynają błyszczeć, usta wydają się pełniejsze, bardziej soczyste i miękkie, nabrzmiał krwią, a policzki lekko, zdrowo zaróżowione. O ile nie jest to któryś kieliszek z kolei nie musisz się niczym martwić.
20. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 27.12.21 21:02, w całości zmieniany 1 raz
Korciło go, by powrócić do ludzkiej postaci i pomóc Tomkowi, ale szybko zmienił zdanie. Nie miał zamiaru odmieniać się w człowieka, gdy Aidan i Marcel mieli się b i ć!
Spróbował wspiąć się z powrotem na szafę, żeby mieć lepszy widok.
1 - ślizgam się z ekscytacji i spadam wprost w kałużę wody i brokatu, nieopodal wymiocin
2 - wspinam się na szafę, szurając głośno pazurkami - Thomas i Sheila mogą mnie zauważyć, Marcel i Aidan są zbyt zajęci sobą i Sheilą
3 - wspinam się zwinnie na szafę i siadam na górze aby mieć doskonały widok
Spróbował wspiąć się z powrotem na szafę, żeby mieć lepszy widok.
1 - ślizgam się z ekscytacji i spadam wprost w kałużę wody i brokatu, nieopodal wymiocin
2 - wspinam się na szafę, szurając głośno pazurkami - Thomas i Sheila mogą mnie zauważyć, Marcel i Aidan są zbyt zajęci sobą i Sheilą
3 - wspinam się zwinnie na szafę i siadam na górze aby mieć doskonały widok
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 3
'k3' : 3
Uśmiechnął się półgębkiem na słowa Marcela o nowym roku i zdrowiu. Przynajmniej miał już jedne przeprosiny z głowy i mógłby chyba zacząć zbierać manatki, próbować wrócić do domu... Wszelkie zamiary musiał jednakże porzucić, w szczególności na rzecz Thomasa, który... Właściwie co on robił? Huk wypadających drzwi skutecznie przypomniał Sproutowi, że był zdecydowanie za trzeźwy, by móc poskładać wszystkie elementy układanki w jedną, solidną całość. Gdy cała rzecz miała miejsce, sięgał bowiem po leżącą obok butelkę skrzaciego wina, na całe szczęście zamkniętą. Do czasu, oczywiście, gdyż Castor otworzył ją sekundę po tym, jak zobaczył Thomasa ze spodniami w kostkach, uznając, że już absolutnie nic go na tym świecie zdziwić nie może, a tylko alkohol utopi smutki z tej niezręcznej nocy.
Pozwolił więc, by sytuacja toczyła się swoim rytmem, w międzyczasie zauważając, że Sheila, choć miała taki zamiar, nie do końca poradziła sobie z bałaganem, jaki po sobie pozostawił. Korzystając z zamieszania, postanowił wykorzystać swoją różdżkę — wyciągnął ją na moment na widok, po czym rzucił, miał nadzieję, ostatnie zaklęcie tej nocy.
— Chłoszczyść — miało pozbyć się z tego miejsca wszystkiego, co przypominało o jeszcze nie tak dawnym bólu i... wciąż wiszącej w powietrzu agresji? Nim Thomas zaległ pod kocami, wsunął różdżkę raz jeszcze w kieszeń. Uniósł jednak lekko brew do góry, bo chyba atmosfera gęstniała na powrót, tym razem między Marcelem a Aidanem. Nie do końca słyszał, ani widział, o co mogło pójść, ale Thomas mógł mu pomóc. Na przykład oddając okulary.
Usiadł więc na tyłku zaraz przy nim, podając mu zapobiegawczo butelkę wina.
— Nie bój się, już się umyłem, zęby też — mruknął, jednocześnie odbierając swoje okulary z rąk Thomasa. Gdy wsunął je na oczy, zauważył, że były obrzydliwie wręcz brudne — pełne tłustych odcisków łap, ale póki co dały mu na tyle wyraźny obraz, że mógł domyślić się, że było... gorąco. Ale to nie jego problem!
Pozwolił więc, by sytuacja toczyła się swoim rytmem, w międzyczasie zauważając, że Sheila, choć miała taki zamiar, nie do końca poradziła sobie z bałaganem, jaki po sobie pozostawił. Korzystając z zamieszania, postanowił wykorzystać swoją różdżkę — wyciągnął ją na moment na widok, po czym rzucił, miał nadzieję, ostatnie zaklęcie tej nocy.
— Chłoszczyść — miało pozbyć się z tego miejsca wszystkiego, co przypominało o jeszcze nie tak dawnym bólu i... wciąż wiszącej w powietrzu agresji? Nim Thomas zaległ pod kocami, wsunął różdżkę raz jeszcze w kieszeń. Uniósł jednak lekko brew do góry, bo chyba atmosfera gęstniała na powrót, tym razem między Marcelem a Aidanem. Nie do końca słyszał, ani widział, o co mogło pójść, ale Thomas mógł mu pomóc. Na przykład oddając okulary.
Usiadł więc na tyłku zaraz przy nim, podając mu zapobiegawczo butelkę wina.
— Nie bój się, już się umyłem, zęby też — mruknął, jednocześnie odbierając swoje okulary z rąk Thomasa. Gdy wsunął je na oczy, zauważył, że były obrzydliwie wręcz brudne — pełne tłustych odcisków łap, ale póki co dały mu na tyle wyraźny obraz, że mógł domyślić się, że było... gorąco. Ale to nie jego problem!
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 78
'k100' : 78
Miała być herbata. Tak obiecywał i namawiał a nagle raz coś hukło i już Aidan na górę gnał. Zarzuciłam na ramiona koc, który mi wcześniej dał patrząc za nim chwilę. W końcu jednak skręciłam do kuchni. Muszą sobie radzić beze mnie. Byłam głodna i było mi zimno.
- Też chcesz? - zapytałam Leona, skręcając na kuchnię jednak. Nastawiając wodę w poszukiwaniu kubków, wyciągając cztery. Wliczyłam go, a ten nadal musiał przy fontannie ślęczeć. To przeszłam do drzwi otwierając je, żeby wołać Jamesa. Zrobiłam krok na przód. Drugi.
- D.. - ale słowa urwały się razem ze słowami. Nie byłam sam. Z żoną. Zapomniałam o tej żonie. Wycofałam się więc na kuchnie. Złapałam za talerz na który narzuciłam więcej jedzenia. I zgarniając jego i jedną herbatę, reszta nich się sama martwi ruszyłam jeszcze chwiejnie i zmarznięta na górę. Prawa ręka, knykcie chyba bólem mi pulsowały. W końcu znalazłam się z powrotem na pobojowisku, patrząc na zastaną sytuacje. Marcel z Aidenem. Castor obok Thomasa, który… uniosłam brwi patrząc na niego uważniej. - Właściwie co ty robisz? - chciałam wiedzieć zatrzymując się gdzieś przy nim. Zgubił ubrania, czy tylko mi się tak wydawało? Zmarszczyłam brwi przykucając w miejscu w którym się zatrzymałam. Odłożyłam na podłogę herbatę, żeby z talerza włożyć sobie trochę jedzenia do buzi. Jasne tęczówki przenosząc na Aidana i Marcela.
- Też chcesz? - zapytałam Leona, skręcając na kuchnię jednak. Nastawiając wodę w poszukiwaniu kubków, wyciągając cztery. Wliczyłam go, a ten nadal musiał przy fontannie ślęczeć. To przeszłam do drzwi otwierając je, żeby wołać Jamesa. Zrobiłam krok na przód. Drugi.
- D.. - ale słowa urwały się razem ze słowami. Nie byłam sam. Z żoną. Zapomniałam o tej żonie. Wycofałam się więc na kuchnie. Złapałam za talerz na który narzuciłam więcej jedzenia. I zgarniając jego i jedną herbatę, reszta nich się sama martwi ruszyłam jeszcze chwiejnie i zmarznięta na górę. Prawa ręka, knykcie chyba bólem mi pulsowały. W końcu znalazłam się z powrotem na pobojowisku, patrząc na zastaną sytuacje. Marcel z Aidenem. Castor obok Thomasa, który… uniosłam brwi patrząc na niego uważniej. - Właściwie co ty robisz? - chciałam wiedzieć zatrzymując się gdzieś przy nim. Zgubił ubrania, czy tylko mi się tak wydawało? Zmarszczyłam brwi przykucając w miejscu w którym się zatrzymałam. Odłożyłam na podłogę herbatę, żeby z talerza włożyć sobie trochę jedzenia do buzi. Jasne tęczówki przenosząc na Aidana i Marcela.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sprzątanie przynosiło jej jakiś spokój ducha i chociaż tyle mogła zrobić w tej sytuacji. Musiała jeszcze potem zejść na dół i sprawdzić, czy tam niczego nie zniszczyli, ale ostatecznie przeszkodził sytuacji najpierw Marcel, który wręczył jej Mocarza (ostrożnie odstawiła go na bok, uznając, że na dziś wieczór chyba jej już wystarczy alkoholu), potem zaś Thomas, który postanowił…chyba do końca nawet nie wiedziała, co, bo nagle drzwi wypadły z zawiasów, a potem zaraz nagle bójka słowna pomiędzy Aidanem i Marcelem, na wszelką litość. Tak, wystarczyło jeszcze, że ta dwójka zaczyna skakać sobie do gardeł i to..chyba o nią?
- PRZESTAŃCIE! – Weszła pomiędzy nich, stając aby spojrzeć to na jednego, to na drugiego. Przy okazji spojrzała jeszcze na Thomasa i Castora, który właśnie postanowił przyjść na miejsce i chyba wspomóc wysiłki w sprzątaniu. – Jak wy się dzisiaj zachowujecie?! Niemal każdy z was odstawia jakąś szopkę, bo nie umiecie porozmawiać? Nie musicie się o mnie szarpać jakbym była rzeczą, bo póki co to przecież nawet żadnemu nie zdążyłam odpowiedzieć. Aidan, myślałam, że umiesz się lepiej zachowywać. Nie musisz się rzucać w mojej obronie teraz, jakby było mi źle, to bym przecież powiedziała Marcelowi. Marcel, nie krzycz na Aidana, on wcale nie myśli, że jest lepszy. Czemu w tym momencie najbardziej odpowiedzialny jest wysadzający drzwi Thomas?!
Była już zła i zmęczona, a w jej oczach błysnęły też łzy. Mimo to nie płakała, dumnie unosząc brodę i patrząc to na jednego, to na drugiego.
- Uspokójcie się, proszę…
- PRZESTAŃCIE! – Weszła pomiędzy nich, stając aby spojrzeć to na jednego, to na drugiego. Przy okazji spojrzała jeszcze na Thomasa i Castora, który właśnie postanowił przyjść na miejsce i chyba wspomóc wysiłki w sprzątaniu. – Jak wy się dzisiaj zachowujecie?! Niemal każdy z was odstawia jakąś szopkę, bo nie umiecie porozmawiać? Nie musicie się o mnie szarpać jakbym była rzeczą, bo póki co to przecież nawet żadnemu nie zdążyłam odpowiedzieć. Aidan, myślałam, że umiesz się lepiej zachowywać. Nie musisz się rzucać w mojej obronie teraz, jakby było mi źle, to bym przecież powiedziała Marcelowi. Marcel, nie krzycz na Aidana, on wcale nie myśli, że jest lepszy. Czemu w tym momencie najbardziej odpowiedzialny jest wysadzający drzwi Thomas?!
Była już zła i zmęczona, a w jej oczach błysnęły też łzy. Mimo to nie płakała, dumnie unosząc brodę i patrząc to na jednego, to na drugiego.
- Uspokójcie się, proszę…
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Nigdy nie uważał się za lepszego. Zresztą, nigdy nie miał powodu, aby się za takowego uważać. Mugolak z biednej rodziny miałby stawiać siebie wyżej od innych? Nigdy nie przyrównywał siebie do Nelki, nigdy nie przeszło mu choćby przez myśl by oceniać Sheilę przez pryzmat jej kultury, nigdy nie uznałby siebie za kogoś lepszego niż Marcel, wręcz przeciwnie, wielokrotnie mu zazdrościł. A było czego. Cholernie perfekcyjny Marcel. W porównaniu do niego, on pamiętał te dni bardzo dobrze, wtedy mając okazję zobaczyć z bliska tą inną stronę chłopaka. Już nie tak perfekcyjną, bardziej ludzką, w której w końcu zaczął dostrzegać podobieństwo między nimi. Naprawdę myślał, że Marcel jest inny. Miał nadzieję, że był. Że to tylko ta przeklęta noc robi z nimi co chce. Przecież on teraz też nie był sobą. Zaślepiony gniewem widział tylko czerwień i tą łapę niebezpiecznie lawirującą tam gdzie nie powinna. To nie pasowało do niego, ale czy nie tego właśnie chcieli? W końcu go sprowokować? Tchórza Moora? Chciał tylko pomóc. Naprawdę. Nie miał złych intencji. Dla Marcela też nie chciał źle. Gdyby było inaczej zareagowałby w inny sposób widząc go tu, w tym pokoju po raz pierwszy z Sheilą. Wiedział jednak, że jest pijany, że może wcale tego nie chce, że nie jest świadom tego co robi. Teraz miał szczere wątpliwości.- Nic nie wiesz Marcel.- Wywarczał z nutą wyrzutu rzuconą w jego stronę. Nie miał pojęcia o czym mówił. Nie miał pojęcia o czym myślał i co czuł. Osądzał jego kiedy sam nie widział niczego złego w tym co zrobił. Nie zdążył odpowiedzieć mu dalej. Odwarknąć, postawić się dalej, zawalczyć nawet jeśli byłoby trzeba. Ona wciąż tu była. Zmęczona, zdesperowana, ze łzami w oczach. Przecież tu chodziło właśnie o nią. Nie o jego zazdrość, czy dumę. Nie o Marcela, czy jego. O nią. Powinien inaczej to zrobić. Porozmawiać z Marcelem, wziąć go gdzieś na bok, a nie robić kolejną scenę. Jedno spojrzenie na nią, kilka wypowiedzianych przez nią słów, a czerwień zniknęła i żarzący się w nim gniew zniknęły na rzecz wstydu i żalu. Ostatnie czego chciał to ją zranić. - She... - Zaczął niepewnie, czując jedną wielką gule w gardle. Wciąż oddychał ciężko, rysy twarzy Aidana i jego spojrzenie jednak całkowicie złagodniały, a po nim samym było widać ewidentne zmartwienie i skruchę.
- Nie jesteś rzeczą Sheila. Zawsze się z tobą liczyłem i zawsze będę. Jesteś dla mnie najważniejsza. - Starał się zapewnić dziewczynę słysząc w tonie jej głosu jak zraniona była jego postawą. She była dla niego wszystkim, ale nie jego własnością. Kochał ją przecież. W życiu by jej nie znieważył w ten sposób. Miała rację. Nie mógł za nią decydować, nie chciał być tą osobą, nie chciał być taki dla niej. - Przepraszam. Nie chciałem cię zranić. Zachowałem się jak palant. - Mówił szczerze, bo choć wciąż uważał, że Marcel postąpił źle i nie żałował stanięcia w jej obronie, to wciąż mógł załatwić to inaczej. Wyciągnął w jej stronę dłoń chcąc sięgnąć po tą należącą do niej. Zbliżyć się, zamknąć ją w uścisku, zabrać stąd jak najdalej, błagać o przebaczenie jeśli będzie musiał. Opuścił ją jednak powoli chcąc dać jej nieco przestrzeni. Chciała takiego komfortu? Za bardzo przeskrobał, by jej takowy oferować. O ile w ogóle w geście tym odnalazłaby teraz jakiekolwiek ukojenie. - Po prostu jak cię z nim zobaczyłem... - Nie skończył. Nie chciał żeby to tak wyglądało. Wyznawać jej uczucia kiedy była na niego zła, na wszystko zła. Kiedy on nie był sobą. Ze wszystkimi wokół. Jakby było jej źle, to by powiedziała Marcelowi... Czyli jednak mu na to pozwoliła? Czuła coś do niego? Nie powinien o to teraz pytać. A co z Marcelem? Miał wobec niej jakieś plany, był w niej zakochany, tak jak on? Spóźnił się? Czekał tyle czasu na odpowiednią chwilę. Na zebranie w sobie odwagi. Bał się odrzucenia. Bał się, że ta przestanie się nagle z nim przyjaźnić, już nigdy się do niego nie odezwie, a tego by nie przeżył. Jasne tęczówki błądziły po jej twarzy szukając jakiejkolwiek odpowiedzi. - Byłem zazdrosny. - Wyjaśnił jednak w końcu czując mikroskopijną ulgę mogąc choć jedną rzecz zrzucić z serca.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Nie jesteś rzeczą Sheila. Zawsze się z tobą liczyłem i zawsze będę. Jesteś dla mnie najważniejsza. - Starał się zapewnić dziewczynę słysząc w tonie jej głosu jak zraniona była jego postawą. She była dla niego wszystkim, ale nie jego własnością. Kochał ją przecież. W życiu by jej nie znieważył w ten sposób. Miała rację. Nie mógł za nią decydować, nie chciał być tą osobą, nie chciał być taki dla niej. - Przepraszam. Nie chciałem cię zranić. Zachowałem się jak palant. - Mówił szczerze, bo choć wciąż uważał, że Marcel postąpił źle i nie żałował stanięcia w jej obronie, to wciąż mógł załatwić to inaczej. Wyciągnął w jej stronę dłoń chcąc sięgnąć po tą należącą do niej. Zbliżyć się, zamknąć ją w uścisku, zabrać stąd jak najdalej, błagać o przebaczenie jeśli będzie musiał. Opuścił ją jednak powoli chcąc dać jej nieco przestrzeni. Chciała takiego komfortu? Za bardzo przeskrobał, by jej takowy oferować. O ile w ogóle w geście tym odnalazłaby teraz jakiekolwiek ukojenie. - Po prostu jak cię z nim zobaczyłem... - Nie skończył. Nie chciał żeby to tak wyglądało. Wyznawać jej uczucia kiedy była na niego zła, na wszystko zła. Kiedy on nie był sobą. Ze wszystkimi wokół. Jakby było jej źle, to by powiedziała Marcelowi... Czyli jednak mu na to pozwoliła? Czuła coś do niego? Nie powinien o to teraz pytać. A co z Marcelem? Miał wobec niej jakieś plany, był w niej zakochany, tak jak on? Spóźnił się? Czekał tyle czasu na odpowiednią chwilę. Na zebranie w sobie odwagi. Bał się odrzucenia. Bał się, że ta przestanie się nagle z nim przyjaźnić, już nigdy się do niego nie odezwie, a tego by nie przeżył. Jasne tęczówki błądziły po jej twarzy szukając jakiejkolwiek odpowiedzi. - Byłem zazdrosny. - Wyjaśnił jednak w końcu czując mikroskopijną ulgę mogąc choć jedną rzecz zrzucić z serca.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Ostatnio zmieniony przez Aidan Moore dnia 30.12.21 13:05, w całości zmieniany 1 raz
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Auć – z czterech rzeczy, które chciał jej podarować (czwartą był on sam), wzięła sobie tę, do oddania której był najmniej chętny – Bon apetit mom sheri! To ja się poczęstuję tym zieleńcem. – oznajmił, chyba na odchodne, bo jego wybranka wieczoru zdążyła już go wyminąć.
Zmierzył wzrokiem roślinkę, przybliżył do ust, rozwarł wargi, rozszerzył szczenę i:
- Nie stać mnie na to. Żegnam panią. – wyszeptał, po czym odłożył doniczkę w miejsce swojego płaszcza, zabrawszy go ze sobą.
- Nie pogardzę! – odpowiedział donośnie Aidanowi albo Nelce, już sam nie wiedział i skierował się w stronę kuchni z serenadą na ustach – Tak bardzo się staraaałeeem! A ty teraz nie chcesz mnieee! O, golas. Co tam? Dla cię kwiatka zerwałem, powiedz mi dlaczego nie chcesz mnieeee! – natrafiając na drodze na jakieś sceny dantejskie.
Ostatnie dwa wersy zdążył już wyśpiewać w obecności rudowłosej. I wszystkich tam obecnych też.
Właściwie to dlaczego on tak za nią łaził?
- Ludzie, a wy dalej to samo? Czy tylko ja się tu dobrze bawię?
Ciężko utrzymać dobry humor, gdy dookoła tyle przemocy i, no jednak odrzucenia. Zwłaszcza gdy nie ma się przy sobie uspokajającego kadzidła.
nie rzucam na śpiew, to jednak kocia muzyka, umówmy się
Zmierzył wzrokiem roślinkę, przybliżył do ust, rozwarł wargi, rozszerzył szczenę i:
- Nie stać mnie na to. Żegnam panią. – wyszeptał, po czym odłożył doniczkę w miejsce swojego płaszcza, zabrawszy go ze sobą.
- Nie pogardzę! – odpowiedział donośnie Aidanowi albo Nelce, już sam nie wiedział i skierował się w stronę kuchni z serenadą na ustach – Tak bardzo się staraaałeeem! A ty teraz nie chcesz mnieee! O, golas. Co tam? Dla cię kwiatka zerwałem, powiedz mi dlaczego nie chcesz mnieeee! – natrafiając na drodze na jakieś sceny dantejskie.
Ostatnie dwa wersy zdążył już wyśpiewać w obecności rudowłosej. I wszystkich tam obecnych też.
Właściwie to dlaczego on tak za nią łaził?
- Ludzie, a wy dalej to samo? Czy tylko ja się tu dobrze bawię?
Ciężko utrzymać dobry humor, gdy dookoła tyle przemocy i, no jednak odrzucenia. Zwłaszcza gdy nie ma się przy sobie uspokajającego kadzidła.
nie rzucam na śpiew, to jednak kocia muzyka, umówmy się
Leon Longbottom
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
We rip out so much of ourselves to be cured of things faster than we should that we go bankrupt by the age of thirty and have less to offer each time we start with someone new. But to feel nothing so as not to feel anything - what a waste!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gromił Aidana spojrzeniem. Co on odwalał? Chciał tylko zaprosić Sheilę na spacer, na chwilę wyjść z tej dusznej atmosfery, wyrwać się ze smrodu rzygów, kadzideł, krwi i małżeńskiej sprzeczki Jamesa. Jakie miał prawo mu tego zabraniać? Nie przestał na niego patrzeć, słysząc krzyk Sheili, to Aidan zaczął, Aidan powinien skończyć. Przeniósł na nią spojrzenie dopiero, gdy zaczęła dalsze słowa, milcząc. Może miała rację. Może coś z nim było dzisiaj nie tak. Może zawsze było z nim coś nie tak. Prychnął pod nosem, wy, wy nie musicie się o mnie szarpać, kiedy on potraktował ją w taki sposób? Czy kazał jej cokolwiek? Zmusił ją do czegokolwiek - jak teraz Aidan? Zabronił jej czegokolwiek? Nie traktowała go sprawiedliwie. Przelotnie spojrzał na Thomasa, kiedy się odezwał, dusząc w sobie cisnące się na usta zamknij się. Nie warto było. Przewrócił oczami, zakładając ręce na piersi, po czym oparł się bokiem o pobliską scianę, w milczeniu patrząc na Sheilę. Nie krzycz na Aidana, co? To on zalazł mu drogę. To on wprowadził tę atmosferę. To on potraktował go jak bandytę. To on zarzucił mu zdrożne zamiary względem Sheili. Wierzyła w to? Że mógłby jej zrobić krzywdę? Tak się czuła? Zacisnął zęby ze złości, ale wciąż milczał, skoro takie mieli o nim zdanie - proszę bardzo. Był przecież przyzwyczajony do tego, że ludzie oceniali go przez pryzmat tego, kim był. Gdzie mieszkał, jak żył.
A potem, potem Aidan zignorował go całkowicie, rozmawiając z Sheilą tak, jakby wcale nie było go obok. Dlaczego wpieprzał się akurat teraz? Dlaczego nie zrobił nic, kiedy Sheila była sama? Dlaczego właził mu w paradę akurat teraz, w tym momencie? Dopiąłeś swojego Moore, zatrzymasz ją tutaj jak nie siłą, to płaczem. Brawo. Tak robią mężczyźni.
Jasne, bawcie się dobrze. Sami. Róbcie co chcecie, chrzańcie się wszyscy. Ale skąd to przedziwne ukłucie, czy zawodu? Żalu? Sam nie rozumiał. Aidan robił wszystko, żeby całkowicie ściągnąć na siebie uwagę Sheili, uniósł nieznacznie brew, przenosząc wzrok na Thomasa. Umawiali się? Dlaczego Doe o tym nic nie wiedział? Dlaczego nikt o tym nic nie wiedział?
Nie odezwał się słowem, nie poruszył się o cal, przenosząc wzrok na Leona.
A potem, potem Aidan zignorował go całkowicie, rozmawiając z Sheilą tak, jakby wcale nie było go obok. Dlaczego wpieprzał się akurat teraz? Dlaczego nie zrobił nic, kiedy Sheila była sama? Dlaczego właził mu w paradę akurat teraz, w tym momencie? Dopiąłeś swojego Moore, zatrzymasz ją tutaj jak nie siłą, to płaczem. Brawo. Tak robią mężczyźni.
Jasne, bawcie się dobrze. Sami. Róbcie co chcecie, chrzańcie się wszyscy. Ale skąd to przedziwne ukłucie, czy zawodu? Żalu? Sam nie rozumiał. Aidan robił wszystko, żeby całkowicie ściągnąć na siebie uwagę Sheili, uniósł nieznacznie brew, przenosząc wzrok na Thomasa. Umawiali się? Dlaczego Doe o tym nic nie wiedział? Dlaczego nikt o tym nic nie wiedział?
Nie odezwał się słowem, nie poruszył się o cal, przenosząc wzrok na Leona.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Przez chwilę milczała, nie wiedząc, co miałaby powiedzieć w kontrze. To zabolało, rozeszło się po ciele pod postacią nieprzyjemnych bodźców. - Rozumiem i przykro mi.- przyznała jedynie. Nie robiła tego celowo, nie wykorzystywała przeciwko niemu. Nie chciała go zranić dla własnej zabawy ani teraz, ani nigdy. Nawet gdy w złości czasami robiła coś bezmyślnie, miało to swoje granice w przeciwieństwie do jego czynów. Patrząc na niego teraz, coraz bardziej godziła się z myślą, że ta rozmowa nie przyniesie nic. Może za parę godzin, kiedy alkohol zejdzie z jego organizmu. A jednak mimo wszystko nie wycofywała się jeszcze.- Parę.- rzuciła ponuro, mogła go określić dosadniej, ale wiedziała, że to znów zaogniłoby sytuację. Był tak upartym palantem, że naprawdę brakowało jej sił do niego.- Nie potrafisz uwierzyć, że naprawdę nic się nie stało.- szepnęła, odrobinę kuląc ramiona. Czuła ciepło jego ciała, stojąc tak blisko. W innych okolicznościach byłoby to kojące i przyjemne, zwłaszcza kiedy stali na mrozie, ale teraz wzbudzało dziwny chaos w myślach.
- Oddałam, bo może dzięki temu skupisz się i zrozumiesz. Nie chcę śmiejąc się w towarzystwie innych, szukać twojego spojrzenia z obawy, że za chwilę znów się zdenerwujesz. Zawsze byłeś drażliwy i narwany, ale przecież nigdy do tego stopnia.- pamiętała te cechy kiedy byli dzieciakami i później w czasach szkoły, wtedy to akceptowała. Teraz zwyczajnie się przestraszyła, ale docierało to do niej dopiero.- Myślisz, że tylko ty jesteś zazdrosny? Ufam ci, dlatego nie wywlekam tego co robisz i jak, przy innych.- odparła z grymasem, cofając się o parę kroków.- Zerwałam je ze złości i urazy.- dodała cicho, ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie.
- Oddałam, bo może dzięki temu skupisz się i zrozumiesz. Nie chcę śmiejąc się w towarzystwie innych, szukać twojego spojrzenia z obawy, że za chwilę znów się zdenerwujesz. Zawsze byłeś drażliwy i narwany, ale przecież nigdy do tego stopnia.- pamiętała te cechy kiedy byli dzieciakami i później w czasach szkoły, wtedy to akceptowała. Teraz zwyczajnie się przestraszyła, ale docierało to do niej dopiero.- Myślisz, że tylko ty jesteś zazdrosny? Ufam ci, dlatego nie wywlekam tego co robisz i jak, przy innych.- odparła z grymasem, cofając się o parę kroków.- Zerwałam je ze złości i urazy.- dodała cicho, ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Foch Marcela był tak donośnie milczący, że Steffen wyczuł go nawet z szafy. Przez chwilę chciał do niego podbiec w postaci szczura i wejść mu do kieszeni, ale to by chyba nic nie pomogło. Spanikowany, zbiegł/zeskoczył na ziemię i umknął na korytarz, a potem do kolejnego, pustego pomieszczenia, aby przemienić się tam w człowieka.
Wszedł do pokoju, w którym zgromadzili się Marcel, Aidan, Sheila i reszta ferajny z pewnością siebie, tak jakby stał i podsłuchiwał ich już wcześniej. Pewność siebie to klucz do sukcesu, gdy tak nagle się pojawiał.
-Aidan, jeśli nie umawiasz się z Sheilą to nie możesz bronić tego Marcelowi! - zauważył, stając obok Marcela i krzyżując ręce na ramionach.
Wszedł do pokoju, w którym zgromadzili się Marcel, Aidan, Sheila i reszta ferajny z pewnością siebie, tak jakby stał i podsłuchiwał ich już wcześniej. Pewność siebie to klucz do sukcesu, gdy tak nagle się pojawiał.
-Aidan, jeśli nie umawiasz się z Sheilą to nie możesz bronić tego Marcelowi! - zauważył, stając obok Marcela i krzyżując ręce na ramionach.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Parę. Uniósł brew, patrząc na nią chwilę. Ciśnienie zeszło, chłód wywołał w nim dreszcze, temperatura opadła, podobnie jak emocje. Stał jednak nieruchomo tuż przed nią, czując jeszcze zapach mydła, w którym się kąpała. Pachniała też pigwą. A może to już on, nie był pewien.
— Widziałem... — zaczął w odpowiedzi, a może już próbie usprawiedliwienia, dlaczego to zrobił, dlaczego tak wyskoczył. A jednak to wszystko wciąż gdzieś nie grało. Był już zbyt trzeźwy by zapomnieć, by poddać się jej sarnim oczom, czerwonym ustom. Ognista powoli, na nowo rozpalała go od wewnątrz. — Nie mówiłem o was każdemu kogo spotkałem bo bałem się, że was narażę. Nie wiem kim byli ci ludzie, Thomas mi nie powiedział. Nie chciałem by przypadkiem do nich dotarło. Ale nigdy tego nie ukrywałem. — I wtedy, w Londynie powiedział Jimmowi większość; to, co musiał wiedzieć. Kim byli, jak wyglądali. To była ostatnia szansa, by nie zwątpić, że żyją. Zaryzykował i szczęśliwie, odnalazł wtedy Sheilę. Mały Jim odnalazł. — Przez ostatni rok byłaś tuż pod nosem. Znam Finley. Przesiadywałem w cyrku u Marcela. A ona wagon obok. Gdyby wiedziała... — podniósł głos, w oczach zatliła się znów złość i rozpacz. A może wiedziała. Może zataiła to umyślnie. Była do tego skłonna? Tylko po co? — Powiedziałaś jej? — Na górze założył, że nie, ale nie był teraz pewien. Patrzył jej w oczy, gdzieś głęboko tliła się nadzieja. Nie musiał mieć racji. Nie musiał mieć prawdziwego powodu, wolałby się wygłupić, ale wiedzieć, że zrobiła wszystko, co mogła, by go odszukać. Że przyjaźniąc się z tancerką zwierzała jej się z życia, które miała. Nie mogłaby przecież przed kimś tak bliskim ukryć tęsknoty. Chciał wierzyć, że tęskniła, że miała kogoś kto mógł ją wesprzeć. Finley. Chciał wierzyć, że to była jej wina. I jego, bo przedwcześnie ocenił własną żonę. — Przepraszam — powiedział ciszej i łagodniej, kiedy się odsunęła. Zrobił krok zaraz za nią, patrząc jej oczy. Powiedz mi, że to Finley; że wiedziała, że nic nie zrobiła by nam pomóc. — Przepraszam — szepnął. Nie chciał jej ranić, oczernić. — Dopiero co... — ją odzyskał. Jak mógł pozwolić ją odebrać Castorowi? Komukolwiek? — To nie tak...— Nie chciał, by miała obawy, musiała uważać. Ufał jej. Nie ufał innym. Chyba. — Przepraszam— powtórzył jeszcze raz, ledwie słyszalnie.
— Widziałem... — zaczął w odpowiedzi, a może już próbie usprawiedliwienia, dlaczego to zrobił, dlaczego tak wyskoczył. A jednak to wszystko wciąż gdzieś nie grało. Był już zbyt trzeźwy by zapomnieć, by poddać się jej sarnim oczom, czerwonym ustom. Ognista powoli, na nowo rozpalała go od wewnątrz. — Nie mówiłem o was każdemu kogo spotkałem bo bałem się, że was narażę. Nie wiem kim byli ci ludzie, Thomas mi nie powiedział. Nie chciałem by przypadkiem do nich dotarło. Ale nigdy tego nie ukrywałem. — I wtedy, w Londynie powiedział Jimmowi większość; to, co musiał wiedzieć. Kim byli, jak wyglądali. To była ostatnia szansa, by nie zwątpić, że żyją. Zaryzykował i szczęśliwie, odnalazł wtedy Sheilę. Mały Jim odnalazł. — Przez ostatni rok byłaś tuż pod nosem. Znam Finley. Przesiadywałem w cyrku u Marcela. A ona wagon obok. Gdyby wiedziała... — podniósł głos, w oczach zatliła się znów złość i rozpacz. A może wiedziała. Może zataiła to umyślnie. Była do tego skłonna? Tylko po co? — Powiedziałaś jej? — Na górze założył, że nie, ale nie był teraz pewien. Patrzył jej w oczy, gdzieś głęboko tliła się nadzieja. Nie musiał mieć racji. Nie musiał mieć prawdziwego powodu, wolałby się wygłupić, ale wiedzieć, że zrobiła wszystko, co mogła, by go odszukać. Że przyjaźniąc się z tancerką zwierzała jej się z życia, które miała. Nie mogłaby przecież przed kimś tak bliskim ukryć tęsknoty. Chciał wierzyć, że tęskniła, że miała kogoś kto mógł ją wesprzeć. Finley. Chciał wierzyć, że to była jej wina. I jego, bo przedwcześnie ocenił własną żonę. — Przepraszam — powiedział ciszej i łagodniej, kiedy się odsunęła. Zrobił krok zaraz za nią, patrząc jej oczy. Powiedz mi, że to Finley; że wiedziała, że nic nie zrobiła by nam pomóc. — Przepraszam — szepnął. Nie chciał jej ranić, oczernić. — Dopiero co... — ją odzyskał. Jak mógł pozwolić ją odebrać Castorowi? Komukolwiek? — To nie tak...— Nie chciał, by miała obawy, musiała uważać. Ufał jej. Nie ufał innym. Chyba. — Przepraszam— powtórzył jeszcze raz, ledwie słyszalnie.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Poczuła się okropnie, bo nagle miała wrażenie, jakby była jakąś zwodzącą ludzi kokietką. Nie zamierzała wykorzystywać Marcela czy Aidana, po prostu chciała przyjść na sylwestra i…i teraz chyba już nic nie chciała. Ramiona jej opadły kiedy tak spoglądała na to kajanie się Moora czy dostrzegała zranienie i niezadowolenie na twarzy Marcela. Przecież to nie tak miało być, a nagle jeszcze do pomieszczenia wtrabanił się Castor (mimo wszystko wciąż doceniała jego pomoc przy sprzątaniu), Steffen, Thomas czy Leon (i chyba Nela?) jakby to było jakieś wybitne przedstawienie i można było się pośmiać albo pooglądać jak ludzie się kłócą.
- Nie wiem, czemu to robicie…przyszliśmy się tu bawić wszyscy razem i nagle dzieje się to, że wszyscy na siebie krzyczą, rzucają w siebie zaklęcia a potem uciekają, albo teraz wy sobie skaczecie do gardeł. – Przygryzła wargę. – Nie możesz być niemiły dla Marcela bo jesteś zazdrosny, skoro nie jestem niczyją dziewczyną, ani nikt mnie o chodzenie nie prosił. A teraz nawet go nie przeprosiłeś, bo wy chłopcy macie jakąś dziwną męską dumę.
Uniosła na nowo podbródek, spoglądając po wszystkich w pomieszczeniu, ale na nikim nie zatrzymując dłużej spojrzenia.
- Idę na spacer z Marsem, zanim znowu przeze mnie się coś stanie. A wy porozmawiajcie między sobą i się pogódźcie. I trzeba będzie posprzątać dom, bo zrobił się bałagan a my tu mamy spać! – Zagryzła jeszcze raz wargę, wychodząc z pomieszczenia, mając nadzieję, że nikt nie zauważy że łzy zaczęły jej lecieć.
- Nie wiem, czemu to robicie…przyszliśmy się tu bawić wszyscy razem i nagle dzieje się to, że wszyscy na siebie krzyczą, rzucają w siebie zaklęcia a potem uciekają, albo teraz wy sobie skaczecie do gardeł. – Przygryzła wargę. – Nie możesz być niemiły dla Marcela bo jesteś zazdrosny, skoro nie jestem niczyją dziewczyną, ani nikt mnie o chodzenie nie prosił. A teraz nawet go nie przeprosiłeś, bo wy chłopcy macie jakąś dziwną męską dumę.
Uniosła na nowo podbródek, spoglądając po wszystkich w pomieszczeniu, ale na nikim nie zatrzymując dłużej spojrzenia.
- Idę na spacer z Marsem, zanim znowu przeze mnie się coś stanie. A wy porozmawiajcie między sobą i się pogódźcie. I trzeba będzie posprzątać dom, bo zrobił się bałagan a my tu mamy spać! – Zagryzła jeszcze raz wargę, wychodząc z pomieszczenia, mając nadzieję, że nikt nie zauważy że łzy zaczęły jej lecieć.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Zatkało go i odetkało dopiero, gdy Sheila wyszła.
Szturchnął lekko łokciem Marcela i szepnął cicho, odwracając głowę w kierunku ucha przyjaciela:
-Ona chyba płacze! - na wypadek jakby się nie domyślił, Steff bywał czasem bardziej spostrzegawczy (o ile akurat nie swatał swoich przyjaciół... znaczy teraz też ich swatał, ale i n a c z e j). -Leć za nią, ja posprzątam...
Szturchnął lekko łokciem Marcela i szepnął cicho, odwracając głowę w kierunku ucha przyjaciela:
-Ona chyba płacze! - na wypadek jakby się nie domyślił, Steff bywał czasem bardziej spostrzegawczy (o ile akurat nie swatał swoich przyjaciół... znaczy teraz też ich swatał, ale i n a c z e j). -Leć za nią, ja posprzątam...
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czuła jak coś ciąży jej wewnątrz, gdy mówił, jak było. Wierzyła, że tego nie ukrywał, teraz bardziej niż gdyby usłyszała to jeszcze w domu na piętrze. Pokręciła powoli głową, by zaraz na moment oprzeć się czołem o jego bark, uginając delikatnie kark pod świadomością własnego błędu.- To moja wina, że nie zareagowała. Wiedziała, co straciłam i że próbuję odnaleźć męża, ale nigdy nie powiedziałam jej, że to Ty.- mówiła cicho, nie musiała podnosić głosu, stali zbyt blisko.- Cenię ją jako przyjaciółkę, ale nie wiem czemu wtedy nie powiedziałam wszystkiego.- z perspektywy czasu już wiedziała, że to była głupota, ale nic nie mogła poradzić. Rok, kiedy pozostała całkiem sama, opierał się na braku zaufania do wszystkich i wtedy zaczęła na przemiennie używać nazwisk, aż nie miała pewności kto zna ją pod jakim. Spojrzała mu w oczy, przypuszczając, że będzie zły, ale jeśli chciał prawdy, to właśnie ją dostawał. Przemilczała jedynie ponowne spotkanie z Fin w październiku, woląc nie dawać mu powodów do większego gniewu.- Nigdy nie ukrywałam przed nikim, że mam męża.- dodała, nie chciała żeby miał wątpliwości. Nie było żadnego poza nim. Nie odsunęła się już, kiedy zrobił krok, zamiast tego wyciągnęła ostrożnie dłonie, aby objąć go za szyję i przytulić raz jeszcze.- Wiem.- szepnęła przy jego uchu, kiedy urywał zdania.- I przepraszam, nie chciałam Cię zdenerwować.- przyznała, biorąc na siebie część winy za to, co się działo.
Odsunęła się po dłuższej chwili, by palcami złapać jego podbródek i odwrócić nieco głowę.- Który cię tak urządził? – spytała, zauważyła wcześniej zaczerwienienie na policzku, ale miała większe zmartwienia niż fakt, że zarobił w twarz. Nie szło ukrywać, że należało mu się. Była prawie pewna, że Castor nie dał rady sięgnąć Jamesa ani razu, ale w tamtej szamotaninie wszystko było możliwe.
- Chodźmy do środka.- darowała sobie już opieprz, że wyszedł na taki mróz bez kurtki. Później będzie marudził, jak się przeziębi.
Odsunęła się po dłuższej chwili, by palcami złapać jego podbródek i odwrócić nieco głowę.- Który cię tak urządził? – spytała, zauważyła wcześniej zaczerwienienie na policzku, ale miała większe zmartwienia niż fakt, że zarobił w twarz. Nie szło ukrywać, że należało mu się. Była prawie pewna, że Castor nie dał rady sięgnąć Jamesa ani razu, ale w tamtej szamotaninie wszystko było możliwe.
- Chodźmy do środka.- darowała sobie już opieprz, że wyszedł na taki mróz bez kurtki. Później będzie marudził, jak się przeziębi.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Nowy rok 57/58
Szybka odpowiedź