Nowy rok 57/58
Strona 24 z 25 • 1 ... 13 ... 23, 24, 25
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dolina Godryka
Dom Bathildy Bagshot Nowy Rok 1957/58 Sylwestrowa zabawa - goście z domu Bathildy Bagshot.
Szafka zniknięć
Sufit pełen gwiazd
Efekty mocarza
Szafka zniknięć
- Efekty kadzidła:
Aby umilić odpoczynek i wzmocnić nastrój w pomieszczeniu Steffen i James postanowili dodać pokojowi nieco magii. Dawny gabinet profesor Bagshot został przyciemniony — nie paliły się w nim żadne świece, nie docierało także światło z zewnątrz. Jedynym źródłem blasku były drobniutkie, iskrzące na suficie gwiazdy. Migoczące, bezchmurne niebo było prostą sztuczką, ale każdy kto zdecydował się położyć na śpiworach i odpocząć, wdychając dym z kadzideł mógł zobaczyć, że gwiazdy na niebie poruszały się, przybierając rozmaite kształty, budując opowiadane Steffenowi przez Jamesa cygańskie historie.
Aby sprawdzić, co pokazuje niebo nad głowami należy rzucić kością k6.
- Historie na nieboskłonie:
Efekty mocarza
- Efekty:
1. Alkohol mocno pali w gardło, tak bardzo, że nie jesteś w stanie wytrzymać i musisz go czymś popić. Wydaje ci się, że sięgnięcie po wodę jest dobrym pomysłem, jednak w pośpiechu i emocjach mylisz szklanki i wypijasz gin do dna, co przyprawia cię o mdłości. Jest jest to początek imprezy i nie zdążyłeś wypić zbyt dużo odbije się to tylko okropnym bólem głowy na drugi dzień. Jeśli jesteś już pijany, zachce ci się wymiotować...
2. Możliwe, że Marcel pomylił zaklęcia i chcąc przyspieszyć proces dochodzenia owoców w alkoholu i cukrze rzucił coś zupełnie niechcąco. Twój kieliszek zdaje się nie tracić swojej zawartości, a ty pijesz i pijesz, nie możesz przestać. Kiedy już jesteś w stanie przyjąć w siebie drinka i odsuwasz go od siebie, kieliszek wciąż jest pełny, jego zawartość wylewa ci się na strój, mocząc go z przodu całkowicie. Przyda ci się trochę zimnego powietrza i dużo wody, inaczej zaliczysz solidnego zgona.
3. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
4. Już po uwarzeniu alkoholu, kiedy nabrał swojego koloru, James postanowił zmienić jego barwę na jakąś przyjemniejszą i mniej kojarzącą się ze szczynami. Jego próba okazała się bezskuteczna - przynajmniej wtedy. Teraz, kiedy spojrzysz na zawartość szkła alkohol zmieni przypadkiem kolor, na taki który będzie ci się bardzo źle kojarzył. Jeśli jednak zaryzykujesz i wypijesz Mocarza do dna, zrozumiesz, że w smaku mimo ostrości jest bardzo dobry. Alkohol wprawi cię jednak w śmieszny nastrój i jeszcze przez pewien czas będziesz opowiadać ludziom sprośne lub głupie żarty.
5. Mocarz ma ostry smak i już po wypiciu zaczyna cię rozgrzewać. Możliwe, że chłopcy przesadzili z proporcjami, wlewając zbyt wiele alkoholu na tyle owoców i cukru. Nie dość, że dość szybko wpadniesz w pijacki nastrój, to jeszcze zrobi ci się bardzo gorąco. Ubrania, które masz na sobie zechcesz zdjąć, ale jeśli nie chcesz lub nie możesz tego uczynić będziesz szukać szybkiego sposobu na gwałtowną ochłodę. Kąpiel w wannie z lodowatą woda, wytarzanie się w śniegu, czy zmoczenie głowy w wiadrze może okazać się dobrym pomysłem.
6. Ponoć wystarczy jeden kieliszek, żeby przegiąć. To chyba właśnie ten kieliszek. Kiedy go wypijesz, niezależnie od tego, czy jest twoim pierwszym, czy nie, zaczynasz tracić głowę, a do tego strasznie poplącze ci się język. Wypowiedzenie prostych słów okaże się trudne, możesz seplenić i jąkać się, myląc słowa. Efekt jednak szybko z ciebie zejdzie, wystarczy kilka łyków czegoś bezalkoholowego.
7. Im mocniejszy alkohol tym silniejszy eliksir prawdy. Mocarz wyciska z ciebie wszystkie sekrety, pleciesz wszystko, co ślina przyniesie ci na język. Nie potrafisz powstrzymać się przed zwerbalizowaniem własnych myśli, nawet tych, które powinieneś lub wypadałoby zachować dla siebie. Może to tylko komplementy, może dwuznaczne propozycje — pilnuj się przez najbliższą godzinę, jeśli obawiasz się skutków.
8. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
9. Alkohol rozluźnia ciało i umysł. Wypicie jednego kieliszka pozwoli ci przełamać swoje własne bariery i przesunąć granicę na tyle, by nikt nie uznał cię za pijanego, ale na tyle, by dodać ci odwagi do robienia tego, co wcześniej wydawało ci się niemożliwe.
10. Marcel i James nie wymyli słojów, w których pędzili alkohol — nie zauważyli też, że na nich pozostały resztki warzonych przez Norę eliksirów. Alkohol po wypiciu nie wywołuje niczego, post skrzywieniem. jest mocny i choć słodki i ostatecznie przyjemny w smaku, silnie pali przełyk. Po tym jednak stajesz się znacznie atrakcyjniejszy dla pozostałych. Wydajesz się piękniejszy, bardziej urodziwy, czarujący i pociągający. Twoją zmianę może zauważyć każdy kto choć chwilę na ciebie spojrzy. Jak się okazało, Nora szykowała w słojach eliksir upiększający.
11. Alkohol jak alkohol. Jest mocny, a jego wyraźny smak pozostaje na języku i krtani dość długo. Niefortunnie zaplątało się w nim źle przecedzone źdźbło rozmarynu, które wbiło ci się w dziąsło i będzie ci przeszkadzać przez resztę wieczoru, jeśli się z nim jakoś nie uporasz.
12. Jeden kieliszek sprawił, że od razu zachciało ci się kolejnego, ale ugaszenie pragnienia w ten sposób jest złudne. Pijąc rzucasz jeszcze raz.
13. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
14. Mocarz, czy tego chcesz czy nie, zwiększył atrakcyjność ludzi wokół ciebie, niezależnie od wszystkich czynników. Nie łudź się, że życie stało się piękniejsze, alkohol po prostu zawrócił ci w głowie, wzmógł w tobie potrzebę bycia blisko innych — przytulenia, pocałowania, dotknięcia. Po prostu bycia blisko.
15. Masz ochotę zrobić coś szalonego. Nie wiesz co, ale czujesz się pobudzony i zachęcony do wzięcia udziału w czymś, o czym nigdy wcześniej byś nie pomyślał — a jeśli byś pomyślał, to zwyczajnie masz ochotę poddać temu i to zrobić. Niezależnie od tego, czy miałby to być taniec na stole, czy przytulenie nieznajomego, czujesz, że możesz żyć tą chwilą.
16. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
17. Zbyt szybkie wypicie alkoholu wywołało w tobie atak czkawki. Jest nagła i trudna do opanowania, co gorsza, przypomina czkawkę teperotabcyjną. Na szczęścia działa na niewielkie odległości i przenosi cię tylko z pokoju do pokoju przez kilka chwil. Wypicie szklanki wody przerwie ten dziwny cykl podróży.
18. Alkohol, jak każdy wie, wzmaga popęd. To stało się niezależne od ciebie, ale jedna z osób, które towarzyszyły ci w piciu na krótką chwilę wydała się atrakcyjniejsza od wszystkich pozostałych. Twoje serce zabiło szybciej, a w głowie pojawiły się kompletnie nie twoje myśli. Może to minie, może pozostanie - wiesz tylko ty.
19. Alkohol rozszerza naczynia krwionośne, a w takich ilościach, jak w przypadku Mocarza, zdaje się robić to bardzo wyraźnie. Twoje oczy zaczynają błyszczeć, usta wydają się pełniejsze, bardziej soczyste i miękkie, nabrzmiał krwią, a policzki lekko, zdrowo zaróżowione. O ile nie jest to któryś kieliszek z kolei nie musisz się niczym martwić.
20. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 27.12.21 21:02, w całości zmieniany 1 raz
- Szybciej, Steffen, moje już jest prawie gotowe! - zawołał za przyjacielem, nie oglądając się na niego. Wystarczy, ze go słyszał. Przeniósł proszące spojrzenie na Sheilę. Naprawdę musimy mu przerywać? Kiedy próbuje okopać tylko siebie jest niegroźny dla reszty. Próbował mu wziąć tę różdżkę prośbą i groźbą, ale nie posłuchał go ani razu. Mógł spróbować przemocą, ale na to był zbyt pijany.
Uniósł spojrzenie na Nealę, kiedy ujęła jego rękę. Zacisnął zęby, spinając mięśnie całego ciała, by nie okazać bólu. Skrzywił się z grymasem, gdy zapowiedziała ból. Nie żartowała, syknął. Zamknął oczy na parę chwil, alkohol odurzał, tłamsił ból, ale ten mknął przez nerwy z mocą. Kiedy Neala skończyła, przysiadł na brzegu pobliskiej ogrodowej fontanny, przyciągając rękę bliżej ciała. Musiał dojść do siebie.
Uniósł spojrzenie na Nealę, kiedy ujęła jego rękę. Zacisnął zęby, spinając mięśnie całego ciała, by nie okazać bólu. Skrzywił się z grymasem, gdy zapowiedziała ból. Nie żartowała, syknął. Zamknął oczy na parę chwil, alkohol odurzał, tłamsił ból, ale ten mknął przez nerwy z mocą. Kiedy Neala skończyła, przysiadł na brzegu pobliskiej ogrodowej fontanny, przyciągając rękę bliżej ciała. Musiał dojść do siebie.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Kiwnął głową, jakby chciał powiedzieć "aha". Oparł nieco mocniej swój ciężar ciała na Aidanie, by trochę odpocząć. Stanie było wymagające. — Czekaj... co?— spytał kiedy powiedział, że ktoś trzymał ręce na Sheili. Próbował sobie przypomnieć, ale pamiętał tylko Marcela, Aidana i siostrę w tym zestawieniu. — Kto?— Spojrzał na niego szczerze zdruzgotany. Kiedy jednak wspomniał o swoich planach i gotowości do działania, oczy mu się zaświeciły. Uniósł brwi jeszcze mocniej, patrząc na niego z bliska. Zaraz chciał coś dodać, ale Aidan zaczął mówić o taborze, a on całkiem spoważniał. Kilka razy w przeciągu całego wywodu poważniał, coraz bardziej i bardziej, aż w końcu sam się dziwił, że tu wciąż stoi. — Kcesz żebyśmy cię przyjęli do rodziny...? — spytał niepewnie; to byłaściwie był naprawdę nienajgorszy układ. — Jednym s nas... – To tak dumnie brzmiało; pierwszy raz w życiu się nad tym zastanowił. Żaden z gadziów nie mówił tego z takim namaszczeniem. Przez chwilę pół kurczaka, aż w końcu wskazał w niego widelce. — To świetny pomysł. Srób tak. — No, cóż, z daleka byś nie... czekaj, czekaj, co ty właściwie chcesz z nią robić?
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
Ostatnio zmieniony przez James Doe dnia 10.01.22 1:39, w całości zmieniany 2 razy
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- No Marcel. W pokoju z kadzidłami. Był spity, więc po prostu ich rozdzieliłem, ale później, gdy przyszedłem z ogródka on wciąż kręcił się koło niej. Pokłóciliśmy się, Sheila się popłakała... - I to z jego powodu. Jeśli będzie chciała z nim jutro rozmawiać, w sensie, że no dziś, to ją za to przeprosi, tyle razy, aż w końcu mu wybaczy. Bo miał nadzieje, że mu wybaczy. - Chcę. - Odpowiedział pewnie kiwnąwszy w zapewnieniu głową. Gdyby ożenił się z Sheilą, to już byliby rodziną, ale tu chodziło o coś więcej niż bycie rodziną tylko, bądź aż, dla niej, ale i dla nich wszystkich. Byli dla niej najważniejsi. Kochała ich. Rodzina była i dla niego ważna, a w takim wypadku oni też byliby jej częścią. Gdy James wskazał na niego widelcem mimochodem przełknął ślinę będąc pewnym, że to już koniec, ale jego następne słowa całkowicie go zadziwiły. - Naprawdę? Przyjęlibyście mnie? - Zapytał z mieszanką niedowierzania i nadziei. Nie wiedział czego mógłby spodziewać się po tej rozmowie. Łudził się, że rodzeństwo Doe się zgodzi, ale usłyszenie odpowiedzi tu i teraz... Kolejne pytanie sprawiło jednak, że błysk w oku i lekki uśmiech zniknęły, a jego policzki przyozdobił rumieniec. - Ja... w sensie, no chodziło mi o małżeńskie życie. Że, że o to dbanie o nią, uszczęśliwianie... - Zaczął bełkotać pod koniec zastanawiając się jak wybrnąć z tej sytuacji. ON NAPRAWDĘ TAK MYŚLAŁ. To d r u g i e mu nawet przez myśl nie przeszło. Znaczy przeszło, ale nie teraz! Znaczy, teraz tak, ale nie wcześniej jak o tym rozmawiali! Nie o TYM, a o TYM pierwszym. W sensie. Odetchnął głęboko starając się... myśleć. - Chciałbym być obok niej. Gdybyśmy się pobrali, to chciałbym by było to prawdziwe małżeństwo. - W tym PIERWSZYM sensie. W tym drugim też... Ale o to PIERWSZE mu się rozchodziło. Teraz.
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Spoglądała to na Marcela, to na Steffena, z rezygnacją wzdychając kiedy Marcel zachęcał przyjaciela aby dalej robił igloo. Nie wiedziała, po co to, ale trochę przypominało jej to pokazywaniu psu, gdzie powinien kopać, tak aby się czymś zajął. Może to jednak był sposób.
- Steffen, bardzo ładne igloo, opowiesz mi o tym zaklęciu?
- Steffen, bardzo ładne igloo, opowiesz mi o tym zaklęciu?
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Zamrugał kilkukrotnie poważiejąc, odsuwając się od niego, by stanąć na własnych nogach, ale zachwiał się. Oparł się więc ręką o stolik, jak gdyby nigdy nic. Był po prostu zmęczony, Moore nigdy by tego nie zauważył.
— Marsel był spity? — spytał zdumiony tą makabryczną informacją, ale dopiero po chwili, kiedy spojrzał w górę, w sufit, zdał sobie sprawę, że chyba nie o to chciał spytać. Zmarszczył brwi, zerkając na chłopaka. Spróbujmy jeszcze raz. — Marsel był w pochoju z kacidłami? — No był, to była podchwytliwa informacja? Czekał na ciąg dalszy, ale stracił kontekst rozmowy. O co właściwie chodziło Aidanowi? — Sheija płakała bo się pokłósiliśsie — tyle zrozumiał, powiedział w końcu wprost, jasno i klarownie. — Więs płakała przes siebie? Piepszony traniu, polecisz do niej teras w podskokach i pszeprossisz ją na kolanach. Jasne? — Był starszym bratem, musiał jakoś zareagować na tę rewelacje. Kurwa, ale mi szumi w głowie. — Ja, ehm... Muszę iś na górę, sprawsić, czy faje-erferki są gotowe. Saras bęsie północ. — Pokiwał głowa. Tak, dyplomatycznie wybrnij z tego, James. Próbował zrobić krok w kierunku wyjścia z kuchni, ale Moore mówił o tym wspólnym życiu, ślubie z Sheilą. — Płakała przes siebie to stafka wsrośnie... poliszę to na gósze i zaraz ci powiem... Ile w końsu. — Pokiwał głową i wskazał w niego ostrzegawczo palcem. Ruszył chwiejnym krokiem w kierunku drzwi, ale wrócił się, by wiać bułkę jeszcze ze sobą i klepnąć Aidana w pierś z głupim uśmiechem. Ruszył dalej, przez korytarz, ale przeciąg między drzwiami czy czymś pociągnął go w jedną stronę, zatoczył się na wazon z wyzwaniami. Naczynie zakołysało się i runęło, ale zaskakująco szybko je złapał. — Sieć. Sieć tu.— Postawił go z powrotem na miejscu i pogroził mu palce.
— Marsel był spity? — spytał zdumiony tą makabryczną informacją, ale dopiero po chwili, kiedy spojrzał w górę, w sufit, zdał sobie sprawę, że chyba nie o to chciał spytać. Zmarszczył brwi, zerkając na chłopaka. Spróbujmy jeszcze raz. — Marsel był w pochoju z kacidłami? — No był, to była podchwytliwa informacja? Czekał na ciąg dalszy, ale stracił kontekst rozmowy. O co właściwie chodziło Aidanowi? — Sheija płakała bo się pokłósiliśsie — tyle zrozumiał, powiedział w końcu wprost, jasno i klarownie. — Więs płakała przes siebie? Piepszony traniu, polecisz do niej teras w podskokach i pszeprossisz ją na kolanach. Jasne? — Był starszym bratem, musiał jakoś zareagować na tę rewelacje. Kurwa, ale mi szumi w głowie. — Ja, ehm... Muszę iś na górę, sprawsić, czy faje-erferki są gotowe. Saras bęsie północ. — Pokiwał głowa. Tak, dyplomatycznie wybrnij z tego, James. Próbował zrobić krok w kierunku wyjścia z kuchni, ale Moore mówił o tym wspólnym życiu, ślubie z Sheilą. — Płakała przes siebie to stafka wsrośnie... poliszę to na gósze i zaraz ci powiem... Ile w końsu. — Pokiwał głową i wskazał w niego ostrzegawczo palcem. Ruszył chwiejnym krokiem w kierunku drzwi, ale wrócił się, by wiać bułkę jeszcze ze sobą i klepnąć Aidana w pierś z głupim uśmiechem. Ruszył dalej, przez korytarz, ale przeciąg między drzwiami czy czymś pociągnął go w jedną stronę, zatoczył się na wazon z wyzwaniami. Naczynie zakołysało się i runęło, ale zaskakująco szybko je złapał. — Sieć. Sieć tu.— Postawił go z powrotem na miejscu i pogroził mu palce.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Obejrzał się w bok, przez chwilę rozważając zniknięcie w mroku, gdzieś za płotem, i przejście pod dom Aurory; powinien się tam chyba pojawić, chociaż na chwilę. Złożyć życzenia, przywitać się. Ale było już bardzo późno. A on był już bardzo zmęczony. Nie wziął nawet kurtki, a przez rozdartą koszulę zaczynał odczuwać ziąb. Ból minął, choć wciąż kręciło mu się w głowie. W końcu stanął na równe nogi, chwiejnie, podchodząc bliżej dziewczyn.
- Imponująse jak pałas królowej lodu - przytaknął słowom Sheili, otaczając ją ramieniem; kiedy Steffen zaczynał mówić o transmutacji, nic nie było w stanie go powstrzymać, a on nie miał już siły o tym słuchać. Przesunął się w kierunku domu, chcąc zabrać ją ze sobą. - Neala, choć - zawołał do drugiej dziewczyny, wołając ją do środka. Podążał do wnętrza domu zdecydowanym, ale powolnym krokiem nieustannie szukającym balansu chroniącego przed niechybnym upadkiem; grawitacja nie była mu już przyjaciółką.
- Jimmy - zawołał za nim, wyrywając się w jego stronę , ramię otoczyło szyję przyjaciela, która pomogła mu zachować równowagę, nie można było tego samego powiedzieć o wazonie, który znów zachwiał się niebezpiecznie. - Jimmy, muszę ci coś powiedzieć - zapowiedział, mrugając parę razy, gdzieś w głowie majaczyło nocne niebo i dom Aurory. - Tam - zawołał, wskazując na szczyt schodów. Wędrówka była daleka, ale oni byli niezwyciężeni. Podołają. Nigdy się nie poddadzą. - I ras... - zaczął, stawiając stopę na pierwszym stopniu...
- Imponująse jak pałas królowej lodu - przytaknął słowom Sheili, otaczając ją ramieniem; kiedy Steffen zaczynał mówić o transmutacji, nic nie było w stanie go powstrzymać, a on nie miał już siły o tym słuchać. Przesunął się w kierunku domu, chcąc zabrać ją ze sobą. - Neala, choć - zawołał do drugiej dziewczyny, wołając ją do środka. Podążał do wnętrza domu zdecydowanym, ale powolnym krokiem nieustannie szukającym balansu chroniącego przed niechybnym upadkiem; grawitacja nie była mu już przyjaciółką.
- Jimmy - zawołał za nim, wyrywając się w jego stronę , ramię otoczyło szyję przyjaciela, która pomogła mu zachować równowagę, nie można było tego samego powiedzieć o wazonie, który znów zachwiał się niebezpiecznie. - Jimmy, muszę ci coś powiedzieć - zapowiedział, mrugając parę razy, gdzieś w głowie majaczyło nocne niebo i dom Aurory. - Tam - zawołał, wskazując na szczyt schodów. Wędrówka była daleka, ale oni byli niezwyciężeni. Podołają. Nigdy się nie poddadzą. - I ras... - zaczął, stawiając stopę na pierwszym stopniu...
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Słysząc pierwsze pytanie pokiwał energicznie głową chcąc naprowadzić w końcu chłopaka do puenty. Przy drugim tak samo. Przy trzecim już mniej ochoczo, czując kolejną falę wstydu. - Przeproszę ją. - Ale może nie teraz... Pewnie wciąż była na niego zła, na nich, na tą noc. Jutro rano to zrobi. Znaczy dziś. W podskokach. Na kolanach. Byleby mu tylko wybaczyła jego głupotę. Ze zdziwieniem wpatrywał się w Jamesa. I co? To, że to tyle? Przetarł dłonią twarz w sfrustrowaniu. Sam sobie porozmawia z Marcelem. - Em, jasne. - Wykrzywił usta w czymś na kształt uśmiechu, ale nie dosięgał on oczu. Starał się ukryć swoje rozczarowanie brakiem odpowiedzi, a raczej jej uniknięciem. Mógł zrzucić to na stan Jamesa, a może wręcz przeciwnie, może właśnie na chwilę oprzytomniał, wytrzeźwiał słysząc te wszystkie rewelacje i chciał uciec od tematu? Z nim też będzie musiał porozmawiać. Słysząc kolejne słowa pokiwał głową zastanawiając się skąd on weźmie tyle pieniędzy. - Uważaj tylko na siebie. - Rzucił jeszcze za chłopakiem, akurat w tym samym momencie, gdy usłyszał łoskot kołyszącej się wazy. Westchnął ciężko rozglądając się po pustej kuchni. Nie tak to miało wyglądać. Nie tak... Wstawił wodę na herbatę, odgrzał jedzenie, przygotował ciepłe koce, po czym, mijając się z Marcelem, wychylił się z domu. - Wracajcie już! Jest strasznie zimno! Steff! Ty też! Czy to... iglo? - A jednak mu się udało.
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gdzieś z tyłu usłyszał jeszcze głos Aidana. Ledwie postawił wazę do pionu, kiedy przyjaciel rzucił się na niego, o mało nie zwalając go z nóg, jak niedźwiedź wyskakujący z lasu na biednego przechodnia. Waza zakołysała się znów niebezpiecznie; czas zwolnił Widział jak powoli przechyla się znów na jedną stronę, ale nie był w stanie zareagować szybciej. A później runęła w dół, roztrzaskując się na miliony milionów odłamków. — Whoops... — jęknął, parząc na rozsypane szkło i dziesiątki drobnych zawiniętych pergaminów. — Wygraliśmy? — spytał, spoglądając na Marcela. Wtedy też przypomniał sobie o czymś, Aidan coś wspominał. — Ja tesz si muszę soś powiecieć. — Podążył spojrzeniem w górę, na schody, a później opierając swój ciężar na Marcelu ruszył z nim. — I twa, tszy. I snóf, ras, twa i tszy.— Podróż trwała co najmniej siedem minut, wiele mogło się wtedy jeszcze zdążyć, ale kiedy w końcu udało im się zwycięsko dotrzeć, ruszyli w stronę sypialni. — Przystafiałeś się to mojej siostry? — spytał, spoglądając na przyjaciela z blisko. Chciał wyglądać groźnie, ale powieki mu opadały i żeby nie zamknąć oczu podczas drogi do łóżka musiał wysoko unieść brwi, przez co wyglądał na zdziwionego. — Mófił, sze chse się s nią oszenić. Wejść to rociny. Rosumiesz? Powieciałem mu, sze ma załatwiś ciesięć koni, sześ fosów i hajs— Czy jakoś tak, nie pamiętał już. Pchnął drzwi sypialni, ściągając z Marcela rękę — Cięki, sze mnie otprowaciłeś, stary.— Uznając, że go dostarczył tylko, zwalił się na łóżko, na brzuchu.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Miaszczącą przefagą - zapewnił przyjaciela, nie zwracając większej uwagi na rozsypane zwitki papieru, nie miał pojęcia, kto wygrał, parę godzin temu przestał liczyć punkty, ale wtedy mieli faktycznie przewage na tyle mocną, że dziewczynom niesamowicie trudno byłoby ją odrobić. Noga za nogą, wspinali się w górę razem.
- Co? - zapytał z niedowierzaniem, obracając głowę w kierunu przyjaciela - jednak James był równie zdziwiony, co on sam. - Ona tak powiedziała? - Sissy tak powiedziała? Że się przystawiał? Co to było za hasło, spędzili razem trochę czasu, to wszystko, czy tak reagowała, kiedy tego nie słyszał? - Aidan - poprawił się za chwilę, nie, Sissy by tego nie powiedziała. Nigdy. - Gnój - mruknął pod nosem, donosiciel, nie potrafił poradzić sobie sam, więc pobiegł na skargę - gdyby był mniej pijany, to prychnąłby z oburzeniem. - Co chce? - zapytał, kąciki jego ust zadrżały i uniosły się wyżej, zanim się zaniósł trudnym do skontrolowania śmiechem. Młody musiał wypić więcej, niż potrafił. Na szczęście oni wciąż byli trzeźwi. Sheila dopiero co zrugała go, że nie prosił jej o żadne chodzenie, a on myślał o ślubie? Ile on w ogóle miał lat, piętnaście? - Dobre - skomentował krótko, przewracając się na łóżko w ślad za Jamesem, na plecy. - Bardzo dobre - dodał ciszej, choć kąciki jego ust już opadły, a sufit zaczął subtelnie wirować w prawą stronę. W środku było wreszcie tak ciepło, przemarznięta na zewnątrz skóra dopiero teraz czula się otulona tempetaturą. Powieki stawały się coraz cięższe, aż w końcu opadły. Miał mu coś powiedzieć, co? Aurora? On o coś pytał, o co? Już nie pamiętał, zasnął.
- Co? - zapytał z niedowierzaniem, obracając głowę w kierunu przyjaciela - jednak James był równie zdziwiony, co on sam. - Ona tak powiedziała? - Sissy tak powiedziała? Że się przystawiał? Co to było za hasło, spędzili razem trochę czasu, to wszystko, czy tak reagowała, kiedy tego nie słyszał? - Aidan - poprawił się za chwilę, nie, Sissy by tego nie powiedziała. Nigdy. - Gnój - mruknął pod nosem, donosiciel, nie potrafił poradzić sobie sam, więc pobiegł na skargę - gdyby był mniej pijany, to prychnąłby z oburzeniem. - Co chce? - zapytał, kąciki jego ust zadrżały i uniosły się wyżej, zanim się zaniósł trudnym do skontrolowania śmiechem. Młody musiał wypić więcej, niż potrafił. Na szczęście oni wciąż byli trzeźwi. Sheila dopiero co zrugała go, że nie prosił jej o żadne chodzenie, a on myślał o ślubie? Ile on w ogóle miał lat, piętnaście? - Dobre - skomentował krótko, przewracając się na łóżko w ślad za Jamesem, na plecy. - Bardzo dobre - dodał ciszej, choć kąciki jego ust już opadły, a sufit zaczął subtelnie wirować w prawą stronę. W środku było wreszcie tak ciepło, przemarznięta na zewnątrz skóra dopiero teraz czula się otulona tempetaturą. Powieki stawały się coraz cięższe, aż w końcu opadły. Miał mu coś powiedzieć, co? Aurora? On o coś pytał, o co? Już nie pamiętał, zasnął.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
—So pofieciała? Nie Sissi — burknął pod nosem, obracając głowę w kierunku ściany. Leżał na brzuchu, z policzkiem przyciśniętym do poduszki. Coś wbijało mu się w brzuch, coś podpowiadało mu, że to kawałek garderoby Finley, ale nie chciało mu się sprawdzić. Potem otworzył oczy, zastanawiając się, czy tu Finley... Uniósł głowę, ale Marcela nigdzie nie było. Położył się znów, chciał obrócić na bok, ale się okazało, że coś mu przeszkadza. A raczej ktoś. – Pszesu ssie — mruknął, układając się wygodniej. Przymknął oczy, czując, że usypia. — Marsel? Muszę si soś powiedzieć... Nie usnę, jeśli techo nie srobię. — Uniósł lekko głowę. — Mersel? Spisz? Obuć się, muszę si soś powiedzieć... To był zaszyt się posnać. Takiego kurfa kumpla to se świesą szukać. Jesteś moim najlepszym pszyjasielem. Pamiętaj o tym, okej? Jak soś słego się wytarzy, pamiętaj, sze to nie ja, okej? A jeśli na to nie sspesjalnie. Jesteś zajebisty, ziom.— Położył głowę na poduszkę i usnął.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Odetchnął, nie Sis, oczywiście, że nie. Nigdy by tak nie powiedziała.
- Nie rozfalaj się tak - mruknął, przewracając się na bok, coś przewracało mu się w żołądku. Nie zjadł kolacji i był głodny. Robiło się zimno. Było mu niedobrze. - Szim - mruknął przez sen, daj mi spokój, chcę spać. - No dopra, móf - wymamrotał, obracając się w jego stronę. Jego piękny dowód przyjaźni był wzruszający. Jego usta mimowolnie ułożyły się w błogim uśmiechu. - Szim, ty jesteś najlepszy - odpowiedział, bez zawahania. - Bez ciebie, stary, szystko by było bezsensu. To były najlepsze urodziny - dodał, kładając policzek na poduszce, przodem do niego. - Szim - dodał, rozbudzony. - Szim, nie śpij teras, ja tesz musze ci coś pofiedzieć. Szim - Sztruchnął go. - Szim, ona jest w cionszy.
- Nie rozfalaj się tak - mruknął, przewracając się na bok, coś przewracało mu się w żołądku. Nie zjadł kolacji i był głodny. Robiło się zimno. Było mu niedobrze. - Szim - mruknął przez sen, daj mi spokój, chcę spać. - No dopra, móf - wymamrotał, obracając się w jego stronę. Jego piękny dowód przyjaźni był wzruszający. Jego usta mimowolnie ułożyły się w błogim uśmiechu. - Szim, ty jesteś najlepszy - odpowiedział, bez zawahania. - Bez ciebie, stary, szystko by było bezsensu. To były najlepsze urodziny - dodał, kładając policzek na poduszce, przodem do niego. - Szim - dodał, rozbudzony. - Szim, nie śpij teras, ja tesz musze ci coś pofiedzieć. Szim - Sztruchnął go. - Szim, ona jest w cionszy.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Nie byłam do końca pewna, jak mi się to udało. Bo alkohol trochę krążył mi w głowie. Trochę, to mało powiedziane. Trochę bardzo. Lepiej. Oooj lepiej. Może byłam urodzona uzdawiaczką? Siostra Neala? Skrzywiłam się do własnych myśli. Nie chciałam być żadną siostrą. Skąd to wzięłam? Podskoczyłam kiedy pojawiło się to igloo. Zmarszczyłam brwi na chwilę na nie spoglądając. Ale zawołana ruszyłam tam, gdzie mnie wołano. Do środka weszłam jeszcze za Marcelem, ale tam gdzieś odbiłam, bo jakaś głodna byłam znikając w kuchni. A kiedy na korytarz wyszłam to jego już nie było. Ładnie nie, nie poczekać na mnie. Właściwie gdzie była reszta? Nie wiedziałam, wspinając się po schodach do góry wędrowałam.
- Hooop hoooo… - zaczęłam licząc na odzew, ale zanim go dostałam stałam - Tu jezdeście. - stwierdziłam wchodząc kilka kroków. - Śpicie? - chciałam wiedzieć przekrzywiając głowę w bok. Jak śpią to bez sensu.
- Hooop hoooo… - zaczęłam licząc na odzew, ale zanim go dostałam stałam - Tu jezdeście. - stwierdziłam wchodząc kilka kroków. - Śpicie? - chciałam wiedzieć przekrzywiając głowę w bok. Jak śpią to bez sensu.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Uśmiechnął się głupio z zamkniętymi oczami. Otworzył jedno oko po chwili i zerknął na niego, ale wszystko mu się rozmazywało. Marcel te był jakiś niewyraźny.
— Fiem — mruknął nieskromnie i uniósł brwi. Ale potem zamknął oczy znów. — Mhm? — Słyszał drugie przez dziesiąte. Coś tam o ciąży. Obrócił się na brzuch znów, pchają go w stronę krawędzi. — Tso? Cionszy? Sisi?— wybełkotał, próbując poskładać to jakoś w całość, ale nie szło mu. — S Aidanem? — Chciał spytać o coś jeszcze, ale wtedy ktoś wszedł do pokoju. Przymknął oko na światło z zewnątrz. — Mhhhhhhmmm, sgaś to. Samknij trzwi. — jęknął, dłonią osłaniając oko.
— Fiem — mruknął nieskromnie i uniósł brwi. Ale potem zamknął oczy znów. — Mhm? — Słyszał drugie przez dziesiąte. Coś tam o ciąży. Obrócił się na brzuch znów, pchają go w stronę krawędzi. — Tso? Cionszy? Sisi?— wybełkotał, próbując poskładać to jakoś w całość, ale nie szło mu. — S Aidanem? — Chciał spytać o coś jeszcze, ale wtedy ktoś wszedł do pokoju. Przymknął oko na światło z zewnątrz. — Mhhhhhhmmm, sgaś to. Samknij trzwi. — jęknął, dłonią osłaniając oko.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Sisi jest w cionszy z Aidanem? - powtórzył po Jamesie, tuz po tym, jak ucichł krzyk Neali. Coś mu mówił, ale co..? Już nie pamiętał, to stąd ten ślub i te konie...? Robiło mu się coraz bardziej niedobrze. Odepchnął go niechętnie, kiedy znowu zaczął się rozwalać. - Szimy, tu nie ma miejsca, przestań - zamarudził. - I pszynieś kolacje - dołączył do koncertu życzeń Jamesa, kierując te słowa do Neali. Przewracało mu się w żołądku.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Weszłam do pokoju, zostawiając uchylone drzwi odnajdując w końcu jednostki jakieś. Pytanie padło, ale zamiast odpowiedzi słowa. Wykrzywiłam usta niezadowolona. Bo jak to oni się tu pokładali?
- Co? - zapytałam, bo przecież tutaj nic się nie paliło chyba, nie? Już się miałam odwracać, ale Marcel coś mówić zaczął więc się zatoczyłam spoglądając na niego. Nabierając powietrza w policzki w oburzeniu, żeby rzecz jasna i oczywista odmówić.
- Dobra. - coś poszło nie tak. Zmarszczyłam brwi do samej siebie i przez samą siebie na pięcie się odwracając i wychodząc. - Kolacje, kolacje... - mruknęłam zaczynając wędrówkę na dół ponowną. Zapominając zgasić to, co James chciał żeby zgaszone było. Drzwi zostały za mną otwarte chyba, może. Powtarzałam, bo jakoś tak wrażeniu się oprzeć nie mogłam, że jak nie powtórzę, to wezmę i zapomnę.
- Co? - zapytałam, bo przecież tutaj nic się nie paliło chyba, nie? Już się miałam odwracać, ale Marcel coś mówić zaczął więc się zatoczyłam spoglądając na niego. Nabierając powietrza w policzki w oburzeniu, żeby rzecz jasna i oczywista odmówić.
- Dobra. - coś poszło nie tak. Zmarszczyłam brwi do samej siebie i przez samą siebie na pięcie się odwracając i wychodząc. - Kolacje, kolacje... - mruknęłam zaczynając wędrówkę na dół ponowną. Zapominając zgasić to, co James chciał żeby zgaszone było. Drzwi zostały za mną otwarte chyba, może. Powtarzałam, bo jakoś tak wrażeniu się oprzeć nie mogłam, że jak nie powtórzę, to wezmę i zapomnę.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Strona 24 z 25 • 1 ... 13 ... 23, 24, 25
Nowy rok 57/58
Szybka odpowiedź